Obserwował w oddali bawiące się kocięta Różanej Przełęczy. Ku jego zawodowi niestety mało które odziedziczyło po matce odrobine rudego. Tylko jeden malec okazał się szylkretką. Bardzo to przeżywał, ponieważ liczył, że uda mu się zdobyć przyjaciela, którego zaakceptowałaby jego mama, ale pierwsze co od niej usłyszał na uszko, gdy ujrzała potomstwo zastępczyni, to "trzymaj się od nich z dala". Dlatego też jedynie przypatrywał się harcom, w których nie mógł brać udziału, wyobrażając sobie, że w innym życiu jest wśród nich i gania za kulką mchu.
Gdy tak rozmyślał o beznadziei swojego życia, ujrzał jak zbliża się do niego pewien kocurek. Na imię mu było chyba Szept. Słyszał w końcu jak zastępczyni go wołała. Maluch zatrzymał się przed nim, wbijając zaciekawiony ślepia w jego osobę.
— A ty cemu nie pobafis się z nami? — zapytał.
No... no właśnie chciał, ale nie mógł. Nie powinien zresztą tłumaczyć się młodszemu. Dostałby tylko kolejną karę od mamy. Musiał zachowywać się godnie swojej pozycji, aby rodzina go kochała. Nie chciał nawet myśleć o tym, że zostałby sam, gdyby ich zawiódł.
Odwrócił od niego dumnie łeb, zadzierając nosa. To najwidoczniej nie spodobało się kocurkowi, który znów znalazł się w zasięgu jego wzroku z niezadowoloną miną.
— A tobie co?
Co z nim było? No... Musiał go przegonić. Niestety nie pisana im była przyjaźń. Mamusia znów dałaby mu lanie, a Lew zrobiła kolejne poczucie winy.
— Nie rozmawiam z plebsem — odpowiedział mu ponuro, znów kierując wzrok w inną stronę, pokazując mu, że nie chcę mieć z nim nic do czynienia.
— Co? Moja mama jest zastępcynią! To ty plędzej jesteś plebsem! — usłyszał oburzoną odpowiedź kociaka.
Na moment go zamurowało, ale zaraz pokręcił łbem, piorunując go spojrzeniem. Był rudy! Rudy i wyjątkowy! Nie mógł być plebsem! Przecież rodzice by go nie okłamywali i co krok nie przypominali o jego wyjątkowości i wielkości ponad innymi! Nawet dziadek traktował go jak sam dar od Klanu Gwiazdy! A skoro jego rodzina dawała mu takie przeświadczenie to jak mogło być inaczej? No... Może nie był synem liderki czy zastępczyni, ale w jego krwi płynęła krew Piaskowej Gwiazdy! Legendy Klanu Burzy!
— Wcale nie! — prychnął na niego, kładąc po sobie uszka.
— Wcale tak! — nie dawał za wygraną Szept.
— Wcale nie!
— Wcale tak!
— Nie!
— Tak!
Ugh! Jednak mama miała rację. Nierudzi byli głupi. Zadarł nosa, odwracając obrażony wzrok. On w przeciwieństwie do kocurka siedział tak jak na kogoś z jego statusem przystało, a ten tak jakoś pokracznie. Postanowił zignorować go, mając nadzieję, że sobie pójdzie i zostawi go w spokoju. Bądź co bądź wszedł na jego część żłobka. On nie zamierzał się wycofywać pierwszy z podkulonym ogonem jak jakiś tchórz!
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz