- Klan Gwiazdy... ten na srebrnej skórze, tak? - spojarzałem pytająco na mamę, a ta zmrużyła z rozbawieniem oczy i skinęła lekko głową. Spuściłem wzrok i mruknąłem. - To jakiś stek bzdur, koty nie mogą chodzić po niebie!
Mama zaśmiała się, a potem potarmosiła moje ucho. Postanowiła, że mnie poedukuje na temat Klanu Gwiazdy. Położyłem się przy niej, a potem zaczęła wyjaśniać mi, że koty z tego klanu nie mają już ziemskiego życia i są wyjątkowe, bo czuwają nad naszymi klanami.
- Czyli umarli? - zapytałem.
- Tak - natychmiast posmutniałem. Wtuliłem się mocniej w mamę i zadałem kolejne pytanie.
- Ale ty tam nie pójdziesz, prawda?
- Ja... Cierniu, posłuchaj. Wszystkie koty kiedyś odejdą do Klanu Gwiazdy, ale to nie jest takie smutne. Przecież i ty tam będziesz, więc kiedyś wszyscy spotkamy się na srebrnej skórze. - otarła się o mój pyszszczek swoim. - Ale w między czasie zostaniesz prawdziwym wojownikiem!
Wtedy Wierzba skoczyła na mnie i zaczęła gryźć moje uszy.
- Ty mała natrętna kupo futra! Złaź ze mnie natychmiast! - szybko przewróciłem się na bok i zrzuciłem rozszalałą siostrzyczkę z grzbietu.
<Wierzba?>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
30 listopada 2017
29 listopada 2017
Od Ostrego Kła CD Kruczej Gwiazdy
Ostry Kieł zacisnął zęby. Teraz on sam miał ochotę choćby siłą powstrzymać Kruczą Gwiazdę przed popełnieniem głupoty godnej kota o mysim sercu.
- Wciąż uważam, że postępujesz źle - powiedział ze skrzącą się ostatnią, małą już iskierką nadziei. - To może nie tylko osłabić Klan Klifu, ale również i zgubić.
- Nie, Ostry Kle. Podjąłem decyzję i nic jej już nie zmieni - odparł Krucza Gwiazda.
Młodszy kocur odwrócił wzrok. Nie mógł już patrzeć na swojego ojca, który zawiódł go doszczętnie. Niegdyś autorytet, wzór do naśladowania, teraz przykład tchórza zostawiającego swój własny klan i dumę lidera w imię wygód i lenistwa jakie niesie życie pieszczocha.
Zacisnął łapy na zimnej powierzchni ziemi. Nie był w stanie zrozumieć postępowania swego ojca ani trochę. Czy naprawdę nie zależy mu już na klanie? Na swoim domu, swojej rodzinie? Na nim?
Krucza Gwiazda patrzył jednak na niego uważnie, a Ostry Kieł czuł, że ten, poprzez maskę, która teraz opadła, wyczuwa burzące się w nim emocje jak gdyby były wprost wypowiedzianymi słowami. Czując to, Ostry Kieł postanowił pierwszy przerwać wiszące w powietrzu milczenie.
- Kiedy chcesz odejść? - zapytał, stracił już bowiem resztki nadziei na zmianę jego decyzji.
- Teraz. Im szybciej, tym lepiej.
Wojownik ze smutkiem westchnął cicho.
- Nie lepiej wyruszyć jutro, wraz ze wschodem słońca? - zapytał, na co Krucza Gwiazda pokiwał przecząco głową.
- Nie ma jeszcze nawet szczytowania, słońce nie wstało wcale tak dawno temu, a dzień jest długi, więc jeszcze przed zachodem będziemy w siedlisku dwunożnych.
- Ale aby tam dojść musimy przejść przez tereny Klanu Nocy. Chyba, że nadłożymy trochę drogi i przejdziemy przez Klan Burzy.
Krucza Gwiazda machnął swym puchatym, czarnym ogonem w wyrazie niezgody.
- Nie ma tutaj żadnej różnicy - powiedział - Klan Burzy nie potraktowałby nas cieplej niż Klan Nocy. Nie ma więc sensu nadkładać drogi tylko po to, by narazić się na równe niebezpieczeństwo.
- Klan Nocy ma jednak więcej powodów do zemsty - zauważył chłodno Ostry Kieł. - Jakby cię pojmali i wzięli na zakładnika byłby to najgorszy koszmar Klanu Klifu.
Krucza Gwiazda jednak zamiast przyznać mu rację uśmiechnął się słabo i obrzucił go spojrzeniem swych starczych, złotych oczu, w których jednak tkwiło coś ledwo dostrzegalnego, co tylko Ostry Kieł był w stanie rozpoznać. Czyżby ta troska syna tak go wzruszyła?
- Tak się nie stanie - odpowiedział mu z nagłą, silną jak za dawnych czasów, pewnością siebie. - Bardziej obawiałbym się o ciebie, będziesz w końcu musiał przejść tamtędy też i w drodze powrotnej. Jesteś pewny, że chcesz iść? Nie musisz się tak narażać.
- Mylisz się, muszę.
Ostry Kieł nie spuszczał teraz z niego spojrzenia, jakby samym wzrokiem rzucając mu wyzwanie, ale również i dając świadectwo, że jest pewny swych słów i nie ma zamiaru ich odwołać. Chciał towarzyszyć ojcu nie tylko ze względu na eskortę, czy chęć spędzania z nim tych kilka chwil dłużej, ale również i dlatego, by wiedzieć, gdzie w razie czego by go znalazł. Czy to szukając rady, czy to będąc zmuszony do działania wbrew woli swego ojca, dla dobra klanu, czy też własnej potrzeby. Pragnął on też niejakiego poczucia kontroli, choć wiedział również, że Krucza Gwiazda wcale nie musi zostać tam, gdzie się rozstaną, może też wcale nie chcieć, by syn go znalazł. On za to, nie przez swoją mądrość, czy doświadczenie, które przez jego młody wiek były ograniczone, ale dzięki swej wyobraźni i umiejętności dedukcji był w stanie wywnioskować, że jeśli Krucza Gwiazda, już na swoim własnym, nowym terenie, nie będzie chciał, by ten go odnalazł, Ostry Kieł najpewniej go nie odnajdzie. Chyba, że będzie sprytniejszy.
Odłożył jednak swe rozmyślania i planowania na bok, nie było bowiem sensu rozmyślać zbyt wiele zawczasu o tym, co być może nigdy nie będzie miało miejsca. Krucza Gwiazda za to, który już wstał, zerknął na niego, kiwnął łbem na znak, by ten poszedł za nim i rzekł:
- W takim razie ostatni raz spełnię mój obowiązek i ruszamy.
Po tych słowach wyszedł z legowiska, a Ostry Kieł podążył za nim. Wtedy czarny kocur wskoczył na swoje miejsce przemówień i zwołał klan. Wojownik z początku się zdziwił pierwszą myślą która mu przyszła do głowy. Czyżby Krucza Gwiazda jednak zmienił zdanie i postanowił przyznać się przed klanem do swoich postanowień? Ta myśl jednak od razu wydała mu się śmieszną, odrzucił ją więc i zastąpił inną, w przeciwieństwie do poprzedniej bardzo realną. Gdy lider kazał Słonecznej Łapie, bratu Ostrego Kła podejść, ten upewnił się w swych przypuszczeniach. Mimo woli, ogólnego przygnębienia i przytłoczenia nagłą decyzją ojca i ogromną zmianą, którą niosła, uśmiechnął się lekko. Nie zdołał jednak utrzymać tego uśmiechu i dumy z brata na dłużej niż kilka uderzeń serca, przytłoczony świadomością, że po raz ostatni widzi swojego ojca w tym właśnie miejscu. Od razu też wyobraził sobie zazdrosny wzrok Strzyżykowej Łapy, którego teraz nie było w obozie, a który z pewnością, gdy dowie się o tym, że i jego drugi brat został przed nim wojownikiem tylko pozornie będzie mu gratulował.
W końcu, gdy zgromadzone koty zaczęły wykrzykiwać nowe, jakże dumne imię jego brata - Słoneczny Blask, Ostry Kieł powiedział cicho:
- Gratulacje.
Nie wiedział, czy kocur go usłyszał, czy nie, nie przejął się tym jednak, tylko nie spuszczał wzroku ze schodzącego z miejsca przemówień Kruczej Gwiazdy.
<Kruczy?>
Zakończ tak, żebym mogła opisać powrót.
Zakończ tak, żebym mogła opisać powrót.
Liliowa Łodyga urodziła!
Liliowa Łodyga urodziła dwa (jednego) silne kocurki i dwie piękne koteczki!
Prosimy o poprawę formularza Orzełka
Jaskółka
Popiół
Lipa
Od Biegnącej Łapy C.D Szepczącego Wiatru
Biegnąca Łapa spojrzała w oczy swej starszej siostry. Nie pamiętała z tego zbyt wiele. Może dlatego, że mamusia i tatuś nic nie wspominali o patrolach, a jeśli nawet, to chyba nie słuchała, albo spała. Jakoś trudno było jej przyznać, że nie wie...
~~*~~*~~
Pointka stanęła przed legowiskiem wojowników. Odwróciła się jeszcze na chwilę, by spojrzeć na Borsuczego Gońca, jej ukochanego tatusia oraz jego uczennicę Różaną Łapę, która także jest siostrą Biegnącej Łapy. Czekoladowa kotka chyba zauważyła, że nasza koteczka ich obserwuje. Posłała siostrze lekki uśmiech.
Akurat wtedy wyszła Szepczący Wiatr, rozciągając się po śnie.
- D-dzień dobry, Szepczący Wietrze! - przywitała się, jako pierwsza Biegnąca Łapa
- Witaj, Biegnąca Łapo - mentorka wysłała koteczce szczery uśmiech.
- Jeśli mogę spytać... - zaczęła uczennica - Czego dziś mnie nauczysz?
Mentorka wysłała Biegnącej Łapie lekki uśmieszek, jednocześnie zastanawiając się krótką chwilę. Potem odrzekła:
- Dziś, Biegnąca Łapo, pokażę ci tereny Klanu Wilka.
Biegnąca Łapa uśmiechnęła się szeroko. Na te słowa od Szepczącego Wiatru czekała. Zawsze chciała zobaczyć, jak wygląda terytorium jej klanu. Do teraz, wiedziała tylko, że jest duże i zalesione.
Mentorka ruszyła ku wyjściu, powolnym, lecz pewnym krokiem. Pointka truchtem ruszyła za Szepczący Wiatrem, za chwilę idąc obok niej. Wolała jednak nie wyprzedzać starszej siostry, jak na razie.
Szepczący Wietrze? Wiem, taki ze mnie dziad, przepraszam ;-; (Możesz zrobić duży time skip, lecz ja chcę opisać naukę walki lub polowań :3 )
- Jeśli mogę spytać... - zaczęła uczennica - Czego dziś mnie nauczysz?
Mentorka wysłała Biegnącej Łapie lekki uśmieszek, jednocześnie zastanawiając się krótką chwilę. Potem odrzekła:
- Dziś, Biegnąca Łapo, pokażę ci tereny Klanu Wilka.
Biegnąca Łapa uśmiechnęła się szeroko. Na te słowa od Szepczącego Wiatru czekała. Zawsze chciała zobaczyć, jak wygląda terytorium jej klanu. Do teraz, wiedziała tylko, że jest duże i zalesione.
Mentorka ruszyła ku wyjściu, powolnym, lecz pewnym krokiem. Pointka truchtem ruszyła za Szepczący Wiatrem, za chwilę idąc obok niej. Wolała jednak nie wyprzedzać starszej siostry, jak na razie.
Szepczący Wietrze? Wiem, taki ze mnie dziad, przepraszam ;-; (Możesz zrobić duży time skip, lecz ja chcę opisać naukę walki lub polowań :3 )
28 listopada 2017
Od Rdzawej Łapy C.D Szepczącego Wiatru
Uczennica Klanu Burzy była wdzięczna ojcu, iż wypuścili te niewinne koty. Gdy już chciała zawracać do legowiska, aby w końcu wyspać się na trening, usłyszała czyjś ostry szept przy swoim uchu. Zamrugała kilkakrotnie żółtymi ślepiami.
- Psst! Rdzawa Łapo!... - syknął ktoś tuż za nią, natomiast gdy odwróciła niewielki łebek, dostrzegła Szepczący Wiatr - Chodź!...
Błękitnooka kocica trzepnęła końcówką ogona o swoje tylnie łapy, po czym rozejrzała się. W jej oczach widniało niezdecydowanie i impulsywność, a gdy ponownie zwróciła pyszczek ku niej, źrenice zmniejszyły się.
- No dalej! Na co czekasz? - ofuknęła ją, starając się uśmiechnąć - Wracamy do domu, Rdzawa Łapo.
Szylkretowa koteczka spojrzała w jej niebieskie oczy, a jej łapy poczęły drgać. Stanęła przed jednym z ważniejszych wybór w jej życiu.
Klan Wilka czy Klan Burzy?
Przy tym pierwszym trzymały ją więzy krwi, aczkolwiek nic z niego nie pamiętała. Sceny z dzieciństwa były za kurtyną mgły, której nie mogła unieść. Nawet, jeśli wierzyła kotom, nie potrafiła ot tak odejść od wojowników, którzy ją wychowali.
Natomiast w Klanie Burzy czuła, że naprawdę jest wolna. Wiatr świstał jej w uszach, czochrał jej krótką sierść, a nos łowił każdy zapach. Mogła tutaj biec, i biec, i biec... Nigdy się nie zatrzymać, ale wiedziała, iż tutaj zawsze ktoś będzie na nią czekał.
A jak przyjmą ją w Klanie Wilka? Wrogie spojrzenia, syczenie? Czy jednak mruczenie, przytulanie się do obcych kotów do których nic nie czuje?
Wracając do rzeczywistości, położyła uszy po sobie, po czym cofnęła się o kilka kroków. Cała drżała na szczuplutkim ciałku, a jej wzrok ciągle uciekał w boki, unikając spojrzenia siostry. Siostra. Jak to dziwnie brzmi.
Była jedynaczką, wychowywała się ze siostrzenicami Lamparciej Gwiazdy, ale niezbyt je lubiła. W kociarni jej dokuczały, a gdy były terminatorkami próbowały się z nią na siłę zaprzyjaźnić. Przegryzła dolną wargę. A co by było, gdyby wychowywała się tam, w tym leśnym klanie?
Wilczaków wyobrażała sobie jako koty wysokie, dobrze umięśnione i cholernie zwinnie. W końcu muszą jakoś żyć w lesie, gdzie co chwila można zahaczyć o gałęzie! Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Szepczący Wietrze... - wyszeptała pobladłymi wargami, natomiast jej głosik w każdej chwili mógł się zapaść - Ja... nie wiem czy chcę wrócić.
Wojowniczka stanęła w miejscu, a jej oczy pokryły się czymś w rodzaju mgły. Miała tępe spojrzenie, jakby nie docierały do niej słowa, które przed chwilą wypowiedziała szylkretowa uczennica.
- To znaczy? - powiedziała, kiwając powolnie łbem - Nie mów mi, że chcesz siedzieć z tymi oszustami, kłamcami... Myślisz, że cię kochali? A skąd wiesz, że i tego też nie udawali?! Lamparcia Gwiazda to okrutnik, który nikogo nie kocha. Ma serce z lodu.
Rdzawej Łapie pojawiły się łzy w kącikach oczu. Wkrótce całe się zaszkliły, natomiast szylkretka już cała zaczęła się trząść.
- Przestań! - wrzasnęła, zalewając się gorzkimi łzami - Nie wiesz, jak to jest! Oni mnie wychowali, nie Klan Wilka, zrozum to! Proszę...
Ostatnie słowa wypowiedziała tak cichutko, iż zastanawiała się, czy nie dopowiedziała tego w swojej głowie. Szepczący Wiatr popatrzyła na nią z wyrzutem i zacisnęła mocno pyszczek.
- Nie potrafię - wyszeptała w końcu zduszonym tonem głosu - Może spróbuj ty to zrozumieć. Myślałam, że zginęłaś. Nie miałam nikogo, bo ty byłaś najlepszą siostrzyczką pod słońcem!... A tymczasem zabawiałaś się w Klanie Burzy, a ten... ten sadysta Lamparcia Gwiazda udawał twojego ojca. Borsuczy Goniec to twój ojciec! To on jest twoim ojcem!
Rdzawa Łapa kiwała szybko i przecząco łebkiem, cofając się ciągle do tyłu. Wybuchła wielkim szlochem, łzy zamazywały jej widok, więc szła po omacku. Następnie, nic nie mówiąc, pobiegła przed siebie.
Zostawiła za sobą przeszłość i ukochaną siostrzyczkę.
___________________________________________________________________________________
Życie jako samotniczka na pewno jej nie sprzyjało.
Kiedy miała jakikolwiek problem z pożywieniem, ranami czy też goniącymi ją psami czy kotami - uciekała do Dwunożnych. Ci przyzwyczaili się już do jej obecności, która czasem była dłuższa, czasami też krótsza. Niekiedy nie uśmiechało jej się wracać na tereny Klanów, ponieważ często przeganiały ją patrole.
Usiadła na płocie, łapiąc równowagę i wpatrując się w las. Ta ucieczka, łzy, czy chwilowy powrót do Klanu Burzy nie dały jej ukojenia. Wręcz przeciwnie - teraz czuła się, jakby była w środku pusta. Porzuciła życie wytrwałej kocicy, która poradziła sobie w każdej sytuacji na egzystencję koteczki, która niedługo zaliczy wizytę u Obcinacza. Była stuprocentowa pewna, iż za księżyc, ba!, nawet mniej, dostanie obróżkę z tym hałaśliwym, metalowym czymś. Wzdrygnęła się.
Serce w jej klatce piersiowej załomotało mocniej, gdy dostrzegła czyjąś końcówkę ogona. Coś siedziało w zaroślach, delikatnie je poruszając. Źrenice byłej uczennicy zwężały się i rozszerzały na przemian. Spotkanie z klanowym kotem przyprawiało ją o zawroty głowy, jednakże poczuła również zastrzyk adrenaliny.
Nie lubiła życie kota domowego - dostawała nieświeże jedzenie, które nawet nie przypominało soczystej myszki. Ale jednak Dwunodzy mieli świetnego medyka, u którego była biel i zapach chemikaliów. Po tej wizycie zawsze świdrowało ją w nosie, aczkolwiek nie odczuwała bólu ran. Bywał lepszy, niż Kwiecisty Wiatr czy też Gradowa Mordka!
Zza krzaków jednak nie wyszła żadna wojowniczka, tylko gruba kocica, która mieszkała niedaleko z jakimś łysym kotem w sweterku. Parsknęła niezadowolona, gdy tłusta pieszczoszka spróbowała podbiec kawałek, jednak zaraz się zasapała. Cóż za marna kondycja!
Rdzawa Łapa z gracją zeskoczyła z białego płotu, kierując się do lasu. Ignorowała ciche szepty z tyłu czaszki, które mówiły, że nie jest to najlepszy pomysł. Jej krok był sprężysty, sprawnie omijała gałązki czy też jeżyny. Wzrok miała rozlatany, ale też nie chciała się rozproszyć.
Poczuła jakiś ciężar, na barkach, który zwalił ją z łap. Obróciła się pod wrogim kotem, starając się tylnymi łapami kopnąć go w podbrzusze. Strzał był wyjątkowo celny, a przeciwniczka odchyliła się do tyłu. Rdzawa Łapa podniosła się i już chciała zaszarżować, rozcinając bok kocicy, gdy zobaczyła te błękitne oczy.
- Szepczący Wietrze!... - pisnęła, podbiegając do wojowniczki - Nic ci nie jest?! Klanie Gwiazd, wybacz, ale nie chciałam!
Dotknęła różowym nosem pręgowanego boku kocicy, zatapiając się w jej zapachu. Pachniała intensywnym leśnym podszyciem, ale też pojawiła się nutka kwiatów i owoców. Mogła ciągle być wtulona w jej futerko, aczkolwiek zrozumiała, iż niewłaściwie postąpiła. Sama przyznała, że nie chce z nią wrócić.
Kiedy Szepczący Wiatr uniosła ku górze łebek, Rdzawa Łapa zamarła. Wargi kocicy zaczęły wydawać z siebie następujące słowa.
<< Szepczący Wietrze? >>
- Psst! Rdzawa Łapo!... - syknął ktoś tuż za nią, natomiast gdy odwróciła niewielki łebek, dostrzegła Szepczący Wiatr - Chodź!...
Błękitnooka kocica trzepnęła końcówką ogona o swoje tylnie łapy, po czym rozejrzała się. W jej oczach widniało niezdecydowanie i impulsywność, a gdy ponownie zwróciła pyszczek ku niej, źrenice zmniejszyły się.
- No dalej! Na co czekasz? - ofuknęła ją, starając się uśmiechnąć - Wracamy do domu, Rdzawa Łapo.
Szylkretowa koteczka spojrzała w jej niebieskie oczy, a jej łapy poczęły drgać. Stanęła przed jednym z ważniejszych wybór w jej życiu.
Klan Wilka czy Klan Burzy?
Przy tym pierwszym trzymały ją więzy krwi, aczkolwiek nic z niego nie pamiętała. Sceny z dzieciństwa były za kurtyną mgły, której nie mogła unieść. Nawet, jeśli wierzyła kotom, nie potrafiła ot tak odejść od wojowników, którzy ją wychowali.
Natomiast w Klanie Burzy czuła, że naprawdę jest wolna. Wiatr świstał jej w uszach, czochrał jej krótką sierść, a nos łowił każdy zapach. Mogła tutaj biec, i biec, i biec... Nigdy się nie zatrzymać, ale wiedziała, iż tutaj zawsze ktoś będzie na nią czekał.
A jak przyjmą ją w Klanie Wilka? Wrogie spojrzenia, syczenie? Czy jednak mruczenie, przytulanie się do obcych kotów do których nic nie czuje?
Wracając do rzeczywistości, położyła uszy po sobie, po czym cofnęła się o kilka kroków. Cała drżała na szczuplutkim ciałku, a jej wzrok ciągle uciekał w boki, unikając spojrzenia siostry. Siostra. Jak to dziwnie brzmi.
Była jedynaczką, wychowywała się ze siostrzenicami Lamparciej Gwiazdy, ale niezbyt je lubiła. W kociarni jej dokuczały, a gdy były terminatorkami próbowały się z nią na siłę zaprzyjaźnić. Przegryzła dolną wargę. A co by było, gdyby wychowywała się tam, w tym leśnym klanie?
Wilczaków wyobrażała sobie jako koty wysokie, dobrze umięśnione i cholernie zwinnie. W końcu muszą jakoś żyć w lesie, gdzie co chwila można zahaczyć o gałęzie! Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Szepczący Wietrze... - wyszeptała pobladłymi wargami, natomiast jej głosik w każdej chwili mógł się zapaść - Ja... nie wiem czy chcę wrócić.
Wojowniczka stanęła w miejscu, a jej oczy pokryły się czymś w rodzaju mgły. Miała tępe spojrzenie, jakby nie docierały do niej słowa, które przed chwilą wypowiedziała szylkretowa uczennica.
- To znaczy? - powiedziała, kiwając powolnie łbem - Nie mów mi, że chcesz siedzieć z tymi oszustami, kłamcami... Myślisz, że cię kochali? A skąd wiesz, że i tego też nie udawali?! Lamparcia Gwiazda to okrutnik, który nikogo nie kocha. Ma serce z lodu.
Rdzawej Łapie pojawiły się łzy w kącikach oczu. Wkrótce całe się zaszkliły, natomiast szylkretka już cała zaczęła się trząść.
- Przestań! - wrzasnęła, zalewając się gorzkimi łzami - Nie wiesz, jak to jest! Oni mnie wychowali, nie Klan Wilka, zrozum to! Proszę...
Ostatnie słowa wypowiedziała tak cichutko, iż zastanawiała się, czy nie dopowiedziała tego w swojej głowie. Szepczący Wiatr popatrzyła na nią z wyrzutem i zacisnęła mocno pyszczek.
- Nie potrafię - wyszeptała w końcu zduszonym tonem głosu - Może spróbuj ty to zrozumieć. Myślałam, że zginęłaś. Nie miałam nikogo, bo ty byłaś najlepszą siostrzyczką pod słońcem!... A tymczasem zabawiałaś się w Klanie Burzy, a ten... ten sadysta Lamparcia Gwiazda udawał twojego ojca. Borsuczy Goniec to twój ojciec! To on jest twoim ojcem!
Rdzawa Łapa kiwała szybko i przecząco łebkiem, cofając się ciągle do tyłu. Wybuchła wielkim szlochem, łzy zamazywały jej widok, więc szła po omacku. Następnie, nic nie mówiąc, pobiegła przed siebie.
Zostawiła za sobą przeszłość i ukochaną siostrzyczkę.
___________________________________________________________________________________
Życie jako samotniczka na pewno jej nie sprzyjało.
Kiedy miała jakikolwiek problem z pożywieniem, ranami czy też goniącymi ją psami czy kotami - uciekała do Dwunożnych. Ci przyzwyczaili się już do jej obecności, która czasem była dłuższa, czasami też krótsza. Niekiedy nie uśmiechało jej się wracać na tereny Klanów, ponieważ często przeganiały ją patrole.
Usiadła na płocie, łapiąc równowagę i wpatrując się w las. Ta ucieczka, łzy, czy chwilowy powrót do Klanu Burzy nie dały jej ukojenia. Wręcz przeciwnie - teraz czuła się, jakby była w środku pusta. Porzuciła życie wytrwałej kocicy, która poradziła sobie w każdej sytuacji na egzystencję koteczki, która niedługo zaliczy wizytę u Obcinacza. Była stuprocentowa pewna, iż za księżyc, ba!, nawet mniej, dostanie obróżkę z tym hałaśliwym, metalowym czymś. Wzdrygnęła się.
Serce w jej klatce piersiowej załomotało mocniej, gdy dostrzegła czyjąś końcówkę ogona. Coś siedziało w zaroślach, delikatnie je poruszając. Źrenice byłej uczennicy zwężały się i rozszerzały na przemian. Spotkanie z klanowym kotem przyprawiało ją o zawroty głowy, jednakże poczuła również zastrzyk adrenaliny.
Nie lubiła życie kota domowego - dostawała nieświeże jedzenie, które nawet nie przypominało soczystej myszki. Ale jednak Dwunodzy mieli świetnego medyka, u którego była biel i zapach chemikaliów. Po tej wizycie zawsze świdrowało ją w nosie, aczkolwiek nie odczuwała bólu ran. Bywał lepszy, niż Kwiecisty Wiatr czy też Gradowa Mordka!
Zza krzaków jednak nie wyszła żadna wojowniczka, tylko gruba kocica, która mieszkała niedaleko z jakimś łysym kotem w sweterku. Parsknęła niezadowolona, gdy tłusta pieszczoszka spróbowała podbiec kawałek, jednak zaraz się zasapała. Cóż za marna kondycja!
Rdzawa Łapa z gracją zeskoczyła z białego płotu, kierując się do lasu. Ignorowała ciche szepty z tyłu czaszki, które mówiły, że nie jest to najlepszy pomysł. Jej krok był sprężysty, sprawnie omijała gałązki czy też jeżyny. Wzrok miała rozlatany, ale też nie chciała się rozproszyć.
Poczuła jakiś ciężar, na barkach, który zwalił ją z łap. Obróciła się pod wrogim kotem, starając się tylnymi łapami kopnąć go w podbrzusze. Strzał był wyjątkowo celny, a przeciwniczka odchyliła się do tyłu. Rdzawa Łapa podniosła się i już chciała zaszarżować, rozcinając bok kocicy, gdy zobaczyła te błękitne oczy.
- Szepczący Wietrze!... - pisnęła, podbiegając do wojowniczki - Nic ci nie jest?! Klanie Gwiazd, wybacz, ale nie chciałam!
Dotknęła różowym nosem pręgowanego boku kocicy, zatapiając się w jej zapachu. Pachniała intensywnym leśnym podszyciem, ale też pojawiła się nutka kwiatów i owoców. Mogła ciągle być wtulona w jej futerko, aczkolwiek zrozumiała, iż niewłaściwie postąpiła. Sama przyznała, że nie chce z nią wrócić.
Kiedy Szepczący Wiatr uniosła ku górze łebek, Rdzawa Łapa zamarła. Wargi kocicy zaczęły wydawać z siebie następujące słowa.
<< Szepczący Wietrze? >>
Nowy członek Klanu Gwiazdy!
CZARNA ŁAPA
Powód odejścia: Brak kontaktu z właścicielem
Przyczyna śmierci: Upadek
Odszedł do Klanu Gwiazdy
Od Szepczącego Wiatru CD Płonącego Grzbietu
Szepczący Wiatr zerknęła na brata z żalem mrużąc oczy.
- Chodźmy, zwierzyna sama się nie upoluje - powiedziała po czym bezszelestnie ruszyła naprzód, nasłuchując znaków i wyczekując smakowitej woni, a Płonący Grzbiet w milczeniu podążył jej śladem.
***Kilka wschodów słońca później czy co***
Ujrzawszy wychodzącego ze swojego legowiska Borsuczego Gońcę, Szepczący Wiatr od razu do niego podeszła. Dzień właśnie wstawał, a kocur nie wybrał jeszcze porannego patrolu, postanowiła więc skorzystać z okazji.
- Cześć, Borsuczy Gońco - miauknęła na przywitanie po czym otarła się o kocura pozdrawiająco.
- Witaj, Szepczący Wietrze - odrzekł swoim, jak zwykle ostatnio, przygnębionym głosem. - Chcesz coś?
- Mhm, mogę poprowadzić poranny patrol?
- Jasne, wybierz sobie kogo tam chcesz. - spojrzał na nią zmęczonymi z żalu i smutku oczami, niegdyś tak pełnymi energii i humoru. Szepczącemu Wiatrowi żal ściskał serce już na sam jego widok. Nie pozwoliła więc mu jej wyminąć, tylko lekko pochyliła głowę i nie spuszczając z niego wzroku, zaczęła mówić głosem najbardziej jak tylko umiała dodającym otuchy.
- Rozumiem twój ból. W końcu Promienna Łapa była też moją siostrą. Jednak teraz obserwuje nas z Klanu Gwiazdy wraz z naszymi przodkami. Nie powinieneś aż tak się zadręczać, pamiętaj, że ty wciąż jesteś tutaj, w lesie, w Klanie Wilka i powinieneś żyć dla tych, którzy są tu wraz z tobą. - powiedziała patrząc mu ze spokojem w oczy. - I jestem pewna, że ostatnim co Promienna Łapa by chciała, jest to, byś tak przez nią cierpiał. - uśmiechnęła się do niego z otuchą, nie doczekała się jednak jego odpowiedzi, gdyż kątem oka zauważyła wchodzącego do obozu rudego kocura. - O, Płonący Grzbiet! Wezmę go na patrol. Do zobaczenia, Borsuczy Gońco.
Zostawiła za sobą zastępcę i szybkim truchtem podeszła do wojownika, który właśnie kładł na stosie zwierzynę, a mniejszy, czarny kocurek stojący obok niego robił to samo.
- Cześć, braciszku - miauknęła. - Idziesz ze mną na patrol. Weź też ze sobą Czarną Łapę. - rozglądnęła się. - O, weźmiemy też Zroszony Nos.
Kocur tylko kiwnął głową, nie miał bowiem żadnego powodu by odmówić. Szepczący Wiatr podeszła więc do niebieskiej szylkretki wychodzącej właśnie z legowiska wojowników.
- Cześć! Pójdziesz ze mną, Płonącym Grzbietem i Czarną Łapą na patrol?
- Jasne - odparła, jeszcze rozespanym głosem, ledwo powstrzymując ziewnięcie.
Szepczący Wiatr zerknęła jeszcze w kierunku legowiska uczniów. Może wziąć jeszcze jej uczennicę, Biegnącą Łapę? Od razu jednak zrezygnowała, wczoraj koteczka poszła późno spać. Niech się wyśpi ten jeden raz...
Podeszła więc do czekającej już trójki kotów.
- Ruszajmy - poleciła, po czym poszła przodem.
Patrol mijał jak zwykle, szli wzdłuż granicy, co jakiś czas zatrzymując się, by odświeżyć znaki zapachowe. Płonący Grzbiet tłumaczył też wtedy Czarnej Łapie co i jak, na czym polegają patrole, przypominał ich zasady, kazał zapamiętywać różne, nowe dla kocurka zapachy. Ten bacznie go słuchał, choć co jakiś czas coś go rozpraszało, czy to zwykły liść, czy też zapach jakiejś nornicy. Popisywał się przed mentorem jak tylko mógł, to było jasne. Raz nawet próbował upolować mysz, którą wyczuł. Płonący Grzbiet usiłował go powstrzymać, mówiąc, że teraz powinni skupić się na czymś innym, a na naukę polowania przyjdzie czas później. Zresztą, po tym jak Czarna Łapa się do tego zabierał, Szepczący Wiatr od razu zrozumiała, że nie miał o tym jeszcze nawet jednej lekcji. Kocurek jednak nie słuchał mentora, tylko zakradł się do zwierzyny chyba najgłośniej jak to możliwe, wysoko w górze trzymając ogon. Ta uciekła natychmiast, a uczeń burknął pod nosem że to przez wiatr który na złość jemu specjalnie zmienił kierunek.
Szepczący Wiatr śmiała się pod nosem widząc tę jego determinację i przypominając sobie własną ze swych młodzieńczych lat, gdy jeszcze jako kociak pod okiem Borsuczego Gońcy uparcie próbowała coś upolować, by zaimponować matce i rodzeństwu. Płonący Grzbiet jednak nie podziałał jej rozbawienia, wydawał się bardziej niezadowolony i rozczarowany z nieposłuszeństwa ucznia.
Gdy dotarli do Głębokiej Ścieżki i szli wzdłuż niej, Czarna Łapa, który wcześniej niespodziewanie zamilkł na dłużej niż dziesięć uderzeń serca, znów się odezwał.
- A co tam jest? - zapytał patrząc na swojego mentora i jednocześnie wskazując na drugą stronę wąwozu.
- Już ci mówiłem, tam są tereny Klanu Klifu.
- A no tak, faktycznie mówiłeś! - miauknął, po czym umilkł, lecz tylko na chwilę. - A ta przepaść jest głęboka?
- Bardzo, jakbyś tam spadł byłoby po tobie.
Szepczący Wiatr zauważyła jednak, że ta odpowiedź sprawiła, że iskierki w oczach Czarnej Łapy jeszcze bardziej rozbłysły, zamiast zgasnąć.
- Czyli jak ktoś go przeskoczy to jest nie tylko bardzo silny, ale też bardzo odważny! - powiedział z dumą, patrząc na trawę po drugiej stronie.
Szepczący Wiatr nie potrzebowała więcej, by zrozumieć co chodzi uczniowi po głowie, Płonący Grzbiet jednak, który również od razu to rozpoznał, zareagował szybciej.
- Nie, Czarna Łapo! Nawet nie myśl o tym, by spróbować skoczyć! To niebezpieczne i żaden mądry kot by tego nie zrobił. Nie udałoby ci się go przeskoczyć, spadłbyś.
Czarna Łapa na te słowa zmarszczył nos.
- Nie wierzysz we mnie?! - krzyknął. - To patrz i się ucz!
Po tych słowach niczym torpeda wyskoczył w kierunku Głębokiej Ścieżki.
- Czarna Łapo! - wrzasnął Płonący Grzbiet ruszając za nim.
Jednak ani on, ani Szepczący Wiatr, ani nawet Zroszony Nos nie zdążyli go złapać nim ten z rozbiegu nie skoczył. Serce Szepczącego Wiatru zamarło, gdy ten przeleciał nad przepaścią, która faktycznie, w tym miejscu nie była zbyt szeroka. Wtem Czarna Łapa zaszurał pazurami o przeciwległą ścianę, a w kotce zakotliła się nadzieja, że może jednak nie skończy się to tak źle. Ten jednak nawet nie dotknął jej poduszkami, a za to z przeraźliwym krzykiem, który z pewnością im wszystkim będzie się śnił po nocach, runął w dół. Krzyk ten jednak szybko umilkł, a w lesie znów zapanowała złudna cisza, przerywana radosnym śpiewem ptaków, który teraz wydawał się być tak nie na miejscu, że aż szyderczy.
Spokój ten dawał nadzieję, że to może tylko okropny sen, ułuda, z której zaraz przyjdzie im się wybudzić. Z tego szoku obie kotki wybudził jednak Płonący Grzbiet, który pochylony nad przepaścią krzyknął już po raz ostatni:
- Czarna Łapo...!
Odpowiedział mu jedynie szum wiatru.
<Płonący?>
27 listopada 2017
Od Kruczej Gwiazdy CD Ostrego Kła
- Odwlekanie nic nie zmieni, to już postanowione. - powiedziałem. Mój głos był przepełniony żalem, jednak na pysk chciałem wnieść wesoły uśmiech. Wiedziałem jak bardzo w tym momencie zawodzę Ostrego Kła. Nie miałem jednak ochoty zmieniać decyzji. Odejście miało mi otworzyć oczy. Chciałem żyć spokojnie, bez strachu. Być przygotowanym na swoją śmierć. Nie miałem jak, kiedy cały klan wymaga od ciebie życia na pełnych obrotach. W takich warunkach nawet nie ma się czasu na myślenie o śmierci. Może to lepiej. Kiedy pełni się odpowiedzialną rolę w społeczeństwie takie rozmyślanie może zepchnąć cie na dno. Tak jak mnie. Spojrzałem na mojego syna, jego wzrok był pusty, wlepiony w płomienne łapy.
- Przepraszam - odezwałem się cicho, jednak na tyle głośno by wojownik go usłyszał. Usłyszał jak kocur głośno nabrał powietrza przez nos, a potem wypuścił tworząc cichy świst. - Nie mam innego wyjścia.
Opuściłem łeb i przymknąłem oczy by powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Kiedy się uspokoiłem wstałem z posłania na trzęsących się łapach. Po chwili podszedłem do Ostrego Kła. Zrobiłem jeszcze jeden krok i przycisnąłem swój kark na karku syna. Położyłem głowę na łopatkach kocura. Nie było to trudne, był mojej wielkości, na pewno zostanie wielkim wojownikiem. Może nawet liderem, mam nadzieję, że lepszym ode mnie. Ostry Kieł nie do końca odwzajemnił mój ruch, jedynie lekko przysunął swój pysk. Czułem tylko jak dotyka końców mojej posklejanej sierści. Odsunąłem się jeden krok w tył.
- Możesz dla mnie zrobić coś jeszcze? Obiecuje, ze to ostatnia rzecz jaką od ciebie wymagam - kocur dalej nie chciał spojrzeć mi w oczy. Wstydził się mnie, był zły i zawiedziony. Skinął niemo łepkiem i wydał z siebie ciche prychnięcie. - Nie mów klanowi gdzie tak na prawdę jestem, dopóki nie wzejdzie nowe, lepsze słońce. Nie chce by komuś udało się mnie znaleźć. Gdyby to się stało, pewnie siłą przywlekli by mnie z powrotem. Nie na tym mi zależy. Najpierw powiadom Piaszczystą Mgłę, Zabluszczone Futerko i Fenkułowe Serce. Ostatnia właśnie powinna ci pomóc w powiadomieniu reszty klanu. Nie musisz tego specjalnie ubierać w oficjalne słówka. Niech wiedzą, że to moja decyzja i żaden kot specjalnie nie zawinił.
Uśmiechnąłem się smutno i polizałem syna o policzku. Kocur odsunął się. Po raz pierwszy spojrzał w moje żółte ślepia. Widziałem w nich gniew i smutek. Mieszanka bardzo niebezpieczna. Wojownik jednak po chwili uśmiechnął się blado.
- Też chce mieć ostatnią prośbę - powiedział cicho, a ja skinąłem łbem - daj mi odprowadzić cie do siedliska dwunożnych. Proszę ojcze.
Pokiwałem smętnie głową, a na mój pyszczek wpełzł w pół wymuszony uśmiech.
<Ostry>>
- Przepraszam - odezwałem się cicho, jednak na tyle głośno by wojownik go usłyszał. Usłyszał jak kocur głośno nabrał powietrza przez nos, a potem wypuścił tworząc cichy świst. - Nie mam innego wyjścia.
Opuściłem łeb i przymknąłem oczy by powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Kiedy się uspokoiłem wstałem z posłania na trzęsących się łapach. Po chwili podszedłem do Ostrego Kła. Zrobiłem jeszcze jeden krok i przycisnąłem swój kark na karku syna. Położyłem głowę na łopatkach kocura. Nie było to trudne, był mojej wielkości, na pewno zostanie wielkim wojownikiem. Może nawet liderem, mam nadzieję, że lepszym ode mnie. Ostry Kieł nie do końca odwzajemnił mój ruch, jedynie lekko przysunął swój pysk. Czułem tylko jak dotyka końców mojej posklejanej sierści. Odsunąłem się jeden krok w tył.
- Możesz dla mnie zrobić coś jeszcze? Obiecuje, ze to ostatnia rzecz jaką od ciebie wymagam - kocur dalej nie chciał spojrzeć mi w oczy. Wstydził się mnie, był zły i zawiedziony. Skinął niemo łepkiem i wydał z siebie ciche prychnięcie. - Nie mów klanowi gdzie tak na prawdę jestem, dopóki nie wzejdzie nowe, lepsze słońce. Nie chce by komuś udało się mnie znaleźć. Gdyby to się stało, pewnie siłą przywlekli by mnie z powrotem. Nie na tym mi zależy. Najpierw powiadom Piaszczystą Mgłę, Zabluszczone Futerko i Fenkułowe Serce. Ostatnia właśnie powinna ci pomóc w powiadomieniu reszty klanu. Nie musisz tego specjalnie ubierać w oficjalne słówka. Niech wiedzą, że to moja decyzja i żaden kot specjalnie nie zawinił.
Uśmiechnąłem się smutno i polizałem syna o policzku. Kocur odsunął się. Po raz pierwszy spojrzał w moje żółte ślepia. Widziałem w nich gniew i smutek. Mieszanka bardzo niebezpieczna. Wojownik jednak po chwili uśmiechnął się blado.
- Też chce mieć ostatnią prośbę - powiedział cicho, a ja skinąłem łbem - daj mi odprowadzić cie do siedliska dwunożnych. Proszę ojcze.
Pokiwałem smętnie głową, a na mój pyszczek wpełzł w pół wymuszony uśmiech.
<Ostry>>
Od Jagódki C.D Owocowego Alberta
- Jagódka. - odparłam powoli liżąc moją uroczą, białą, puchatą łapkę. Kiedy usłyszałam jak "drzwi" się otwierają doskoczyłam do kocura i się do niego przytuliłam. Ten z dziwnym wyrazem pyska, spojrzał na mnie. Kobieta zrobiła dziwną pozę i wydała z siebie dziwny piskliwy dźwięk:
- Ojojojo! Jak ślicznie razem wyglądacie! - nic z tego nie rozumiałam, ale kiedy zaczęła się do mnie zbliżać z jakąś jaskrawo-różową wstążką odsunęłam się dając znak, że nie chcę. Dwunóg odsunął się i w jakiejś dziurce w swoim dziwnym futrze schował materiał. Wtedy zza rogu legowiska wysunął się koci pysk. Należał on do jakiejś kotki. Odsunęłam się od kocura i wbiłam wzrok w przybyszkę. Kocur patrzył raz na mnie, a raz na nią. Zaczęłam się uważnie przyglądać tej nowej. Nie wyglądała na taką, co ma złe zamiary. Wręczy przeciwnie! Wyglądała na dość przyjazną kocicę.
- Może mnie przedstawisz swojej koleżance? - zapytałam i spojrzałam na łysego kocura.
< Alberciku? >
- Ojojojo! Jak ślicznie razem wyglądacie! - nic z tego nie rozumiałam, ale kiedy zaczęła się do mnie zbliżać z jakąś jaskrawo-różową wstążką odsunęłam się dając znak, że nie chcę. Dwunóg odsunął się i w jakiejś dziurce w swoim dziwnym futrze schował materiał. Wtedy zza rogu legowiska wysunął się koci pysk. Należał on do jakiejś kotki. Odsunęłam się od kocura i wbiłam wzrok w przybyszkę. Kocur patrzył raz na mnie, a raz na nią. Zaczęłam się uważnie przyglądać tej nowej. Nie wyglądała na taką, co ma złe zamiary. Wręczy przeciwnie! Wyglądała na dość przyjazną kocicę.
- Może mnie przedstawisz swojej koleżance? - zapytałam i spojrzałam na łysego kocura.
< Alberciku? >
26 listopada 2017
Od Miodka CD Zapomnienia
Miodek siedziała jak zawsze na uboczu póki nie przyszła do niej Zapomnienie. Podobało się jej to, że mała kotka nigdy nie naciskała na nią, potrafiła zachowywać ciszę i nie próbowała na siłę zmusić ją do gadania. Nie raz to, że przyczepiała się niczym rzep ją denerwowało, jednak tolerowała jej obecność. Od czasu kiedy pozostałe dwie karmicielki wydały potomstwo w żłobku zrobił się tłok i hałas, coś czego Miodek nienawidziła. Co dziwne, ojciec nie odwiedzał ich od kilku dni. Nie przeszkadzało jej to zbytnio, nawet cieszył ją fakt, że denerwujący kocur zniknął gdzieś, może nawet na dobre?
Siedząc obok puszystej towarzyszki czuła ciepło bijące od jej drobnego ciałka. Kotka cicho mruczała co było dla niej dość dziwne. Znała ten dźwięk ale nie słyszała go często. Przynajmniej nigdy nie był skierowany do niej. Błysk zawsze mruczał przyciskając się do matki, a Ziewająca Łasica odpowiadała mu tym samym. W jej stronę kierowała jedynie syki i gardłowe pomruki świadczące o jej niezadowoleniu. Miodek chciała z jakiegoś powodu pociągnąć rozmowę dalej, miała ochotę nareszcie się z kimś zaprzyjaźnić.
- Znaczy...nic to dobre określenie tego co się u mnie dzieje, u każdej z nas, prawda?- podjęła temat ponownie z lekkim uśmiechem. Zapomnienie wykrzywiła pyszczek w lekki grymas, chyba nie zrozumiała o co jej chodzi.
- Co masz na myśli?
- No wiesz...siedzimy tu całe dnie, jemy, śpimy i bawimy się. To chyba można nazwać ,,nic", jak coś się powtarza, prawda? Coś ciągłego i nudnego, jedne wielkie ,,nic".
Spojrzała na towarzyszkę a odnajdując w jej minie jedynie zmieszanie westchnęła cicho, chyba nikt jej nie rozumie. Przyzwyczaiła się już do tego co prawda, ale brakowało jej kogoś do porozmawiania. Na matkę oczywiście nie było co liczyć. Z dziwnych powodów i Pszczeli Miód zniknęła zostawiając jedynie swoje młode. Pianka wydawała się dla Miodka kociakiem z zupełnie innego miotu, nigdy nie powiedziałaby, że jest córką szylkretowej kotki. Wyglądała inaczej, pachniała nawet inaczej. Miodek bardzo chciała ją poznać, nie wiedziała dlaczego, po prostu czuła, że musi się z nią zaprzyjaźnić.
Zapomnienie mruknęła coś pod nosem patrząc na własne łapki. Ewidentnie chciała dalej rozmawiać, lecz nie wiedziała o czym. Szylkretowa kotka postanowiła jej pomóc, szybko wymyśliła jakiś temat po czym rzuciła:
- Czy twoja mama też na ciebie syczy?- zapytała. Dla niej było to coś normalnego, przyzwyczaiła się do okrutnego traktowania. Kiedyś nawet myślała, że każda matka tak traktuje swoje potomstwo, ale od czasu jak zobaczyła podejście Świetlikowej Ścieżki do swoich dzieci zaczęła kwestionować zachowanie własnej rodzicielki. Zapomnienie wydała się lekko zmieszana. Jednak, po chwili namysłu, odpowiedziała.
<<Zapomienie? Przepraszam za gniota uhg>
Siedząc obok puszystej towarzyszki czuła ciepło bijące od jej drobnego ciałka. Kotka cicho mruczała co było dla niej dość dziwne. Znała ten dźwięk ale nie słyszała go często. Przynajmniej nigdy nie był skierowany do niej. Błysk zawsze mruczał przyciskając się do matki, a Ziewająca Łasica odpowiadała mu tym samym. W jej stronę kierowała jedynie syki i gardłowe pomruki świadczące o jej niezadowoleniu. Miodek chciała z jakiegoś powodu pociągnąć rozmowę dalej, miała ochotę nareszcie się z kimś zaprzyjaźnić.
- Znaczy...nic to dobre określenie tego co się u mnie dzieje, u każdej z nas, prawda?- podjęła temat ponownie z lekkim uśmiechem. Zapomnienie wykrzywiła pyszczek w lekki grymas, chyba nie zrozumiała o co jej chodzi.
- Co masz na myśli?
- No wiesz...siedzimy tu całe dnie, jemy, śpimy i bawimy się. To chyba można nazwać ,,nic", jak coś się powtarza, prawda? Coś ciągłego i nudnego, jedne wielkie ,,nic".
Spojrzała na towarzyszkę a odnajdując w jej minie jedynie zmieszanie westchnęła cicho, chyba nikt jej nie rozumie. Przyzwyczaiła się już do tego co prawda, ale brakowało jej kogoś do porozmawiania. Na matkę oczywiście nie było co liczyć. Z dziwnych powodów i Pszczeli Miód zniknęła zostawiając jedynie swoje młode. Pianka wydawała się dla Miodka kociakiem z zupełnie innego miotu, nigdy nie powiedziałaby, że jest córką szylkretowej kotki. Wyglądała inaczej, pachniała nawet inaczej. Miodek bardzo chciała ją poznać, nie wiedziała dlaczego, po prostu czuła, że musi się z nią zaprzyjaźnić.
Zapomnienie mruknęła coś pod nosem patrząc na własne łapki. Ewidentnie chciała dalej rozmawiać, lecz nie wiedziała o czym. Szylkretowa kotka postanowiła jej pomóc, szybko wymyśliła jakiś temat po czym rzuciła:
- Czy twoja mama też na ciebie syczy?- zapytała. Dla niej było to coś normalnego, przyzwyczaiła się do okrutnego traktowania. Kiedyś nawet myślała, że każda matka tak traktuje swoje potomstwo, ale od czasu jak zobaczyła podejście Świetlikowej Ścieżki do swoich dzieci zaczęła kwestionować zachowanie własnej rodzicielki. Zapomnienie wydała się lekko zmieszana. Jednak, po chwili namysłu, odpowiedziała.
<<Zapomienie? Przepraszam za gniota uhg>
Od Srebrzystego Piórka c.d. Jagódki
Dzień był strasznie gorący. Ja i moja siostra leżałyśmy w kącie stodoły.
- Chce mi się pić. - powiedziała kremowa kotka.
Spojrzałam na nią. Nie chciało mi się wstawać, ale jak trzeba, to trzeba. Wstałam i kilka kroków dalej weszłam pod słomę. Było tam naprawdę gorąco. Szybko dostałam się do dziury w ścianie i wyszłam przez nią na zewnątrz. Słońce paliło jeszcze bardziej, aż zatęskniłam za słomą. Poszłam w stronę domu Dwunogów, gdzie znajdował się mały staw porośnięty od jednej strony mchem. Wyskoczyłam na płot i zobaczyłam białą kotkę, która korzystała z MOJEGO stawu. Skoczyłam na nią i przygwoździłam do ziemi.
- Co robisz przy MOIM jeziorku - syknęłam i dodałam - Mysi bobku...?
Ta mnie odepchnęła, a ja wylądowałam kilka długości myszy dalej.
- Twoim? - zapytała szczerząc kły.
- Moim, a bo co? To MOJE tereny i MOJE jeziorko. - powiedziałam.
- Jak to twoje tereny?
Podeszłam bliżej kotki z wysuniętymi pazurami i wyszczerzonymi kłami.
- Wszystkie domy w okolicy są położone na moich terenach. Więc albo teraz stąd pójdziesz z własnej woli, albo przerobię Cię na karmę dla wron. Rozumiesz?
Jagódka? (jak będzie walka, to Srebrzysta wygra, bo jest silniejsza)
- Chce mi się pić. - powiedziała kremowa kotka.
Spojrzałam na nią. Nie chciało mi się wstawać, ale jak trzeba, to trzeba. Wstałam i kilka kroków dalej weszłam pod słomę. Było tam naprawdę gorąco. Szybko dostałam się do dziury w ścianie i wyszłam przez nią na zewnątrz. Słońce paliło jeszcze bardziej, aż zatęskniłam za słomą. Poszłam w stronę domu Dwunogów, gdzie znajdował się mały staw porośnięty od jednej strony mchem. Wyskoczyłam na płot i zobaczyłam białą kotkę, która korzystała z MOJEGO stawu. Skoczyłam na nią i przygwoździłam do ziemi.
- Co robisz przy MOIM jeziorku - syknęłam i dodałam - Mysi bobku...?
Ta mnie odepchnęła, a ja wylądowałam kilka długości myszy dalej.
- Twoim? - zapytała szczerząc kły.
- Moim, a bo co? To MOJE tereny i MOJE jeziorko. - powiedziałam.
- Jak to twoje tereny?
Podeszłam bliżej kotki z wysuniętymi pazurami i wyszczerzonymi kłami.
- Wszystkie domy w okolicy są położone na moich terenach. Więc albo teraz stąd pójdziesz z własnej woli, albo przerobię Cię na karmę dla wron. Rozumiesz?
Jagódka? (jak będzie walka, to Srebrzysta wygra, bo jest silniejsza)
Od Ostrego Kła CD Kruczej Gwiazdy
Ostry Kieł poczuł, jak obejmuje go dziwny chłód.
- Co? Tato, co ty mówisz? - powiedział z przestrachem, nie spodziewał się bowiem usłyszeć takich słów od Kruczej Gwiazdy.
- Jestem już bardzo stary, Ostry Kle - odparł. - Obowiązki lidera przerastają moje siły.
- Co ty mówisz? Klan Klifu cię potrzebuje, a Płomienna Gwiazda już czyha, by odebrać nam nasze tereny!
- Klanu Nocy akurat bym się nie obawiał. Może i patrzą łakomo na nasze tereny, są jednak zbyt słabi, by móc choć marzyć o odebraniu ich.
- Przecież dobrze wiesz, że ta przewaga może zmienić się w przeciągu zaledwie kilku księżyców. - odpowiedział Ostry Kieł, już lekko mrużąc swe złote ślepia. - Potrzebujemy silnego, mądrego lidera.
- Właśnie, silnego lidera. Gdyby nie moja funkcja, byłbym już dawno starszym. Niedźwiedzi Pazur godnie mnie zastąpi. A o mnie się nie martw, odejdę do dwunożnych, oni się mną zajmą.
Zdziwienie Ostrego Kła nie miało granic, nie okazywał jednak tego, jedynie wyciągnął i schował pazury, oburzony tą postawą, faktycznie niegodną lidera.
- Do dwunożnych? - odparł z powątpiewaniem w głosie. - Chcesz zostać pieszczochem? Tak po prostu zostawić swój klan na pastwę losu i lenić się jako pupil dwunogów, trując się wronią strawą? Klan Klifu przecież lepiej się tobą zajmie, a Niedźwiedzi Pazur pomaga ci w spełnianiu twoich obowiązków, a jak poprosisz go o więcej, z pewnością to zrobi.
- Najbardziej mi pomoże zastępując mnie. Życie w lesie już mnie przerasta i wiem, że nawet najmniejsze zimno może skończyć się dla mnie czarnym kaszlem i podzielę wtedy los z moim poprzednikiem, Agrestową Gwiazdą.
Ostry Kieł wstał na równe łapy.
- Przecież jest dopiero Pora Zielonych Liści, do mrozów jeszcze daleko! - miauknął. - Zostań, przynajmniej do zimna Pory Opadających Liści, to tylko kilka księżyców.
<Kruczy?>
- Co? Tato, co ty mówisz? - powiedział z przestrachem, nie spodziewał się bowiem usłyszeć takich słów od Kruczej Gwiazdy.
- Jestem już bardzo stary, Ostry Kle - odparł. - Obowiązki lidera przerastają moje siły.
- Co ty mówisz? Klan Klifu cię potrzebuje, a Płomienna Gwiazda już czyha, by odebrać nam nasze tereny!
- Klanu Nocy akurat bym się nie obawiał. Może i patrzą łakomo na nasze tereny, są jednak zbyt słabi, by móc choć marzyć o odebraniu ich.
- Przecież dobrze wiesz, że ta przewaga może zmienić się w przeciągu zaledwie kilku księżyców. - odpowiedział Ostry Kieł, już lekko mrużąc swe złote ślepia. - Potrzebujemy silnego, mądrego lidera.
- Właśnie, silnego lidera. Gdyby nie moja funkcja, byłbym już dawno starszym. Niedźwiedzi Pazur godnie mnie zastąpi. A o mnie się nie martw, odejdę do dwunożnych, oni się mną zajmą.
Zdziwienie Ostrego Kła nie miało granic, nie okazywał jednak tego, jedynie wyciągnął i schował pazury, oburzony tą postawą, faktycznie niegodną lidera.
- Do dwunożnych? - odparł z powątpiewaniem w głosie. - Chcesz zostać pieszczochem? Tak po prostu zostawić swój klan na pastwę losu i lenić się jako pupil dwunogów, trując się wronią strawą? Klan Klifu przecież lepiej się tobą zajmie, a Niedźwiedzi Pazur pomaga ci w spełnianiu twoich obowiązków, a jak poprosisz go o więcej, z pewnością to zrobi.
- Najbardziej mi pomoże zastępując mnie. Życie w lesie już mnie przerasta i wiem, że nawet najmniejsze zimno może skończyć się dla mnie czarnym kaszlem i podzielę wtedy los z moim poprzednikiem, Agrestową Gwiazdą.
Ostry Kieł wstał na równe łapy.
- Przecież jest dopiero Pora Zielonych Liści, do mrozów jeszcze daleko! - miauknął. - Zostań, przynajmniej do zimna Pory Opadających Liści, to tylko kilka księżyców.
<Kruczy?>
Nowy członek Klanu Gwiazd!
PSZCZELI MIÓD
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Osłabienie po porodzie
Odeszła do Klanu Gwiazdy
Od Srebrzystego Piórka
Z samego rana obudziłam siostrę.
- Co chcesz? - spytała zaspana.
- Wstawaj. Idziemy zaszaleć. - odpowiedziałam.
- To idź sama. - mruknęła.
- Wstawaj. - szturchnęłam ją pyskiem w bok.
Kotka po którymś szturchnięciu wstała. Polizała swoją łapę i przejechała nią po oczach.
- Co ty kombinujesz? - spytała.
- Zobaczysz. Chodź. - powiedziałam i wyszłam z norki.
Po chwili Piaskowa wyszła za mną. Udałam się w stronę terenów dwunogów. Byłyśmy na miejscu, gdy słońce już wzeszło. Staliśmy przed opuszczoną, małą stodołą.
- Co tutaj robimy? - spytała siostra.
- Od dziś tutaj będziemy mieszkać. - powiedziałam.
- A gdzie zabawa? Chyba miałyśmy się zabawić.
- Tak. Tutaj nie daleko są domostwa Dwunogów. Możemy tam iść i po wkurzać kilka tych kulek futra.
- Nie wiem, gdzie ty tu widzisz zabawę. To jest tylko niegrzeczne zachowanie.
- Ech siostro... Po prostu chodź.
Potem obie ruszyłyśmy do bliskiego rozwidlenia dróg i skręciłyśmy w lewo, a naszym oczom ukazały się domy ludzi. Podeszłam do pierwszego lepszego domu, w którym wyczułam kota i wskoczyłam na płot. Był tam jakiś kot.
Jakiś pieszczoszek? Piaskowa?
- Co chcesz? - spytała zaspana.
- Wstawaj. Idziemy zaszaleć. - odpowiedziałam.
- To idź sama. - mruknęła.
- Wstawaj. - szturchnęłam ją pyskiem w bok.
Kotka po którymś szturchnięciu wstała. Polizała swoją łapę i przejechała nią po oczach.
- Co ty kombinujesz? - spytała.
- Zobaczysz. Chodź. - powiedziałam i wyszłam z norki.
Po chwili Piaskowa wyszła za mną. Udałam się w stronę terenów dwunogów. Byłyśmy na miejscu, gdy słońce już wzeszło. Staliśmy przed opuszczoną, małą stodołą.
- Co tutaj robimy? - spytała siostra.
- Od dziś tutaj będziemy mieszkać. - powiedziałam.
- A gdzie zabawa? Chyba miałyśmy się zabawić.
- Tak. Tutaj nie daleko są domostwa Dwunogów. Możemy tam iść i po wkurzać kilka tych kulek futra.
- Nie wiem, gdzie ty tu widzisz zabawę. To jest tylko niegrzeczne zachowanie.
- Ech siostro... Po prostu chodź.
Potem obie ruszyłyśmy do bliskiego rozwidlenia dróg i skręciłyśmy w lewo, a naszym oczom ukazały się domy ludzi. Podeszłam do pierwszego lepszego domu, w którym wyczułam kota i wskoczyłam na płot. Był tam jakiś kot.
Jakiś pieszczoszek? Piaskowa?
Od Zapomnienia
Miodek była inna, to Zapomnienie zdążyła już zauważyć. Była cicha i spokojna, nie taka jak rodzeństwo Zapomnienia ani jej własne rodzeństwo. Z Miodkiem nie dało się bawić. Co zatem trzymało Zapomnienie przy niej? Sama nie wie, po prostu ta mała szylkretka miała w sobie coś, co szalenie ją interesowało. Wydawała się czarnej koteczce niesamowicie tajemnicza, nie mówiła dużo, ale potrafiła słuchać.
- Miodku, co tam u ciebie? - uśmiechnęła się i siadła obok kotki. Miodek odpowiedziała delikatnym, ledwie zauważalnym uśmiechem. Przyzwyczaiła się już do towarzystwa Zapomnienia, bo czasem czarna kotka razem z Pianką zapraszały ją do siebie i namawiały by wraz z nimi posłuchała opowiadań Świetlikowej Ścieżki.
- Nic. - odparła Miodek swoim zwykłym, cichym głosem. Zapomnienie zamruczała cicho. Nie zamierzała prosić ją by opowiadała. Nie chce - nie mówi. Zmuszając Miodek do czegoś na pewno nie zdobędzie jej zaufania. A zaufanie tej koteczki z jakichś niewiadomych przyczyn bardzo chciała zdobyć.
<Miodku? Coraz gorsze wychodzą mi te gnioty ;-;>
- Miodku, co tam u ciebie? - uśmiechnęła się i siadła obok kotki. Miodek odpowiedziała delikatnym, ledwie zauważalnym uśmiechem. Przyzwyczaiła się już do towarzystwa Zapomnienia, bo czasem czarna kotka razem z Pianką zapraszały ją do siebie i namawiały by wraz z nimi posłuchała opowiadań Świetlikowej Ścieżki.
- Nic. - odparła Miodek swoim zwykłym, cichym głosem. Zapomnienie zamruczała cicho. Nie zamierzała prosić ją by opowiadała. Nie chce - nie mówi. Zmuszając Miodek do czegoś na pewno nie zdobędzie jej zaufania. A zaufanie tej koteczki z jakichś niewiadomych przyczyn bardzo chciała zdobyć.
<Miodku? Coraz gorsze wychodzą mi te gnioty ;-;>
Od Zapomnienia
Zapomnienie bardzo dobrze dogadywała się z rodzeństwem. Mrok była płaczliwą kupą futra, ale można było się z niej pośmiać. Żar i Pstrokatek to jej bratnie dusze. Ale... Nieważne jak dużo czasu spędza z braćmi i nie ważne jak bardzo chce - nie ma możliwości żeby stała się kocurem. Jest kotką. Kotką z krwi i kości, a kotka potrzebuje towarzystwa innych kotek. Ale nie Mroku, Mrok jest na to zbyt... Głupia.
Zapomnienie postanowiła poznać pozostałych mieszkańców żłobka. Tak, żłobek był podzielony. Z jednej strony, w kącie blisko wejścia było legowisko Świetlikowej Ścieżki. Wychowywała tu ona Zapomnienie i jej rodzeństwo oraz Piankę. Pianka często spała, więc Zapomnienie nie znała jej na dobrą sprawę.
Z drugiej strony żłobka, w ciemniejszym kącie leżała Ziewająca Łasica i jej trzy córeczki - Miedziana, Błysk i Miodek. W sumie, co jej szkodzi... Zapomnienie trąciła nosem Piankę, która natychmiast poderwała się jak oparzona.
- Czego chcesz? - fuknęła.
- Idziemy do Ziewającej Łasicy - oznajmiła Zapomnienie pełnym emocji szeptem. Oczy Pianki zabłysnęły radośnie.
<Pianku, idziemy podbić świat tym gniotem>
Zapomnienie postanowiła poznać pozostałych mieszkańców żłobka. Tak, żłobek był podzielony. Z jednej strony, w kącie blisko wejścia było legowisko Świetlikowej Ścieżki. Wychowywała tu ona Zapomnienie i jej rodzeństwo oraz Piankę. Pianka często spała, więc Zapomnienie nie znała jej na dobrą sprawę.
Z drugiej strony żłobka, w ciemniejszym kącie leżała Ziewająca Łasica i jej trzy córeczki - Miedziana, Błysk i Miodek. W sumie, co jej szkodzi... Zapomnienie trąciła nosem Piankę, która natychmiast poderwała się jak oparzona.
- Czego chcesz? - fuknęła.
- Idziemy do Ziewającej Łasicy - oznajmiła Zapomnienie pełnym emocji szeptem. Oczy Pianki zabłysnęły radośnie.
<Pianku, idziemy podbić świat tym gniotem>
Od Zapomnienia
Mrok fuknęła coś niezrozumiałego w stronę siostry która siedziała na niej wyraźnie z siebie dumna. Czekoladowa koteczka rozpłaszczona na ziemi piszczała głośno.
- Zapomnienie! - krzyknęła Świetlik z przeciwległego końca żłobka - Przeproś Mrok, ma nie piszczeć, słyszysz?!
- Dobrze mamusiu - pisnęła czarna koteczka po czym pomyślała chwilę i uderzyła Mrok w pysk. Kotka umilkła by po chwili zanieść się szlochem połączonym z przeraźliwym piskiem. Świetlik wstała. O nie.
- Zapomnienie, co ty na Klan Gwiazd wyrabiasz?!
- Mrok miała nie piszczeć, więc uderzyłam ją żeby przestała - odpowiedziała koteczka z anielskim uśmiechem.
- Masz ją przeprosić! - warknęła Świetlik po czym polizała po głowie młodszą córkę.
- Nie - warknęła Zapomnienie w nagłym gniewie - Ty mnie masz przeprosić, bo kazałaś mi ją uciszyć, a jak ją uciszyłam to na mnie krzyczysz! - pisnęła po czym zrobiła bardzo obrażoną minę. Świetlik trzepnęła kotkę w ucho.
- Jak ty się odnosisz do matki?!
- Normalnie - fuknęła zapomnienie. Mrok znowu zaczęła piszczeć.
<Płaczliwy Mroku?>
- Zapomnienie! - krzyknęła Świetlik z przeciwległego końca żłobka - Przeproś Mrok, ma nie piszczeć, słyszysz?!
- Dobrze mamusiu - pisnęła czarna koteczka po czym pomyślała chwilę i uderzyła Mrok w pysk. Kotka umilkła by po chwili zanieść się szlochem połączonym z przeraźliwym piskiem. Świetlik wstała. O nie.
- Zapomnienie, co ty na Klan Gwiazd wyrabiasz?!
- Mrok miała nie piszczeć, więc uderzyłam ją żeby przestała - odpowiedziała koteczka z anielskim uśmiechem.
- Masz ją przeprosić! - warknęła Świetlik po czym polizała po głowie młodszą córkę.
- Nie - warknęła Zapomnienie w nagłym gniewie - Ty mnie masz przeprosić, bo kazałaś mi ją uciszyć, a jak ją uciszyłam to na mnie krzyczysz! - pisnęła po czym zrobiła bardzo obrażoną minę. Świetlik trzepnęła kotkę w ucho.
- Jak ty się odnosisz do matki?!
- Normalnie - fuknęła zapomnienie. Mrok znowu zaczęła piszczeć.
<Płaczliwy Mroku?>
Od Jagódki
Słońce grzało jak żywy ogień. Gorące promienie podgrzewały ziemię, że po stanięciu na takiej dłużej niż sześć uderzeń serca można było się nieźle oparzyć. Jagódka smacznie spała na jakiejś grubej gałęzi. Łapki zwisały jej beztrosko kołyszący się. Kotka w swoim śnie widziała piękne, złote pola pełne zwierzyny, roślin, ciepła. To ciepło jednak było zbyt prawdziwe jak na sen. Samotniczka ziewnęła przeciągle po czym otworzyła swoje zielone ślepka. Od razu przymknęła je z powodu mocnego światła słonecznego. Po przyzwyczajeniu się do intensywnego światła powoli zaczęła schodzić po drzewie. Kiedy była już na ziemi zaczęła się doprowadzać do porządku. Każdy jeden włosek zostały dokładnie wylizany przez różowy języczek samotniczki. Po skończeniu porannej toaletki kocica ruszyła na łowy. Kiedy znalazła swój cel przyczaiła się i napięła mięśnie. Jeden zgrabny skok i już w pysku kotki leżał młody kos. Białe ząbki i pyszczek przybrały kolor szkarłatu, a na mordce Jagódki zawitał lekki uśmiech. Przysiadła gdzieś z boku i zaczęła jeść. Po skończeniu śniadania zaczęła się dokładnie myć. Pyszczek, ząbki musiały lśnić. Skończyła. Wstała i ruszyła przed siebie. Wreszcie doszła do jakiegoś domu z oczkiem wodnym. Jednym, szybkim ruchem przeskoczyła płot i zaczęła powoli pić. Woda była przyjemnie chłodna, dawała ulgę. Jagódka zamoczyła łapkę w zimnej cieczy. Cicho zamruczała i wyjęła łapkę z jeziorka. Jednak nie tylko ona tu była. Na płocie siedziała kocia sylwetka. Skoczyła na Jagódkę dusząc ją. Na pysku obcej zawitał wredny uśmiech.
- Co robisz przy MOIM jeziorku - mocniej przycisnęła zielonooką - Mysi bobku...?
Jagódka kopnęła napastniczkę w brzuch, a ta odskoczyła.
- Twoim? - Zapytała szczerząc kły
<<Srebrzyste Piórko?>>
- Co robisz przy MOIM jeziorku - mocniej przycisnęła zielonooką - Mysi bobku...?
Jagódka kopnęła napastniczkę w brzuch, a ta odskoczyła.
- Twoim? - Zapytała szczerząc kły
<<Srebrzyste Piórko?>>
Od Owocowego Alberta CD Jagódki
"Ty spalona kiełbaso krakowska na przecenie!" chciał powiedzieć Albert, ale nie chciał znowu zaliczyć ochrzanu od właścicielki. Jedynie westchnął dramatycznie, stanął na tylnych nogach, a przednimi oparł się o nogę człowieka. Zamknął oczy, a następnie zawył tak smutno, żałośnie i tak głośno, że aż usłyszał zaniepokojone miauczenie Grubej Zeldy zza ogrodzenia. Samica usiadła na trawie ostrożnie i zaczęła go głaskać, ale... zaczęła też głaskać tą przybłędę! Rozsierdzony sfinks zrezygnował, wszakże nie mógł walczyć z takim silnym przeciwnikiem jakim jest człowiek. Marszcząc nos spojrzał na białą.
- Znajdź sobie własnego człowieka, jak ci się to tak podoba. Najlepiej poczekaj na środku jezdni, tam z pewnością ktoś cię zauważy - "Jako czerwone, rozjechane flaczki!" dodał w myślach.
- Przemyślę to - zamruczała kotka z takim jadem w głosie, że w pieszczochu aż się zagotowało. Zdusił jednak emocje w sobie i pozwolił, by ręka człowieka spokojnie drapała go pod bródką. Leżał tak dłuższą chwilę, co jakiś czas rzucając poirytowane spojrzenie nieznajomej. Ale w końcu kobieta wstała i weszła do domu. Znowu zostali sami.
- Więc... - zaczął, teraz już rozluźniony. - Jak TY masz na imię?
<Jagojagojago?>
- Znajdź sobie własnego człowieka, jak ci się to tak podoba. Najlepiej poczekaj na środku jezdni, tam z pewnością ktoś cię zauważy - "Jako czerwone, rozjechane flaczki!" dodał w myślach.
- Przemyślę to - zamruczała kotka z takim jadem w głosie, że w pieszczochu aż się zagotowało. Zdusił jednak emocje w sobie i pozwolił, by ręka człowieka spokojnie drapała go pod bródką. Leżał tak dłuższą chwilę, co jakiś czas rzucając poirytowane spojrzenie nieznajomej. Ale w końcu kobieta wstała i weszła do domu. Znowu zostali sami.
- Więc... - zaczął, teraz już rozluźniony. - Jak TY masz na imię?
<Jagojagojago?>
Od Płonącego Grzbietu C.D Pręgowanego Piórka
Kocur oddalił się szybkim krokiem. Nie miał wątpliwości, kto go śledził. Kotka jednak zdążyła zwiać - nie było sensu jej gonić, była od niego szybsza. Był wściekły. Jak śmiała go podglądać? On by jej nie śledził, zwłaszcza bez wyraźnego powodu. Prychnął pod nosem.
Gdy wrócił do obozu, Szept siedziała i jadła mysz. Widząc go pozdrowiła go kiwnięciem głowy, co trochę go zdziwiło. Kotka nigdy nie była dobra w ukrywaniu uczuć, a więc dlaczego wita się z nim z takim spokojem? Może to nie ona? Zamyślił się, nawet nie patrząc pod łapy. Potknął się o korzeń i runął na ziemię. Szylkretka zauważyła to i podbiegła do niego.
- Wszystko dobrze, braciszku? Choć, pomogę ci wstać.
Nie potrzebował jej pomocy, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Dzięki. - burknął.
- Zawsze musisz być taki nieprzyjemny? - kocica przechyliła łebek. - Może wybierzemy się na patrol? Borsuczy Goniec ma właśnie wybierać koty.
Westchnął.
- No dobrze.
***Po odpisie Szeptu***
Płonący nie mógł opuścić obozu bez cienia, jakim była szepczący Wiatr. Po ostatniej sytuacji nie chciała puszczać go nigdzie samego, co irytowało kocura. Co ona, jest jego opiekunką czy jak? Przechodzili obok terenów Klanu Burzy. Musiał odpędzić kotkę.
- Ekhem. Muszę iść za potrzebą. - Szept przewróciła oczami, ale kiwnęła głową.
- Tylko wracaj szybko.
Zniknął w krzakach. Nie znalazł jednak Pręgi, a wyczuł patrol Klanu Burzy. Skulił się. Oby go nie zauważyli. Futerko pociemniało mu znacznie, ale nie zmieniało to faktu, że nadal było rude. Kątem oka zobaczył pręgowaną kotkę. Uśmiechnął się lekko i próbował dyskretnie zwrócić jej uwagę. Ponieważ ona sama nie interesowała się patrolem tylko znużona patrzała po krzakach, zauważyła go.
- Psst! -syknął, gdy reszta kotów się oddaliła. Kotka ostrożnie podeszła do niego,
- Płonący Grzbiet! Co ty tu...
- Cicho! - syknął ponownie. - Nie mam wiele czasu. Chcę tylko powiedzieć, że na razie nie będę mógł się z tobą spotykać, bo siostra zbyt nie pilnuje.
<Pręguś? Sry za gniot.>
Gdy wrócił do obozu, Szept siedziała i jadła mysz. Widząc go pozdrowiła go kiwnięciem głowy, co trochę go zdziwiło. Kotka nigdy nie była dobra w ukrywaniu uczuć, a więc dlaczego wita się z nim z takim spokojem? Może to nie ona? Zamyślił się, nawet nie patrząc pod łapy. Potknął się o korzeń i runął na ziemię. Szylkretka zauważyła to i podbiegła do niego.
- Wszystko dobrze, braciszku? Choć, pomogę ci wstać.
Nie potrzebował jej pomocy, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Dzięki. - burknął.
- Zawsze musisz być taki nieprzyjemny? - kocica przechyliła łebek. - Może wybierzemy się na patrol? Borsuczy Goniec ma właśnie wybierać koty.
Westchnął.
- No dobrze.
***Po odpisie Szeptu***
Płonący nie mógł opuścić obozu bez cienia, jakim była szepczący Wiatr. Po ostatniej sytuacji nie chciała puszczać go nigdzie samego, co irytowało kocura. Co ona, jest jego opiekunką czy jak? Przechodzili obok terenów Klanu Burzy. Musiał odpędzić kotkę.
- Ekhem. Muszę iść za potrzebą. - Szept przewróciła oczami, ale kiwnęła głową.
- Tylko wracaj szybko.
Zniknął w krzakach. Nie znalazł jednak Pręgi, a wyczuł patrol Klanu Burzy. Skulił się. Oby go nie zauważyli. Futerko pociemniało mu znacznie, ale nie zmieniało to faktu, że nadal było rude. Kątem oka zobaczył pręgowaną kotkę. Uśmiechnął się lekko i próbował dyskretnie zwrócić jej uwagę. Ponieważ ona sama nie interesowała się patrolem tylko znużona patrzała po krzakach, zauważyła go.
- Psst! -syknął, gdy reszta kotów się oddaliła. Kotka ostrożnie podeszła do niego,
- Płonący Grzbiet! Co ty tu...
- Cicho! - syknął ponownie. - Nie mam wiele czasu. Chcę tylko powiedzieć, że na razie nie będę mógł się z tobą spotykać, bo siostra zbyt nie pilnuje.
<Pręguś? Sry za gniot.>
Od Pszczelego Miodu C.D Świetlikowej Ścieżki "Pożegnanie"
*przypominam, akcja dzieje się przed opkami świetlika*
- T-tak? -zapytała, przełykając łzy.
- Jak umrę...- zaczęła. - ... zajmij się Pianką. Opiekuj się nią jak własną córką, ale nie zapominaj, kto ją urodził. Opowiadaj jej dużo o mnie... I Szkarłatnym Wichrze.
Kotce rozbłysły oczy.
- A więc jednak...
- Tak. - posłała jej lekki uśmiech, ostatni w jej życiu. - Proszę raz jeszcze, zajmij się nią. Nie zniosłabym myśli, że moje kocię wychowuje się bez kochających rodziców. - polizała ją po głowie, po czym zwinęła się w kłębek i zasnęła.
***
Kocica wygrzewała się na promieniach słońca. Mimo ciepła, które jej one dostarczały jej ciało przenikał chłód straty. Szkarłatny Wicher zginął z łap innego kota, którego Pszczela poprzysięgła nienawidzić do końca życia. Wprawdzie, nawet po pogodzeniu się nie byli oficjalnie razem, mimo to kotka czuła, jakby po jego śmierci ktoś wyciął jej kawałek i tak już pokaleczonego po śmierci Porannej Łani serca. Jedynymi jej krewnymi pozostała Świetlikowa Ścieżka, no i Płomienna Gwiazda.
Jej siostra urodziła cztery piękne kociaki. Dwa kocurki i dwie koteczki. Czy to nie piękne, moc dać nowe życie? Pszczeli Miód spojrzała na swój brzuch. Była w zaawansowanej ciąży, ale miała mały i zgrabny brzuszek, w porównaniu do jej siostry, która przez ostatnie dni była niczym baryła. Taka słodka, szylkretowa baryłka z kociętami. Wyszła z legowiska. Wiatr muskał delikatnie jej futerko, jakby próbował mówić: "Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży." Ale jaki jest sens życia, skoro większość najukochańszych osób już dawno nas opuściła?
Pszczela źle spała tej nocy.
Próbowała wszystko ułożyć sobie w głowie, przyglądając się kątem oka śpiącym królowym z ich dziećmi. Przemknęło jej przez myśl, że największe szczęście spotkało jej najbliższą siostrę, że znalazła kogoś, kto będzie ją kochał. Jej już nie ma kto kochać. Czuła sympatię dzieci Świetlikowej Ścieżki, a nawet córeczki Ziewającej Łasicy, z którą często się żarła w żłobku, ale nie wypełniło to pustki. Och, tylko dlaczego ten brzuch musi mnie strasznie boleć? Niech przestanie!
Kotka zaczęła rodzić, choć nie za bardzo się tym przejęła. Cichym jęknięciem wezwała szylkretkę, która zaczęła lekko panikować. Młodą kocicą zawładnęła myśl, że nie chce rodzić, że chce tylko, aby wróciła Łania, Szkarłatny Wicher, mama. Zaczęły się skurcze. Było źle, och, jak bardzo było źle! Klanie Gwiazdy, zabierz mnie do siebie, proszę! - poruszała bezgłośnie wargami, zamykając oczy. Trzymała je mocno ściśnięte, jakby otwarcie groziło ujrzeniem strasznego potwora, czającego się na córkę lidera. Dreszcze nią wstrząsały. Nie słyszała krzyków, rozmów i nie czuła łap przy swoim ciele. W jej głowie panował szum, jak w źle nastrojonym radiu. Jedynie jedna myśl wybijała się ponad to - piskliwa, przerażona i zmęczona zarazem.
Chcę umrzeć, proszę, chcę umrzeć!
W końcu wszystko się skończyło. Poród się skończył, wszyscy mogli odetchnąć z ulgą, bowiem był on bardzo trudny. Kocica powinna, zgodnie z odruchem zacząć wylizywać kocię, ale była zbyt słaba, tak słaba że nawet nie wiedziała, czy nadal żyje, czy po prostu Klan Gwiazdy spełnił jej prośbę. Zamiast niej kociakiem zajęła się Świetlikowa Ścieżka.
Tak. Jedynym kociakiem.
Gdy otworzyła swoje intensywnie żółte ślepia, okazało się, że po pierwsze żyje, a po drugie że ma przepiękną córeczkę. Rzuciła na nią okiem. Nie była podobna ani do niej, ani do Szkarłatnego Wichru. Miała piękną, pręgowaną sierść w kolorach Słonej Wody, migoczącą w porannym słońcu. Siostra przycisnęła się do niej.
- Prawda, że piękna? - posłała jej obrażony grymas, który był tylko żartem.
- Oczywiście, przecież to MOJA córka! - odparła i pacnęła łapą kotkę. Ta zaśmiała się.
- No, jak jej dasz na imię? Powinnaś zrobić to wcześniej, ale byłaś tak wyczerpana, że zastanawialiśmy się wszyscy z przerażeniem, czy nie... - kotka zawahała się, ale Pszczela nawet jej nie słuchała. Wpatrywała się w hipnotyzujące futerko swojej córki.
- Pianka. - szepnęła, liżąc małą po główce. Pierwsze skojarzenie miała ze Słoną Wodą, więc nazwała ją na myśl o morskiej pianie - pięknej, delikatnej, miękkiej. Świetlik zaniemówiła.
- To... to piękne imię. -rzekła. Siostra znów pacnęła ją łapą.
- No, ja myślę!
***
Przez kilka dni po porodzie szylkretka zmarniała. Sierść jej zmatowiała, dawała córce niewiele mleka, sama nie miała apetytu. Wszyscy odwiedzający łamali się nad pogarszającym się stanem królowej, ale ta ze śmiechem przyjmowała wszystkie przestrogi.
Pewnego dnia przestała się śmiać.
Na jej mordce widniał smutek, nie cieszyła się już niczego - nawet siostra czy młode kociaki nie umiały jej poprawić humoru, choć próbowały jak mogły, wygłupiając się przed nosem królowej. Całe dnie spędzała na pielęgnacji Pianki, nie rozmawiając z nikim. Wpadała do dziury mroku, głucha na słowa innych kotów.
W nocy usłyszała cichutkie wołanie przodków. Otworzyła oczy, mocno przerażona. W legowisku panowała cisza. Kotka przysunęła się do drugiej szylkretki.
- Psst! - syknęła jej w ucho.
- Co, co? - obudziła siostrę, która nie ogarniała co się dzieje.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- O tej porze?
- Umieram. Ja umieram, Świetliczku. - szepnęła. Kocica natychmiast oprzytomniała.
- Że co? Ty tylko żartujesz, prawda, Pszczółko? - zapytała w panice, jednak podkrążone oczy szylkretki były niczym potwierdzenie.
- Mój koniec się zbliża. Niedługo dołączę do Klanu Gwiazdy.
- N-nie! Dlaczego, Pszczółko? - Świetlik zaczęła cichutko łkać. Ziewająca Łasica poruszyła się przez sen.
- Nie płacz! -syknęła ostro. - I staraj się nie płakać, jak będzie po wszystkim. Łzy nie zwrócą mi życia. Ja.. czuję, że to nadejdzie niedługo. Chciałam się pożegnać. I... o coś poprosić.- T-tak? -zapytała, przełykając łzy.
- Jak umrę...- zaczęła. - ... zajmij się Pianką. Opiekuj się nią jak własną córką, ale nie zapominaj, kto ją urodził. Opowiadaj jej dużo o mnie... I Szkarłatnym Wichrze.
Kotce rozbłysły oczy.
- A więc jednak...
- Tak. - posłała jej lekki uśmiech, ostatni w jej życiu. - Proszę raz jeszcze, zajmij się nią. Nie zniosłabym myśli, że moje kocię wychowuje się bez kochających rodziców. - polizała ją po głowie, po czym zwinęła się w kłębek i zasnęła.
***
Szepty wzmogły się. Było ich coraz więcej. Znów nie wytrzymała i otworzyła oczy.
Nie była w obozie Klanu Nocy. Była na Srebrnej Skórce.
Za sobą widziała swoje martwe ciało, które opatulało małą Piankę.
- Pszczółka?
- Łania?
Piękna kotka pędziła do swojej przyjaciółki i mocno się w nią wtuliła.
- Tak bardzo się za tobą stęskniłam!
- Ha, ja bardziej. - ponad jej ramieniem ujrzała Szkarłatnego Wichra. Posłała mu uśmiech. - Masz piękną córkę.
- Wiem. -odparł niezdarnie. Za nim stała Malinowa Gwiazda z Biedronią Łapą i Osią Łapą. Wyrwała się z objęć Łani i popędziła do nich.
- Jesteście! - Malinowa Gwiazda polizała ją po łebku.
- Oczywiście, zawsze byliśmy. - zaraz przyjaciółka Pszczoły podbiegła do niej i znów przytuliła.
- Tak szybko się przywitałaś?
- Nie, oczywiście że nie! Chodźmy! - obdarzyła ostatnim spojrzeniem widok swojego ciała, kocięcia i królowej z czwórką maluszków, po czym ruszyła za kotką.
<The end.>
Od Lamparciej Gwiazdy
Potrzebował kilka księżyców, aby wszystko przetrawić. Z pewnością bardzo pomocne były też dla niego odwiedziny Rdzawej Łapy. Kotka dała mu wiele do zrozumienia. Pojął błędy swojej przeszłości i dostał solidną lekcję. Kiedy jego córka odeszła, tym razem na dobre postanowił wziąć się w garść. Jego smutek były tylko zagrożeniem dla klanu. Doskonale wiedział, że od dłuższego czasu to Iskrzące Futro robi za niego wszystko, co on powinien robić. Nie miał siły spojrzeć jej w oczy i ją przeprosić, ale w końcu musiał się na to odważyć.
Kotka była bardzo uradowana, kiedy tylko wypowiedział te trudne słowa. Bez zastanowienia mu wybaczyła. Kiedy wtulała się w jego futerko, Lamparcia Gwiazda postanowił. Da jej szansę rozkochać go w sobie. Możliwe, że tego brakowało mu całe życie. Miłości bliskiej mu kotki. Takiej, jaką była Iskrzące Futro.
Pora zielonych liści była dość sucha, ale zdarzały się mniejsze ulewy i burze. Gdy przyszła przerażająca wichura, niosąc ze sobą okropną burzę Lamparcia Gwiazda nie spodziewał się, jak bardzo przerażające są wieści, które ze sobą niosła. Klan Burzy wiedział o przepowiedni już następnego dnia. Pozostałe klany poznały tę prawdę kilka dni później. Zbliżała się najgorsza pora nagich drzew od dawna. To przyniosło liderowi tylko zmartwień, które jednak swoim ciepłym i czułym uśmiechem odganiała Iskrzące Futro. Była niezwykła. Od zawsze wzbudzała w nim pozytywne myśli, ale teraz były po dwakroć silniejsze.
- Uważam, że powinienem porozmawiać z Płomienną Gwiazdą - oznajmił Lamparcia Gwiazda, ćwierć księżyca po otrzymaniu przepowiedni swoje medyczce i zastępczyni.
- Skąd takie myśli? - zapytała Iskrzące Futro.
- Jeżeli będzie tak, jak mówi Kwiecisty Wiatr, i rzeka zamarznie Klan Nocy stanie w krytycznej sytuacji - wyjaśnił lider. - To może zmusić Płomienną Gwiazdę do ataku na Klan Burzy.
- Albo Klan Klifu - dodała medyczka. - Ale byłabym raczej skłonna stwierdzić, że przed Kruczą Gwiazdą prędzej czeka ich obrona.
- Musimy przedyskutować wszystkie możliwości. Gdyby zabrakło nam królików byłbym zmuszony do podobnej decyzji.
- Gdyby do tego doszło zaatakowałbyś Klan Wilka - zauważyła zastępczyni.
- Chcę, aby i Płomienna Gwiazda o tym wiedział, Iskrzące Futro - odparł Lamparcia Gwiazda. - Chcę tylko umocnić pokój między naszymi klanami. Teraz, bez Dryfującej Łapy staje się on słabszy, a zależy mi na przyjaznych stosunkach z Klanem Nocy.
Kwiecisty Wiatr zaśmiała się cicho pod nosem słysząc te słowa. Lider obejrzał się w jej kierunku z surową miną.
- Przepraszam - powiedziała chichocząc. - Po prostu przypomniałam sobie, jak to całe życie mówiłeś o tym, że Klan Nocy trzeba zniszczyć.
- Już mi przeszło - powiedział Lamparcia Gwiazda. - Kiedy Malinowa Gwiazda umarła cała nienawiść nagle zniknęła. Płomienna Gwiazda to syn Czarnej Gwiazdy, ale wrodził się w swoją matkę, Nakrapiany Kwiat. Jesteśmy sobie równi. Oboje stawiany nasz honor i dobro naszych klanów wysoko. To jest w nim warte podziwu.
Z trudem krył swoje wątpliwości. Nadal gdzieś w głowie krążył mu głos Mysiego Nosa wypowiadający słowa "jak podobny jest syn Milczącej Gwiazdy do Płomiennej Gwiazdy". Lamparcia Gwiazda nie chciał się z tym zgodzić, a jednocześnie gdzieś w głębi czuł, że to może być prawda. Gdyby była całe jego przekonanie o honorowości i lojalności Płomiennej Gwiazdy okazałoby się fałszywe. Musiał się z nim spotkać i go o to zapytać.
Kotka była bardzo uradowana, kiedy tylko wypowiedział te trudne słowa. Bez zastanowienia mu wybaczyła. Kiedy wtulała się w jego futerko, Lamparcia Gwiazda postanowił. Da jej szansę rozkochać go w sobie. Możliwe, że tego brakowało mu całe życie. Miłości bliskiej mu kotki. Takiej, jaką była Iskrzące Futro.
Pora zielonych liści była dość sucha, ale zdarzały się mniejsze ulewy i burze. Gdy przyszła przerażająca wichura, niosąc ze sobą okropną burzę Lamparcia Gwiazda nie spodziewał się, jak bardzo przerażające są wieści, które ze sobą niosła. Klan Burzy wiedział o przepowiedni już następnego dnia. Pozostałe klany poznały tę prawdę kilka dni później. Zbliżała się najgorsza pora nagich drzew od dawna. To przyniosło liderowi tylko zmartwień, które jednak swoim ciepłym i czułym uśmiechem odganiała Iskrzące Futro. Była niezwykła. Od zawsze wzbudzała w nim pozytywne myśli, ale teraz były po dwakroć silniejsze.
- Uważam, że powinienem porozmawiać z Płomienną Gwiazdą - oznajmił Lamparcia Gwiazda, ćwierć księżyca po otrzymaniu przepowiedni swoje medyczce i zastępczyni.
- Skąd takie myśli? - zapytała Iskrzące Futro.
- Jeżeli będzie tak, jak mówi Kwiecisty Wiatr, i rzeka zamarznie Klan Nocy stanie w krytycznej sytuacji - wyjaśnił lider. - To może zmusić Płomienną Gwiazdę do ataku na Klan Burzy.
- Albo Klan Klifu - dodała medyczka. - Ale byłabym raczej skłonna stwierdzić, że przed Kruczą Gwiazdą prędzej czeka ich obrona.
- Musimy przedyskutować wszystkie możliwości. Gdyby zabrakło nam królików byłbym zmuszony do podobnej decyzji.
- Gdyby do tego doszło zaatakowałbyś Klan Wilka - zauważyła zastępczyni.
- Chcę, aby i Płomienna Gwiazda o tym wiedział, Iskrzące Futro - odparł Lamparcia Gwiazda. - Chcę tylko umocnić pokój między naszymi klanami. Teraz, bez Dryfującej Łapy staje się on słabszy, a zależy mi na przyjaznych stosunkach z Klanem Nocy.
Kwiecisty Wiatr zaśmiała się cicho pod nosem słysząc te słowa. Lider obejrzał się w jej kierunku z surową miną.
- Przepraszam - powiedziała chichocząc. - Po prostu przypomniałam sobie, jak to całe życie mówiłeś o tym, że Klan Nocy trzeba zniszczyć.
- Już mi przeszło - powiedział Lamparcia Gwiazda. - Kiedy Malinowa Gwiazda umarła cała nienawiść nagle zniknęła. Płomienna Gwiazda to syn Czarnej Gwiazdy, ale wrodził się w swoją matkę, Nakrapiany Kwiat. Jesteśmy sobie równi. Oboje stawiany nasz honor i dobro naszych klanów wysoko. To jest w nim warte podziwu.
Z trudem krył swoje wątpliwości. Nadal gdzieś w głowie krążył mu głos Mysiego Nosa wypowiadający słowa "jak podobny jest syn Milczącej Gwiazdy do Płomiennej Gwiazdy". Lamparcia Gwiazda nie chciał się z tym zgodzić, a jednocześnie gdzieś w głębi czuł, że to może być prawda. Gdyby była całe jego przekonanie o honorowości i lojalności Płomiennej Gwiazdy okazałoby się fałszywe. Musiał się z nim spotkać i go o to zapytać.
Dzień po tej rozmowie Lamparcia Gwiazda, wraz z Nocnym Niebem i podekscytowaną Pręgowanym Piórkiem wybrał się do obozu Klanu Nocy na rozmowy z ich liderem. Przed wyjściem zjedli wzmacniające zioła i udali się w dół zbocza na tereny obcego klanu.
<Płomienna Gwiazdo?>
Od Kruczej Gwiazdy
Z każdym dniem wszystko stawało się trudniejsze. Nawet zwykłe wstanie rano z mchu było wyzwaniem. Każda kość bolała. Nie miałem siły żeby dzisiaj wstawać i wychodzić z legowiska. W mojej głowie huczały myśli. Miałem ochotę rzucić to wszystko. Zacząć patrzeć na to z boku. Wydawałoby się, że mam wszystko. Klan Klifu jest szczęśliwy, mamy nowe tereny obfite w zwierzynę, która tylko czeka na schwytanie. Kocięta Pręgowanego Grzbietu za chwile będą uczniami, a ja nawet nie trudzę się żeby wybrać im mentorów. Po co to wszystko? Nie zostawię po sobie nic wielkiego, nie mam na to siły. Czekałem tylko na kogoś kto się mną teraz zainteresuje. Czy ktoś się przejmie tym, że jeszcze się nie pokazałem? Jak klan by zareagował na moje odejście lub co gorsza śmierć? Przejmą się? Będą go opłakiwać? Może zapomną zaraz po pogrzebaniu mojego ciała? Kto najbardziej przeżyje moją decyzje? Może Zabluszczone Futerko, zawsze byliśmy blisko, od czasu kiedy byłem jej mentorem. To było tak dawno. Może będzie to Ostry Kieł. Mój drogi syn, nigdy mnie nie zawiódł. Boli mnie kiedy pomyśle, że moje kocięta będą mogły nazywać się potem sierotami. Nie mam serca ich zostawiać, jednak nie mam wyjścia. Nie pociągnę długo będąc liderem. Za moimi plecami wyciąga na mnie pazury Płomienna Gwiazda. Chciałbym zginać śmiercią bohaterską w walce. Oddać życie za mój klan, jednak nie chce żeby nadeszło to tak szybko. Z przemyśleń wyciągnął mnie odgłos kroków i ciche pomruki. Do legowiska weszli Borsuczy Cień z Słoneczną Łapą u boku. Wojownik zaczął mówić
- Krucza Gwiazdo, Słoneczna Łapa dzielnie trenował i jest gotowy na zostanie wojownikiem. Jest na prawdę bardzo zdolny, ostatnio cały czas pokonuje mnie w walkach. Na pewno się nie zawiedziesz! - powiedział głośno Borsuczy Cień.
- To prawda ojcze! Ostatnio na polowaniu złapałem dwa razy więcej zwierzyny. Jestem pewien, że moje zdolności są większe niż Ostrego Kła - dopowiedział Słoneczna Łapa.
Pokiwałem niemo głową i ogonem nakazałem odejść kotom. Uczeń i mentor wymienili zmartwione spojrzenie, ale posłusznie odeszli. Szybko pożałowałem tej decyzji. Poczułem wszechobecny smutek i samotność. Nic nie jest w porządku. Zasłoniłem pysk łapą i załkałem cicho. Nie wierze, ze jestem aż tak słaby. Zamiast wziąć się za siebie siedzę w ciemnej norze i płacze jak małe kocię. Znowu usłyszałem kroki, jednak teraz był to pojedynczy kot.
- Tato? Mogę wejść? - głos Ostrego Kła rozniósł się po prawie pustym legowisku. Miałem ochotę nie odzywać się do nikogo do końca dnia, jednak potrzebowałem bliskości mojej rodziny. Wydałem z siebie mruknięcie, które było jednoznaczne z "Tak, proszę". Do ciemnego legowiska wszedł Ostry Kieł. Wojownik wbił we mnie zaniepokojony wzrok.
- Słoneczna Łapa powiedział mi, że coś cie trapi - cicho odezwał się kocur.
- I nie kłamie - odpowiedziałem zachrypniętym głosem. Odchrząknąłem i wyplułem żółtawą maź. - Nie mam siły Ostry Kle. Będę musiał zostawić Klan Klifu.
<Ostry Kle?>
- Krucza Gwiazdo, Słoneczna Łapa dzielnie trenował i jest gotowy na zostanie wojownikiem. Jest na prawdę bardzo zdolny, ostatnio cały czas pokonuje mnie w walkach. Na pewno się nie zawiedziesz! - powiedział głośno Borsuczy Cień.
- To prawda ojcze! Ostatnio na polowaniu złapałem dwa razy więcej zwierzyny. Jestem pewien, że moje zdolności są większe niż Ostrego Kła - dopowiedział Słoneczna Łapa.
Pokiwałem niemo głową i ogonem nakazałem odejść kotom. Uczeń i mentor wymienili zmartwione spojrzenie, ale posłusznie odeszli. Szybko pożałowałem tej decyzji. Poczułem wszechobecny smutek i samotność. Nic nie jest w porządku. Zasłoniłem pysk łapą i załkałem cicho. Nie wierze, ze jestem aż tak słaby. Zamiast wziąć się za siebie siedzę w ciemnej norze i płacze jak małe kocię. Znowu usłyszałem kroki, jednak teraz był to pojedynczy kot.
- Tato? Mogę wejść? - głos Ostrego Kła rozniósł się po prawie pustym legowisku. Miałem ochotę nie odzywać się do nikogo do końca dnia, jednak potrzebowałem bliskości mojej rodziny. Wydałem z siebie mruknięcie, które było jednoznaczne z "Tak, proszę". Do ciemnego legowiska wszedł Ostry Kieł. Wojownik wbił we mnie zaniepokojony wzrok.
- Słoneczna Łapa powiedział mi, że coś cie trapi - cicho odezwał się kocur.
- I nie kłamie - odpowiedziałem zachrypniętym głosem. Odchrząknąłem i wyplułem żółtawą maź. - Nie mam siły Ostry Kle. Będę musiał zostawić Klan Klifu.
<Ostry Kle?>
Od Zapomnienia
Zapomnienie pociągnęła za ucho swojego brata, który pisnął cicho. Kotka była niedużo większa od niego i mimo, że Pstrokatek był silniejszy niż Zapomnienie siostra przewyższała go szybkością w obmyślaniu strategii i inteligencją. Kotka zeskoczyła z kocurka, stali teraz naprzeciw siebie. Pstrokatek patrzył na nią ze straszliwą wręcz powagą w pomarańczowych oczach, zaś ślepia czarno-białej koteczki pokazywały jej rozbawienie. Nigdy nie brała tych walk z rodzeństwem na poważnie, a przynajmniej nie aż tak poważnie jak jej braciszek. Pstrokatek rzucił się w stronę koteczki, ale źle wymierzył odległość i przeleciał nad nią, a Zapomnienie przeturlała się na bok. Teraz to ona zaatakowała pierwsza, ale kocurek był przygotowany - odskoczył zwinnie, a gdy siostra przewróciła się skoczył na jej grzbiet. Zapomnienie podskoczyła by po chwili walki z impetem rzucić się na plecy przygniatając brata całym swoim ciężarem. Pstrokatek fuknął zirytowany, a Zapomnieniu zrobiło się go trochę żal, więc odsunęła się. Na to tylko czekał! Czarny kocurek ze zdwojoną siłą rzucił się w kierunku koteczki i silnymi łapami przygwoździł ją do ziemi. Uśmiechnął się delikatnie:
- Wygrałem!
Zapomnienie wyswobodziła się. Dyszała ciężko z przemęczenia, jednak trąciła go jeszcze łapą:
- Ja wygrałam rano, więc jesteśmy kwita.
Pstrokatek skinął głową.
<Hehe, czas na gnioty Zapomnieniem>
- Wygrałem!
Zapomnienie wyswobodziła się. Dyszała ciężko z przemęczenia, jednak trąciła go jeszcze łapą:
- Ja wygrałam rano, więc jesteśmy kwita.
Pstrokatek skinął głową.
<Hehe, czas na gnioty Zapomnieniem>
Od Świetlikowej Ścieżki
Świetlik długo nie mogła się pozbierać po śmierci Pszczelego Miodu i wątpiła, że kiedykolwiek się z tym pogodzi. Nie, nie chce godzić się z odejściem siostry, ale musi nauczyć się żyć z tą świadomością, że jej już nie ma. Świetlik przejęła opiekę nad Pianką, ale poprosiła małą by nie mówiła do niej "mamo". Nie chodziło o to, że Świetlik ją odrzuca i chce, by czuła się gorsza. Szylkretka może zastąpić jej matkę, ale Pszczeli Miód była zbyt wspaniała by ją zastępowano.
- Świetliku, opowiedz nam bajkę - poprosiła Pianka w imieniu swoim jak i Zapomnienia i Miodka stojących za jej plecami. Dobrze się dobrały te trzy koteczki, oj, bardzo dobrze...
Świetlik uśmiechnęła się delikatnie:
- Może tym razem - tu popatrzyła znacząco na Piankę - Miodek wybierze o czym opowiadać?
Pianką mruknęła coś pod nosem. Zarówno ona jak i zapomnienie uwielbiały słuchać opowieści Świetlika, jednak czasem wręcz walczyły o to, czyj pomysł na bajkę jest lepszy i o czym będzie opowiadać królowa. Miodek skuliła się i delikatnie pokiwała główką.
- Nie wiem - powiedziała cichutko.
Świetlik rozumiała, że Miodek jest nieśmiała. Brakowało jej matczynej miłości.
- Chodź tu, kochanie - Świetlik delikatnie polizała Miodek po główce. Kotka powoli podeszła i usadowiła się obok przyjaciółek.
- Opowiedz o Malinowej Gwieździe! - poprosiła Pianka.
- O Malinowej Gwieździe było wczoraj - sprzeciwiła się Zapomnienie.
- A może... - zaczęła niepewnie Miodek - Nie, jednak nie...
- Powiedz! - pisnęła Zapomnienie. Kotka pokręciła głową. Zapomnienie uderzyła ją łapą w bok głowy. Świetlikowa Ścieżka trzepnęła Zapomnienie w ucho i kazała jej nie bić Miodka.
- Powiedz Miodku o czym chciałabyś posłuchać - uśmiechnęła się królowa.
<Miodku, Pianku? W ewentualności mogą inne dziecki przyleźć>
- Świetliku, opowiedz nam bajkę - poprosiła Pianka w imieniu swoim jak i Zapomnienia i Miodka stojących za jej plecami. Dobrze się dobrały te trzy koteczki, oj, bardzo dobrze...
Świetlik uśmiechnęła się delikatnie:
- Może tym razem - tu popatrzyła znacząco na Piankę - Miodek wybierze o czym opowiadać?
Pianką mruknęła coś pod nosem. Zarówno ona jak i zapomnienie uwielbiały słuchać opowieści Świetlika, jednak czasem wręcz walczyły o to, czyj pomysł na bajkę jest lepszy i o czym będzie opowiadać królowa. Miodek skuliła się i delikatnie pokiwała główką.
- Nie wiem - powiedziała cichutko.
Świetlik rozumiała, że Miodek jest nieśmiała. Brakowało jej matczynej miłości.
- Chodź tu, kochanie - Świetlik delikatnie polizała Miodek po główce. Kotka powoli podeszła i usadowiła się obok przyjaciółek.
- Opowiedz o Malinowej Gwieździe! - poprosiła Pianka.
- O Malinowej Gwieździe było wczoraj - sprzeciwiła się Zapomnienie.
- A może... - zaczęła niepewnie Miodek - Nie, jednak nie...
- Powiedz! - pisnęła Zapomnienie. Kotka pokręciła głową. Zapomnienie uderzyła ją łapą w bok głowy. Świetlikowa Ścieżka trzepnęła Zapomnienie w ucho i kazała jej nie bić Miodka.
- Powiedz Miodku o czym chciałabyś posłuchać - uśmiechnęła się królowa.
<Miodku, Pianku? W ewentualności mogą inne dziecki przyleźć>
Od Świetlikowej Ścieżki
Umarła. Odeszła. Szylkretowa królowa wtuliła głowę w gęste futro swojego partnera nie mogąc na to patrzyć. Pszczeli Miód odeszła, zostawiła ją i Płomienną Gwiazdę. Zostawiła Piankę - swoją jedyną córeczkę. Zostawiła Zapomnienie która kochała ją jak drugą matkę.
- Klanie Gwiazd, dlaczego mi to zrobiłeś? - szlochała, a Wrzosowy Kieł delikatnie lizał jej uszy. I on był smutny, ale jego rolą w tej tragicznej historii najwyraźniej było pocieszanie Świetlikowej Ścieżki. Kotka przemogła się i delikatnie polizała futerko ukochanej siostry.
- Pszczółko, dlaczego... Dlaczego mi to zrobiłaś?
Jej dzieci piszczały, ale zdawała się tego nie słyszeć. Jedynie Zapomnienie siedziała przy boku matki delikatnie liżąc jej łapę różowym języczkiem. Pianka spała, ale nie potrwa to długo. Już za chwilę obudzi się by zobaczyć, że jej mama odeszła. Że Pszczeli Miód poluje już z Klanem Gwiazdy. Płomienna Gwiazda wpadł do żłobka jak burza, by zwolnić, a przy ciele córki już zupełnie stanąć. I upaść. Polizać futro Pszczelego Miodu. Świetlik podeszła do niego i wtuliła głowę w bok ojca.
- Najpierw Klan Gwiazd zabrał mi Biedronkę, później Osę. A jeszcze później Malinową Gwiazdę. Teraz zabiera mi ciebie, Pszczółko - po tych słowach popatrzył smutno na Świetlikową Ścieżkę - Tylko ty mi zostałaś, Świetliku.
- Nie zostawię cię, tatusiu - załkała cicho.
Trwali tak razem, przy ciele Pszczelego Miodu, która przeżyła zaledwie kilka dni od czasu porodu. Zapomnienie podeszła do nich, jednak nic nie mówiła. By zaznajomiona ze śmiercią, Wrzosowy Kieł opowiadał jej o Klanie Gwiazd.
- Tam - tu wskazała łebkiem w górę - będzie jej dobrze. Spotka babcię. I wasze rodzeństwo, mamusiu.
Nikt nie odpowiedział. Zapomnienie umilkła. I ona była pogrążona w żalu, a mogła po prostu się bawić i nie rozumieć. Ale rozumiała. Wiedziała bardzo dużo.
- Klanie Gwiazd, dlaczego mi to zrobiłeś? - szlochała, a Wrzosowy Kieł delikatnie lizał jej uszy. I on był smutny, ale jego rolą w tej tragicznej historii najwyraźniej było pocieszanie Świetlikowej Ścieżki. Kotka przemogła się i delikatnie polizała futerko ukochanej siostry.
- Pszczółko, dlaczego... Dlaczego mi to zrobiłaś?
Jej dzieci piszczały, ale zdawała się tego nie słyszeć. Jedynie Zapomnienie siedziała przy boku matki delikatnie liżąc jej łapę różowym języczkiem. Pianka spała, ale nie potrwa to długo. Już za chwilę obudzi się by zobaczyć, że jej mama odeszła. Że Pszczeli Miód poluje już z Klanem Gwiazdy. Płomienna Gwiazda wpadł do żłobka jak burza, by zwolnić, a przy ciele córki już zupełnie stanąć. I upaść. Polizać futro Pszczelego Miodu. Świetlik podeszła do niego i wtuliła głowę w bok ojca.
- Najpierw Klan Gwiazd zabrał mi Biedronkę, później Osę. A jeszcze później Malinową Gwiazdę. Teraz zabiera mi ciebie, Pszczółko - po tych słowach popatrzył smutno na Świetlikową Ścieżkę - Tylko ty mi zostałaś, Świetliku.
- Nie zostawię cię, tatusiu - załkała cicho.
Trwali tak razem, przy ciele Pszczelego Miodu, która przeżyła zaledwie kilka dni od czasu porodu. Zapomnienie podeszła do nich, jednak nic nie mówiła. By zaznajomiona ze śmiercią, Wrzosowy Kieł opowiadał jej o Klanie Gwiazd.
- Tam - tu wskazała łebkiem w górę - będzie jej dobrze. Spotka babcię. I wasze rodzeństwo, mamusiu.
Nikt nie odpowiedział. Zapomnienie umilkła. I ona była pogrążona w żalu, a mogła po prostu się bawić i nie rozumieć. Ale rozumiała. Wiedziała bardzo dużo.
Od Miętowego Oddechu c.d. Piaskowego Podmuchu
Od razu po spotkaniu z Piaskową wróciłem na swoje tereny i wylizałem dokładnie futro. Potem wróciłem do obozu i cicho wszedłem do legowiska. Jednak niechcący obudziłem jednego z wojowników.
- Miętowy Oddech? Czemu nie śpisz? - spytała moja dawna mentorka.
- Nie mogłem zasnąć Zabluszczone Futerko. Udałem się na krótki spacer. Przepraszam, że Cię obudziłem. - szepnąłem.
Potem położyłem się na legowisku i zasnąłem.
***
Przez dłuższy czas nie widziałem się z Piaskowym Podmuchem. Nie mogłem, bo chyba kilka kotów zaczęło coś podejrzewać. Więc na kilka dni spasowałem. Pewnego dnia podczas polowania natknąłem się na znajomy mi już zapach. Rozejrzałem się wokół.
- Wyjdź Srebrzyste Piórko. Jesteśmy sami. - powiedziałem z niechęcią.
Ona zeszła z drzewa i przywaliła mi łapą w pysk. Na szczęście miała schowane pazury.
- Ciebie też nie miło widzieć. Czego tu chcesz? - spytałem szybko.
- Czemu ją zaniedbywujesz? Ona przychodzi na spotkania dzień w dzień, a Ciebie nie ma! - fuknęła kotka.
- Nie mogę. Inni zaczynają coś podejrzewać. A jak czuję się Piaskowy Podmuch?
- Oprócz tego, że jest smutna, bo ty kupo futra nie chcesz się z nią spotykać, to w sumie dobrze. Zaczyna więcej jeść. Ale chce się z tobą spotkać.
- Na razie nie mogę. Muszę trochę poczekać. Przyjdź za pięć wschodów słońca. Obgadamy... Ktoś tu idzie. - powiedziałem wyczuwając kilka kotówz mojego klanu - Udawaj, że się bijemy. Jak zobaczą, że ze sobą rozmawiamy, to wygnają mnie z klanu.
Nie musiałem długo czekać. Kotka rzuciła się na mnie z pazurami i przygwoździła do ziemi. Szybko ją z siebie zrzuciłem i podrapałem jej bok. Ona z furią ugryzła mnie w łapę.
Ktoś z KK?
- Miętowy Oddech? Czemu nie śpisz? - spytała moja dawna mentorka.
- Nie mogłem zasnąć Zabluszczone Futerko. Udałem się na krótki spacer. Przepraszam, że Cię obudziłem. - szepnąłem.
Potem położyłem się na legowisku i zasnąłem.
***
Przez dłuższy czas nie widziałem się z Piaskowym Podmuchem. Nie mogłem, bo chyba kilka kotów zaczęło coś podejrzewać. Więc na kilka dni spasowałem. Pewnego dnia podczas polowania natknąłem się na znajomy mi już zapach. Rozejrzałem się wokół.
- Wyjdź Srebrzyste Piórko. Jesteśmy sami. - powiedziałem z niechęcią.
Ona zeszła z drzewa i przywaliła mi łapą w pysk. Na szczęście miała schowane pazury.
- Ciebie też nie miło widzieć. Czego tu chcesz? - spytałem szybko.
- Czemu ją zaniedbywujesz? Ona przychodzi na spotkania dzień w dzień, a Ciebie nie ma! - fuknęła kotka.
- Nie mogę. Inni zaczynają coś podejrzewać. A jak czuję się Piaskowy Podmuch?
- Oprócz tego, że jest smutna, bo ty kupo futra nie chcesz się z nią spotykać, to w sumie dobrze. Zaczyna więcej jeść. Ale chce się z tobą spotkać.
- Na razie nie mogę. Muszę trochę poczekać. Przyjdź za pięć wschodów słońca. Obgadamy... Ktoś tu idzie. - powiedziałem wyczuwając kilka kotówz mojego klanu - Udawaj, że się bijemy. Jak zobaczą, że ze sobą rozmawiamy, to wygnają mnie z klanu.
Nie musiałem długo czekać. Kotka rzuciła się na mnie z pazurami i przygwoździła do ziemi. Szybko ją z siebie zrzuciłem i podrapałem jej bok. Ona z furią ugryzła mnie w łapę.
Ktoś z KK?
Od Słonecznej Łapy (Blasku)
- Niech wszystkie koty na tyle dorosłe, by samodzielnie polować zbiorą się na spotkanie Klanu!
Głos Kruczej Gwiazdy poniósł się nad obozem. Pręgowany Grzbiet wychyliła głowę ze żłobka, a zobaczywszy Kruczą Gwiazdę w miejscu, z którego zwykł przemawiać do Klanu Klifu ruszyła powoli i z uśmiechem w stronę lidera. Z legowiska wojowników wychodziły koty, Słoneczna Łapa widział ciekawość na ich pyskach i niedowierzanie, gdy dostrzegały tego niepozornego, czarnego pointa u boku czarnego lidera. Zabluszczone Futerko szła u boku Borsuczego Cienia, który z dumą patrzył na swojego pierwszego ucznia. Trzepocząca Ćma uśmiechała się delikatnie, Spadający Liść przysiadł przy Pręgowanym Grzbiecie, a sam Ostry Kieł miał przez chwilę na pysku coś w rodzaju delikatnego, bardzo delikatnego uśmiechu, który szybko zniknął.
- Ja, Krucza Gwiazda, przywódca Klanu Klifu wzywam naszych walecznych przodków by spojrzeli na tego ucznia! Pilnie trenował by poznać wasz szlachetny kodeks. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Słoneczna Łapo, czy obiecujesz przestrzegać Kodeksu Wojownika oraz chronić Klan Klifu i bronić go, nawet za cenę własnego życia?
To proste pytanie zadźwięczało w uszach Słonecznej Łapy.
- Tak - powiedział. Jego głos był silny, dumny i zdecydowany - Przysięgam.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci więc imię wojownika. Od tej chwili znany będziesz jako Słoneczny Blask. Klan Gwiazdy wita cię jako nowego wojownika.
Słoneczny Blask słyszał głosy kotów skandujących jego nowe imię. Była wśród nich Pręgowany Grzbiet, mała Wierzba i Jerzyk krzyczeli ze żłobka. Jego mentor wraz z Zabluszczonym Futerkiem i Trzepoczącą Ćmą z którymi tyle razy chodził na patrole...
- Gratulacje - powiedział cicho Ostry Kieł. A może Słonecznemu Blaskowi po prostu wydawało się, że to powiedział?
Głos Kruczej Gwiazdy poniósł się nad obozem. Pręgowany Grzbiet wychyliła głowę ze żłobka, a zobaczywszy Kruczą Gwiazdę w miejscu, z którego zwykł przemawiać do Klanu Klifu ruszyła powoli i z uśmiechem w stronę lidera. Z legowiska wojowników wychodziły koty, Słoneczna Łapa widział ciekawość na ich pyskach i niedowierzanie, gdy dostrzegały tego niepozornego, czarnego pointa u boku czarnego lidera. Zabluszczone Futerko szła u boku Borsuczego Cienia, który z dumą patrzył na swojego pierwszego ucznia. Trzepocząca Ćma uśmiechała się delikatnie, Spadający Liść przysiadł przy Pręgowanym Grzbiecie, a sam Ostry Kieł miał przez chwilę na pysku coś w rodzaju delikatnego, bardzo delikatnego uśmiechu, który szybko zniknął.
- Ja, Krucza Gwiazda, przywódca Klanu Klifu wzywam naszych walecznych przodków by spojrzeli na tego ucznia! Pilnie trenował by poznać wasz szlachetny kodeks. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Słoneczna Łapo, czy obiecujesz przestrzegać Kodeksu Wojownika oraz chronić Klan Klifu i bronić go, nawet za cenę własnego życia?
To proste pytanie zadźwięczało w uszach Słonecznej Łapy.
- Tak - powiedział. Jego głos był silny, dumny i zdecydowany - Przysięgam.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci więc imię wojownika. Od tej chwili znany będziesz jako Słoneczny Blask. Klan Gwiazdy wita cię jako nowego wojownika.
Słoneczny Blask słyszał głosy kotów skandujących jego nowe imię. Była wśród nich Pręgowany Grzbiet, mała Wierzba i Jerzyk krzyczeli ze żłobka. Jego mentor wraz z Zabluszczonym Futerkiem i Trzepoczącą Ćmą z którymi tyle razy chodził na patrole...
- Gratulacje - powiedział cicho Ostry Kieł. A może Słonecznemu Blaskowi po prostu wydawało się, że to powiedział?
Od Słonecznej Łapy CD. Wierzby
Słoneczna Łapa nie rozumiał czemu poczuł w brzuchu dziwne łaskotanie. Wbite w niego ślepia Wierzby wydawały się przewiercać kocurka na wylot.
- Uważam... - zaczął cicho, po czym dodał pewniej - Uważam, że już teraz jesteś najpiękniejsza i najlepsza wśród kociąt, a gdy zostaniesz uczennicą będziesz jeszcze piękniejsza i jeszcze silniejsza.
Wierzbie zaświeciły się zielone ślepia, pojawiły się w nich radosne iskierki.
- Na prawdę? - zapytała.
- Tak - uśmiechnął się - A poza tym uważam, że gdybyś kiedykolwiek miała kocięta byłyby najpiękniejszymi kociętami jakie widział Klan Klifu, a ich ojcem byłby najszlachetniejszy wśród szlachetnych wojowników.
- Mamo? - Wierzba odwróciła głowę w stronę Pręgowanego Grzbietu. Kotka pokiwała głową delikatnie z uśmiechem na pyszczku.
- Już niedługo zostaniesz uczennicą, masz już przecież cztery księżyce - uśmiechnął się Słoneczna Łapa - Wytrzymałaś już cztery długie księżyce czekając na mianowanie, jeszcze dwa nie będą chyba jakoś specjalnie straszne.
Wierzba pokiwała głową.
<Jedno wielkie iks de, czyli Słonecznik układa Wierzbie życie. W odpisie możesz zrobić skip time'a, bo zaraz piszę mianowanie Słoneczka wojem>
- Uważam... - zaczął cicho, po czym dodał pewniej - Uważam, że już teraz jesteś najpiękniejsza i najlepsza wśród kociąt, a gdy zostaniesz uczennicą będziesz jeszcze piękniejsza i jeszcze silniejsza.
Wierzbie zaświeciły się zielone ślepia, pojawiły się w nich radosne iskierki.
- Na prawdę? - zapytała.
- Tak - uśmiechnął się - A poza tym uważam, że gdybyś kiedykolwiek miała kocięta byłyby najpiękniejszymi kociętami jakie widział Klan Klifu, a ich ojcem byłby najszlachetniejszy wśród szlachetnych wojowników.
- Mamo? - Wierzba odwróciła głowę w stronę Pręgowanego Grzbietu. Kotka pokiwała głową delikatnie z uśmiechem na pyszczku.
- Już niedługo zostaniesz uczennicą, masz już przecież cztery księżyce - uśmiechnął się Słoneczna Łapa - Wytrzymałaś już cztery długie księżyce czekając na mianowanie, jeszcze dwa nie będą chyba jakoś specjalnie straszne.
Wierzba pokiwała głową.
<Jedno wielkie iks de, czyli Słonecznik układa Wierzbie życie. W odpisie możesz zrobić skip time'a, bo zaraz piszę mianowanie Słoneczka wojem>
Od Srebrnego Szlaku Między Gwiazdami CD. Paprociowej Łapy
*Akcja opowiadania toczy się przed atakiem Klanu Lisa na Klan Nocy*
- Zwą mnie Srebrny Szlak Między Gwiazdami - odparłam nie przerywając mojej dotychczasowej czynności jaką była staranna pielęgnacja.
- Co to za imię? - burknęła czekoladowa. Uśmiechnęłam się mimo woli.
- Zgaduję, że jesteś z Klanu, a to pozwala mi sądzić, że moje imię jest ładniejsze od twojego. Pozwól mi zgadnąć... Brzydka Łapa? Głupia Łapa? Nieumiejętna? Dziwna? Nadpobudliwa?
Widziałam jak pysk koteczki zmieniał swój wyraz z lekko zakłopotanego w prawdziwie wściekły.
- Jestem Paprociowa Łapa, uczennica Świetlikowej Ścieżki i Czarnego Piórka.
Kotka zmierzyła mnie ostrym wzrokiem gdy parsknęłam śmiechem na dźwięk imienia jej mentorki.
- Świetlikowa? - kpiłam - Istnieje w ogóle takie słowo? Wydaje mi się, że jesteś po prostu pieszczoszką, której mamusia poopowiadała jakieś straszne rzeczy o dzikich kotkach, więc malutka Paprotka chciała sprawdzić czy to prawda, ale jakaś zła - tu zaśmiałam się ponownie - bardzo, ale to bardzo zła samotniczka zrobiła jej krzywdę.
Kotka syknęła wściekle i skoczyła w moim kierunku, jednak ja jedynie odsunęłam się delikatnie w prawo nie przerywając lizania ogona. Paprociowa Łapa przewróciła się i chwilkę leżała nieruchomo. Podskoczyła i patrząc na mnie wściekle syknęła:
- Świetlikowa Ścieżka jest najlepszą wojowniczką w Klanie, jej ojciec jest liderem, a moja matka jego zastępczynią. Nie śmiej porównywać mnie z pieszczochami.
- Jeśli ktoś walczy bardziej beznadziejnie niż koteczek dwunożnych mający jeszcze mleko pod wąsem... - zaczęłam. Paprociowa Łapa ponowiła atak, nieskutecznie oczywiście.
- Nienawidzę cię - splunęła.
- A ja cię lubię, Paprotko. Jesteś wyjątkowo śmiesznym kociakiem.
<Paproćku? Nje zabijaj, please.>
- Zwą mnie Srebrny Szlak Między Gwiazdami - odparłam nie przerywając mojej dotychczasowej czynności jaką była staranna pielęgnacja.
- Co to za imię? - burknęła czekoladowa. Uśmiechnęłam się mimo woli.
- Zgaduję, że jesteś z Klanu, a to pozwala mi sądzić, że moje imię jest ładniejsze od twojego. Pozwól mi zgadnąć... Brzydka Łapa? Głupia Łapa? Nieumiejętna? Dziwna? Nadpobudliwa?
Widziałam jak pysk koteczki zmieniał swój wyraz z lekko zakłopotanego w prawdziwie wściekły.
- Jestem Paprociowa Łapa, uczennica Świetlikowej Ścieżki i Czarnego Piórka.
Kotka zmierzyła mnie ostrym wzrokiem gdy parsknęłam śmiechem na dźwięk imienia jej mentorki.
- Świetlikowa? - kpiłam - Istnieje w ogóle takie słowo? Wydaje mi się, że jesteś po prostu pieszczoszką, której mamusia poopowiadała jakieś straszne rzeczy o dzikich kotkach, więc malutka Paprotka chciała sprawdzić czy to prawda, ale jakaś zła - tu zaśmiałam się ponownie - bardzo, ale to bardzo zła samotniczka zrobiła jej krzywdę.
Kotka syknęła wściekle i skoczyła w moim kierunku, jednak ja jedynie odsunęłam się delikatnie w prawo nie przerywając lizania ogona. Paprociowa Łapa przewróciła się i chwilkę leżała nieruchomo. Podskoczyła i patrząc na mnie wściekle syknęła:
- Świetlikowa Ścieżka jest najlepszą wojowniczką w Klanie, jej ojciec jest liderem, a moja matka jego zastępczynią. Nie śmiej porównywać mnie z pieszczochami.
- Jeśli ktoś walczy bardziej beznadziejnie niż koteczek dwunożnych mający jeszcze mleko pod wąsem... - zaczęłam. Paprociowa Łapa ponowiła atak, nieskutecznie oczywiście.
- Nienawidzę cię - splunęła.
- A ja cię lubię, Paprotko. Jesteś wyjątkowo śmiesznym kociakiem.
<Paproćku? Nje zabijaj, please.>
Nowi członkowie Klanu Gwiazd!
SZKARŁATNY WICHER
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Walka; rozjechanie przez Potwora
Odszedł do Klanu Gwiazd
SKACZĄCY WZROK
NPC
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna śmierci: Zabicie przez Sarnę Biegnącą Przez Las
Odszedł do Klanu Gwiazd
25 listopada 2017
Od Jasia C.D. Sarenki
Dla Jasia była to pierwsza walka. Ale był gotów. Całe życie przygotowywał się do tej chwili. Z zaciętością prawdziwego wojownika walczył ze swoim przeciwnikiem. Jego srebrzyste pazury błyszczały w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Był to średniej wielkości kocur, o białej sierści upstrzonej szarymi łatami. W żółtych oczach żarzył się ogień. Kocur był zdeterminowany, gotów do walki. Ale jego młody przeciwnik także. Jaś był od niego jedynie niewiele mniejszy, ale wygląd miał równie imponujący. Był także bardzo podobny do przeciwnika, jedynie układ szarych łat i ilość blizn na ciele ich różniły. Jaś wiedział, że nieostrożnie dobrał sobie przeciwnika. Podobieństwo jego i tamtego kota mogły być mylące dla członków Klanu Lisa. Nie chciał ryzykować, że Sarenka, Kropelka lub Szrama pomogą wrogowi lub gorzej, nie pomogą Jasiowi gdy pazury wojownika Klanu Nocy wbiją się w jego skórę.
Z początku ich walka była serią uników Jasia, ale młody kocur szybko przeszedł do obrony. W serii swoich odskoków rozumnie pojął, że jego przeciwnik polega głównie na swojej sile. Wyraźnie próbował przyciągnąć do siebie Jasia. Jednak nic z tego. On był znacznie szybszy niż przeciwnik, a cechowała go również siła, której jednak starał się nie okazywać.
Swoimi skokami w tył zwabił przeciwnika daleko od reszty. Widział pewność siebie w oczach wroga. Dlatego zaczął uciekać. Wojownik pobiegł za nim. Tak, jak młodziak chciał. W końcu znaleźli się blisko Drogi Grzmotu. Tutaj Jaś się zatrzymał.
Wojownik dobiegł do niego. Wokół była szarość, charakterystyczna dla chwili znikania blasku słońca za horyzontem. Jednak kocie oczy doskonale widziały w tej ciemności, walka była zatem jeszcze bardziej uczciwa niż o jakiejkolwiek innej porze dnia. Jaś był gotowy. On i jego przeciwnik patrzeli sobie w oczy w chorym napięciu. Żaden potwór nie przebiegał teraz obok. Żaden też ptak nie śpiewał. Wszędzie była cisza, jakby las zamilkł specjalnie dla tego momentu. Wtedy Jaś skoczył.
Wylądował na przeciwniku z góry, wbijając tylne łapy w jego kark i odskakując. Przeciwnik zdenerwował się. W furii rzucił się na wojownika Klanu Lisa, ale ten zgrabnie uniknął jego szponów. Upadając ciężko na przednie łapy, wojownik przeturlał się i rozdarł sobie dolną wargę. Z rany zaczęła cieknąć krew, którą wojownik oblizał.
- Czego chcecie? - spytał kocur swoim dojrzałym głosem.
- Zabiliście Sowę - odparł Jaś, a wtedy właśnie Drogą Grzmotu przebiegł jakiś potwór. Jednak po chwili znów nastała cisza.
- W ostatnich księżycach Klan Nocy nie zabił żadnych sów - prychnął wojownik z przekąsem, jakby nie do końca rozumiejąc słowa młodszego.
- Sowa była naszą przywódczynią! - zawołał Jaś. - Wojowniczką Klanu Lisa, a wasz głupi klan ja zabił!
- Jeżeli nasi wojownicy ją zabili to najwyraźniej musiała zrobić coś złego! - syknął wojownik, a jeszcze jeden potwór przebiegł obok. Jaś chciał się z nim kłócić, ale nie zauważył, że podczas tej dyskusji za bardzo się rozluźnił. To pozwoliło przeciwnikowi rzucić się na niego i przydusić do ziemi.
Kocur był naprawdę bardzo silny. Nie pozwalał Jasiowi się odrzucić. Przyciskając łapę do jego gardła dusił go, patrząc mu w oczy. Nagle jednak puścił i odszedł kilka kroków w tył.
- Ale... Ale to niemożliwe! - zawołał wojownik. - Ty musisz być W-wicherek! A-ale...
Jaś również zastygł słysząc jego słowa. Wicherek? Gdzieś z tyłu głowy świeciła mu myśl, stare wspomnienie. Coś niczym krzyk...
WICHEREK!
Jasia wspomnienie to odrzuciło w tył. Przed oczami malował mu się obraz Rose wyciągającej do niego dłonie. Ale nie te ciepłe dłonie, które drapały go pod brodą. On się jej bał. Bał się tego wielkiego, przedziwnego monstrum.
WICHEREK!
Jaś podniósł wzrok ponownie na swojego przeciwnika. Tym razem był bardziej wściekły niż zaskoczony.
- Skąd znasz moje prawdziwe imię? - syknął przybierając znów bojową pozę.
- Twoja matka mi je zdradziła - powiedział kot. - Ty... Ty jesteś moim synem! Nie powinniśmy walczyć! Ale... Ale ty powinieneś być w Klenie Burzy!
Klan Burzy? Jasiowi znów jak mgła rozmywało się to słowo. Gdzieś już je kiedyś słyszał. Wiele razy. Dopiero po chwili dotarły do niego pozostałe słowa. Ten kot znał jego matkę! Jego prawdziwą matkę! Nic dziwnego skoro był jego... ojcem? Ale to nie możliwe.
- Mówisz głupoty! Jesteś kłamcą! - syknął Jaś. - Moja mama nie należała do Klanu Nocy!
Nie należała do Klanu Nocy, był tego pewien. Jego matka była pieszczoszką! Przecież pamięta zapach jej mleka i ciepłe posłanie w domu dwunożnych. Jego matka...
WICHEREK!
Jego matka biegła za Rose. Była wściekła. Ale czemu? Czemu chciała zaatakować dziewczynkę? Czemu Jaś bał się Rose?
- Twoja matka zdradziła klan - powiedział wojownik Klanu Nocy. - Ja także zdradziłem swój. Urodziła moje kocięta. Ty jesteś z mojej krwi.
Jaś nie chciał w to wierzyć. To wszystko nie miało sensu. Zdenerwowany rzucił się na kocura, pchnął go mocno. Kot wpadł na Drogę Grzmotu, prosto pod potwora. W ostatniej chwili wydał z siebie głośny pisk.
Po chwili na miejsce wydarzenia przybiegła Sarenka. Zmartwiona kotka przytuliła się do jego boku.
- Dobra robota - powiedziała. - Wystraszyłam się, że coś ci się stało.
- Martwiłaś się o mnie? - zapytał Jaś z błyskiem w oczach.
- Nie pochlebiaj sobie - mruknęła. - Musimy szybko wracać do Kropelki. Pilnuje Płomiennej Gwiazdy.
- Złapaliśmy Płomienną Gwiazdę? - zdziwił się kocur.
- W walce zabił Szramę, ale potem razem z Kropelką go pokonałyśmy. Gdy usłyszałam krzyk pobiegłam ci na ratunek. Kazałam jej go pilnować.
Jednak gdy wrócili na miejsce jedyne co zastali to dwa zakrwawione ciała. Szramy i kocura z Klanu Nocy. Po liderze i Kropelce nie było śladu.
<Sarna?>
Z początku ich walka była serią uników Jasia, ale młody kocur szybko przeszedł do obrony. W serii swoich odskoków rozumnie pojął, że jego przeciwnik polega głównie na swojej sile. Wyraźnie próbował przyciągnąć do siebie Jasia. Jednak nic z tego. On był znacznie szybszy niż przeciwnik, a cechowała go również siła, której jednak starał się nie okazywać.
Swoimi skokami w tył zwabił przeciwnika daleko od reszty. Widział pewność siebie w oczach wroga. Dlatego zaczął uciekać. Wojownik pobiegł za nim. Tak, jak młodziak chciał. W końcu znaleźli się blisko Drogi Grzmotu. Tutaj Jaś się zatrzymał.
Wojownik dobiegł do niego. Wokół była szarość, charakterystyczna dla chwili znikania blasku słońca za horyzontem. Jednak kocie oczy doskonale widziały w tej ciemności, walka była zatem jeszcze bardziej uczciwa niż o jakiejkolwiek innej porze dnia. Jaś był gotowy. On i jego przeciwnik patrzeli sobie w oczy w chorym napięciu. Żaden potwór nie przebiegał teraz obok. Żaden też ptak nie śpiewał. Wszędzie była cisza, jakby las zamilkł specjalnie dla tego momentu. Wtedy Jaś skoczył.
Wylądował na przeciwniku z góry, wbijając tylne łapy w jego kark i odskakując. Przeciwnik zdenerwował się. W furii rzucił się na wojownika Klanu Lisa, ale ten zgrabnie uniknął jego szponów. Upadając ciężko na przednie łapy, wojownik przeturlał się i rozdarł sobie dolną wargę. Z rany zaczęła cieknąć krew, którą wojownik oblizał.
- Czego chcecie? - spytał kocur swoim dojrzałym głosem.
- Zabiliście Sowę - odparł Jaś, a wtedy właśnie Drogą Grzmotu przebiegł jakiś potwór. Jednak po chwili znów nastała cisza.
- W ostatnich księżycach Klan Nocy nie zabił żadnych sów - prychnął wojownik z przekąsem, jakby nie do końca rozumiejąc słowa młodszego.
- Sowa była naszą przywódczynią! - zawołał Jaś. - Wojowniczką Klanu Lisa, a wasz głupi klan ja zabił!
- Jeżeli nasi wojownicy ją zabili to najwyraźniej musiała zrobić coś złego! - syknął wojownik, a jeszcze jeden potwór przebiegł obok. Jaś chciał się z nim kłócić, ale nie zauważył, że podczas tej dyskusji za bardzo się rozluźnił. To pozwoliło przeciwnikowi rzucić się na niego i przydusić do ziemi.
Kocur był naprawdę bardzo silny. Nie pozwalał Jasiowi się odrzucić. Przyciskając łapę do jego gardła dusił go, patrząc mu w oczy. Nagle jednak puścił i odszedł kilka kroków w tył.
- Ale... Ale to niemożliwe! - zawołał wojownik. - Ty musisz być W-wicherek! A-ale...
Jaś również zastygł słysząc jego słowa. Wicherek? Gdzieś z tyłu głowy świeciła mu myśl, stare wspomnienie. Coś niczym krzyk...
WICHEREK!
Jasia wspomnienie to odrzuciło w tył. Przed oczami malował mu się obraz Rose wyciągającej do niego dłonie. Ale nie te ciepłe dłonie, które drapały go pod brodą. On się jej bał. Bał się tego wielkiego, przedziwnego monstrum.
WICHEREK!
Jaś podniósł wzrok ponownie na swojego przeciwnika. Tym razem był bardziej wściekły niż zaskoczony.
- Skąd znasz moje prawdziwe imię? - syknął przybierając znów bojową pozę.
- Twoja matka mi je zdradziła - powiedział kot. - Ty... Ty jesteś moim synem! Nie powinniśmy walczyć! Ale... Ale ty powinieneś być w Klenie Burzy!
Klan Burzy? Jasiowi znów jak mgła rozmywało się to słowo. Gdzieś już je kiedyś słyszał. Wiele razy. Dopiero po chwili dotarły do niego pozostałe słowa. Ten kot znał jego matkę! Jego prawdziwą matkę! Nic dziwnego skoro był jego... ojcem? Ale to nie możliwe.
- Mówisz głupoty! Jesteś kłamcą! - syknął Jaś. - Moja mama nie należała do Klanu Nocy!
Nie należała do Klanu Nocy, był tego pewien. Jego matka była pieszczoszką! Przecież pamięta zapach jej mleka i ciepłe posłanie w domu dwunożnych. Jego matka...
WICHEREK!
Jego matka biegła za Rose. Była wściekła. Ale czemu? Czemu chciała zaatakować dziewczynkę? Czemu Jaś bał się Rose?
- Twoja matka zdradziła klan - powiedział wojownik Klanu Nocy. - Ja także zdradziłem swój. Urodziła moje kocięta. Ty jesteś z mojej krwi.
Jaś nie chciał w to wierzyć. To wszystko nie miało sensu. Zdenerwowany rzucił się na kocura, pchnął go mocno. Kot wpadł na Drogę Grzmotu, prosto pod potwora. W ostatniej chwili wydał z siebie głośny pisk.
Po chwili na miejsce wydarzenia przybiegła Sarenka. Zmartwiona kotka przytuliła się do jego boku.
- Dobra robota - powiedziała. - Wystraszyłam się, że coś ci się stało.
- Martwiłaś się o mnie? - zapytał Jaś z błyskiem w oczach.
- Nie pochlebiaj sobie - mruknęła. - Musimy szybko wracać do Kropelki. Pilnuje Płomiennej Gwiazdy.
- Złapaliśmy Płomienną Gwiazdę? - zdziwił się kocur.
- W walce zabił Szramę, ale potem razem z Kropelką go pokonałyśmy. Gdy usłyszałam krzyk pobiegłam ci na ratunek. Kazałam jej go pilnować.
Jednak gdy wrócili na miejsce jedyne co zastali to dwa zakrwawione ciała. Szramy i kocura z Klanu Nocy. Po liderze i Kropelce nie było śladu.
<Sarna?>
Od Wierzby CD. Ostrego Kła
Wierzba przełknęła kolejny i ostatni kęs wróbla. Oblizała się i ponownie spojrzała na Ostrego Kła. Choroba nadal jej dokuczała, ale było już lepiej. Bura koteczka chwiejnym krokiem podeszła do młodego wojownika.
- Fenkułowe Serce powiedziała, że nie będę miała tego paskudnego kaszlu. - miauknęła radośnie Wierzba i otarła się lekko o łapy Ostrego Kła.
- To dobrze, Wierzbo. - powiedział kocur i polizał Wierzbę po głowie. W legowisku medyka rozległo się ciche mruczenie burej koteczki. Po chwili Wierzba cicho zakaszlała.
- Co dzisiaj robiłeś? - zapytała zachrypniętym głosem młoda.
- Polowałem. - rzekł Ostry Kieł.
- Tak długo? - Wierzba nie była zadowolona z odpowiedzi, więc zmarszczyła nosek i przekrzywiła nieco łepek w lewą stronę, po czym kaszlnęła cicho.
- Polowanie może trochę zająć. - miauknął z uśmiechem na pyszczku wojownik. Wierzba trzepnęła ogonkiem o ziemię.
- A dlaczego mnie nie zabierasz? - koteczka udała oburzoną i wypięła dumnie pierś. - Mam już 4 księżyce! Nawet więcej!
- Poczekaj jeszcze chwilę, a zostaniesz uczniem i dostaniesz mentora. On na pewno będzie cię zabierał na polowania i patrole...
- Ale ja chcę polować z tobą... - westchnęła Wierzba. Ostry Kieł objął koteczkę ogonem i zamruczał cicho.
- Jest możliwość, że ja będę twoim mentorem. - powiedział, patrząc Wierzbie w oczy.
- Naprawdę?! - ślepka koteczki zabłysły. - I byś mnie uczył? - Ostry Kieł potwierdził skinieniem głowy.
- O tym zadecyduje Krucza Gwiazda. - powiedział młody wojownik.
- To pójdę do niego i go poproszę. - miauknęła uradowana i niemal by wystrzeliła z legowiska medyka, gdyby nie to, że Ostry Kieł w porę złapał ją za kark.
- Ej! - zaprotestowała koteczka.
- Nadal jesteś za młoda, na zostanie uczniem, Wierzbo. - odpowiedział biało-rudy wojownik.
- A-ale! - Wierzba szukała w głowie argumentów.
- A jeśli Krucza Gwiazda się pogniewa na ciebie i nie będę twoim mentorem?
- Nie! - miauknęła szybko Wierzba swym zachrypniętym głosikiem.
- No właśnie. - mruknął rozbawiony kocur.
***
Po paru tygodniach Wierzba była już zdrowa. Pręgowany Grzbiet każdej nocy dziękowała klanowi Gwiazdy za to. Pewnego dnia w porze szczytowania słońca, Wierzba wybiegła z legowiska, a za nią Cierń, Jeżyk, i troszkę dalej ich matka oraz Mech. Trzej bracia zaczęli udawać walkę, a Wierzba pobiegła do legowiska wojowników, by obudzić wszystkich, a Ostrego Kła wyciągnąć na zewnątrz.
- Ostry Kle! Ostry Kle! - zaczęła wołać, gdy tylko wpadła do legowiska.
<Ostry Kle? xd (nie mam weny. Opuściła mnie przy pisaniu opek ;-;)
- Fenkułowe Serce powiedziała, że nie będę miała tego paskudnego kaszlu. - miauknęła radośnie Wierzba i otarła się lekko o łapy Ostrego Kła.
- To dobrze, Wierzbo. - powiedział kocur i polizał Wierzbę po głowie. W legowisku medyka rozległo się ciche mruczenie burej koteczki. Po chwili Wierzba cicho zakaszlała.
- Co dzisiaj robiłeś? - zapytała zachrypniętym głosem młoda.
- Polowałem. - rzekł Ostry Kieł.
- Tak długo? - Wierzba nie była zadowolona z odpowiedzi, więc zmarszczyła nosek i przekrzywiła nieco łepek w lewą stronę, po czym kaszlnęła cicho.
- Polowanie może trochę zająć. - miauknął z uśmiechem na pyszczku wojownik. Wierzba trzepnęła ogonkiem o ziemię.
- A dlaczego mnie nie zabierasz? - koteczka udała oburzoną i wypięła dumnie pierś. - Mam już 4 księżyce! Nawet więcej!
- Poczekaj jeszcze chwilę, a zostaniesz uczniem i dostaniesz mentora. On na pewno będzie cię zabierał na polowania i patrole...
- Ale ja chcę polować z tobą... - westchnęła Wierzba. Ostry Kieł objął koteczkę ogonem i zamruczał cicho.
- Jest możliwość, że ja będę twoim mentorem. - powiedział, patrząc Wierzbie w oczy.
- Naprawdę?! - ślepka koteczki zabłysły. - I byś mnie uczył? - Ostry Kieł potwierdził skinieniem głowy.
- O tym zadecyduje Krucza Gwiazda. - powiedział młody wojownik.
- To pójdę do niego i go poproszę. - miauknęła uradowana i niemal by wystrzeliła z legowiska medyka, gdyby nie to, że Ostry Kieł w porę złapał ją za kark.
- Ej! - zaprotestowała koteczka.
- Nadal jesteś za młoda, na zostanie uczniem, Wierzbo. - odpowiedział biało-rudy wojownik.
- A-ale! - Wierzba szukała w głowie argumentów.
- A jeśli Krucza Gwiazda się pogniewa na ciebie i nie będę twoim mentorem?
- Nie! - miauknęła szybko Wierzba swym zachrypniętym głosikiem.
- No właśnie. - mruknął rozbawiony kocur.
***
Po paru tygodniach Wierzba była już zdrowa. Pręgowany Grzbiet każdej nocy dziękowała klanowi Gwiazdy za to. Pewnego dnia w porze szczytowania słońca, Wierzba wybiegła z legowiska, a za nią Cierń, Jeżyk, i troszkę dalej ich matka oraz Mech. Trzej bracia zaczęli udawać walkę, a Wierzba pobiegła do legowiska wojowników, by obudzić wszystkich, a Ostrego Kła wyciągnąć na zewnątrz.
- Ostry Kle! Ostry Kle! - zaczęła wołać, gdy tylko wpadła do legowiska.
<Ostry Kle? xd (nie mam weny. Opuściła mnie przy pisaniu opek ;-;)
Od Srebrzystego Piórka
Piaskowy Podmuch wylizywała sobie futerko szykując się na spotkanie z Miętowym Oddechem. Ja leżałam na swoim legowisku i patrzyłam na nią.
- Po co się dla niego tak pindrzysz? - spytałam.
- Chcę dla niego jakoś wyglądać. - powiedziała.
- On się jakoś dla Ciebie nie wysila.
- Bo nie ma czasu. Zawsze spotykamy się, jak on wychodzi na polowania lub patrole. Ty tego nie zrozumiesz.
- I chyba nie chcę. On miesza Ci w głowie. Nie wystarczy, że zrobił Ci kocięta?
- Nie. My się kochamy i chcemy się spotykać. - powiedziała kończąc się ,,wystrajać" - Ja już muszę iść. Pamiętaj nie idź za mną.
Mruknęłam cicho. Potem siostra wyszła. Odczekałam około 60 bić serca, a potem poszłam za nią. Od razu wskoczyłam w krzaki i zaczęłam ją śledzić. Dziś spotkali się na terenach Klanu Klifu. To było bardzo nie odpowiedzialne, bo w każdej chwili jakiś futrzak od tego starego głupca mógł ich przyłapać. Chciałam wejść na drzewo, ale gdy tylko wyszłam z krzaków coś na mnie skoczyło i przygwoździło do ziemi. Ja jednak szybko zrzuciłam z siebie to coś i zobaczyłam młodego kocura. Stał pod wiatr i go nie zauważyłam. Jak on tam miał... Szorstka Łapa? A w sumie co mnie to obchodzi. To tylko głupi uczniak, którego mogłam powalić jedną łapą.
Ostry Kieł? (czekam na szybki odpis)
- Po co się dla niego tak pindrzysz? - spytałam.
- Chcę dla niego jakoś wyglądać. - powiedziała.
- On się jakoś dla Ciebie nie wysila.
- Bo nie ma czasu. Zawsze spotykamy się, jak on wychodzi na polowania lub patrole. Ty tego nie zrozumiesz.
- I chyba nie chcę. On miesza Ci w głowie. Nie wystarczy, że zrobił Ci kocięta?
- Nie. My się kochamy i chcemy się spotykać. - powiedziała kończąc się ,,wystrajać" - Ja już muszę iść. Pamiętaj nie idź za mną.
Mruknęłam cicho. Potem siostra wyszła. Odczekałam około 60 bić serca, a potem poszłam za nią. Od razu wskoczyłam w krzaki i zaczęłam ją śledzić. Dziś spotkali się na terenach Klanu Klifu. To było bardzo nie odpowiedzialne, bo w każdej chwili jakiś futrzak od tego starego głupca mógł ich przyłapać. Chciałam wejść na drzewo, ale gdy tylko wyszłam z krzaków coś na mnie skoczyło i przygwoździło do ziemi. Ja jednak szybko zrzuciłam z siebie to coś i zobaczyłam młodego kocura. Stał pod wiatr i go nie zauważyłam. Jak on tam miał... Szorstka Łapa? A w sumie co mnie to obchodzi. To tylko głupi uczniak, którego mogłam powalić jedną łapą.
Ostry Kieł? (czekam na szybki odpis)
Od Pręgowanego Piórka C.D Rdzawej Łapy
- Czemu to zrobiłaś? - Zapytałam.
Spróbowałam uspokoić swój głos, aby brzmiał srogo. Dalej ciężko dyszałam, a lekkie rany pozostawione po pazurach Rdzawej piekły nie miłosiernie. Rdzawa kotka syknęła w moją stronę ukazując swoje ostre kły.
- Odejdź, bo będę musiała zaatakować... - Nie, nie bałam się. Ja tylko ją ostrzegłam.
Kotka chciała mnie zaatakować, ale ja uniknęłam jej ciosu. Złote oczy posłały mi srogie spojrzenie, a po chwili wysyczała jak wąż słowa:
- Jeszcze się policzymy... Ty mysi bobku... - Zanim odpowiedziałam rdzawy ogon znikł za trawami. Spojrzałam no moje okaleczone ciało. Na ziemię skapnęła jedna, mała, szkarłatna kropla krwi. Musiałam wrócić do obozu. Szybko wzięłam w pysk królika którego odrzuciłam wcześniej na bok.
***
Byłam już blisko obozu Klanu Burzy. Poczułam wielką ulgę, że jestem już blisko. Weszłam do obozu po czym skierowałam się do medyka. Kiedy przekroczyłam próg lecznicy podszedł do mnie Gradowa Mordka i wskazał mi miejsce gdzie mam sobie usiąść. Medyk zaczął czegoś szukać, a ja odłożyłam na bok moją zdobycz. Po paru zabiegach kocur pozwolił mi wyjść. Znowu podniosłam truchło, a następnie skierowałam się ku wyjściu, a potem do sterty zwierzyny. Odłożyłam zajęczaka, a sama wzięłam mysz. Usiadłam gdzieś w kącie obozu i zaczęłam spożywać. Moje ząbki pokryła krew zwierzątka. Po zjedzeniu zakopałam resztę.
***
Wieczorem poszłam na patrol z Bladym Świtem, Białą Sadzawką i Nocnym Niebem. Patrol był jak zawsze cichy, nudny i długi. Właśnie miałam zawracać gdy w krzewach coś zaszeleściło.
< Ktoś? xD >
Spróbowałam uspokoić swój głos, aby brzmiał srogo. Dalej ciężko dyszałam, a lekkie rany pozostawione po pazurach Rdzawej piekły nie miłosiernie. Rdzawa kotka syknęła w moją stronę ukazując swoje ostre kły.
- Odejdź, bo będę musiała zaatakować... - Nie, nie bałam się. Ja tylko ją ostrzegłam.
Kotka chciała mnie zaatakować, ale ja uniknęłam jej ciosu. Złote oczy posłały mi srogie spojrzenie, a po chwili wysyczała jak wąż słowa:
- Jeszcze się policzymy... Ty mysi bobku... - Zanim odpowiedziałam rdzawy ogon znikł za trawami. Spojrzałam no moje okaleczone ciało. Na ziemię skapnęła jedna, mała, szkarłatna kropla krwi. Musiałam wrócić do obozu. Szybko wzięłam w pysk królika którego odrzuciłam wcześniej na bok.
***
Byłam już blisko obozu Klanu Burzy. Poczułam wielką ulgę, że jestem już blisko. Weszłam do obozu po czym skierowałam się do medyka. Kiedy przekroczyłam próg lecznicy podszedł do mnie Gradowa Mordka i wskazał mi miejsce gdzie mam sobie usiąść. Medyk zaczął czegoś szukać, a ja odłożyłam na bok moją zdobycz. Po paru zabiegach kocur pozwolił mi wyjść. Znowu podniosłam truchło, a następnie skierowałam się ku wyjściu, a potem do sterty zwierzyny. Odłożyłam zajęczaka, a sama wzięłam mysz. Usiadłam gdzieś w kącie obozu i zaczęłam spożywać. Moje ząbki pokryła krew zwierzątka. Po zjedzeniu zakopałam resztę.
***
Wieczorem poszłam na patrol z Bladym Świtem, Białą Sadzawką i Nocnym Niebem. Patrol był jak zawsze cichy, nudny i długi. Właśnie miałam zawracać gdy w krzewach coś zaszeleściło.
< Ktoś? xD >
Od Rdzawej Łapy C.D Jastrzębiej Łapy
Rdzawa Łapa starała się omijać terytoria Klanu Nocy, aczkolwiek poczuła tutaj mysz. Nie mogła się powstrzymać, ponieważ nie jadła już od pewnego czasu. Oblizała pyszczek, przykucając do pozycji łowieckiej i stawiała wysoko łapy, aby iść jak najciszej. Poduszki łap dotykały zimnej gleby, natomiast uszy ruszały się w kierunku dźwięku.
Gryzoń siedział na tylnych łapkach, trzymając w przednich łapach ziarenko, które powoli obgryzała. Jego czarne, paciorkowe ślepia błyszczały w popołudniowych promieniach słońca. Sierść zwierzątka była nastroszona, jednak koteczka szła pod wiatr, więc nie zauważyła szylkretowej koteczki, która była coraz bliżej. Jej końcówka ogona drgnęła niespokojnie, gdy mysz obróciła łebek w jej stronę. Nie mogła dalej czekać, więc wyskoczyła w powietrze i wpiła kiełki w kark. Pyszczek stał się szkarłatny od krwi, natomiast gryzoń zwisał bezwładnie w pysku - mogła wracać do siebie.
Jednak kompletnie zagubiła się - kręciła się w kółko, potem obierając kierunek na północ. Nie czuła zapachu, skąd przyszła, ponieważ zagłuszył go mocnym zapach ryb. Poczuła obecność innego kota, mniej-więcej w jej wieku, który był kocurem. Szylkretowe futerko na klatce piersiowej natychmiastowo stanęła dęba, po czym kocica zaczęła się cofać, niechcący wpadając w krzewy, które zaszeleściły. Wstrzymała oddech, gdzie po kilku uderzeniach serca usłyszała czyiś głos:
- Kto tu jest - jego słowa nie brzmiały jak pytanie, po za tym wydawał się być bardziej obojętny.
Wyjrzała zza zarośli i zobaczyła gigantycznego, czarno-białego kota, który wydawał się jej być wojownikiem, nie terminatorem. Jego żółte oczy błysnęły, gdy dostrzegł niewielką koteczkę o szczupłej sylwetce. Wysunął pazury, ale nic nie powiedział. Świdrował wzrokiem Rdzawą Łapę, która przegryzła dolną wargę.
- Ja tu jestem - parsknęła, zaraz żałując swojego ostrego tonu głosu, ponieważ uczeń zareagował błyskawicznie.
Przygniótł ją do ziemi, a jej z wrażenia zaparło dech. Przednie łapy przycisnęły klatkę piersiową kocicy, która aktualnie nie mogła oddychać, więc zaczęła się krztusić. Zszedł z jej piersi, aczkolwiek nadal trzymał ją delikatnie, aby nie mogła się poruszać.
- Samotniczka - mruknął pod nosem, mrużąc oczy w szparki - Szkoda, że taka wyszczekana i głupiutka.
- Nie jestem głupiutka! - warknęła, próbując tylnymi łapami kopnąć kocura w podbrzusze. Chciała, żeby odsunął się do tyłu, a wtedy ucieknie. Zapomni o myszy, ale żeby tylko uciec z terytoriów Klanu Nocy.
Czarno-biały kot uniósł ku górze lewą brew, natomiast na jego pysku pojawił się słaby, parszywy uśmieszek. Zsunął się z koteczki.
- Hmm, polowałaś, tak? - miauknął, jakby zastanawiał się na głos - Cóż, powinienem wziąć cię teraz jako jeńca, ale mało obchodzi mnie mój Klan. Więc no, zmykaj, zanim się zastanowię.
Szylkretce oczy wyszły z orbit, ale cofnęła się o kilka kroków. Nie chciała uciekać.
- Nie obchodzi cię twój własny Klan? - pisnęła.
<< Jastrzębia Łapo? >>
Gryzoń siedział na tylnych łapkach, trzymając w przednich łapach ziarenko, które powoli obgryzała. Jego czarne, paciorkowe ślepia błyszczały w popołudniowych promieniach słońca. Sierść zwierzątka była nastroszona, jednak koteczka szła pod wiatr, więc nie zauważyła szylkretowej koteczki, która była coraz bliżej. Jej końcówka ogona drgnęła niespokojnie, gdy mysz obróciła łebek w jej stronę. Nie mogła dalej czekać, więc wyskoczyła w powietrze i wpiła kiełki w kark. Pyszczek stał się szkarłatny od krwi, natomiast gryzoń zwisał bezwładnie w pysku - mogła wracać do siebie.
Jednak kompletnie zagubiła się - kręciła się w kółko, potem obierając kierunek na północ. Nie czuła zapachu, skąd przyszła, ponieważ zagłuszył go mocnym zapach ryb. Poczuła obecność innego kota, mniej-więcej w jej wieku, który był kocurem. Szylkretowe futerko na klatce piersiowej natychmiastowo stanęła dęba, po czym kocica zaczęła się cofać, niechcący wpadając w krzewy, które zaszeleściły. Wstrzymała oddech, gdzie po kilku uderzeniach serca usłyszała czyiś głos:
- Kto tu jest - jego słowa nie brzmiały jak pytanie, po za tym wydawał się być bardziej obojętny.
Wyjrzała zza zarośli i zobaczyła gigantycznego, czarno-białego kota, który wydawał się jej być wojownikiem, nie terminatorem. Jego żółte oczy błysnęły, gdy dostrzegł niewielką koteczkę o szczupłej sylwetce. Wysunął pazury, ale nic nie powiedział. Świdrował wzrokiem Rdzawą Łapę, która przegryzła dolną wargę.
- Ja tu jestem - parsknęła, zaraz żałując swojego ostrego tonu głosu, ponieważ uczeń zareagował błyskawicznie.
Przygniótł ją do ziemi, a jej z wrażenia zaparło dech. Przednie łapy przycisnęły klatkę piersiową kocicy, która aktualnie nie mogła oddychać, więc zaczęła się krztusić. Zszedł z jej piersi, aczkolwiek nadal trzymał ją delikatnie, aby nie mogła się poruszać.
- Samotniczka - mruknął pod nosem, mrużąc oczy w szparki - Szkoda, że taka wyszczekana i głupiutka.
- Nie jestem głupiutka! - warknęła, próbując tylnymi łapami kopnąć kocura w podbrzusze. Chciała, żeby odsunął się do tyłu, a wtedy ucieknie. Zapomni o myszy, ale żeby tylko uciec z terytoriów Klanu Nocy.
Czarno-biały kot uniósł ku górze lewą brew, natomiast na jego pysku pojawił się słaby, parszywy uśmieszek. Zsunął się z koteczki.
- Hmm, polowałaś, tak? - miauknął, jakby zastanawiał się na głos - Cóż, powinienem wziąć cię teraz jako jeńca, ale mało obchodzi mnie mój Klan. Więc no, zmykaj, zanim się zastanowię.
Szylkretce oczy wyszły z orbit, ale cofnęła się o kilka kroków. Nie chciała uciekać.
- Nie obchodzi cię twój własny Klan? - pisnęła.
<< Jastrzębia Łapo? >>
24 listopada 2017
Od Milczącej Gwiazdy C.D Paprociowej Łapy
Jeszcze kilka uderzeń serca krystalicznie błękitne oczy kocicy błąkały się po terminatorce. Miała nastroszone, brązowe futerko, rozszerzone ślepia uciekały w bok, a jej ciałkiem wstrząsały dreszcze. Była przerażona, a wyglądała, jakby mówiła prawdę. Mimo tych całych zająknięć. Liderka Klanu Wilka pokiwała niewielkim łebkiem, oblizując pyszczek.
- Cóż, jako terminatorka również czasem się gubiłam - miauknęła w miarę pogodnie, po czym ton jej głosu stał się trochę ostrzejszy - Ale skoro już wiesz, gdzie się nie zapuszczać, idź i lepiej nie wracaj. Na którymś patrolu możesz nie trafić na mnie, a niektórzy wojownicy nie są tacy mili... no, już! Zmykaj.
Paprociowa Łapa pokiwała szybko łebkiem, a w jej ślepiach błysnęło coś niepokojącego. Jednakże Milcząca Gwiazda nie zwróciła na to uwagi, tylko odprowadziła koteczkę wzrokiem. Oddalała się szybkim, nierównym truchtem, a gdy zniknęła zza zaroślami, niebieskawa kocica wróciła do patrolu. Burzowy Kwiat uniósł brew.
- Wzięłaś ją jako jeńca, Milcząca Gwiazdo? - kotka widziała, jak kocur chętnie by popatrzył na więźniarkę, aczkolwiek ukrywał niezdrowe zainteresowanie.
Przywódczyni pokiwała przecząco łbem.
- To tylko uczennica, mogła się pomylić - odparła, wzruszając barkami.
Wojownik otworzył pysk, aby coś powiedzieć, ale gdy spotykał spojrzenie oczu swojej liderki, zamknął go z plaśnięciem.
///
Kilka księżyców później po tym wydarzeniu, Milcząca Gwiazda postanowiła ruszyć na samotne polowania. Przeżywała śmierć Promiennej Łapy inaczej niż wszyscy, a po za tym chciała uciec od obowiązków, kłótni z partnerem i pewnego rodzaju problemu z Płonącym Grzbietem.
Cieszyła się, iż jest Pora Zielonych Liści. Co chwila czuła jakieś stworzonko, aczkolwiek nie skupiała się za bardzo na samym polowaniu. Oczywiście nie wróci do obozu z pustymi łapami, przynajmniej taką miała nadzieję.
Przypadła do pozycji łowieckiej, gdy przed ślepiami błysnęło jej brązowa sierść myszki. Zwierzątko siedziało na tylnych łapkach, natomiast jego czarne oczy, przypominające paciorki, błyszczały w letnim słońcu. Gryzoń wydawał się nie zauważać przyczajonej koteczki, której mięśnie zagrały równo pod skórą. Skupiła się, po czym wystrzeliła w powietrze, które przeszył rozdzierający pisk myszy. Po uderzeniu serca gryzoń już bezwładnie zwisał w pyszczku kotki, umorusanego krwią żyjątka.
- Klanie Gwiazd... - wymruczała zdenerwowana, ponieważ wiedziała, iż w najbliższym czasie nie znajdzie więcej zwierzyny.
Podeszła do niewielkiego, wątłego drzewka, po czym zakopała stworzonko. Wróci po nie, gdy będzie wracać - miała nadzieję, że nikt go stamtąd nie wykopie. Nagle usłyszała jakiś szelest i trzask łamanej, suchej gałązki. Uszy poruszyły się w stronę dźwięku, który wydobywał się zza gęstych zarośli. Milcząca Gwiazda zastygła w bezruchu, nawet oddech jej ucichł, tylko końcówka ogona delikatnie drgała. Nie chciała czekać - skoczyła wprost na krzewy, a jej długie pazury wbiły się w czyjeś barki. Kot pod nią syknął, obracając się gwałtowanie, jednak pośliznął się na ziemi, więc spadł, a wraz z nim i Milcząca Gwiazda. Przygwoździła go do ziemi, po czym obróciła pyszczek kota. Była to uczennica, którą kiedyś zatrzymała na patrolu.
- Zostaw mnie! - syczała, próbując dotknąć przednimi łapami z wyciągniętymi pazurkami jej pyska, którego odchylała do tyłu.
Niebieskawa kocica mierzyła ją morderczym spojrzeniem. Teraz powinna zacząć z nią walczyć i pokazać jej, gdzie jej miejsce. Nie posłuchała się jej, a teraz szczerze wątpiła, czy polowała w pobliżu. Prawdopodobnym było to, iż chciała zaatakować ją od tyłu, chociaż wyglądała na terminatorkę w kwiecie treningu. Nie pokonałaby doświadczonej przywódczyni, wyjątkowo silnej, chociaż trochę mniej zwinnej. Zmrużyła błękitne oczy w szparki.
- Znowu przyszłaś upolować królika?... - fuknęła złośliwie, jeszcze mocniej wpijając szpony w ramiona koteczki.
Pisnęła z bólu, a następnie z jej krtani wydobył się syk wściekłości. Poczęła się miotać, po czym spróbowała wycelować w podbrzusze kocicy.
- Idziesz ze mną, słyszysz? Nie wykręcisz się już! - warknęła Milcząca Gwiazda, biorąc za kark szamotającą się uczennicę.
Koteczka oczywiście zwinnie odwróciła się i strzeliła łapą liderkę, po pysku, a ta poczuła jak krew napływała jej do ślepi. Potrząsnęła zdenerwowana łebkiem, wgryzając się w przednią łapę terminatorki, następnie biorąc ją za kark i brutalnie potrząsając.
- Dobra, dobra, już pójdę, ale z-zostaw mnie już! - wrzasnęła, piszcząc z bólu.
Przywódczyni Klanu Wilka wypluła sierść koteczki, aż nagle zobaczyła szkarłatną ciecz, która wyciekała z karku uczennicy. Nie powinna reagować agresją, aczkolwiek gniew całkowicie ją zaślepił.
- Idź już za mną - parsknęła.
<< Paprociowa Łapo? >>
- Cóż, jako terminatorka również czasem się gubiłam - miauknęła w miarę pogodnie, po czym ton jej głosu stał się trochę ostrzejszy - Ale skoro już wiesz, gdzie się nie zapuszczać, idź i lepiej nie wracaj. Na którymś patrolu możesz nie trafić na mnie, a niektórzy wojownicy nie są tacy mili... no, już! Zmykaj.
Paprociowa Łapa pokiwała szybko łebkiem, a w jej ślepiach błysnęło coś niepokojącego. Jednakże Milcząca Gwiazda nie zwróciła na to uwagi, tylko odprowadziła koteczkę wzrokiem. Oddalała się szybkim, nierównym truchtem, a gdy zniknęła zza zaroślami, niebieskawa kocica wróciła do patrolu. Burzowy Kwiat uniósł brew.
- Wzięłaś ją jako jeńca, Milcząca Gwiazdo? - kotka widziała, jak kocur chętnie by popatrzył na więźniarkę, aczkolwiek ukrywał niezdrowe zainteresowanie.
Przywódczyni pokiwała przecząco łbem.
- To tylko uczennica, mogła się pomylić - odparła, wzruszając barkami.
Wojownik otworzył pysk, aby coś powiedzieć, ale gdy spotykał spojrzenie oczu swojej liderki, zamknął go z plaśnięciem.
///
Kilka księżyców później po tym wydarzeniu, Milcząca Gwiazda postanowiła ruszyć na samotne polowania. Przeżywała śmierć Promiennej Łapy inaczej niż wszyscy, a po za tym chciała uciec od obowiązków, kłótni z partnerem i pewnego rodzaju problemu z Płonącym Grzbietem.
Cieszyła się, iż jest Pora Zielonych Liści. Co chwila czuła jakieś stworzonko, aczkolwiek nie skupiała się za bardzo na samym polowaniu. Oczywiście nie wróci do obozu z pustymi łapami, przynajmniej taką miała nadzieję.
Przypadła do pozycji łowieckiej, gdy przed ślepiami błysnęło jej brązowa sierść myszki. Zwierzątko siedziało na tylnych łapkach, natomiast jego czarne oczy, przypominające paciorki, błyszczały w letnim słońcu. Gryzoń wydawał się nie zauważać przyczajonej koteczki, której mięśnie zagrały równo pod skórą. Skupiła się, po czym wystrzeliła w powietrze, które przeszył rozdzierający pisk myszy. Po uderzeniu serca gryzoń już bezwładnie zwisał w pyszczku kotki, umorusanego krwią żyjątka.
- Klanie Gwiazd... - wymruczała zdenerwowana, ponieważ wiedziała, iż w najbliższym czasie nie znajdzie więcej zwierzyny.
Podeszła do niewielkiego, wątłego drzewka, po czym zakopała stworzonko. Wróci po nie, gdy będzie wracać - miała nadzieję, że nikt go stamtąd nie wykopie. Nagle usłyszała jakiś szelest i trzask łamanej, suchej gałązki. Uszy poruszyły się w stronę dźwięku, który wydobywał się zza gęstych zarośli. Milcząca Gwiazda zastygła w bezruchu, nawet oddech jej ucichł, tylko końcówka ogona delikatnie drgała. Nie chciała czekać - skoczyła wprost na krzewy, a jej długie pazury wbiły się w czyjeś barki. Kot pod nią syknął, obracając się gwałtowanie, jednak pośliznął się na ziemi, więc spadł, a wraz z nim i Milcząca Gwiazda. Przygwoździła go do ziemi, po czym obróciła pyszczek kota. Była to uczennica, którą kiedyś zatrzymała na patrolu.
- Zostaw mnie! - syczała, próbując dotknąć przednimi łapami z wyciągniętymi pazurkami jej pyska, którego odchylała do tyłu.
Niebieskawa kocica mierzyła ją morderczym spojrzeniem. Teraz powinna zacząć z nią walczyć i pokazać jej, gdzie jej miejsce. Nie posłuchała się jej, a teraz szczerze wątpiła, czy polowała w pobliżu. Prawdopodobnym było to, iż chciała zaatakować ją od tyłu, chociaż wyglądała na terminatorkę w kwiecie treningu. Nie pokonałaby doświadczonej przywódczyni, wyjątkowo silnej, chociaż trochę mniej zwinnej. Zmrużyła błękitne oczy w szparki.
- Znowu przyszłaś upolować królika?... - fuknęła złośliwie, jeszcze mocniej wpijając szpony w ramiona koteczki.
Pisnęła z bólu, a następnie z jej krtani wydobył się syk wściekłości. Poczęła się miotać, po czym spróbowała wycelować w podbrzusze kocicy.
- Idziesz ze mną, słyszysz? Nie wykręcisz się już! - warknęła Milcząca Gwiazda, biorąc za kark szamotającą się uczennicę.
Koteczka oczywiście zwinnie odwróciła się i strzeliła łapą liderkę, po pysku, a ta poczuła jak krew napływała jej do ślepi. Potrząsnęła zdenerwowana łebkiem, wgryzając się w przednią łapę terminatorki, następnie biorąc ją za kark i brutalnie potrząsając.
- Dobra, dobra, już pójdę, ale z-zostaw mnie już! - wrzasnęła, piszcząc z bólu.
Przywódczyni Klanu Wilka wypluła sierść koteczki, aż nagle zobaczyła szkarłatną ciecz, która wyciekała z karku uczennicy. Nie powinna reagować agresją, aczkolwiek gniew całkowicie ją zaślepił.
- Idź już za mną - parsknęła.
<< Paprociowa Łapo? >>
22 listopada 2017
Od Ostrego Kła CD Wierzby
Ostry Kieł oddychał coraz głośniej i głębiej, próbując się uspokoić. Gdy jednak patrzył na leżącą, wyczerpaną, pozbawioną wszelkiej energii Wierzbę, która nie miała teraz nawet sił podnieść powiek, a jej małym ciałkiem co chwila wstrząsał kaszel miał ochotę krzyknąć ,,Nie! Przecież nie może umrzeć!". Już samo patrzenie na koteczkę sprawiało mu ból. W końcu więc nie wytrzymał i gwałtownie odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z legowiska medyków, odprowadzany jedynie spojrzeniem jednego z braci Wierzby.
Wyszedł z obozu i wszedł do gęstego, ciemnego lasu. Była Pora Zielonych Liści, a las wręcz tętnił życiem i zwierzyną. Nie przejmował się jednak polowaniem, nie zwracał nawet uwagi na czasem przecinające mu drogę smakowite zapachy, czy szuranie myszy lub nornic, wręcz proszących się o upolowanie.
Wierzba zaraz zginie! Odejdzie, opuści go, tak jak jego matka przed księżycami. A przecież była taka młoda, nie była jeszcze nawet w wieku uczniowskim. Czym zasłużyła sobie na śmierć?
Wtem las się skończył, a przed nim ukazała się otwarta przestrzeń, Słoneczna Polana. Słońce akurat chyliło się ku horyzontowi Wielkiej Wody i normalnie Ostry Kieł może i by nawet usiadł i przyglądnął się pięknym kolorom które o tej porze barwiły niebo. Teraz jednak spojrzał jedynie przed siebie, a w jego oczach zamiast zachwytu odbijał się gniew i smutek. I wtedy zadał sobie pytanie, tak proste i głupie, na które odpowiedzi było wiele, żadna jednak nie była jasna, czy oczywista. Pytanie tak głupie, że gdyby usłyszał je z cudzych ust, sam by je wyśmiał.
- Dlaczego to jest takie niesprawiedliwe?! - miauknął patrząc przed siebie, po chwili jednak zerknął w górę, na pierwszą już świecącą gwiazdę.
- Życie nigdy nie jest sprawiedliwe - odezwał się nagle jakiś głos, a Ostry Kieł podskoczył zaskoczony i nastroszył sierść. - Sprawiedliwość w życiu to tylko złudne pojęcie. Iluzja. Tak naprawdę istnieje tylko jedna sprawiedliwa rzecz.
Kocur rozglądnął się dookoła z wysuniętymi pazurami, wciąż jeżąc futro i szczerząc kły, głównie demonstrując ten jeden, wielki i przerośnięty.
- Tylko śmierć jest sprawiedliwa - kontynuował tajemniczy głos. Dobiegał z niedaleka, Ostry Kieł nie potrafił jednak stwierdzić skąd dokładnie. - Dopada wszystkich, bez wyjątku.
- Kim jesteś? - warknął wojownik pomimo, że dobrze znał odpowiedź na to pytanie.
- Skoro wiesz to po co pytasz? - odszeptał głos. - Zresztą, to są twoje własne poglądy i przemyślenia. Teraz sam sobie odpowiedziałeś. Skoro więc znasz odpowiedź to dlaczego wciąż pytasz?
Ostry Kieł rozluźnił się. Stanął równo, położył sierść i schował pazury. Następnie wbił smutny wzrok w swoje łapy.
- Bo nie potrafię jej zaakceptować... - szepnął tak, że choćby i ktoś stał tuż obok niego, nie usłyszałby tych słów.
Głos jednak nie stał przed nim, ani obok niego, ani nawet nad nim. Był bliżej niż Ostry Kieł by chciał i niestety zdawał sobie z tego sprawę doskonale. Głos nie istniał, był przecież tylko wytworem jego wyobraźni! Nie widział go ani Miętowy Oddech, ani Krucza Gwiazda, ani nawet Wierzba. Ostry Kieł nie był jednak zaskoczony tym odzewem. Już wcześniej słyszał głosy i widział cienie, odkąd jednak został wojownikiem te zniknęły i nie pojawiały się. Dlaczego teraz wróciły? Myślał, że już udało mu się od nich uwolnić na zawsze. Te jednak były tu cały czas, tylko on był zbyt zajęty, by zwracać na nie uwagę.
- Wierzbę nie powinien spotkać taki los! Ledwo co skosztowała życia, nie powinna tak szybko go tracić! - miauknął nagle i spojrzał przed siebie, prosto na kotlące się w już zacienionych zakamarkach lasu cienie o kocich kształtach i jarzących się złowieszczych oczach. Ich spojrzenia przeszywały go na wylot, a ich ogromne ciała wraz z pogłębiającą się ciemnością powoli przesuwały się w jego kierunku. Ostry Kieł cofnął się kilka kroków, bacznie jednak dbając o to, by nie odejść za bardzo i przypadkiem nie spaść z klifu co skończyłoby się niechybną śmiercią.
- Nie ty decydujesz co jest słuszne, a co nie - szepnął mu ktoś prosto do ucha. Ostry Kieł podskoczył, żaden cień jednak nie stał aż tak blisko niego. - Śmierć jest nieuchronna.
- Ciebie również kiedyś dopadnie - szepnął ktoś inny.
Wtem głosy zaczęły się mnożyć, każdy coś szeptał, jedne głośniej, drugie ciszej. Ostry Kieł nie był jednak w stanie rozróżnić wszystkich, wyłapał więc tylko kilka.
- Na Kruczą Gwiazdę już wystawia swe szpony.
- Miętowy Oddech też nie dożyje starości.
- Nawet Wierzba nie uchroni się przed śmiercią.
Nim usłyszał i zrozumiał resztę, zawiał zimny, przeszywający aż do szpiku kości wiatr. Szepty nagle zamarły, jakby ustępując innemu, zimnemu i ochrypniętemu głosowi nieznanej kotki.
- Lecz co to za wojownik, który ginie we własnym legowisku? - wycharczała
Wtem jej obecność zniknęła i dopiero wtedy Ostry Kieł uświadomił sobie jak namacalna ona była.
Cienie, które jeszcze przed chwilą nie ruszały się, nagle zaczęły znów zbliżać się do niego, idąc coraz szybciej, a Ostry Kieł już niemal czuł za sobą bliską krawędź urwiska.
One nie istnieją, nie ma ich tutaj!, powtarzał sobie w myślach. Te jednak, mimo że wciąż wyglądały jak cienie, wydawały się też być z krwi i kości. Były nierealne, lecz jednocześnie tak prawdziwe, jak prawdziwa była trawa pod nim. Kocur słyszał ich kroki i głośne oddechy, czuł bijące od nich ciepło. Widział przeszywające go na wylot rozżarzone ślepia gotowe w każdej chwili skoczyć i rozszarpać go na strzępy.
Starał się stać spokojnie, mimo, że serce biło mu jak oszalałe. Patrzył im prosto w oczy, nie odwracając wzroku. Wzrastający z każdym ich krokiem strach kazał mu czym prędzej uciekać, on jednak starał się jak tylko mógł go ignorować. Skoro bał się czegoś co nie istnieje to jak miał przeżyć w tym lesie? Jak mógł zwać się wojownikiem Klanu Klifu, synem Kruczej Gwiazdy?
Cienie zbliżyły się, lecz gdy były już na wyciągnięcie łapy, stanęły. Nie spuszczały z młodego kocura swego wzroku, a gdy ten myślał, że już na niego skoczą, te nagle - i tu Ostry Kieł aż rozszerzył źrenice ze zdziwienia - zniknęły. Po prostu, kocur szybko mrugnął, a po otworzeniu oczu ich już nie było. Rozglądnął się, trochę zdezorientowany, jakby spodziewając się, że te powrócą. Na polanie panowała jednak pustka i cisza przerywana jedynie niedalekim cykaniem świerszczy.
Twardo usiadł na trawie, w głowie analizując to co właśnie zaszło. Spojrzał w dal, na horyzont, w Miejsce, Gdzie Zachodzi Słońce. Ostatni promyk słońca właśnie zniknął, pochłonięty przez wodę. Gwiazdy świeciły nad wyraz jasno, zastępując księżyc przypominający teraz bardziej szpon niż okrąg.
Ostry Kieł nie miał zamiaru się ruszyć, patrzył więc jedynie na mrugające do niego gwiazdy.
***
Ostry Kieł resztę nocy spędził poza obozem. Posiedział jeszcze chwilę na Słonecznej Polanie po czym zamiast wrócić do swojego legowiska postanowił zapolować, efektem czego w obozie był dopiero o świcie. Przyniósł jednak kilka dorodnych piszczek, nikogo więc to nie zdziwiło. Po odłożeniu ich chciał od razu pójść się przespać, był bowiem zmęczony, nie mógł się jednak powstrzymać i ruszył najpierw w kierunku legowiska medyków zobaczyć co z Wierzbą, obawiając się jednak najgorszego.
Tym bardziej był zaskoczony, gdy wszedł i ujrzał siedzącą i spokojnie skubiącą wróbla burą koteczkę.
- Cześć, Ostry Kle - miauknęła do niego z uśmiechem, choć jej głos wciąż był zachrypnięty i cichy.
Kocur zaskoczony spojrzał na Fenkułowe Serce, chcąc wyjaśnień. Ta uśmiechnęła się najszczerszym i najradośniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widział.
- Klan Gwiazdy czuwa nad nią - powiedziała, a Ostry Kieł poczuł jak jego serce otacza radość i ulga.
<Wierzbełku?>
Wyszedł z obozu i wszedł do gęstego, ciemnego lasu. Była Pora Zielonych Liści, a las wręcz tętnił życiem i zwierzyną. Nie przejmował się jednak polowaniem, nie zwracał nawet uwagi na czasem przecinające mu drogę smakowite zapachy, czy szuranie myszy lub nornic, wręcz proszących się o upolowanie.
Wierzba zaraz zginie! Odejdzie, opuści go, tak jak jego matka przed księżycami. A przecież była taka młoda, nie była jeszcze nawet w wieku uczniowskim. Czym zasłużyła sobie na śmierć?
Wtem las się skończył, a przed nim ukazała się otwarta przestrzeń, Słoneczna Polana. Słońce akurat chyliło się ku horyzontowi Wielkiej Wody i normalnie Ostry Kieł może i by nawet usiadł i przyglądnął się pięknym kolorom które o tej porze barwiły niebo. Teraz jednak spojrzał jedynie przed siebie, a w jego oczach zamiast zachwytu odbijał się gniew i smutek. I wtedy zadał sobie pytanie, tak proste i głupie, na które odpowiedzi było wiele, żadna jednak nie była jasna, czy oczywista. Pytanie tak głupie, że gdyby usłyszał je z cudzych ust, sam by je wyśmiał.
- Dlaczego to jest takie niesprawiedliwe?! - miauknął patrząc przed siebie, po chwili jednak zerknął w górę, na pierwszą już świecącą gwiazdę.
- Życie nigdy nie jest sprawiedliwe - odezwał się nagle jakiś głos, a Ostry Kieł podskoczył zaskoczony i nastroszył sierść. - Sprawiedliwość w życiu to tylko złudne pojęcie. Iluzja. Tak naprawdę istnieje tylko jedna sprawiedliwa rzecz.
Kocur rozglądnął się dookoła z wysuniętymi pazurami, wciąż jeżąc futro i szczerząc kły, głównie demonstrując ten jeden, wielki i przerośnięty.
- Tylko śmierć jest sprawiedliwa - kontynuował tajemniczy głos. Dobiegał z niedaleka, Ostry Kieł nie potrafił jednak stwierdzić skąd dokładnie. - Dopada wszystkich, bez wyjątku.
- Kim jesteś? - warknął wojownik pomimo, że dobrze znał odpowiedź na to pytanie.
- Skoro wiesz to po co pytasz? - odszeptał głos. - Zresztą, to są twoje własne poglądy i przemyślenia. Teraz sam sobie odpowiedziałeś. Skoro więc znasz odpowiedź to dlaczego wciąż pytasz?
Ostry Kieł rozluźnił się. Stanął równo, położył sierść i schował pazury. Następnie wbił smutny wzrok w swoje łapy.
- Bo nie potrafię jej zaakceptować... - szepnął tak, że choćby i ktoś stał tuż obok niego, nie usłyszałby tych słów.
Głos jednak nie stał przed nim, ani obok niego, ani nawet nad nim. Był bliżej niż Ostry Kieł by chciał i niestety zdawał sobie z tego sprawę doskonale. Głos nie istniał, był przecież tylko wytworem jego wyobraźni! Nie widział go ani Miętowy Oddech, ani Krucza Gwiazda, ani nawet Wierzba. Ostry Kieł nie był jednak zaskoczony tym odzewem. Już wcześniej słyszał głosy i widział cienie, odkąd jednak został wojownikiem te zniknęły i nie pojawiały się. Dlaczego teraz wróciły? Myślał, że już udało mu się od nich uwolnić na zawsze. Te jednak były tu cały czas, tylko on był zbyt zajęty, by zwracać na nie uwagę.
- Wierzbę nie powinien spotkać taki los! Ledwo co skosztowała życia, nie powinna tak szybko go tracić! - miauknął nagle i spojrzał przed siebie, prosto na kotlące się w już zacienionych zakamarkach lasu cienie o kocich kształtach i jarzących się złowieszczych oczach. Ich spojrzenia przeszywały go na wylot, a ich ogromne ciała wraz z pogłębiającą się ciemnością powoli przesuwały się w jego kierunku. Ostry Kieł cofnął się kilka kroków, bacznie jednak dbając o to, by nie odejść za bardzo i przypadkiem nie spaść z klifu co skończyłoby się niechybną śmiercią.
- Nie ty decydujesz co jest słuszne, a co nie - szepnął mu ktoś prosto do ucha. Ostry Kieł podskoczył, żaden cień jednak nie stał aż tak blisko niego. - Śmierć jest nieuchronna.
- Ciebie również kiedyś dopadnie - szepnął ktoś inny.
Wtem głosy zaczęły się mnożyć, każdy coś szeptał, jedne głośniej, drugie ciszej. Ostry Kieł nie był jednak w stanie rozróżnić wszystkich, wyłapał więc tylko kilka.
- Na Kruczą Gwiazdę już wystawia swe szpony.
- Miętowy Oddech też nie dożyje starości.
- Nawet Wierzba nie uchroni się przed śmiercią.
Nim usłyszał i zrozumiał resztę, zawiał zimny, przeszywający aż do szpiku kości wiatr. Szepty nagle zamarły, jakby ustępując innemu, zimnemu i ochrypniętemu głosowi nieznanej kotki.
- Lecz co to za wojownik, który ginie we własnym legowisku? - wycharczała
Wtem jej obecność zniknęła i dopiero wtedy Ostry Kieł uświadomił sobie jak namacalna ona była.
Cienie, które jeszcze przed chwilą nie ruszały się, nagle zaczęły znów zbliżać się do niego, idąc coraz szybciej, a Ostry Kieł już niemal czuł za sobą bliską krawędź urwiska.
One nie istnieją, nie ma ich tutaj!, powtarzał sobie w myślach. Te jednak, mimo że wciąż wyglądały jak cienie, wydawały się też być z krwi i kości. Były nierealne, lecz jednocześnie tak prawdziwe, jak prawdziwa była trawa pod nim. Kocur słyszał ich kroki i głośne oddechy, czuł bijące od nich ciepło. Widział przeszywające go na wylot rozżarzone ślepia gotowe w każdej chwili skoczyć i rozszarpać go na strzępy.
Starał się stać spokojnie, mimo, że serce biło mu jak oszalałe. Patrzył im prosto w oczy, nie odwracając wzroku. Wzrastający z każdym ich krokiem strach kazał mu czym prędzej uciekać, on jednak starał się jak tylko mógł go ignorować. Skoro bał się czegoś co nie istnieje to jak miał przeżyć w tym lesie? Jak mógł zwać się wojownikiem Klanu Klifu, synem Kruczej Gwiazdy?
Cienie zbliżyły się, lecz gdy były już na wyciągnięcie łapy, stanęły. Nie spuszczały z młodego kocura swego wzroku, a gdy ten myślał, że już na niego skoczą, te nagle - i tu Ostry Kieł aż rozszerzył źrenice ze zdziwienia - zniknęły. Po prostu, kocur szybko mrugnął, a po otworzeniu oczu ich już nie było. Rozglądnął się, trochę zdezorientowany, jakby spodziewając się, że te powrócą. Na polanie panowała jednak pustka i cisza przerywana jedynie niedalekim cykaniem świerszczy.
Twardo usiadł na trawie, w głowie analizując to co właśnie zaszło. Spojrzał w dal, na horyzont, w Miejsce, Gdzie Zachodzi Słońce. Ostatni promyk słońca właśnie zniknął, pochłonięty przez wodę. Gwiazdy świeciły nad wyraz jasno, zastępując księżyc przypominający teraz bardziej szpon niż okrąg.
Ostry Kieł nie miał zamiaru się ruszyć, patrzył więc jedynie na mrugające do niego gwiazdy.
***
Ostry Kieł resztę nocy spędził poza obozem. Posiedział jeszcze chwilę na Słonecznej Polanie po czym zamiast wrócić do swojego legowiska postanowił zapolować, efektem czego w obozie był dopiero o świcie. Przyniósł jednak kilka dorodnych piszczek, nikogo więc to nie zdziwiło. Po odłożeniu ich chciał od razu pójść się przespać, był bowiem zmęczony, nie mógł się jednak powstrzymać i ruszył najpierw w kierunku legowiska medyków zobaczyć co z Wierzbą, obawiając się jednak najgorszego.
Tym bardziej był zaskoczony, gdy wszedł i ujrzał siedzącą i spokojnie skubiącą wróbla burą koteczkę.
- Cześć, Ostry Kle - miauknęła do niego z uśmiechem, choć jej głos wciąż był zachrypnięty i cichy.
Kocur zaskoczony spojrzał na Fenkułowe Serce, chcąc wyjaśnień. Ta uśmiechnęła się najszczerszym i najradośniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widział.
- Klan Gwiazdy czuwa nad nią - powiedziała, a Ostry Kieł poczuł jak jego serce otacza radość i ulga.
<Wierzbełku?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)