Czekała na terytorium Śruby. Niedaleko jej dzieci poukrywały się w różnych zakamarkach. Miała nadzieję, iż przyjdą posłańcy. Albo i sama Katia.
Przygotowali wszystko do ich „przyjęcia”. Bylica za pudłem ukryła dwie piszczki, z trudem upolowane po rozszarpaniu jednego z ciał po poległym przeciwniku jeszcze z Gangu Ości. Gawron i nornica, to pierwsze tak naszpikowane trującymi ziołami, że zaledwie po kilkudziesięciu uderzeniach serca od zjedzenia kot mógł paść, taka to była dawka.
Po drugiej stronie ulicy dostrzegła dwa koty. Jednego czarego arlekina, a drugiego vana.
Kiedy tylko podeszli do niej, odezwała się:
- Witam panów – przywitała się uprzejmie, schylając głowę.
- Jakie masz informacje?
Oczywiście. Od razu przeszli do konkretów. Nawet dzień dobry nie dali. Co za leszcze.
- O Szczawiu. Ale może najpierw damy zadość uczynić mej rodzinnej tradycji, i zjemy razem? - spytała, po czym odsunęła karton, za którym leżały piszczki. A ta większa przeznaczona dla kocurów. Liczyła na to, iż właśnie ją zjedzą, tak nakazywała logika. Było ich dwoje, Gawron by dla nich w miarę starczył, dlatego sądziła, iż właśnie go wybiorą. Niestety musiała się rozczarować ich następnymi słowami.
- Przyszliśmy tylko po informacje.
- Nie chcecie tego? - spytała, wskazując - wielka szkoda. - miauknęła podchodząc. Miała na dzieję iż poprzednimi słowami ich bardziej skusi - Szałwia ma sojusz.
- Z kim?
- Z tą kotką...przybłędą z lasu - zaczęła - ma własny Gang. Oznaczyła ich terytorium, żeby wyglądało, jakby podbiła je ze swoją bandą. A tak na prawdę razem siedzą na nim. - miauknęła. - i trują. Podrzucają zatrute piszczki na tereny, a kiedy umrze odpowiednio dużo kotów - atakują.
- Masz namyśli Bylice?
Ha! Wszystko szło gładko jak po maśle. Tak, napuszczała ich na siebie samą, ale póki nie wiedzieli, że to ona jest Bylicą, było to na jej korzyść. A poza tym i tak nie dowiozą tych informacji do Katii…zachichotała w myślach.
- Tak. Właśnie ją. Jej imię jakoś mi z głowy ciągle wylatuje, skąd ona je do cholery wytrzasnęła? - powiedziała, strzepując ogonem - ona umie truć. Bardzo dobrze truć. Używa jakichś leśnych roślin.
Czy w tym momencie samą siebie chwaliła? Być może.
- Dobrze. Cieszymy się, że współpracujesz z nami.
- Ja też. A może teraz się skusicie na piszczkę? Wszyscy obecnie głodują. Musicie mieć siłę, żeby się zmierzyć z dwoma gangami na raz. Tam jest dużo, dużo kotów. – zaczęła ich podpuszczać jeszcze bardziej.
- Nasz gang nie je Piszczek. Więcej nie możemy zdradzić.
Nie jedzą piszczek? Pfff, to co, ten syf ze śmietników czy jak? Phi, kłamstwo na resorach i tyle w temacie.
- A co? Koty jecie? - spytała, chichocząc pod nosem.
- Nie.
No oczywiście. Kamienne twarze. Ani nie potraktowali tego jako żart, ani jako obrazę. Niech ich potwór stratuje.
- Dobra. A może chcecie wiedzieć jak Bylica wygląda? Wiecie, ona umie nieźle udawać. Jak wejdzie w rolę, to każdy uwierzy że jest zwykłą kotką. – rzekła, próbując ich zatrzymać jak najdłużej. A przy okazji trochę się z nimi pobawić, co bardzo lubiła robić ze swoimi ofiarami.
- Wiemy jak wygląda. Taki jeden samotnik z nią miał do czynienia. Zaskroniec. Mówił, że była czekoladowa.
Słysząc to, miała ochotę parsknąć śmiechem. Ona, czekoladowa? Miała ochotę się zaśmiać. Zaskroniec? Śmiał o niej gadać? I to jakimi banialukami ich karmił! Ale w sumie dobrze, że jej nie opisał, bo mogła by mieć problemy. Powiedział coś o niej, ale no...pewnie nie wiele i do tego same bzdury.
- A mówił wam w jakim jest wieku? - spytała.
- Nie - miauknął jeden z kocurów.
Oczywiście, proste odpowiedzi i to ona musiała ciągnąć tę rozmowę. Bez ich zaangażowania manipulacja i inne były na nic, do tego zmarnowała dużego ptaka, w życiu nie doczyszczą go z tej trucizny.
- A wy wiecie, że on was okłamał? - zapytała - wcale nie jest czekoladowa. Serio. To jest bujda na resorach - miauknęła.
- To niby jaka jest?
No. Nareszcie jakieś pytanie poza tym o informacje, w końcu się zaciekawili. Teraz mogła mieć nareszcie trochę z nich ubawu.
- No cóż...jest wysoka. - zaczęła, powoli okrążając kocury - i ma długi, pasiasty ogon - dodała - a no i jeszcze jest srebrna. Ma białe łapy - miauknęła unosząc jedną swoją, jakby się jej przyglądając. - A. No i jeszcze...bardzo intensywne, zielone oczyska - miauknęła wlepiając wzrok w pyski kocurów. - zaraz, a czy ona czasem...nie wygląda jak ja? - spytała jakby z zaskoczeniem. Jej dzieci wyszły i otoczyły kocury, już czując, dokąd matka zmierza z tą swoją wypowiedzią, bo aż za dobrze ją znały.
- Dziwne, że się do tego przyznałaś. Ja również kłamałem. Wiemy jak wyglądasz. Zaskroniec nam wszystko o tobie powiedział.
- Oh, czyli... - wtedy się skapnęła o swoim błędzie - osz na głazy... - miauknęła, zaczynając się rozglądać w około. To mogła być zasadzka!
Zza jej młodych wyskoczyły koty, które otoczyły jak na ironię otaczających. Były to cztery koty, razem z tymi dwoma którzy „przyszli po informacje” było ich aż sześcioro. Pośród tych, którzy dopiero co ujawnili swą obecność…był Szałwia…jego dwójka kumpli których uwięziła w dole…i…Zaskroniec?! Zrobili se sojusz z Katią?! CO ZA CHOLERNE ŚMIECIE! Miała ochotę przeorać im pyski swymi szponami. W jej oczach pojawił się czysty ogień, kiedy na nich spojrzała. Na tych, z którymi wcześniej wygrała, a teraz to oni mieli asa w rękawie, jak się okazało. Chyba zapamiętali jej strategię…zbyt często używała podobnych, ale te się sprawdzały. I to był jej błąd. Błędem było również sądzenie, iż nie wiedzą o niej na tyle dużo, by jej zagrozić bez narażania się na niechybną zgubę.
- Hmpf. Mogłam was zabić, kiedy miałam okazję... - wymruczała. - jak widzę uwolnili cię z mojego dołu, co, Szałwio? - mruknęła z kamiennym wyrazem pyska. - a ty, Zaskrońcu? Tak mi się odwdzięczasz za to, że cię nie zabiłam? Bo ja mogłam to zrobić.
- Jestem wdzięczny za darowanie życia. Moi przyjaciele również - rzekł Zaskroniec. - Nie miej nam tego za złe. Twoje życie również zostanie oszczędzone, jeśli odejdziesz ze swoim gangiem z naszych terenów.
Ah tak?! Czyli to tak?! Cieszyła się, iż doceniał to, że go nie zabiła kiedy mogła. Chciał aby nie miała im tego za złe? Sama nie wiedziała. W sumie to nie było nic personalnego, tak samo, jak jej ataki ale…ale i tak, gorycz i złość z powodu takiego obrotu spraw wlała się w jej serce, sprawiając, iż mimo to chciała im pokazać, gdzie ich miejsce.
Spojrzała ukradkiem na Fiołka, Skowronek i Deszcz. Myślenie teraz o tym jak ich zaatakować, by wygrać, nie było zbyt właściwe. Nie była tylko przywódczynią silnej grupy obdarzonej umiejętnościami jakich wielu mogło jej pozazdrościć, ale też matką i za niedługo również babcią. Bycie liderką nie sprawiało, iż myślała tylko o przejęciu władzy. To oznaczało, że musiała dbać o całą resztę swej rodziny. Dlatego właściwe w ogóle zdecydowała się na próbę przejęcia władzy w mieście. By sprawić, aby byli tutaj panami, by mieli własne miejsce na ziemi, w którym byliby szanowani i nikt nie odważyłby się ich zaatakować. W lesie były w końcu klany, które wpraszały się co i rusz na tereny samotników, nocniaki i owocniaki były żywym przykładem. Mroczny Omen mordował samotników dla zabawy. Ale pamiętała również czasy, kiedy nie obchodziła ją tak ich polityka – po tym, jak została wygnana. Wtedy podróżowała, i nie musiała się o to wszystko martwić, pozostawała z dala od wszelkich konfliktów, póki one nie wpływały na jej życie.
Mimo to kontaktowała się z klanowymi kotami, zapewniając sobie trochę rozrywki i zbierając informacje, co było jej swego rodzaju hobby. Snuć teorie o tym, co dzieje się w klanach na podstawie tego, co wiedziała od napotkanych na granicach kotów. Dowiadywać się o nich czegoś ciekawego, poznawać wcześniej obcych, później znajomych. Po całej akcji na zgromadzeniu, później śmierci Nocnej, dorobiła się kociąt. I wtedy też nie wtrącała się w klanowe sprawy, tylko gadała sobie z kotami. Ale potem…potem przez to cholerne zgromadzenie, wszystko się popsuło…a mogła zaczekać, aż jej dzieci będą większe. Wtedy ucieczka nie była by takim problemem. Pokazała by im zgromadzenie, tak źle jak się stało by raczej nie było.
I teraz już sama nie wiedziała, co powinna zrobić. Kochała swoją grupę, bo była jej rodziną. Niczym jej własna z czasów Klanu Burzy, gdzie to ona była małym kociakiem, pilnowanym przez matkę i ukochaną babcię. Walczącą z bratem o kamyk, słuchającą ze znudzeniem opowieści wraz z bratem. Ale to Klan wszystko zniszczył. Znowu. Głupie zasady nie mające sensu, głupi Mokra Gwiazda, Burzowa Noc i Kawczy Lot, Głupia Chaber. Gdyby nie to, że jej rodzina była w klanie, pewnie jej matka, ojciec a może nawet i babka pożyli by dłużej. Nie zostałaby tak szybko sama z braćmi, z czego jednego nawet tak nie chciała nazywać…
Obecnie panował głód, ale ona i jej młode mieli dużo ciał dzięki którym mogli wabić zwierzynę, ale tyle ciężkiej pracy miało się zmarnować? To co próbowała zbudować? Przyszłość jako władcy miasta, którym mogli by rządzić? Gdzie byli by szychami, nie odważono by się ich atakować, bo wzbudzali by strach ale i respekt? Rozglądała się na boki, niepewna swojej decyzji. Wbiła wzrok w wystraszoną skuloną Skowronek.
- Odejdź i już tu nie wracaj. Jak tak ci zależy na rodzinie, by tu nie ginęli, przez twoje ambicje, to skup się na swoim terenie, który masz - prychnął Szałwia. „Odejdź i już tu nie wracaj” pamiętała te słowa. W Klanie Burzy. Wtedy były jednocześnie zbawieniem, jak i doprowadzały ją do szału, bo sama nie mogła panować nad swoim życiem tak bardzo, jak by chciała, bo nie miała zbytniego wyboru. Czy teraz też tak było? Tak. Właśnie tak było. - Jesteś już stara Bylico. Czas na emeryturę.
Miał rację. Była stara. Ale na emeryturę? Jednocześnie czuła, że wiedziała wiele i wiele również przeżyła, ale w tym samym czasie miała również przeświadczenie, iż tak niewiele zrobiła w życiu. W sensie, zrobiła wiele, ale…ale nic ogromnego. Wielkiego. Nic za co zostanie mocno zapamiętana, lub coś co było dla niej ważne zostanie. Bo kto teraz w Klanie Burzy poza jej braćmi mógł pamiętać o Pląsającej Sójce? O Sikorkowym Śpiewie? O Orzechowym Futrze? O jej wujkach, jej ciotkach? O Konwalii? I o…o niej samej.
Spojrzała na Szczawia łagodniejszym już wzrokiem. Miał nieco racji. Po co ona to robiła? Mogła to co chciała osiągnąć w inny sposób…miała w końcu dzieci, miała rodzinę, oni będą pamiętali o niej i o jej opowieściach, oni ją poznali, żyli z nią, miała kogoś, kto o niej będzie pamiętał, nawet jeśli odejdzie, nawet jeśli zniknie albo umrze. I będzie miała gdzie zawsze wrócić. Będzie miała kogoś, na kim jej zależy i komu zależy na niej.
Czy Bylica była samo wystarczalna i potrafiła szczęśliwie żyć sama? Jak najbardziej. Uważała że jej życie jest jej. Ale jakiś czas temu znów pojawiło się pragnienie przywiązania, chęć przeżycia jakiegoś czasu z kimś. A teraz…teraz głód panował w całym mieście. Może faktycznie czas było odpuścić... miała w końcu kogoś. Ale…ale byli zagrożeni. Jedzenia brakowało. Ciała mogły im go dać trochę, ale na jak długo wystarczą? Syci to oni na pewno nie będą. Czy na następną porę, ulubioną jej babki, wyrosną kwiaty polne, pojawią się owady a zwierzyna wyjdzie z nor? A może znów będzie tylko błoto, a może burze, a może powódź? Albo suchota, duchota, brak słońca i brak jedzenia…ostatnio wiele pór było niefortunnie ciężkich, jak na złość dla kotów…
- M-m-mamo...oni chyba...chyba mają rację... - wyjąkała Skowronek rozglądając się na boki w panice.
- Mamy teraz się poddać? Po tym wszystkim?! - wrzasnął Fiołek.
- Fiołku... - zaczęła Deszcz, bojąc się, że koty zaatakują.
- Deszcz ale to bez sensu! - syknął Fiołek.
- Przestańcie... - wyjąkała Skowronek, kładąc sobie łapy na oczach.
No i tak oto zaczęło się rodzeństwo kłócić, a Bylica widząc to walnęła sobie łapą w pysk, tracąc cały nastrój na egzystencjalne rozmyślania i zastanawianie się nad tym co do licha ma teraz począć. No że akurat teraz musieli się pokłócić? W takim momencie? No na głazy...
Na szczęście otaczający czekali w gotowości na decyzję jej grupy, za to była nawet wdzięczna, choć dalej była wściekła na to wszystko. A jej dziecioki dalej się kłóciły jak opętane, nie widząc, jaki dylemat ma ich matka i że pogarszają sprawę. Po dłuższej kłótni i narastającej irytacji, w końcu wrzasnęła:
- Cisza! - jej młode od razu spojrzały na nią. Po chwili dodała spokojnie - to już chyba nie ma sensu. - miauknęła. - rezygnujemy - dodała - tylko...jeśli Katia przejmie władzę, to niech nas nie atakuje za poprzednie sprawy czy coś - dodała.
- Nie martwcie się o to. Ten kto wygra, nie będzie interesował się kimś takim jak wy - prychnął Szczaw.
No i znowu narosła w niej frustracja i wkurwienie, które starała się maskować i okazywać wyłącznie niezadowolenie słowami kocura.
- Kimś takim jak my? Sam przyznaj, nie jesteśmy najgorsi w tym co robimy - miauknęła. Skinęła głową do swych dzieci, które podeszły do niej od razu, po czym zaczęła spokojnie omijać okrążających.
Miała już dość. Serdecznie dość tego cyrku, który częściowo sama tworzyła. Lubiła ten cyrk, ale jak nie szło po jej myśli ani trochę, to ją coś trzasło.
- Wybiłaś dwa gangi i nakarmiłaś ciałami ptactwo. Brak szacunku do poległych, którzy chcieli tylko przetrwać do następnego dnia - prychnął dawny lider gangu ości. Ha! No nie no co za hipokryta. Oni nie tylko chcieli przeżyć, ale też znęcać się nad słabszymi i zdobyć władzę, pewnie żeby móc się na innych wyżywać - Tak. Wiemy co zrobiłaś Szponowi.
Chwila moment, że jak?
- Obserwowałem to z dachu - mruknął Zaskroniec. - Ciebie również Bylico i twoje kociaki, które wymykały się z bezpiecznego domu, szukając pożywienia, którego nie potrafisz nawet zapewnić tak dużej rodzinie.
Słysząc to nastroszyła ogon. Obserwowali ich?! I do tego śmieli jej wypominać że nie było jej tak prosto jednocześnie pomagać ciężarnej córce, karmić grupę, pilnować Blanki i Wypłosza, zapewniać Błotnistemu Zielu ciepło i dom, a do tego jeszcze walczyć z kotami jego pokroju?!
- Mam już na to plan, dziękuję za troskę. Nie z takimi rzeczami sobie w lesie radziłam - pół sykiem-pół miauknięciem powiedziała na odchodne, ruszając w stronę domu.
Będą musieli się przenieść. A kiedy skończy się pora opadających liści...dopaść Zaskrońca i całą resztę. Nie odpuści im tak łatwo tej zniewagi, która krwi wymagała. Myśleli że nie była takim zagrożeniem, bo widzieli część jej akcji? To się grubo mylili. Nie znali jej tak dobrze, jak myśleli. Teraz jednak będzie musiała faktycznie zdobyć pożywienie dla swojej rodziny. Użyje do tego trucheł poległych którym "nie okazała szacunku". Ha! Jeszcze czego. To nie byli wielcy wojownicy, ani niewinne koty, tylko parszywi gangsterzy. Nie warci nawet jej spojrzenia.
Przeciwnicy z którymi zawarła chwilowy pokuj również oddalili się, znikając gdzieś w uliczkach.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
uuu, gorąco się zrobiło
OdpowiedzUsuńHot babcia
Usuń