BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.
Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Klifu i Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 30 marca, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

28 marca 2025

Od Jarzębinowej Łapy CD. Szczawika

Kotka zerknęła na kocurka, a potem na swoje łapy. Przez chwilę milczała, zagłębiając się we wspomnienia, szukając odpowiedniej historii. Zostając medyczką, liczyła na częste wizje od przodków, lecz do tej pory ani razu ich nie ujrzała.
Czy naprawdę istnieli?
Szylkretowa wzdrygnęła się, szybko potrząsając głową. Oczywiście, że istnieli! Jak mogła w ogóle pomyśleć inaczej? Otrząsnęła się i machnęła ogonem, wzbijając w powietrze odrobinę pyłu. I wtedy nagle do głowy wpadł jej pewien pomysł.
— Mogę ci opowiedzieć o trzech różnych rzeczach — zaczęła, a jej wibrysy lekko zadrżały. — Na przykład o dniu, w którym cię znalazłam… albo o moim teście na ucznia medyka… lub… — zawiesiła głos, robiąc dramatyczną pauzę, a jej oczy błysnęły tajemniczo — o tym, jak wygląda miejsce, gdzie spotykają się wszyscy medycy!
Kociak w ogóle się nie zastanawiał. Poruszył wesoło wąsami, a jego oczy roziskrzyły się z ekscytacji.
— O miejscu spotkań wszystkich medyków!
Jarzębinowa Łapa zamruczała rozbawiona, ale także zadowolona. Lubiła wspominać tamtą noc.
— Więc tak… — zaczęła, jej głos przybrał ciepły, niemalże opiekuńczy ton. — Zanim wyruszyłam z obozu, zjadłam wiązkę ziół od Cisowego Tchnienia. Miały pomóc mi nie odczuwać głodu i dodać sił. Potem opuściliśmy obóz i ruszyliśmy w stronę wejścia do wielkiej sieci tuneli, które rozciągają się pod naszymi terenami, a także pod ziemią Klanu Klifu i Klanu Burzy.
Zatrzymała się na chwilę, pozwalając, by kociak w pełni poczuł tajemniczość jej opowieści.
— Tunele były ciasne, wilgotne, a powietrze w nich – duszące. Mimo to dzielnie tuptałam za Cisowym Tchnieniem. W końcu dotarliśmy do dużej jaskini ukrytej głęboko pod ziemią. Była cudowna! Na jej środku znajdowała się sadzawka, która lśniła jasnym światłem, nadając całemu miejscu tajemniczą aurę. Na ścianach dostrzegłam dziwne malunki, namalowane przez naszych przodków wiele księżyców temu! — zakończyła dumnie, wypinając pierś.
Zawsze, gdy wspominała to miejsce, czuła jednocześnie ciepło i dziwny niepokój.
— Ło! A czy przodkowie coś ci powiedzieli?! — kociak dopytywał z ekscytacją, niemal podskakując w miejscu.
Jarzębinowa Łapa uśmiechnęła się lekko, ale przecząco pokręciła głową.
— Niestety, nie mogę ci tego zdradzić. Niezależnie od tego, czy otrzymałam wiadomość, czy nie… obowiązuje mnie tajemnica — zamruczała tajemniczo.

<Szczawiku?>

Od Miodka CD. Przepiórki

 Musiał przyznać, że polowanie z Przepiórką było całkiem przyjemne. Kotka nie wymagała od niego nie wiadomo czego, co było w sumie oczywiste, gdyż mimo niższej rangi, kocur był od niej nieco starszy, więc nie musiał się wysilać. Od razy zauważył też, że wojowniczka nie należy do najbardziej przebojowych kotów, co postanowił jakoś wykorzystać i to jej pozwolić zabłysnąć podczas łowów. Zazwyczaj, kiedy ktoś mówi mu dokładnie, co ma zrobić w danym momencie, nie był przekonany. Jest jednak pewien wyjątek, pewne specyficzne okoliczności, które właśnie tego razu zostały spełnione. Pozwoliło się to Miodkowi mniej zmęczyć, mniej wysilić mentalnie, a w dodatku pozwoliło to nowopoznanej koteczce poczuć, że bardziej kompetentnie. Kiedy powrócili do obozu, skinieniem łba dali sobie znak, że każdy, przynajmniej na ten moment, rozejdzie się w swoją stronę. Kiedy zrobili to, co mieli zrobić, znów jakoś tak na siebie wpadli. A bardziej to Przepiórka chyba faktycznie i z intencją go odszukała. 
— Przyjaciele? — Wyciągnęła w jego stronę łapę. Uczeń zdziwił się delikatnie; zazwyczaj nie musiał odpowiadać dosłownie na takie pytania, bo jego czyny mówiły same za siebie. Bo on ogólnie dość sporo mówił; było to dla niego jednoznaczne z koleżeńskimi intencjami względem innych kotów. Uśmiechnął się jednak prędko, aby delikatnie onieśmielona wojowniczka nie poczuła się jeszcze bardziej niezrecznie. 
— Przyjaciele! Ah, oczywiście, że przyjaciele, skąd w ogóle w tobie jakaś niepewność. — Musnął ją swoją łapą, a następnie delikatnie szturchnął ją ogonem. 
— Haha... No cóż, zawsze chyba lepiej się upewnić i oszczędzić sobie potem... Nieprzyjemnych sytuacji. — Młodsza usiadła naprzeciwko, liżąc się po piersi między słowami. — No wiesz, jak ktoś myśli, że sie  nim lubisz, a tak naprawdę niesamowicie cię irytuję... Nie chciałabym, żebyś myślał, że jestem denerwująca. 
— Nic z tych rzeczy! To by było bardzo niegodne dobrze wychowanego kocura! W życiu nie zachowałbym się w taki sposób, a na pewno nie względem płci przeciwnej. Jakże możesz mnie oskarżać o takie haniebne zachowanie — powiedział, dramatycznie przyciskając jedną łapę do piersi, a drugą kładąc sobie na czole. Przymknął ślepia i uniósł łeb, udając urażonego. Z jasnego pyszczka wydobył się rozbawiony pomruk. Również mordka Miodka szybko znowu złagodniała i rozjaśniła się. 
— Wybacz, wybacz — rzuciła między chichotami. — W takim razie, teraz będę spokojna, skoro tak zapewniasz mnie o swoich cnotach. Z lekkim sercem zostawie cię, bo sama musze zająć się obowiązkami. Do zobaczenia! 
— Miłego dnia, Przepiórko. 

* * *

Po patrolu, kiedy znaleziono ciało Kamyczka

Grupa kotów, która miała przeszukać miejsce znalezienia ciała, właśnie powróciła. W obozie panował jednocześnie chaos i grobowa cisza... Nikt nie rozmawiał głośno, wszystko wydawało się tutaj zatrzymać w miejscu. To, na co mieli niemiłą sposobność się natknąć, było... Odrażające. Tyle mógł na ten temat powiedzieć. To też wyszeptał do Migotki zaraz po tym jak ten nieszczęsny patrol rozszedł sie we swoje strony. Najpewniej najtrudniejszą rzeczą w tym wszystkim, było to, że przekazanie raportu spadło na barki jego i Rokitnika. Pierwszy raz cieszył się, że ten dość... Grubiański wojownik stoi u jego boku. Nie było co liczyć na resztę, gdyż szybko zniknęła z ich pola widzenia, najpewniej, aby ukryć się przed tym, co musieli ujrzeć. Gruboskórność burego pozwoliła mu na zwięzłe i suche przedstawienie wszystkich faktów Sówce. Przywódczyni wyglądała jakby zobaczyła samą Wszechmatkę; potem było tylko gorzej. Słowa nie mogły opisać tego obrazu okropności i brutalności, do której musiał posunąć się morderca Kamyczka. Nawet Miodek, który zamienił z kocurem może kilka dłuższych rozmów, czuł, jak skręcają mu się kiszki. Zwłaszcza teraz, gdy leżał wraz z Migotką w jej legowisku, wiedząc, że nie może z nią pozostać przez całą noc. Chciał po prostu się upewnić, że jego Sikoreczka zazna, chociaż chwilki odpoczynku, zanim wróci na gałęzie uczniów. Kiedy jej oddech się uspokoił, powoli wstał, wysuwając swój ogon spod jej tylnych łap. Zważając na każdy krok, wydostał się z drzewa wyszkolonych i niczym cień przemknął przez obóz. Zgrabnie wspiął się na przeciwległy konar i odszukał wzrokiem swoje pociechy. Miał nadzieje, że nie przyjdzie im do głowy, zwłaszcza Miłostce i Sekrecikowi, aby go teraz wypytywać o szczegóły. Na szczęście syn spał obok najmłodszej siostry, która najpewniej poprosiła go, aby mogła tą niepewną noc spędzić u jego boku. Najstarsza za to leżała na wyższej gałęzi. Miodek wiedział to przez zwisającą parę ogonów: jeden był długi i rudy, a drugi cienki i jasny. Uśmiechnął się. Uspokajała go myśl, że dzieciaki nie są same i mają wsparcie; czy to swoje, czy przyjaciół. Położył się na swoim miejscu i zapadł w płytki sen. 

Następnego dnia wstał niebywale wcześnie, zwłaszcza jak na siebie. Cierń nie przebywała już w kociarni, więc teoretycznie mogli i powinni powrócić do swoich treningów. Wychodzili czasami we dwójkę na polowania, ale najczęściej i tak rozdzielali się w dwa różne kierunki. Teraz jednak patrząc na możliwe, nieznane zagrożenie, większość poranku spędzili razem. Mentorka miała w zwyczaju nie odzywać się za często i wyłączać się na bełkotanie ucznia, jednak tym razem błoga cisza panowała nie tylko w jej głowię. Nie odchodzili daleko od obozu; nie musieli, bo wraz z nadejściem wiosny, nadeszła też rozchwiana, niedobudzona jeszcze zwierzyna, której brzuchy były tak puste, jak brzuchy polujących na nią kotów. Już przed południem byli z powrotem, a z pysków zwisały im różnorakie piszczki. Łysa kotka złapała nornicę, kreta i dwa wróble; Miodek musiał przyznać, że kiedy zobaczył, jak smukła wojowniczka prędko rozkopuje świeży kopiec i po kilku uderzeniach serca wyciąga czarnego stworka, był pod niemałym wrażeniem. On nigdy nie myślał nawet, w jaki sposób podszedłby do łapania kreta. Czekoladowy za to wybrał się w korony, gdzie udało mu się zaskoczyć wiewiórkę, a następnie sierpówkę i rannego już wcześniej wróbla. Przynajmniej polowania szły na korzyść Owocowego Lasu. Kiedy tylko przekroczyli próg obozowiska, do Cierń podbiegła Pieczarka, odciągając ją dyskretnie kilka kroków dalej. Mentorka rzuciła mu tylko wymowne spojrzenie, aby zaniósł zdobycz na stos. Uczynił to spokojnie i bez pośpiechu. Wszyscy byli osowiali i mieli zachmurzone pyski. Nawet uśmiech siedzącej przy legowisku stróżów Sówki wydawał się groteskowo wykrzywiony. Nic dzisiaj jeszcze nie zjadł, ale jakoś sama myśl o smaku krwi w pysku go odpychała. Wrócił więc, powoli, do mentorki, która wciąż słuchała zastępczyni. Miodek posłał białej uśmiech, co odwzajemnił. Z całej wymiany zdań dosłyszał jedynie krótkie i przygłuszone "No nareszcie..." Cierń. Pieczarka odwróciła się i kiwnęła głową do swojej liderki, która od razu wstała i wspięła się na mównicę. Wszyscy w Owocowym Lesie od wczoraj chodzili niczym po kolcach, więc sam widok Sówki na centralnym drzewie, był wystarczający, aby ich wszystkich zwołać. 
— Owocowy Lesie, wiem, że ostatnie wydarzenia napełniają nas wszystkich obawą i wątpliwościami... Musimy jednak iść do przodu, a do tego potrzebujemy jak najwięcej kompetentnych kotów, w tym wojowników — rozpoczęła, czekając jeszcze, aż reszta przybędzie pod topole. — Miodku, podejdź. 
Kocur zbliżył się, przechodząc obok mentorki, która jakby przez ostatnie kilka uderzeń serca nabrała nowego życia. To miłe, że tak się cieszy z jego mianowania...
— Opanowałeś już wszystkie umiejętności, poznałeś wszystkie nasze tradycje i zwyczaje, a więc możesz oficjalnie stać się pełnoprawną częścią Owocowego Lasu, a tym samym wstąpić w szeregi jego wojowników. Czy przysięgasz być lojalny naszej społeczności i bronić jej, nieważne za jaką cenę, nawet śmierci?
— Przysięgam — powiedział pewnie kocur, nie siląc się jednak jakoś szczególnie, aby brzmieć dumnie. Już raz przez to przechodził; nic nowego. 
— W takim razie witamy cię jako wojownika. Dzisiejszej nocy odbędziesz samotne czuwanie, niech sad będzie spokojny i cichy po zmroku. — Zakończyła i poczekała, aż koty ucichną. Zeskoczyła i wróciła do rozmowy z Orzeszkiem przy legowisku stróżów. 
Wokół czekoladowego zaczęli zbierać się jego najbliźsi. Pierwszymi, którzy go dopadli, byli Miłostka i Sekrecik, żartując, że w końcu przestanie on im przynosić wstydu, śpiąc w tym samym legowisku. Potem poczuł język Migotki na policzku; chociaż wzrok miała smutny i zmęczony (od rana patrolowała granice i okolice drogi grzmotu), uśmiechała się łagodnie. Za nią szła równie wymęczona Mirabelka i Malinek. Gdzieś przecisnęła się Kruszynka, jedyna ze smutną mordką. 
— Nie będziesz już mi opowiadać bajek przed snem? — wymruczała, patrząc na niego wilgotnymi oczkami. 
— Oh nie... Kochanie moje, musisz troszeczkę dorosnąć, wiesz? — powiedział, ale kiedy tylko córka zwiesiła łebek, od razu ujął jej bródkę w łapę. — Ale pamiętaj, że jeśli faktycznie będziesz mieć koszmary, to twój dzielny brat na pewno otrze ci łezki, dobrze Moja Pszczółko? — Cynamonka kiwnęła niepewnie główką. 
Nawet Piórolotek dokuśtykał do niego, składając mu najszczersze gratulację. Nie było jednak zbyt dużo czasu na miłe rozmowy. Z ciężkim westchnięciem dwie zwiadowczynie musiały ruszać, zdać raport liderce, a dzieciaki, w tym Malinek, będący mentorem Sekrecika, miały wracać do treningu. Pod topolą pozostał więc jedynie świeżo mianowany wojownik i kulawy, były Nocniak. 
— Powrót do normalności, co? — powiedział niebieskooki, śmiejąc się pod nosem. 
— W końcu tak. Chociaż musze ci powiedzieć, że nawet podobało mi się to wszystko, a do tego dzieciaki miałem na oku... Teraz najpewniej rozniosą to biedne drzewko, no i tych biednych uczniów. Dobrze, ze ty jeszcze tam nie mieszkasz, bo bym chyba umarł przez wyrzuty sumienia — zażartował, owijając sobie ogon wokół łap. 
— Ha-ha! Myślę, że po tym wszystkim raczej poradziłbym sobie w niesfornymi uczniakami. Gorsze rzecz mnie spotykały niż brak spokoju — zapewnił, a Miodek jedynie przewrócił oczami. — Dobrze, ja już wróce do swoich spraw, bo widzę, że ktoś jeszcze chce ci pogratulować i się za tobą czai. —  Po tych słowach wstał i podreptał do Pumy. Czekoladowy odwrócił się, żeby zobaczyć co to za jegomość. Kilka kroków za nim stała uśmiechnięta Przepiórka. 
— Dzień dobry! Jak ci mija dzień? Może tylko ten... Nie rozwódźmy się nad poprzednimi... — powiedział trochę niezręcznie żółtooki. 
— Oh... Jak ja się miewam? Nie ważne! To ty zostałeś wojownikiem, gratuluję! 
— No cóż, chyba zostałem. No ale to nie mój pierwszy raz, więc raczej nie czuję wielkiej zmiany —  przyznał, co troche zmieszało liliową. Szybko dodał: — Ale to miło w końcu wyrwać się z tamtego legowiska. W końcu mogę spać z moją partnerką u boku, a nie słuchając marudzenia swoich dzieciaków. 
— No tak, to na pewno będzie bardzo przyjemne! — Chciała coś jeszcze dodać, ale przerwał im głośny skręt kiszek, dochodzący z brzucha kocura. 
— Wybacz. Nie jadłem jeszcze nic dzisiaj, a zdążyłem być na polowaniu. Ty jadłaś?
— Wczesnym rankiem, więc chętnie też coś jeszcze przekąsze. 
— W takim razie proszę panienkę o umilenie posiłku. — Otrzepał się i przepuścił przed sobą Przepiórkę. Kotka jednak nie chciała iśc pierwsza i zrównała kroku. 
— Dużo dzisiaj udało ci się złapać zwierzyny?
— Całkiem sporo. Las aż piszczy od nadmiaru myszy, a korony drzew przepełnia śpiew ptaków. Za to moja mento- Była mentorka, chciałem żec, złapała kreta. To dopiero było coś... Wślizgnęła się do nory, jakby sama nim była — opowiedział radośnie, ale szybko do dwójki doszedł jakiś krzyk. Niczym oparzeni odwrócili się, aby zobaczyć w kącie Orzeszka, który niczym saleniec syczał na Pume. Wojownik nastawił uszy zaciekawiony i zaniepokojony. Nie wiedział co się stało, ale przecież koty te były dobrymi przyjaciółmi. No ale... Mentor Kruszynki nie wyglądał na zbyt... Dyspozycyjnego psychicznie... Musiał się potem dowiedzieć co się stało, a najlepszym źródłem będzie Piórolotek. Kiedy stanęli przy stosie, cała wesoła otoczka prysła, a gęsta atmosfera oplotła ich futra. Przysiadł z koleżanką kilka kroków dalej. Wziął do pyska wiewiórkę, którą sam złapał, a Przpiórka postawiła na mniejszego wróbla. Nie mógł znieść tego milczenia. Nienawidził milczeć. — To wszystko jest... Strasznie niespodziewane, co?
—  Mhm... — mruknęła osowiale. 
— Nie wiem co mam do końca myśleć. Uciekłem z Klanu Klifu przez panująca tam niestabilną sytuacje. To było zaraz po śmierci dawnego lidera; opuściłem obóz szybciej niż jego truchło. A teraz znowu coś się dzieje, tym razem tutaj... To taka złośliwość losu. Jedyne czego chce od życia to spokoju, a ono ciągle rzuca mi do legowska szczypawice.

<Przepiórka?>

27 marca 2025

Od Ćmiego Księżyca CD. Liściastego Futra

 Przed oślepienym przez Gwiezdnych
Krótko po nieudanym przyjęciu żyć przez Liściastą Gwiazdę

Było jej ciężko. Bardziej niż zazwyczaj W żołądku biegały jej stada dzikich szczurów; kąsały ją, drapały delikatne, różowe wnętrze swoimi ostrymi, małymi pazurkami, a smród ich ciał roznosił się, zatruwał całe ciało koteczki. To, czego świadkiem była w Sadzawce, było... Petryfikujące, ujmując to jak najłagodniej. Czemu babka nie dostała dziewięciu żywotów, skoro Srokoszowa Gwiazda był w ich posiadaniu? Czemu tak gorączkowo wykłócała się ze swoimi Przodkami?
"Oczywiście... Z jej perspektywy, ich działanie i decyzje były niejasne i niesprawiedliwe." — pomyślała, ale ugryzła się w język, mimo że nawet go nie użyła. "Łżesz Ćmo, jak możesz myśleć w taki sposób! Klan Gwiazdy jest nieomylny, dobrze o tym wiesz!"
Czym była mroczna ścieżka, którą podążają i dlaczego nie pomogą im z niej zboczyć? Czym koty z Klanu Klifu sobie na to wszystko zasłużyły..?
"Tak jak powiedzieli Wielcy Przodkowie... Kociaki wysysają zarazem  mlekiem matki, więc ja również jestem skalana, we mnie również rozwija się mroczne piętno... Tylko że ja, w przeciwieństwie do innych... Nie. Tylko ja i babcia jesteśmy tego świadome. Inni żyją w błogiej niewiedzy. Inni myślą, że teraz wszystko będzie niczym gładkie morze, ale nie wiedzą, że nadchodzi sztorm..."
No właśnie... Pytaniem, które nurtowało ją najmocniej, które podjudzało wściekłość w szczurach, buszujących w jej żołądku, było, dlaczego ona była świadkiem tego wszystkiego? Czemu Klan Gwiazdy chciał, żeby widziała, jak jej babkę ponoszą emocje, jak zostaję zbesztana przez tych, którzy mieli ją pobłogosławić? Serce jej się ścisnęło. To wszystko kosztowało ją tyle nerwów... No właśnie; nie potrafiła spać, znów musiała polegać na nasionach maku, przez co całe dnie była zaspana i przemęczona. A przecież mieli Porę Nagich Drzew... Klan jej potrzebował, klan potrzebował silnych medyczek, silnej wiary i wsparcia. Zwłaszcza że Czereśniowa Gałązka opuszczała ten świat... Po kawałeczku... Co chwile kolejne tchnienia duszy wylatywały ze zmęczonego życiem pyska starszej; mknęły wysoko, omijając iskrzący, lodowy wodospad, okręcały wokół siebie płatki śniegu, przebijały się przez siwe chmury, aby potem, gdy nastanie noc, rozlać się na ciemnym nieboskłonie i poczochrać gwiezdne futra Przodków. Była wątła, słaba i krucha. Mimo wszystko była ich największą skarbnicą mądrości. Co zrobią, kiedy jej zabraknie? Ćma była świadoma, że Liściaste Futro jest niesamowicie zdolną i kompetentną kotką, ale czy pogodziła już się z faktem, że po raz pierwszy stanie na ich czele? Zawsze miała nad sobą fioletowe spojrzenie szylkretki; zawsze ktoś był przy niej, aby móc doradzić, wskazać drogę czy wydać polecenie. Praca pod kimś była prosta. Teraz to ona jest przewodniczką. To na jej barkach będzie spoczywać los ich klanu. Dreszcz przeszedł po srebrnym grzbiecie. Wyobraziła sobie, że to ona zostaję postawiona na miejscu mentorki. Gdyby została wytypowana, najpewniej oddałaby swoją rolę siostrze. Nie chodziło nawet o same kompetencje czy zdolności; medyk jest też pewnym reprezentantem. To wizytówka, oznaka wiary i oddania, które członkowie danej społeczności, czują wobec Gwiezdnych Przodków. Zaćmienie poradziłaby sobie na takim stanowisku znacznie, znacznie lepiej. Jest taka elegancka i pełna taktu. Dla Ćmiego Księżyca wystarczającym byłoby przesiadywanie w obozie, w swoim legowisku, gdzie może układać zioła, przygotowywać opatrunki i pomagać kotom. To w uśmiechach kotów, które odczuwają ulgę, widzi najwyraźniej obecność Klanu Gwiazdy. Nie potrzebuję żadnych wizji czy przepowiedni. Westchnęła, przymykając ślepia; żeby tylko życie faktycznie składało się tylko z podawania lekarstw i wyciąganiu kleszczy. Musiała się uspokoić. Najważniejsze w tym momencie jest to, aby nikt nie dowiedział się o wydarzeniach z Sadzawki; zwłaszcza że kotka nie była nawet pewna, czy babka na pewno nie wie, że ona była tego wszystkiego świadkiem. Polizała się po piersi, ale szybko przestała, kiedy przy jej boku pojawiła się Liściaste Futro, proponując zbieranie ziół, a po chwili zawahania, zwyczajny spacer. Delikatny, nawet nie specjalnie wymuszony uśmiech wpełzł na białą mordkę, kiedy młodsza kiwnęła nieznacznie łebkiem. Zanim zdążyły zrobić choć jeden krok, odezwała się.
— Jadłaś już? — zapytała cicho, odwracając się w stronę... No właśnie. Gniazdo, które powinno być wypełnione przeróżną zwierzyną, było niemal puste. W tym momencie właśnie ostatnią, chudą mysz polną zabierała Pikująca Jaskółka. Wojowniczka zmarszczyła nos, kiedy napotkała wzrok srebrnej, jakby chciała z niej zakpić. Niosła przecież jedzenie siostrze, która potrzebowała siły w żłobku, miała więcej praw do myszy... — Oh... 
— Ah! Nie martw się! Nie jadłam, ale nie kłuje mnie w żołądku, jestem w stanie wytrzymać. A może jak wrócimy to stos zdąży znów się odbudować, albo zagramy na ogonach tym wszystkim wojownikom i ich uczniom, i same coś upolujemy podczas spaceru — zapewniła raźnie dawna mentorka, muskając krągły bok ogonem. — To by dopiero było coś, prawda Ciemko? Jakby dwie medyczki wyszły po zioła, a wróciły z całą chmarą nornic i stadem ptaków, wszyscy wojownicy by się ze wstydu pochowali w tunelach. Ale nie wiedzą, że i w tym mogłybyśmy być od nich lepsze. Nikt tak nie zna drogi do Sadzawki Klanu Gwiazdy, jak my. Brodzenie w ciemności jest nam wpisane w profesje — mówiła dalej, a bladooka słuchała. Jej serduszko powoli zaczynało się uspokajać, a nerwy ustępowały. Och... Jak ona mogła nawet wątpić, że Listkowi czegokolwiek brakuję, że może sobie nie poradzić jako główna medyczka.
— To prawda... — zgodziła się, mrużąc oczy, kiedy stanęły obok zamarzniętego wodospadu. Śnieg delikatnie prószył, ale kotki mimo wszystko ruszyły przed siebie. — J-jak... Czuję się Czereśniowa Gałązka? — zapytała bardzo niepewnie, od razu żałując, że tak bez pomyślunku zniszczyła całą miłą atmosferę. 
— Ćmo... Wiesz, że Czereśnia jest już niezwykle wiekowym kotem. Przeżyła swoje księżyce, więc odejście, aby móc zbierać zioła wśród innych wielkich medyków to po prostu kolejny krok, który musi wykonać — powiedziała tak łagodnie, jakby zwracała się do kocięcia. Mimo to nie udało jej się ukryć smutku; ani w głosie, ani w oczach.
— Wiem, ale- — Głos ugrzązł jej w gardle. Musiała aż przystanąć i wziąć do pyska kęs śniegu, aby być w stanie kontynuować. Starsza nie pośpieszała jej; czekała, aż dokończy. — Je-jeśli ona nas zostawi...
— Oh! Ale ona nigdy nas nie zostawi. Pamiętaj, że zawsze będzie przy nas. Nie ważne czy w szeregach Klanu Klifu, czy w szeregach Klanu Gwiazdy. Jej fioletowe oczy nie dadzą nam popełniać błędu, nawet po jej doczesnej śmierci. Nigdy się nie uwolnimy od jej krytyki i uwag, dotyczących leczenia i układania ziół na odpowiednich szczelinach — zażartowała, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę, ale wzrok Ćmiego Księżyca wciąż był matowy i pełen smutku.
— W-wiem... Ale. — Musiała się chwilę zastanowić. — A ty? 
— Ja? — Liściaste Futro przekrzywiła głowę, uśmiechając się zaskoczona.
— No... Przejmiesz jej miejsce. 

<Listek?>

Od Postrzępionej Łapy CD. Pietruszkowej Błyskawicy

Postrzępiona Łapa szukała kogoś, z kim może pogadać. Czuła się, jakby z nudów zaraz miały jej odpaść wąsy! Spojrzała w bok i zauważyła Gąsienicową Łapę. Wybierał sobie ze stosu zwierzyny coś do zjedzenia. Kotka zastanowiła się chwilę. Dawno z nim nie rozmawiała... Westchnęła i zauważyła Mysi Postrach. Może widział Pietruszkową Błyskawicę? Podreptała do kocura z uśmiechem.
— Hej Mysi Postrachu! Widziałeś gdzieś Pietruszkową Błyskawicę? — spytała uczennica młodego kocura. Ten odwzajemnił uśmiech i wskazał ogonem na półkę skalną.
— Jest o tam! Pewnie wróciła z patrolu, więc raczej masz chwilę na porozmawianie z nią. — odpowiedział starszy. Uczennica spojrzała we wskazany kierunek. Faktycznie, Pietruszkowa Błyskawica wygrzewała się tam w słońcu. Aż dziwne, że Postrzępiona Łapa nie zauważyła jej wcześniej. Wojowniczka patrzyła w jej stronę, więc wybrała się tam. Przywitały się ze sobą i uczennica zaproponowała spacer, na który starsza się zgodziła. Wyruszyły z obozu, a gdy starsza spytała o kierunek wyprawy, zastanowiła się chwilę.
— Może przejdziemy się w stronę Sowiego Strażnika? — spytała z nadzieją. Na myśl o miejscu przypomniało się jej spotkanie z białym kocurem. Ciekawe, co teraz robi. Potrząsnęła głową. Nikt w klanie nie wiedział o tym spotkaniu. Spojrzała na wojowniczkę jeszcze raz, a ta skinęła głową.
— Świetny wybór! — odpowiedziała i wyruszyła, a młodsza podążyła za nią. Idąc uczennica, czuła wiatr w sierści, który sprawiał, że czuła determinację. Gdy dotarły do Sowiego Strażnika uczennica, rozejrzała się. Niestety Kosaćcowej Łapy nie było przy granicy. Miała nadzieję, że chociaż się z nim przywita... Pietruszkowa Błyskawica szturchnęła ją lekko.
— Co powiesz na trening walki? Za niedługo masz ostateczny sprawdzian na wojowniczkę. Powinnaś być gotowa! — powiedziała starsza.
— Czemu nie! Przyda mi się dziś trochę ruchu. Może dasz mi przydatne wskazówki na sprawdzian? — odpowiedziała Postrzępiona Łapa.

<Pietruszkowa Błyskawico?>
[278 słów]

Od Szczawika CD. Jarzębinowej Łapy

Kocurek poczuł, jak otula się wokół niego ogon. Nie był przyzwyczajony do takich czułości, choć powoli je poznawał. Uśmiechnął się lekko do kotki, a na pytanie o uczniostwo zastanowi się chwilę. Bał się trochę, nie był pewny co, go czeka. A co jeśli zaatakuje go jakiś lis i już nigdy nie wróci do obozu?
— Trochę się martwię... Co, jeśli nie będę dobrym wojownikiem? Jestem strasznie słaby w walczenie... A jak sobie nie poradzę? Strasznie się boję... — Wiedział, że może zaufać uczennicy. Spędzała z nim dużo czasu, była dla niego miła, więc na pewno nie miała złych intencji. Uczennica schyliła się i polizała go między uszami, przez co jego futerko w tym miejscu stanęło dęba. Otrzepał się, aby naprawić fryzurę, a kotka zaśmiała się.
— Rozchmurz się. Będzie dobrze, przyzwyczaisz się. Sama bałam się swojego uczniostwa — stwierdziła Jarzębinowa Łapa. Kocurek wiedział, że może i ma racje. Przecież to doświadczona kotka! Jest uczniem już od wielu księżyców, pewnie zaraz skończy szkolenie... Kocurek otrzepał się i spojrzał na starszą.
— A twoje szkolenie? Jak ci idzie? Bycie medykiem musi być strasznie ciekawe! — Szczawik wyskoczył do góry. Uwielbiał słuchać opowieści z legowiska medyków! Zawsze coś się tam działo. Kotka zaśmiała się i chwilkę zamyśliła.
— Cóż, nie wiem, czy jest to aż takie ciekawe. Pewnie jak zaczniesz swój trening, sam pokochasz walkę i polowanie! — Jarzębinowa Łapa uśmiechnęła się do niego. Szczawik popatrzył na nią z zastanowieniem.
— Ale może masz jakieś historie? Może opowiesz mi jakąś! — spytał kociak.

<Jarzębinowa Łapo?>

Od Rysiej Łapy CD. Iskrzącej Łapy (Iskrzącej Nadziei)

Za czasów kiedy Ryś była uczennicą

— Chcesz pomóc mi go zjeść? Bo sama nie dam rady — wychrypiała cicho Iskrząca Łapa. Kotka delikatnie pokręciła głową, zastrzygła uszami i westchnęła. Musnęła ogonem czekoladowe futro uczennicy.
— Może zanieś tę resztę dzięcioła do starszyzny, Chryzantemowa Krew na pewno się ucieszy — mruknęła Rysia Łapa. Pręgowana kiwnęła głową, a brązowe oczy szylkretki odprowadziły ją do starszyzny. Tortie udała się w stronę legowiska medyka, kiedy jej ogon zniknął w ciemności ,rozległ się cichy głos.
— Kto tu jest? — szepnął głos. Ryś zmrużyła oczy i kątem oka dostrzegła Jabłoniowy Sad. Żółte oczy starszej wojowniczki połyskiwały w ciemności. Czarno białe futro było skołtunione, a twarz przygnębiona.
— Rysia Łapo… To ty? — wychrypiała. Uczennica dotknęła łapy Jabłoniowego Sadu i musnęła ją ogonem.
— Spokojnie, Cisowe Tchnienie zaraz wróci — powiedziała. Ta kiwnęła głową i przez resztę czasu siedziała cicho. Jej żółte oczy skupiły się na jednym mrocznym punkcie.
— Co tam widzisz? — zapytała. Jednak wojowniczka jej nie odpowiedziała. Cały czas spoglądała w jeden czarny, mroczny punkt.

Teraźniejszość

— Rysia Łapo, idziesz? — syknęła Lodowy Omen. Ta zerwała się z ciepłego kamienia, biegnąc do kultystki. Tortie trzepnęła delikatnie ogonem o ziemię, a mentorka odgryzła się jej, popychając ją w bok. Kiedy obie kotki wyszły z obozu, skierowały się do Ciernistego Drzewa.
Rysia Łapa powąchała powietrze i wyczuła okropny smród, rozejrzała się i zobaczyła Trzcinniczkową Dziuplę.
— Ale śmierdzi… — odparła uczennica. Starsza mistrzyni posłała jej ostre spojrzenie i skarciła ją łapą. Kiedy szylkretowa uczennica zobaczyła wielkie drzewo, zastrzygła uszami. Wyprzedziła Lodowy Omen, pędząc wprost do drzewa.
— Skoro już jesteśmy, upoluj coś — powiedziała. Ta kiwnęła głową i pobiegła w trawiasty gąszcz. Uczennica raz jeszcze powąchała powietrze, tym razem nie czuła smrodu wojownika. Poczuła silną woń królika, pewnie przypałętał się z granicy z Klanem Burzy. Ale tak daleko? Jednak Ryś poczuła znajomy zapach, nawet się nie odwróciła, a wiedziała kto to. Brązowa Łapa zamachnęła się na szylkretowe futro kotki, jednak ta w porę się odwróciła.
Złapała łapę i trzepnęła kotkę ogonem.
— Nieźle, ale wciąż słabo — powiedziała.

<Iskra?>

Od Koperkowej Łapy Do Miodowej Kory

Jak to w trakcie Pory Nowych Liści, słońce powoli, jakby nieśmiało zaglądało do każdego z legowisk. Już po chwili zbudziło wszystkie śpiące koty z ich snów. Nie dotyczyło to jednak Koperkowej Łapy, bowiem liliowy kot już od dłuższego czasu w ciszy myło swoje futro, aby następnie móc zająć się sortowaniem wszystkich ziół, co rozkazała mu poprzedniego dnia jego mentorka - Cisowe Tchnienie. Po pewnym czasie do legowiska medyków wszedł liliowy kocur. Koperkowa Łapa od razu rozpoznał w nim brata poprzedniej uczennicy medyczki – Miodową Korę. Cętkowany kot bało się, że spotka jeno ten sam los co Skarabeuszową Łapę. A może raczej Głupią Łapę. Pręgowany kot uważało, że to cud, że jej nie wygnali z klanu.
"Chociaż być może jest to tak, że Głupia Łapa faktycznie zrobiła coś złego, tak jak twierdzi klan? Rany to jest takie głupie. Dalej tego nie rozumiem!" — zamyślilo się cętkowany kot.
— Witaj Miodowa Koro. Co cię tutaj sprowadza? Jesteś chory czy może raczej dokuczają ci jakieś bóle? — zapytało wojownika niebieskooki kot, przyglądając się mu. — Widziałem, że utykasz na łapę. Czy coś się stało? Jest złamana czy może raczej masz coś nie tak z opuszkami? Może coś cię ugryzło? — zacząłom wymieniać, a kocur spojrzał na mnie może nawet trochę zirytowany wzrokiem.
"Za dużo gadam? Ja tylko chce się dowiedzieć, co mu jest. Normalnie bym omijało go szerokim łukiem, tak jak każdego innego kota" — pomyślało w ciszy.
Koperkowa Łapa przyglądało się mu, aby po chwili stwierdzić, że tak właściwie to Miodowa Kora jest synem jeno mentorki - Cisowego Tchnienia. Uśmiechnęło się niemrawo, mając szczerą nadzieję, że kot nie przejął wiele charakteru po swojej matce, która najwyraźniej albo nie lubiła faktu, że liliowy kot było półkrwi albo po prostu nie przepadała szczególnie za swoim uczniem. Pręgus jednak spojrzało na swoją mentorkę i uśmiechnęło się lekko.
"Na Klan Gwiazdy… Czy ja naprawdę musiałom być urodzone przez pieszczoszkę? Nie mogę być po prostu normalnym kotem, urodzonym przez wojowniczkę z klanu? Może teraz moja matka jest wojowniczką, ale co mi po tym, skoro moja krew i tak jest brudna?" — pomyślało, chociaż tak właściwie nie było pewne, co w rzeczywistości sprawia, że część klanu jeno gardzi.

<Miodowa Koro, no dalej powiedz coś! Muszę wiedzieć co ci dolega…>

[350 słowa]

Od Chomiczej Łapy CD. Mysiej Łapy

Chomicza łapa po treningu na terenach Klanu Burzy, walki w tunelach razem z Barszczowa Łodygą, siedziała sobie w obozie, ciesząc się porannym słońcem, które prażyło jej futro. Nagle zauważyła jednak, że podeszła do niej Mysia Łapa, jej siostra z miotu. Zaproponowała jej, by wyszli na spacer, na granicę, choć była ciekawa, czemu akurat z Klanem Klifu i czemu miałaby na nich patrzeć? Nie była przecież głupia i usłyszała, jak Mysia Łapa zmienia kontekst wypowiedzi. Jednak stwierdziła, że chętnie się przejdzie, by dowiedzieć się więcej o tej tajemnicy.
— Oczywiście, że możemy pójść! Spacer to dobry pomysł na rozruszanie się, w końcu można wykorzystać tę słoneczną pogodę do czegoś przyjemnego — powiedziała z ekscytacją. Potem słuchała, jak Mysia łapa mówiła, że coraz mniej widuje Motylą Łapę, od kiedy została medyczką. To fakt ona też mało ją co widziała, ale cóż, sama wybrała leczenie innych niżeli wojownicze obowiązki. Nie rozumiała tego. Nigdy tego nie rozumiała; po co jej siostra się na to pchała, skoro mieli już trzech medyków? Chyba po to, żeby nic nie robić.
— Nie martw się, nie zostawię cię jak ona. Daję słowo! W końcu powinniśmy się trzymać razem jak rodzina — powiedziała dość dumnie, po czym stanęła rozciągnąć swoje kości. — To bierzemy jeszcze kogoś, czy tylko Świerszczowy Skok na ten spacer? — Była ciekawa, czy Mysia Łapa chciała kogoś jeszcze zabrać, czy wolała, żeby szli we trójkę.

[224 słów + Walka w tunelach]
<Mysia Łapo?>

26 marca 2025

Od Koperkowej Łapy CD. Cisowego Tchnienia

Liliowy kot wraz z mentorką oraz jej drugą uczennicą Jarzębinową Łapą wyruszyło z obozu, aby móc poszukać nowych, świeżych ziół. Nastroszyło futro i rozejrzało się ostrożnie po lesie.
— Koperkowa Łapo, przed zostaniem moim uczniem szkoliłoś się na wojownika. Wyczuwasz tu coś? — zapytała szylkretka, kierując swoje słowa w stronę bicolora.
Pręgowany kot uniosło lekko uszy, aby dokładniej słyszeć kotkę poprzez szumiący wiatr. Zirytowało się lekko i powąchało powietrze, jednak nie było w stanie nic wyczuć.
"Dlaczego to właśnie mi zawsze wydawane jest to polecenie? Przecież ja nawet nie mam węchu!" — fuknęło w myślach, ale już po chwili uspokoiło się.
— Nic — odmruknęło, a medyczka pokazała im niewielki krzaczek miodunki plamistej, który schował się przed światem pod innym krzakiem. Liliowy kot zjeżyło lekko swoje futro odrobinę zdenerwowane i kiwnęło przepraszająco.
— Medykom węch przydaje się tak samo, jak wojownikom. Zapamiętajcie to sobie — miauknęła kotka, a jej uczniowie zgodnie pokiwali głową, tak jakby chcąc potwierdzić to, że zrozumieli słowa mentorki.
Koperkowa Łapa czuło się jednak zmuszone, aby wyjaśnić swoją sytuację. Pręgowany kot nigdy nie chciało czuć się jakkolwiek niekompetentne i tak było również w tym przypadku. Machnęło lekko ogonem zdenerwowane i spojrzało na Cisowe Tchnienie.
— Oh. Przepraszam mentorko. Mam problemy z węchem, mogłom tego nie wyczuć… Następnym razem postaram się bardziej — kiwnęło głową, siląc się na bardzo niewyraźny, przepraszający uśmiech.
— Rozumiem — odparła krótko tortie, mierząc biało-liliowego kota chłodnym spojrzeniem. — A możesz chociaż powiedzieć mi jakie to zioło? — zapytała po chwili, tak jakby chcąc odzyskać nadzieję, choćby co do wiedzy swojego ucznia.
— To jest… Pokrzywa? Nie, nie. To nie może być pokrzywa. Chwila. To miodunka, prawda? — Koperkowa Łapa spojrzało niepewnie na medyczkę, czując, jak zżerają jeno nerwy.
Kot bowiem nienawidził bycia ocenianym. Nie lubiło również, gdy ktoś patrzył na jeno z góry, tak jak robiła to większość jeno towarzyszy z klanu. Może byłoby lepiej, gdyby jego matka siedziała u dwunożnych. Wtedy nie musiałoby zostać poddawane ocenie swoje mentorki ani także ocenie całego klanu. Wtedy…nie musiałoby się nawet urodzić, co wydawało się jeno całkiem atrakcyjną opcją.
Tym bardziej, że uczucie wyalienowania i odcięcia od reszty kociego społeczeństwa towarzyszyło niebieskookiemu już od kocięcia, a z dnia na dzień wydawało nasilać się coraz bardziej.

<Cisowe Tchnienie? Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła???>
[353 słowa]

Od Koperkowej Łapy

Gdy tylko powoli zaczynało się robić jasno, otworzyłom zaspane oczy. Mrugnęłom kilka razy, przyzwyczajając się w ten sposób do światła, które powoli nieśmiało wdzierało się przez wejście do legowiska. Widząc śpiące jeszcze kotki - Cisowe Tchnienie oraz Jarzębinową Łapę, odetchnęło cicho, wiedząc, że na ten moment będą mogły ominąć jeno wszelkie niepotrzebne poranne rozmowy. Nigdy nie lubiłom, gdy moja siostra Brukselka - teraz już Brukselkowa Łapa - wstawała wcześniej w żłobku i już od rana męczyła mnie sobą. Co do tego również niewiele się zmieniło, jednak teraz przynajmniej budzę się po to, aby robić coś pożytecznego. Z racji Pory Nowych Liści wybrałom się na poranne poszukiwanie ziół. Lubiłom ich szukać szczególnie wtedy, gdyż kropelki rosy osiadały na ich liściach, dzięki czemu były bardziej widoczne. Do tego po prostu lubiłom mieć wilgotne od rosy łapy. No i samo zjawisko rosy wydawało mi się całkiem ładne, tak samo, jak wschody słońca. Dlaczego inne koty nie wstają o poranku? Tak wiele ich omija… Chociaż może to i lepiej. Przynajmniej nie muszę z nimi rozmawiać.
Moje poszukiwania nie trwały zbyt długo. Znalazłom kilka liści krostawca, pajęczynę, a także trochę mchu i jagody jałowca. Byłom przekonany, że właśnie tego najbardziej brakowało w legowisku medyka. Gdy już zebrałom wszystkie zioła z ziemi, ruszyłom w stronę obozu. Po dotarciu do legowiska, odłożyłom zioła na ich miejsce. Widząc, że Cisowe Tchnienie, jak i Jarzębinowa Łapa zdążyły się już obudzić, skrzywiłom się z niesmakiem zirytowane.
Nagle do legowiska wszedł Trzcinniczkowa Dziupla - jeden z młodszych wojowników Klanu Wilka. Nie był on jednak najmłodszy, ani najstarszy wśród swoich towarzyszy z legowiska. Mogłobym nawet rzec, że był on w wieku idealnym.
— Witaj Trzcinniczkowa Dziuplo. Co cię tutaj sprowadza? — zapytałom, nieco monotonnym głosem, gdyż naprawdę niezbyt niskim ochotę na rozmowy.
— Wszystko mnie boli… — mruknął, rozglądając się nerwowo po legowisku.
— Rozumiem. Ale nie jest to ból brzucha ani głowy prawda? Raczej… Stawy? — zapytałom, unosząc lekko brwi i podchodząc do kota.
Spojrzałom niepewnie na mentorkę, a ta tylko kiwnęła mi głową, po części mnie tym chyba zbywając.
— Nie, nie. Bolą mnie raczej jak to powiedziałeś stawy… — mruknął cicho, a ja syknęłom cicho słysząc, w jaki sposób się do mnie zwrócił. Ale to jest okej. Nie zrobił tego celowo. Nie mogę być na niego złe, jeśli zrobił to przez przypadek, prawda?
— Powiedziałom — wtrąciłom, próbując ukryć irytację w swoim głosie. — I jasne. W takim razie podam ci… Liście krostawca razem z… Jagodami jałowca — mruknęłam i zaczęłam szukać znalezionych przeze mnie wcześniej ziół. Zgniotłom i przeżułom mieszankę tych dwóch ziół, robiąc z nich okład kotu.
— I gotowe? — mruknęłom cicho, przypatrując się wojownikowi.
Spojrzałom na medyczne, szukając w jej wzroku jakiejś aprobaty, jednak ujrzałom tylko niewielkie kiwnięcie. Zapamiętałom jakieś zioła. Może jednak robię jakieś postępy, a mój trening nie stoi w miejscu tak, jak twierdzą inni w klanie? A może to ja się nie staram? Nie rozumiem, gdzie leży problem. Dlaczego… Dlaczego mój trening jest taki dziwny? Dlaczego odnoszę wrażenie, że Cisowe Tchnienie poświęca więcej czasu Jarzębinowej Łapie? A może to tylko moje wydziwianie i to tylko kwestia tego, że jestem tu dłużej?
— Dziękuję — mruknął czekoladowy kocur i wyszedł z legowiska.

[506 słów, leczenie NPC]

Wyleczeni: Trzcinniczkowa Dziupla