BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

29 lutego 2016

Od Spottedtail CD Mistypaw

Dzisiejszy dzień był już drugim odkąd tu przybyłam. Rany powoli się zasklepiały więc miałam czas zapolować. Wyszłam z samego rana z obozu i pokierowałam się przed siebie, nie znałam jeszcze za dobrze terenów. Śnieg skrzypiał pod moimi łapkami i świecił jasno co raz mnie oślepiając. Światło przedzierało się przez nagie gałęzie drzew obciążone śniegiem. Nagle jedna z nich złamała się i upadłą wprost na mnie. Na szczęście w porę zrobiłam unik dzięki czemu ani gałąź, ani śnieg nie zleciały na mnie, nie licząc kilku płatków które niefortunnie znalazły się na mej główce. Strząsnęłam je jednym szybkim ruchem i poszłam dalej.
Po krótkiej wędrówce znalazłam się na Wilgotnych równinach, chodź dziś przypominały poniekąd ,,Lodowe równiny". Ciężko było utrzymać równowagę, jednak to nawet lepiej. W pewniej chwili zauważyłam małego ssaka. Przywarłam do ziemi, w pozycji do skoku. Powoli przysuwałam się zdobyczy, pozostając cicho, tak jak ona. Szłam pod wiatr, by myszka mnie nie zwęszyła. Gdy byłam ostatecznie blisko skoczyłam. Nim stworzonko zorientowało się, że jest w niebezpieczeństwie, ja już miałam ją w zębach. Jej ciepła krew spłynęła mi po pysku i kilka kropel upadło na nieskazitelnie biały śnieg tworząc małe krwiste korytka. Westchnęłam i powędrowałam dalej, nie wrócę tylko z myszką! Zostawiłam ją w bezpiecznym miejscu i ruszyłam dalej.
W końcu wracałam z czymś konkretnym. Niosłam w pysku królika i trzy myszy, nie były to zdobycze mojego życia, ale jak na kulawą kotkę wystarczyły. Weszłam do obozu i spotkałam się niemal od razu z ciekawskimi spojrzeniami. Jeden kot kiwnął głową i pokazał mi skrytkę. Odłożyłam tam pożywienie po czym odeszłam. Łapczywie oblizałam pyszczek oczyszczając go z krwi zwierząt. Mimo wszystko czerwień długo utrzymuje się na białym futrze. Przysiadłam gdzieś w kącie obozu i bacznym wzrokiem obserwowałam każdego kota który krzątał się po obozie. Byłam przestraszona i samotna, cieszyłam się, że mam dom. Jednak nie znałam prawie nikogo, a ciężko mi nawiązać znajomość.
-Cześć!- nagle jakiś cichy głosik odezwał się obok mnie. Spojrzałam odruchowo w bok lecz niczego nie znalazłam, dopiero gdy mój wzrok powędrował w dół zauważyłam małego kociaka, z szarym, pręgowanym ogonkiem. Spoglądał na mnie swymi wielkimi, błękitnymi niczym tafla jeziora oczami. Zniżyłam się i powąchałam malca. Zapach znajomy.
- Hej - odparłam i zdobyłam się na uśmiech. Nie chciałam wyjść na sztywniarę, a szczególnie przy takim kociaku. Łatwo stracić szacunek w ich oczach.
- Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię wcześniej - młody niecierpliwie machnął ogonem- Nazywam się Mistypaw, jestem uczniem klanu Wilka.
Kiwnęłam głową, pozdrawiając go. Zniżyłam się do jego poziomu i spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Nazywam się Spottedtail. Jestem tu nowa, zapewne mnie nie znasz- odparłam przyjacielsko i podniosłam się z ośnieżonej ziemi- byłabym wdzięczna jak pokazałbyś mi obóz. Gubię się w tej plątaninie korytarzy i kotów.
Mistypaw aż wstrzymał oddech. Widziałam dumę odbijającą się w jego ogromnych oczach. Wstał i wypiął klatkę piersiową do przodu, wyglądał bardzo zabawnie. Wiem, że chciał zgrywać dumniejszego i lepszego, jednak widok kociaka który tak się stara jest po prostu zabawny.
<MIstypaw?>

Od Mistypaw'a

Minęło trochę czasu od śmierci Wolfstar'a a ja wciąż nie mogłem pogodzić się z utratą mentora. Na szkolenia zabierano mnie z innymi - raz miałem polowanie z Deerpaw, raz z Immportalpaw, rzadziej z Badgerpaw, w końcu trenowała go sama Warstar. Jednak to nie to samo. Czułem się jak rzep u ogona. Ile bym dał za indywidualne lekcje... Bym mógł się wykazać, nie ośmielany innymi. Dzisiaj Darkheart zabrał Deerpaw i mnie ze sobą nad Suche Drzewo. Podobno znajduje się tam największa ilość małych stworzonek.
Dreptaliśmy w ciszy. Rzadko gadałem z Deerpaw - moim ulubionym towarzyszem zabaw był Immortalpaw, czasem Badgerpaw, a obiektem dręczenia - Owlpaw. Nie przepadałem za Jelonką, była taka... cicha. Zawsze patrzyła się na mnie tymi wyrozumiałymi oczami, co mnie zniechęciło. Dopiero teraz zauważyłem jakie miała ładne futro - brązowe w ciapki. Jak jelonek.
Pokręciłem głową aby się ogarnąć. Po kilku minutach biegu dotarliśmy na miejsce. Darkheart zatrzymał się z rozpryskiem żwiru. Do mych nozdrzy od razu dotarł zapach zwierzyny - mysz polna....
Bez rozmyślenia, naprężyłem ciało i wyskoczyłem w stronę zapachu. Mentor Jelonki miauknął za mną:
- Mistypaw, poczekaj!
Mysz zauważyła mnie. Nastroszyła futro po czym wysunęła mi się spod łapek, niczym kłębek mchu. Zaryłem z rozpędu ostro w ziemię. Darkheart syknął zirytowany.
- Trochę namysłu, pusta główko - odparł pół żartem, klepiąc mnie ogonem po głowie. Naburmuszyłem się. Deerpaw podeszła bliżej. Słońce oświeciło jej grzbiet, a futro zaczęło mienić się kolorami brązu.Blado zielone oczy utkwiła we mnie z rozbawieniem.
Wyplułem liść który połknąłem w locie. Nagle mentor zesztywniał i dać znać ogonem abyśmy się przygotowali. Cichy szmer zaskrobał niedaleko kory Suchego Drzewa. Mysz polna wróciła.
- Pamiętajcie - pouczał - Nisko na barkach, ciężar ciała na tylne nogi. Kto pierwszy ten lepszy.
Czarny kocur wycofał się w cień. Deerpaw przysiadła do pozycji skradania. Odchyliłem uszy do tyłu, po czym zrobiłem to samo. Musiałem być pierwszy! Jelonka skradała się powoli i ostrożnie, zwracała uwagę na to gdzie stawia łapki, oraz głównie skupiała się na technice. Mnie adrenalina znowu poniosła - skradałem się szybko i byle jak, byle być jak najszybciej. Skoczyłem. Tym razem mi nie ucieknie.
Wybiłem się z tylnych łap, otwierając pysk i wyciągając przednie. Mysz była zbyt pochłonięta próbą wyczucia Deer, i nie spostrzegła, że są tutaj dwa koty. Chwyciłem ją. Krew trysnęła na mój pysk, gdy wbiłem kły w jej mięso. Zacisnąłem szczęki, aż nie usłyszałem chrupotu kości, po czym podrzuciłem ją dwa razy.
Z triumfem odwróciłem się w stronę reszty. Mysz zwisała mi z pyska niczym zabawka.
- Brawo - pochwalił mnie Darkheart. Jelonka po prostu milczała.
***
Po porannym polowaniu wróciliśmy do obozu. Koty kręciły się, zajęte swoimi codziennymi zajęciami. Z polanki medyka wyszła Owlpaw - z wiecznie naburmuszoną miną. Gdy mnie zobaczyła, oczy zwęziły jej się w szparki. Uniosłem mysz wyżej.
Rzuciłem ją na kupkę jedzenia.
Gdy wszyscy się rozeszli zauważyłem coś nowego - a raczej nową. Przy ścianie z roślin stała kotka - jej ciało zdobiły miliony małych rudych plamek, nie licząc ogromnej plamy na grzbiecie. Wyglądała na nową i zagubioną. Postanowiłem zagadać.
- Cześć - przywitałem się i usiadłem obok. Kotka rzuciła mi zdziwione spojrzenie, po chwili zmarszczyła nos i obwąchała mnie.
- Hej - uśmiechnęła się.
- Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię wcześniej - machnąłem ogonem. - Nazywam się Mistypaw, jestem uczniem klanu Wilka.
< Spottedtail? >

Od Immortalpaw C.D Owlapaw

- Owl nic ci nie jest? - spytałem z przesadną troską i zaraz pożałowałem tego pytania. Zaatakował ją borsuk i wpadła do rzeki a ja oczekuje że powie "Tak, wszystko jest w zupełnym porządku!".
Kotka otrzepała się z wody z wyraźnym niesmakiem na pysku. Spojrzała nieufanie na rudego kota który stał koło mnie. Poznałem go zaledwie kilka sekund temu kiedy biegłem ze zbocza, na ratunek Owlpaw.
- Um ... to jest Flashwhisker. - mruknąłem po chwili ciszy. - Flash to jest Owlpaw.
Koty przywitały się skinięciem głowy, jednak wiedziałem że nic poza tym nie nastąpi. Sam byłem niepewny co do kocura, ponieważ nawet nie wiedziałem czy jest w Klanach.
- Immortal - usłyszałem naglący głos kotki. Wzdrygnąłem się pod jej głośnym tonem, jednak odwróciłem pyszczek w jej stronę. Zamilkła na chwilę, podkreślając wagę swoich słów które zaraz miała zamiar wypowiedzieć po czym ostrożnie dodała:
- ....
<Owl? Flash? Naprawdę moja wena jest na bezgranicznym wykończeniu przepraszam ._.>

28 lutego 2016

Frostedfern (Klan Nocy), Spottedtail! (Klan Wilka)

Frostedfern|medyk|Klan Nocy
Spottedtail|wojownik|Klan Wilka

Mintleaf odchodzi!

Powód śmierci: Przejechanie przez pociąg

Aktualnie jest duszą, która nie trafiła ani do Miejsca Gdzie Brak Gwiazd, ani do Gwiezdnego Klanu.
Nie tęsknijcie, i tak była marną kotką.

Od Mintleaf |LOVE IS fOreVER|

  Śmierć ukochanego mi kota bardzo wpływa na moje zachowanie. Stałam się nerwowa, podobno smutnie wyglądam, mimo iż garstka kotów mi mówi, że mam się uśmiechnąć. Uśmiech na mej mordce źle wygląda. Szczęście to nie tylko podniesione końcówki ust. 
  Szczęście to uczucie, które otrzymuje 99% wszystkich stworzeń na tym świecie. Jestem w tym jednym procencie, jakbyś nie wiedział. 
  Depresja nie jest fajna. Zalewanie się niematerialistycznymi łzami, wyobrażenie o wiecznym smutku. Każdy chciał by mieć jakiegoś partnera.
  Ja go miałam. Zaledwie "na chwilę". Wolfstar zmarł... I od tego jest mi bardzo, bardzo, bardzo smutno. Oczy pewnie są mdłe, nie mają tego "żywego blasku". Tak mi moje dzieci mówiły. Pamiętam te słowa dokładnie:
  — Mamo, smutno ci?— Zapytała Deerpaw, patrząc na mnie do bólu znajomymi oczami. Odwróciłam wtedy głowę, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech i wydech, powtarzając tak potem dwa razy. Następnie spojrzałam na kociaków, liznęłam troje z nich i słabo się uśmiechnęłam, bez uczucia szczerej radości.
   — Tak, jest mi smutno.— Powiedziałam szczerze. Przełknęłam ślinę, wydając przygłuszony dźwięk z gardła.— Ale wy się mną nie martwcie. Naprawdę.— Wtedy kocięta spojrzały na siebie. To była chyba ostatnia z nimi rozmowa.
  Kiedy myślę o smutku, chce mi się zapaść po ziemię i zapomnieć o wszystkich problemach. Jestem taką kotką... dosyć problematyczną. I dużo osób twierdzi, że po prostu chcę zwrócić na siebie uwagę.
  Nie.
  Zamiast tak myśleć, lepiej ruszcie swoimi tyłkami i idźcie pomagać Klanowi.

  Wyszłam z obozu ze spuszczonym ogonem i głową, wlokąc za sobą swoje, kiedyś energiczne, łapy, i spojrzałam do tyłu na obóz. Klan Wilka... Tam jest kawałek mej rodziny, tam są znajomi, tam jest prawie wszystko. I to wszystko zostawiam. Chyba to ostatni raz, kiedy patrzę na ów obóz, spowity licznymi paprotnikami. Zamknęłam oczy, odwróciłam głowę w stronę dalszej części lasu. Nagle zauważyłam coś brązowego. Nie, to na pewno mnie wzrok myli, ile razy bym nie widziała obok siebie pierwszego lidera Klan
y Wilka, zawsze przymrużałam oczy i odwracałam głowę, z gorzkim smutkiem, że to nie był on.
  Zaczynałam mieć wątpliwości co do cichego wyjścia z obozu. Trzeba wrócić i się ze wszystkimi pożegnać... Miałam pewne zamiary, gdzie pójść, które, pewnie, wyjawią się kiedyś.
  Zaczęłam więc wracać do kotów, z którymi się zapoznałam w Klanie Wilka. W oczy mi się rzucił Darkheart. Podeszłam do niego truchtem, wlecząc ogon za sobą.
  – Darkheart...– powiedziałam i krótko się zamyśliłam.– Ee, witaj.
  – Mintleaf?– Zapytał pewnie ze zdziwieniem. Spojrzał na mnie oceniającym wzrokiem.– Coś się stało?
  – Chyba tak. A może i nie.– Odpowiedziałam ponownie z zadumą.– Chciałabym cię o coś poprosić.
  – Chętnie ci pomogę.
  Pewnie się zgodził, bo wiedział, że jestem smutna przez śmierć Wolfstar'a.
  – Po prostu... Powiedz moim dzieciom, że będę ich czasami nawiedzała.
  Wzrok Darkheart'a wyglądał na zdziwiony.
  – Acha.– Dodałam, kiedy już się odwracałam.– Nie czekajcie na mnie. Dzięki.
  Podbiegłam jaskini lidera, by dopiero pierwszy raz ujrzeć Warstripe... To znaczy, Warstar. Nie było mnie, kiedy wykrzykiwali jej nowe imię, a później ta w ogóle ni wychodziła ze swojej jaskini, jakby jej tam nie było.
  Zaglądnęłam tam - owszem, była, ale spała. Tak długo? Może, zmęczyła się? Albo tak się zawsze dzieje po ceremonii? Szczerze, nie wiem, gdzie przyszli liderzy idą, by otrzymać jakąś tam gwiazdkę i zmienić sobie imię.
  – War... Star?– zapytałam. Ta od razu otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
  – O, hej Mintleaf. Coś się stało?– Zapytała "prosto z drzewa".
  – Mam pewną prośbę.
  – Jakąż to?– Popatrzyłam na nią z lekką niechęcią. Wkrótce odważyłam się wypowiedzieć te słowa.
  – Będziesz się żegnała z pewną osobą. Chciałabym, aby to było... Z radością.
  – Co...? Mintleaf, o co ci chodzi?
  Ale ja już wyszłam z nory. Nie chciałam tam dłużej przebywać, bo czułam tam mój i Wolfstar'a zapach. Westchnęłam i poszłam dalej. Zobaczyłam szarą sierść. Leafstripe.
  – O, ten... Leafstripe...– Dotknęłam ją łapą, a ta odskoczyła i się odwróciła. Uspokoiła swoje ciało kiedy mnie ujrzała. Patrzyłam na nią przymulonym wzrokiem.
  – Siema Mint!– Wykrzyknęła.– Twoja córka jest świetna! Szybko się uleczyła, teraz może biegać gdzie chce i tak jak chce! Żebyś wiedziała, jak świetnie się bije...
  – Och, to dobrze...
  – Jeszcze jak! Prawdziwy z niej jeleń! Widzisz tamtą mysz?– Wskazała na martwą mysz w dziurce na dobycz.– To ona ją złowiła!
  – Bardzo się cieszę, Leafstripe, ale...– Próbowałam coś wypowiedzieć, ale ta kotka nie dawała mi.
  – Bardzo fajnie, że ją uczę! Ona jest świetna.
  – LEAFSTRIPE!– Wykrzyknęłam, kiedy miałam już ją dość. Kotka zamknęła buzię i spojrzała na mnie z lekkim strachem. Westchnęłam.– Mogę coś powiedzieć?
  – O-Owszem!– Chyba przełknęła ślinę.
  – Powiedz Deerpaw na następnym treningu o Gwiezdnym Klanie.
  – Ale my już...
  – I o tym, że tam jest jej ojciec i wkrótce matka.– Przymknęłam się. Czort!
  – ... C... Co...?
  Odwróciłam się i klacnęłam zębami.
  – Nie ważne.
  Chyba już nie mam ochoty na wyszukiwanie nowej "żertwy". Wybiegłam z obozu najszybciej jak mogłam. Potknęłam się i spadłam na ziemię na nos, od czego chyba mi zaczęła lecieć krew. Poczułam zapach w nosie. Uch, mam krew, lecącą z nosa. Świetnie.
  Jednak, próbując nie zwracać na to uwagi, wstałam z trudem i, dzięki jedynej nie bolącej mi łapy, wlokłam się dalej. Westchnęłam i pozwoliłam swojemu ciału spaść. Kaszlnęłam kilka razy, poczułam ból w sercu i położyłam się na plecach, dalej kaszlając. Serce biło częściej, sapałam. Zamknęłam oczy, liczyłam do dziesięciu i znów je otworzyłam. Nikogo nie było przy mnie. Idealnie. 
  Wstałam z trudem i powlokłam się dalej. Gdzieś tutaj musi być te miejsce... Miejsce, w którym Dwunożni czekają na innego, o wiele dłuższego i wyższego stwora. Miał, w sumie, motywujący dźwięk i okropny smród. Westchnęłam. Jest. Tam, przede mną, jest te miejsce, w którym chciałam już wszystko skończyć. Zrobiłam wolny krok dla zabicia czasu, by doczekać się nocy. Jednak szelest namówił mnie, bym spojrzała za siebie. Szary kocur. Może go widziałam, może nie. Był taki sam jak...
  – Stoneclaw.– Wypowiedziałam te imię ze szczyptą nienawiści. Nie, nie chciałam walczyć. 
  – Brawo.– Uśmiechnął się zacnie i podszedł do mnie. Gdybym miała magię, rzuciłabym zaklęcie na ziemię i zrobiła tarczę. Jednakże, takich umiejętności nie miałam, więc po prostu poszłam o krok do tyłu.– Czego się boisz?– Zapytał, dalej się uśmiechając.
  Skręciłam głowę w bok i zamknęłam oczy. 
  – Jak chcesz, możesz mnie zabić. Tylko mnie dogoń!
  Kocur już wyskoczył z miejsca. Chce mnie zabić, szybka myśl przeleciała mi przez głowę. Wybiegłam w stronę miejsca, do którego chciałam pójść. Usiadłam na torach, kiedy Stoneclaw naskoczył na mnie. Kopnęłam go tylną łapą. 
  – Głupia!
  Czerwona wizja zmieniła się na czarną. Do uszu docierał szum i gwizd. Serca nie słyszałam. Wszystko zniknęło. Jedyne co zrobiłam, to zawyłam od bólu. Nie wiedziałam, że on jest taki... Bolesny. 

~*~

 – Witaj w Miejscu, Gdzie nie ma Gwiazd.– Czyiś głos dobiegł do moich uszu. Był to ciężki, basowy, nawet zachrypnięty. Nie miał on echa.
  – Nie– jeszcze jeden głos. Melodyjny, piękny, cichy. Czysty i z echem.– Witaj w Klanie Gwiazd.
  Otworzyłam oczy, kiedy nagłe światło oślepiło mnie. Z prawej strony "ściana" była jasna, prawie że błękitna, jednak z drugiej była to ciemność, z fioletowym odcieniem, 
  – Mintleaf, tak?– Dwa głosy wypowiedziały me imię. Z jasności i ciemności wyszedł kocur, wielki i umięśniony i kotka, ładna i z gracją.– Musisz wybrać, gdzie pójdziesz.
  – Zawsze tak jest?– Zapytałam nareszcie. Koty spojrzały na siebie.
  – Nie.– Odpowiedziała kotka.– Akurat ty jesteś wyjątkiem. Masz swoich rodziców w Miejscu-Gdzie-Nie-Ma-Gwiazd, a Wolfstar'a w Gwiezdnym Klanie. 
  Byłam oszołomiona. Rodzice w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd?
  – Dlaczego oni są tam?
  – Złamały kodeks wojownika. Miałaś rodziców z różnych Klanów. 
  Usiadłam i spojrzałam wgłąb ciemnego lasu. Jednak wkrótce zatrzymałam wzrok na czystym pomieszczeniu. Decyzja była trudna.
  – A jest jakieś inne rozwiązanie?
  – Możesz zostać duszą, która zabłądzi wśród lasów, aż nie wybierzesz swojej ścieżki. 
  – To chcę być nią.– Wstałam. Pewnie to głupia decyzja, najgłupsza, jaką mogłam wypowiedzieć. Ale musiałam coś wybrać. 
  Zostałam od razu przeteleportowana na miejsce mej... To znaczy, mojego ciała śmierci. Stoneclaw'a nie było.


  Umarłam, i tego nie żałuję.  

27 lutego 2016

Od Darkheart'a

Warstar, tak?
Szara, pręgowana kotka wzięła niewielkiego ptaka ze stosu zwierzyny i oddaliła się w kierunku swojego legowiska. Muszę przyznać, że dziwnie się czułem patrząc na kotkę, która jeszcze niedawno była zwyczajną wojowniczką, noszącą imię Warstripe. Całą tą dziwność podkreślało to, że to właśnie ona była pierwsza osobą którą spotkałem. To ona przyprowadziła mnie do klanu, gdzie Wolfstar mnie zaakceptował. Miałem prawo czuć się dziwnie gdy na nią patrzyłem. Nie darzyłem liderów zbyt wielkim zaufaniem. Zawsze miałem ich koniec końców za osoby dość niskiego pokroju z którymi nie można nawiązać prawdziwej relacji. Z Warstar również nic mnie nie łączyło. Zastanawiałem się tylko czy się zmieniła. Jak to całe dowodzenie na nią wpłynęło. Patrzyłem jak szary ogon zniknął w wejściu do jej legowiska, po czym cicho westchnąłem i podniosłem się ze swojego posłania. Dzień dopiero się zaczął, trzeba iść na łowy i dołożyć co nieco do stosu zwierzyny, zanim wstanie reszta kotów. Potem wezmę Deerpaw na trening. Przeciągnąłem się i wylizałem futro, po czym wyszedłem z legowiska. Słońce jeszcze nie wzeszło. Wyglądało to tak, jakby nadal panowała noc, a do świtu zostało jeszcze trochę czasu. Ciekawe czemu liderka jest już na nogach. Może nie mogła spać? A może zwyczajnie zgłodniała? Z resztą. Sobie samemu też mogłem zadać to pytanie. Podszedłem do stosu zwierzyny i wziąłem niewielką nornicę, którą zjadłem w kilku szybkich kęsach, razem z futrem i kośćmi. Oblizałem się po pysku i skierowałem swe kroki ku legowisku Warstar. Nie bardzo wiedziałem czego tak na prawdę chcę od przywódczyni, jednak nie zamierzałem się wycofać.
- Em ... Warstar? - zapytałem tuż przed wejściem do jej legowiska.
- Mhm? - dobiegł mnie głos kotki. Uznałem to za zachętę. Wsunąłem się do legowiska dowódczyni. Ta spojrzała na mnie chłodno. - Czego chcesz? - zapytała, patrząc na mnie dwukolorowymi oczami.
- Pomyślałem sobie, że ...
- Jakbyś pomyślał, to byś nie pytał.
- ... jak już jesteśmy na nogach to może razem zapolujemy? Przyda się trochę świeżej zdobyczy. - powiedziałem, nie zrażając się szorstkim tonem Warstar. Kotka zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem, nic nie mówiąc. Następnie wgryzła się w swoje śniadanie. Cierpliwie poczekałem, aż skończy jeść. Kiedy ostatnia porcja mięsa została oderwana od kości, Warstar przeciągnęła się.
- Ty nadal tutaj? - mruknęła szorstko w moją stronę. Chyba za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć. Nie doceniła mnie. Czasami jestem uparty gorzej od osła.
- Tak. Idziemy? - zapytałem, tonem pozbawionym zniecierpliwienia. Przywódczyni przewróciła dwukolorowymi oczami i cicho westchnęła.
- No dobrze. Trochę zwierzyny zawsze się przyda. - mruknęła i wyszła z legowiska tuż za mną. Bez zbędnej gadaniny skierowaliśmy się ku wyjściu z obozu, a potem dalej w las.

<Warstar? Marnie to opo mi wyszło ;_;>

26 lutego 2016

Od Darkheart'a CD. Deerpaw

Siedzieliśmy razem z Deerpaw na polanie. Kotka wpatrywała się we mnie okrągłymi oczami, czekając aż rozpocznę opowieść. Odchrząknąłem.

- Jak wiesz są cztery klany. Nasz nosi nawę Klan Wilka. Graniczymy z Klanem Burzy, którym dowodzi Silverstar. Jest to klan mniej więcej nastawiony neutralnie. Klan Nocy, którego liderem jest Blackstar, nie jest nastawiony zbyt przyjaźnie. Klan Klifu ma z nami sojusz. Ich przywódczynią jest Unexpectedstar. - powiedziałem, niepewny jak wiele z tej wiedzy posiada moja terminatorka. Możliwe, że już to wie, ale nie mógłbym dopuścić do tego by ta wiedza ją ominęła, gdyby jednak nie wiedziała. Sam nie byłem zbyt zaangażowany w politykę między - klanową, więc nie wiedziałem zbyt wiele o tym jak to teraz wygląda. Trochę kiepsko, no ale ... Spojrzałem na Deerpaw, jednak ta chyba nie wyglądała na zawiedzioną. No przynajmniej tyle. Nawet jeśli okazałem się słaby, to przynajmniej potrafiła ukryć rozczarowanie. A może jednak była szczera i nic nie wiedziała? Odgoniłem od siebie natrętne myśli. Nie mogę zmarnować całego dnia na rozmowie z Deerpaw. Skoro jestem jej mistrzem, to muszę nadrobić moje kiepskie słowa w inny sposób. Ten w którym jestem o wiele lepszy. Córka Wolfstar'a wyglądała bezbronnie i krucho, mimo to nie mogłem pozwolić sobie na przymykanie oka na niedociągnięcia. Moja terminatorka zostanie wojowniczką. Koniec kropka.

- Chodźmy. Przed nami jeszcze trochę drogi. - powiedziałem, wstając. Deerpaw uśmiechnęła się i energicznie podniosła się na łapy.

- Gdzie idziemy? - zapytała.

- Odwiedzimy Wysokie Sosny. - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. Miałem zamiar dać jej tam małą lekcję polowania, gdyż był to jeden z lepszych terenów do nauki łowów, szczególnie na ptaki. Po za tym był to w miarę bezpieczny teren. Nie chciałem by mojej uczennicy stało się coś złego już w pierwszym dniu mojej nauki! To dopiero byłby koszmar.


~*~

Deerpaw przez cała drogę była grzeczna. Prawie aż za grzeczna. Czułem, że jest to spowodowane tym, iż jest to jej pierwsza wyprawa tak daleko od obozu. Nie miałem wątpliwości, że jak się bardziej ośmieli to zacznie być trochę bardziej nieposłuszna. Ale to dobrze. Kocięta powinny zachowywać się jak kocięta. Nawet młodzi terminatorzy.


~*~

Wysokie Sosny były dużymi drzewami, które zdawały się sięgać nieba. Razem z Deerpaw szliśmy po uschniętej trawie, która lekko szeleściła pod naszymi łapami. Jak można się domyślić, moje kroki były cichsze przez pewne nawyki, które dawno temu weszły mi w krew i za nic nie dało by się ich wykorzenić. Lekki wiatr wiał prosto w nasze pyszczki, przez co zwierzęta przed nami nie mogły nas wyczuć. Wciągnąłem powietrze, chwytając zapach niewielkiego drozda. Zatrzymałem się i spojrzałem na Deerpaw.

- Czujesz coś? - zapytałem. Kotka uniosła pyszczek do góry i zaczęła węszyć w powietrzu.

- Umm ... ptak? - zapytała z wahaniem w głosie.

- Drozd. - uzupełniłem. - Teraz spróbujemy podkraść się do niego bliżej, a w tedy pokażę ci jak podchodzić ptaki. - Deerpaw kiwnęła głową i lekko nerwowo ruszyła za mną. Ostrożnie stawiałem łapy wśród poszycia, by nie zdradził mnie najmniejszy szmer. Gdy drozd ukazał się naszym oczom, Deerpaw zatrzymała się i obserwowała polowanie. Czułem na sobie jej uważny wzrok. Idąc cieniem byłem mniej widoczny dla zwierzyny, kierunek wiatru również był korzystny dla mnie. Poruszałem się bezgłośnie, nisko przy ziemi, nie na tyle jednak by szurać brzuchem o podłoże. Od drozda dzieliła mnie odległość jednego skoku. Zatrzymałem się, spinając mięśnie, po czym odbiłem się i jednym płynnym ruchem skoczyłem ... wyżej i dalej niż siedział ptak. Drozd wzbił się w powietrze, machając skrzydłami w panice. Gdyby był na ty samym miejscu co wcześniej, nic by mu się nie stało. Jednak ja wybiłem się w innym kierunku, tym w który poleciał ptak. Drozd praktycznie sam wpadł mi w łapy, a moje ostre pazury zacisnęły się na nim. Razem wylądowaliśmy na ziemi, gdzie jednym ugryzieniem dobiłem stworzonko. Spojrzałem na Deerpaw.

- Chcesz pomóc mi go zakopać? - zapytałem, a kotka kiwnęła głową, podbiegając do mnie. Gdy razem zakopywaliśmy zdobycz, zacząłem tłumaczyć. - Zdobycz zakopujemy by nic nam jej nie zabrało, podczas gdy my będziemy kontynuowali polowanie. Później wrócimy po całą zwierzynę i zaniesiemy do obozu. - skończyłem mówić w chwili gdy skończyliśmy ukrywać zabitego drozda.

- Darkhearcie ... mogę spróbować coś upolować? - zapytała Deerpaw. Uśmiechnąłem się.

- Oczywiście! Po to tu jesteśmy. - powiedziałem z uśmiechem na pysku. Koteczka odwzajemniała uśmiech. Chyba przełamaliśmy "pierwsze lody". To dobrze, nawet bardzo.


<Deerpaw? Jak znów będę "nieobecna" to masz do mnie przyjść i dać mi w twarz.>

Od Onyxhunter'a CD. Grayblaze'a

Kocur wstał i uniósł łeb w moją stronę czekając na odpowiedź.
- W sumie... to mogę iść. - Odpowiedziałem. To ruszajmy w takim razie.
Wyszliśmy z obozu klanu klifu na polowanie, nasłuchiwaliśmy gryzoni schowanych przed drapieżnikami, trudno było cokolwiek złapać. Zaczęliśmy węszyć, aż w końcu mój nos wyczuł ptaka na niskiej gałęzi. Wdrapałem się na drzewo i naskoczyłem na ptaka, prawie bym spadł ale udało mi się, zeskoczyłem z drzewa z zdobyczą w pyszczku, Grayblaze nagle gdzieś zniknął. Byłem zdziwiony, nagle zza krzaka wyskoczył kocur z dwiema myszami, byłem pod wrażeniem. po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej i po kilku godzinach udało nam się upolować wspaniałe zdobycze.
Wracając do obozu potknąłem się o kamień a Gray zachichotał,. 
- Auć... - Pisknąłem po cichu i ruszyłem dalej, tym razem nie dumnym krokiem za to z grymasem na twarzy.
Upolowaliśmy sporo pożywienia, jak zwykle. Poszedłem jeszcze nad strumyczek napić się wody, była czysta i smaczna. Pobiegłem do obozu, i usiadłem w swoim legowisku zmęczony po polowaniu.
<Grayblaze?>
Onyx, dodawaj etykiety klanu i pisz na końcu opowiadania kto ma opowiadanie dokończyć.

24 lutego 2016

Od Morningdew CD. Blackstar'a



- Nie! Naprawdę! Nie musisz nic mówić! Ja... Ja nie powinienem w ogóle zaczynać tematu... - oczy lidera uciekaly wstydliwie mojemu spojrzeniu. On jest taki nieśmiały, wobec mnie. Przy nim Desertstar to brutalny i bez serca tchórz! Ale Blackstar? On ma uczucia...
- Dlaczego tego unikasz? - szepnęłam cicho. Kocur wzdrygnął się lekko.
- Czego? O co..? O co ty mnie podejrzewasz?
- Dlaczego nie chcesz żebym to powiedziała? - Położyłam łapę na jego łapie i zbliżyłam się. Przeszł mnie dreszcz emocji.
- Ja... Ja bo... - jego pyszczek ruszał się nerwowo a wąsy drżały.
- Chcę je urodzić. Bardzo. - powiedziałam i liznęłam lidera w pyszczek. Po chwili poczułam i jego szorstki język czeszący mój polik. - Ale nie mogę...
Przestałam. On też. Patrzyliśmy sobie w oczy, w ciszy.
- Ale, jak? - Kocur był zaskoczony. Poczułam łzy spływające na sierść wokół moich oczu.
- Byłam rozczarowana, kiedy to odkryłam. Ja, ja nie mogę ich mieć. Zawsze marzyłam o kociętach, myślałam że zadowolę swój klan. Jednak nigdy mi się nie udało.
- Nie mów tak! Urodzisz kocięta! - Blackstar próbował mnie pocieszyć. - Ja, my... Będziemy mieć dzieci!
Pzytulilam się do jego piersi.
- Jeśli chcesz możesz się o tym sam przekonać.

<Blackstar?>






*wstawił Onyx bo mam karę*

Od Warstar

Lider.
Poważnie?
Nigdy nie spodziewałabym się, że Wolf umrze. I to w taki sposób. Nie byłam emocjonalnie ani fizycznie gotowa na jego śmierć. Zdawałam sobie sprawę, że gdyby to się stało, przejęłabym jego stanowisko.
Ale że tak wcześnie?
Nie byłam na to gotowa.
W głębi serca wiedziałam, kto za tym stoi. I musiałam z nim na ten temat porozmawiać, o ile będzie to możliwe.

Westchnęłam. Czas ruszyć zad i do roboty. Przydałby się mały patrol, bo coś mi mówi, że od czasu śmierci poprzedniego lidera nikt tego nie robił.

***

Znajdowałam się w Obozie. Przypomniałam sobie chwile spędzone w klanie - dołączenie, awans za zastępcę, śmierć Wolfstar'a, Awans na lidera. Tak mało czasu, tyle wydarzeń... Wydawałoby się, że ledwo co tu dołączyłam i zostałam liderem. Ale tak mi się tylko wydawało - tak naprawdę minęło dużo czasu od tamtej chwili.
Skierowałam się na północ, w kierunku Mokrych Oczu. Byłam tam zaledwie parę razy, a to miejsce wywołało kolejne i kolejne wspomnienia...
Za dużo wspomnień.
Za dużo myśli.
Za mało życia.
Skręciłam i już po chwili stałam przed Suchym Drzewem. Było... całkiem spore. Owszem. Spore. I suche. Nie byłam w stanie znaleźć innych określeń, byłam zbyt zajęta moją własną głową. Całkowicie odpłynęłam, myśli przejęły nade mną władzę.
Nade mną i moim umysłem.
Jęknęłam cicho, na co błyskawicznie zareagowały ptaki siedzące na drzewie, których nie zauważyłam wcześniej. Czarne jak noc kruki błyskawicznie wzbiły się w powietrze, zostawiając po sobie parę kruczoczarnych piór na ziemi.

Szłam Drogą Grzmotu. Przede mną rozciągały się cztery masywne drzewa, zwane Czterema Dębami. Gdzieś w oddali usłyszałam ciche popiskiwanie myszy, charakterystyczne odgłosy wydawane przez dzięcioła czy szum rzeki. Nie zwracałam jednak na nic uwagi. Znajdowałam się na terytorium neutralnym, co oznaczało wysokie ryzyko zaatakowania przez samotników... A właściwie jednego samotnika. Niebezpiecznego samotnika.
Kogoś, kto zabił lidera.
Kto zabił Wolfstar'a.
Stoneclaw.
Ale w sumie, to skąd wiedziałam, że znajdował się właśnie tu? Równie dobrze mógł się szlajać po terenach Dwunożnych, bądź innego klanu.
Nie wiem, skąd.
Nie wiem, czy w ogóle tu był.
- Proszę, kogo mój nos czuje?
Stoneclaw. Wiedziałam, że musi tu być. Musiał.
Odwróciłam się błyskawicznie z zamiarem spojrzenia w jego oczy.
Mile się zaskoczyłam.
- Co za niespodzianka. Brak oczu, co? Stało się coś? To... pamiątka po czyjejś śmierci? - syknęłam nieprzyjemnie.
- Całkiem możliwe. Co cię sprowadza, piękna, w dniu swojej śmierci do 'rzeźnika', który zaraz utnie ci łeb?
- Nie dam się tak łatwo zabić, jak zabiłeś lidera.
- Ty będziesz następna.
Bezceremonialnie rzucił się na mnie, a właściwie w miejsce, w którym stałam parę milisekund temu.
Odetchnęłam z ulgą. A więc z moim refleksem nie jest jeszcze najgorzej, co? Czy to zwyczajne szczęście?
- Rozpruję ci brzuch i będę bawić się twoimi flakami po tym, jak brutalnie cię zabiję! Zobaczysz!
- Ty niestety tego nie zobaczysz.
Wykonałam następny unik, następny i następny. Samotnik ciągle nie przestawał napierać. Skakał, ciął i drapał - to wszystko, aby się mnie pozbyć.
O nie, nie dam się tak łatwo. Nie jemu...
Przez cały czas on atakował, ja broniłam. Był silniejszy ode mnie i używając zaledwie połowy swojej prawdziwej siły prawie mnie pokonywał. Nie byłam wystarczająco silna. Ale na szczęście - moim atutem jest szybkość i zwinność. No i spryt, powiedzmy. Więc jest jakaś szansa... na zwycięstwo.
- Jest się na skraju wytrzymałości, co? - mruknął cicho, uśmiechając się lekko.
Mówiąc to, wykonał jeden z silniejszych i szybszych ataków. Nie byłam w stanie się obronić - siła uderzenia była zbyt wielka. Pazurem drasnął w oko, przecinając je w poprzek.
Syknęłam z bólu.
Nigdy czegoś takiego nie czułam.
I nie chodziło tu o ból...
Ale o determinację.
Walczyłam bowiem z kimś, kogo kochałam...
Tak, to pewnie dziwnie brzmi. I zapewne nigdy się do tego nie przyznam. Ani jemu, ani nikomu, ani mnie. Tym bardziej mnie.
Wstydziłam się tego niemiłosiernie. Zakochać się w... kimś takim. Bezlitosnym zboczuchem, kanibalem, mordercą. To nie był książę (kot) na białym rumaku.
Więc odgrodziłam to uczucie od siebie i nie pozwalałam, aby mnie dosięgało.
I teraz z nim walczę. I nie będę mieć dla niego litości.
Nie zważając na piekący ból w oku i w miejscu, gdzie przecięto skórę razem z okiem, rzuciłam się na niego.
Nie było to najrozsądniejsze wyjście, ale co mogłam zrobić?

***

Leżałam na ziemi, przy Czterech Dębach.
Stoneclaw'a nie było.
Pamiętam tylko tyle, że z nim walczyłam...
Zadał cios w moje oko, a potem się na niego rzuciłam, rozpruwając mu gardło.
Czy zrobiłam mu coś poważniejszego?
Oby tak.
Sekundę po tym poczułam ból. No tak, rana.
Udałam się jak najszybciej w stronę mojego klanu, do medyka.

<Stoneclaw? Może nie wyszło najlepiej, bo weny nie było za grosza, ale coś tam z niej wydusiłam, jak zwykle - wypociny. Jakieś pomysły?>

23 lutego 2016

Od Unexpectedstar C.D Flashwhisker

- Co robisz na terenach mojego klanu, samotniku? - warknęłam obnażając kły i pazury. Postąpiłam o krok do przodu, co - ku mej satysfakcji - sprawiło że rudy kocur instynktownie odsunął się w tył. Mimo swojego chwilowego zdezorientowania syknął hardo w moją stronę:
- Nie czuje tu żadnego zapachu kotów. - żeby podkreślić te słowa ogarnął wzrokiem teren wokół siebie, po czym jakby dopiero teraz słysząc moje ostatnie stwierdzenie dodał: - I nie jestem żadnym samotnikiem.
 Prychnęłam z pogardą, niemal dusząc się w środku ze śmiechu.
- Bo jesteśmy przy Drodze Grzmotu mysi bobku. Śmierdzi tu bardziej niż Zgniłym Miejscu. Widząc pytające spojrzenie kota, sapnęłam i dodałam: - Nie ważne. Kim jesteś? Nie pachniesz żadnym z klanów, a skoro tak gorąco zaprzeczasz niebycia samotnikiem, to oznacza że jesteś ... pieszczochem Dwunogów? - uniosłam brew nieco zdezorientowana.
- Ooo, nie co to to nie. - mruknął mierząc mnie złowieszczym spojrzeniem. - Jestem Flashwhisker, i szukam domu, którym nie jest gniazdo Dwunogów.
Pokręciłam głową dając znać że rozumiem o co chodzi, chociaż wciąż w moich oczach iskrzyło się rozbawienie.
- Co powiesz na legowisko w jaskini wojowników Klanu Klifu? - spojrzałam znacząco na "Flashwhisker`a" .
<Flash? XDDD>

Od Unexpectedstar C.D Onyxhunter`a

Trochę spóźnione więc uznajcie to za dawną historię a ty Onyx napisz w połowie opowiadania "kilka tygodni później" czy coś w ten deseń xD

Rudy kocur wydawał się być obojętny na zmianę klanu. Wydawało mi się to nader dziwne i osobiście nigdy bym nie pogodziła się z utratą 'rodzinnego' klanu. Ale mniejsza.
Wyjaśniłam pokrótce cały grafik patrolów, polowań i tego typu po czym wskazałam mu jaskinię wojowników. Kątem oka zauważyłam jak kiwa z szacunkiem głową na Grayblaze`a, Vindictiveeye oraz Amethystcloud. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Było już na tyle późno, bym miała wymówkę na pójście się zdrzemnąć. Weszłam po cichu do mojej groty i wymościłam sobie mech pod łapami, jakby wcale nie był już idealnie wygnieciony. Kiedy usadowiłam się wygodnie, obrzuciłam krótkim spojrzeniem obóz który widoczny był z ciemniejącej szpary światła.
Po raz pierwszy od kilku dni odsapnęłam z ulgą, nie czując bólu w mięśniach czy kołaczących myśli w głowie. A jeżeli mowa o tych drugich, nie pozbyłam się ich jeszcze do końca. Wciąż powracał do mnie widok brązowawego kocura z zielonymi oczami i blizną na pysku. Przełknęłam gorzko ślinę, i przetarłam oczy jednak nic mi to nie dało. Nigdy już nie pogodzę się ze śmiercią ... przyjaciela.
Jęknęłam wkurzona, kiedy obraz pojawił się ponownie. Wstałam rozdygotana i wygramoliłam się z jaskini. Przeszłam cicho przez obóz by dotrzeć do jaskini wojowników. Tam szturchnęłam Grayblaze`a i syknęłam:
- Weź ze sobą Onyxhuntera  na patrol i pilnuj go. Jutro rano chce słyszeć u mnie streszczenie jego zachowania na pierwszym patrolowaniu nocnym.
Dawny uczeń Amethystcloud przytaknął po cichu i wstał by obudzić nowego rudzielca [xd]. Ja w tym czasie wróciłam do swojej okropnej próby zaśnięcia.
<Onyx? XD>

Od Witheredleaf

Białe płaty sypały z nieba a promienie słoneczne ledwo przebijały się przez niebo.
Czułam chłodny puch pod łapami, nasłuchiwałam opadających płatków śniegu, gdy nagle usłyszałam czyiś ciepły oddech, to był jakiś kot a raczej kotka. Słyszałam ją doskonale, kiedy usiadła na dużym kamieniu wpatrzona we mnie mogłam jej się bardziej przyjrzeć. Zauważyłam na jej czole gwiazdę, czyżby liderka? - Pomyślałam sobie. Kotka wstała i zaczęła iść w moją stronę, ja nastroszyłam sierść by dać znak że mogę zaraz zaatakować, jednak ona podeszła bliżej, prawdopodobnie chciała coś powiedzieć, więc uspokoiłam się i usiadłam.
- Kim jesteś i czemu mnie śledzisz? - Syknęłam.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy. - Odpowiedziała.
- Skąd mam wiedzieć czy nie kłamiesz? - Powiedziałam szorstko.
Kotka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
- Chyba byś wyczuła jakbym chciała cię zaatakować. - Oznajmiła liderka.
- Właściwie to chyba masz rację. - Bąknęłam cicho.
- Skoro już tu jesteś może chciałabyś zostać wojownikiem w klanie Burzy? - Zapytała kotka.
- Wojownikiem?! W życiu! Nie chce durnych zalotów kocurów. - Parsknęłam.
- Mogę za to być medykiem, wiem to i owo. - Zaproponowałam liderce klanu Burzy.
- W takim razie miło cię poznać, jestem Silverstar. - Przedstawiła się kotka.
- Ja jestem Witheredleaf. - Powiedziałam i poszłam za kotką w stronę obozu klanu Burzy.
Silverstar obróciła się w moją stronę i zapytała.
- Wybacz że pytam ale czemu nie jesteś przekonana co do kotów? - Zapytała zaciekawiona kotka.
- Ech... to trochę trudne, po prostu przysięgłam, że już nigdy nie zdradzę mojego byłego partnera. - Odpowiedziałam na pytanie kotki i spuściłam głowę.
- Pewnie coś mu się stało?
- T.. tak, to było okropne, moje życie było okropne, mam nadzieje że teraz będzie inaczej. - Syknęłam spokojnie.
- Ja też mam taką nadzieję, zaczynasz nowy etap swojego życia.
- Nie wiem, w każdym klanie było tak samo, nie czuję się już nigdzie bezpieczna. - Odpowiedziałam liderce, Wpatrującej się we mnie z ciekawością.
Już prawie byłyśmy w obozie klanu, zaczęłam iść dumnym ale spokojnym krokiem. Liczne ślepia wpatrywały się we mnie, jednak mnie to nie obchodziło.
<Ktoś?>

Od Flashwhisker'a

Po dość długim błąkaniu się znalazłem idealnie miejsce, w którym mógłbym chwilowo się schronić. Miejsce to było opuszczonym Siedliskiem Dwunogów, nie zostało tam nawet śladu po tych okrutnych istotach.
Mój mentor mówił mi o nich, a słuchałem każdego jego słowa, ale ze strachem. Miałem kontach z niektórymi pieszczochami dwunogów, oni mówili o nich coś całkowicie innego... Nieważne, ja zawsze trzymałem się od nich z daleka i tak już zostało, więc moje schronienie nie było dla mnie odpowiednim miejscem. Podczas nocnego odpoczynku usłyszałem trzask, od razu wstałem i postanowiłem zobaczyć co się tam dzieje. To coś było ogromne i brązowe z zakrwawionym pyskiem i bez jednego oka. Przyglądałem się mu, a on mi, już byłem gotów do ataku, ale najwyraźniej pies nie chciał mi nic zrobić.
- Co tu robisz? - zapytał spokojnie - Nie powinieneś tu być.
- Postanowiłem się tu schronić - powiedziałem - mieszkasz tu?
- Zgadłeś - odezwał się - możesz zostać, ale lepiej skryj się przed moimi kumplami, oni nie lubią takich jak ty.
- Mogę iść już teraz- mruknąłem - nie potrzebuje towarzystwa psów.
On spojrzał na mnie, jego pysk był zmasakrowany. W sumie to nie przepadam za psami , ale miałbym na sumieniu to, jeśli bym mu nie pomógł.
- Kto Ci to zrobił? - zapytałem - Nie wyglądasz najlepiej.
Pies westchnął cicho i odpowiedział:
- Inne psy, ale to wina dwunożnych.
- Może mi opowiesz, co się stało - zaproponowałem.
Ten zgodził się i zaczął opowiadać.

***
Mówił o tym, że dwunożni go porzucili, wtedy poznał dwóch kumpli i walczył z innymi psami. Dowiedziałem się też, że to siedlisko jego starych właścicieli i przebywam tam z innymi. Pies ten ma na imię Ronve, jego kumple to Hunter i jakiś tam jeszcze, słuchałem go uważnie, ale uciekło mi to z pamięci. Nagle kto wszedł do pomieszczenia, były to psy, ale nie przyjaciele Ronve'a. Wszyscy zaczęliśmy walczyć, najwyraźniej oni przegrywali , ale walka z nimi nie była łatwa. Po chwili rywale uciekli, ale mój nowy znajomy leżał i krwawił.
- Wszystko ok, Ronve? - zapytałem.
- Chyba widzisz, że nie - warknął - czuję, że to już koniec.
- Nie! - krzyknąłem - To jeszcze nie jest koniec!
Pies uśmiechnął się blado i powiedział:
- Lepszy świat czekał na mniej, mój przyjacielu.
Najwyraźniej były to jego ostatnie słowa. Nie znałem go zbyt długo, ale wiedziałem, że nie był on złą istotą.
***
Kilka księżyców później znów się błąkałem. Nie znalazłem żadnego odpowiedniego miejsca, ale mam nadzieję że znajdę. Postanowiłem, że przenocuję na jakimś dziwnym terenie. Byłem pewny, że ten teren zamieszkują jakieś koty. Nagle poczułem czyjąś obecność, szybko wstałem i spojrzałem na tajemniczą postać. Była to jakaś czarna kotka.
- Witaj - powiedziałem nieśmiało.

< Unex? ( ͡°v ͡°) >

21 lutego 2016

Od Blackstar'a CD Morningdew

Byłem bardzo zakłopotany, podobnie Morningdew. Po co ja to powiedziałem? Teraz tego żałuję...
- No, tak. - powiedziałem cicho i spóściłem wzrok na ziemię. Spojrzałem na swoje łapy, które z nerwów rozgrzebują ziemię. Wojowniczka jakby nagle straciła głos. Stała i wpatrywała się we mnie. Nie byłem pewien co teraz zrobi, więc oddaliłem się o dwa kroki. Strasznie się zawstydziłem.
- Wie... - zaczęła.
- Nic nie mów... może patrol wokół granic? - przerwałem próbując rozluźnić atmosferę. Nadal byłem spięty. Przez krótlą chwilę nie rozmawialiśmy ze sobą.
- Dobra. - odpoaiedziała. Byliśmy cicho, ale po chwili zaczęluśmu rozmawiać. Starałem się wymijać temat tego co przez chwilą się stało. Jednak poniosłem w tym klęskę, bo szybko zmieniliśmy temat...
- Wiesz Blackstar... - zaczęła co miała mi wcześniej powiedzieć, ale jej nie pozwoliłem.

<Morningdew?>

20 lutego 2016

Witheredleaf! (Klan Burzy)


Witheredleaf|medyk|Klan Burzy
wyszła mi chuyowo

19 lutego 2016

Od Owlpaw CD Immortalpaw

Spojrzałam kocurkowi w oczy. Ugh... wczoraj był mój najlepszy dzień w życiu, a dzisiaj - najgorszy. Mimo woli przytuliłam się do Immortal'a. Oblałam się rumieńcem, kiedy owinął mnie ogonem.
- Z pewnością jest gdzieś wśród nas... - szepnęłam, powstrzymując łzy.
Nagle poruszyłam uszami. Jakiś podejrzany odgłos dobiegł do moich uszu. Biały uczeń odsunął się, wstał i również rozejrzał się zaniepokojony. Jeśli to ktoś z naszego klanu, to mamy delikatnie mówiąc przesrane. Zapominając o tym, kim jestem odruchowo skoczyłam w liście.
To.
Był.
Błąd.
To był jeden, wielki, cholerny błąd. Gdy ja wbiłam zęby w ciało - ekhem - podglądacza, poczułam jak coś łapie mnie z nogę. Hah, łapie! Poczułam jak pier****ny ból przeszywa całe moje, a moja tylne noga walczy z tym, żeby się urwać. Prychnęłam ze furią i zaatakowałam pysk. Popielaty pysk. Wbiłam pazury w grzbiet napastnika, a ona zrobił to samo. Poturlaliśmy się po twardym gruncie. Bolało. Wtem coś naprawdę mocno walnęło mnie w głowę. Zimna woda wypełniła po kolei moje nozdrza, oskrzela i płuca. Może się poddać? Nieświadoma tego, co się dzieje, nawet nie spostrzegłam, że ktoś wyjął mnie ze strumienia. Zamrugałam tępo i dostałam ataku kaszlu. Po serii niezbyt uspokajających kaszlnięć spojrzałam na dwa koty stojące nade mną. Immortalpaw i... kto to? Rudy kocur przypatrywał się mi ze wstydem. Jego płomienna sierść była pokryta plamkami i pręgami. Niestety, nie mogłam uznać, z którego jest klanu. Głupi borsuk.
<Immortalpaw, Flacha? x3>

Flashwhisker! (Klan Klifu)

Flashwhisker|wojownik|Klan Klifu

18 lutego 2016

Od Silverstar CD Torntail

Kotka wydawała mi się słaba. Nie przeżyje zbyt długo sama, ale klan też musi się sam utrzymywać.
- Proszę. Sama w lesie raczej nie przetrwam, albo mnie zabiją, albo padnę z głodu. Mogę w zamian podzielić się doświadczeniem... - nalegała. Widziałam u niej lekki smutek. Była stara, to fakt, ale każdy dodatkowy kot, który nie poluje to ciężar, póki nie ma uczniów do polowania.
- Jakim doświadczeniem? Pieszczoszek dwunogów nie zna się na życiu w lesie. - rzuciłam z pogardą.
- Kiedyś byłam medykiem... Mogę... Pomagać medykowi... - mówiła z coraz większą niepewnością. Wyczułam patrol innego klanu. Klan nocy widocznie patrolował teren.
- Gdzie niby byłaś medykiem? U dwunogów? - zaśmiałam się z wyższością. Kotka albo coś kręciła, albo ukrywała.
- Ech... Wychowałam się w klanie Wiatru. - mruknęła niepewnie.
- No dobrze, póki co czuj się u nas jak u siebie, ale nie myśl, że masz u nas dom za darmo. Nie mamy medyka. Mogłabyś ewentualnie trochę go nam zastępować? - spytałam z lekką niepewnością.


<Torntail? Jak chciałaś :3>

15 lutego 2016

Od Mistypaw'a CD Dryfern

- Emm...dzień dobry - bąknąłem, nie wiedząc jak się zachować w stosunku do medyczki. Kocica usiadła obok mnie.Poczułem jak spinają mi się barki. Żadko ją widywałem i nie często mogłem się jej bliżej przyjżeć. Miała niesamowite umaszczenie - ubarwione w różno-kolorowe łaty, pokryte białymi plamkami. Siedzieliśmy chwilę w niezręcznej ciszy, gdy mój wybuchowy charakter zrobił swoje:
- Co ja mam teraz zrobić proszę pani!? Mój mentor nie żyje, nie chce pobierać nauk od innego! On był najlepszy z najlepszych!
- Rany borsucze, nie drzyj się tak! - wystraszyła się medyczka. Wydawała się zaskoczona i zirytowana jednocześnie. Z moich oczu wypłynęły długo powstrzymywane łzy.
- Nie dano mi się nawet podzielić z nim ostatni raz językami - mruknąłem cicho.
- Warstar powinna przydzielić ci nowego mentora - odchyliła uszy, umykając gdzieś wzrokiem - Nie dziw się jej jeśli jeszcze tego nie zrobiła... Wiesz, śmierć Wolfstara i te sprawy....
< Dryfern? Nie umiem xD >

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

Kocur zrobił się lekko zakłopotany od mojego spojrzenia. Kiedy tylko odwracałam się w jego kierunku starał się uciec przed moim wzrokiem. Ta sytuacja wprowadziła mnie w lekkie zakłopotanie. Musiałam jakoś rozluźnić tę napiętą atmosferę.
- Wiesz, kiedyś często oglądałam zachody słońca razem z siostrą - zaczęłam. - Mama opowiadała nam, że w jego świetle żyją koty, które nie trafiły do Klanu Gwiazd. W dzień nie mogą zobaczyć Srebrnej Skóry, dlatego mówi się, że żyją w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd.
- Nawet to logiczne - skomentował krótko lider.
- Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to musi być kiedy nie widzisz Srebrnej Skóry i księżyca... Przecież noc jest taka ważna... W nocy jest chłodno, widnio*, łatwiej się poluje...
- Taka jest kara za łamanie Kodeksu Wojownika - szepnął kocur. - Lepiej  go przestrzegać.
- Jak Longfur - uśmiechnęłam się, bardziej do siebie. Kocur był lekko zdziwiony. - Moja siostra... Zmarła, kiedy broniła Kodeksu.
- Współczuję ci... - Małomówność Blackstar'a, była powoli dobijająca. Miałam nadzieję, że kocur powie mi coś osobistego, tak jak ja mu teraz.
- Miałeś kiedyś rodzeństwo? - spytałam prosto z mostu.
- Nie mówmy teraz o tym... Chciałbym, żebyś dalej opowiadała o sobie. Nic o tobie nie wiem, a jesteś moją wojowniczką. Zastanawiałem się nad wyborem zastępcy i ciężko mi wybrać między tobą, Nightshadow i Nightmareshadow'em...
- Powinna to być Nightshadow. Jest mentorką, a Kodeks mówi że tylko taki kot może być zastępcą. Z resztą, ja jestem jeszcze za młoda i zbyt nieodpowiedzialna. A Nightmareshadow to domowy kociak, który nawet nie potrafi wyrzec się symboli dwunożnych.
- To przez skromność, czy jak? Jesteś wspaniałą wojowniczką! Bardzo miłą, waleczną i wierną!
- Przestań! - przerwałam mu dość surowym tonem. - Nie lubię jak ktoś mnie tak wychwala... To krępujące...
- Dlaczego? Sądziłem, że chciałabyś posłuchać jakiś miłych pochwał.
- Dość się już ich nasłuchałam od Desertstar'a. Kiedy mnie poznał zaczął wychwalać moje cechy, ale doskonale wiem, co powiedział temu młodemu uczniowi... "Marna wojowniczka" ze mnie, to prawda. Łamię Kodeks i zdradzam klany.
- Ale mnie nie zdradzisz? - spytał nieco niepewnie Blackstar. Zaśmiałam się.
- Dla ciebie zrobiłabym wszystko. Dla ciebie oddam życie. - Moje źrenice musiały się powiększyć, czułam to. Tak się dzieje, kiedy mówię coś tak odważnego.
- Naprawdę wszystko? - upewnił się kocur. Skinęłam głową. - Nawet zostałabyś królową?
To nie był żart. To nie był żart. Ton jego głosu był poważny, zbyt poważny jak na kiepski dowcip. Zamurowało mnie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Miałam uciec? Odejść obrażona z poważną miną? Rzucić się na niego? Wydałam z siebie dziwne jękniecie, jednak po nim zdobyłam sie na wymówienie niewyraźnych słów.
- A-a-ale... Kr-król-królową? Ż-że ni-niby matką? - wyjąkałam próbując sklecić jakieś zdanie. - J-ja nie mogę... Chcę! Ale nie mogę.
- Morningdew...
- Ale że z kim? Z Nightmareshadowem? - spytałam niepewnie. Słyszałam, że niektórzy liderzy zmuszają swoich wojowników do partnerstwa, żeby kotki rodziły nowych członków. Desertstar tak zrobił.
- Że co? - Nie wiedziałam kto jest teraz bardziej speszony - ja czy mój lider. Kocur wpatrywał się na mnie ze zgrozą, jakbym mówiła najobrzydliwsze obelgi pod jego adresem. - Miałbym oddać mu MOJĄ kobietę**?
- S-swoją? - byłam zszokowana jego słowami. - Czyli mówisz mi, że mnie kochasz?

<Blackstar? W twoich łapach ten dramat!>

*faktem jest, iż koty lepiej widzą w ciemnościach niż w oświetleniu
**faktem jest, iż kobieta to tylko istota ludzka (ale nie mogłam się powstrzymać)

14 lutego 2016

It's spring! It's time for love!

trutututu
Cześć! Z związku z tym, że niedługo są Walentynki, postanowiłam zrobić... pierogi
Konkurs Walentynkowy!
Będzie składał się z trzech części - graficzna (jeden etap), pisarska (1 etap) i mieszana (3 etapy). Dobra, zaczynamy!
***
Część graficzna
Nie będziemy tu robić bannerów, awatarów i innych gówien pierdół, tylko obrazek dla jakiejś osoby. C:
Może przedstawiać on cokolwiek - kwiatek, dwa koty, serduszko. Ważne, by był podpisany. :>
~*~
1 miejsce - delikatna zmiana w wyglądzie kota (kolor oczu, noska, jakaś pedalska łatka), tytuł ,,Zakochany kotek - grafik" i niespodzianka.
2 miejsce -  kolorowe imię i niespodzianka
3. miejsce -  niespodzianka, a co?
Reszta dostanie lizaka. <3
Praca Onyxhunter'a
Praca Blackstar'a
***
Część pisarska
Czyli kot/kotka piszą opowiadanie do swojej drugiej połówki. Opowiadanie ma mieć min. 1000 słów. Ma nie zabraknąć romantycznych momentów i filtru i mega przesłodzonych scen, od których rzygam tęczą. Wtedy możemy wyznać miłość dla każdego kota, w którym zakochana jest nasza postać! Opowiadanie powinno mieć tytuł(!).
~*~
1 miejsce - skrócenie ilości słów w opowiadaniu do 75, tytuł ,,Zakochany kotek - pisarz", niespodzianka
2 miejsce - skrócenie ilości słów w opowiadaniu do 90, niespodzianka
3. niespodzianka.
Reszta biorących udział dostanie czekoladkę. :D
Praca Owlpaw
***
Część mieszana

Etap pierwszy

W etapie pierwszym należy tak samo jak w pisarskim napisać opowiadanie, ale ma ono mieć... powyżej 3000 słów. 4 osoby, które napiszą najdłuższe opowiadanie, przechodzą do etapu drugiego, reszta niestety odpada. Opowiadanie ma mieć dowolną tematykę, ale wolałabym, żeby było pisane z perspektywy naszego kota.
Czas zapisów i wysyłania prac do 06.02.16

Etap drugi

Tym pisarzom, którym udało się przejść, się poszczęściło. Ale kto wie, czy teraz tak będzie? Ta część polega na tym, że musicie odpowiedzieć na pytania dotyczące kotów, ale jak mi tylko ktoś z neta paczać będzie, to zabiję jak psa! Quiz dam, gdy rozstrzygnie się pierwszy etap. Przejdą  dwie osoby, które dobrze odpowiedzą na największą ilość pytań!
Czas na odpowiedź od 06.02.16 do 12.02.16

Etap trzeci

I tu zaczyna się coś trudniejszego. Trzeba wymyśleć wygląd kota, który będzie taki uroczo przesłodzony, że tęcza wyleci oczami, buzią, uszami i wszystkimi innymi częściami ciała. Głosować będą członkowie bloga. Wygra tylko jedna osoba, a dostanie ona:
kolorowe imię, zmiana w wyglądzie kota, dodatkową postać, tytuł ,,Największy/a romantyk/romantyczka 2016", miejsce w administracji i jak wszyscy inni - niespodziankę!
Czas od 12.02.16 do 14.02.16

Liczę na to, że dużo osób się zgłosi, inaczej nie będzie konkursów przez najbliższy czas!
~Wolfstar
EDIT
Chcę przypomnieć, że niespodziankę dostaną tylko te osoby, które wezmą udział w konkursie!

Od Dryfern CD Mistypaw

Spojrzałam spode łba na jednego z uczniów. Może to dziwne, ale nie miałam pełnego zaufania do nikogo. Wstałam znudzona i ruszyłam do stery jedzenia. Medykowi już łaska zanieść jedzenie. A taaak! Skoro medyk zajmuje się roślinkami, to pewnie roślinki też je! Zupełny brak logiki... Ziewnęłam w geście poirytowania i wybrałam ze stery spasioną nornicę. Pożarłam ją kilkoma kęsami. Pomachałam ogonem i wróciłam do mojego legowiska na spoczynek.
***
Wciąż byłam zdenerwowana. Lider. Klanu. Wilka. Nie żyje. Moja uczennica sama z siebie poszła poszukać ziół, reszta terminatorów była na treningu oprócz jednego. Mistypaw. Jego mentor zmarł paręnaście godzin temu, więc nie miał co robić. Chcąc nie chcąc podeszłam do niego. W jego oczach czaił się ból i żal. Spojrzał na mnie, niewiadomy moich zamiarów.
- Ym... cześć - palnęłam i usiadłam obok ucznia.
<Mistypaw? Best pocieszenie ever! ;_;>

Od Unexpectedstar

Opowiadanie jest w połowie w wersji 3 osobowej a w połowie 1 osobowej.
Wokół zapanowała gęsta i przejmująca cisza, przerywana jedynie miękkim stukotem łap o twardą ziemię. Mimo że w zasięgu niewielu długości drzewa nie było żadnej żywej istoty, liderka czuła obecność kotów. Nie byli oni jednak nastawieni do niej pozytywnie - bo niewiele osobników miało zaszczyt posmakować dobroci  ów kotki. 
Zatrzymała się, zamykając na chwilę oczy. Wciągnęła chłodne powietrze i po raz pierwszy od pamiętnej chwili uśmiechnęła się. Był to uśmiech przepełniony dziwnym szaleństwem oraz goryczą. Jednak znalazło się w nim również zrezygnowanie i smutek. 
Chcąc nie chcąc, ruszyła dalej, drażniąc swój nos niechcianym zapachem wroga. 
Coraz więcej kotów omijało jej terytoria, dołączając do nowszych, potężniejszych klanów, jednak kruczoczarna kocica przestała się tym interesować już od dawna.
Nagle jej oczom ukazał się szary kształt migający wśród bujnych drzew. Przemieszczał się z wystarczająco dużą szybkością by trudno było określić czym jest, jednak węch jeszcze nie zawiódł liderki i nie przejęła się kiedy na wydeptaną drogę którą właśnie podążała, wskoczyła kotka od której aż chciało się kichać, tak mocna była woń Klanu Nocy, wijąca się wokół niej.
Czarna samica od niechcenia zatrzymała się przed wojowniczką i uniosła lekko brew w geście znudzenia.
- Czemu miało towarzyszyć twe sprawienie bym odskoczyła z przerażenia ... Morningdew? - spytała obojętnie.
____
Zaczęło mnie powoli nudzić to że już chyba po raz setny ktoś próbował mnie wytrącić z równowagi. Kiedy szara kotka dalej dumnie wpatrywała się we mnie, prawdopodobnie właśnie kształcąc w swoich myślach rozmowę z własnym sobą, nie wytrzymałam psychicznie i sapnęłam:
- No, chyba że to twoja taktyka "zgładzenia mojego klanu poprzez zabicie liderki" - na te słowa Morningdew poderwała się i odwarknęła:
- Jeśli chcesz mogę się postarać aby twoje życzenie zostało spełnione ... w chwili obecnej. - podeszła o krok i swoim natarczywym spojrzeniem próbowała sprawić bym odwróciła wzrok. Gdybym była kimś innym prawdopodobnie już bym zwieszała głowę, ale nie, jestem Unexpectedstar. A to zupełnie zmienia postać rzeczy.
Trwałam więc w miejscu, znudzona całym tym przedstawieniem. Od pewnego czasu większość rzeczy była dla mnie zwykłą nudą, nawet groźby ze strony Morningdew.
Westchnęłam teatralnie i zgrabnie ominęłam rozwścieczoną kotkę.
- Wybacz, ale nie jestem w chwili obecnej dysponowana do odszczekiwania twoich gróźb. - doskonale wiedziałam że tak szybko się jej nie pozbędę ale w głębi duszy nie przeszkadzało mi to. Czasem lubiłam się z kimś podroczyć a w końcu Morningdew wcale nie jest jakąś tam płochliwą "romantyczną kotką" która pod jedną kąśliwą uwagą, rozmaże się jak kocię.
<Morningdew? xdd >
Jakby co  prawdopodobnie coś pokićkałam w charakterze i mój brak weny sprawił że to opowiadanie wyszło jak.... ze śmietnika, więc nie dziw się jeżeli zobaczysz jakiś błąd w sprawie twojego charakteru.

13 lutego 2016

Od Grayblaze'a CD Onyxhunter'a

Nie łatwo było ukryć, że byłem głodny. Brzuch burczał, a ja nie jadłem dosyć długo, bo wczoraj cały dzień polowałem i patrolowałem. Jestem wojownikiem, więc muszę dbać o klan. Cały czas myślałem o tym, jak mogę go strzec i bronić. Nie zdążyłem przez to nic zjeść poprzedniego dnia. W takim razie mogłem zjeść coś z samego ranka. Wziąłem do pyszczka sporą mysz, przycupnąłem obok Onyxhunter'a i zacząłem jeść. Wreszcie poczułem ulgę. Po skończonym posiłku oblizałem pyszczek i popatrzyłem na wojownika.
- Podoba ci się życie w klanie? - zapytałem, żeby zacząć jakoś rozmowę. Dla mnie było tu świetnie i innego życia sobie nie wyobrażałem. - Ja uwielbiam Klan Klifu. Te miłe koty, dużo zdobyczy, jest najlepiej, jak może być. - mówiąc to zamknąłem oczy, wciągając poranne powietrze i uśmiechnąłem się. Może i było chłodno, ale mi to wcale nie przeszkadzało. Po chwili odpoczynku wstałem.
- Idę polować. - zacząłem odchodzić w stronę wyjścia z obozu, ale po chwili odwróciłem się do Onyxhunter'a. - Chcesz iść ze mną?


<Onyxhunter?>

Od Immortalpaw - Co to jest miłość? (C.D Owlpaw)

Kiedy Owlpaw weszła po dłuższej chwili wahania do środka, ja usiadłem na najbliższym kamieniu i zacząłem gapić się w wejście do jaskini.
Może to było trochę dziwne ale po tym jak kotka mnie pocałowała poczułem nie radość, nie wstręt. Tylko strach. Przed tym co może to odwzajemnione uczucie sprawić w następnych latach naszego nieszczęsnego kociego życia? Owlpaw była uczennicą medyka no więc oczywiste było to że w najbliższej przyszłości sama będzie medyczką. A to stanowisko liczyło się z brakiem partnera czy kociąt. Nie chciałem skończyć jako nieszczęśliwie zakochany wojownik a potem jako nieszczęśliwie zakochany stary wojownik.
Zacisnąłem kły starając się zignorować przygnębiające myśli jakie krążyły teraz po mojej głowie. Przełknąłem ślinę. Cóż, czasem trzeba sobie poradzić z takimi fantami jak ten. Nawet jeżeli sprawiłoby mi to wiele psychicznego jak i fizycznego trudu.
Wziąłem głęboki wdech i wyprostowałem się, jakbym był jakimś strażnikiem lidera. Mierzyłem wszystkich uważnym spojrzeniem zaciskając kły w wyrazie zatrzymania ziewnięcia. Trochę nudno było mi tak czekać i czekać aż Owlpaw wyjdzie z tej jaskini, ale wydawało mi się niesłuszne pójść sobie tak zwyczajnie jak gdyby nigdy nic i zostawić kotkę samą.
Dlatego więc dumnie trwałem na kamieniu. No ... do czasu aż zauważyłem jakiś ruch w krzakach. Podniosłem gwałtownie uszy i wbiłem wzrok w zarośla. Kiedy powtórzyło się, nie mogłem się powstrzymać i mój "instynkt łowiecki" włączył się natychmiastowo. Naprężyłem mięśnie i wsunąłem pazury by nie przeszkadzały mi w locie. Namierzyłem zwierzątko ponownie, tym razem nie spuszczając go z oczu. Kilka sekund potem byłem już w locie wysuwając pazurki i celując prosto w bezbronną kreaturę. Wpadłem w krzaki i przygniotłem ciałem zwierzę a kiedy poczułem pod sobą jego malutki ciężar wbiłem mocniej pazury i powoli wstałem.
Ku memu zadowoleniu była to całkiem dorodna mysz - bo była to mysz. Jej długość mierzyła mniej więcej długości ogona. Chwyciłem ją w zęby i ruszyłem na swoje stanowisko. Ku mej uldze Owlpaw już wyszła i teraz siedziała przed wejściem, a kiedy zobaczyła jak wychodzę z krzewów, uśmiechnęła się promiennie.
Położyłem przed nią zdobycz i sam oderwałem sobie mniejszy kawałek. Ostrożnie rozejrzałem się wokół i po chwili wahania podbiegłem do góry zdobyczy upolowanej przez resztę i wrzuciłem tam większą część myszy. Kiedy wróciłem do Owl, ona już przełknęła kawałek. Spróbowałem się uśmiechnąć ale wyszedł mi tylko bezwartościowy półuśmiech.
*********
Następnego dnia obudziłem się wyjątkowo wcześnie. Nie mogłem spać a legowisko stało się nagle bezwarunkowo uwierające. Dlatego więc ostrożnie wychyliłem się przez wyjście z jaskini i powoli by nikogo nie obudzić, ruszyłem w stronę kamienia, na którym uwielbiałem siedzieć.
Ledwo się na niego wdrapałem gdy usłyszałem czyiś krzyk. Podniosłem gwałtownie uszy i zeskoczyłem na ziemię, niemal przewracając się o własne łapy. Nie zważając na to że prawdopodobnie obudziłem tym jeszcze śpiących, pobiegłem w stronę źródła dźwięku.
- Hej, Immortal! - usłyszałem za sobą. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem że Owl biegnie w moją stronę. - Gdzie tak pędzisz?
- Nie słyszałaś? - spytałem święcie przekonany że głośniejszego wrzasku nigdy nie słyszałem. Kotka powoli pokiwała głową wahając się trochę.
- Coś mi przez uszy przemknęło, ale myślałam że mi się wydaje. - przyznała. Przewróciłem rozbawiony oczami, ale nie naciągałem by została. W sumie nie uśmiechało mi się pójście tam samemu. No więc pognaliśmy przez wejście i tak długo przez las, aż nie zobaczyliśmy kilku kształtów kotów. Nie zatrzymywaliśmy się, ponieważ już wcześniej wyczułem zapach wojowników z Klanu Wilka.
Już po zaledwie kilku sekundach naszym oczom ukazał się Darkheart i Leafstripe, stojący nad czyimś ciałem. Zatrzymałem się gwałtownie, kiedy ten pierwszy zmierzył mnie ostrym spojrzeniem.
- Co wy tu robicie? - odwarknął i podszedł do nas z wyrazem zdenerwowania na pysku. - Nikt wam nie pozwolił się ruszać z obozu.
- No ... usłyszeliśmy czyiś wrzask, i .... no wiecie, dziecięca ciekawość. - mruknąłem z ledwo widoczną skruchą a Owlpaw potaknęła głową. Kątem oka ujrzałem że Leafstripe się rumieni.
Darkheart pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Yh... skoro już tu jesteście to zostańcie. Nie chcemy aby uczniowie biegali po lesie. - mruknął po czym odwrócił się i schylił nad ciałem.
Mimo woli krzyknąłem w duchu z radości, Ooo tak!
Jednak kiedy podeszliśmy bliżej, Owl odsunęła się nagle. Gdy spojrzałem na nią pytająco, ze zdziwieniem odkryłem że ma zaszklone oczy. Odwróciłem więc wzrok w stronę martwego kota i aż zachłysnąłem się śliną.
Tam był lider.
Lider Klanu Wilka.
Przede mną leżał martwy Wolfstar.
Spojrzałem z przerażeniem na Darkhearta, który pokręcił głową ze smutkiem. Nagle Owlpaw odwróciła się i pobiegła, prawdopodobnie nie do obozu. Bez większego wahania pobiegłem za nią.
Oj, nawet nie możecie sobie wyobrazić jak długo musiałem biec żeby ją dogonić. A tak naprawdę piętnaście minut.
Siedziała nad jakimś strumykiem przy granicy Klanu Wilka. Zwolniłem tępa i ostrożnie usiadłem koło niej. Bez słów doskonale rozumiałem jej myśli, które ... pod żadnym pozorem nie były wesołe.
Kiedy zerknąłem na jej pysk, mimo woli nie mogłem się powstrzymać od kolejnego stwierdzenia: "Ona jest naprawdę piękna". Możecie mnie uznawać za szaleńca, ale jej zabliźniony pyszczek, wcale nie odejmował jej uroku.
Gdy z jej gardła wydobył się głuchy szloch, nie mogłem się powstrzymać i szepnąłem:
- Wszystko będzie dobrze. Musi być, ile ja jeszcze tutaj żyje. Nie pozwolę byś umarła przedwcześnie. - mimo wolu ujrzałem że Owlpaw się uśmiechnęła. I właśnie wtedy miałem już stuprocentową pewność, że nie obchodzi mnie w żadnej mierze to że Owl będzie medyczką. Mogę złamać każdy punkt kodeksu wojownika i pójść do Miejsca gdzie brak Gwiazd ale nie będę tolerował tych mało inteligentnych zasad, które raczyły sprawić by moje życie zmusiło mnie do łamania reguł.
<Owlpaw? Nie umiem robić romansrycznych opowiadań ._______________.>

Od Braveheart'a

Szedłem właśnie ścieżką.Wokół mnie było bardzo zielono i pięknie. Wysoka trawa zmieszała się z różnokolorowymi kwiatami a niebo było bezchmurne. Przez chwilę się temu przyglądałem z uśmiechem na pyszczku i stoickim spokojem. Moją uwagę odwróciły jednak ciche piski, brzmiało to tak jakby grupa myszy oddalonych od siebie szukała pokarmu. Dostrzegłem je. Moje łapy przylgnęły do ziemi. Wysunąłem ostre pazury przegotowane już do ataku na gryzonia. Zaczaiłem się w wysokiej trawie, kiedy przymierzałem się do skoku i już miałem wbić w nią pazury dostrzegłem Morningdew. Siedziała o kilkanaście długości ogona ode mnie. Wtedy zadałem sobie w myślach pytanie: Czego ona tu szuka? Ale mimo to postanowiłem wrócić do polowania chociaż zdezorientowała mnie w niewielkim stopniu. Czułem że denerwuje mnie jej obecność jednak tego nie dało się wyczytać z mojego pyszczka. Siedziała i siedziała wpatrywała się we mnie swoimi ślepiami. Mimo jej obecności udało mi się jednak złapać dwie nornice były one dość okazałe jak na swój gatunek. Po udanym polowaniu postanowiłem podejść do Morningdew. Z każdym krokiem który zrobiłem w jej kierunku ona robiła krok w tył przeraźliwie sycząc. Potem zaś uciekła a to wbrew jej naturze. Może to były zwiady? - przemknęło mi przez głowę. Ruszyłem za nią, kiedy dobiegłem do niej ta mi odpowiedziała groźnie:
- Jakim prawem mnie śledzisz?! - powiedziała oschle sycząc.
- Byłem ciekaw dlaczego mnie obserwujesz, nie szukam kłopotów. - Odpowiedziałem stanowczo i spokojnie.
- Nie masz tu czego szukać, nie jesteś na swoim terytorium. Najchętniej wydrapałabym ci drugie oko. - powiedziała jakby grożącym tonem.
- Nie trzeba, dziękuję - powiedziałem z ironicznym uśmieszkiem.
- Więc żegnaj i nie przychodź tu więcej - Odpowiedziała tym samym gestem.
- Czuję że jeszcze się spotkamy. - Powiedziałem spokojnie.
- W twoją ostatnią godzinę. - Zaśmiała się ironicznie - Będę głównym gościem na twoim pogrzebie, a nawet jego przyczyną. - Uśmiechnęła się.
W jej głosie dało się wyczuć że to żarty, nie wziąłem tego na poważnie, wróciłem więc do obozu. Gdy już tam dotarłem, właśnie zorientowałem się że nie mam dwóch nornic, które wcześniej upolowałem. Aż ta przebiegła... to dlatego mnie śledziła, podczas rozmowy podebrała mi zdobycz! Sprytna kotka... Pomyślałem sobie. Rzeczywiście taki musiał być plan wojowniczki od samego początku. Zrezygnowany postanowiłem się zdrzemnąć.


Jak na pierwszy raz bardzo ładnie, jednak czasami brakowało spacji i bardzo często używałaś czasownika "powiedzieć". Ponadto jest kilka nieścisłości fabularnych: po pierwsze Braveheart jako nowy wojownik nie powinien znać Morningdew, zwłaszcza, że są z innych klanów, a po drugie nie jest do końca wyjaśnione z jakiej przyczyny koty się spotkały. Ktoś łamał Kodeks - tylko kto? Kłopotliwa sytuacja~

Od Onyxhunter'a

Było już popołudnie, za długa spałam pomyślałem, lepiej pójdę do liderki, pewnie ma dla mnie misję. Kiedy podszedłem do kotki była wyraźnie czymś zmartwiona, więc ją zapytałem.
- Co się stało? - Mruknąłem pod nosem.
- Coś nie dobrego. - syknęła spokojnie.
- hmm...? - Pomyślałem.
Kotka patrzyła na mnie z żalem, w jej oczach zagościł strach.
- Wolfstar nie żyje, to może znaczyć że nasz klan jest zagrożony. - oznajmiła liderka.
Wolfstar to lider sojuszniczego klanu... pomyślałem.
- Nie wiem kto to zrobił, ale słyszałem że ktoś z jego rodzeństwa.
- Czyli Stoneclaw, tylko on żyje. - odpowiedziałem.
- a skoro wolfstar nie żyje może okazać się że będziemy zagrożeni. - rzuciła kotka.
- idź odpocznij, ja muszę to przemyśleć - postanowiła Unex.
Ja poszedłem w stronę lesu na patrol granic, z myślą co się stanie? czy klan przetrwa?

<Ktoś może być, jeśli chce> brak weny

Onyx, wiem, że chcesz dobić 10 opowiadań (co Ci się właśnie udało), ale tworzysz sobie wiele wątków. Teraz wyobraź sobie, że nagle wszyscy Ci odpowiadają: masz wtedy 5 opowiadań do odpisania. :C

12 lutego 2016

Od Beigesoul

Chodziłam po terenie nowego klanu. Czułam się tam... obco. Wtedy coś, a raczej ktoś skoczył na mnie. Szybko go zrzuciłam i zobaczyłam szarego kota.
- Pieszczoch Dwónożnych w lesie? Chyba kotek się zgubił. - powiedział z szyderczym uśmiechem. Byłam wściekła. Ezuciłam się do ataku. Szarżowałam na kota unikał wszystkich moich ciosów, chodź był niewidomy. Kiedy byłam już zmęczona udało mi się udeżyć go. Wykorzystując okazję podcięłam go i ugryzłam w pozostałości po uchu. Kot gwałtownie odskoczył. Zadrapał moją łapę.
- Nawet ze ślepym nie umiesz walczyć? - zapytał z tym samym uśmiechem.
- Ucisz się ślepoto umysłu. - syknęłam nawet nie zastanawiając się co mówie. Kota najwyraźniej to rozbawiło. Wylorzystałam chwilową nieuwagę i raz jeszcze zaszarżowałam. Nie uniknął żadnego z moich ciosów. Próbował oddalić się na bezpueczną odlegość. Wtedy zabrakło mu miejsca i stał pod drzewem nie mając miejsca do ucieczki. W biegu rzuciłam się na niego, lecz wtedy ten wdrapał się na drzewo i skoczył za mnie. Uderzyłam głową w pień. Czułam pulsujący ból. Kot ugryzł mnie w ogon powodując krwawienie. Kot zaczął uciekać. Buegłam za nim długo. Wtedy ujrzałam wielkiego czarno-białego kota ze złotą gwiazdą na czole. Samotnik biegł prosto na niego. Zatrzymałam się szybko, a ten dalej pędził. Wtedy przyjrzałam się mu dokładniej. Myślałam, że szaremu kotowi spowodowałam większy ból, ale ran prawie nie było, spojrzałam na ogon. Był w fatalnym stanie. Przerzuciłam swój wzrok na dwa koty. Szary wbiegł w czarnego, a ten chwycił go i wyrzucił w bok.
- To ostrzeżenie Stoneclaw. - burknął i odszedł. Szarak zwany Stoneclaw'em rozejrzał się zdezorientowany, po czym odszedł. Nim się spostrzegłam czarny kocur wyrusł obok mnie.
- A ty co tutaj robisz? - powiedział nie milej niż poprzednio. - Klan Burzy? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak. Niedasno dołączyłam. - odparłam.
- Miło mi Cię tu widzieć. - powiedział.

***

Po powrocie na terytorium mojego klanu przede mną stanął ten sam szary kot. Szybko wbiegłam do obozu.

<Ktoś z Klanu Burzy?>

Od Stoneclaw'a

Wspaniale. I źle. Udało mi się zabić Wolfstar'a. Uroczo, nieprawdaż? Źle - nie widzę. Ten sku*wiel wydrapał mi oczy. Rozejrzałem się dookoła. Irytujący świergot ptaków dawał mi się we znaki. Ale... udało mi się! Mogę teraz powiedzieć, że zrobił to ktokolwiek, a moje oczy mogłyby być dowodem. Wyjąłem łapę ze strumienia. Wciąż były na niej resztki zaschniętej krwi, ale równie dobrze mogłem polować. Zlizałem wodę z pazurów i pokierowałem się w kierunku Klanu Wilka. Nie bałem się. Zabiłem lidera, więc inne koty też mogę zabić.
***
- Czego tutaj szukasz? - warknęła Warstar. Udało mi jej się wmówić, że znam informacje na temat śmierci lidera. Otaczał mnie (chyba) krąg innych kotów. Uniosłem ogon na znak, że chcę mówić.
- Widziałem kawałek jego śmierci... Widziałem, jak Blackstar drapie go w kark. Wolf przerwócił się, a wtedy skoczyłem, żeby go obronić. Jednak lider Klanu Nocy wydrapał mi oczy, a potem zabił Wolfstar'a.
Zapadła cisza. Nikt nic nie mówił, nie wydał nawet żadnego szeptu. Do pewnego momentu. Usłyszałem głos, łudząco podobny do głosu zmarłego lidera. A wypowiedział on słowa, które w tej chwili przyprawiły mnie o dreszcze:
- Kłamiesz.
Zjeżyłem sierść, a on kontynuował.
- Nie masz ucha, a o tym nie wspomniałeś, i zresztą widzieliśmy dzisiaj Blackstar'a. Nie miał żadnych obrażeń. A mój ojciec nie był aż taki słaby!
Rozległy się złowrogie pomruki, poczułem zapach wściekłości.
- Od Wolfstar'a nie było czuć Klanu Nocy. Ten zapach należał do... do samotnego kota... - jęknął ten sam kot. - On... TO TY GO ZABIŁEŚ! - wrzasnął.
Zanim się zorientowałem, coś rzuciło się na mnie. Czyjeś szczęki zacisnęły się na moim karku. Pisnąłem i zacząłem się rzucać na wszystkie strony, byleby tylko zrzucić z siebie młodziaka. On tylko nasilił moc ugryzienia. Poturlałem się po ziemi. Kot puścił, a ja boleśnie rozciąłem mu bok pazurami. Jęknął.
- Badgerpaw! Odejdź od tego samotnika! - krzyknął jakiś kot.
Wykorzystałem nieuwagę kociaka i ponownie zaatakowałem. Miauknął, ale widać było, że dopiero teraz naprawdę się rozzłościł. Syknął i poczułem potężne uderzenie. Powoli zaczęło mi brakować tchu. Szarpnąłem się, i... umarłem. A może tylko zemdlałem? Chyba tak. Wciąż słyszałem. Czyli jednak żyłem. Udało mi się usłyszeć rozmowę.
- Badgerpaw! Co ty mu zrobiłeś?!
- Owlpaw ja...
Cięższe kroki.
- Badger, odejdź.
- Ale ja...
- Nie jestem na ciebie zła. Idź do legowiska uczniów.
Wszystko ucichło. Coś złapało mnie za kark, a ja dla własnego dobra postanowiłem udawać martwego.
***
Obudziłem się. Byłem gdzieś w lesie, bo zapachy Klanu Wilka ustąpiły. Klan Nocy. Usłyszałem kroki i uśmiechnąłem się pod nosem. To ta rozwydrzona paniusia, Morningdew. Była najwyraźniej nieco osłabiona. Rana na gardle dawała się we znaki, ale może pora dokończyć to, co się zaczęło. Wywęszyłem krzak, który dawał mocny zapach. Jagody? Uwielbiam jagody. Są smaczne. Kucnąłem pomiędzy gałęziami, a w momencie, kiedy Morning przeszła obok mnie, skoczyłem na nią. Postawiłem jej łapę na karku i wysyczałem do ucha.
- Pamiętasz mnie? Raczej tak. Postanowiłem, że zdradzę ci tajemnicę... Ja go zabiłem... - z tymi słowami uśmiechnąłem się mściwie i złapałem ją za kark.
***
Wiem, czemu Klan Nocy ma taką nazwę. Po pierwsze: Na jego terenach śpi się długo jak trwa noc. Po drugie: Mają tam panie jak z klubu nocnego. Hehe. Nawet nie wiem, co to jest. No... Na pewno nie trafię do Gwiezdnych. A z resztą, po co mi? Nie zamierzam się spotykać z tymi frajerami. Rozciągnąłem się, i odruchowo rozejrzałem się. Ale co widziałem? Oczywiście nic! Coś poruszyło się w krzakach, a ja instynktownie skoczyłem na cztery łapy.
<Ktoś? >u<  >

Od Onyxhunter'a

Ten dzień zapowiadał się pięknie, wstałem i wyszedłem z legowiska by ruszyć na łowy, upolowałem 3 myszy i zaniosłem je do obozu by się posilić z innym kotami. Obok mnie usiadła Amethyst po moim drugim boku Grayblaze,
Unex jadłą przy własnym legowisku, Vindictiveeye gdzieś jadła mysz z boku.
Pomyślałem sobię że na patrolu mogę powiedzieć Amethyst co do niej czuje,
tak się stało. Unex poprosiła byśmy patrolowali granice, Amethyst szedła obok mnie zdecydowanym krokiem wpatrują się w zieleń drzew...
- Amethyst? - Zapytałem przełykając ślinę.
- Tak? - Odpowiedziała zdziwiona kotka, oczy jej zalśniły.
- Mam do ciebie pytanie, bo widzisz... - nie dała dokończyć.
- Co się tak boisz, ja cię ni zjem! - Uśmiechnęła się szeroko do mnie.
- Czy chciałabyś... no wiesz... - Zawahałem się.
- Chciałabym co? - zapytała zdziwiona kotka powiększając źrenice.
- Chciałabyś być moją partnerką?! - Wykrzyknąłem i szybko zamknąłem pyszczek, byłem w stresie, co ona odpowie?
<Amethystcloud? >n< >

Od Dryfern CD Blackstar

Spoglądałam ponuro na każdego kota. Potem mój wzrok skupił się na odchodzącym liderze Klanu Nocy. Zmarszczyłam nos, kiedy poczułam smród wroga. Wstałam i przeciągnęłam się powoli. Moja uczennica miała zamglone łzami oczy. Trochę ją rozumiałam. Straciła tyle rzeczy, tyle okazji. Ma oszpecony pyszczek, nie może mieć rodziny, nie czuje węchu, teraz straciła ojca. Z cichym westchnięciem zwróciłam łebek w jej stronę i podeszłam do Owlpaw.
- Hej - trąciłam ją nosem - Przecież kiedyś się spotkacie. Był dobrym liderem, z pewnością siedzi teraz wśród członków Gwiezdnego Klanu.
Kotka spojrzała na mnie. Widać było, że powstrzymuje się od wybuchnięcia płaczem. Mimo tego, uśmiechnęła się do mnie. Słabo i smutno, ale w każdym razie uśmiechnęła.
- Cz-czemu... czemu on to zrobił? - szepnęła.
- Pewnie pragnął władzy - oświadczyłam. - Klan Wilka mu zagrażał, więc pozbył się naszego lidera. Ot tak po prostu.
Kiepska jestem w pocieszaniu, ale dla kotki mój poziom najzupełniej wystarczył. Liznęła mnie przyjacielsko w nos. Uśmiechnęłam się do niej. Ostatnio stała się taka... tajemnicza. Coś ukrywała? Możliwe.
<Owlpaw?>

Od Onyxhunter'a

Po polowaniu wybrałem się nad rzeczkę, chciałem ukoić pragnienie gdy nagle dziabnęło mnie coś w nogę, wrzasnąłem, okazało się że to był zwykły skurcz. Sięgnąłem pyszczkiem po wodę i zacząłem ją chleptać niczym z miski.
Postanowiłem że popatroluję granice. Bo co innego miałem do roboty?
Szedłem powolnym krokiem wzdłuż granic, nagle wyczułem okropny zapach - ten odrażający smród należał do lisa, pognałem zawiadomić Unex.
Kiedy już dotarłem przywódczyni nie było, innych też, co się mogło stać?
Wtedy do głowy wpadła mi myśl - poszli wytropić i przegonić tego lisa.
Nie wiedziałem gdzie się teraz znajdują więc poszedłem do legowiska się zdrzemnąć.
<Ktoś?>

Od Blackstar'a CD Wolfstar'a

Nie mogłem spać w nocy. Przez cały dzień praktycznie nic nie robiłem, raz poszedłem na polowanie i tyle. Wstałem i przeszedłem się wzdłuż granicy. Wtedy dotarły do mnie odgłosy walki. Poszedłem w tamtą stronę, ale kiedy byłem na miejscu zdarzenia było już po wszystkim. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to gwiazda, jaką liderzy mieli na sierści. Po podejściu bliżej zobaczyłem brązowe futro. Wtedy zorientowałem się, że to Wolfstar - lider Klanu Wilka. Pierwsze co mi przyszło do głowy to: "Kurde... nie zdążyłem go zabić!". Potem zrobiło mi się gorzej... w sumie... to nawet lubiłem go, fajnie było się z nim kłócić. Położyłem się w pobliżu ciała. Leżałem tak, aż w końcu zasnąłem. Obudziły mnie szturchnięcia. Spojrzałem do góry. Był to nie znajomy mi kot. Spojrzałem w kierunku ciała lidera.
- Co ty zrobiłeś?! - zasyczał kot. Prychnąłem w odpowiedzi. Minę miałem kamienną, ale jeżeli spojrzałoby mi się w oczy widać by było smutek.
- Idź do Warstripe. Musi się o tym szybko dowiedzieć. - polecił kot komuś z tyłu. - I musi nam powiedzieć co z nim zrobić... - dodał. Wstałem i usiadłem. Po chwili rozejrzałem się i zacząłem wracać do klanu. Miałem spuszczony łeb i kiedy patrzyłem w ziemię smutek wychodził w postaci smutnej miny.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał stając przede mną. Szybko się opanowałem i spojrzałem mu w oczy.
- Do klanu. - odparłem oschle.
- Nigdzie nie pójdziesz dopóki tego nie rozstrzygniemy.

***

Po paru minutach na miejsce zbrodni przybyła kotka z innym kotem. Zapewne była to wcześniej wspomniana Warstripe, no teraz... to Warstar. Kazała zaprowadzić mnie do ich obozu. Oj źle robi, źle. Zaciekłego wroga sprowadzać do samego serca swojego klanu. Kotka musi się jeszcze dużo nauczyć. Nie wiem czemu, ale kazali mi nieść zwłoki byłego lidera. Zrobiłem jak kazała.
Po dotarciu na miejsce wszyscy patrzyli na mnie z obrzydzeniem, ale ich wzrok spoczywał na zakrwawionej kupce sierści na moim grzbiecie. Położyłem to coś na środku i odszedłem przypatrując się po kolei podchodzących kotach, pierwsza była Mintleaf ze swoimi dziećmi, a za nią Warstar. Kiedy skończyli zostawili to na środku patrząc na ciało z daleka. Wtedy poczułem jakby coś mnie pchało w stronę zwłok. Nie potrafiłem się temu oprzeć. Położyłem się przy ciele dotykając nosem zimnej łapy martwego lider i zacząłem cichutko mówić:
- Przykro mi, że tak się stało. W sumie... to nawet Cię lubiłem...
Wszyscy zwrócili dziwne spojrzenia w moim kierunku. Wstałem i odszedłem.

<Ktoś z Klanu Wilka? Ewentualnie Stoneclaw>

Od Blackstar'a CD Morningdew

Zdziwiłem się po ty co Morningdew powiedziała, ale postanowiłem nie drążyć tego tematu.
- Może pójdziemy na patrol? - zapytałem. Kotka zgodziła się. Wyruszyliśmy od razu. W powietrzu nadal wsiał zapach Stoneclaw'a. Nienawidzę tego typa, cały czas by tylko przeszkadzał. Jednak w pewnym miejscu jego zapach był bardzo świeży. Przyśpieszyłem kroku, a kiedy Morning zorientowała się o co chodzi też przyśpieszyła. Po kilku minutach trop jakby się urwał.
- Jakby tutaj zniknął... - powiedziała kotka obwąchując okolice gdzie trop się urywał. Ja nasłuchiwałem. Usłyszałem szelest z góry. Gwałtownie podniosłem głowę i zobaczyłem jego ogon...
- Za mną! - zawołałem wskakując na drzewo. Biegłem za kocurem. Kiedy wdrapałem się na gałąź gdzie go widziałem zobaczyłem jak przeskakuje z niej na drugie drzewo. Gwałtownie zerwałem się do biegu chcąc go chociaż przepędzić.

***

Było popołudnie prawie zachód słońca. Postanowiłem odszukać Morningdew.
- Hej, może poszłabyś ze mną nad Słoneczne Skały? - zapytałem kiedy tylko ją zobaczyłem.
- W sumie... czemu nie... - odpowiedziała. Zaczęliśmy iść.
Na miejsce dotarliśmy w idealnym momencie.
- Więc... po co mnie tu przyprowadziłeś? - zapytała. Nie odpowiedziałem jej, tylko starałem się, żeby zauważyła zachodzące słońce. Na szczęście szybko się zorientowała o co mi chodzi i usiadła patrząc na zachód słońca. Usiadłem niedaleko. Kotka spojrzała na mnie.

<Morningdew?> Blackstar - romantico poziom hard

Beigesoul! (Klan Burzy)

Beigesoul|wojownik|Klan Burzy

Od Torntail

Spacerowałam wzdłuż strumienia, od Grzmiącej Ścieżki, do Kładki. Otaczał mnie cień drzew, jednak wiedziałam, że lada moment wyjdę obok Sowiego Drzewa. Znałam tę okolicę doskonale. Tutaj się urodziłam i wychowałam. Może pomieszkałabym dłużej w siedlisku dwunożnych, ale kiedy tylko usłyszałam od Blizzard, że na starych terenach powstały nowe klany musiałam to sprawdzić. Wędrując wzdłuż Grzmiącej Ścieżki wyczułam wiele kocich zapachów, jednak żaden nie kusił mnie do podążenia tropem kota. Były to zapachy silnych kotów. Dojrzałych i w kwiecie wieku. Mnie pewnie by wyśmiały i przegnały z kolejnymi bliznami. Ach! Stare dobre czasy, o których mówiła mi matka! Klany walczące miedzy sobą! To musiało być piękne!
Westchnęłam ciężko i pochyliłam się nad strumykiem, by wypić trochę wody. Nagle wyczułam zapach. Tak, czułam go wcześniej na drodze. Należał do jakiegoś dużego kota, na którego spotkanie nie miałam najmniejszej ochoty. Odwróciłam się i odeszłam w kierunku przeciwnym do tego, z którego dochodził zapach. Po chwili wyszłam na polankę, z której doskonale widoczne były Cztery Dęby, a kawałek dalej tereny Klanu Wiatru. Udałam się w tym drugim kierunku, chciałam zobaczyć dom moich przodków.
Ledwie weszłam na Wysokie Równiny, kiedy wyczułam kolejny zapach. W okolicy był kot, nawet kilka. Czy to możliwe, że Klan Wiatru się odrodził? Zapachy były tu inne, niż te nad strumieniem. Nie miałam już wątpliwości - klany się odrodziły.
- Kim jesteś? - usłyszałam nagle czyiś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam szarą kotkę o błękitnych oczach leżącą na kamieniu. Była prawie niewidoczna.
- Ja... Lily - szepnęłam w odpowiedzi.
- Gdzie twoi dwunożni? - wypytywała spokojnie szara postać.
- Nie mam państwa, opuściłam ich. Już dawno temu...
- Ale imię zostało.
- Zmieniłam je. Teraz jestem Torntail - wyjaśniłam.
- Wiec czemu przedstawiłaś się starym? - kotka wstała i podeszła do mnie. - Pachniesz lasem. Masz imię wojownika. Do którego klanu należysz?
- Nie mam klanu, ale jestem wojownikiem. Urodziłam się w lesie. Jeśli chcesz mogę się do ciebie przyłączyć.
- Klan Burzy nie potrzebuje starych kotów. Możesz iść.

<Silverstar? Torn ma nalegać ._.>

Torntail! (Klan Burzy)



Torntail|starszy|Klan Burzy


Od Morningdew C.D. Stoneclaw

Wściekła rzuciłam się kocurowi do gardła i sama aż się zdziwiłam, kiedy wyczułam smak krwi. Nie mogłam sobie uwierzyć! Udało mi się! Teraz będę mogła go zabić!
Piękny obraz śmierci przeciwnika zniknął mi jednak sprzed oczu, kiedy zobaczyłam go całego i zdrowego króliczy skok ode mnie. Kłapnęłam zębami. Czyli tylko mi się wydawało, że go złapałam? Więc skąd ta krew? Kaszlnęłam, a na trawie przede mną pojawiło się kilka kropli czerwonej mazi. Spojrzałam z nienawiścią na kocura.
- Widzisz? Jesteś do niczego! Takie kotki jak ty mogą w klanie tylko rodzić młode! - prychnął pogardliwie kocur. - Wiesz co? Może to i dobry pomysł.
Poczułam nagłe uderzenie w plecy. Zostałam siłą przyduszona do ziemi. Samiec wbił kły w mój kark. Byłam przerażona...
- Zostaw moją wojowniczkę! - usłyszałam nagle znajomy głos i poczułam, jak coś zrywa z mojego grzbietu szarego napastnika. Szybko podniosłam się i odwróciłam do tyłu. Blackstar stał naprzeciw tego zapchlonego kociaka w bojowej pozie. Poczułam nagły przypływ ulgi widząc gęste, czarne futro przywódcy.
- Blackstar? Trochę już minęło... - mruknął nienawistnie samotnik.
- Wynoś się z mojego terytorium lisi bobku! - Ton lidera był zdecydowany. Podeszłam do niego i również przygotowałam się do walki.
Nasz wróg wyraźnie nie miał ochoty na walkę z dwoma wojownikami, więc spokojnym krokiem zniknął w lesie, na terytorium swojego brata. Kiedy nawet jego zapach zaczął się ulatniać, a ja i Blackstar byliśmy sami kaszlnęłam ponownie wypluwając krew.
- Gwiezdny Klanie! Morningdew! Co on ci zrobił! - Przywódca z troską otarł się o mój pyszczek, po czym liznął moją szyję. Dopiero teraz ją wyczułam. Szary zadał mi poważną ranę na szyi. Czy to przez nią krwawię pyszczkiem? - Choć, idziemy do Mobrain.

***
Poranne słońce wdzierało się do jaskini wojowników, gdzie spałam razem z Nightmareshadow'em. Rozbudzona przez ciepłe światło tańczące po moich wąsach wstałam i przeciągnęłam się. Spojrzałam na kocura, także otworzył już oczy.
- Idę do Nightshadow - powiedziałam koledze.
Jej choroba zabiła już Mobrian. Ciało medyczki znaleźliśmy nad rzeką napoczęte przez lisa... Nie było na nim żadnych ran, więc stwierdziłam, że to przez zielony kaszel. Nie jestem ekspertem, ale wydawało mi się, ze to nie jest choroba, która się przenosi... Cóż... Dobrze, że Nightshadow zdrowieje.
Wejście do jaskini medyka zakrywały wodne trawy. Musiałam się przez nie przedrzeć, żeby dojść do wnętrza. Kotki tam jednak nie było, był za to Blackstar. Nie zauważył mnie w pierwszym momencie. Chciałam się wycofać, jednak szelest zmusił go do odwrócenia głowy.
- Morningdew? - kocur był lekko zdziwiony. Wyraźnie się mnie nie spodziewał. - Nightshadow zabrała Neverpaw na trening.
- Nie szukałam jej - skłamałam. Blackstar był lekko zaskoczony moją odpowiedzią. - Ja... Szukałam ciebie... Nie było cię w twojej jaskini, ale za to pachniało tobą tutaj.

<Blackstar?>