Złociste promienie słońca wirowały pomiędzy łapami kotki, gdy ta przemierzała sosnowy las wraz ze swym mentorem. Rześkie, borowe powietrze napawało ją dziwnym spokojem i choć zimny wiatr targał jej futerko, to nadal podążała dziarskim krokiem za smukłym rudzielcem. Zachwycała się otaczającymi ją widokami tak jak podczas swojego pierwszego treningu, gdy Lisia Gwiazda zapoznał ją z terenami Klanu Klifu. Jednak chwilę później ciemna niczym noc myśl zawitała do głowy pstrokatej; pomimo Pory Nowych Liści śnieg i szron nadal mocno trzymał, a wszelaka zwierzyna nie raczyła wychynąć z bezpiecznych kryjówek. Klanowicze musieli stawiać czoła coraz to większym problemom, począwszy od bezlitosnego głodu a kończąc na różnych chorobach, o których calico wolała nawet nie myśleć. Berberys starała się ze wszystkich sił, by każdego dnia dołożyć do nędznej sterty choćby najmniejszego wróbelka, jednak nie zawsze jej się to udawało. Dodatkowo ostatnio musiała spędzić aż trzy wschody słońca u medyków, ponieważ pewien zarozumiały uczeń Klanu Burzy pozostawił złotookiej kilka niemiłych zadrapań, a nawet niewielką szramę tuż nad różowym noskiem. Co prawda to ona rzuciła się na niego pierwsza, ale nie mogła przecież bezczynnie stać i patrzeć, jak niebieski znęca się nad Żywiczną Łapą! Ach, na samą myśl o tej liliowej kupie futra uśmiech sam wkradał się na pyszczek koteczki. Mogła bez wahania powiedzieć, że skoczyłaby za synem Sroczego Żaru w sam środek szalejących płomieni czy zeskoczyłaby z klifu prosto w rwący nurt rzeki, byle on pozostał bezpieczny. W tamtym momencie, gdyby nie księżyce wyczerpującego treningu, kotka oberwałaby potężną łapą Lisa i najpewniej straciła przytomność, jednak w porę odgoniła od siebie wszelakie myśli oraz wykonała zgrabny uskok w bok. Zerknęła zaskoczona na starszego kocura zastanawiając się czy właśnie rozpoczęli kolejną sesję nauki walki, ale brązowooki spokojnie zadał jej pytanie, jakby zaledwie moment wcześniej nie próbował pozbawić córy Rosomaka głowy.
— Co wyczuwasz? — zapytał oschle, po czym wysunął ostre jak brzytwa pazury i przejechał nimi po stojącym nieopodal kamieniu. Szylkretka wyobraziła sobie owe szpony rozrywające jej gardło, gdyby udzieliła złej odpowiedzi. Lekko przerażona aż nazbyt realistyczną wizją, skupiła się jak najmocniej potrafiła i delikatnie otworzyła pyszczek, by posmakować powietrza.
— Wyczuwam Martwego Cienia — przybrana córka Wschodzącej Fali skrzywiła się; naprawdę łatwo było rozpoznać odór tego szowinistycznego pchlarza — Na pewno prowadził tędy patrol graniczny. W dodatku unosi się tu okropny smród... borsuka — dokończyła niemrawo, przypominając sobie ostatnie tragiczne wydarzenia. W wyniku ataku tego czarno-białego okropieństwa Różany Kwiat oraz Złamany Grzbiet zasnęli wiecznym snem, z którego nie można było ich już obudzić. Tamtej nocy zamiast spać, Berberysowa Łapa dziękowała Klanowi Gwiazd za to, że jej lub Żywicy nic się nie stało. Spojrzała z powagą na rudego przywódcę, na co on tylko skinął głową i ruszył dalej przed siebie, by jak najszybciej dokończyć patrol łowiecki, który i tak nie przyniósł do obozu wiele zdobyczy.
~*~
Na niebie powoli rozbłyskały srebrne gwiazdy, a wieczorny wicher tańczył pośród nagich gałęzi drzew, wygrywając przy tym przyjemną dla uszu calico melodię. Przesiadywała obecnie przed jaskinią należącą do terminatorów i z rozbawieniem przysłuchiwała się wesołym przekomarzankom Jarzębinki oraz Żywicy. Racja, świetnie się bawiła chłonąc słowa rodzeństwa, jednak w środku czuła gorzki posmak narastającej zazdrości. Ona nie miała nikogo oprócz Wschodzącej Fali, która i tak nie mogła poświęcać jej tyle czasu co przedtem ze względu na rolę, jaką pełniła w Klanie Klifu. Postanowiła bowiem zostać królową do końca swych dni i otaczać opieką rozbrykane kocięta, które w przyszłości miały zostać odważnymi wojownikami bądź fantastycznymi medykami; poza tym tortie mogła poszczycić się już ponad osiemdziesięcioma wiosnami na koncie, przez co bardziej ceniła sobie porządny sen niż jakąś energiczną zabawę. Córka Gronostajowego Kroku drgnęła, gdy panującą w obozie ciszę przerwał donośny krzyk rudzielca wskakującego na zwalone drzewo. Wyprostowała łapki, by razem z Żywiczną Łapą i jego siostrą, Jarzębinową Łapą, podreptać na miejsce zgromadzeń. Pustą przestrzeń dookoła nich w dość szybkim czasie wypełniły sylwetki kotów, których zapachy kotka rozpoznawała już niemalże bezbłędnie. Bystre, żółte ślipia dostrzegły jak Księżycowy Pył, obecny zastępca a zarazem przybrany ojciec jej mentora, przysiada niedaleko syna, natomiast Sokole Skrzydło ze swym nieśmiałym uczniem Zlepioną Łapą wychodzą z legowiska uzdrowicieli. Przez dłuższą chwilę kotka próbowała dostrzec w tłumie Lśniące Słońce, jednak w porę uświadomiła sobie z żalem, że i jego Gwiezdni nie oszczędzili. Gdy już wszyscy klanowicze zajęli swoje miejsca, rudy przywódca głośno odchrząknął i przemówił głosem, który nieraz nękał pstrokatą w koszmarach.
— Berberysowa Łapo, podejdź — oznajmił i zlustrował koteczkę tajemniczym wzrokiem. Calico w tamtym momencie doznała głębokiego szoku i gdyby nie delikatne pacnięcie przez liliową arlekinkę, nie ruszyłaby się nawet z miejsca. Na drżących z przejęcia łapach podeszła do Lisa, a w głowie miała dokładnie opisany scenariusz; zaraz kocur wygna ją z klanu za sprzeczkę z Narcyzową Łapą na zgromadzeniu! Przerażona zerknęła na pyszczki pobratymców i nie wyobrażała sobie, że mogłaby ich opuścić. Jednak musi ponieść karę za haniebne czyny, których dopuściła się podczas świętego sojuszu zawartego między klanami księżyce temu. Wzięła kilka głębokich haustów powietrza i była przekonana, że jest przygotowana na wszystko, jednak tego, co wydarzyło się zaledwie chwilkę później, nie przewidziała.
— Ja, Lisia Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tę oto uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu, więc polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę — po wypowiedzeniu znanej wszystkim, lecz wciąż magicznej formułki, zeskoczył z pnia i przystanął na wprost swej uczennicy. Calico nie była w stanie nawet mrugnąć z powodu wszystkich emocji, które się w niej nagromadziły i teraz wszystkie naraz podskakiwały beztrosko; dopiero następne słowa, jakie padły z pyska lidera, pomogły powrócić jej na ziemię.
— Berberysowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę własnego życia?
— Przysięgam — odpowiedziała z wyraźną radością w głosie, po czym spojrzała na Lisią Gwiazdę w pełnym niecierpliwości oczekiwaniu.
— Zatem z mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Berberysowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Berberysowa Bryza. Klan Gwiazdy ceni twoją odwagę i determinację oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu! — wykrzyknął, a dopiero co mianowana szylkretka poczuła niewyobrażalne szczęście płynące prosto z serca, które przyniosło ze sobą poczucie ulgi i satysfakcji z tylu żmudnych wschodów poświęconych treningowi.
— Dziękuję, Lisia Gwiazdo — wyszeptała złotooka, a następnie polizała pręgowany bark nachylający się w jej stronę.
— Berberysowa Bryza! Berberysowa Bryza! Berberysowa Bryza! — Córa Rosomaka z dumą chłonęła okrzyki klanowiczów, zachwycając się swoim nowym imieniem. Przecież ono tak pięknie brzmiało!
— Koniec zgromadzenia! — ryknął wspaniały przywódca kotki, kończąc tym samym nie tyle co ceremonię, co pewien rozdział w życiu kotki. Już nie była zwykłą uczennicą, lecz nową wojowniczką jej ukochanego Klanu Klifu, za który przysięgła oddać własne życie. Świadoma tego, że z chwilą mianowania związała się już nierozerwalnie z współbratymcami i klanem, przysiadła i oczekiwała na nocne czuwanie, które lada moment miało się rozpocząć.
< Ktoś, coś?>
Klepie, klepie, bo i tak odpisać musi
OdpowiedzUsuń