Przecież Mglista Ścieżka na pewno będzie się na nim mścić za błędy jego rodzicielki!
— Zjedz i zaraz ruszamy — usłyszał rozkaz i pomimo łagodnego tonu kotki, zadrżał przestraszony.
Szybko podbiegł do stosu ze zwierzyną i wybrał niewielką ryjówkę, by pochłonięcie posiłku nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Szybkimi gryzami skonsumował gryzonia w parę uderzeń sekund i podszedł do kotki. Gdy Poranna Łapa się do nich doczłapał ruszyli w głąb lasu w kierunku Słonecznej Polany. Kociak maszerował w ciszy za wojowniczką, niepewny co go czeka na treningu z nią. W końcu nie miał pewności, czy ta się okaże bardziej wymagająca od Zimorodkowej Pieśni. Widząc niezgrabnie przemieszczającego się obok niego płowego kocurka, do głowy wpadł mu pomysł, że w sumie mógłby zapytać się go o charakter srebrnej, jednak wzrok ucznia skutecznie go do tego zniechęcił. Odwróciwszy głowę od patrzącego na niego z pod łba kocurka, przyspieszył lekko, zostawiając tamtego w tyle.
— Dziś będziemy się uczyć tu. Żywiczna Łapo my sobie poćwiczymy ataki lekkie, a twój kolega sobie poćwiczy zbieranie mchu — postanowiła Mglista Ścieżka, wchodząc na pokrytą jeszcze śniegiem polane.
— Dziś będziemy się uczyć tu. Żywiczna Łapo my sobie poćwiczymy ataki lekkie, a twój kolega sobie poćwiczy zbieranie mchu — postanowiła Mglista Ścieżka, wchodząc na pokrytą jeszcze śniegiem polane.
Żywica spojrzał zdziwiony na wojowniczkę, ale nic się nie odezwał. Nie chciał się wtrącać w konflikt pomiędzy mentorką a uczniem. Obserwując jak płowy podchodzi do najbliższego konaru i zaczyna zrywać mech, poczuł jak robi mu się żal współlokatora. Do obozu był kawał drogi, a niepełnosprawne łapki na pewno mu tego nie ułatwiały. Oderwał wzrok od Porannej Łapy i spojrzał z lekkim niepokojem na Mglistą Ścieżkę, obawiając się jakie mu zada zadanie.
— Od czego zaczniemy? — spytał, udając zaciekawionego.
Miał nadzieję, że ta nie wyczuje jego prawdziwych obaw. Widząc uważny wzrok wojowniczki na sobie trochę się zląkł, jednak nie zamierzał tego okazać. Musiał udowodnić mamie i cioci, że wcale nie jest mysim sercem.
— Może zacznijmy od polowania — rzuciła kotka i kazała mu wywęszyć zdobycz.
— Może zacznijmy od polowania — rzuciła kotka i kazała mu wywęszyć zdobycz.
Kociak przywarł nosek do ziemi i z otworzonym pyskiem zaczął krążyć po polanie, poszukując jakiegoś śladu. Przedzierając się przez podgniłe od śniegu trawska, w końcu natrafił na trop.
— Ryjówkę. — mruknął, zapominając o początku zdania.
— No to teraz się podkradnij i ja złap. Z ryjówką jest jak z myszą. No dalej... — powiedziała Mglista Ścieżka z lekką ironią, lecz jej ton głosu był dość ostry, przynajmniej zdaniem Żywicznej Łapy.
Kociak lekko zestresowany niezbyt łagodnym tonem mentorki Porannej Łapy położył uszy i przybrał pozycje łowiecką. Powoli skradając się do ofiary, kład niezgrabnie łapy na zapadającej się pod nim śnieżnej powierzchni. Gryzoń niczego nieświadomy grzebał w ziemi w poszukiwaniu pożywienia. Pewnie też zajęty tą czynnością nie zauważyłby Żywicznej Łapy, gdyby nie to, że liliowemu zaplątał się nie szczęśliwie kawałek sznurka pomiędzy łapami.
— N-na ostry i cier-rnie — mruknął cicho kociak, zdradzając swoją lokalizację zdobyczy.
Ryjówka nie czekając na rozwój akcji, porzuciła grzebanie w ziemi, odskakując jak najdalej od kota i znikając w zaroślach. Żywica jedynie westchnął, patrząc na uciekającą mu z przed nosa istotkę i skupił się na swoim aktualnym problemie. Szarpał się jak dziki, próbując się wyswobodzić z nieznanej mu rośliny, jednak ta nie dawała za wygraną, wplątując się coraz mocniej łapki.
— Na wieczór pójdziemy spróbować upolować kilka krabów na plaży — usłyszał głos kocicy, więc zaczął się mocniej szarpać z sznurkiem, nie chcąc wypaść na ostatnią pierdołę przy rywalce mamy.
— N-na ostry i cier-rnie — mruknął cicho kociak, zdradzając swoją lokalizację zdobyczy.
Ryjówka nie czekając na rozwój akcji, porzuciła grzebanie w ziemi, odskakując jak najdalej od kota i znikając w zaroślach. Żywica jedynie westchnął, patrząc na uciekającą mu z przed nosa istotkę i skupił się na swoim aktualnym problemie. Szarpał się jak dziki, próbując się wyswobodzić z nieznanej mu rośliny, jednak ta nie dawała za wygraną, wplątując się coraz mocniej łapki.
— Na wieczór pójdziemy spróbować upolować kilka krabów na plaży — usłyszał głos kocicy, więc zaczął się mocniej szarpać z sznurkiem, nie chcąc wypaść na ostatnią pierdołę przy rywalce mamy.
— Lisie łajno — wyrwało mu się z pyszczka, gdy upadł, podczas kolejnej próby uwolnienia się z tych szatańskich sideł.
Zdenerwowany na tą piekielną roślinę, chwycił jej kawałek ząbkami i zaczął szarpać oraz gryź z całych sił. Czując jak ów przedziwne ziele się poluźnia odetchnął z ulgą i już po paru uderzeniach serca znów był wolny. Pobiegł prędko do Mglistej Ścieżki, mając nadzieję, że ta nie zauważyła jego incydentu ze sznurkiem. Widząc surowe spojrzenie kotki, odniósł wrażenie, że jednak nie uszło to jej uwadze.
— Widzę, że trzeba poćwiczyć bieganie i skradanie oraz i technikę polowań... — syknęła zdenerwowana do niego, na co położył uszy.
Już chyba wołał Zimorodkową Pieśń od niej.
— Widzisz tamten dąb? — mruknęła, wskazując łapą na drzewo niedaleko ich. — Biegnijcie do niego jak najszybciej umiecie. — Rozkazała uczniom.
Żywiczna Łapa spojrzał niepewnie na Poranną Łapę. Nie był pewny do co sprawiedliwości tego wyścigu, lecz widząc płowego przygotowującego się do biegu, sam przyjął pozycję startową. Ruszyli praktycznie w tym samym czasie. Point pomimo niepełnosprawnych łapek okazał się godnym przeciwnikiem dla Żywicy. W odróżnieniu od liliowego jego sylwetka była o wiele zgrabniejsza, a dodatkowy tłuszczyk z brzucha, którego też nie posiadał, nie zawadzał mu podczas wyścigu jak jego rywalowi. Widząc, że idą jak na razie łeb w łeb potomek Zlepka wziął głęboki oddech i zaczął przebierać jak najszybciej potrafił łapkami.
W końcu co by pomyślała mama i ciocia, gdyby przegrał w wyścigu z Poranną Łapą?
Na pewno nie byłyby pocieszony tym faktem, wręcz rozczarowane, a Zimorodkowa Pieśń by już zadbała o jego lepszą kondycję. Wysuwając się na prowadzenie, zaczął się cieszyć na myśl o zwycięstwie. Rzadko kiedy udawało mu się cokolwiek wygrać, a tym bardziej związanego z ruchem. Posłał swojemu rywalowi dumne spojrzenie na co tamten jedynie wywrócił oczami.
— Stać! — usłyszeli donośny krzyk Mglistej Ścieżki.
Oba uczniowie zatrzymali się jak poparzeni, odwracając łeb w stronę kotki.
— Nie jesteśmy tu sami — mruknęła i machnęła ogonem, dając im znać, by odsunęli się od drzewa.
Za dębu wyszedł dorosły czarno-biały kocur, który spojrzał na nich chytrze. Żywica cofnął się przestraszony. Nie zbyt dobrze wspominał spotkania z kotami poza jego klanu. Powoli wycofując się do tyłu, nie spuszczał obcego ze wzroku.
— Moje uszanowanie — przywitał się kocur, kłaniając się im nisko.
<Mglista Ścieżko? Poranna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz