Bardzo się ucieszył, gdy Pożar został ukarany i cofnięty do rangi kocięcia. Zasłużył. Po tym wszystkim co mu uczynił... Jak z niego zakpił... To było sprawiedliwe.
Słysząc słowa liderki, uśmiechnął się do niej. Naprawdę żałował, że nie byli spokrewnieni. Kotka bardzo wiele dla niego robiła, więcej od biologicznej matki.
— Wybacz, że nie powiedziałem ci o tym wcześniej... w sensie za rządów Piaskowej Gwiazdy, ale... Miałaś własne problemy. Nie chciałem dokładać ci swoich... — miauknął.
— Nie dołożyłbyś mi swoich problemów, kupo futra — prychnęła, podchodząc do niego. — Mam swoje problemy, ale jestem tu też dla ciebie, Węgielku. Zawsze możesz mi powiedzieć wszystko. Nigdy nie ufałam temu bachorowi. Widać, że wdał się w swoich rodziców. Teraz jednak dosięgnęła go sprawiedliwość. Chociaż... Mówił, że go uderzyłeś.
Położył po sobie uszy. Czyli w taki sposób próbował się bronić przed oskarżeniami? Prawda... Uderzył go. Nawet nie wiedział kiedy i jak jego łapa dała mu plaskacza w ten głupi pysk. Nie zamierzał okłamywać kotki i zaprzeczać. Zasługiwała na prawdę.
— T-to było niechcący. Wyzywał mnie, a ja miałem już dosyć i... i nie wiem co we mnie wstąpiło. A-ale to nie było nawet mocno... Przeprosiłem go — Spuścił łeb, spinając się z niepokojem, że zostanie ponownie ukarany.
Usłyszał jej ciężkie westchnięcie.
— Wierzę ci. Skoro cię wyzywał, nie dziwię się, że to zrobiłeś. Też bym pewnie nie wytrzymała. Już niejeden raz biłam się z Żarem, gdy to on ze mnie drwił. Są siebie warci — mruknęła z odrazą. — Ale to niebezpieczne, Węgiel. Piaskowej Gwieździe pewnie bardzo zależy na swoich prawnukach. Gdyby się dowiedziała, to nie miałaby skrupułów cię nawet zabić, uwierz mi. Już niejednego kota tak zabiła. Dobrze, że ten gówniarz trzymał język za zębami.
— Wtedy... wtedy nie wiedziałem, że w Zajęczej Gwieździe jest ona... — Wziął głęboki oddech, powoli się rozluźniając. — P-pewnie połamałaby mi łapy, jak temu nocniakowi przed śmiercią... A ja myślałem... że naprawdę to Zając. Starałem się go nie zawieść, bo mówił, że jestem jego synem... Pamiętam jego wzrok, gdy chciałem by zmienił mi imię i przyznałem się do bycia kotką... Cieszył się z tego i nawet nie dopytywał...
Kamienna Gwiazda spuściła wzrok i westchnęła głęboko.
— Cóż. Odkąd zaszłam w ciążę, dowiedziałam się, kto siedzi za maską mojego... przyjaciela. Na początku planowałam ci powiedzieć. Ale po tym, co przeżyłeś, nie chciałam cię martwić. Chciałam dać ci przestrzeń, byś nie musiał znowu cierpieć. W końcu wróciłeś na ten świat z przekonaniem, że cierpienie, jakie było za jej czasów, minęło. Nie chciałam psuć tego uczucia — mruknęła. — Ta, to zdecydowanie pasuje do Piasek. Pewnie bawiło ją to, że zmieniłeś płeć. To psychopatka. — na wieść o stanie prychnęła jedynie, bijąc ogonem. — Piaskowa Gwiazda jedynie potwierdziła plotki, że ja i Zając... Że jesteś moim biologicznym synem. Nie mówię, że bym tego nie chciała... Ale to odbiłoby się na twojej relacji z rodziną. Byłam wściekła, gdy Piasek publicznie nazwała Sowią Łapę swoją córką. Nie kłamała, ale przez to, zniszczyła mi jeszcze bardziej życie. Ta ciąża to wyłącznie jej wina. Zgwałciła mnie i śmiała przypatoczyć swoje dupsko do kociarni, gdy byłam pozbawiona jakiejkolwiek nadziei. A to na mój temat pojawiały się plotki. A to, że się puściłam, a to, że miałam romans z liderem. W życiu nie zabrałabym Glinie Zająca. Był dla mnie ważny, ale nie w ten sposób. Pewnie musiała się cieszyć, że pozbyła się rebelii. Ale dość dużo wycierpiałam, by się poddać. Mimo wszystko.
To brzmiało... okropnie. Piaskowa Gwiazda naprawdę była potworem. Nie dziwił się czemu kotka tak bardzo jej nienawidziła. To co jej uczyniła, było gorsze niż to co spotkało jego.
— Teraz już na szczęście jej nie ma, a ty rządzisz. Poprowadzisz nasz klan w lepszą stronę — miauknął, mając taką nadzieję. — Dziękuję za rozmowę... Dobrze zrobiłaś chcąc mnie przed nią chronić, lecz i tak to niezbyt wyszło — westchnął. — Jestem już dorosły... Następnym razem powiedz mi gdyby coś się działo. Dałbym ci swoje wsparcie — zapewnił ją.
— Mam taką nadzieję — mruknęła jedynie, odwracając się. — Leć, Węgiel. Nie będę cię dłużej zatrzymywać. Masz pewnie sporo rzeczy do roboty. No i ten twój partner, pewnie na ciebie czeka — skrzywiła się nieznacznie.
Kiwnął łbem, po czym szybko skierował kroki ku Czarnowronowi, który rzeczywiście na niego czekał.
***
*jeszcze Porą Nagich Drzew*
Nigdy nie sądził, że do tego dojdzie. Właśnie nieśmiało polizał kocura w policzek, który odwdzięczył się mu tym samym. To było takie dziwne, obce i niewłaściwe. Chociaż robił to ze względu na zastraszenie, pod pewnym względem mu się to podobało. Teraz on pokazywał wszystkim, że rudzielec należy do niego. Mógł go pożerać, tak jak robił to wcześniej z nim partner.
Tylko... był mały problem. Nie był tak odważny, by to zrobić na oczach całego obozu. Dlatego też stanęło na całusach w policzek, co dla niego i tak było sporym wyzwaniem. Za każdym razem, gdy muskał jego futro, miał ochotę piszczeć jak małolata, czerwieniejąc się pod futrem tak, że gdyby nie czerń sierści, mógłby uchodzić za rudzielca. Czarnowron zdawał sobie z tego sprawę, posyłając mu te cudowne uśmiechy, po których miękły mu łapy. Był okropny. W takich chwilach zapominał, że był niebezpieczny. Gdy nie sprawiał mu problemów, życie z nim było przyjemne. Dużo go to jednak kosztowało. Bardzo dużo. Brak własnego zdania, bolał najbardziej. Chciałby porozmawiać ze swoimi siostrami o wszystkim, nie bojąc się jego wściekłości, jakby wygadał za dużo. Pewnie gdyby nie ukrywał się ze swoją naturą w klanie, zakazałby mu rozmawiać z każdym bez swojej obecności. Ze względu na Kamienną Gwiazdę nieco tą zasadę poluzował, przez co nerwy zżerały go za każdym razem, gdy nie było go w pobliżu. Bał się swoich słów, tego że mogły być niewłaściwe i niezgodne z jego wolą. A wtedy... Nie chciał nawet o tym myśleć.
— Nadal nic nie ma... — powiedział do kocura, patrząc na pusty stos. Żołądek ścisnął mu się boleśnie. Tak dawno nie miał nic w pysku, że jeszcze chwila, a zapcha się śniegiem.
— Powinniśmy szukać poza terenami. Tam też jest świat. — miauknął swoje zdanie wojownik, zerkając w stronę legowiska lidera, gdzie grzała się Kamienna Gwiazda.
Położył po sobie uszy. Tak dobrze znał jego ruchy, że zdawał sobie sprawę, że nie przepadał za czarną.
— M-może to jej zaproponuje?— zasugerował, na co od razu dostał jego dezaprobatę samym wzrokiem. — P-powiem tylko to co zechcesz. P-przekonam ją do tego. J-ja też nie chcę tak umrzeć. — Pociągnął nosem, czując jak znów zaczyna ryczeć przez taką błahą sprawę. Kocur otulił go ogonem, przytulając.
— Już, ciii. Jesteś takim delikatnym kwiatuszkiem. Na pewno chcesz wziąć tą rozmowę na swoje barki?
Sądził, że nie był w stanie rozmawiać z liderką? A może nadal mu nie ufał... Nie powinien się dziwić. Zawiódł go.
— M-mnie posłucha.
— Widziałem jak cię słucha — Strzepnął uchem, a w głosie dało się wyczuć zirytowany pomruk.
O nie. Nie chciał znów go denerwować, schodząc na te tematy! Trzeba było uspokoić potwora, nim wyjdzie z pieczary. Otarł się o jego szyję, dając mu całusa w pysk, co odwróciło skutecznie jego uwagę od tych myśli.
— T-to chodźmy razem — Owinął swój ogon o ten jego, mając nadzieję, że to go przekona do odwiedzenia z nim liderki.
Rudy chwilę patrzył na niego, pogrążony w myślach nim skinął łbem.
— Dobrze. Ale masz być grzeczny słońce. Pochwal przy okazji Leśną Łapę. Powiedz, że cię przeprosił, a ty mu wybaczyłeś dawne krzywdy.
Skrzywił się, bo nie chciał tego robić. Nie znosił kocura, nawet jeżeli ten zrobił się sztucznie miły. Wzrok partnera był jednak stanowczy, nie przyjmujący odmowy. W sumie po tym co mu powiedział na osobności i tym jak go ukarał za naskarżenie na Leśną Łapę, bał się powtórki.
— Tak zrobię — zapewnił, kierując kroki ku legowisku lidera.
Kotka na szczęście była w środku. Weszli do środka, otrzepując się ze śniegu, który osiadł na ich futrze. Miał nadzieję, że nie zacznie jej ryczeć, ale był już w takim stanie, że brała go prawdziwa desperacja. Musieli coś zmienić. Dla dobra całego klanu.
— Kamienna Gwiazdo? M-mamy do ciebie prośbę — zaczął.
— Zamieniam się w słuch — miauknęła, patrząc na dwójkę partnerów.
— Klan głoduje. Nie ma już nic na stosie ze zwierzyną. Tereny są jałowe. Wynieśmy się stąd. Błagam. Pozwól nam zapolować na terenach niczyich. Może będziemy mieć szczęście i uda na coś się natknąć. Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy poumieramy. Ja już sam ledwo wytrzymuje ten głód — powiedział z goryczą w głosie.
Liderka uniosła brew.
— Te tereny są pełne samotników, którzy korzystają z tego, że żaden patrol nie może ich stamtąd wygonić. Jest niewielka szansa, że coś się tam kryje. Powodem braku zwierzyny nie są zbyt liczne polowania, a silne mrozy, które zmusiły ją do ukrycia się w legowiskach. A to oznacza, że polowanie tam prawdopodobnie nic nie zmieni. Te tereny są tak samo pokryte śniegiem i wichurą, jak nasze. Wszystko co mogę zrobić to wysłać tam oddziały, ale nie przewiduję, że to cokolwiek zmieni.
— To wolisz siedzieć i nic nie robić? Czekać na co? Aż umrę? — Pociągnął nosem. — Zawsze jest nadzieja, że samotnicy nie wszystko ogołocili. Ja nie chcę tak zginąć. Trzy dni nic nie miałem w pysku. Czarnowronowi wystają już żebra. Musisz coś zrobić. Cokolwiek. Błagam. Zrób cokolwiek. Miałaś być naszą nadzieją.
<Kamień?>