Z każdą chwilą spędzoną z córką, po wysłuchaniu jej bajki, miał ochotę wynieść się z żłobka i tu już nigdy nie wracać. To nie było dziecko, tylko demon. Czuł jak jej słowa i uśmiechy, wcale nie są szczere. Jak drwi sobie z niego, pragnąc go zniszczyć raz na zawsze, tak jak jej imiennik. Czemu zgodził się, by ją tak nazwać?! Mogła byś Malinką, wtedy być może odziedziczyłaby coś po jego matce. Wierzył w to, że imiona miały jakąś moc. Zając był tego przykładem.
— Może... Nie znam dobrze korzeni twojej mamy — miauknął nadal spięty.
Nie chciał się z nią kłócić, bo wiedział, że tej walki nie wygra. Lepiej było odpuścić. Na razie.
— Mama ma miłe rodzeństwo! Przynajmniej siostrę i jednego brata, bo ten drugi brat podobno umarł i nie wiem, jaki był — rzekła z zawodem. — Kojarzysz może? Złote Runo?
Słysząc imię dawnego kolegi z dzieciństwa, powoli się rozluźniał. Na takie tematy to mógł rozmawiać. Brzmiały tak zwyczajnie.
— Tak. Kojarzę go. Przyjaźniliśmy się przez chwilę. Bażancie Futro się nad nim znęcał, przez co się z nim pokłóciłem. W sensie z Bażantem, nie ze Złotym. Dobry był z niego kot.
— Oh! — Zadrżała. — Znęcał? Przyjaźniłeś się z dręczycielem? Pozwalałeś mu krzywdzić innych? — zarzucała go pytaniami, nie dając mu ani chwili na odpowiedź. — To... To okrutne!
— No właśnie po tym przestaliśmy się przyjaźnić. — westchnął. — Nie mogłem znieść, że go krzywdził. Złote Runo był dobrym kotem i na to nie zasługiwał. Nadal nie cierpię, gdy ktoś znęca się nad słabszymi. To akt tchórzostwa.
— Co? — zdziwiła się. — To przecież prawidłowe wykorzystanie siły! Słabsi są gorsi, trzeba ich motywować do pracowania nad sobą, a jak nie chcą, to należy się ich pozbyć.
— Sama przed chwilą mówiłaś, że to okrutne, gdy ktoś pozwala na znęcanie się nad innymi. Teraz jednak zmieniłaś zdanie? — zapytał, widząc przed oczami jak Krucza pozbywała się słabszych jednostek z ich klanu. — To złe. Nie motywuje. Uwierz. Prędzej taki kot będzie jeszcze słabszy. Siłę daje wsparcie i dobro, a nie ból.
— Brzmi jak tekst z twojej bajeczki. A to takie nierealistyczne! — stwierdziła. — Jestem kocięciem, a wiem, co należy zrobić ze zdrajcami lepiej niż ty. Taki... — zawahała się, zastanawiając się nad podjęciem tej gry — biały kocur z zielonymi ślepiami mi powiedział! Chociaż może mi się to śniło... — zamruczała.
Zjeżył na to sierść, biorąc głębszy oddech. Nie. To nie mogła być prawda. Czyli jednak nawiedzał jego córkę, nastawiając ją przeciwko niemu? Musiał się uspokoić. Wytłumaczyć małej, że to niewłaściwa osoba do rozmów. Jak nie tortury w wodzie, to musiał niszczyć dalej jego psychikę. Powinien odejść na zawsze. Zakopać się gdzieś w Mrocznej Puszczy i nie wychylać nosa. Przecież wiedział kto nad nim czuwał. Piaskowa Gwiazda powinna go roznieść w drobny pył.
— Nawet jeśli taki ktoś ci to mówił... Nie ufaj mu. To nie nocniak tylko burzak. Jeszcze wyjdzie, że spoufalasz się z wrogiem i kto tu będzie później zdrajcą skarbie?
Może jak zagra w sposób, który nie lubiła, zauważy że postępuje podobnie do niego i zerwie znajomość z białym? Miał taką nadzieję.
— Ale on był tu w obozie i nikt go nie wyganiał! Więc myślałam, że to ktoś z klanu! — burknęła na swoją obronę.
Skrzywił się. Widziała go? Na jawie? Tak samo jak on... Chociaż od wielu tygodni nie widział jego sylwetki. Zniknął tak jak obiecała mu inna zjawa, z którą od czasu do czasu rozmawiał.
— To duch kogoś, kto dawno umarł. Lecz to burzak, a nie jeden z nas. Nie spoufalaj się z nim, gdy znów się pojawi. Nie chcesz przecież być zdrajcą córeczko, prawda? — Potarł zmęczony tym wszystkim pysk. Już miał dosyć. Czemu przeszłość nie mogła dać mu odpocząć? To nie było przyjemne uczucie, żyć w ciągłym napięciu i strachu. Na dodatek córka go nienawidziła, co było koszmarne.
— Ale go tu w takim razie nawet nie ma! A duchy nie istnieją! — prychnęła. — Na Klan Gwiazdy, tato, jesteś jakiś obłąkany...
Tak. Był obłąkany. Ześwirował. Zajączek nie musiała mu tego przypominać, lecz co do spraw z duszami z Miejsca, Gdzie Brak Gwiazdy, był pewny ich istnienia. To były realne byty, które potrafiły wejść w czyjeś ciało. Sam tego doświadczył, gdy zgodził się wpuścić do siebie Piaskową Gwiazdę. Nie śniło mu się to, ani też nie zdawało.
— Duchy istnieją. Gdyby nie istniały, to nie istniałby Klan Gwiazdy i Mroczna Puszcza. Tam trafiają koty po swojej śmierci, lecz mogą odwiedzać żywych — wyjaśnił jej. — A ja... mam u Zająca... przekichane powiedzmy, więc nie dziwię się, że ciebie nawiedza. Chcę cię obrócić przeciwko mnie, skarbie. Nie wierz mu w nic.
— Ale to inne duchy! To nasi przodkowie, a ty mówisz o jakiś innych dziwnych zjawach, co to Krucza Gwiazda miałaby mnie za rozmowę z nimi od razu utopić — burknęła. — Nigdy bym nie zdradziła klanu! Nie... Nie jestem tobą!
Serce ścisnęło mu się boleśnie na te słowa. Rodzicielstwo chyba nie było na jego siły. Czuł się coraz bardziej wypruty z sił. Na co on liczył? Kocię go nienawidziło i nigdy nie zaakceptuje. Może powinien odpuścić i dać Bławatkowemu Potokowi spełnić się jako rodzic? Tak jak sądził, gdy dowiadywał się o ciąży partnerki, nie był przystosowany do bycia ojcem.
— Ta zjawa to zły duch z Mrocznej Puszczy. Yh... — Skrzywił się słysząc jej ostatnie słowa. — Kochanie wiesz... wolałem cię w tej milszej wersji.
— Czyli według ciebie miłe koty nie są szczere? — zapytała. — Przecież ja tylko stwierdziłam fakty, zdradziłeś klan, ale ja tego nigdy nie zrobię.
— Tak... również mam taką nadzieję. Wybacz. — miauknął zmęczony już tą ciągłą rozmową o jego zdradzie.
— Widzisz tatusiu, potrzebujesz drzemki! — podsunęła. — Śpij śpij.
Miał spać? Nie mógł. Przecież straciłby Zajączek z oczu. Nie wiadomo co by zrobiła. Bławatek by go zabiła, gdyby nie dopilnował córki, a ta by sobie coś przez to zrobiła.
— A kto będzie cię pilnował? Mama jeszcze nie wróciła z twoim rodzeństwem od medyków. Obiecałem mieć na ciebie oko.
— Też pójdę spać — obiecała. — Nie marudź tato, bo padniesz ze zmęczenia!
To brzmiało już lepiej. Skoro będzie spała, to nie przyniesie problemów, a naprawdę już miał dosyć rozmowy z nią.
— No dobrze. Na taki układ mogę się zgodzić. — westchnął, kładąc się na boku. Przysunął córkę bliżej siebie, by mieć pewność, że naprawdę pójdzie spać, po czym zamknął oczy. Rzeczywiście był zmęczony. Dość szybko zapadł w sen.
<Córko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz