Blask siedziała na krańcu ciepłego posłania wyłożonego miękkim mchem, jej matka spała, pod ogonem burej karmicielki miejsce znalazł mały... wróć, Szczupaka zdecydowanie nie można było nazwać małym, był to kociak o masywnej budowie i ogromnym cielsku. Pozostałe kocięta spały porozrzucane po całym posłaniu, jedynie Blask nie mogła spać, miała ona bowiem lepsze rzeczy do roboty. Co było tymi lepszymi rzeczami? Myślenie, dużo myślenia, liliowa wręcz to kochała! Zmrużyła lewe oko, kto mógł być jej ojcem? Dotychczas widziała dużo kotów, często widziała szarego krępego kocura o charakterystycznych cętkach na półdługim futrze, podobno był samym zastępcą tej starej kupy futra zwanej Żwirową Gwiazdą, a jeśli ona go wybrała musiał być słaby, a jej ojciec nie mógł być słaby, przecież mama nie chciałaby mieć kociąt ze słabym kotem, do wszystkiego dochodził też fakt, że często przesiadywał przy małej czarno-rudo-białej kupie futra obok, której od niedawna siedziały dwa kocięta, ale nie chciała z nimi rozmawiać, ich matka wyglądała na małą, a ich ojciec był zastępcą przywódcy, co dobrego mogłoby wyjść z tego połączenia? Raz czy dwa widziała też dziwnego rudo-białego kota, ale on odpadał, był dziwny, brzydki i stary. Czasem pojawiał się też brązowo-biały o futrze pełnym zawijasów, słyszała, że jest synem dymnej liderki więc z góry odpadał. Poza tym były jeszcze inne kocury, ale one odpadały z góry, były albo brzydkie albo dziwne albo głupie albo spokrewnione albo z Pstrągowym Pyskiem lub z Żwirową Gwiazdą. Westchnęła cicho, czy mógł być to kot spoza klanu? Mama raczej nie, by tego nie zrobiła, ale kto jej zabronił? Musiała odnaleźć ojca! Ale nie teraz, było przecież zimno, okropnie zimno, liliowej nie chciało się ruszać tyłka z ciepłej, pachnącej mlekiem kociarni. Wstała i przeszła jeden chwiejny krok po czym znowu usiadła, nie chciało się jej chodzić. Zwinęła się w kłębek i patrzyła się na wejście do żłóbka w nadziei, że ktoś zechce wejść, by odwiedzić drugą królową, chociaż na kogoś kto zechciałby odwiedzić kogoś tak małego mogłaby czekać i wieczność, zaśmiała się na tyle cicho, by nikogo nie obudzić. Ktoś pojawił się w wejściu, okazała się być to ładna kupa liliowo-kremowo-białego futra, Blask szybko spojrzała na swoje futerko i miała ochotę nakrzyczeć na przybysza. Jak można kraść jej futerko? Tylko ona mogła takie mieć! T y l k o Blask, nikt inny, nikt, a nikt! Przybysz spojrzał na Pstrągowy Pysk spojrzał wielkimi pomarańczowymi oczami i najwyraźniej zauważył, że śpi, gdyż wyszedł. Och! Blask miała teraz nowy temat do rozmyślań, kim był owy kot? Pachniało od niej jedną z uczennic, Guzowatą Łapą, cętkowana uważała jej imię za głupie. Wiadomo kto je nadawał prawda? Pewnie, że była to ta przeklęta liderka! Och, jak córka Pstrągowego Pyska jej nienawidziła, gdyby mogła sama wyprułaby jej flaki, byleby zostawił jej wspaniały klan w spokoju! Po kilku chwilach, które calico zdawały się być wiecznością do żłóbka ktoś wszedł. Szybko spojrzała na kota i odwróciła wzrok, jak się nazywał? Nie mogła sobie przypomnieć, Rybie Serce? A może Hortensja? Albo Cyprys? W końcu była prawie pewna, że kot nosi imię Goździkowego Futerka.
< Ktoś? Coś? >
Dobra, klep Aronią
OdpowiedzUsuń