dawno temu
Miłość i wolność. To właśnie czuł w ciągu tej niezwykłej, pamiętnej chwili. Spojrzenie najpiękniejszych niebieskich ślepi, muskana z wiatrem czarna, miękka sierść. Serce liliowego kocura biło jak oszalałe, w brzuchu trzepotało stado motyli, pazury wbiły się nerwowo w ziemię. Obawiał się, że mógłby zemdleć. Ale nie żałował tamtego momentu. Był wolny. Powiedział wszystko, co od tylu sezonów leżało mu na sercu. Był taki szczęśliwy! Barwinkowy Podmuch dowiedział się, że jest obiektem uczuć Szczawiowego Liścia. Wiedział, że ten liliowy, narcystyczny kocur kocha go całym sercem i marzy o wspólnym związku. Syn Berberysowej Gwiazdy zaczął niespokojnie przebierać łapami po ziemi, wyobrażając sobie nieśmiały, ale namiętny pocałunek. Tak, kochał Barwinka i był w stanie oddać wszystko, żeby ten odwzajemnił jego uczucia. Żeby mogli złączyć swoje ogony, przytulić do siebie, wdychać swój zapach i szeptać słodkie słówka. Nigdy nie był w związku, ale obserwował swoich rodziców i był pewny, że sobie poradzi. Będzie się starał od początku! Barwinek nigdy nie poczuje się nieszczęśliwy. Zamierzał podarować mu cały świat, obsypać zwierzyną, oddać całe uczucie pielęgnowane przez tyle księżyców. Dla Szczawika nie miała znaczenia różnica wieku. Może był młodszy, a Barwinek starszy, ale to nie stało na przeszkodzie do ich szczęścia. Mogli spróbować. Klan Klifu na pewno nie miałby nic przeciwko gdyby zobaczył, jak się uzupełniają. Przeżyją razem wiele cennych przygód.
- S-szczawiku…
- Tak? - zapytał miękko wspomniany wojownik.
Przypomniał sobie czasy, gdy był jeszcze małym kociakiem i wybrał się z Barwinkiem na przygodę. Z tym odważnym, uroczym i wspaniałym Barwinkiem, który wiele księżyców po tym zdarzeniu zdobył jego serce. Pomyśleć, że stracili tak wiele czasu dlatego, że Szczawik próbował się odkochać, a potem bał się wyznać przyjacielu swoje uczucia. To już przeszłość.
- J-ja… Przepraszam cię! - do jego błękitnych oczu napłynęły pierwsze łzy. - J-ja n-nie s-sądzę, ż-że k-ko-chan-ie m-mnie j-jest d-dobre - dukał słówko po słówku. - J-jest-em st-ar-y... N-ie c-chcę patrz-eć j-jak c-cierpisz. - pokręcił głową. - Z-znaj-dź s-sobie k-kogo-ś m-młodszego…
Szczawiowy Liść otworzył szerzej pomarańczowe ślepia. C-co? Nie, nie, nie! To nie mogło się dziać! Barwinek nie mógł go odrzucić! Przecież Szczawik go kochał! Chciał z nim być!
- B-bo w-ie-sz...d-zięk-uję, ż-ze mnie ko-chasz. - zdołał mruknąć jeszcze. Otarł niemrawo łapą łzy. Barwinkowy Podmuch nie patrzył na niego. - M-mim-o, ż-że ja c-iebie t-eż… - szepnął.
Pomału zaczął się rozpadać na drobne części. Krok po kroczku. Zaczęło go boleć serce. Starał się pamiętać o braniu oddechu. Chociaż chciał znaleźć się gdzieś daleko, zmusił się do patrzenia w oczy Barwinka. Myśl, że go straci bolała.
- A-ale p-pamięt-aj, ż-że j-ja tu j-jestem - pociągnął nosem. - Ni-ie z-apominaj o m-mnie, d-d-obrze…?
Barwinek płakał. I to z winy Szczawika. Wojownik nigdy nie chciał ranić ukochanego kocura. Był dla niego najważniejszy, wsparciem, przyjacielem. Nawet jeśli się ze sobą kłócili, droczyli, mieli inne charaktery i nie zawsze wygrywał pojedynek walki. Łzy na policzkach Barwinka sprawiły, że odwrócił wzrok. Za bardzo raniły jego serce. Nie myślał o tym, że może znienawidzić lub uderzyć starszego wojownika. Czarny pokręcił głową.
- C-chcia-łbym b-być m-młod-szy… - wydukał. - P-prze-praszam…N-nie z-znienawidź mnie...
Liliowego pyszczka nie opuściły żadne słowa. Rozpłakał się i uciekł. Biegł tak szybko na ile pozwoliły mu łapy. Połykał własne łzy, dławiąc się nimi, ale nie zwolnił biegu. Nie wiedział czy Barwinkowy Podmuch za nim wołał, był w zbyt wielkiej rozpaczy. Nienawidził siebie za to, że zostawił czarnego bez odpowiedzi i jak kociak podkulił ogon. Nie potrafił jednak porozmawiać z czarnym po tym wszystkim, potrzebował więcej czasu na zebranie myśli. Jedynym, co przyszło mu wtedy do głowy, była ucieczka przed problemami, najlepiej przed całym światem i palącym wstydem. Miał złamane serce. Pierwszy raz w swoim życiu. Pokochał Barwinka i nie zamierzał z tego rezygnować. Ale nie chciał powiedzieć czegoś, co zniszczy ich przyjaźń. Jeśli nie mógł być z Barwinkiem, jak myślał w tamtym momencie, to chciał być przynajmniej jego przyjacielem. Chciał go widywać, bo brak obecności Barwinka byłby gorszy od śmierci. Po tym jak liliowy uciekł, ukrył się w jakimś krzaku na granicy, gdzie mógł pozwolić sobie na rozpacz. Nie chciał wracać do klanu zapłakany. Zadawaliby pytania. Zakrył pyszczek łapami. Potrzebował czasu.
*
Wrócił do obozu jeszcze tego samego dnia, ale nie spotkał się z Barwinkowym Podmuchem. Czas, którego potrzebował, okazał się być jego wrogiem. Szczawiowy Liść zaczął unikać czarnego kocura, ciągle szukając odpowiednich słów i zbierając myśli. Mogło być też tak, że liliowy obawiał się ponownego odrzucenia. Dni mijały, jeden po drugim, świat zmieniał kolory wraz z porami roku. Gdy doszło do ponownego spotkania, Szczawiowy Liść niepewnie stanął przed Barwinkowym Podmuchem, spuszczając wzrok na własne łapy i usiłując powstrzymać napływające łzy.
- Ja... ja byłem taki głupi. Myślałem, że też mnie pokochasz. Że możemy zostać rodziną. Że nie będzie się dla ciebie liczyła różnica wieku. Kocham cię, Barwinkowy Podmuchu. Jestem gotowy wykrzyczeć to całemu światu. Już się nie wstydzę tego, że kocham innego kocura. Wiem, że mogę być dla ciebie najlepszym partnerem i że mogę uczynić cię szczęśliwym. Ale... ale nie mogę patrzeć na to, że jestem przyczyną twoich łez. Wahasz się i ja... ja nie mogę cię zmusić... Jeśli... Chciałbym żebyś pamiętał, że zawsze będziesz dla mnie najważniejszy i jeśli pewnego dnia zmienisz zdanie, nawet gdyby to miało nastąpić w Klanie Gwiazdy, to będę na ciebie czekał. Przepraszam, że wtedy uciekłem i że cię unikałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz