Początkowo biały był spokojny. Przecież spodziewał się tego. Liczył na to. Wiedział, że Byk nawet się nie zawaha żeby go zabić, jeśli Piaskowa Gwiazda mu to rozkaże. Świadomie podejmował decyzję by udawać zaangażowanie w walkę mimo tego, że znał wynik nim się zaczęła.
Pazury przeciwnika nieomylnie cięły jego skórę, dostając się do wyćwiczonych przez tyle księżyców mięśni. Czuł to, jednak adrenalina płynąca w jego żyłach zamaskowała większość bólu. Przynajmniej tymczasowo. Mimo wszystko w jednym momencie uderzyło go czyste, prawdziwe przerażenie. Tak dawno nie odczuwał aż takiej trwogi. Zmroziła jego łapy, rozszerzyła źrenice. Poczuł się jak bezbronne kocię stojące w obliczu oleistej ciemności. W pewnym sensie emocje które właśnie odczuwał podekscytowały go. Ulżyło mu, że po tym wszystkim jednak wciąż mógł poczuć lęk.
I tak, po strachu poczuł błogą ulgę. Nie próbował już dłużej się bronić, a czując opuszczające go siły skupił się jedynie na zadawanym mu bólu.
Więc tak musiała się czuć Króliczy Sus podczas egzekucji.
Żałował kotki. Naprawdę żałował. Miał świadomość tego, że wykorzystał jej słabość. Zmanipulował, by wykonać swój plan. Jej błagalne spojrzenie w ostatnich minutach życia do tej pory męczy go po nocach. Ubolewał nad tym, że to właśnie jej wzrok będzie mu wypominał wszystkie grzechy, przeszłe i przyszłe
Jednak jej śmierć nie poszła na marne.
Jego też nie pójdzie.
Jedno go tylko zaskoczyło.
Bolało bardziej, niż się spodziewał.
Ostatni mimowolny wrzask opuścił jego ciało gdy Byk dorwał się znów do jego gardła.
Białe ciało uderzyło bezwładnie o ziemię, gdy Bycza Szarża wypuścił truchło z pyska. Oczy Zajęczego Nosa zgasły, a pysk zastygł bez wyrazu. Klatka piersiowa przestała się poruszać, a pod cielskiem znajdowała się kałuża krwi. Czarny wojownik odsunął się od martwego, skłaniając głowę delikatnie Piaskowej Gwieździe. Kremowa wyszczerzyła kły w zwycięskim uśmiechu. Zbliżyła się do ciała i sprawdziła czy na pewno zdechł, by ostatecznie tryumfalnie położyć na nim łapę i dumnie się wyprostować.
Otworzywszy zielone ślepia znalazł się się na misternie utkanej polanie nad którą wisiało nocne, acz jasne jednak nie od Srebrnej Ścieżki niebo. Środek zdobiło zamarznięte jezioro pod którym uwięzione były gwiazdy. Soczyście zielona trawa poruszała się pod wpływem wiatru, którego sam kocur nie odczuwał. Nic właściwie nie odczuwał. Ból sprzed chwili rozmył się w jego pamięci, pozostawiając po sobie jedynie skromne wspomnienie. Wziął jeden wdech i uniósł łapę do gardła. Końcówki nerwów nawet nie zarejestrowały dotyku. Oswoiwszy się z dziwną sensacją odetchnął z ulgą, by zaraz przybrać poważniejszy wyraz pyska.
- Uroczo - mruknął beznamiętnie Zajęczy Nos, rozglądając się wokoło. Był otoczony powykręcanymi pniami drzew, a na jednym z nich dostrzegł kocią sylwetkę, w którą ostatecznie wbił spojrzenie. Gdy przymknął powieki by mrugnąć, na uderzenie serca przed jego oczami ukazała się spustoszona dolina oblana smołą i ciemną mgłą. Gdy na nowo otworzył oczy, po wizji nie było śladu. Kocur w oddali posłał mu niewielki, zadowolony z siebie uśmieszek.
- Prawda? - uśmiechnął się leżący na gałęzi. - Sporo mi zajęło, żeby to wszystko przygotować. Nawet nie wiesz ile pracy musiałem w to cudeńko włożyć. Widzisz, jednak umiem dotrzymać obietnicy. W końcu mieliśmy umowę, prawda?
- Dosy-
- A to wszystko dla ciebie! - wyciągnął łapę, pokazując białemu naokoło. - Żebyś mógł chociaż na chwilę poczuć się jak prawdziwy wspaniały lider. Nie zasługuję na żadną pochwałę?
- Przestań gadać. Czekają na mnie - udało mu się nareszcie przerwać nawijanie kocura. Naprawdę nie miał czasu. Co jeśli Piaskowa Gwiazda zaraz spróbuje dorwać Wilczą Zamieć? Gliniane Ucho? Nie mógł ich na tyle zostawić. Nie w takiej sytuacji. Mówiący jeszcze chwilę temu kocur zeskoczył z gałęzi z niezadowolonym wyrazem na mordce.
- Nie trzeba być niemiłym, wiesz? - burknął, machnąwszy delikatnie ogonem. Zbliżył się i nosem dotknął białego czoła. - Idź więc i rób swoją wielką zmianę. Nie zapomnij tylko co ty mi obiecałeś, Zajęczy Nosie.
Biały wziął głębszy wdech, a zamknąwszy oczy poczuł znajomy, metaliczny posmak w pysku. Z dziury w gardle zaczęły kiełkować czarne ciernie o ostrych kłach. Oplotły poszarpane brzegi śmiertelnej rany, zszywając ją. Zaraz wyciekła z niej ciemna, gęsta maź, otulając i gojąc pozostałość po walce. Oddech sam wdarł mu się w nieruchomą wcześniej pierś, a serce znów zaczęło pompować krew w jego żyłach. Gwałtownie otworzył oczy, które błysnęły żywym blaskiem. Znów czuł, mógł poruszyć mięśniami. Wypluł zastygłą w uleczonym gardle szkarłatną ciecz, co zwróciło uwagę stojącej nad nim kotki. Piaskowa Gwiazda widząc jego spojrzenie momentalnie od niego odskoczyła niczym oparzona.
- Niemożliwe - powiedziała, z trwogą wpatrując się w białego kocura. Gdy zobaczył w jej szeroko otwartych ślepiach własną sylwetkę, na jego pysk wpłynął delikatny uśmiech. - B-byłeś martwy…
Zajęczy Nos podniósł się z krwistej kałuży, biorąc głębszy wdech. Zauważył zszokowane spojrzenia klanu. Niektórzy zastygli w przerażeniu, inni cofali się bądź przylegali do futer bliskich. Wiedział już, że nie potrzebował dawać reszcie żadnego znaku. Poplecznicy Piaskowej Gwiazdy i tak nie mogli nic już zrobić. Nie chciał też ryzykować życiem kolejnych rebeliantów. To koniec.
Doszło do niego, jak teraz będzie postrzegany przez to wszystko. Wybraniec? Święty? A może potwór? To przepracuje jednak później. Teraz należało skrócić żywot tyranki która nazywała się ich liderką. Wyskoczył ku niej, wysuwając ostre pazury. Poczuł nowoprzybyłą siłę, gdy starucha w przerażeniu nawet nie mogła się porządnie ruszyć. Nie mogła uciekać, bronić się. Niech wie, jak czuły się jej ofiary. Widok ten napawał go przyjemnością i pomimo wielu ran które nie zagoiły się tak jak te poważniejsze, wciąż mógł walczyć. Na pewno lepiej niż stara, zmarnowana i przerażona liderka. Zamachnął się i uderzył, trafiając prosto w jej pysk. Rana przecięła jej policzek i oko, na co kremowa zaraz zakwiczała wściekle. W ostatnich próbach obrony zamachała łapami, próbując zahaczyć pazurami o ciało białego. Było już jednak za późno. Zajęczy Nos wgryzł się w gardło liderki i zacisnął mocno szczęki. Piasek wrzasnęła, ostatnimi siłami wierzgając. Sierść kocura zabarwiła się jeszcze mocniejszym krwawym odcieniem, gdy zakończył życie tyranki, rozrywając jej szyję. Tym razem to on zasmakował czyjejś krwi podczas walki. Ostatnie, pośmiertne spazmy przeszły przez jej kremowe cielsko. Wypuścił ją, gdy upewnił się, że już nie wstanie. Oddychał ciężko, ledwo trzymając się na drżących łapach. Pył który unieśli podczas krótkiej jednak intensywnej walki opadł, odsłaniając reszcie klanu zastygłą we wściekłym wrzasku przerażenia twarz Piaskowej Gwiazdy. Otworzył pysk, jednak nim zdążył coś powiedzieć, z tłumu ku niebu wyleciało parę okrzyków. Radość mieszała się z ulgą wśród nierudych. Rebelia ożywiła się, podbiegła do truchła i stojącego nad nim Zajęczego Nosa by wciąż z niedowierzaniem przyjrzeć się martwej i co ważniejsze, samemu białemu wojownikowi.
- Mówiłem, że mam plan - powiedział cicho z szczerym uśmiechem, rzucając pewne spojrzenie Kamiennej Agonii. Zaraz poczuł na sobie ciężar, który niemalże zwalił go z nóg.
- Nigdy więcej mi nie umieraj - Gliniane Ucho rzucił mu się na szyję zapłakany. - Tak bardzo mnie przestraszyłeś. Tyle to trwało.
Zdziwiony Zając zamrugał parę razy, by zaraz objąć partnera i wtulić nos i zeszklone z emocji oczy w jego futro. Gdzieś za nim dojrzał Wilczą Zamieć, która zapłakana i wciąż przerażona wpatrywała się w niego z niewyjaśnioną dla niego emocją.
- Przepraszam - wykrztusił drżącym głosem, zarówno do Gliny jak i Wilczej. Otarł łzy z ślip i po chwili odsunął się od niebieskiego. Podszedł do siostry i objął jej drobne ciało, kładąc swoją głowę na jej barkach. Uspokoił swój oddech i zamknął na chwilę oczy, odpoczywając w jej sierści. Czuł, jak drży, a niedługo jej łzy zmoczyły jego futro. Naprawdę nie chciał jej narażać na taki widok, jednak nie mieli innej opcji. To wszystko zrobił dla niej. Teraz mogła być szczęśliwa. Mogła czuć się bezpiecznie. Piaskowa Gwiazda już nigdy nie zrobi jej krzywdy. Nikt tego nie zrobi. Nie póki on będzie na straży.
Był potwornie zmęczony, jednak to jeszcze nie koniec. Z pomocą bliższych mu kotów wskoczył na głaz, z którego dotąd przemawiała Piasek i wyprostował się.
- Śmierć Piaskowej Gwiazdy była wolą Klanu Gwiazdy. Wielcy przodkowie zwrócili mi życie, bym skrócił jej rządy i przejął władzę, by ocalić Klan Burzy - oznajmił głośno. - Od tego dnia podział na kolor futra nie istnieje. Każdy będzie traktowany równo i sprawiedliwie. Kodeks wojownika znów będzie przestrzegany i będzie dotyczył każdego z naszych wojowników. Koniec z egzekucjami. Koniec z niszczeniem naszego domu - zakończył, oczekując na reakcję tłumu. Widział płaczącą ze szczęścia Kozi Skok, Jelenie Kopytko z radością obejmujący partnerkę i syna, Blady Zmierzch i paru innych rebeliantów skandujących radośnie jego imię. Bycza Szarża padł ku ziemi i zaczął wznosić modły ku Gwiazdemu Klanowi. CHociaż nie słyszał jego słów, mógłby przysiąść, że kocur prosi o wybaczenie jego grzechów. Zając nie miał zamiaru go wypędzać. Znał motywacje kocura za podążaniem za Piaskową Gwiazdą. Bycza Szarża był honorowym wojownikiem, trzymającym się kodeksu, według którego słowo lidera było prawem.
Parę rudych pysków szybko zaakceptowała nowe porządki, niektórzy nawet z ulgą, że w końcu klan znów stanie się jednością. Mimo wszystko wciąż spora część Klanu patrzyła na niego z ukosa, nie dowierzając że ich wspaniała liderka odeszła. Rozżarzony Płomień pożerał go wściekłym spojrzeniem, widział, że chciał się na niego rzucić i rozszarpać na miejscu. Szczypiorkowa Łodyga jednak zastąpiła mu drogę i przybliżyła pysk do ucha. Słowe które wyszeptała Żarowi zostaną dla Zająca tajemnicą, jednak zaraz kotka z nienawiścią i obrzydzeniem wlepiła w niego swój wzrok. Żaden z nich nie mógł jednak zrobić. Być może wierzyli, że ich dosięgnie gniew klanu gwiazdy jeśli teraz coś zrobią. Być może i oni będą próbowali w przyszłości utworzyć rebelię i Klan Burzy trafi w błędne koło. Nie, na to na pewno nie pozwoli.
Trzcinowa Sadzawka za to utkwiła swój pusty wzrok w ciele Piaskowej Gwiazdy. Nie ruszyła się od momentu, gdy Zając powstał z martwych. Jej zwykle obojętne spojrzenie roztrzaskało się, zostawiając zrozpaczoną, przerażoną starszą kocicę. Zając przekręcił łeb, by popatrzeć z góry w oczy Wiewiórczego Pazura. Nie pozwoli, by to co teraz dowiódł syn Piasek zaraz zmienił w zgliszcza. Rudy zauważywszy wlepione w niego spojrzenie Zajęczego Nosa zamarł. Jedyne co, to futro mu się podniosło.
- Nie możemy pozwolić, by rządy Piaskowej Gwiazdy wróciły. Jej syn, Wiewiórczy Pazur bez wątpienia by je kontynuował. Dlatego go wybrała. Nagle zmieniła Orlikowy Szept na niego, by zapewnić sobie kontynuację jej rządów nawet po śmierci. Wiewiórczy Pazurze, jako nowy lider Klanu Burzy każę ci dobrowolnie zrezygnować z pozycji zastępcy - zaczął, jednak pomruki zebranych mu przerwały.
- Nie chcemy kolejnego tyrana w Klanie!
- Powinniśmy go wygnać, a nie pozwolić by idea Piasek nadal szerzyła się w klanie.
Coraz więcej tego typu głosów podniosła się z tłumu. Zając uciszył ich krótkim ruchem ogona.
- Wiewiórczy Pazurze, odejdź albo sami cię wypędzimy - nakazał. Liczył na taki obrót sytuacji. Nie potrzebował kocura który poszedłby w ślady za tyranką na tak ważnym miejscu w osłabionym klanie.
Wiewiór położył po sobie uszy. Otworzył pysk, jednak rozwścieczone spojrzenia nierudych i po części nawet rudych kotów wyganiały go. Rudzielec widział ich kły, wysunięte pazury i nastroszone futra. Nie mógł tu zostać. Chciał przejąć miejsce matki i kontynuować jej wizję, wspaniałego i silnego Klanu Burzy. Bardzo chciał. Uważał go za słuszny i godny poświęceń. Jednak z tego samego powodu nie mógł zostać już w klanie. Chcieli jego śmierci. Knuli by przeciw niemu, spiskowali i ostatecznie zabili jak jego ukochaną matkę. Jego jedynym wyborem było odejście. Co za upokorzenie. On, przykładny przedstawiciel lepszej rasy, idealnie płomiennego futra zostaje wygnany przez niższy sort. I nie mógł nic z tym zrobić! Jednak sam nie zamierza opuszczać tego miejsca którym zawładnął obrzydliwy, jeszcze na dodatek biały uzurpator. Nie pójdzie na dno sam. W akcie zawiści, że to jego się przyczepili, a nie jego wspaniałego, ukochanego braciszka zwrócił się do kremowego.
- Drżąca Ścieżko, bracie - zamiauczał, kładąc po sobie uszy. - Dokończ dzieło naszej matki. Możesz się tego wypierać, próbować uciec, ale w głębi duszy dobrze wiesz, że mamy tą samą krew. Jesteśmy jej tego winni. Prędzej czy później to zrozumiesz i zaprowadzisz jej porządek - ostrożnie dobierał słowa. Nie zależało mu tyle co na przekonaniu Dreszcza, a raczej doczepienie się go przez resztę rebeliantów. I udało się. Głosy podobne co przed chwilą znów zaczęły się rozchodzić, tym razem kierowane w Drżącą Ścieżkę.
Zajęczemu Nosowi było to na łapę. Nie miał nic przeciwko Drżącej Ścieżce, nie stanowił dla nich zagrożenia. Nawet lubił kremowego kocura. Mimo wszystko jednak wolał, by jego niedoszła ofiara nie była w tym samym Klanie co on. Wciąż gdy go mijał miał wrażenie że widzi ducha. Drżący miał wtedy zginąć, a jego obecność tylko przypomina mu o błędzie.
- Odejdźcie więc oboje. Taka jest wola Klanu Burzy - ogłosił, a widząc, jak dwójka nadal nie opuszcza obozu, westchnął cicho.
- A-ale ja n-nie z-zrobiłem nic złego! - Drżący próbował się bronić.
- Każdy tak mówi.
- Jest synem Piasek, to kwestia czasu.
- Nie chcemy tu jej krwi!
Kremowy skulił się, przestraszony wbił niebieskie ślepia w białego. Zając przybrał pozycję do ataku, a jego wysuwane pazury zabłysły w świetle wschodzącego słońca. Blefował. Był wyczerpany po walce, rany go piekły, a mięśnie drżały niewidocznie dla nich. Jednak w tym momencie w oczach Klanu jego wysunięte pazury oznaczały gniew Klanu Gwiazdy. Wiewiór pochylił łeb i odwrócił się na pięcie. W drodze zabrał ze sobą Drżącą Ścieżkę i oboje odeszli. Jeszcze tylko jeden kot zmierzał ku wyjściu. Trzcinowa Sadzawka ciężkim krokiem i zwieszoną głową maszerowała ku wyjściu. Bez słowa, bez łez. Jej pysk zastygł w szoku oraz żalu. W ciszy opuściła serce Klanu Burzy, poganiana jedynie przez wiatr.
Największe zagrożenia dla nowej władzy odeszły, jednak to nie był koniec jego przemowy. Coś jeszcze trzeba było zrobić cielskiem kremowej.
- A teraz, Muszy Lot zasługuje na poprawny pochówek. Zrobię to po tym zebraniu. A co do Piaskowej Gwiazdy - chciał zostawić ją wronom na pożarcie. Niech jej czeszkę rozdziobią kruki, oczy wydłubią głodne gawrony. Albo nabić jej łeb na pal i zostawić gdzieś w lesie. Tylko na to zasługiwała. Jednak gdyby tak postąpił, ile by się różnił od kremowej staruchy? - Zakopcie ją w lesie. Z dala od obozu. W naszym Klanie zwłoki naszych członków, nie ważne jak bardzo znienawidzonych, nie będą już bezczeszczone. Po zachodzie słońca przedstawię wam nowego zastępcę. To koniec zgromadzenia. Możecie się rozejść.
Zajęczy Nos z pomocą Glinianego Ucha zeskoczył ze skały i zajął się pogrzebem Muszego Lotu. Chociaż tyle był winien czarnej kotce. Wykopał pal z ziemi i razem z Gliną zanieśli jej głowę na miejsce gdzie grzebani byli wojownicy. Pochowali łeb, by martwa nareszcie mogła zaznać spokoju po śmierci.
Gdy wrócili, truchła tyranki już nie było w obozie. Po ich walce został jedynie krwisty dywan, jednak tego już tylko deszcz mógłby się pozbyć.
Mijał ucieszonych nierudych wojowników. Słyszał zawzięte rozmowy o tym co się właśnie wydarzyło. Czuł na sobie spojrzenia tych, którzy wciąż nie mogli uwierzyć, że zwykły wojownik po śmierci ożył, niosąc słowo Klanu Gwiazdy. Nie miał zamiaru wyprowadzać ich z tego przekonania. Glina doprowadził go do legowiska lidera, w którym też już ktoś zrobił porządek, wymieniając mech i sprzątając jakiekolwiek pozostałości po Piasek. Nie pasowało mu zajmowanie tego leża, jednak nie miał już siły dalej iść i czegoś zmieniać. Gdy upewnili się, że nikt nie patrzy, Zając pozwolił sobie rozluźnić mięśnie. Upadł z cichym jękiem, oddychając ciężko. Jego ciało było przeciążone, a ból rozsadzał mu głowę i rany. Mroczki zatańczyły mu przed oczami. Naprawdę miał dość. I nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał przez coś takiego przechodził. Z prośbą skierowaną do Glinianego Ucha po sprowadzenie Jeżowej Ścieżki stracił przytomność.
Wybudził się dopiero parę godzin później. Czuwał przy nim Gliniane Ucho, który co chwilę nerwowo zerkał w stronę partnera. Gdy zobaczył, jak ten otwiera oczy, szybko przybliżył się z zatroskana miną, po czym ostrożnie przejechał językiem za uchem kocura. Zając westchnął cicho, wtulając się w ciepłe niebieskie futro. Na ranach czuł opatrunki, które delikatnie złagodziły ból. Zachodzące słońce objęło leże, oświetlając je swoim blaskiem.
Czuł się okropnie. Miał wrażenie, że własne myśli rozrywają jego mózg i stąd okropny ból głowy. Tyle się wydarzyło. Tyle to zmieni. Tylko na ile? Przecież Klan wciąż był podzielony, nie dało się tego zlikwidować z dnia nadzień. Czyżby chwilowy szok spowodowany dzisiejszymi wydarzeniami miał być tylko ciszą przed kolejną burzą?
- Więc, co teraz?
- Będę musiał skontaktować się z Klanem Gwiazdy. Po życia. I nowe imię - westchnął.
- Przecież wiesz, że- Glina urwał, uciszony przez białego. Ściany mają uszy. Nie wiadomo, czy ktoś ich właśnie nie podsłuchuje. Posłał mu znaczące spojrzenie, na co niebieski pokiwał głową. Gliniane Ucho odchrząknął cicho. - Że… potrzebujesz do tego spokoju. Poza tym, ciężko będzie mi sie przyzwyczaić do twojego nowego imienia - wybrnął ostatecznie. Zając uśmiechnął się blado.
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć - mruknął Zając. Gliniane Ucho zaraz przygasł na moment, a jego uszy delikatnie opadły. Wiedział, że się martwił.
- Zajęcza Gwiazda brzmi… obco - westchnął po chwili, tracąc zwykle wesołą nutę w głosie. - Zając, nie musisz-
- Glina…
- Przecież znajdzie się ktoś kto cię zastąpi. Nie musisz tego robić. Nie chcę tego ciężaru na twoich barkach. Już wystarczająco poświęciłeś. Proszę-
- Nie mogę. Poza tym, już zdecydowałem. Nie martw się o mnie. Poradzę sobie. Naprawdę - zapewnił go, po czym polizał delikatnie po policzku. - Zawsze znajdę dla siebie czas. Poza tym, będę miał kogoś na kim mogę polegać do pomocy. Nie bój się.
Glina nie wyglądał na przekonanego. Odwrócił wzrok, nie odzywając się już. Nie chciał sprawić przykrości ukochanemu. Jednak nikt nie da rady na tym stanowisku. Musiał wszystko wziąć w swoje łapy, inaczej wrócą do starego porządku. To była właściwa decyzja.
Biały wbił pazury w ziemię, po czym dźwignął się na łapy.
- Gdzie idziesz? - miauknął mimo wszystko Glina, zaraz dopadając boku partnera by móg się na nim oprzeć.
- Jeszcze jedno mam do zrobienia. Wiesz co - odpowiedział krótko, na co Glina odpowiedział cichym “no tak”. Oboje wiedzieli, że decyzja kto zostanie nowym zastępcą była słuszna, jednak z drugiej strony nie wiedzieli jak przyjmie to klan. Czy zaakcpetują tą decyzję?
- Klanie Burzy, zbierzcie się! - zawołał Zajęczy Nos, znów przybierając dumną, silną postawę. Nie mógł sobie pozwolić na okazywanie słabości przy aktualnej sytuacji. Zaraz członkowie zwrócili ku niemu swoje pyski, nastawiając uszu. - Przepraszam, że musieliście czekać. Dobór nowego zastępcy jest niezwykle ważny, dlatego musiałem przemyśleć tą decyzję. Jednak jestem pewny, że kot którego wybiorę całkowicie nadaje się do tej roli. Kotka ta zachowuje powagę, gdy jest wymagana. Chciała zmiany i była gotowa się poświęcić dla wyższego celu. Wykazała się niezłomnością i siłą, a z każdą bezsensowną karą którą znosiła tylko udowadniała to wszystko. Za każdym razem wstawała i nie poddawała się. Wierzę, że nadaje się na to stanowisko idealnie - wygłosił spokojnie z łagodnym wyrazem pyska. Jego zielone oczy błysnęły delikatnie, gdy spojrzał na kotkę o której mówił. - Nowym zastępcą Klanu Burzy zostanie Kamienna Agonia. Ja za to zgodnie z wolą Klanu Gwiazdy jutro o świcie pójdę odebrać życia i nowe imię. To wszystko. Możecie się rozejść.
- Każdy bunt przeciwko mnie będzie się tak kończył - ogłosiła, mierząc spojrzeniem swój Klan. - Zajęczy Nos kłamał, by się wybielić. Uroił sobie, że jego działania są wolą Klanu Gwiazdy - fuknęła zdegustowana, kątem oka spoglądając na zwłoki. Skąd to zdradzieckie ścierwo wiedziało, że straciła życia? Splunęła na jego ciało, po czym podniosła wzrok. - Macie ostatnią szansę, rebelianci. Albo się teraz przyznacie, albo was znajdę. Znajdę i powybijam co do ostatniego zdrajcy. Tak jak chcieliście, daję wam wybór - powiedziała. Niech tylko się przyznają. Miała dość tych podchodów. Skłamała, by nie musieć się z tym dłużej użerać. I tak zabije ich wszystkich. Nie ważne, czy się przyznają czy nie. Spojrzała na Gliniane Ucho - partnera martwego już Zająca. Pewnie i on był w to zamieszany. Obrzydliwe. Że też pozwoliła, żeby jej klanowi zagroziło takie splugawienie. Pysk niebieskiego jednak nie zdradzał emocji, jakich się spodziewała. Wyglądał, jakby czegoś wyczekiwał. Rozejrzała się porządnie. Pare jeszcze takich było. Co planowali? Ich lider padł, przegrali.
Otworzywszy zielone ślepia znalazł się się na misternie utkanej polanie nad którą wisiało nocne, acz jasne jednak nie od Srebrnej Ścieżki niebo. Środek zdobiło zamarznięte jezioro pod którym uwięzione były gwiazdy. Soczyście zielona trawa poruszała się pod wpływem wiatru, którego sam kocur nie odczuwał. Nic właściwie nie odczuwał. Ból sprzed chwili rozmył się w jego pamięci, pozostawiając po sobie jedynie skromne wspomnienie. Wziął jeden wdech i uniósł łapę do gardła. Końcówki nerwów nawet nie zarejestrowały dotyku. Oswoiwszy się z dziwną sensacją odetchnął z ulgą, by zaraz przybrać poważniejszy wyraz pyska.
- Uroczo - mruknął beznamiętnie Zajęczy Nos, rozglądając się wokoło. Był otoczony powykręcanymi pniami drzew, a na jednym z nich dostrzegł kocią sylwetkę, w którą ostatecznie wbił spojrzenie. Gdy przymknął powieki by mrugnąć, na uderzenie serca przed jego oczami ukazała się spustoszona dolina oblana smołą i ciemną mgłą. Gdy na nowo otworzył oczy, po wizji nie było śladu. Kocur w oddali posłał mu niewielki, zadowolony z siebie uśmieszek.
- Prawda? - uśmiechnął się leżący na gałęzi. - Sporo mi zajęło, żeby to wszystko przygotować. Nawet nie wiesz ile pracy musiałem w to cudeńko włożyć. Widzisz, jednak umiem dotrzymać obietnicy. W końcu mieliśmy umowę, prawda?
- Dosy-
- A to wszystko dla ciebie! - wyciągnął łapę, pokazując białemu naokoło. - Żebyś mógł chociaż na chwilę poczuć się jak prawdziwy wspaniały lider. Nie zasługuję na żadną pochwałę?
- Przestań gadać. Czekają na mnie - udało mu się nareszcie przerwać nawijanie kocura. Naprawdę nie miał czasu. Co jeśli Piaskowa Gwiazda zaraz spróbuje dorwać Wilczą Zamieć? Gliniane Ucho? Nie mógł ich na tyle zostawić. Nie w takiej sytuacji. Mówiący jeszcze chwilę temu kocur zeskoczył z gałęzi z niezadowolonym wyrazem na mordce.
- Nie trzeba być niemiłym, wiesz? - burknął, machnąwszy delikatnie ogonem. Zbliżył się i nosem dotknął białego czoła. - Idź więc i rób swoją wielką zmianę. Nie zapomnij tylko co ty mi obiecałeś, Zajęczy Nosie.
Biały wziął głębszy wdech, a zamknąwszy oczy poczuł znajomy, metaliczny posmak w pysku. Z dziury w gardle zaczęły kiełkować czarne ciernie o ostrych kłach. Oplotły poszarpane brzegi śmiertelnej rany, zszywając ją. Zaraz wyciekła z niej ciemna, gęsta maź, otulając i gojąc pozostałość po walce. Oddech sam wdarł mu się w nieruchomą wcześniej pierś, a serce znów zaczęło pompować krew w jego żyłach. Gwałtownie otworzył oczy, które błysnęły żywym blaskiem. Znów czuł, mógł poruszyć mięśniami. Wypluł zastygłą w uleczonym gardle szkarłatną ciecz, co zwróciło uwagę stojącej nad nim kotki. Piaskowa Gwiazda widząc jego spojrzenie momentalnie od niego odskoczyła niczym oparzona.
- Niemożliwe - powiedziała, z trwogą wpatrując się w białego kocura. Gdy zobaczył w jej szeroko otwartych ślepiach własną sylwetkę, na jego pysk wpłynął delikatny uśmiech. - B-byłeś martwy…
Zajęczy Nos podniósł się z krwistej kałuży, biorąc głębszy wdech. Zauważył zszokowane spojrzenia klanu. Niektórzy zastygli w przerażeniu, inni cofali się bądź przylegali do futer bliskich. Wiedział już, że nie potrzebował dawać reszcie żadnego znaku. Poplecznicy Piaskowej Gwiazdy i tak nie mogli nic już zrobić. Nie chciał też ryzykować życiem kolejnych rebeliantów. To koniec.
Doszło do niego, jak teraz będzie postrzegany przez to wszystko. Wybraniec? Święty? A może potwór? To przepracuje jednak później. Teraz należało skrócić żywot tyranki która nazywała się ich liderką. Wyskoczył ku niej, wysuwając ostre pazury. Poczuł nowoprzybyłą siłę, gdy starucha w przerażeniu nawet nie mogła się porządnie ruszyć. Nie mogła uciekać, bronić się. Niech wie, jak czuły się jej ofiary. Widok ten napawał go przyjemnością i pomimo wielu ran które nie zagoiły się tak jak te poważniejsze, wciąż mógł walczyć. Na pewno lepiej niż stara, zmarnowana i przerażona liderka. Zamachnął się i uderzył, trafiając prosto w jej pysk. Rana przecięła jej policzek i oko, na co kremowa zaraz zakwiczała wściekle. W ostatnich próbach obrony zamachała łapami, próbując zahaczyć pazurami o ciało białego. Było już jednak za późno. Zajęczy Nos wgryzł się w gardło liderki i zacisnął mocno szczęki. Piasek wrzasnęła, ostatnimi siłami wierzgając. Sierść kocura zabarwiła się jeszcze mocniejszym krwawym odcieniem, gdy zakończył życie tyranki, rozrywając jej szyję. Tym razem to on zasmakował czyjejś krwi podczas walki. Ostatnie, pośmiertne spazmy przeszły przez jej kremowe cielsko. Wypuścił ją, gdy upewnił się, że już nie wstanie. Oddychał ciężko, ledwo trzymając się na drżących łapach. Pył który unieśli podczas krótkiej jednak intensywnej walki opadł, odsłaniając reszcie klanu zastygłą we wściekłym wrzasku przerażenia twarz Piaskowej Gwiazdy. Otworzył pysk, jednak nim zdążył coś powiedzieć, z tłumu ku niebu wyleciało parę okrzyków. Radość mieszała się z ulgą wśród nierudych. Rebelia ożywiła się, podbiegła do truchła i stojącego nad nim Zajęczego Nosa by wciąż z niedowierzaniem przyjrzeć się martwej i co ważniejsze, samemu białemu wojownikowi.
- Mówiłem, że mam plan - powiedział cicho z szczerym uśmiechem, rzucając pewne spojrzenie Kamiennej Agonii. Zaraz poczuł na sobie ciężar, który niemalże zwalił go z nóg.
- Nigdy więcej mi nie umieraj - Gliniane Ucho rzucił mu się na szyję zapłakany. - Tak bardzo mnie przestraszyłeś. Tyle to trwało.
Zdziwiony Zając zamrugał parę razy, by zaraz objąć partnera i wtulić nos i zeszklone z emocji oczy w jego futro. Gdzieś za nim dojrzał Wilczą Zamieć, która zapłakana i wciąż przerażona wpatrywała się w niego z niewyjaśnioną dla niego emocją.
- Przepraszam - wykrztusił drżącym głosem, zarówno do Gliny jak i Wilczej. Otarł łzy z ślip i po chwili odsunął się od niebieskiego. Podszedł do siostry i objął jej drobne ciało, kładąc swoją głowę na jej barkach. Uspokoił swój oddech i zamknął na chwilę oczy, odpoczywając w jej sierści. Czuł, jak drży, a niedługo jej łzy zmoczyły jego futro. Naprawdę nie chciał jej narażać na taki widok, jednak nie mieli innej opcji. To wszystko zrobił dla niej. Teraz mogła być szczęśliwa. Mogła czuć się bezpiecznie. Piaskowa Gwiazda już nigdy nie zrobi jej krzywdy. Nikt tego nie zrobi. Nie póki on będzie na straży.
Był potwornie zmęczony, jednak to jeszcze nie koniec. Z pomocą bliższych mu kotów wskoczył na głaz, z którego dotąd przemawiała Piasek i wyprostował się.
- Śmierć Piaskowej Gwiazdy była wolą Klanu Gwiazdy. Wielcy przodkowie zwrócili mi życie, bym skrócił jej rządy i przejął władzę, by ocalić Klan Burzy - oznajmił głośno. - Od tego dnia podział na kolor futra nie istnieje. Każdy będzie traktowany równo i sprawiedliwie. Kodeks wojownika znów będzie przestrzegany i będzie dotyczył każdego z naszych wojowników. Koniec z egzekucjami. Koniec z niszczeniem naszego domu - zakończył, oczekując na reakcję tłumu. Widział płaczącą ze szczęścia Kozi Skok, Jelenie Kopytko z radością obejmujący partnerkę i syna, Blady Zmierzch i paru innych rebeliantów skandujących radośnie jego imię. Bycza Szarża padł ku ziemi i zaczął wznosić modły ku Gwiazdemu Klanowi. CHociaż nie słyszał jego słów, mógłby przysiąść, że kocur prosi o wybaczenie jego grzechów. Zając nie miał zamiaru go wypędzać. Znał motywacje kocura za podążaniem za Piaskową Gwiazdą. Bycza Szarża był honorowym wojownikiem, trzymającym się kodeksu, według którego słowo lidera było prawem.
Parę rudych pysków szybko zaakceptowała nowe porządki, niektórzy nawet z ulgą, że w końcu klan znów stanie się jednością. Mimo wszystko wciąż spora część Klanu patrzyła na niego z ukosa, nie dowierzając że ich wspaniała liderka odeszła. Rozżarzony Płomień pożerał go wściekłym spojrzeniem, widział, że chciał się na niego rzucić i rozszarpać na miejscu. Szczypiorkowa Łodyga jednak zastąpiła mu drogę i przybliżyła pysk do ucha. Słowe które wyszeptała Żarowi zostaną dla Zająca tajemnicą, jednak zaraz kotka z nienawiścią i obrzydzeniem wlepiła w niego swój wzrok. Żaden z nich nie mógł jednak zrobić. Być może wierzyli, że ich dosięgnie gniew klanu gwiazdy jeśli teraz coś zrobią. Być może i oni będą próbowali w przyszłości utworzyć rebelię i Klan Burzy trafi w błędne koło. Nie, na to na pewno nie pozwoli.
Trzcinowa Sadzawka za to utkwiła swój pusty wzrok w ciele Piaskowej Gwiazdy. Nie ruszyła się od momentu, gdy Zając powstał z martwych. Jej zwykle obojętne spojrzenie roztrzaskało się, zostawiając zrozpaczoną, przerażoną starszą kocicę. Zając przekręcił łeb, by popatrzeć z góry w oczy Wiewiórczego Pazura. Nie pozwoli, by to co teraz dowiódł syn Piasek zaraz zmienił w zgliszcza. Rudy zauważywszy wlepione w niego spojrzenie Zajęczego Nosa zamarł. Jedyne co, to futro mu się podniosło.
- Nie możemy pozwolić, by rządy Piaskowej Gwiazdy wróciły. Jej syn, Wiewiórczy Pazur bez wątpienia by je kontynuował. Dlatego go wybrała. Nagle zmieniła Orlikowy Szept na niego, by zapewnić sobie kontynuację jej rządów nawet po śmierci. Wiewiórczy Pazurze, jako nowy lider Klanu Burzy każę ci dobrowolnie zrezygnować z pozycji zastępcy - zaczął, jednak pomruki zebranych mu przerwały.
- Nie chcemy kolejnego tyrana w Klanie!
- Powinniśmy go wygnać, a nie pozwolić by idea Piasek nadal szerzyła się w klanie.
Coraz więcej tego typu głosów podniosła się z tłumu. Zając uciszył ich krótkim ruchem ogona.
- Wiewiórczy Pazurze, odejdź albo sami cię wypędzimy - nakazał. Liczył na taki obrót sytuacji. Nie potrzebował kocura który poszedłby w ślady za tyranką na tak ważnym miejscu w osłabionym klanie.
Wiewiór położył po sobie uszy. Otworzył pysk, jednak rozwścieczone spojrzenia nierudych i po części nawet rudych kotów wyganiały go. Rudzielec widział ich kły, wysunięte pazury i nastroszone futra. Nie mógł tu zostać. Chciał przejąć miejsce matki i kontynuować jej wizję, wspaniałego i silnego Klanu Burzy. Bardzo chciał. Uważał go za słuszny i godny poświęceń. Jednak z tego samego powodu nie mógł zostać już w klanie. Chcieli jego śmierci. Knuli by przeciw niemu, spiskowali i ostatecznie zabili jak jego ukochaną matkę. Jego jedynym wyborem było odejście. Co za upokorzenie. On, przykładny przedstawiciel lepszej rasy, idealnie płomiennego futra zostaje wygnany przez niższy sort. I nie mógł nic z tym zrobić! Jednak sam nie zamierza opuszczać tego miejsca którym zawładnął obrzydliwy, jeszcze na dodatek biały uzurpator. Nie pójdzie na dno sam. W akcie zawiści, że to jego się przyczepili, a nie jego wspaniałego, ukochanego braciszka zwrócił się do kremowego.
- Drżąca Ścieżko, bracie - zamiauczał, kładąc po sobie uszy. - Dokończ dzieło naszej matki. Możesz się tego wypierać, próbować uciec, ale w głębi duszy dobrze wiesz, że mamy tą samą krew. Jesteśmy jej tego winni. Prędzej czy później to zrozumiesz i zaprowadzisz jej porządek - ostrożnie dobierał słowa. Nie zależało mu tyle co na przekonaniu Dreszcza, a raczej doczepienie się go przez resztę rebeliantów. I udało się. Głosy podobne co przed chwilą znów zaczęły się rozchodzić, tym razem kierowane w Drżącą Ścieżkę.
Zajęczemu Nosowi było to na łapę. Nie miał nic przeciwko Drżącej Ścieżce, nie stanowił dla nich zagrożenia. Nawet lubił kremowego kocura. Mimo wszystko jednak wolał, by jego niedoszła ofiara nie była w tym samym Klanie co on. Wciąż gdy go mijał miał wrażenie że widzi ducha. Drżący miał wtedy zginąć, a jego obecność tylko przypomina mu o błędzie.
- Odejdźcie więc oboje. Taka jest wola Klanu Burzy - ogłosił, a widząc, jak dwójka nadal nie opuszcza obozu, westchnął cicho.
- A-ale ja n-nie z-zrobiłem nic złego! - Drżący próbował się bronić.
- Każdy tak mówi.
- Jest synem Piasek, to kwestia czasu.
- Nie chcemy tu jej krwi!
Kremowy skulił się, przestraszony wbił niebieskie ślepia w białego. Zając przybrał pozycję do ataku, a jego wysuwane pazury zabłysły w świetle wschodzącego słońca. Blefował. Był wyczerpany po walce, rany go piekły, a mięśnie drżały niewidocznie dla nich. Jednak w tym momencie w oczach Klanu jego wysunięte pazury oznaczały gniew Klanu Gwiazdy. Wiewiór pochylił łeb i odwrócił się na pięcie. W drodze zabrał ze sobą Drżącą Ścieżkę i oboje odeszli. Jeszcze tylko jeden kot zmierzał ku wyjściu. Trzcinowa Sadzawka ciężkim krokiem i zwieszoną głową maszerowała ku wyjściu. Bez słowa, bez łez. Jej pysk zastygł w szoku oraz żalu. W ciszy opuściła serce Klanu Burzy, poganiana jedynie przez wiatr.
Największe zagrożenia dla nowej władzy odeszły, jednak to nie był koniec jego przemowy. Coś jeszcze trzeba było zrobić cielskiem kremowej.
- A teraz, Muszy Lot zasługuje na poprawny pochówek. Zrobię to po tym zebraniu. A co do Piaskowej Gwiazdy - chciał zostawić ją wronom na pożarcie. Niech jej czeszkę rozdziobią kruki, oczy wydłubią głodne gawrony. Albo nabić jej łeb na pal i zostawić gdzieś w lesie. Tylko na to zasługiwała. Jednak gdyby tak postąpił, ile by się różnił od kremowej staruchy? - Zakopcie ją w lesie. Z dala od obozu. W naszym Klanie zwłoki naszych członków, nie ważne jak bardzo znienawidzonych, nie będą już bezczeszczone. Po zachodzie słońca przedstawię wam nowego zastępcę. To koniec zgromadzenia. Możecie się rozejść.
Zajęczy Nos z pomocą Glinianego Ucha zeskoczył ze skały i zajął się pogrzebem Muszego Lotu. Chociaż tyle był winien czarnej kotce. Wykopał pal z ziemi i razem z Gliną zanieśli jej głowę na miejsce gdzie grzebani byli wojownicy. Pochowali łeb, by martwa nareszcie mogła zaznać spokoju po śmierci.
Gdy wrócili, truchła tyranki już nie było w obozie. Po ich walce został jedynie krwisty dywan, jednak tego już tylko deszcz mógłby się pozbyć.
Mijał ucieszonych nierudych wojowników. Słyszał zawzięte rozmowy o tym co się właśnie wydarzyło. Czuł na sobie spojrzenia tych, którzy wciąż nie mogli uwierzyć, że zwykły wojownik po śmierci ożył, niosąc słowo Klanu Gwiazdy. Nie miał zamiaru wyprowadzać ich z tego przekonania. Glina doprowadził go do legowiska lidera, w którym też już ktoś zrobił porządek, wymieniając mech i sprzątając jakiekolwiek pozostałości po Piasek. Nie pasowało mu zajmowanie tego leża, jednak nie miał już siły dalej iść i czegoś zmieniać. Gdy upewnili się, że nikt nie patrzy, Zając pozwolił sobie rozluźnić mięśnie. Upadł z cichym jękiem, oddychając ciężko. Jego ciało było przeciążone, a ból rozsadzał mu głowę i rany. Mroczki zatańczyły mu przed oczami. Naprawdę miał dość. I nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał przez coś takiego przechodził. Z prośbą skierowaną do Glinianego Ucha po sprowadzenie Jeżowej Ścieżki stracił przytomność.
Wybudził się dopiero parę godzin później. Czuwał przy nim Gliniane Ucho, który co chwilę nerwowo zerkał w stronę partnera. Gdy zobaczył, jak ten otwiera oczy, szybko przybliżył się z zatroskana miną, po czym ostrożnie przejechał językiem za uchem kocura. Zając westchnął cicho, wtulając się w ciepłe niebieskie futro. Na ranach czuł opatrunki, które delikatnie złagodziły ból. Zachodzące słońce objęło leże, oświetlając je swoim blaskiem.
Czuł się okropnie. Miał wrażenie, że własne myśli rozrywają jego mózg i stąd okropny ból głowy. Tyle się wydarzyło. Tyle to zmieni. Tylko na ile? Przecież Klan wciąż był podzielony, nie dało się tego zlikwidować z dnia nadzień. Czyżby chwilowy szok spowodowany dzisiejszymi wydarzeniami miał być tylko ciszą przed kolejną burzą?
- Więc, co teraz?
- Będę musiał skontaktować się z Klanem Gwiazdy. Po życia. I nowe imię - westchnął.
- Przecież wiesz, że- Glina urwał, uciszony przez białego. Ściany mają uszy. Nie wiadomo, czy ktoś ich właśnie nie podsłuchuje. Posłał mu znaczące spojrzenie, na co niebieski pokiwał głową. Gliniane Ucho odchrząknął cicho. - Że… potrzebujesz do tego spokoju. Poza tym, ciężko będzie mi sie przyzwyczaić do twojego nowego imienia - wybrnął ostatecznie. Zając uśmiechnął się blado.
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć - mruknął Zając. Gliniane Ucho zaraz przygasł na moment, a jego uszy delikatnie opadły. Wiedział, że się martwił.
- Zajęcza Gwiazda brzmi… obco - westchnął po chwili, tracąc zwykle wesołą nutę w głosie. - Zając, nie musisz-
- Glina…
- Przecież znajdzie się ktoś kto cię zastąpi. Nie musisz tego robić. Nie chcę tego ciężaru na twoich barkach. Już wystarczająco poświęciłeś. Proszę-
- Nie mogę. Poza tym, już zdecydowałem. Nie martw się o mnie. Poradzę sobie. Naprawdę - zapewnił go, po czym polizał delikatnie po policzku. - Zawsze znajdę dla siebie czas. Poza tym, będę miał kogoś na kim mogę polegać do pomocy. Nie bój się.
Glina nie wyglądał na przekonanego. Odwrócił wzrok, nie odzywając się już. Nie chciał sprawić przykrości ukochanemu. Jednak nikt nie da rady na tym stanowisku. Musiał wszystko wziąć w swoje łapy, inaczej wrócą do starego porządku. To była właściwa decyzja.
Biały wbił pazury w ziemię, po czym dźwignął się na łapy.
- Gdzie idziesz? - miauknął mimo wszystko Glina, zaraz dopadając boku partnera by móg się na nim oprzeć.
- Jeszcze jedno mam do zrobienia. Wiesz co - odpowiedział krótko, na co Glina odpowiedział cichym “no tak”. Oboje wiedzieli, że decyzja kto zostanie nowym zastępcą była słuszna, jednak z drugiej strony nie wiedzieli jak przyjmie to klan. Czy zaakcpetują tą decyzję?
- Klanie Burzy, zbierzcie się! - zawołał Zajęczy Nos, znów przybierając dumną, silną postawę. Nie mógł sobie pozwolić na okazywanie słabości przy aktualnej sytuacji. Zaraz członkowie zwrócili ku niemu swoje pyski, nastawiając uszu. - Przepraszam, że musieliście czekać. Dobór nowego zastępcy jest niezwykle ważny, dlatego musiałem przemyśleć tą decyzję. Jednak jestem pewny, że kot którego wybiorę całkowicie nadaje się do tej roli. Kotka ta zachowuje powagę, gdy jest wymagana. Chciała zmiany i była gotowa się poświęcić dla wyższego celu. Wykazała się niezłomnością i siłą, a z każdą bezsensowną karą którą znosiła tylko udowadniała to wszystko. Za każdym razem wstawała i nie poddawała się. Wierzę, że nadaje się na to stanowisko idealnie - wygłosił spokojnie z łagodnym wyrazem pyska. Jego zielone oczy błysnęły delikatnie, gdy spojrzał na kotkę o której mówił. - Nowym zastępcą Klanu Burzy zostanie Kamienna Agonia. Ja za to zgodnie z wolą Klanu Gwiazdy jutro o świcie pójdę odebrać życia i nowe imię. To wszystko. Możecie się rozejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz