— P-p-p-prze…. P-p-prze… P-p-przep-praszam! — pisnął jakiś kociak, zaraz po tym, jak wpadł na niego z impetem. Czarno-biały wojownik zmarszczył brwi, kierując spojrzenie błękitnych oczu na młodzika. Dzieciak Motylego Trzepotu? Na to wyglądało. Nie miał sposobności wcześniej spotkać ich z bliska, a tym bardziej z nimi rozmawiać.
— Nie powinieneś być teraz ze swoją matką? — spytał wojownik spokojnie, odsuwając lekko od siebie kociaka miękką łap, podczas gdy ten w panice rozglądał się za motylem, którego wcześniej gonił, lecz nie było po nim ani śladu. Czarne futerko zjeżyło się kocięciu na karku a on przerażonymi oczyma patrzył na vana.
— M-m-m... M-mama pozwoliła mi wyjść... — pisnęło kocię, nim zastygło w bezruchu, a oczy zeszkliły mu się trochę. Ech, kociak jak kociak, rozklejający się po kilku uderzeniach serca. Omena nie zdziwiła taka reakcja młodzika. Dla dzieci było to typowe.
— Nie zrobię ci przecież krzywdy, jesteśmy kotami tego samego klanu — rzucił, przekręcając łeb. — Co cię tak spieszyło, że na mnie wpadłeś?
Kocurek podniósł wyżej łeb.
— U-um... c-chciałem się przejść p-po obozie... — mruknął odważniej. — N-nie c-chcę spędzić całego c-czasu w ż-żłobku...
— Większość kociąt nie wychyla stamtąd nosa — zauważył, przyglądając się młodemu. — Dobrze wiedzieć, że w tym klanie są jeszcze kocięta, które nie boją się samodzielnie odkrywać miejsca swojego przyszłego życia. Ale teraz czmychaj z powrotem do Motylego Trzepotu, żebyś nie naraził się innym wojownikom — miauknął do niego wymownie.
— A-ale w żłobku jest nudno! Nie chcę t-tam wracać! — miauknął stanowczo dzieciak. Małe brewki zeszły na lodowate patrzałki. — P-poza tym t-tutaj jest ciekawie! — Jego twarzyczka rozjaśniła się typowym kocięcym i radosnym uśmieszkiem. — J-jesteś wojownikiem... P-prawda?
— Tak. Mroczny Omen — przedstawił się, nie spuszczając wzroku z maleństwa. — A na ciebie jak mówią? Nie sądzę, bym kiedykolwiek wcześniej z tobą rozmawiał.
Oczy rozbłysły młodzikowi mikroskopijnymi iskierkami szczęścia i radości.
— J-jestem Aster — miauknął dumnie. — T-też chcę zostać wojownikiem!
— Jeśli będziesz się starać, to z pewnością nim zostaniesz. I pamiętaj, by uważnie słuchać swojego mentora. Wojownik, który nic nie umie, jest balastem dla klanu.
Na jego słowa Aster zdziwiony przekrzywił łepek.
— Balast? Co to takiego? — usiadł, czekając na wytłumaczenia.
— To... naprościej rzecz ujmując, problem. Balastem są wojownicy, którzy korzystają z dóbr klanowych, na przykład z jedzenia, nie dając nic od siebie. Taki wojownik nie jest pożytkiem. Nie zasługuje na miano wojownika. Bardziej... pasożyta.
— Nie chcę być balastem! — rzucił z przekonaniem. — Zobacz! Nie będę balastem! — Podniósł się i zaczął się rozglądać. Widząc przelatujący liść rzucił się na niego przewalając się przy tym. Rozszarpał go, podniósł się i otrzepał. — Będę dobrym wojownikiem! Tak jak ty!
Satysfakcjonował go zapał młodego. Klan Wilka potrzebował młodych, pożytecznych wojowników. Aster miał w sobie dużo gorliwości do nauki. Oby tego nie zmarnował.
— Dobrze. Ćwicz zatem dużo, a na pewno będziesz dobrym i godnym wojownikiem.
* * *
Minęło sporo czasu, odkąd rozmawiał ostatnio z Astrem. Był jednym z tych... lepszych kotów. Lider zauważył, że ten dobrze radzi sobie zarówno w walce, jak i polowaniu. Już dawno myślał, czy kocur nadawałby się do kultu. Jednak nie miał pewności. Wielu wojowników, mimo wprawy, było zbyt empatycznych lub zbyt wrażliwych, by być ich częścią. Może czas było z nim porozmawiać, by wymusić na nim te informacje? Sprawdzić, ile w sobie ma tych całych lekcji moralności?
Mroczna Gwiazda skinął głową, by Aster, który prowadził jeden z patrolów granicznych, wszedł do jego legowiska, by zdać sprawozdanie.
— Możesz wejść — miauknął spokojnie, widząc go przy wejściu.
<Aster? W końcu odpisane>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz