dawno temu
Pod rządami Borsuczej Gwiazdy nie było kolorowo. Szybko rewolucjoniści przekonali się, że postawili na niewłaściwego lidera, jednak było za późno, Jesionowa Gwiazda przepadł bez wieści. Borsucza Gwiazda wprowadził swoje tyraniczne rządy, przy swoim boku mając Ognisty Język i Borówkowy Liść. Kacze Pióro brzydził się nowym liderem. Do tego ten zmusił go do zajmowania się Czarną Łapą. Oczywistym było, że rudzielec nie będzie się skłaniał do przestrzegania tych reguł. Nowego ucznia traktował jak lisiego bobka, dając mu najbardziej obrzydliwe i mało ambitne prace do wykonania - jednak w razie skargi nie można było mu zarzucić, że nie uczy go czegoś z medycyny, były to po prostu bardzo podstawowe rzeczy jak zdobywanie mysiej żółci. Skupił się na treningu Muchomorzej Łapy, żeby chociaż tak uciec myślami. Naturalnie Borsucza Gwiazda uwziął się właśnie na niego. Pałali do siebie nienawiścią. Kacze Pióro nie zdziwił się, że stał na celowniku i był pod pilną obserwacją. To jednak niewiele zmieniało rudego medyka. Zamierzał przetrwał, odnaleźć ojca i pomóc mu w odzyskaniu należnej mu władzy. Utrata statusu syna lidera była nieprzyjemna, ale nie chodziło o to. Chciał sprawiedliwości dla klanu i powrotu swojego ukochanego taty, za którym tęsknił.
Tego dnia łapy skierowały Kacze Pióro do legowiska medyków pod pretekstem bolących stawów u starszych. Wypatrzył swoją dawną mentorkę. Rozmawiała o czymś szeptem ze Smutną Ciszą, jednak gdy go dostrzegła momentalnie się odsunęła, wracając na swoje posłanie, odwrócona do niego tyłem. Kacze Pióro westchnął z irytacji. Podszedł bliżej, kładąc na ziemi pęczek ziół.
- To na stawy, w razie jakby zaczęły wam doskwierać. - zwrócił się do obu kocic, choć wzrok miał utkwiony wyłącznie w mentorce. - Na pewno też trzeba sprawdzić, czy nie macie kleszczy. Znając naszego ukochanego lidera nie zlecił tego uczniom. Mglisty Śnie.
Uszy kotki drgnęły na dźwięk imienia. Na pewno go słyszała. Kacze Pióro usiadł przy niej, owijając ogon wokół łap i lekko przechylając głowę.
- Co się z tobą stało. Byłaś tak dobrą medyczką. Wiele się od ciebie nauczyłem. - miauknął powoli, starając się nie brzmieć nerwowo, choć czuł irytację ze względu na fakt, że kotka zachowywała się jak oszalała. Z dawnej wspaniałej i upartej kotki, w której kryło się sporo wiedzy, stała się wrakiem kota. Ten widok był smutny dla karzełka. - Jestem tu, żeby ci pomóc, jeśli będziesz mnie potrzebować.
Wstał ze swojego miejsca, wzniecając trochę kurzu w powietrze. Skierował się do wyjścia, odwracając przed przekroczeniem progu. Złapał wtedy spojrzenie z Mglistym Snem. Trwał w swojej pozycji czekając, czy każe mu wracać, jednak biało-czarna zbyt długo milczała.