Stało się. Różana Przełęcz urodziła aż piątkę paskudnych kociąt. No dobra, czwórkę paskudnych, to jedno mające odrobinę rudego w swojej sierści jeszcze jakoś przynajmniej wyglądało. Udało jej się dostrzec tą odrobinę rudości u maleństwa, gdy było przenoszone z legowiska medyka do żłobka w pysku. Może by udało jej się zaprzyjaźnić z tym kociakiem i wpoić mu wyższość rudych nad pozostałymi kotami? Tak, to brzmiało jak plan. Dodatkowo udałoby jej się wkurzyć zastępczynię, z którą raczej nie uda jej się nigdy znaleźć wspólnego języka.
Aktualnie Lew starała się zapuścić żurawia by się dokładniej poprzyglądać kociakom, jednak karmicielka specjalnie zakrywała je swoim ogonem przed świdrującym wzrokiem kotki. Z tego co zauważyła, Piasek również zainteresował się miotem zastępczyni, bo siedział nieruchomo wpatrując się w kotkę, z większą ciekawością i przyjaźnią wymalowaną na pysku. Kocięta mimo to wciąż były skryte pod puchatym czarnym ogonem.
Lewkowi udało się dowiedzieć tylko tyle, że większość wyglądała jak ich ojciec. Czyli ohydnie! Gdy tylko ten cały Powiew wparadował do żłobka chcąc przyjrzeć się swoim pociechą, Lew westchnęła dramatycznie i znalazła ukojenie u boku matki, która ją pocieszała, po czym wytknęła błędy, które kocię popełniało przez ostatnie dni.
— Musisz panować nad swoją niechęcią do nierudych. Zbyt bardzo się z tym uzewnętrzniasz, przez co możesz mieć problemy. Mogą mi cię zabrać... Pamiętaj, dama panuje nad emocjami — powiedziała matka liżąc ją po główce, obie przyglądały się szczęśliwej rodzince po drugiej stronie żłobka
— Wiem, mamo. — westchnęła smętnie, po czym uniosła wzrok na Ziębę — Jednak oczy tak bardzo mnie bolą, gdy przyglądam się ich sierści o paskudnym kolorze. I to przez to trudno mi powstrzymać na nich złość. Tak bardzo chciałabym, aby nasza praprababcia nie została zabita przez nierudego i aby władza cały czas była w łapach tylko rudych. Szylkrety przez to, że mają mało rudego w swojej sierści nie powinni być kwalifikowani do tego podziału... — stwierdziła, gdyby Piaskowa Gwiazda poznała Różana Przełęcz, na pewno by ją traktowała jako nierudego kota, tak się w końcu szylkretka zachowywała — Jak Piasek nie zostanie liderem to ja nim będę. Obiecuję ci to, mamo... I tacie, i dziadkowi i oczywiście praprababci. Przywrócę porządek w klanie... — snuła marzenia, które tak bardzo pragnęła spełnić. W końcu urodziła się do wyższych celów, ona i jej rodzeństwo. A skoro jej rodzeństwo bujało w obłokach, to ona sama musiała wziąć sprawy we własne łapki. — A gdy już będę wystarczająco duża to urodzę same rudę piękne kociaki, by nasz ród nigdy nie wymarł.
— Przed tym jeszcze musisz odbyć trening na wojownika, pamiętaj. Od tego zależy, czy uda ci się spełnić twoje marzenie. I moje o tym, że każde z was musi być najlepsze — miauknęła przyglądając się córce, oceniająco — Mam nadzieję, że nie przyniesiesz nam wstydu i szybko uda ci się ukończyć trening...
— Nie przyniosę. Będziecie ze mnie dumni — powiedziała będąc pewna swoich słów
Nie miała jednak pewności czy tak będzie. Wszystko zależało w końcu od tego, kto zostanie jej mentorem. Byleby nie jakiś tłumok, co nie będzie umiał nauczać! I byleby nie rudy. Z takim to na pewno nie dotknie się nosem. Co to, to nie!
Chwilę jeszcze gawędziła z mamą, na tyle cicho, by zastępczyni nie słyszała planów małej Lew. Im mniej wiedziała, tym lepiej. Lew również wiedziała już, że sama musi pilnować się. Teraz tym bardziej, gdy w żłobku zamieszkały potencjalne dwie przyszłe liderki. Za zgodą matki podeszła do karmicielki, która nie wyglądała na zadowoloną, że Lew się ku nim zbliżyła. Bardziej skryła swoje kocięta, jakby obawiając się tego, że Lew już w tej chwili mogłaby im coś zrobić. Może i chciała, pozbycie się w końcu osesków byłoby łatwiejsze, jednak doskonale wiedziała jak to by się zakończyło dla niej samej i jej rodziny. Musiała przybrać dobrą minę do złej gry. A to będzie kosztować ją bardzo dużo.
— Gratulację z okazji narodzin dzieci. Z taką ilością maluchów, będzie tutaj o wiele weselej i głośniej — powiedziała kładąc się na podłodze w bezpiecznej odległości, tak by w razie zdenerwowania jej czymś, nawet tym że się odezwała do kotki, mogła bezpiecznie oddalić się i uniknąć możliwego ciosu, w końcu udało jej się dowiedzie, że kotki po wydaniu na świat potomstwa często stają się nieobliczalne — Czy mogłabym poznać imiona moich przyszłych koleżanek i kolegów? — zagadnęła słodko, starała się przy kotce już nic a nic nie wspominać o tym, że kolor rudy rządzi, a reszta ssie
<Róża? Przybywam w (przed)pokoju ☮️>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz