BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 stycznia 2024
Od Lwiej Paszczy
Od Mrówki
Właściwie kotka często przeżywała żałobę po bliskich sobie kotach. Słyszała, że Owocowy Las, zanim stał się tak silnym miejscem i domem dla kotów, które zawsze były gotowe troszczyć się o siebie nawzajem, przeżył wiele strasznych wydarzeń. Była świadkiem jednego z najmroczniejszych i najokrutniejszych. Zawsze bolało ją serce, kiedy wracała wspomnieniami do tego dnia. Właśnie wtedy straciła matkę. Umarła bohatersko, broniąc Słonecznika. Dwunożni przedarli się przez Ogrodzenie, zabijali i porywali mieszkańców sadu. Drgnęła, przypominając sobie moment, w którym ratowała swojego ojca, pogrążonego w ciężkiej rozpaczy po śmierci Kostki. Podczas tego krwawego wydarzenia zginęło wielu pobratymców, zwłaszcza jej ciotka, Daglezja i wujek, Głóg. Od tego momentu żywiła nienawiść do Dwunożnych. Jej ojciec, Orzeł, załamał się po śmierci partnerki. Kostka odeszła pierwsza, ale tamtego dnia zabrała ze sobą chęci życia Orła. Ojciec już nie był tym samym kocurem. Cierpiał, był coraz słabszy i nieszczęśliwy. Pomagała mu, chciała, żeby wrócił do zdrowia. Opieka nad ojcem stała się rutyną. Ostatecznie popełnił samobójstwo.
Od Mrówki CD. Krogulca
*dawno*
Zanim musiała przenieść się do starszyzny, korzystała z życia wojownika. Pracowicie wykonywała swoje obowiązki, biorąc na swoje barki coraz więcej. Mrówka lubiła wpadać w stan, kiedy miała dużo na głowie. Była świadoma, że się starzała i chciała jeszcze skorzystać ze zdrowych, silnych łap. Udała się na samotny patrol. W głowie miała wiele myśli, które wymagały przeanalizowania. Łapy złotej kotki odbijały się o ziemię. Oddalała się coraz bardziej, rozglądając się wokół. Czujne spojrzenie żółtookiej przybrało na intensywności, kiedy dostrzegła dwie kocie sylwetki. Zmierzali w jej stronę. Mrówka zjeżyła futro i wysunęła ostrzegawczo pazury, gotowa na stoczenie potencjalnej walki. Przeszła przez trening wojowniczki, więc mogła pochwalić się wysoko rozwiniętymi umiejętnościami. Była gotowa na atak i obronę.
— Dzień dobry. Ja Owies. Mieć dobre zamiary.
Mrówka zmrużyła ślepia nieufnie i lekko zdezorientowana. Kocur mówił dziwacznie, jakby była małym, głupim kociakiem. Prychnęła w odpowiedzi, nie tracąc na baczności. Zwłaszcza w momencie, kiedy do nieznajomego kocura podszedł Larwa. Wzrok Mrówki przeniósł się teraz na dawnego członka Owocowego Lasu. Rozpoznała go, chociaż od ich ostatniego spotkania upłynęło sporo czasu.
— Mrówko... Kopę lat. — uśmiechnął się do niej dość karykaturalnie, bowiem uczyniła to tylko jego lewa strona pyska, prawa pozostawała niewzruszona i kamienna, poznaczona bliznami, niczym kara za grzechy, do których się dopuścił. Nie powiedziała tego na głos, ale wyglądał strasznie.
— Wybacz nam... Mój kolega... Prowadzi badania. Rad byłbym gdybyś nie próbowała nas atakować. Mamy pokojowe zamiary.
— Mhm... badania twojego kolegi dotyczą tego, jak szybko oberwie w pysk i jak bardzo będzie to bolesne? — spiorunowała obu wzrokiem, pozostając niewzruszona. Ta rozmowa nie potrwała długo. Kotka nie miała zamiaru wdawać się w dyskusję, wkrótce wróciła do obozu.
***
Wraz z podeszłym wiekiem, nadeszły również dolegliwości. Przyzwyczaiła się do częstych wizyt w legowisku medyka. Tak było również tym razem. Mrówka leżała na jednym z posłań, odpoczywając po leczeniu. Zgłosiła się do Witki z infekcją ucha. Dzięki szybkiej interwencji, udało się wyleczyć dolegliwość. Mrówka przymknęła oczy z błogością, czując się znacznie lepiej.
Wyleczona: Mrówka
Od Mrówki CD. Gracji
Odkąd Mrówka zamieszkała w legowisku starszych, zdążyło upłynąć sporo księżyców. Obecnie była jedynym mieszkańcem legowiska starszych. Wiązało się to z wadami i zaletami. Miała spokój i prywatność, uwagę odwiedzających i wymienianą ściółkę posłania. Brak towarzystwa i samotność zaczęła jednak przeszkadzać złotej kocicy, dlatego ucieszyła się, kiedy w progu legowiska stanęła Gracja. Ostatnim razem miały okazję porozmawiać, kiedy młodsza kotka była na początku swojej ścieżki. Trochę upłynęło od tego czasu. Mrówka liczyła, że jej słowa pomogły Gracji w podjęciu decyzji, czy nadal chce zostać stróżem.
Kiedy Gracja do niej zajrzała, Mrówka zasypiała. Zastrzygła uszami na dźwięk kroków i od razu podniosła głowę, wpatrując się żółtymi, szeroko rozwartymi oczami w kotkę. Szylkretka uśmiechnęła się niewinnie na powitanie.
— Witaj Gracjo, co cię do mnie sprowadza? — zagadnęła Mrówka. — Jak tam radzisz sobie w swojej nowej roli?
— Dobrze. — odparła, choć od dłuższego czasu była pewna, że nie tego jednak chciała w życiu. — Przyszłam cię po prostu odwiedzić. Uznałam, że skoro i tak siedzisz tu sama, to musi ci się nudzić i miło będzie, jeśli sobie chwilę pogadamy. — dodała, przysiadając bliżej kotki. — Pora Nowych Liści robi paćkę z ziemi i nie ma co chodzić na spacery, więc jeśli moje towarzystwo ci nie przeszkadza, o wiele chętniej spędzę tu chwilę z tobą, niż gdzieś pośrodku lasu. — stwierdziła.
Mrówka pozwoliła sobie na rozbawione poruszenie wąsami. Z cichym jękiem zmieniła pozycję. Zdołała usiąść, owinąć ogon wokół łap i udawać, że wcale nie bolą jej mięśnie. Skoro Gracja przyszła dotrzymać jej towarzystwa, to Mrówka nie miała nic przeciwko.
— Oczywiście, że chętnie przyjmę twoje towarzystwo, Gracjo. Ostatnio jedynie śpię, najchętniej wybrałabym się na spacer, nawet w taką pogodę. — zamyślona spojrzała na wyjście z legowiska. — Ale to już nie na mój wiek. — ponownie utkwiła wzrok w kotce. — Więc mam nadzieję, że masz dla mnie dużo ploteczek.
Gracja zapewniła starszą, że na pewno coś się znajdzie i niemal natychmiast podzieliła się z nią wieściami, co się dzieje w ich Owocowym Lesie. Mrówkę zachwycał fakt, jak bardzo ich przynależność się rozwinęła. Przez te wszystkie sezony, każdy kot dokładał do niej swoją "cegiełkę". Członkowie rodzili się i odchodzili. Owocowy Las był niezwykłym miejscem. Miał swoją historię, kulturę, wyróżniali się na tle klanów. Członkowie Owocowego Lasu mieli ze sobą więź, silną i niemal uzależniającą. Mrówka była ciekawa, jak daleko zajdzie w ich przynależności Gracja. Podczas kiedy jedna historia dobiegała końca, druga dopiero się rozpoczynała.
<Gracjo?>
Od Mrówki CD. Bławatka
Bławatek ostatnio rzadko ją odwiedzał. Kotka uznała, że ma to związek z jego rolą stróża. W końcu musiał się nią nacieszyć i udowodnić, na co go stać. Syn, podobnie jak ona, został mianowany w wieku dorosłego kota. Może to ich mała tradycja? Kotka była dumna ze swojego kociaka i chciałaby widywać go znacznie częściej, ale nie zamierzała nakładać na czarnego kocura presji. Niech przychodzi, kiedy będzie miał ochotę. Zawsze go wysłucha i wesprze radami. Czasami tęskniła za czasami, gdy Bławatek był małym kociakiem i przybiegał do niej z jakimś problemem, przytulić się albo porozmawiać. Wtedy była młodsza i pełna energii. Teraz znajdowała się na skraju swojego życia. Była coraz słabsza i starsza. Chciała mieć pewność, że jej syn poradzi sobie bez niej. Historia zatoczy koło i teraz to kocur zostanie sam, bez kogoś bliskiego w Owocowym Lesie. To ją martwiło. Czy jej syn miał jakiś przyjaciół?
Zauważyła, że coś go trapi. Zastanowiła się, czy może to dotyczyć Goździka, może Perkoza. Nie drążyła tematu, ale przyglądała mu się jeszcze uważniej. Między dwójką kotów zapanowała niezręczna cisza. Mrówce to nie przeszkadzało. Jednak kiedy milczenie się przedłużało, zaczęła się obawiać, że syn przeprosi, wstanie i opuści legowisko.
— Dobrze ci się układa na stanowisku stróża?
— Mhm... nie narzekam. — mruknął.
Mrówka przysunęła się bliżej i otoczyła kocura swoim ogonem. Zaczęła go nim głaskać, równocześnie zmuszając syna do nawiązania z nią kontaktu wzrokowego.
— Mam zacząć się o ciebie martwić?
— Radzę sobie, mamo. — westchnął. — Dbasz o swoje zdrowie?
— Może jestem stara, ale nadal mam mnóstwo energii. — mrugnęła do niego porozumiewawczo. Wróciła do poprzedniej pozycji. Ponownie siedzieli naprzeciwko siebie. Wreszcie pyszczek Mrówki rozszerzył zadziorny uśmieszek. — Poznałeś kogoś?
— Znam wiele kotów. — zaczął powoli, orientując się do czego ich rozmowa zmierza.
— Jakiegoś przystojnego kocura albo uroczą kotkę?
— Mamo…
— Dobrze mieć partnera. W naszej rodzinie pojawiają się niespodziewanie, ale zostają na całe życie. To prawdziwa wierność. A potem z takiej miłości rodzą się kocięta.
— Nie chcę rozmawiać o moim życiu uczuciowym.
— Jestem obeznana w tych sprawach, możesz mówić, co ci leży na sercu. — miauknęła wesoło, ignorując zakłopotanie Bławatka. — Możemy zawsze poruszyć temat pszczółek i kwiatków.
<Bławatku? Wybacz, że dopiero teraz, ale przegapiłam odpis>
Od Karaś CD. Piórolotkowej Łapy (Piórolotkowego Trzepotu)
– Niby dlaczego miał mieć twoje pozwolenie, żeby ze mną rozmawiać?! – syknęła. – Sama mogę wybierać z kim chcę się zapoznać! Byłaś zazdrosna, czy co!?
– Pff, o jakiegoś zwykłego ucznia? Niby dlaczego? Był od nas starszy, jestem pewna, że i tak nie chciałby się z tobą zaprzyjaźnić i tylko zajmowałaś mu czas – Krabik fuknęła, wciąż wyglądając jakby nie widziała problemu w swoim zachowaniu.
Karaś zrobiło się trochę przykro. Co jeśli jej siostra miała rację? W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, jednak uświadomiła sobie, że uczeń jej się nie przedstawił, a jeśli słyszała wcześniej, gdy odwiedzał ich ciocię i kuzynów, lub gdy kotka wychodziła poza żłobek z Krzyczącą Makrelą, jak mówią na niego inne koty – nie zapamiętała imienia. Kojarzyło jej się coś z jakimś puchem, albo piórkiem, albo może jakimś pajęczynkiem… Na pewno było na p, i chyba dłuższe… I kojarzyło się z czymś delikatnym. Krabik odwróciła się na pięcie i chciała odejść.
– Jestem starsza, nie możesz być taka nadopiekuńcza! – pisnęła jeszcze za nią, jednak jej głosik brzmiał zbyt delikatnie jak na jej gust.
– Ale ja mądrzejsza! – odkrzyczała kotka.
– Ale ja większa! – syknęła.
Krabik odwróciła się jednak i wróciła nastroszona do siostry.
– Mysie futro!
– Królicze serce!
– KOTKI! – donośny głos Ryjówkowego Uroku przerwał ich syki. – Czy mogę wiedzieć co się stało, że hałasujecie na cały obóz?!
Obie się skuliły, widząc, że mama po gwałtownej pobudce z ich powodu nie jest w najlepszym nastroju.
– No bo ona… – Krabik zaczęła niepewnie, spodziewając się pewnie, że Karaś też ją zacznie oskarżać, jak to zwykle robiły w czasie kłótni, jednak większa z szylkretek jej przerwała:
– Przepraszamy za pobudkę – miauknęła, po czym odwróciła się i poszła zaszyć się w kącie żłobka, zabierając ze sobą wcześniej podarek.
Położyła go obok kamyczka, który znalazła wraz z tatusiem gdzieś w obozie i bardzo polubiła, a następnie opowiedziała im obu cicho jak bardzo pokrzywdzona się czuje, kręcąc się w kółko i próbując znaleźć wygodną pozycję. Gdy w końcu się udało przymknęła oczy. Nie była pewna ile minęło czasu ani czy zasnęła, jednak z rozmyślań wyrwał ją ruch obok siebie. Uchyliła leniwie oczy i dostrzegła Krabik, próbującą położyć się obok niej. Odwróciła ostentacyjnie głowę w drugą stronę.
– Oj, Karaś, nooo – zamruczała srebrna. – Nadal się gniewasz?
Zerknęła na siostrę i westchnęła widząc jej wielkie oczy wpatrzone przepraszająco.
– Przecież jesteśmy siostraamiii – dodała Krabik, przekręcając się na grzbiet tak, że znalazła się jeszcze bliżej siostry i otarła o pyszczkiem o jej łepek. ‐ No przepraaszaam, noo.
Karaś wątpiła, żeby młodsza zauważyła powody, dla których jej zachowanie jej się nie spodobało, jednak nie była najlepsza w długim gniewaniu się na członków rodziny.
– No już dobrze, no… – westchnęła.
– Super! – Krabik zerwała się na równe łapy. – Chodź, wymyśliłam nową zabawę…
Uśmiechnęła się słysząc tak znaną jej paplaninę siostry i ruszyła za nią.
– Hej! – przywitał się. – Dostałem nowe imię, słyszałaś? Teraz jestem Trzepotem!
– Tak, słyszałam! – zamiauczała z podekscytowaniem, patrząc z podziwem na świeżo mianowanego wojownika. – Właściwie to… Nie wiedziałam, że jesteś taki stary, znaczy się, oczywiście że jesteś dużo większy niż ja, Krabik, a nawet Krakwek… Krakwia Łapa – poprawiła się, bo wciąż jeszcze zapominała czasem o nowych imionach kuzynów. – Ale nie aż tak jak mamusia, więc nie myślałam… – plątała się trochę, próbując dokończyć myśl i nie obrazić przy tym niebieskiego kocura. – No a teraz, skoro jesteś wojownikiem, to chyba znaczy, że nie będziemy mogli się jednak kolegować, skoro ja jestem jeszcze kociakiem – posmutniała.
Uświadomiła sobie, że od dłuższej chwili nie pozwoliła starszemu dojść do słowa i zawstydziła się. Krabik znowu by powiedziała, że tylko zajmuje komuś czas…
– Oj, i do tego chyba znów za dużo paplam – dodała przepraszająco.
— Wcale tak źle nie jest – zaprzeczył Piórolotkowy Trzepot. – Są starsi na stanowisku ucznia i starsi na stanowisku wojownika – Wytłumaczył trochę napuszony, niemniej na wzmiankę o tym, że nie mogą ze sobą rozmawiać, poruszył uszami – Jak to nie? Możemy! Przecież to nie jest zabronione, ja wcale taki stary nie jestem, przysięgam! Poza tym, ja... ja mam przyjaciół młodszych i starszych od siebie! Więc mogę być też twoim przyjacielem, nikt mi tego nie zabroni!
Kotce zaświeciły się oczy i aż podskoczyła z radości. Krabik jednak nie miała racji i jej towarzystwo wcale nie przeszkadzało aż tak innym kotom!
– Naprawdę? A czy to znaczy, że teraz mógłbyś być mentorem moim lub Krabik lub Skrzelika, jak jesteś już wojownikiem? Chciałabym już być uczennicą i znowu spędzać więcej czasu z kuzynkami, ale boję się że będę tęskniła za mamusią, jak będę musiała spać w nowym legowisku bez niej… No i najbardziej bym chciała oczywiście, żeby Krzyczący Makrela był moim mentorem, bo Tatuś jest najlepszym wojownikiem na świecie, ale ty też byłbyś bardzo fajny, wiesz?
Na wspomnienie Krabik pysk świeżo mianowanego wojownika wykrzywił się nieznacznie podczas dotychczasowego uśmiechu, niemniej nic nie powiedział, a Karaś w żadnym stopniu nie zauważyła tej subtelnej zmiany.
— Jak nie zostanie nim twój tata, to chętnie przyjmę cię jako pierwszą uczennicę! – Rzekł z pewnością, energicznie – W końcu już się znamy, prawda? Powinno więc iść wszystko łatwo. Można zaproponować to Sroczej Gwieździe, co ty na to?
Przez chwilę nie odpowiadała, zastanawiając się. To można było tak po prostu iść i zaproponować liderce kogo się chce mieć jako mentora albo ucznia? Myślała że to bardziej… Nie była pewna, ale myśl o samodzielnym odezwaniu się do liderki napawała ją strachem. Przecież była tylko małym kociakiem! To znaczy, dużym jak na swój wiek, ale wciąż malutkim w porównaniu ze Sroczą Gwiazdą! A liderka roztaczała wokół siebie autorytet zauważalny nawet dla energicznego kociaka.
– Ja tak właściwie chyba trochę się boję jej przeszkadzać – przyznała się. – Wygląda zawsze tak dostojnie i poważnie na zebraniach… – umilkła i rzuciła wzrokiem w stronę legowiska liderki. – Jest kilka dorosłych kotów, których się troszkę boję – wyznała. – Ale nie możesz o tym nikomu powiedzieć, zwłaszcza mojemu rodzeństwu i kuzynkom, prooszę!
Wlepiła w kocura błagalne spojrzenie. Już miała w głowie te przytyki siostry, gdyby się dowiedziała…
— Oczywiście – Powiedział z powagą, po czym przyłożył łapę do pyska, a zaraz potem na pierś. – Milczę jak grób. Ale mnie możesz powiedzieć kogo się boisz! Muszę ci przyznać, że sam się trochę boję Sroczej Gwiazdy. Trzeba tak patrzeć do góry, by zobaczyć jej nos... Ale jakbyśmy poszli razem, na pewno byłoby jakoś lepiej co? Jak już mamy się bać, to możemy się bać razem.
Powaga Piórolotkowego Trzepotu rozbawiła ją i uspokoiła w jednej chwili.
– Możemy iść, ale dzisiaj chyba powinnam już wrócić… Nie chcę, żeby mama była zła, że siedzę tyle czasu poza żłobkiem, ona zawsze narzeka, że jesteśmy jeszcze za mali, żeby na własną łapę zwiedzać świat… Chociaż nie rozumiem dlaczego, przecież jestem już bardzo duża! Większa niż księżyc temu, a już wtedy byłam większa niż księżyc wcześniej, a jeszcze wcześniej… Nie pamiętam za dobrze. A ty nie idziesz jeszcze świętować z rodziną, przed tym, um… Czuwaniem? – zmieniła szybko temat i przypomniała sobie swoje początkowe zaskoczenie, że świeżo mianowany wojownik w ogóle zdecydował się na pogawędkę akurat z nią.
Piórolotkowy Trzepot widocznie stracił dobry humor i nie odpowiadając już nic, odwrócił się i pognał w stronę wejścia do obozu. Przez chwilę patrzyła za nim zdziwiona. Doszła do wniosku, że kocur był czasem trochę dziwny, ale i tak go lubiła za to, że nie traktował jej z góry. No i powiedział, że mogą być przyjaciółmi! Lekko napuszona z dumy wróciła do żłobka, mając nadzieję, że Ryjówkowy Urok nie będzie w nastroju do udzielania bur.
Od Mrozka CD. Makowej Łapy
Mrozek zaczął zastanawiać się co by tu porobić. Oplótł swoje nogi ogonem i rozejrzał się. W żłobku była tylko gałązka kolcolistu, którą przy namowie przyniosła mu Bielicze Pióro. Kwiaty tego krzewu były piękne i uwielbiał na nie patrzeć. Tym razem wpadł mu do głowy pomysł - będzie atakował gałązkę jakby była kotem. Przyległ do ziemi i powoli podchodził do celu, a gdy był już wystarczająco blisko skoczył na nią od razu raniąc się w bok. Odszedł powoli od przeciwnika szukając kolejnej zabawy lub idąc do matki by pokazać jej obrażenie. Był już przy żłobku, w którym tak lubił siedzieć. I wtedy ją zobaczył.
Makowa Łapą szła przez żłobek. Jej liliowe futro było zmoczone przez deszcz, który przed chwilą zaczął padać. Przywitała się z jego matką. Wbił w nią wzrok, gdy szła, wpadła na jego ulubione legowisko i upadła nosem prawie go dotykając. Popatrzył chłodno na Makową Łapę i syknął:
- Ej ty. Ślepa jesteś? Nie widzisz, że jest tu legowisko? - już słyszał jej wytłumaczenie, ale poprawił się: - O Hej. Przepraszam, że tak się wydarłem na ciebie, ale mogłaś nie zauważyć…jak z resztą każdy. Wybaczysz?
30 stycznia 2024
Nowy członek Pustki!
KOS
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Zabicie przez Myszołowa
Odszedł do Pustki
Od Kosa CD. Myszołowa
Od Mniszka CD. Miodunki
Od Lwiej Paszczy CD. Rumiankowego Zaćmienia
29 stycznia 2024
Od Diamenta CD. Jerzyka
Od Gracji CD. Mrówki
"Nic mi się nie podoba, po prostu wydawało się najłatwiejsze."
I najwyraźniej takie było, ale zarazem jej to nie satysfakcjonowało. Miała co do tego wszystkiego mieszane odczucia, ale ilekroć poruszała ten temat, nabierała wrażenie, iż utyka w jakieś pętli czasowej. Mówiła to samo, sądziła to samo — nie potrafiła się przełamać i wyjść myślami poza ten jeden schemat.
— Powiedzmy, że intrygowało mnie to, ile stróże mogą czynić, nawet jeśli ich rola nie zawsze jest dostrzegana. Wydawali mi się takim cichym wsparciem moralnym, dostępni do pomocy w każdej chwili — mruknęła, choć gdy tak mówiła to na głos, brzmiało to dla niej jak idealny materiał do odwalania najgorszej roboty. — Chciałam być kimś, kto może być postrzegany jako użyteczny, kto dba o porządek w obozie, nawet, jeśli mało kto tak naprawdę zwraca na to uwagę. Ale teraz, gdy zaczynam zdawać sobie sprawę, że to taka w porównaniu z resztą stanowisk łatwa praca i nie jest odbierana za poważną przez sporą część to nie wiem, czy mogę być dumna nosząc w przyszłości owe miano. A z drugiej strony mam czasami wrażenie, że i z prostymi obowiązkami sobie nie radzę tak dobrze, jakbym chciała — przyznała Gracja, unosząc łeb z nutką niepewności w oczach. Jej słowa nie oddawały prawdziwego stanu jej myśli, ale gdy tak ładnie to ujęła, wymyślając jak najwięcej zalet tej funkcji, brzmiało to lepiej. Samej siebie jednak oszukać w stanie nie była.
Mrówka spojrzała na nią z wyrozumiałością.
— Każda rola w Owocowym Lesie ma swoje trudności, ale także piękno. Nie musisz być idealna od razu. Ważne, abyś znalazła to, co naprawdę kochasz i co sprawia, że czujesz się spełniona. Czasem droga do odkrycia tego wymaga prób i błędów. I pamiętaj, zawsze możesz liczyć na wsparcie Owocowego Lasu.
Gracja spojrzała na Mrówkę z wdzięcznością w oczach, doceniając jej próbę zrozumienia. Była otwarta na słowa starszej kotki, a jednocześnie odczuwała lekki niepokój przed nieznanym, które czekało na nią w przyszłości.
— Zdaję sobie sprawę, że te wszystkie słowa mają sens, ale chyba nie potrafię jeszcze tego do siebie przyjąć — wyznała Gracja, delikatnie ocierając łapą pysk, bo paproch na wąsie nie dawał jej spokoju.
— Każdy ma swoje wątpliwości, droga Gracjo. To naturalne. Warto jednak pamiętać, że Owocowy Las to wspólnota, która daje szansę każdemu, kto ma w sercu dobre intencje. Naprawdę, nie musisz być doskonała od razu. Daj sobie czas. To, co się liczy, to gotowość do nauki, doświadczania i rozwoju — rzekła złota.
Gracja skinęła głową. Z pewnością to wszystko miało sens, tylko ona musiała przysiąść na uboczu i na spokojnie to przetrawić.
— Dziękuję za rozmowę, Mrówko. Chyba muszę jeszcze nad tym pomyśleć. Póki co będę uciekać, ale mam nadzieję, że dane nam będzie jeszcze porozmawiać — rzekła, powoli oddalając się od kotki.
Wojowniczka przytaknęła z uśmiechem i sama powędrowała w swoją stronę.
Od tamtego czasu jej myśli dalej się nie ustatkowały. Bycie stróżem nie brzmiało dla niej dobrze, czuła się ograniczona przez tę rolę i chociaż z wieloma kotami już rozmawiała na ten temat, tak dalej nie potrafiła podjąć działania w kierunku zmiany tego stanu. Księżyce mijały nieubłaganie i wiedziała, że odwlekanie tego tylko pogarsza sprawę.
Zerknęła w stronę pobliskiego krzewu, w którym mieściło się legowisko starszyzny. Obecnie miało ono tylko jednego lokatora i była nim Mrówka, złotofutrzasta o oklapniętych uszach. Gracja przesunęła łapą po ziemi, krzywiąc się na wilgoć stykającą się ze spodem jej kończyn.
W sumie nie miała dziś nic ciekawego do roboty. Starszej na pewno będzie miło, jeśli zajrzy do niej na chwilę i wymienią, chociaż parę zdań.
W środku legowiska było całkiem przytulnie. Poszukiwana przez nią, była wojowniczka, leżała z przymrużonymi oczami na świeżo wymienionym legowisku. Gdy tylko Gracja postawiła łapę za próg wejścia, żółte ślepia spojrzały na nią szeroko rozwarte. Szylkretka uśmiechnęła się niewinnie na powitanie.
— Witaj Gracjo, co cię do mnie sprowadza? — zagadnęła Mrówka, a młodej zrobiło się cieplej na sercu. Pamiętała jej imię? Niesamowite. — Jak tam radzisz sobie w swojej nowej roli?
— Dobrze — odparła, choć od dłuższego czasu była pewna, że nie tego jednak chciała w życiu. — Przyszłam cię po prostu odwiedzić. Uznałam, że skoro i tak siedzisz tu sama, to musi ci się nudzić i miło będzie, jeśli sobie chwilę pogadamy — dodała, przysiadając bliżej kotki. — Pora Nowych Liści robi paćkę z ziemi i nie ma co chodzić na spacery, więc jeśli moje towarzystwo ci nie przeszkadza, o wiele chętniej spędzę tu chwilę z tobą, niż gdzieś pośrodku lasu — stwierdziła.
Od Piaszczystej Zamieci CD. Srebrzystego Nowiu
28 stycznia 2024
Od Szepczącej Pustki CD. Gracji
Zapuszczanie się na granice, jak się okazało, pomimo całkiem nieprzyjemnej i niezdatnej do życia pory, miało i swoje dobre skutki, pomimo, że mroźny wiatr wiejący z jednej konkretnej strony tworzył na połowie Szeptu śnieżną ścianę oraz "płaszcz" który brzydko i mało gustownie opadał bardziej z jednej strony. Natomiast widok brązowej kulki, której futro zbierało jeszcze większą ilość śniegu, w dodatku z tymi oklapniętymi uszami wyglądało jak przestraszona, niezwykle gruba wiewiórka? Bezcenny. Niemal zastanowił się, czy nie wyjść z jakimś ,,BU" czy coś. Zamiast tego jednak, dostał po pysku ,,koniecznością".
- Pffft, nieee, ja miałbym uciekać? - skrzywił się, kiedy mocniejszy wiatr przewiał jego lekkie futro - Żaden królik mi nie straszny, jedyne, czego mógłbym się obawiać, to... z resztą, nie ważne. Natomiast ty wyglądasz, jakbyś usilnie chciała zadeptać ziemię. - Zauważył, unosząc brew w górę.
- Po prostu mi zimno - odparła, krzywiąc nos od panującego ziębu. - Cóż, na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że tym razem nie pomyliłeś mi się z przerośniętym zającem, a wzięłam cię za jakiegoś wygłodniałego drapieżcę. To już jest postęp - stwierdziła.
- Widocznie bycie kulką mchu nie chroni przed złymi śnieżnymi szponami - mruknął tonem, jakby się zawiódł tą informacją. Co do następnej natomiast, zmarszczył nos i westchnął z wyrzutem - Że niby ciężko chodzę i wyglądam jak Wilczak? Też mi ewolucja... przynajmniej nie jestem już królikiem. - Tu zerknął z góry na Grację, jednym okiem - Jednakże mam przed sobą całkiem dorodną owcę. No, pochwal się - wykopał sobie miejsce pod trawą, gdzie była jeszcze sucha, aczkolwiek niezbyt przyjemna trawa. No, przynajmniej lepsza od śniegu. - Zmieniłaś tą drogę szkolenia?
Mina kotki momentalnie zrzedła, a ona zastygła na krótką chwilę w całkowitym bezruchu. Nerwowo obróciła pysk w bok, a wibrysy zadrżały jej wraz z kolejnym chłodnym powiewem.
- Jakby to ładnie ująć... - zawahała się, kuląc bardziej pod sobą łapy. - Nie wyszło. Dosyć szybko mnie mianowano, a ja wciąż nie wiem, czy dorównała bym innym na ich stanowiskach. Ah, zazdroszczę ci, u was nie ma takiego problemu. Jak nie masz wymysłów do bycia medykiem, to jesteś po prostu wojownikiem i tyle. Bez żadnych ubliżających komukolwiek podziałów.
- Jak na mój gust, to ty nie walczysz o swoje - mruknął po chwili - Przecież już teraz chyba coś tam umiesz, nie? Weź podbij do lidera i powiedz, że chcesz się czegoś nauczyć. W końcu stara nie jesteś, a na pewno znalazłaby się dla ciebie jakaś rola. Bo bez przesady, marnujesz się, a tak to się przemianujesz i masz wykształcenie w dwóch dziedzinach. Wygrane życie. - Nie wspomniał o jakichś planach i nieoficjalnych rolach, jednak nie widział w tym momencie potrzeby. Fajnie było przedstawić klan jako coś lepszego. Uwielbiał koty w nim grasujące, pomimo kilku wyjątków, jednak wciąż uwielbiał w nim przebywać.
- Mam wrażenie, że i tak moi bliscy nie byliby ze mnie zadowoleni. Mój zmarły ojciec był stróżem i gdybym miała porzucić te profesje, czułabym się, jakbym go zraniła - przyznała, przykrywając łapy ogonem. - Oczywiście, wiem, że o rozwój powinnam zadbać dla samej siebie, a nie dla innych, ale to miłe myśleć, że rodzina tobą nie gardzi - przyznała. - Nie żeby teraz to robili! W sensie, nigdy jakoś tego nie odczułam, są dla mnie dobrzy, ale wiesz, tak w razie co nie chciałabym żeby to się zmieniło.
- Nie obraź się czy coś - zaczął, wysłuchując całego monologu - Ale martwym to już raczej zwisa. - Czy miała teraz prawo się obrazić? Jak najbardziej. Niemniej Szept już leciał dalej, niezbyt przejęty - A dla rodziny i dla klanu, czy tam grupy w twoim przypadku, jak zwał tak zwał, przydasz się bardziej chociażby polując, niż brykając za kłębkami mchu. U nas to zadanie dla uczniów, lub zdegradowanych wojowników. A ja mam wrażenie, że stać cię na wiele więcej i na pewno rodzina, jeśli rodzinuje, to powinna cię w tym wesprzeć. Gadałaś z nimi o tym chociaż?
Mlasnęła cicho, przekrzywiając łeb na prawo i uciekając wzrokiem w bok, z dala od jego liliowych plam.
- Nie próbowałam. Stresuję mnie to. Nie wiem swoją drogą, czy ktoś potraktuje mnie poważnie, jeśli z takiego mało znaczącego stróża będę chciała zostać nagle wojownikiem. Pomimo bycia jedną grupą, mam wrażenie, że nie wszyscy są tacy mili jak ja i moja rodzina bywa i że w jakiś sposób byłabym "gorsza" na nowej profesji od pozostałych jej przedstawicieli. Zdaję sobie sprawę, że pewnie szukam problemów tam gdzie ich nie ma, ale całość nie jest dla mnie prosta. Chciałabym czasem zacząć życie od nowa, z tą wiedzą, którą mam teraz - przyznała, krzywiąc się nagle. - O rety, nie powinnam ci się tak zwierzać. Masz niepokojąco skuteczną aurę zachęcająco do dzielenia się z tobą mało interesującymi historiami z życia.
Szept mierzył cały czas Grację wzrokiem, przypatrując się... W sumie wszystkiemu. Każdej reakcji, która jego zdaniem, w ogóle nie powinna mieć miejsca. Jej rodzina była jakaś kiepska czy coś? Może całej prawdy nie mówiła? Chociaż nie zdawała się być jakaś zmaltretowana przez los. Niemniej, nauki i charakter ojca w chwili obecnej nieco się w lilowym rozbudził, w dodatku mając ochotę na wymemłanie tego czekoladowego pyska w łapach, żeby cokolwiek do niego dotarło. Znów jednak jego powaga utrzymała się na moment, do momentu, w którym kotka nie patrzyła w jego stronę. Wtedy to zwykły Szept wrócił na pysk.
- Twój osobisty asystent do usług - zagderał, z lekkim ukłonem z łapą na piersi - I jako dobry asystent, mówię ci: Idź po swoje! Za bardzo jęczysz, nie spróbujesz to się nie dowiesz. A niemiłe koty spotkasz wszędzie. Aaaale możesz sobie znaleźć kogoś miłego i iść z tym kimś jako wsparcie do poparcia twojego stanowiska. Co ty na to. Chociażby ktoś z twojej rodziny, nie wiem, siostra, brat, jakaś ulubiona pchła zwierzak.
- Wiem, że masz rację. Moja rodzina raczej odpada, moje rodzeństwo wciąż nie jest mianowane i jakoś nie chcę ich w to wciągać. Nie wydaję mi się, bym miała kogokolwiek rozsądnego do kogo mogłabym zagadać, ale coś się znajdzie. Dla chcącego w końcu nic trudnego - parsknęła, zerkając na niego z delikatnym uśmiechem. - Dziękuję Szepcząca Pustko. Jesteś dobry w takie gadki motywacyjne.
- No, i w końcu coś z sensem! - Rzekł na tekst o chceniu. Właśnie. Trzeba było chcieć i pójść. A skoro pierwsza skończyła trening, a jej rodzeństwo nadal kiśnie w tym wieku, to tym bardziej świadczy o tym, że jest świetna i nadaje się do jakiegoś wojakowania. Przekrzywił lekko głowę, kiedy ta wspomniała coś o tym, jaki to jest fajny, wspaniały i tak dalej, niemniej miał teraz w głowie inną, dość skutecznie zagłuszającą jej zdanie wizję. Gracja do walki? Wyglądała jak jakieś połączenie posłania w żłobku. Podczas wojny, to takie pierze uzbrojone w kolce. Meszek, do tego niski. Może żaba? Teraz dopiero zdał sobie z tego sprawę. Patrzył w dół nawet jak siedział.
- Agresywne posłanie - mruknął nagle, jakby pod nosem. Żaba z nożem. Kurczak. Niemal się uśmiechnął. - Ah, tak, co tam było? - spróbował sobie przypomnieć, po wróceniu do rzeczywistości - Nie bój żaby, będzie dobrze. I teraz możesz mówić, że masz osobistego motywatora.
Uśmiechnęła się wdzięcznie, choć był to gest mimowolny, szczery wyszczerz sam wkradł się na jej pysk.
- No cóż, żab się nie boję bo nie gryzą - odparła z rozbawieniem. - Nie wiem czy to takie dobre chwalić się na lewo i prawo, że mam motywatora co pochodzi z Klanu Burzy, ale jeśli pominąć ten fakt, to rzeczywiście, fajnie to brzmi - stwierdziła. - Wszyscy u was mają takie motywacyjne gadki? To jakaś część waszego treningu na dobrego wojownika?
- Hola, mamy coś do Klanu Burzy? - obruszył się niby na poważnie - Co prawda nie mamy szkolenia z zakresu motywacji, chociaż niektórym by się przydało, ale wciąż jesteśmy świetni! A na pewno lepsi od Wilczaków.
- O, macie z nimi na pieńku? - zaciekawiła się. - Swoją drogą, oczywiście że nie mam nic do Klanu Burzy. Dobrze u nas się o was mówi, bym nawet się pokusiła o stwierdzenie, że jesteście naszym ulubionym klanem - palnęła.
- To już brzmi lepiej, no, to kto jest po nas? Jestem ciekaw rankingu - odrzekł z uśmiechem - A patrząc na reputację Wilczaków, to pytanie brzmi, kto nie ma? Chociaż gdzieś tam wśród tej zarośniętej dziczy spotkać można całkiem fajne koty, jeśli oczywiście nie zjedzą cię na dzień dobry.
- To w sumie racja, chociaż wydaję mi się że Owocowy Las ma do pozostałych klanów jednakowy stosunek. To znaczy, z Klanem Nocy mieliśmy podobno burzliwą przeszłość, ale tylko raz słyszałam historię o paru wojnach. Na ten moment chyba nie jest źle - mruknęła niepewnie. - Mam nadzieję, że z tym zjedzeniem nie mówisz na poważnie, bo to rzeczywiście byłoby straszne - dodała, w wyraźnie żartobliwym tonie.
- A już myślałem, że mam się nad kim chełpić - westchnął zrezygnowany - Poza tym jestem przekonany, że byłbym pyszny! Obawiam się jednak, że niezbyt mi się widzi gryzienie się w łapę. Już pewna taka jedna chciała z mojego futra zrobić posłanie. To chyba coś znaczy! Chociaż jak tak teraz patrzę, to chyba z twojego byłoby wygodniejsze.
Zmrużyła oczy, zerkając na niego w zamyśle.
- No tak, futra i długiego to ja mam pełno - stwierdziła, odsuwając się na krok. - Ale ta co chciała cię potraktować jak posłanie, to tak żywcem czy nie bardzo? Nie patrz tak, nie jestem pewna jakimi kotami się otaczasz. Nie wiem czy masz na myśli, że się po prostu na tobie położyła, czy próbowała to futro z ciebie ściągnąć w bardziej brutalny sposób - poleciała na głos z tkwiącą w niej myślą.
- Oh nie, jeszcze by mnie zgniotła. Jakieś kleszcze przeniosła - boleriozę - Najpewniej chodziło o samo futro, z resztą się nie dziwię, chociaż jako żywy zdaje mi się, że byłbym bardziej przydatny. Jako samoogrzewalne legowisko. Z resztą zapewnić mogę, że moje towarzystwa są bardzo... interesujące.