I wtedy właśnie dostrzegła Nikogo wracającego z treningu, kierującego się w stronę legowiska uczniów. Od razu poderwała się na łapy, po czym potruchtała do wejścia siedziby terminatorów. Zatrzymała się, aby spojrzeć do środka i zobaczyć, jak Nikt układa się na mchu. Nie miała zamiaru mu pozwolić na bezczynne gnicie bez myśli i marzeń, bez niczego, tylko jako puste ciało bez tej iskry, którą powinien mieć każdy żywy kot.
Weszła do legowiska, po czym usadowiła się tuż obok syna poległej Doli, tak, że ich futra się stykały.
- Cześć, Niktusiu! Jesteś może głodny? - spytała. - załatwię ci mysz! - miauknęła, nie czekając na odpowiedź, po czym wybiegła z legowiska.
Załatwi specjalnie dla czarnego arlekina piszczkę! Dostrzegając, że na stosie jest akurat jedna, drobna mysz, podbiegła do niego, po czym chwyciła ją w zęby. Wtedy usłyszała głos.
- Hej, pierwsi jedzą wojownicy. - miauknął Szpak, podchodząc do niej.
- Nie ma praktycznie jedzenia - miauknęła, odkładając piszczkę. - Wbrew pozorom, uczniowie też coś muszą jeść, wiesz? - warknęła z urazą w głosie, po czym chwyciła z powrotem piszczkę w zęby - żyfę ci niefobrego dnia - dodała jeszcze na odchodne, po czym wróciła do Nikogo z piszczką w pyszczku. Położyła ją przed nim, po czym z uśmiechem wymruczała - proszę, to dla ciebie. Musisz jeść, by byś silnym. - miauknęła, podsuwając mu chudą piszczkę pod nos. Lepsze ryc niż nic, prawda?
Czarny spojrzał na mysz, a szylkretka już zaczęła mieć nadzieję, iż zgłodniał. Ale już po chwili kocur odwrócił łeb w drugą stronę, nie biorąc jedzenia w pysk.
Nie! Nie mógł się głodzić, bo umrze! Musiała coś zrobić! Nie mogła mu na to pozwolić! Na taką…wegetacje i jeszcze do tego zgon!
- Nikt...spójrz na mnie... - delikatnie przystawiła mu łapę do policzka, po czym obróciła lekkim ruchem jego głowę w swoją stronę, tak, by patrzył w jej ciemno zielone oczy. - musisz jeść...żeby przetrwać. - miauknęła. - zjedz - dodała, podsuwając arlekinowi piszczkę jeszcze bliżej jego białych łap. Ten spojrzał jej w oczy, a ona poczuła dreszcz niepewności. Czy zje posiłek? Czy jej posłucha? Następnie kocur przeniósł spojrzenie na piszczkę, a ona z uwagą na to wszystko patrzyła. Poczuła ukłucie w sercu, gdy odsunął pożywienie łapą, wprost pod jej łapy, dając jej znać, że on sobie poradzi bez tego, a jej przyda się to w jego mniemaniu bardziej.
Nie, nie, nie, nie! Uparcie podsunęła mu mysz z powrotem pod pysk, z zaciętym wyrazem pyszczka.
- Pi pi pi - zaczęła naśladować głos wydawany przez piszczkę, opierając ją o jego polik. Chciała go trochę pobudzić. Jego instynkty. Żeby może obudził się z tego transu, który trwał od całego już tygodnia. Czarny otworzył pysk, ale znów go zamknął. Jego oczy nabrały żywszej barwy, a z gardła uciekło westchnięcie. Skubnął kawałek myszy, co wprawiło Miodunkę w zachwyt. On…jadł! Jadł! Udało jej się! Udało jej się jakąś cząstkę osoby, jaką był Nikt, przywrócić do świata! Resztę niezjedzonej myszy kocurek próbował oddać córce Plusku, ale ona nie miała zamiaru na to pozwolić. Przyniosła te piszczkę dla niego, nie dla siebie. Ona sobie poradzi, on od dawna nie jadł. Dlatego delikatnie skubnęła taki sam kawałek, jak Niktuś, aby go udobruchać, po czym podsunęła mu mysz z powrotem, dając znać, że będą jeść na zmianę, po jednym gryzie. Może takie coś wypali? Żółtooki znów skubnął mysz, patrząc na Miodunkę zmęczonym wzrokiem, oddając jej resztę. Powtórzyła to, co zrobiła wcześniej. Znów skubnęła, po czym znowu przysunęła do niego mysz. Już myślała że będzie taki układ ciągnąć w nieskończoność, ale na szczęście ku jej zdziwieniu i zadowoleniu nie! Brat Niczego odgryzł pół piszczki, po czym większą część dał kotce, przytulając swoją część, by się z nim nie zamieniła. Widząc to odgryzła taką samą część, jaką miał Nikt, a resztę zostawiła między nimi. Zjadła, to, co miała między łapami, po czym zaczęła czekać, aż Nikt zje, to co sobie tam trzymał, by mogli dokończyć ten mały kawałeczek, który został, wspólnie.
Kocur mimo iż dosyć niechętnie, ostatecznie zjadł swoją część, patrząc na oderwane mięso, które leżało przed nimi. Łapką ponownie przesunął je do Miodunki, uporczywie domagając się, by ta je zjadła. Pręgowana terminatorka zjadła połowę tego, co jej podsunął pod łapy, po czym resztę przysunęła pod pyszczek Nikogo. Czarny pokręcił noskiem, grymasząc i oddając jej resztkę. Ponownie podsunęła mu jedzenie pod nos, uporczywie się w niego wpatrując. On teraz się uparł, ale ona też i nie zamierzała tego zjeść. On musiał. Arlekin odwrócił głowę, ponownie raniąc serduszko Miodunki i zasłaniając pyszczek łapkami. Nie. Nie pozwoli mu na to. Chwyciła kawałeczek w zęby, po czym podeszła do jego pyszczka od frontu, i położyła mu resztkę myszy na łapach.
- Niee – jęknął, a czas się jakby zatrzymał, gdy pół nocniak wykręciał głowę w bok.
- Ty...ty mówisz! – miauknęła zszokowana i uradowana. Zostawiła mięso samo sobie, po czym wtuliła się w niego. - Nikt! Ty mówisz! - miauczała uradowana, liżąc energicznie kocurka po łebku. Udało jej się…Udało jej się go przywrócić! Kocur Skrzywił się na ten gest, czego nie zauważyła rozanielona córka Plusk, jednak odetchnął, kiedy ta zaprzestała mu wciskać jedzenie. Wydał z siebie niezrozumiałe burknięcie w jej sierść. Ta przytuliła go, mrucząc. Tak się cieszyła, że powoli dochodził do siebie! Polizała go czule za uszami, mając zamknięte oczy i szeroki uśmiech na pyszczku. Nikt leżał tak wtulony i wymuskany przez jej język jeszcze chwilę, po czym uniósł na nią wzrok.
- Tak. Mówię.
- Tak bardzo się cieszę! - miauknęła uradowana, wtulając się w jego miękkie futerko - nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie martwiłam, ale widzę, że wstajesz powoli na łapy! - miauknęła, liżąc go znowu.
- Tak... - przyznał jej rację słabotliwie. - T-to twoja wina... Nie dałaś mi przepaść...
Tak…nie dała mu przepaść. Uratowała jego osobę, jego świadomość. Wrócił. Wrócił na ziemię. Do niej. Dzięki niej i…dla niej.
- Cieszę się, iż mogłam pomóc ci dojść do siebie - miauknęła, liżąc go za uchem. - tęskniłam. - wymruczała, tuląc się do terminatora Krwawnika.
- Przecież...byłem cały czas tutaj... - szepnął, nie rozumiejąc jak mogła za nim tęsknić, gdy wręcz ciągle przy nim siedziała, liżąc i tuląc.
- Było twoje ciało. Ale nie ty. Byłeś jakby...w innym świecie. Co mi z ciała, kiedy nie siedzi w nim Niktuś? - spytała, rumieniąc się, bo pierwszy raz uświadomiła sobie, iż użyła tego określenia na głos. Polizała go po policzku, cała spalając buraka, po czym wtuliła głowę w jego futerko.
- Byłem... wszystko pamiętam... tylko... - na chwilę przerwał, kiedy go polizała, po czym kontynuował. - Byłem zmęczony...
- Cieszę się...że wróciłeś...do mówienia - powiedziała - do kontaktowania się z otoczeniem... – dodała tygrysio pręgowana, tuląc arlekina do siebie.
- Nie chcę wrócić... Będzie tylko gorzej... - szepnął, znów zatapiając pysk w jej sierści, przez jej tulasa. - Czemu się mną opiekujesz? Jestem przecież nikim...
Na te słowa serce jej prawie stanęło.
- Nie! Nie jesteś nikim...zostań ze mną...proszę...nie będzie gorzej, jeśli stawimy czoła światu...ja...kocham cię...Nikt... - miauknęła, wtulając się w niego jeszcze bardziej, przez co stali się jednym wielkim kocim kłębkiem futra. Wewnątrz poczuła stres, jak i motyle w brzuchu i ciepło, rozchodzące się od jej serca po całym jej ciele. Ten pPrzymknął oczy, milcząc przez jakiś dłuższy czas. Leżeli tak wsłuchując się w swoje oddechy i bicie serca. Te Miodunki szalało, jego pozostawało spokojnie.
- Jak wolisz... - mruknął w końcu Nikt.
W odpowiedzi zapiszczała ze szczęścia i podekscytowania, wtulając się w niego.
- Kocham cię, kocham cię... - wyszeptała, czując jego ciepło przy sobie, szczęśliwa w euforii, że jej nie odrzucił...a wręcz…się na to godził! Czarny ziewnął chowając nos w jej futrze, a jej zrobiło się gorąco.
- I co teraz? Nie wiem co to znaczy.
- To...to znaczy, że od teraz jesteśmy...parą...- wymruczała, choć jej głos przypominał bardziej radosny pisk, kiedy polizała Nikogo po głowie, a jej serce zaszalało jeszcze bardziej w jej klatce piersiowej. Arlekin uniósł bardzo powoli na nią wzrok, jak ktoś kto późno łączy fakty.
- Och... Dlatego te całuski i tulaski... - miauknął. Czyli…czyli byli teraz…razem? Jej serce zabiło szybciej. Przytuliła się do niego, mrucząc.
- A co... z Lukrecją? - zapytał - Może cię skrzywdzić jak mu powiesz...
- Niech tylko spróbuje...doprowadzimy go do pionu, zobaczysz... – wymruczała, starając się olać brata. Nie pozwoli mu popsuć ich szczęścia, postanowiła, znów liżąc ukochanego za uchem.
- Wiesz, że... to on mi poszarpał uszy? Nie samotnik. I on... znęcał się nade mną. Kazał jeść dżdżownice, topił w kałuży i rzece... Chciał okaleczyć moją siostrę. Bił mnie i śmiał się ze mnie. Zrzucił mnie dwa razy z drzewa i zmuszał do całowania się z kocurem i sobą. On... jest zły... Uratuj nas przed nim. Wanilia... on... on go nazywa Piszczką... jak jedzenie... Wszyscy się go boją... to potwór.
Słysząc to uniosła wyżej głowę, poważniejąc.
- Wiedziałam, że coś było nie tak z tą historią, że samotnik cię zaatakował! - miauknęła głośno. - jak ja go tylko dorwę...czemu on to robi?! - spytała jakby wszechświat. Czemu. Czemu jej brat stał się…taki? A zawsze jej się w żłobku wydawało, że jest najbardziej spoko z całego rodzeństwa…czyżby się myliła? Możliwe- cieszę się, że mi to powiedziałeś. Skonfrontujmy się z nim jutro. Weźmiemy Wanilię. Nagadamy mu we trzech, on jest jeden sam. - miauknęła bojowo tuż po wymyśleniu tego krótkiego planu, po czym polizała Nikogo za uchem ponownie. Nie miała się zamiaru z nikim cackać, a już szczególnie, jak robił takie rzeczy - nic się nie martw Niktusiu. Załatwimy to - miauknęła, okrywając młodszego ucznia własnym ciałkiem i mrucząc.
- Robi to dla zabawy... Lubi, gdy ktoś się go boi... Wanilia się też go boi. Nazywa go kotką. Jest bardzo wredny... On... on chciał wybić zęby, wydrapać oko mojej siostrze... Robiłem wszystko co chciał, aby ją chronić. Boję się, że ją zabiję, jak mu powiesz... Moje oko też chciał wydłubać. To sadysta... Uważa nas wszystkich za swoją własność... Ale nie zostanie ukarany... Brzoskwinka nie da mu kary, bo jest jej wnukiem...
Czemu…czemu to tak musiało wyglądać? Mleczyk była zazdrośnicą, Cyprys była strachliwa, Brzoskwinka tylko leżała i praktycznie nic nie robiła, chociaż ona starała się ją przekonać do działań, szczególnie teraz, jak Janowiec zginął…normalnie jakiegoś miała pecha do rodziny. A jak nie byli…tacy z charakteru, to mieli ogromne problemy i pecha - matka została niesłusznie osądzona za morderstwo i była szantażowana przez idiotę, jakim był Wiatr, ojciec urodził się głuchy i nigdy nawet nie mógł z córką porozmawiać…i do tego Lukrecja okazał się…taki. Tylko Poranek był chyba spoko z całego jej rodzeństwa…
Po chwili odparła Nikomu:
- W takim razie...możemy go ukarać...sami - miauknęła - poczuje ten strach, który czuliście wy i już nie odważy się nic zrobić ani tobie, ani Wanilii, ani Nic. – miauknęła rozwiązanie, które przyszło jej do głowy – bez ogródek. Taki, jakie najbardziej lubiła. Prosto do celu i nie unikając konfrontacji, bo ta i tak nadejdzie prędzej czy później – a lepiej było już ją mieć z głowy i powiedzieć, co się naprawdę myśli, niż to odciągać.
- Nie umiem... – żółtooki położył po sobie uszy. - Nie potrafię nikogo skrzywdzić, nawet kogoś tak okrutnego jak on. Będę czuć się winny... Ja nie chcę go bić...
- To...to po prostu mu wygarnijmy - miauknęła.
- To nic nie da... wyśmieje nas. Chyba że... że pogadasz z liderką. M-może za twoją namową coś uda się zdziałać... B-bo Wanilia może i jest dawnym samotnikiem, lecz nie zasługuje na takie traktowanie jak my... Może to sprawi, że Brzoskwinka coś z nim zrobi...
- Mogę...spróbować - odpowiedziała - i...na temat tego, co ci wcześniej obiecałam...o prawach...to...to nie była źle nastawiona. I może teraz już się uda ją dostatecznie przekonać...bo...bo walczyłeś przeciwko nocniakom, po naszej stronie - miauknęła - tak samo Nic. Sądzę, iż może się udać. A jak uda się to, to może Brzoskwinka da przy okazji Lukrecji też karę... - miauknęła, tuląc się do Nikogo.
- Gdyby się udało... Byłbym przeszczęśliwy... - wyszeptał jej do ucha. - I może... d-dałbym ci buziaka... - Odwrócił speszony wzrok.
Skoro…skoro on będzie wtedy szczęśliwy, to Miodunka zrobi wszystko co w jej mocy, żeby mu to zapewnić.
- Dla ciebie...wszystko...Niktusiu - miauknęła, liżąc go czule po głowie.
- T-to zjesz ten kawałek? - przypomniał jej o resztce myszy.
- Dla ciebie? No...dobra, niech ci będzie - miauknęła, zjadając go. Była niezadowolona, że nie chciał go zjeść, ale…ale i tak zjadł dużo i nawiązali miłą rozmowę, wyznali swoje uczucia i smutki. To dobrze, nie? Arlekin wtulił się bardziej w jej sierść.
- Znałaś tego Janowca, za którego kazano nam umierać? - wyszeptał, przymykając ponownie oczy.
- Ja nie...ale...ale babcia tak... i... i on był okropny...wiesz...że...zabił wcześniej wiele kotów? Jeszcze zanim się urodziliśmy? - miauknęła - szantażował ją...dlatego nie mogła ci dać wtedy praw, bo bała się, iż mu się nie spodoba samowola...ale teraz, jak on nie żyje...i owocniaki zemściły się na nocniakach...to...to może ci dać prawa. I...i ona nie chciała tej wojny...ale widziałeś ten tłum...
- Szantażował? Liderkę? Przecież mogła go wygnać... Czemu się na to zgodziła?
- Bo...podobno miał jakichś popleczników...w tym Komara...dlatego też jego śmierć jest trochę...podejrzana...i...i Wiatra, jego też. - miauknęła. - i prawdopodobnie kogoś jeszcze. Też nie rozumiem w sumie, czemu się poddała, pół klanu na pewno sobie nie zjednał, bo zrobił by zamach stanu już wcześniej. Ona chyba po prostu...jest strachliwa. - miauknęła.
- Komar i Wiatr to wspólnicy Janowca? A-ale... Komar to zastępca. Czemu... czemu to robią? Po co mieliby mordować swoich?
- Komar to zastępca, bo Janowiec kazał Brzoskwince go nim mianować - miauknęła - Nie mam bladego pojęcia. Chcą władzy. Chociaż to się nie zgadza, bo mogli by już dawno zabić w takim wypadku Brzoskwinkę...ogólnie, to bardzo, a to bardzo pogmatwana sprawa jest. I...lepiej nie rozmawiaj o tym z nikim poza mną, bo jeszcze coś się złego stanie... - mruknęła - ale że nie ma Janowca, to pewnie siatka się rozpadła, więc połowa problemu za nami. - miauknęła.
- Rozumiem... Opowiesz mi coś jeszcze? - poprosił.
Chciał, aby coś mu poopowiadała? Pewnie pragnął wrócić do świata żywych…zająć czymś umysł…
- Hm...a o czym byś chciał posłuchać? - spytała.
- O czymkolwiek. Twoim mentorem jest Agrest, prawda? On dał mi ślimaka...
- O. Bardzo się cieszę! On też jest tak w ogóle za tym, by nadać wam prawa. I...jest bardzo miły! I ma jakąś znajomą, co nocniaki jej kociaki porwały... - mruknęła - i o, klei się do niego pewnie wojownik, tak zwany Kuklik. I hmm....jego mentorką była Krecik...i...o! O! wiesz co ostatnio zrobiłam? - spytała, podekscytowana - znasz Świt? Jest strasznie wredna. Użarłam ją w łapę. Dwa razy - miauknęła z dumą. - Ma za swoje.
- Nie wiedziałem tego o nim... - przyznał. - Podziwiam, że masz taką odwagę, by kogoś ugryźć. Ale na pewno zasłużyła. Bywa wredna.
- Tak. Wyobraź sobie, dwa razy rozwaliła mi z premedytacją liść, którym się bawiłam i nazwała mnie bachorem! – rzekła oburzona zachowaniem białej kotki - A ja...ja podziwiam, że ty dalej stoisz i się nie poddajesz, mimo wszystkiego, co cię w życiu spotyka... – powiedziała zgodnie z prawdą.
To, że jeszcze się nie poddał, nie uciekł…było…wręcz niesamowite.
- Przeceniasz mnie... Ja już się dawno poddałem... - szepnął.
- Nie. Nie poddałeś się. A ja ci pomogę, abyś na pewno tego nie zrobił. - miauknęła, po czym polizała go między uszami.
- Ja chciałem... odejść... Moje życie jest nic nie warte...
- Nie! Jest warte! Jest warte bardzo wiele! - miauknęła, tuląc go do siebie - dla mnie jest...
- Może tylko dla ciebie... Dusisz mnie takim tuleniem, wiesz? - miauknął czując jej sierść w pysku.
- Oj, przepraszam - odparła, odsuwając się nieco. - I nie tylko dla mnie. Dla Nic na pewno też. I dla Agresta.
- Nic nawet się do mnie nie odzywa, a do twojego brata to już tak - burknął zazdrośnie arlekin.
- Może po prostu się od siebie oddaliliście? – miauknęła. Ona oddaliła się od Plusk…od Cyprys i od Bza… - zawsze możesz do niej zagadać, spróbować wznowić relację... – mówiła, starając się mu poradzić, pomóc, znaleźć rozwiązanie jego problemu.
- Nie wiem... Tyle czasu ją chroniłem, a ona nadal milczy... Nie odezwie się do mnie nigdy. Tak samo jak Skorupek na mój widok, nie będzie się ukrywał. To niemożliwe.
- Skorupek? Ale ty wiesz, że ślimaki boją się każdego dotyku i jak cień na nie pada? - spytała - one tak ze wszystkimi, nie przejmuj się, Skorupek po prostu robi to, bo tak robił zawsze. To nie oznacza, że cię nie lubi - miauknęła.
- Nie wiedziałem... - mruknął.
O. Może go pocieszyła? W końcu Skorupek nie chciał dla niego źle, po prostu był ślimakiem i taka już była jego natura.
Chwilę jeszcze porozmawiali, po czym Nikt zasnął wtulony w jej futerko, podczas gdy ona mruczała. Sama również po chwili odpłynęła do krainy kociego morfeusza, wtulona w miękką sierść czarnego arlekina.
<Niktusiu?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz