BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

28 lutego 2019

Od Gęsiej Łapy C.D Iglastej Łapy (Iglastego Krzewu)

Gęsia Łapa prychnęła na czułość kocura, chowając zawstydzony pysk pod łapą.
- Jeśli zamarzasz, to możesz się położyć bliżej. Nie, żeby oczywiście mi samej na tym jakoś specjalnie zależało...
Niebieskooka poczuła tylko jak Igła mocniej się w nią wtula i zaczyna cicho pomrukiwać. Uroku to mu zaprzeczyć zdecydowanie nie można. Nawet jeśli czasami zachowywał się zupełnie przeciwnie. Ach...Gąsko, nie zaprzątaj sobie tym myśli - skarciła się kotka.
- Hmm..Mówiłaś coś? - mruknął uczeń, ziewając.
- Po prostu śpij.

~*~

Poranek okazał się dla kotki niezwykle miły, nie marzła, jej sierść wyjątkowo pozostawała sucha, a do tego Igła ciągle pozostawał wtulony w jej plecy. W momencie uświadomienia sobie tak oczywistej rzeczy, Gąska cała zesztywniała. Nie, żeby należała do wstydliwych, ale w takim wypadku...
- Spopielona Paproć pewnie już dawno na mnie czeka, więc...Do zobaczenia później! - krzyknęła, natychmiast zrywając się na równe łapy i kierując swój krok ku wyjściu. Nawet się nie odwróciła, żeby sprawdzić, czy kocur nadal spał. Na zewnątrz nadal leżał śnieg, ale wyraźnie było go mniej. Jakby się przysłuchać, to nawet i jakieś ptaki można było usłyszeć. To dobrze, będzie co zjeść na kolację.
- No, Gęsia Łapo! Czekałam na ciebie.
Mentorka kotki siedziała przed wejściem do obozu, wyraźnie zniecierpliwiona oczekiwaniem na uczennicę.
- Wybacz, za późno się wczoraj położyłam...
Na wspomnienie wieczoru szylkretka schyliła głowę, chcąc ukryć zakłopotanie malujące się na jej pysku. Z pewnością będzie musiała włożyć dużo siły, żeby skupić się na treningu.

<Iglasta Łapo?>
Proszę mi wybaczyć krótki i kijowy odpis

Od Deszczowego Futra C.D. Maślaka (Maślakowej Łapy)

Zaraz, to była ta mała Maślak? Ta, mała wiercipięta ciotki Żwirki? Czy to jednak był Kaczka? Rany, jak mógł zapomnieć swoją własną przyszywaną kuzynkę! Przez to wysyłanie go na patrole, kompletnie nie wiedział, co się dzieje w jego własnym klanie. W sumie teraz problemy były już zażegnane, a Jagodowe Futro gnije teraz pod ziemią gdzieś w bagnie. Nie miał zamiaru już nigdy więcej nazwać kocura Gwiazdą, skoro nigdy nią nie był.
Kocur zasmucił się nieco. Przez tę wywłokę dzieciaki nadal nie są uczniami. Rany, Maślak była już praktycznie dorosłą kotką, a nadal musiała się kisić w żłobku. Powinni już dawno skończyć szkolenie.
— A jak twoje samopoczucie? — zapytał niepewnie, przyglądając się koteczce.
Ta uśmiechnęła się lekko, nie odrywając swojego spojrzenia od jego oczu. Deszczowe Futro poczuł się nawet w którymś momencie dziwnie zakłopotany, widząc jej różnokolorowe tęczówki.
— Bardzo dobrze, nigdy nie czułam się… lepiej — stwierdziła, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Niebieski kiwnął głową, po czym wstał na równe łapy. Nagle przed oczami mignęła mu Łzawa Łapa, która zmierzyła wzrokiem wyrośniętego kociaka. Kocur westchnął z lekkim rozbawieniem. Musi uciekać, póki jego siostra jeszcze młodej nie dopadła.
Nie rozumiem, przecież dobrze wie, że jest jednym z ważniejszych kotów w jego życiu. Dlaczego jest taka zazdrosna… pomyślał, spoglądając ponownie na kotkę.
— To wspaniale — zamruczał ciepło — Jakby co, słyszałem tu i ówdzie, że niedługo może wreszcie zostaniecie uczniami… Tylko cicho sza, bo wrzucą mnie gdzieś w błoto za karę.
Kocur mrugnął w jej stronę, powoli idąc w kierunku legowiska wojowników. Chciał zdrzemnąć się moment przed nocnym patrolem, póki jeszcze miał nieco czasu.
Po krótkiej chwili usłyszał radosny pisk, który szybko został stłamszony. Prawdopodobnie dopiero teraz dotarło to do starszego kociaka, ale szybko się upomniała, zakrywając łapami pyszczek.
I nie mylił się, kilka wschodów słońca później odbyło się mianowanie.
Łzawa Łapa została Łzawym Tańcem, z czego Deszczowe Futro bardzo się cieszył.
Oszroniona Łapa niestety nie została jeszcze wojowniczką, tak samo, jak jej brat i Lipa. Bardzo jej współczuł, bo wiedział, jak bardzo krótkołapa chciała w końcu zostać wojowniczką. Chociaż z drugiej strony w pewien sposób rozumiał Żwirową Gwiazdę. Chciała ją po prostu sprawdzić. Dobrze pomyślała, dając jej na mentorkę Ognisty Krok. Przynajmniej będzie się dobrze czuła w towarzystwie przyjaciółki. W razie czego na pewno będzie ją wspierał, na dobre i na złe.
Czuł dodatkowo ogromną mieszaninę sprzecznych uczuć, albowiem wydarzyła się rzecz dość dla niego niespodziewana. Dostał ucznia! W sumie w jakiś sposób przeczuwał, że zostanie mentorem, ale… Pierwszy uczeń. Od momentu, w którym usłyszał imiona kociaków, wyprostował się na baczność. Chciał się pokazać jak najlepiej przed kocurem. Jak na pierwszej lekcji z Bursztynową Bryzą. A skoro mowa o starszym wojowniku, ten szturchnął go łapą w grzbiet w tamtej chwili.
— Znów plecy Deszczowe Futro? — zapytał liliowy rezolutnie — Myślałem, że wyleczyłeś się z tego skurczu pierwszego dnia naszego treningu. Rozluźnij się młodziku, bo zostanie ci tak na starość!
Deszcz odwrócił się do dawnego mentora z wesołym błyskiem w oku. Już chciał pokonać go jakimś słabym żartem, gdy nagle Żwirowa Gwiazda wypowiedziała jego imię. Westchnął rozbawiony, zostawiając kocura za sobą i podchodząc do Kaczej Łapy.
Nie musiał się schylać, by zetknęli się nosami. Byli już prawie że równego wzrostu, więc szybko poszło. Po chwili, gdy członkowie klanu skończyli skandować nowe imiona, wymienił kilka słów z Kaczą Łapą. Kątem oka zauważył Maślakową Łapę, więc kiwnął jej głową z uśmiechem.

<Maślak? wybacz za gniota, jestem jakaś niedysponowana ostatnio>

Od Pajęczej Łapy CD. Żółwiej Łapy

- Dobrze, chodźmy. - powiedziała Pająk, ruszając w stronę wyjścia.
- Nie lepiej najpierw powiedzieć mentorom? - Żółwia Łapa posłał siostrze pytające spojrzenie.
- Wolę rozmawiać z Oszronionym Płatkiem tylko w ostatecznościach. - mruknęła, jeżąc futro na wspomnienia o jąkaniu się mentorki. Zdecydowanie, musi bardzo szybko skończyć swój trening, by wreszcie się od niej uwolnić. - A wyjście z obozu, żeby umyć nos i łapy zdecydowanie nie jest ostatecznością.
- Skoro tak uważasz. - miauknął kocur obojętnym tonem. Dwójka uczniów wyśliznęła się z obozu i szła powolnym krokiem nad rzekę.
- Mam wrażenie, że Żwirowa Gwiazda się nie mnie uwzięła, dając mi na mentorkę tego karzełka. - pożaliła się kotka, obserwując kątem oka pyszczek Żółwika. - Treningi z Lipową Gałązką muszą być o niebo lepsze niż to, co ja przechodzę.
- Myślisz? - kocur obrócił głowę w jej stronę. - Oszroniony Płatek aż tak źle uczy?
- Nie chodzi o to, czy źle czy dobrze uczy. Chodzi o to, że cały czas się jąka! Tego NIE DA się słuchać! - miauknęła przesadzonym tonem. - "Pa-pajęcza Ła-łapo, mu-musisz to ro-robić i-i-inaczej!" - powiedziała, naśladując głos Szron. Żółwia Łapa mało co nie prychnął śmiechem, słysząc głos siostry.
- Masz rację, ja bym chyba też nie wytrzymał... - skomentował, myśląc najwidoczniej, że srebrno-biała już skończyła.
- I jeszcze ten jej charakter. - westchnęła kotka, próbując przy okazji strzepać nitki pajęczyny z łapki. Po chwili marszu dotarli do strumyka. Kotka zbliżyła nosek do wzburzonej tafli i wziąwszy głęboki wdech, zanurzyła pyszczek w lodowatej wodzie. Po paru uderzeniach serca szybko wyjęła głowę i pozbyła się zimnych kropel, potrząsając głową. Następnie włożyła do strumyka łapkę i po chwili była już wolna od lepkiej pajęczyny.
- Lepiej. - mruknęła pod nosem, zlizując słodką wodę z białej łapy.

< Żółwia Łapo? Przepraszam, że tak krótko >

Od Pajęczej Łapy CD. Oszronionego Płatka

Pajęcza Łapa uniosła nieco "brew". Czyży jej mentorka zapomniała, że Pająk już była na zgromadzeniu i słuchała tego, co się dzieje w różnych klanach?
- Tak, znam, słuchałam na zgromadzeniu. - oznajmiła szylketowej. Po paru uderzeniach serca terminatorka zaczęła przypomiać sobie wszystkie klany.
- Więc jest klan Nocy, klan Wilka, klan Klifu, klan... Grzmotów? No i kla- kotka szybko urwała, mając nadzieję, że jej mentorka uzna piąty klan z pomyłkę. No bo przecież jeszcze nikt chyba nie wiedział o klanie Lisa oprócz Jagodowej Skórki i rodzeństwa Pająka, prawda? Jeśli Czereśnia będzie się chciała ujawnić, to to zrobi w odpowiednim momencie i wszyscy się dowiedzą o najlepszym klanie. W przerwach między treningami z Oszronionym Płatkiem, Pajęcza Łapa próbowała wymyślić, jakby pomóc klanowi Lisa w wspinaniu się na szczyt. Ale teraz nie był na to czas. Czas klanu Lisa jeszcze nadejdzie.
- No, by-byłaś bli-blisko. - miauknęła Szron. - Ni-nie ma takiego kla-klanu jak kla-klan Grzmo-grzmotów.
- To jak się nazywa ten czwarty? - zapytała srebrno-biała, której w międzyczasie ulżyło, że mentorka nie zwróciła uwagi na jej ostatnią "pomyłkę".
- Kla-klan Burzy. - no i po wypowiedzeniu tych słów, Szron ciągle się jąkając zaczęła opowiadać Pajęczej Łapie położeniu wszystkich leśnych klanów. Terminatorka z udawanym skupieniem słuchała tego, co mówi, a raczej próbuje jej powiedzieć Oszroniony Płatek. Miała wielką nadzieję, że przejąkana wypowiedź calico niedługo się skończy. I gdy Pająk miała wrażenie, że ta już kończy, Szron zaczęła jej opowiadać o kodeksie wojownika, wypytując ją co chwile, czy coś już z niego zna.
- Mogłyśmy porobić coś... bardziej przydatnego? Na przykład potrenować trochę polowanie albo walkę? - przerwała, posyłając Szron znudzone spojrzenie. Gdy szylkreta umilkła, Pająk bardzo doceniła chwilę ciszy, która właśnie zapanowała.

<Szron? Wiem, że słabe, ale cóż, wena do mnie nie przytuptała xd>

Od Lisiej Łapy

Kocurek zewnął przeciągle, idąc posłusznie za swym mentorem, podczas nocnego patrolu. Młodzik zastanawiał się, czy ich lider jest normalny, skoro zorganizował takie chodzenie po terenach klanu, które nota bene było bez celu, a przynajmniej tak to wyglądało w mniemaniu Liska, który to jojczył Księżycowemu Pyłowi raz po raz, jak to bardzo jest zmęczony i że najchętniej poszedłby spać. O tak... Sen... Tej rzeczy rudzielec pragnął chyba najbardziej, kiedy to zimny wiatr smagał jego półdługie futro, które wyjątkowo teraz było dla niego istnym zbawieniem, bowiem zatrzymywało ciepło, dzieci czemu terminator nie marzł tak bardzo jak kot, który miałby krótką sierść.
- Kiedy wrócimy do obozu, tato? Chcę spać - mruknął pręgowany, ziewając przeciągle, po czym położył po sobie uszy, wlekąc łapę za łapą, mając nadzieję, że ten durny patrol niedługo się skończy. Księżycowy Pył szturchnął tylko młodzika, aby ten nie mówił nic więcej, bo przecież lider idzie na samym przedzie, prowadząc grupę. Lisia Łapa poruszył wąsami, mrucząc coś nierozumiale pod nosem. E jednej chwili przystanął, poruszony szelestem w krzakach, na który zastrzygł uważnie uszami, stając w miejscu i nasłuchując.
- Lis... - szepnął młody uczeń, widząc poruszanie w zaroślach, a chwilę potem blask rudej sierści, którą oświetlił blask księżyca - LIS! - wykrzyknął, zrywając się do biegu, przy okazji potykając się o wystający z ziemi konar. Zwierzę kłapnęło zębami tuż przy jego łapie, warcząc groźnie. Zapewne gdyby nie szybsza reakcja Potokowej Gwiazdy, a już w szczególności Księżycowego Pyłu, syn Czaplego Potoku niechybnie zakończyłby swój krótki żywot, będąc zagryzionym przez Lisa. Niestety, nie wszystko skończyło się dobrze. Co prawda, zwierzę uciekło, jednak lider klanu klifu stracił jedno życie.

27 lutego 2019

Od Żółwiej Łapy CD Szakłakowej Łapy

Było mu strasznie zimno. Okropne uczucie, którego jeszcze nigdy nie doświadczył w takim dużym natężeniu. Bolało go wszystko, zupełnie jakby był zrobiony z cienkiego lodu, a ten właśnie pękał wewnątrz niego i ranił jeszcze mocniej od środka. Młody niebieski kocurek wcale nie czuł jakiegoś szczególnego bólu w którejkolwiek z przednich łapek, z których leciała mu krew, po nieudanej 'próbie auto ratunkowej'. Szczerze, to gdyby nie widział czerwonej posoki, to uznałby, że wcale nie jest ranny, a wszystkie pazurki są na swoim miejscu. Żółwik trząsł się, zwijał w kuleczkę, czekając na kogokolwiek, kto mu pomoże. Kto go ogrzeje, uratuje, mocno przytuli i, oh Klanie Gwiazdy, mogli go nawet okrzyczeć, ale wyczekiwał kogokolwiek tak mocno, że był gotów przysięgnąć na wszystko, że zaakceptuje wszelką karę, jaką na niego nałożą. Nie będzie się bawił tak długo, jak będzie to konieczne, za takie bezprawne wyjście, ale chciał być już u boku swojej mamusi — Jagodowej Skórki — bez względu na wszystko. Nie chciał zamykać oczu, nie miał siły wstać, czekał na Szakłaka, z którym wybrał się w to miejsce. Kolega obiecał, że zaraz wróci. Ile może trwać te 'zaraz'?
W pewnym momencie kociak nie wiedział już, czy jest mu zimno, czy gorąco. Dobre kilka uderzeń serca niebieskookiemu wydawało się, że zemdleje. Wiedział to, chociaż jeszcze nigdy nie mógł doświadczyć utraty przytomności. Utrzymał się jednak resztkami sił i silnej woli w stanie świadomości, chociaż częściowej. Niedługo potem usłyszał głosik, który delikatnie podniósł go na duchu. Wiedział bowiem, że oznacza on przybycie pomocy.

<Szakłak? Obsuwa była, sorki>

Nowy członek Klanu Gwiazdy!

SKOCZNY KROK
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna śmierci: Otrucie przez Księżycowy Pył

Odszedł do Klanu Gwiazdy 

Od Iglastego Krzewu CD Ostrokrzewiowego Liścia

Igła nie był zadowolony, kiedy przerwano mu dzielenie języków z Gęsią Łapą tylko po to, aby poszedł on do swojego byłego mentora, który od jakiegoś czasu grzał dupsko w legowisku medyka.
- No i co? Umierasz nareszcie? - mruknął młodzik, zachowując obojętny wyraz pyska, mimo iż stan pręgowanego ruszył jego skamieniałe serce.
- Ty mały kleszczu! Spoważniej chociaż na chwilę i posłuchaj mnie. To naprawdę ważne. Zastanawiałeś się pewnie, kto jest twoim ojcem, co? Nie oszukasz mnie, że nie - znów zakasłał i zrobiło mu się naprawdę słabo. - Igło... to ja nim jestem? Widzisz, jacy jesteśmy do siebie podobni? Też nie mogłem uwierzyć, kiedy Lasek mi to powiedziała... ale tak wyszło. Życie, no nie? Jestem twoim ojcem, Igiełko. I nigdy nie wiedziałem, co mam do ciebie czuć. Nienawiść do niechcianego dziecka czy dumę z postępów syna na drodze do stania się wojownikiem. Kocham cię i nienawidzę, wypierdku - warknął Ostrokrzewiowy Liść, wbijając mordercze spojrzenie w swojego syna, który na zmianę otwierając i zamykając pysk, zupełnie nie wiedząc, co ma powiedzieć. W końcu były uczeń tegoż kocura kaszlnął, po czym tworzył pysk:
- Ty... żartujesz? Majaczysz? - szepnął zszokowany, spoglądając na kocura z niedowierzaniem. Jeszcze kilka wschodów słońca temu dawał mu wycisk na treningach a teraz co? Leżał niemalże bez życia, kaszląc przy tym krwią i bluzgając na młodziaka, który nota bene nic mu nie zrobił. A przynajmniej w teorii.
- Nie... - kaszlnął, spluwając ostatni raz czerwoną mazią, po czym opadł bez życia na mech, zaś z jego pyska uciekło ostatnie tchnienie. W legowisku medyka dosłownie zawrzało, ktoś posłał po pointkę, która jako jedna z dwóch medyczek została na miejscu.
- Ty stary pierdzielu! Jak śmiesz mi teraz zdychać! Ty tchórzu! - zawołał wściekle Iglasty Krzew, szturchając swojego, jak się okazało, ojca łapą. Po policzku spłynęło mu kilka łez, zaś serce przeszywał mu niewyobrażalny ból. Nawet jeżeli nie chciał tego przyznać otwarcie, to mimo wszystko nawet lubił tego wyrzyganego kłaka, który okazał się nie tylko jego mentorem, ale także i rodzicem. Kocur odsunął się od ciała burego, kładąc po sobie uszy. Minęła chwila zanim głos Turkawiego Skrzydła sprawdził go na ziemię.
- Odszedł. Jest teraz z klanem gwiazdy... - szepnęła cicho medyczka, spoglądając na czerwoną plamę, wyplutą przez jeszcze chwilę temu żywego Ostrokrzewiowego Liścia. No bo jak to tak? Miał on zostać teraz zupełnie sam? Najpierw siostra, potem matka a na koniec ojciec, o istnieniu, którego dopiero się dowiedział. Tonkij pociągnął nosem, wychodząc z leża medyka, po drodze wrzeszcząc na Gardeniowy Pyłek, która to wlazła mu pod łapy, zapewne myśląc, że jest świętą krową, której każdy będzie schodził z drogi. Ofuknął ją od łap aż po sam czubek ogona, kierując się w stronę legowiska wojowników, gdzie ułożył się na swoim posłaniu i zwinął w kłębek zalewając się łzami. To był ten pierwszy i jedyny raz, kiedy młodzik rozpłakał się w najlepsze pokazując to, co skrywał w sobie od dłuższego czasu. Liliowy otrząsnął się dopiero kiedy Borsucza Gwiazda uroczyście pożegnał wojownika i oznajmił, że ci, którzy chcą się z nim pożegnać, mają ku temu okazję. Igła trwał przy ciele ojca aż do samego rana, kiedy przyszedł czas na pochowanie go.
- Do zobaczenia, staruszku... - mruknął, a pojedyncza łza skapnęła na ziemię, kiedy reszta kotów zakopywała ciało burego. Będzie mu brakować tego lisiego łajna. Bez dwóch zdań...

Od Fiołkowej Bryzy CD Ciernistej Gwiazdy

Fiołeczek przymknęła jedno zielone oko, które jej pozostało po pamiętnym dniu walki ze Żmijową Łuską. Kocica polizała matkę za uchem, po czym uśmiechnęła się wesolutko i machnęła ogonem. Chciała zostać jeszcze chwilę z mamą i porozmawiać, zapytać jak się czuje, czy też po prostu posiedzieć z nią w ciszy, którą mimo wszystko jakoś by zniosła. Nie nacieszyła się jednak towarzystwem mamy zbyt długo, gdy prosto z serca obozu dobiegł do jej uszu donośny głos, należący do jej brata i syna Ciernistej Gwiazdy, Orlego Trzepotu. Kocice popatrzyły po sobie, po czym lekko zdziwione wyszły z legowiska lidera, a im oczom ukazał się dosyć... niecodzienny widok, bowiem Orzeł zwiewał przed wróblem, który nieźle rozzłoszczony próbował dziabnąć burego w ucho i głowę. Fiołkowa Bryza zaśmiała się donośnie, zakrywając mordkę łapką, po czym została wręcz wywrócona na ziemię przez brata, który niczym rakieta wpadł do legowiska liderki, zaś samo małe, wredne ptaszysko odpuściło, odlatując w tylko sobie znanym kierunku.
- No nieźle brat! Zwierzyna łowna zrobiła sobie z ciebie ofiarę, przegrywie! - zachichotała calico, dosłownie pokładając się ze śmiechu, czym zwróciła na siebie uwagę niemalże całego klanu burzy. Pręgowany wyszedł ze swojej jakże cudownej kryjówki, odrzucając mały kamyczek w bok, który poturlał się po ziemi, po czym trafił w łapkę Brzoskwiniowej Gałązki, która przestraszona podbiegła sprawdzić, czy jej jedynemu synkowi nic czasem się nie stało.
- Nic mi nie jest, mamo - bąknął kocur, spoglądając morderczym wzrokiem na swoją siostrę, zaś sama bicolorka wytknęła mu wesolutko język, pacnęła łapą w łeb, po czym zwiała w stronę wyjścia z obozu, natomiast sam wojownik pobiegł za nią, krzycząc donośnym głosem, że jej się dostanie. A to wszystko na oczach burzowiczów.
- Jesteś pewna, że są już dorosłymi wojownikami? - zapytała rozbawiona kremowa kotka, liżąc swoją partnerkę za uchem, po czym usiadła obok drobnej liderki, mrucząc z zadowolenia, kiedy to młodsza z kocic oparła się o jej bok, tym samym wtulając w jej miękkie, pachnące trawą futro. Córka Białej Sadzawki wzdrygnęła się nieznacznie na słowa ukochanej.
- Może i są wojownikami, ale dorosłymi? Skarbie, oni nigdy nie dorosną - odparła spokojnym tonem, mrużąc swoje zielone ślepia, zaś na jej pysku zawitał praktyczni niewidoczny uśmiech. 
- I pomyśleć, że dałaś im uczniów - zachichotała kotka, liżąc Ciernistą Gwiazdę po policzku - Nawet Księżyca nam dorosła - słusznie zauważyła cętkowana, spoglądając ukradkiem, jak jej najstarsza córka pomaga Burzowemu Sercu i Skowronkowej Łapie, pomimo swoich wojowniczych obowiązków, zawsze znalazła chwilkę aby ulżyć tej dwójce. Oh, gdyby tylko wszyscy znali prawdę...
Tymczasem Fiołeczek zgrabnie zwiewała przed młodszym bratem, aż ostatecznie zniknęła z jego pola widzenia, zatrzymała się dopiero przy drodze grzmotu, marszcząc nosek od smrodu spalin i asfaltu. Potrząsnęła łebkiem, kichając donośnie. Dopiero po dłuższej chwili do jej nosa dotarł zapach obcego kota. Młoda wojowniczka podskoczyła nieznacznie, idąc za jego zapachem, co było równoznaczne z przekroczeniem twardej, niebezpiecznej ścieżki. 
- EJ! Ty! - wykrzyknęła hardo, gdy dostrzegła sylwetkę czarnego kota, który spoglądał na dziwnie świecącą się gałąź. Fiołeczek rozejrzała się raz jeszcze, po czym przebiegła drogę grzmotu, ostatecznie znajdując się na miękkiej trawie.

< Owca? Pora zjarać tą panią > 

Od Oszronionego Płatka C.D Pajęczej Łapy

Gdy Oszroniony Płatek usłyszała kogo dostała na uczennicę, chciała krzyknąć i zaprotestować,  że się nie zgadza, ale jednak tego nie zrobiła. Tylko w głębi siebie trzymała to, że po pierwsze obawiała się, że po prostu nie nadaję się na mentorkę, w końcu niedawno sama była uczennicą, a po drugie cóż musiała przyznać, że obawiała się lekko treningów z Pajęczą Łapą, że ta w ogóle nie będzie jej słuchać i wciąż będzie sprawiać kłopoty. Dlatego lekko odetchnęła z ulgą słysząc propozycję swojej uczennicy.
— W po-porządku, możemy ta-tak zro-zrobić i mam na-nadzieję, że si-się bę-będziemy do-dogadywać — oznajmiła cicho szylkretka, kiwając głową na co dostała tylko ciche prychnięcie od córki Jagodowej Skórki. Cóż można było już powiedzieć, że zapowiadały się ciekawe księżyce treningów dla tych dwóch różnych od siebie kotek.
~*~
Kilka wschodów słońca później Oszroniony Płatek musiała przyznać, że treningi z Pajęczą Łapą nie były, aż takie złe, jej młoda uczenica dość szybko pojmowałą wszystko co córka Zawilca mówiła. Dlatego szylkretka postanowiła, że jeden z ich treningów nie będzie tym razem zbytnio praktyczny w walce, ale to był ten dzień, gdzie Pajęczą Łapa powinna poznać dokładnie kodeks wojownika i dowiedzieć się paru rzeczy o innych klanach, by nie skończyć jak brat szylkretki, Dzicza Łapa. Dlatego gdy jak zwykle rano poszły do lasu, tym razem wojowniczka zamiast stać wyprostowana jakby czekała na jakikolwiek atak, usiadła wygodnie na trawie.
— Pa-Pajęcza Łapo chcia-chciałam się dziś do-dowiedzieć czy zna-znasz inne kla-klany? Je-jeśli nie to ni-nic nie sz-szkodzi, po-powiem ci o ni-nich — stwierdziła szylkretka i spojrzała na swoją uczennicę, czekając na jej odpowiedź.


<Pajęcza Łapo?>

Buck (Samotnik)!

Buck | Samotnik


Od Głuszcowej Łapy

Kotka przedzierała się przez las pociągając co krok noskiem. Nie chciała tego, nie chciała być tak słaba, ale ewidentnie Gwiezdni mieli inny plan. Przeklinała swe wątłe ciało, chude nóżki i wystające żebra. Nie ważnie jak się starała, nic jej nie wychodziło. Bijąc się z własnymi myślami wędrowała przez tak dobrze znany jej las spoglądając na swoje łapy. Co jakiś czas obijała się o krzak czy o drzewo, jednak nie robiła sobie z tego większego kłopotu, po prostu to ignorowała. Do oczu napłynęły jej łzy kiedy wspomnieniami wróciła do swoich kocięcych księżyców, nie zmieniła się wiele. Dalej pozostała strachliwa, słaba i zależna od starszych. Głuszcowa Łapa kopnęła kamyk który poturlał się i odbił od drzewa przed nią powodując ciche stuknięcie.
- Niech to szlak!- warknęła terminatorka ciężko siadając na ziemi- czy jestem aż tak beznadziejna?
Chciała użalać się nad sobą dalej ale usłyszała trzask gałązek. Jej serduszko zabiło mocniej budząc najsilniejszy instynkt: przetrwania.  Głuszcowa Łapa wstała po cichu po czym cofnęła się z podkulonym ogonem. Kiedy głośność trzasków narastała kotka nastroszyła futro i wbiegła na drzewo wspinając się na pierwszą gałąź. Ukryła się w gęstwinie liści czekając na to co wyjdzie zza krzaków. Ku jej zaskoczeniu, pierwszy pojawił się ostry zapach. Uczennicy zachciało się od niego kichać, jednak postanowiła pozostać cicho dusząc to w sobie. Liście rozpierzchły się a zza nich wyszedł masywny kocur o białej sierści. Obcy otrzepał futro i wyprostował grzbiet. Kiedy lekko uniósł łeb w górę ukazał kotce swoje wielkie, złote ślepia. Serce Głuszcowej Łapy zatrzymało się na chwilę aby zabić mocniej w kolejnej sekundzie. Postać kocura wydała się jej tak pociągająca, że jedynym jej pragnieniem było zejście do niego i rozmowa z tym osobnikiem. Nieostrożnie postawiła tylną łapkę która ześliznęła się z gałęzi a sama uczennica straciła równowagę. W porę jednak złapała pazurami gałąź przez co nie spadła. Mimo to, jej dyndający ogon zauważył tajemniczy jegomość. Zaśmiał się cicho po czym skoczył w stronę drzewa i po paru susach znalazł się na wyższej gałęzi niż kotka. Wielki, kwadratowy łeb zawisł nad Głuszką a para złotych oczu świdrowała ją z zaciekawieniem.
- Witaj...
- AGH!- pisnęła najdziwniej jak tylko ona umiała po czym z łoskotem zleciała w krzaki. Z jej pyska dalej wydobywały się przerażone pomruki poprzedzane panicznym machaniem kończyn w celu wydostania się z rośliny. Kocur zeskoczył zgrabnie z drzewa po czym wsadził łeb w zarośla i wyciągnął za kark biedną uczennicę. Głuszcowa Łapa skuliła się przerażona i wpełzła pod korzenie drzewa obserwując wielkimi oczami nieznajomego.
- Błagam, nie rób mi krzywdy!- jęknęła sama brzydząc się swojego tchórzostwa i tego, że instynkt przetrwania przemawiał głośniej niż jej honor czy duma. Biały kocur zaśmiał się donośnie po czym zamruczał wyciągając do niej łapę.
- Spokojnie nerwusku, nie mam takiego zamiaru...no choć, nie zjem cię! W końcu, to twoje terytorium.
- Skąd wiesz?
- Po pachniesz jak ono- zauważył rezolutnie a jego głęboki, lekko zachrypły głos odbił się echem w wielkich uszach Głuszcowej Łapy- mam na imię...Zamieć, a ty?
- Głuszcowa Łapa- odpowiedziała kotka wysuwając pysk ponad konar- na pewno mi nic nie zrobisz?
- A gdzie tam! Jakbym mógł skrzywdzić tak śliczną istotę- zamruczał Zamieć uśmiechając się przyjaźnie- nie wybaczył bym sobie.
- Śl-liczną?- zdziwiła się Głuszcowa Łapa unosząc uszy do góry- kogo?
- Ciebie kwiatuszku- zamruczał rozbawiony kocur po czym odszedł kawałek siadając w zasięgu promieni słonecznych- no chodź, porozmawiajmy.
Urzeczona szarmanckim kocurem uczennica wystawiła łapkę po za bezpieczne schronienie. Stopniowo zaczęła zbliżać się do potężnego gościa sunąc brzuchem po ziemi. W końcu usiadła w odległości dwóch ogonów od niego obserwując go przeszklonymi oczkami pełnymi ciekawości i przerażenia. Zamieć wyczuł z daleka drżenie jej ciała i uśmiechnął się lekko próbując ją w ten sposób uspokoić. Nie zbliżył się, nawet nie drgnął chcąc dać jej przestrzeń do oddechu.
- Jak się masz? Co robisz tutaj sama?
- Ja...ja potrzebowałam trochę czasu dla siebie, to wszystko- odpowiedziała mu pesząc się ilekroć kocur tylko na nią spojrzał. Zamieć poruszył wąsami wiedząc, że ma ją już w garści.
- A co się stało, jeśli mogę zapytać?- kocur zrobił jeden krok do przodu po czym usiadł na ziemi.
-Nic, po prostu...wszystko się sypie, jestem okropna mimo, że się tak staram- wyznała Głuszcowa Łapa patrząc na swoje białe palce- nie nadaję się na bycie wojownikiem.
- No coś ty! Zapewniam, że jesteś świetna, tylko musisz uwierzyć w siebie...może chcesz spróbować mnie zaatakować, co?- zaproponował gość lekko przekręcając głowę w bok- obiecuję, nie ugryzę cię ani nie podrapię, to jak?
- Ja...nie wiem...nie lubię walczyć- oparła Głuszka spuszczając jeszcze niżej głowę- nadaje się tylko na medyka.
- Coś ty! Wstawaj, pokaż co potrafisz!- zachęcał ją dalej odsuwając się na kilka kroków- zaatakuj mnie, zobaczymy!
Uczennica machnęła ogonem i spojrzała na nowego towarzysza. W jego ślepiach płonęła czysta determinacja i chęć pomocy młodej kotce. Głuszka poczuła, że wreszcie ktoś wyciągnął do niej pomocną łapę. Ośmielona tym wstała po czym zebrała się do skoku. Ruszyła i już po kilku susach znalazła się tuż przy puszystym kocurze. Nawet nie wysunęła pazurów, pewna, że spudłuje. Ku jej zdziwieniu wylądowała wprost na jego boku, co więcej Zamieć padł pod naporem jej ciała. Kotka straciła równowagę opadając na żebra kocura.
- Aaah, powaliłaś mnie! Ah, biada mi, biaada!- zawył żałośnie kocur po czym wybuchł śmiechem który udzielił się jego ,,nowej uczennicy. Głuszka przejechała łapką po brzuchu Zamieci czując na poduszkach lekko szorstkie futerko kocura. Gdyby mogła, zarumieniłaby się od razu. Jej serce znowu zabiło a oczy same powędrowały na potężny pysk. Zamieć obrócił się na plecy wyciągając daleko szyję. Ziewnął po czym ciężko odetchnął a ogonem dotknął boku kotki.
- Jejku, straszna z ciebie chudzinka- zauważył dalej leżąc w tej samej pozycji- nie karmią cię w klanie czy coś?
- Nie...to nie tak...- speszyła się Głuszcowa Łapa dalej leżąc oparta o starszego kocura- ja po prostu, nie mam ochoty jeść.
- Ależ jedzenie jest potrzebne i przyjemne! Dzięki niemu jesteśmy silniejsi, wiesz? Powinnaś jeść jeśli chcesz być wojowniczką.
- Powinnam?
- Pewnie- Zamieć odwrócił się na bok mierząc ślepiami młodą kotkę obok niego- sprawi to też, że będziesz wyglądała na zdrowszą i śliczniejszą, chociaż nie wiem czy to możliwe.
Głuszcowa Łapa czuła napięcie jakie jest między nimi. Pierwszy raz w życiu ktokolwiek sprawił, że poczuła się właśnie tak. Nie mogła oderwać wzroku od jego pyska. Białe futro okraszone ciemniejszymi smugami lśniło w promieniach słońca, pędzelki lekko drgały wprawiane w ruch przez drżenie jego uszu, a oczy zdradzały całą tajemnicę jego serca. Onieśmielona i zadurzona kotka wstała pospiesznie chcąc przerwać ten trans. Na sztywnych łapach oddaliła się parę kroków po czym obróciła łeb w jego stronę.
- Ja...powinnam już iść- wyznała machając nerwowo ogonem.
- Rozumiem. Wróć tu jeszcze, dobrze? Z chęcią zobaczę się z tobą po raz kolejny...i ah, wytarzaj się w trybulach czy bzie aby zamaskować mój zapach, nie chcemy aby ktoś się o tym dowiedział...
Głuszcowa Łapa kiwnęła głową na znak iż rozumie po czym oddaliła się od miejsca ich spotkania. Serce było jej trzy razy szybciej podczas tego powrotu do obozu.
Gdy tylko wkroczyła do swojego domu większość kotów zwróciła na nią uwagę. Stojąca nieopodal Jaszczurcza Łapa skrzywiła nosek i spojrzała na swoją siostrę. Podeszła do lekko przestraszonej Głuszcowej Łapy i powiedziała:
- Jejuśku, siostra! W co ty wpadłaś!
- Wybacz, goniłam tą jaszczurkę aż do bzów i...chciałam ją po prostu złapać- odpowiedziała wymijająco ukazując gada którego trzymała w swoich szczękach. Szylkretowa kotka o więcej nie pytała wracając do rozmowy którą toczyła wraz z Gronostajowym Krokiem. Uradowana Głuszka odetchnęła z ulgą, jej dokładne mycie oraz wytarzanie się w roślinach dało chciany skutek. Gdy tylko odłożyła jaszczurkę na stos została wezwana do samego lidera przez Omszoną Skórę. Łaciaty zastępca podszedł do niej wskazując głową legowisko jej wuja.
- Potokowa Gwiazda chcę cię widzieć- mruknął do niej po czym odprowadził przerażoną kotkę. Na pocieszenie, gdy się rozstawali, trącił jej ucho nosem po czym wrócił do obozu zająć się sprawą patroli. Głuszcowa Łapa przełknęła ślinę, była pewna, że lider jakoś dowiedział się o jej dzisiejszym spotkaniu. ,,Uspokój się kupo futra! Jak miał się dowiedzieć tak szybko, to niemożliwe!" skarciła się w głowie po czym weszła na chwiejnych łapach do legowiska. Panował tam półmrok, Potokowa Gwiazda leżał na swoim posłaniu chowając w łapach pysk. Gdy usłyszał drobne kroczki córki Żądlącego Języka uniósł łeb i westchnął cicho.
- Witaj Potokowa Gwiazdo...
- Cześć Głuszko- przywitał się wielce nieformalnie ziewając lekko- wybacz za to jaki ,,nie życiowy" jestem dzisiaj, ale znowu zostałem ojcem. Sen, po raz kolejny, to dla mnie abstrakcja.
Lider zaśmiał się mrużąc powieki. Z pozostałą siłą usiadł na posłaniu lekko się garbiąc. W oczach Głuszki wyglądał teraz bardzo atrakcyjnie, dojrzale. Kotka od zawsze uważała, że jej wuj jest najprzystojniejszym kocurem ze wszystkich w klanie, lecz jego pozycja została poważnie zachwiana przez Zamieć. Na samo wspomnienie o nim uczennicy zrobiło się cieplej.
- Posłuchaj, doszły mnie słuchy od Klonowej Sadzawki, że nie idzie ci trening, czy to prawda?- zapytał łagodnie a widzą jak kotka kiwa łebkiem kontynuował- co jest tego powodem?
- Ja...ja nie chcę walczyć. Ja nie umiem walczyć- wyznała szybko Głuszcowa Łapa, miała dość ukrywania tego co ją męczyło- chciałam zostać uczennicą medyka, ale ktoś mnie ubiegł! Ja nie nadaję się do walki, jestem zbyt wątła, zbyt słaba, Potokowa Gwiazdo, spójrz na mnie...
Lider uniósł brwi przyglądając się terminatorce po czym zniżył łeb do jej poziomu.
- Widzę śliczną i mądrą kotkę która po prostu w siebie nie wierzy. Ja też byłem kiedyś taki jak ty...no, powiedzmy. Kochanie, wystarczy, że troszkę się postarasz i wszystko ci się uda! Nie dogadujesz się z Klonową Sadzawką?
- Nie...- przyznała Głuszcowa Łapa lekko odgarniając kurz koniuszkiem ogona- nie umiem.
- Nie umiem i nie umiem, cały czas to powtarzasz! A ja wiem, że umiesz, ale się boisz- mruknął kocur owijając chudą kitką drobne ciałko uczennicy- no już, może pomóc ci się z nią zaprzyjaźnić, co? Potrzebujesz przyjaciela, każdy potrzebuje.
- Ale ja nie chcę...
- Chcesz, ale nie wiesz jak- mruknął Potokowa Gwiazda po czym wstał i przeciągnął swój grzbiet- no chodź, porozmawiamy z Klonową Sadzawką.
Głuszcowa Łapa wstała z ziemi i uśmiechnęła się lekko do kocura. Poruszyła chudym ogonkiem i ruszyła tuż za liderem który był dla niej wielkim wzorem. W duszy cieszyła się, że nikt nie wie o jej spotkaniu z Zamiecią. Co lepsze, nie mogła doczekać się kolejnego.
tak wiem, zdziczałam, dwa opka hoho

Od Głuszcowej Łapy

Poranny promyk spadł na pysk kotki budząc ją do życia. Nadal chuderlawa postać otworzyła jedno, błękitne oko i mruknęła coś ruszając uszami. Miała nadzieję, że dzień jeszcze trochę poczeka i da się jej wyspać. Kiedy jednak promienie poczęły mocniej napierać na jej powieki Głuszka warknęła i poddając się niezwyciężonemu słońcu, wstała. Powoli i cicho wyszła z legowiska uczniów omijając każdego z niezwykłą ostrożnością. Cóż to by była za katastrofa gdyby musiała z jednym z nich rozmawiać! Jej rozwaga opłaciła się gdyż wymknęła się z legowiska bez najmniejszego szelestu. Na dworze odczuła mocniejsze działanie promieni słonecznych na własnym grzbiecie. Jej czarne futro nagrzewało się momentalnie kiedy młoda kotka przemknęła niczym cień do stosu ze zwierzyną. Ściągnęła z niego małą myszkę i zajęła się śniadaniem. Zważywszy na jej wątłą budowę i niechęć do jedzenia Potokowa Gwiazda zarządził, że kotka ma jeść od razu po przebudzeniu. Pilnować ją miał sam Omszona Skóra. Głuszcowa Łapa wzięła parę kęsów przełykając pokarm który powoli przedostawał się przez zaciśnięte gardło. Uczennica spojrzała w bok na legowisko wojowników z którego obserwował ją łaciaty zastępca. Zadowolony machnął parę razy ogonem po czym zniknął za przejściem. Terminatorka westchnęła ciężko i dokończyła jakże mały posiłek zakopując kości w rogu obozu. Nim się obejrzała, życie zaczęło już płynąć na około niej. Pośpiesznym krokiem minęła ją matka liżąc swą córeczkę w ucho, a zaraz za nią biegł jej ojciec który rzucił tylko uśmiech swej małej pociesze. W ślad za nimi dreptał Makowa Łapa oraz Pyliste Czoło. Jak domyśliła się kotka, szli właśnie na patrol. Głuszcowa Łapa podreptała pod samo przejście i usiadła tam kładąc ogon na łapkach. Spojrzała na swoje rozbrykane siostry które goniły za Liliową Łapą. Wydawały się takie szczęśliwe, nie jak biedna, drobna uczennica. Terminatorka nie potrafiła otworzyć się na nikogo, każdy wydawał się jej niebezpieczny i zbyt natarczywy. Każdy chciał jej pomóc, jakby sama dać rady sobie nie mogła. Głuszka wiedziała, że dużo polega na innych, ale od długiego czasu starała się to zmienić. Nie wychodziło jej jednak. Nagle jej ucho zarejestrowało ruch po stronie legowiska wojowników i już po chwili wyleciała z niego Klonowa Sadzawka. Podbiegła do uczennicy szczerząc się radośnie na co Głuszka odpowiedziała bladym uśmiechem.
- Cześć młoda, zjadłaś?- zapytała tak szybko jak to tylko dla niej możliwe. Czarna terminatorka zmarkotniała odwracając wzrok.
- Tak. Tak, zjadłam.
- Cudownie! To biegniemy na trening, hop, hop!- pośpieszyła ją energiczna kotka wychodząc pierwsza. Wlekąc łapami ruszyła za nią i Głuszcowa Łapa.
W końcu gorący dzień dotarł i do lasu. Słońce prześwitywało przez liście co krok rażąc w oczy Głuszkę. Zrozpaczona tym, że cały świat postanowił się na nią uwziąć załkała cicho, tak aby mentorka jej nie usłyszała. Po chwili słabości nastąpił moment zwątpienia i chęci powrotu do legowiska, po czym uczennica wzięła głęboki oddech i otarła łzy z kącików oczu. Nie miała czasu na ryczenie, musiała postarać się i dać z siebie wszystko. Już od dawna czuła, że bycie wojownikiem to nie to po co została stworzona, ale ktoś ubiegł ją w zajęciu miejsca terminatora medyka. Głuszcowa Łapa mogła tylko błagać o jego śmierć albo zmianę zdania.
Kotki doszły do swojego miejsca treningu którym było wyżebrze plaży. Klonowa Sadzawka prosiła swoją uczennicę by ta poćwiczyła trochę skoki, które szły jej naprawdę słabo. Oczywiście, Głuszcowa Łapa tego nie zrobiła. Nie chciała tracić czasu na coś czego i tak, jej zdaniem, nie jest w stanie się nauczyć. Jej mentorka nie rozpoczęła treningu od wstępnej rozmowy, od razu poprosiła uczennicę o zajęcie miejsca i zaatakowania kiedy będzie czuła się pewnie. ,,Poczuje się pewnie jak będę martwa, chyba tylko wtedy" zaśmiała się cynicznie w duchu kotka opadając na łapach. Wytężyła swe zmysły próbując skupić się na Klonowej Sadzawce. Zamachnęła ogonem po czym ruszyła pędem wprost na nią. Jej łapy grzęzły w piachu zostawiając małe kotliny, tępo z czasem malało, a wysiłek rósł. W końcu dobiegła do mentorki. Skoczyła wprost na jej grzbiet wysuwając pazury jednak w połowie drogi przeraziła się, że może zrobić jej krzywdę więc schowała swą jedyną broń. Chwila zawahania została użyta przeciwko niej, Klonowa Sadzawka odsunęła się robiąc unik po czym przyparła terminatorkę do piachu.
- Nieźle, ale dalej słabo skaczesz- skomentowała uśmiechając się lekko- trenowałaś?
-Tak- skłamała kotka pospiesznie wstając. Otrzepała swoje czarne futerko i funkęła coś cicho pod nosem. Nie nadawała się na wojowniczkę, czuła to. Żal i wściekłość obudziły się w niej kiedy młoda kotka zacisnęła swe pazury na piachu. Spięcie jej męśni zauważyła Klonowa Sadzawka która podeszła do uczennicy chcąc jej pomóc.
-Głuszcowa Łapo...wszystko w porządku?
-Tak, tak jest cudownie- odpowiedziała pospiesznie prostując ogon- mogę się przejść? Muszę coś złapać dla klanu.
-Ale co z treningiem?- zapytała wojowniczka spoglądając na zirytowane oblicze swojej uczennicy. Ta jedynie uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową.
-Dziś nie dam rady. Kto wie czy dam kiedykolwiek.
Kiedy tylko to powiedziała odwróciła się i pobiegła pod górę gdzie zniknęła za zaroślami pozostawiając Klonową Sadzawkę samą ze sobą i swoimi myślami.

Od Żółwiej Łapy CD Pajęczej Łapy

- Nic ci nie jest?- zapytał siostry, gdy już znalazł się przy niej. Słyszał tylko, że wylądowała u Dryfującego Obłoku z jakąś raną. Nic poza tym. Nie wiedział, co się stało, nie zdawał sobie sprawy, o co chodzi. Na szczęście Pajęcza Łapa wyglądała na zupełnie nieposzkodowaną. Może oprócz tego, że na jej nosie znajdował się opatrunek z mchu i pajęczyny. Z wyjątkiem tego szczególiku zdawało się okay. Szczególik ten jednak nieco zmartwił niebieskiego kocurka. Żółwik mimo tego jeszcze raz, dokładniej zmierzył koteczkę wzrokiem od góry do dołu.
- Nie, nie, wszystko dobrze- zapewniła go, uśmiechając się leciutko. Ulżyło mu. Ostatnie, czego potrzebował to ranna siostrzyczka. W sensie... jakoś mocno ranna.
- Co się stało?
Kotka wywróciła oczami.
- Nic wielkiego, mała wywrotka.
- Boli?
- Nic mi nie jest, Żółwia Łapo.
- I jak twój nos?- Dryfujący Obłok zwrócił się do biało-szarej kotki. Ta spojrzała na niego i przejechała swoją białą łapką po rannym miejscu. Lekko się skrzywiła, gdy spostrzegła, że kawałek pajęczyny został jej na łapie, ale nie robiła z tego powodu jakiegoś zamieszania.
- Krew chyba już przestała lecieć- odezwała się nieco głośniej w stronę medyka.- Mogę iść?
- Możesz, ale nie zdejmuj mchu. Lepiej będzie, jak jeszcze chwilę zostanie.
- A konkretniej ile?
- Na pewno przed zachodem będziesz mogła zdjąć. A teraz zmykaj. Już, już! Weź brata.
Nie czekając na upomnienie siostry, ruszył do wyjścia. Dopóki nie odeszli wspólnie od kącika medyka na wystarczającą odległość, żadne z rodzeństwa się nie odezwało. Postanowił zrobić to Żółwik, gdy Pająk zaczęła odklejać pajęczynę.
- Miałaś zostawić mech- przypomniał oskarżycielskim tonem. Robiąc za 'tego mądrego i stanowczego' nie mógł powstrzymać zmartwionej minki i ciekawskiego spojrzenia. Chciał wiedzieć, jak prezentuje się rana i czy rzeczywiście nie jest poważna.
- Miałam zdjąć go przed zachodem. Ja tam słońce nadal widzę, więc jest w porządku.
- Myślę, że nie o to chodziło Dryfu...
- Jego strata, że nie sprecyzował- odparła obojętnym tonem kotka, przerywając bratu wpół słowa.- Nie wygląda tak źle- westchnęła, widząc ciągłe spojrzenia Żółwiej Łapy.- No już!- szturchnęła go z uśmiechem, który zapewne miał go uspokoić.- Aleś się słaby zrobił w te klocki. Mogę cię przewrócić ruchem ogona.
Żółwik zawsze lubił tę zabawę, a sam fakt, że Pająk zainicjowała te przepychanki, sprawiał, że była ona lepsza o całe sto razy. Wiedział jednak, że chce ona odciągnąć jego uwagę od przed chwilowej rozmowy, więc wolał się nie zgadzać, mimo iż zaprzeczenie jakoby siostrzyczka byłaby lepsza, bardzo go kusiło. Postanowił jednak, że jest już na tyle duży, by oprzeć się kocięcym odruchom.
Odechciało mu się rozmawiać o niestosowaniu się do zaleceń medyka, ale przy swojej decyzji został.
Widząc brak reakcji po stronie Żółwiej Łapy, niebieskooka zmieniła temat.
- Jak idzie ci trening?- O tym też wolał nie rozmawiać. Nie palił się zbytnio do tych całych treningów. Wolałby zostać Wojownikiem bez tych wszystkich ceregieli.
- Dobrze- skłamał, wyprzedzając siostrę.- A tobie?
- Łapy mi się lepią od tej pajęczyny- ominęła odpowiedzi. Nos chyba też- mruknęła cicho.- Muszę to zmyć.
- Pójdę z tobą.

<Pajęcza Łapo?>

26 lutego 2019

Od Leśnego Cienia

Dzisiaj odbędzie się mianowanie jego kociaków!! I zostaną jeszcze mianowane te tam od Konwaliowej Rzeki i Czaplego Potoku. Do tego on zostanie mentorem jednego z nich! Ach, jaki on jest dumny! W końcu poczuł siłę, aby żyć. Gdy rozpoczęło się mianowanie spojrzał na swojego ucznia. Nawet wiedział, który to! Ależ on ma dzisiaj humor! Rozpoczęło się mianowanie. Gdy przyszła kolej na jego uczennicę dumnie wyprostował się. Jak widział, kotka trochę była zestresowana, jednak umiejętnie to ukrywała. Pewnie wymówiła, to co miała powiedzieć. Później, jak na każdym mianowaniu styknęli się nosami, po czym oznajmił jej, że jutro trening.

***
Rano, po posiłku zawołał ją i oznajmił plan treningu. Młoda była podekscytowana, jak on kiedy szkolił się na ucznia.
-Szprotka, chodź za mną!- powiedział do uczennicy.
-yyy mam na imię Splotek, a teraz Splątana Łapa…- powiedziała nieco zdezorientowana.
-A no racja! Przepraszam, coraz gorzej z moją pamięcią…-powiedział zakłopotany. Pomylić imię własnej uczennicy!? Było z nim coraz gorzej. Splątana Łapa uśmiechnęła się tylko i poszła za nim. Na treningu okazało się, że jest ona ambitna i jak zauważył, chce być lepsza od swojego rodzeństwa. Chciała jak najszybciej wszystkiego nauczyć, ale nie można jej za to winić.
-No, to co Szprotko koniec treningu już na dziś –powiedział z rozbawieniem. Uczennica również się zaśmiała.

<Splątana Łapa?>

*** Splątana, nie Splotkowa. Tak na przyszłość c:

Od Błękitnej Cętki CD Leśnego Cienia

Kocica schyliła głowę, pilnując by jej uszy skryły się wśród traw. Było to trudne zważywszy na płaskie tereny Klanu Burzy. Przechadzała się po wrzosowisku, gdy zobaczyła brata. Od tego czasu w jej łebku tworzył się plan. Zamierzała wyskoczyć na liliowego, gdy ten tylko znajdzie się w zasięgu jej łap. Ku jej rozpaczy Leśny Cień wyszedł na otwarty teren co uniemożliwiło atak. W miejscu gdzie znajdował się kocur nie było, bowiem, choćby najmniejszego krzaczka. Niczego za czym można by się ukryć. No cóż… to były zdecydowane minusy życia w klanie Ciernistej Gwiazdy. Podniosła się, prostując łapy i ruszyła w kierunku brata. Syn Białej Sadzawki też już ją zauważył. Przystanął, pytająco zerkając na siostrę. Błękit machnęła ogonem i podeszła bliżej, ocierając się o cętkowanego, który westchnął cicho.
- Hej Lasku. Co tu robisz?
- A, polowałem w samotności – Leśny Cień ruszył do przodu. Błękitna Cętka  bez chwili namysłu podążyła za nim, trajkocząc cicho.
- Bardzo dobrze, że użyłeś czasu przeszłego, bo już nie będziesz polować sam. Potowarzyszę ci! No i pogadamy. Ostatnio rzadko się odzywasz , a ja lubię pogadać z bratem! – wyszczerzyła się w uśmiechu. – Spójrz na to!
Podskoczyła i stanęła przed Laskiem, który zahamował gwałtownie. Niebieska stuliła uszy i wysyczała gniewnie.
- Spójrz na mnie jestem Żmijową Łuską!
Jej uwadze nie uszedł lekki uśmiech na pyszczku Laska. Zamruczała cicho zadowolona, że rozbawiła brata.
- To co polujemy, czy odnosimy to co złapałeś do obozu?


<Lasek?>

25 lutego 2019

Od Księżycowej Łapy (Księżycowego Pyłu)

Księżycowa Łapa miał już dość słuchania wiecznie nudnych wykładów Skocznego Kroku, szczególnie, że teraz miał na głowie opiekę jeszcze nad małym kociakiem, którego niedawno znalazł. Dużo kotów patrzyło się na Księżyca z zdziwieniem, widząc jak się opiekuję Liskiem jak prawdziwy rodzic. W końcu może nie znali jego mrocznej strony, ale wiedzieli co wyrabiał na ostatnim zgromadzeniu wraz z liderką Klanu Nocy i mogli również zauważyć, że Księżycowa Łapa dla siebie bierze zawsze najlepsze rzeczy, a dla innych zostawia zwykły ochłap, więc jego zachowanie do małego kocurka było bardzo dziwne. Ale wracając do Skocznego Kroku, syn Czereśni postanowił wreszcie zrobić coś na co jego prawdziwa mentorka od dawna czekała, czyli pozbyć się wojownika Klanu Klifu. Potomek liderki klanu Lisa, długo się zastanawiał jak się może go pozbyć, by wydawało się to nieszcześliwym wypadkiem. W końcu nie mógł teraz zostać zdemaskowany. I pewnie czarno-biały kocur długo jeszcze, by myślał nad tym jakby nie jego żażyła relacja z Księżycowym Płatkiem. Kotka po jednej z ich namiętnej nocy zdradziła mu swój świetny sposób, który już kilka razy użyła, czyli trucizne.
Dlatego następnego dnia "pożyczył" z zapasów Lśniącego Słońca cis pospolity. Kocurek zastanawiał się przez chwilę po co medykowi trucizna w zapasach, ale w końcu doszedł do wniosku, że dopóki syn Poplamionego Piórka nie będzie chciał wykorzystać jej na niego, to niech trzyma u siebie co chce. Gdy Księżycowa Łapa miał już to co było potrzebne, włożył truciznę do królika i zaniósł pożywienie swojemu mentorowi.
— Proszę mam coś dla ciebie — oznajmił z uśmiechem, a starszy kocur na niego spojrzał zdziwiony.
— Dlaczego mi to dajesz i jesteś miły? Co planujesz? — spytał podejrzliwie, wiedząc, że jego uczeń, by nie dał mu od tak jedzenia, chociaż co najwyżej myślał, że może Księżycowa Łapa dosypał tam środków na przeczyszczenie.
— Nic nie planuje! Głupi jesteś! Ja chcę raz być miły, a ty od razu mnie osądzasz. Nie chcesz tego królika, dobra sam sobie zjem, głupi kłak! — oznajmił prawie płaczliwym tonem syn Czereśni, doskonale zdawał sobie sprawę, że to może być jedyna jego szansa i musi być bardzo przekonujący.
— Ej, ale nie płacz. Zjem tego królika. Dobrze? Przepraszam, że cię tak od razu osądziłem — oznajmił cicho Skoczny Krok, a Księżycowa Łapa w duchu podziękował za to, że jego mentor był taki naiwny, wystarczyło prawie się popłakać, zrobić smutną minkę i już wszystko gotowe.
— No dobrze, tym razem wybaczę ci to twoje oszczerstwo i brak wiary we mnie. Więc smacznego, mam nadzieję, że będzie ci smakować — mruknął z lekkim uśmiechem na pyszczku i zostawiając swojego mentora na pewną śmierć udał się do żłobka, do Liska. Po jakimś czasie usłyszał hałasy i wyszedł zobaczyć co się dzieje, jak mógł się spodziewać zobaczył martwe ciało Skocznego Kroku. I chociaż w duchu się radował to przebrał na pysku przerażoną minę i podbiegł do ciała, gdzie był przy nim już Potokowa Gwiazda oraz Lśniące Słońce.
— Co się stało?! Dlaczego on się nie rusza?! Zróbcie coś!
— Księżycowa Łapo nic już się nie da zrobić, on odszedł — oznajmił cicho Lśniące Słońce i chociaż pewnie coś mu nie pasowało w zachowaniu przyjaciela, bo w końcu widział jak ten naprawdę cierpiał podczas ich rozmowy, to postanowił tego jednak narazie nie drążyć tego tematu.
— Księżycowa Łapo idź do legowiska, odpocznij — oznajmił lider Klanu Klifu, ale kocurek na jego słowa pokręcił głową.
— Nie. Chcę przy nim być — oznajmił czarno-biały kocur i spuścił wzrok na ziemię.
~*~
Kilka dni później, gdy Skoczny Krok został pochowany, Potokowa Gwiazda wezwał do siebie młodego ucznia i oznajmił mu, że ten będzie kontynuował swój trening z Słonecznym Blaskiem. Cóż Księżycowa Łapa z tego wyboru mentora był nawet zadowolony, wreszcie ktoś kto znał się na tym, a nie był wyrośniętym bachorem. Dlatego tym razem na treningach nie robił żadnych problemów, więc jego nowy mentor oznajmił, że Księżycowa Łapa jest gotowy na zostanie wreszcie wojownikiem.
Gdy Potokowa Gwiazda zwołał wszystkie koty, czarno-biały kocurek wystąpił dumnie do przodu.
— Ja, Potokowa Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika.
Księżycowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam — oznajmił czarno-biały kocurek, chociaż w duszy przecież wiedział, że to nieprawda, ale jakoś nie wyobrażał sobie nagle powiedzieć "Nie, nie przysięgam, ale mianuj mnie staruchu wreszcie".
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Księżycowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Księżycowy Pył. Klan Gwiazdy cieni twój spryt i ambicję, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu — oznajmił Potokowa Gwiazda, a gdy ceremonia się skończyła i koty przestały wykrzykiwać Księżycowy Pył, Księżycowy Pył, młody wojownik udał się na czuwanie.
~*~
Następnej nocy Księżycowy Pył spotkał wreszcie Księżycowy Płatek i za nim zaczęli robić dość ciekawe rzeczy, polizał ją po uchu na przywitanie. Właściwie to cieszył się, że jeśli już musi coś takiego robić z kotką to przynajmniej z taką, która go rozumie, a nie jest jakąś naiwną głupiutką koteczką.
— Ach jak dobrze nie mieć już treningów z tymi idiotami — oznajmił z uśmiechem.


<Księżycowy Płatku?>

Od Cętki CD Turkawiego Skrzydła


Cętka rozejrzała się wokoło. Przytłoczyła ją trochę liczba kotów, które bezwstydnie się w nią wgapiały. Postanowiła jednak zachować zimną krew i zamiast kulić się pod spojrzeniem nieznajomych przyjęła dumną postawę. Nie chciała pokazać się od strony słabeusza. Wszystkie te koty wokół niej wyglądały na dobrze zbudowane, chociaż zauważyła kilka mniejszych i słabszych. Wywierało to wrażenie jakby były mniej więcej w jej wieku! Chociaż i tak wyglądały dużo lepiej niż ona sama. Cętka zapragnęła nagle stać się jedną z nich! Mimo, iż nie wiedziała do końca na czym, by to życie polegało była gotowa była w tej chwili dołączyć do tych wszystkich kotów. Spojrzała zawstydzona na swój „lekko wystający” brzuch. Porównując z wszystkimi innymi, Turkawie Skrzydło, z pewnością nie miała żadnych wątpliwości, że jest… czym? A, tak – pieszczochem. „Tak właściwie to skąd dolatuję ten zapaszek?” – zaciekawiona Cętka ponownie się rozejrzała. Tym razem jej uwagę przykuła czekoladowa kocica: młoda kotka, co było tylko lekko dostrzegalne, trzęsła się nieznacznie i co chwile rozglądała się po swoich pobratymcach. „Ciekawe co ją tak trapi?” – Cętka nie umiała odpowiedzieć na te pytanie lecz dopiero teraz usłyszała ciche posykiwania zgromadzonych kotów. Większość patrzyła na nią wrogo, bura kotka mimo woli lekko się zgarbiła i obnażyła kły. Złowrogi grymas na kilka sekund zagościł na jej pyszczki, choć strachliwe płomyczki w oczach również zawitały. Kotki dotarły wreszcie do wielkiego konara. Właśnie wtedy z głębi niego wychynęła głowa jakiegoś starszego kocura.
- Co się dzieje? Turkawie Skrzydło kto to jest? – kot odparł spokojnie i uciszył pozostałe koty wzrokiem swoich jasno-niebieskich oczu. Kotka skuliła się jeszcze bardziej lecz nie odpowiedziała, wpatrywała się tylko bezradnym wzrokiem w kociaka obok niej. Cętka poczuła dreszcz, to musiał być ich przywódca lub jakiś szaman skoro traktowali go z takim szacunkiem. Bura koteczka poczuła, że pora zabłysnąć.
- Jestem Cętka – poczęła swą przemowę posuwając się również naprzód. – Chciałabym dołączyć do waszej… - kotce na chwile zabrakło słów w pyszczku. – organizacji – dokończyła niepewnie. Nie miała pojęcia jak te koty życzą sobie, by je nazywać dlatego użyła synonimu, który jako pierwszy wpadł jej do głowy. Turkawie Skrzydło zastygła w ruchu i wpatrywała się tylko w przywódcę, zaś Cętka teraz poczuła się naprawdę dumna i odważna i wysiliła się na jak najbardziej słodki wyraz pyszczka jaki umiała zrobić. Spojrzała na starszego kocura z niemą prośbą.
- Ja… hmmm… musiałbym się na początku czegoś o Tobie dowiedzieć… nie powinienem zgadzać się na przyjęcie pierwszego lepszego kociaka… ale… zapraszam Was do mojego legowiska… - zakończył niepewnie kocur i wszedł do wielkiego konara. Cętka i Turkawie Skrzydło ruszyły za nim.
- Czyli chcesz dołączyć do klanu? – spytał nieśmiało starszy. Kotka pokiwała głową. – Tylko… mam takie zasadnicze pytanie: Jak ty żeś u licha wpadła na pomysł przygarnięcia pieszczocha, Turkawie Skrzydło? – zapytał krótko kocur.
- Eeee… no ja… eeeee… po prostu ona się zgubiła… ja nawet nie wiedziałam, że ona chce dołączyć – kotka pochyliła głowę na znak poczucia winy.
- Ale spokojnie, Turkawie Skrzydło… przecież Cię nie wywalę, uspokój się – czekoladowa spojrzała na twarz przywódcy z niepewnością i lękiem. – Przydadzą nam się wojownicy, przyjmuje Cię Cętko, na czas próbny. Turkawie Skrzydło, zajmiesz się na przez jakiś szkoleniem tej małej? Do końca tego księżyca będziesz musiała nauczyć tą kotkę wszystkiego o klanie. Jeśli będą z nią jakieś problemy to śmiało mów – kocur spojrzał łagodnie na kotkę i zmierzył badawczym wzrokiem Cętkę. – A Ciebie, przez ten cały czas, będę mieć na oku… musisz się popisać.

<Skrzydełko 0_0?>

Od Żwirowej Gwiazdy C.D Szałwi

<Opko jest kontynuacją TEGO opka. Co prawda nikt nie miał kontynuować, ale no.>

Gdy jej głos rozniósł się po obozie, przysiadła na Pniu, który robił jako miejsce przemówień. Poczekała aż wszyscy, których oczekiwała, znajdą się w centrum. Zwłaszcza kociaki, parę z nich podeszło na sztywnych łapach, a inne - na pełnym luzie. Bądź też z wypiętą dumnie piersią. W końcu mieli zostać uczniami! Małe postaci usiadły w nierównym szeregu, blisko swoich matek. Rozejrzała się jeszcze po zebranych wojownikach, zawieszając wzrok na Gołębiu i Dziku. Będzie musiała pogadać z tą dwójką w późniejszym terminie. Zaraz przesunęła spojrzenie na Lipe i Szron, które uśmiechały się do siebie, a raczej Lipa uśmiechała się do niskiej, która była wpatrzona w Deszcza siedzącego nieopodal. Może nie powinna już na początku zrzucać na nie obowiązku mentorów? Choć w sumie zrobiła tak z Łezką, więc czemu miałaby nie uczynić tego z tą dwójką?
- Gdy mianujemy uczniów, pokazujemy że nasz klan pozostanie silny. Każde z was ukończyło wiek sześciu księżyców, więc czas byście wkroczyli na nową ścieżkę by zostać wojownikami. - Zwróciła się do przyszłych terminatorów. Parę z nich wstrzymało oddech, a przynajmniej jedno przewróciło oczami na ten ruch. - Pstrągu - Wspomniany kociak podniósł ''brwi'' zerkając na przywódczynie. O nim mówiła? Mimo to, kotka uniosła kącik warg. Paczcie i podziwiajcie z zazdrością kto pierwszy zostanie mianowany!
- Pstrągu, od dzisiaj będziesz znana jako Pstrągowa Łapa, zaś twoją mistrzynią zostanie Żmijowy Język. - Na pysku czarnej kocicy wpełzł złowieszczy uśmiech, zaś ten na pysku świeżej uczennicy zrzedł. Najwidoczniej nagrabiła sobie u starszej za kociaka... i to nie bedzie spokojny trening. No nic. Reszta czeka, tak jak adminki nad głową piszącej to osoby. - Szakłaku, ty zostaniesz Szakłaczą Łapą. Twoim treningiem zajmie się Rybi Ogon
Burmanka, uśmiechnęła się żywo do liliowego kocurka. Podeszła do niego powoli i zetknęła z nim nos. Szepnęła pare słów, umawiając się na nauki, po czym wróciła na swoje miejce.
- Szałwio, a raczej już Szałwiowa Łapo, twoim nauczycielem zostanie Jagodowa Skórka. Mam nadzieje że wasz trening będzie przynosił oczekiwany przez was efekt. - Żwirka uśmiechnęła się do Jagódki oraz wcześniej wymienionych. No to dalej. Co by tu rzucić by nie brzmiało jak nudna formułka? - Komarze, aktualnie już Komarza Łapo twoim mentorem zostaje, od dzisiaj aż do zakończenia treningu, Oblodzona Sadzawka.
Niebieska kocica kiwnęła tylko głowa, postanawiając że wytłumaczy wszystko gdy ceremonia się zakończy.
- Pająku, ty jak pewnie się spodziewasz, będziesz Pajęczą Łapą. Zaś twoim treningiem zajmie się Oszroniony Płatek. - Widząc zdezorientowanie na pyskach obu kotek, miała ochotę się zaśmiać. Macie kochane wyzwanie. Ciekawe jak je wykonacie. - Twoim nauczycielem, Żółwia Łapo zostanie Lipowa Gałązka. Mimo iż niektórzy z was dostają w swoje łapy ucznia po raz pierwszy, mam nadzieje że dacie sobie z tym rade. W razie czego, możecie się zgłosić do mnie o pomoc. A teraz, ceremonie uważam za zakończoną.
Ona sama zeskoczyła zaraz z pnia, zerkając przez ramie na dopiero co mianowane kociaki i ruszyła w stronę Wierzbowej Łapy. Kiwnęła jej głową, po czym ruszyły w teren na trening.

Od Liliowej Łapy

*zakrzywienie czasoprzestrzeni*

Irytacja. To właśnie towarzyszyło szylkretowej terminatorce. No, bo ile takie małe kulki mogą siedzieć we Wschodzącej Fali?! Praktycznie całe popołudnia Liliowa Łapa spędzała w żłobku. Towarzyszyła karmicielce rozmową, co jakiś czas przynosząc jej królika, bądź mysz. Od śmierci Skrzydlatej Łapy, Wierzbowe Serce chodziła smutna, a w treningi nie wkładała całej pasji. Zresztą niebawem Lilia zostanie wojowniczką. A przynajmniej miała taką nadzieję. Tymczasem jednak oczekiwała na przyszłe rodzeństwo. Często zastanawiała się nad płciami, kolorami i charakterami przyszłych braci… i sióstr?
***
To wydarzyło się, gdy Potokowa Gwiazda wysłał Liliową Łapę na patrol. Wschodząca Fala urodziła, a gdy jej córka wróciła do obozu, czekały tam na nią trzy puchate kulki. Terminatorka weszła do żłóbka i stanęła jak wryta. Były to trzy kotki. Trzy śliczne szylkretki. Jej siostry. Zielonooka przysiadła z boku, szeroko otwierając oczy. Zerknęła na Wschodzącą Falę, która leżała zmęczona, ale szczęśliwa. Królowa odwzajemniła spojrzenie.
- To Cyprys – łapą wskazała calico. Malutka szylkretka przeciągnęła się. Z sierści wyglądała podobnie jak Liliowa Łapa i… Pszczele Żądło. Najstarsza córka Potokowej Gwiazdy z pewnością cieszyłaby się na nowe rodzeństwo. Lilia pokręciła głową, odganiając natrętne myśli. Tajemnicą pozostawały tylko oczy Cyprys, ale uczennica mogła się założyć, że mają podobny odcień, co te należące do Pszczółki. Kotka przesunęła wzrok dalej.
-  Ta to Jodła, a ta Wiatr – Wschodząca Fala z czułością zerknęła na swoje córki, wyglądające jak bliźniaczki. Obie były jednakowo śliczne z białymi skarpetkami na łapach. Liliowa Łapa zostawiła królika pod pyszczkiem matki, a sama ułożyła się obok. Było wiele plusów tej sytuacji. Miała trzy siostry. Pewnie żadna nie zastąpi jej Pszczelego Żądła, ale może pokocha je równo mocno. Do tego nie będzie się musiała dzielić braterską miłością z nikim poza Makową Łapą. Zdążyła się jeszcze uśmiechnąć, nim zapadła w sen.
***
Odwiedzała swoje siostry niemal codziennie, dopóki nie pochłonęły jej treningi. Chciała stworzyć z nimi silną więź. Potrzebowała tego. Kiedy słońce stało już wysoko na niebie, a ona sama wróciła z patrolu łowieckiego, od razu ruszyła w kierunku żłobka.

<Cyprys? Wiatr?, Jodła? Hah, gniot;c>

Od Rozkwitu (Kwitnącej Łapy) CD Szałwii (Szałwiowej Łapy)

Zadowolona spojrzała na brata. Taki efekt zamierzała osiągnąć. Po jakimś czasie zauważyła, że on akurat spożywa posiłek, więc bez chwili zastanowienia podeszła cicho do stosu zwierzyny, wybrała mysz i równie cicho podeszła od tyłu do Szałwi i prosto w ucho krzyknęła mu głośne: HEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ!!!! Szałwia podskoczył zaskoczony, a Rozkwit tylko się zaśmiała i zaczęła go prowokować.
-Co tam braciszku? Jestem dobrą siostrzyczką?- była to czysta prowokacja. Taka, jaką lubiła najbardziej.
-Nie- powiedział Szałwia cicho, po czym uświadomił sobie swój błąd, lecz było już za późno. Rozkwit dramatycznie wstała, po czym pobiegła w stronę Konwalii, gdyż dobrze wiedziała, gdzie ta się znajduje.
-Mamo, bo.. bo – dramatycznie powiedziała szlochając. Teraz czas na jej ulubione zagranie. –Nie, nie będę skarżyć, bo jeszcze Szałwia mi coś zrobi…
Wiedziała, że to, co powiedziała, zapewni jej przewagę i Konwaliowa Rzeka uwierzy właśnie jej, a nie jej dziwnemu bratu.
-Mów śmiało Rozkit, wiesz, że mi możesz powiedzieć –powiedziała zatroskanym tonem.
-No dodobra…-zająkała się. Lubiła odgrywać taką nieśmiałą.-Więc, Szałwia powiedział, że mnie nie lubi…-zapłakała starannie.
-Nie przejmuj się, zaraz z nim porozmawiam –Konwalia, jak zawsze połknęła te jej zmyśloną bajeczkę.
-Nie trzeba, ja boję się, że on naprawdę mi coś zrobi..-Kolejne zagranie dodające jej wiarygodności.
-Spokojnie, jeśli coś ci zrobi, to przyjdź z tym do mnie, dobrze?
Kotka pokiwała głową.
<Szałwia?>

Od Lawendowej Łapy (Lawendowego Strumienia)

Lawendowa Łapa obudziła się przez głos mentorki dobiegający do jej uszu. Terminatorka poczuła się, jakby wdepnęła w zimny śnieg. Szylkretka wstała i podeszła do mentorki.
- Co dzisiaj robimy?- zapytała kotka z uśmiechem na ładnym pysku.
- Dowiesz się na miejscu- warknęła jej mentorka- Zaskrońocwy Syk.
Starsza i młodsza kotka wyszły z obozu. Słońce delikatnie ogrzewało je w plecy swoimi promieniami. Ptaki śpiewały dziś dość cicho, jednak drzewa szeptały dziś między sobą niezwykle głośno. Co takiego ważnego miało się dziś zdarzyć? Może jakiegoś kota miał dziś zabrać Klan Gwiazd? Terminatorka poczuła wielką gulę w gardle, szylkretce przypomniała się śmierć Skrzydlatej Łapy. Dlaczego Klan Gwiazd zabrał go tak wcześnie? Może tam wysoko na Srebrnej Skórze czekała na niego ważna misja? Na pewno tak inaczej mieszkańcy Srebrnej Skóry nie wzywaliby go do siebie. Lawendową Łapę ze świata rozmyślań wyrwała czarno-biała kocica.
- Powalczysz ze mną teraz.- powiedziała mentorka czekoladowej szylkretki.
Starsza kocica rzuciła się na Lawendową Łapę, lecz ta zgrabnie odskoczyła. Zaskrońcowy Syk znowu próbowała zaatakować, lecz i tym razem uczennica prędko odskoczyła. Po kilku próbach czarno-biała kocica zdołała powalić na ziemię uczennicę. Zielonooka po kilku próbach zwaliła z siebie wielką kotkę. Po chwili Zakrońcowy Syk kazała terminatorce polować. Córka Żądlącego Języka wciągnęła powietrze i wyczuła w nim nornice. Kotka przybrała pozycję łowiecką i powoli, je jednym ugryzieniem. Po dłuższej chwili polowanie kotki wracały z pyskami zapełnionymi piszczkami. W obozie terminatorka wybrała sobie mysz i odciągnęła ją na bok. Kotka wstała i postanowiła się na chwilę położyć. Kotka wstała, kiedy usłyszała głos lidera Klanu Klifu.
- Wszystkie koty na tyle dorosłe, aby polować niech zbiorą się na spotkanie. - zawołał kocur.
Zielonooka podbiegla na spotkanie z klanem.
- Lawendowa Łapo wystąp- powiedział Potokowa Gwiazda.
Kotka posłusznie wystąpiła przed grupę.
- Lawendowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać Kodeksu Wojownika i bronić Klan nawet z cenę życia?- zapytał czarno-biały kocur.
- Obiecuje- odpowiedziała terminatorka, wypinając pierś do przodu.
- Zatem, Lawendowa Łapo o dziś będziesz zwany Lawendowy Strumień. Klan Klifu ceni twój spryt i ambitność witamy cię jako pełnoprawnego wojownika.- dodał kocur z błyskiem w oka.
- Lawendowy Strumień! Lawendowy Strumień- wykrzyczał cały klan radosny z mianowania.
Po ceremonii koty przychodziła gratulować kotce. Kiedy obóz opustoszał kotka zasiadła do czuwania.

24 lutego 2019

Od Świetlistego Potoku CD Błękitnej Cętki

Potrząsnęła łebkiem, próbując pozbyć się białego puchu sprzed oczu. Błękitna Cętka właśnie odbiegała, śmiejąc się jak kilkuksiężycowy kociak. Szylkretka nie miała pojęcia, dlaczego koleżanka znienacka rzuciła w nią śniegiem, ale szybko stwierdziła, że zastanawianie się nad tym donikąd jej nie zaprowadzi i lepiej tę sprawę porzucić.
Skoro ten śmieszek chce być łapany, to będzie.
Wydała z siebie przerażający okrzyk wojenny - oczywiście tylko w duchu, bo głośne zachowanie nie leżało w jej naturze - i prędko pomknęła przed siebie. Kiedy tylko Błękit się zorientowała, nie pozostała jej dłużna. W olbrzymim tempie dogoniły, a potem wyprzedziły zaskoczoną Brzozową Łapę. W końcu Świetlista zaczęła zyskiwać przewagę. Daleko przed nią trochę śniegu zebrało się w cieniu, tworząc całkiem sporą zaspę. W trymiga ułożyła plan, który został od razu wcielony w życie.
Przyspieszyła jeszcze bardziej, na moment odsuwając od siebie zmęczenie. Była coraz bliżej niebieskiej, a kiedy wreszcie nadeszła odpowiednia chwila, mocno się wybiła, by po chwili lotu dosięgnąć przednimi łapami Błękitnej Cętki i posłać ją w sam środek śniegowej górki. Sama upadła na ziemię, przetoczyła się i mniej lub bardziej zamierzenie wylądowała w tym samym miejscu chwilę później.
Kiedy otrząsnęła się z szoku, niebieska zachichotała, starając się wygramolić z zaspy.
- To było całkiem niezłe! - Szylkretka była zbyt zajętapoirytowanym prychaniem, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Podczas dość niefortunnego lądowania odrobina śniegu zdołała jej się wedrzeć do nosa i bynajmniej nie było to komfortowe. Po co ona to w ogóle robiła - żeby mieć przyjemność z czegoś tak głupkowatego, jak wepchnięcie Błękitnej w śnieg? Co to jej w ogóle daje? Nic!...
No, dobra. Może i wyglądało to nawet zabawnie.
- Czy możemy iść dalej? - usłyszała lekko zniecierpliwiony głos Brzozowej Łapy, która od kilku uderzeń serca patrzyła na nie jak na dwójkę mysich móżdżków.
- Myślę, że jak najbardziej - odparła i wydostała się całkowicie z zaspy, kichając przy tym parę razy. Miała serdecznie dość śniegu jak na jeden dzień. Teraz trzeba się skupić na pracy i porządnie spatrolować wszystkie granice.
Znów ruszyły naprzód, tym razem trzymając się razem. Szylkretka kichnęła po raz kolejny.
- Szlag by to... - mruknęła pod nosem, wysyłając do Klanu Gwiazdy cichą prośbę o dobre zdrowie.
Nie wyglądało na to, by podczas tego patrolu miało się wydarzyć jeszcze coś niecodziennego, ale pozory czasem mylą - kilka odległości lisa dalej Świetlista niemal potknęła się, natrafiając na dziwne ślady odciśnięte w wilgotnej ziemi.
<Błękit? Sorry za gniota ;;>

Od Lisiej Łapy CD Lawendowej Łapy

Kocurek szedł spokojnym krokiem za Księżycowym Pyłem, słuchając jak to kocur poważnym tonem, nie znoszącym sprzeciwu, mówi mu, że jeśli coś dzieje się źle, to jest to wina klanu gwiazdy i tyle w temacie. Z początku rudzielec sprzeciwiał się słowom mentora, jednak z każdą chwilą przekonywał się do słów starszego kocura, kiwając główką na znak, że się zgadza i wszystko rozumie.
Wszystko co złe, jest winą Gwiezdnych.
Zapamiętane.
- No, młody, pokaż mi jak tropisz - mruknął czarno-biały mentor, siadając na zielonej trawie, po czym wbił w kocurka swoje czekoladowe ślepia, mrucząc cicho. Pręgowany z początku ociągał się niezwykle, nie wiedząc zbytnio jak się do tego zabrać. W końcu przypomniał sobie ich drugą lekcję. Nastawił więc uszu, nasłuchując otoczenie, po czym nabrał w płuca powietrza, a dziwna, nieznana mu nuta podrażniła receptory węchowe młodego terminatora, na co ten skrzywił pyszczek. Poszedł za dziwnym, nieznanym zapachem, czując, że z każdą chwilą co raz bardziej się do niego zbliża.
- C-coś cz-czuję... t-tato... - mruknął Lisia Łapa, rozglądając się po okolicy. Mentor pokiwał mu z aprobatą głową, uważnie obserwując poczynania syna Czaplego Potoku. Słońce grzało niemiłosiernie toteż Lis przeklinał w duchu swoje gęste futerko, które działało teraz niczym cholerny termofor. Mimo wszystko, dzielnie szedł za zapachem, marszcząc raz po raz nosek, aż dotarł do krzaku paproci.
- No, brawo, znalazłeś roślinkę. Może powinienem odesłać cię do przy z Lśniącym Słońcem, co? - mruknął Księżycowy Pył, zdecydowanie niezadowolony z tego, co jego podopieczny znalazł.
- Oj, cicho siedź - bąknął młodziak, ponownie zaczynając wąchać. Krzaki poruszyły się, a z nim wyszedł nie kto inny, jak Lawendowa Łapa - To ciebie czułem! - zawołał donośnie, wlepiając czekoladowe ślepka w uczennicę.

< Lawendowa Łapo? >

Od Turkawiego Skrzydła CD Spopielonej Paproci

- Cześć Turkawie Skrzydło!
Czekoladowa odwróciła się na dźwięk tego głosu. Spopielona Paproć przysiadła obok niej mrucząc cicho. Asystentka medyczki odpoczywała w promieniach popołudniowego słońca. Wyciągnęła pazury i kreśliła na piasku bliżej niezidentyfikowane wzory. Niebieska przypatrywała się jej przez chwilę. Turkawka podciągnęła łapy i uśmiechnęła się szczerze.
- Cześć Spopielona Paprociu -  mruknęła, wygodniej układając się na boku. Powinna pomagać Burzowemu Futru, ale… słońce było tak cudownie ciepłe! Zresztą niebieska medyczka, z pewnością poradzi sobie sama. Zielonooka zniknęła na chwilę z pola widzenia kotki, ale zaraz wróciła niosąc w pyszczku dwie nornice. Spopielona Paproć upuściła jedną obok czekoladowej, a drugą wzięła dla siebie. Córka Biegnącego Strumienia wbiła zęby w małe ciałko gryzonia.
- Dzięki – mruknęła pomiędzy kolejnymi kęsami. Gdy obie kotki wszystko zjadły zaczęły  dzielić się językami. Turkawka postanowiła zacząć rozmowę.
- Lubisz życie wojownika? No wiesz polowania, walka, patrole – zapytała ciekawie dawna uczennica Burzowego Futra.
- A czy ty lubisz pracę medyczki? Zbieranie ziół, leczenie kotów? – odpowiedziała Spopielona Paproć, pytaniem na pytanie. Turkawie Skrzydło skinęła głową. – Ze mną jest tak samo.
Pointka skinęła głową. Wielokrotnie zastanawiała się jakby wyglądało jej życie jako wojowniczki, z czystej ciekawości. Gdyby ktoś jednak cofnął czas i dałby jej jeszcze raz wybrać, nigdy nie zdecydowałaby się dołączyć do wojowników. Nie zamieniłaby niczego za rozmowy z Burzowym Futrem o ziołach i pomoc kotom w potrzebie. Zamruczała głośno czym wzbudziła dreszcz zaskoczenia u Spopielonej, który po chwili przerodził się w śmiech.

<Spopiół^^>

Od Turkawiego Skrzydła

Pointka weszła do obozu i ze spokojem skierowała się do legowiska medyków. W pyszczku ściskała zioła. Uważnie stawiała łapy, by nie poślizgnąć się na ścieżce. Dopiero w progu asystentka medyczki zorientowała się, że weszła nie w porę. Młody wojownik – Iglasty Krzew - siedział przy nieruchomym boku Ostrokrzewiowego Liścia. Z boku stała smutna Burzowe Futro. Turkawka wycofała się na tyle cicho, ze nikt jej nie zauważył. Przysiadła z dala od legowiska medyczki, przyglądając się kroplom deszczu, które właśnie spadły na ziemię. A więc Ostrokrzew, który od kilku wschodów słońca chorował, odszedł do Klanu Gwiazd. Nie żeby Turkawka go lubiła, zazwyczaj kocur był opryskliwy i nieprzyjemny, ale nikt nie zasłużył na taki los. Zostawiła zioła i ruszyła, w deszczu, do wyjścia z obozu. Po co Klan Gwiazdy wymyślił śmierć? Ślizgając się nieco po nierównym zboczu, przystanęła pośród drzew i skierowała się nad strumyk – granicę z Klanem Burzy. Tak właściwie powinny z Burzowym Futrem wybrać się tam już dawno, po krwawnik. Na płaskich terenach dało się go znaleźć dość łatwo. Przeszła po kamieniach, uważając by nie zmoczyć łap i przystanęła na drugim brzegu. Humor wracał jej powoli i niemal zapomniała o śmierci burego wojownika. Przechyliła się w kierunku wody i nabrała w pyszczek kilka łyków. Ciecz była zimna i świetnie gasiła pragnienie. Czekoladowa dźwignęła się na łapy, dopiero teraz wyczuwając nowy zapach. Czuła go tylko raz na zgromadzeniu, ale rozpoznała z łatwością. W końcu było niewiele kotów z innych klanów gotowych do rozmowy. Ruszyła ocierając się o krzewy i przystanęła, nadstawiając uszu. Dojrzała kotkę, która na jej widok zjeżyła sierść na grzbiecie.
- Brzozowa Łapo, to ja – zamruczała medyczka spokojnie, po czym usiadła na trawie.
Burzowiczka ją rozpoznała i uśmiechnęła się niepewnie.
- Turkawia Łapa…
Córka Biegnącego Strumienia przerwała jej, co nie zdarzało się często.
- Już nie. Teraz nazywam się Turkawie Skrzydło – odparła z dumą, unosząc lekko głowę.

<Brzozowa Łapo?>

Od Turkawiego Skrzydła CD Cętki

Córka Biegnącego Strumienia skradała się miękko wśród zarośli. Okrążyła wysokie trawy i ruszyła dalej za zapachem. Wrotycz, wrotycz, wrotycz… o! na ziemi dostrzegła kilka jego kwiatków. Turkawie Skrzydło zatrzymała się nagle, speszona. Rośliny wyglądały jakby ktoś już je zerwał. Wrotycz, glistnik i krwiściąg. Nikogo nie było jednak w pobliżu, a Turkawka nie miała zamiaru dłużej szukać. Znajdowała się niedaleko siedlisk Dwunożnych. Co by było gdyby któryś z nich wpakował ją do swojego potwora, a potem porwał do gniazda? Pointką wstrząsnął mimowolny dreszcz i przyspieszyła. Przez swój pośpiech nie zauważyła małego ciałka skulonego przy ziemi. W ostatniej chwili zatrzymała się gwałtownie. Ciałko okazało się kotką, niewielką, może w wieku uczniowskim.  Koteczka spojrzała na nią niebieskimi oczyma.
- Co tu robisz? – zapytała medyczka i zmarszczyła nos. Kocię pachniało dwunożnymi. Bez wątpienia było pieszczochem.
- Hmmmm, właściwie to… nie wiem? Ja tylko szukałam ziół dla mamy… - Turkawka przeskoczyła z łapy na łapę, wsłuchując się w słowa tamtej. Dopiero teraz dostrzegła, że wzrok pieszczoszki utkwiony jest w ziołach, które klanowiczka trzymała w pyszczku.
– Przepraszam, to chyba moje… - powiedziała bura nieśmiało.
- Twoje, a skąd pieszczochy znają się na roślinach? – zapytała czekoladowa. Od razu skarciła się w myślach za to pytanie. Turkawie Skrzydło sama mogła być pieszczochem z pochodzenia, mimo, że o tym nie wiedziała. Nie powinna, więc gardzić tą burą kupką sierści. Machnęła ogonem nerwowo.
- Eeeee, no ja… mama mnie nauczyła… poza tym co to są te pieszczochy? – zaciekawiło się kocię.
Umysł wnuczki Borsuczej Gwiazdy pracował na najwyższych obrotach. Co powinna zrobić z małym, dociekliwym kociakiem? Wpadła na jedyne mądre rozwiązanie.
- Długo, by opowiadać… choć zabiorę Cię do domu..
- Nie proszę… ja nie będę mieć wytłumaczenia dla mamy… mama strasznie nie lubi gdy jestem nieposłuszna. – słowa kotki brzmiały… wiarygodnie.
- Hmmm… to co mam z Tobą zrobić? – zapytała sama siebie Turkawie Skrzydło.
- Może zabierzesz mnie do swojego domku na jakiś czas? – podsunęła sprytnie Cętka.
Chwila, co? Nie, nie, stop! Przecież Turkawka nawet nie lubi kociąt! Co teraz miała zrobić? Z trudno ukrytym przerażeniem zerknęła na kotkę i dostrzegła nadzieję w jej niebieskich oczach.
- Musiałabym się nad tym zastanowić… Co, by powiedział na to Borsucza Gwiazda? – westchnęła i pokręciła głową. Miała zostawić to kocię na pastwę losu? Mogło je cos pożreć, albo… Zresztą kodeks mówi wyraźnie, że nie wolno zostawić kociaka w potrzebie. Tylko, że to kodeks wojownika…– Ale dobrze, mimo iż nie mam cierpliwości do maluchów zabiorę Cię do obozu… tam przywódca postanowi co z Tobą zrobić – powiedziała kocica. Od razu po „zabio…” bura skoczyła wysoko w górę i zaśmiała się wesoło. Ruszyły wolno w kierunku Klanu Wilka. Małej koteczce nie zamykała się buzia, do tego okazało się, że ma spore pojęcie o różnych ziołach. Turkawka szła obok niej, nie wiedząc gdzie podziać oczy. Jej odpowiedzi ograniczały się do „yhym”, „ooo” itp. Gdy stanęła przed wejściem do obozu czekoladowa poczuła, że ślina zasycha jej w pyszczku. W co ona się wpakowała? Koty mogą pomyśleć, że to… jej. Chociaż nie, nie są nawet podobne, a klan wiedział, że asystentka medyczki nie złamała by kodeksu. I tak, i tak Turkawie Skrzydło musiała zaprowadzić kotkę przed oblicze lidera, wyjaśnić jak znalazła burą. I znów znajdzie się w centrum uwagi… Zerknęła na małą, która zamilkła i przyglądała się wejściu w zachwycie.
- Jak się nazywasz? – zapytała szybko pointka, siląc się na bezradny uśmiech.
- Cętka.
Kocica odetchnęła głośno.
- Muszę cię zaprowadzić do Borsuczej Gwiazdy, będzie tam dużo  kotów, więc… no, nie przestrasz się.
Zamruczała i podeszła bliżej wejścia, pilnując by Cętka dotrzymała jej kroku. Stuliła uszy i weszła do obozu.

<Cętka^^? Najlepiej spytaj się opiekunki zakładki (właścicielka Spopielonej Paproci), czy możesz dołączyć uwu>

Od Turkawiego Skrzydła

Spanie w legowisku medyczki. To było coś… nowego. Przez jedno uderzenie serca po przebudzeniu Turkawie Skrzydło nie wiedziała gdzie się znajduje. Dopiero po chwili, gdy  zauważyła skuloną na sąsiednim posłaniu Burzowe Futro, skojarzyła fakty. Przeciągnęła się i usiadła na ziemi. Jej półdługie futerko znów było w nieładzie. Mycie się zaczęła na prawej przedniej łapie. Przejechała po niej językiem. Poczuła smak ziemi i zmrużyła oczy.
- Widzę, że już się obudziłaś.
Pointka uniosła wzrok i napotkała na sympatyczne spojrzenie Burzowego Futra.  Medyczka już wstała i przeciągała grzbiet. Wnuczka Borsuczej Gwiazdy skinęła głową. Niebieska niemal od razu ruszyła w kierunku najmniejszej kupki ziół.
- Mamy Porę Nowych Liści, korzystajmy więc – zamruczała ciepło kocica.
Turkawie Skrzydło podniosła się z ziemi czujnie nadstawiając uszu i niemal odczytując myśli dawnej mentorki.
- Pozbieram… - czekoladowa rzuciła badawcze spojrzenie na zasoby legowiska. – trochę liści ogórecznika, mogą być przydatne skoro Miodowy Nos niedługo urodzi. Oprócz tego trybulę, pajęczyny, tych nigdy za wiele, mniszek i… coś jeszcze?
Burzowe Futro pokręciła głową, siadając i ułożyła ogon wokół łap.
- Nie wystarczy, to i tak dużo. Jeśli nam czegoś zabraknie to wyjdę z popołudniowym patrolem. Może weźmiesz kogoś do pomocy?
Turkawie Skrzydło kiwnęła głową i wyszła przed legowisko, żegnając medyczkę głośnym mruczeniem. Słońce stało już wysoko. Czekoladowa zatrzymała się na środku obozu. Planowała zabrać Spopieloną Paproć, bądź jej siostrę Nocną Burzę. Obie widocznie wyszły na poranny patrol, bo nigdzie nie było po nich śladu. Kotka westchnęła i ruszyła do legowiska uczniów. To było zabawne. Nie tak dawno asystowała przy ich porodach, a teraz wszyscy byli terminatorami. Zatrzymała się w wejściu i miauknęła nieśmiało. Była ciekawa czy którykolwiek zechce wybrać się z nią na poszukiwanie ziół.

<Ktoś?>

Od Lisiej Łapy

Kocurek uśmiechnął się wesoło, ciesząc się z faktu, iż nareszcie mógł opuścić kociarnię, w której to zrobiło się teraz ciasno przez Wschodzącą Falę, oraz jej kociaki, które swoją drogą lubił, jednak chciał mieć chociaż chwilę spokoju od wiecznie płaczących klusek. Taki czas nastał, gdy Potokowa Gwiazda nadał mu imię ucznia, zaś na mentora wyznaczył mu Księżycowy Pył. Kocura, którego młodziak uznawał za swojego tatę, szokując przy tym cały klan. Sam rudzielec zbytnio nie wiedział o co chodzi wszystkim klifiakom, przecież to był jego tata! Ba! Nawet Potokowa Gwiazda był jakiś taki nie swój, od kiedy wrócił ze zgromadzenia. Czyżby stało się coś tam poważnego? Młodzik z początku chciał podpytać o to Księżyca, jednak widząc rozdrażnienie rodzica odpuścił sobie, nie chcąc go jeszcze bardziej wkurzać. Postanowił więc zagadać do medyka - Lśniącego Słońca. Kocur przecież był na zgromadzeniu, a więc zapewne wie, co się tam stało. A przynajmniej teoretycznie.
- Lśniące słońce... b-bo ja chciałbym o coś zapytać - zaczął młodziak, wchodząc do leża medyka. Liliowy kocur zmarszczył z lekka brwi, odparł jednak uczniowi, że może pytać śmiało. Sam zaś, wrócił do sortowania liści brzozy i kocimiętki - No bo wiesz... wszyscy się na mnie głupio patrzą od czasu zgromadzenia - bąknął pod nosem, wlepiając swe czekoladowe oczy w medyka, który aktualnie sprawiał wrażenie, jakby zobaczył jakiegoś kota z miejsca gdzie brak gwiazd. Lisia Łapa zmarszczył brwi, ruszając wąsami, po czym usiadł, uważnie czekając na odpowiedź starszego. W między czasie przywitał się z Sokolą Łapą, który właśnie wrócił z Lawendową Łapą i Słonecznym Blaskiem ze zbierania ziół.
- No więc... - kaszlnął głucho syn Poplamionego Piórka, zostawiając w spokoju na chwilę roślinki, po czym potarł pysk łapą - Chodzi tu o ciebie, młody. Wybacz, ale nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Musiałbyś sam udać się osobiście do Potokowej Gwiazdy, jednak wątpię, aby lider chciałby Ci cokolwiek zdradzić - zakończył z cichym westchnięciem, owijając ogonem łapy. Rudzielec zamrugał zszokowany, jak to przez niego?! Przecież on nic nie zrobił! Urodził się tutaj, w klanie klifu! Fakt, nie znał swojej mamy, ale miał ojca, a przecież to już coś, prawda?
- Oh... dziękuję, Lśniące Słońce - mruknął niewyraźnie, wychodząc z leża, po czym skierował się w stronę strumyka, przy wyjściu tłumacząc Muchomorowemu Sercu, że Księżycowy Pył kazał mu spróbować polować samemu. Bury kocur łyknął kit, wypuszczając go z obozu.
Lisek dziękował w duchu, że wojownik tak łatwo dał się okłamać, potrzebował teraz chwili dla siebie, szczególnie po tym, czego właśnie się dowiedział. Namieszało mu to ostro w głowie, uniemożliwiając logiczne myślenie. Terminator podszedł ostrożnie do strumyka, zanurzając w nim koniuszek języka, by chociaż trochę ochłodzić się w ten ciepły dzień. Nagle, jakiś szelest sprawił, że odskoczył do tyłu na cztery równe łapy, wpatrując się szeroko otwartymi ślepiami przed siebie.
- Ej, ty! - zawołał strosząc futerko na całym ciele, na widok jakiegoś czekoladowego wojownika, od którego czuć było królikami i trawą - Nawet się nie waż włazić na teren mojego klanu! - dodał, prychając gniewnie, podchodząc bliżej wody na sztywnych łapkach.

< Czapli Potoku? >

23 lutego 2019

Od Cętki

Cętka cicho wyjrzała spoza klapki w drzwiach. Przeszła przez nią i podkradła się w stronę ogrodzenia, by potem zatrzymać się w krzakach. Przecisnęła się przez krzew w kierunku dziury w płocie. Mimo, iż kolce zahaczały się o jej futro ta niepowstrzymana parła naprzód. Liście, które pozostały w jej futrze również miały być oznaką jej bohaterskiego czynu… Przeszła przez ukryte przejście i odetchnęła świeżym powietrzem łąki. Szybko, by nikt jej nie zauważył popędziła w kierunku drugiej strony pastwiska. Już po pierwszym odcinku drogi mała dostała zadyszki i musiała się na chwile zatrzymać. Po krótkim odpoczynku ruszyła w dalszą drogę. Po drodze widziała mało roślin medycznych. „Pewnie wszystkie pozjadały owce” – westchnęła smutno kotka. Gdy już dotarła do końca łąki zobaczyła przed sobą mały płotek. W porównaniu do ogrodzenia jej domu to było małe i mizerne. Wszędzie były dziury… Mała spojrzała poza przeszkodę i ujrzała wysokie trawy. Nigdy nie wychodziła poza pastwisko owiec, ale tym razem miała jakiś cel. Musiała znaleźć rośliny lecznicze i… pokazać je mamie na dowód swojej odwagi. Tak… taki miał być plan… Ale teraz nagle miejsca poza jej domem i to w ciemności mroziły jej krew w żyłach, do tego tej wiosennej nocy było bardzo zimno… O tej porze zawsze znajdowała się w ciepłym legowisku… no cóż… wyzwanie to wyzwanie! Dlatego poczłapała dalej i wślizgnęła się pod płot, by potem, po prostu, przejść pod nim. Gdy wstała zaczęła przedzierać się przez chaszcze. Kilka chwil potem zauważyła bardzo wysokie łodygi z kwiatami na górze. Domyśliła się zatem, że to musi być Krwiściąg. Zerwała jego trochę i zabrała ze sobą dalej. Po minucie spaceru wyrósł przed nią wysoki las. Cętka, jak to kociak, - ciekawa świata, postanowiła wejść i zobaczyć co tam się dzieje. Zachęcił ją też Glistnik, który rosnął w głębi głuszy. Mała bystrymi oczami ujrzała go w ciemności. Nie przeciągając weszła do puszczy i zerwała roślinę. Kotka z zieleniną w pysku wchodziła dalej w las. Po jakimś czasie szwędaniny, w poszukiwaniu większej ilości Glistnika, nie mogła już dojrzeć wyjścia z lasu. Ponadto księżyc zasłoniły chmury, których jeszcze chwili temu nie było! Robiło się coraz zimniej, a Cętka w panice biegała po lesie i szukała wyjścia. Po jakimś czasie bezsensownej bieganiny usiadła i zaczęła cicho piszczeć. Kilka minut później zasnęła znużona i wyczerpana.
***
Słońce powoli „wstawało”. Kocię otworzyło oczy. Od razu po przebudzeniu w nos wpadły jej niesamowite zapachy lasu, a niezwykła zieleń na chwilę przyćmiła jej oczy. Z początku nie mogła zorientować się gdzie jest, ale potem przypomniała sobie straszną bieganinę i panikę. Poderwała się szybko i rozglądnęła wokoło. Wszędzie drzewa… nawet Cętka nie mogła ujrzeć gdzie poprzedniej nocy zostawiła rośliny lecznicze, pewnie zgubiła je podczas chodzenia wte i wewte… Kotka postanowiła tym razem nie histeryzować i powoli skierowała się w stronę głębin lasu – oczywiście Cętka nie miała pojęcia gdzie idzie.
Nagle do jej nozdrzy wpłynęły nieznane zapachy. Coś dzikiego i ostrego… zorientowała się jednak za późno i jej oczom ukazała się jakaś kocia postać. Była to niewątpliwie kocica, poruszała się zgrabnie wśród roślinności, jakby była urodzona w lesie! Czekoladowa sierść grała z kolorem pni drzew, a jej niebieskie oczy spoglądały wokoło z wyrazem skupienia. Niosła w pysku Glistnik i Krwiściąg… czy to nie było Cętki? Nieważne…
- Och! – kotka właśnie prawie, by nadepnęła na córkę Burki. Ale kocię jak na nią zwinnie prześlizgnęło się wśród łap starszego kota. Przez chwilę obie stały nieruchomo i patrzyły się na siebie. Pierwsza otrząsnęła się nieznajoma.
- Co ty TU robisz? – zapytała z zaciekawieniem, ale i z powagą.
- Hmmmm, właściwie to… nie wiem? Ja tylko szukałam ziół dla mamy… - Cętka skrzywiła się niezgrabnie i wskazała na zioła w pyszczku starszej kotki. – To chyba moje… - powiedziała nieśmiało.
- Twoje, a skąd pieszczochy znają się na roślinach? – zapytała czekoladowa.
- Eeeee, no ja… mama mnie nauczyła… poza tym co to są te pieszczochy? – zaciekawiło się kocię.
- Długo, by opowiadać… choć zabiorę Cię do domu..
- Nie proszę… ja nie będę mieć wytłumaczenia dla mamy… mama strasznie nie lubi gdy jestem nieposłuszna – skłamała mała. W rzeczywistości jednak była bardzo ciekawa gdzie i jak mieszka kotka.
- Hmmm… to co mam z Tobą zrobić? – zapytała sama siebie czekoladowa.
- Może zabierzesz mnie do swojego domku na jakiś czas? – podsunęła sprytnie Cętka.
- Musiałabym się nad tym zastanowić… Co, by powiedział na to Borsucza Gwiazda? – westchnęła czekoladowa i pokręciła głową. – Ale dobrze, mimo iż nie mam cierpliwości do maluchów zabiorę Cię do obozu… tam przywódca postanowi co z Tobą zrobić – powiedziała kocica. Od razu po „zabio…” Cętka skoczyła wysoko w górę i zaśmiała się wesoło. Po drodze kotki wszczęły rozmowę i zapoznały się nieco. Turkawie Skrzydło, bo tak właśnie miała na imię medyczka dowiedziała się o zamiłowaniu kociaka do medycyny, a Cętka nieco o klanie.

<Turkawie Skrzydło? Błagam Cię odpisz…>