Chłodny wiatr wpadał i wypadał z obozowiska Klanu Wilka. Cisowa Kołysanka nie mogła spać. Wicher szeleścił gałęziami, rozbudzając zaspaną kotkę co uderzenie serca. Wstała zirytowana. Aż żałowała, że słuch też jej nie może szwankować. Rozmazane legowisko wojowników zawsze było wyzwaniem. Niewyraźne bure sylwetki na tle burej ziemi wśród burawego mchu. Nie dało się przejść i nie nadepnąć na kogoś.
— Jak łazisz przeklęta pokrako. — syknięcie szybko dało jej znać, że miękka masa znajdująca się pod jej łapą była kotem.
Przekręciła łeb, starając się spojrzeć na źródło dźwięku.
— Sorki, nie zauważyłam cię.
— Jakim cudem, ciemnoto? Trzymasz swoje brudne łapska centralnie na mojej sierści. — wycharczała wojowniczka.
Cis zmrużyła ślipia.
— Naprawdę? — starała się zabrać łapę z kotki, lecz za każdym razem na trafiała na inną część jej ciała.
Wojowniczka naprawdę zdawała się na granicy cierpliwości. Cis nie mogła skłamać, że nieco bawiły jej ją jęki. Przypadkowo, a może i celowo wymierzyła łapą koło niewielkich i rozmazanych zielonych punktów.
— Ups.
— Dosyć tego! — krzyknęła Sosnowa Igła. — Pożałujesz dnia, w którym matka wypluła cię na świat pokrako.
Cisowa Kołysanka szybko, i depcząc jednocześnie innych wojowników, pognała w stronę światła. Wściekła Sosna tuż za nią. Czuła jej oddech na ogonie. Pełen gniewu i agresji. Aż parzył. Trochę się wkopała. Musiała znaleźć jakiegoś rycerza, który obroni ją przed furiatką.
— Pomocy... — miauknęła niczym prawdziwa dama w opałach. — Furiatka chce mnie zabić za nic.
— Ja ci dam za nic, przebrzydłe lisiej łajno! — wrzasnęła za nią Sosnowa Igła.
Cis starała się stawiać łapy prosto, lecz ciągnące się po obozowisku kałuże ledwo widoczne dla niemal ślepej kotki skutecznie to uniemożliwiały. Ślizgała się, próbując złapać równowagę i nie moczyć łap, lecz z każdym uderzeniem serca było coraz gorzej.
— Mam cię. — syknęła Sosna, wskakując na wojowniczkę z wyciągniętymi pazurami.
Runęły obydwie w błotnistą kałużę, która pokryła ich futra.
— Zapłacisz za to. — warknęła bura, zbliżając coś do jej pyska.
— Co tu się dzieje? — spokojny głos zastępczyni znalazł się koło nich.
Sosna ucichła na uderzenie serca. Cisowa Kołysanka nie wiedziała za bardzo jaką minę ma liliowy kształt przed nią.
— Wiśniowy Świcie, ta godna pożałowania lisia wywło-
— Kłótnia kochanków. — miauknęła Cisowa Kołysanka, przerywając Sośnie. — Sosence nie spodobało się, że dzisiaj nie spędzimy razem poranka.
— Co? Nie. Fuj. Nigdy. Przestań łgać, wronia strawo.
— Oh, kochanie, nie przy wszystkich, proszę. Potem mnie "ukarzesz". — szepnęła do znajdującego się przed nią kształtu.
— Zapomnij. Nigdy. Pożałujesz, Cisowa Kołysanko.
Przekręciła łeb, starając się spojrzeć na źródło dźwięku.
— Sorki, nie zauważyłam cię.
— Jakim cudem, ciemnoto? Trzymasz swoje brudne łapska centralnie na mojej sierści. — wycharczała wojowniczka.
Cis zmrużyła ślipia.
— Naprawdę? — starała się zabrać łapę z kotki, lecz za każdym razem na trafiała na inną część jej ciała.
Wojowniczka naprawdę zdawała się na granicy cierpliwości. Cis nie mogła skłamać, że nieco bawiły jej ją jęki. Przypadkowo, a może i celowo wymierzyła łapą koło niewielkich i rozmazanych zielonych punktów.
— Ups.
— Dosyć tego! — krzyknęła Sosnowa Igła. — Pożałujesz dnia, w którym matka wypluła cię na świat pokrako.
Cisowa Kołysanka szybko, i depcząc jednocześnie innych wojowników, pognała w stronę światła. Wściekła Sosna tuż za nią. Czuła jej oddech na ogonie. Pełen gniewu i agresji. Aż parzył. Trochę się wkopała. Musiała znaleźć jakiegoś rycerza, który obroni ją przed furiatką.
— Pomocy... — miauknęła niczym prawdziwa dama w opałach. — Furiatka chce mnie zabić za nic.
— Ja ci dam za nic, przebrzydłe lisiej łajno! — wrzasnęła za nią Sosnowa Igła.
Cis starała się stawiać łapy prosto, lecz ciągnące się po obozowisku kałuże ledwo widoczne dla niemal ślepej kotki skutecznie to uniemożliwiały. Ślizgała się, próbując złapać równowagę i nie moczyć łap, lecz z każdym uderzeniem serca było coraz gorzej.
— Mam cię. — syknęła Sosna, wskakując na wojowniczkę z wyciągniętymi pazurami.
Runęły obydwie w błotnistą kałużę, która pokryła ich futra.
— Zapłacisz za to. — warknęła bura, zbliżając coś do jej pyska.
— Co tu się dzieje? — spokojny głos zastępczyni znalazł się koło nich.
Sosna ucichła na uderzenie serca. Cisowa Kołysanka nie wiedziała za bardzo jaką minę ma liliowy kształt przed nią.
— Wiśniowy Świcie, ta godna pożałowania lisia wywło-
— Kłótnia kochanków. — miauknęła Cisowa Kołysanka, przerywając Sośnie. — Sosence nie spodobało się, że dzisiaj nie spędzimy razem poranka.
— Co? Nie. Fuj. Nigdy. Przestań łgać, wronia strawo.
— Oh, kochanie, nie przy wszystkich, proszę. Potem mnie "ukarzesz". — szepnęła do znajdującego się przed nią kształtu.
— Zapomnij. Nigdy. Pożałujesz, Cisowa Kołysanko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz