Ale czy wśród nich był choć jeden ta tyle ufny i głupi by mu na to pozwolić?
Przed oczami bicolora pojawił się obraz bojaźliwego pointa. Bingo. Teraz tylko musiał się zaprzyjaźnić z tą strachliwą kupą futra, a wejście do obozu Klanu Klifu stało przed nim otworem. Gdy tylko wróci z latoroślami beksalaly do obozu Żwirowa Gwiazda na pewno doceni jego męsko i odwagę i zostanie wojownikiem, a kto wie może i liderem.
Aroniowa Gwiazda, rozmarzył się kocurek, wyobrażając skandujące na jego cześć koty.
Bez chwili zastanowienia ruszył w stronę Oblodzonej Sadzawki, by poinformować kotkę, że zamierza dziś polować tak długo przy Płaczącym Strażniku, aż nie wykarmi chociaż połowy klanu. Niebieska jedynie spojrzała na niego jak na wariata i życzyła powodzenia, każąc mu się stawić przy Starym Dębie nie później niż o Porze Szczytowania Słońca. Kocurek wyjątkowo grzecznie kiwnął łbem i ruszył pędem w stronę granicy obu klanów. Nawet taki mysi móżdżek jak Łabędzia Łapa nie wpuści go do obozowiska po kilkunastu uderzeniach serca przyjaźni. Potrzebował jak najwięcej czasu, by móc zaskarbić jego zaufanie. Dlatego też nie oszczędzał się biegnąc jak głupi w stronę potężnej wierzby. Wskoczył bez zawahania na terytorium Klifiaków i z pewnie uniesionym ogonem, ruszył w głąb lasu. Czując zapach tego mysiego serca przyspieszył. Przeskoczył powaloną kłodę i jego oczom pokazał się widok krzywiącego się z wiewiórką w pysku Łabędzia. Aronia przysiadł zaciekawiony. Skąd taka mina u pointa? On na polowaniu prawie zawsze nie mógł się powstrzymać przed zjedzeniem piszczki, gdy trzymał ją w pysku. A ten proszę, jakby trzymanie tej smakowitej wiewióry było dla niego najgorszą karą. Widząc skupionego na myszy Łabędzia, podszedł go od tyłu, zatrzymując się na odległość ogona. Gdy kocur wypiął się do niego swym zadem, Aronia odkrył, że podchodzenie polującego kota nie należy do najlepszych decyzji. Zamarł, mając tyłek pointa zaraz przy swoim pysku. Na całe szczęście wiatr wiał na jego korzyść, a Łabędzia Łapa wydawał się zbyt zajęty myszą, by zauważyć jego obecność. I lepiej, bo jak miałby mu się wytłumaczyć z tej sytuacji. Powoli stawiał się łapy do tyłu cofając się od zada kocurka. Jednak na jego nie korzyć los zesłał mu liść pod łapę i Klifowa Łapa straciwszy równowagę wylądował na niczego nieświadomym Klifiaku. Łabędzia Łapa pisnął przestraszony, a widząc znajomy pysk zaczął szarpać się jak opętany, próbując uwolnić się z pod kocurka.
— Ej ty, spokój — warknął zdenerwowany, gdy wierzgający szaleńczo point uniemożliwił mu wstanie.
Widząc przerażenie w oczach ucznia Sroczego Żaru, walnął się łapą w łeb. Przecież miał się z nim zaprzyjaźnić, a nie jeszcze bardziej przerażać. Wyszczerzył pysk w uśmiech, a przynajmniej coś co miało go przypominać. Pisk Łabędziej Łapy utwierdził go w przekonaniu, że jednak nie osiągnął zamierzanego efektu.
— Znaczy się... hej, hej ee... ty byłeś... Gęsia Łapa? — spytał, nie mogąc sobie przypomnieć.
Point leżący pod nim przełknął ciężko ślinę i rozejrzał się nerwowo. Napotkawszy zniecierpliwione spojrzenie Aronii, szybko odwrócił wzrok.
— J-jestem Łabędzia Ła-łapa — wydukał kocurek, nie rozumiejąc do końca o co chodzi bicolorowi.
Klifowa Łapa zadowolony z odpowiedzi, wstał z kocurka. Ciągle powtarzał w myślach, że musi być miły dla tego wyrzyganego kłaka, bo inaczej nici z planu odzyskania kociąt. Ale czym właściwie było bycie miłym? Aronia średnio umiał w relacje z innymi kotami, w sumie to nawet nie miał tego całego przyjaciela, a podobno każdy go powinien mieć, tak przynajmniej mówiła mama.
— No więc lisi bo... znaczy drogi towarzyszu, zaprzyjaźnijmy się, co? — zagaił w końcu, trochę nerwowo i spojrzał oczekująco na Łabędzią Łapę.
<Łabędzia Łapo? gotowy na pierwszą randeczkę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz