BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Sprawa znikających kotów w klanie nadal oficjalnie nie została wyjaśniona. Zaginął jeden ze starszych, Tropiący Szlak, natomiast Piaszczysta Zamieć prawdopodobnie został napadnięty przez samotników. Chodzą plotki, że mogą być oni połączeni z niedawno wygnanym Czarną Łapą. Również główny medyk, przez niewyjaśnioną sprawę został oddalony od swoich obowiązków, większość spraw powierzając w łapy swojej uczennicy. Gdyby tego było mało, w tych napiętych czasach do obozu została przyprowadzona zdezorientowana i dość pokiereszowana pieszczoszka, a przynajmniej tak została przedstawiona klanowi. Czy jej pojawienie się w klanie, nie wzmocni już i tak od dawna panującego w nim napięcia?

W Klanie Klifu

Niedźwiedzia Siła i Aksamitna Chmurka przepadli jak kamień w wodę! Ostatnio widziano ich wychodzących z obozu w towarzystwie Srokoszowej Gwiazdy, kierujących się w nieznaną stronę. Lider powrócił jednak bez ich dwójki, ogłaszając wszystkim, że okazali się zdrajcami i zbiegli. Nie są już mile widziani na terenach Klanu Klifu. Srokosz nie wytłumaczył co dokładnie się tam stało i nie zamierza tego robić. Wkrótce po tym wydarzeniu, podczas zgromadzenia, z klanu ucieka Księżycowy Blask - jedna z córek zbiegłej dwójki.

W Klanie Nocy

Srocza Gwiazda wprowadza władzę dziedziczną, a także "rodzinę królewską". Po ciężkim porodzie córki i śmierci jednej z nowonarodzonych wnuczek, Srocza Gwiazda znika na całą noc, wracając dopiero następnego poranka, wraz z kontrowersyjnymi wieściami. Aby zabezpieczyć przyszłe kocięta przed podzieleniem losu Łabędź, ogłasza rolę Piastunki, a zaszczytu otrzymania tego miana dostępuje Kotewkowa Łapa, obecnie zwana Kotewkowym Powiewem. Podczas tego samego zebrania ogłasza także, że każdy kolejny lider Klanu Nocy będzie musiał pochodzić z jej rodu, przeprowadza ceremonię, podczas której ona i jej rodzina otrzymują krwisty symbol kwitnącej lilii wodnej na czole - znak władzy i odrodzenia.
Nie wszystkim jednak ta decyzja się spodobała, a to, jakie efekty to przyniesie, Klan Nocy może się dowiedzieć szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.
Zaginęły dwie kotki - Cedrowa Rozwaga, a jakiś czas później Kaczy Krok. Patrole nadal często odwiedzają okolice, gdzie ostatnio były widziane, jednak bezskutecznie

W Klanie Wilka

klan znalazł się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji niespodziewanie tracąc liderkę, Szakalą Gwiazdę. Jej śmierć pociągnęła za sobą również losy Gęsiego Wrzasku jak i kilku innych wojowników i uczniów Klanu Wilka, a jej zastępca, Błękitna Gwiazda, intensywnie stara się obmyślić nowa strategię działania i sposobu na odbudowanie świetności klanu. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z wyboru nowego zastępcy, którym została Wieczorna Mara.
Oskarżona o niedopełnienie swoich obowiązków i przyczynienie się do śmierci kociąt samego lidera, Wilczej Łapy i Cisowej Łapy, Kunia Norka stała się więzieniem własnego klanu.

W Owocowym Lesie

Zapanował chaos. Rozpoczął się wraz ze zniknęciem jednej z córek lidera, co poskutkowało jego nerwową reakcją i wyżywaniem się na swoich podwładnych. Sprawy jednak wymknęły się spod całkowitej kontroli dopiero w momencie, w którym… zniknął sam przywódca! Nikt nie wie co się stało ani gdzie aktualnie przebywa. Nie znaleziono żadnego tropu.
Sytuację pogarsza fakt, że obaj zastępcy zupełnie nie mogą się dogadać w kwestii tego, kto powinien teraz rządzić, spierając się ze sobą w niemal każdym aspekcie. Część Owocniaków twierdzi, że nowy lider powinien zostać wybrany poprzez głosowanie, inni stanowczo potępiają takie pomysły, zwracając uwagę na to, że taka procedura może dopiero nastąpić po bezdyskusyjnej rezygnacji poprzedniego lidera lub jego śmierci. Plotki na temat możliwej przyczyny jego zniknięcia z każdym dniem tylko przybierają na sile. Napiętą atmosferę można wręcz wyczuć w powietrzu.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Nowa zakładka „maści - pomoc” właśnie zawitała na blogu! | Zmiana pory roku już 28 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 sierpnia 2016

Nagroda za aktywność

Był ostatnio mały remont w zakładkach i uznałam, że należy nagrodzić aktywność niektórych kotów. Wojownicy, którzy napisali ponad 20 opowiadań mogą teraz pokolorować swoje imiona.

SĄ TO:
Srebrna Gwiazda z Klanu Burzy
Onyksowa Gwiazda z Klanu Klifu
Czarna Gwiazda, Lodowe Serce, Nakrapiany Kwiat, Błękitna Burza i Wieczorny Blask z Klanu Nocy
Mglisty Cień i Mysi Wąs z Klanu Wilka

~*~
Każdy może podesłać swoje propozycje kolorystyki imienia. Gdy już ją zaakceptuje zostanie wykreślony z listy.
~*~

Czekam na odzew ;)
~ Błękitna Burza

Od Rozmytej Łapy CD Błękitnej Burzy

Usiadłem niedaleko i wyłączyłem się na chwilę. Co jeśli wszyscy wybrańcy będą wojownikami, tylko ja nie? Będę się czuł dziwnie, ciekawe czy któryś nie będzie śmiał się ze mnie z tego powodu. Do tej pory byłem dość pozytywnie nastawiony do tego, ale te myśli zmieniły moje nastawienie. Teraz obawiałem się, że będziemy musieli spędzać ze sobą dużo czasu, a któryś będzie się wyśmiewał ze mnie, bo jestem uczniem... Może to być nawet Błękitna Burza, ale może jeśli będę pomagał mu przy kociakach to będzie miły?
- Rozmyta Łapo, czy to prawda? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Srebrnej Gwiazdy. Spojrzałem pytająco.
- Przepraszam, nie słuchałem o czym rozmawiacie. Srebrna Gwiazdo, czy możesz powtórzyć? - zapytałem po chwili. Bałem się, że teraz wojownik. Ten wojownik będzie się ze mnie śmiał, jednak tylko milczał.
- Czy to prawda, że jesteś wybrańcem? - zapytała.
- Tak... Często śniła mi się Beżowa Dusza, ale nigdy nie powiedziała, że jestem jednym z nich. Mówiła, że cztery koty będą miały bardzo ważną misję i będę musiał pomóc. Dopiero dzisiaj w nocy powiedziała mi, że jestem jednym z nich, pokazała mi Błękitną Burzę i kazała po niego iść. - odpowiedziałem.
- Wiesz może co macie zrobić? - zapytała.
- Nie, ale jeszcze jest Klan Klifu i Klan Wilka, może oni wiedzą o co chodzi. - powiedziałem.
- Możliwe. - rzekł wojownik Klanu Nocy.

<Błękit/Srebrna?>

Od Sreberka C.D. Braku

- Niech bedzie - powiedziała Sreberko wzdychając. Brak uśmiechnął się do niej i kiwnął jej głową. Zaczął się powoli i niezgrabnie skradać do Gepardzika, a Sreberko do Kostki. Gdy kociaki były dostatecznie blisko śpiących skoczyli na nich i zaczęli gryźć ich w uszy. Lekko spanikowane rodzeństwo próbowało się wyrwać, a Brak i Sreberko bawili się w najlepsze!
- Mamo! - zapiszczała Kostka budząc Złotą Łuskę. Królowa spojrzała na Sreberko.
- Zostaw ją! - warknęła. Gdy zobaczyła, że Brak robi bratu to samo warknęła też na niego - Brak! Zostaw brata!
Małe łobuzy oderwały się od rodzeństwa i uciekły daleko od kotki. Przy okazji przewrócili się o coś, co leżało w kącie. Po chwili mała główka uniosła się w górę.
- Prasamy - szepnął Brak. Mgiełka podniosła się niepewnie na cztery łapy.
- Gluptasy! - prychnęła i rzuciła się na Brak. Zaczęli się delikatnie gryźć i drapać.
Nagle z zewnątrz doszedł do nich głośny dźwięk. Mama wstała i udała się do wyjścia. Została jednak w żłobku.

<Brak? Mgiełka?>

Od Nakrapianego Kwiatu cd. Czarnej Gwiazdy

Siedziałam wtulona w kocura. Może nie powinniśmy się tak tulić na widoku? Wieczorny Blask i Wodny Ogon mogliby poczuć, że ich ojciec zdradza ich matkę... Ale... Jak mówił Błękitna Burza... "Akceptują nasz wybór.". Nawet, jeśli o tym nie wiedzą (XD).
- Chcesz może iść na spacer? - wyszeptałam z przymkniętymi oczami. Bardzo chciałam odsunąć się od wszystkiego, co mogło przeszkadzać. A spacer byłby najlepszą rzeczą, jaką teraz możemy zrobić...
- Jasne. - mruknął i wstał. Oboje poszliśmy w stronę wyjścia z obozu i spacerowaliśmy. Ptaki śpiewały, a promienie słoneczne przebijały się przez małe chmurki. Pogoda więc była piękna. Szliśmy wzdłuż rzeki. Kropelki wody moczyły nasze futra.

<Czarny? >


Dzięki

Od Czarnej Gwiazdy

Jak on tak mógł?! Własny syn... zdradził mnie i swój klan. Klan który go wychował i dał życie. Nigdy bym nie pomyślałem, że mój pierworodny odbierze mi jedno z żyć...
Szedłem powoli jego tropem, aż zobaczyłem go jak przenosi swoje... dzieci. Zatrzymałem się i obserwowałem jego przeprawę przez rzekę. W końcu mnie zauwarzył, miał niepokój w oczach. Martwił się o te pieszczochy... Odwróciłem się i powoli ruszyłem w kierunku obozu.
Przechodziłem przez wejście i wtedy usłyszałem głos Wodnego Ogona.
- Co się stało? - zapytał zaciekawiony i zdenerwowany. Widział, że jest mi źle. Przeszedłem do końca i spojrzałem na niego.
- Jutro... - powiedziałem cicho i ruszyłem do legowiska. Smutek i żal powoli przechodziły w złość. Kiedy układałem się w legowisku byłem już wściekły, ale nadal byłem zawiedziony... Błękitna Burza nie jest już moim synem... teraz został mi już jeden syn - Wieczorny Blask. Zamknąłem oczy i po kilku dłuższych chwilach zasnąłem. Następnego poranka już chyba cały klan wiedział, że coś się stało. Wodny Ogon pewnie o wszystkim powiedział. Nie mam mu tego za złe, miał prawo podzielić się tym z innymi. Wskoczyłem na kopczyk.
- Każdy kot zdolny by polować niech wyjdzie przed kopiec. - powiedziałem głośno, a głos w pewnym momencie załamał mi się. Wszyscy szybko wyszli zaciekawieni, a Złota Łuska wyglądała ze żłobka. Wodny Ogon usiadł tam gdzie zawsze siedział Szary Kieł.
- Wczoraj wydarzyło się coś okropnego. - zacząłem odrobinie płaczliwie przypominając sobie co zrobił mój... ekhem, ten wygnaniec. Ogarnij się. Pomyślałem i po chwili na mojej twarzy pojawiła się kamienna mina. - Błękitna Burza zdradził klan, jego partnerką był pieszczoch. Sreberko prawdopodobnie jest jego córką, oprócz niej ma jeszcze dwoje kociaków. - wśród kotów rozległy się pomruki niezadowolenia. - Kiedy prowadziłem go do obozu odebrał mi jedno z żyć. - pomruki stawały się coraz głośniejsze, wśród tłumu dało się usłyszeć słowa obrazy "Trzeba go zabić", "Ten zdrajca nie ma prawa żyć" i "I tak odwdzięcza się klanowi?". - Proszę o ciszę. - przerwałem i wszyscy umilki. - Wieczorny Blasku weź trzy koty i idź na patrol przy Sowim Drzewie i Klanie Burzy, Wodny Ogon zdecyduje kto weźmie udział w drugim patrolu przy granicy Klanu Wilka. Jeżeli schronił się wśród jednego z klanów będziemy walczyć, nie ważne czy to Klan Burzy, Klan Klifu, czy nawet Klan Wilka. - zakończyłem i zeskoczyłem z kopczyka. Wodny Ogon podszedł do Wieczornego Blasku. Podszedłem do nich.
- Macie go znaleźć. - powiedziałem ostro i odszedłem. Byłem bardzo zdeterminowany by dać temu lisiemu bobkowi do zrozumienia, że Klan Nocy nie będzie tolerować takich zachowań.

<ktoś z KN?>

Od Zosi C.D. Stefana

Trzęsłam się jak osika, nie wiedziałam co się dzieje. Co to więzień? Przytuliłam się mocniej do taty, ale on mnie delikatnie odepchnął. Nagle poczułam jak coś mnie chwyta za kark, więc zaczęłam się szamotać. Spojrzałam w górę i zobaczyłam żółte oczy, dlatego szybko skierowałam wzrok gdzie indziej. 
Kiedy kocica odłożyła mnie na coś miękkiego, pojawił się na moim pyszczku uśmieszek, który zwiększył się gdy zaczęłam się bawić. Gdy tylko ktoś przyniósł Stefka, to oby dwoje zaczęliśmy na niby walczyć.
- ...Co z nimi zrobimy, przecież są pieszczoszkami... - Usłyszałam skrawek rozmowy i odwróciłam głowę w tamtym kierunku, srebrzysta kotka i czarno-biały kocur rozmawiali przyciszonym głosem, przy wielkim posłaniu. 
- Na razie musimy ich jakoś nazwać, co powiesz, żeby jeden nazywał się Lampartek, a druga Myszka?... 
Przestałam się bawić i spojrzałam na nich z ciekawością, a gdy duży wojownik to zauważył odwzajemnił uśmiech i razem z kotką odszedł. 
- Jak myslisz, co sie stanie?
- Co?
- Teras, jesteśmy w Kanie Buszy. - Spojrzałam na brata z lekkim uśmiechem. - Będą nowe pszygody?

< Stefku? :3 >

30 sierpnia 2016

Od Stefana C.D. Zosi

- Nie miałem pojęcia, że w naszym obozie są kocięta - powiedział kocur. Był bardzo podobny do taty. Mieli taką samą sierść. - Czy wy mi się przypadkiem nie śnicie?
- Nie! - zaśmiała się Zosia. 
- To co tutaj robicie? - spytał kocur.
- Zosia? Stefan?! - usłyszeliśmy wołanie taty. Szybko pobiegliśmy w kierunku głosu. Tata polizał nas po głowach i przytulił do siebie.
- Nie powinniście się oddalać, nikt nas tu jeszcze nie zna - zamruczał. - Chodźcie, musimy na chwilę odejść.
Tata chwycił Zosię za kark i zaczął nieść w kierunku srebrzystej kocicy w drugiej części obozu. Potruchtałem za nimi. Tata usadził nas na ziemi, a wtedy kotka wydała z siebie głośne zawołanie. Po chwili cały obóz zapełnił się kotami. Były wielkie, jak wszystkie inne koty poza mną i Zosią. Wśród nich był Waleczne Serce, dwa szare koty, jeden taki jak ciocia Róża, kolejny biały... Pełno ich było! Wystraszyłem się lekko, wszyscy patrzeli na nas!
- Klanie Burzy - odezwała się szara kotka. - Dzisiejszej nocy przybył do nas Błękitna Burza, syn Czarnej Gwiazdy i jego dwójka kociąt.
Koty zaczęły coś mamrotać, widziałem jak na nas patrzą. Nawet tata się trząsł. Czy to w ogóle możliwe, by czegoś się bał?
- Co tu robią kocięta Klanu Nocy?! - syknął jeden z kotów.
- Błękitna Burza zapragnął oddać się woli Klanu Burzy i zostać naszym więźniem. W zamian oczekuje od nas opieki nad jego dziećmi.
- Skandal! - syknął inny kot. - I ty się na to zgadzasz?
- Tak Smutny Śpiewie! - warknęła szara. - I te kocięta dołączą do Klanu Burzy!
- Jak się nazywają? - spytała jakaś kotka. 
- Zosia i Stefan - odpowiedział jej tata.
- Mają imiona jak pieszczoszki - mruknął biały kocur.
- Kiedyś należeli do dwunożnych, ale teraz chcę je oddać wam, na wojowników. Możecie im nawet zmienić imiona, jeżeli się wam nie podobają!

<Zosiu?>

Od Zosi

Siedziałam przy tacie, przysłuchując się rozmowie, aż nagle znikąd na mój pyszczek przyszedł uśmiech. Zaczęłam się kręcić przy łapach czarno-białego kocura. W końcu podeszłam do brata z uśmiechem, godnym tytułu ,,Banan". 
- Chces się bewic? - Usiadłam, a kot odwzajemnił uśmiech.
- A w co?
- Pozwiedzamy.
Odeszliśmy od Błękitnej Burzy, który był zajęty gadaniem. Zaczęłam zwiedzać... Obóz. Tak. Chyba, właśnie tak nazywał to tata. Podeszłam do wielkiego stosu z martwymi zwierzętami, byłam głodna, ale jeszcze nie do końca sama umiałam jeść. Nie raz, dwunożni przynosili zmielone jedzenie, ale takiego jeszcze nigdy (no, pomijając wczoraj) nie tknęłam. Westchnęłam i oddaliłam się od jedzenia z uśmieszkiem. W końcu zobaczyłam dziurę, więc do niej weszłam. Zobaczyłam jedno wielkie posłanie. Grunt był tutaj miękki, więc ułożyłam się. Nagle dostrzegłam w ciemności, ruchy więc skoczyłam w tamtą stronę. Ugryzłam futrzate coś, ale szybko przestałam, bo zdałam sobie sprawę, że to kogoś ogon. Zdziwiony takim zamieszaniem, podszedł do mnie Stefan i waśnie w tym momencie, wielki kocur otworzył oczy.
- Nie wiedziałam, że kogoś tutaj przywieje o tej porze. Jestem Waleczne Serce.
- A ja Zesia, a tu Stefan.

Stefan?

Od Lodowego Serca C.D. Tajemniczego Kwiatu

Uśmiechnęłam się. Byłam pomocniczką medyka, a nie tylko jego uczennicą. Mogłam leczyć, szukać ziół... Choć miałam podobnie jak Wieczorny Blask. Mi też tylko zniknęły z planu, lekcje. Przypomniałam sobie o kocie. Nie mogłam być w nim zakochana, bo nie długo zostanę medyczką. Tajemniczy Kwiat, dzieli jeszcze nie dużo księżyców, do spania w legowisku starszyzny. Z mojego pyska zniknął uśmiech. Spojrzałam na kamień ostatni raz i zamknęłam oczy, widziałam koty z Klanu Gwiazd. Miałam wrażenie, że moja matka siedzi obok mnie. Otworzyłam je znowu i razem z moją mentorką wyszłam z tunelu i zaczęłam kierować się na tereny Klanu Nocy. Miałam nowe imię. Lodowe Serce.

Tajemnica? U mnie nie lepiej...

Od Błękitnej Burzy C.D. Rozmytej Łapy

Uczeń zaprowadził nas do obozu Klanu Burzy. Lekko zdenerwowany usiadłem po środku obozu i zacząłem lizać po głowach swoje kocięta. Piszczały niezadowolone, zmęczone podróżą i głodem. Moje maleństwa...
- Czarna Gwiazdo? - usłyszałem niepewny głos kotki. Podniosłem wzrok i spojrzałem na nią. Srebrna Gwiazda była naprawdę taka, jaką opisywał ją klan. Miała Srebrzystą sierść pozbawioną pręg, która migotała w świetle księżyca, a jej duże niebieskie oczy świeciły w ciemności.
- Nie jestem Czarną Gwiazdą - odparłem cicho. - Nazywam się Błękitna Burza.
- Och, wybacz. Wyglądasz zupełnie jak on. Teraz widzę twoje niebieskie oczy... - szepnęła. - Co cię sprowadza do Klanu Burzy?
- Moje kocięta potrzebują pomocy. Są przemoknięte i głodne - wyjaśniłem.
- W naszym klanie nie ma królowych - powiedziała Srebrna Gwiazda. - Przykro mi...
- Mają ząbki, mogą jeść - powiedziałem szybko. - Tylko dajcie nam jakąś zdobycz.
Srebrna Gwiazda spojrzała na mnie krzywo, ale kiwnęła Rozmytej łapie, aby przyniósł coś dla kociaków.
- Dobrze Błękitna Burzo, chciałabym usłyszeć wszystko od początku - zaczęła Srebrna Gwiazda. - Kim jesteś i dlaczego przybyłeś do Klanu Burzy?
- Jestem synem Czarnej Gwiazdy i Porannej Rosy - zacząłem. Kotka kiwnęła głową.
- Tak myślałam. Wyglądasz jak ojciec.
- Kilka księżyców temu poznałem i pokochałem samotniczkę, częściowo pieszczoszkę dwunogów. Zaszła w ciążę i urodziła trójkę kociąt.
- Widzę tylko dwójkę.
- Najstarszego kociaka zabrałem do klanu i skłamałem, że znalazłem go osieroconego nad rzeką. Nasza królowa się nim zajęła. Ta dwójka miała zostać z matką. Niestety, Czarna Gwiazda przyłapał mnie z ukochaną i ją zabił. Chciał też odebrać życie moim młodym, ale go uprzedziłem.
- Zabiłeś Czarną Gwiazdę? - zdziwiła się liderka. Odwróciłem wzrok.
- Gdybym tego nie zrobił zabiłby moje dzieci, zabrał mnie do obozu, zabiłby moją pierworodną, a potem prawie na pewno mnie.
- A potem przyszedłeś do Klanu Burzy szukać pomocy? - dokończyła kotka.
- Nie do końca - przyznałem. - Skryliśmy się pod Sowim Drzewem, kiedy odwiedził mnie duch członka Klanu Gwiazdy.
Źrenice liderki się zwęziły na tą wiadomość. Podeszła bliżej.
- Co ci powiedział ten duch? - spytała.
- Powiedziała, że jestem Wybrańcem, jednym z czterech i kazała mi udać się do Klanu Burzy, na spotkanie z innym naznaczonym.
Srebrna Gwiazda kiwnęła głową. Wtedy Rozmyta Łapa przybiegł z małym królikiem. Ostrożnie zerwałem z niego skórę, aby kociaki mogły łatwo dobrać się do mięsa i dałem go im. Trochę niepewnie obwąchały mięso. Zachęciłem je do jedzenia. W końcu Stefek ugryzł pierwszy kęs.
- Wiele księżyców temu - odezwała się nagle Srebrna Gwiazda. - Klan Gwiazdy wezwał mnie i innych liderów do Księżycowego Kamienia. Otrzymaliśmy wtedy przepowiednię, że w każdym klanie narodzi się kociak, który uratuje je przed zagładą. Wiesz jaką, Błękitna Burzo?
- Niestety nie - powiedziałem. - Ale inni Wybrańcy mogą wiedzieć. 
- W Klanie Burzy też jest jeden z was. Niestety mam trzech kandydatów - szepnęła kotka.
- Już go znalazłem - oznajmiłem z uśmiechem. - Waszym Wybrańcem jest Rozmyta Łapa.

<Srebrna Gwiazdo? Rozmyta Łapo?>

Od Rozmytej Łapy CD Błękitnej Burzy

Po udanym treningu wróciłem do obozu i położyłem się spać. Jednak nie mogłem zasnąć. Zawsze śniła mi się Beżowa Dusza, patrzyła na mnie ciepło, ale była zmartwiona. Czasami tylko dawała mi jakieś wskazówki, ale do czego? I po co? Mówiła o wielkiej misji, o czterech klanach, o czterech kotach i nic więcej. Cały czas zastanawiałem się co to znaczy, ale niczego nie mówiłem Srebrnej Gwieździe. Bałem się, że uzna mnie za wariata... Po pewnym czasie zasnąłem.

~*~

Cztery Drzewa, a w oddali widać jedno samotne, suche drzewo - Sowie Drzewo. Krople deszczu opadały na trawę, a pomiędzy Sowim Drzewem, a Czterema Drzewami kot. Ciemny kocur z białym brzuchem z dwoma kociakami.
- Musisz go znaleźć... - powiedział głos. Obejrzałem się, to Beżowa Dusza.
- Musisz mu pomóc... Jest taki jak ty, jest Wybrańcem. Ocalicie klany, to o tym cały czas ci mówiłam. To Błękitma Burza. - dodała po chwili.
- Ale... - zacząłem.
- Idź już, śpiesz się! Nie możesz się spóźnić! - powiedziała pośpiesznie, a sen nagle się przerwał.

~*~

Obudziłem się w środku nocy. Miałem wiele myśli. Postanowiłem posłuchać się matki i pośpieszyć się. Deszcz opadał na roślinność. To prawda... To musi być teraz, ale wciąż miałem wątpliwości. Przecież to sen... Szybko wybiegłem uważając by nie zbudzić siostry. Pognałem w kierunku Czterech Drzew, a deszcz delikatnie moczył moje futro.
Po chwili zobaczyłem go... kota ze snu. Czarnego z białym brzuchem i dwoma kociakami. Podbiegłem do niego, nastroszył sierść.

*opo Błękita*

Szybko zaprowadzić do Srebrnej Gwiazdy.... Dobra.
- Chodźmy. - powiedziałem, ale wtedy przypomniałem sobie o kociakach. Wojownik Klanu Nocy wziął jednego, a ja chwyciłem delikatnie drugiego. Ruszyłem na początku ostrożnie, żeby nie machać za bardzo maluchem, ale kiedy oswoiłem się już z tym biegłem jak najszybciej.
Kiedy dotarliśmy do obozu położyłem kociaka i ruszyłem do legowiska liderki. Kotka smacznie spała.
- Srebrna Gwiazdo. - powiedziałem cicho. Widząc, że nie dało to efektu powtórzyłem głośniej i delikatnie szturchnąłem przywódczynię. Otworzyła leniwie oczy.
- Co jest Rozmyta Łapo? - rozejrzała się. - Czemu budzisz mnie w środku nocy?
- Zaraz ci o wszystkim opowiemy, ale najpierw chodź. Tylko szybko! - powiedziałem i skoczyłem do wyjścia. Kotka leniwie wstała i zaczęła się przeciągać.
- Szybko! - powtórzyłem.

<Błękitna Burzo?>

Od Błękitnej Burzy

Czasem gubiłem się w tym co robiłem. Musiałem polować dla siebie i dla Złotej Łuski. Na dodatek spotkania z Pysią i kolejne patrole... Czarna Gwiazda i Wodny Ogon wydawali mi co chwila nowe polecenia, w których szybko się gubiłem. Szczęśliwie jakoś udawało mi się to układać.
Mysz, którą niosłem do żłobka była jeszcze ciepła, świeżo złapana. Złota Łuska się ucieszy. Wbiegłem do obozu i od razu udałem się w kierunku legowiska królowych. Srebrzysta kotka leżała na boku i karmiła jednego z kotków. Po czarnej sierści poznałem Gepardzika.
- Świeża zdobycz! - zawołałem rzucając mysz przed Złotą Łuską.
- Dziękuję Błękitna Burzo - powiedziała kotka.
- Gdzie Sreberko? - spytałem. Kotka wzięła mysz i zaczęła już jeść, dlatego kiwnęła głową w kierunku srebrzystej kulki. Powoli podszedłem do niej i złapałem ją delikatnie za ogon. Koteczka syknęła i złapała ostrymi pazurkami mój nos.
- Hej maleńka, wiesz, że codziennie robisz się co raz większa? - spytałem. Sreberko mrugnęła swoimi czarnymi oczkami. - I co raz ładniejsza...
Koteczka wpatrywała się we mnie zdziwiona. Miała to samo spojrzenie co jej matka.
- Sreberko! Co się mówi? - prychnęła Złota Łuska. Koteczka jakby się obudziła z transu.
- Kuję - mruknęła nieśmiało kotka. Och, jest taka urocza...
- Muszę już iść, do zobaczenia potem - zaśmiałem się i opuściłem żłobek. Z każdym dniem Sreberko zmieniała się w swoją matkę... Chyba już pora odwiedzić resztę dzieci. I moją piękną królową.
Wyszedłem z obozu w miarę szybko, aby nikt nie zdążył mnie złapać i dać jakiegoś zadania. Byłem już w wyjściu, kiedy usłyszałem wołanie Czarnej Gwiazdy. Zawsze mogę udać, że nie słyszałem... Przyspieszyłem i uciekłam z obozu.
Szedłem tą samą drogą, co zawsze - prosto na spotkanie z rodziną. Nie schodzimy się już obok farmy, a tuż nad rzeką. Musimy tak robić ze względu na bezpieczeństwo. Zbyt dużo czasu spędzałem obok domu Pysii, muszę odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia.
Kotka już czekała. Przyniosła oba nasze kociaki, co lekko mnie zaskoczyło. Zazwyczaj przynosi tylko jedno z nich.
- Coś się stało? - spytałem pokazując parę maluchów.
- Nie, cała nasza trójka pragnęła się z tobą zobaczyć, nic więcej - zaśmiała się kotka i otarła się o moją szyję.
- Tata! - usłyszałem pisk Stefka. Kociak niezgrabnie podszedł do mnie i położył się na mojej łapie.
- Synku, Stefciu... - szepnąłem i polizałem kociaka po głowie. Chwilę później Zosia napadła moją drugą łapę. Ją też polizałem.
- Jak tam Sreberko? - spytała Pysia. Uśmiechnąłem się do niej.
- Jest piękna, będzie świetną wojowniczką - oznajmiłem. - Nikt nawet się nie domyśla, że jestem jej ojcem.
Przytuliłem swoją ukochaną. To wspaniałe uczucie, być blisko rodziny. Rodziny, która cię kocha.
- Ty wstrętny zdrajco! Uważałem cię za syna!
Gwałtownie oderwałem się od Pysii odwróciłem w kierunku głosu. Myślałem, że zaraz przestanę oddychać. Oto stał przede mną mój ojciec, Czarna Gwiazda, lider Klanu Nocy!
- Cz-czarna Gwiazdo! - zawołałem zaskoczony. Kocur podszedł bliżej jeżąc sierść.
- Sądziłem, że mój pierworodny syn... Agh! Jesteś gorszy niż Wodny Ogon! Jemu w przeciwieństwie do ciebie mogę ufać! Zdradziłeś mnie, swój klan! Zdradziłeś nawet własną matkę! - warknął lider. Poczułem jak opuszczają mnie siły.
- Nieprawda! - próbowałem się postawić. Ale jego wzrok... 
- Sądzisz, że Poranna Rosa byłaby dumna widząc, jak zdradzasz swoją krew?! Dosyć tego! Wracasz ze mną, do obozu. Od dziś jesteś więźniem - oznajmił stanowczo. Pochyliłem pokornie głowę.
- Zostaw go! - usłyszałem głos Pysii. Nie! Coś ty zrobiła?!
- A co do ciebie i twoich bachorów...
Widziałem złość ojca, widziałem nienawiść w jego oczach. Był wściekły, bardziej niż kiedykolwiek. Błysnęły pazury, a przed ochami zamigotała mi czerwona plama. Usłyszałem zduszony pisk partnerki.
- Pysia! - zawołałem, ale nie mogłem jej już pomóc, kotka wykrwawiała się przez szyję. Czarna Gwiazda spojrzał na moje kocięta. Nie! Im tego nie zrobisz!
Kłapnąłem zębami i zacisnąłem je na szyi ojca. Potężnym uderzeniem przydusiłem go do ziemi. Zbiłeś ją! Zamordowałeś kotkę, którą kochałem! I chciałeś zabić moje kocięta... Zdusiłem jeszcze mocniej i szybko poczułem, że Czarna Gwiazda już nie oddycha. 
- Tato... - usłyszałem głos Zosi. Moje dzieci! Mój ojciec! Pysia! Co ja zrobiłem? Ona zaraz się obudzi!
- Idziemy stąd dzieci. Już! - zawołałem i chwyciłem Zosię za kark. Trzeba stad uciekać, szybko!
Stefek próbował biec za nami. Postawiłem córkę i złapałem go mocno. Położyłem go sobie na grzbiecie.
- Trzymaj się! - zawołałem i truchtem zbliżyłem się do córki. Złapałem ją w pyszczek i ruszyłem w kierunku rzeki. Musimy uciec z tego przeklętego terytorium!
Byłem już nad rzeką. Kamienny brud nie był może najbezpieczniejszym miejscem na przeprawę, ale lepszego nie znajdę. Przeszedłem kilka kamieni, ale wtedy Stefek mi się ześlizgnął. Upadł na kamień. Nie było czasu. Szybko przebiegłem na drugi brzeg. Zostawiłem tam Zosię i wróciłem po syna. Już chwyciłem go w pyszczek, kiedy... Zobaczyłem Czarną Gwiazdę. Był jeszcze daleko, ale dość blisko, bym widział go wyraźnie. Był smutny. Odwrócił głowę i odszedł.
To nie był akt wybaczenia. Zawiódł się. Muszę stąd prędko odejść, zanim wróci z resztą klanu. Albo zanim dojdzie do nas patrol. Przeniosłem synka na brzeg.
- Idziemy - powiedziałem do kotków i ruszyłem powoli w kierunku lasu, na terytorium Klanu Wilka.
Cały czas w głowie kotłowały mi się myśli. Zdradziłem klan, Pysia nie żyje, odebrałem ojcu jedno z żyć, zostałem wygnańcem. Moja córka nadal jest w klanie. Co z nią będzie? Czy Czarna Gwiazda ją skrzywdzi? Czy w ogóle domyśla się, że skłamałem w jej sprawie? Pewnie tak. Chyba już  nigdy nie zobaczę swojej pierworodnej. Co ja zrobiłem?

Zbliżała się noc. Jakimś cudem udało nam się uniknąć wszystkich paroli i znaleźliśmy się pod Sowim Drzewem. Już nikt dzisiaj tu nie przyjdzie, do rana będziemy bezpieczni. Położyłem się i przytuliłem do siebie swoje dzieci. Kiedy pytały mnie o mamę, o to co się stało - milczałem. Nie umiałem znaleźć odpowiednich słów, żeby im to powiedzieć. Są zbyt młodzi by to zrozumieć.
- Tato, jeść! - usłyszałem pisk córki. 
- Jutro kochanie, juto coś znajdę... - szepnąłem tuląc ją mocniej. No tak, jeszcze trzeba ich nakarmić! Sam sobie nie poradzę... Z tego co słyszałem Klan Burzy i Klan Wilka nie mają obecnie kociąt. Klan Klifu? Szkoda ryzykować! Może nie muszą już pić mleka? Może mogą już jeść? Tylko kiedy coś dla nich złapię? Męczony myślami w końcu zasnąłem.
Obudził mnie deszcz. Zaczęło padać, a moja sierść powoli mokła. Musiałem chronić dzieci, więc przykryłem je ogonem. Było bardzo zimno, w końcu zbliża się pora nagich drzew. Wtem poczułem dziwne ciepło. Odwróciłem głowę, by odszukać jego źródło i zobaczyłem wojowniczkę z moich snów.
- To ty - szepnąłem. Kotka się uśmiechnęła.
- Już czas - szepnęła.
- Już czas? - zdziwiłem się. - Czas na co? Kim jesteś Czego chcesz?
- Błękitna Burzo, wiesz że należę do Klanu Gwiazdy i że w młodości należałam do tego samego klanu, co twoja matka - odezwała się. - Nazywam się Długie Futro i jestem siostrą twojej matki.
- Więc to tak... - szepnąłem. - Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?
- Ponieważ dopiero teraz jesteś gotów. Błękitna Burzo, zanim się narodziłeś liderzy otrzymali proroctwo. W każdym klanie miał narodzić się Wybraniec, ty jesteś jednym z nich.
- Ale... Wybraniec?
- Nie oczekuję że to zrozumiesz, ani że to zaakceptujesz - szepnęła Długie Futro. - Ale Klany cię potrzebują, to sprawa życia i śmierci.
- Życia i śmierci? Dlaczego?
- Zło zamieszkało w lesie, zło większe niż jakiekolwiek inne. Musicie je powstrzymać. Udaj się do Klanu Burzy, tam spotkasz innego Wybrańca. Idź teraz, oni zajmą się twoimi dziećmi.
- Długie Futro, chciałby jeszcze o coś spytać...
- Słucham? - spytała szylkretka.
- Dlaczego ty przekazałaś mi tą wiadomość, a nie moja matka?
- Poranna Rosa czuje się winna. Zostawiła was - szepnęła kotka. - Ona cię bardzo kocha Błękitna Burzo, niezależnie od tego gdzie jesteś i co robisz.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Kiedy mrugnąłem kotka zniknęła. Muszę iść do Klanu Burzy. W sumie lepsze to niż czekać na patrol Klanu Nocy. Wstałem budząc w ten sposób kocięta. Zaczęły płakać.
- Cicho moje malutkie... Musimy iść w bezpieczne miejsce.
Szturchnąłem kociaki nosem, aby się ruszyły. Ospałym krokiem zaczęły iść przed siebie, a ja starałem się je prowadzić.

Kiedy byliśmy blisko Czterech Drzew deszcz powoli ustawał. Chwilę później zza chmur wyłonił się księżyc w całej swojej okazałości. To znak od Klanu Gwiazdy. Nie musimy się bać, jesteśmy bezpieczni. Wtedy zobaczyłem innego kota.
Jego długa sierść falowała na wietrze. Szedł w dół zbocza, do Czterech Drzew. Zatrzymałem się i kazałem kociętom przestać się ruszać. Niestety kot już nas zauważył. Zaczął biec w naszym kierunku, ucieczka nie wchodziła w grę. Będę musiał z nim walczyć.
Nastroszyłem sierść i przybrałem bojową pozę, ale kiedy napastnik się zbliżył zauważyłem, że jest niezwykle mały i młody. To chyba uczeń!
- Kim jesteś? - spytał młodzieniec. Nie widziałem powodu by mu to mówić.
- Najpierw ty! - syknąłem. Kociak położył po sobie uszy.
- Jestem Rozmyta Łapa z Klanu Burzy, a ty pachniesz Klanem Nocy - powiedział kot. - Co robisz z dwójką młodych, w środku nocy, na terytorium samotników?
- Jestem Błękitna Burza, ale nie należę już do Klanu Nocy - szepnąłem spokojniejszym tonem.
- Błękitna Burza? Jesteś Wybrańcem! - ucieszył się kociak. 
- Skąd o tym wiesz? - spytałem zdziwiony.
- Ja też jestem! - zawołał. - Rany! Nie sądziłem, że tak szybko cie znajdę!
- Rozmyta Łapo, nie mam na razie ochoty ani siły o tym rozmawiać. Moje kocięta są głodne, a Klan Nocy jest gotów rozszarpać nas na strzępy. Proszę, zabierz nas do Srebrnej Gwiazdy.

<Rozmyta Łapo?>

Blog miesiąca

https://form.jotformeu.com/62344535390354
Prosimy o głosy na WC:NE!
(post przyklejony)
~Sowa

29 sierpnia 2016

Od Braku CD Sreberko

No. Świetnie! Czyli nasz lew jest przynajmniej jedną nogą po stronie  Brakującego Indiana Jones'a. Kocurek uśmiechnął się i usiadł. Po chwili spoważniał i odchrząknął.
 - To snasy... To nie jes kawal tylko dla Koski, ale tes dla Gepaldka. Nie lu-ubię ich. - Miauknął marszczą nos. Mówił prawdę. Najprawdziwszą. - No. Psyzeknij mi, ze sie ze mna spsymiezys. Psyzeknij. - Powiedział zbliżając się do kotki. - Psyzeknij na wsystko co mas. Na Gwisny Kln.
Taka obietnica, to nie byle co. Zwłaszcza, że na Gwiezdny Klan przyrzeka się raz na zawsze i nigdy nie można tego złamać. Łamiesz przysięgę - idziesz do tego złego czegoś. Naginasz przysięgę - idziesz do tego złego czegoś. Nie wypełniasz przysięgi - idziesz do tego złego czegoś. Proste. A przynajmniej tak myślał o tym przyrzeczeniu Brak.
 - Psyzekas, ze sie ze mno spsymiesys? - zapytał wystawiając łapkę, by Sreberko położyła na niej swoją, wyrażając tym samym zgodę.
Slebelko? Brak się sepleni, ale nie aż tak ;-;

Od Sreberka C.D. Braku

Sreberko spała na uboczu, odsunięta od reszty rodzeństwa. Nie lubiła ich, zawsze wydawali się jej być dziwni. Kostka była dla niej zbyt ruchliwa, Gepardzik ją irytował, a od Braku nie było głupszych istot. Na dodatek z jakichś dziwnych przyczyn Sreberko miała wrażenie, że matka darzy ich większą miłością niż nią. Nie znosiła tego.
Nagle coś ja obudziło, jakiś dźwięk. Po chwili poznała ten piskliwy głosik. To był Brak. Wybrakowana istota ze zbyt długim językiem, sepleniąca tak, że nawet najmądrzejszy kot by go nie zrozumiał. Kotka warknęła podirytowana, ale podniosła się niezgrabnie i poczołgała do zamazanej, szarej plamy, jaką był jej brat.
- Szego? - wypluła kotka, kiedy była dostatecznie blisko. 
- Sebeko - zaczął Brak, ale kotka na niego prychnęła.
- Slebelko! - mruknęła podirytowana. - Móf wylaznie!
- Sebeko - kontynuował kociak. - Aubm, yś mi cos obiesaa.1
- O co choi? - spytała kotka.
- Koka pi, moe zrobimy ziajt?2 - zapytał kocurek z uśmiechem. Sreberko pokręciła głową.
- Co? - spytała.
- Ziajt, Koce.
- Jaki?

<Braku?>


Mini słownik:
1. Sreberko, chciałbym, żebyś mi coś obiecała.
2. Kostka śpi, może zrobimy jej żart (kawał)

Od Braku do Sreberka

Czy dzisiaj nasz mały poszukiwacz przygód coś nabroi? Oj, nabroi i to sporo. Mianowicie młody Indiana Jones pójdzie do jaskini lwa i włoży głowę do jego paszczy. Kim jest lew i jak działa? Już mówię i objaśniam. Lwem w tej całej skomplikowanej operacji jest niesamowicie groźna i zła Sreberko, która wydała się być bardzo dobrym partnerem do terroryzowania jego rodzeństwa, które nieustannie darło gębę, na szczęście ciszej niż Brak. Ewentualnie mogła zostać jego NPNZ. Najlepszym Pracownikiem Na Zawsze. Na to drugie kociak nie liczył jednak za bardzo, tak samo, jak na powodzenie całej tej supertajnej operacji. NIKT, po prostu NIKT nie mógł się dowiedzieć o jego niecnych występkach. Oczywiście Złota Łuska to widziała i już dawno zaakceptowała to co robi, pod groźbą ciągłego darcia niezadowolonej mordy. Zwłaszcza, że ta i tak nie odzywała się zbyt często, a jeśli już to była niezwykle głośna i niebezpieczna.
 - SEBEKO! SEBEKO SIE JESES?! SEBEKO MUSIMY SOBIE ZLOSYS OBIETNISE! - wydarł się dreptając plączącymi się nogami i rozglądając się na boki. - Sebeko chos tu! Ja muse si sos powieses!
Nasz Indiana Jones nie był typowym Indianem Jonesem. Mianowicie prawdziwy Indiana Jones nigdy nie chodziłby po niebezpiecznym terenie wykrzykując na prawo i lewo kogo, lub czego, szuka, a skradałby się i siedział cicho jak mysz, którą już za kilka księżyców upoluje nasz chłoptaś.
 - SEBEKOOO! No, chos tu, mam si do sosenia baso siekawo ofete!
Sreberko? Hyhy

Od Braku CD Wodny Ogon

- OIEAE SEMU JESES STSO WESO MIE! - wywrzeszczał Brak i ze zdziwieniem mlasknął. Czego ten drugi on nic nie rozumiał? Może był jakiś niedorozwinięty, jak Kostka? Gdy kocur znowu wytrzeszczył oczy w zdziwieniu młodzik westchnął z politowaniem. Tak zdecydowanie był niedorozwinięty. - Semu. Sosumies? SEMU. Ty. Jeses. Jeses, tak? Staso. Weso. Mie. Mie, syli Blak. Jus sosumies? - Gdy w oczach nieznajomego zobaczył błysk zrozumienia odetchnął z dumą. Wreszcie czegoś nauczył tego nieuka! Jak on w ogóle mógł się porozumiewać z innymi?
 - Swiesnie. Ospowies mi? Mi, syli Blak. Tak? Pamiesas? - zapytał wstając. - I jak ty sie polosumiesas z inny-ymi? So? Bo mne jakos ne losumes.
Po chwili od zadania pytania mlasnął jeszcze raz czując, że na coś nadchodzi pora. Mogło to być przysłowiowe małe co-nie-co.
 - MAAAAMEEEEE! SYKUJ SE! IDEM DO SIEBIE! Glodny jesem. - Podreptał niezdarnie kilka razy zaplątując się we własne nogi, po czym usiadł i zaczął ssać mleko matki, co chwila odrywając się, by sprawdzić, czy nieznajomy jeszcze gdzieś tu jest. Musiał go nieco nauczyć o tym, jak poprawnie się wysławiać. Pokaże mu jak mówić "l", a jak "s". Taki z niego nauczyciel!
Wodny Ogonie? :D

Od Wodnego Ogona CD Brak

Słuchamco? Wodny spojrzał na kocię z wyrazem dezorientacji na pysku. Szczerze, nigdy nie przykładał się do nauki języków obcych, i nie znał żadnego innego kota, który by to robił, a tu proszę, Złota Łuska jest w tym mistrzynią! I już uczy swoje dzieci. Zastępca co prawda nie wiedział, czy młody przemówił do niego po borsuczemu, ptasiemu czy może w języku potworów. Zawsze istniała też możliwość, że to zwyczajny kocięcy bełkot. Oby to drugie. Pręgowany usiadł przed kociakiem i zaczął się uciążliwie w niego wpatrywać. Czy jeśli on coś powie, mały zrozumie? Aby mieć pewność, Wodny Ogon kaszlnął i rzekł do kociaka idealnie naśladując seplenienie:
- Cemu nie jesteś psy mamie?
Szaro-biały zerknął z niedowierzaniem i pogardą na kocura. Czyżby powiedział coś nie tak.
- OIEAE SEMU JESES STSO WESO MIE!
<Brak, semu?>

Od Braku

Brak był bardzo odważnym kociakiem. Brak był też bardzo inteligentny, na swój wybrakowany sposób. Ale był też nierozsądny. BARDZO nierozsądny. Może z czasem się to zmieni, a może nie, jednak z pewnością zostanie choć odrobina nierozsądności. Na zawsze. I to dziś mały, dzielny kocurek miał udowodnić to całemu światu, a zwłaszcza Wodnemu Ogonowi, swojemu rodzeństwu i matce, a przede wszystkim sobie.
Późnym popołudniem Brak i jego rozwrzeszczane rodzeństwo postanowiło urządzić sobie zawody, chociaż tak naprawdę żadne z nich nie wiedziało w jakie (dlatego też powstał piekielny harmider), gdy zmęczona Złota Łuska syknęła na kociaki, by się uciszyły. Gepardek i Kostka zamilkli ze skruszonymi minami, jednak Brak, jak to Brak, wrzasnął z całych sił, dając do zrozumienia, że to on ma tu ostatnie słowo. Na jego nieszczęście zwabiło to zastępcę Czarnej Gwiazdy, który zaciekawiony odgłosami wydobywającymi się z kociarni potruchtał w jej stronę. Pierwsze co zobaczył to młody kocię siedzący tuż przed wyjściem ze żłobka. Wpatrywało się w niego i ze zmarszczonymi brwiami wywrzeszczało coś w niezrozumiałym dialekcie.
 - SEMU JESES STSO WESO MIE?! SO?!
Wodny? zabawę z językami martwymi czas zacząć :v

Złota Łuska urodziła!

Złota Łuska (NPC) urodziła 4 kocięta, z czego 2 NPC i 2 odgrywanyср.
Kostka (NPC)
Mgiełka
Gepardzik (NPC)
Brak

Od Wilczka CD Lisek

Po niedawnym incydencie z koszmarami siostry minęło trochę czasu. W sumie to ona dalej miała te koszmary. Tymczasem mi się okropnie nudziło. Nagle wpadłam na genialny pomysł.
-Liska? – spytałam znudzonym tonem głosu.
-Tak? – odpowiedziała pytaniem.
-Oj przecież wiesz!
-Sugerujesz zwiedzanie obozu?
-Tak jakby.. Może teraz pozwiedzamy miejsce po za obozem? W końcu zwiedzałyśmy już obóz parę razy.
-No nie wiem czy to dobry pomysł- Widać było, że mojej siostrze nie podoba się ten pomysł.
-Skoro wolisz siedzieć w żłobku to okej.. – zaczęłam się oddalać. Uderzyłam w jej słaby punkt, bo po chwili usłyszałam jej głos:
-Zaczekaj! Idę z tobą – powiedziała nie chętnie.
-Dokąd idziecie? – Kwiecisty Strumyk podsłuchała naszą rozmowę.
-Idziemy się przejść po obozie – skłamałam. Ach.. Kłamstwo.. Przychodziło mi z taką łatwością, że mama w to uwierzyła.
-Dobrze, tylko mam was tu widzieć w porze szczytowania słońca!
-Dobrze mamo – odpowiedziała jej Liska, po czym wyszłyśmy ze żłobka. – Kłamanie przychodzi ci z taką łatwością – zaczęła.
-Wiem- odpowiedziałam jej po czym zaczęłyśmy kierować się w stronę wyjścia z obozu. Wyszłyśmy, po czym usiadłyśmy przyglądając się wszystkiemu. Skały. Wszędzie skały góry i wszystko podobne do tego. No.. może jeszcze trawa i krzaki. Przypomniał mi się mój sen z przed kilku księżyców. A gdzie drzewa? Spojrzałam w dal i je zobaczyłam. Las w oddali.. Zaczęłam się iść jak zawsze chwiejnym krokiem w jego kierunku.
-A ty dokąd? – podbiegła do mnie siostra.
-Jak to dokąd? Myślałaś, że jak mówiłam, żeby wyjść z obozu chodziło mi o siedzenie przed wejściem?- Zaśmiałam się.
-Nieważne.. Nic nie mówiłam – Odpowiedziała po czym z uśmiechem poszłyśmy w stronę lasu. Po jakimś czasie zaczęłam czuć jakichś słaby zapach, lecz go zignorowałam.
-Stój. – szepnęła do mnie Liska – ktoś się do nas zbliża – ukryłyśmy się w krzakach. Patrol właśnie wracał, ale nie zwracał na nas uwagi.
-Masz niezły węch- szepnęłam.
-Dzięki – odpowiedziała, po czym kontynuowałyśmy podróż. Miałam wrażenie, że las wcale się do nas nie przybliża.
-Wiesz co.. To chyba nie był dobry pomysł, by tak iść- miauknęłam- Niedługo będzie pora szczytowania słońca, a my jesteśmy jeszcze małe..
-Teraz się poddajesz? No chodź, będzie super! – mój entuzjazm przeszedł na moją siostrę. To nie był dobry pomysł. O nie, nie.. To wręcz fatalny pomysł. Mimo wszystko szłyśmy dalej. Szłyśmy, szłyśmy i szłyśmy.. Była pora szczytowania słońca. Mama się pewnie martwi.. Poczułam ohydny zapach. To chyba ta słynna Droga Grzmotu czy jakoś tak. Nagle poczułam inny zapach. To była mysz! Zaczęłam się skradać. Po chwili skoczyłam i zatopiłam w myszy kły. To było nawet.. Proste. Tak, proste! „Moment, złapałam mysz! To takie niesamowite!”, krzyknęłam w myślach.
-Wilczka, czy to mysz? – zdziwiła się Liska.
-O nie..- Wyplułam mysz z pyska.
-Jak to nie? Przecież nie jestem ślepa!
-Nie o to chodzi.. Po pierwsze, biegiem do obozu! – zaczęłyśmy prowizorycznie biec. Byłyśmy jeszcze kociakami, więc nic dziwnego, że ten bieg wyglądał trochę dziwnie.
-A po drugie? – wydyszała moja siostra skacząc przez cienką kłodę. „Przynajmniej opanowałyśmy skoki”, pomyślałam.
-Jak to co po drugie? Upolowałam mysz! Złamałam kodeks wojownika! – nagle wszystko zwolniło. I co ja teraz zrobię? Liska nie umie kłamać, ale musi spróbować, jeśli nie chce mnie wydać. Zobaczyłyśmy patrol.
-Chyba nas szukają - wydyszałam. Koty nas zauważyły.
-Co wy tu robicie? Powinnyście siedzieć w obozie! – warknął. Zaczęłyśmy iść z patrolem w stronę obozu. Podróż trwała niemiłosiernie długo, w końcu jednak dotarłyśmy. Minęła chwila, a już siedziałyśmy w żłobku, pod srogim okiem mamy. Jeszcze nikt oprócz Liski nie wiedział, że złamałam kodeks wojownika.
-I co macie mi teraz do powiedzenia? – spojrzała na nas surowym wzrokiem.
-To wszystko moja wina.. – zaczęłam.
-Wcale nie! To jest też moja wina, bo cię nie powstrzymałam. – powiedziała moja siostra.
-Ale nie musiałabyś mnie powstrzymać gdybym nie wpadła na taki głupi pomysł.
-Nie ważne, obie zawiniłyście i ze żłobka możecie wyjść tylko pod okiem dorosłego kota! – ochrzaniła nas Kwiecisty Strumyk. Było mi smutno. To ja zawiniłam. Ja zrobiłam przykrość mamie, wciągając w to Liskę. Co mi przyszło do głowy? Po za tym złamałam kodeks wojownika.. Gorzej być już chyba nie może! A jak dowie się o tym tata.. On zawsze był dość surowy. Mama wyszła, a w wejściu do żłobka pojawił się Agrestowy Ogon. Spojrzał na nas ostrym wzrokiem, po czym zaczął się śmiać. Razem z siostrą byłam zbita z tropu. Z czego on się śmieje?
-Z wami to dopiero jest ubaw! – zaśmiał się, po czym wyszedł zostawiając nas na chwilę same. Spojrzałam pytająco na Liskę, po czym położyłam się.
-Liska?
-Tak? – ta rozmowa zaczęła wyglądać jak ta z samego rana.
-Jakie dokładniej masz koszmary? O czym dokładnie? – spojrzałam na nią z nadzieją. Skoro i tak nie mamy niczego ciekawego do roboty, to może chociaż dowiem się o czym śni?

<< Lisie?>>

28 sierpnia 2016

Od Liska

Dzisiaj znów nie spałam dobrze. Po tym co się stało Wilczkowi, nie ma śladu. Siostra czuje się już dobrze, a mama już się tak nie zamartwia.
-Co robisz? Znowu tak wcześnie wstałaś...Na pewno wszystko dobrze?-Zagadnęła dopiero obudzona siostra. Faktycznie nie wyglądałam za dobrze. Od zarywania nocy, często się nie wysypiam i źle się czuje, a gdy zasypiam, miewam koszmary, jakby to działo się realnie.
Nie chciałam tego mówić rodzicom, ponieważ to tylko sny... przepraszam KOSZMARY!
Nie chciałam by się zamartwiali, ale wychodzi to już z pod kontroli.
-Wiesz, może wybrałybyśmy się pozwiedzać obóz?-Spytałam z udawanym uśmiechem nie odpowiadając na jej pytania.
-Jeszcze się pytasz?!-Krzyknęła moja siostra.
***
-Lisek?! Wszystko dobrze?-Zapytał Zakrzywione Oko.
Wybudziłam się. Czułam, jakbym zaraz miała trafić do Klanu Gwiazd. Nie wiedziałam co się dzieje. Widziałam zapłakaną Wilczkę i Tatę uspokajającego Mamę. Ona też płakała.
-Wybudziła się!-Krzyknął Zakrzywione Oko.
-C-co się ze mną stało?-Spytałam innym głosem niż zwykle. Mój głos zawsze jest uroczy i dziecinny, a dziś, był zimny i zmęczony.
-Kiedy zwiedzałaś obóz z Wilczkiem, powiedziałaś, że źle się czujesz, a potem zemdlałaś. Twoja siostra przestraszyła się i pobiegła po rodziców, po czym wezwali mnie. Dzieje się z tobą coś niepokojącego. Ale co? Czy mogłabyś mi wytłumaczyć?- W głosie medyka słychać było niepokój i smutek.
-Właściwie to... Od jakiegoś czasu zarywam noce, ponieważ...ponieważ...-Nie mogłam wydusić ostatnich słów. Coś jakby mnie zatkało.
-Ponieważ?-Dopytał się medyk.
-Ponieważ często miewam bardzo realistyczne sny...-Niestety głos mi się złamał i było słychać kłamstwo.
- Ah! Czemu nie umiem kłamać jak moja siostra?-Pomyślałam.
-A czy to na pewno są sny?- Zapytał medyk podając mi Zioła lecznicze.
-No nie do końca... -Odpowiedziałam.
-A więc?-Zakrzywione Oko nie dawał spokoju. Prawie jakbym słyszała moją siostrę.
-Tak naprawdę to miewam koszmary... bardzo realistyczne koszmary...Boję się zasnąć, bo wiem, że one powrócą i będę musiała przechodzić to na nowo.- Rzekłam, mając nadzieję, że medyk wie co mi jest. Niestety. Powiedział rodzicom i siostrze, że nie ma pojęcia co mi jest. Powiedział również, żebym nie ruszała się z miejsca i przed każdą próbą zaśnięcia spokojnym snem, jadła te rośliny.
***
-Teraz wiem jak się czułaś, jedząc to coś.-Zaśmiałam się.
-No widzisz? Ale mam prośbę.-Rzekła Wilczka.
-Jaką?-Dopytywałam.
-Nie kłam więcej, bo jak to robisz to chce mi się śmiać.-Zachichotała.
-Obiecuję.-Szepnęłam.
-Czemu szepczemy?-Po cichu spytała Wilczka.
Po tym wszedł Agrestowy Ogon oraz Kwiecisty Strumyk.
-Wszystko w porządku ? - Zapytał Medyk, który wszedł za nimi.
-Tak, coraz lepiej!-Uśmiechnęła się Wilczka.
-To dobrze. -Ucieszył się Zakrzywione Oko.
***
-Liska?-Spytała znudzona Wilczka i zaczęła bawić się moim puchatym ogonem.
-Tak?-Spytałam.
-Oj przecież wiesz!-Zaczęła.


<< Wilczek? Przecież wiem, że chcesz ;3 >>\

27 sierpnia 2016

Od Burzowego Gardła CD Popielatego Futra

Burzowe Gardło rzucił się na czarnego wojownika. Był nieco zdezorientowany tą podłą podmianą. Przecież zamiast tego... kogoś, powinna pojawić się tu Sowie Skrzydło. Zrzucony książę przeturlał się kilka długości lisiego ogona i energicznie wstał.
 - Gdzie jest Sowie Skrzydło?! - warknął piskliwym głosem. - Hm?! Nie ciebie się tu spodziewałem! A może to pan jest moją ciotką, bądź też wujem, a tamta kocica była podstawiona?! Co?!
W kocurze zagotowało się na myśl, jak wielką nieprawidłowość napotkał. Gwiezdny Klanie, za co! Przecież zdenerwowany Burzyk, to panikujący Burzyk!
 - Spokojnie... Zapomniałem o tym, czemu się gorączkujesz? - wymamrotał wojownik.
 - CZEMU SIĘ GORĄCZKUJĘ?! Może i Klan Burzy ma mało kotów, ale nie mogę OD TAK OPUSZCZAĆ SWOICH OBOWIĄZKÓW! Byłem samotnikiem i mam pewne przyzwyczajenia z tym związane, ale i tak wiem, że moja nieobecność jest wysoce niepożądana! A co jeśli właśnie jest tam pies i potrzebują kotów do pomocy? Co? No tak, ale ja tylko głupio i bezsensu się gorączkuję! - odpowiedział jeszcze wyższym głosem.
Pio?

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Lodowego Serca

Jej terminatorka nareszcie ma nowe imię! Tajemniczy Kwiat czuła coś wspaniałego – dumę. Było to po niej widać. Była uśmiechnięta i również widocznie szczęśliwa. Przed Lodowym Sercem jeszcze tak dużo, ale medyczka wiedziała, że ta młoda kotka jest gotowa na wiele. Życie nie zawsze będzie proste, ale to coś normalnego. Postara się wspierać terminatorkę jak najlepiej da radę. Koty z tych samych Klanów powinny sobie pomagać, jeśli jest taka potrzeba. To bardzo ważne, każdy członek Klanu Nocy powinien o tym pamiętać. Tajemniczy Kwiat cieszyła się, że kiedy nie będzie mogła już być w tym Klanie, dobry medyk przejmie po niej zadanie leczenia kotów. Teraz była naprawdę spokojna.


Lodowa?
Przepraszam za to, że krótkie D:

26 sierpnia 2016

Nowe koty!

Z małym opóźnieniem~

Sreberko | kocię | Klan Nocy

Stefan | Samotnik

Zosia | Samotnik

Od Błękitnej Burzy C.D. Czarnej Gwiazdy

- I jak? Wzięła go? - spytał Wieczorny Blask z nutką ekscytacji w głosie.
- Tak, Sreberko jest teraz członkiem Klanu Nocy - odparłem z dumą. Wieczorny Blask się zaśmiał.
- Rany... Dzięki Gwiezdnym! Żeby tylko nic jej się nie stało w Porze Nagich Drzew... Po tych wszystkich incydentach... Przyda się w Klanie jakaś iskierka nadziei - zamruczał. - A co mówił Czarna Gwiazda? Wygląda na lekko wkurzonego.
- Znasz ojca, za jego kamiennym wyrazem pyska zawsze kryło się dobre serce - uśmiechnąłem się. - Wyraźnie cieszy się z powodu kociaka. Złota Łuska też jest szczęśliwa. Mimo krwi pieszczoszka, pod naszym okiem na pewno zostanie najlepszym wojownikiem w klanie!
- Hej! Nie ubliżaj mi! - zażartował kocur.
- Do tego czasu wylądujesz w legowisku starszyzny - odparłem, a Wieczorny Blask się zaśmiał. 
Życie znowu nabrało barw. Byłem tego pewien - Sreberko zmieniła mój świat. Znów mogę być szczęśliwy!
- Widzieliście gdzieś Pustynną Duszę? - usłyszałem nagle głos Wodnego Ogona. Odwróciliśmy się w jego kierunku.
- Nie, od wczoraj nie ma po niej śladu - szepnął Wieczorny Blask.
- Hm, dziwne. Coś musiało się stać - mruknął nasz szary brat. - Błękitna Burzo?
Co mam mu powiedzieć? Powinienem od razu zameldować o śmierci Pustynnej Duszy... Ach, a było tak pięknie...
- A co, jeśli nie żyje? - spytałem. Zastępca odwrócił głowę. 
- Nie wykluczam tej możliwości, ale wolałem być dobrej myśli - prychnął. - Jeżeli nie pojawi się w ciągu najbliższych dni, będziemy musieli uznać ją za zmarłą.
Poczułem się winny. Racja, zdenerwowałbym ojca tą wiadomością, ale na pewno nie bardziej, niż gdyby się teraz dowiedział o jej śmierci.
- Jak kociak? - spytał nagle Wodny Ogon.
- Ym, Złota Łuska się nią zajmie. Od teraz ma na imię Sreberko.
- Sreberko? Fajnie brzmi, lepiej niż twoje.
- Dzięki.
- A teraz ruszcie tłuste tyłki i zapolujcie. Nasz Klan nie ma głodować!
Wodny Ogon odszedł zostawiając mnie z Wieczornym Blaskiem.
- Idziemy? - spytałem. - Będziesz miał okazję do treningu Jastrzębiej Łapy.

<Wieczorny Blasku?>

Wielkie Oko! (Klan Burzy)

Wielkie Oko | wojownik | Klan Burzy

Od Czarnej Gwiazdy CD Błękitnej Burzy

Co on sobie myślał? Nie powinien przynosić tego pieszczocha dwunogów do klanu. Ale kiedy już przyniósł, co miałem zrobić? Jakbym je wyrzucił, napewno gwiezdni już by mi nie wybaczyli, a jeżeli mogę zrobić jakiś dobry uczynek zrobię to, chociaż dla małej iskierki nadziei na Klan Gwiazdy. Dodatkowo myślał, że ja nazwę tą... tą... tą głupią kulkę sierści. Jeszcze musiał przynieść to teraz... kiedy w lesie będzie coraz mniej zwierzyny i coraz gorszej.
- Będziesz się opiekował Złotą Łuską i będziesz odpowiadał, za tego kociaka. - powiedziałem.
- Dobrze. - kiwnąl głową i polizał tego głupiego pieszczoszka. Patrzyłem na kociaka z pogardą, a Błękitna Burza polizał go. Odwróciłem się i wyszedłem. Niedaleko siedział Wieczorny Blask. Z pewnością wiedział, że jego brat przyniósł Sreberko. Po chwili ze żłobka wyszedł Błękitna Burza, a obok niego od razu pojawił jego brat. Po minie Wieczornego Blasku dało się wywnioskować, że żartuje z brata, albo opowiada mu żart.

<Błękit?> masz -,-

Od Popielatego Futra CD Burzowe Gardło

Rzuciłem ostatnie spojrzenie na kocura znikającego w oddali. Zastrzygłem uszami i odkopałem nornicę, po czym szybkim krokiem pomknąłem w stronę obozu. Przedarłem się przez bezlistne już gałęzie krzewów i dotarłem na polanę. Obóz tętnił już życiem, a moje przybycie wzbudziło tylko pomruki niezadowolenia. Spuściłem głowę i położyłem nornicę tuż przy innych zdobyczach, omijając grotę Jeleniej Gwiazdy. Niestety, znając moje szczęście zaraz zjawi się tuż za mną i skarci za opuszczanie terenów Klanu Wilka. Przyśpieszyłem więc kroku i już po chwili znalazłem się tuż przy legowisku wojowników. Usiadłem więc i odetchnąłem z ulgą, że nikt nie przywiązywał do mnie szczególnej uwagi, dopóki nie usłyszałem głosu.
- Masz szczęście, że Jelenia Gwiazda Cię nie zauważyła. - mruknęła kotka. - Gdyby nie to, że jesteś w klanie od ledwo dnia, zostałbyś porządnie skarcony. - dodała, chichocząc cicho.
- Uh, tak, mam szczęście. - odparłem, zdezorientowany tym, co właśnie się stało. Zmierzyłem samiczkę wzrokiem - wyglądała na młodą, rozentuzjazmowaną kotkę.
~ To pewnie Miodowe Futerko. - pomyślałem, po dłuższym przyglądaniu się. Zostałem wstępnie zapoznany z członkami, a raczej po prostu dostałem instrukcję z kim można porozmawiać, a kogo lepiej omijać.
- Mentorzy idą trenować uczniów, a pozostałe koty polować. Mam nadzieję, że tym razem będziesz polować na naszych terenach. - przestrzegła mnie, po czym podbiegła do pozostałej grupki kotów.
I tak minął cały dzień, który zakończyła ulewa. Zwinąłem się w kłębek i znad łap, kątem oka obserwowałem spadające krople deszczu. Zmrużyłem oczy i oddałem się głębokiemu snu, mając nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy.
-Następnego dnia-
Zbudziły mnie głosy wojowników, którzy właśnie wychodzili z legowiska. Spojrzałem na zewnątrz - pomimo wczorajszej niepogody dzisiaj mogłem podziwiać wschodzące słońce. Powoli przeciągnąłem się i wyszedłem za grupą kotów. Jelenia Gwiazda zarządziła polowania, gdyż w ciepły dzień w lesie mogło być więcej zwierzyny. Doszły do niej słuchy o moim wczorajszym wyjściu, przez co wolałem nie polować przy północnej granicy - zająłem się Porębą. Powiedzmy nawet, że balansowałem na granicy siedlisk dwunożnych. Zaczaiłem się właśnie na mysz, gdy w czasie skoku poczułem, jak spada na mnie ogromny ciężar. Nastroszyłem futro i zrzuciłem balast, podczas, gdy okazało się, iż spotkałem tego samego kocura, którego widziałem wcześniej, na terenie Klanu Burzy.. Tylko, co on tu robi?

< Burzyk?>

Od Wilczej Róży

Szłam na polowanie dróżką prowadzącą między Czterema Drzewami... Nagle usłyszałam bardzo głośny tupot łap, obróciłam się i zobaczyłam, że biegł za mną jakiś kot. Nie byłam pewna z jakiego jest klanu, a nawet czy to kocur czy kotka... Ale jedno było pewne, nie jest z mojego klanu, lecz nie wyglądał groźnie. Pozwoliłam mu do mnie dobiec i złapać tchu.
- To one! - Krzyknął
- Ale kto? - Spytałam się
- Lisy! Są złe bo ukradłem im ofiarę! - Po raz pierwszy słyszałam ,aby jakiś kot ukradł coś lisom znaczy słyszałam o takich, ale najczęściej nie przeżywali drugiego dnia od tej kradzieży... Więc powiedziałam:
- Jak to? Postradałeś rozum?! Ukradłeś lisom ofiarę?!
- Nie słyszałaś? Mówiłem że tak! - Po czym pobiegł dalej. Myślę,że lisy wcale go nie goniły i, że po prostu chciał zaszpanować, bo poczekałam jeszcze godzinkę i lisów jak nie było tak nie ma, więc pobiagłam za nim i krzyknęłam:
- Czekaj! - Wtedy się zatrzymał i odrzekł:
- Co?
- Nawet nie wiem jak masz na imię.
-Płomienna Pieśń, ale co cię to? - Odpowiedział.
- Ja Wilcza Róża i nic mnie to po prostu chciałam wiedzieć.
On tylko uśmiechnął się szyderczo i rzekł:
- Jeśli nic cię to to po co mi wiedzieć jak ty masz na imię?! - Po tych słowach się zamknęłam,ale pomyślałam jeszcze: "O kocie co za gbur, ale co się dziwić?" Nie wygląda jakby pochodził z jakiegoś klanu,a na pewno nie wygląda na pupila dwunożnych...Może jest samotnikiem?

Płomienista Pieśń?
Różo, musisz nauczyć się pisać dialogi. Radze się też zapoznać z lekcją "Pisane sowim piórem", która jest w etykietach. Planuję 2 część, ale na razie proszę - zadowól się tym co masz.

24 sierpnia 2016

Od Smutnego Śpiewu CD Rozmyta Łapa

Powolnym krokiem wyszedłem z obozu.
- Dzisiaj zobaczymy granice i nasze tereny. Jeśli zdążymy, omówimy jeszcze podstawy polowania. - Burknąłem do ucznia. - Nie mamy żadnych konkretnych terenów, mamy też najmniejsze terytorium. Graniczymy jedynie z Klanem Nocy i trochę z Klanem Klifu. Za nami jest siedlisko Dwunożnych, więc mamy dostęp do myszy i szczurów, mieszkających tam. To jest też jednak dużym minusem, bo często na naszym terytorium przebywają psy.
Zleciało nam to raczej szybko, i skończyliśmy trochę po porze górowania słońca. Ruszyłem w stronę obozu, ale zatrzymałem się niedaleko, w miejscu nieco pozbawionym drzew.
- Zgodnie z obietnicą, masz mi pokazać, jak się skradasz do myszy, do królika i do ptaka. Ja będę zwierzyną.
<Rozmyty? bw ;-;>

Od Lodowej Łapy (Serca) CD Tajemniczy Kwiat

To nie była wina Tajemniczego Kwiatu, to była tylko i wyłącznie moja wina.
-Muszę odpocząć i wszystko przemyśleć, przy okazji znajdę pajęczyny, bo widziałam, że ich brakuje. - Powiedziałam bez żądnego uśmiechu czy słowa, które zawsze wypowiadałam na pożegnanie. Po prostu wyszłam z legowiska medyka i po wyjściu z obozu, skierowałam się na siedlisko koni. Tam zawsze były pajęczyny. Weszłam po cichu w miejsce, gdzie mieszkały pieszczochy i przywitałam się z nimi. Chciałam jeszcze zobaczyć, czy wszystkie rany Pysii się zagoiły, jednak koty nie pozwoliły mi do niej przyjść. Doskonale wiedziałam jaki jest tego powód, jednak nie powiedziałam o tym. Tylko zebrałam pajęczyny i od razu skierowałam się w stronę obozu. Usiadłam w moim ulubionym miejscu i zaczęłam się zastanawiać i rozmyślać o ostatnich wydarzeniach.
~*~
Minął tydzień od mojej decyzji, moja mentorka, powiedziała Czarnej Gwieździe, że jestem gotowa na zostanie medyczką, więc dzisiaj musiałam obudzić się bardzo wcześnie. Tajemniczy Kwiat zjadła zioła, jednak ja nie mogła ich jeść, na szczęście jednak wczoraj zjadłam, dosyć pulchnego królika, choć nie mam pojęcia czy da się najść na zapas. Ruszyłyśmy w drogę, trwała ona naprawdę długo i na moje nieszczęście gdy byłyśmy w środku drogi, stałam się koszmarnie głodna. Doszłam jakoś do ust matki i weszłam do małej jaskini, już kiedyś tutaj byłam, ale od tego czasu minęło dużo księżyców. Zobaczyłam piękny Księżycowy Kamień, jego blask oślepił mnie, ale przyzwyczaiłam się do tego.
-Ja, Tajemniczy Kwiat, medyczka Klanu Nocy, wzywam moich przodków by spojrzeli na tą uczennicę. Trenowała pilnie, by poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Będzie wam jak i swojemu klanowi, służyć przez wiele księżyców, polecam wam ją jako kolejną medyczkę. Lodowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu medyka i leczyć wszystkie koty, które pomocy potrzebują?
Moje serce zaczęło, bić szybciej, nie mogłam się teraz wycofać.
-T-tak! - Powiedziałam drżącym głosem.
-A więc nadaję Ci imię, Lodowe Serce. Powitajmy się jako pełnoprawnego medyka Klanu Nocy!
Uśmiechnęłam się, przez te wszystkie księżyce czekałam właśnie na to.

< Tajemniczy Kwiecie?>

Od Burzowego Gardła CD Popielatego Futra

Burzyk oblizał się i chwycił mysz i patyczki z pajęczynami w zęby. Musi jakoś skontaktować się z Sowim Skrzydłem, obiecała tu przyjść... Ale on sam nie czuł się tu jakoś specjalnie dobrze. Tu, czyli na dość rozległej polanie przy Czterech Drzewach. Śmierdziało tu jakąś dziwną grupą kotów. Czyżby nowy Klan...? Niedobrze. Mniej pożywienia, więcej gęb do wykarmienia. Ale to nic. Burzowe Gardło z chęcią ubije z nimi interes dotyczący jego przechadzek. A teraz, ku temu kocurowi!
 - Nie, nie, proszę pana. W panu przyciągający to może być zapach psa, a nie sam pan. Czy istnieje możliwość zawiadomienia waszej medyczki, Sowie Skrzydło, że mam pilną potrzebę się z nią spotkać jutro, w okolicach wschodu słońca, przy najbardziej wysuniętych granicach... Poręby? Tak to się nazywa? - miauknął szybko odkładając mysz i patyczki. - I tylko jej. Mogę na pana liczyć? Tak? Tak. Świetnie. Wasza Gwiazda też może wepchnąć tam mordę, to sprawa rodzinna.
"Zero dyskrecji, Burzyku! Zero!" - pomyślał.
Nie czekając na odpowiedź chwycił zwierzynę i odbiegł w stronę obozu Klanu Burzy. Pewnie ten cały czarnych i tak zawiadomi pół klanu, po czym sam pójdzie tam zamiast medyczki. To drugie Burzowe Gardło by przeżył, ale to pierwsze... Brr! Gwiezdny Klanie, broń!
Popiołku?

Od Brudnej Łapy CD Lisi Ogon

Podekscytowana pokiwałam głową i wybiegłam z obozu, wyprzedzając moją mentorkę. Ta również przyśpieszyła kroku. Potem zwolniłam nieco, czując zmęczenie, na co Lisi Ogon rzekła:
- Nie możesz zużywać tak dużo energii, bo zmęczysz się zanim zaczniemy trening!
Zachichotałam, ale wzięłam sobie do serca jej przestrogę. Teraz szłyśmy już zdecydowanie wolniej. W końcu dotarłyśmy do miejsca, gdzie wyjątkowo zalatywało potworami.
- Czujesz ten smród, Brudna Łapo? To Poręba. Nie jesteśmy jeszcze blisko niej, ale całkiem niedaleko. Teraz znajdujemy się w Wysokich Sosnach. - Powiedziała moja mentorka.
Omówiła wraz ze mną historię tego miejsca, przynależność i powiedziała, jaką zwierzynę mogę tu spotkać. To samo z kolejnymi miejscami - Wężowymi Skałami, Wielkim Jaworem i Piaszczystą Rozpadliną. W międzyczasie Lisi Ogon zapoznała mnie z granicami. Klan Wilka graniczył z Klanem Klifu i Klanem Nocy. Fajnie. Zakończyłyśmy trening o zachodzie słońca. Byłam zmęczona, ale i podekscytowana.
- Brudna Łapo, jutro zaczniemy naukę polowania i walki. Oczekuję od ciebie zapału i wczesnego wstawania.
Zaśmiałam się, patrząc na Liszkę. Była całkiem spoko kotką.
<Lisia? Wybacz że tak długo '._.>

Od Popielatego Futra CD Burzowe Gardło

Po tych słowach nabrałem więcej pewności, nerwowo poruszyłem ogonem i wycofując się wycedziłem przez zęby.
- Nie, dziękuję. Lepiej już pójdę.
Po czym zbiegłem w dół zbocza.
~ Jak mogłem być aż tak nieuważny? ~ myśli kłębiły się w mojej głowie. ~ Miałem tylko iść na małe polowanie, a skończyłem na terenach Klanu Burzy.
Gdy zacząłem zbliżać się do do obrębu 4 drzew, zwolniłem tempo.
- Może tutaj coś upoluję? - westchnąłem, jakby sam do Siebie. Zbliżyłem się do ich pni, poszukując między ich korzeniami zdobyczy. Niestety, wraz ze zmianą pory roku zwierząt jest coraz mniej, jednakże, większość z nich jest grubsza, dzięki czemu jedna mysz może napełnić do syta. Usłyszałem cichy szelest pomiędzy opadłymi liśćmi, a połamanymi przez burze gałęziami. Poczułem nagły skurcz w żołądku, który świadczył o niesamowitym głodzie, ale i o tym, że przez samotniczą wędrówkę przyzwyczaiłem się do zaspakajania tylko Swoich potrzeb. Teraz muszę pomóc w żywieniu klanu. Przyczaiłem się.. I już po chwili leżała przede mną tłusta nornica.
- Tak, wreszcie coś przyjemnego w tym dniu.. - mruknąłem, podnosząc głowę. Delikatne podmuchy wiatru muskały moje czarne futro, a zapach deszczu wciąż unosił się w powietrzu. Zakopałem moją zdobycz i wróciłem do dalszego polowania. Tym razem, nie wyczułem jednak zapachu zwierzyny.. Był to dokładnie zapach tego samego kota z Klanu Burzy. A, może to jednak był kot z patrolu? Wiedziałem, że to nie skończy się dobrze.. Obróciłem się i stanąłem na zaledwie długość myszy od kocura.
- Nie wiedziałem, że jest we mnie coś tak przyciągającego, że postanowiłeś za mną pójść - syknąłem, jednocześnie nie kryjąc rozbawienia.

<Burzowe Gardło?>

23 sierpnia 2016

Od Burzowego Gardła CD Popielatego Futra

Burzyk stanął niedaleko granicy Czterech Drzew z Klanem Wilka. Czekał na Sowie Skrzydło, która, stosunkowo niedawno, kazała mu tu na siebie czekać. Tym razem jednak, jak na rasowego gentlemana przystało, postanowił przynieść drobny podarek, upominek, a mianowicie: tłustą mysz, oraz kilka patyczków z owiniętych grubi warstewkami pajęczych sieci. Dziś wypadało pokazać się z lepszej strony.
Położył prezenciki obok siebie i ze spokojem czekał. Pierwszą, drugą, trzydziestą minutę. W końcu, czując, że zaczynają mu drętwieć nogi, wstał i przeciągnął się ziewając. To z pewnością będzie długie czuwanie. Zwłaszcza, że medyczka Wilka i on niezbyt się polubili przy pierwszym spotkaniu, a przynajmniej poczuli do siebie niechęć.
Z zadumy wyrwał go odgłos głośnego uderzania łap o ziemię. Syknął cicho i wciągnął głębiej powietrze. Czuł zapach Klanu Wilka, jednak dość słaby, przyćmiony przez woń samotnika. Czyli musiał to być kot, którego niedawno przyjęli. Nagle odgłos przycichł, zastąpiony przez ciężkie dyszenie. Burzowe Gardło podszedł bezszelestnie do źródła niedyskretnego dźwięku i miauknął oziębłym tonem:
- Co pan tu robi? - Z pewnością byłby milszy, gdyby nie to, że Sowie Skrzydło mogła go już przeciągnął na swoją stronę. Medycy zawsze byli dziwni.
Obcy kocur zjeżył się i przestraszony wymamrotał przez zaciśnięte zęby przeprosiny.
- Nie, nie. Nie musi pan odchodzić. W końcu to tereny pańskiego klanu, czyż nie? - miauknął nieco uprzejmiej. - Hmmm...?
Popielate Futro?

Od Popielatego Futra

Nie możesz się wyrzec mnie, ani tego, kim jesteś.

Słowa mojej matki, przepełniające moją głowę, wyrwały mnie z głębokiego snu, po męczącym dniu wędrówki. Po 3 księżycach zakończyłem Swą podróż w nieznane, znajdując szczęście w Klanie Wilka. Czując na Sobie spojrzenia obcych kotów, które przeszywały mnie na wylot, przepełniająca mnie wdzięczność wobec liderki klanu, powoli stawała się narastającym niepokojem, ponieważ nie wiedziałem, jak członkowie potraktują nowego kota, który już przysięgał wierność klanowi, a tutaj mógł być uważany za zdrajcę.. Otrząsnąłem się z tabunu niepotrzebnych myśli i niedokończonych słów i podniosłem głowę znad łap. Spałem na uboczu legowiska, trzymając się z dala od innych kotów.. Przynajmniej na pewien czas, póki poczuję się pewniej. Podniosłem się z suchego mchu i chwiejnym krokiem podążałem ku wyjściu. Łapami żłobiłem ślady w błotnistej ziemi, wdychając w nozdrza zapach deszczowego poranka.
- Wygląda na to, że klan jeszcze śpi.. - mruknąłem, rozglądając się wokół. Zwróciłem wzrok ku horyzontowi - słońce jeszcze nie wschodziło. - Ah, wszystko jasne. Usiadłem przy legowisku i wylizałem zmierzwione futro. Korzystając z okazji, wybrałem się na samotne polowanie. Klan i tak niczego nie zauważy, a ja poczuję się potrzebny. Wymknąłem się więc cicho z obozu i pognałem wgłąb lasu. Rosa na paprociach muskała poduszeczki moich łap, które w szaleńczym biegu wręcz nie dotykały ziemi. Zostałem wczoraj wstępnie oprowadzony, dzięki czemu, wiedziałem, gdzie szukać zdobyczy. Spoglądając w las, przypomniałem Sobie czasy młodości. Doskonale pamiętam, jak wspiąłem się na drzewo do gniazda. Był to mój pierwszy zabity ptak. Jednakże ten dzień nauczył mnie jednego - nigdy nie wchodzić na drzewa. Mój krótki ogon nie nadaje się do zeskakiwania z wysokich gałęzi. Spędziłem parę godzin u medyka, a potem wśród uczniów zostałem ,,Latającą Łapą''. Nawet mój mentor, słynący ze swojej pogodnej natury nazywał mnie Latającą Łapą. Pogrążony we wspomnieniach, w szaleńczym biegu wyczułem zapach.. Klanu Burzy. Rozejrzałem się - jakim cudem mogłem znaleźć się aż tutaj?! Nerwowo przebierałem łapami.
~ Byleby tylko żaden patrol mnie nie znalazł.. Pierwszy dzień jako wojownik Klanu Wilka, a już podpadłem. ~ pomyślałem, szybko wycofując się do obrębu 4 drzew. Po chwili usłyszałem jednak głos.
- Co pan tu robi? - usłyszałem. Głos był zimny, ale jednocześnie dość opanowany.
Zjeżyłem sierść na karku.
- Ja.. Zabłądziłem. - mruknąłem, kuląc ogon. - Już mnie tu nie ma.. - dodałem po chwili.

<Burzowe Gardłooo? Brak weny tak bardzo..>

Od Czarnej Gwiazdy CD Nakrapianego Kwiatu

Czyli ona też mnie kocha? To cudownie!
Poczułem jej ciepło docierające do mnie przez długie futro. Poczułem się zupełnie jam z Poranną Rosą... Ciekawe czy mi to wybaczy... Ale po drugiej stronie już się nie spotkamy, tamto było już ostatnim... ile bym dał, żeby cofnąć czas, żeby nigdy nie zabić tych wszystkich któw których krew mam na rękach.
I wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę. Jedną łapą jestem już w Miejscu Gdzie Brak Gwiazd. Czy tak jest, że na starość myśli się o tych którzy kiedyś byli bliscy? O tych, których już nigdy nie spotkamy, bo nie poszli tam gdzie ja? Nakrapianego Kwiatu też już nie spotkam...
Przytuliłem kotkę. Ważne jest tu i teraz.

<Nakrapiana?> dużo wniosłam tym opowiadaniem xDD

Od Nakrapianego Kwiatu cd. Czarnej Gwiazdy

Te... Te słowa mnie zdziwiły. Zrozumiałam, o co mu chodzi. Kochał mnie... Siedziałam przed nim w ciszy, spokojnie o wszystkim myśląc. Miejmy nadzieję, że Poranna Rosa nie będzie miała mi tego za złe... Nie chciałabym, aby była zła, w końcu była moją przyjaciółką... Krótko, ale jednak.

~*~

Czarna Gwiazda wybrał swojego zastępcę. Okazał się nim być Wodny Ogon. Cieszyłam się, że któryś z nich został wybrany. W końcu byli dla mnie jak synowie. Po śmierci ich matki mieli tylko ojca i mnie... No i resztę klanu.
Lider podszedł do mnie. Czy to wszystko, co mówił, to prawda? Wstałam i przytuliłam się do niego. Chciałam, aby klanu tu nie było, abyśmy byli sami, ale trudno.
- Ja też cię... Bardzo lubię, Czarna Gwiazdo. - wyszeptałam i przymknęłam oczy. Nie było źle...  Mimo wszystko chciałam z nim być.


<Czarny? >:DDD >

Od Błękitnej Burzy C.D.

Usiadłem nad rzeką, w miejscu, gdzie byłem dobrze widoczny. To wszystko było... Beznadziejne. Szary Kieł umarł, nasz klan nie ma zastępcy. Kto nim zostanie? Nikt nie jest tak wierny Czarnej Gwieździe jak Nakrapiany Kwiat, ale ona lada dzień zamieszka w żłobku. Pustynna Dusza? W kawałkach. Znowu. Tylko moi bracia mogą zostać zastępcami, ale Wieczorny Blask zdradza Kodeks, jak ja. Czy klan byłby dumny z takiego zastępcy? Ojca kociąt medyczki? Mam nadzieję, ze nie wpakują się w takie bagno jak ja... Kto jeszcze... Wodny Ogon? Nie mam pojęcia, czy ojciec mu ufa. Bez sensu.
Nagle usłyszałem szelest. Odwróciłem się w tamtym kierunku i dostrzegłem kremową sierść Pustynnej Duszy. Po chwili kotka wskoczyła do wody i zaczęła płynąć. Chwilę później porwał ją nurt. Nie!
Pobiegłem wzdłuż brzegu goniąc ciało kotki. Dlaczego nie próbuje się ratować? Czemu ona tonie? Przecież potrafi pływać! Wskoczyłem do wody i popłynąłem jak najszybciej do kotki. Chwyciłem ją za skórę na karku i zacząłem ciągnąć do brzegu. Kiedy byliśmy już na suchym lądzie odkryłem, że jej klatka piersiowa się nie porusza.
- Pustynna Duszo! - zawołałem i uderzyłem ją łapą. Nie reagowała. - Pustynna Duszo!
Ona odeszła Błękitna Burzo.
Nie! Ona żyje! Musi żyć!
Smutek i żal ja przygnębiały. Zrobiła coś strasznego. Nikt tego nie cofnie.
Oddaj mi ją, Klan Nocy jej potrzebuje!
Klan Gwiazdy brzydzi się kotami, które zabijają bez powodu.
Słowa Głosu z mojej głowy miały sens. Ona... Ale jak mogła? Jeżeli Klan Gwiazdy się jej brzydzi... O nie! Pustynna Duszo... Dlaczego to zrobiłaś?
- Nawet taki kot zasłużył na pochowanie - usłyszałem nagle głos. Odwróciłem się i dostrzegłem Lodową Łapę.
- Skąd wiesz?...
- Wszystko widziałam. A medycy zawsze wiedzą, jaki los trzyma się członków ich klanów. Przykro mi... Była bardzo sympatyczna.
- Trzy trupy jednego dnia, coś mi to przypomina - mruknąłem. Wiele księżyców temu było podobnie. - Zakopmy ją, ale nic nie mów Czarnej Gwieździe.
- Dlaczego mam mu nic nie mówić? - prychnęła kotka. - Ma prawo wiedzieć, że Pustynna Dusza nie żyje.
- Wolę, aby sam doszedł do takiego wniosku. Jeśli pozna prawdę od razu może się załamać.
Lodowa Łapa skinęła głową i zaczęła kopać w miękkim mule, jaki znajdował się na tym brzegu rzeki. Pomogłem jej, a gdy dół był gotowy wciągnęliśmy tam Pustynną Duszę i zakopaliśmy. Lodowa Łapa zaczęła coś szeptać. Nie chciałem jej za bardzo przerywać, ale...
- Co mówisz?
- Formułkę pogrzebową... Tajemniczy Kwiat mnie jej nauczyła. W starych klanach robią to starsi, ale my musimy sobie radzić inaczej.
Zamilkłem i poczekałem, aż kotka skończy. Wtedy wstaliśmy i wróciliśmy do obozu.
Gdy tylko wkroczyłem na polanę ziewnąłem i chwyciłem ze stosu mysz. Sierść aż mi się zjeżyła na dźwięk głosu Wodnego Ogona.
- A gdzież to nasz pieszczoszek się podziewał? - zakpił.
- Cicho bądź, nie twój interes - prychnąłem.
- Od dzisiaj mój. I zachowaj szacunek rozmawiając z zastępcą przywódcy Klanu Nocy!
- Czarna Gwiazda mianował cię zastępcą? - myślałem, że zaraz zwrócę wczorajszy posiłek. Rany! Nie sądziłem, że decyzja zapadnie tak szybko! Wodny Ogon wyglądał na dumnego z siebie. I dobrze, ma z czego. Zastępca? Uau! 
- A mianował. I jako zastępca wyznaczam cie na jutrzejszy patrol. Weź dwa koty i rano macie już patrolować granice.
- Rozkaz! - zawołałem z uśmiechem i ponownie złapałem swoja mysz. Udałem się na swoje ubocze, ale zauważyłem tam coś nowego. Wieczorny Blask?
- Bracie? - spytałem upuszczając mysz obok kocura. Ten odwrócił się do mnie na chwilę, ale szybko ponownie spojrzał w innym kierunku. - Wszystko w porządku?
- Wodny Ogon został zastępcą - mruknął.
- Słyszałem, to chyba dobrze, nie?
- Dlaczego ojciec wybrał jego, a nie mnie? Jestem jego synem!
- Mógłbym spytać o to samo, ale uważam, że lepiej kiedy Wodny jest zastępcą, a nie ja.
- Nic dziwnego, ty nie nadajesz się na lidera. Sorki...
Pokręciłem głową. To było niemiłe, ale go rozumiem. I ma rację.
- Nie możesz się wściekać na tatę o coś takiego. Wodny Ogon to nasz brat, powinieneś się cieszyć. Myślisz, że on by się nie cieszył, że zostałeś zastępcą?
- Ty nic nie rozumiesz... A powinieneś! On... nie jest synem Czarnej Gwiazdy! To tylko kociak, który nie powinien nigdy przyjść na świat! Efekt zdrady naszej matki*...
Nie miałem ochoty tego dłużej słuchać. Zabrałem mysz ze sobą, do legowiska wojowników. Ułożyłem się na swoim posłaniu i zjadłem mysz. Potem zasnąłem, rano czeka mnie patrol.

Szedłem leśną ścieżką, byłem daleko od obozu. Miałem wrażenie, ze idę cały czas pod górę. Wtedy usłyszałem szelest. Odwróciłem się w tamtym kierunku.
- Jest tam ktoś? - spytałem, ale nikt nie odpowiedział. I znów dźwięk, tym razem tupot łap. Nawet się nie odwróciłem, kiedy przebiegł obok mnie srebrzysty wojownik. Był szybki, bardzo. Chwilę później zobaczyłem drugiego kota, bardzo podobnego. Biegł prosto na mnie.
Odskoczyłem mu z drogi.
- Hej! Zaczekajcie!
Odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegło wołanie. Za kotami biegły jeszcze dwa inne. Jeden w czarne łaty, jak Grzybek, a drugi srebrzysty w rude. Wszystkie cztery koty biegły w dół zbocza. Kiedy te dwa, które widziałem na górze przebiegały obok mnie doznałem olśnienia. Znałem jednego z nich. To ta kotka, którą kiedyś spotkałem we śnie!
Popędziłem śladem wojowników starając się ich nie zgubić. Byli naprawdę okropnie szybcy. Zdołałem ich jednak złapać, kiedy się zatrzymali.
- Srebrna Łąko, wygrałeś! - zaśmiał się łaciaty kocur. - Od dziś jesteś oficjalnie najszybszym wojownikiem Klanu Strumienia!
- Och przestań! - Szary kocurek, który biegł na czele machnął łapą. - Jakiego Klanu Strumienia? Poranna Rosa nie jest wcale szybka!
Poranna?... Co? Spojrzałem na kotkę, która biegła za nim. Rzeczywiście, wyglądała jak moja matka. Miała nawet te same błękitne oczy.
- Ja powolna? - prychnęła. Tak, to był jej głos. - Coś ci się przyśniło! Jak chcesz możemy zrobić rewanż pod górkę!
- Tylko się droczę... To miał być patrol, nie? To chodźmy.
- Chyba zapomniałeś, że Lwi Ogon wyznaczył Poranną Rosę na przywódcę tego patrolu - zauważyła szylkretka.
- Nie, Srebrna Łąka ma rację. Powinniśmy patrolować granicę z Klanem Lasu, a nie bawić się jak małe kociaki! Idziemy.
Nawet nie zauważyłem, że znajdujemy się nad rzeką. Ruszyłem powoli za patrolem, który z jakichś przyczyn mnie nie widział. Uważnie przyglądałem się mamie, która razem z kocurem nazywanym Srebrną Łąką prowadziła patrol. Pozostałe koty szły nieco z tyłu. Widziałem, że mama i jej przyjaciel o czymś rozmawiają. Podbiegłem do nich, by się przysłuchać.
- ... nic nie wiesz o Płonącym Ogonie - syknął Srebrna Łąka. - Jest bardzo miła i mądra...
- W naszym Klanie też są takie kotki, nie musisz nas zdradzać - prychnęła mama. O czym oni rozmawiają?
- Ty nic nie rozumiesz! A chciałem ci się pochwalić! - prychnął kocur.
- Niby czym?
- Będziemy mieli kocięta.
- Na mózgi wam padło!
- O czym rozmawiacie? - przerwał głos łaciatego kocura.
- O kociętach, przydałyby się w klanie - odpowiedział natychmiast srebrny.
- Też tak uważam. Ale chcemy to zmienić. Rozmawiamy o tym co wieczór.
- I nic mi nie powiedzieliście? - prychnęła Poranna Rosa. - Kiedy przenosisz się do żłóbka?
- To tylko palny... Mysia Paproć i ja jesteśmy ze sobą długo... Pora zastanowić się nad dziećmi.
- Będziesz świetna królową - powiedział Srebrna Łąka.
- Ale nią nie byłam. - Szybko odwróciłem się i zobaczyłem tą samą kotkę, która przed chwilą stała nad rzeką. Była jednak jedna różnica. Tamta nie miała blizny na szyi i nie widziała mnie.
- Czemu mi to pokazujesz? - spytałem.
- Srebrna Łąka był ojcem trojga kociąt Płonącego Ogona. Należeli do różnych klanów.
- I co z tego? - prychnąłem podchodząc do kotki. Jej sobowtór i reszta patrolu już odeszli.
- Chcę ci pokazać konsekwencje romansowania z wrogiem - oznajmiła kotka. - Srebrna Łąka i Płonący Ogon mieli dwóch powierników. Dla niego była to Poranna Rosa, a dla niej jej uczennica. Jedna okazała się być wierna, ale za to druga... Zamordowała bezdusznie maluchy...
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Uważaj na swoje dzieci Błękitna Burzo. Bo na pewno znajdą się koty gotowe je zabić, tak jak Poranna Rosa.

Obudziłem się. Niech to! Nadal nie znam imienia tej kotki! Ale wiem o niej coś więcej... Była przyjaciółką mojej matki. 
Przeciągnąłem się i wyszedłem z legowiska. Słońce już wzeszło, pora na patrol. Kogo by tu wziąć?
- Nakrapiany Kwiecie - szepnąłem kotce do ucha. Obudziła się.
- Tak? - jęknęła zaspanym głosem.
- Chodź na patrol - odparłem i podszedłem do Szczurzej Skóry. Obudziłem ją i w trójkę wyszliśmy z obozu. Patrol przebiegał powoli. Szliśmy wzdłuż brzegu obserwując drugą stronę. Poranny patrol nie musi przepływać rzeki. Naszym zadaniem jest wypatrywanie zagrożeń, a nie odstraszanie wrogów. Przeszliśmy do kładki, starej, spróchniałej i gnijącej. Po drugiej stronie są tereny samotników. Ohyda. Ruszyliśmy dalej, wzdłuż granicy z Klanem Burzy. W kilku miejscach zaznaczyłem świeży trop, żeby nasi sąsiedzi wiedzieli, że tu nadal jesteśmy.
Kiedy skończyliśmy przeszliśmy jeszcze przez siedlisko koni szukając zapachów kotów ze stodoły. Ostatnie tropy zostawiono w nocy. 
- Znowu polowali - westchnęła Szczurza Skóra. 
- Nic na to nie poradzimy - pokręciłem głową i ruszyłem dalej. W obozie byliśmy jeszcze przed szczytowaniem słońca.
Podszedłem do Wodnego Ogona, który czekał już na mój raport.
- Nie wykryliśmy żadnych zagrożeń poza tym, że pieszczochy znów u nas polują - oznajmiłem. - Dzienny patrol może zaraz wyjść i obejrzeć Słoneczne Skały i Sowie Drzewo z bliska.
- Dziękuję - powiedział kocur.
- Dobrze się bawisz? - spytałem. Wodny Ogon uśmiechnął się szeroko.
- Jak nigdy - odparł i odszedł. Zobaczyłem Lodową Łapę, biegającą od żłobka, do legowiska medyka. Co się dzieje?
- Lodowa Łapo! - zawołałem.
- Nie teraz! - rzuciła w odpowiedzi. Co się dzieje? Ach! Złota Łuska! Zapewne rodzi!

Minęło trochę czasu. Czekałem i obserwowałem żłobek. W końcu Tajemniczy Kwiat wyszła razem z Lodową Łapą. Podszedłem do nich.
- Nasz klan powiększył się o dwa kociaki - powiedziała medyczka. Jednak nie wyglądała na wesołą.
- Ale?... - spytałem.
- Robiłyśmy wszystko, co mogłyśmy - szepnęła Lodowa Łapa. - Dwa inne umarły.
To była przykra wiadomość. Nasz klan mógł powiększyć się o cztery kocięta, udało się tylko o dwa. To przykra sytuacja.
- Jak Złota Łuska? - spytałem.
- Ma się dobrze. Jest silna. Synka nazwała po ojcu, Gepardzim Sercu. Nie chce, by ją odwiedzano.
- To zrozumiałe. Pójdę zapolować, postaram się coś dla niej przynieść.
Medyczki kiwnęły mi głowami, a ja udałem się do wyjścia z obozu. Teraz wszystko jest możliwe! Sylwiu, córeczko, jeszcze przed zachodem słońca dołączysz do Klanu Nocy.
Pobiegłem do gospodarstwa, przebiegłem przez podwórko i wbiegłem do legowiska koni. Szybko znalazłem się obok moich kociąt, ale ich matki nie było. Był za to ktoś inny.
- Witaj Błękitna Burzo - powiedziała Luna, matka Pysii. Lekko zaskoczyłem się jej widokiem.
- Hej... - szepnąłem. - Jest Pysia?
- Poszła na spacer, lada moment wróci. Macie takie piękne dzieci...
- Też tak uważam.
- Zabierasz je do Klanu? - spytała kotka.
- Tak. Właśnie przyszedłem w tej sprawie. Jedna z naszych królowych będzie w stanie zaopiekować się kociakiem. Chciałem zabrać ze sobą Sylwię, to ta...
- Rozróżniam je, wiem o którą chodzi - mruknęła staruszka. - Weź ją, powiem córce, że ją zabrałeś.
- Naprawdę?
- Tak. Weź. Nie są głodne, niedawno jadły.
Kocięta spały skulone obok swojej babci. Chwyciłem Sylwię za skórę na karku. Maleńka obudziła się i pisnęła. Chwyciłem ją nieco pewniej i podniosłem. Kiwnąłem Lunie na pożegnanie i udałem się z córką do wyjścia. Teraz wszystko zależy od tego, czy ktoś mnie przyłapie.
Pokonałem ostrożnie ogrodzenie i udałem się w kierunku rzeki. To przykre, ale będę musiał zamoczyć ją w wodzie przed zaniesieniem jej do obozu. Trzeba z niej zmyć zapach matki, siana i koni. Wszystko musi pójść zgodnie z planem.
Łatwo dotarłem do wody idąc wzdłuż drogi dwunożnych. Sylwia piszczała co chwila cicho, a mnie bolało serce. W końcu dotarłem nad rzekę. Zamoczyłem koteczkę w wodzie i ja wyciągnąłem, potem znów zamoczyłem i wyciągnąłem. Zacząłem ją wylizywać, żeby nie nosiła żadnego zapachu koni. Nie można jej kojarzyć z tamtym miejscem. Kiedy ją obwąchałem i wyczułem tylko delikatną woń mleka mogłem odetchnąć z ulgą.
- Teraz zabiorę cie do obozu - szepnąłem i ponownie chwyciłem małą w pyszczek. Musi być bardzo głodna. Przynajmniej będę bardziej wiarygodny.
Wkroczyłem do obozu z dumnie uniesionym ogonem. Na moje szczęście Czarna Gwiazda był w obozie. Usiadłem po środku obozu i położyłem Sylwię przed sobą. Lider wskoczył na swój kopczyk.
- Co ma znaczyć ten kociak? Skąd go wziąłeś? - syknął kocur. Przełknąłem ślinę.
- Polowałem nad rzeką dla Złotej Łuski, kiedy usłyszałem wołanie kociąt. Znalazłem ją i kilka innych maluchów, ale tylko ona żyła. Jej rodzeństwo zakopałem w piasku - opowiedziałem wymyśloną historię. Nakrapiany Kwiat podeszła bliżej i obwąchała małą.
- Pachnie dwunożnymi - zauważyła.
- Możliwe, że dwunożni chcieli utopić kocięta, słyszałam, że tak robią - oznajmiła z powagą Szczurza Skóra.
- Czarna Gwiazdo, nie możemy zostawić tego malucha losowi - poprosiłem. - Złota Łuska straciła dwójkę kociąt, może przyjmie to?
Lider kiwnął głową. Chwyciłem Sylwię w pyszczek i udałem się w kierunku żłobka, Czarna Gwiazda ruszył moim śladem. Złota Łuska leżała zwinięta w kłębek, tuląc do brzucha dwa kociaki. Jeden był jak ona pręgowany, a drugi biały. 
- Złota Łusko? - szepnąłem. Królowa odwróciła pyszczek w moim kierunku.
- Co się stało? - spytała.
- Wiem, że straciłaś kocięta, ale znalazłem tego malucha nad rzeką - wyjaśniłem przysuwają c kotkę w jej kierunku. - Proszę wykarm go.
- Co takie maleństwo robiło nad rzeką, gdzie jego matka? - jęknęła kotka rozpaczliwie.
- Chyba Klan Gwiazdy przysłał go specjalnie dla ciebie - mruknąłem. - Zajmiesz się nim?
Kotka pokręciła głową. Jak ona mogła? Nie przyjmie tego kociaka?
- No.. dobrze - powiedziała jednak po chwili. - Daj go.
Chwyciłem kotka w pyszczek i zaniosłem królowej. Ona polizała moją córkę i przysunęła ją do piersi. Sylwia szybko znalazła sutka i zaczęła ssać.
- Jak ją nazwiesz? - spytał Czarna Gwiazda.
- Ja? Mam ją nazwać? - zdziwiłem się.
- Tyś mi ją przyniósł to ty za nią odpowiadasz! - prychnął kocur.
Chciałem powiedzieć Sylwia, ale nie mogłem. Co to za imię? Ach... Sylwia, Sylwia... A może...
- Sreberko - szepnąłem. - Tak, Sreberko. 
Lider kiwnął głową.
- Ładnie brzmi - powiedział. - Bardzo ładnie.

<Czarna Gwiazdo?>

* - nie czepiać się, w sprawie Porannej można se pomyśleć wszystko