Nigdy nie znałam swojej matki.
Nigdy nie znałam swojego ojca.
Nigdy nie znałam swojego rodzeństwa.
I nigdy nie znałam świata poza furtką.
Parapet wibrował ciepłem uwalniającym się z kaloryfera pod nim. Pierwszy, zimny promień jesiennego słońca uchylił me powieki. Oparłam głowę o chłodną szybę, po czym rozciągnęłam ciało jak harmonijka wystawiając łapy przed siebie. Podparłam się łapami po czym zgrabnie zeskoczyłam z okna lądując na ziemi.
Życie kota jest nudne, jednak mi idealnie wystarczało. Mój grafik opierał się jedynie na trzech rzeczach: jedzeniu, sraniu i spaniu.
Salon w którym zasnęłam był bardzo jasny i schludny, sprawiał wrażenie przesadnie zimnego. Duże, puste białe ściany bez obrazów, lakierowana czysta podłoga z brzozowego drewna, idealnie wypolerowany stół, okryty wypranym białym obrusem, na którym stał szklany wazon z kwiatami. Kanapy obite skórą, stały symetrycznie do siebie ułożone, porządne na drewnianych nogach. Poduszki były krwistoczerwone, o perfekcyjnym kształcie, ostre i surowe dla oka. Wszystko zapowiadało się jak zawsze.
Ruszyłam płynnym krokiem w stronę kuchni - oczywiście perfekcyjnej i lśniącej. Nic nie zostało zaburzone. Kafelki o powtarzającym się wzorku, zawsze czyste półki. Wciśnięta obok lodówki stała kocia miska, srebrna, obita gumą ochronną na rogach.
Pacnęłam ją łapą aby upewnić się, że nic w niej nie ma. Moi opiekunowie prowadzą u mnie ścisłą dietę - nie chcą mnie spasić, ani także wygłodzić. Dlatego jedzenie dostaję w odliczonych porcjach rano i wieczorem.
Niedaleko kuchni leżało moje legowisko. Było oczywiście białe, dokładnie obszyte i wyścielone, zaburzone licznymi czarnymi włosami. Nic się nie zmienia. Każdego dnia mijam ten sam widok. Mój świat jest ograniczony. Istnieję tylko ja, moi opiekunowie i ten dom. Istniała jeszcze kiedyś moja matka, ale czuję się jakby była legendą. Tylko odległym wspomnieniem.
Ale mimo wszystko czułam, że dziś coś się zmieni.
Od innych pokoi oddzielały mnie drzwi - drewniane, pomalowane białą farbą o lśniącej okrągłej klamce. Potrafiłam je sama otworzyć - wystarczyło wskoczyć na kanapę, i pacnąć łapą klamkę. Ale właściciele nie chcą abym to robiła. Dlatego nie ruszam się z pokoju - albo śpię, albo jem.
Wdrapałam się na oparcie od kanapy.
Na podłodze leżała moja zabawka. Była to IDEALNIE okrągła piłeczka, o IDEALNIE czerwonym kolorze. Czasem gdy zżerała mnie nuda, turlałam ją przednimi łapami. Ale kończyło się to tak, że albo wpadała pod szafki, albo po czasie traciłam nią zainteresowanie.
Strzyknęły zawiasy. Gwałtowny odruch spowodował u mnie odruch obronny. Zjeżyłam się, zastrzygłam uszami. Drzwi się otworzyły, do pokoju wszedł Dwunóg. Zeskoczyłam z sofy i w oznace szacunku otarłam mu się o nogi. Nie umiałam go opisać - był po prostu Dwunogiem.
Właściciel wniósł kartonowe pudło, co gwałtownie zburzyło mój grafik. Miauknęłam, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Później dostaniesz jeść - odparł chłodno. Nie rozumiałam go ale kontynuowałam miauczenie.
Dwunóg otworzył pudełko, po czym zaczął zgarniać moje rzeczy. Nie byłam zadowolona. Te kwiatki należały do mnie. Te poduszki należały do mnie. Ta piłeczka, ta miska była moja. Ten pokój był mój, a istota zaczęła go sobie przywłaszczać. Chociaż okazywałam im szacunek za karmienie mnie, nie lubiłam gdy zaburzali moją przestrzeń. Czasem przychodzili do pokoju, aby mnie nakarmić, lecz gdy przebywali dłużej zaczynałam nabierać podejrzeń. Rzadziej wpuszczali mnie do reszty pokojów. Musiało tam być ich Gniazdo. Nie chciałam naruszać ich prywatności, nawet jeśli robili to oni.
Niekiedy wypuszczali mnie na dwór. Ale teraz nie mogę wychodzić. Gdy patrzę przez okno, widzę tylko jeden kolor, który mnie przeraża. Wszystko zlewa się w odcienie brązu i rudości. Nigdy nie widziałam tego zjawiska.
Dwunóg był zamieszany. Chodził tam i z powrotem ze swoją samiczką, pakowali przedmioty do kartonów, które wynosili na dwór. Możliwe, że zamierzają zmienić Gniazdo.
Ale co się stanie ze mną? Zostawią mnie w opuszczonym pokoju? A może pozwolą przejąć stare gniazdo? Istniało jeszcze jedno, przerażające wyjście - oddadzą mnie do innych Dwunogów.
Właściciel nie zamknął drzwi, wychodząc z Pokoju. Chcąc nie chcąc ruszyłam płynnie za nim.
Gniazdo składało się z milionów korytarzy, schodów, pustych ścian i jasnych mebli.Do pokoi wpadało słoneczne światło. Dwunóg wyszedł na dwór. Drzwi były otwarte. Co traktowałam, że MOGĘ. Zawsze otwierali drzwi kiedy MOGŁAM.
Pakowali pudła do swojego wozu. Była to przerażająca istota. Ogromna, śmierdząca i warcząca. Zawsze czułam przy niej lęk. Bywało gdy zabierali mnie ze sobą do niej. Wtedy zaczynałam panikować. Jedyny moment gdy naprawdę zaczęłam odczuwać strach.
Istoty nie zwracały na mnie uwagi. Zajmowali się kartonami. Jeden z nich leżał na ziemi i był otwarty. Nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby nie ten przenikliwy czerwony kolor.
To była moja piłeczka. Chociaż była nudna, ciągle uciekała ode mnie, była MOJA, i nie pozwolę im mi jej zabrać. Zanurkowałam do kartonu, chwytając w kły śliską gumę, wyławiając zdobycz. Próbowałam zawlec ją z powrotem do Pokoju, jednak niegrzeczna, wyślizgnęła mi się z pyska. Skoczna zabawka, zaczęła uciekać w stronę otwartej furtki, a ja pobiegłam za nią. Usłyszałam swoje Imię, ale zignorowałam je.
I od tamtej pory już nigdy nie ujrzałam Gniazda Dwunogów.
<><><><><><>
Byłam w świecie "Poza Furtką". Otaczały mnie drzewa, ubrane w ciemne barwy. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak wrócić, oraz najważniejsze - dokąd uciekła moja piłka. Czerwony kolor zniknął mi już dawno z pola widzenia.
Zgubiona w ciemnej przestrzeni, otoczona przerażającą ciszą, nie miałam pojęcia co zrobić. Chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Krzaki zaszeleściły a z nich wyszedł...kot.
<Ktoś? >
Wolfieł skomentuj to opowiadanie bo ja nie umiem XD
~ Unex