Ostatnie dni, choć ulewne, były pełne pracy. Odbudowywanie legowisk, które zostawały po części zalewane przez krople deszczu, szukanie zwierzyny. Nie było praktycznie zająców zy myszy. Większość z nich została spalona w pożarze, bądź uciekła za granice naszego klanu. Wojownicy czasami musieli przekraczać umowne krańce klanu burzy, by nie wracać z pustymi pyskami. Było kogo karmić. Uczniowie, ciężarna Muszy Lot.
Każdy był zmęczony. Fizycznie, psychicznie. Pożar zmusił nas do stresującej ucieczki na obce tereny, z których przepędziły nas lisy. Teraz, kiedy wróciliśmy, obóz był w strzępach, a zima tuż tuż.
Westchnąłem ciężko, idąc przez obóz. Musiałem rozdzielić zadania. Chaber zajmowała się grupami na polowania, które z każdym dniem były coraz mniej owocne. Stos ze zwierzyną prosił o pomstę do nieba, a koty łaziły poddenerwowane. Wyczuwałem w powietrzu napięcie.
Mój ogon drgnął nerwowo, gdy usłyszałem syknięcia jednej z wojowniczej, Piaskowej Ścieżki. Była w towarzystwie swojego syna, Drżącej Ścieżki. Od dawna wiedziałem, jak napięte są ich rodzinne stosunki. Teraz, widząc jak kocur uderza matkę, zmarszczyłem brwi. Kremowy przeniósł na mnie spojrzenie.
- Jakiś problem? - Warknął.
Trzepnąłem ogonem, podchodząc bliżej.
- Piaskowa Ścieżko, pójdź na patrol z innymi - poleciłem jej, mimo zdenerwowania jakim emanowała. Następnie zwróciłem się do Drżącej Ścieżki. - A ty załatwiaj proszę rodzinne problemy poza centrum obozu, dobrze? Jest tu co robić.
Nie wydawał się ani trochę chętny do współpracy. Zresztą, tak samo jak jego matka. Nie wyrodzi wrona sokoła, co poradzić.
Zerknąłem na matkę wojownika, która otwierała pysk, bijąc ogonem.
- Nie przyjmuję sprzeciwu - miauknąłem ostro. - Idź na patrol. A ty, Drżąca Ścieżko, pomóż innym odbudowywać żłobek. Muszy Lot niedługo spodziewa się kociąt. Musi mieć gdzie je odchować.
<Drżący?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz