BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 września 2019

Od Czereśni C.D Leszczyny

Będąc w legowisku lidera Czereśnia cicho westchnęła patrząc się na młodszą z kotek, która do niej dołączyła i pomachała swoim łebkiem zrezygnowana, naprawdę nie tak wyobrażała sobie życie liderki, ale w końcu jak już nią była to musiała podejmować dobre decyzję. Dlatego postanowiła wysłuchać Leszczynki.
— Więc dlaczego zaatkowałaś brata?
— Bo chciałam mieć moc! Taką moc jaką mają inne koty przez Gwiezdnych! Bo wiesz wydaje mi się to strasznie super, więc chciałam spróbować, a tak mnie docenią jak pokażę jaka jestem superowa — oznajmiła z zapałem młodsza z kotek, na co Czereśnia prawie, że niewidocznie się uśmiechnęła. Liderka Klanu Lisa pamiętała, gdy pierwszy raz usłyszała o Gwiezdnych od Srebrnego Poroża (za którym tęskniła i żałowała, że nie może już się z nim zobaczyć) oraz Żwirowej Gwiazdy (z którą teraz miała dziwne relacje przez sojusz Klanu Lisa z Klanem Klifu. Ale uważała, że jeśli Żwirka była tak zła, że zamordowała niewinną kotką to zasługiwała by ktoś jej pokazał, że tak nie może być, chociaż porwanie kociaków to była zupełna przesada z strony Lisiej Gwiazdy i Czereśnia miała nadzieję, że w końcu kociaki wrócą do rodziców) i wtedy chciała nawet zacząć wierzyć w Klan Gwiazd, czując, że może to odpowiednia droga, dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że to nie jest dobry pomysł. Że Klan Lisa doskonale radził i radzi sobie bez magicznych kotów z nieba, wierząc tylko w siebie. Dlatego zamiast zbesztać Leszczynkę postanowiła jej to wytłumaczyć i zobaczyć jej reakcję.
— Och skarbie to tak nie działa. Widzisz z tego co wiem Gwiezdni nie dają od tak swojej mocy, jak już tylko liderom i medykom, którzy w nich wierzą. Ale ja tego nie robię.
— Dlaczego nie? Przecież wtedy być miała super moce jak dziewięć żyć albo może strzelanie piorunami!
— Widzisz nie potrzebuję tego. Jak byłam w twoim wieku uważałam, że to może być czadowe, ale zrozumiałam, że to nie prawda. Może mam jedno życie, ale dzięki temu wiem jak je dobrze pokierować. Również nie potrzebuję Gwiezdnych by widzieć co jest dobre, a co złe. Robić tylko dobre rzeczy, bo się boję kary. To nie tak powinno działać, według mnie każdy kot powinien robić to co uważam za słuszne, bo serce mu tak mówi, a nie przekonanie, że jak tego nie zrobi to go piorun strzeli — oznajmiła cicho Czereśnia i uśmiechnęła się bardziej widoczne. Uważnie obserwowała młodszą kotkę, która wyglądała jakby to wszystko musiała poukładać w całość. Czarno-biała kotka zastanawiała się czy Leszczynka to zrozumie teraz czy jednak tak samo jak ona zajmie jej to kilkanaście księżyców.
— Ogólnie nie powinnaś atakować brata. Ale rozumiem dlaczego to zrobiłaś dlatego nie dostaniesz oficjalnie kary, chociaż być mogła czasami pomóc naszym medyczkom lub starszyźnie. W ogóle zrozumiałaś o czym mówiłam czy dalej twierdzisz, że chcesz zdobyć super moc?


<Leszczynko?>

Od Oszronionego Płatka

*Akcja dzieje się za nim Wschodząca Fala oddała dzieci Oszronionego Płatka i Deszczowego Futra*
Oszroniony Płatek w swoim życiu przeszła wiele cierpienia, ale jakoś się trzymała, mając nadzieję, że w końcu wyjdzie dla niej słońce. I tak było, przynajmniej na chwilę, gdy zaczęła tworzyć rodzinę z Deszczowym Futrem, ale po zabraniu jej dzieci, czuła jakby znów słońce zaszło i nigdy nie miało wrócić. Dlatego prawie wszystkie dni spędzała albo w kociarni albo pod Płaczącym Strażnikiem, by w chwili samotności płakać, próbując w ten sposób pozbyć się całego bólu, który jej towarzyszył oraz nie chciała, by inni się o nią martwili, nie chciała być przynajmniej według siebie, bo inni raczej tak nie sądzili znów problemem. Czy pomagało? Cóż nie za bardzo, ale jednak wciąż i wciąż to robiła nie mogąc przestać.
Dlatego pewnego razu jeszcze przed świtem słońca, korzystając z tego, że każdy w obozie jeszcze spał, a poranny patrol miał wyruszyć dopiero o świcie, szylkretka wymknęła się z żłobka kierując się w stronę Płaczącego Strażnika. Niestety lub stety tym razem nie była tam sama, przed sobą widziała posturę jakiegoś kota, ale nie mogła dostrzeć kto to. Przełknęła ślinę i podeszła bliżej do drugiego kota, orientując się powoli, że to był kot z jej klanu.
— Ha-halo? Co...Co tu ro-robisz o tej porze? — Spytała cicho, próbując opanować swoje jąkanie.
— To nie-niebezpiecznie tu by-być — oznajmiła, chociaż Dobrze wiedziała, że ona również nie powinna tutaj być, a przynajmniej o tej porze, szczególnie z swoją posturą jak mieli dość nieprzyjemne kontakty z Klanem Klifu i drugi kot mógł jej powiedzieć to samo.


<Ktoś z Klanu Nocy?>

Od Pliszkowego Kroku CD. Hiacynta (Hiacyntowej Łapy)

Rany, czy dzieci zawsze są takie hiperaktywne i wiecznie skacz- w sumie, gdy tak sobie przypomniała, co sama wyprawiała za kociaka, poczuła zażenowanie. Prawda, była namolna, rozkapryszona i potwornie irytująca. To przez to, ugh, ten czarny paskud Sztormowe Niebo tak długo trzymał ją jako uczennice.
Teraz gdy już wszystko do niej wróciło, widok dokuczającego sobie wzajemnie rodzeństwa sprawił, że nawet za tym zatęskniła. Skowronek jednak nie była skora do takich rzeczy, ona przepraszała za wszystko, co zrobiła. A szkoda, bo przynajmniej mogłaby jakoś rozładować swoje baterie na mini walkach w żłobku.
I zdecydowanie wyrosłaby wtedy na normalniejszego kota.
Uśmiechnęła się półgębkiem, uważając, że są nawet całkiem kochani. Szkoda tylko, że miała tak mało w sobie cierpliwości.
Westchnęła cicho, chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie i jednocześnie uciec od tych pędraków. Nie sądziła jednak, że będzie to takie trudne.
Czując wybijające się cienkie pazurki Hiacynta w jej łapę, nastroszyła sierść na karku.
— Mówiłem, żeby pani nigdzie nie szła! — usłyszała warknięcie z dołu, otwierając pyszczek poirytowana. Jeszcze jej dzieciak śmie rozkazywać, nie ma mowy!
— Puść moją łapę — syknęła do niego zgniewana, unosząc ją i potrząsnęła, chcąc sprawić, by ten glut się od niej odczepił.
Widząc jak ten tylko uśmiecha się szerzej, wbijając swoje małe szpony w jej kończynę, stuliła uszy zła.
— Tylko jeżeli obieca pani, że weźmie nas poza obóz!
Tego już było za wiele, co to za szantaż jest w ogóle! Myśli, że sobie z nim nie poradzi? O, niech go tylko złapie za skórę na karku.
— Nie prowadzę ekspedycji poza obóz z dzieciakami! — warknęła zła, potrząsając łapą mocniej. Aż ją po chwili zabolała.
— Więc nie uzyska pani wolności! — zawołał Hiacynt wojowniczo, wbijając też swoje tylne łapy i owijając ogonem jej kończynę.
Niech ich piorun trzaśnie, co za zmierzgłe dzieciaki. Nie ma mowy, nigdzie nie idzie! Nie ma zamiaru być za nich odpowiedzialna. Wystarczy, że już w klanie uchodzi za jedną z tych gorszych. Koty, które ją lubią, mogłaby policzyć na palcach jednej łapy. Gdyby zgubiła lub – co gorsza – coś innego by się tym dzieciakom stało, byłaby tą najgorszą! W końcu to kuzyni Fiołka!
Po chwili kotka poczuła, jak reszta dzieciaków złapała ją zarówno za tylną łapę, jak i za ogon. Tego było za wiele.
— Czy ja wam wyglądam jak jakaś opiekunka do dzieci?? — powiedziała do nich bezsilnym tonem, dodając do niego nutkę gniewu.
Jednocześnie szukała dookoła jakiejś pomocy, bo przecież jest trzech na jednego! Błękitna Cętko błagam, pojaw się gdzieś w zasięgu wzroku, albo twoje pociechy skończą z guzami na łbach.

<Hiacynt? Trochę długo nam zeszło, co powiesz na skipa? x"D>

Od Perłowej Łapy C.D Śnieżnego Sopla (Piórka)

Perełka słysząc słowa swojej mamusi uśmiechnęła się słabo i przytuliła swoją rodzicielkę.
— Jesteś najlepszą mamą na świecie i bardzo, bardzo cię kocham.
— Ja ciebie też skarbie kocham — Szepnęła cicho starsza z kotek, czując się okropnie z świadomością, że chociaż jej córeczka mówi, że jest najlepszą mamą to wcale tak nie było przynajmniej według niej.
— A teraz skarbie wracaj już lepiej do legowiska uczniów w końcu, żebyś jutro była wypoczęta, Jaśminek by tego pewnie chciał — stwierdziła cicho wojowniczka Klanu Klifu.
— A ty mamo? Też powinnaś odpocząć.
— Zostanę jeszcze tutaj chwileczkę, ale odpocznę w końcu skarbie. Nie musisz się martwić.
— No dobrze, skoro tak mówisz — Oznajmiła cicho Perełka i udała się do legowiska uczniów jeszcze przed tym żegnając się z Śnieżnym Soplem, nie wiedząc, że to była ich ostatnia rozmowa.
Perłowa Łapa nie mogła uwierzyć w to, że jej mamusia nie żyje. Przecież jeszcze niedawno rozmawiały, a teraz Śnieżny Sopel zniknęła tak jak Jaśminek, chociaż obiecała, że nigdy nie zostawi swojej córeczki. Czekoladowa kotka strasznie to przeżyła i zaczęła się wobec rodzeństwa zachowywać jak ich matka, czując żal do ojca, że to ona musi to robić, tracąc zupełnie radość z bycia kociakiem, który nie musiał się martwić niczym i mógł się bawić cały czas. Chociaż gdy nikt nie widział to zdejmowała tą poważną maskę opiekunki i stawała się znów bezbronnym kociakiem, który płakał w samotności.

Od Deszczowego Futra CD. Porzeczkowej Łapy (Guzowatej Łapy)

Kocur przełknął ciężko ślinę, w momencie, gdy odwracał się do wyjścia. Cholerka, już stracił na wstępie w oczach. Gdyby tylko szedł spać wcześniej... Łezko, dlaczego zniknęłaś.
Pora spadających liści powoli zaczynała przejmować leśne ostępy. Drzewa powoli żółkły lub brunatniały, a ściółka zaczynała mienić najróżniejszymi kolorami.
Przez całą drogę zarówno uczennica, jak i zastępca nie odezwali się do siebie ani słowem. Deszczowemu Futru cisza powoli zaczynała doskwierać. Nie chciał być skreślony już na starcie.
— Po prawej widzisz nasze główne źródło pożywienia — zaczął rzeczowo, gdy zaczęli iść blisko rzeki, budząc swoją uczennicę z letargu — Będziemy w niej łowić ryby, jednak zaczniemy to robić, dopiero gdy przyzwyczaimy cię do poruszania się w wodzie. Na razie będziemy musieli zadowolić się łapaniem myszy, ptaków, albo czegoś mniejszego, co będzie pływało przy brzegu rzeki.
— Mhm — odpowiedziała liliowa, wyraźnie bez cienia większego zainteresowania. Znając życie, zapewne Ognisty Krok wszystko swoim dzieciom wytłumaczyła od A do Z. Nie miał pewnie czym zaskoczyć.
Zastępca nabrał powietrza w pysk, nadymając się z lekka. Potem wypuścił je, chcąc się jakoś odstresować. W sumie, dlaczego się stresuje? Chyba dlatego, że po dwóch uczniach, dopiero teraz trafiła mu się uczennica. Kaczka był gadułą, niczym się przesadnie nie przejmował. Z Niedźwiedziem było tak samo, byli zawsze pełni energii i wybaczali mu jego małe spóźnienia.
Wreszcie doszli do Mokrych Głazów, gdzie Deszczowe Futro również przystanął.
— W tamtą stronę chodzimy na Mokradła — pokazał na wystające z rzeki kamienie, które były jedyną suchą drogą przez rzekę. Chyba że ktoś wolał przejść po tej płyciźnie — Tam najczęściej możemy spotkać kaczki lub inne większe ptactwo. Tylko na nie poluje się,,, trudno.
Porzeczkowa Łapa spojrzała na drugi brzeg rzeki, lustrując go zaciekawiona. Dopiero potem przypomniała sobie, że przecież jest niezadowolona z jego spóźnienia.
— Jasne, rozumiem — odpowiedziała obojętnie, spoglądając na przyszłego lidera ponownie.
Deszczowe Futro uśmiechnął się ciepło, na co kotka przewróciła oczami. On jeszcze się poprawi, naprawdę…
— Dobra, teraz pokażę ci coś, o czym raczej od Ognistego Kroku jeszcze nie słyszałaś — powiedział wesoło, nagle jednak przygasając — Chociaż sądząc po tym, kim jest twoja mama, raczej niczym cię nie zaskoczę.
Porzeczkowa Łapa mruknęła za nim niezrozumiale i tak cicho, że zastępca nie potrafił tego zrozumieć. Czy ona… Kocurowi wpadł do głowy mały plan.
— Powiedz mi, twoja mama opowiadała ci już może o innych klanach? — zapytał wesoło, próbując brzmieć naturalnie.
— Mhm — odpowiedziała kotka znudzonym tonem, upewniając Deszczowe Futro w tym, co teraz będzie robił.
— O poszczególnych rangach też?
Mhmm
— To zapewnie opisała ci też, jak wygląda Płaczący Strażnik?
— Mhm
— Chyba nie jesteś zadowolona z wybranego dla ciebie mentora, prawda?
Mh- — kotka przerwała nagle, cichnąc.
Deszczowe Futro odwrócił w jej stronę łeb, uśmiechając się półgębkiem. Porzeczkowa Łapa szła za nim, unikając spojrzenia. Złapał ją, a ona wyraźnie nie była z tego faktu zadowolona.
Oh, czyli naprawdę nie podobało jej się to, że sam zgłosił się na jej nauczyciela?
Niebieski kocur westchnął cicho i przystanął. Liliowa zrobiła dokładnie to samo, tuląc uszy i patrzyła na mentora wojowniczo. Dostanie po głowie za swoją odpowiedź?
Nic takiego jednak nie nastąpiło, bowiem zastępca schylił głowę, by potem powoli ją podnieść.
— Przepraszam za moje spóźnialstwo, więcej tak nie zrobię — odpowiedział szczerze, przymykając na moment zmęczone oczy. Piekły go niesamowicie, ale musiał wytrzymać.
Porzeczkowa Łapa za to spojrzała na niego, jak na ducha, uchylając nieco pyszczek.
— Jeśli chcesz, możemy zmienić ci mentora — stwierdził bez krztyny złości bądź obojętności. Po prostu był z lekka zawiedziony, że nie był wystarczająco znośny. Czy pierwszym wrażeniem, aż tak zniszczył swój wizerunek?


<Guzowata Łapo? Zróbmy może skipa, co? uvu>

Od Niezapominajkowego Szlaku C.D Sroczego Żaru

*Akcja dzieje się, gdy Niezapominajka jest jeszcze w Klanie Klifu*
Niezapominajkowy Szlak się uśmiechnęła radośnie i zaczęła patać po łebku kociaki.
Patrząc na nie, widziała w nich Zlepka, była ciekawa dlaczego Sroczka jej nie powiedziałam, że to dzieci brata liliowej, w końcu to było oczywiste.
— Są urocze i czadowe! Pewnie fajnie mieć dzieci, chociaż ja bym nie mogłam, wiesz, chcę się bawić, a pewnie z nimi się nie da. Znaczy w chowanego albo ganianego pewnie tak, ale wyrwać się już z obozu to dwunożnych to wątpię...Ale, ale to nie ważne! Ważne, że ty się dobrze czujesz jako matka. Bo dobrze się czujesz tak? W ogóle dlaczego ojca kociąt tutaj nie ma?
— Nie znam ich ojca...Był to jakiś kocur, który...Który mi to zrobił — oznajmiła cicho starsza z kotek, mając nadzieję, że Niezapominajkowy Szlak jej uwierzy. Niestety to się nie stało, w końcu córka Księżyców nie była głupia, ale postanowiła na razie zostawić ten temat.
— Och rozumiem to przykre. Ale wiesz zawsze możesz na mnie liczyć! — Oznajmiła z uśmiechem liliowa i spędziła jeszcze trochę czasu z Sroczką i jej dziećmi, a później w Klanie Klifu. Ale jak zwykle musiała wrócić do Klanu Burzy, wtedy się jeszcze nie spodziewała, że gdy wróci tutaj będzie również matką.
~*~
Minęło kilka księżyców i Niezapominajkowy Szlak ponownie pojawiła się w Klanie Klifu tym razem nie tylko z obcymi kotami, ale również swoją córką, z córką której musiała zagwarantować bezpieczeństwo i dobre życie. Dlatego też pewnego razu wybrała się spotkać się z Sroczką, ale jeszcze wcześniej zdradziła swojemu ojcu, że dzieci Sroczego Żaru to też jego wnuki.
— Hej, hej Sroczko, potrzebuje twojej pomocy! Muszę wrócić do Klanu Lisa, ale Wiewiórka tu zostaje. Będziesz miała na nią oko?
— Dlaczego miałabym mieć oko na dziecko Lisiej Gwiazdy? W końcu z niego to taki świetny ojciec, że się nią zajmie — prychnęła cicho starsza z kotek.
— Ponieważ jesteś moją przyjaciółką no i tak opiekujesz się tak jakby moją krwią. W końcu twoje dzieci to dzieci Zlepka, nie jestem głupia. Więc jeszcze jedna istotka z naszą krwią nie robi różnicy. Prawda? Czy mam o to jednak poprosić Zlepka?


<Sroczko?>

Od Wschodzące Fali


Oczy koloru soczystej zieleni lśniły w blasku mroku, obserwując wracające z patrolu koty. Ostatnie księżyce spędzała na śledzeniu swoich współklanowiczów. Pomimo tego, że znała już plan dnia większości z nich, chciała jednak sprawdzić, czy aby na pewno tak jest.
Nie chciałaby kociaki z Klanu Nocy cierpiały ani dnia dłużej z powodu rozłąki. Żadne dziecko czy rodzic nie powinno poczuć tego, co ona czuła po utracie swoich.
Razem z Poplamionym Piórkiem chciała odnieść te dwie biedne kulki do ich rodziny. Na początku starsza stwierdziła, że Wschodzik po prostu zaczyna wariować, ale zmiękła widząc jak szylkretka kolejny dzień próbuje coś zdziałać
— Nic cię od tego nie odciągnie, prawda? — zapytała któregoś dnia pointka, wzdychając cicho, gdy zobaczyła zdziwienie na pyszczku Wschodzącej Fali.
Tamtego dnia obie od jakiegoś czasu wymyślały sposoby na wyniesienie ich stąd. Co było niewiarygodnie trudne, patrząc na ich położenie. Jak można wyprowadzić dzieci z obozu, w którym wszystko widać jak na widelcu?
Zdecydowanie Wschodząca Fala musiała odczekać, aż Wiewiórka przeniesie się do legowiska swojego ojca. Cieszyła się też z tego, że na warcie tej nocy stał Żurawinowe Bagno. Jemu też niezbyt podobało się to, co teraz działo się w ich rodzimym klanie. Dlatego, gdy Wschodząca Fala zapytała go o pomoc, zgodził się z lekkim wahaniem.
Musiała poczekać, aż Wiewiórka przeniesie się ze żłobka do legowiska swojego ojca. Ta mała księżniczka tatusia stwierdziła, że nie będzie tutaj spać. Przecież jest córką lidera, nie będzie spała z niższymi rangą. Dopiero wtedy zaczęła działać.
Wschodząca Fala szturchnęła delikatnie łapą śpiące kociaki, które po chwili uniosły chwiejnie łebki i zamrugały zaspane.
Huh? — zamruczała zbita z tropu Dzik, a Skała dołączył swoje zdziwione spojrzenie.
— Wstawajcie, szybko — odparła ciepło szylkretka, widząc ich mordki — Musimy was stąd wyciągnąć…
Chwilę później zarówno ona, jak i Poplamione Piórko eskortowały tę dwójkę przez środek obozu Klifu. Szylkretka szła jak na szpilkach, drżąc za każdym razem, gdy wydawało jej się, że widzi jakiś ruch. Wiedziała już od jakiegoś czasu, że w klanie jest kilka kotów, które nie zareagowałyby zbyt dobrze na taki widok. Są z Piórkiem stare, z pewnością szybko zostałyby sprowadzone do parteru.
Żurawinek wodził za nimi spojrzeniem, krzywiąc się z lekka. Wschodząca Fala wiedziała, że młody wojownik sporo ryzykuje, wypuszczając ich z obozu. Lisia Gwiazda mógłby zrzucić winę na niego,,,
Cóż, ona sama byłaby gotowa przyjąć gniew lidera na siebie za to niedopilnowanie. Przecież,,, miała u niego immunitet, którym nigdy by się nie pochwaliła.
— Szybko — powiedziała do trzęsącej się z lekka Dzik i dziwnie spokojnego Skałę — Teraz biegiem.
Zerwali się razem, gdy byli już poza obrębem słuchu reszty kotów. Nie było to szybkie tempo. Dwójka kociąt, jedna starsza i podstarzała królowa. Jeszcze dziesięć księżyców temu Wschodzik może i by potrafiła coś z siebie wykrzesać. Niestety zastane mięśnie, kości i stawy powoli dawały o sobie znać.
Zatrzymali się dopiero w obrębie lasu, dysząc ciężko. Wszystkim łapy drżały od wysiłku, a para buchała z pysków. W końcu była pora nagich drzew, a śniegu było więcej, niż Wschodząca Fala kiedykolwiek widziała.
Czarna tortie spojrzała za siebie, szukając jakichkolwiek oznak śledzenia ich.
— Musimy iść dalej, dopóki jest jeszcze noc — odpowiedziała stanowczo, zmuszając swoje łapy do ruszenia.
I poszli dalej, przekraczając kolejne zaspy, wpadając w kolejne dołki pełne śniegu. Było okropnie zimno, że nawet jej gęste futro nie wystarczało, żeby utrzymać ciepło. Wschodząca Fala pierwszy raz w życiu marzła i bardzo, ale to bardzo jej się to nie podobało. Wszystkie te pory są coraz gorsze.
— Nie mogę już daleej — usłyszała słaby głosik Dzik, który rozbudził Wschodzącą Falę momentalnie.
Odwróciła się szybko do koteczki, mrucząc uspokajająco i liżąc między uszami. Skała też trząsł się niczym osika, co doprowadziło ją do lekkiej paniki. Jeśli nie dadzą z Plamką rady doprowadzić ich żywych, nie wybaczy sobie.
— Jeszcze trochę kochanie — powiedziała Poplamione Piórko zachrypniętym głosem, łapiąc krótkołapą za skórę na szyi. Wschodząca Fala chciała zrobić to samo ze Skałą, jednak kociak kategorycznie odmówił, cofając się o krok.
— Zgoda — odpowiedziała życzliwie, widząc stanowczą minę niebieskiego — Ale jeśli tylko nie będziesz miał siły…
Skała spojrzał na nią swoimi brązowymi oczami, które doprowadziły kotkę do lekkiego zmieszania. Zdecydowanie miała słabość do tego koloru, więc od razu przestała mówić, wzdychając cicho.
Zdążyli dojść do połowy swojego terytorium, gdy Wschodząca Fala zadrżała z niepokoju. Nie minęła sekunda, gdy przed nimi nagle pojawiło się kilkanaście kotów. Cała eskapada ze Żwirową Gwiazdą na przedzie zatrzymała się osłupiała, wpatrując się w czwórkę przemarzniętych i przemoczonych kotów.
Nagle Dzik w pysku Poplamionego Piórka zaszlochała szczęśliwa, wiercąc się.
— Tata! — zawołała szczęśliwa, a starsza pointka wypuściła zdziwiona koteczkę z pyska. Ta spadła na cztery łapki, ruszając w kierunku sporego, niebieskiego wojownika, który stał za liderką Klanu Nocy.
— Deszczowe Futro… — powiedziała do siebie cicho Wschodząca Fala, dopiero teraz dostrzegając podobieństwo zastępcy do Skały.


<Skała? A raczej Skalna Łapo? TvT>

Od Księżycowego Pyłu C.D Barwinkowej Łapy

Księżycowy Pył westchnął i spojrzał na swojego ucznia wzrokiem pełnym pogardy.
— Naprawdę jesteś, aż tak tłusty, że nawet drzewo cię nie utrzyma? Żałosne. Ale cóż popracujemy jeszcze nad tym — oznajmił i odwrócił się do swojego ucznia tyłem. Zastanawiał się czy ten to wykorzysta, by pokazać, że jednak nie jest tak żałosnym kotem za jakiego go uważał Księżycowy Pył i zaatakuje, ale jednak tego nie zrobił. Zastępca Klanu Klifu cicho prychnął.
— Naprawdę żałosne. Wracaj ty już lepiej do legowiska uczniaków i nie zawracaj mi już głowy na dzisiaj.
— Ale...Ale na pewno? — Spytał cicho Barwinkowa Łapa czując pewnie ulgę, że będzie mógł nareszcie odpocząć, ale jednak nie wiedział czy jego mentor po prostu go teraz nie sprawdza. Syn Czereśni odwrócił się prawie natychmiast w stronę swojego ucznia i podszedł do niego bardzo, a to bardzo blisko.
— Powiedziałem, że masz zjeżdżać. Nawet tak prostego polecenia nie umiesz wykonać? Naprawdę to ma być wojownik Klanu Klifu, śmiechu warte — Oznajmił Księżycowy Pył i się odsunął od swojego ucznia, by po chwili go zostawić, samemu kierując się do legowiska medyków.
~*~
Od pierwszego treningu Barwinkowej Łapy minęło kilka księżyców i trochę się zmieniło, a dokładnie to, że Księżycowy Pył przestał być zastępcą Klanu Klifu (co w sumie było dla niego dobre, miał dość wszystkiego, a szczególnie swojego domu co było widać po nim, stawał się coraz chudszy i bardziej zamknięty w sobie) no i miał szkolić i Barwinkową Łapę i również Kopciuszkową Łapę.
Dlatego pewnego dnia o świcie słońca wszedł do legowiska uczniów i skierował swój zmęczony wzrok na swoich uczniaków.
— Wstawać! Nie mamy całego dnia — oznajmił chłodno. Kopciuszek słysząc to od razu poderwał się i podbiegł do swojego przybranego rodzica.
— A co będziemy dzisiaj robić mamo? — Zapytał z delikatnym uśmiechem, na co Księżycowy Pył cicho westchnął.
— Jak ten leń Barwinek się wreszcie ruszy, to będziemy ćwiczyć walkę. Przyda to się wam gdy...— Kocur zaczął mówić, ale nagle przerwał swoje słowa i podszedł do Barwinka by go trzepnąć. W końcu chciał ich szybko wytrenować za nim miał ich zostawić, wiedział, że musi to zrobić, by ci przeżyli.


<Barwinku?>

Od Sroczego Żaru CD Łabędziej Łapy (Łabędziego Plusku)

Widząc radosne iskierki w oczach Łabędziej Łapy uśmiechnęła się mimowolnie. Pomimo mysiego serca wychowanka była niemal pewna, że wytrenowała go na dobrego wojownika. Jeszcze kiedyś przyniesie dumę ich klanowi.
— T-to su-super — stwierdził point po dłuższej chwili. — A-ale dziś? Te-teraz? Czy wie-wieczorem?
Sroczy Żar otworzyła pysk, jednak przerwał jej donośny krzyk lidera.
— Niech wszystkie koty wystarczająco dorosłe, by samodzielnie polować zbiorą się tutaj! 
Kotka wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku powalonego drzewa, zostawiając Łabędzią Łapę samego w legowisku. Widząc jednak jak ten zaczyna myć się pośpiesznie zamiast gnać prosto w stronę Lisiej Gwiazdy, westchnęła i zawróciła, by pomóc ogarnąć uczniowi futro. W parę uderzeń serca uporali się z niesfornymi kosmykami sierści i Łabądek nadawał się do wyjścia. Co prawda dzięki jej pomocy wyglądał nieco gorzej niż na początku, lecz na całe szczęście, w obozie nie było żadnych kałuż, które pomogłyby mu w odkryciu prawdy. Wojowniczka spojrzała z dumą na lekko zestresowanego tym wszystkim ucznia i popchnęła go ku wyjściu. 
— No już biegnij — poleciła mu, wypychając go ze skalnej szczeliny. — Chyba nie chcesz wkurzyć Lisiej Gwiazdy, co nie?
Kocurek kiwnął łbem z lekką obawą przed gniewem lidera i ruszył w stronę zgromadzonych kotów. Sroczy Żar podążyła jego śladem i zaczęła przepychać przez tłum współklanowiczów w celu zajęcia dobrego miejsca. Usiadła obok Zimorodkowej Pieśni oraz Rubinowego Kamyka i spojrzała podchodzącego do lidera wychowanka. 
— Łabędzia Łapo, podejść — mruknął rudy, widząc ślimacze tempo pointa. 
Uczeń przyspieszył krok, spoglądając niepewnie na lidera, przez co prawie nie potknął się o własne łapy. Przywódce zdawał się zignorować niezgrabne ruchy kocurka i gdy ten w końcu do niego podszedł rozpoczął ceremonię. 
— Ja, Lisia Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia — wszystkie rozmowy ucichły, a koty przeniosły wzrok na swojego przywódce. — Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Łabędzia Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
W obozowisku panowała idealna cisza, a wszystkie oczy wlepione były w siedzącego przed liderem pointa. 
— P-przysięgam — odpowiedział uczeń, starając opanować podenerwowany głos. 
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Łabędzia Łapo, od tej pory będziesz znany jako Łabędzi Plusk. Klan Gwiazdy cieni twoją mądrość i determinację, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu — ogłosił Lisia Gwiazda i dotknął łba kocurka, a ten jego barku. 
— Łabędzi Plusk! Łabędzi Plusk! — rozległy się radosne okrzyki po całym obozie. 
Sroczy Żar poczuła niewyobrażalny przypływ dumy, słysząc nowe imię jej wychowanka. Sama skandowała wojownicze imię kocurka jak głupia, ciesząc się z tej niesamowitej chwili. Widząc odchodzącego od powalonego dnia dawnego ucznia, pobiegła w jego stronę. 

<Łabędzi Plusku? wybacz, że gniot, ale nie mam pomysłu> 

Od Skały (Skalnej Łapy)

Nie był zadowolony.
Ba, był wręcz zniesmaczony gdy dowiedział się, kto będzie jego mentorem. Kaczy Pląs. Wiecznie mielący jęzorem w paszczy kocur, który zapewne będzie próbował ciągnąć go za jęzor, by niebieski kocur wydał z siebie jakikolwiek dźwięk.
Nic z tych rzeczy.
Już zdecydowanie wolałby bardziej... No nie wiem, normalnego mentora? Takiego, któremu paszcza zamyka się chociażby na parę sekund, a nie dopiero wtedy, gdy musi wziąć wdech, bo zaraz się udusi.
- To granica z klanem klifu - miauknął Kaczka, strosząc futro na karku - Ich liderem jest ten durny kłak Lisia Gwiazda - dodał zaraz. Oh jakby nie wiedział. Bo to nie tak, że Oszroniony Płatek przez kilka minionych księżyców co chwilę drżącym głosem czy aby na pewno nic mu nie jest, i o tyle, o ile Skała uważał to za kochane, że tak się o niego martwiła, to jednak na dłuższą metę było to upierdliwe.
- Słuchasz mnie? - zagaił syn Żwirowej Gwiazdy, chyba dostrzegając, że jego nowiusieńki uczeń nie za bardzo jest zainteresowany słuchaniem tego, co ma do powiedzenia. Młodzik skinął jedynie łbem i tyle. Nic nie odpowiedział, bo i po co? Zaś Kaczy Pląs wrócił do trajkotania o tym, jaki to Lisia Gwiazda nie jest zły i okrutny.
Czy on serio miał go za bezmózga?
"Lisia Gwiazda jest be, be"
Zakodował to za pierwszym razem, nie trzeba było wbijać mu siłą tej informacji do łba.
Fe fe rudy lider.
Bardzo niedobry.
Aha.
Super.
Wręcz FENOMENALNIE.
Kocurek stawiał łapę za łapą, powoli krocząc za mentorem, którego ani trochę nie słuchał. W swojej głowie już dawno zakopał się w kupce mchu, w której było cicho i cieplutko, a co ważniejsze - nikt mu ogona nie zawracał. Tak, zdecydowanie taki układ pasował młodemu Skalnej Łapie, który już marzył o tym, by ułożyć się wygodnie w swoim nowym legowisku i iść spać.
Stety bądź niestety po powrocie do obozu dopadła doń jego siostra - Dzicza Łapa, która skaczął dookoła brata, żywo opowiadała o tym, co robiła z Owczym Futerkiem na treningu.
Szczęściara, chociaż ona dostała pasującą do siebie mentorkę

< Dzik? >

Od Lisiej Gwiazdy CD Berbersyowej Łapy (Berbersyowej Bryzy)

Dostał szału gdy Martwy Cień doniósł mu, że bachory tamtej kotki zniknęły przez jakiegoś członka klanu klofu. To była ich karta przetargowa! Dzięki nim mieli klan nocy w garści! A teraz te wyrzygane kłaki mogły się cieszyć z wygranej do tego, mając świadomość, że jakiś klifiaki zdradził swojego lidera by im pomóc.
Nic nie szło po jego myśli! Nic!
No, może z wyjątkiem treningu Berbersyowej Łapy, która niedawno stała się Berbersyową Bryzą.
Szylkretowa koteczka miała potencjał, więc jeśli dobrze by ją zakręcił, cóż... Byłaby kolejnym dobrym liderem. Uśmiechnął się wilczo, przyglądając się ukradkiem córce Gronostajowego Kroku, gdy ta rozmawiała z Żywiczną Łapą. Przełknął kęs miernego szpaka, po czym otrzepał się z pyłu, który osiadł na jego rude sierści podczas dzisiejszego sparingu.
Klan był przybity po śmierci Różane Kwiatu i Złamanego Grzbietu, oraz Lśniącego Słońca, z czego ostatni otrzymał od klanu gwiazdy chyba najbardziej łaskawą śmierć ze wszystkich. Odszedł we śnie.
- Berbersyowa Bryzo - zawołał krótko, prostują się i oczyszczając pysk z krwi ptaka. Koteczka strzepnęła uchem i dosłownie w kilka sekund znalazła się u jego boku.
- Tak, Lisia Gwiazdo? - miauknęła lekko speszona, kładąc po sobie uszy
- Poszukaj Księżycowy Pył, ma być obecny na spotkaniu klanu - mruknął, szurając łapą. Młoda wojowniczka skinęła łebkiem, dając znak, że zrozumiała przekaz i czyn prędzej udała się na poszukiwania czarnego zastępcy.
W tym samym czasie Lisia Gwiazda zwołał spotkanie klanu, podczas którego mianował Zachwaszczoną Łapę na Zachwaszczoną Śnieżkę, Borówka stała się Borówkowym Nosem, Mak Makowym Kielichem, zaś bura vanka otrzymała imię Tęczowej Zatoczki, mianował też tego czarno-rudego bachora, którego przyniosła Niezapominajka, mówisz, że to jego. Oczywiście nie mógł pozwolić by jakaś niedojda szkoliła tego pokurcza, bo jeszcze by miękka klucha z niej wyrosła, więc mianował się mentor em wiewiórczej łapy. Przymknął ślepa, czekając na tego czarnego frajera, jego wzrok przy okazji zachaczył o Bluszczowy Poranek, który siedział dumnie obok swojego byłego mentora.
Pozostały jeszcze dwie kwestie i będzie miał spokój na jakiś czas...
- Nareszcie - splunął, widząc syna Czereśni wychodzącego z tłumu - Księżycowy Pyle, ja Lisia Gwiazda, lider klanu klifu, odbieram ci pozycję zastępcy. Twoja lojalność względem klanu stoi pod znakiem zapytania... - miał gdzieś  sojusz z klanem lisa, co mu było po paru miernych niedojdach? - Możesz jednak to opracować, od teraz, do ukończenia treningu będziesz mentorem zarówno Kopciuszkowej Łapy jak i Barwinkowej Łapy - zakończył, strosząc futro na całym grzbiecie, dodatkowo, gdyby mógł to wbiłby pazury w skałę.
- Nowym zastępcą będzie Barani Łeb - wymruczał, po czym ruchem ogona zakończył zgromadzenie, chłonąc przy tym z satysfakcją przerażoną minę Koziej Nóżki. Przepchnął się przez tłum, by zaraz znaleźć się obok Berberys.
- A ty pracuj dalej, masz zadatki na przyszłą liderkę - mruknął zachrypniętym głosem, zupełnie pozbawionym emocji.

< Berberys? >

Od Blasku

Blask siedziała na krańcu ciepłego posłania wyłożonego miękkim mchem, jej matka spała, pod ogonem burej karmicielki miejsce znalazł mały... wróć, Szczupaka zdecydowanie nie można było nazwać małym, był to kociak o masywnej budowie i ogromnym cielsku. Pozostałe kocięta spały porozrzucane po całym posłaniu, jedynie Blask nie mogła spać, miała ona bowiem lepsze rzeczy do roboty. Co było tymi lepszymi rzeczami? Myślenie, dużo myślenia, liliowa wręcz to kochała! Zmrużyła lewe oko, kto mógł być jej ojcem? Dotychczas widziała dużo kotów, często widziała szarego krępego kocura o charakterystycznych cętkach na półdługim futrze, podobno był samym zastępcą tej starej kupy futra zwanej Żwirową Gwiazdą, a jeśli ona go wybrała musiał być słaby, a jej ojciec nie mógł być słaby, przecież mama nie chciałaby mieć kociąt ze słabym kotem, do wszystkiego dochodził też fakt, że często przesiadywał przy małej czarno-rudo-białej kupie futra obok, której od niedawna siedziały dwa kocięta, ale nie chciała z nimi rozmawiać, ich matka wyglądała na małą, a ich ojciec był zastępcą przywódcy, co dobrego mogłoby wyjść z tego połączenia? Raz czy dwa widziała też dziwnego rudo-białego kota, ale on odpadał, był dziwny, brzydki i stary. Czasem pojawiał się też brązowo-biały o futrze pełnym zawijasów, słyszała, że jest synem dymnej liderki więc z góry odpadał. Poza tym były jeszcze inne kocury, ale one odpadały z góry, były albo brzydkie albo dziwne albo głupie albo spokrewnione albo z Pstrągowym Pyskiem lub z Żwirową Gwiazdą. Westchnęła cicho, czy mógł być to kot spoza klanu? Mama raczej nie, by tego nie zrobiła, ale kto jej zabronił? Musiała odnaleźć ojca! Ale nie teraz, było przecież zimno, okropnie zimno, liliowej nie chciało się ruszać tyłka z ciepłej, pachnącej mlekiem kociarni. Wstała i przeszła jeden chwiejny krok po czym znowu usiadła, nie chciało się jej chodzić. Zwinęła się w kłębek i patrzyła się na wejście do żłóbka w nadziei, że ktoś zechce wejść, by odwiedzić drugą królową, chociaż na kogoś kto zechciałby odwiedzić kogoś tak małego mogłaby czekać i wieczność, zaśmiała się na tyle cicho, by nikogo nie obudzić. Ktoś pojawił się w wejściu, okazała się być to ładna kupa liliowo-kremowo-białego futra, Blask szybko spojrzała na swoje futerko i miała ochotę nakrzyczeć na przybysza. Jak można kraść jej futerko? Tylko ona mogła takie mieć! T y l k o Blask, nikt inny, nikt, a nikt! Przybysz spojrzał na Pstrągowy Pysk spojrzał wielkimi pomarańczowymi oczami i najwyraźniej zauważył, że śpi, gdyż wyszedł. Och! Blask miała teraz nowy temat do rozmyślań, kim był owy kot? Pachniało od niej jedną z uczennic, Guzowatą Łapą, cętkowana uważała jej imię za głupie. Wiadomo kto je nadawał prawda? Pewnie, że była to ta przeklęta liderka! Och, jak córka Pstrągowego Pyska jej nienawidziła, gdyby mogła sama wyprułaby jej flaki, byleby zostawił jej wspaniały klan w spokoju! Po kilku chwilach, które calico zdawały się być wiecznością do żłóbka ktoś wszedł. Szybko spojrzała na kota i odwróciła wzrok, jak się nazywał? Nie mogła sobie przypomnieć, Rybie Serce? A może Hortensja? Albo Cyprys? W końcu była prawie pewna, że kot nosi imię Goździkowego Futerka.

< Ktoś? Coś? >

Od Wilczego Serca CD. Nagietka i Stonogi

*po wizycie medyczki i powrocie Wilczego z polowania*

    Gdy tylko zbliżył się do kociarni, usłyszał triumfalny śmiech. No tak, szczeniaki i ta ich niespożyta energia…
Wszedł, przywitał się ze Złocistą Rzeką i podał jej nornicę. Skinął głową, słysząc jej podziękowania, wzrokiem szukając rudzielca. Okazał się mieć go tuż pod nosem - Nagietek spał, schowany pod ciepłym brzuchem matki.
- Tak kończą się szaleństwa poza żłobkiem - parsknął w myślach. - Dobrze, że to tylko kaszel.
Poczuł na sobie czyjś wzrok. Szybko zauważył ciemnozielone oczy, wpatrujące się w niego znad ogona matki.
- Stonoga - stwierdził, niekoniecznie oczekując odpowiedzi. - Twój brat narzekał, że spałaś, dlatego poszedł bawić się sam.
Uśmiechnął się krzywo. Szybko przestał, czując pieczenie w zdeformowanej wardze. Koteczka posłała mu ciekawskie spojrzenie.
- Boli?
- Tylko, jak się uśmiecham. Dlatego tego nie robię - wyszczerzył się połową pyska.
- Czyli jesteś ciągle smutny, żeby cię nie bolało?
Kocur poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku. Młoda nawet nie wiedziała, jak bardzo miała rację. Był złośliwy i samotny, żeby nikt nie potrafił sprawić mu bólu.
Czekoladowa rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie. Odstawiając myśli na bok, odpowiedział:
- Nie bądź nigdy taka jak ja. Uśmiechaj się, kiedy tylko możesz.
Widać było, że młoda się zastanawia. Milczała chwilę, po czym rzekła:
- Okej. A co ci się stało?
Kocur parsknął.
- Nic, co powinno interesować grzeczne małe kotki.
- No eeej - jęknęła niezadowolona. Trzecia z rodzeństwa, Trzcina, uciekła wzrokiem gdy przyłapał ją na wpatrywaniu się w niego. Widocznie też była ciekawa jego historii.
- Kiedyś też będę wielką wojowniczką, zobaczysz! - odgrażała się czekoladowa.
Musiał przyznać, że uwielbiał te małe pierdoły.
- Nie wątpię - uśmiechnął się krzywo, rozbawiony. - No dobrze, wujek Wilcze Serce opowie wam historię. - Umilkł, czekając na ich reakcję. Bezwiednie przysunęły się bliżej, żeby lepiej słyszeć.
- Dawno, dawno temu, gdy jeszcze nie było was na świecie, nasz klan napadł okrutny Lisia Gwiazda ze swoimi niegodziwymi sojusznikami. Pokonał niczego nie spodziewających się wojowników Klanu Wilka i właśnie wygłaszał przemowę, mającą do końca złamać morale dzielnych kotów, gdy nagle - Wpatrywały się w niego jak zaczarowane. - z krzaków wyskoczył czarny cień i rzucił się na Lisią Gwiazdę! Jego wojownicy zamarli w miejscu, zaskoczeni. Kocur walczył zaciekle, chcąc pomścić klan, gdy usłyszał wołanie swojego lidera. ,,Nie zabijaj go!” - krzyczał. ,,Wszyscy zginiemy, bo gdy go zabijesz, wstanie i się zemści! Nie mamy siły, by opierać się jego wojownikom!”
W sercu wojownika narodziły się wątpliwości. A co, jeśli jego lider miał rację? I wtedy, niegodziwy Lisia Gwiazda zaatakował, raniąc wojownika bardzo dotkliwie. Nic nie widząc, nie miał innego wyjścia - rzucił ostatnie, pełne pogardy spojrzenie i uciekł, zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać. - Kocur zwiesił łeb, wracając pamięcią do tamtej chwili. Gdyby się nie zawahał, gdyby zakończył to tam i wtedy…
- Łał, czyli to ślady po walce z Lisią Gwiazdą? - oczy Stonogi były wielkie z podziwu. - A tamte? Tamte skąd się wzięły? Opowiedz nam, Wilcze Serce!
Nagietek przewrócił się na drugi bok, mamrocząc coś pod nosem.
- Cicho, obudzisz brata. - Wykorzystał to jako wymówkę. - Może innym razem. Obiecuję - dodał, widząc ich zawiedzione miny. - Nagietkowi byłoby przykro, gdyby ominęły go obie historie.
Pożegnał się ze Złocistą Rzeką, przyjmując jej wdzięczne spojrzenie i opuścił legowisko.
Lisia Gwiazda…


<Nagietku? Mało tu Nagietka, ale ciii xD Możesz upomnieć się o drugą historię ;)>

Od Księżycowego Pyłu C.D Lśniącego Słońca

Księżycowy Pył cicho westchnął słysząc słowa swojego partnera. Martwiły go sny Lśniącego, ale starał się tego po sobie nie pokazywać.
— Lis, jak Lis, żyje w przekonaniu, że jest niepokonany. I cóż niestety podejrzewam, że jego przekonania w końcu doprowadzą do ruiny Klanu Klifu, a ja tego nie mogę zmienić. Ten dzieciak od dawna przestał mnie słuchać, chyba za dużo mu pozwalałem...— oznajmił cicho młodszy z kocurów. Czasami miał chęć zaproponować Lśniącemu Słońcu, by uciekli z Klanu Klifu, ale wiedział, że nie mogą tego zrobić, w końcu mieli tutaj swoich bliskich, którzy ich potrzebowali, nawet Lisia Gwiazda potrzebował swojego przybranego ojca, chociaż udawał, że nie.
Czarno-biały kocur cicho westchnął i przybliżył się bardziej do swojego partnera, zasypiając, przy nim czuł się bezpieczny, chociaż teraz to on jakby co musiał bronić swojego swojego medyka.
~*~
Po wojnie z Klanem Nocy, Księżycowy Pył czuł się okropnie z świadomością, że musiał porwać dzieci tej małej kotki i skazać je na życie w Klanie Klifu, syn Czereśni miał nadzieję, że po jakimś czasie jednak kociaki wrócą do swoich rodziców. I pewnie czarno-biały kocur żył by tylko tymi myślami jakby nie Niezapominajkowy Szlak, która wróciła do Klanu Klifu z jego wnuczką ( którą pokochał od razu, chociaż Lśniący jej zbytnio nie lubił i mówił, że po takich rodzicach nie wyrośnie z niej nic dobrego) oraz z innymi kotami, między którymi znajdował się kociak o imieniu Kopciuszek.
Kociak ten według Księżycowego Pyłu był strasznie dziwny, mówił, że jest kotką chociaż wyglądał jak kocur no i od razu przyczepił się do niego i Lśniącego Słońca uznając ich za rodziców, a dokładnie to zastępcę Klanu Klifu uznał za mamusię, bo według niego był on piękną kotką, a medyka za tatusia.
Lśniące Słońce tak jak cały Klan Klifu miał z tego niezłą polewkę, gdy natomiast Księżyców Pył chodził wkurzony i mruczał pod nosem, że nie jest kotką. Ale po jakimś czasie syn Czereśni przyzwyczaił się do tego i pokochał Kopciuszka jak własne dziecko, ciesząc się, że może je wychowywać z swoim ukochanym. Niestety nie wiedział, że to niedługo miało się zmienić, a jego poukładane życie znów miało się rozpaść na milion kawałków.
~*~
Księżycowy Pył nie mógł uwierzyć w to co widział, w końcu jeszcze wczoraj jak się kładli było wszystko w porządku, a teraz, teraz Lśniące Słońce nie żył.
— Nie...Nie to niemożliwe, on żyje...Zaraz wstanie to pomyłka!
— Księżycowy Pyle też bym tego chciał, ale niestety on odszedł — stwierdził cicho Sokole Skrzydło, widząc jak zastępca Klanu Klifu uporczywie dotyka swojego zmarłego partnera przy tym płacząc.
— Nie! Nie! On musi żyć! Musi! To niemożliwe... Niemożliwe...Ja...Ja muszę iść...Ja...— Czarno-biały kocur odsunął się od ciała byłego medyka Klanu Klifu, by po chwili udać się na plażę, nie patrząc się na nikogo. Nie mógł w to uwierzyć, czuł się jakby stracił połowę siebie i nigdy nie miał jej już odzyskać. Czuł, że najchętniej teraz również by chciał umrzeć, zniknąć na zawsze nie czując więcej tego rozdzierającego serce bólu.
Syn Czereśni położył się na piasku i płacząc wspominał wszystkie chwile z Lśniącym Słońcem. Pamiętał gdy ten pomylił go z kotką, jak się wciąż się kłócili o wszystko, a Księżyc robił mu na złość, ale w końcu po jakimś czasie na szczęście znaleźli nic porozumienie, a później zakochali się w sobie.
Mieli związek dość burzliwy pełen wzlotów i upadków, ale byli razem szczęśliwi, Księżycowy Pył wiedział, że dzięki Lśniącemu Słońcu zaczął żyć, żyć nie bojąc się, że jest się straconym oraz, że nigdy nie zapomni swojego partnera.
Zastępca Klanu Klifu tak był pogrążony w swoich myślach, że dopiero wrócił do rzeczywistości po kilkunastu godzinach, gdy słońce zaczęło zachodzić. Podniósł się i spojrzał na nie z słabym uśmiechem, czując jak dalej łzy leciały mu z oczu skapując na piasek.
— Żegnaj Lśniący Idioto. Wiem, że pewnie jesteś teraz z tymi durnymi Gwiezdnymi i pewnie nigdy się nie spotkamy, ale pamiętaj kocham cię i zawsze będę cię kochał.

Od Wiewiórki C.D Dzika (Dzikiej Łapy)

*Akcja dzieje się gdy Dzik i Skała są jeszcze w Klanie Klifu*
Wiewiórka cicho westchnęła, mając w swoim łebku myśl, że naprawdę dlaczego w tym żłobku były same smutne przegrywy albo tak głupie gbury jak Skała? A jak jednak chciała się wyrwać z tego żłobka to wciąż była zatrzymywana, słysząc, że może sobie coś niedobrego zrobić i będzie później tego żałowała.
Jedynym pocieszeniem było to, że od mamusi słyszała, że uczniowie są lepsi i z nimi nie da się nudzić, ale był niestety jeden haczyk, ponieważ na razie Wiewiórka nie mogła tego sprawdzić. A to dlaczego? Cóż nie mogła tego sprawdzić, ponieważ Tęcza i Kopciuszek mieli zostać uczniami ale niestety katar ich zaatakował, więc musieli siedzieć u Lśniącego Słońca i się kurować.
Mała córeczka lidera Klanu Klifu przez to była wściekła, wściekła, że bycie w legowisku uczniów i bawienie się jak duże koty zostało opóźnione o kilka księżyców, ale jednak postanowiła długo się nie dąsać i znajdowała sobie inne formy spędzania czasu.
Dlatego też postanowiła jednak kontynuować rozmowę z tą dziwną kotką, która ją zagadała.
— Jestem Wiewiórka, córka najlepszego lidera na świecie, no przynajmniej teraz najlepszego, bo wiesz kiedyś ja będę najlepsza, nawet bardziej od niego, ale wracając mój tatuś to Lisia Gwiazda — oznajmiła kotka dumnie się prostując. Wiewiórka jeszcze nie wiedziała, że jej tatuś zrobił tyle złego, dlatego była dumna, że jest jego córką, chociaż widząc jej charakter to pewnie nawet jakby wiedziała prawdę o Lisiej Gwieździe to byłaby wciąż tak samo dumna, a może nawet jeszcze bardziej.
— Córka Lisiej Gwiazdy? Tej Lisiej Gwiazdy, który zabrał mnie od mamusi? Twój tata jest okropny! Nigdy przez niego już nie zobaczę mamy i taty! Jeszcze tyle brakuje by zabrał mi Skałę.
— Mój tatuś jest super, na pewno miał powód by was zabrać, może twoja mamusią i tatuś są paskudnymi kotami, którzy was krzywdzili, bez powodu byście tutaj się nie znaleźli. W końcu po co tata miałby brać tak słabe koty dla Klanu Klifu jakby nie chęć pomocy? Powinnaś mu podziękować. A co do Skały, tego gbura, nie dam mu zrobić krzywdy nikomu, chociaż tata by nic mu nie zrobił, ale no twój brat przyda mi się jeszcze.
— Ale moja mamusia i tatuś nic nie zrobili...— Oznajmiła cicho kotka, patrząc się smutno na córkę lidera Klanu Klifu.
— W ogóle jakie masz plany wobec Skały?
— To nie twój interes — Oznajmiła chłodno młodsza z kotek i przewróciła swoimi zielonymi oczami. W końcu sama jeszcze nie była pewna jakie ma plany wobec syna Deszczowego Futra, ale wiedziała, że jakieś na pewno ma, więc musiała dobrze zaznaczyć swój teren.
— W ogóle wiesz jesteś strasznie pewna swoich rodziców. Skąd takie przekonanie do tego, że są niewinni? Pamiętasz ich? A może żyjesz ich wyobrażeniem? Cóż to żałosne. Jesteś tu odkąd pamiętam, więc pewnie ich na oczy nie widziałaś. No, ale może jednak masz jakieś magiczne wizję od Gwiezdnych, tak jak w opowieściach Wschodzącej Fali i nagle w tych wizjach widzisz swoich rodziców? No proszę, powiedz jak to jest?


<Dzik?>

29 września 2019

Od Berberysowej Łapy (Berberysowej Bryzy)

Złociste promienie słońca wirowały pomiędzy łapami kotki, gdy ta przemierzała sosnowy las wraz ze swym mentorem. Rześkie, borowe powietrze napawało ją dziwnym spokojem i choć zimny wiatr targał jej futerko, to nadal podążała dziarskim krokiem za smukłym rudzielcem. Zachwycała się otaczającymi ją widokami tak jak podczas swojego pierwszego treningu, gdy Lisia Gwiazda zapoznał ją z terenami Klanu Klifu. Jednak chwilę później ciemna niczym noc myśl zawitała do głowy pstrokatej; pomimo Pory Nowych Liści śnieg i szron nadal mocno trzymał, a wszelaka zwierzyna nie raczyła wychynąć z bezpiecznych kryjówek. Klanowicze musieli stawiać czoła coraz to większym problemom, począwszy od bezlitosnego głodu a kończąc na różnych chorobach, o których calico wolała nawet nie myśleć. Berberys starała się ze wszystkich sił, by każdego dnia dołożyć do nędznej sterty choćby najmniejszego wróbelka, jednak nie zawsze jej się to udawało. Dodatkowo ostatnio musiała spędzić aż trzy wschody słońca u medyków, ponieważ pewien zarozumiały uczeń Klanu Burzy pozostawił złotookiej kilka niemiłych zadrapań, a nawet niewielką szramę tuż nad różowym noskiem. Co prawda to ona rzuciła się na niego pierwsza, ale nie mogła przecież bezczynnie stać i patrzeć, jak niebieski znęca się nad Żywiczną Łapą! Ach, na samą myśl o tej liliowej kupie futra uśmiech sam wkradał się na pyszczek koteczki. Mogła bez wahania powiedzieć, że skoczyłaby za synem Sroczego Żaru w sam środek szalejących płomieni czy zeskoczyłaby z klifu prosto w rwący nurt rzeki, byle on pozostał bezpieczny. W tamtym momencie, gdyby nie księżyce wyczerpującego treningu, kotka oberwałaby potężną łapą Lisa i najpewniej straciła przytomność, jednak w porę odgoniła od siebie wszelakie myśli oraz wykonała zgrabny uskok w bok. Zerknęła zaskoczona na starszego kocura zastanawiając się czy właśnie rozpoczęli kolejną sesję nauki walki, ale brązowooki spokojnie zadał jej pytanie, jakby zaledwie moment wcześniej nie próbował pozbawić córy Rosomaka głowy. 
— Co wyczuwasz? — zapytał oschle, po czym wysunął ostre jak brzytwa pazury i przejechał nimi po stojącym nieopodal kamieniu. Szylkretka wyobraziła sobie owe szpony rozrywające jej gardło, gdyby udzieliła złej odpowiedzi. Lekko przerażona aż nazbyt realistyczną wizją, skupiła się jak najmocniej potrafiła i delikatnie otworzyła pyszczek, by posmakować powietrza.
— Wyczuwam Martwego Cienia — przybrana córka Wschodzącej Fali skrzywiła się; naprawdę łatwo było rozpoznać odór tego szowinistycznego pchlarza — Na pewno prowadził tędy patrol graniczny. W dodatku unosi się tu okropny smród... borsuka — dokończyła niemrawo, przypominając sobie ostatnie tragiczne wydarzenia. W wyniku ataku tego czarno-białego okropieństwa Różany Kwiat oraz Złamany Grzbiet zasnęli wiecznym snem, z którego nie można było ich już obudzić. Tamtej nocy zamiast spać, Berberysowa Łapa dziękowała Klanowi Gwiazd za to, że jej lub Żywicy nic się nie stało. Spojrzała z powagą na rudego przywódcę, na co on tylko skinął głową i ruszył dalej przed siebie, by jak najszybciej dokończyć patrol łowiecki, który i tak nie przyniósł do obozu wiele zdobyczy.

~*~

Na niebie powoli rozbłyskały srebrne gwiazdy, a wieczorny wicher tańczył pośród nagich gałęzi drzew, wygrywając przy tym przyjemną dla uszu calico melodię. Przesiadywała obecnie przed jaskinią należącą do terminatorów i z rozbawieniem przysłuchiwała się wesołym przekomarzankom Jarzębinki oraz Żywicy. Racja, świetnie się bawiła chłonąc słowa rodzeństwa, jednak w środku czuła gorzki posmak narastającej zazdrości. Ona nie miała nikogo oprócz Wschodzącej Fali, która i tak nie mogła poświęcać jej tyle czasu co przedtem ze względu na rolę, jaką pełniła w Klanie Klifu. Postanowiła bowiem zostać królową do końca swych dni i otaczać opieką rozbrykane kocięta, które w przyszłości miały zostać odważnymi wojownikami bądź fantastycznymi medykami; poza tym tortie mogła poszczycić się już ponad osiemdziesięcioma wiosnami na koncie, przez co bardziej ceniła sobie porządny sen niż jakąś energiczną zabawę. Córka Gronostajowego Kroku drgnęła, gdy panującą w obozie ciszę przerwał donośny krzyk rudzielca wskakującego na zwalone drzewo. Wyprostowała łapki, by razem z Żywiczną Łapą i jego siostrą, Jarzębinową Łapą, podreptać na miejsce zgromadzeń. Pustą przestrzeń dookoła nich w dość szybkim czasie wypełniły sylwetki kotów, których zapachy kotka rozpoznawała już niemalże bezbłędnie. Bystre, żółte ślipia dostrzegły jak Księżycowy Pył, obecny zastępca a zarazem przybrany ojciec jej mentora, przysiada niedaleko syna, natomiast Sokole Skrzydło ze swym nieśmiałym uczniem Zlepioną Łapą wychodzą z legowiska uzdrowicieli. Przez dłuższą chwilę kotka próbowała dostrzec w tłumie Lśniące Słońce, jednak w porę uświadomiła sobie z żalem, że i jego Gwiezdni nie oszczędzili. Gdy już wszyscy klanowicze zajęli swoje miejsca, rudy przywódca głośno odchrząknął i przemówił głosem, który nieraz nękał pstrokatą w koszmarach.
— Berberysowa Łapo, podejdź — oznajmił i zlustrował koteczkę tajemniczym wzrokiem. Calico w tamtym momencie doznała głębokiego szoku i gdyby nie delikatne pacnięcie przez liliową arlekinkę, nie ruszyłaby się nawet z miejsca. Na drżących z przejęcia łapach podeszła do Lisa, a w głowie miała dokładnie opisany scenariusz; zaraz kocur wygna ją z klanu za sprzeczkę z Narcyzową Łapą na zgromadzeniu! Przerażona zerknęła na pyszczki pobratymców i nie wyobrażała sobie, że mogłaby ich opuścić. Jednak musi ponieść karę za haniebne czyny, których dopuściła się podczas świętego sojuszu zawartego między klanami księżyce temu. Wzięła kilka głębokich haustów powietrza i była przekonana, że jest przygotowana na wszystko, jednak tego, co wydarzyło się zaledwie chwilkę później, nie przewidziała.
— Ja, Lisia Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tę oto uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu, więc polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę — po wypowiedzeniu znanej wszystkim, lecz wciąż magicznej formułki, zeskoczył z pnia i przystanął na wprost swej uczennicy. Calico nie była w stanie nawet mrugnąć z powodu wszystkich emocji, które się w niej nagromadziły i teraz wszystkie naraz podskakiwały beztrosko; dopiero następne słowa, jakie padły z pyska lidera, pomogły powrócić jej na ziemię. 
— Berberysowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę własnego życia?
— Przysięgam — odpowiedziała z wyraźną radością w głosie, po czym spojrzała na Lisią Gwiazdę w pełnym niecierpliwości oczekiwaniu.
— Zatem z mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Berberysowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Berberysowa Bryza. Klan Gwiazdy ceni twoją odwagę i determinację oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu! — wykrzyknął, a dopiero co mianowana szylkretka poczuła niewyobrażalne szczęście płynące prosto z serca, które przyniosło ze sobą poczucie ulgi i satysfakcji z tylu żmudnych wschodów poświęconych treningowi. 
—  Dziękuję, Lisia Gwiazdo — wyszeptała złotooka, a następnie polizała pręgowany bark nachylający się w jej stronę.
— Berberysowa Bryza! Berberysowa Bryza! Berberysowa Bryza! — Córa Rosomaka z dumą chłonęła okrzyki klanowiczów, zachwycając się swoim nowym imieniem. Przecież ono tak pięknie brzmiało! 
— Koniec zgromadzenia! — ryknął wspaniały przywódca kotki, kończąc tym samym nie tyle co ceremonię, co pewien rozdział w życiu kotki. Już nie była zwykłą uczennicą, lecz nową wojowniczką jej ukochanego Klanu Klifu, za który przysięgła oddać własne życie. Świadoma tego, że z chwilą mianowania związała się już nierozerwalnie z współbratymcami i klanem, przysiadła i oczekiwała na nocne czuwanie, które lada moment miało się rozpocząć.

< Ktoś, coś?>

Od Pszczółki CD. Nostalgii

Kolejny zwykły dzień, przynajmniej tak wydawało się kremowo-białej, która w spokoju siedziała, gdzieś w rogu obozu delektując się średniej wielkości myszą, którą wcześniej sobie upolowała. Niedawno w obozie pojawiły się trzy kotki znalezione przez patrol, jedna z nich była brązowo-rudo-biała o żółtych oczach z ciemniejszymi miejscami na ciele, druga brązowo-biała z podobnymi ciemnymi miejscami do pierwszej, a trzecia brązowo-rudo-biała, jednak bez tego dziwnego nalotu, miała tylko zawijasy na sierści podobne do tych, które posiadała Pszczółka. Wydawały się jej słodkie, miała w planach odwiedzić dzisiaj żłóbek, oczywiście wcześniej miała jeszcze nazbierać kilku ziół rosnących w pobliżu bagna, poza tym nie miała dzisiaj nic do roboty. Kończąc jedzenie zwierzątka usłyszała krzyki.
—  Pomocy! Chcą mnie zabić! — krzyczało jakiejś kocię. Pszczółka nie denerwowała się przesadnie, nikt, a nikt z obozu Klanu Lisa nie chciałby zabić małego kocięcia. Skierowała się w stronę głosu, co ciekawe dochodził z jej legowiska, ciekawe. Przyśpieszyła kroku, co myślało sobie to kocię? Niemożliwe, by Nów chciała zabić kocię, to ona musiała siedzieć w legowisku medyka. Przeszła przez próg i zobaczyła małą znajdkę, Płomykówkę i Nów z papką na łapie. Kocica podeszła do zastępczyni i medyczki próbującej podać zioło małej szylkretce. Westchnęła głośno szykując słowa.
— Co się dzieje Nostalgio? — spytała miłym, ciepłym tonem młodą kotkę. Zastanawiało ją co się działo, czyżby Nów chciała podać jej zioła? Jeśli tak to dlaczego, aż tak się darła, jakby ktoś co najmniej obdzierał ją ze skóry?

< Nostalgia? Króciutkie i słabe, ale zawsze coś >

28 września 2019

Od Aroniowej Łapy (Klifowej Łapy) CD Łabędziej Łapy (Łabędziego Plusku)

Aronia spojrzał się zadowolony na pointa dumny z siebie i swojego chytrego planu. Uśmiech jednak zszedł mu z pyska, gdy uświadomił sobie, że nie ma pojęcia co dalej.
W końcu co się niby robiło z tymi całymi przyjaciółmi?
Jako kociaki mogliby się pobawić w chowanego lub w mysz i wojownika, ale teraz, jako prawie już dorosłe koty, raczej nie sprawiło by im to dużo frajdy. Kocurek przeniósł zaniepokojony wzrok na Łabędzią Łapę. Jego niepewna mina nie pomogła mu za wiele. Co on może robić z tą mysią strawą do szczytowania słońca? Zbierać kwiatki i rozmawiać o życiowych problemach?
— E no więc... co lubisz robić w wolnym czasie? — zapytał, próbując jakoś zapełnić panującą ciszę.
Łabędzia Łapa podniósł łeb chyba lekko zaskoczony tym pytaniem. Na jego pysku zakwitła niepewność, a niebieskie ślipia wpatrywały się w niego czujnie. Widząc spojrzenie Klifowej Łapy w końcu wydusił z siebie parę słów.
— Ja lub-bię spacerować s-samotnie — wyznał z lekkim zawahaniem. — A t-ty?
Dokuczać dziwnopyskiej, podważać autorytet Żwirowej Gwiazdy, straszyć kociaki, lać po pysku Klifiaki, zaczął wymieniać w myślach Aronia, szukając czegoś odpowiedniego.
— Eee... — zaciął się na chwil, zdając sobie sprawę, że żadna z tych rzeczy nie nadaje się do powiedzenia Łabądkowi. — Lubię... opowiadać bajki kociakom — wymyślił na poczekaniu i wygiął pysk w niepewny uśmiech.
Point spojrzał na niego nawet nie próbując ukryć zaskoczenia, które widniało mu teraz na pysku. Zagubione lekko ślipia przyglądały mu się uważnie, a otwarty ze zdziwienia pysk tylko zirytował Aronię. Był w pełni świadomy, że wizja jego osoby opowiadającej tym małym gówniarzom bajkę mogła być szokująca, jednak nie aż tak. Miał nadzieję, że Łabędzia Łapa nie przejrzy jego kłamstwa.
— N-naprawdę? — spytał lekko zdumionym głosem. — A o-opowiesz m-mi coś? — wymamrotał cicho, patrząc mu prosto w ślipia.
Aronia poczuł jak serce zaczyna mu szybciej bić, a oddech staje się nierówny.
Na ostry i ciernie jeśli zaraz coś nie wymyśli Klifiak go zdemaskuje.
Dlatego też wziął głęboki oddech, odszedł parę kroków od pointa i wskoczył na pobliski głaz, byle jak najbardziej wydłużyć sobie czas. Znał tylko jedną bajkę i na dodatek nie pamiętał połowy fabuły i szczegółów. Tą o tej głupiej liderce, co ją podobno dziadek znał. Tata im ją opowiadał jak byli mali, więc czy to sprawiało, że nadawała się na bajkę dla kociąt? Miał nadzieje, że tak. Spojrzał na swojego przyszłego, nieco zdezorientowanego słuchacza i pokręcił łbem, widząc jaką mysią strawą jest point. Przywołał kocura do siebie ogonem, a sam rozsiadł się wygodnie na kamieniu.
— No to zaczynam — mruknął niezadowolony z obrotu spraw. — Dawno temu jeszcze przed morderczą zimą oraz wielkim pożarem Klanem Nocy rządziła Malinowa Gwiazda. Kotka, która pomimo swoich wewnętrznych problemów i tak zawsze starała się walczyć o dobro klanu. — Wychwalał kotkę, w końcu nie będzie opowiadał tej kupie futra, jak było naprawdę.
Łabędzia Łapa zaciekawieniem w oczach, wpatrywał się w niego, oczekując na ciąg dalszy.
— W trakcie jej panowania dla Klanu Nocy nastały ciężkie czasy. Wiele kotów zginęło w między klanowych konfliktach, a obóz został przeniesiony na bagna. Jednak jednym z większych problemów okazał się zabrakło medyka. Nie bacząc na to liderka nie poddawała się dalej brnąc do przodu, nawet pomimo zamachu na jej życie. — podkreślił nieco zmęczonym głosem.  — Jednak gdy Biała Gwiazda zwlekała z udzieleniem pomocy Klanu Nocy, Malinowa Gwiazda wzięła sprawę w swoje łapy — przeciągnął się leniwie na kamieniu, ziewając.
Poczuł jak go lekko nuży. Przetarł łapą zaspane oczy, licząc, że chociaż tak się trochę rozbudzi. Przecież nie mógł zasnąć przy Klifiaku jak ostatni mysi móżdżek.
— Wybrała się więc do Klanu Wilka, gdzie zawarła sojusz z Milczącą Gwiazdą, a później razem dały popalić temu lisiemu łajnu, która chyba umarła najdurniejszą znaną mi śmiercią — zakończył pośpiesznie Aronia, mając wrażenie, że zaraz sam zaśnie. —  Podsumowując, Klan Nocy był, jest i będzie zawsze zajebisty, nawet jeśli nasi liderzy są do kitu — dodał morał od siebie i spojrzał oczekująco na pointa. — Zadowolony?

<Łabędzia Łapo?>

Cis! (Samotnik)

Cis | Samotnik