BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 grudnia 2020

Fasolowa Łodyga urodziła!

Fasolowa Łodyga dorobiła się dwójki przeklętych kociaków!

Pokrzywek
Cis

Od Iglastej Gwiazdy CD Miedzianej Iskry

Niechętnie wstał, czując jak coś blokuje mu ruch łopatki. Stęknął z bólu, starając się to jakoś rozchodzić. Ani trochę nie rozumiał entuzjazmu Miedzianej Iskry, która skakała z radości. On osobiście wolał spędzić chwilę w swoim legowisku odpoczywając i relaksując się, aniżeli łazić gdzieś zupełnie bez sensu. Szczególnie, że najmłodszy już nie był i co raz częściej miał ochotę zwyczajnie zrezygnować z funkcji lidera. Co chwilę były jakieś problemy. To wygnanie, to spory, to narzekanie, że kociaki są wpadką... Zdecydowanie robił się na to zbyt stary. 
— A nie możemy zostać? — rzucił płowej błagalne spojrzenie, jednakże kotka rzuciła mu harde spojrzenie. Wiedział już, że jest na straconej pozycji. Co raz ta cholera wbiła sobie do głowy, nie dawało się już odkręcić. Wstał, podchodząc do kotki i ocierając się o jej policzek. Kochał tą zarazę ponad wszystko. 
Przymknął na kilka uderzeń serca ślepia, ciesząc się chwilową ciszą oraz spokojem. Tak wiele by dał, żeby było jak dawniej - gdy był jeszcze zwykłym, szarym wojownikiem jak każdy inny. Nie miał na swoich barkach ogromnej odpowiedzialności.
— Coś się stało? — Miedź liznęła go w nos. W jej oczach widział niepokój oraz troskę. Skinął głową. Nie miał zamiaru jej niepokoić. Dosyć już przeszła. 
— Po prostu zastanawiałem się, jakie kwiatki ci dać — miauknął spokojnie, stykając się z nią nosami. statecznie poszedł na ten spacer, chociaż za cholerę mu się nie chciało.

* * *
Milczał, za cholerę nie potrafiąc ubrać tego wszystkiego w słowa. Bo co miał powiedzieć? "Hej, kochanie, mój zastępca i wnuk mnie wkurwili, więc zrezygnowałem"? To byłoby niedorzeczne. 
— Zrezygnowałem z funkcji lidera. Nie mogę już tego dłużej ciągnąć — miauknął. Krótko i na temat, bez zbędnych ceregieli. Kotka ścisnęła go za łapę, wtulając się w bok liliowego.
— Myślisz, że Wróbelek sobie poradzi? — zapytała cicho, przymykając błękitne ślepka.
— Nie wiem, kochanie — odparł zgodnie z prawdą — Jednak kiedyś musiałby przejąć po mnie to stanowisko. To było nieuniknione — dodał zaraz — A teraz śpij, późno już
Liznął ją w policzek, samemu kładąc łeb na łapach. W tle szumiał las, kołysząc ich do snu.

< Miedź? >

Od Iglastej Gwiazdy CD Wróblowego Serca

 Dał sobie spokój. Odpuścił, nie miał już siły na latanie za kimkolwiek i proszeniem, by się zwierzył. Jak chce sam się męczyć - proszę bardzo. Liliowy kocur skinął jedynie głową, krzywiąc się pod nosem. Był już zbyt stary na zabawę w ciuciubabkę, a prosić się nie zamierzał. Z irytacją uderzył ogonem o ziemię. Nie spodziewał się, że nazajutrz będzie miał ochotę zarżnąć praktycznie każdego na swojej drodze. Ostatnio miał wrażenie, że jego życie składa się tylko z problemów - i to nie jego a czyichś. Rozumiał, że liderem będąc musiał rozwiązywać problemy ale takie pokroju braku wody, czy obcego zapachu na granicy, a nie cichej wojny między jaśnie państwo, które miało kije w dupach. I to jeden głębiej od drugiego.
— ZAMKNĄĆ SIĘ — wysyczał w stronę kocurów, którzy jak na rozkaz zamilkli — A ty stąd wyjdź — warknął w stronę Borsuk. Wróbel zrobił oburzoną minę, widocznie nie będąc zadowolonym z tonu liliowego — Nie jesteś kociakiem Wróblowe Serce, nie potrzebujesz ochroniarza ani niańki — mówiąc to, rzucił krzywe spojrzenie Trójce, który uśmiechnął się na uwagę dziadka.
Bura kocica wyszła bez słowa.
— Możecie mi z łaski swojej powiedzieć o cholerę wam chodzi? — uderzył ogonem o ziemię. Czuł, że zaraz wybuchnie i zacznie się już zupełnie drzeć.
— On ma do mnie jakiś problem! Obwinia mnie, że nie pomogłem jego matcę. A ja nie wiedziałem nic o jej chorobie. Nie jestem święty. Nie czytam w myślach. No i się na mnie drze bez powodu. Oszołom jakiś — oburzył się Trójka, poprawiając futerko na klatce piersiowej. Igła oparł łeb o ścianę legowiska, licząc cicho do dziesięciu. W pewnym momencie zaczął nawet czołem lekko się o nią obijać. 
— Na przodków, za co — burknął pod nosem. Powieka zaczęła mu skakać ze złości.
— Jeśli to prawda, to postąpiłeś wybitnie nierozsądnie — zwrócił się do burego — Jakby ktoś konał to też byś powiedział tylko siostrze? — nawet nie próbował kryć, że drażnią go te tajemnice między nim a Borsuk. Nie oczekiwał, że będzie mu mówił o wszystkim, jednak o tym, co się w klanie odpierdala - tak.
— A ty się tak nie ciesz. Wiedziałeś, że jest stara. Mogłeś raz na jakiś czas odwiedzić legowisko — zwrócił się do wnuka, któremu mina zaraz zbledła.
Strzepnął ogonem, warcząc pod nosem, obserwując jak oboje otwierają pyski, żeby coś powiedzieć.
— Macie się dogadać, ZROZUMIANO?! — wypalił — Nie obchodzi mnie, że macie do siebie jakieś ale. Zadaniem lidera i medyka jest współpraca a nie prychanie na siebie nawzajem — point potarł pysk łapą. Dotarł już do swojej granicy wytrzymałości. Wiedział, że więcej nie zniesie — Jak nie Kolec przychodzi powiedzieć, że zabił jakiegoś samotnika, to akcja z Fasolką i jej... gogusiem, to wy się żrecie. Dorośnijcie nareszcie! Od jutra mam widzieć was pogodzonych!
— Dlaczego od jutra? — Wróbel uniósł brew ku górze.
— Bo od jutra nie będę już liderem. Nie mam na was siły, ani na nic innego co tu się odwala. To ponad moje siły. Składam rezygnację.

< Wróbel? >

Od Zimorodkowego Blasku cd Zgubionej Łapy

  - Nie wiem, czy to dobry pomysł. Może powinieneś iść do niej sam? Ja jestem jeszcze uczennicą i nie powinnam opuszczać obozu bez zgody mentora. – zaczęła niepewnie – Poza tym, to twoja matka i pewnie lepiej się z nią dogadasz w takich wieczornych odwiedzinach. A co jeśli śpi? Będzie zła, jak zostanie zbudzona –  mruknęła. 
- No dobra! Nie ma problemu. To życzę miłego odpoczynku - miauknął po czym udał się do legowiska lidera, aby powiedzieć mamie co go dzisiaj spotkało.
Na szczęście kotka nie spała, wbrew zapewnieniom towarzyszki. Ucieszył się z tego, ponieważ mógł ze spokojem zdać jej raport. Oczywiście pominął, że towarzyszyła mu Zagubiona Łapa. W końcu o to prosiła. Berberysowa Gwiazda była zaniepokojona słowami syna. Kazała mu więcej się nie włóczyć przy farmie dziadka. Kiwnął tylko głową. Nie mógł w końcu jej tego obiecać. Musiał wraz z kotką dowiedzieć się o tym co szykują Dwunożni. Jeśli to zagrażało ich klanowi, to był gotów się poświęcić dla sprawy!
***

Nastała pora nagich drzew. Śnieg spadł i stał się prawdziwym placem zabaw. Bardzo go lubił. Rzucanie nim w przypadkowe koty również było śmieszne! Chwilę nawet bawił się tak z Bursztynową Łapą, kiedy to dostrzegł swoją koleżankę wracającą po treningu do obozu. Szybko do niej podbiegł, wzbijając śnieg w powietrze.
- Hej! Jak trening? Niedługo zostaniesz mianowana? Jak było na zgromadzeniu? Słyszałem, że zostałaś na nie wybrana. Poznałaś jakiegoś przystojniaka? No mi możesz powiedzieć - miauczał nad nią. - O! Pewnie jesteś głodna! Dać ci mysz? Ptaka? No krucho u nas z tym, ale pewnie coś się znajdzie. O! A wiesz co? Podobno Dwunożni odpuścili. Zniknęli. Ostatnio jak byłem na farmie, to był tylko ten szalony dziadek, a Świszcząca Wichura zaczął sikać czerwonym czymś, po czym umarł. No ale nie widziałem tam tego klanu. Tylko te duże zwierzęta z dziwnymi łapami, które służą Dwunożnym - wymiauczał jej mnóstwo informacji na kilku wdechach. 
Otrzepał się ze śniegu, który osiadł mu na sierści czekając na to, aż kotka otworzy pyszczek i zaleję go falą swoich informacji.

<Zgubiona Łapo?>

Od Zimorodkowego Blasku cd Kwaśnej Łapy

— To ona. — mruknął niebieski. 
— Kto?
— Kocuro-kotka. — wskazał czarnego kota z białą plamką i oklapniętymi uszami. 
— I co teraz? — miauknął cicho jego towarzysz.
Teraz... Musieli to dobrze rozegrać. Pamiętał nauki kocuro-kotki o rozpoznawaniu płci. Nadal jednak nie mógł ocenić kim był/była ona/on. Ale wiedział jedno. Skoro znał taką wiedzę, to mógł zrobić i dla nich dzieci! Spojrzał na Szczawiowego Liścia. Miał nadzieję, że brat im pomoże. Znał w końcu tego osobnika. Jak go poderwie, będzie możliwość, aby zamiauknąć o kociaki. Tak! Idealny plan! 
- Dobra... To ty idź do kocuro-kotki i zatrzymaj go w miejscu. Ostatnio ona lub on miała problemy z moim bratem. Nie chcę by nam uciekła, kiedy sprowadzę Szczawiowego Liścia do was. Rozumiesz? 
Młodszy pokiwał głową. 
- A jak mam ją zatrzymać? To bogini... Zna pewnie jakieś czary - podzielił się swoimi troskami kocurek. 
- Na pewno nie zmieni ci płci. Mówiła, że nie można tego zrobić. A on... chyba jest mądry? Zna wiedzę jak robi się kociaki! I jak rozpoznać płeć! Na pewno coś wymyślisz, nie bój się! Od tego zależą losy naszych kociąt! - dodał, po czym wypchnął go z krzaka. 
Kwaśna Łapa jeszcze obejrzał się na niego, nim wyruszył na tajną misję. Miał nadzieję, że mu się uda. Dobra! Teraz była jego kolej! Szczawiowy Liść wydawał się zaraz gdzieś uciec. Szybko wypadł ze swojej kryjówki i zagrodził mu drogę. 
- Bracie jest sprawa, pomożesz? - poprosił.
- Eh... Miałem iść odpocząć, ale mów o co chodzi. - westchnął kocur. 
Idealnie! Plan powoli kroczył ku dobrej stronie.
- Musisz pomóc nam kogoś poderwać. To ważne, więc nie uciekaj! - miauknął widząc jak ten robi niezadowoloną minę. - Obiecuję, że nie pożałujesz! 
- Nie mam zamiaru nikogo podrywać - prychnął kocur. 
O nie! Wszystko zaczyna się sypać! 
- Poczekaj! - Popchnął go w stronę, gdzie Kwaśna Łapa zagadywał Barwnikowy Podmuch. - Powiesz tylko, że jest ładny. Lubi komplementy od ciebie - miauknął konspiracyjnie wskazując ich cel.
Szczawiowy Liść widząc Barwinka zaczął się wycofywać. 
- Wiesz... Chyba woła mnie Lwia Grzywa. Zobaczę co ode mnie chce - No i uciekł. 
Otworzył z oburzeniem pysk. Jak tak mógł! Zostawił go z niczym! Niezadowolony skierował łapki do bogini i Kwaśnej Łapy. 
- I gdzie on? - zapytał płaskopyski. 
- Uciekł. Wystraszył się bogini. Ale nie martw się! Popodrywajmy go razem, może się zgodzi je dla nas zrobić, widząc nasze wysiłki.

<Kwaśna Łapo?>

Od Potrójnego Kroku cd Wróblowego Serca

Normalnie bezczelność. Temu Wróblowemu Sercu coś się w tyłku poprzestawiało! Jak on mógł powarczeć na jego osobę? Na dodatek jego siostra też była siebie warta! Obwiniają go o wszystko! Jego! A on przecież nawet nie wiedział o chorobie ich matki, bo przecież nikt go o tym nie poinformował. Co oni? Chcieli, aby łaził do każdego kota i sprawdzał jak się czuję? Naprawdę? Przecież miał i tak dużo obowiązków. Najwidoczniej musiał prosić o radę Klan Gwiazdy. Może odpowiedzą mu, kiedy zacznie oddawać się medytacji, śląc im swoje pytania. 
Kiedy rodzeństwo zniknęło mu z oczu, udał się do siebie i zabrał się do pracy.
Każdego dnia modlił się do przodków. Chciał nawiązać kontakt z tym idiotą Wilczym Sercem, który zginął dla zdrajczyni kodeksu. Może jednak nie powinien tak o nim myśleć, skoro jest teraz w Klanie Gwiazdy, ale musiał znaleźć jakiegoś winowajcę sytuacji w jakiej się znalazł. A on... No... To były jego dzieci. 
Nastała pora nagich drzew, a dziadek zbliżał się do etapu, w którym niedługo odejdzie ze swojego stanowiska. A kto na nim zasiądzie? Otóż Wróblowe Serce. Ten nienormalny gnojek. Żałował, że wyciągnął go z macicy. Czuł przez to poczucie winy. Ktoś kto wyciągnął cię na ten świat i pomógł złapać pierwszy oddech, nie powinien dostawać w podzięce krzywego pyska i krzyków pod swoim adresem. 
Ha tfu! Jak miał z kimś takim współpracować? Liderowi trzeba było tłumaczyć sny. Nie widział, aby byli zdolni do współpracy. Pewnie pójdzie po to do Fasolowej Łodygi. Jego mała uczennica, którą miał nadzieję jeszcze nawrócić, dostała brzucha i siedzi w żłobku. Krew go zalała, kiedy się o tym dowiedział. Oczywiście winił o to Strzyżykową Pręge, bo kotka była świadkiem jej upadku. A może to jakaś klątwa na Klan Wilka? Trzeba będzie zakazać bycia medykiem dla kotek, jeśli tak dalej ma to wyglądać. Już trzy w jego życiu medyczki złamały kodeks i miały dzieci. W tym jedna z Klanu Burzy. Normalnie katastrofa! Do czego to doprowadzi? Dobrze, że znał przynajmniej zioła na poronienia. Chciał ostatnio podać je Fasolowej Łodydze z nadzieją, że może jeszcze nie jest za późno. Gdyby pozbyła się tych smrodów, Klan Gwiazdy mógłby jej wybaczyć. Niestety... Zorientowała się. Może i była mądra, ale jednocześnie ziała głupotą. Chyba nigdy więcej nie spojrzy już na nią tak jak zawsze. Nawet nie chciał jej odwiedzać. Miał nadzieję, że jej bachory trafi piorun. Albo lepiej! Tego samotnika, który je zmajstrował! A mówił, aby nie pomagać temu wypłoszowi! Wtedy Fasola byłaby czysta. 
Pociągnął nosem. Jego świat walił się na kawałki. Po zgromadzeniu nie miał na nic siły. Będąc w legowisku medyków, czuł się bardzo samotnie. Może i Tkacze mu towarzyszyli, ale oni mieli przynajmniej siebie. 
- Klanie Gwiazdy! Dajcie mi sen, cokolwiek. Znak... Co ja mam zrobić? - szepnął do siebie. 
Nagle usłyszał poruszenie. Spojrzał w bok i dostrzegł pana zastępcę prowadzącego jego siostrę, która mu strasznie narzekała. Skrzywił pysk i do nich podszedł. 
- O! Jesteś! Jak dobrze. Słuchaj, bo coś mnie swędzi o tu - Wskazała łapą na grzbiet, po czym zaczęła gadać coś do Wróblowego Serca.
Tak naprawdę wisiało mu o czym tak żarliwie dyskutowali. No... Może jego siostra, bo pan zastępca znosił to o dziwo z kamienną miną. Szybko zbadał to co dokuczało kotce, a co okazało się być jakąś infekcją. Poszedł przygotować maść, a gdy wrócił widział, że kocurowi nie podobało się zbytnio to, że kotka wręcz nie pozwala mu opuścić tego miejsca. Uśmiechnął się pod nosem. Czyli jednak jego siostra nie była taka zła. Przynajmniej mogła pomęczyć kocura w ramach jego zemsty. 

<Wróbel?>

Wyleczona: Wężowy Wrzask

Od Zimorodkowego Blasku cd Omszonej Mordki

 — Chcesz wiedzieć jak robi się kociaki?
Pytanie brata bardzo go zaskoczyło. On... On wiedział? Znał tą tajemniczą wiedzę?
— Coooo? A wiesz?! Ty? Serio? — Zimorodek w mgnieniu oka znalazł się przy nim, szeroko otwierając paszczę ze dziwienia. Niższy z braci policzył w myślach do trzech, po czym uśmiechnął się sztucznie. 
— Oczywiście, że wiem! Jak pomożesz wymigać mi się od patrolu, to ci pokażę! — miauknął z dumą, pusząc przy tym futro. 
O rany! To przecież było spełnienie jego i Kwaśnej Łapy marzeń! Ostatnio na zgromadzeniu ich dziecko zostało poronione, cokolwiek to oznaczało. Wiedział jednak tyle, że nie przeżyło. A kociaki brały się z brzuchów kotek... Jasnym więc było, że powinni poszukać kotki, ale jak je zrobić? Nie miał pojęcia! Normalnie Omszona Mordka spadł mu niczym z nieba. A może on miał jakiś kontakt z przodkami? Nieważne. Później go o to wypyta. Teraz.... Teraz najważniejsze było to, aby spełnić życzenie kocura. Wymiganie się od patrolu nie było wcale takie trudne. Wiedział mniej więcej co trzeba powiedzieć, aby na niego nie pójść.
- Jasne! Załatwię ci to, a ty mi wtedy pokażesz jak się je robi! - miauknął.
Bracia kiwnęli głowami, po czym Zimorodkowy Blask udał się do swojej mamy, która była liderką. 
- Mamooo! - miauknął wchodząc do jej legowiska. Rozejrzał się w prawo, w lewo i o! Była! Natrafił na jej pytający wzrok.
- Mamooo! Bo jest taka sprawa. Omszoną Mordkę bardzo boli brzuch. Poszedł do medyków. Mógłby zostać w obozie? - zaczął swoje przedstawienie.
- Jesteś pewny? Nie kazał ci tego powiedzieć, bo mu się nie chcę iść? - zapytała podejrzliwie kocica.
Mama była naprawdę mądra! Normalnie już go przejrzała! Nie mógł jednak dać po sobie poznać, że ma rację. Bardzo chciał poznać to jak tworzy się kociaki. 
- Nie. Nie udaje. Naprawdę źle się czuję. Nawet coś mu ciekło z pyska. Takie fuj - Skrzywił się. 
- Gdzie on jest? - Zaczęła się podnosić, aby wybadać sama tą sprawę.
- Nie musisz się tym zajmować. To nic groźnego. Pewnie ma wzdęcia. Sokole Skrzydło i reszta medyków się nim zajmują i kazali nie przeszkadzać. 
Berberysowa Gwiazda westchnęła siadając. 
- No dobrze. Niech idzie z wami ktoś inny. - powiedziała w końcu. 
- Dobrze! - Przytulił się w podzięce do jej futerka, po czym wyleciał z jej legowiska, szukając "chorego" Meszka. 
Znalazł go siedzącego nieopodal wyjścia z obozu. Uśmiechnął się do niego szeroko. W końcu udało mu się zdobyć to czego pragnął.
- Załatwione! Nie musisz iść na patrol. To teraz pooookaż. 

<Omszona Mordko?>

Od Barwinkowego Podmuchu CD Cichoszy

 Czarny chciał coś powiedzieć, jednak kocurek go uprzedził. 
- Hej, Barwinku, a co ten, eeee... Klan o którym mówiłeś? Czy to taki kwiatek? Nie lubię kwiatków, pfe. Jeśli nie da się czegoś zjeść to raczej tego nie polubię. No, chyba że chodzi o kota, z chęcią się z nim lub nią zaprzyjaźnię! - Paplał dalej.
Barwinkowi minimalnie drgnęła powieka. Miał sporo cierpliwości, ale... Kurczę, on też lubił mówić!! A teraz wpadł na innego gadułę i co ma zrobić?? Zakleić mu pyszczek i pozwolić, by jego słowotok zalał czarno-białego czy może chamsko wejść w słowo?
Huh, obie opcje były kuszące, jednak Cichosza w pewnej chwili zaprzestał mówienia, i spojrzał się na niego.
To była jego szansa!
- Nie młody. Klan to ani kwiatek ani kot - zaśmiał się. - Znaczy, to grupa wielu kotów! Tak jak samotnicy łączą się w bandy, tak klany są czymś podobnym.
Machnął ogonem, ruszając się z miejsca. Czuł zesztywniałe stawy, które bolały z każdym krokiem. Stęknął cicho, próbując nie ukazać słabości.
- Samotnicy mają swoje reguły, a my swoje - Miauknął kontynuując. - Mamy wiarę w Klan Gwiazd, hierarchię, nawet inne klany. Nie jesteśmy jedyni. 
Widział, jak młodemu błyszczą się oczy. Już otwierał pysk, by coś wtrącić, ale Barwinek łapą mu go zatkał. 
- Tak jak mówiłem - kontynuował, szukając miejsca na polowanie. - Ja należę do Klanu Klifu, ale jest też Klan Nocy, Burzy i Wilka. 
Nie był pewny, czy nie mówił za dużo. Znaczy... Cichosza był kociakiem, w dodatku samotnym. Nie sądził, by miał w zamiarach wyrządzić im krzywdę, a nawet jeśli - paru samotników nie stanowi dla klifu problemu. 
Postanowił jednak nie zagłębiać się bardziej w politykę innych klanów, by nie zdradzić zbyt wiele. 
- Umiesz polować? - Zapytał, stając. Czuł woń myszy. 

<Cichosza? >

30 grudnia 2020

Od Cichej

 Nudny dzień, nieco chłodny. Śnieg spadł przykrywając wszystko swoim ciężarem. Słońce, o ile było, odbijało się od jego bieli, raniąc oczy.
Cicha często musiała je zamykać, lub odwracać głowę, by nie oślepnąć. Łaziła patrząc w ziemię, by się nie wywalić gdzie po drodze przez te trzy łapy.
Machnela ogonem zdenerwowana. Nigdzie nie było dobrego miejsca, żeby się schować. Liście opadły, zostawiając jedynie nagie gałęzie. Nie było mowy, by skryć wielobarwne futro pośród czegoś takiego.
Cicha więc szła przez sad, próbując znaleźć sobie zajęcie. W pewnej chwili stanęła na coś.
Syknęła, odsuwając się. Odkopałam znajdkę. Jej oczom ukazała się czaszka jakiegoś stworka. Trochę pęknięta przez nastąpienie na nią.
Szczur? Wiewiórka? Ptak?? Cokolwiek ale zmarznięte i brudne. Niebieska mimo to zabrała z sobą znalezisko. Może się nim pobawi?? W sumie... Niezła myśl.
Spróbowała podrzucić do góry czaszkę, rzucając się. Wpadła w śnieg, mocząc futro. Powtórzyła to parokrotnie, poprawiając sobie humorek.
Usłyszała nagle kroki. Chrupot śniegu. Wstała, otrzepała się. Zza jabłoni wyłoniła się czekoladowa kotka. Młoda słyszała o niej. Ponoć wróciła z jakiejś wędrówki i wszyscy ją powitali blah blah.
Nosiła na głowie takie coś jak ona znalazła. Hah, a to ci dopiero. Żółte oczy stanęły na niej. Cicha machnęła ogonem, biorąc w łapki czaszkę. Położyła sobie na głowie, a zielone gały wlepiła w przybyszkę.

<Iskra? Popatrz, bliźniaki xD>

Od Cichej

 Zimno powoli zbliżało się też do Owocowego Lasu. Cicha dzięki długiej sierści znosiła chłód dużo lepiej od pozostałych. Kuśtykała po obozie w tą i tamtą, szukając dla siebie zajęcia.
Po bezowocnych poszukiwaniach postanowiła zająć się tym, co lubiła. Poszła do medyków. Jej siostra krzątała się z ziołami, szykując zapasy na zimę. Wschód podobnie. Oboje byli zapracowani, a Cicha chciała pomóc. Przy okazji mogłaby się nauczyć paru przydatnych rzeczy, chociaż wiele już umiała.
- O, Cicha - Miauknął Wschód, zauważając ją.
Szylkretka zaskoczona, iż ją zarejestrował wzrokiem, drgnęła. Kiwnela głową na powitanie, mijając kępki ziół.
- Skoro już jesteś, to możesz pomóc - oznajmił entuzjastycznie, mimo dopadajacego ich mrozu.
Cicha westchnęła, a z jej pyszczka uleciała para. Zawsze ciekawiło ją to zjawisko. Machnęła ogonem zaciekawiona, raz po raz wciągając zimne powietrze i wypuszczając.
Bawiła się tak chwilę, póki nie oprzytomniała. Miała przecież im pomóc!
Podreptała na trzech łapach do medyka, który pokazał jej, które zioła gdzie ułożyć i jak zabezpieczyć.
Znali się już długo. Ufali sobie. Wschód po krótkiej chwili zabrał z sobą Brzoskwinkę, by wyjść i poszukać ziół. Wiedział, że Cicha nir zrobi nic złego.
Szylkretka z kolei wyciszyła się. Ogółem, ostatnio była cichsza niż zazwyczaj... O ile tak się da.
W każdym razie, zabezpieczając liście na zimę, myślała. Otworzyła pyszczek, a z niego wydobyła się para.
Jakby to było mówić? Jaki miałabym głos?
Szeptała do siebie w myślach. Uśmiechnęła się nikle.
Mogłabym kłócić się z bratem. Albo docinać siostrze. Pozostałym kotom utrzeć nosa. Krzyknąć głośno "jestem silna, dostrzeżcie to".
Ale.. Czy naprawdę zdołała by to powiedzieć? W myślach brzmiało odważnie, a jeśli miałoby ujrzeć światło dzienne?
Zmarszczyła brwi. Pewnie by zachowała to dla siebie. Z ukrycia pokazywała swą siłę.

Skończyła segregację ziół, będąc zadowoloną z efektów. Był już wieczór, więc po odłożeniu ich na miejsce, poszła do stosu ze zwierzyną. Sięgnęła z niego nieduża wiewiórkę.
Czuła krzywe spojrzenia na sobie, gdy szła w kąt zjeść ją. No tak, sama nie polowała, ale żarła.
Polozyl po sobie uszy, przełykając niechętnie posiłek. Nie jest prosto, ale kiedyś jej się uda. Złapie zwierzynę i wepchnie do gardła każdemu, kto krzywo na nią spojrzał. 

Nowi członkowie klanu gwiazdy!

PAPROTKOWA PIEŚŃ
Powód odejścia: decyzja administracji
Przyczyna śmierci: zadławienie własną krwią (zaatakował ją pies)

Odeszła do Klanu Gwiazdy


RUMIANKOWA PRĘGA
Powód odejścia: decyzja administracji
Przyczyna śmierci: zmiażdżenie przez lawinę kamieni

Odeszła do Klanu Gwiazdy

KURKOWY ZAKĄTEK
Powód odejścia: decyzja administracji
Przyczyna śmierci: zmiażdżenie przez lawinę kamieni

Odszedł do Klanu Gwiazdy

Od Bursztynowej Łapy cd. Zimorodkowego Blasku

 Kremowy uczeń medyka kiwnął głową, gotowy do rozpoczęcia nauki. Pewny jak nigdy dotąd. Jak tylko wróci do legowiska, od razu położy dobrym słowem Firletkowy Płatek na kolana. Kotka nie pozbiera się przez uderzenie naprawdę dużej ilości zachwycających tekstów.
- No to... Raz... Dwa... Osiem... cztery.... Sześć i dziesięć! - odliczył Zimorodkowy Blask. - Start! Szybko masz kilka chwil, aby powiedzieć co masz powiedzieć zanim odejdę znudzony.
Bursztynowa Łapa poderwał się i zaczął chodzić szybkim krokiem wokoło niebieskiego. Jak on liczył! Tak się nie robi! Zapomniał o trójce, piątce, siódemce, ósemce i dziewiątce! Do tego pomylił kolejność. Mało brakowało, by uczeń popukał łapą w głowę wujka, żeby poszukać mózgu. Musiał być naprawdę uszkodzony, skoro dorosły kocur nie potrafił liczyć.
Jeszcze zajmie się jego brakiem wiedzy.
- Cześć przystojniaku! Z braku laku witaj świeżaku! - miauknął rozbawiony kremowy. Zmienił gadkę, widząc teatralne znudzenie na pysku wujka. - Witaj, przystojniaku. Jesteś jak ryba, wplątałeś się w sieć moich uczuć. - Medyk mrugnął zalotnie.
- Zbyt bezpośrednio jak na początek - skomentował Zimorodkowy Blask.
- Eeeeee.... Skoro taaaaak.... Tooooooo.... Momencik! - Pomarańczowooki polizał językiem swoją łapę i przejechał nią po czole. Przygładził kremowe futro, chcąc wyglądać bardziej schludnie. - Witaj, musiało boleć, jak spadałeś z nieba. Olśniłeś mnie swoim blaskiem, bo aż oślepłem. Twoje futro zlewa się z niebem k błyszczy jak te gwiazdy. Pachniesz jak las, twój głos przypomina wesołe bzykanie pszczoły... - Bursztynowa Łapa się wkręcił. Mógł komplementować do usranej śmierci, bez spożywania czegokolwiek. Działał. Gdyby nie oddanie Klanowi Gwiazdy, mógłby w całkiem szybkim tempie znaleźć partnera, ale dla przodków wyrzekł się zakładania rodziny. - Jak wyszło?? Świecą ci się oczy! Byłem chyba zbyt bezpośredni... Ale poderwałem cię. Nie mogę cię tylko lizać, bo złamię kodeks i przodkowie zrujnują nasz klan! Oceń mnie. I... Też mnie poderwij! Mam śliczne oczy! - Kocur wytrzeszczył ślipia, chcąc podkreślić bursztynowy odcień tęczówek. - A sierść długa i gęsta... Ojejku, popadam w samouwielbienie! Też tak masz?

<Zimorodku?>

Od Północnego Mrozu

 Słońce chyliło się już ku zachodowi, oblewając ostatnimi leniwymi promieniami obóz Klanu Wilka. Północny Mróz z nudów przyglądała się dokazującym kociakom. Były, po pierwsze, niezwykle irytujące, ale było w nich też coś takiego, że nawet Północny Mróz na ułamek sekundy byłaby skłonna uwierzyć, że świat jest dobry. Były takie głupkowate i niewinne, nieświadome śmierci i zagrożeń, jakie czyhały na nie za rogiem. Zmrużyła kasztanowe ślepia, przyglądając się zajadłej walce Wilczka z kawałkiem gałęzi. 
- Mam cię, wojowniku Klanu Burzy!
- Przecież tu nic nie ma – powiedziała znudzonym tonem Północ. Jakoś tak… Nie mogła się powstrzymać. Syn Wiśniowej Pestki przez ułamek sekundy wydawał się być zagubiony, ale po chwili obdarzył ją hardym spojrzeniem brązowych ślepiów. Północ była już pewna, że smarkacz będzie chciał się z nią kłócić, ale po chwili do brata podbiegła Złota, gestem łapy sugerując, by jak najszybciej usunęli się z pola widzenia wojowniczki.
- Pani maruda – wymamrotała jeszcze Złota, gdy wraz z bratem oddalili się od niestrudzonej pogromczyni kocięcych uśmiechów.
Stwierdzenie, że kocica się tym przejęła, byłoby wierutnym kłamstwem. Wręcz przeciwnie, zaczęła uważnie obserwować mrok powoli pochłaniający obóz. Może gdy zapadnie noc, uda jej się dyskretnie wymknąć z obozu i przejść się na spacer po lesie? Popatrzeć w gwiazdy, posłuchać szumu wiatru? Odciąć się od tego wszystkiego, od życia w klanie, od tłumów, od konieczności wiecznego zaspokajania potrzeb innych. Tak, ta myśl była naprawdę kusząca. 
- Mogę się dosiąść?
Północny Mróz poruszyła się i z irytacją smagnęła powietrze ogonem. Ciekawe, ile jej nowy rozmówca wytrzyma? Dawała mu maksymalnie dwadzieścia uderzeń serca. Jeśli tyle wytrzyma, to i tak będzie tego dnia rekordzistą.

<Jeśli ktoś chciałby odpisać, to proszę>

Od Bursztynowej Łapy

 Po raz pierwszy od dłuższego czasu się nudził. Zwyczajnie nie miał, co robić. Wszystkie zioła posegregowane, uzupełnione, iść po zapasy nie trzeba. Firletkowy Płatek zdrzemnęła się na moment, Sokole Skrzydło znowu zażywał duże zapasy kocimiętki... W całym obozie panował spokój. Istne żyć, nie umierać.
Położył się na ziemi i uderzał rytmicznie ogonem o grunt. Liczył odbijające się echem od jego głowy miarowe odgłosy uderzeń. Raz, dwa, cztery, osiem, dwadzieścia... Sto sześćdziesiąt osiem...
- Cholernie mi się nudziiiiii - miauknął. Kremowy czuł taki przypływ nudy, że nie miał sił na gadanie dłuższych monologów. On, wspaniały uczeń medyka. Normalnej zionął energią i potrafił zagadywać innych, a w chwili obecnej... Nie robił nic. Zero, kompletne dno. - N jak nicpoń, I jak irys, C jak ciota... Znaczy... Cel - miauczał, patrząc na śnieg. Nie chciał nawet porzucać śnieżkami.
- Mam plan... Wyjdź po prostu i poszukaj przygody. Zostaniesz... Kapitanem Bursztynem! - Do uszu kremowego doszedł dźwięk głosu Sokolego Skrzydła. Kocurek spojrzał na niebieskiego, który znowu zażył zbyt dużą ilość kocimiętki i gadał trzy po trzy.
Już nie taki mały osobnik wybiegł ze żłobka, biorąc kilka głębokich wdechów i wydechów. Wydostał się z nudnego legowiska medyków! Teraz poszuka prawdziwej przygody! Tak, jak mówił Sokół. Nawet, jeśli wymiauczał to będąc pod wpływem ziółek.
Kot tarzał się we śniegu, ignorując otaczające go zimno. Ulepił coś w stylu kociego bałwana, zamiast marchewki przyczepiając mu kamyki w miejscu nosa. Zajęciu przyglądała się jakaś kotka. Bursztynowa Łapa za żadne skarby Klanu Klifu nie potrafił jej z nikim skojarzyć. Podobno przywędrowała spoza terytorium klifiaków, ale na ile to była prawda? Kocurek nie potrafił stwierdzić. 
Przyjrzał się swojemu dziełu. Ogon śnieżnego kota-bałwana przypominał węża z połamanym kręgosłupem. Musiał coś poprawić, a przydadzą się dodatkowe kończyny do roboty... 
- Hej! Ty! Tak, ty! - miauknął do stojącej niedaleko kotki. - Buduję dzieło swojego życia! Zobacz sama. To śnieżny kot! Pierwszy i jedyny w tym klanie! Ogon nieco koślawo wyszedł, ale sam nie ocenię, czy przerobienie go pomogło. Podejdziesz i pomożesz mi w poprawnym ukształtowaniu? Odwdzięczę się myszką albo... Jakimś dobrym ziółkiem. - Kremowy mrugnął do nieznajomej. 

<Ryjówko?>

29 grudnia 2020

Od Deszczyka Cd. Potrójnego Kroku

 Czuję spływające coś po moich brudnych policzkach. Czemu on sobie poszedł? Wciągam powietrze nosem i otwieram pyszczek, czując coś mokrego w buzi nagle zamykam go szybko. Aż tak mnie nie lubi? Jeżynek mnie nie lubi, Tata też i on jeszcze-e? Myślałem, że ktoś mnie polubił, słysząc kroki podnoszę wzrok. Przyszedł! Jednak może mnie lubi?
– Masz. To stokrotka. Nieco podstarzała, ale w taką zimnicę nie ma co liczyć na świeżą. – miauknął liliowy. Wlepiam się w roślinę, on-n na mnie krzyczał-ł. Może coś się złego stało i dlatego? Ładna jest, znaczy roślinka nie ten trójłapy medyk.
– Tio ziólkia-a?- Medyk prycha. Zaczynam oddychać równomiernie.
– Tak zióła, no wreszcie nie beczysz.- Patrzę na roślinkę ciekawy. Medycy zajmują się ziołami, jednak ja mógłbym je zjeść? Czy tylko wybrani mogę je jeść? Pewnie tak! Mama je jadła, czyli jest wybrana! Potrójny Krok jest wysłańcem Klanu Gwiazdy, więc na pewno może je jeść! Kładę uszy na głowie, czyli nie mogę ich jeść. Jestem zwyczajnym kociakiem; Wilczek, Złotka, Jeżynek i Śnieżny Puch są na pewno wybrani! Wyglądają inaczej, czyli są wyjątkowi, a mama ma takie fajne futerko! Inne niż moje.
– Dio czego tio służly?- uśmiecham się lekko. Jestem ciekawy do czego to służy, a może do niczego? Można to coś mieć w futerku? Nie byłbym zdziwiony, w mojej sierści jest dużo różnych dziwnych rzeczy. Trochę mchu, błota czegoś innego na pewno jest w niej.
– Do leczenia kotów, a do czego innego niby?- Rozszerzam oczy szeroko. Leczenie? Takimi rzeczami się leczy? Myślałem, że inaczej.
– Miślałem żie inacziej się lieczy.- Ziewam cicho.- A cio się nimi lieczy?
– A co cię to obchodzi?- Patrzę na niego smutny, niech powie! Chcę wiedzieć! Niech powie! Medycyna musi być fajna.- Na mnie smutne oczy nie działają, nawet o tym nie myśl.
– Plosze powiadz, bio, bio … będzie mi smutnio.- Przesuwam biało-żółtego kwiatka między łapkami. Niech się zgodzi! Wepnę mu je jak mi powie!
– Jak się jeszcze raz popłaczesz to zwariuje, działa na ból.
Macham ogonem zadowolony. Podnoszę kwiatka do buzi i po kilku niezdarnych krokach wpinam w futro liliowego kwiatka.
– Pienknie Pian tieraz wigiądia! Trziebia ziebriać dia pana więciej! Wtedy nawiet w klanie gwizdy będzi pian najładniejsziy!


<Trójka?>

Od Zgubionej Łapy CD Zimorodkowego Blasku

 Chwilę przyglądała się kocurowi w milczeniu, upewniając się, czy da jej w końcu dojść do głosu, czy też będzie gadać w nieskończoność. O dziwo jego gadatliwość nie przeszkadzała jej w tym momencie szczególnie, gdyż sama nie wiedziała, co powinna mówić. Czasami Zimorodek paplał o czymś niemalże niewiarygodnym, ale skąd ona mogła wiedzieć, czy to nie jest prawda? W końcu był od niej starszy o parę księżyców, a do tego z pewnością przeżył o wiele więcej ciekawych sytuacji. Może nie był idealnym wzorem do naśladowania, lecz będąc młodym uczniem, Zguba widziała w nim cechy do naśladowania, choć czasami zastanawiała się, czy aby na pewno jest normalny pod każdym względem. Oczywiście dłuższy moment zajęła jej analiza jego słów, bo proces myślenia trochę trwał.
  - Nie wiem – wypaliła w końcu, bo skoro niebieski się nie odzywał, to raczej nic już nie zamierzał dopowiadać. – Za dużo się dzieje i niczego nie rozumiem – przyznała szczerze, z lekka zrezygnowana. Była już zmęczona akcją z całego dnia, aczkolwiek pójście do kogoś ważniejszego i chociażby poinformowanie o tym zajściu, wydawało się czymś sensownym. Poza tym, nie zamierzała już tam nigdy więcej wracać.
  - Mówię ci, to jakiś większy spisek – Zimorodkowy Blask uparcie bronił swojego zdania, a jego determinacja wręcz mąciła kotce w głowie, przez co z każdą sekundą zaczynała coraz mocniej wierzyć w jego słowa. To dodatkowo powodowało u niej strach, gdyż źle to wróżyło dla całej ziemi.
  - Masz na myśli jakąś apokalipsę? – zapytała, choć do końca nie wiedziała, co ten wyraz oznacza. Miała w głowie zasób wielu dziwnie brzmiących dla niej słów, które wypowiadał jej mentor za każdym razem, kiedy szło jej źle na treningu.  Raz powiedział pewne słowo na k, ale kiedy powtórzyła je przy matce, wręcz widziała zgorszenie na pyszczku rodzicielki.  – Wszyscy zginiemy? – ożywiła się i spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
 - Możliwe – odpowiedział spokojnie, co tylko bardziej ją zestresowało – Jest to bardzo możliwe, ale nie martw się! Dowiem się każdego możliwego szczegółu i zadbam o bezpieczeństwo wszystkich! Jestem młody i nie mogę umrzeć, więc tak łatwo się im nie dam! Ja jeszcze wszystko naprawię!
 - Jakim „im”? – dopytywała dalej, pragnąc poznać wszelkie zakamarki tej wiedzy, którą prawdopodobnie dzierżył kocur. Choć wcześniej w lesie wydawał jej się przez moment trochę głupi, tak teraz słuchała go z zainteresowaniem.  Wydawał się być tak pewny w tym co mówił, że nie była w stanie już czuć się spokojna. W głowie wciąż miała obraz sikających potworów, a przy nich klan dwunożny, na czele z dziwnie pomarszczonym osobnikiem. Zimorodek nazwał go wcześniej „szalonym dziadkiem”, więc pewnie był to starzec, który żył więcej niż powinien i jakimś cudem zdobył przychylność innych jak on, a teraz jego grupa siała spustoszenie.
 - No.. w sumie to jeszcze nie wiem. Każdy może być winny, nawet jakiś dziwne pozaziemskie siły, których działania jeszcze nie znamy – wytłumaczył jej, wypinając pierś z dumą, iż sam doszedł do takich konkluzji. – Jak już mówiłem, rozgryzę to i jak coś ci powiem.
 - Ale obiecujesz?
 - Tak – odparł tylko. To jednak uspokoiło Zgubę, więc skinęła głową w podzięce. Następnie podreptała za kocurem do obozu. Był już porządny wieczór, wręcz początek nocy. Ich podróż zdecydowanie trwała dłużej, niż przewidywali. Większość kotów już kładła się spać, a Zimorodek koniecznie chciał jeszcze zawiadomić liderkę o całym zamieszaniu.
  - Nie wiem, czy to dobry pomysł. Może powinieneś iść do niej sam? Ja jestem jeszcze uczennicą i nie powinnam opuszczać obozu bez zgody mentora. – zaczęła niepewnie – Poza tym, to twoja matka i pewnie lepiej się z nią dogadasz w takich wieczornych odwiedzinach. A co jeśli śpi? Będzie zła, jak zostanie zbudzona –  mruknęła. Wiedziała, że sytuacja z sikającymi potworami była ważna, jednak trochę bała się konsekwencji wynikających z tego, że w pewien sposób złamała jakiś zakaz.


<Zimorodkowy Blasku?>

Od Cichoszy CD Barwinkowego Podmuchu

 Cichosza z trudem powstrzymywał swoje emocje, które buzowały w jego małym ciałku - Był nadal trochę zły, że czarny go odrzucił, ale też cieszył się, że jeszcze nie skopał mu dupska za wciskanie nosa na nie swój teren, co już było jakimś postępem. Kocurek prychnął cicho, ociężale podnosząc się z grubej warstwy śniegu, mimo wszystko przyjaźnie spoglądając na wojownika. Młody samotnik nie mógł odpuścić sobie tak świetnej okazji, jaką byłoby polowanie z kimś, kto właściwie potrafi polować. Kto wie, może też będzie mógł zabłysnąć swoim talentem do łapania zająców? Jeśli jeszcze jakieś właściwie zostały, oczywiście.
- Miło mi Cię poznać, Barwinku!! Jestem Cichosza, możesz mówić na mnie "Ten mały gnojek", mama często mnie tak nazywała! Cóż, dopóki mi nie kazała sobie iść. - Na odpowiedź nie trzeba było czekać długo. Już zacząłby opowiadać o tym, jak to prowadził sielskie życie w Grupie i go z niej 'wygnano', ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Oczy Barwinka przyjęły również zmartwiony i zaskoczony wygląd. Cichosza jednak zbytnio się tym nie przejmował i dalej żył w pewności, że tak wszyscy robią.

Zielonooki rozejrzał się, nadal szukając wzrokiem jakiejkolwiek zwierzyny.
- Barwinku, czy możemy już iść na to polowanie? Proooszę? - Kocurek miauknął, dreptając w miejscu. Nawet jeśli nie wiedział, gdzie właściwie pójdą i jak daleko, to młody nie mógł się doczekać następnej wyprawy. Pójdzie na polowanie z kotem którego poznał z pewnością nie zaledwie kilka sekund temu i, kto wie, może coś jeszcze się dowie. O właśnie, skoro już o dowiadywaniu się nowych rzeczy mowa, włóczęgę nadal męczyły pytania 'Jaki klan?' 'Co to takiego?' 'Jak to wygląda?' 'Czy da się to zjeść?'. No, może pomijając to ostatnie. Barwinek otworzył pyszczek, chcąc coś powiedzieć, ale natura Cichoszy podpowiedziała mu, że  ś m i e s z n i e  będzie, jeśli mu teraz przerwie.
- Hej, Barwinku, a co ten, eeee... Klan o którym mówiłeś? Czy to taki kwiatek? Nie lubię kwiatków, pfe. Jeśli nie da się czegoś zjeść to raczej tego nie polubię. No, chyba że chodzi o kota, z chęcią się z nim lub nią zaprzyjaźnię! - Kociak zaczął paplać. W końcu nie wiadomo, kiedy znowu będzie mógł z kimś przyjaźnie porozmawiać!

<Barwinkowy Podmuchu?>

Od Szepczącej Łapy CD Słonecznikowej Łapy i Burzowej Nocy

 Była pora Nagich Drzew, a biały puch nazywany przez starsze koty „śniegiem” zaczął padać z nieba, natomiast na rzece pojawił się tak zwany „lód”.  Obydwie te rzeczy bardzo się młodej kotce podobały. Uwielbiała mróz jaki przeszywał jej ciało na wylot, gdy dotykała jednego i drugiego, oraz moment, gdy stawała na lodzie krusząc go. Co z tego, że potem jej łapy były całe mokre? To była przecież taka frajda! Poza tym, uwielbiała wskakiwać w ten cały śnieg. Zauważyła, że im szerszy rozkrok, tym mniej się w nim zapada. Tak samo z lodem, im większa była powierzchnia jej ciała, która na nim była, tym mniej on pękał. Znajdowała kolejne tych dwóch rzeczy zastosowania. Jednym z nich było to, że w ciepłym miejscu obydwa topniały, co sprawiało, że mogła robić Dzikiemu takie dla niej zabawne „niespodzianki” . Gdy budził się ze śniegiem na brzuchu wrzeszcząc kotkę oblewało uczucie dzikiej satysfakcji. Gdy on krzyczał „KTO TO ZROBIŁ?! NO KTO!?” ona milczała. Oczywiście, zrobiła tak tylko parę razy (przynajmniej do tej pory) bo kocur potrafił oskarżyć o psikusa nawet wojowników. Było myśleć zanim z nią zadarł! Postanowiła go nie rozjuszać bardziej, przynajmniej na razie. Zrobi mu małą przerwę, a potem nagle Chyc! I znów rudy obudzi się ze śniegiem na posłaniu. Albo z lodem, bo jego odłamki potrafiły nieprzyjemnie kłuć gdy były jeszcze nie roztopione zbyt mocno. Oczywiście, wszystkie te psikusy były robione zanim większość kotów wstała, więc nie było światków tych „zbrodni”. Dzisiaj była na treningu, znów mieli ćwiczyć polowanie. Jej mentor zapowiedział także, że jeśli chce to nawet i jutro może pokazać jej podstawy walki. Oczywiście, młodej się to bardzo spodobało!  Teraz jednak, przemierzała wraz z łaciatym kocurem połacie śniegu, zakrywające spaloną ziemię i wszelkie źdźbła trawy. I to było takie fajne! Kochała śnieg. W pewnym momencie weszła na niego w rozkroku, po czym zanurkowała w białej połaci. Tylko jej nos i oczy wystawały spod białego puchu.
- Lubisz śnieg co! – wykrzyknął mentor – o, czy to nie twój brat i jego mentorka?
Kotka dostrzegła niebieską i kremowego. Podeszli do Narcyzowego Pyłu, ale jej nie zauważyli. Młoda postanowiła to wykorzystać... pora na łowy... zaczęła sunąć pod pokrywą śnieżną do swojego braciszka. Czuła się jak taki śnieżny rekin, łowca, który próbuje złapać niewinną ofiarę w postaci kremowej ryby. Była coraz bliżej młodego kocura. Wyczuła moment zaskoczenia. Nadeszła ta chwila... niespodziewanie wynurzyła się z śniegu, po czym chwyciła brata za kostkę. Kocur wydał dźwięk podobny do krzyku i pisku jednocześnie, podczas gdy ona wciągnęła go niemal całego pod pokrywę śnieżną. On i jego mentorka byli wielce zaskoczeni, podczas gdy Narcyzowy Pył  zaczął lekko chichotać obserwując całe zajście. Ale mieli miny!

<Słonecznikowa Łapo? Burzowa Nocy? Szepcząca bawi się w śnieżnego rekina XD>

Od Szepczącej Łapy

 To była noc. Ciemna noc. Księżyc wisiał nad obozem Klanu Burzy, oświetlając go nieco. Ciemność jednak nadal była wszechobecna. Niemalże wszyscy wojownicy spali, tylko wartownik miał jeszcze na wpół otwarte ślepia, które zaczynały się powoli zamykać. W legowisku uczniów Świerszczowa Łapa wiercił się niespokojnie, obracając się cały czas  z boku na bok przez sen. Szemrząca Łapa także spała, nie za daleko, lecz i nie za blisko swych braci, Szeleszczącej Łapy i Szumiącej Łapy. Słonecznikowa Łapa spał długość lisa od swego rudego brata. Tuptająca Łapa leżała niedaleko środka legowiska, a w nią wtulona była Niebiańska Łapa. Jednakże, jedno legowisko było puste. Leżała na nim... zabawka. Zabawka skrytka. Nie było tam jednak... jej właściciela.
Szepcząca Łapa, w przeciwieństwie do pozostałych uczniów nie spała. Wyszła w trakcie ciemnej nocy unikając wzroku innych kotów. Zaczęła zbierać zioła, chciała mieć swoją tajną skrytkę, w której będzie je chować. Zebrała te które znała z tego, co powiedział jej o nich Jeżowa Ścieżka i Stokrotka. Gdy znalazła i zerwała ich odpowiednią ilość skierowała się w powrotną drogę, lecz potem zawróciła. Nie wniesie ich do obozu! Jak by to wyglądało?! Albo by ją ktoś zapytał co ona robi i czy udaje medyka czy jak, albo by ktoś jej je zabrał i zaniósł do medyków. Znalazła dobrą dla nich kryjówkę, przesunęła pewien kamień, a pod nim ujrzała wgłębienie w ziemi. Włożyła tam zioła a potem odłożyła kamień na jego miejsce. Idealnie! Teraz należało tylko ulotnić się i po sprawie, nawet jak ktoś je znajdzie to nie domyśli się, że świeżo upieczona uczennica je tam schowała! Młoda potruchtała do obozu, przemknęła się przy wartowniku i weszła do legowiska terminatorów. Gdy tam dotarła, ułożyła się wygodnie na swoim posłaniu. Wybrała je specjalnie, bo było daleko od innych kotów a ona nie chciała być za blisko nich. Usnęła tuląc do siebie zabawkę-myszkę.

***

Młoda obudziła się trochę czasu później, tuż zanim słońce wstało. Usiadła, wymyła się, po czym skierowała swoje łapy ku wyjściu z legowiska, jednak... okazało się, że zapomniała schować swoją myszkę! Wróciła się, po czym ukryła ją starannie pod mchem, tak aby nikt jej nie wziął. Gdy ustawiła się w miejscu, w którym miała czekać na mentora przypomniała sobie... NARCYZOWY PYŁ TO BRAT CHABROWEJ BRYZY! O nie... A może to rodzeństwo nie musi być do siebie podobne? Oby tak było... nagle dostrzegła niebiesko-białe futerko kocura. Wyszedł z legowiska wojowników, po czym przeciągnął się. Spojrzał na nią nieco zaskoczony, a następnie podszedł do niej bliżej i powiedział:
- Widzę, że mamy tu rannego ptaszka! To dobrze, nie będziesz miała problemu ze wstawaniem na treningi. A teraz już chodźmy, bo czeka nas wspaniały dzień.
Puścił do niej oczko, po czym skierował się ku wyjściu z obozu, ona zrobiła to samo i już po chwili znaleźli się na otwartej przestrzeni, którą młoda przemierzała ostatniej nocy w poszukiwaniu medykamentów. Kocur od razu zaczął się przyglądać jej reakcjom na otoczenie, potem powiedział:
- Oprowadzę cię po terytoriach naszego klanu. Najpierw pokażę ci granice z Klanem Wilka i Klanem Nocy, a dalej i pomiędzy będą niespodzianki – dodał z uśmiechem.
Niedługo potem, znaleźli się tuż przy niewielkiej grupie drzew, młoda szerzej rozwarła ślepia – nigdy wcześniej bowiem takich nie widziała! Ich konary wyglądały tak kusząco, miała ochotę na nie wskoczyć. Jakiś dziwny instynkt się w niej obudził. Mentor wyrwał ją z transu tymi oto słowami:
- To miejsce to iglasty zagajnik. To są jedyne drzewa na naszym terenie. Jeśli zobaczysz inną dużą grupę drzew, to nie idź tam, bo to już będą terytoria Klanu Wilka. – młoda starała się zapamiętać każde słowo, każde, żeby nie zapomnieć czegoś ważnego. Ona i jej mentor ruszyli dalej, aż dotarli do granicy z Klanem Wilka – zapamiętaj ten zapach, bo to zapach Wilczaków, a to są nasi wrogowie, pamiętaj o tym! – Szept nie wiedziała, czemu je mentor  jest tak źle nastawiony do tych kotów, czyżby coś zrobili ich klanowi? A może to taka zwykła rywalizacja między klanowa? – Ah te Wilczaki, to są dopiero wkurzające typy i lisie bobki do tego. Wiesz zabili mi brata! Jak mogli! Nazywał się Hiacyntowa Cętka, był do mnie i do Chabrowej Bryzy bardzo podobny. Bardzo go kochałem... – Szepcząca Łapa na dźwięk tej informacji nadstawiła uszu. Jak to zabili mu brata? Tak po prostu? Nic nie zrobił, a może jednak? Może Narcyz nie wie czemu go zabili? I tak... biedny Cętka - Niech mi tylko jakiś Wilczak spróbuje przekroczyć granicę, to dostanie w łeb!
To mówiąc, Narcyzowy Pył podszedł do granicy z Wilczkami, po czym sycząc kopnął kamień w tę stronę. Szepcząca Łapa podeszła do niego ostrożnie, obserwowała Narcyzowy Pył, gdy ten przewracał kolejne kamienie, i ciskał je na terytorium Klanu Wilka. Oj... był wkurzony... nie to mało powiedziane! Był wściekły jak diabli!
- I teraz mają za swoje – powiedział kocur, po czym otrzepał się z odrobiny kurzu, która w trakcie rozrzucania biednych kamieni, opadła na jego futro. – Jak ten pył śmiał spaść na moje piękne futro?! No powiedz czyż to nie jest skandal!
Szepcząca Łapa spojrzała na niego, to nie była wina pyłu, w końcu to Narcyzowy Pył go przesunął, ale chwila, może pył uczepił się go bo jest Narcyzowym Pyłem? To by było bardzo ciekawe, gdyby rzeczy umiały rozpoznawać koty noszące imię z członem pochodzącym od nich.
Poszli jeszcze kawałek, potem kocur pokazał jej granicę z klanem nocy.
- Mówię ci, oni tak cuchną rybą! Jak można to w ogóle jeść?! Ohyda – mówiąc to spojrzał na tereny kotów, które nazwał rybimi pyskami. Hmmmm... jej ten zapach aż tak nie przeszkadzał, może dlatego, że nie był tak dobrze wyczuwalny? A może dlatego, że lubiła zapach, który był pomieszany z zapachem wody? Tak czy siak, udali się dalej, tym razem jednak w głąb terenów Klanu Burzy.
Szepcząca Łapa ujrzała dziwne stworzenie. Leżało ono nieruchomo na trawie. Kocica podeszła bliżej i już po chwili dostrzegła jego zeszklone oczy. Miał trzy czarne odnogi, wystające od dołu. Czyżby to były jego łapy? Jeśli tak, to miał je bardzo krótkie i pewnie dlatego się nie ruszał. Wystarczyło, że raz się przewrócił i już nie może sam wstać. Biedaczek...
- A to jest Traktor Tom, stary, zmarły już wiele księżyców temu potwór dwunogów.
Zaraz, jak to zmarły? O nie! Biedny się przewrócił a potem nie mógł wstać i umarł z głodu! Biedaczysko... A może jednak jeszcze żyje? Dotknęła go delikatnie, jej mentor w tym samym momencie odezwał się:
- To nadaremno, już sprawdzałem wiele razy, poza tym  czy gdyby nadal żył, pozwolił by abym dość często robił to? – tuż po wypowiedzeniu tych słów, Narcyzowy Pył skoczył wysoko i chwycił się potwora. Wspiął się na niego, po czym usiadł na jego... pysku? Nosie? Szepcząca Łapa nie umiała tego nazwać, w każdym jednak bądź razie, była to część jego twarzy. – No dalej! Ty też spróbuj! – zawołał do niej – to nie takie trudne!
Młoda stanęła tuż przed bokiem Traktora Toma, spięła mięśnie po czym skoczyła, wybijając się z tylnych łap. I o dziwo, udało jej się doskoczyć. Chwyciła się pazurami gładkiej, nieco naruszonej śladami pazurów innych kotów powierzchni. Jakie on miał dziwne futro! A może to nie było futro tylko... jego skóra? Jeśli nadal żył, to musiało go to strasznie boleć. Młoda wspięła się na niego jak najprędzej, by nie sprawiać mu więcej bólu, po czym usiadła obok swego mentora. Tuż przed nią rozciągały się połacie wrzosowisk, pokrywające najbliższe tereny. To był super punkt widokowy! Pewnie stąd wypatrywano zwierzyny, lub kotów które przekroczyły granice albo zaginęły. Potem zeszli z Traktora Toma, udając się do obozu. Nadszedł koniec jej pierwszego treningu, jednak kotka uważała, że było super! Gdy weszli do środka, Narcyzowy Pył spojrzał na nią, a chwilę później na jego pysku pojawił się szeroki uśmiech.
- No i jak, podobał ci się trening ze mną? – spytał kocur, Szepcząca Łapa kiwnęła głową. Bo podobał się i to jak! Tyle cennych informacji dzisiaj zebrała! Miała nadzieję, że podczas następnych treningów, będzie tak samo lub nawet bardziej ciekawie – To do jutra młoda! – powiedział to, puszczając do niej oczko – mam nadzieję, że jutro będziesz bardziej skora do rozmów.
Kotka słysząc to lekko skuliła uszy, podczas gdy Narcyzowy Pył poszedł do stosu ze zwierzyną. Szkoda, że sprawi mu zawód. Trudno, udawanie przed wszystkimi kotami niemowy, wymagało nie gadania. Wzięła jakiegoś królika, zatapiając swoje kły w dość ciepłym jeszcze mięsie. Była ciekawa, kto upolował jej posiłek? Był pyszny... mniam.

***

Jakiś czas po mianowaniu młodej terminatorki jedna z jej współlokatorów, Niebiańska Łapa została mianowana i otrzymała nowe imię - Niebiański Kwiat. Szepczącej Łapie, wydawało się, że kotka jest jednocześnie szczęśliwa i niepewna. Zauważyła, że ta niewiele mówiła. Podobnie jak ona, tylko że ona to nie mówiła w ogóle... Szepcząca Łapa została niedługo potem wyrwana na trening. Miała się uczyć polowania. Jej mentor wytłumaczył jej parę ważnych rzeczy.
- Wiesz dlaczego inaczej się na różną zdobycz poluje? Bo mysz wyczuje gdy idziesz po ziemi, królik wywącha a ptak zobaczy. – Szepcząca powtórzyła sobie tę informację w myślach. – No to co, jesteś gotowa na pierwsze polowanie?
Młoda kiwnęła głową, po czym zaczęła węszyć. Wyczuła zapach zwierzątka, które czasami inne koty dawały jej mamie gdy ta się nią opiekowała. To była mysz. Przypadła do ziemi w pozycji łowieckiej, pokazanej wcześniej przez Narcyzowy Pył. Niedługo potem, podążając za zapachem, znalazła stworzonko, które było zajęte jedzeniem jakiegoś małego, czarnego ziarenka. Jak ta mała myszka tu w ogóle coś znalazła? Przecież wszystko było spalone! Wybiła się z tylnych łap, ale nie trafiła w brązowo-szarą istotkę. Mysz odwróciła się do niej, a Szepcząca zobaczyła jej oczy, dwie małe czarne kuleczki. Były odrobinę mokrawe, wyglądały, jakby zwierzynie łownej zbierało się na płacz. Stworzonko wiedziało, wiedziało, że zaraz może zginąć z jej łap, ale i tak się nie ruszało. Przerażone, samotne i bezbronne. Zrobiło jej się żal go. Jak koty mogły takie biedne istotki zabijać w ogóle?! Myszka zorientowała się chyba, że Szept nic jej nie zrobi, bo weszła na jej łapę. Spojrzała prosto w jej zielone oczy. Mysz miała poszarpane uszka, i jedną, ledwie widoczną bliznę na grzbiecie. Pewnie jakiś kot już kiedyś próbował ją upolować. Stworzonko zaczęło po niej chodzić, podczas gdy terminatorka cichutko śmiała się. Jakaż ona był słodka! Nagle usłyszała kroki Narcyzowego Pyłu. Myszka, tak samo szybko jak młoda ją znalazła uciekła. Narcyzowy Pył spojrzał na nią swymi żółtymi oczyma.
- Następnym razem, nie baw się ze zwierzyną. One są do jedzenia nie do przyjaźnienia. Chociaż... w sumie nawet nie sprawdzałem... ale no cóż, nawet jeśli są przemiłe, to coś trzeba jeść. Choć, poszukajmy czegoś co nie wzbudzi twojego współczucia możliwością zakończenia jego egzystencji przez twoje lub moje łapy.
Szepcząca Łapa potruchtała za swym mentorem, który pokazał jej jeszcze raz pozycję łowiecką, po czym upolował jakiegoś niewinnego królika. Młodej także się to udało. Postanowiła nie patrzeć zwierzynie w oczy, dzięki czemu ta nie wywoływała u niej takich uczuć jak wcześniej tamta mysz. Jeszcze tego samego dnia, upolowała dwa króliki! Dwa króliki! Dumnie wniosła swe zdobycze do obozu, po czym położyła je na stercie zwierzyny. Chwyciła jedną z nich, a następnie zaniosła do kotki, którą kochała nad życie.
- Och, dziękuję Szept! Przepraszam, oj przepraszam! Szepcząca Łapo miało być! Przepraszam! – wykrzyknęła babcia – naprawdę bardzo cię przepraszam!
Sójka dość szybko zabrała się do jedzenia. Kotki spędziły razem jeszcze trochę czasu, aż do momentu gdy Szepcząca Łapa postanowiła, że na dziś wystarczy. Dostrzegła, że Dziki kłóci się o coś ze swoją mentorką. Nie dziwiła się kotce, nie trudno o załamanie nerwowe przy nim, a już w szczególności jak się nie ma wyjścia i trzeba wraz z nim spędzać cały dzień. Lepiej się po prostu nie odzywać w takiej sytuacji. W sumie….ona się nawet przed tymi których lubiła nie odzywała. Powodziła trochę wzrokiem po okolicy. Mokra Gwiazda jadł zwierzynę, Cętkowany Kwiat rozmawiała z Orlikowym Szeptem, a jakaś kocica prychała na wszystkich w około. To była chyba Piaskowa Ścieżka, o ile młoda się nie myliła. Była matką Drżącej Ścieżki, który podobno miał mieć kocięta z Muszym Lotem. Natomiast Niebiański Kwiat przyglądała się uważnie Koziemu Skokowi. Reszta dnia upłynęła jej na obserwowaniu współklanowiczów.
Gdy tylko słońce zaczęło się chować za horyzontem, kocica usiadła i zjadła jednego królika. Następnie weszła do legowiska terminatorów. Ułożyła się wygodnie na nim, a w trakcie rozmyślań wpadła na to, że Chabrowa Bryza jest bardzo podobna do Piaskowej Ścieżki, pod względem charakteru oczywiście. Z tymi myślami i rozważaniami usnęła, tak samo jak zawsze tuląc swą ukochaną zabawkę myszkę.

Od Bursztynowej Łapy

Spadł śnieg. Kremowy uczeń medyka po raz pierwszy widział na własne oczy ten chłodny puch. Po prostu obudził się któregoś razu, a ogon miał przykryty białą pierzyną. Musiał potem cały ranek machać końcówką swojego ciała, aby ją rozgrzać. Firletkowy Płatek wykorzystała pierwszy dzień opadów do nauki swojego podopiecznego. Pouczyła go o odmrożeniach oraz o przegrzaniu, chociaż do lata pozostało killa księżyców.
Jakże dziwne okazało się to, że ze śniegiem można było zrobić naprawdę ogromną ilość rzeczy! Zostawiało się w nim ślady, przez niego kremowe futro Bursztynowej Łapy stało się strasznie gęste, a sam śnieg... Formował się pod wpływem ingerencji z zewnątrz.
- Kocięta Dwunożnych robią sobie tak zwane bitwy na śnieżki - powiedział ciekawostkę na temat homo sapiens Sokole Skrzydło.
- Co to takiego? Czy my też tak potrafimy? Na czym polega ta cała bitwa na śnieżki? Mogę się w to pobawić? Czy to zadowoli Klan Gwiazdy? - obsypał całą gamą pytań medyka uczeń Firletki. Informacja od niebieskiego naprawdę zainteresowała kremowego i wzbudziła w nim uczucie ogromnej, wręcz kocięcej, ciekawości.
- Małe Dwunogi formują łapami kulkę ze śniegu i rzucają nią w drugą osobę. I tak w kółko, i w kółko, dopóki im się nie znudzi - odpowiedział Sokół. Wydawał się znacznie bardziej znosić gadatliwość syna Rumiankowej Pręgi niż sama Firletkowy Płatek. Przynajmniej taki wydawał się z pozoru. - Klan Gwiazdy nie przekazał nam we snach, że nie znosi tej rozrywki....
- Czyli mogę porzucać śniegiem w przypadkowe osoby i nie złamię przez to kodeksu? - zapytał się Bursztynowa Łapa, podskakując.
Sokole Skrzydło drgnął zaskoczony z powodu tak energicznej reakcji towarzysza.
- Nie trafiaj tylko w uszy! To będzie strasznie bolesne, a medyk zapobiega cierpieniu - odpowiedział medyk.
Młodszy od razu wybiegł z legowiska medyków i pognał przed siebie zadowolony. Za pomocą nosa i przednich łap uformował coś w stylu małej kulki śnieżnej. Przyjrzał się jej ze wszystkich stron, sprawdzając krawędzie. Nie chciał rzucać koślawej bryły w świat.
- I jak to teraz podnieść - zastanawiał się na głos uczeń. Usiadł, wziął małą kulkę i rzucił ją za siebie. Upadł na plecy, lądując na śniegu. Usłyszał czyiś jęk. Podniósł się od razu i zauważył niewielkiego kocura o zabrudzonej sierści, pokrytej klasycznymi pręgami.
- Ojej! Trafiłem cię! Ha, ha! Jestem bogiem! O tak! - Bursztynowa Łapa uśmiechnął się, dumny z siebie. - Gdzie moje maniery... O rety, nie boli cię coś? - Podszedł do kocura. - Oberwałeś kulką śnieżną. Jestem przyszłym medykiem i powinienem umieć cię trochę wyleczyć. Jak coś źle pójdzie, to stracisz nogę. A taki jeden medyk nie ma nogi i kocha Klan Gwiazdy! Umie chodzić i wychował uczennicę. Tak w ogóle... Dokładnie opisz, co czujesz. Dokładnie, spokojnie, a zobaczę, czy coś ci się nie poprzestawiało w głowie od tego śniegu.

<Mysi Kroku?>

Zgromadzenie!

 Dnia 29 grudnia o godzinie 18:30 odbędzie się zgromadzenie! Liderów i opiekunów klanów prosimy o uzupełnienie listy.

KLAN BURZY
Mokra Gwiazda
Chabrowa Bryza
Jeżowa Ścieżka
Stokrotkowa Łapa
 
Narcyzowy Pył
Jałowcowy Świt
Burzowa Noc
Niebiański Kwiat
Świerszczowa Łapa
Szumiąca Łapa 
Szepcząca Łapa
Dzika Łapa
Słonecznikowa Łapa

KLAN KLIFU
Berberysowa Gwiazda
Lwia Grzywa
Firletkowy Płatek
Bursztynowa Łapa

Miodowa Chmura
Barwinkowy Podmuch
Piaskowa Wydma
Szczawiowy Liść
Rumiankowa Pręga
Okoniowa Płetwa
Muchomorowa Cętka
Mysi Krok
Zgubiona Łapa
Kwaśna Łapa
Lisia Łapa
Mroźna Łapa

KLAN NOCY
Aroniowa Gwiazda
Jesionowy Wicher
Poranna Zorza
Mglisty Sen

Karasiowa Łuska
Zbożowy Kłos
Zwinkowy Ogon
Królicze Serce
Jesiotrowa Łuska
Malinowa Łapa 
Ćmia Łapa 
Sarnia Łapa

KLAN WILKA
Iglasta Gwiazda
Wróblowe Serce
Potrójny Krok

Żabi Skok
Miedziana Iskra
Wężowy Wrzask
Pierzasta Mordka
Kawczy Lot
Żbicze Futro
Słoneczna Łapa
Dymna Łapa
Wodna Łapa

OWOCOWY LAS
///

CHAT:
Na discordzie

Od Bursztynowej Łapy

 - Korzeń łopianu?
- Jest.
- Kocimiętka?
- Połowę zabrał Sokole Skrzydło, ale całkiem spore zapasy... Są.
- Eh.. Zaćpa się na śmierć... Liście stokrotki?
- Do końca zimy... Chyba starczą.
- Wrotycz?
- Jest!
- Bluszcz?
- Nie ma.
Firletkowy Płatek i Bursztynowa Łapa sprawdzali zapas roślin w legowisku medyka. Niedawno posortowane zioła leżały we względnie uporządkowanych stosach, lecz część z nich powoli się kończyła.
- Nie ma niektórych ważnych rzeczy do leczenia... Na przodków, dlaczego dzisiaj? - jęknęła niebieska, patrząc na swoje łapy.
- Coś... Nie tak? Zawołam Sokole Skrzydło! Jesteś w ciąży?! Ale... Nie masz partnera.... Ale... Cisza spożywcza! Zjadłaś małe myszki i one odżyły ci w brzuchu! Nieeeeee, nie łam Kodeksu! To się nie godzi! - miauczał pierdoły kremowy.
- Puknij się kiedyś w głowę - mruknęła pod nosem Firletkowy Płatek. - Martwe zwierzę nie może odżyć. Samo jest nieżywe, więc to niemożliwe.
- Nawet przy pełni księżyca?
Kotka na chwilę zamarła i drgnęła. Przełknęła ślinę.
- Ehm... T-tego n-nie w-wiem - odpowiedziała niwmrawo.
- Firletkowy Płatek nie czuje się najlepiej. - Do dwójki podopiecznych podszedł Sokole Skrzydło, podnosząc kącik ust. - Musimy ruszyć w teren i zebrać brakujące zioła. Ja zobaczę, co i ile dokładnie powinniśmy zebrać. Ty... Znajdź nam trzeciego towarzysza. Trochę zajmie nam wyprawa w teren i dodatkowy kot nam się przyda.
Bursztynek kiwnął głową, lecz nim wyszedł, spojrzał współczującym spojrzeniem na mentorkę. Kotka rzeczywiście wydawała się nieco bledsza niż zwykle, chociaż nie przejawiała ostrych objawów chorób, które już zdołał poznać.
Wyszedł z legowiska i rozejrzał się po obozie. Nie dostrzegł nigdzie żadnego z wujków (nawet Omszonej Mordki, chociaż zabranie go skończyłoby się ostrym wpierdolem i siniakami na ogonie). Większość wojowników albo coś zajadała, albo rozmawiała, albo... Podrywała się wzajemnie.
W końcu kremowy dostrzegł czarną szylkretkę, wychodzącą z legowiska uczniów. Uszy kocura drgnęły, jakby były radarami do wykrywania członków Klanu Klifu. Podreptał do żółtookiej radosnym krokiem. Przyszedł czas na zdobycie pierwszej koleżanki!
Wow, zagada do kobiety. Prawdziwej kobiety. Innej niż mama czy Firletkowy Płatek. Dotychczas rozmawiał z samymi facetami. Co, jeśli zachowa się jak... Jakiś niedorozwój? Trudno. Zagada inną kobietę czy dziewczynę, wypnie dumnie pierś do przodu i zacznie wszystko od początku!
- Cześć! - zaczął bezpośrednio rozmowę z kotką. - Nie znamy się. Jam Bursztynowa Łapa, przyszły wspaniały i niesamowity medyk Klanu Klifu. Kocur... Spod... Berberysowej Gwiazdy... Do usług! Znaczy liderka to moja babcia i uwielbiam ją! Bardzo dużo wie iiii....i.... No, babunia! Jedyna w swoim rodzaju! Przybyłem jednak w innej sprawie. Potrzebujemy ziół, bo nam się kończą, a chorych przybywa. Mam idealne zadanie dla takiej... Idealnie szylkretowatej przedstawicielki płci pięknej jak ty! Potrzebuję ciebie do zbierania ziół. Sokole Skrzydło, ty i ja zrobimy sobie tyci, tyci spacerek po roślinki. Wchodzisz w to? Czy może nie chcesz? Jak nie to... Trudno... Ale dzisiaj jest w miarę ciepło. Moja babcia czy tam twój mentor wynagrodzi cię sowicie soczystą myszką za wyjście z medykami i obroną nas w razie zagrożenia!

<Lisiczko?>

Od Wróblowego Serca cd. Kawczego Lotu

 Przez upiorne uderzenie serca po przebudzeniu czuł krew oblepiającą mu łapy. 
Dyszał ciężko. Gdy zrozumiał, że to już nie sen, wziął głęboki wdech, próbując uspokoić kołaczące w piersi serce.
Nienawidził tego uczucia. Rozkoszy pełzającej w jego żyłach, kuszącej, żeby tym razem spróbował zacisnąć szczęki na czyimś gardle po tej stronie snu. Mrocznej pieśni szaleństwa o tryskającej krwi i potędze.
Tak cholernie się bał.
Ostrożnie wstał wiedząc, że o ponownym zaśnięciu nie było już mowy. Wyszedł w zimną szarość przedświtowego poranka.

Siedział, czekając aż życie obozu znów się zacznie. Układał kolejne patrole, zastanawiał się, jakie prace należy wykonać, co powinien uznać na najważniejsze, a co mogło poczekać. Blednąca tarcza księżyca przypomniała mu o nadchodzącym zgromadzeniu. Był ciekawy, kogo wyznaczy Iglasta Gwiazda (i jeszcze bardziej ciekawy, czy uda mu się spotkać Lisiczkę albo Myszka). Gdy koło świtu dołączyła do niego Borsuk, przynajmniej przestał się nudzić.
     Puszczykowy Krzyk przeszedł tuż przy jego nosie. 
- Zaczekaj! - miauknął, zatrzymując wojownika. 
- T-tak? - Kocur stanął jak wryty. Bawiło go, jakim respektem ze względu na jego pozycję darzyli go nieraz starsi niż on wojownicy. Z gorzkim uśmiechem miauknął - Chciałbym, żebyś poszedł na patrol razem z Kawczym Lotem i Sarnią Łapą. Na granicę z Klanem Burzy. Przekazałbyś mu to?
Kocur posłusznie skinął głową i zniknął w legowisku wojowników. Wróblowe Serce westchnął z ulgą. Jakoś nie miał ochoty na rozmowę z młodszym bratem. Prawdę mówiąc wcale nie było mu przykro, że gówniarz przestał się do niego odzywać.
Po chwili do jego uszu dotarły podniesione głosy. Podniósł się zniechęcony i udał w stronę ich źródła.
- Kawczy Locie, jakiś problem? - miauknął zimnym tonem, wchodząc do legowiska wojowników.
Czarny spojrzał na niego z pogardą.
- Iglasta Gwiazda pewnie cię wziął, bo nadal fantazjuje o "bohaterskim" ojcu! Może też sobie umrzesz idiotyczną śmiercią? Będziemy mieć taką fajną rodziną tradycję. Mamy niepokojąco dużo wróbli w lesie, wiesz?
- Bardzo chętnie - odparł, a zimny wyraz jego oczu nie zmienił się ani odrobinę. - Nie musiałbym wtedy co wschód słońca oglądać twojej wiecznie skrzywionej mordy. A jeszcze chętniej sprawdziłbym, czy w okolicy nie żyje jakieś duże stado kawek i czy akurat nie są głodne. Pewnie są - dodał. - W końcu mamy Porę Nagich Drzew.
Wpatrywał się w brązowe ślepia brata bez emocji.
- Idziesz na patrol z Puszczykowym Krzykiem i Sarnią Łapą.


<Kawko? Wurbel się wkurzył :’)>

Od Północnego Mrozu

 Północny Mróz przeciągnęła się leniwie, czując przyjemne strzyknięcie w kręgosłupie. Śnieg przyprószył jej wąsy, a chłodny wiatr zmierzwił futerko. Kocica powiodła znudzonym spojrzeniem po obozie, czując pewien żal, że nie dano jej dłużej pospać. Wróblowe Serce rozdzielał patrole. Vanka miała cichą nadzieję, że uda jej się wymknąć niepostrzeżenie i udać na samotne polowanie. Nie było nic gorszego od trajkotania o kocurach i pogodzie od samego rana, w towarzystwie koleżanek z legowiska. Już miała wyjść z obozu, gdy usłyszała swoje imię wywołane łagodnym, spokojnym tonem.
- Północny Mrozie! – Kątem oka dostrzegła zmierzającego w jej kierunku Wróblowe Serce. Futro zastępcy było przyprószone cienką warstwą świeżego śniegu. - Pójdziesz z Płonącą Łapą, Modrzewiową Korą i Różaną Słodyczą. Sprawdzicie granicę z Klanem Burzy.
Kocica niczego nie dała po sobie poznać, nawet się nie skrzywiła. Jej chłodne, niebieskie spojrzenie nawet nie drgnęło. Tylko po jej kręgosłupie przebiegł nieprzyjemny dreszcz, z całą pewnością niespowodowany zimnem. Różana Słodycz? Północny Mróz była niemal pewna, że szylkretowa wojowniczka przez cały patrol będzie starała się zagaić rozmowę. W myślach zaczęła szukać dobrej wymówki, żeby nie musieć nigdzie iść i znosić trajkotu tej pstrokatej przybłędy.
- Wolałabym zapolować – powiedziała tonem, który miał zakończyć wszelką dyskusję. Gdzieś na dnie jej serca rozbłysła iskierka radości. Polowanie zawsze było świetnym powodem, żeby uciec od innych kotów i obozowego zgiełku.
- Bardzo dużo polujesz. Pomyślałem, że wiesz… Może lepiej byś się poczuła, gdybyś mogła spędzić trochę czasu z innymi?
Miała ochotę przywalić mu w pysk. Ale zamiast tego kiwnęła głową ze swoją zwyczajną, znudzoną miną.
- Oczywiście, jak sobie życzysz.
„Panie zastępco” – dodała z przekąsem w myślach. Uznała, że nie warto ciągnąć dyskusji z kocurem, który i tak nie pokusi się o to, by choć trochę zrozumieć jej punkt widzenia. Wróblowe Serce skinął głową i skierował się w stronę legowiska przywódcy. Vanka wzięła chudego wróbla ze stosu ze zdobyczą i nadgryzła go. Myślami już była na patrolu, zastanawiając się, o czym będzie musiała rozmawiać z innymi.
- Och, Północny Mrozie! Wszędzie cię szukałam! – do młodej wojowniczki podbiegła Różana Słodycz. Szylkretowa kotka obdarzyła Północ ciepłym uśmiechem i nieproszona dosiadła się. – Piękny mamy dzisiaj dzień, nieprawdaż? Zobacz, Wilczek i Złota bawią się w walkę. Czy oni nie są słodziutcy?
Północny Mróz jak najdłużej starała się żuć wróbla, licząc, że Różana Słodycz odpuści i sobie pójdzie. Ale szylkretka spojrzała na nią wyczekująco, a jej pełne zachwytu oczy były dwa razy większe niż normalnie. Północny Mróz zmieszała się i pokręciła głową.
- Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego, wybacz.
Różana Słodycz westchnęła cicho, a jej zamglone spojrzenie utknęło gdzieś w oddali.
- Kocięta to cenny skarb, Północny Mrozie. – Jej głos nie był już dłużej wesoły i pogodny.
Północny Mróz wstała, z zamiarem dołączenia do Modrzewiowej Kory, który czekał na nią przy wyjściu z obozu. Ogonem dała znak Różanej Słodyczy, że pora iść, jakby wyrywając kocicę z transu. Po chwili łapy vanki straciły oparcie, a sama kocica prawie zaryła pyskiem o ziemię. Upadając, chyba zaczepiła o jakiegoś członka klanu. Poważnie, co on tam robił? Nie widział, że szła? Kocica z jękiem wstała.
- Uważaj, jak leziesz, wyrzygany kłaku! – warknęła, mierząc zimnym spojrzeniem kota przed sobą.


<Jeśli ktoś chce wspólny wątek…>

Od Kłaka

 Prawo, lewo, cios, unik, cios, unik, lewo, prawo. Było nieco lepiej. Jednak to nie było jeszcze to. Ojciec nie był zadowolony, że zimno go osłabia. Liczył, że coś takiego, nie położy go na łopatki, a właśnie... tak było. Upadł, zostając przygnieciony przez silne mięśnie samotnika. Znów przegrał. A miało być odwrotnie. 
- Będzie lepiej jak nadejdzie pora nowych liści - zapewnił go. 
Czermień posłał mu wzrok, który mówił sam za siebie. Nie wierzył mu. Pewnie liczył, że opanuje walkę szybciej. Czego jednak mógł oczekiwać po sześcioksiężycowym kociaku? Jego droga była jeszcze daleka do ideału. 
- Zostawmy to. Teraz biegaj. - rozkazał. 
Nie kłócił się z tym. Bieganie było męczące, ale dzięki niemu miał czas, aby porozmyślać. Nie stanowiło to w końcu wyzwania. Po prostu biegniesz w kółko, skacząc przez śnieg, którego coraz więcej napadało. Było to pewne utrudnienie, ale dało się je przeskoczyć. Znów zerknął na las, kiedy to ojciec zerknął gdzieś w bok. Ciekawe jak tam było... Od kocura nie dowiedział się praktycznie nic. Był zbyt niechętny na zwierzanie się. Jednak z tego co podsłuchał od Nornicy, w lesie mieszkały koty. I to całe klany! Z chęcią dowiedziałby się o nich nieco więcej, ale Czermień nie był zbytnio chętny na zwierzenia, a Nornica? Gdyby był jej synem, pewnie coś by miauknęła, ale za bardzo go nienawidziła na dzielenie się z nim takimi informacjami. 
- Starczy. 
Zatrzymał się i przebrnął przez śnieg do kocura. Wiedział co teraz go czekało. Śmierć. Odebranie życia niewinnemu stworzeniu, aby nasycić głód. 
Czarny ruszył do jakiegoś pudła i odrzucił je na bok. Jego oczom ukazała się żywa mysz, której ogon przyciśnięty był przez kamień. Teraz więc nie miał wymówki, że mu ucieknie... Niech to! 
- To jedzenie, więc nie biadol, że tego nie zrobisz. 
Wziął głęboki oddech. Jadał już w końcu mięso. Smakowało mu nawet. Ale... Było martwe i to nie on odbierał te życie. Spojrzał na gryzonia, który starał się uciec. Czy wiedział jaki los go zaraz czeka? Czy on był w stanie to zrobić? Zabić? 
- Zabij, a będziesz mógł ją zjeść - szepnął mu do ucha. 
Nie jadł już od kilku dni. Ojciec postarał się, aby głód zapanował nad jego rozsądkiem. To był ten dzień. Dzień kiedy musiał się przełamać. Wiedział jak to zrobić. Teorię znał. Musiał mocno się wgryźć w szyję. Mysz jednak była tak mała, że prędzej odgryzłby jej głowę. A może to było rozwiązanie? Pewnie nie cierpiałaby zbytnio. 
Wziął głęboki oddech. 
To proste. 
To pokarm
To szansa na jego życie.
Przycisnął łapą zwierzątko do ziemi. 
Te oczy, oczy pełne strachu. Znów widział tego kociaka. Nie... To za dużo... 
- Zabij wreszcie! Nie mamy całego dnia! - syknął ojciec. 
Zamknął oczy i to zrobił. Jego szczęki zacisnęły się na drobnym ciałku. Krew zalała mu język.
Pisk.
Szarpnięcie.
Koniec. 
Było już po wszystkim. 
Teraz mógł ucztować. 

Od Kłaka

 Było zimno, ale musiał to znieść. Siedział na warcie, ciemną nocą pod ich krzakiem. Ojciec spał na gałęzi, ale mógłby przysiąc, że gdyby tylko się ruszył, jego żółte ślepia błysnęły by w ciemności. To był kolejny test. Czuł to, kiedy ten tylko kazał mu tak siedzieć. Może i nieco poprawiła się jego wytrzymałość, mógł dłużej iść i mniej się męczył, jednak takie siedzenie było bardzo nieprzyjemne. Śnieg prószył i wolno spadał z nieba. Magiczne światła, które oświetlały czarną drogę, błyszczały ukazując skryte w ciemności cienie. Musiał przyznać, że nieco się bał, ale to z każdą chwilą stawało się mniej intensywne. Gdzieś z boku rozległ się pisk potwora. Drgnął ale nie zostawił swojego posterunku. Ciekawe co ci Wyprostowani wyprawiali, że nie spali. Zauważył już dawno, że to oni kierowali tymi monstrami. Wsiadali do ich paszczy i gdzieś szli. Nie krzyczeli, a po jakimś czasie wracali cali i zdrowi. Czemu więc należało bać się czegoś, co nie robi krzywdy? 
Rozmyślał tak, aż do brzasku. Śnieg osiadł na jego futerku, więc otrzepał się, ruszając zesztywniałymi kończynami. Czermień zeskoczył z gałęzi, po czym pozwolił mu odpocząć. Łaskawca. Nie kłócił się jednak, wolał już zanurzyć się w ciepłym mchu wraz z siostrami. Ruch sprawił mu jednak dużo problemów. Chyba przymarzł, ale udało mu się dotrzeć do Zgnilizny, która pisnęła zaskoczona, kiedy się do niej przytulił.
- Jesteś strasznie zimny! - miauknęła. 
- B-b-byłem n-n-na d-d-dworze - wyjąkał. 
- Wiesz w ogóle czego się dowiedziałam? - zmieniła temat, przytulając się do niego bardziej. Był jej za to wdzięczny. Musiał nieco odtajać. 
- C-c-cze-ego? 
- Nasza mama - szepnęła. - Chyba ją widziałam. 
Zamrugał z szoku. Naprawdę? Jak? Skąd? Miał tyle pytań! 
- P-powiedz w-w-więcej... - poprosił. 
Kotka więc szybko streściła mu jak do tego doszło. Była na lekcji polowania, ale oddaliła się nieco od Nornicy i sióstr, bo wyczuła zapach myszy. Nieco się bała, ale głód sprawił, że ruszyła za kuszącym zapachem. Wtedy też napotkała jakąś kocicę, która przyglądała się jej w krzakach. Nie powiedziała nic, a nawet zniknęła, gdy tylko odwróciła na chwilę głowę. Zgnilizna była pewna, że to była ona. Miała w końcu takie same zielone oczy jak oni. Może nie był to jakiś niezbity dowód, ale lepsze to niż nic... 
- Op-p-pisz ja-ak wyglą-ądała. M-może... U-u-uda mi się j-j-ją je-eszcze spo-otkać.
Siostra spełniła jego prośbę, a on od razu wykreował sobie jej postać w głowie. Czyli była nadzieja na uwolnienie się z tej chorej rodziny. Musiał tylko ją znaleźć. Ucieczka będzie ciężka, ale postanowił zaryzykować. Jeśli jej powie co wyprawia Nornica, może zgodzi się ich przyjąć do siebie z powrotem? 

Od Bursztynowej Łapy

 -Wujkuuuuuuu Zimorodkuuuuuuuuu... Opowiedz coś o swoim bracie? Da się go poderwać? A może zgrywa niedostępnego? - zapytał się nadzwyczaj spokojny Bursztynowa Łapa. Pobierał już od dłuższego czasu nauki podrywania od Zimorodkowego Blasku i... Czynił jakieś postępy. Chyba. Wyraz pyszczka syna Żywicznej Mordki najczęściej wyrażały szczęście i zadowolenie, więc kremowy nie zdawał się na mimikę swojego przystojnego nauczyciela w kwestii czynienia postępów.
- Omszona Mordka niedawno został mianowany i dosyć często nie chciał się ze mną bawić. Możesz spróbować go poderwać - miauknął Zimorodkowy Blask.
Bursztynowej Łapie nie trzeba było dwa razy powtarzać tego samego. Pewien swojego czynu ruszył na poszukiwania niebieskiego brata nauczyciela od podrywu. Węszył w powietrzu. Dzięki spędzaniu większej ilości czasu wśród ziół miał wrażenie, że potrafił wychwytywać naprawdę sporą liczbę zapachów, których wcześniej nigdy nie czuł.
We względnie krótkim czasie zdołał znaleźć Omszoną Mordkę. Przyjrzał się wyglądowi swojego przyszłego znajomego. Już kolejnego w przeciągu księżyca! Kremowy ucieszył się na tę myśl. Dużo znajomych równa się dobrej zabawie oraz szerzeniu tolerancji wobec podrywania!
Chwilę myślał nad dobrym tekstem, którym zaszczyciłby brata Zimorodkowego Blasku. "Cześć, spadłeś z nieba? Lśnisz jak gwiazdy"? A może rzucić zwykłe "hej" i mruganąć jednym okiem? Albo poruszyć brwiami i szepnąć "Zgubiłem drogę do własnego serca, pokaż mi swoją?". Na ostatnie przyszły medyk pokręcił stanowczo głową. Zwykłe teksty, bez żadnych zobowiązań, bez lizania. Wierzył w przodków, a oni zabraniali mu zawarcia związku z kimkolwiek, nieważne jak wspaniały i uroczy byłby kocur bądź kotka.
Podszedł do Omszonej Mordki. Po raz pierwszy zrezygnował z rozpoczęcia znajomości dłuższym monologiem. Niebieski wyglądał na znacznie cięższy kaliber niż Zimorodek, Szczawik, Barwinek, a nawet Firletka. Do niego trzeba podejść inaczej. Bardziej spokojnie, profesjonalnie.
- Czego chcesz? - zapytał się oschle wojownik, gdy uczeń się zbliżył na odległość kilku żabich skoków.
- Cześć - miauknął Bursztynowa Łapa, patrząc prosto na Omszoną Mordkę. - Blask twojego futra prawie mnie oślepił, oczy... Przykuły mądrością i pięknością.

<Meszku?>

Od Potrójnego Kroku cd Deszczyka

 – Nie przerywaj mi.- Zawarczał.
Głupie to i jeszcze niewychowane! Czy naprawdę musiał mu co chwilę przerywać? Jeszcze nie skończył opowiadać, a to już wciskało swój nosek, siejąc chaos w jego wypowiedzi. 
Młodzikowi uśmiech zniknął z twarzy, ale się tym nie przejął, kontynuując dalej. 
- Jest mądra, ale nie bierz jej za przykład. Inaczej źle skończysz, Klan Gwiazdy przestanie Cię wtedy lubić. 
– Jia chcie, by mni lubili! Ktio, by nie chcial? Chioć brzydkiego kotia wybrali nia wysłannika, miama jest ładnijsza i Złotka tiż! 
Co takiego? On... On brzydki? A to bachor! Jak mógł twierdzić, że był... brzydki! Niech spojrzy na siebie! To dopiero brzydota! On mył się w końcu kilkadziesiąt razy dziennie, a ten? Upaćkany brudem! Matka musiała go nie kochać, skoro nawet nie zadbała o jego higienę. 
– Coś ty powiedział gówniarzu?! Jestem najładniejszym kotem w klanie zapamiętaj sobie to! I sam jesteś brzydki! Nie znasz się! - krzyknął. 
Naglę usłyszał płacz i z niedowierzaniem wpatrywał się w beczącego malca. No dobra... Pierwszy raz mu się zdarzyło, że jakiś kociak się przy nim rozryczał. Miał do czynienia zawsze z tymi odważniejszymi dzieciakami, którzy fikali. Najwyraźniej Deszczyk był tą inną wersją, która musiał przyznać, bardzo go zaskoczyła. Nie chciał w końcu dostać po pysku od jego matki. 
- Nie rycz! No nie rycz mówię! - Był koszmarny w uspokajaniu dzieci. 
Ale co się dziwić, skoro własnych nie posiadał i nie zamierzał? Wystarczyło, że wyciągał te gluty z tyłków kotek. 
Kociak jednak darł się coraz głośniej, a mu więdły od tego uszy. Dobra... Co robić, co robić? Szybko wykuśtykał na zewnątrz i skierował swoje kroki do legowiska medyków. Wcale nie uciekał! Musiał coś dać temu dzieciakowi, aby go uspokoić, a przez to, że panowała pora nagich drzew, nie mógł zerwać nic przy żłobku. 
Szybko złapał w pysk jakąś zaschniętą stokrotkę i wrócił do zapłakanego kocurka. Położył mu kwiatka pod łapkami z nadzieją, że tym się zainteresuje.
- Masz. To stokrotka. Nieco podstarzała, ale w taką zimnicę nie ma co liczyć na świeżą. - miauknął. 

<Deszczyk?>

Od Iskry

 *Pora Opadających Liści*

W takich chwilach doskonale czuła, że przebyła już więcej niż połowę swojej Ścieżki. 
Siedziała na jednej z wyższych gałęzi starej gruszy, wzrok utkwiwszy w odległej linii horyzontu. Wiatr raz po raz muskał jej półdługie futro i poruszał liśćmi, co rusz strącając kilka z nich z drzewa. Zbliżał się Czas Snu.
Niewiele jej pozostało. Dotarła już tam, gdzie była w stanie, odkryła wszystko, co świat pozwolił jej odkryć. Zdobyła wiedzę i nauczyła się mądrości. Spotkała na swojej Ścieżce tych, którzy stali się dla niej ważni i tych, dla których ona miała być ważna. Nie miała dzieci, ale dzięki swoim słowom miała pozostać w umysłach tych, którym pomogła narodzić się dla mądrości.
Zostało jej już tylko jedno, ostatni cel, który chciała osiągnąć, zanim jej Ścieżka na tym świecie dobiegnie końca i uda się na łono Wszechmatki. Naprawdę chciała, żeby Kudłacz i Jedynka odnaleźli spokój. Miejsce, do którego będą mogli należeć. Dom. To, czego ona przez tak długi czas nie miała.
Czasami była skłonna przyznać, że żałuje. Wyobrażała sobie siebie wiodącą spokojne życie u boku sióstr i Jeżowej Ścieżki. Widziała małe brązowe kulki wpatrujące się w nią błękitnymi jak niebo oczami. Czasem tęskniła do tych kulek, do krwi ze swojej krwi, do tej namiastki nieśmiertelności, którą dawała rodzina. Czasem.
Tłumaczyła sobie, że właśnie tak miało być. Że prędzej czy później by odeszła. Potrzebowała dużo przestrzeni, żeby rozwinąć skrzydła, a rodzina to nic innego jak kolejne, krępujące więzy. Wiedziała, że potrafi tęsknić za stabilizacją, bo dzięki temu, co przeszła, jest w stanie ją docenić. Przecież już dawno odkryła swoją Ścieżkę i wiedziała, że żadna inna droga nie dałaby jej szczęścia ani spokoju.
Wiedziała. Ale w chwilach takich jak ta… Przymknęła ślepia, wsłuchując się w odgłosy życia.
     Gdzieś pod jej łapami rozległ się dźwięk kroków. Zeskoczyła na niższą gałąź, zauważając drobną, czarną sylwetkę. 
- Słyszysz? - miauknęła.
Kocurek podniósł na nią pomarańczowe oczy, próbując zrozumieć, o co chodzi. Wskazała mu miejsce obok siebie, zachęcając, żeby usiadł. Z pewnym wahaniem wspiął się na gałąź. Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, miauknęła:
- Są tam, widzisz? Dzikie gęsi. Odlatują, wybierając wędrówkę w nieznane. Część z nich wróci, gdy liście znów się zazielenią, ale nie zostaną tu na długo. Gdy wiatr zaśpiewa im pieśń o podróży, wyruszą znowu, nie potrafiąc oprzeć się zewowi wolności - zamilkła, zamykając oczy. - Słyszysz ich krzyk?


<Głóg? Iskra w pełnej krasie :’) Przepraszam, że dopiero teraz xd>

Od Zimorodkowego Blasku cd Zgubionej Łapy

Biegł i biegł, aby tylko zgubić tą straszną sikawkę. Nie chciał jeszcze umierać. Był zbyt piękny i młody! W grobie mu nie do twarzy. W końcu zatrzymał się, dysząc ciężko. No nie! Gdzie podziała się jego koleżanka? Przecież był pewien, że za nim biegła! Zaczął się rozglądać z małą paniką. A co jeśli to coś ją dorwało i teraz nie żyła? To byłby koszmar! Co powiedziałby wtedy mamie? 
Zawęszył szukając zagubionej. Ale śmiesznie! Zgubiona Łapa się zgubiła! Może to imię było jakieś magiczne? Może wieszczyło jej taką przyszłość? On nie chciałby się gubić prawie co chwilę. 
W końcu jakimś cudem na nią natrafił. Jej! Czyli się odnalazła! 
- O. Znalazłaś się – stwierdził. – Czemu się nie odzywasz? Ktoś ci odgryzł język? - zapytał.
Było to w końcu dziwne. Kotka nie zachowywała się przecież tak... milcząco. A jeśli naprawdę straciła język? W tym momencie posłała mu lekko oburzone spojrzenie, jednak Zimorodkowy Blask za bardzo nie rozumiał o co jej chodzi. Kotka ruszyła powoli przed siebie, upewniając się, że kocur podążą za nią. On oczywiście za nią ruszył, aby przypadkiem ponownie nie stracić jej z oczu. Widząc jej ogon, kusiło go, aby na niego nadepnąć. Musiał się upewnić, czy naprawdę młodsza jest w stanie coś z siebie wydusić. A jak ma jakąś traumę? Może już nigdy się do niego nie odezwie? O nie! To byłoby koszmarne! Dobra! Postanowione! Uniósł łapę i nadepnął na jej ogon.
Uczennica pisnęła głośno i odwróciła się najwyraźniej niezadowolona. 
 - O, jednak mówisz! – rzucił tylko, najwyraźniej uspokojony.  
 - Mówię, mówię – odparła jedynie, spychając go lekko na bok i lekko liżąc bolącą część ciała.
- To dobrze! Nie wiesz jak mi ulżyło! Co ja bym powiedział mamie, gdyby okazało się, że przez naszą wycieczkę zaniemówiłaś? Byłabyś jak Skrząca Łapa! Albo ... gorzej! Byłabyś jak drzewo! One milczą cały czas! I się nie ruszają! Nie zniósłbym tej myśli! Bo widzisz... Drzewa są dziwne - miauknął jej konspiracyjnie na ucho. - Przez to, że stoją cały czas w jednym miejscu, taki ogień może ich zabić. Okropieństwo! A my mamy szansę uciec! A właśnie... Musimy już wracać do obozu, aby się o nas nie martwili. Złożymy raport o tym spotkaniu Dwunożnych i ich dziwnej broni. Może knują jak nas się pozbyć? Może to spisek tego szalonego dziadka? Co o tym sądzisz? 
- Ja...
- A może to koniec świata? Pali się! Gwiezdni sikają na nas! To znak! Jak uda mi się zdobyć dowody, to z chęcią się z tobą podzielę. Może zostaliśmy wybrani, aby ocalić klan? Wiesz, że kiedyś mieszkaliśmy gdzie indziej? Nad jakimś klifem, gdzie było mnóstwo wody. Ja tam nigdy nie byłem, ale słyszałem historie. Ale nadszedł koniec świata i nasi musieli uciekać i trafili tutaj. Myślisz, że i nas to czeka? 

<Zgubiona Łapo?>

Od Jesionowego Wichru cd Chorej Łapy

 Był zmęczony tym ciągłym gderaniem Ognistej Łapy. Miał ochotę go utopić w lodowatej rzece, aby jego istnienie przestało być mu utrapieniem. Uczeń pozwalał sobie na zbyt wiele. Nie podobało mu się to, że bardzo chciał go wygryźć ze stanowiska, na które zapracował. Cholerny smarkacz! Od rana napsuł mu już krwi. Na początku stwierdził, że to on będzie wyznaczał patrole. Dobrze, że w pobliżu był Aroniowa Gwiazda, który swoim pojawieniem się sprawił, że kocur pobiegł do niego. Dzięki temu mógł ze spokojem wypełnić swoje obowiązki względem klanu. Nic więc dziwnego, że był zmęczony. Na dodatek czekało go zgromadzenie. Ciekawe co tym razem odwalą jego dzieci, o ile na nie pójdą. 
Nagle dostrzegł swoją siostrzenicę. Siedziała tak samotnie, że aż musiał do niej podejść i pogadać. Bardzo się o nią troszczy. Miał nadzieję, że jej imię zostanie zmienione na odpowiedniejsze. Nie miał zamiaru zwracać się do niej tym okropnym określeniem, nadanym jej przez matkę. Jego siostra musiała się wstydzić! Gdziekolwiek teraz była... 
Kotka uniosła łeb pokryty futerkiem i krwią gryzonia, posyłając zaniepokojone spojrzenie temu, kto właśnie do niej podchodził. Uczennica odetchnęła z ulgą, szybko rozpoznając w osobniku Jesionowy Wicher.
— Cześć wujku. — zamruczała, posyłając mu krzywy uśmiech.
- Cześć malutka. Jak tam trening? - zapytał.
Była już duża, więc wierzył, że niedługo zostanie mianowana na wojownika. Z duma wtedy słuchałby słów przyrzeczenia kotki, którą traktował niczym swoją drugą córkę. To mu przypomniało o tym, że Malinowa Łapa jak i Kacza Łapa również powinni być niedługo mianowani. Wtedy jego dzieci w końcu byliby doroślejsi, przynajmniej na to liczył. 
- Jakoś idzie... - miauknęła cichutko.
Coś było nie tak? Może potrzebowała pomocy? Przypomniał sobie Mglisty Sen i jej prośbę odnoszącą się do nauki pływania. Może mógłby nauczyć i ją, gdyby wyszło na to, że jeszcze tego nie umie? 
- Czy Karasiowa Łuska nauczyła cię pływać? - zapytał. - Jeśli chcesz mógłbym ci w tym pomóc jeżeli tego nie rozumiesz. 

<Chora Łapo?>

Od Bursztynowej Łapy

 -... I spędzają ze sobą dużo czasu, i w ogólne się chyba kochają wzajemnie, bo wujek Szczawik mówi o nim same dobre rzeczy. Oprócz piękności. Piękny jest tylko wujaszek! Coś pominąłem? - zapytał się Bursztynowa Łapa Firletkowego Płatka podczas segregacji ziół. Wiedział coraz więcej na temat spraw medycznych, ale też i o członkach klanu. Chwalił się informacjami ze swoimi medycznymi kompanami, ale z nikim więcej! To, co wymoauczane wśród medyków, zostaje wśród nich. Zdołał już zaufać mentorce, jak i zawsze pozytywnemu Sokolemu Skrzydłu.
Niebieski bicolor miał już setkę księżyców na karku... No, sto sześć, ale szczęśliwi staruszkowie wieku nie liczą. Mógł w każdej chwili umrzeć, z woli Klanu Gwiazdy. Firletkowy Płatek zostanie główną leczącą klanu, a po ukończeniu szkolenia... Asystentem stanie się najbardziej rozgadany kremowy  kocur w obrębie kilkudziesięciu kilometrów! On! Bursztynek! Nie mógł się doczekać tej chwili, lecz wydawała się ona bardzo daleka dla jego małej główki.
- Eh... - westchnęła Firletka, kręcąc głową z politowaniem. Niebieska wydawała się zachowywać coraz mniej sztywno w obecności swojego wychowanka. - Mógłbyś chociaż na chwilę zamknąć jadaczkę? - zapytała się, cedząc słowa przez kły.
- Ajaj... Chyba się nie wyspałaś... Zjadłaś za dużo maku przed snem? A może zasnęłaś na kolcach jeża i cię boli? - dopytywał się, przyglądając się ciału mentorki. Nigdzie nie zauważył śladu z ciała biednego, kolczastego zwierzątka, w następstwie czego poczuł niesamowite szczęście. Żaden jeż nie został przygnieciony przez ciało kotki, a sama asystentka nie utraciła nawet kropelki krwi. - Moja diagnoza okazała się fałszywa, oż ja pochopny - miauknął pod nosem kocurek, używając medycznych słów.
Powieka Firletkowego Płatka drgnęła. Kremowy działał jej na nerwy. Co miał poradzić Bursztynek? Chciał mówić i mówić, i mówić. Dzięki temu zdobywał wiedzę i relacje.
- Wiem, wiem, mam zamknąć jadaczkę. - Uczeń przewrócił oczami. - Pozostaje tylko drobny problem. Nie mam jadaczki, ale pysk... Czy tam usta, nie znam się jeszcze aż tak na anatomii...
- Po prostu bądź cicho - rzuciła oschle Firletkowy Płatek. Wzięła głęboki wdech. - Połóż podbiał po lewej, a po prawej... Mniszek.
Przez chwilę uczeń postępował zgodnie ze słowami mentorki. Szybko chodził z kąta w kąt, aby posegregować wygrzebane spod śniegu zioła. Nazywał każde sobie znane, a te niepoznane podsuwał pod nogi niebieskiej. Czynność przerwało przybycie czarnego kocura do legowiska medyków. Nie byle jakiego kocura! Przybył ON! Kolejny ON z listy przyszłych znajomych Bursztynowej Łapy.
- W jakiej sprawie przysze... - Chciała zapytać się Firletkowy Płatek, ale najmłodszy od razu podbiegł do przybysza.
- Barwinkowy Podmuch! Znam cię! Trzymasz się z wujkiem Szczawikem! Jestem jego siostrzeńcem! Kochanym i wspaniałym i... Ja się nim zajmę, Firletko, zbadam go! - powiedział do swojej mentorki. -Już cię lubię! Masz śliczne oczy! Wooooow, ale duże gały. Cierpisz na... Wielkogalizm.
- Bursztynku, daj mu coś powiedzieć - dodał swoje trzy łapy Sokole Skrzydło, bo widział coraz większą irytację na pysku Firletkowego Płatka.
- Ehh... Dobrze, chciałem tylko... Popisać się. Jestem młody. Muszę się trochę wyszaleć. Nie łamię kodeksu, więc... Jestem niewinny - odpowiedział szybko kremowy. - Dobrze.... Panie Barwinkowy Podmuchu, witamy w legowisku medyka Klanu Klifu. Oferujemy nasze usługi, bo trafił pan w godzinach otwarcia naszego kącika. Jeśli chcesz spędzić czas z pozytywnym kocurem, wybierz Sokole Skrzydło. Jeśli chcesz ponarzekać, wybierz Firletkowy Płatek. Jeśli chcesz stracić nerkę... To znaczy zyskać kontakty u wpływowego medyka, wybierz Bursztynową Łapę... Albo załatwmy to szybciej. Co ci się stało? Co dolega?

<Barwinku? Powodzenia>