Do żłobka zawitała nowa postać. Niedaleko jego matki miejsce zajęła całkiem obca mu wojowniczka, która mimo tego samego zapachu nie wzbudzała od razu jego zaufania. Spodziewała się kociąt? Nie wyglądała. Nie miała dużego brzucha i tylko zabierała mu miejsce!
— Mamo? — szepnął Judaszowiec, a Liściasty Wir szybko odwróciła łeb w jego stronę.
— Tak?
— Co ona tu robi? — spytał, wzrokiem wskazując na drzemiącą w kącie łaciatą karmicielkę. Szylkretka tylko się cicho zaśmiała, mrużąc oczy.
— Spodziewa się kociąt. Za jakiś czas będziesz miał nowych kolegów i koleżanki — miauknęła z uśmiechem. — Choć już raczej się z nimi nie pobawisz.
— Czemu? — Ton jego głosu wskazywał na zdziwienie. Liściasty Wir polizała prędko swój bark zanim znów zwróciła się w stronę syna.
— Jak kocięta się rodzą, są malutkie, nie umieją mówić i chodzić. Muszą trochę podrosnąć, ty, Bożodrzewik i Czyściec też musieliście. Z resztą, jak już się to stanie to mogą cię już takie maluchy nie interesować. Będziesz już dużym chłopcem — mruczała, liżąc go po czole i uszach, na co czekoladowy odsunął się z wstydem. Mogła przestać robić mu siarę? Zaraz jego kochana wyrodna siostra przyjdzie i zacznie się z niego nabijać. Ugh... — Ile to, księżyc, mniej? Tak szybko rośniecie... — rozczulała się.
— Do zostania uczniem? — mruknął, siadając nieco dalej od matki, uciekając przed jej językiem. — Nareszcie! Nudzi mi się już tu. Powinienem zostać uczniem wcześniej.
— Och, jeszcze zatęsknisz za żłobkiem. — Uśmiechnęła się, rozbawiona i rozmarzona nad własną młodością. — Jestem pewna, że byś sobie poradził, jesteś zdolny, ale musisz jeszcze chwilę na ten moment poczekać.
— Nonsens — prychnął, kręcąc głową. Bezsensowne. — Rozumiem, że Czyściec i Bożodrzew — ostatnie imię powiedział z zniesmaczeniem w głosie — potrzebują czasu, ale ja? Przegoniłbym nawet tu i teraz Bławatkową Łapę w treningu!
Liściasty Wir parsknęła śmiechem, czego brązowy nie rozumiał. Przecież mówił serio i prawdę! Nie zamierzał rozmawiać z kimś, kto nie pokazywał mu szacunku. Bez zapowiedzi wyszedł ze żłobka, nie zwracając uwagi na rzucony przed chwilą zakaz przez matkę. Powinna traktować go z należytym szacunkiem.
Rozejrzał się po obozie. Nie był zbyt zatłoczony. Większość kotów siedziała w parkach, śmiejąc się do rozpuku – "zwykli, nudni śmiertelnicy", myślał, gdy na nich patrzył. W końcu spotkał się spojrzeniami z ostrymi, nieprzyjemnie patrzącymi błękitnymi oczami. Ta powaga, idealna. Na pewno rozmowa z nią będzie o wiele lepsza i na poziomie. Dorównywał już przecież dorosłym, prawda?
— Cześć — rzucił chłodno, podchodząc do szylkretki. Próbował się wyprostować i stać na palcach tak, by wydawać się być wyższym. — Jestem Judaszowiec, możliwe, że o mnie już słyszałaś. Wydajesz się być cywilizowanym kotem, który szanuje i respektuje innych, zwłaszcza tych, do których się tego wymaga — mruknął z wyższością w głosie, starając się mówić tak "dojrzale" jak tylko był w stanie.
<Lis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz