BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 stycznia 2021
Od Miedzianej Iskry CD Potrójnego Kroku
Od Iskrzącego Kroku CD Barwinkowego Podmuchu
— No dobrze, nie rób tego następnym razem, bo nie będę taka łagodna. Do odwołania masz pomagać medykom oraz spełniać wszystkie prośby królowych oraz Sokolego Skrzydła — czarno-ruda skinęła jej głową, czując jednocześnie jak cały stres z niej znika. Zanim jeszcze odeszła, otworzyła mordkę tej ostatni raz.
— Jeszcze jedno, Berberysowa Gwiazdo. Mogłabyś zapanować nad swoim synem? Nie życzę sobie oskarżania mnie, że niby zdradzam klan i chodzę w krzaki z tymi kocurami, bo tak jak wspomniała, kodeks wojownika nie zabrania mieć znajomych w innych klanach. Dodatkowo prawie pobił się z liderem klanu wilka, Wróblową Gwiazdą — miauknęła spokojnie, odchodząc. Swoje łapy skierowała w stronę ojca, który wylizywał swoje futerko przed legowiskiem wojowników. Kątem oka widziała, jak lidera przywołuje do siebie swojego syna, zaś po jej mimice i ruchach było widać, że Szczawiowy Liść zbiera konkretny opierdol.
— Zgadnij kto ma przesrane, tatku — zachichotała, ruchem głowy wskazując opieprzanego właśnie liliowego kocura. Napuszyła futro z dumy, uśmiechając się szeroko.
Od Zbożowego Kłosu CD Chrobotkowej Łapy
Strzepnęła uchem, gdy szumiący wiatr rozwiał jej futro. Chrobotkowa Łapa nadal nie wróciła z polowania, co zaczęło niepokoić kocicę. Wiedziała, że jej uczennica pod tym względem jest zdolna, bo choć bywała roztrzepana, tak łowy szły jej prawie, że idealnie. Zamruczała na wspomnienie pierwszego polowania kotki, podczas którego pochwyciła mysz. Duma wylewająca się z córki Poziomkowego Blasku była niemalże nie do opisania. Węglowa zamruczała, spoglądając w niebo. Brakowało jej kocura tak bardzo... nie sądziła, że tak szybko straci kolejnego przyjaciela. Obóz klanu nocy zdawał się być pusty bez wesołego śmiechu Biegnącego Potoku czy radosnych przekomarzań Poziomka oraz jego ukochanej. Czuła ogromne wyrzuty sumienia, że nie spędzała z nimi tyle czasu niż wcześniej, chociaż wiedziała, że każdy z nich ma swoje obowiązki.
Poruszyła niespokojnie wąsami, gdy do jej uszu dotarło wołanie o pomoc. I to nie byle kogo a jej uczennicy. Westchnęła cicho, podnosząc się z ziemi i kierując się w stronę z której dochodził lament. Truchtem ruszyła przed siebie, strosząc futro na grzbiecie, gdy krzyki narastały.
— Coś ty zrobiła? — stęknęła zdziwiona, gdy zobaczyła swoją uczennicę, która utknęła pod korzeniem. Martwa wiewiórka leżała obok jej łap o długość wąsa. Pokręciła zrezygnowana głową. Naprawdę? Utknąć pod korzeniem? Uwielbiała czarno-białą uczennicę, treningi z nią były czystą przyjemnością chociaż... czasem ją po prostu rozwalała tym, co była w stanie zrobić.
— Przepraszam... — wymamrotała Chrobotek, zakrywając mordkę łapą. Jej mentorka wzięła głębszy wdech, pochylając się na uczennicą. Obwąchała ją dookoła, by sprawdzić, czy czasem nie leci jej krew. Na szczęście jedyną czerwoną cieczą jaką czuła, była ta należąca do wiewiórki.
— Nie masz za co przepraszać, Chrobotkowa Łapo. Mało razy Wieczornik gdzieś utknął, a ja walnęłam w pieniek? — zaśmiała się pod nosem, na wspomnienie szczeniackich chwil — Poza tym, ja kiedyś utknęłam, tylko, że na drzewie. Jesionowy Wicher musiał mnie za futro ściągać.
Vanka zrobiła wielkie ślepia, jakby nie potrafiąc uwierzyć, że ta silna i niezależna kocica kiedyś była tak samo w dupie, jak ona. Węglowa nic więcej już nie powiedziała. Po prostu zaczęła kopać, chcąc zrobić jak największą lukę między korzeniem a grzbietem uczennicy. Kupka piachu, malutkich kawałków gałązek oraz kamyczków tylko się powiększała a wojowniczka kopała zacięcie, do momentu, aż uznała, że już wystarczy.
Popchnęła ją od tyłu i kotka była już wolna, tylko z lekka ubrudzona. Obie otrzepały się w kurzu i piachu, jednak dobrze wiedziały, że bez porządnego mycia się nie skończy.
— No chodź — Zbożowy Kłos zachęciła ją machnięciem ogona. Chrobotek wzięła w mordkę wiewiórkę, zaś jej mentorka odkopała ukrytą nornicę oraz dzięcioła, również łapiąc swoje piszczki w zęby. Spokojnym krokiem kierowały się w stronę obozu klanu nocy, który o tej porze dnia dudnił życiem. Chrobotek zdawała się być jednak niedostępna, pogrążona w swoich rozmyślaniach szła ze spuszczoną głową, targając ogon wiewiórki po trawie — Hej, co się tak martwisz, hm? Przecież nic się nie stało — bengalka trąciła ją barkiem. Intensywne spojrzenie żółtych ślepi przeszyło ją na wskroś, nietęga mina uczennicy niezbyt jej się podobała — Co powiesz na wyścig do stosu ze zwierzyną? — zaproponowała, unosząc brew. Chciała młodą jakoś rozerwać, żeby się tak tyle nie martwiła byle pierdołą.
Od Małego Wilka CD Kawczego Lotu
Puścił uwagę brata mimo uszu. Ostatnie na co miał ochotę, to wielkie przemądrzanie się Kawki. Prychnął cicho, sam nie był zadowolony, że jeden z jego bachorów tak, jak on nie ma dwóch kończyn, jednak zdusił tą uwagę w gardle. Przed oczami już miał obraz żałosnego życia, które czeka tą małą drażniącą kulkę futra. O ile ich cudowny lider nie wpieprzy go do starszyzny na resztę życia, to jeśli zostanie wojownikiem to z pewnością tylko z litości, jak on. Miał ochotę wydrapać Iglastemu ślepia za to. W dupę niech se wsadzi litość.
— Niedługo pozbędę się problemu.
Mruknął średnio wyraźnie, po czym odszedł, zostawiając brata samego z tą myślą. Jego ogon przecinał powietrze ilekroć poruszał nim by złapać równowagę i nie wywalić się na krzywy pysk.
Wyszedł z kociarni z Jeżynkiem w pysku, który spał niczego nieświadomy. Poruszył niespokojnie uszami, kierując się do wyjścia.
— A ty co? Idziesz gówniarza utopić? — zatrzymał się, słysząc głos Kawki. Prychnął zirytowany.
— Nie. Oddać do dwunogów.
— Aha — nie potrafił odgadnąć emocji z pyska brata chyba pierwszy raz w życiu. Chciałby wiedzieć, co mu tam po łbie lata — A jak się Wróbel dowie?
— Coś ty taki nagle troskliwy? W dupie mam Wróbla. Nie chcę, żeby gnojek miał tak chujowe życie jak ja — miauknął, zaciskając szczęki, by rudzielec nie upadł na ziemię. Jeszcze żywego alarmu mu brakowało — Wrócę, jak coś mnie nie zabije — mimowolnie zaśmiał się pod nosem. Oczywiście, że wróci do tego zasranego klanu, kto by przecież drażnił tego pachołka Borsuk? No i Kawka też powinien lepę na ryj otrzymać. No ale to jak wróci.
— Wojowniku! Tutaj! — usłyszał przed sobą głos Alfreda. Rudy kocur siedział na trawie, tuż obok płotu zaś na jego szyi wisiała niebieska listki obróżka w listki z jakąś plakietką.
— Opiekujcie się nim — mruknął, stawiając kociaka przed pręgusem.
— Ej, co to ma niby być! Ktoś mnie o zdanie zapytał?! — zasyczał Jeżynek, strosząc futerko — Gdzieś ty mnie zabrał ciołku jeden? — zwrócił się do ojca, plując mu pod łapy.
— Idziesz do dwunogów. Nie będziesz już mieszkać w klanie wilka. Zadowolony?
— No! Nareszcie żeś mózgiem ruszył. To co, idziemy nowy tato? — czarny poczuł ukłucie w klatce piersiowej na słowa syna. Nie dał po sobie tego poznać. Pożegnał się z Alfredem, ostatni raz spojrzał na swego potomka, po czym udał się w drogę powrotną. Tylko... nigdy nie dotarł do rodzimego klanu. W pewnym momencie przed nim pojawił się wielgachny cień. Niezrozumiałe słowa dwunogów dotarły do jego uszu z opóźnieniem, gdy coś łupnęło go z całej siły w głowę. Upadł na ziemię brocząc krwią. Powieki mu opadły a gdy się ocknął, zrozumiał, że jest w miejscu, do którego idą wszystkie dobre zdechlaki. Teraz brak przednich łap nawet mu nie przeszkadzał, czuł się tak, jakby miał cztery kończyny co przyjął z radością i ulgą. Może i zdechł ale zyskał święty spokój, zaś jego rodzinka niech się chrzani. On miał już wszystko gdzieś.
Od Wróblowej Gwiazdy
Od Małego Wilka
Sprawa Jeżynka mierziła go niemiłosiernie. Może i nie był cudownym i genialnym starym, bo krótko mówiąc - miał dzieciaki w dupie, tak mimo wszystko, wolał być pod jednym względem lepszy niż ten wyliniały szczur, który go spłodził. Oczywistym było, że jeśli Borsuk nie zacznie pieprzyć od rzeczy na ucho Wróblowi, ten najpewniej by posłał swojego bratanka do starszyzny, gdzie siedziałby do usranej śmierci.
Jak Szczurza Łapa.
Młody kocurek dawał też srogo znać, że życie klanowe to on ma gdzieś i rzyga na te wszystkie zasady. Wielokrotnie Śnieżka żaliła mu się, jak to rudzielec brynczał, że już wolałby zdechnąć, nie urodzić się. Brzmiało to cholernie znajomo. Coś tam jeszcze narzekał, że woli zostać pieszczochem, niż gnić tu uderzenie serca dłużej.
Czarny uznał więc, że wyśmienitym pomysłem będzie wciśnięcie bachora jakimś pieszczochom na wychowanie. Własnego dzieciaka nie miał za bardzo ochoty kropnąć, także to był wręcz idealny sposób, by wilk był syty a i owca cała. Dlatego tak cholernie się ucieszył, gdy podczas polowania wyłapał fetor kotów dwunogów. Ruszył śladem, licząc, że nikt przed nim go nie wyczuł i nie przepędził w trzy wiatry.
Miał szczęście - pieszczochy znajdowały się tam, gdzie kończył się trop. Mały zastrzygł uszami, obserwując jak kotka i kocur rozpaczliwie kogoś wołają.
"Rubinku! Chodź do nas! Nie chowaj się!"
Skrzywił pysk, gdy wrzaski zabolały go w uszy. Obstawiał, że jakiś gówniak im się zgubił, dlatego tak się drą i latają jak kot z pełnym pęcherzem o poranku. Zmarszczył brwi. A może... Może uda mu się wepchnąć im Jeżynka? Toż to była genialna myśl! Pozbędzie się tej małej glisty! Zamruczał z aprobatą na własny pomysł, po czym wylazł zza jeżyn.
— Nie powinno was tu być — burknął, marszcząc brwi — Za włażenie na teren klanu by was rozszarpali — dodał zaraz, przysiadając długość lisiego ogona od rudego kocura i białej kotki. Ci zamrugali z zaskoczenia, zamierając w bezruchu. Wlepiali w niego przerażone ślepia, jakby nie wiedzieli co mają teraz zrobić.
— P-przepraszam pana. My tylko szukamy naszego synka... zgubił się — miauknął niemrawo rudzielec, kładąc po sobie uszy — Pół wschodu słońca go szukamy — wyjaśnił szybko. Mały Wilk machnął ogonem w zadumie.
— Czy wasze dwunogi potrafią zapewnić odpowiednie życie kotu bez łap? — wypalił, nim zdążył pomyśleć. Pręgus nastroszył futro, patrząc na wojownika i przechylając łeb na bok.
— C-co?
— Odpowiedz.
Pieszczochy wymieniły ze sobą przerażone spojrzenia. Mruknęli coś do siebie, po czym kotka skinęła głową.
— O-oczywiście, że tak! Nasza przyjaciółka, Beatka, nie ma trzech łap i radzi sobie wyśmienicie! — biała kocica uśmiechnęła się mimowolnie. Mały kiwnął głową. Czyli na jedno odpowiedź już znał. Przymknął ślepia, czekając uderzenie serca, aż zada kolejne.
— Ile księżyców ma wasz syn?
— Pięć — tym razem odezwał się kocur.
— Pomogę wam go znaleźć. Jednak pod jednym warunkiem, musicie wziąć pod swoją opiekę mojego syna - Jeżynka. W klanie wilka nie ma dla niego miejsca
— No... zgoda. Tylko niech pan pomoże nam szukać syna!
Kiwnął głową, węsząc. Parszywy zapaszek żarcia pieszczochów i mleka unosił się w powietrzu. Był w szoku, że te półgłówki nie zdołały zwietrzyć tej woni, jednak było mu to na łapę. Mógł się teraz wykazać i pozbyć tego małego gamonia, który wiecznie narzekał na miejsce, w którym się urodził.
Przyspieszył kroku, gdy usłyszał żałosne zawodzenie kocięcia. Przedarł się przez krzaki oraz zarośla, które chlastały go boleśnie po pysku, by kilkanaście uderzeń serca później, mieć przed sobą obrazek kociaka, który wlazł na pieniek po ściętym drzewie i nie mógł teraz zejść.
— Ja pierd- — urwał, gryząc się w język. Kruszynka, bo tak nazywała się kotka, wyminęła go pospiesznie razem z Alfredem, gdy wytulić mocno malucha. Wojownik pokręcił zrezygnowany głową — Przy farmie. Juro o wschodzie słońca — mruknął, zaś gdy otrzymał twierdzące miauknięcie, ruszył w drogę powrotną do obozu, gdzie zebrał serię durnych komentarzy, że jak to capi pieszczochami i dwunogami. Zlał je mimo uszu. Liczyło się to, że znalazł wyjście z problemu. Wieczorem, zanim nastąpił wymarsz na zgromadzenie, powiedział jej na osobności o wszystkim. Kotka niechętnie przystała na jego propozycję, jednak słysząc tłumaczenia kocura - zgodziła się.
Od Bursztynowej Łapy
Najstarszy z nich musiał przejść na zasłużoną emeryturę do starszyzny.
Od samego rana trójka kotów pracowała przy swoich pacjentach. Bursztynowa Łapa otrzymał najlżejszy kaliber - odwodnienie u Kwaśnej Łapy. Kremowy musiał głównie skupić się na tym, by bliski "partner" Zimorodkowego Blasku otrzymywał świeżą wodę o określonych porach dnia. Pomarańczowooki potraktował to zadanie naprawdę poważnie.
Kto lepiej nie zajmie się młodym kocurem, jak nie on! Bursztynowa Wysokość! Przyszły wspaniały medyk Klanu Klifu! No... Na dłuższą metę bardziej asystent, bo Firletkowy Płatek raczej nie odda stołka głównego leczącego zbyt szybko. Mimo wszytko, kremowy zostanie pełnoprawnym użytkownikiem zielarskiej strony mocy. Do tego jego przespaniałe futro, półdługie, które ogrzeje małe kocięta, przystojne kocury i pełne wdzięku kotki. Klifiaki będą pragnęły dotknąć jedwabną strukturę włosia i zanurzyć się w nią...
Kremowy wesoło myślał podczas podawania mchu pod pysk Kwaśnej Łapy. Nucił pod nosem jakąś melodyjję bez żadnego sensu czy rytmu, ale takie niesamowite miauczenie przyspieszy proces leczenia.
-Pod twoją obronę... Uciekamy się święty Klanie Gwiazd... Naszymi prośbami raczcie nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych piorunów raczcie nas zawsze ochraniać, gwiezdni wspaniali i pochwaleni - mówił kolejną modłę ku przodkom. Słowa pełne wigoru dodadzą sił zarówno jemu, jak i Firletce i Sokołowi.
- Bursztynowa Łapo, podaj mi korzeń łopiany! - usłyszał głos swojej mentorki. Ta zajmowała się zapewne ugryzieniem przez szczura. Ha, kremowy znał praktycznie większość właściwości i użycia ziół! Był mądry! Coraz mądrzejszy! Chwała Klanowi Gwiazd! Pragnął składać im cześć, ułożyć krąg z kwiatów lawendy i tańczyć w rytm jakiejś szamańskiej melodii.
- O panowie nasi, orędownicy nasi, sojusznicy nasi... Pocieszyciele nasi. Z gwiazdami nas pojednajcie, gwiazdom nas polecajcie, gwiazdom nas oddawajcie... Już idę! - dokończył modłę kocurek, wziął potrzebny łopian i podszedł do swojej mentorki. Zajmowała się Tańczącą Pieśnią. Asystentka medyka od razu po otrzymaniu łopianu zaczęła przeżuwać go na papkę.
- Bursztynowa Łapo, chodź tu na moment - miauknął Sokole Skrzydło.
- Wow, czuję się jak tania siła robocza, ale to wszytko dla Klanu Gwiazd! Ale potem będę podrywał z radości. Oj, niebo się zatrzęsie, gdy usłyszy, jakie przecudowne słowa wyjdą z moich ust! - powiedział na głos kocurek idąc do medyka.
Uczeń został poproszony o zajęcie się Szczawiowym Liściem, biedaka dopadło zatrucie pokarmowe. W międzyczasie Sokole Skrzydło zajmował się wybitym barkiem Zgubionej Duszy. Najstarszy od razu rozpoznał schorzenie i majestatycznymi ruchami wstawiał na miejsca wszytkie określone partie ciała kotki.
- Zajmę się tobą najlepiej, jak potrafię! Zobaczysz, wujaszku, wyliżesz się z tego. Po tym wszystkim twoje piękno będzie oślepiało podwójnie, gdy tylko stąd wyjdziesz! - miauczał pogodnym tonem kremowy. Podał wujkowi jagody jałowca, by najpiękniejszy kocur w Klanie Klifu mógł się uspokoić i przy okazji nie czuć potwornych bóli brzucha. Za pomocą liści wierzby, mięty nadwodnej i kilku innych ziół, by ulżyć cierpieniu członkowi swojej rodziny.
- Ojej... Mam złe wieści, musisz tu do jutra posiedzieć. Cóż... Wiesz... Jak ci się pogorszy, to zainterweniuję od razu.. Ojej, muszę podać wodę Kwaśnej Łapie i posegregować zioła! Potem do ciebie przyjdę! - miauknął Bursztynowa Łapa, podbiegając do ucznia wojownika.
I tak reszta dnia spłynęła kremowemu na opiece nad Szczawiowym Liściem i Kwaśną Łapą oraz układaniu ziół. Po połowie doby pracy Bursztynowa Łapa położył się na swoim kawałku mchu i od razu zasnął z szerokim uśmiechem na pysku, czując się zadowolony z pomocy niesionej ku czci Klanowi Gwiazdy.
Wyleczeni: Tańcząca Pieśń, Kwaśna Łapa, Szczawiowy Liść, Zgubiona Dusza
Od Smutnej Ciszy cd. Aroniowej Gwiazdy
Kiwnęła głową, podwijając zakończony białą końcówką ogon pod siebie, dalej przyglądając się Nocniaką.
- Może spróbuj do nich zagadać? Co będziesz tak sama siedzieć. - dodał lider po chwili.
- Nie jestem sama… - szeptem Smutna Cisza. - No i już zagadałam do jednego Nocniaka, a właściwie do dwóch.
- Hm? Jak się nazywają?
- No ty i mój brat.
Pomarańczowooki cicho westchnął.
- Inni też są całkiem spoko. - rzekł łaciaty.
- Wiem, ale nie potrzebuję się przywiązywać do większej ilości kotów. Najczęściej to przynosi dużo bólu. - odwróciła powoli głowę w tył i odeszła zostawiając Kocura samego.
Odłożyłam stokrotkę, którą trzymałam w pysku. Była taka delikatna i mała i.... I taka podobna do mojej córki… Wspomnienie o niej wywołało niemały ból. Zacisnęłam zęby i powstrzymałam się od niepotrzebnego płaczu. Wymruczałam coś pod nosem do medyczki w pożegnaniu i wyszłam ze schowka medyka. Podreptałam w ciszy do legowiska przywódcy. Byłam ciekawa, czy Aroniowa Gwiazda już zasnął. Spojrzałam w górę z lekkim uśmieszkiem na pyszczku, szukając wzorkiem lidera, lecz już po chwili zauważyłam, że nie było go tam. Rozejrzałam się po obozie. Moją uwagę przykuł czarny ogon wystający z krzaków jeżyn.
- Mhm… - wykrztusiłam z siebie, gdy byłam u boku tego kogoś. - Potrzebujesz pomocy?
Kocur wyskoczył, przestraszony jeżąc biało-czarne futro i wydał z siebie ciche ‘’auć’’. Wzdrygnęłam się.
-Ojć…! Najmocniej przepraszam! - krzyknęłam, podnosząc bicolora z ziemi i wyciągając kilka kolców z jego ciała. - Nie chciałam… Nic ci nie jest? No i… Po co tam wszedłeś, jeśli wolno wiedzieć? - zapytałam się ze zmartwieniem wymalowanym na mojej twarzy.
Od Płacz CD. Drżącej Ścieżki
— Dlaczego wyszłaś ze żłobka? Nie jest to miejsce dla kociąt. — fuknął. Jego silny, poważny ton głosu sprawił na młodej niemałe wrażenie, które zaraz się rozpłynęło, widząc jak łapy ojca trzęsą się jak galareta, co zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Dziwne... może ona też się powinna tak zachowywać? Żeby przypodobać się ojcu, powinna zacząć zachowywać się jak on?
— No już. Spadaj do siebie. — powiedział kremowy kocur, popychając kociaka łapą w stronę żłobka. Płacz zaprała się jednak krótkimi łapkami, chcąc chociaż jeszcze chwilę doświadczyć fenomenu, jakim była rozmowa z ojcem. Która bardziej jednak przypominała monolog... albo rozmowę Drżącej Ścieżki z samym sobą? I chociaż w łepku Płacz rodziło się coraz więcej pytań, a rozbieżne odpowiedzi kremowego robiły jej mętlik w głowie, nie chciała tak szybko wracać do żłobka. W końcu miała szansę porozmawiać z ojcem! Z kimkolwiek z rodziny!
— M-może mniej tak agresywnie? — pisnął Drżący. — Nie odzywaj się. Ja to coś wychowuje. — zaraz znów warcząc. Płacz słysząc wymianę słów ojca z... właściwie z samym sobą, otworzyła tylko pyszczek, który zaraz jednak został zatkany ogonem starszego.
— Nie. Wolno. Pytać. — zaakcentował słowa, aby zostały odebrane jak coś, z czym nie można się kłócić. Młoda szylkretka skinęła jedynie głową, nie chcąc, żeby kocur czasem sobie nagle poszedł. Doświadczenie rozmowy z nim było dziwne, szczególnie przez zachowanie starszego, ale była to jakaś interakcja, której młoda tak bardzo przecież pragnęła. Więc żadnych pytań. Płacz szybko zakodowała to sobie w głowie. Chciała jakoś pociągnąć to coś. Nawet jeśli zachowanie jej ojca robiło w jej główce coraz mniej sensu. Ale... jak miała to zrobić, o nic nie pytając kocura?
— Nie jestem już takim małym kociakiem. Mogę wychodzić sama. Muszy Lot też tak robi, więc ja też mogę! — powiedziała pewnie Płacz, próbując naśladować siłę głosu Drżącej Ścieżki, gdy ten się nie jąkał. Bardziej jej pasował. Więcej zwracał się tym tonem do niej, więc jeśli będzie brzmieć podobnie, to zwróci na nią więcej uwagi?
Od Drobnej Łapy CD. Jesionowego Wichru
Mógł odetchnąć z ulgą. Jesionowy Wicher nie miał nic przeciwko zmienię przez syna stanowiska. Drobna Łapa przytulił się do jego ciepłej, czekoladowej sierści i kiwnął głową na znak obietnicy. Dobrze, że nie powiedział ojcu, że nażarł się kiedyś z Malinką kocimiętki, nie wiedząc czy to właściwa roślina. O wujku Malinowej Łapie słyszał i nie chciał skończyć jak on. Był za młody na umieranie.
- Skoro już zaczynasz swoją drogę medyka, to zbadałbyś mamę wraz ze swoją mentorką? Skarżyła się ostatnio na coś.
- Niech do nas zajrzy, to się nią zajmiemy. Będę mógł obserwować Mglisty Sen w akcji. - miauknął rudy kocurek, unosząc wysoko ogonek z radości. - To może wybierzemy się na polowanie, tato? Tak ostatni raz.
Gdy tylko Jesionowy Wicher się zgodził, oboje wybrali się głębiej w terytorium Klanu Nocy, w poszukiwaniu zwierzyny łownej.
Drobna Łapa właśnie obserwował kocicę. Rozmawiała z Pszczelą Pręgą. Drobna Łapa siedział przed legowiskiem medyka i kończył spożywanie ryby. Jej świeże mięso było bardzo smaczne. Przełknął ostatni kęs i rozejrzał się za Malinowym Pląsem. Wojowniczka gdzieś zniknęła jak na złość, a akurat miał ochotę zrobić jakiś żart Posranej Gwieździe. Jak się nudził, to musiał coś odwalić, to przecież oczywiste.
Widok ojca był wybawieniem. Podniósł się na równe łapki i do niego podbiegł. Niestety niezbyt szybko, bo dalej miał krótkie łapki. Zaklnął pod nosem. Wolałby być większy. Ale co miał poradzić na swój okropny wzrost. Widząc kątem oka Borsuczy Warkot pokazał mu zęby, na co dawny mentor odpowiedział prychnięciem. Ich relacja była na złym poziomie, czego żaden z nich nie zmieni. Drobna Łapa jedynie zastanawiał się, czy mentor posunie się kiedyś do zrobienia mu krzywdy.
Wreszcie zatrzymał się przed czekoladowym.
- Tatoooo. Nudzę się. - jęknął, siadając na ziemi. - Mali gdzieś polazła, więc nawet żartu Posrańcowi czy Ognikowi zrobić nie można. Zróbmy coś. Cokolwiek.
Poruszył wąsami na przypomnienie sobie czegoś. Od razu otworzył szerzej niebieskie ślepia i tupnął łapką.
- Tato, obietnic się dotrzymuje. Miałeś mnie nauczyć chodzić po wodzie. To chyba właściwy czas. - uśmiechnął się szeroko. - Możemy iść o razu? Prooooszę!
Od Drobnej Łapy CD. Lizaczka (Zbożowej Łapy)
- Wolałbym mieć takiego mentora niż gnić w żłobku całe dnie!- uderzył ogonem o ziemię. - Te mam prośbę, jak byś był kiedyś na zgromadzeniu, a mnie nie będzie, to napluj w twarz Płonącej Łapie, taka ruda kotka z czarny z klanu wilka. Tą, z którą się kłóciłem, proszę. Tak ode mnie! Będę twoim dłużnikiem!
Drobna Łapa zmrużył oczy w zamyśleniu. Doskonale pamiętał ten lisi bobek z Klanu Wilka. Ich trójka przekrzykiwała się na Zgromadzeniu. Kotka była dziwna, bardziej niż inne wilczaki. Skrzywił się. Poprzednie Zgromadzenie było bardzo ciekawe, ale jak wybierze się na następne to chętnie dokopie Płonącej Łapie.
- Jeszcze jej dokopiesz. Tym razem bez świadków. A ja ci chętnie pomogę. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Poruszył wąsami. - A co do mentora, to uwierz, lepiej gnić w żłobku niż trenować z Borsuczym Warkotem. Lizaczku.
Kolega prychnął, a Drobny zalał się falą śmiechu.
Od tego czasu trochę się zmieniło. Drobna Łapa nie miał już powodów do narzekań, gdyż trafił pod opiekę Mglistego Snu, zmieniając swoją pozycję. No dobrze, może tylko obecność Smutnej Ciszy go drażniła, ale z nią jeszcze się policzy. Lizaczek z kolei dostał z powrotem imię Zbożowa Łapa i powrócił do treningów. Tym razem pod okiem Jesionowego Wichru. Było to zaskoczeniem dla rudzielca i kolejnym powodem do zazdrości. A on to niby dlaczego swojego taty dostać nie mógł na mentora? Nawet jeśli znał odpowiedz, to niechętnie spoglądał na syna Zbożowego Kłosu, gdy ten wracał po szkoleniu do obozu.
Dzisiaj Drobna Łapa poznał kolejne ważne zioła. Powtarzał je pod nosem, żeby na pewno zapamiętać. Mglisty Sen obiecała zabrać go na zbieranie, korzystając z ładnej pogody. Oczywistym więc było, że nie mógł się doczekać.
- Halo, jest tu ktoś?
Drobna Łapa zwrócił spojrzenie w stronę wyjścia. Ujrzał Zbożową Łapę. Rudzielec ogonem zachęcił go do wejścia.
- Mglisty Sen poszła zobaczyć co z Ognikiem. Podobno strasznie darł japę. - miauknął, uśmiechając się szeroko. Kocurek nareszcie dostał jakąś karę. Najlepiej by było go porządnie sprać, lub wyrzucić z klanu, ale na razie tym również dało się zadowolić. - Co ci jest?
Na ostatnim Zgromadzeniu Zboże był grzeczny. Może nie chciał ryzykować karą? Rudzielec prychnął. Ale jeśli chciało się być łobuzem, nie należało się bać kar! On jakoś swoją jeszcze nosił.
- Jesionowy Wicher mnie przysłał. Strasznie chce mi się pić. - mruknął uczeń zastępcy.
Drobna Łapa wywrócił oczami.
- Odwodniłeś się, lisi bobku. Leć szybko napij się wody. Lepiej nie ryzykować omdleniami, czyż nie? - miauknął, a potem zmienił temat. - Jak ci idzie szkolenie pod okiem mojego ojca?
Od Jeżowej Ścieżki CD. Mokrej Gwiazdy
Jeżowa Ścieżka pochylił się nad Chabrową Bryzą. Dotknął nosem jej czoła sprawdzając, czy gorączka minęła. Było zdecydowanie lepiej. Rozciągnęła na posłaniu z miękkiego mchu zastępczyni ucięła sobie drzemkę. Kaszel, gorączka i katar zdawały się minąć, a to był bardzo dobry znak.
- Jeżowa Ścieżko?
W wejściu rozległo się wołanie. Kocur odwrócił się i zastrzygł uszami. Czyżby kolejny pacjent? Na widok Mokrej Gwiazdy uśmiechnął się delikatnie. Ogonem zachęcił przyjaciela, żeby wszedł głębiej do pachnącego ziołami legowiska. Domyślił się, że Mokry nie przychodzi z przyjacielską wizytą. Ostatnio był zapracowany, podobnie jak Jeżyk. No może troszkę mniej, bo u czekoladowego odżył pracoholizm. Każdą chwilę wolną od spania poświęcał zajmowaniu się potrzebującymi klanowiczami, albo na zbieraniu ziół. Uzbierało się ich całkiem sporo w schowku i to była dobra wiadomość. Pora Nowych Liści nie była straszna Klanowi Burzy! A jak nadejdą jeszcze cieplejsze dni, wyrośnie jeszcze więcej roślin! To cudownie.
Jeżowa Ścieżka odwrócił pysk i chciał krzyknąć coś do Stokrotkowej Łapy. W ostatniej chwili się powstrzymał. Kotka wraz z Tuptającą Łapą zginęła w strasznych okolicznościach. Tupot, którą znał od kociaka i lubił, przez upadek z wysokości. Jej towarzyszka, córka Konwaliowego Serca i jeżykowa uczennica, prawdopodobnie przez jakiegoś wielkiego ptaka. Westchnął posępnie. Już druga uczennica, którą stracił. Na razie nie chciał ponownie zostawać mentorem. W obawie, że znowu kogoś straci.
- Słucham, Mokry. - podszedł do niebieskiego kocura. Wskazał mu na posłanie z mchu, jednak lider stanowczo odmówił. Medyk wywrócił oczami. Cały Mokry.
- Skręciłem sobie łapę. Au. - wyciągnął ją z trudem, żeby czekoladowy mógł obejrzeć. Medyk Klanu Burzy uważnie przyjrzał się skręceniu. - Dasz sobie z tym radę?
- Jasne, to łatwe. - miauknął szybko. Już tyle razy opatrywał podobne przypadki, a wręcz takie same, że nie stanowiło to dla niego zadania. Tym samym mógł pomóc przyjacielowi. - Oj, Mokry, a tobie mimo wieku figle dalej w głowie.
Wszedł do składzika z ziołami. Poza dwójką kotów u władzy, odwiedził go również Szeleszczący Zagajnik z powodu szkła w łapie. Problemowi udało się szybko zaradzić.
Czekoladowy chwycił liście bzu i wrócił do przywódcy. Przeżuł je w zaskakująco szybkim tempie w papkę, którą nałożył na łapę Mokrej Gwiazdy. Po wszystkim owinął ją w pajęczyn by papka na pewno zadziałała.
- Za dzień, dwa będzie lepiej. Do tego czasu musisz ją oszczędzać. - miauknął Jeżowa Ścieżka, wbijając poważne spojrzenie w niebieskiego. - A to oznacza zero przemęczania. Jeśli nie będziesz odpoczywał w legowisku, to cię zamknę u siebie, rozumiesz?
Wiedział doskonale, że Mokra Gwiazda unikał chorowania i dlatego rzadko u niego bywał. Ale Jeżowa Ścieżka go uważnie obserwował i nie zamierzał pozwolić na stratę życia przez przyjaciela tylko dlatego, że ten nie uważa na siebie. Nie miał pięciu księżyców!
- Usiądź i odsapnij. - polecił.
Gdy Mokry po krótkim proteście na to przystał, Jeżowa Ścieżka zabrał się za segregowanie ziół, korzystając z tych kilku chwil wolnego. Przypomniał sobie jednak o wczorajszej sytuacji. Śmierć Pląsającej Sójki była dla wszystkich ogromną stratą. Kotka cieszyła się sympatią wśród swoich pobratymców. To było dziwne, że nagle jej zabrakło. Nie była to jednak jedyna sytuacja z wczorajszego dnia. A konkretnie chodzi o kary dane po powrocie ze Zgromadzenia.
- Mokra Gwiazdo? Nie uważasz, że jesteś trochę zbyt surowy? - odwrócił pysk, spoglądając prosto w oczy przyjaciela. - Szepcząca Łapa nie zrobiła nic na tyle złego, żeby dostać bana na wszystkie Zgromadzenia. Degradacja do rangi kociaka już i tak była wystarczającą karą. To trochę eh, niesprawiedliwe. Burzowa Noc zrobiła awanturę na Zgromadzeniu i dostała sprzątanie legowisk. Ostatnie Zgromadzenie każdemu przysporzyło nerwów. Mi również.... obecność Konwaliowego Serca była zaskakująca.... Ale nie uważasz, że po ochłonięciu warto na to spojrzeć pod innym kątem?
Od Drobnej Łapy CD. Orzeszki
- Drobna Łapo przynieś, rozdrobnij i zmieszaj wrotycz maunę, nektar wrzosowy i korę wierzby dla Orzeszki i wrotycz maunę z nektarem wrzosowym dla Niezapominajka. - poprosiła Mglisty Sen.
Uczeń zastrzygł uszami. Jego pierwsze poważne zadanie na nowym stanowisku! Chciał oczywiście jak najbardziej się sprawdzić. Zapewne tak jak każdy terminator. Rudzielec pospieszył do schowka z ziołami. Zapach medykamentów dotarł do jego nosa błyskawicznie. Rozejrzał się w poszukiwaniu właściwych, które dane było mu już poznać. Chwycił je w dał. Kieruj się instrukcją mentorki najpierw je rozdrobnił, potem dodał do siebie. Nektar wrzosowy miał dodać ziołom słodkiego smaku, dla kociąt to wybawienie.
Wrzosowa Polana poszła już do żłobka, a rodzeństwo jeszcze na chwilkę zostało.
- Drobna Łapo, opowiesz mi co nieco o ziółkach? - spytała zaciekawiona Orzeszka.
Karzełek przeciągnął się, prostując przed siebie łapki. Nie poszło tak źle. Niezapominajek i Orzeszka byli wyleczeni. Kocięta z natury szybciej chorują i ich choroby mogą być poważniejsze, gdyż organizm nie jest wyhartowany. Sam przecież pamiętał jak złapał biały kaszel i wylądował u medyczki. Na słowa Orzeszki przeniósł na nią wzrok. Była córką Śnieżnej Chmury. Aż dziwne, że ten lisi bobek doczekał kociąt. Kocur dalej pamiętał, jak próbował udusić kuzyna w kociarni. Ich relacja z resztą nigdy nie będzie dobra. Drobna Łapa był zbyt zazdrosny i nieugięty. Ciekawe czy kwestią czasu będzie, aż Jesiotrowa Łuska doczeka kociąt. W końcu o jego relacji z Węgorzym Wąsem było głośno.
- Jasne. - miauknął. W sumie czemu nie. Niech młoda pamięta go jako mądrego ucznia medyka. - Chodź, Orzeszko.
Skierował się do składzika z medykamentami. Orzeszka potruchtała za nim, natomiast Niezapominajek został na miejscu. Kocur wszedł pierwszy do środka i przyciągnął do siebie kilka ciekawych ziół.
- To trybula, dobra na ból brzucha i zainfekowane rany. - wskazał ogonem na roślinę o paprociowych liściach. - A to podbiał, ułatwia oddychanie i zwalcza kocięcy kaszel. Kora olchy, którą ci podałem, jest natomiast idealna na ból zęba. Co jeszcze.... wrotycz na gorączkę, nawłoć leczy rany i moje ulubione stokrotki na bolące stawy oraz podróż.
Przy każdym z wymienionych ziół wskazywał je ogonem. Oczywiście nie mówił wszystkich, podstawowe wystarczą kociakowi, który raczej nie będzie miał do czynienia z medycyną więcej niż zajrzenie od czasu do czasu do medyków. A zatem czemu się wysilać?
- Ziarenka maku uspokajają oraz pomagają w zaśnięciu. - usiadł i łapą przyciągnął małe, czarne ziarenka. Potem przyciągnął miód. Dobrze, że udało się go trochę uzbierać. - Miód jest dobry na ból gardła. I baaardzo słodki. Jak chcesz to spróbuj. Mmm... chyba tyle. Masz jakieś pytania? Jak nie, to pora wracać do Wrzosowej Polany.