BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.
W Klanie Wilka
Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)
Miot Samotników!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Klifu!
(trzy wolne miejsca!)
11 kwietnia 2025
Od Wiecznego Zaćmienia
— Och, cześć… — odezwała się Zaćmienie, zerkając na kocura, który głowę trzymał w krzakach. Wyrwany z własnych myśli, ten poderwał się z miejsca.
— Hm? Ach, tak! Witaj, cześć, czy coś… — odpowiedział odrobinę spłoszony.
— Co tam robisz? Słońce zaraz zajdzie, a wyglądasz dość młodo… Jesteś uczniem? — zapytała, na co dymny pokręcił przecząco głową.
— Nie, nie jestem uczniem! Jestem wojownikiem z Klanu Burzy, zwą mnie Świerszczowy Skok — odpowiedział, kolejny raz zaglądając do zarośli.
— W takim razie wybacz za pomyłkę! Jeśli mogę zapytać, to czego szukasz na granicy? — rzuciła kolejnym pytaniem.
— Nic wielkiego… Tylko jaj szukam — odpowiedział, po chwili dodając. — Nie musisz przepraszać za pomyłkę… Wiele kotów myśli, że jestem jeszcze uczniem. Byłem całkiem szybko mianowany, dobrze mi poszedł mój trening — odparł.
— Ach! To gratulacje szybkiego ukończeniu treningu, oraz gdzie są moje maniery… Zwą mnie Wieczne Zaćmienie, jestem medyczką z Klanu Klifu — przedstawiła się.
— Medyczka? To co robisz na granicy? Teraz moja kolej zadać pytanie — miauknął.
— Zbierałam trochę jagód jałowca, ich nigdy nie jest za wiele — powiedziała żółtooka.
Wojownik się na chwilę zatrzymał, jakby myślał nad zadaniem jakiegoś pytania. Dopiero gdy upłynęło parę sekund, ten się odezwał.
— Głupie pytanie, ale widziałaś może jakieś ptasie gniazda w okolicy? — zapytał, nerwowo kołysząc ogonem na boki.
— Gniazda? Ach, myślę, że coś mamy — odpowiedziała.
— A może byłabyś w stanie znaleźć mi jakieś jajo..? Obojętnie jakie! Obiecałem tylko komuś, że przyniosę mu jedno… — mruknął.
— Haha… Jasne, jasne. Znajdę coś, poczekaj tylko chwilę — odpowiedziała, śmiejąc się cicho, a następnie zaglądając do jednego z większych krzaków. Chwilę poszukiwania kotki zajęły, jednak skończyły się one niepowodzeniem. Odwróciła ona wzrok w stronę wojownika, smutno kręcąc głową. — Pustka, wybacz. U nas też szaleją na punkcie ptasich jaj.. — mruknęła.
— Ach, nie przepraszaj. Cóż, dziękuję, że spróbowałaś. Ja już będę uciekać! Trzymaj się, Wieczne Zaćmienie — odpowiedział, uśmiechając się.
— Do kiedyś tam! — miauknęła, a następnie zniknęła w zaroślach.
10 kwietnia 2025
Od Motylkowej Łapy CD. Postrzępionej Łapy
Od Mandarynkowego Pióra CD. Murenowej Łapy (Czyhającej Mureny)
Od Motylkowej Łapy CD. Barszczowej Łodygi
Od Postrzępionej Łapy
— Cóż, to trochę dziwne miejsce do szukania... — stwierdziła uczennica. Jej mentor za to wybrał je specjalnie, ponieważ mogła tam poćwiczyć opanowanie emocji. Może i czuła tam niepokój, ale musiała sobie z nim poradzić. Tak więc gdy Stokrotkowa Pieśń skinął głową w jej stronę, zaczęła szukanie. Skradała się między kupkami ziemi, pod którymi zapewne znajdowały się ciała jej pobratymców. Ciarki przechodziły grzbiet kotki, a futro stawało dęba. Po jakimś czasie ujrzała wronę przelatującą nad drzewem. Widziała, jak zatrzymuje się przy drzewie i dziobie w trawie. Gdy podeszła zauważyła jajko, które wypadło z gniazda. Przegoniła ptaka i podniosła je, z triumfem zanosząc przedmiot do mentora, który z dumą popatrzył na zdobycz swej uczennicy.
— Brawo! Kolejne znalezione, świetnie ci idzie. Wrócimy tu później, więc zostaw je. Chodźmy dalej. — stwierdził i machnął ogonem w stronę kolejnego miejsca poszukiwań.
Od Postrzępionej Łapy do Pchełki
— Słyszałam, że w żłobku za niedługo będą kocięta. To prawda? — spytała kocura.
— Cóż, z tego co wiem, to już się urodziły. — Stokrotkowa Pieśń zaśmiał się. Postrzępiona Łapa aż podskoczyła z ekscytacji. Jakby na zawołanie usłyszała kwilenie ze żłobka.
— Faktycznie, nie słyszałam ich z rana! Musiały jeszcze spać... Mogę przynieść im kulkę mchu? Prooszę? — Uczennica patrzyła błagalnym wzrokiem na mentora. Ten westchnął.
— Oddal się od żłobka, a odgryzę ci uszy! Wtedy to ich już w ogóle nie usłyszysz! — pogroził jej wojownik, jednak skinął głową w stronę wyjścia z obozu, na co ta od razu rzuciła się w jego stronę.
— Dobrze, wrócę dosłownie za chwilkę! — odpowiedziała jeszcze i zniknęła z obozu. Podeszła do pierwszego kamienia, jakiego znalazła i zdrapała z niego mech. Uformowała go w kulkę i wzięła w zęby, zanosząc do żłobka. Weszła powoli i spojrzała na karmicielkę.
— Można w odwiedziny? — spytała trochę zawstydzona, ale kotka leżąca tam potaknęła.
— Nie krępuj się. Chodź. — Jastrzębi Zew zaprosiła ją do środka. Postrzępiona Łapa przykucnęła przy kociakach i odłożyła kulkę mchu.
— Jakie urocze maluchy! — zaśmiała się. Były przekochane! Szylkretka patrzyła jak jedno z kociaków się przeciąga, natomiast drugie patrzyło na Postrzępioną Łapę wystraszonymi ślepiami. Uczennica uśmiechnęła się do niej.
— Hej, nie masz się czego bać! Mam na imię Postrzępiona Łapa, a ty, maluszku?
Od Pierwomrówczej Gracji
Od Szczypiorkowej Łapy
09 kwietnia 2025
Od Jaśminowca do Sajgona
Od Jaśminowca do Cienia
Od Baśniowej Stokrotki
— Wejdź — Usłyszała. Kotka przełknęła ślinę i weszła do środka dziupli. Rozejrzała się, a obok zobaczyła liliową kotkę. Spieniona gwiazda zmrużyła oczy i pokręciła głową w jej kierunku.
— Chciałam zapytać… Czy mogę poprowadzić patrol, do nieznanych granic — wymruczała. Westchnęła i czekała na odpowiedź liderki.
— Dobrze. Jednak musisz być ostrożna, nie chcę słyszeć o kolejnym martwym kocie — skrzywiła się. Kremowa pokiwała głową i prędko wybiegła z legowiska. Szybko przeleciała koty wzrokiem, szukając kogoś kto się nadaje. Zmrużyła oczy i zmierzwiła futro, po chwili dostrzegając Nartnikowy Czułek. Czekoladowy trzepnął ogonem o ziemię, a zaraz po tym zaczął się czyścić. Dawno nie widziała wojownika na patrolu, więc dobrze mu to zrobi. Stokrotka podbiegła do kocura obwąchując go.
— Musisz iść na patrol, poczekaj przed wyjściem, dobrze? — mruknęła. Srebrny pokiwał głową, wstał i odszedł. “Świetnie! Jeden już jest. Muszę znaleźć kogoś jeszcze” — pomyślała. Ponownie rozejrzała się po obozie, machając zabawnie ogonem. Wtedy dostrzegła Krabowe Paluszki. Szylkretowa spojrzała się na nią w tym samym momencie, kiedy jej oczy na nią natrafiły.
— Cześć! Jesteś wybrana do patrolu, poczekaj z Narnikowym Czułkiem koło wejścia do obozu — powiedziała. Kotka pokiwała głową i zniknęła za krzewami. Niestety Stokrotce nie udało się już znaleźć nikogo, kto był by jeszcze w stanie pójść.
I tak patrol dotarł do nieznanych granic. Baśniowa Stokrotka stała na czele, przyglądając się krzewom i drzewom. Czy aby na pewno chciała tam iść? Teraz już nie miała wyboru, więc skierowała się z kotami do lasu. Stokrotka obwąchała krzewy i starannie dotknęła gruntu, bo bała się kolejnej pułapki. Pomachała ogonem, by zasygnalizować swoim pobratymcom, że droga jest czysta. Krabowe Paluszki przyłączyła się do wąchania terenu, a Narnikowy Czułek sprawdzał krzewy wokół drzew. Gdy nic nie zwęszyli, udali się w głąb lasu.
— A co jeżeli spotkamy jakieś koty? — powiedziała Krabik. Szylkretka nieco schowała się za kremową, ale ta odparła:
— Wtedy postaramy się wrócić cało do obozu
Po jakimś czasie wędrówki, tym razem odbywającej się wśród koron drzew, do uszu Baśniowej Stokrotki dotarły podejrzane szmery. Wraz z resztą patrolu zatrzymała się, skrywając się pośród gąszczu gałęzi, by z góry móc obserwować co się dzieje. Gdzieś przed nimi, w oddali, jej bystre oczy wyłapały ruch - jakiś ciemny, nakrapiany ogon zniknął w mrokach nory, nim Klan Nocy zdążył ujrzeć całą jej sylwetkę. Po lesie rozeszło się skrzeczenie sójki.
Nie mogli udać się za samotnikiem. We wspomnieniach Stokrotki wciąż rozgrywała się akcja potyczki w tunelu z obcym kocurem, stąd też nastąpiła decyzja o powrocie do obozu.
Od Purchawki CD. Miodka
Trochę zmartwiła się słowami niemiłego chorego pana. Wolałaby nie mieć robaków w tyłku. Nie brzmiało to jak nic przyjemnego.
— A wiesz, że małe kotki też wykluwają się z takich jajeczek?
Mózg Purchawki zrobił "BUM". Pyszczek otworzył się nie potrafiąc wydobyć żadnych dźwięków. Czyli ona też się wykłuła się z jajka?! Mama nigdy o tym nie wspominała. Powąchała ostrożnie jajka. Nie pachniały żadnym kotem, które je wysiadywał. Bardziej ptakiem. Może to było ich obiadem?
— W takim razie nie dotykajmy ich! — zarządziła. — Żeby pani mama się nie martwiła. — dodała po chwili, zawstydzona swoim władczym tonem.
Czekoladowy pan jednak uśmiechnął się ciepło.
— Jasne. Cudowna myśl. Jesteś bardzo dobrym kotkiem, Purchaweczko. — pochwalił ją, sprawiając, że szeroki uśmiech wkradł się na czarny pysio.
— I grzecznym! — dodała, łaknąc więcej komplementów. — Nie jak niemiły pan co mu robaki zjadły mózg...
Miodek zaśmiał się, a ogon złego pana zaczął machać energicznie do niej. Przypominał jej skrzydła ptaków. Może też szykował się do lotu.
— Nie mamy całego dnia na podziwiania każdego skrawka naszych terenów. — upomniał ich ten drugi kocur. — Już się nie zatrzymujmy.
Pysio zbledł Purchawce. Przecież tak super się bawiła z panem Miodkiem tutaj. Chciała pozwiedzać jeszcze resztę zakamarków. Czekoladowy posmyrał ją ogonem po grzbiecie.
— Nie bój żaby, wrócimy tutaj potem bez tych marud. — obiecał z ciepłym uśmiechem.
Purchawka podskoczyła radośnie. Już nie mogła doczekać się wspólnego spacerku!
Od Baśniowej Stokrotki
— Tyle na pewno wystarczy — wymruczała. Pręgowana westchnęła i pokiwała głową. Najwyraźniej chciała zebrać więcej, ale ani jeden listek nie dałby rady wejść do jej pyszczka.
Kiedy kotki wróciły do obozu, pomaszerowały do legowiska medyka. Stokrotka położyła zioła na ziemi i poczekała na swoją przyjaciółkę.
— Dużo zebrałyśmy! — powiedziała kremowa. Zimorodek jedynie przytaknęła i położyła się na swoim legowisku.
— Możesz już iść, zioła przeniosę później… — wymamrotała. Jednak Stokrotkę intrygował składzik. Chciała chociaż iść zobaczyć, jak teraz wygląda. Bo dawno w nim nie była, a teraz miała okazję! A w nim taki smród, jak odór skunksa! Nie dało się tam wytrzymać, jakby dwunożny dał wszystkie śmieci w jedno miejsce. Kotka zasłoniła nos i szybko wybiegła z legowiska medyka. “Może rzeczywiście był tam skunks?... Już raz takiego widziałam! I smrodu nie mogłam się pozbyć przez księżyc” — pomyślała. Nagle podbiegł do niej Lśniąca Ikra, w kilku susach wylądował na ziemi i westchnął.
— Spieniona Gwiazda czeka na ciebie — powiedział. Ta kiwnęła głową, chociaż się trochę zawiodła. Bo akurat zachodziło słońce i robił się wieczór. Baśniowa Stokrotka miała nadzieję odpocząć, ale nic z tego. Szybko udała się do przywódczyni, która wraz z Rysim Borem i Biedronkowym Polem czekali na wojowniczkę. Ta przyspieszyła i szybko dotarła do patrolu. Wtedy Spieniona Gwiazda zasygnalizowała ogonem wyjście z obozu.
Patrol szybko dotarł do tej już znanej dla Baśniowej Stokrotki granicy. Kremowa obwąchała ją i wzdrygnęła się. Zmierzwiła futro i wycofała się w tył. Starsza, szylkretowa wojowniczka spojrzała na nią ukradkiem. Jakby miała zamiar zrobić to samo, ale powstrzymała się.
— Zgłaszajcie mi wszystko — mruknęła przywódczyni.
— Dobra robota, Baśniowa Stokrotko — miauknęła przywódczyni po usłyszeniu wieści od kremowej — Widać, że chcą nam się pokazać.
Od Pchełki CD. Źródlanej Łapy
Niebieska się do niej odezwała. O nie! Pchełka gwałtownie się odsunęła, patrząc wielkimi oczami na dymną. Nie chciała jej w żaden sposób obrazić tym dotykiem…ah, co ona sobie głupia myślała? Że mogła tak bezczelnie zaczepić obcego kota?
Zerknęła na Jastrząb. Czy zamierzała dać jej reprymendę? Szylkretka zajęta była posiłkiem, olewając aktualnie swoje dzieci. Pchełka westchnęła. Chyba jej się upiecze.
Zwróciła ponownie oczęta na starszą. Wielkie złote ślepia wywiercały w niej dziurę sprawiając, że zabrakło Pchełce odwagi, by przeprosić. Jej buzia drgała, gdy próbowała wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Zamarła wręcz, gdy kotka odezwała się ponownie.
— W każdym razie, ja jestem Źródlana Łapa. Kiedyś Eris. — Przylizała kosmyki sierści na piersi, czekając na odpowiedź kociaka.
Szylkretka położyła po sobie wywinięte uszy. Czy przybyszka nie zamierzała wytykać jej jej odmiennego wyglądu? Bo poza uszkami, w ogóle nie przypominała swojej mamusi… ten krótki ogonek, którym nieśmiało pomachała.
— Emm… — szepnęła cicho. — Eliś?
— Oho, więc umiesz mówić! — Uczennica od razu się ożywiła. — Źle to wymawiasz!
Pchełka skuliła się pod ciężarem swojego błędu.
— To jest Eris — poprawiła ją. — Ale mów mi Źródlana Łapa.
I znów nastała cisza. Pchełka nie umiała zacząć rozmowy, zresztą, o czym by miała? Nie znała tej kotki, ani świata poza żłobkiem. Szakłak jej opowiadała, że podobno tam jest dużo legowisk i różnych kryjówek, zapachów i mnóstwo innych kotów. Jastrząb również opowiadała dzieciom o swojej wojowniczej profesji, sprawiając, że maluchy były głodne treningów. Szylkretka nawet czasami pokazywała im różne ruchy, jednak kluskowate łapki Pchełki bardzo utrudniały jej nadążanie i poprawne wykonanie czynności. Była ganiona i poprawiana, czego nie lubiła. Uważała, że się do niczego nie nadaje. A była dopiero dzieckiem!
Pchełka odwróciła głowę patrząc na odstającą kitkę. Czy to źle, że on tak wyglądał? Był inny od ogonka Źródlanej Łapy, Szakłak czy nawet maminego. Eh…więc Pchełka była odmieńcem?
— A cio tio ziajonć? — Zapytała, odważając się, by sprawdzić, czy jej ogonek to powód do wstydu.
Od Kruka
— Obudziłem cię? — zapytał swojej matki. Nie miał tego na celu, miał nadzieję, że wypocznie zanim Makowy Nów wróci z polowania. Ta jednak potrząsnęła głową.
— Spokojnie, wyspałam się — odpowiedziała, przez co młodszy czuł się tak, jakby czytała mu w myślach, choć nawet by go to nie zdziwiło.
— Skoro tak twierdzisz... — Kocurek ziewnął. Sam mógł trochę dłużej spać, ale nie przeszkadzało mu to. Potrafił skutecznie zignorować zmęczenie. W tym momencie do legowiska weszła Makowy Nów, mrucząc na widok swojej partnerki. Otarła policzek o bok wybranki. Ta oznaka czułości jakoś ocieplała serce Kruka. Może i nie potrafił ich okazywać sam z siebie, ale miał nadzieję, że z odpowiednią kotką w przyszłości się mu to uda.
— Jak tam kocięta? Wszystko z nimi dobrze? — spytała Makowy Nów.
— Silne i energiczne jak nigdy. Dzień za dniem brykają mi coraz bardziej — stwierdziła czarna. Kruk zaśmiał się pod nosem na komentarz. Cóż, chyba nie był ich kociakiem! On spędzał popołudnie wygrzewając się w słońcu, do momentu gdy było mu zbyt ciepło. Kremowa kotka zostawiła drozda przed partnerką i położyła się obok, opowiadając o polowaniu i plotkując o ostatnich zdarzeniach z klanu. Młodszy postanowił więc ułożyć się wygodnie przy brzuchu Makowego Nowiu, przysłuchując się i przyglądając swojemu walczącemu rodzeństwu.
Od Pierwomrówczej Łapy (Pierwomrówczej Gracji) CD. Szepczącej Pustki
Przybrała pozycję i skoczyła, zamierzając to załatwić jednym sprawnym ruchem. Jak prawdziwy zawodowiec. Los podstępny pokrzyżował jej plany. Wiatr zawiał nie w tą stronę co trzeba, ziemia była jakaś lewa, a słońce złośliwie raziło ją po ślepiach. Jej wspaniały ruch zakończył się klapą - zając zwiał, a Pierwomrówka grzmotnęła o ziemię.
Usłyszała chichot ojca. Wstała i otrzepała się prędko.
— Nie śmiej się. — miauknęła zdenerwowała. — To było celowe. — odparła dumnie.
Ojciec uniósł brew zaciekawiony.
— Chciałaś rozbawić zająca? — zapytał, przekomarzając się z nią.
Dymna poprawiła futerko na piersi.
— A żebyś wiedział. Pomyślałeś kiedyś, jak ciężki mają żywot ciągle ginąc z naszych łap. Ze stresu pewnie gorzej wiją młode. A teraz dzięki mnie ten królik może doczeka się potomstwa. To się nazywa inwestycja w przyszłość. — odparła pewnie.
— Jakaś ty łaskawa. — stwierdził z kąśliwym uśmiechem staruszek. — Ile królików jeszcze zamierzasz oszczędzić?
Pierwomrówka zamyśliła się. Jeśli tylko temu daruje życie będzie wyglądało to jedynie na usprawiedliwienie. Pytanie tylko przy którym powinna zakończyć to przedstawienie.
— Ile będzie trzeba, drogi ojcze. — miauknęła. — Ruszajmy dalej. Przy Upadłym Potworze są takie, które już w tym roku odchowały swe młode.
Z dumą i gracją godną prawdziwego władcy tych terenów spacerowała po obozowisku szukając kolejnych wierzycieli (frajerów), którzy poprą jej kandydaturę. Musiała mieć przychylność tłumu. Królicza Gwiazda zdecydowanie za długo żył już na tym świecie. Tyle niebezpieczeństw czyhało wśród polnych kniei, a czarny jak na złość ani myślał, by zejść już z tego świata. Musiała mu w tym pomóc. Kto inny jak nie ona. Klan Gwiazd zaiście rozpaczał nad ich losem, widząc jak naród wybrany jest bezradny niczym świeżo narodzone kocię.
— Ojcze! — wydała z siebie okrzyk, widząc znajome futro.
Kocur gwałtownie odwrócił się w jej stronę.
— Coś się dzieje? — zapytał nieco zdezorientowany.
Pierwomrówcza Gracja westchnęła ciężko załamana.
— Chciałam się ciebie poradzić. — zaczęła tajemniczo, rozglądając się na boki. — Jak zdobyć względy kocura?
Od Czyhającej Mureny
— Jak się trzymasz, Mureno? — Do uszu kocicy dobiegł niepewny głos ojca; wojownik odwrócił się ku niej, uważnie lustrując kocicę wzrokiem, na co ta ściągnęła brwi.
— Mogło być lepiej — westchnęła, spojrzeniem wędrując gdzieś po gałęziach drzew. — Wciąż martwię się o Łuskę… I Szałwika… I Czereśnię.
Kremowy pokiwał powoli głową, najwidoczniej nie wiedząc co odpowiedzieć.
— Będzie dobrze — szepnął po dłuższej chwili milczenia i delikatnie trącił córę łapą.
Dopiero wtedy do Mureny coś dotarło. Już kiedyś słyszała te słowa… I należały one do niej samej.
— Spójrz. — Bursztyn wskazał jakieś miejsce przed sobą. — Widzisz tę pszczołę?
Pomarańczowooka zamrugała kilka razy, wypatrując wymienionego przez kocura owada. Parę uderzeń serca później dostrzegła maleńkie skrzydła, a chwilę później również drobny, pasiasty tułów.
— Tak? — Ze zdziwieniem spojrzała na wojownika, czekając, aż coś powie. To jednak nie nastąpiło. — Co w związku z tym?
Cisza.
— No… Nic, chciałem ci ją tylko pokazać — odparł jej ojciec, uderzając ogonem o tylne łapy. — Śliczna, czyż nie?
— Mhm… — Murena pokręciła łbem, a następnie przeniosła swój wzrok na koty z przodu; czy Szałwik żywił do niej jakąś urazę? Może był zły, że wciąż utrzymywała dobre kontakty z Czereśnią? A może jej osądy były błędne i w rzeczywistości nic mu nie jest? Niepewność, którą w sobie trzymała zdawała się ją trawić. Nie mogła dłużej tak tego zostawić… Musiała wreszcie z nim porozmawiać. Pytanie kiedy.
Od Czyhającej Mureny
Wiatr mierzwił zakurzoną od ziemi sierść księżniczki, a gorące promienie słońca z mocą padały na karki kotów. W pewnej chwili do nozdrzy wojowniczki dotarła ostra, wyraźna woń obcych. Niemal automatycznie przylgnęła do ziemi, po czym wraz z resztą patrolu zaczęła skradać się ku źródłu smrodu. Wiatr wiał na ich korzyść, więc w razie potyczki mieli znaczącą przewagę. Atak z zaskoczenia być może nie należał do najszlachetniejszych, jednak nie dało mu się odebrać skuteczności.
Na szczęście, Czyhająca Murena odkryła, że smród był jedynie pozostałością po niedawnych znaczeniach samotników. Na korze drzewa dało się dostrzec nawet kępkę rudej sierści z czyjegoś podgardla, którym musiał ocierać się o pień.
Wojownicy jeszcze chwilę pokręcili się w nadziei na odnalezienie samotników, jednak już nic więcej nie udało im się znaleźć.
— Parszywe stworzenia — westchnęła Murena, odwracając łeb w kierunku Szałwika; ten jednak szybko odwrócił wzrok.
— Oh, tak bardzo mam ich dość… — mruknęła Mżawka, poruszając uszami.
— Nic tu po nas, lepiej wracajmy — stwierdził Kolcolistne Kwiecie, stawiając kilka kroków do przodu.
Wszyscy zgodnie przytaknęli starszemu.
08 kwietnia 2025
Od Mysiej Łapy CD. Chomiczej Łapy
Jej pysk przyozdobił uśmiech, gdy usłyszała słowa siostry. Zgodziła się i nawet nie zwróciła uwagi na jej niedokładne słowa. Tylko teraz było znaleźć Świerszczowy Skok, co będzie prostym zadaniem, jeśli nie opuścił on obozu. Raczej, gdyby to zrobił, to powiedziałby to Mysiej Łapie, przecież mówili sobie o wszystkim. Kocur rozumiał wszystko i często dzielił się z nią dobrymi radami, co bardzo doceniała. Największym plusem ich relacji było to, że wojownik bez większych ograniczeń mógł zabierać ją poza obóz, co ją cieszyło. Gdy dzień był piękny, a Kwiecista Knieja postanowiła ją nie zabrać na trening, to kotka mogła się cieszyć spacerem lub polowaniem z niebieskim kotem. Wzrokiem przeskanowała obóz, a nie widząc brata, padł on na legowisko wojownikiem, na które po chwili wskazała ogonem.
- Wystarczy nam tylko Świerszczyk. - Odpowiedziała na pytanie siostry szybko. - A on ukrywa pewnie tam, jak zwykle mnie unika. - Zażartowała, po czym zmierzyła we wcześniej wskazanym kierunku, lekko uderzając Chomiczą Łapę w bok ogonem. - Im szybciej go znajdziemy, tym więcej dnia będziemy mieli na spacer przy granicy.
*****
Łapy Mysiej Łapy powędrowały ku niebu, gdy leżał on na ziemi i przyglądał się nocnemu niebu. Zdobiły go gwiazdy, które świeciły mocno dając kotom znać o swej obecności. Tej nocy udało jej się namówić Świerszczyka i Chomiczą Łapę na spacer, który zakończył się dłuższym postojem na kwiecistej łące. Szylkretowa kocica leżała obok niej, wpatrując się w ciemną przestrzeń nad nimi, gdy ich brat poprawiał futro niedaleko nich.
- A co jeśli one zaczną spadać? Co, jeśli mnie uderzą? - Zapytała uczennica, łapą wskazując na świecące punkty. - Kwiecista Knieja wspominała mi o Klanie Gwiazdy, ale nie rozumiem tego do końca. Nasi przodkowie obserwują nas z tych punktów? Ale czemu? Czy nie mają nic ciekawszego do roboty? Gdybym był na ich miejscu, to przekonywałaby Mysi Postrach, że jesteśmy sobie pisani, bądź rozmawiałbym z każdym napotkanym kotem.
- Z pewnością nie zagościsz tam szybko jak nikt z nas. Nikomu tam się nie śpieszy. - Opowiedział wojownik. - I czemu miałyby odpaść od nieba? Od dawna się tam trzymały, więc czemu miałoby się to zmienić? Klan Gwiazdy, mimo iż dziwny dla mej osoby, to z pewnością nie dopuści do takiego wydarzenia, a nawet jeśli, to jest tylko jeden z wielu przypadku.
- A pan mądrala skąd ma taką pewność? - Jej wzrok powędrował na kocura. - Wraz z mianowaniem na wojownika magicznie zyskałeś wiedzę na temat wiary Klanu Burzy? - Widząc, że na jego pysku zagościł grymas niezadowolenia, ta zaśmiała się cicho. - Żartuje tylko! Nie masz co się denerwować! - Swój wzrok tym razem padł na Chomiczą Łapę, którą lekko trąciła łapą. - JEŚLI umrę i pojawię się w gwiezdnym klanie, to będę tam. - Łapą wskazała na jedno z ciemniejszych skrawków nocnego nieba. - Będę czekać na was i świecić najjaśniej jak tylko potrafię. Tam mnie znajdziecie.
Czy wierzyła w swoje słowa? Nie do końca. Może wybór miejsca był odpowiedni, jednak nie była przekonana, że dostanie się do Klanu Gwiazdy. Co musiała zrobić, aby się do niego dostać? Przecież było tyle innych wiar, więc skąd wiedziała, że to jest akurat prawda? Przekona się pewnie o tym po śmierci, więc teraz mogła tylko rozmyślać o wszystkich dostępnych możliwościach.
- Obiecajcie mi, że pojawicie się blisko mnie! Nie chcę świecić sama, a tym bardziej bez was przy boku. Nic bez was nie będzie takie dobre, nawet jeśli będę patrzeć na wszystko z góry. Chomicza Łapo?
Od Wiecznego Zaćmienia
— Na Klan Gwiazdy… Ile będziesz jeszcze narzekać? Przecież nie wyczaruje ci jaja! — powiedziała medyczka, pacając młodszego w głowę ogonem. — Co mam niby zrobić? Och, Klanie Gwiazdy! Proszę, obdaruj nas ptasimi jajami! — powiedziała sarkastycznie, przewracając oczami, tylko aby w następnej chwili wiatr mocniej zawiał, a z pobliskiego drzewa spadło ptasie gniazdo.
— A widzisz, jednak medycy się do czegoś przydają! — miauknął Mysi Postrach, a następnie podbiegł do gniazda, podczas gdy Wieczne Zaćmienie stała jak zamurowana.
Młodszy podekscytowany odwrócił gniazdo, tylko aby poczuć rozczarowanie, gdy jedyną zawartością gniazda były ich odchody, mech i śmieci od dwunożnych. — Kłamałem, jednak nie — prychnął. — A już myślałem, że jesteś jakaś magiczna czy coś… A może Ćmi Księżyc poproszę o pomoc? Ona ma te jakieś moce, tak? Przecież przodkowie zabrali jej wzrok, to może mi powie, gdzie są ptasie jaja… Myślisz, że będzie chciała to zrobić? — zaczął mówić, zasypując medyczkę słowami.
— Mysi Postrachu, to tak nie działa… — zaśmiała się.
— Jak to nie? To po co jej wzrok zabrali, aby mocy nie dostała? Beznadzieja… — mruknął, cicho wzdychając. — Jak dobrze, że nie jestem medykiem! — oznajmił, tylko aby po krótkiej chwili spotkać się z ogonem szylkretki, który boleśnie uderzył go w pysk. — Auć! A to za co? — prychnął.
— Za pyskowanie, a teraz wracamy, smarku… — zażartowała, ruszając z miejsca. Momentami zdawało jej się, że miała ona lepszą relację z Mysim Postrachem niż z Promienistym Słońcem oraz Rozświetloną Skórą… Było to dziwne, jednak nie mogła narzekać. Kochała Mysz jak własnego brata.
Od Wiecznego Zaćmienia
— Czyli nici z naszej wspólnej nauki? — zaśmiała się, spoglądając na przemoczonego ucznia.
— Haha, raczej nici… Chociaż czy możesz mnie winić? Mało kto by odpuścił zabawę w taką pogodę… — odpowiedział, wskakując na pobliskie głazy, jednak powinien się tego spodziewać, że łączenie mokrych łap i kamieni nigdy nie będzie dobrym połączeniem… Jak w jednej chwili kocur stał na głazach, to w drugiej leżał między kamieniami, łapami do góry — Mój zad… — prychnął, zerkając w bok, jednak gdy dostrzegł zawiniątko z gałązek, oczy mu się zaświeciły. — Zaćmienie, zobacz to! Gniazdo! — miauknął.
— Gniazdo? Gdzie? — zapytała, podchodząc bliżej. Gdy ujrzała niebieskie jajko z ciemnymi plamkami, oczy jej się rozszerzyły. — To od drozda! — powiedziała, podnosząc Mysi Postrach z ziemi. — Idziemy, ptaki tu mają gniazda, nie powinniśmy im przeszkadzać… — dodała, odciągając mysz od ptasiego gniazda.
— Drozd? Skąd to wiesz? — zapytał, zatrzymując się.
— Kiedyś Pietruszkowa Błyskawica mi pokazywała… Ona bardzo lubi ptaki. Lubi o nich rozmawiać, lubi o nich słuchać… Bardzo lubi też ptasie pióra, a po tylu księżycach przyjaźni z nią, to kot sam się dowiaduje nowych rzeczy — wytłumaczyła, robiąc krótką przerwę w wypowiedzi — dlatego tyle wiem. Drozdy też mają charakterystyczne jajka, takie niebieskie w czarne kropeczki… Łatwo jest je rozpoznać — mruknęła, a Mysi Postrach skinął głową. — A teraz idziemy, nie chcę się męczyć z drozdami, gdy się tu zlecą, a zobaczą, że jesteśmy obok gniazda… — dodała, ruszając z miejsca, Mysz stawiając kroki tuż za nią.
Od Motylkowej Łapy DO Postrzępionej Łapy
Od Wiecznego Zaćmienia
Wieczne Zaćmienie delikatnie zajrzała do wiązanki z patyków i… innych rzeczy, których lepiej nie wymieniać i tak jak przypuszczała, w gnieździe znajdowały się ptasie jajka! Były one drobne, o jaskrawym niebieskim odcieniu. Koteczka chciała je dotknąć, chociażby szturchnąć, jednak wiedziała, że są one tak delikatne, tak kruche, że przypadkowe użycie większej ilości siły niż konieczne, mogłoby je rozbić.
— Już, okej, rozumiem! — miauknęła w stronę ptaka, który dalej trzepotał skrzydłami i robił jej cały “pokaz” starając ją się odciągnąć od gniazda. Szylkretka powoli ześlizgnęła się z drzewa, robiąc kilka kroków od drzewa w stronę ptasiej matki, aby pokazać jej, że pokaz zwierzęcia “zadziałał”. Z każdym kolejnym krokiem kotki, ptaszek z pomarańczowym brzuszkiem odskakiwał coraz dalej, a gdy odciągnął kotkę na tyle daleko, aby odległość między nią a gniazdem była bezpieczna, jakby nigdy nic się nie stało, rozprostowała skrzydła i poleciała prosto do gniazda. Zaćmienie postanowiła jej dać spokój. Wiedziała, jak matki mają ciężko w tym świecie.
Od Złotej Łapy CD. Pomocnego Wróbelka
Komentarz na temat stanu sierści pieszczoszków połechtał nieco jego ego. Była to prawda. Musiał przyznać; jego futerko zawsze wyglądało bardzo zjawiskowo, zwłaszcza gdy mieszkała jeszcze z nimi Peonia. Chociaż przy pięknej, idealnie ułożonej szacie Wisterii, jego przypominała bardziej tą, która okrywa Wróbelka. Uśmiechnął się do protektora. Nie był przygotowany, szczerz powiedziawszy, że koty z klanu będą tak zainteresowane sposobem, w jaki żył wcześniej. Było to naprawdę niespodziewane. Coś mu szeptało, kiedy jeszcze dreptał za Stokrotkową Pieśnią i Postrzępioną Łapą, że będzie odtrącony, że będą na niego krzywo patrzeć, ale wcale tak nie było. Co prawda czuł coś w powietrzu, coś, co zagęszczało atmosferę. Wiele kotów była spięta, niektórzy mogliby być dla niego milsi, ale nie miał nawet pewności czy ich zachowanie jest spowodowane jego obcym pochodzeniem, czy ich złym samopoczuciem, czy czymś kompletnie innym. Czymś, o czym zwyczajnie nikt mu nie powiedział. No... Ale gdyby miał o czymś wiedzieć, to by się dowiedział. W innym wypadku to nie jego sprawa. Ciekawość zabiła już wiele kotów. A on miał winy do odkupienia.
— Muszę się zgodzić z twoimi domysłami — powiedział, podnosząc łapkę pod brodę. Musiał się skupić. Miał wrażenie, że od kiedy opuścił dom, minęło tyle czasu... Powoli zapominał, jak smakuje tuńczyk ze srebrzystej skrzyneczki... Nigdy by nie pomyślał, że takie myśli przejdą mu przez myśl... — Może rozwinę po kolei twoje domniemania. Czy śpieszy ci się? Nie masz innych obowiązków? Nie chciałbym ci też odbierać cennego czasu. — Widział, że większość kotów była w trakcie wykonywania jakichś zadań. Krzątali się i krzątali, a pracy nigdy nie brakowało.
— Moim obowiązkiem jest teraz sprawić, abyś poczuł się dobrze u nas w Klanie Klifu! — miauknął raźnie burasek. Złota Łapa skinął łepetyną.
— Znakomicie! A więc... Jeśli chodzi o jedzenie, to oczywiście całkowita prawda. Jadałem przeróżne, przepyszne smakołyki. Nie będę też ukrywać, że brakuje mi ich aromatu w pyszczku... Mm... — Rozmarzył się. Ślinka napłynęła mu do pyska. — Ah... Rybki ukryte w srebrnym kuferku, mięciutkie mięsko w sosiku, które aż samo się żuję, które rozpływa się w pysku... A najlepiej, jak udało się coś złapać spod stołu, gdy dwunożni jadali swój posiłek. Oni to umieli docenić to, co dobrze... Szkoda tylko, że tak rzadko się dzielili. Trzeba było walczyć! To prawie jak polowanie! — zawołał, a protektor się zaśmiał. Wyglądał na faktycznie zainteresowanego, a w dodatku nie miał w oczach tej iskierki, którą czasami widział w brązowych ślepiach Rozświetlonej Skóry. Iskierki, która mrugała za każdym razem, gdy oceniała jego piecuchowe pochodzenie, jego wygodne dzieciństwo i bezstresowe, bezpieczne dorastanie.
— A to ciekawe! Faktycznie brzmi... Ekscentrycznie. Jak coś, czego nie znajdziesz u nas; ani w lesie, ani przy plaży. — Zamyślił się. Szukał w swojej pamięci czegoś, co pasowałoby do tych określeń, które podał uczeń. — Nie, nie... Jestem pewien, że nie próbowałem żadnej z tych rzeczy...
— Nie zadziwia mnie to! Ani razu nie udało mi się upolować czegoś, co wyglądało, pachniało... A tym bardziej smakowało, jak to, z czym się wychowałem... — Zaśmiał się, ale w jego chichocie było można dosłyszeć tęsknotę.
— Tak ci tego brakuje? Nie smakuję ci świeże mięso? — zdziwił się Pomocny Wróbelek.
— Jest... Czymś całkowicie innym, niż to, do czego jestem przyzwyczajony. — Próbował ubrać to ładnie w słowa, aby nie urazić gustu jego nowych towarzyszy.
— Rozumiem, to może być ciężkie, zwłaszcza że jesteś tutaj jeszcze dosyć krótko. Na pewno się przyzwyczaisz — zapewnił. Oczy nagle mu zajaśniały. — No a właśnie ryby i kraby? Mówisz, że niezwykle ci smakowały. Albo ptasie jaja! Podobno nawet te mewie są dość smaczne.
— Być może... Nie próbowałem krabów, a o ryby dość ciężko... Nie widziałem, aby wiele kotów wchodziło między spiętrzone fale.
— Oh nie, nie. To niebezpieczne! — zawołał, aż futro mu stanęło za uszami.
— No właśnie... Chyba będę zmuszony zwyczajnie przywyknąć, dopasować swoje gusta... Ale muszę się z tym liczyć.
— To dobrze, że jesteś taki otwarty, Złota Łapo — pochwalił go kocur.
— Dziękuje, miły panie! — Uśmiechnął się, a bury znów lekko się zmieszał. — Wiecie... Przechodząc do tej drugiej sprawy... Mój ojciec mówił, że mamy takie ładne, zdrowe futra, gdyż jemy dużo ryb... Szkoda więc, że tak rzadko na nie polujemy... Zwłaszcza że mamy tutaj przecież dostęp do rzeki! Marnuję się cały jej potencjał! A może, ja sam powinien rozbudzić w was chęć do polowań na wodne potworzyska! Hej przygodo! — Skoczył na równe łapy, a serce mu się rozradowało. Spoglądał na kocura, tak, jakby potrzebował jego pozwolenia, jego aprobaty, aby móc dalej działać. Ba! Najlepiej, jakby od razu odwzajemnił jego entuzjazm i ruszył z nim tworzyć na kartach kociej historii morskie opowieści. Czuł się jak kociak, jakby znów po raz pierwszy rodzice wzięli go do ogrodu.
Od Wiecznego Zaćmienia
Myśli w głowie kotki były wyjątkowo… Ciche. Poranek jej również był spokojny, w przeciwieństwie do jej przeciętnej rutyny pełnej chaosu i zamieszania. Z myślą tą, poczuła ulgę. Na duchu też było jej o wiele lżej. Emocje przez większość czasu były dla medyczki zagadką, jednak dzisiaj, czuła się taka… Wolna. Pogoda również dopisywała, może powinna się gdzieś przejść? Po krótkich zastanowieniach Wieczne Zaćmienie zadecydowała udać się w okolice Studni.
Gdy medyczka tam dotarła, kotka przysiadła w pobliżu jednego z licznych drzew, zamykając oczy na krótką chwilę… Takie życie było wygodne, gdy stres jej nie zjadał żywcem. Wieczne Zaćmienie pozwoliła sobie położyć się na trawie, wyciągając łapy do przodu oraz wciskając pysk w trawę. Słyszała ona różne dźwięki. Śpiew ptaków, szum liści, a nawet dźwięk czegoś, co uderzyło o ziemię. Medyczka podskoczyła, gdy obcy jej obiekt wylądował tuż obok niej, jednak po paru uderzeniach sercach szylkretka się uspokoiła. Było to zwykłe gniazdo… Kotka szturchnęła je łapą, aby sprawdzić, czy znajdują się w nim jaja. Medyczka delikatnie je przewróciła, a oczom jej ukazało się jedno niebieskie jajko w plamki. Wyglądało na jajo drozda… Kotka delikatnie je wturlała do gniazda, a następnie chwyciła gniazdo w pysk, aby zawiesić je ponownie na drzewie. Było z tym trochę szarpaniny, ale mimo wszystko się to udało! To najważniejsze… Medyczka odetchnęła z ulgą, gdy gniazdo zostało bezpiecznie zawieszone. Wieczne Zaćmienie z dumą spojrzała na wiązankę z patyków, a następnie wróciła do swojego upragnionego odpoczynku, wygodnie układając się na trawie.
Od Pietruszkowej Błyskawicy CD. Pchełki
Od Szczawiowej Łapy
— Naprawdę spodobał ci się pomysł, co? Jeszcze nie widziałam cię tak szczęśliwego! — stwierdziła Iskrząca Nadzieja.
— Oczywiście, że tak! Już nie mogę się doczekać! — Kocurek podążył za wojowniczką, wychodzą z obozu. Skierowali się na skraj terytorium, tak, aby uniknąć tłumów. Jego małe łapki dreptały przez las, rozglądając się po drzewach. Słyszał w oddali ptaki. Skoro są ptaki, to muszą być i jajka, prawda? Kocurek przyśpieszył kroku, nie spuszczając szybującego ze wzroku. Starał się być tak cicho, jak tylko mógł. Już wyobrażał sobie, jak piękne jajko znajdzie. No cóż, kto marzyć zabroni! Jako młody uczeń nie miał ułatwionego zadania. Podążanie za ptakiem jednak okazało się być strzałem w dziesiątkę. W końcu zaprowadził go prosto do swojego gniazda. Kocurek wyskoczył do góry, chwytając się gałęzi. Udało mu się bezpiecznie ściągnąć jajko na ziemię. Iskrząca Nadzieja właśnie dotarła na miejsce i uśmiechnęła się do ucznia.
— Brawo! Twoje pierwsze jajko! Nieźle ci poszło! — stwierdziła. Kocurek za to dumnie poniósł swoje jajko do obozu, chwaląc się po drodze wychodzącej na trening Dyniowej Łapie.
Od Postrzępionej Łapy
— Brawo! Jajko pleszki, no no, niezłe znalezisko. Zanieśmy je do obozu. Poszukamy dalej później.
Od Jarzębinowej Łapy CD. Zabłąkanej Łapy
Od Pierwomrówczej Łapy (Pierwomrówczej Gracji) CD. Firletkowej Łapy (Wdzięczna Firletka)
— Może się zastanowię, jeśli zrobisz coś w zamian dla mnie. — miauknęła tajemniczo czekoladowa.
Firletka była zaskoczona. Chyba nie tego się spodziewała.
— Mam coś jeszcze dla ciebie robić, żebyś przestała? — jej głos nie brzmiał na zachwycony tą propozycją.
Pierwomrówka pokiwała łebkiem. Przecież to nie ona będzie miała tutaj przekichane za udostępnianie tajnej medycznej wiedzy szarym członkom społeczności.
— Eh. Co ja z tobą mam? Może chciałam w zamian, żebyś pospędzała ze mną trochę czasu, co? Ty od razu zakładasz najgorsze. — jęknęła dymna, zerkając ukradkiem na nieprzekonaną minę siostry. — No już tak na mnie nie patrz, bo jeszcze zatwardzenia dostaniesz. Chce żebyś pouczyła mnie trochę o ziołach. Takich robiących niefajne rzeczy innym kotkom... Ale Czuwającą Salamandrę zostawię wtedy w spokoju. Obiecuję. — miauknęła z nieszczerym uśmiechem.
Od Wiecznego Zaćmienia
— Nic wielkiego, jakieś tam zioła szukam. To, co wpadnie w łapy, zawsze się przyda, nie będę narzekać — wytłumaczyła, podczas gdy Eter przeciągał się, opierając swoje łapy o wierzbę. — A ty? Coś ciebie tu sprowadza? — zapytała, podnosząc wzrok na kocura, który powoli wspinał się na wierzbę.
— Również nic wielkiego, tylko Mysi Postrach, który poprosił mnie o ptasie jaja… Na co mu one? — prychnął.
— Lepiej czasami nie wiedzieć… — odparła medyczka, kręcąc głową.
Czarny kocur wspiął się na jedną z gałęzi, przypadkowo strącając ptasie gniazdo. Nim zdążył zareagować, gniazdo spadło na trawę, a medyczka mogła jedynie liczyć, że jajko było całe i nie zostało uszkodzone… Kotka powoli zbliżyła się do gniazda, aby sprawdzić jego zawartość. Jak się okazało, było ono puste. Szylkretka odetchnęła z ulgą, zerkając na wojownika.
— Masz szczęście, że jest ono puste! Gdyby jakieś jajo się zbiło, to bym cie rozszarpać musiała.. — mruknęła.
Eter w odpowiedzi na jej komentarz zeskoczył z drzewa, niebezpiecznie się do niej zbliżając, prędko zamykając dystans między nimi.
— Rozszarpać? Pfft! Już to widzę… Medyka, to nawet kociak pokona — mruknął, szturchając szylkretkę.
— Mhm, już to widzę! Umiem odrobinę się szarpać z kotami, nie jestem bezbronna… Nawet podstawy polowania znam! — wymruczała, dumnie wypinając pierś do przodu.
— Dobrze, już dobrze! Nie ma co się złościć — zaśmiał się w odpowiedzi. — Myślę, że Mysi Postrach mi odpuści, gdy dowie się, że prawie zginąłem z twoich łap… Trzymaj się, Zaćmienie! — powiedział, a następnie skierował się do obozu Klanu Klifu.