BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

09 września 2022

Od Miodunki CD Nikogo

Niedawno wróciła z treningu. Teraz siedziała w rogu obozu, bo Nikt jeszcze nie skończył treningu z Krwawnikiem. Czarny arlekin nic się nie odzywał od czasu wojny, praktycznie nic nie jadł. Po skończeniu dziennej porcji nauki siedział na mchu wpatrując się tępo w ścianę. Ale ona nie zamierzała się poddać. Musiała go doprowadzić z powrotem do porządku. Żółtooki nie mógł spędzić reszty swoich cennych księżyców życia w taki sposób. Siedząc bez słowa i się gapiąc w ścianę, kiedy nie odbębniał obowiązków. Nie mogła pozwolić czarno-białemu odejść z tego świata. Nie mówiła tutaj o śmierci (choć na to też by mu nie pozwoliła), a o tym, że jego osoba miałaby zniknąć. Nie fizycznie, a mentalnie. Bo co to za kot, który mechanicznie wykonuje swoje obowiązki? To tylko cielesna skorupa, powłoka. Ale dla niej sama powłoka była nic nie warta. Ważne było to, co miała w środku.
I wtedy właśnie dostrzegła Nikogo wracającego z treningu, kierującego się w stronę legowiska uczniów. Od razu poderwała się na łapy, po czym potruchtała do wejścia siedziby terminatorów. Zatrzymała się, aby spojrzeć do środka i zobaczyć, jak Nikt układa się na mchu. Nie miała zamiaru mu pozwolić na bezczynne gnicie bez myśli i marzeń, bez niczego, tylko jako puste ciało bez tej iskry, którą powinien mieć każdy żywy kot.
Weszła do legowiska, po czym usadowiła się tuż obok syna poległej Doli, tak, że ich futra się stykały.
- Cześć, Niktusiu! Jesteś może głodny? - spytała. - załatwię ci mysz! - miauknęła, nie czekając na odpowiedź, po czym wybiegła z legowiska.
Załatwi specjalnie dla czarnego arlekina piszczkę! Dostrzegając, że na stosie jest akurat jedna, drobna mysz, podbiegła do niego, po czym chwyciła ją w zęby. Wtedy usłyszała głos.
- Hej, pierwsi jedzą wojownicy. - miauknął Szpak, podchodząc do niej.
- Nie ma praktycznie jedzenia - miauknęła, odkładając piszczkę. - Wbrew pozorom, uczniowie też coś muszą jeść, wiesz? - warknęła z urazą w głosie, po czym chwyciła z powrotem piszczkę w zęby - żyfę ci niefobrego dnia - dodała jeszcze na odchodne, po czym wróciła do Nikogo z piszczką w pyszczku. Położyła ją przed nim, po czym z uśmiechem wymruczała - proszę, to dla ciebie. Musisz jeść, by byś silnym. - miauknęła, podsuwając mu chudą piszczkę pod nos. Lepsze ryc niż nic, prawda?
Czarny spojrzał na mysz, a szylkretka już zaczęła mieć nadzieję, iż zgłodniał. Ale już po chwili kocur odwrócił łeb w drugą stronę, nie biorąc jedzenia w pysk.
Nie! Nie mógł się głodzić, bo umrze! Musiała coś zrobić! Nie mogła mu na to pozwolić! Na taką…wegetacje i jeszcze do tego zgon!
- Nikt...spójrz na mnie... - delikatnie przystawiła mu łapę do policzka, po czym obróciła lekkim ruchem jego głowę w swoją stronę, tak, by patrzył w jej ciemno zielone oczy. - musisz jeść...żeby przetrwać. - miauknęła. - zjedz - dodała, podsuwając arlekinowi piszczkę jeszcze bliżej jego białych łap. Ten spojrzał jej w oczy, a ona poczuła dreszcz niepewności. Czy zje posiłek? Czy jej posłucha? Następnie kocur przeniósł spojrzenie na piszczkę, a ona z uwagą na to wszystko patrzyła. Poczuła ukłucie w sercu, gdy odsunął pożywienie łapą, wprost pod jej łapy, dając jej znać, że on sobie poradzi bez tego, a jej przyda się to w jego mniemaniu bardziej.
Nie, nie, nie, nie! Uparcie podsunęła mu mysz z powrotem pod pysk, z zaciętym wyrazem pyszczka.
- Pi pi pi - zaczęła naśladować głos wydawany przez piszczkę, opierając ją o jego polik. Chciała go trochę pobudzić. Jego instynkty. Żeby może obudził się z tego transu, który trwał od całego już tygodnia. Czarny otworzył pysk, ale znów go zamknął. Jego oczy nabrały żywszej barwy, a z gardła uciekło westchnięcie. Skubnął kawałek myszy, co wprawiło Miodunkę w zachwyt. On…jadł! Jadł! Udało jej się! Udało jej się jakąś cząstkę osoby, jaką był Nikt, przywrócić do świata! Resztę niezjedzonej myszy kocurek próbował oddać córce Plusku, ale ona nie miała zamiaru na to pozwolić. Przyniosła te piszczkę dla niego, nie dla siebie. Ona sobie poradzi, on od dawna nie jadł. Dlatego delikatnie skubnęła taki sam kawałek, jak Niktuś, aby go udobruchać, po czym podsunęła mu mysz z powrotem, dając znać, że będą jeść na zmianę, po jednym gryzie. Może takie coś wypali? Żółtooki znów skubnął mysz, patrząc na Miodunkę zmęczonym wzrokiem, oddając jej resztę. Powtórzyła to, co zrobiła wcześniej. Znów skubnęła, po czym znowu przysunęła do niego mysz. Już myślała że będzie taki układ ciągnąć w nieskończoność, ale na szczęście ku jej zdziwieniu i zadowoleniu nie! Brat Niczego odgryzł pół piszczki, po czym większą część dał kotce, przytulając swoją część, by się z nim nie zamieniła. Widząc to odgryzła taką samą część, jaką miał Nikt, a resztę zostawiła między nimi. Zjadła, to, co miała między łapami, po czym zaczęła czekać, aż Nikt zje, to co sobie tam trzymał, by mogli dokończyć ten mały kawałeczek, który został, wspólnie.
Kocur mimo iż dosyć niechętnie, ostatecznie zjadł swoją część, patrząc na oderwane mięso, które leżało przed nimi. Łapką ponownie przesunął je do Miodunki, uporczywie domagając się, by ta je zjadła. Pręgowana terminatorka zjadła połowę tego, co jej podsunął pod łapy, po czym resztę przysunęła pod pyszczek Nikogo. Czarny pokręcił noskiem, grymasząc i oddając jej resztkę. Ponownie podsunęła mu jedzenie pod nos, uporczywie się w niego wpatrując. On teraz się uparł, ale ona też i nie zamierzała tego zjeść. On musiał. Arlekin odwrócił głowę, ponownie raniąc serduszko Miodunki i zasłaniając pyszczek łapkami. Nie. Nie pozwoli mu na to. Chwyciła kawałeczek w zęby, po czym podeszła do jego pyszczka od frontu, i położyła mu resztkę myszy na łapach.
- Niee – jęknął, a czas się jakby zatrzymał, gdy pół nocniak wykręciał głowę w bok.
- Ty...ty mówisz! – miauknęła zszokowana i uradowana. Zostawiła mięso samo sobie, po czym wtuliła się w niego. - Nikt! Ty mówisz! - miauczała uradowana, liżąc energicznie kocurka po łebku. Udało jej się…Udało jej się go przywrócić! Kocur Skrzywił się na ten gest, czego nie zauważyła rozanielona córka Plusk, jednak odetchnął, kiedy ta zaprzestała mu wciskać jedzenie. Wydał z siebie niezrozumiałe burknięcie w jej sierść. Ta przytuliła go, mrucząc. Tak się cieszyła, że powoli dochodził do siebie! Polizała go czule za uszami, mając zamknięte oczy i szeroki uśmiech na pyszczku. Nikt leżał tak wtulony i wymuskany przez jej język jeszcze chwilę, po czym uniósł na nią wzrok.
- Tak. Mówię.
- Tak bardzo się cieszę! - miauknęła uradowana, wtulając się w jego miękkie futerko - nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie martwiłam, ale widzę, że wstajesz powoli na łapy! - miauknęła, liżąc go znowu.
- Tak... - przyznał jej rację słabotliwie. - T-to twoja wina... Nie dałaś mi przepaść...
Tak…nie dała mu przepaść. Uratowała jego osobę, jego świadomość. Wrócił. Wrócił na ziemię. Do niej. Dzięki niej i…dla niej.
- Cieszę się, iż mogłam pomóc ci dojść do siebie - miauknęła, liżąc go za uchem. - tęskniłam. - wymruczała, tuląc się do terminatora Krwawnika.
- Przecież...byłem cały czas tutaj... - szepnął, nie rozumiejąc jak mogła za nim tęsknić, gdy wręcz ciągle przy nim siedziała, liżąc i tuląc.
- Było twoje ciało. Ale nie ty. Byłeś jakby...w innym świecie. Co mi z ciała, kiedy nie siedzi w nim Niktuś? - spytała, rumieniąc się, bo pierwszy raz uświadomiła sobie, iż użyła tego określenia na głos. Polizała go po policzku, cała spalając buraka, po czym wtuliła głowę w jego futerko.
- Byłem... wszystko pamiętam... tylko... - na chwilę przerwał, kiedy go polizała, po czym kontynuował. - Byłem zmęczony...
- Cieszę się...że wróciłeś...do mówienia - powiedziała - do kontaktowania się z otoczeniem... – dodała tygrysio pręgowana, tuląc arlekina do siebie.
- Nie chcę wrócić... Będzie tylko gorzej... - szepnął, znów zatapiając pysk w jej sierści, przez jej tulasa. - Czemu się mną opiekujesz? Jestem przecież nikim...
Na te słowa serce jej prawie stanęło.
- Nie! Nie jesteś nikim...zostań ze mną...proszę...nie będzie gorzej, jeśli stawimy czoła światu...ja...kocham cię...Nikt... - miauknęła, wtulając się w niego jeszcze bardziej, przez co stali się jednym wielkim kocim kłębkiem futra. Wewnątrz poczuła stres, jak i motyle w brzuchu i ciepło, rozchodzące się od jej serca po całym jej ciele. Ten pPrzymknął oczy, milcząc przez jakiś dłuższy czas. Leżeli tak wsłuchując się w swoje oddechy i bicie serca. Te Miodunki szalało, jego pozostawało spokojnie.
- Jak wolisz... - mruknął w końcu Nikt.
W odpowiedzi zapiszczała ze szczęścia i podekscytowania, wtulając się w niego.
- Kocham cię, kocham cię... - wyszeptała, czując jego ciepło przy sobie, szczęśliwa w euforii, że jej nie odrzucił...a wręcz…się na to godził! Czarny ziewnął chowając nos w jej futrze, a jej zrobiło się gorąco.
- I co teraz? Nie wiem co to znaczy.
- To...to znaczy, że od teraz jesteśmy...parą...- wymruczała, choć jej głos przypominał bardziej radosny pisk, kiedy polizała Nikogo po głowie, a jej serce zaszalało jeszcze bardziej w jej klatce piersiowej. Arlekin uniósł bardzo powoli na nią wzrok, jak ktoś kto późno łączy fakty.
- Och... Dlatego te całuski i tulaski... - miauknął. Czyli…czyli byli teraz…razem? Jej serce zabiło szybciej. Przytuliła się do niego, mrucząc.
- A co... z Lukrecją? - zapytał - Może cię skrzywdzić jak mu powiesz...
- Niech tylko spróbuje...doprowadzimy go do pionu, zobaczysz... – wymruczała, starając się olać brata. Nie pozwoli mu popsuć ich szczęścia, postanowiła, znów liżąc ukochanego za uchem.
- Wiesz, że... to on mi poszarpał uszy? Nie samotnik. I on... znęcał się nade mną. Kazał jeść dżdżownice, topił w kałuży i rzece... Chciał okaleczyć moją siostrę. Bił mnie i śmiał się ze mnie. Zrzucił mnie dwa razy z drzewa i zmuszał do całowania się z kocurem i sobą. On... jest zły... Uratuj nas przed nim. Wanilia... on... on go nazywa Piszczką... jak jedzenie... Wszyscy się go boją... to potwór.
Słysząc to uniosła wyżej głowę, poważniejąc.
- Wiedziałam, że coś było nie tak z tą historią, że samotnik cię zaatakował! - miauknęła głośno. - jak ja go tylko dorwę...czemu on to robi?! - spytała jakby wszechświat. Czemu. Czemu jej brat stał się…taki? A zawsze jej się w żłobku wydawało, że jest najbardziej spoko z całego rodzeństwa…czyżby się myliła? Możliwe- cieszę się, że mi to powiedziałeś. Skonfrontujmy się z nim jutro. Weźmiemy Wanilię. Nagadamy mu we trzech, on jest jeden sam. - miauknęła bojowo tuż po wymyśleniu tego krótkiego planu, po czym polizała Nikogo za uchem ponownie. Nie miała się zamiaru z nikim cackać, a już szczególnie, jak robił takie rzeczy - nic się nie martw Niktusiu. Załatwimy to - miauknęła, okrywając młodszego ucznia własnym ciałkiem i mrucząc.
- Robi to dla zabawy... Lubi, gdy ktoś się go boi... Wanilia się też go boi. Nazywa go kotką. Jest bardzo wredny... On... on chciał wybić zęby, wydrapać oko mojej siostrze... Robiłem wszystko co chciał, aby ją chronić. Boję się, że ją zabiję, jak mu powiesz... Moje oko też chciał wydłubać. To sadysta... Uważa nas wszystkich za swoją własność... Ale nie zostanie ukarany... Brzoskwinka nie da mu kary, bo jest jej wnukiem...
Czemu…czemu to tak musiało wyglądać? Mleczyk była zazdrośnicą, Cyprys była strachliwa, Brzoskwinka tylko leżała i praktycznie nic nie robiła, chociaż ona starała się ją przekonać do działań, szczególnie teraz, jak Janowiec zginął…normalnie jakiegoś miała pecha do rodziny. A jak nie byli…tacy z charakteru, to mieli ogromne problemy i pecha - matka została niesłusznie osądzona za morderstwo i była szantażowana przez idiotę, jakim był Wiatr, ojciec urodził się głuchy i nigdy nawet nie mógł z córką porozmawiać…i do tego Lukrecja okazał się…taki. Tylko Poranek był chyba spoko z całego jej rodzeństwa…
Po chwili odparła Nikomu:
- W takim razie...możemy go ukarać...sami - miauknęła - poczuje ten strach, który czuliście wy i już nie odważy się nic zrobić ani tobie, ani Wanilii, ani Nic. – miauknęła rozwiązanie, które przyszło jej do głowy – bez ogródek. Taki, jakie najbardziej lubiła. Prosto do celu i nie unikając konfrontacji, bo ta i tak nadejdzie prędzej czy później – a lepiej było już ją mieć z głowy i powiedzieć, co się naprawdę myśli, niż to odciągać.
- Nie umiem... – żółtooki położył po sobie uszy. - Nie potrafię nikogo skrzywdzić, nawet kogoś tak okrutnego jak on. Będę czuć się winny... Ja nie chcę go bić...
- To...to po prostu mu wygarnijmy - miauknęła.
- To nic nie da... wyśmieje nas. Chyba że... że pogadasz z liderką. M-może za twoją namową coś uda się zdziałać... B-bo Wanilia może i jest dawnym samotnikiem, lecz nie zasługuje na takie traktowanie jak my... Może to sprawi, że Brzoskwinka coś z nim zrobi...
- Mogę...spróbować - odpowiedziała - i...na temat tego, co ci wcześniej obiecałam...o prawach...to...to nie była źle nastawiona. I może teraz już się uda ją dostatecznie przekonać...bo...bo walczyłeś przeciwko nocniakom, po naszej stronie - miauknęła - tak samo Nic. Sądzę, iż może się udać. A jak uda się to, to może Brzoskwinka da przy okazji Lukrecji też karę... - miauknęła, tuląc się do Nikogo.
- Gdyby się udało... Byłbym przeszczęśliwy... - wyszeptał jej do ucha. - I może... d-dałbym ci buziaka... - Odwrócił speszony wzrok.
Skoro…skoro on będzie wtedy szczęśliwy, to Miodunka zrobi wszystko co w jej mocy, żeby mu to zapewnić.
- Dla ciebie...wszystko...Niktusiu - miauknęła, liżąc go czule po głowie.
- T-to zjesz ten kawałek? - przypomniał jej o resztce myszy.
- Dla ciebie? No...dobra, niech ci będzie - miauknęła, zjadając go. Była niezadowolona, że nie chciał go zjeść, ale…ale i tak zjadł dużo i nawiązali miłą rozmowę, wyznali swoje uczucia i smutki. To dobrze, nie? Arlekin wtulił się bardziej w jej sierść.
- Znałaś tego Janowca, za którego kazano nam umierać? - wyszeptał, przymykając ponownie oczy.
- Ja nie...ale...ale babcia tak... i... i on był okropny...wiesz...że...zabił wcześniej wiele kotów? Jeszcze zanim się urodziliśmy? - miauknęła - szantażował ją...dlatego nie mogła ci dać wtedy praw, bo bała się, iż mu się nie spodoba samowola...ale teraz, jak on nie żyje...i owocniaki zemściły się na nocniakach...to...to może ci dać prawa. I...i ona nie chciała tej wojny...ale widziałeś ten tłum...
- Szantażował? Liderkę? Przecież mogła go wygnać... Czemu się na to zgodziła?
- Bo...podobno miał jakichś popleczników...w tym Komara...dlatego też jego śmierć jest trochę...podejrzana...i...i Wiatra, jego też. - miauknęła. - i prawdopodobnie kogoś jeszcze. Też nie rozumiem w sumie, czemu się poddała, pół klanu na pewno sobie nie zjednał, bo zrobił by zamach stanu już wcześniej. Ona chyba po prostu...jest strachliwa. - miauknęła.
- Komar i Wiatr to wspólnicy Janowca? A-ale... Komar to zastępca. Czemu... czemu to robią? Po co mieliby mordować swoich?
- Komar to zastępca, bo Janowiec kazał Brzoskwince go nim mianować - miauknęła - Nie mam bladego pojęcia. Chcą władzy. Chociaż to się nie zgadza, bo mogli by już dawno zabić w takim wypadku Brzoskwinkę...ogólnie, to bardzo, a to bardzo pogmatwana sprawa jest. I...lepiej nie rozmawiaj o tym z nikim poza mną, bo jeszcze coś się złego stanie... - mruknęła - ale że nie ma Janowca, to pewnie siatka się rozpadła, więc połowa problemu za nami. - miauknęła.
- Rozumiem... Opowiesz mi coś jeszcze? - poprosił.
Chciał, aby coś mu poopowiadała? Pewnie pragnął wrócić do świata żywych…zająć czymś umysł…
- Hm...a o czym byś chciał posłuchać? - spytała.
- O czymkolwiek. Twoim mentorem jest Agrest, prawda? On dał mi ślimaka...
- O. Bardzo się cieszę! On też jest tak w ogóle za tym, by nadać wam prawa. I...jest bardzo miły! I ma jakąś znajomą, co nocniaki jej kociaki porwały... - mruknęła - i o, klei się do niego pewnie wojownik, tak zwany Kuklik. I hmm....jego mentorką była Krecik...i...o! O! wiesz co ostatnio zrobiłam? - spytała, podekscytowana - znasz Świt? Jest strasznie wredna. Użarłam ją w łapę. Dwa razy - miauknęła z dumą. - Ma za swoje.
- Nie wiedziałem tego o nim... - przyznał. - Podziwiam, że masz taką odwagę, by kogoś ugryźć. Ale na pewno zasłużyła. Bywa wredna.
- Tak. Wyobraź sobie, dwa razy rozwaliła mi z premedytacją liść, którym się bawiłam i nazwała mnie bachorem! – rzekła oburzona zachowaniem białej kotki - A ja...ja podziwiam, że ty dalej stoisz i się nie poddajesz, mimo wszystkiego, co cię w życiu spotyka... – powiedziała zgodnie z prawdą.
To, że jeszcze się nie poddał, nie uciekł…było…wręcz niesamowite.
- Przeceniasz mnie... Ja już się dawno poddałem... - szepnął.
- Nie. Nie poddałeś się. A ja ci pomogę, abyś na pewno tego nie zrobił. - miauknęła, po czym polizała go między uszami.
- Ja chciałem... odejść... Moje życie jest nic nie warte...
- Nie! Jest warte! Jest warte bardzo wiele! - miauknęła, tuląc go do siebie - dla mnie jest...
- Może tylko dla ciebie... Dusisz mnie takim tuleniem, wiesz? - miauknął czując jej sierść w pysku.
- Oj, przepraszam - odparła, odsuwając się nieco. - I nie tylko dla mnie. Dla Nic na pewno też. I dla Agresta.
- Nic nawet się do mnie nie odzywa, a do twojego brata to już tak - burknął zazdrośnie arlekin.
- Może po prostu się od siebie oddaliliście? – miauknęła. Ona oddaliła się od Plusk…od Cyprys i od Bza… - zawsze możesz do niej zagadać, spróbować wznowić relację... – mówiła, starając się mu poradzić, pomóc, znaleźć rozwiązanie jego problemu.
- Nie wiem... Tyle czasu ją chroniłem, a ona nadal milczy... Nie odezwie się do mnie nigdy. Tak samo jak Skorupek na mój widok, nie będzie się ukrywał. To niemożliwe.
- Skorupek? Ale ty wiesz, że ślimaki boją się każdego dotyku i jak cień na nie pada? - spytała - one tak ze wszystkimi, nie przejmuj się, Skorupek po prostu robi to, bo tak robił zawsze. To nie oznacza, że cię nie lubi - miauknęła.
- Nie wiedziałem... - mruknął.
O. Może go pocieszyła? W końcu Skorupek nie chciał dla niego źle, po prostu był ślimakiem i taka już była jego natura.
Chwilę jeszcze porozmawiali, po czym Nikt zasnął wtulony w jej futerko, podczas gdy ona mruczała. Sama również po chwili odpłynęła do krainy kociego morfeusza, wtulona w miękką sierść czarnego arlekina.
<Niktusiu?>

[przyznano 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz