BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Sprawa znikających kotów w klanie nadal oficjalnie nie została wyjaśniona. Zaginął jeden ze starszych, Tropiący Szlak, natomiast Piaszczysta Zamieć prawdopodobnie został napadnięty przez samotników. Chodzą plotki, że mogą być oni połączeni z niedawno wygnanym Czarną Łapą. Również główny medyk, przez niewyjaśnioną sprawę został oddalony od swoich obowiązków, większość spraw powierzając w łapy swojej uczennicy. Gdyby tego było mało, w tych napiętych czasach do obozu została przyprowadzona zdezorientowana i dość pokiereszowana pieszczoszka, a przynajmniej tak została przedstawiona klanowi. Czy jej pojawienie się w klanie, nie wzmocni już i tak od dawna panującego w nim napięcia?

W Klanie Klifu

Niedźwiedzia Siła i Aksamitna Chmurka przepadli jak kamień w wodę! Ostatnio widziano ich wychodzących z obozu w towarzystwie Srokoszowej Gwiazdy, kierujących się w nieznaną stronę. Lider powrócił jednak bez ich dwójki, ogłaszając wszystkim, że okazali się zdrajcami i zbiegli. Nie są już mile widziani na terenach Klanu Klifu. Srokosz nie wytłumaczył co dokładnie się tam stało i nie zamierza tego robić. Wkrótce po tym wydarzeniu, podczas zgromadzenia, z klanu ucieka Księżycowy Blask - jedna z córek zbiegłej dwójki.

W Klanie Nocy

Srocza Gwiazda wprowadza władzę dziedziczną, a także "rodzinę królewską". Po ciężkim porodzie córki i śmierci jednej z nowonarodzonych wnuczek, Srocza Gwiazda znika na całą noc, wracając dopiero następnego poranka, wraz z kontrowersyjnymi wieściami. Aby zabezpieczyć przyszłe kocięta przed podzieleniem losu Łabędź, ogłasza rolę Piastunki, a zaszczytu otrzymania tego miana dostępuje Kotewkowa Łapa, obecnie zwana Kotewkowym Powiewem. Podczas tego samego zebrania ogłasza także, że każdy kolejny lider Klanu Nocy będzie musiał pochodzić z jej rodu, przeprowadza ceremonię, podczas której ona i jej rodzina otrzymują krwisty symbol kwitnącej lilii wodnej na czole - znak władzy i odrodzenia.
Nie wszystkim jednak ta decyzja się spodobała, a to, jakie efekty to przyniesie, Klan Nocy może się dowiedzieć szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.
Zaginęły dwie kotki - Cedrowa Rozwaga, a jakiś czas później Kaczy Krok. Patrole nadal często odwiedzają okolice, gdzie ostatnio były widziane, jednak bezskutecznie

W Klanie Wilka

klan znalazł się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji niespodziewanie tracąc liderkę, Szakalą Gwiazdę. Jej śmierć pociągnęła za sobą również losy Gęsiego Wrzasku jak i kilku innych wojowników i uczniów Klanu Wilka, a jej zastępca, Błękitna Gwiazda, intensywnie stara się obmyślić nowa strategię działania i sposobu na odbudowanie świetności klanu. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z wyboru nowego zastępcy, którym została Wieczorna Mara.
Oskarżona o niedopełnienie swoich obowiązków i przyczynienie się do śmierci kociąt samego lidera, Wilczej Łapy i Cisowej Łapy, Kunia Norka stała się więzieniem własnego klanu.

W Owocowym Lesie

Zapanował chaos. Rozpoczął się wraz ze zniknęciem jednej z córek lidera, co poskutkowało jego nerwową reakcją i wyżywaniem się na swoich podwładnych. Sprawy jednak wymknęły się spod całkowitej kontroli dopiero w momencie, w którym… zniknął sam przywódca! Nikt nie wie co się stało ani gdzie aktualnie przebywa. Nie znaleziono żadnego tropu.
Sytuację pogarsza fakt, że obaj zastępcy zupełnie nie mogą się dogadać w kwestii tego, kto powinien teraz rządzić, spierając się ze sobą w niemal każdym aspekcie. Część Owocniaków twierdzi, że nowy lider powinien zostać wybrany poprzez głosowanie, inni stanowczo potępiają takie pomysły, zwracając uwagę na to, że taka procedura może dopiero nastąpić po bezdyskusyjnej rezygnacji poprzedniego lidera lub jego śmierci. Plotki na temat możliwej przyczyny jego zniknięcia z każdym dniem tylko przybierają na sile. Napiętą atmosferę można wręcz wyczuć w powietrzu.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Nowa zakładka „maści - pomoc” właśnie zawitała na blogu! | Zmiana pory roku już 28 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

29 listopada 2015

Od Badgerkit'a CD Immortalkit

Umiem chodzić! Biegać - już nie. Już bardziej truchtam, niż "galopuję"... Może później będę najszybszy z rodzeństwa... MOŻE. Ale to nie przeszkodzi mi w zobaczeniu co knuje ten zastępczy typek. Może już zaczął planować z rodzicami, które z nas usunąć? A może to za tamtego dziwnego kociaka? Uh! Dlaczego nie jesteśmy brani pod uwagę?! To niesprawiedliwe...
Kocurek najwyraźniej mnie zauważył, co uznałem za jako-taki sukces. Podszedłem do niego i usiadłem. Z każdym krokiem idzie mi coraz lepiej!
- Jak tam, Białasku? - czas na niespodziewane uderzenie!
- Dobrze...? - oh... To pytanie, czy stwierdzenie?
- To dobrze, Białasku.- rzucił mi zirytowanie spojrzenie
<Immortalkit?>

Mint, dodawaj etykiety
~Wolf

Od Hawkfrosta CD Darkschadow

Westchnąłem i położyłem się na legowisku. Naprawdę miałem pecha. Jednak jak się często zdarza miałem również szczęście. Nie musiałem leżeć w jaskini całego dnia. Pod wieczór Darhschadow przyszedł do mojej jaskini cały w skowronkach.
- Co się stało? Mów co mnie ominęło!- Niemal krzyknąłem do niego.
- Cóż... Wiesz że Winterheart miała urodzić. Kocięta przywódcy są już na świecie.- Powiedział.
- Co? Narodziły się kocięta przywódcy a ja nie czekałem wraz z resztą stada na ten moment przed jaskinią medyka?- Zapytałem bardziej siebie niż jego i błyskawicznie wstałem. Poszedłem do jaskini Redtail. Ustawiła się tam już spora kolejka kotów czekających na ich kolej.
<Ktoś z klanu?>

Od Amethystcloud

  Spojrzałam za siebie - tam biegało monstrum, większe niż inni jego przedstawiciele. Dziwnie jest to, że właśnie te monstrum było zwierzęciem tamtych właścicieli. Głupi Dwunożni! Nie zauważyli, że przez otwarte okno wyszła moja osoba. Oni chyba mnie nie lubili... Czułam to swoim sercem. Wzdrygnęłam, kiedy usłyszałam odbijający się dzwoneczek. Różowa obróżka spadła na kamień. Nawet się z tego cieszyłam...
  Szłam po drewnianym płocie przed siebie. Z mojej lewej strony często widziałam gniazda Dwunożnych i ich dzieci, które biegały tam i powrotem. Wkurzające były, trzeba się przyznać. Nagle poczułam pewien zapach - skądś leciał słodki zapach kocimiętki. Nim się obejrzałam, jak zobaczyłam czerwono-niebieską chustkę w kratkę. Spodobała mi się. No co? Przynajmniej to nie obroża z wkurzającym dzwoneczkiem.
  Zeskoczyłam z płota na miękką trawę. Odrazu poczułam inny zapach, znajomy mi zapach. Czułam ten zapach przez 14 księżycy! To byli zdecydowanie ludzie. Ale czego oni chcieli w tym miejscu, gdzie ładnie pachniało walerianą? Może to...
 - Zostaw mnie!- miauknęłam głośno, czując, jak ktoś mnie pociągnął za ogon. Nie myliłam się - to był Dwunożny, wścibski Dwunożny, od którego pachniało obcinaczem... Skąd ja znam te słowa? Nie pamiętam, żeby ktoś wymawiał je przy mnie.
  Wyskoczyłam do przodu i nagle przeszedł przeze mnie ból. Takie uczucie, że oderwał mi się mój ogon, w który mogę schować swój nos w czasie złej pogody. Podniosłam sierść i syknęłam niczym wąż bądź żmija, według mnie to nie ma wielkiej różnicy. Nagle coś wielkiego położyło swe łapsko na mych plecach, tak jakby chciał, żebym posłusznie usiadła. Na spokojnie wykonałam to, obawiając się czegoś najgorszego. Ktoś dotknął mojej szyi, zobaczyłam kątem oka tę niebiesko-czerwoną chustkę... No napewno! To była pułapka! Ale się nie sprzeciwiałam tej akcesorii. Nawet się lekko ucieszyłam, jak już mówiłam powyżej, przynajmniej to nie obroża z denerwującym dzwoneczkiem. Bez sensu! Masakra! Ta sama ręka, która mi zawiązała ową chustkę kopnęła do przodu, a ja jak szalona wyskoczyłam. Dziwni Dwunożni.
  Biegłam ile miałam sił w łapach. Przed sobą widziałam drzewa. To był las... Niby był daleko od gniazda  Dwunożnych, a ja dobiegłam tam w trzy minuty! Szybko zahamowałam, kiedy zobaczyłam przed sobą wielkie drzewo. Stanęłam na czterech łapach i nagle zechciałam wejść na te drzewo. Głupia jestem, ale jak chcę to chcę! Syknęłam do siebie i zrobiłam krok w tył. Wybiegłam i wskoczyłam na pień, a zatem szybko przebierałam łapami, łapiąc pazurami suchą korę. Wspięłam się do góry i moja głowa pokazała się na czubku. Wcale te drzewo nie było takie wielkie, bardziej szerokie. Mogłabym się przespać, wygodnie opierając się o najgrubsze gałęzie. Tak właśnie zadecydowałam.
  Spuściłam się niżej, na szczęście nie słyszałam żadnego chrustu. Gałązka nawet się nie ruszyła. Było coraz ciemniej, więc musiałam przynajmniej trochę wzdrzemnąć i dalej się poprzechadzać. Chcę znaleźć swój nowy dom!
  Słońce wstało. Otworzyłam ślepia, i od razu zobaczyłam przed sobą szaro-białego, silnego, pełnego w zadrapaniach kocura. Pachniało od niego samotnym kotem.
 - Em...- zaczęłam niepewnie. Wstałam i ziewnęłam, a następnie spojrzałam na samotnika. Ten patrzył się na mnie, z lekko zawieszoną paszczą.- Dzięki za pokazanie mi zębów.- prychnęłam i usiadłam.- Może się przedstawię. Mam na imię Jugra.- zaczęłam wylizywać łapę.

<Stoneclaw?>

Od Firehearta Cd Thunderstar

Wszedłem do jaskini medyka. Chwilę stałem przed wejściem do mniejszej jaskini gdzie moja siostra zapewne już urodziła. Nie wytrzymałem jednak i wszedłem. Podszedłem do Winterheart i Thunderstara. Spojrzałem na łapy siostry i dostrzegłem 7 małych kuleczek. Uśmiechnąłem się ciepło do ich matki.
-Nazwaliście już je?- Zapytałem siadając. Winterheart spojrzała na partnera.
- Tak. Kocurki będą nosiły imiona Thunderkit, Lionkit, Wolfkit i Whitekit. Kotki natomiast Winterkit, Nightkit oraz Happykit.- Wymienił Thunderstar.
- Śliczne imiona.- Powiedziałem a para uśmiechnęła się.
- Macie plany co do ich przyszłości?- Zapytałem po chwili.
- Nie za bardzo. Wiemy jedynie że Happykit zostanie medykiem.- Powiedziała moja siostra. Uśmiechnąłem się i wyszedłem.

<Thunderstar?>
Piszemy to coś na końcu.

~Mintleaf

Od Thunderstar'a Cd Winterheart

Od razu kiedy wszedłem w oczy rzucił mi się Darkschadow próbujący ocucić dwa kociaki. Podszedłem do niego i sam zacząłem to robić.
- Thunderstar... Przestać już... One nie żyją.- Powiedziała Redtail kładąc mi łapę na barku.
- Nie... Nie pozwolę im odejść.- Powiedziałem i wdmuchnąłem nieco powietrza do mordki czarnego kociaka. Po chwili zrobiłem to samo z drugim. Nic się nie działo. Podszedłem do Winterheart i przytuliłem ją.
- Tak mi przykro...- Powiedziałem a z oczu zaczęły mi skapywać łzy. Nagle jednak Redtail kazała nam spojrzeć w stronę martwych kociaków. Zaczęły się ruszać. Podszedłem do nich i przyniosłem do partnerki.
- Żyją... Wszystkie siedem...- Powiedziałem cicho.
<Ktoś z klanu?>

Od Winterheart

Spojrzałam w niebo. Było błękitne. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam podziwiać krajobrazy. Nagle poczułam coś jakby ukłucie bólu w brzuchu. Nie czekałam na powtórkę tylko od razu poszłam w kierunku obozu. Kiedy wróciłam to coś znowu się powtórzyło. Zrozumiałam że to skurcze porodowe.  Poszłam najszybciej jak mogłam do jaskini Redtail. Kiedy tam weszłam medyczka od razu zaprowadziła mnie do jakiejś mniejszej jaskini. Po chwili znów nastąpił skurcz. Co jakiś czas się to powtarzało. Mijały minuty a po nich godziny. W końcu jednak narodził się mój pierwszy syn. Coś było jednak nie tak. Redtail kiwnęła głową na Darkshadow'a który zaczął coś robić z kociakiem. Ko kilkudziesięciu następnych minutach na świat przyszło pozostałe 6 kociąt. Wtedy wszedł Thunderstar.
<Thumder?>

Przecinki pojechały na Hawaje, co?

~Mintleaf

Od Immortalkit

Zmarszczyłem nos czując powiew wiatru. Nie chciałem zostawać w jaskini dlatego uciekłem i chociaż nie umiałem prawie nic to strasznie nudno było tam w środku. Z nijakim trudem poczłapałem do najbliższego drzewa i usiadłem pod nim wbijając wzrok w przestrzeń przede mną. Nie wiedziałem dokładnie co mam teraz zrobić dlatego po prostu się zamyśliłem. Czy to prawda że kiedyś się zmienię? Że będę większy i silniejszy? Przecież to nie ma największego sensu - nagle ot tak stać się wysoki. Czy każdy z dorosłych kotów był kiedyś taki mały i delikatny jak ja? Czemu? Dlaczego nie można od razu urodzić się potężnym? Wtedy wszystko byłoby zdecydowanie łatwiejsze.
Moje rozmyślania przerwał jakiś dźwięk. Nastawiłem uszu i rozejrzałem się dookoła nie wiedząc do końca co teraz zrobić. A jeżeli jest to jakiś drapieżnik? Tak dużo pytań i mało odpowiedzi! Lecz ku memu zdziwieniu zobaczyłem koci pyszczek który z uwagą przyglądał się mym poczynaniom. Właściciel "pyszczka" [xd] był prawdopodobnie mojego wieku więc tak samo trudno było mu się poruszać a bynajmniej jakoś nie specjalnie zgrabnie.
<Jakiś mały kotek? XD Nie umiem pisać kociakami więc błędów jest full ;-;>

Od Ravenclaw

Nigdy nie znałam swojej matki.
Nigdy nie znałam swojego ojca.
Nigdy nie znałam swojego rodzeństwa.
I nigdy nie znałam świata poza furtką.

Parapet wibrował ciepłem uwalniającym się z kaloryfera pod nim. Pierwszy, zimny promień jesiennego słońca uchylił me powieki. Oparłam głowę o chłodną szybę, po czym rozciągnęłam ciało jak harmonijka wystawiając łapy przed siebie. Podparłam się łapami po czym zgrabnie zeskoczyłam z okna lądując na ziemi. 
Życie kota jest nudne, jednak mi idealnie wystarczało. Mój grafik opierał się jedynie na trzech rzeczach: jedzeniu, sraniu i spaniu. 
Salon w którym zasnęłam był bardzo jasny i schludny, sprawiał wrażenie przesadnie zimnego. Duże, puste białe ściany bez obrazów, lakierowana czysta podłoga z brzozowego drewna, idealnie wypolerowany stół, okryty wypranym białym obrusem, na którym stał szklany wazon z kwiatami. Kanapy obite skórą, stały symetrycznie do siebie ułożone, porządne na drewnianych nogach. Poduszki były krwistoczerwone, o perfekcyjnym kształcie, ostre i surowe dla oka. Wszystko zapowiadało się jak zawsze.
Ruszyłam płynnym krokiem w stronę kuchni - oczywiście perfekcyjnej i lśniącej. Nic nie zostało zaburzone. Kafelki o powtarzającym się wzorku, zawsze czyste półki. Wciśnięta obok lodówki stała kocia miska, srebrna, obita gumą ochronną na rogach. 
Pacnęłam ją łapą aby upewnić się, że nic w niej nie ma. Moi opiekunowie prowadzą u mnie ścisłą dietę - nie chcą mnie spasić, ani także wygłodzić. Dlatego jedzenie dostaję w odliczonych porcjach rano i wieczorem. 
Niedaleko kuchni leżało moje legowisko. Było oczywiście białe, dokładnie obszyte i wyścielone, zaburzone licznymi czarnymi włosami. Nic się nie zmienia. Każdego dnia mijam ten sam widok. Mój świat jest ograniczony. Istnieję tylko ja, moi opiekunowie i ten dom. Istniała jeszcze kiedyś moja matka, ale czuję się jakby była legendą. Tylko odległym wspomnieniem.
Ale mimo wszystko czułam, że dziś coś się zmieni. 
Od innych pokoi oddzielały mnie drzwi - drewniane, pomalowane białą farbą o lśniącej okrągłej klamce. Potrafiłam je sama otworzyć - wystarczyło wskoczyć na kanapę, i pacnąć łapą klamkę. Ale właściciele nie chcą abym to robiła. Dlatego nie ruszam się z pokoju - albo śpię, albo jem.
Wdrapałam się na oparcie od kanapy. 
Na podłodze leżała moja zabawka. Była to IDEALNIE okrągła piłeczka, o IDEALNIE czerwonym kolorze. Czasem gdy zżerała mnie nuda, turlałam ją przednimi łapami. Ale kończyło się to tak, że albo wpadała pod szafki, albo po czasie traciłam nią zainteresowanie. 
Strzyknęły zawiasy. Gwałtowny odruch spowodował u mnie odruch obronny. Zjeżyłam się, zastrzygłam uszami. Drzwi się otworzyły, do pokoju wszedł Dwunóg. Zeskoczyłam z sofy i w oznace szacunku otarłam mu się o nogi.  Nie umiałam go opisać - był po prostu Dwunogiem. 
Właściciel wniósł kartonowe pudło, co gwałtownie zburzyło mój grafik. Miauknęłam, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Później dostaniesz jeść - odparł chłodno. Nie rozumiałam go ale kontynuowałam miauczenie. 
Dwunóg otworzył pudełko, po czym zaczął zgarniać moje rzeczy. Nie byłam zadowolona. Te kwiatki należały do mnie. Te poduszki należały do mnie. Ta piłeczka, ta miska była moja. Ten pokój był mój, a istota zaczęła go sobie przywłaszczać. Chociaż okazywałam im szacunek za karmienie mnie, nie lubiłam gdy zaburzali moją przestrzeń. Czasem przychodzili do pokoju, aby mnie nakarmić, lecz gdy przebywali dłużej zaczynałam nabierać podejrzeń. Rzadziej wpuszczali mnie do reszty pokojów. Musiało tam być ich Gniazdo. Nie chciałam naruszać ich prywatności, nawet jeśli robili to oni. 
Niekiedy wypuszczali mnie na dwór. Ale teraz nie mogę wychodzić. Gdy patrzę przez okno, widzę tylko jeden kolor, który mnie przeraża. Wszystko zlewa się w odcienie brązu i rudości. Nigdy nie widziałam tego zjawiska. 
Dwunóg był zamieszany. Chodził tam i z powrotem ze swoją samiczką, pakowali przedmioty do kartonów, które wynosili na dwór. Możliwe, że zamierzają zmienić Gniazdo.
Ale co się stanie ze mną? Zostawią mnie w opuszczonym pokoju? A może pozwolą przejąć stare gniazdo? Istniało jeszcze jedno, przerażające wyjście - oddadzą mnie do innych Dwunogów. 
Właściciel nie zamknął drzwi, wychodząc z Pokoju. Chcąc nie chcąc ruszyłam płynnie za nim. 
Gniazdo składało się z milionów korytarzy, schodów, pustych ścian i jasnych mebli.Do pokoi wpadało słoneczne światło. Dwunóg wyszedł na dwór. Drzwi były otwarte. Co traktowałam, że MOGĘ. Zawsze otwierali drzwi kiedy MOGŁAM.
Pakowali pudła do swojego wozu. Była to przerażająca istota. Ogromna, śmierdząca i warcząca. Zawsze czułam przy niej lęk. Bywało gdy zabierali mnie ze sobą do niej. Wtedy zaczynałam panikować. Jedyny moment gdy naprawdę zaczęłam odczuwać strach.
Istoty nie zwracały na mnie uwagi. Zajmowali się kartonami. Jeden z nich leżał na ziemi i był otwarty. Nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby nie ten przenikliwy czerwony kolor. 
To była moja piłeczka. Chociaż była nudna, ciągle uciekała ode mnie, była MOJA, i nie pozwolę im mi jej zabrać. Zanurkowałam do kartonu, chwytając w kły śliską gumę, wyławiając zdobycz. Próbowałam zawlec ją z powrotem do Pokoju, jednak niegrzeczna, wyślizgnęła mi się z pyska. Skoczna zabawka, zaczęła uciekać w stronę otwartej furtki, a ja pobiegłam za nią. Usłyszałam swoje Imię, ale zignorowałam je.
I od tamtej pory już nigdy nie ujrzałam Gniazda Dwunogów.
<><><><><><>
Byłam w świecie "Poza Furtką". Otaczały mnie drzewa, ubrane w ciemne barwy. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak wrócić, oraz najważniejsze - dokąd uciekła moja piłka. Czerwony kolor zniknął mi już dawno z pola widzenia. 
Zgubiona w ciemnej przestrzeni, otoczona przerażającą ciszą, nie miałam pojęcia co zrobić. Chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Krzaki zaszeleściły a z nich wyszedł...kot.
<Ktoś? >
Wolfieł skomentuj to opowiadanie bo ja nie umiem XD
~ Unex

Od Unexpectedstar

Spojrzałam wymownie w stronę ptaka który ćwierkał coś pod nosem, starając się nie zwracać uwagi na mój wygłodniały wzrok. Siedziałam pod drzewem patrząc uparcie na wróbla starając się nie ukazywać jakichkolwiek objaw zniecierpliwienia. Trwając tak wymyślałam właśnie taktykę, jakby to podejść ów ptaszka aby go nie spłoszyć i nie zaliczyć bolesnego upadku. W ciągu tej zadumy nawet nie zauważyłam jak zza krzaka wyłoniła się jakaś postać. Nie zawracając sobie kompletnie nią głowy, przygotowałam się do skoku. Napięłam mięśnie i bez wahania podskoczyłam. Ku memu - bądź naszemu - nieszczęściu owa postać wybrała dokładnie ten sam moment na złapanie zdobyczy. Chwyciłam w zęby wróbla który skrzecząc przeraźliwie próbował odlecieć. Kotka - bo na taką mi wyglądała - wzięła w kły drugą część rozrywając z nieprzyjemnym dźwiękiem zwierzątko na kawałki. Upadłam na ziemię i jęknęłam głucho. Puszysta wojowniczka spadła trochę dalej buntowniczo zerkając w moją stronę. Niestety nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się - co brzmiało trochę ... ironicznie.
- Widzę że wybraliśmy tą samą zdobycz. - mówiąc to zerknęłam w stronę rozerwanej części ptaka.
<Leafstripe? Wiem, trochę sensu to nie miało :c>

Od Mintleaf CD Rainymist

  Spojrzałam na Rainymist, która położyła białą kupkę futra przede mną, a następnie zbliżyła go do mnie. Kociak zaczął szukać mleka, a we mnie przebudził się macierzyński instynkt. Uśmiechnęłam się mimo woli.
 - Jak go nazwiesz?- spytała medyczka, siadając i kładąc swój szary ogon na łapki.
 - Immortalkit.- odparłam krótko.- Gdzie go znalazłaś?- spytałam, patrząc w oczy Rainymist. Ta jedynie przełknęła ślinę i powąchała białego kociaka.
 - Niedaleko. Był sam, samiuteńki! Nie pachniało od niego żadnym domowym kociakiem.- zakłopotanie odpowiedziała ta. Zaczęłam umywać kociaka.
 - Mam nadzieję. - powiedziałam szeptem, uśmiechając się. Popratrzyłam na bok, tam leżał trup kociaka.- Kiedy go... zabiorą..?
 - Już wkrótce. Wolfstar musi przyjść i coś powiedzieć na ten temat.- mordka kotki pokazała smutny wyraz twarzy, i odrazu zrozumiałam, że też nie była szczęśliwa śmierci kociaka, który obecnie jest w Gwiezdnym Klanie.
  Badgerkit patrzył na nas ze zdziwionym wzrokiem. Może on już to zrozumiał?

<Badgerkit? Wiem, za krótkie :C>

Od Nightshadow

 Poranek był mglisty. Leniwie przeciągnęłam się i wstałam. Jeszcze półżywa szłam z zamkniętymi oczami. Po chwili BAM! Potknęłam się o coś...
- Co? co? - zapytał kot.
- Przepraszam. Ja tylko ten...Wiem, że się nie znamy i nic nie chcę ci zrobić. Naprawdę.
Otrzepałam się, a kocur wstał.
- Sama tu jesteś?
Kiwnęłam łebkiem.
- Zaproponuję ci należenie do Klanu Nocy. Mam nadzieję, że nie jesteś szpiegiem...
- Słowo honoru. Mam tylko pytanie... Macie jakiegoś medyka? Pomógł byś mi z tą łapą?
Pokazałam zranioną łapę, z której leciała krew.
- Poza tym, jestem Nightshadow, miło mi.
- Blackstar, mi również.
I udaliśmy się drogą.

< Blackstar?>
Night, jeśli stawiamy przecinek, to spacja tylko po nim. Gdy zaczynamy jakąś wypowiedź, to robimy to tak:
- *tekst*
A nie tak:
-*tekst*
Imiona piszemy tylko na początku z dużej litery, czyli: Blackstar, Nightshadow. Po za tym, to ładnie piszesz.

Od Morningdew

Od Morningdew


Wiatr powiewał gałęziami drzew, praktycznie obnażonymi z liści. Las był cichy, spokojniejszy niż zazwyczaj. Wśród rudych liści i igieł modrzewi przykrywających niemal całą leśną ściółkę przechadzała się spokojnie Morningdew. Jej wielkie błękitne oczy rozglądały się czujnie po lesie, a spiczaste uszy nasłuchiwały uważnie dźwięków. Przy każdym oddechu z jej nozdrzy wychodziły kłęby pary ogrzanej przez jej ciało. Jedyne, co dało się usłyszeć to odległe krakanie wron walczących zapewne o strawę. Jednak kotce nie były w głowie ani ptaki, ani to czym się żywiły. Musiała schwytać dla klanu świeżą zwierzynę – szczególnie dla Winterheart, która w tej niekorzystnej porze roku musiała wyczekiwać przyjścia na świat jej maluchów. Niestety sama myśl o królowej napawała ją nienawistną złością. Miała wyraźne powody, ku temu by nienawidzić kotki. Kiedy myślała o Winterheart do głowy przychodziły jej obrazy przeszłości, które trawiły ją od wewnątrz. Czasem miała ochotę zaatakować ją bez powodu. Sama nie do końca rozumiała swój ból.
Wtedy usłyszała dziwny dźwięk – szelest liści ożywił kotkę, która szybko obejrzała się w kierunku, z którego dobiegał odgłos. Niestety – była to tylko wiewiórka skacząca pod dębem w poszukiwaniu żołędzi. Morningdew dobrze pamiętała smak wiewiórczego mięsa i mdłości, jakie u niej wywołało. Już chciała odejść, kiedy uświadomiła sobie… że może udać jej się dokonać jakiegoś dobrego dowcipu! Gdyby tak przyniosła królowej wiewiórkę? Istniałaby szansa, że Winterheart jeszcze nie jadła tego „specjału”.
Wiewiórka była nieuważna. Zajmowała się bardziej sobą, niżeli tym, ze coś mogłoby jej zagrażać. Większość drapieżników opuściła las i zajęła się polowaniami na wolnych przestrzeniach. Prawdopodobnie nie znała też zagrożenia, jakim były koty. Morningdew udało się ją łatwo podejść. Kocica ostrożnie i bezszelestnie położyła się na liściastej ściółce około dwóch długości lisa od zwierzęcia. Wiewiórka nawet jej nie zauważyła! To było jej błędem, ponieważ jeden sprawny i szybki skok wystarczył, by znalazła się w szponach wojowniczki. Kotka nie miała ochoty na zabawę – przeszła do rzeczy i od razu pozbawiła stworzenie życia.
– Dziękuję Ci w imieniu Winterheart Klanie Gwiazd, za życie tejże wiewiórki – spełniła przykazanie Kodeksu Wojownika, po czym chwyciła wiewiórkę w zęby i pognała ile sił w łapach do obozu klanu.
W wejściu minęła się z Redtail. Zdziwił ją widok medyczki opuszczającej obóz.
– Wychodzisz? – Wiewiórka wypadła z pyszczka kotki i wylądowała na ziemi.
– Muszę uzupełnić zapasy przed porą nagich drzew – oznajmiła medyczka. – Czym będę opatrywała wasze rany, łagodziła bóle i leczyła choroby?
– Masz słuszność. Pora opadających liści dobiega polowi końca. Nam też już trudno coś złapać… Gdybyś miała okazję… złapałabyś mysz lub coś podobnego?
– Jasne Morningdew! – uśmiechnęła się kotka. – Widzę, że masz wiewiórkę. Naprawdę będziesz to jeść?
– Nie. To dla Winterheart. Chyba jej nie zaszkodzi? Nie chcę, aby przyszli wojownicy mieli jakieś… niedoskonałości…
– Mięso nie jest złe. Zły jest smak. Oby jej zasmakowało!
– Oby – zachichotała Morningdew łapiąc swoją zdobycz ponownie w pyszczek i wchodząc całkowicie do obozu. Udała się od razu w kierunku jaskini królowych. Wewnątrz na dużym, miękkim i ciepłym posłaniu leżała długowłosa Winterheart. Kotka podniosła niepewnie wzrok na wojowniczkę.
– Ach… To ty… Co chciałaś? – spytała smętnie. Od ich ostatniej kłótni nie traktowała już Morningdew przyjaźnie. Była dla niej kimś niższej kategorii.
Srebrzysta kocica podeszła bliżej i położyła wiewiórkę przed królową.
– Przyniosłam ci posiłek. Zjedz, puki świeża. Do pory jedzenia krew zdąży jej skrzepnąć.

< Winterheart?>

Od Morningdew - Opowieść o Dwóch Klanach (cz. 1)

  Chyba każdy w jej klanie znał tę opowieść – opowieść o tym, jak on powstał. Nie była to wcale historia o bohaterskich wojownikach sprzed wieków, a o jednym, zwykłym kocurze imieniem Sparrowbeak, który przybył na te ziemie wiele lat temu. Odkrył on, że w jaskini pod wodospadem znajduje się głaz podobny do tego, znanego mu ze starego domu. Kiedy obok niego przenocował widział we śnie członków Klanu Gwiazd. Miejsce, które odkrył uznał za święte i zmienił swe imię na Sparrowstar. Po tym wydarzeniu wyzwolił kilka pupilków dwunożnych i dał im dom w lesie, gdzie założył swój klan – Klan Strumienia. Nie minął nawet rok, a klan stał się wielki i silny. Jedynym, co stanowiło dla kotów poważne zagrożenie były psy wędrujące do lasu. Koty doskonale odpierały ich ataki i królowały w puszczy… do czasu…
Pewnego dnia jeden z zaufanych wojowników – Snowball, znudzony władzą Sparrowstar’a zaatakował go odbierając mu przy tym jedno z żyć. Oburzony przywódca wygnał kocura z klanu, a wraz z nim jego partnerkę i dzieci. Rodzina zamieszkała na okolicznym terytorium, gdzie polowała i żyła przez dłuższy czas w spokoju. Snowball znał jednak doskonale sekrety lidera – wiedział, gdzie jest ukryta Świetlista Skała. Udało mu się tam dostać i dzielić sny z Klanem Gwiazd. Snowstar założył wraz ze swoją rodziną nowy klan – Klan Lasu. Urośli w siłę równie szybko, co ich sąsiedzi i stworzyli nową przeszkodę na drodze do władzy w lesie.
Od tamtego czasu klany pogrążone były w wojnie; okrutnej i brutalnej. Koty zaczęły przestrzegać Kodeksu Wojownika i traktowały go jak najwyższą świętość. Były to koty niezwykle honorowe – przestrzegały etykiety i wyznawały religię wojowników. Walka stała się dla nich codzienną czynnością, sprawiała im radość, a nawet była czymś w rodzaju wyróżnienia. Nikt nie przypuszczał, że pewnego dnia ten porządek zostanie zachwiany…
Był piękny, wiosenny dzień. Nikt w Klanie Strumienia nie spodziewał się, że dla Sweetheart będzie to dzień rozwiązania. Kotka ta uchodziła za najsłabszego wojownika w klanie – nie potrafiła polować, wspinać się po drzewach, walczyć… Nadawała się tylko do bycia królową i tylko nią była. Jej partner był jej zupełnym przeciwieństwem! No… prawie… Wildclaw był świetnym wojownikiem, ale miał to nieszczęście, że z każdej walki zostawała mu blizna. W wieku sześćdziesięciu ośmiu księżyców połowa jego futra była wyrwana, drugą pokrywały blizny, a na pysku widniała wielka szrama przechodząca przez lewe oko. Kocur na pewno nie czarował wyglądem, a już tym bardziej nie był niczym, czym można było się pochwalić. Sweetheart kochała go jednak – jego waleczne serce wojownika biło dla niej, dla pięknej, drobnej istoty.
Ich kocięta, jak przewidywał klan miały być piękne i silne. Bardzo się mylili! Trójka z nich zmarła kilka dni po narodzinach. Przeżyły jedynie dwie kotki. Jedna była bardzo podobna do matki, miała długą sierść i tą samą maść. Nazwano ją Longkit. Druga kotka wrodziła się w ojca. Była od niego jedynie nieco jaśniejsza i o wiele ładniejsza. Z całego rodzeństwa była najstarsza, a jako że urodziła się o świcie, wcześnie rano nazwana została Morningkit. Kotki spełniały ten warunek, którego nie spełniało ich rodzeństwo – były silne. To sprawiło, że zyskały szacunek wśród członków klanu, nawet tych najstarszych. Nawet dzień, w którym pierwszy raz opuściły norę królowych zapisał się na dobre w historii klanu.
Nie były tam jednak jedynymi kociętami. Oprócz nich wśród uczniów znaleźli się też trzej bracia – dzieci przywódczyni Watershine. Trening nie okazał się być dla kociąt niczym trudnym. Doskonale radzili sobie z zadaniami stawianymi im przez mentorów. Jednak kocurowi, który uczył Morningpaw – Liontailowi zawsze czegoś brakowało. Poddawał ją jak najcięższym treningom starając się, aby była w przyszłości dobrym wojownikiem. Zawsze ją poniżał i obrażał… Nie trudno się więc domyślić, że uczennica nie za bardzo go lubiła. Trening z Liontailem wyszedł jej jednak na dobre – mentorka jej siostry, która dawała jej dużo swobody nie wyszkoliła Longpaw tak, jak należało. Kotka stała się pośmiewiskiem rówieśników, a z czasem i całego klanu.
Choć Morningpaw chroniła siostrę jak mogła nie udało jej się uniknąć tego, ze została wojownikiem przed nią. Razem z jednym z synów Watershine, a raczej już Waterstar została mianowana wojownikiem i otrzymała nowe imię – Morningdew, od plamek na jej sierści przypominających krople rosy. Młody „książę” otrzymał imię Silvermeadow, od tego dnia byli praktycznie nierozłączni.
Kotka zakochała się w nim. Przestała już przykuwać tak dużą uwagę do reputacji siostry, która podupadła wraz z mianowaniem wojownikami braci Silvermeadow’a. Zatracając się w obowiązkach przestała z czasem zupełnie myśleć o siostrze. Ukończyła ona trening dopiero w wieku 14 księżyców otrzymując imię Longfur.
Uwadze Morningdew nie umykał żaden szczegół z życia jej ukochanego. Silvermeadow stał się jej oczkiem w głowie. Często go śledziła, polowała z nim i dzieliła języki. Niejednokrotnie uzupełniała jego trening własnym, o wiele większym doświadczeniem. Nie umknęło jej też to, że syn Waterstar bardzo często opuszczał terytorium Klanu Strumienia wędrując na tereny Klanu Lasu. Przez dłuższy czas bała się śledzić kocura, aż pewnego dnia uznała, że ma już dość czekania. Skradając się za nim dotarła w miejsce, gdzie spotykał się z kotką z tamtego klanu. Była bardzo oburzona tym, że koty dzieliły ze sobą języki. Co więcej matka jednego z nich była przywódczynią Klanu Strumienia! Od tego czasu dla Morningdew nic nie było takie samo. Nigdy nie powiedziała nikomu o potajemnym związku przyjaciela, zapomniała także o uczuciu, które do niego żywiła. Pragnęła zemścić się z złamanie jej serca.

C.D.N.

28 listopada 2015

Od Darkshadow'a CD Redtail

- Tak jest!- Wykrzyknąłem i pobiegłem za kotem. Hawkfrost poszedł do swojego legowiska jak kazała mu Redtail. Uśmiechnąłem się do siebie bo myślałem że nie będę musiał się wysilać. Jak się jednak okazało pomyliłem się. Tuż przed norą skręcił w stronę lasu. Pobiegłem za nim i kilka minut potem zrównałem się z nim.
-A dokąd to się wybierasz Hawkfrost?- Zapytałem.
- Donikąd, chciałem tylko coś sprawdzić.- Wymamrotał kot.
- Wracamy do twojej jaskini. Natychmiast.- Powiedziałem i pociągnąłem go za sobą. Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Teraz się kładziesz i nie wychodzisz.- Mruknąłem i ułożyłem się przed jaskinią.
<Hawkfrost?>

Od Blackstar'a

Słyszałem, że jeden z klanów się rozpadł i wszyscy członkowie będący w nim zostali samotnikami. Między innymi Stoneclaw - brak Wolfstar'a. Słyszałem o nim, że jest zabijaką. Chętnie bym go przyjął do klanu. Przydałby nam się.
Nie musiałem długo czekać. Następnego ranka słyszałem kłótnie dwóch kotów - Crystalstream i nieznajomego. Wybiegłem z nory i rozejrzałem się. Los mi sprzyjał, bo kłuciła się z Stoneclaw'em. Podbiegłem do nich i rozdzieliłem.
- Crystalstream, możesz odejść. Poradzę sobie. - oznajmiłem. Kotka pokiwała głową i odeszła.
- Jesteś Stoneclaw? Tak? - chciałem się upewnić.
- Tak. - odpowiedział.
- Mam dla Ciebie propozycję. - zacząłem. - Słyszałem, że nie należysz do żadnego z klanów. Może chciałbyś dołączyć do mojego? - dodałem.

<Stoneclaw?>

Od Blackstar'a CD Mysteriusshadow

Szybko wbiegłem w krzaki i wyprzedziłem kota. Wyskoczyła zaraz przed nim. Kocór przestraszył się. Spojrzałem na niego i błyskawicznie złagodniałem.
- Gdzie idziesz? - zapytałem jakbym był jego najlepszym przyjacielem. - Do reszty? Po co do nich iść. Wolfstar nie będzie miał dla Ciebie czasu, jak i Mintleaf. Mają teraz swoje problemy. - dodałem z lekkim uśmiechem. Kot wydawał się lekko podejrzliwy.
Zawróciłem go i poprowadziłem niczego neświadomego do granicy mojego klanu. Nie mogłem pozwolić sobie, aby mi uciekł w takim momencie więc zawołałem resztę. Kot nie wiedział o co chodzi. Chciał się wycofać, ale jakby myślał, że będę umiał go zabić. Koty z Klanu Nocy przebiegły i otoczyliśmy Mysterousshadow'a.
- O co chodzi? Blackclaw! Oszukałeś mnie?! - zaczął się wyśmiewać przerażony.
- Blackclaw? Kto to? - zapytała Mobrain.
- Tak mu powiedziałem. - uśmiechnąłem się. - Pilnujcie go dobrze,  ten domowy kociak nie może mi zwiać! - dodałem.

***

Przeprowadziliśmy go do naszego "obozu". Nie był to nasz główny obóz, ale coś w stylu... "bazy wypadowej" przygotowanej na takie okazje.
Planowaliśmy go na zmianę. Kiedy przyszła kolej na mnie specjalne dałem mu uciec do swoich żeby im wszystko wygadał i przeprowadził prosto w pułapkę.

<Mysteriusshadow?> sorki że tak długo czekałeś =<

27 listopada 2015

Od Badgerkit'a CD Deerkit

Niezwykle dziwne było to, że ów kociak nie jest obok nas, ani nie jest wylizany. Czy to skutek uboczny posiadania dwóch sióstr? Na pewno! Trzeba się trzymać od jednej z nich najdalej, jak mogę. Czyli na odległość lisa. Uh! To niesprawiedliwe! Dlaczego taki uroczy kociak, jak ja, musi siedzieć tutaj, podczas, gdy tam, poza tą głupią norą, jest tyle ciekawych rzeczy! A... Gdyby tak wyjść? Ee... Nie. A może...?
Powoli odszedłem od sióstr i wolnym, chwiejnym krokiem pomaszerowałem do wyjścia. Raz, dwa, raz, dwa! Trochę to męczące... Ale czego się nie zrobi dla zwycięstwa! Jeszcze tylko kilka kroków... Jest!
Wystawiłem cynamonowy łepek przez dziurę pomiędzy korzeniami. Ach! Jak tu pięknie! To białe coś jest takie interesujące...! Jeszcze bardziej wyciągnąłem szyję i... Ach, coś mi tu nie gra!
- Hola mały! Fracaj do śrotka! - przed wejściem pojawiła się szara, cętkowana kotka, która trzymała w pyszczku białego kociaka. - Ale migiem!
Wsunęła się do nory i odłożyła przybysza do gniazda, które stało obok naszego. Potem popędziła po mnie. Lekko chwyciła mnie za kark i odłożyła na miejsce, obok mamy, którą lekko szturchnęła.
- No, Mint, wstawaj! Mam dla ciebie wiadomość!
- Co? Jaką? - powiedziała zaspana mama.
- Po pierwsze: nasi młodzi członkowie zaraz Ci pouciekają, a pierwszym z nich będzie ten tu pan-koleżka, po drugie: na zastępstwo twojego... wiesz, którego kociaka przyszedł kolejny. - Powiedziała trącając nosem białą kupę futra.
Zatrząsłem się. Na zastępstwo? Któreś z nas zostanie wyrzucone? Ja będę pierwszy! Na pewno! Gwiezdny Klanie dopomóż!

<Deerkit?>

Zauważyłam kilka błędów, między innymi literówek i błędów ortograficznych (np. zamiast "wyrzucone" wpisałaś "wyżucone"). Jednakże, ładnie piszesz.

~Mintleaf
Liściu, nie zrobiłaś dobrego tytułu. Powinno być Od Badkerkit'a CD Deerkit, a nie do. Jak nie wiesz co napisać w tytule, poprzeglądaj inne opowiadania.

~Wolfstar

Od Deerkit

  Poranek uświadomił mi o czymś. To jest to samo uczucie, kiedy nagle przypominasz sobie, że musisz coś ważnego zrobić. Nieszczęście się kłania, nie pamiętałam, co to była za rzecz. Badgerkit i Owlfkit śpią, mama też... Może jak coś zrobię, to se przypomnę?
  Otworzyłam oczy, które odkleiły się od powiek jeszcze niedawno. Miałam je błękitne, tak mi mama mówiła. Ciekawe, jakiego koloru będę miała później oczy? Ciekawość za bardzo mną zdominowała, zaczęłam gorączkowo myśleć nad przyszłością. Co ze mną będzie? Jak będę wyglądała? Jaki będę posiadała charakter? Dziwna sprawa.
  - Deerkit?- cichy głosik rozległ się za mną, spojrzałam na rozmówcę. Był to Badgerkit, jedyny brat.
  - Słucham?- spytałam, mrugając. Myślę, że będzie dobrym wojownikiem, dużo zalet nie ominie tego kota. Jaką będzie miał kochankę?
  - Pomożesz mi? Chcę obudzić tego kotka, ale mi się nie udaje!
  Spojrzałam na śpiącego kotka. Był cały czerwony, dziwnie błyszczał, jego brzuszek nie podnosił.
  - Badgerkit... Nie sądzę, że trzeba go budzić...- szepnęłam.
  - Dlacze...- kotek nie skończył zdania, jak poczłapała do nas Owlkit. Była ładnej maści siostrą, miała urokliwy wówczas charakter.
  - Cześć, Owlkit.- uśmiechnęłam się do siostry.

<Owlkit, Badgerkit? Nie umiem pisać kociakami ;_;>

Mint, samo Od Deerkit. Z góry od razu wiadomo do kogo te opowiadanie, i najpewniej tylko te osoby je przeczytają.

~Wolfstar

Od Redtail Cd Morningdew

Siedziałam w swojej jaskini gdy nagle wszedł do niej przywódca z kulejącym Hawkfrostem.
- Redtail opatrzysz mu łapę?- Zapytał Thunderstar.
- Co za pytanie! Przecież to moja praca!- Oburzyłam się i wybiegłam z jaskini. Przyniosłam zioła.
- Darkshadow przynieś wodę!- Krzyknęłam do kocura. Po chwili wrócił z wodą. Przemyłam ranę wojownika i zrobiłam opatrunek.
- Dzisiaj już nie pójdzie na patrol jednak jutro powinno być już dobrze.- Stwierdziłam. Przywódca skinął głową.
- A i jeszcze jedno. Hawkfrost dzisiaj wypoczywasz. Żadnego chodzenia i już.Nawet nosa nie wyściubiasz z swojej nory jasne?
- Tak jest Redtail.- Powiedział i wyszedł.
- Przypilnujesz go.- Powiedziałam do Darkshadow'a.
<Dark?>

Ekhem...

Tutaj Wolfstar, i mam dla was parę spraw do załatwienia .-.
***
Aktywność...? No ludzie... Nie obchodzi mnie, że czekacie aż ktoś wam odpisze! Widzicie, że mija termin? Upomnijcie tą osobę na chacie, w komentarzu, na PW na Hwr lub Doggi... Nie ma skutku? To go olej i pisz kolejne do innej osoby. Bo na razie połowa kotów z bloga jest zagrożona wywaleniem.

Jeśli do poniedziałku nie otrzymam chociaż jednego opowiadania od KAŻDEGO kota, to zostanie on wywalony bez możliwości powrotu.

***
Sprawa adminów.
Mintleaf, jak mi jeszcze trochę podpadniesz to w tempie natychmiastowym tracisz i admina i autora! Jesteś miła co do członków bloga, nie przeklinasz na chacie, piszesz ładnie, ale sprawiasz wrażenie, jakbyś nie do końca znała zasadę imion i etykiet. Unex, ty się całkiem dobrze sprawujesz, ale rusz się .-.
Mogę załatwić wam pomocnika czy co, ale więcej ode mnie nie wymagajcie.
***
Sprawa zastępców
Tutaj krótko i na temat - proszę liderów klanów o wybranie zastępców do poniedziałku. Lista ta będzie się wciąż zmieniać, pokazując, kto ma jakiego zastępcę.
Klan Klifu:
Klan Nocy: Nightshadow
Klan Wilka: Warstripe
Klan Wschodu:
***
Sprawa formularzy
Przepraszam was, że nie dodaję formularzy przez długi czas, ale brak chęci, a niektóre z tych wyglądów są naprawdę trudne. ;-; Ivypool, Sandstorm, wstawiam was dzisiaj bądź jutro, Darkpaw zostanie zmieniony jeszcze dzisiaj. A kocięta Thunder'a i Winter zrobię, bo mam dziwny napływ energii i szczęścia C:


Shadowrain i Wildstar odchodzą!

Niestety, dziś opuszczają nas dwie kotki.

Shadowrain
Wildstar
Będziemy za wami tęskinć.
Wildstar: Uduszenie
Shadowrain: Zabicie przez patrol wrogiego klanu
W związku z tym, jeden z klanów zostaje wyeliminowany. Z powodu straty lidera i braku zastępcy przestaje istnieć
Klan Słońca
Koty należące do tego klanu stają się samotnikami.


Fireheart! (Klan Wschodu)

Fireheart|wojownik|Klan Wschodu


Lionheart! (Klan Wschodu)

Lionheart|wojownik|Klan Wschodu


Immortalkit! (Klan Wilka)

Immortalkit|kocię|Klan Wilka


25 listopada 2015

Amethystcloud! (Klan Klifu)

 
Amethystcloud|wojownik|Klan Klifu


23 listopada 2015

Ravenclaw! (Klan Wilka)



 Ravenclaw|wojownik|Klan Wilka


22 listopada 2015

Od Morningdew

Niczym cień między drzewami poruszała się jasna, kocia sylwetka. Za nią biegła ile sił w łapach Morningdew. Nie wiedziała czemu – po prostu musiała gonić tamtego kota. Był zagrożeniem? Może to trening? Cóż… Czy tak, czy siak jej zadaniem było dogonić tamtego i z całych sił starała się to zrobić.
Jasny wojownik był bardzo szybki. Mimo wszystko nie udawało mu się zniknąć Morningdew z oczu. W końcu wybiegł na rozległą polanę, kotka za nim. Ścigany kot zatrzymał się pośrodku polany. W blasku księżyca jego kremowa sierść była doskonale widoczna, a jego pomarańczowe oczy zalśniły. Dopiero teraz kotka go poznała.
– Desertstar! – zawołała zdumiona.
Cały świat wokoło jakby przestał istnieć. Morningdew stała jak wryta wpatrując się w kocura. Zaczęła kręcić głową na wszystkie strony – zobaczyła martwe ciała innych kotów pokryte licznymi ranami, czasem nawet z wnętrznościami na wierzchu.
– Ty nie żyjesz! Zabiłam cię! – zaszlochała kotka nie mogąc uwierzyć własnym oczom. On obrócił się do niej bokiem i pokazał wielkie rozcięcie na brzuchu, z którego zwisały flaki.
– Czekam na ciebie – powiedział.
~*~
Morningdew obudziła się dysząc ciężko. Rozejrzała się wokoło próbując wypatrzeć swojego wroga. „To był tylko sen” pomyślała w końcu rozluźniając mięśnie. Jej oddech zwolnił i ze spokojem ponownie położyła się w swoim legowisku.
– Wszystko dobrze? – usłyszała nagle głos Hawkfrost’a. Wyraźnie obudziła go swoim stresem.
– Już tak… To tylko koszmar… – zamruczała. – Możesz spać dalej.
– Nie trzeba, już zaraz świt. Idziemy na patrol?
– To brzmi jak propozycja, a nie powinno – fuknęła kotka wstając. – Naszym obowiązkiem jest pilnować granic.
– Jak uważasz. To idziemy?
– Za chwilę. – Kotka zaczęła się wylizywać. Poranna toaleta była dla niej bardzo ważna. Gdy skończyła spojrzała na towarzysza. – Idziemy.

Obeszli prawie całe tereny, granice były spokojne i czyste. Ani wiązki zapachu kogoś obcego. Już mieli wracać do obozu kiedy nagle… dziwny dźwięk przykuł ich uwagę. Koty zatrzymały się naprężając mięśnie. Morningdew wciągnęła powietrze do nosa. Nie byli sami.
– Klan Nocy? – spytał cicho Hawkfrost.
– Nie… To dziwne… – mruknęła Morningdew, kiedy wielki, rudy kocur wyskoczył zza krzewu.
Kotka odskoczyła dwie długości ogona w tył, a jej towarzysz nastroszył sierść. Przeciwnik był o wiele większy i masywniejszy, jednak posiadał coś, czego wojownicy zwykli nie mieć – obrożę. Koty, gdy tylko dostrzegły błyszczący dzwoneczek wiedziały, że ich przeciwnik nie jest żadnym poważnym zagrożeniem. Co więcej, wyczuli jego strach. Zielone oczy kota błysnęły, po czym odwrócił się i rzucił do ucieczki. Morningdew pobiegła za nim. Przez myśl przebiegł jej dzisiejszy sen, jednak wiedziała, że się nie ziści. Polana bitwy była wiele kilometrów stąd, a kot którego goniła nie był Desertstar’em. Mimo wszystko kotka miała dziwne przeczucia.
Dogoniła go szybko, ponieważ był gruby i z pewnością nie miał takiej formy jak ona. Mimo jego rozmiaru z łatwością przygniotła rude cielsko do ziemi. Chwilę później nadbiegł Hawkfrost.
– Bleh! Domowy kociak! – wzdrygnęła się wojowniczka. Powalony kot leżał płasko na ziemi. – Co cię wypłoszyło z siedliska Dwunożnych?
Kot próbował zrzucić ją z siebie, jednak daremnie. Pozbycie się z pleców wojownika nie jest aż takie proste.
– Gadaj mysi móżdżku! Puki jeszcze żyjesz! – warknęła ostro kotka. Rudy zadrżał pod jej łapami.
– B-b-błagam dziki kocie… J-j-ja n-nie chciał-ałem… – zajęczał kot. Hawkfrost tymczasem obwąchiwał go dokładnie.
– Był u Obcinacza – powiedział spokojnie do Morningdew.
– Wiem! Nie widzisz, że jest gruby jak nażarty borsuk! Pytanie tylko, co on robi w lesie?
– P-przepraszam!... – zaszlochał kot. – Zgubiłem się…
– Na pewno! – zadrwiła kotka. – Pewnie chciałeś coś upolować! Powinnam cię zabić za wchodzenie na nasze terytorium!
– Morningdew, wracajmy – mruknął niepewnie Hawkfrost.
– Niby czemu?
– To już nie nasze terytorium.
Kotka podniosła głowę i zaczęła węszyć. Rzeczywiście, to miejsce przesiąkało zapachem Klanu Nocy. Zeskoczyła z kota.
– Wracaj do swoich dwunożnych domowy kociaku. Następnym razem rozszarpię cię na kawałki! – zagroziła, po czym razem z drugim wojownikiem ruszyła w drogę powrotną. Starali się biec jak najszybciej – byle tylko nie spotkać patrolu wrogiego klanu. Niestety los zadecydował inaczej i wpadli prosto na parę nieprzyjaznych kotów.
Kotka o srebrzystym grzbiecie pierwsza wyczuła zagrożenie. Nastroszyła sierść i zasyczała groźnie. Członkowie Klanu Wschodu wiedzieli doskonale, że bez walki się nie obejdzie. Morningdew i Hawkfrost odruchowo przybrali pozy bojowe i stanęli naprzeciwko patrolu – kotka na kotkę, a kocur na kocura. Wojowniczki na początku trzymały się blisko podłoża, jednak w pewnym momencie Morningdew rzuciła się na drugą. Kotki wbijały w siebie pazury i gryzły się. Obie próbowały dorwać się sobie do miękkich brzuszków. Walka kocurów także była niczego sobie – walczyli jak lwy lub tygrysy! W pewnym momencie Morningdew udało się odepchnąć napastniczkę na kilka długości ogona.
– Hawkfrost! Spadamy! – zawołała natychmiast.
Kocur również odepchnął swojego przeciwnika i razem z nią rzucił się do ucieczki. Mieli tyle szczęścia, że tamci wojownicy zostawili ich w spokoju i zrezygnowali.

Thunderstar zwołał zebranie klanu zaraz po powrocie wojowników. Mieli wyjaśnić, do czego doszło i dlaczego krwawią. Oboje starali się opowiedzieć wszystko w najdrobniejszych szczegółach; Morningdew nie szczędziła sobie także emocji – opowiadała wszystko widokiem krytycznym. Mówiła o niedoskonałościach przeciwnika, o „tandetnym i chaotycznym” stylu walki… Najbardziej kontrowersyjną z jej wypowiedzi okazała się jednak ta o pieszczoszkach dwunożnych:
– …Był otyły i brzydki! Cuchnął jak stado dwunożnych! Miał sierść miękką, śliską i gęstą – ślizgałam się na niej jak na zamarzniętym jeziorze. Na dodatek ta jego irytująca obroża! Symbol uwięzi dwunożnych! Zastanawia mnie kto w ogóle wpuścił takiego lisiego bobka do lasu? Nawet się nie bronił! Wypłosz! Z resztą jak każdy pieszczoszek dwunożnych… Nie pojmuję, dlaczego niektóre koty musza nosić taką hańbę!
Wtedy wszystkie koty zdumiały się jej słowami. Zwłaszcza Winterheart. Kotka nastroszyła swoją gęstą sierść i z nienawiścią spojrzała Morningdew głęboko w oczy.
– Jak śmiesz? – Ton kotki brzmiał ostrzegawczo. – Za kogo ty się uważasz?
– Nie rozumiem, o co ci chodzi Winterheart – rzuciła z arogancją wojowniczka. Królowa zbliżyła się kilka kroków.
– Jakim prawem mnie obrażasz?
– Obrażam cię? Ty chyba nie mówisz, że jesteś…
– Jestem! – krzyknęła długowłosa. – Moi rodzice byli i mój brat…
Morningdew ledwo powstrzymywała śmiech. Nie mogła wierzyć własnym uszom.
– Nie rozśmieszaj mnie! Niby kto dał ci imię wojownika? Trzeba być szaleńcem, aby przyjmować do klanu domowe kociaki! Samotnicy to co innego, ale te pieszczochy załatwiające się do pudełka i jedzące królicze bobki?
– Uważaj na słowa! – syknęła królowa.
– Dosyć! – przerwał kłótnię donośny głos Thunderstar’a. – Rozkazuję wam zakończyć tę kłótnię! Koniec zebrania! Redtail – opatrzysz rany Hawkfrosta. Morningdew, ostrzegam cię! Uważaj na słowa, które mówisz, albo będę zmuszony wygnać cię z klanu!

<Ktoś z Klanu Wschodu?>

21 listopada 2015

Od Warstripe CD Darkheart

W tamtej chwili do głowy nasuwała mi się tylko jedna myśl.
"Po co?"
No cóż, sama nie byłam zdolna odpowiedzieć na to pytanie. Brałam na swoje barki odpowiedzialność za kocura, który stał centralnie przede mną, ze swoim ironicznym uśmieszkiem.
Ktoś musiał go oprowadzić, pokazać cokolwiek, czy coś w ten deseń. Dlaczego ja? Ano pewnie dlatego, że to właśnie ja go tu sprowadziłam. To dzięki mnie znalazł się w tym miejscu. Nie dzięki Unexstar, Wolfstar'owi czy Mintleaf, lub kogokolwiek innego. To właśnie ja sprowadziłam ten włochaty kłopot na terytoria klanu, mojego domu. Mojego domu... to nawet dziwnie brzmi. Nigdy tak o nim nie mówiłam.
-No cóż. Co się stało, to się nie odstanie. - westchnęłam teatralnie. - W drogę.
Ruszyłam mozolnie przed siebie, oczekując ruchu ze strony Darkheart'a. Gdy już myślałam, że zrezygnował, a moje "poświęcenie" na nic, usłyszałam lekki nacisk na glebę.
Uśmiechnęłam się pod nosem mimowolnie. Czeka mnie ciekawe popołudnie.

~*~
-Większa część tej jakże miłej i sympatycznej przechadzki jest już za nami. - powiedziałam kocurowi. - Zbliża się koniec, dochodzimy już do mojego legowiska.
Przypomniałam sobie wcześniejszą sytuację. Spotkanie nieznajomego, gra w trzy pytania. To było dziwne, zdecydowanie.
-Chcesz więc powiedzieć, że za dziesięć minut rozejdziemy się i nie będziemy już dalej się sobą interesować?
-Dokładnie.
Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok przyciągnęły już od dawna nagie pnie drzew, kołyszące się pod wpływem wiatru w jedną i w drugą stronę. Ten dźwięk jednocześnie usypiał, zachęcając do ucięcia sobie dłuższej drzemki, ale i na swój sposób pobudzał, zmuszając do dłuższej wędrówki. Spojrzałam w inną stronę, konkretniej w stronę strumyka, którego dźwięk był cichy i spokojny. Ledwie go dosłyszałam - drzewa zakłócały wszystkie inne, mniej słyszalne dźwięki. Westchnęłam.
-No dobra, trzeba iść dalej. - powiedziałam, po czym spotkałam się z zaskoczonym spojrzeniem Darkheart'a. W tym imieniu było coś, co do niego pasowało.
-Od kiedy tak bardzo masz optymistyczne spojrzenie na świat?
-Jest różnica pomiędzy optymizmem, a chęcią zniknięcia z Twoich oczu.
Uśmiechnął się pod nosem.
-Aż taka jestem zabawna? - prychnęłam.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo.

~*~
-Wreszcie koniec! - uśmiechnęłam się do siebie.
Aktualnie znajdowałam się w mojej "jaskini", a właściwie norze. Nie musiałam już interesować się Darkheart'em - moja wiedza na temat klanu została przekazana, i dobrze. Nie miałam ochoty widzieć teraz nikogo, przynajmniej na razie.
Ziewnęłam, po czym klapnęłam. Byłam zmęczona. Może kot nie zadawał mnóstwa pytań, zachowywał się raczej cicho i przyzwoicie, nie znaczy to jednak, że jego towarzystwo mi odpowiadało. Towarzystwo mało kogo mi odpowiada, tak szczerze.
Nasza "wędrówka" skończyła się na tym, że samiec zniknął bez śladu. Dosłownie.
Gdy zatrzymaliśmy się przy rzeczce z nienaturalnie czystą i orzeźwiającą wodą w celu odpoczynku, kiedy dosięgnęłam wody językiem, poczułam ulgę - zaspokoiłam pragnienie. Po około dziesięciu muśnięciach wody moim szorstkim językiem, obejrzałam się. Ale kota nigdzie nie było. Ani śladu.
Zaskoczona udałam się do jaskini, gdzie zaznałam snu.
Moje zaskoczenie było jeszcze większe, niż wtedy, gdy usłyszałam znany mi głos tuż przy mnie, a już miałam zasnąć.
-...

< Darkheart?>

20 listopada 2015

Od Unexpectedstar C.D Darkheart

Widząc że nikt nie ma zamiaru dalej dokańczać rozmowy, westchnęłam z udawaną rezygnacją i odpowiedziałam, starając się by mój ton brzmiał na znudzony:
- No dobra. Wszyscy się znamy, jest happy end tego oto dialogu to możemy sobie pójść. - spojrzałam prosto na kocura, podkreślając że mówię tylko do niego a nie do mrówek które próbowały jakoś przejść pomiędzy naszymi łapami. Darkheart instynktownie spojrzał do tyłu jakby myślał że ktoś za nim jest. Na ten odruch uśmiechnęłam się z lekka złośliwie.
- Nie, to do was mówię, Darkheart. - na te potwierdzenie, kocur szybko przyjął poważniejszą minę. Czasami niektórzy rozśmieszali mnie do takiego stopnia, że zaczynałam milczeć. Tak też się stało w tym momencie. Nie pytajcie mnie czemu kot mnie rozśmieszył ... to sprawa mojej psychiki.  W każdym razie kiedy dotarło to do kota, nastała chwila ciszy po której kocur niepewnie miauknął:
- ...
<Dark? Wena spada, w dół .. ;-;>

18 listopada 2015

Od Morningdew CD Thunderstar

- Musiałam wyjść z formy - chrząknęłam podnosząc się z ziemi.
- Na pewno! - zadrwił przywódca. Już drugi raz dałam się pokonać, to nie w moim stylu... Ja? Ta sama kotka, która nie całą porę roku temu zabiła Gwiazdę w kwiecie wieku? Nie! Coś musiało się stać... przecież... ja byłam niepokonana...
- Nie martw się Morningdaw - głos Redtail wyrwał mnie z transu. - Jesteś jeszcze młodą wojowniczką, a oni są kocurami. Dałabym sobie uciąć ogon, że gdybyś była bardziej doświadczona ta walka skończyłaby się inaczej.
Dzięki za pocieszenie myszko, jakbym go teraz najbardziej potrzebowała!
Szybko odwróćiłam się od klanu i wybiegłam z obozu. Niedaleko wyjścia zobaczyłam wysoki modrzew. Podbiegłam pod niego i zaczęłam się wspinać. Ciężko mi to szło, ale jakoś się tym nie przejęłam. Nigdy nie byłam dobra we wspinaczkach. Po dłuższej minucie byłam już na najwyższych gałęziach. Spojrzałam na niebo. Powoli pokrywało się już różem świtu. Ostatnie gwiazdy migotały na niebie.
- Och Longfur! Ty jesteś w Klanie Gwiazd, a ja nadal żywa. Przynoszę wstyd naszym imionom! Ty dobrze wiesz, tyś widziała! Desertstar mordujący niewinnych, ja zabijająca kocięta! Dlaczego pierwszy raz widziałam u ciebie złość, kiedy mówiłaś do tego okrutnika? Dlaczego nie wściekałaś się nigdy wcześniej? Dopiero w tym dniu, kiedy obraziłaś go przed całym klanem zrozumiałam. Wtedy on zabił ciebie, a ja patrzałam z boku. Chciałabym zmyć z siebie ten ból i wstyd, że nie pomogłam ci wtedy. Och siostro! Dlaczego straciłam swe siły? Jeszcze wczoraj mogłam z łatwością rozszarpywać kolonie szczurów, a dziś? Dałam się pokonać słabemu kocurkowi... Daj mi znak, jakikolwiek! Chciałabym choć raz sobie uwierzyć, ze ktoś jednak mnie słucha...
Nagle usłyszałam pęknięcie gałęzi. Obróciłam się i dostrzegłam dużą, kocią sylwetkę.
- Jak długo tu jesteś? - spytałam nieco speszona widokiem Thunderstara.
- Wystarczająco - westchną kocur.

<Thunderstar?>

17 listopada 2015

Od Darkheart'a CD Unexpectedstar

Kotka odezwała się do mnie jakby uważała to za przysługę, albo konieczność. Miałem ochotę ładnie zadrapać ten jej czarny nosek, jednak opanowałem się. Była w końcu liderką i lepiej nie robić sobie z kogoś takiego wroga, w końcu nie chcę wplątać mojego nowego klanu w wojnę. Szczególnie, po tym jak Mintleaf urodziła. Wojna to bardzo zły czas na odchów kociąt. Spojrzałem uważnie na czarną kotkę. Ta mierzyła mnie uważnym spojrzeniem złocistego oka. W sumie nie wiem czemu za nią pobiegłem. Gadać nie bardzo miałem o czym a i ona nie kwapiła się do rozmowy. Jednakże stałem naprzeciw niej, uparcie wpatrując się w jej oczy, jakbym prowadził milczącą walkę na wzrok. Nie zamierzałem tak po prostu odejść, jakby przestraszyło mnie to, że znajduje się na terenie obcego klanu, sam jak palec z (czyżby złą?) liderką klanu. Bić się umiałem i w swoim życiu widziałem tyle kocich istnień, które nagle się kończyły zupełnie bez powodu, że powinienem być zgorzkniałym i pustym w środku samotnikiem. Tymczasem, o ironio, znalazłem sobie rolę w życiu. Tym bardziej nie obchodziło mnie zdanie innego kota. Dziewięć żyć? Pff ... znam ja już sposoby na takie koty.
- A więc Unexpectedstar ... - nie miałem pojęcia jak dokończyć zdanie. Z terenów się nie ruszę, ale takie stanie zaczęło być już zwyczajnie nudne.

< Unex? Sorry, ze tak krótko. Wena mi zwiała.>

15 listopada 2015

Od Thunderstar'a

Obudziłem się wcześnie rano. Wyszedłem z jaskini i przeciągnąłem się. Udałem się do jaskini medyka. Redtail spała na posłaniu w dość odległym kącie jaskini a Darkpaw drzemał przy suszących się ziołach. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Jeszcze niedawno ten kociak rozpoczynał naukę u Redtail a dziś przypada jego nadanie imienia wojownika. Redtail obudziła się kilkanaście minut po moim przyjściu.
- Witaj Thunderstarze pomóc Ci w czymś?- Zapytała.
- Jak wiesz Redtail twój uczeń dziś kończy 12 księżycy więc otrzyma imię wojownika. Czy mogłabyś zebrać księżycowe kwiaty?
- Ależ oczywiście.- Odparła kotka. Podczas śniadania poprosiłem stado aby zebrało się wieczorem na księżycowej polanie. Cały dzień minął na potajemnych przygotowaniach. Kiedy słońce zaszło stanąłem na kamieniu pod wielkim dębem i przemówiłem.
- Dzisiejszej nocy zebraliśmy w szczególnej okazji. Dzisiaj bowiem Darkpaw skończył 12 księżycy a tym samym nadszedł czas aby otrzymał imię wojownika. Jego nowym imieniem będzie Darkshadow. Dzisiejszej nocy nasz nowy wojownik będzie czuwał nad klanem a ja razem z nim.- Poddziałem a koty zaczęły wiwatować na cześć wojownika. Redtail założyła Darkshadowowi wieniec z księżycowych kwiatów na szyję.
- Możecie się rozejść.- Powiedziałem.
<Ktoś z klanu?>

Nightshadow! (Klan Nocy)

Nightshadow|wojownik|Klan Nocy


Od Mintleaf CD WolfStar'a

Małe, bezbronne, jeszcze dosyć mokre i ślepe kuleczki zaczęły miauczeć. Rozpoczęłam umywanie mych kociaków szorstkim językiem. Owe zaczęły przyłazić w stronę brzucha. Pewnie są głodne... Uśmiechnęłam się, i spojrzałam w bok. Gdzieś tam leżało martwe kocię, całe we krwi i było bardziej podobne do mnie niżeli do WolfStar'a. Biedactwo... Umarło jeszcze przed wyjściem na świat. Ciekawe, dlaczego tak się stało?
Nagle do żłobka wszedł nikt inny, niż lider naszego klanu, a jednocześnie mój partner. Kocur spojrzał na mnie, jak karmiłam naszych dzieci.
-Jak je nazwiesz?- spytałam po grobowej ciszy. Brązowy kot położył się obok mnie i popatrzył na trzech kociaków.
-Badgerkit.- powiedział najpierw, wskazując łapą na brązowo-czarnego kocurka z białym brzychum i białymi paskami na ogonie.
-Mhm.- liznęłam Badgerkit'a.- A tego nazwę Deerkit. Wygląda trochę jak mały jelonek.- zachichotałam.
-Dobra.-  uśmiechnął się kot.- A ta dziewczynka to.. Owlkit.
-Sowie kocię, Borsucze kocię i Jelenie kocię.- liznęłam Owlkit między małymi uszkami i spojrzałam w zielone oczy WolfStar'a. Ten mnie liznął w nos, a ja przymrużyłam oczy. Kocur nagle spojrzał w bok, a ja spuściłam wzrok.
-Kto to?- zapytał ten, wskazując na martwego kociaczka.
-Wiesz, WolfStar... Tak naprawdę.. Mieliśmy mieć w miocie czterech kociaków, ale... On umarł jeszcze przed narodzinami.- chlipnęłam cicho.

<WolfStar? :B>

Scarheart odchodzi!

Scarheart odchodzi z decyzji właściciela.
Przydzielona śmierć: Hipotermia


Mintleaf urodziła!

Mintleaf urodziła 3 zdrowe kocięta.
Badgerkit
Właściciel: Lyrous
Deerkit
Właściciel: Fenekt03
Owlkit
Właściciel: Xx_Golden Wolf_xX
***
Klan Wilka powiększył się o 2 piękne kotki i 1 silnego kocurka ^^


Od Wolfstar'a

Tego dnia we mnie szalał niepokój, radość i zdenerwowanie. Czułem się jak... jak... jak ja dzisiejszego dnia. Bałem się, czy Mintleaf sobie poradzi, czy kocięta będą zdrowe. Kręciłem się po obozie coraz bardziej zestresowany. Mintleaf była u medyka od może 3 godzin... Nie wytrzymałbym, gdyby ona umarła. Straciłbym już drugą osobę. Chcąc sprawić jej jakiś prezent, wybrałem się nad jezioro. Śnieg nie pokrył jeszcze całej powierzchni, lecz jezioro było już zamarznięte. Postawiłem jedną łapę na lodzie. Nic się nie stało, więc chyba nie byłem takim ciężkim kamieniem, nie? Śmiało wszedłem na dalsze odległości. I to wszystko wydarzyło się tak szybko. Lód pode mną pękł i wpadłem prosto do lodowatej wody. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Próbowałem wypłynąć, ale lód prawie mnie sparaliżował. Brakowało mi powietrza, ale... to w końcu moje pierwsze życie... Uspokoiłem się trochę i zamknąłem oczy. Opadłem w morską otchłań, a małe światełko stawało się coraz mniej widoczne. Nagle rozbłysło całą swoją mocą i ujrzałem parę białych ślepi z żółtymi źrenicami. Wstałem, i moim oczom ukazała się jasnoruda kotka z ciemniejszymi łapami. Uszy były tej samej barwy, i pewnie uznałbym, że to zwykły kot. Ale coś wyróżniało nieznajomą. Promieniował od niej taki blask, że zmrużyłem oczy. Otoczyły mnie inne koty, ale od każdego bił blask.
- Wolfstar... - usłyszałem i ruda kotka uśmiechnęła się do mnie.
Coś mi mignęło w głowie i odwzajemniłem uśmiech. Honeypelt, moja matka. Przytuliłem ją i wyszedłem z tłumu kotów. Odszukałem szarego kota, a on spojrzał na mnie surowo.
***
Znów otworzyłem oczy. Wciąż byłem w wodzie, i wciąż tonąłem. Powstrzymałem chłód i z siłą, jakiej jeszcze nigdy nie miałem wyskoczyłem z wody niczym ryba. Wylądowałem na lodzie, i mimo chłodu i oszołomienia jak idiota popędziłem na brzeg. Otrzepałem się z wody i wkurzony wróciłem do obozu. Nie mam ryby, jestem cały mokry, prawdopodobnie dostanę przeziębienia i straciłem jedno z żyć. Nie no, jest super. Przed wejściem jeszcze raz się otrzepałem i zdecydowanie ruszyłem truchtem do medyka. Rainymist ugniatała łapkami jakieś zioła, ale kiedy mnie zauważyła, uśmiechnęła się i ogonem wskazała żłobek. Skinąłem jej głową i wszedłem do żłobka. Już przy wejściu doszły mnie popiskiwania kociąt. Do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia. Przedarłem się przez zasłonę z liści i moim oczom ukazała się Mintleaf i trzy małe kulki. Wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą. Kiedy usłyszała mnie, na jej pyszczku zagościł szeroki uśmiech.
<Mintleaf? ^^>

Od Unexpectedstar C.D Darkheart

Widząc niepewność malującą się na pysku kocura, spróbowałam uśmiechnąć się delikatnie. Nie miałam prawa atakować kotów z Klanu Wilka, szczególnie tego który uratował mi życie - albo przynajmniej oszczędził mi zbędnego wylewu krwi - dlatego powstrzymałam się od zgryźliwej uwagi. Zamiast tego podniosłam wzrok na czarnego samca, który próbował zachować spokój przy tej grobowej ciszy i odpowiedziałam:
- Dziękuje.
Tym oto jednym słowem zakończyłam rozmowę po czym z kamienną twarzą oddaliłam się wzdłuż strumyka. Kocur odprowadził mnie wzrokiem a kiedy znikałam już za zakrętem usłyszałam jego krzyk:
- Czekaj! - odwróciłam się w samą porę by zobaczyć nadbiegającego kota. - Jestem Darkheart a ty?
- Ja nie. - mruknęłam z frustracją. Podobno miałam być miła ... ktoś coś mówił?
Samiec najwyraźniej nie pojął że nie kwapię się zbytnio do nowych znajomości bo wbił we mnie naglący wzrok. Westchnęłam zdezorientowana i mimo woli warknęłam cicho:
 - Unexpected ... star. - zaczęłam nerwowo przebierać łapami. Trudno było mi z kimś rozmawiać po tygodniu nie używania strun głosowych, bo wprawdzie do kogo miałam rozmawiać? Scarheart była jakaś nieobecna i nawet jeżeli nabrała mnie minimalna ochota na porozmawianie z członkinią to i tak próba jej znalezienia była dosyć nikła.
<Dark? a] wiem że tak długo ;-; b] wiem że bezsensu :,3>

Od Winterheart CD Thunderstar

Ucieszyłam się że klan tak dobrze przyjął nasz związek. Cały dzień nie licząc kilku patroli spędziłam z Thunderstarem. Wieczorem położyliśmy się razem w jego jaskini.
Następnego dnia niezbyt dobrze się czułam. Thunderstar zwolnił mnie z porannego patrolu i wysłał do Redtail i Darkpaw'a. Weszłam do jaskini medyków niezbyt zadowolona. Odkąd pamiętam nie lubiłam lekarzy. Nawet kiedy mieszkałam u Dwunogów.
- Witaj Winterheart co Cię do nas sprowadza?- Zapytała z uśmiechem Redtail.
- Źle się czuję.- Odparłam. Medyczka zbadała mnie i uśmiechnęła się.
- Darkpaw idź przynieść zioła.- Powiedziałam.
- Redtail powiedz co mi jest.- Poprosiłam.
- To nic poważnego. Tylko ty i przywódca zostaniecie rodzicami.- Powiedziała. Uśmiechnęłam się.
- Ile ich będzie?
- To tego są mi potrzebne zioła.- Powiedziała i wyszła. Po jakimś czasie wróciła razem z Thunderstarem.
< Thunder?>

Od Thunderstar'a CD Winterheart

- Więc odpowiem Ci pytaniem Winter. Czy znasz jakiegokolwiek kota który nie chciałby mieć kociąt?- Zapytałem. Kotka uśmiechnęła się.
- Nie znam jak na razie nikogo takiego.- Stwierdziła Winterheart. Uśmiechnąłem się.
- Więc dzisiaj już idziemy spać bo jest późno. Rano porozmawiamy.- Powiedziałem i poszedłem w kierunku mojej jaskini a za mną Winter.
Rano obudziłem się jeszcze zanim zrobiła to Winterheart. Wyszedłem z jaskini i rozejrzałem się. Postanowiłem upolować kilka myszy dla klanu. Kiedy wróciłem z śniadaniem wszyscy byli już na nogach. Wszyscy usiedli do swoich myszy.
- Moi drodzy chciałbym wam coś ogłosić.- Zacząłem.
- Więc ja i Winterheart zostaliśmy parą.- Powiedziałem. Członkowie klanu zaczęli nam gratulować.
< Winterheart?>

Od Winterheart CD Thunderstar

Kocur zaskoczył mnie. Spojrzałam na niego. Cieszyłam się z jego wyznania. Również go kochałam.
- Thunderstar ja nie wiem co powiedzieć.- Powiedziałam po chwili namysłu.
- Pomyślmy co mogłabyś powiedzieć w takiej chwil. Na przykład tak zgadzam się, nie nie zgadzam się lub nie jestem jeszcze pewna daj mi czas do jutra na zastanowienie?- Powiedział kocur. Uśmiechnęłam się.
- Więc wybieram opcję numer jeden. Kocham Cię Thunder i z radością zostanę twoją partnerką.- Powiedziałam z uśmiechem.
- Myślałem że się nie zgodzisz.- Mruknął kocur.
- To ja myślałam że nigdy nie zapytasz.- Odparłam. Kocur uśmiechnął się.
- Jutro powiemy klanowi.- Powiedział Thunderstar.
- Thunder chciałbyś mieć kociaki?- Zapytałam.
< Thunderstar?>

Od Thunderstar'a CD Winterheart

Pytanie kotki zdziwiło mnie.
- Można powiedzieć że jedna już zajęła miejsce w moim sercu a wkrótce mam zamiar je jej podarować.- Powiedziałem.
- Możesz powiedzieć kto zasłużył na to żeby zdobyć miłość przywódcy?- Zapytała kotka. Uśmiechnąłem się lekko.
- Mogę powiedzieć ale najpierw musimy wrócić do obozu. Hawkfrost i Morningdew pewnie już wrócili z patrolu na który ich wysłałem.- Stwierdziłem. Kotka uśmiechnęła się lekko powrót do obozowiska zajął nam nie więcej niż pół godziny. Po szybkim zdaniu raportu każdy z wyjątkiem Winterherat.
- Więc teraz mi powiesz kto to?
- Tak. To ty. Ty zdobyłaś moje serce. Chciałbym Cię zapytać czy zostałabyś moją partnerką?
< Winter?>

Od Winerheart CD Thunderstar

Zamyśliłam się.
- Nie wiem czy chcesz tego słuchać.- Mruknęłam.
- Skoro ty słuchałaś mojej to ja mam obowiązek wysłuchać twojej. A poza tym jestem jej również ciekaw. - Stwierdził kot. Uśmiechnęłam się.
- Więc urodziłam się w Gnieździe Dwunogów. Moi rodzice byli ich Pieszczoszkami. Dwunożni mieli jeszcze dwa psy. Ja i mój brat Fireheart niezbyt bardzo je lubiliśmy . Pewnego dnia uciekliśmy. Po jakimś czasie się rozdzieliliśmy i ja trafiłam na twój klan. Dalszą część historii już znasz.- Powiedziałam. Kocur uśmiechnął się lekko.
- Thunder mam do Ciebie pytanie.- Powiedziałam po chwili.
- Więc pytaj.- Odparł kocur z uśmiechem.
- Czy jakaś kotka zajęła już miejsce w twoim sercu?- Zapytałam.
< Thunderstar?>

Od Thunderstar'a CD Winterheart

- Jasne.- Odparłem. Kotka uśmiechnęła się.
- Może się przejdziemy?- Zaproponowałem.
- Dobry pomysł.- Odparła. Wyszliśmy z obozu i skierowaliśmy się nad jezioro.
- Opowiesz coś o sobie?- Zapytała Winterheart.
- Nie jest to raczej nic ciekawego ale zgoda. Moja matka była Pieszczoszkiem Dwunogów ale kiedy dowiedziała się że jest w ciąży uciekła w poszukiwaniu ojca. Nie znalazła go ale spotkała klan gdzie były same kotki i kocięta. Wtedy dowiedziała się że wszystkie jego mieszkanki były kiedyś z moim ojcem. Było ich tam około 100. Więc mam ponad cztery setki rodzeństwa.- Powiedziałem. Kotka spojrzała ze zdziwieniem ale uśmiechnęła się.
- To może teraz ty coś powiesz?
< Winter?>

Od Winterheart CD Thunderstar

- Więc już skończyłam. Mam 12.- Powiedziałam z uśmiechem. Podbiegłam do krzaków i wyciągnęłam z nich 11 myszy. Złapałam 6 za ogony jednak pozostałej połowy nie miałam jak zabrać.
- To może pomogę Ci w ich niesieniu?- Zapytał przywódca. Skinęłam energicznie głową. Kot wziął resztę myszy w pysk i pobiegliśmy do obozowiska. Reszta klanu już nie spała. Każdy został obdarowany dwiema tłustymi myszami po czym ja, Hawkfrost, Morningdew oraz Thunderstar wyruszyliśmy aby sprawdzić granice i je oznakować. Po kilku godzinach wróciliśmy do obozowiska.
- Resztę dnia macie dla siebie. Następny obchód robimy wieczorem.- Powiedział przywódca. Podeszłam do niego.
- Thunderstar możemy pogadać?
< Thunder?>

Od Thunderstar'a

Wyszedłem z jaskini. Było jeszcze ciemno ale postanowiłem się przejść. Klan jeszcze spał. Poszedłem nad jezioro. Napiłem się wody i wskoczyłem na drzewo. Spojrzałem w stronę terenów Klanu Słońca gdzie mieściły się Gniazda Dwunogów. Za nimi rozciągało się ich Siedlisko. Położyłem się na gałęzi i nagle usłyszałem pisk myszy pod sobą. Spojrzałem pod łapy i zobaczyłem polującą Winterheart. W jej pysku była już mysz która wydała pisk. Zeskoczyłem z drzewa.
- Witaj Winterheart co u Ciebie?
- Nic takiego. Poluję na śniadanie dla klanu.- Odparła kotka.
- Pomóc Ci?- Zapytałem.
- Nie wiem czy potrzeba więcej niż 12 myszy.- Powiedziała kotka.
- Z pewnością tyle starczy.- Powiedziałem z uśmiechem.
< Winterheart?

Od Darkheart'a CD Mintleaf

Kojarzyłem tą całą Mintleaf, jest partnerką Wolfstar'a, czyż nie?
- Cóż, lubię moje obowiązki, a ostatnio nie dzieje się nic złego, więc nie mogę narzekać.- uśmiechnąłem się. Lubię moje obowiązki? I to jeszcze jak! Nie sądziłem, że takiemu samotnikowi jak ja spodoba się ganianie po granicach, polowania, pilnowanie terenu ... przynależenie do Klanu, który mnie akceptuje. Tak. To ostatnie było chyba tym, czego potrzebowało moje serce, uwięzione w klatce z samotności i cienia. Świadomość, że są koty, które staną w twojej obronie, które tolerują twój dziwny wygląd i nie pytają o przeszłość, którą zostawiłeś za sobą. To to czego szukałem przez wiele księżycy, nie zdając sobie z tego sprawy. A teraz znalazłem. Spojrzałem na Mintleaf. Niby wyglądała tak samo jak zazwyczaj, ale nie, coś się zmieniło. Kotka miała zaokrąglony brzuch i to bynajmniej nie od nadmiaru zwierzyny!
- Widzę, że klan się rozrasta. - uśmiechnąłem się. Kotka w pierwszej chwili nie załapała aluzji.
- Co? - zapytała, nie zdając sobie sprawy iż chodzi o jej jeszcze nienarodzone kocięta. Po chwili jednak, jakby ja olśniło, a na jej pyszczku pojawił się uśmiech. - Tak. - powiedziała i ledwo dostrzegalnie dotknęła brzucha łapką.
- Ile ich będzie? - zapytałem z czystej ciekawości. Usiadłem na ziemi owijając łapy ogonem. Nie musiałem pytać się kto był ojcem, przecież widać było, że Mintleaf i Wolfstar są partnerami! Kotka na moje pytanie jakby lekko się zasmuciła.
- Trzy. - odpowiedziała tylko. Zmrużyłem oczy.
- Coś jest nie tak, prawda? - zapytałem. Może Mintleaf nie chciała ze mną rozmawiać o tych sprawach? W końcu nie jestem kimś bliskim, ani nawet dobrym znajomym.

< Mintleaf? Ja WIEM, że to jest moje NAJGORSZE opo.>

14 listopada 2015

Od Darkheart'a CD Shadowrain

Uciekać? Ja?! Gdyby nie to, że skoczyła na lisa, nazwał bym ją mysim móżdżkiem. Przecież jestem wojownikiem klanu wilka! Moim obowiązkiem jest bronić klanu, nawet kosztem własnego życia! Syknąłem przez zęby i zjeżyłem futro wzdłuż grzbietu. Biały lis o czerwonych ślepiach, próbował obrócić głowę i dosięgnąć zębami kotkę o długiej sierści. Zadziałałem instynktownie. Skoczyłem na głowę lisa, zatapiając pazury przednich łap za śnieżnobiałym uchem, a tylne wbiłem w miejsce połączenia żuchwy i czaszki. Lis pisnął z bólu i chwiejnie cofnął się o kilka kroków. Zaraz jednak doszedł do siebie i z wściekłym szczekaniem zaczął potrząsać głową, a gdy to nie pomogło zaczął skakać na wszystkie strony, wyrzucając w gorę raz grzbiet, a raz głowę. Dla pobocznego widza, mogło wyglądać to śmiesznie, jednakże żołądek podszedł mi do gardła na tej upiornej huśtawce. Z całych sił trzymałem się lisiej skóry, byle tylko nie spaść. Bo upadek z pewnością skończył by się śmiercią w białych szczękach. W końcu lisowi udało się zrzucić długowłosą kotkę, która przekoziołkowała po ziemi i zniknęła w kępie pokrzyw, wyrzucając w powietrze drobne płatki śniegu. Psowaty od razu rzucił się na swój łup, chcąc zabić kotkę. Wściekły zatopiłem zęby w jego uchu i zacząłem szarpać nim na różne strony. Krew polała się na biały śnieg, a ten pod wpływem ciepła zaczął lekko topnieć w miejscu gdzie spadła posoka. Lis otumaniony bólem i zaślepiony krwią ściekającą do oczu, miał już serdecznie dość walki. Chwiejnie spróbował się wycofać. Zeskoczyłem z jego łba, miękki lądując w białym puchu. Lis rzucił się do ucieczki, jednak ja byłem zaślepiony wściekłością. Cała ta sytuacja przypominała mi zdarzenie sprzed wielu księżyców. Zdarzenie od którego zacząłem patrzeć na świat w inny sposób. Wściekle trzepnąłem ogonem i skoczyłem w ślad za lisem. Ranny zwierz nie był zbyt szybki, a tym bardziej zwinny. Z łatwością wyprzedziłem go i skoczyłem mu prosto do gardła. Lis spróbował zrobić unik, jednak każdy kociak wie, że wściekły kot, jest groźny przeciwnikiem. Zatopiłem kły w jego szyi, przez kilka sekund na niej zwisając. Lis próbował jeszcze walczyć. Ostrymi pazurami przejechał mi po prawym boku, a zaraz potem padł martwy na śnieg. Dookoła ciała zaczęła zbierać się czerwona kałuża. Kiedy spadła adrenalina, poczułem ból w miejscu gdzie dosięgły mnie jego pazury. Polizałem zranione miejsce, starając się zmyć krew. Rana na oko, nie wyglądała groźnie, jednak nadal bolała i krwawiła. Z goryczą uświadomiłem sobie, że zachowałem się głupio, atakując uciekającego lisa. Gwiezdnym niech będą dzięki, za to, że kodeks wojownika nie wspomina nic o zabijaniu uciekających drapieżników. Kiedy wspomniałem nazwę klanu, do głowy wróciła mi postać długowłosej kotki. Zacisnąłem zęby ze złością. Może i ostrzegła mnie przed lisem, ale nadal znajdowała się na terenie Klanu Wilka, a nie mogłem pozwolić by jakiś pieszczoszek wałęsał się po naszych terenach! Pobiegłem w miejsce gdzie ostatni raz ją widziałem, bezwiednie skręciłem między gołe gałęzie krzewu, by ukryć się przed jej wzrokiem. Naturalnie kotka mnie nie zauważyła, ani nie wyczuła (nie wspominając o usłyszeniu). Końcówka ogona lekko mi drgnęła, gdy na ugiętych łapach patrzyłem, jak zlizuje płatki śniegu z brązowo - czarnego futra, by te nie roztopiły się i nie wsiąkły w puszyste futro. Bez większych wyrzutów patrzyłem, jak rozgląda się zaniepokojona. Czyżby mnie szukała? Jej ogon lekko drgnął, gdy podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę, gdzie zniknął lis, a z nim ja. Teraz mogłem zauważyć, iż jest większa od przeciętnego leśnego kota, a choć śmierdziała dwunogami, w swoich ruchach miała coś z leśnego kota. Nie mogła pójść dalej! To tereny klanu! Fuknąłem na siebie i swoją naturę obserwatora czy raczej ... skrytobójcy. Wolno podkradłem się do niej i skoczyłem. Chciał bym powiedzieć, że nie wystawiłem pazurów, naprawdę ... jednak to własnie one zatopiły się w gęste futro kotki. Razem potoczyliśmy się po ziemi. Kotka była silna, a moje pazury nie mogły dosięgnąć jej skóry, przez grube futro. Mimo to przygniotłem ją do ziemi.
- Co ty robisz? - syknęła, chyba lekko zdenerwowana. A może zwyczajnie oburzona?
- Jesteś na terenach Klanu Wilka! - syknąłem, jednak bez nie wiadomo jakiej złości.- Nie powinnaś wchodzić na nasze tereny! - dodałem.
- Czym jest Klan? - zapytała, a jej oczy zrobiły się okrągłe z ciekawości. Zeskoczyłem z niej, nie mając ochoty zachowywać się jak ... ja. Zwyczajnie nie stanowiła zagrożenia, a jej pazury były stępione przez dwunogi. siadłem na śniegu. Przecież nikt mi nie zabronił rozmawiać o klanie, nie?
- To grupa kotów, które są dla siebie jak rodzina. Razem mieszkamy, polujemy i bronimy granic przed intruzami, którzy chcieli by zabrać nam naszą zdobycz, albo wymordować kocięta. - powiedziałem. - Mamy swój obóz w którym mieszczą się legowiska wojowników, którzy dbają o klan, terminatorów, uczniów wojowników, medyka, który leczy ranne koty i lidera, naszego przywódcy. - dokończyłem. Kotka usiadła na przeciwko mnie i owinęła łapy puszystym ogonem.
- A kocięta? - zapytała.
- Kocięta razem z matkami mieszkają w kociarni. Są w tedy zwolnione z obowiązków wojowników, a klan zajmuje się nimi. - powiedziałem. Kotka kiwnęła głową.
- A tak w ogóle dlaczego o to pytasz? - zapytałem, wbijając w kotkę świdrujące spojrzenie dwukolorowych oczu. Kotka spuściła wzrok i łapą trąciła kępkę śniegu. Cierpliwie czekałem na odpowiedź.

< Shadowrain? Przepraszam za tą walkę z lisem, nie wiem czemu tak dziadowsko mi dzisiaj wyszło opo ;_;>

Windstripe! (Klan Słońca)

Windstripe|wojownik|Klan Słońca


13 listopada 2015

Od Mintleaf CD Darkheart

Ziewnęłam krótko i spojrzałam na wyjście z jaskini. Dużo myślałam nad tym, czy pogoda się do mnie uśmiechnie, i czy spadnie przynajmniej jedna kropla deszczu. Niestety, Pora Opadających Liści nie daje swego urokliwego deszczyku. Szkoda...
Z trudem wstałam, zauważając, że brzuch mi rośnie (ciiiicho). Nie, nie chodzię do Dwunożnych po jedzenie... Będę miała kocięta. Czuję ich leciutkie bicie małych serduszek. Wyszłam z jaskini, pociągnęłam się i pomaszerowałam w stronę mieszkaneczka Rainymist.
-O, Mintleaf! Witaj.- kotka uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja odpowiedziałam jej tym samym.- Coś ci dolega?- zapytała wkrótce, kładąc ostatni pączek roślin na "półeczkę".
-Chciałabym coś... Sprawdzić.- odpowiedziałam z lekkim rumieńcem. Medyczka spojrzała na mó brzuch.
-Ile będziesz miała kociąt?- rany, czy ona mi czyta w myślach?!
-Skąd wiedziałaś?- zapytałam, patrząc w jej niebiesko-zielone oczy.
-Widać, czyż nie?- chytry uśmieszek zawitał na mordce szarej kotki.- Dobra, połóż się na boku.
Wykonałam polecenie medyczki. Ta mi kilka minut masowała brzuch łapą (bez skojarzeń;-;), jednakże wkrótce odparła z entuzjazmem.
-Będziesz miała 4 kociaki!- odparła piskliwie.
-Cztery? Ja czuję tylko trzy serduszka...- zdziwiłam się, jednak później się mocno zmartwiłam.
-Jak to? Czekaj, zaraz sprawdzę.- szara przyłożyła ucho do mojego niewielkiego brzucha i zaczęła słuchać.
Patrzyłam na jej poważną minę. Mordka nagle zmieniła na rozczarowany wyraz.
-Faktycznie...- szepnęła.- Mintleaf... Przykro mi...- patrzyłam na nią ze szklanymi oczyma.-  Jeden z twych kociaków nie będzie już żył.
-Och...- szepnęłam. Trudno mi było powstrzymać płacz.- Dobrze, dziękuję,Rainymist. Cóż, miejmy nadzieję, że nie umrę... Podczas porodu.
-To rzadkość.- pokręciła głową ta, jednakże ja wymusiłam u siebie delikatny uśmiech.
-Rzadkość to moje trzecie imię.
-A drugie?- zapytała, cicho parsknąc ze śmiechu.
-Drugie brzmi: Życie.- odpowiedziałam, wstając.
-Nie rozumiem...
-Zrozumiesz w swoim czasie.- miauknęłam i odszedłam od kocicy. Polana napełniła się promieniami jesiennego słońca, cichy wiaterek igrał z mą krótką sierścią. Ujrzałam nagle, jak z krzaków wyskoczył kocur, którego już kiedyś widziałam. Darkheart, nie?
Podszedłam do wojownika, kiwnęłam na znak powitania i miauknęłam:
-Witaj, Darkheart.
-Em... Witaj...
-Mintleaf.- uśmiechnęłam się. Kot usiadł, kładąc przed moimi łapami martwą mysz.
-To jedyne, co znalazłem.
-To dobrze.- odpowiedziałam.- Jak się twe sprawy toczą?

<Darkheart?:B>

12 listopada 2015

Od Shadowrain

 Powoli otworzyłam jedno oko, a następnie drugie. Uniosłam głowę. Mym oczom ukazała się znów ta sama szara rzeczywistość. Wstałam i się przeciągnęłam. Kilka kroków ode mnie znajdował się kominek, w którym wesoło iskrzył się ogień. Nie zwracając na niego uwagi udałam się do kuchni. Podeszłam do miski z nadzieją, że w środku znajduje się chociaż odrobina karmy. Niestety, w środku nie było najmniejszego okruszka. Powolnym krokiem poszłam do sypialni. Na łóżku spał jeden z dwóch Dwunogów zamieszkujących Gniazdo Dwunogów, w którym mieszkałam. Skoczyłam na pościel. Zaczęłam trącić rękę Dwunoga. Wydał jedynie kilka ospałych dźwięków i się odwrócił. Zeskoczyłam z łóżka i ponownie udałam się do kuchni. Wskoczyłam na blat i spojrzałam na szafkę kuchenną. Znajdowała się tylko kilkanaście centymetrów ode mnie. Stanęłam na tylnych łapach i oparłam się o szafkę. Wiedziałam, że w środku jest opakowanie z kocią karmą. Wsunęłam łapkę pod uchwyt i zaczęłam ciągnąć. Po chwili szafka była całkowicie otwarta. Przygotowywałam się do skoku. Chwilę potem znalazłam się w środku. Zauważyłam opakowanie z karmą. Było otwarte. Złapałam je i zaczęłam ciągnąć. Nagle upadło, a jego zawartość rozsypała się na wszystkie strony. Niespodziewanie z sąsiedniego pokoju wyłonił się Dwunóg.
- Shadow! Zła kotka, zła! - krzyczał.
Szybko do mnie podbiegł, chwycił mnie i wywalił za drzwi.
- Pff... - prychnęłam.
Na dworze było strasznie zimno, lecz nie zbytnio tego nie odczułam, ponieważ jestem obrośnięta długą sierścią. Udałam się w stronę ogrodzenia obserwując prószący śnieg. Wskoczyłam na płot, a następnie przeskoczyłam na drugą stronę. Kilkanaście metrów ode mnie znajdował się las. Postanowiłam pójść w jego stronę. Nagle poczułam dziwny zapach. Szybko wspięłam się na ogołocone drzewo i zaczęłam obserwować okolicę. Spostrzegłam nieznajomego mi kota spokojnie idącego w moją stronę. Nie zwracał na mnie uwagi, więc pewnie nie poczuł mojej obecności. Niespodziewanie poczułam kolejny zapach. Bacznie zaczęłam rozglądać się po okolicy, lecz niczego nie zauważyłam. Chwilę potem usłyszałam dźwięk podobny do szczekania i nareszcie go zobaczyłam. Był to śnieżnobiały lis. Skradał się do kota.
- Uciekaj! - krzyknęłam, lecz przez wiatr, który zerwał się chwilę temu, nie usłyszał mnie.
Lis rzucił się w pogoń za kotem. Dopiero w tej chwili kot obrócił łeb i spostrzegł drapieżnika. Nie czekając dłużej skoczyłam na lisa i wbiłam zęby w jego kark. Zawył z bólu.
- Na co czekasz? Uciekaj! - krzyknęłam ponownie w stronę obcego kota.

< Ktoś?>

11 listopada 2015

Od Blackstar'a CD Crystalstream

Ostatnio na naszych terenach zaczęło czaić się wiele Dwunożnych i wilków. Zagrażało to bardzo klanowi. Nad ranem poszedłem na patrol i wtedy zaatakował mnie spory lis. Miałem obolałą ranę na prawej tylnej łapie. Nie powiedziałem o niej Mobrain. Przez resztę dnia siedziałem w jaskini, aż przyszła do mnie Crystalstream. Zapytała czemu nie wychodzę na patrol.
- Niestety, ale muszę dziś zostać w jaskini. - odpowiedziałem starając się jak najlepiej schować zranione miejsce.
- Coś Ci się stało? - zapytała.
- Nic takiego. - odparłem.
- Masz jakąś ranę? - dopytywała się.
- Widzę, że polowanie było udane. - zmieniłem temat.
- Tak, ale powiedz co się dzieje.
- Nie powiem i już. - oznajmiłem. - Swoje zdobycze połóż pod liśćmi paproci leżące niedaleko płaskiego głazu. - powiedziałem. Kotka wyszła, a ja postanowiłem się udać do naszej medyczki - Mobrain. Wyszedłem z jaskini kulejąc.
***
Medyczka owinęła mi ranę pajęczyną, którą wcześniej w czymś zmoczyła. Musiałem przez dwa dni zostać w lecznicy.
Następnego popołudnia wyszedłem stamtąd i poszedłem po mysz którą upolowała Crystal.
- Czemu najpierw je klan, a potem wojownicy? - zapytała.
- Klan jest najważniejszy i żeby przetrwać najpierw trzeba nakarmić tych, którzy nie polują, a potem wojowników. - widziałem, że Crystal nie za bardzo rozumie o co chodzi, więc darowałem sobie dalsze tłumaczenie.
- Kim byłeś zanim nie założyłeś klanu?
- Urodziłem się w Klanie, który błyskawicznie się rozpadł. Żyłem w Siedlisku Dwunogów. Słynąłem tam z dzikości, nieprzewidywalności i agresji. Wszystkie koty mnie unikały, także ludzie z czego się cieszyłem. Potem odwróciłem do lasu i założyłem klan. - odparłem. - A ty? Jaką masz historię? - zapytałem i usiadłem. Kotka zrobiła to samo.

<Crystalstream?> Tak ciuutke się rozpisalem :>
Blackstar, chyba usunę ci autora. Nie wiem, na czym piszesz, lecz robisz literówki. I teraz coś, co najbardziej mnie razi. JACY LUDZIE?! Nie mówimy ludzie tylko Dwunożni. Miasta, domy, sami oni - wszystko jest DWNUOŻNYCH! Następnym razem usuwam autora.

Darkpaw! (Klan Wschodu)

Darkpaw|uczeń|Klan Wschodu
Ze względu na to, że niedługo moda na piórka będzie jak u nas moda na selfie, to chyba usunę te dodatki.


Od Crystalstream

 Przechadzałam się po nowych terenach. Cieszę się, że w końcu jestem w jakimś klanie. Szkoda tylko, że jest on mały, ale cóż... Przeżyję. Heh.
Usłyszałam jakiś ruch. Wyczułam zapach jakiejś... Myszy. Zakradłam się po cichu i skoczyłam. Nie bawiłam się długo, prawie od razu ją zabiłam. Wyczułam zapach jeszcze dwóch. Widocznie miała 'rodzinę'. Przysypałam ją lekko ziemią i poszłam szukać reszty. Gdy je znalazłam i złapałam - jakimś cudem - obie, wróciłam do wcześniejszej. Chwyciłam wszystkie do pyska i ruszyłam w stronę schronienia klanu. Po chwili wyczułam kolejne zwierzę. Tym razem musiało być większe, bo robiło dużo hałasu. Rozejrzałam się. Wilk. Zaczęłam biec jak najciszej. Nie mogłam wypuścić zdobyczy. Nie dam się najeść temu... Czemuś. W końcu wybiegłam na polanę i ukryłam się w trawie. Powoli przechodziłam między źdźbłami, żeby mnie nie usłyszał. Po kilku chwilach dał sobie spokój, a ja zbliżałam się do jaskini. Rozejrzałam się jeszcze i weszłam do siedziby. Popatrzyłam na lidera, który o dziwo tam był. Położyłam zdobycze na ziemi i 'ukłoniłam' się przed nim.
- Wiem, niewiele. Ale wilk mnie przegonił... - mruknęłam z niezadowolenia. - Czemu nie jesteś na patrolu? Dawno nie widziałam cię tak w jaskini w ciągu dnia... - dodałam po chwili.

< Blackstar?>

Kestrelwing! (Klan Nocy)


Kestrelwing|wojownik|Klan Nocy


10 listopada 2015

Shadowrain! (Klan Wilka)

Shadowrain|wojownik|Klan Wilka


Od Thunderstar'a CD Morningdew

Spojrzałem na kotkę. W sumie miała rację.
- Przyzwyczaiłem się do tego że ja to robię ale skoro nalegasz to ty i Hawkfrost idziecie ze mną. Redtail ty zrób coś ze swoim głosem. Potem zrobimy mały trening.- Mruknąłem i pobiegłem przed siebie. Koty szybko do mnie dołączyły. Po kilku godzinach patrolowania terenów wróciliśmy przed moją jaskinię.
- Witajcie w domu!- Powitała nas Redtail głosem już nie tak słodkim jak wcześniej. Uśmiechnąłem się.
- Morningdew, Hawkfrost wy zaczniecie trening walki.- Stwierdziłem. Koty szybko przeszły do rzeczy. Po kilku minutach kocur przygwoździł kotkę do ziemi.
- Mimo wielu pozorom Hawk to świetny wojownik. Wygląda raczej jak kociak ale to jego broń. Nikt nie bierze go poważnie.- Powiedziałem a kocur puścił kotkę.
< Morningdew?>
Thunder, jeśli piszesz imiona wojowników, to nie samo Morning, Hawk czy Red. W tłumaczeniu polskim te imiona znaczą Poranna Rosa, Jastrzębi Mróz i Czerwony Ogon. Zwracałbyś się do nich Poranna, Jastrzębi i Czerwony? Pisanie samego początku imienia są tylko, jeśli imię jest powtarzane zbyt często w tym samym miejscu.