przed mianowaniem Dereńki i Maślak
Mogła w końcu cieszyć się mianem prawdziwej wojowniczki! To znaczyło nowe legowisko, większy respekt w klanie, brak monotonnych treningów... Mimo to była jedna rzecz, której jej brakowało – częsty kontakt z córeczką. A Kajzerka bardzo się o nią martwiła.
Maślak bowiem nie należała do dusz towarzystwa. Trzymała się z boku, często spędzając czas w samotności. Trudno było powiedzieć wojowniczce, czy miała ona jakichkolwiek przyjaciół. Prawda, czasem porozmawiała z którymś z uczniów, albo zjadła z kimś wspólny posiłek, lecz to głównie z inicjatywy jej mamy. Gdyby nie Kajzerka, możliwe, że nie rozmawiałaby z nikim poza rodzicem i mentorem, a to było dla kocicy... Straszne!
Przecież nie mogła pozwolić na to, by jej kocię było samotne! Już w Klanie Nocy miała do czynienia z kotami z ubocza i żaden z nich nie wyglądał na prawdziwie szczęśliwego. Kajzerka nie mogła dopuścić do tego, by jej córeczka miała jakkolwiek smutne życie. Wiedziała, co powinna zrobić.
Wziąć sprawę we własne łapki i znaleźć jej przyjaciela!
— Och Malinek, Malinek... — zwróciła się do przyjaciela, leżąc na rozgrzanej przez słońce ziemi. — Ty to nie masz problemów ze swoimi kociętami...
— A ty masz? — zdziwił się. — Maślak zdaje się bardzo grzeczna i ułożona. No, do tego młoda jest. Ma dużo czasu na ukończenie swojego treningu — zapewniał ją Malinka, próbując dodać kotce otuchy.
— Ja nie mówię o treningu! — westchnęła w niezadowoleniu, że wojownik jej nie rozumie. — Nie widzisz, jak się pałęta sama? Nie widzę, żeby miała żadnych przyjaciół... Twoje pociechy trzymają się razem, a ona nie ma nawet rodzeństwa, z którym mogłaby porozmawiać — mruknęła smętnie, czując napływ wyrzutów sumienia. Może gdyby wzięła tu ze sobą Bagietkę, to byłoby z nią lepiej... W końcu Kajzerka pamiętała, jak ważne dla niej było rodzeństwo. Nie wyobrażała sobie, gdyby miała dorosnąć bez Cyranki i Krakwka...
Och, Bagietka... Tęskniła za swoim małym synkiem! Czasem, kiedy przytulała Maślak, miała takie dziwne wrażenie, że kogoś jej brakuje. Że w jej uścisku powinien zmieścić się jeszcze jeden kot. Gdy spoglądała na swoją córkę zastanawiała się, czy Bagietka był teraz do niej podobny. W końcu pamiętała go jeszcze jako maleńkie kocię, a od jej odejścia z Klanu Nocy na pewno urósł. Właściwie... Mógłby być nawet wojownikiem. Dorosłym, szanowanym, honorowym... Czy nocniaki traktowały go sprawiedliwie? Czy może patrzyły na niego przez pryzmat "wyrodnej" mamusi? O nie, tylko nie to! Miała nadzieję, że oszczędzili mu tego losu...
— Halo, słuchasz mnie w ogóle? — dopiero pacnięcie w bark przez Malinkę zdołało wyrwać ją z zamyślenia.
— Przepraszam! — miauknęła natychmiast, mrugając parokrotnie w zdezorientowaniu. To on coś mówił??? Wcale go nie słyszała. Ups... — Mógłbyś powtórzyć? — zapytała i zatrzepotała niewinnie rzęskami. Szylkretowy przewrócił na to psotnie oczami.
— Mówiłem, że tak właściwie Dereńce też przydałoby się towarzystwo — zaczął mówić Malinek, co od razu przykuło uwagę Kajzerki. — Wiesz, takie, które nie mogłoby być jej dziadkiem. Cieszę się, że rozmawia dużo ze starszymi, doświadczonymi wojownikami, ale znajomość z rówieśnikiem dobrze by jej zrobiła.
"O tak!" — pomyślała od razu ucieszona wojowniczka bez ukrywania swojego entuzjazmu. Jakim cudem nie wpadła na to wcześniej? Przecież rozwiązanie problemu miała zaraz przed nosem...
— Na gwiazdy, jesteś genialny! — Kajzerka wręcz podskoczyła z podekscytowaniem. — To by było idealne! Ale jak chcesz je ze sobą zaprzyjaźnić? — dopytała po chwili, zastanawiając się, czy kot miał już w głowie szkic działania.
— W sumie mam pewien pomysł... — odparł jedynie tajemniczo z figlarnym błyskiem w oku, który zwykle zwiastował kłopoty. Słysząc to, Kajzerka uśmiechnęła się szeroko. Już wiedziała, że ich plan będzie wspaniały.
***
Maślak trafiła pod skrzydło Malinki, więc to poszło gładko. Z poproszeniem Bryzy, mentora Dereńki, także nie było żadnych problemów – kocur z uśmiechem zgodził się na uczestnictwo w ich planie. Miodzio! Do tej pory wszystko szło po ich myśli.
Młode uczennice zdziwiły się nieco, gdy zostały wyciągnięte z legowisk wspólnie, a do tego wśród ich mentorów siedziała jeszcze jedna, nadprogramowa wojowniczka. Zaspana Maślak przebierała ślimaczo łapami, schodząc z drzewa jako ostatnia, w trakcie, gdy jej koleżanka z legowiska obserwowała bacznie zgromadzone koty. Analizowała dokładnie swoje otoczenie, lecz nie była w stanie zrozumieć, co szykowali. I bardzo dobrze.
— Bryzo? Chyba nie zostaliśmy wybrani na poranny patrol, nie mylę się? — spytała nieco zdezorientowana Dereńka.
— Dogadałem się z Malinką. Pójdziemy dziś na wspólny trening — wyjaśnił spokojnym głosem. Drobna uczennica już otwierała pyszczek, prawdopodobnie by zadać następnie pytanie, lecz przerwała jej zaskoczona Maślak:
— Mamo? A ty co tutaj robisz? — mruknęła, nieco się rozbudzając na widok rodzica. Kajzerka na te słowa uniosła wysoko do góry ogon.
— No jak to co. Idę z wami na trening — odparła, jakby było to oczywiste. — Będę towarzyszyć waszym mentorom. Jakbyście chodziły na same treningi w pojedynkę, to byłoby nudno. — Powiedziawszy to, kocica wstała, kierując się w stronę wyjścia z obozowiska. Widząc mały entuzjazm uczennic idących za nią, dodała jeszcze: — No dalej! Kto ostatni to rozlazła popielica! — I ruszyła, słysząc za sobą już zdecydowanie szybszy tupot łap.
Szli aż do Dębowej Ostoi, więc w trakcie czekał ich długi spacer. Malinka i Bryza wesoło szczebiotali ze sobą i Kajzerka chętnie raz po raz dołączała się do ich rozmowy, lecz obranym przez siebie celem było rozgadanie córki z jej (przyszłą!) przyjaciółką. Do tej pory kotki głównie milczały, idąc przed siebie i skupiając się raczej na obserwowaniu otoczenia. A to musiało się zmienić!
— No to co tam u was, laski? — Zwolniła kroku, by dorównać parze uczennic. — Jak wam treningi idą?
— Dobrze — odpowiedziała cicho i krótko Maślak. To nie było dla jej matki żadnym zaskoczeniem. W sumie nie za dobre pytanie sobie wybrała. Przecież wiedziała już o niej i jej treningu praktycznie wszystko...
— Całkiem dobrze, jeśli mnie spytasz — miauknęła Dereńka, zadowolona z obecności starszej wojowniczki. — Dużo ćwiczę i pracuje, również po spotkaniach z moim mentorem, ponieważ... No cóż, nie będę niemiła — ściszyła nieco głos i jakby ugryzła się w język, spostrzegając, że przecież Bryza szedł lisią odległość przed nią. Czarnobiały jednak nie słuchał wcale ich rozmowy. Był zbyt zajęty śmianiem się żartów Malinki. — Ostatnio sporo ćwiczymy wspinaczki.
— Ooo, widzisz, Maślanko! My też ostatnio to ćwiczyłyśmy — Kajzerka szturchnęła córkę w łapę, która uśmiechnęła się niezręcznie w jej stronę.
— Tak. Z Pieczarką i Jeżyną — dodała po swojej mamie.
— Dali ci ćwiczyć ze zwiadowcami? — miauknęła od razu Dereńka w niedowierzaniu. — Zazdroszczę! Tak między nami, to z moim jest ciężko. Choć należy do kociego gatunku, na drzewie łudząco przypomina błotnego żółwia — dodała przyciszonym głosem, lekko się podśmiechując. — Ale wiesz, to nic. Wystarczy, że mam zręczne łapy i zmysł wiewiórki. Nie potrzebuje jego pomocy w nauce.
— Rozumiem — odpowiedziała Maślak i to bez zachęty Kajzerki! — Gdybyś chciała, mogłabyś zapytać się zwiadowczyń. Bardzo mi pomogły — przyznała.
Szczęśliwa wojowniczka stopniowo odsuwała się od uczennic, coraz rzadziej wtrącając się do ich rozmowy. Na gwiazdy, zadziałało! Ależ to ona była sprytna!
Kiedy dotarli na miejsce, z lasu wydobywały się przyjemne zapachy biegającej i latającej po nim zwierzyny. Powietrze było ciepłe, lecz futra muskał delikatny, chłodzący wiatr. "Idealne warunki!" — pomyślała sobie Kajzerka. "Trudno by było wybrać sobie do tego lepszy dzień."
— Co będzie obejmowało nasz dzisiejszy trening? — zapytała rozglądająca się po okolicy Dereńka.
— Będziemy ćwiczyć polowanie w grupach — wyjaśnił Bryza, uprzedzając swojego kolegę, który już otwierał pysk. — Zwykle robimy to w pojedynkę, ale warto zrobić parę razy wyjątek. W końcu współpraca popłaca.
— Spróbujcie znaleźć razem jakąś większą zdobycz, pracując razem. Później spotkamy się dokładnie w tym miejscu — dodał Malinek, po czym oblizał swoją łapę.
— A wy? — Maślak spojrzała bacznie na grupkę wojowników. Ups! Tego jeszcze nie przemyśleli...
— O nas się już nie martwcie — zaśmiał się Bryza. — Już, w las! — popędził młode kotki. — Byle cicho, by zwierzyny nie spłoszyć...
Słysząc to, uczennice popatrzyły po sobie i wykonały polecenie mentora. Nie minęło dużo czasu, a ich puszyste ogony zniknęły w zaroślach, pozostawiając znajomych samym sobie.
— To co teraz? — zapytał Malinek. — Idziemy zapolować, co nie?
Kajzerka myślała przez dłuższą chwilę. Nie chciała teraz opuszczać swojej córki. W takiej chwili? Musiała zobaczyć, jak się dogadywały, kiedy były tylko we dwójkę! Po kilku przeciągających się uderzeniach serca oczy szylkretki zalśniły. O tak! Znów wpadła na świetny pomysł.
— A co gdybym poszła je śledzić? — zaproponowała, lecz widząc zdziwione spojrzenia towarzyszy od razu dodała: — W sensie, popatrzeć, jak im idzie! Ocenię ich ruchy, taktykę, a przy okazji zobaczę, czy znalazły wspólny język.
Pyski wojowników od razu się rozjaśniły.
— Wspaniale!
— Super! Śmiało!
— Tylko zamaskuj swój zapach — miauknął czarny. — Niedaleko jest Rozlewisko. Chyba że brzydzisz się błota...
— Pff! — Kajzerka pufnęła natychmiast. Ona? Brzydzić się? Widać, że Bryza jej zupełnie nie znał! — Dla mnie to jak połknięcie płotki! — powiedziała i popędziła w stronę okolicznych moczarów.
Owocowy Las miał na mapie swych terenów parę takich miejsc, które większość omijała. Rozlewisko było jednym z nich. Bądź co bądź, nie było ono zbyt urokliwe – łapy zapadały się w lepkiej, mokrej, mulistej ziemi, wiecznie uważnym okiem trzeba było unikać głębokich i brudnych kałuż, a żyjące w tym miejscu zwierzęta nie stanowiły smacznego posiłku. W tamtej chwili dla Kajzerki nie było to jednak zmartwieniem. Gdy tylko znalazła bagniste bajorko, wskoczyła w nie z gracją żaby. Jej futro pokryło się brązową mazią oraz, co najważniejsze, jej kocia woń stopiła się w jedno z błotem. Otrzepała się z niego po wyjściu z muliska, by nie ograniczać zbytnio swoich ruchów, po czym ruszyła za śladem pozostawionym przez uczennice. Znalezienie ich nie było wyzwaniem. Nie minęło dużo czasu, a Kajzerka siedziała w krzaku, przyglądając się pracy córki i jej (przyszłej) przyjaciółki.
— Czujesz coś? — zapytała swoją kompankę Maślak, węsząc wszędzie dookoła.
— Tylko drobne myszy i sikorki — westchnęła i usiadła na chwilę przy drzewie. Na chwilę pogrążyła się w głębokim zamyśleniu, jakby obmyślała plan. Widocznie do tej pory nie udało im się wytropić niczego, co pasowałoby do wymagań mentorów.
Duży ptak przeleciał nad ich głowami, wydając z siebie charakterystyczne gruchanie.
— Że też Wszechmatka wybrała na swoich posłańców ptaki! — Dereńka jęknęła zrezygnowana. — Łatwiej by było znaleźć jakąś tłustą kaczkę czy bażanta... Może nie w tym lesie, ale wiesz, o czym móię... — narzekała.
— Na pewno tu coś znajdziemy. — Podeszła do szylkretki bliżej Maślak i usiadła obok. — W lasach też kryje się mnóstwo dużej zwierzyny i to takiej poza ptakami. Jeże, szczury, węże czy ropuchy... Może jak zajrzymy pod ziemię, znajdziemy nawet jakiegoś kreta — przekonywała ją. — Nie ma co się poddawać.
— Ja nie zamierzałam się poddać — parsknęła, wstając i odchodząc od towarzyszki. — Ale masz rację. Dodatkowo nie ma na co tracić czasu. Chodź! — Zakręciła nosem. — Wyczuwam coś w powietrzu.
Maślak przytaknęła koleżance i poszła za nią, zmuszając obserwującą uczennice Kajzerkę do cichego podążenia za nimi. Nigdy nie należała do najzwinniejszych – jej krok był ciężki i słyszalny pewnie aż na klifach – lecz w tamtej chwili kocica czuła się jak prawdziwy zwiadowca, przemykając wśród szuwarów z wiewiórczą zgrabnością.
Nawet jeśli w rzeczywistości nie poruszała się tak bezgłośnie, jak by tego chciała, umykało to uszom Dereńki i Maślak. Były zbyt skupione na powierzonym im zadaniu i nie przejmowały się nieco podejrzanymi dźwiękami dobiegającymi z zarośli. Pędziły za jakimś śladem i choć Kajzerka nie była w stanie wyczuć tego zapachu, wiedziała, że kotki szły w dobrą stronę.
W końcu wszystkie trzy zobaczyły cel – burego zająca, który podgryzał właśnie źdźbła mozgi. Uczennice od razu schyliły łby, przybierając myśliwskie postawy. Wiedziały, że należało zachowywać się cicho, bo nawet najcichszy szelest mógł spłoszyć zwierzę i pozbawić je zdobyczy. Kajzerka przez gęste listowie krzewu, w którym się ukryła, zobaczyła, jak Dereńka posyła jej córce znaki ogonem, a ta wykonuje jej polecenia. Maślak, wtapiając się w otaczające ją drzewa, podeszła do zająca od tyłu, odcinając mu drogę ucieczki. Wojowniczka wyginała łeb, próbując znaleźć dobry kąt do obserwowania całego polowania, aż przypadkowo otarła się o gałązki, wydając głośny dźwięk.
Nie było czasu. Maślak skoczyła w stronę rzucającego się do ucieczki zajęczaka, posyłając go wprost w łapy przyczajonej Dereńki, która chwyciła go w zęby. Zabicie go jednak nie było tak proste dla drobnej uczennicy. Dereńka przetoczyła się na bok, wbijając w zdobycz pazury, robiąc wszystko, byle ten jej się nie wyrwał. Na pomoc prędko wyszła jej towarzyszka, jednym ruchem silnych szczęk pozbawiając zwierzynę życia. Zwisała ona z jej pyska.
— Na jaskółki! — wymruczała przez zęby Maślak. — Jeszcze wcześniej nie upolowałam królika...
— To zając. Bielak dokładniej — poprawiła ją czym prędzej. — Miałyśmy duże szczęście, że tamten szelest nie zepsuł nam całego polowania! Musiałybyśmy poszukać kolejnej zwierzyny. Znaczy, zdajesz się naprawdę zdolnym myśliwym, lecz wiesz... Jak dobrze, że mimo tego szelestu wszystko poszło zgodnie z planem! Nawet nie chcę myśleć, co by było, jakbyś wyskoczyła chociaż uderzenie serca później...
Bura kotka spojrzała na nią z pewnym... Rozbawieniem?
— Nie przejmuj się tym tak. Przecież dobrze nam poszło. — Wypuściła z pyska swoją zdobycz, pozwalając, by spadła między jej łapy. Dereńka nie wyglądała na przekonaną.
— Nie rozumiesz... — Pokręciła stanowczo głową. — Byłyśmy tak blisko od porażki!
— Ale się nam udało. To się liczy, prawda? — miauknęła Maślak, delikatnie się uśmiechając. Na pysku drugiej uczennicy pojawił się za to niezidentyfikowany grymas.
— Nie, to znaczy tak, lecz nie... Nie do końca! — Próbowała wyjaśnić coś swojej koleżance, ale została brutalnie przerwana przez... Nagłe wypadnięcie dużej, obłoconej masy sklejonego futra z kryjówki. Oczy uczennic rozszerzyły się, a Dereńka od razu podbiegła do Maślak, wbijając przestraszony wzrok w leżące plackiem stworzenie... Kotka jednak, po chwili paniki, podniosła jedną brew
— ...Mamo? — mruknęła niepewnie, na co Kajzerka podniosła głowę, udowadniając, że była to zaiste ona. — Wszystko w porządku?
Czekoladowa westchnęła i zebrała się na równe łapy. Nie przewidziała, że gałązki tamtego krzewu były tak łamliwe! Kocica otrzepała się z kolejnej warstwy brudu, choć większość była już zaschnięta i wymagała porządnej kąpieli, by się go pozbyć. "Myśl, Kajzerko, myśl! Musisz przynajmniej sprawiać pozory!"
— A nie wygląda? — zapytała żartobliwie, spoglądając na swoje futro. Och. Faktycznie było kiepskie. — Wpadłam w jakieś bagno, gdy szukałam zwierzyny! Przynajmniej wy miałyście trochę więcej szczęścia, jak widzę... — Wskazała na leżące nieopodal truchło zająca. Nastroszone futerko na grzbiecie Dereńki wygładziło się, a ona sama zdawała się zawstydzona swoim wcześniejszym zachowaniem.
— Od razu wiedziałam, że to ty — mruknęła, choć niepewnym było, czy próbowała przekonać bardziej siebie, czy innych. — Tak, poszło nam całkiem dobrze...
— A gdzie Malinek i Bryza? — wcięła się Maślak.
— A bo ja wiem? Pałętają się gdzieś. Ale spokojnie, szybko ich znajdziemy. Bierzcie tego królika i idziemy ich szukać!
— Zająca — mruknęła jeszcze pod nosem Dereńka, zanim wzięła w pysk swoją zdobycz i wszystkie wyruszyły na poszukiwania, podążając za prowadzącą je wojowniczką.
Szybko trafiły na dwóch wojowników. Ich polowanie również było całkiem owocne – Bryza niósł ze sobą siwo-czarną wronę, a Malinek w zębach niedużą popielicę. Choć jego zdobycz była ponad dwa razy mniejsza, wypinał pierś z wypełniającą go po brzegi dumą.
— Hej, Kajzerka! O, Maślak i Dereńka, dobrze wam poszło, widzę! — przywitał ich Bryza z uśmiechem. — Możemy wracać do obozu.
— Czaisz, że wleciałem za nią na drzewo? — podszedł do niej Malinek, chwaląc się osiągnięciem. — Mała spryciula! Nie spodziewała się, że wspinać się też umiem... — mruczał zadowolony. Kiedy tylko jednak dwie uczennice odeszły na bezpieczną dla nich odległość, odezwał się ściszonym głosem o nieco bardziej podekscytowanym tonie: — I jak? Podsłuchałaś coś ciekawego?
Kajzerka uśmiechnęła się figlarnie.
— Usłyszałam tyle, że mogę zgodnie stwierdzić, że jeszcze zostaną przyjaciółkami. Może nawet psiapsiółkami! — miauknęła troszkę za głośno.
— Wiedziałem! — ryknął, a zwierzyna wypadła mu z pyska. Nawet idące przed nimi Maślak i Dereńka przerwały na chwilę swoją pogawędkę, by spojrzeć w jego stronę. Nieco zawstydzony Malinek podniósł ją z ziemi, na chwilkę milknąc.
— Bezmyślna kupo futra — Szturchnęła go rozbawiona wojowniczka. — Ale tak, miałeś świetny pomysł — dodała po chwili szeptem, gdy uczennice już na powrót zajęły się rozmową. Kajzerka spojrzała raz jeszcze w ich stronę. Nie mogła się cieszyć z niczego bardziej niż z tego, że jej maleństwo w końcu miało kogoś do towarzystwa.