BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 stycznia 2018

Od Nocnego Nieba 'Oto jak spędziłem noc na polanie'

Koty powoli rozchodziły się do swoich obozów, w tym Klan Burzy. Nikt nie zwracał jednak uwagi na Nocne Niebo, który półprzytomny osunął się na ziemię, nie panując nad swoim własnym ciałem. Nie bardzo wiedział co się wydarzyło, ani co się dzieje w tym momencie. Pamiętał rozmowę z jakimś bardzo miłym kocurem, potem inne koty próbujące go od niego zabrać, a wcześniej... pustka. Chciał wysilić umysł, aby przypomnieć sobie, jednak wszystko mu przeszkadzało. Bolała go głowa, powieki stawały się coraz cięższe, kończyny coraz bardziej odrętwiałe... Na domiar tego wszystkiego trawa była miękka, a powietrze ciepłe... wokoło dało się czuć różne znajome zapachy, których otępiały umysł kocura nie potrafił rozróżnić. W tym momencie uważał je za po prostu przyjemne i kojące. Jego zmęczone ciało powoli oddało się pokusie oddalenia się od świadomości. Sen pełen był kolorów, zapachów i głosów. Rozpoznał tam Lamparcią Gwiazdę, Fioletową Chmurę, Blady Świt, Gradową Mordkę, Złotą Melodię, Brzoskwiniową Łapę, Sztormową Łapę i Deszczową Łapę. Byli jedną wielką rodziną, nie mającą żadnych zmartwień czy obaw. Nie potrafił rozróżnić słów, które co chwile przerywał czyjś śmiech. Wszyscy się uśmiechali.
Obudził się cicho mrucząc, z wyrazem błogości. Jego otępiały umysł wciąż nie potrafił racjonalnie oceniać sytuacji, umiał jednak swobodnie się poruszać.
- No elo - miauknął w stronę siedzącego na drugiej stronie polany kota. Wyglądał jakoś dziwnie znajomo.
<Srebrny Deszczu?>

Zebranie!

Miesiąc styczeń kończymy kolejnym zebraniem. Spotykamy się 31 stycznia o 18:30 na chacie w tym poście! Standardowo liderzy mają wybrać składy i zastanowić się nad kwestiami, które poruszą na spotkaniu.
Pamiętajcie, że w noc zebrania panuje pokój. Na bok odłóżcie wrogości i zawiść. Poświęćcie ten czas na spotkanie ze znajomymi!
No i nie przekrzykujcie liderów jak mówią.
I nie wpychajcie samotników na siłę!

KLAN WILKA
Milcząca Gwiazda
Borsuczy Goniec
Lawendowy Płatek
Burzowe Futro
Płonący Grzbiet
Srebrny Deszcz
Zroszony Nos
Biegnący Strumień
Orla Łapa
Jaskółcza Łapa
Popielata Łapa
Błotny Pysk

KLAN NOCY
Pierzasta Gwiazda
Jagodowy Kieł
Dryfujący Obłok
Miodowe Serce
Wrzosowy Kieł
Bursztynowa Bryza
Wydrza Łapa
Żwirowa Łapa
Zapomniana Łapa

KLAN KLIFU
Niedźwiedzia Gwiazda
Spadający Liść
Fenkułowe Serce
Różany Kwiat
Ostry Kieł
Wierzbowe Serce
Omszona Skóra
Słoneczny Blask
Poplamiona Łapa

KLAN BURZY
Lamparcia Gwiazda
Nocne Niebo
Kwiecisty Wiatr
Gradowa Mordka
Kaczeńcowy Pazur
Żmijowa Łuska
Jałowcowy Krzew
Deszczowa Łapa
Blady Świt




Zgromadzenie odbyło się w wyjątkowo pokojowej atmosferze. Lamparcia Gwiazda poinformował o śmierci swojej poprzedniej zastępczyni - Fioletowej Chmury i jej następcy - Nocnym Niebie. Nową liderką Klanu Nocy została Pierzasta Gwiazda, która przejęła to stanowisko po Płomiennej Gwieździe, który utracił swoje życia w walce z nieznaną chorobą. Milcząca Gwiazda natomiast powiedziała  o powiększeniu się swojego klanu poprzez narodziny dwójki kociąt. Dodała także, że Klan Wilka szkoli trójkę uczniów. Niedźwiedzia Gwiazda nie opowiedział o sytuacji w Klanie Klifu, gdyż mu się przysnęło.
 Przez dalszą część Zgromadzenia przykuwał uwagę większości wojowników swoim niepokojącym zachowaniem  srebrzysty kocur z Klanu Wilka - Srebrny Deszcz, który przez resztę nocy robił coraz  to dziwniejsze rzeczy ( do którego po czasie dołączył Nocny Niebo).

Od Nocnego Nieba CD Pręgowanego Piórka

Nocne Niebo odwrócił się w stronę kotki. Zaskoczyło go to pytanie, zwłaszcza, że nigdy nie zauważył nieprzychylności brata do wojowniczki. A może nie chciał zobaczyć? Nie spędzał z nim zbyt dużo czasu, mimo, że oprócz niego nie miał już żadnego rodzeństwa. Ale jest zajętym kotem, ma partnerkę, dzieci, ucznia, a do tego jest przecież zastępcą lidera i musi sprawować pieczę nad klanem. Skupił się na tym temacie, jednak nie ważne, ile o tym myślał, wciąż nie mógł dojść do jednego, logicznego sedna sprawy, a pozostawały jedynie domysły.
- Nie wiem - powiedział w końcu. - Muszę przyznać, że ja sam bardzo cię lubię, jednak moje zdanie nie wiele się liczy. Wbrew pozorom nie znam go aż tak dobrze - zaczęliśmy się oddalać, kiedy on obrał ścieżkę medyka, a ja postanowiłem szkolić się na wojownika. Należy do innego świata, do którego ani ja, ani ty, nie mamy wstępu.
- Aha... rozumiem - mruknęła kotka, a Nocne Niebo widząc to, spróbował ją pocieszyć:
- Uszy do góry. Tak się zastanawiam, skoro oboje należymy do jednego świata wojowników, może oboje wybralibyśmy się na iście szlachetne polowanie? - zaklął cicho pod nosem, bo to, co właśnie powiedział nie zaliczało się nawet do sucharów. Kotka jednak rozchmurzyła się nieco i kiwnęła głową. 
- Czemu nie - miauknęła. - I tak nie mam nic lepszego do roboty.
- Świetnie! - poderwał się kocur. - Poczekaj tu chwilę, pójdę po Brzoskwiniową Łapę.
<Pręga? Brzoswinka?>

Od Pstrokatej Łapy CD Żurawinowej Łapy

Udało mu się! Na prawdę myślał, że nigdy im nie ucieknie. Przed chwilą wyrwał się Świetlikowej Ścieżce i Zapomnianej Łapie, którą jego matka zabrała z nim na trening. Ostatnimi czasy chodził rozgniewany po obozie i nikt nie był w stanie pomóc. Dwójka jego rodzeństwa była już wojownikami. Dwójka! A on cały czas sypiał w legowisku uczniów. Gdyby tego było mało, mówiło się o mianowaniu Spienionej Łapy. Niech szlag ją trafi. Niech szlag trafi wszystkich! Z grymasem wymalowanym na pyszczku przebiegł między drzewami, po czym, wraz z przypływem znajomego zapachu, zanurkował w krzaki. Tylko tego mu brakowało! Miał nadzieję złapać kilka ryb, aby miał jakąś wymówkę, teraz jednak plan nie wypali, i był tego bardziej niż pewien. 
- Nie, nie! Naszych musisz rozpoznawać zapachem. Po coś jednak masz ten łaciaty nosek! - usłyszał głos Rybiego Ogona, mentorki Żurawinowej Łapy, który nie docierał jednak do jego uszu dość dobrze, tłumiony przez krzewy, w których się ukrywał.
Bardziej wyczuł niż zobaczył, że młodsza kotka podchodzi do krzaków, w celu rozpoznania jego zapachu. Postanowił jednak nie dać uczennicy tej przyjemności, wyskoczył więc z nich i lądując tak blisko niej, że praktycznie stykali się nosami.
- Cześć - syknął kotce w pysk.
Ta, speszona cofnęła się kilka kroków i ze spuszczonym wzrokiem wymamrotała coś po nosem, jednak jej mentorka, o wiele śmielsza od terminatorki, od razu przeszła do sedna. 
- Witaj, co ty  tu robisz? 
- Co ja robię na terytorium Klanu Nocy? - Pstrokata Łapa uniósł brew.
- Znaczy, co ty tu robisz sam? - poprawiła się wojowniczka. 
- Ach, to... wysłano mnie nad rzekę żebym nałowił trochę ryb dla klanu - skłamał.
- Samego?
- Cóż, pomyślałem, że klan jest dostatecznie ważny, aby nie tracić czasu na szukanie wojownika chętnego na aż tak nudną wyprawę, zwłaszcza, że jestem uczniem dostatecznie długo, że uważam, że nie stanie mi się większa krzywda... ale skoro i tak już znalazłem się pod opieką wojownika, tym bardziej powinienem zostać, prawda? 
Kotka przez chwilę patrzyła na kocura, po czym skinęła głową.
- Szczęście sprawiło, że przyszedłeś akurat teraz. Pokazywałam właśnie Żurawinowej Łapie, jak łowić ryby.
- Nie ma szczęścia - mruknął Pstrokata Łapa pod nosem, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego. - Jedynie wola Klanu Gwiazdy.
Podszedł do brzegu rzeki, skupiając całą uwagę na tafli wody. Trwała Pora Nowych Liści, dlatego wiedział, że bardziej prędzej, niż później ujrzy rybę. Tak też się stało, po kilkunastu uderzeniach serca, zobaczył ruch pod wodą. Błyskawicznie wyciągnął łapę, aby wyrzucić ją na brzeg. 
Żurawinowa Łapa, patrzyła się z zaciekawieniem na kocura. Okazało się, że rybę można złowić, bez moczenia więcej, niż jednej łapy! Ostrożnie podeszła do kocurka, który odruchowo spiorunował ją wzrokiem.
Jednak gdy zobaczył pochwałę w jej oczach, od razu spojrzał na nią przychylniej. Lubił pochwały. Kto by nie lubił? Do tego czuł się dobrze, wiedząc, że umie coś, czego ona nie i właśnie jej to uświadomił. Zazwyczaj w takiej sytuacji zacząłby się przechwalać, jaki to on jest wspaniały. Jednak niema prośba w oczach uczennicy momentalnie zgasiła jego zapał.
- Chciałabyś może... żebym ci pokazał, jak to robić? - zapytał się z nietypową dla niego łagodnością, którą znała mała ilość kotów. Kotka jedynie skinęła głową i podeszła bliżej brzegu, spoglądając na niego swoimi złotymi oczami. - Mnie nauczyła moja mama. Spójrz: siadasz na brzegu, lub stajesz, zależy jak ci wygodniej i wpatrujesz się w wodę tak długo, aż zobaczysz ruch. Bywa to dość nudne, zwłaszcza jeśli jesteś takim niecierpliwcem jak ja - zażartował z samego siebie, aby rozładować nieco atmosferę. - Ja w takich sytuacjach wyobrażam sobie to, co zrobię z rybą gdy już ją złowię... prawdopodobnie zaniosę do obozu! - zaśmiał się, mając nadzieję, że kotka zrozumie, co miał na myśli. - Gdy już ją zauważysz, szybko wyciągasz łapę, aby wyrzucić ją na brzeg - zademonstrował ruch, po czym upewnił się, że Żurawinowa Łapa nadąża. Kotka skinęła głową i uśmiechnęła się lekko. Na ten gest kocur nieco się zakłopotał. Nie przywykł do dość dobrego traktowania przez innych, prawdopodobnie z powodu jego jadowitego charakteru. Posłał jej najmilszy uśmiech, na jaki było go stać, po czym zaczął wpatrywać się w wodę. Już po chwili łapa powędrowała pod wodę, aby wyrzucić rybę na brzeg. Przytrzymał ją łapą, aby nie wskoczyła z powrotem do rzeki, po czym zwrócił się do Żurawinowej Łapy:
- Dobrze, teraz twoja kolej - uśmiechnął się do niej.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje przyjaciela.
<Żurawinka?>

Od Popielatej Łapy C.D Borsuczego Gońca

Popielata Łapa znieruchomiała, widząc jak rozwścieczona kuna w parę chwil doskakuje do Borsuczego Gońcy i zatapia kły w jego łapie. Kocur gwałtownie syknął i trzepnął kończyną, próbując odrzucić od siebie warczące zwierzę. Po chwili drapieżnik odskoczył, jednak zaraz ponownie zaatakował, tym razem celując w bok zastępcy. Uczennica słysząc syk pointa gwałtownie wystrzeliła do przodu, celując łapami w agresora. Kuna nie spodziewając się ataku, po chwili szamotała się pod silnym uściskiem szczęk Popielatej Łapy. Kotka jednak napotykając spojrzenie mentora, lekko go poluzowała. Zwierzę oczywiście szybko to wykorzystało i wyrwało się, cofając w głąb nory. Złotooka zamrugała, czując delikatne pieczenie na nosie i trzepnęła ogonem, chcąc odgonić od siebie nieprzyjemne emocje.
- Borsuczy Gońcu! Nic ci nie jest? - zapytała, podbiegając do lekko poturbowanego kocura. Obejrzawszy go z każdej strony, westchnęła i oparła głowę na piersi mentora, na co on odpowiedział jej krótkim liźnięciem. Na całe szczęście wyglądało na to, że udało im się wyjść w miarę bez szkód, z całej tej nieprzyjemnej sytuacji.
- Przepraszam... - mruknęła kotka, chowając zawstydzony pysk w sierści niebieskookiego.
- Następnym razem patrz pod nogi, nie zawsze będę mógł ruszyć ci z pomocą.
Popielata Łapa z zaskoczeniem stwierdziła, że kontakt fizyczny był całkiem przyjemny i nawet zaczęła się zastanawiać, dlaczego zawsze tak go unikała. Być może przeszkadzało jej to, że z innymi kotami nie była wystarczająco blisko? Jakby na to nie spojrzeć, Borsuczy Goniec był jej mentorem i to chyba naturalne, że w jakiś sposób kotce na nim zależało.
- Jak tylko wrócimy do obozu, powinnaś pójść do Lawendowego Płatka - powiedział kot, przenosząc wzrok na nos uczennicy. - Ta kuna nieźle cię zadrapała.
Popielata Łapa pokręciła głową i przymknęła powieki.
- Mną się nie przejmuj, powinieneś raczej spojrzeć na swoją łapę.

<*> <*> <*>

Lawendowy Płatek krzątała się po legowisku, co chwila prosząc o podanie czegoś zabieganą Burzowe Futro. Po chwili medyczka podeszła do Borsuczego Gońca, polecając mu wyciągnięcie łapy.
- Rana nie jest duża, wystarczy to tylko odkazić i za kilka dni powinno być lepiej - powiedziała, posyłając zastępcy lekki uśmiech.
Popielata Łapa machnęła ogonem i wbiła spojrzenie w siedzącą przed nią asystentkę. Zielonooka kończyła już oczyszczanie małej ranki, jaka znalazła się na nosie uczennicy i teraz powoli zaczynała sprzątać zioła, jakie ze sobą przyniosła. Buraska podziękowała za udzieloną jej pomoc i podwinęła łapy, przenosząc wzrok na Borsuczego Gońca.

< Borsuczy Gońcu? >

Od Ciernika C.D Pręgowanego Piórka

Kotka odbiegła pospiesznie, sama zdziwiona swojemu speszeniu. Może nie była typem gaduły, ale nie zdążył jej się jeszcze problem z jąkaniem, a przynajmniej nie tak natarczywym. Zażenowana powróciła do Ćmy i Księżyca. Brat wydawał się nieziemsko rozbawiony jej "wpadką", wzrok siostry pytał zaś retorycznie "a nie mówiłam"? Ciernik uśmiechnęła się blado.
— Ładny popis, kapitan Koci Zadek — odparł niebieski kot. Kapitan Koci Zadek? Ciernik oceniła to na mało wdzięczny tytuł, wciąż jednak lepszy, niż tytuł mysiej strawy.
— Zazdrościsz mi, bo będę miała co opowiadać w kociarni — stwierdziło kocię, odzyskując te drobinki pewności siebie, jakie zdarzało jej się przejawiać.
— "Mamo, mamo, skoczyłam dzisiaj niebieskiej kotce na tyłek!". Chcę to usłyszeć, siostrzyczko. — Księżyc mógł sobie mówić, Ciernik wykonała jednak zadanie, z czego poniekąd była zadowolona.
— Może lepiej się tym nie chwalmy? — zapytała cicho Ćma. Bura jedynie poruszyła lekceważąco ogonem. Z perspektywy osoby trzeciej jej stłuczka na pewno była zabawna!
— Wykonałam moje wyzwanie — przypomniała dość wesoło kotka. — Teraz moja kolej na zadanie komuś zadania!
Nie zwróciła nawet uwagi, jak dziwnie brzmiało to zdanie, zbyt podniecona wizją zadawania zadania. Złośliwa część jej natury cieszyła się ogromnie! Nie wiedziała tylko, czy poddenerwować Ćmę, czy może odegrać się na Księżycu? Jeśli wybrałaby Księżyca, wtedy on wydawałby kolejne polecenie, co było średnią opcją. Z drugiej strony, jakie mogłoby być wyzwanie od Ćmy? Brat raczej nie byłby zadowolony z czegoś mało destrukcyjnego... Co też jest rodzajem odegrania się!
— Ćmo. — Ciernik z zadowoleniem spojrzała na swoją "ofiarę". — Twoim wyzwaniem jest... — zamyśliła się na moment. Może stanąć na terenie Klanu Wilka, tylko na chwilę? Nie... Nie chciała przesadzić. Ćma tak rzadko z nimi grała! Gdyby Ciernik wybrała takie wyzwanie, na pewno drugi raz już by się tak nie pobawili... — Stanąć na chwilę na terenie niczyim — odparła z uśmiechem, odnajdując alternatywę dla swego pomysłu.
— Co? Nie! Mama byłaby zła, gdyby się o tym dowiedziała. — Zarówno Ciernik, jak i Księżyc wiedzieli jedną rzecz. Ich spokojna, ułożona siostrzyczka za żadne skarby świata nie chciała zdenerwować mamy. Ale przecież to tylko moment... — Daj spokój, stanę z tobą — zadeklarowała pokrzepiająco bura kotka.
— W takim razie ja też — włączył się Księżyc. Co jak co, ale gdy dwie kotki miały zamiar zrobić coś "niedozwolonego", kocurowi nie wypadało nie dołączyć.

~*~

— No już, Ćmo, daj spokój! — Ciernik i Księżyc stali tuż przy wodzie na Północnym Zboczu, oczekując siostry, która drżąc na całym ciele spoglądała na nich niepewnie.
— Ja... Nie, nie powinnam! A co, jak ktoś nas zobaczy? — Na słowa liliowej kotki Ciernik wywróciła oczami.
— Zobaczy nas prędzej, jeśli się nie ruszysz. Tylko na chwilę, dobrze? — poprosiła. Ćma zamknęła oczy i wzięła wdech. Wyglądało to iście komicznie. Jakby dokonywała właśnie najważniejszej decyzji w swoim życiu. Zagryzła wargę i z wciąż zamkniętymi
oczami zrobiła kilka małych kroczków. Ciernik nie wiedziała, czy ona rusza się tak powoli, czy świat funkcjonuje w zwolnionym tempie, nadając sytuacji dramatyzmu.
— Zrobiłam to już? — zapytała cichutko — powiedzcie proszę, że to zrobiłam! — dodała lekko spanikowana.
— Taak, masz to za sobą. — Słysząc słowa Księżyca, Ćma odskoczyła jak oparzona, od razu wracając na poprzednie miejsce i otwierając oczy.
— Gwiezdny Klanie! Przeszłam granicę! Dlaczego to zrobiłam? — Ciernik zaśmiała się cicho, po czym podeszła do Ćmy i wtuliła głowę w króciutkie futerko siostry.
— Jestem z ciebie dumna, siostrzyczko — rzuciła z uśmiechem. Księżyc również się dołączył, tworząc grupowego przytulasa.
— Nasza dzielna buntowniczka! — zawołał wesoło.
— Prze-przestańcie... — Ćma wydawała się zmieszana. — Nie jestem buntowniczką! A twoje wyzwanie, księżycu, to siedzieć trochę bez ruchu, jak już wrócimy do obozu! — Ostatnie zdanie odparła wesoło.
— Na ostry i ciernie! — jęknął kocur. Liliowa kotka zaśmiała się.
— Ej! — burknęła Ciernik, udając obrażoną — Licz się ze słowami.
Trójka kociąt powróciła żwawo do obozu, aby Księżyc wykonał swą kaźń.

~*~

— Nie mogę... Ile już minęło? — zapytał zirytowany kocur.
— Jakieś dwadzieścia bić serca. — Ciernik ziewnęła, zadowolona z siebie. Najwidoczniej można zjeść ciastko i mieć ciastko! Ćma wykonała swoje zadanie, a czarna kotka odegrała się na Księżycu. Ideolo. To trochę zabawne, że jej brat miał dni, kiedy praktycznie nic nie zmusi go do ruchu, a czasami nie potrafił usiedzieć w miejscu chociażby na chwilkę. Widząc grymas na jego pyszczku Ciernik nie mogła się tryumfalnie nie roześmiać.
— Hej! — żachnął się Księżyc, wyczuwając kpinę.
— Siedź i milcz! — Śmiech Ciernika tylko wzrósł. Gdyby Pręgowane Piórko ją teraz widziała, pomyślałaby, że to ten speszony kociak, którego spotkała jeszcze tego samego wschodu słońca?
Księżyc poruszył ustami, przedrzeźniając ją, przez co otrzymał kuksańca ogonem. Oczywiście, nie pozostał dłużny, wymierzył jej lekki cios łapką. Na to Ciernik nie mogła pozostać obojętna, uderzyła go więc trochę mocniej, łbem. Silniejsza odpowiedź nadeszła natychmiast i już po chwili kocur oraz kotka nieomal toczyli się, atakując jedno drugiego, zapominając o wyzwaniu. Oczywiście, próby zażegnania konfliktu przez Ćmę nie były zbyt owocne.
— Nie róbcie wstydu, ktoś idzie — rzuciła w końcu poirytowana kotka. Czasem przypominała o wiele starszą siostrę, wychodzącą tylko na spacer z młodszym, brojącym rodzeństwem. Chociaż sama Ciernik też zbyt często nie udzielała się w zabawach z innymi kociakami. Ich rodzeństwo przypominało trochę samotników, którzy raz na jakiś czas pointegrują się z innymi, tak dla urozmaicenia, co by nie wyjść na totalne przegrywy.
Słysząc informację o nadchodzącej postaci, Ciernik i Księżyc obrócili się z zaciekawieniem i spojrzeli w kierunku Pręgowanego Piórka.
"Znowu ona. Pewnie ma mnie teraz za mysiego móżdżka..." pomyślała ze wstydem zielonooka. Rodzeństwo podeszło do tuptającej do nich wojowniczki, spotykając się w połowie drogi.
— Cześć, jestem Pręgowane Piórko, Ciernik już o tym wie, a jak się nazywacie maluchy? — zapytała, uśmiechając się. Może wcale nie ma Ciernikowi za złe? Koteczka nie była jednak pewna. Powiedziała, że nic się nie stało, ale wszyscy zawsze tak mówią...
No dobra, pierwszy raz powiedział to ktoś, komu wskoczyła na tyłek, ale to nie istotny szczegół.
— Ja jestem Księżyc! — przedstawił się ochoczo jej brat. — A ta tutaj bunt...
— Jestem Ćma — przerwała mu siostra, uśmiechając się miło. — Przepraszam za nich — dodała po chwili, widząc, że jej rodzeństwo nadal posyła sobie wrogie spojrzenia. Księżyc oderwał złowrogi wzrok od siostry, aby z zaciekawieniem zmierzyć Pręgowane Piórko. Jego źrenice rozszerzyły się wówczas, zajmując prawie całe tęczówki, tak, że ciężko było od razu powiedzieć, że są one zielone.
— Pręgowane Piórko, jesteś wojownikiem, prawda? — odparł z ekscytacją, patrząc na kotkę.
— Tak, jestem wojownikiem, ale to nic specjalnego. Niedługo wasza trójka też stanie się honorowymi reprezentantami naszego klanu. — Zaśmiała się krótko.
— Opowiesz nam o jakiejś swojej przygodzie? — zapytał Księżyc, a oczy Ciernika zabłysły. Przez swoją poprzednią wpadkę bała się zaaprobować brata, jednak w głębi duszy prosiła klan gwiazd, aby Pręgowane Piórko się zgodziła. Tak bardzo chciała już być wojowniczką, że wszystkie takie historie wprawiały ją w natychmiastowe podniecenie, zupełnie tak, jakby ktoś wprowadzał do jej piersi radość wraz z powietrzem. — Proooooooszę! — Wzrok niebieskiego kocurka wyrażał więcej, niż tysiąc słów.

<Prędziak?>

Od Orlej Łapy

Wstałem jak zwykle smutny, poszedłem po mysz, zjadłem ją na szybko, aż w końcu, mogłem pójść na trening. Poczekałem na mentora, aż w końcu ten przyszedł i ruchem ogona kazał iść za nim.
- Dziś spróbujesz walki - powiedział,
Od razu uniosłem opuszczoną głowę.
Po pewnym czasie naleźliśmy się na pięknej łące.
Kocur ustawił się przede mną,
- Pierwsze poćwiczymy nad pozycjami - powiedział,
Kiwnąłem głową
- Zacznijmy od pozycji "obronnej" - powiedział po czym ustawił się w daną pozycję, zrobiłem to samo
- Głowa wyżej - miauknął.
Po pewnym czasie pokazał mi pozycję bojową.
- Teraz spróbuj zrobić unik - dał znać,
Ustawiłem się w pozycji obronnej, po czym kot ostrzegł mnie i skoczył, nie zdążyłem zrobić uniku, więc kot złapał mnie w swoje łapy,
- Śmierć - powiedział - nie możesz tak stać i patrzeć się
- A można się przeturlać? - spytałem
- Można, ale tylko w nagłych wypadkach, a jak już to zrobisz szybko wstań - miauknął

Srebrny Deszcz? Wiem, robiłam to na siłę, wybacz

Od Nocnego Nieba CD Księżyca

Rozbawiony Nocne Niebo spojrzał na małego kocurka. Fioletowa Chmura zawsze powtarzała, że jako kociak również był energiczny i nigdy nie chciał się słuchać. Tak, Fioletowa Chmura... Oczy wojownika na chwilę zaćmiły się bólem, przypominając sobie o straconej przyjaciółce. Przyniosła go do Klanu Burzy, opiekowała się nim i o niego dbała, niczym matka, której nigdy nie miał, a raczej której nigdy nie było dane mu poznać. Otrząsnął się, zdając sobie sprawę, że nie powinien teraz tego roztrząsać. Zwłaszcza, że stał przed kociakiem i jego matką, bardziej jako zastępca lidera niż przyjaciel, powinien więc swą postawą dawać przykład. Wyprostował się dumnie, napinając swoją pierś, przywołując się do porządku.
- Powinnaś trochę lepiej pilnować swoich dzieci - miauknął do Białej Sadzawki z uśmiechem, dając do zrozumienia, że nie chce jej obrazić. - A co do ciebie - zwrócił się do Księżyca - jeszcze przyjdzie czas na zwiedzanie obozu. Dopóki jednak twoja mama ci nie pozwoli, musisz zostać tutaj. Spokojnie - przybliżył pysk do ucha kociaka, aby karmicielka ich nie usłyszała - ja też byłem bardzo niecierpliwy gdy byłem mały, to nic złego - szepnął, pomijając fakt, że wciąż nie grzeszył cierpliwością, mimo upływu wielu księżyców.
<Księżyc?>

30 stycznia 2018

Od Srebrnego Deszczu C.D Zroszonego Nosa

Słuchał jej uważnie, a z każdym jej zdaniem jego pyszczek się wykrzywiał w podkówkę. Ze Zroszonym Nosem naprawdę działo się coś niedobrego. Musiał jej pomóc, inaczej zrobi się jeszcze gorzej.
- To był naprawdę niedobry sen... - stwierdził niepewnie kocur. - Ale... Musiał się skądś wziąć... Może po prostu za bardzo namyśliłaś się przed snem?
- Nie wiem - westchnęła kotka. - Ale to na pewno nie jest dobry znak...
- Może jesteś chora? - zmartwił się.
- Nie jestem chora. - mruknęła.
- Poczekaj, idę po jakąś zwierzynę.
Wyskoczył z legowiska i podszedł do stosiku z piszczkami. Wybrał najlepszego królika i przyniósł do partnerki. Szylkretowa wzięła tylko dwa kęsy i oznajmiła, że nie ma ochoty jeść.
- Może nie cię obejrzą Lawendowy Płatek i Burzowe Futro? - wymruczał przeżuwając swój kęs.
- Nie jestem chora. - burknęła trochę ostrzej. - Po prostu nie mam ochoty na jedzenie.
- Nie zamartwiaj się tym snem... - Srebrny Deszcz liznął ją za uchem, gdy zrozumiał, o co jej chodzi.
- Ja się nie martwię... Tylko... - spuściła trochę głowę.
- Tylko co? - ponaglił ją kocur.
- Tylko... Ten sen... Był taki realistyczny...
- Realistyczny - powtórzył Srebrny - Sen to sen. Wymysł umysłu, który tylko ma za zadanie cię uszczęśliwić lub nastraszyć.
W tym momencie wstał i uciął krótko:
- Do zobaczenia na patrolu!

~***~

Las odradzający się po Porze Nagich Drzew przepełniała cisza. Raz na jakiś czas zagrał świerszcz, raz listek zaszeleścił...
Wojownik przesiadywał w ciszy na Wielkiej Polanie i rozmyślał nad dzisiejszym dniem.
Po jego myślach cały czas krążył sen Zroszonego Nosa o krwiożerczym kociaku. Jak kociak może być krwiożerczy? Kocięta to przecież najukochańsze kuleczki. Kochasz je od ich narodzin do końca swojego życia. A może jednak Zroszony Nos nie chcę kociąt? Każda para w Klanie Wilka miała kocięta, nawet Różane Pole, która okociła się niedawno. Gdy Srebrny Deszcz tylko widzi szczęśliwe rodzinki w klanie, wszystkie sceny wyrażania miłości sobie... Gdy to widzi szarpie nim pewne uczucie, niczym psia paszcza.

Zazdrość...

Tak, to właśnie zazdrość. Kocur zawsze chciał mieć rodzinę, którą będzie kochać. Ale cóż ma do powiedzenia, gdy jego miłość po prostu tego nie chce?
Wtem wpadł na pewien pomysł.
Kociaki Różanego Pola! Gdyby zaczął odwiedzać je razem ze Zroszonym Nosem? Może kotka przełamałaby się i sama zgodziła na takie kochane kuleczki?\
- Brawo Srebrny! - pochwalił siebie na głos. - Jesteś geniuszem!

~***~
Pręgowany wrócił do obozu dokładnie wtedy, gdy koteczka wracała z wieczornego patrolu.
- Zroszony Nosie! - zawołał, a szylkretka szybko do niego potruchtała.
- Mam pomysł. - oznajmił, ocierając się o jej szyję.
- Jaki pomysł? - zapytała z zaciekawieniem.
- A może odwiedzimy kociaki Różanego Pola? Na pewno są prześliczne!

<Zroszony Nosie?>

Od Pręgowanego Piórka CD Ciernika

- Nie jestem aż tak stara! - zaśmiała się Pręgowane Piórko. - Nic się nie stało Cierniku, tak?
- Ta-Tak! - odpowiedziała mała kotka i w niezgrabnych susach dobiegła do rodzeństwa. Pręga lekko się uśmiechnęła i poszła do swojej byłej Mentorki. Złota Melodia właśnie dzieliła języki ze swoim synem - Deszczową Łapą. Sztormowa i Brzoskwiniowa Łapa rozmawiali o czymś, Żmijowa Łuska właśnie wchodziła do obozu ze swoim synem i Cienistym Pazurem, Gradowa Mordka i Kwiecisty Wiatr porządkowali zioła, a niektórzy jeszcze byli na patrolu. Dzień był dość zwykły. Wojowniczka postanowiła, że jeszcze może pogada trochę z kociakami, a potem pójdzie na łowy. Wolnym krokiem zbliżyła się do bawiących się kulek futra. Maluchy słysząc ją odwróciły się i ostrożnie podeszły. W gronie maluchów była Ciernik. Starsza kotka usiadła i powiedziała:
- Cześć, jestem Pręgowane Piórko, Ciernik już o tym wie, a jak się nazywacie maluchy? - zapytała i uśmiechnęła się szczerze do kociaków, które z podekscytowaniem jej się przyglądały.
<Maluszki?>

Od Burzowego Futra C.D Orlej Łapy

Gdy się obróciłam zobaczyłam że do legowiska weszły Popielata Łapa wraz z Sójcza Łapa.
- Możemy porozmawiać z Orlą Łapą. – Zapytała mnie Popielata Łapa.
- Teraz tak. – Powiedziałam do młodszej kotki. – To ja was zostawię. – Powiedziałam.
- A co z moim treningiem? – Zapytał mnie orla łapa z nadzieją w oczach.
- Nie wiem… - Przyznałam ze smutkiem. -Ale postaram się dowiedzieć. – Powiedziałam na pocieszenie.
***
Weszłam do legowiska siostry Orlej Łapy właśnie wychodziły, Z tego co się dowiedziałam Orla Łapa powinien wrócić do treningu za około księżyc choć to nic pewnego. Poszłam w stronę Orzełka by mu to przekazać. Dręczyła mnie jeszcze jedna sprawa wtedy gdy spytałam go o co chodzi a on odpowiedział że ma słabe kontakty z siostrami ale… czy na pewno o to chodzi?
- Orla Łapo… - Zaczęłam niepewnie. – To jeszcze nic pewnego ale chyba za księżyc lub dwa powinieneś wrócić do treningów o ile z twoją łapą nie będzie gorzej oczywiście. – Powiedziałam do Orzełka ale jeszcze jedna sprawa nie dawała mi spokoju
- Powiedz Orzełku czy na pewno chodziło o twoje kontakty z siostrami? – Zapytałam. – Wiesz że możesz mi zaufać.- Dodałam pośpiesznie.

<Orł? Burza zdobyła umiejętności psychologa>

Od Jaskółczej Łapy C.D Zroszonego Nosa

Uczennica prychnęła, ale nie odpowiedziała, nie przerywając mycia. Nienawidzi mieć mokrego futra, a tym bardziej w błocie. Mimo to, w głębi duszy wzięła sobie radę mentorki do serca, ale jej duma nie pozwalała tego pokazać. Obie kotki chwilę trwały w ciszy, po czym Zroszony Nos nakazała powrót do obozu. Jaskółcza Łapa urażona, nic nie odpowiedziała, jedynie poszła za nią.
~*~*~

Koteczka podeszła do stosu zwierzyny, by po chwili wziąć z niego zająca. Odwróciła się, by odejść z zamiarem zjedzenia go, ale w tej samej chwili, pomyślała, że lepiej będzie zanieść go starszemu. Niech będzie, raz zrobi to bez wyraźnej prośby lub rozkazu. Weszła do legowiska Jaszczurczego Ogona i położyła królika przed nim. Ten mrukną jakby od niechcenia ciche „dziękuję”, na co Jaskółcza Łapa tylko kiwnęła głową. Wychodząc, obróciła się jeszcze szybko za siebie, ale po chwili opuściła legowisko. Następnie znowu udała się do stosu, z którego tym razem sięgnęła po tłustego wróbla. Rozejrzała się i z rozczarowaniem stwierdziła, że jej siostry, z którą miała zamiar spożyć posiłek, nie ma w obozie. Zajrzała jeszcze do legowiska uczniów, by się upewnić jednak i tam nie było Popielatej Łapy. Westchnęła i zauważając swoją mentorkę jedzącą ze Srebrnym Deszczem i Łososiowym Pyskiem, podeszła do nich.
- Witaj Jaskółcza Łapo- przywitał się radośnie Łososiowy Pysk. Koteczka odwzajemniła uśmiech, jaki posłał jej kocur, przy okazji kiwnęła głową pozostałym kotom na przywitanie, po czym spytała:
- Czy mogłabym się dosiąść?
- Nie widzę ku temu przeszkód. Zgadzacie się Srebrny Deszczu i Zroszony Nosie?
Oboje kiwnęli głowami, więc koteczka usiadła przy nich i wzięła się za jedzenie. Podczas Pory Nagich Drzew głód dawał się we znaki wszystkim, więc możliwość najedzenia się, to było coś, za czym pewnie tęsknił cały klan.
- Jaskółcza Łapo, zgłosiłam nas do wieczornego patrolu.- uczennica poruszyła uszami na miauknięcie mentorki i kiwnęła głową. Po przekąsce udała się do legowiska uczniów, w którym niestety nadal nie było nikogo, oprócz niej. Położyła się więc i przymknęła oczy z zamiarem zdrzemnięcia się. Po chwili już spała na posłaniu z mchu.
~*~*~

Szylkretowa terminatorka dreptała koło mentorki, węsząc w powietrzu. Niedaleko przed nimi szli Motyle Skrzydło i Burzowy Kwiat. Koteczka wyprzedziła Zroszony Nos, posyłając kocicy uśmiech. Co prawda nadal była na nią zła, ale nie okazywała tego.

< Rosa?>

Od Tuni C.D Szepczącego Wiatru

Młodsza pieszczoszka usiadła na przeciwko starszej i przymknęła oczy. Spuściła lekko łebek po czym uniosła go by móc spojrzeć drugiej w oczy.
- Arsi... przepraszam... wybacz mi. - szeptała krótko łapa. Miała plan. Chciała jej pomóc. Dla jej dobra.
- Co? Za co?
- Nic... dowiesz się później, bo jest już późno, a ja mam ochotę spać. - powiedziała i weszła do legowiska. Zwinęła się w kłębek i usnęła.
***
Tunia wstała jako pierwsza. Podeszła do miski z wodą i spojrzała na swoje odbicie. Jej pyszczek był smutny, zmęczony, pełen żalu. Musiała zrobić. Była dla niej czymś więcej niż koleżanką i chciałaby dla niej jak najlepiej, ale perspektywa tego, że nigdy jej już nie zobaczy była... straszna. Z jej oczu poleciało parę małych łez wzbudzając lekkie fale na wodzie. Kotka odwróciła łeb, żeby ujrzeć, jak niebieskooka szylkretka wyłania się z domku, który znajdował się w drapaku. Od razu kocica o brązowych oczach przyjęła normalną minę, ale i tak nie dało się ukryć jej żalu i smutku, który w sobie kryła. Starsza spojrzała na nią podejrzliwie, a następnie łapę trąciła ją w bark przez co krótko łapa mało co się nie przewróciła.
- Co jest, Tuniu? - zapytała spokojnie i usiadła obok młodszej, a ta tylko zwiesiła łeb wpatrzyła się w swoje łapy.
- Nie... mam tylko gorszy dzień.
Powiedziała i poszła by po chwili znaleźć się na parapecie. Wpatrzyła się w daleką przestrzeń, a ciche odgłosy picia towarzyszki, wesołemu śpiewaniu ptaków, szumiącego wiatru i szeleszczących liści tworzyły... piękną atmosferę. Kiedy tylko calico poczuła oddech za sobą zjeżyła się lekko. Arsi siedziała za nią i wpatrywała się w drzewa, dwunogi, domy. Tunia lekko się uśmiechnęła, obróciła i trąciła kotkę w ucho. Ta jedynie cicho mruknęła i przymknęła oczy. Obie pieszczoszki patrzyły przed siebie. Niska kotka zeskoczyła z parapetu i wyszła z pokoju. Dom był już w miarę czysty, ale niektórych rzeczy nie dało się naprawić. Pani robiła coś w kuchni, a pan z naburmuszoną miną siedział na kanapie. Kotka wskoczyła na mebel i usiadła obok właściciela. Jej oczy były puste, szare. Nawet kiedy dwunóg podrapał ją za uchem ona nawet nie zamruczała. Leżała myśląc nad planem ucieczki Arsi. Jak właściciele będą wychodzić z domu mogą wybiec. Potem już nigdy się nie zobaczą. Nigdy nie poczują, nie dotkną, nie porozmawiają. Słowo to było bardzo trudne... tak jakby ktoś umarł, odszedł na zawsze. Kotka uniosła lekko łeb na dźwięk jej imienia, a już po chwili szła w kierunku kuchni. W misce leżała gotowana wołowina, którą Tunia zazwyczaj zjadała w jeden parę minut. Teraz pieszczoszka tylko spuściła głowę i wyszła z pomieszczenia. Na swoim futrze czuła jeszcze przez chwilę wzrok właścicielki. Potem słyszała jak dwunogi rozmawiają i co chwilę patrzą na nią. Byli wyraźnie zaniepokojeni jej dziwnym, nienaturalnym zachowaniem. Położyła się na dywanie i wpatrzyła w łapy. Plan był gotowy. Teraz tylko czekać na idealną okazję i... już nigdy nie zobaczyć Arsi. Właśnie dwunodzy ubierali swoje futra. Nadeszła ta chwila. Tunia wystrzeliła jak z armaty i popędziła do pokoju. Szylkretka, która właśnie lizała swoją łapę gwałtowanie się obróciła. Brązowooka szybko wypaliła:
- Szybko, chodź, bez zbędnych pytań.
Mówiła jak najszybciej się dało, żeby zdążyć na czas. Najwyraźniej Arsi zrozumiała i wstała. Tunia ruszyła pędem. Tak. Drzwi były otwarte. Obie kotki wybiegły z domu. Arsi była wolna. Stała przez uderzenie serca w miejscu. Zimny wiatr uderzył momentalnie w obie kotki.
- Proszę nie zapomnij mnie... zawsze będziesz dla mnie kimś bliskim, na którym przez ten krótki, ale wspaniały czas mogłam polegać... jakbyś czegoś potrzebowała zawsze możesz mnie odwiedzić... żegnaj Szepczący Wietrze... Będę tęsknić... jeśli byś się zgubiła... szukaj tego domu, bo tu zawsze jest miejsce dla ciebie... żegnaj... siostro - ostatnie zdanie wyszeptała ledwo słyszalnie. Po jej policzkach poleciały łzy. Obraz się zaszklił, a czas zatrzymał. Nigdy już jej nie zobaczy.

<Szepczący Wietrze?>

Od Szepczącego Wiatru CD Tuni

- Nie mam ochoty - mruknęła Szepczący Wiatr po czym odwróciła się i wolnym krokiem ruszyła ku norce, gdzie zwinęła się w kłębek.

* * *
Pora Nowych Liści na dobre odpędziła już zimowe mrozy. Śnieg stopniał, a zastąpiła go młoda, zielona trawa. Wszystko budziło się do życia.
Tylko Szepczący Wiatr jakby tak... zmarniała. Niemal całymi dniami przesiadywała na parapecie i z tęsknotą patrzyła na świat za szybą. Siedziała tak i pozwalała myślom błądzić.
Nie było jej w klanie już dobre trzy księżyce. Czy już dawno uznano ją za zmarłą? Czy jeszcze w kimkolwiek tli się nadzieja, że kiedyś wróci? Ile czasu minie zanim zupełnie o niej zapomną, zanim stanie się jedynie odległym wspomnieniem, mglistą myślą, że kiedyś był w Klanie Wilka ktoś taki jak Szepczący Wiatr? Niemal zupełnie straciła już nadzieję, że jeszcze kiedyś poczuje zapach lasu, że zobaczy swoją matkę, ojca, brata, młodsze siostry. Że jeszcze kiedykolwiek zobaczy pyski swych przyjaciół. Serce bolało ją tą bezsilną tęsknotą, a do oczu mimowolnie napływały łzy. Obiecała sobie jednak, że nie będzie płakać, ani okazywać słabości. Może to właśnie to ją zgubiło? Była zbyt słaba?
Jednak gdzieś w głębi czuła, że to niemożliwe, by umarła tu, w gnieździe dwunożnych. Że przecież musi jej się udać stąd wydostać. Że Klan Gwiazd w końcu ją uratuje.
- Arsi!
Niemal podskoczyła na nagły głos Tuni, który wyrwał ją z zamyślenia. Krótkołapa kotka wgramoliła się na parapet i usiadła obok towarzyszki. Otarła się o nią mrucząc.
Tunia, choć posiadała serce pieszczocha i nie potrafiła zrozumieć uczuć Szepczącego Wiatru, bardzo się do niej zbliżyła. Dla wojowniczki również zaczynała być bardzo ważna, była dla niej niczym siostra. Jednak ta przyjaźń już z góry nie miała prawa bytu. Szepczący Wiatr nie pasowała do świata Tuni, a Tunia nie pasowała do świata Szepczącego Wiatru. Choć umiały nawiązać wspólny język, żadna nie mogła być szczęśliwa z drugą. Dzieląca je granica była zbyt wielka, by którakolwiek zdołała ją przekroczyć.
- Chcesz czegoś? - zapytała pieszczoszki.

<Tunia?>

Od Wschodu

Gwar w kociarni Klanu Klifu wzrastał z dnia na dzień. Zbluszczone Futerko obserwowała swoje kocięta, by móc w każdej chwili zainterweniować, gdyby któremukolwiek coś się stało. Szumek właśnie przygwoździł Żądełko do ziemi, kładąc się na niej, jednak ta szybko się wywinęła. Skoczyła ze zwycięskim okrzykiem na brata, po czym oboje zaczęli się turlać po mchu żłobka.
Wschód przypatrywała się swojemu rodzeństwu, które bawiło się w najlepsze. Zachichotała cicho, widząc zadziwioną minę brata, kiedy Żądełko po raz kolejny miała przewagę w starciu.
Leżała między łapkami swojej mamy. Jejku jakie one były duże! Uwielbiała leżeć w tym miejscu, czuła się tam bezpiecznie. Wysłuchiwała się w miarowe bicie serca szylkretowej królowej, które sprawiało, że kotka szybko się uspokajała. Dodatkowo mama dawała jej wtedy więcej swojej uwagi!
Zbluszczone Futerko słysząc śmiech swojej córki, polizała ją czule po nosku, na co Wschód zamruczała wesoło. Sekundę później poczuła szturchnięcie w bok. Zaskoczona zamrugała, spoglądając na kotkę. Coś się stało? Wschód przeczuwała, co jej mama będzie chciała zaraz powiedzieć. Nastroszyła się, kiwając lekko główką na nie.
- Idz się pobawić z rodzeństwem, kochanie - powiedziała wesoło królowa.
Wschód zdenerwowała się i zadrżała lekko.
- Ale mamo, j-ja nie wiem... - powiedziała cicho drżącym głosem, spoglądając ukradkowo na wciąż bawiące się rodzeństwo - Ja nie umiem, n-nie chcę im przeszkadzać - stwierdziła nieśmiało, chowając łapki pod puszystym ogonkiem.
Zbluszczone Futerko patrzyła zaskoczona na swoją córkę. Nie sądziła, że koteczka jest aż tak nieśmiała. Uśmiechnęła się pocieszająco, zbliżając pyszczek do Wschodu.
- A skąd możesz to wiedzieć, skoro nie spróbowałaś, hm? - zapytała, czyszcząc swoją prawą łapkę - Jestem pewna, że jak tylko zaczniesz, nie będziesz chciała przerywać - powiedziała zachęcająco.
Koteczka zerknęła po raz kolejny w stronę rodzeństwa, widząc jak na pyszczku siostry wykwita grymas niezadowolenia. Szumek właśnie wygrał jedno ze starć, na co Żądełko zareagowała sykiem i pacnęła go łapką w nos.
- To nie w porządku, oszukujesz! - syknęła, strosząc się.
- Wcale nie! - krzyknął Szumek - Po prostu nie możesz znieść jednej przegranej!
Po czym oboje rzucili się na siebie, tworząc kłębowisko futra.
Zbluszczone Futerko zareagowała natychmiastowo, rozdzielając rodzeństwo.
- Hej, ale co tu się dzieje?! - zawołała królowa, próbując mówić surowym tonem.
Kociaki zaczęły przekrzykiwać się wzajemnie, jednak Wschód już nie usłyszała co się dzieje. Stuliła uszy i ruszyła w przeciwną stronę, jak najdalej od kłopotów. Bardzo nie lubiła takich sytuacji, dlatego uważała, że nie nadaje się do zabawy. Jeszcze by się rozpłakała, a Szumek i Żądełko mieliby przez nią kłopoty!
Idąc, nie zauważyła, że kieruję się wprost do miejsca, gdzie leży Pregowany Grzbiet wraz ze swoimi pociechami.
Nagle koteczka odbiła się od czegoś, a raczej kogoś, po czym usłyszała cichy pisk. Otworzyła zaskoczona oczka, widząc przed sobą jasną puchatą kulkę. Poznała w niej Mgiełkę. Koteczka usłyszała jej imię, kiedy Zbluszczone Futerko rozmawiała razem z Pręgowanym Grzbietem.
Zakłopotała się lekko, podbiegając szybko do przewróconej koteczki.
- Wybacz, przepraszam - miauknęła zdenerwowana - Nie widziałam gdzie idę.
Mgiełka zamrugała pare razy zaskoczona, po czym spojrzała na nią zaciekawiona. Dwa bicia serca później otwierała już pyszczek by zacząć rozmowę.

<Mgiełko?>

29 stycznia 2018

Od Zroszonego Nosa C.D Srebrnego Deszczu

Napawała się zapachem lasu. Czuła ziemisty zapach wymieszany ze słodkawą wonią kwiatów. Obecnie to działało na nią kojąco, chociaż wciąż była przerażona tym, co pokazał jej własny umysł. Co czuła jej podświadomość.
Pytanie kocura doszło do niej dopiero, gdy kocur szturchnął ją barkiem. Potrząsnęła głową.
- J-ja nie chcę o tym mówić – wbiła wzrok w ostatnie złociste cienie rzucane przez chowające się słońce.
- Możesz mi zaufać– spojrzał na nią swoimi zielonymi ale lekko zaczerwienionymi oczami.
Nie bała się, że komukolwiek o tym powie, akurat tego była pewna. Obawiała się jednak jego reakcji. Jeśli dowie się o czym śniła, to… sama nie wiedziała. Gdyby mogła to uciekłaby od tych przerażających obrazów, które ją przez cały dzień prześladowały ale te uczepione były niczym rzep do futerka.
Otworzyła pyszczek aby coś powiedzieć ale wtedy przypomniał jej się wygląd tego kociaka – czarne futro i złote, błyszczące ślepia. Przecież identycznie wyglądał… Cień.
- Zroszony Nosie – liznął ją w nos – Nie odcinaj się ode mnie. Nie możesz w sobie tego tłamsić.
- Chcę zostać sama – poprosiła go błagalnym wzrokiem.
- Ale…
- Srebrny Deszczu… - nie powinien jej traktować jak kociaka; wiedziała, że chciał dobrze ale ona jedyne o czym teraz marzyła to o samotności – Wrócę, nie martw się. Chcę tylko jeszcze trochę pospacerować. Może czegoś jeszcze nałapie po drodze.
Zielonooki wahał się. Nawet otworzył pyszczek aby pewnie zaprotestować ale w końcu niechętnie kiwnął głową na znak zgody. Odwrócił się i posłał jej jeszcze jedno zaniepokojone spojrzenie po czym zniknął w powoli gęstniejących zaroślach.
Ona sama natomiast postanowiła pójść na Wielką Polanę. Chciała zostać w lesie najdłużej jak mogła.

^*^*^*^*^*^*^*^*^*^

Obudziła się rano, oczywiście niewyspana. Chociaż koszmar nie powrócił to miała tak bardzo płytki sen, że w nocy rozbudzał ją każdy szmer, trzaśnięcie czy mruknięcie śpiącego wojownika. Cieszyła się, że chociaż Srebrny Deszcz się wyśpi. Przez całą noc leżał w nią wtulony powoli i spokojnie oddychając.
Miała położoną głowę na łapach, gdy zauważyła, że z rogu legowiska wyłania się Burzowy Kwiat, wciąż trochę zaspany. Pewnie nie minie zbyt wiele czasu nim inni zaczną się budzić.
Długo nie musiała czekać na zielonookiego kocura, która wpierw zaczął się trochę wiercić aż w końcu ziewnął, ukazując rządek białych kiełków.
- Cześć Srebrny Deszczu – miauknęła cicho i liznęła go w policzek – Jak ci się spało?
- Całkiem dobrze – wlepił w nią swój przeszywający wzrok – A ty?
- Lepiej – ziewnęła; widząc jednak wpatrzone w nią oczy kocura, zrozumiała, że nie uwierzył jej – No nie do końca ale nie miałam żadnego koszmaru. Po prostu sen miałam płytki i wszystko mnie budziło.
Srebrny Deszcz pokręcił głową z dezaprobatą ale w końcu uśmiechnął się do niej, zapewne chcąc rozluźnić atmosferę.
- Chodźmy zjeść lepiej nim obudzi się Liliowa Łodyga, wczoraj wieczorem Borsuczy Goniec wyznaczył naszą trójkę na poranny patrol.
Zroszonemu Nosowi nie na łapę było wstawanie ale nic nie mruknęła. Powinna przecież bez względu na to co się z nią działo, sumiennie wykonywać obowiązki. Właśnie, powinna przeprosić Srebrny Deszcz za swoje zachowanie, w końcu mogła go zranić, nawet nie umyślnie.
- Srebrny Deszczu – kocur przystanął i odwrócił się do niej – Chciałam cię przeprosić po prostu za wczoraj. Wiem, że chciałeś dobrze a ja tak cię potraktowałam.
- Nic się nie stało, rozumiem, że mogłaś być trochę rozdrażniona.
- Myślałam też jak ci powiedzieć o tym, co widziałam we śnie.
- I?
Westchnęła. Na jednym wdechu opowiedziała kocurowi o czym śniła. Wraz jak dalej brnęła w opowieść widziała, coraz bardziej zaniepokojoną minę kocura.
- To jest właśnie to, co mnie nawiedziło poprzedniej nocy. Srebrny Deszczu, ja… zaczynam się obawiać samej siebie.

<Srebrny Deszcz?>

Od Zroszonego Nosa C.D Borsueczgo Gońca

Zroszony Nos analizowała słowa Borsuczego Gońca. Jego problem, wbrew pozorom, wydał się kotce mały, w sensie nie był on aż tak bardzo skomplikowany, przynajmniej dla niej. Chwilę się zastanowiła, jak obrać w słowa to, co chciała przekazać zastępcy.
Upłynęło im kilka uderzeń serca na milczeniu, kolorowanym przez trelującego ptaka, który zdawał się nie przejmować obecnością wojowników.
- Borsuczy Gońcu – wbiła spojrzenie swoich złotych oczu w kamień ukryty pośród trawy – Twój problem sam w sobie nie był i nie jest niczym wielkim.
- Jak to? – spytał zdezorientowany – Ale…
- Nie przerywaj mi, proszę – powiedziała poważniejszym tonem; dostrzegła, że kocur chyba trochę się zawstydził – Dziękuję. Wyobraź sobie, hm… ukąszenie szczura. Zrobiłeś to? Dobrze. Na początku jest drobne i jedynie boli. I chociaż od małego jest się uczonym, by z ugryzieniem szczura natychmiast iść do medyka, ty to jednak ignorujesz, ukrywasz przed każdym, bo w końcu, po co marnować zioła na taką małą rankę, prawda? Czas mija a ty czujesz się coraz gorzej, nadal jednak ukrywasz to. A gdy zaczyna do ciebie docierać, że jedną łapą jesteś w Klanie Gwiazd, jest już za późno…
Szylkretowa słyszała liście poruszane przez ciepły wietrzyk. Nie wiedziała skąd płynęły te słowa – serce? Rozum? A może jedno i drugie miało w tym swój udział?
Dopiero westchnięcie kocura przywróciło ją do rzeczywistości. Po jego wyrazie pyszczka domyśliła się, że analizował i tłumaczył sobie jej wywód.
- Czyli cały mój stan wynika z jakiegoś drobnego czynnika? – przytaknęła; Borsuczy Goniec kilkakrotnie otwierał i zamykał pyszczek.
- A może domyślasz się, jaki?
- Eh… tyle się ostatnio wydarzyło, że sam nie wiem.
- Odpowiedź jest bardzo prosta Borsuczy Gońcu. Mógł być to pierwszy poważniejszy smutek, złość. A dochodzi do tego pewnie intensywne myślenie nad własną winą. Przez te wszystkie księżyce, gdy tłumiłeś to w sobie, zatruwałeś własny umysł – tu się zawahała, czy powinna to mówić, wiedząc ile bólu sprawia kocurowi to wspomnienie- A odejście twojej ukochanej córki było tą decydującą kroplą trucizny, która wywołała to wszystko i stworzyła z ciebie… kogoś kim nigdy nie byłeś. Morał, więc jest taki, nie kryj bólu czy urazy, bo to cię zniszczy. Wcześniej być może nie miałeś z kim o tym porozmawiać ale teraz już masz – posłała mu promienny uśmiech.
Zroszony Nos mówiła o sprawach, w których miała jako takie pojęcie. O jej dziwacznej fobii związanej z kociętami i bycia matką wiedział jedynie Srebrny Deszcz ale ona czuła, że dla partnera, w pewnym sensie było to zbyt dużym problemem. Czuła, że ktoś jeszcze winien o tym wiedzieć, ale jak na razie w klanie nie ufała nikomu aż tak aby się tym podzielić.
- Ja… - odezwał się lekko drżącym głosem – dziękuję ci Zroszony Nosie.
- Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłam jakoś pomóc – spojrzała na niebo i zauważyła, że słońce już dawno przestało szczytować; powinni wracać – Wracajmy, zanim pomyślą, że zaginęliśmy. Po drodze dołapiemy więcej zwierzyny.

*^*^*^- po porodzie Różanego Pola- *^*^*^*^*

Cały Klan Wilka aż wrzał od rozemocjonowanych kotów. Wszyscy żyli parką świeżych członków klanu – Nocka i Borsuczek. Każdy członek szedł odwiedzić młodą królową, każdy poza Zroszonym Nosem. Po jej ostatnim śnie, przerażało ją przebywanie z kociętami w ciasnej kociarni, nawet jeśli był tam z nią ktoś jeszcze.
Widziała jak jej matka razem z Wierzbowym Nosem szły obok siebie, głośno mrucząc. Złotooka położyła pysk na łapach. Zastanawiała się czy kiedykolwiek polepszy jej się na tyle aby mogła zostać matką. W końcu, chyba tylko ona i Srebrny Deszcz nie doczekali się jeszcze potomstwa ze wszystkich par w klanie. Zroszony Nos czuła, że w którymś momencie klan może zacząć coś podejrzewać a wtedy… wolała nawet o tym nie myśleć.
- Zroszony Nos! – usłyszała radosny głosik Jaskółczej Łapy – Wiem, że miałyśmy mieć teraz trening ale nie widziałam jeszcze kociąt Różanego Pola! Czy mogę…?
- Pewnie, nic się nie stanie jeśli później zaczniemy – uśmiechnęła się do terminatorki.
- Może poszłabyś ze mną? – zaproponowała z iskierkami podniecenia w oczach.
Wojowniczka gwałtownie się podniosła. Położyła uczy po sobie. Oczy rozszerzyły się jej z przerażenia. Serce zaczęło bić mocniej. Przypomniała jej się dramatyczna scena ze snu.
- Wszystko dobrze? – otrząsnęła się, gdy usłyszała zaniepokojony głos siostry.
- T-tak mi się zdaje – przejechała łapką po pyszczku chcąc odegnać złe wspomnienia.
- Na pewno? Mogę pójść po Lawendowego Płatka.
- Nie! – prawie, że syknęła zaraz jednak westchnęła – Nie. Idź sama. Ja pójdę na polowanie, w końcu trzeba zadbać aby Różane Pole miała co jeść.
Zostawiła widocznie zaskoczoną uczennicę i ruszyła do tunelu. Zapatrzona we własne łapy nie dostrzegła sylwetki innego kota, a dokładniej biegnącego kota i oboje zderzyli się. Zroszony Nos runęła jak długa, aż coś chrupnęło jej w karku.
- Przepraszam cię Zroszony Nosie! – rozpoznała zdenerwowanego Borsuczego Gońca – Dzisiaj na każdego niemal włażę!
- To zrozumiałe – podniosła się strzepując kurz z grzbietu – W końcu, zostałeś dziadkiem.
- Tak! Jestem taki dumny z Różanego Pola! – kocur zamruczał.
- Masz z czego – miauknęła lekko oschłym głosem.
Wymruczała pożegnanie i podążyła dalej w swoim kierunku.
- A gdzie tak właściwie idziesz? Nie idziesz zobaczyć…
- Nie, nie idę. Nie mam ochoty. A teraz wybacz ale chcę zostać sama.
Żwawszym krokiem weszła do tunelu i nie odwracając się poszła do lasu, który wydawał się jej być idealnym miejscem do wyciszenia swojego rozszalałego serca.

<Borsuczy Gońcu?>

Od Lamparciej Gwiazdy C.D. Rdzawej Łapy

- Pragnę cię mieć z powrotem - powiedział do kotki, której oczy zaszły łzami szczęścia. Jednak zanim zdążyła podziękować, lider musiał złamać jej serce. - Ale jak mogę ci zaufać po tym wszystkim?
Rdzawa Łapa zmieniła gwałtownie nastrój. Teraz była zaskoczona i wyraźnie zdenerwowana.
- Oczywiście, że możesz mi zaufać! - prychnęła. - Jestem członkiem Klanu Burzy! Lojalnym członkiem!
- A ile z tej lojalności zostanie, gdy będziesz musiała walczyć z matką lub rodzeństwem? - zaripostował kocur. Rdzawa Łapa ustąpiła lekko, choć nadal próbowała się bronić.
- Ja... Ja zmienię wtedy przeciwnika. Będę walczyć z kimś innym - odparła kotka. - Proszę, nie wyganiaj mnie.
- O tym, czy odejdziesz zadecyduje już klan - westchnął kocur. - Chodź, zapytamy ich.
Kotka jednak nie chciała wyjść, nawet pomimo tego, że jej ojciec już opuścił legowisko. Stała w miejscu i wpatrywała się w niego niemym wzrokiem. Wojownik odwrócił się na pięcie z powrotem do niej.
- A jeśli mnie wygnają? - zapytała kotka. - Co wtedy?
- Będziesz musiała opuścić Klan Burzy, możliwe, że na zawsze - westchnął lider. - Ale wąsy od góry! Nasz klan to w dużej większości twoi przyjaciele. Możesz mi zaufać, spokojnie.
Kotka wyszła i stanęła u boku ojca. Oboje zetknęli się nosami, kiedy Lamparcia Gwiazda wskoczył na podwyższenie terenu, by zwołać klan.
- Niech wszystkie koty Klanu Burzy zdolne samodzielnie polować zbiorą się na spotkanie klanu!
Wojownicy obecni w obozie zbiegli się przed swoim przywódcą. Niektóre koty dopiero co zauważyły Rdzawą Łapę i patrzyły na nią zaskoczone lub niepewne.
- Rdzawa Łapa była członkiem Klanu Burzy - zaczął lider. - Ale dobrowolnie nas opuściła, gdy dowiedziała się, że jej matką jest Milcząca Gwiazda. Przemyślała swoją decyzję i pragnie do nas wrócić. Co o tym myślicie?
Koty wymieniły między sobą spojrzenia. Każdy chciał mówić, ale nikt nie wiedział co powiedzieć. W końcu Gradowa Mordka wyrwał się z tłumu.
- To córka Milczącej Gwiazdy! Płynie w niej zła krew! Niech wraca do swojego klanu!
Wśród kotów podniosła się wrzawa. Nikt otwarcie nie popierał medyka, jednak liczyli się z jego zdaniem i co niektórzy gotowi byli wołać o wygnanie kotki. Zaniepokoiło to Lamparcią Gwiazdę.
- Mysi móżdżek! - prychnęła nagle ponad tłum Kwiecisty Wiatr. - Rdzawa Łapa przyszła do nas, a nie do swojej matki. Świadczy to o jej przywiązaniu do Klanu Burzy.
Koty znów zamilkły nie wiedząc, którego medyka poprzeć. Sfrustrowany Brzoskwiniowa Łapa podrapał się z tego wszystkiego za uchem. Widząc ten niepokój, Lamparcia Gwiazda postanowił nacisnąć.
- Jałowcowy Krzewie, byłeś mentorem Rdzawej Łapy. Co myślisz o jej powrocie? - zapytał. Syn Srebrnej Gwiazdy, szanowany przez klan wojownik, z resztą także najstarszy wojownik wyglądał teraz tak nieśmiało, jak uczeń przed pierwszym treningiem.
- Kocham Rdzawą Łapę, ale nie wiem, czy starczy jej lojalności - powiedział. Korowa Skóra, która wyszła ze żłobka, aby się przysłuchać także wyraziła swoja wątpliwość.
- Jest zbyt rozdarta. Jej lojalność pozostaje przy dwóch klanach. A tak nie da się żyć - oznajmiła kotka. Zebrani pokiwali głowami. Wtedy z tłumu wyrwała się Pręgowanie Piórko.
- To oburzające! - warknęła. - Rdzawa Łapa jest córką Lamparciej Gwiazdy i Iskrzącego Futra! Może nie z krwi, ale z serca! I z serca jest moją kuzynką. Choć boję się, że znów nas zostawi, to i tak jestem za tym, aby została!
Rdzawa Łapa posłała wojowniczce wdzięczne spojrzenie. Sam Lamparcia Gwiazda był nieopisanie dumny z siostrzenicy, która tak otwarcie sprzeciwiła się klanowi. Nie znał jej od tej strony.
- Jeśli moje zdanie jeszcze coś znaczy - odezwała się nagle Mysi Nos. - Zgadzam się z moją córką. Rdzawa Łapa nie należy do nas krwią, ale sercem. A to więź silniejsza niż myślicie. Jeżeli wojownik pokocha swój klan, żadna krew nie jest w stanie go od niego odsunąć. Uwierzcie mi, wiem o czym mówię.
Mysi Nos wyraźnie nie chciała ujawniać przed młodszymi wojownikami, w jakim konflikcie serca jej i Lamparciej Gwiazdy były przez wszystkie księżyce. Oboje urodzili się pieszczoszkami, ale ich ojciec był z Klanu Nocy. Mimo to wychowali się w Klanie Burzy, któremu oddali całą swoją lojalność.
- Ja się z tym nie zgodzę - mruknęła Blady Świt siedząca obok. - Mysi Nosie, kocham cię i szanuję twoje zdanie, ale to o czym mówisz jest możliwe tylko wtedy, gdy wojownik wyrzeknie się krwi. Nie wierzę, by Rdzawa Łapa potrafiła walczyć z Milczącą Gwiazdą, Borsuczym Gońcem lub ich dziećmi.
Lamparcia Gwiazda oglądał swoich wojowników i słuchał ich głosów wyrażających mniejsze lub większe poparcie dla przyjęcia Rdzawej Łapy. Tylko cztery obecne koty się jeszcze nie wypowiedziały. Brzoskwiniowa Łapa nadal był rozdarty. Wyraźnie czekał, aż odezwie się jego ojciec. Nocne Niebo, zastępca Lamparciej Gwiazdy cały czas milczał mierząc wzrokiem jego, Rdzawą Łapę i swojego brata, Gradową Mordkę. Na uboczu siedziała Żmijowa Łuska i jej syn, Kaczeńcowy Pazur. Oni też nic nie mówili, tylko wpatrywali się w tłum czekając na rozwój wydarzeń. Lider bardzo lubił swoją byłą uczennicę, choć często go irytowała. Chciał znać jej opinię, gdyż była kotem, którego Klan Burzy przyjął pomimo dojrzałego wieku.
- Żmijowa Łusko? A ty? Co myślisz?
Kotka była zaskoczona pytaniem. Jej zmieszanie jednak szybko ustąpiło i wysunęła się przed tłum.
- Lamparcia Gwiazdo, uczyłeś mnie kodeksu wojownika i powiedziałeś mi pewną ważną rzecz. Pięć rzeczy czyni cię wojownikiem: umiejętności, kodeks, honor i lojalność. Twój klan zarzuca Rdzawej Łapie brak tej ostatniej. Nie wiedzą, czy mogą jej zaufać. Rdzawa Łapa to dorosła kotka, przyszła tu taka jak ja, ale wiele nas różni. Ona umie walczyć i polować, zna kodeks i Klan Gwiazdy, a także z pewnością nie brak jej honoru. Gdzie jej lojalność? Nie posiada jej. Ale ja też jej nie posiadałam, gdy do was przyszłam. Uważam, że Rdzawa Łapa może nauczyć się lojalności, a jeżeli już ją opanowała, niech to udowodni! Przyjmij ją do Klanu Burzy, niech pokaże nam, że może być jego wojowniczką!
Po przemówieniu Żmijowej Łuski w obozie zapanowała cisza. Wszyscy byli zszokowani jej wypowiedzią i apelem. Kotka z dumą uniosła ogon czując, że zamknęła pyski wszystkim niedowiarkom. W końcu Nocne Niebo wstał i wyszedł na środek obozu. Nastroszył sierść i wypiął dumnie pierś.
- Żmijowa Łuska ma rację - powiedział krótko. - Popieram jej propozycję. Niech Rdzawa Łapa udowodni, że zasługuje na imię wojownika Klanu Burzy! Lamparcia Gwiazdo, wystawmy ją na próbę!
Przez koty przeszedł szmer zdziwienia. Zastępca owinął ogon wokół łap i rzucił Lamparciej Gwieździe wyzywające spojrzenie.
- Co masz na myśli, Nocne Niebo? - spytał lider przełykając ślinę.
- Dość już odkładania walki z Klanem Wilka! Niech pozna smak zemsty Klanu Burzy! Zaatakujmy ich obóz, porańmy ich wojowników! Nie będziemy żyć w strachu przed naszym wrogiem! To Klan Wilka ma bać się nas!
- Co chcesz osiągnąć tym bezcelowym atakiem?! - wyrwała się z żalem Pręgowanie Piórko.
- Klan Wilka zabił niegdyś czworo naszych wojowników. Nigdy nich nie pomszczono - odparł kocur.
- Chcesz rozdrapywać tak stare rany? Chcesz pomścić koty, które zmarły, gdy byłam kocięciem?
- Oni byli członkami Klanu Burzy! Klany Nocy i Wilka świadomie ich zamordowały! Rozmyty Pył! Wichrowa łapa! Burzowa Łapa! - Nocne Niebo odwrócił się do lidera. -  Biała Gwiazda.
Lamparciej Gwiździe znów przypomniała się piękna, biała kotka, która rządziła przed nim Klanem Burzy. Była jego mentorką, przyjaciółką i przywódczynią. Kochał ją całym sercem i nienawidził Milczącej Gwiazdy i Malinowej Gwiazdy za to, że jej to zrobiły. Na nowo wróciły też do niego obrazy młodych uczniów, rozszarpanych na strzępy i ukochanego przyjaciela jego ojca, Rozmytego Pyłu. Lider rozejrzał się po obozie. Blady Świt zaczęła płakać. Lider wiedział, że w myślach znów jest młoda i przygarnia do siebie urocze kocięta. Gradowa Mordka także bliski był płaczu. I jego serce musiało nawiedzić wspomnienie zmarłego rodzeństwa i ojca. Spojrzał też na swoją siostrę, której z bólu zaszkliły się oczy. Wszyscy wojownicy, którzy pamiętali tamten dzień nagle osowiali, widząc znów ciała poległych. Obiecał im. Obiecał im, że pomści przyjaciół. I nie dotrzymał słowa.
- Niech będzie - powiedział dusząc szloch. - Na najbliższym zgromadzeniu przekonamy się, jak miewa się Klan Wilka, a potem rozważymy atak. Nasi przyjaciele zostaną w końcu pomszczeni.

< Rdzawa Łapo? >

Od Nocki

Dwie małe kulki dobijały się do mleka matki - Różanego Pola. Jedna z nich, cała czarna koteczka, otarła się o brzuch mamy, a drugi kocurek o łapę. Jakie to miłe uczucie, czy takie kociaki mogłyby mieć aktualnie źle?. Po pewnym czasie kulki zasnęły. Były tu oto kociaki a następujących imionach: Borsuczek, jego imię zostało nadane na cześć dziadka kociaków - Borsuczego Gońcy. A druga drobna czarna koteczka, zwana była Nocką, od swojego czarnego jak noc futra. Jest to naprawdę szczęśliwa rodzina. Po pewnym czasie matka kociąt zaczęła je wylizywać. Nocka od razu zaczęła piszczeć przez dotyk. Boruczek natomiast tylko się wił.
Gdy tylko Różane Pole skończyła, do kociarni wszedł ich ojciec - Błotnisty Pysk. Kocur liznął kociaki po głowach i położył się koło kotki kładąc głowę na jej szyi. Można było usłyszeć radosne mruczenie, kociaki, jak to kociaki od razu dobierały się do mleka. Tę czynność przerwał im kot wchodzący do kociarni, a nawet i koty.

Borsuczy Gońcu? Milcząca Gwiazdo?

Różane Pole urodziła!

Różane Pole wydała na świat dwójkę zdrowych kociąt: silnego kocurka i śliczną kotkę.


Borsuczek





Nocka

Od Ciernika

Kotka przechadzała się po okolicy, obserwując inne koty. Jej tata był zajęty trenowaniem swojego ucznia, Deszczowej łapy, na zabawę z rodzeństwem nie miała zaś nastroju. Przyglądała się z daleka ojcu, oraz niebieskiemu kocurowi w prążki, próbując sobie wmówić, że wcale im nie zazdrości. Głupota, zazdrość to mało powiedziane. Chciałaby już tak bardzo być uczniem, ale wiedziała, że dzieli ją od tego jeszcze wiele wschodów słońca. Mama powtarzała im zawsze, że nawet się nie obejrzy, nim nadejdzie ich czas, Ciernik jednak ciężko było w to uwierzyć. Czas strasznie się wlókł, a ją nudziło trzymanie się klanu i beztroskie hasanie z innymi kociętami. Kotka chciała coś poczuć. Dreszczyk emocji na grzbiecie, adrenalinę buzującą w żyłach, cokolwiek. Chciała zobaczyć jak to jest być wojownikiem. Rzuciła ostatnie spojrzenie ojcu, tłumaczącego coś swojemu uczniowi. Był pochylony tak, że wypinał tyłek, co troszkę bawiło kotkę. Z delikatnym, acz dość smętnym uśmiechem na pyszczku, Ciernik ruszyła dalej, aby zatrzymać się dopiero przy jakiejś kałuży. Ostatniej nocy musiało padać. Spojrzała na swoje odbicie, które również wpatrywało się w nią znudzonym, wyczekującym wzrokiem, po czym dotknęła łapką tafli morskiej. Przez moment - bardzo krótki, mogła zobaczyć rozmazaną, większą kocią sylwetkę. Zrobiła dumną minę, jakoby to miało dodać jej dumy, ale woda powróciła już do pokazywania jej własnego odbicia. Ciernik mruknęła coś pod nosem, po czym odeszła od drobnej tafli.
"Jeszcze nie teraz" - pomyślała tęsknie.

Od Srebrnego Deszczu CD Zroszonego Nosa

- Rana nie jest duża i szybko się zagoi. - stwierdziła Lawendowy Płatek kładąc pajęczyną na ranę. - Jedynie trochę powiększy twoją bliznę.
-To dobrze... - wojownik starał się utrzymać spokojny głos, lecz kiepsko mu to szło. Odliczał każde uderzenie serca, aż medyczka skończy nakładać mu opatrunek. Nerwowo wysuwał i chował pazury, a gdy tylko skończyła, wystrzelił z jej legowiska prosto w ciemny las.
Podążał za zapachem kotki. Była blisko. Srebrny Deszcz domyślał się, że nawiedził ją okropny koszmar. Partnerka cały czas przez zen szamotała się niczym ryba w pysku. Nagle dostrzegł w oddali szaro- rudy ogon. Potruchtał tam i ze spuszczonym ogonem podszedł do szylkretowej.
- Zroszony Nosie! - wydyszał. - Wszystko dobrze?...
- Nie wiem... - chlipnęła - Naprawdę... Nie wiem...
Wtuliła swoją głowę w jego futro. Kot owinął ją ogonem i polizał czule po łebku. Wojowniczka cała się trzęsła.
- Spokojnie... - wyszeptał Srebrny do jej ucha. - Już dobrze, jestem tutaj...
Była dokładnie północ. Cały las milczał, jedynie czasem listki zaszeleściły pod wpływem wiatru. Srebrna Skóra pięknie błyszczała na niebie jako jedyne źródło blasku. Gdy koteczka trochę się uspokoiła, kocur zaprowadził ją z powrotem do legowiska wojowników.

/------------------------------------/

Noc minęła niezbyt spokojnie. Zroszony Nos miała problemy z zaśnięciem. Srebrny Deszcz co chwila ją uspokajał, do momentu gdy słońce powoli zaczynało wyglądać zza widnokręgu. Jednak kocur się nie wyspał, a jego jadowicie zielone ślepia miały zaczerwienione kąciki, co zdarzało się niezwykle rzadko. Jedynie w przypadku niewyspania się. Na porannym patrolu był dosłownie półprzytomny i nie mógł się na niczym skupić.
Okazało się, że mysz pomogła mu poprawić nastrój. To nie taka zwykła mysz, to pulchniutka mysz z Pory Nowych Liści. Jak stęsknił się za dobrym pokarmem. Z chęcią zakopał jej szczątki aby podziękować za nią Klanowi Gwiazdy.

Następnie zabrał Zroszony Nos na wieczorne polowanie. Złotooka była w takim stanie co pręgowany kocur. Zmęczona i nieskupiająca się na niczym.Jej pyszczek wciąż zdradzał przerażenie snem sprzed nocy. Musiał być naprawdę tragiczny...
- Jak się czujesz, Zroszony Nosie? - spytał w końcu Srebrny Deszcz.
- Em... Niezbyt dobrze... - mruknęła kotka.
- Współczuję ci... - otarł się o jej szyję. - To musiał być naprawdę okropny koszmar, że tak się wierciłaś.
Lekko spuściła łebek.
- Co ci się takiego śniło? - spytał w końcu.

<Rosa?>

Od Orlej Łapy CD Burzowego Futra

Zastanowiłem się chwile, nie wiem, czy mogę zaufać Burzowemu Futru. Po chwili zastanowienia...
- Mam słabe kontakty z siostrami... Nie wiem, czy mnie jeszcze lubią... - powiedziałem.
Kotka zamyśliła się wpatrując w wejście,
- Na pewno cię lubią, dziś chciały cię odwiedzić, ale było za późno - odpowiedziała spoglądając na mnie.
- Naprawdę tak myślisz? - spytałem już nie smutny, ale neutralny,
Kotka kiwnęła głową na tak, wtedy... uśmiechnąłem się, po czym medyczka poradziła mi już iść spać. Mam nadzieje, że niedługo, zacznę ponownie trenować, czas jest bardzo krótki, obawiam się, że nie uda mi się zostać wojownikiem.
Gdy się obudziłem, przyszła do mnie Burzowe Futro
- Witaj Orzełku — powiedziała
- Witaj Burzowe Futro - odpowiedziałem po czym wstałem.
Lekko zadrżałem i spojrzałem na swoją łapę, do końca mojego marnego żywotu będzie sparaliżowana, nie wiem, czy to przetrwam. Burzowe Futro zasmuciła się, tak samo, jak ja.
- Burzowe Futro, kiedy będę mógł znowu trenować? - spytałem siadając.
Kotka zamyśliła się siadając. Gdy otworzyła pyszczek, aby coś powiedzieć, do legowiska medyków weszły moje siostry.

<<Burzowe Futro? Siostry? Przepraszam że nie odpisywałem tak długo>>

Od Płonącego Grzbietu C.D Pręgowanego Piórka

Spojrzał na kotkę ze smutkiem.
- Jasne. - mruknął. - Bardzo żałuję, że nie jesteśmy w jednym klanie. - polizał ją po głowie, czując się trochę głupio. Nie był przyzwyczajony do okazywania pieszczot. - Byłoby nam o wiele łatwiej.
- Wiem, Płonący Grzbiecie. -zamruczała cicho. - Ale mimo to Klan Burzy jest moją rodziną i nigdy bym go nie opuściła. 
- Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego nie próbowałbym cię nawet od nich oddzielać. Głupio mi trochę, że przeze mnie zdradzasz własną rodzinę.
- W oczach kodeksu, owszem, to zdrada, ale nasze serca nie rozróżniają granic między klanami. - powiedziała pocieszająco, a ten kiwnął niemrawo głową. Pomyślał, że tak naprawdę cztery klany nie są potrzebne. Czy nie mógł by być jeden, silny, panujący nad całym lasem i rzeką klan, gdzie nie byłoby różnic podziału? Nie rozumiał motywu Gwiezdnych, ale postanowił, że nie będzie próbował podważyć ich decyzji. To nierozsądne.
Pręgowane Piórko wtuliła swoją głowę w półdługie futro kocura, pachnące runem leśnym. Odwzajemnił ten gest. Po chwili jednak spojrzał jej w oczy.
- Już czas.
- Na co? - zapytała otumaniona.
- Czas na powrót. - rzekł ze smutkiem, ostatni raz ocierając się o kotkę. - Do zobaczenia.

***

Gdy spotkali się znowu, księżyc świecił jasno.
Futerko kotki iskrzyło niczym woda w strumyku, które dzieliło tereny klanów. Jej oczy płonęły entuzjastycznie, ale zaważył w nich iskierkę niepewności.
- Cześć. - miauknął.
- Płonący Grzbiet. - kocica zgrabnie przeskoczyła strumień w miejscu, gdzie był najwęższy i zaczęła lizać mu pyszczek. Odwzajemnił gest, a z każdym liźnięciem bariera zawstydzenia zanikała, aż w końcu byli rozluźnieni i szczęśliwi, jak dwa koty na pół obcych terenach być razem nie mogą.
Pierwsza przemówiła kotka:
- Płomyk... 
- Hmm? - mruknął sennie. Uchylił powieki, gdy ta nie odpowiadała. Patrzyła się niewidzącymi oczami w punkt daleko przed nimi. - Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Nie, tylko chciałam z tobą porozmawiać.
- A o czym? - dopytywał, jednak kotka wcale się na niego nie patrzyła. W końcu przemogła się i musnęła go przestraszonym spojrzeniem.
- O kociętach.
Serce zabiło mu szybciej. Jeśli się rozmnożą, to będzie oczywista zdrada klanu. Ale czy naprawdę mu zależało na jego klanie? Szepczący Wiatr zniknęła. O Milczącej Gwieździe wolał nie mówić, a klan obdarzał go nieufnością przez ten wypadek z Czarną Łapą. Jedynym ufającym mu kotem był Borsuczy Goniec, z którym zamierzał niedługo porozmawiać. Myślał, że starszy kocur go zrozumie. Co zatem miał do stracenia? Jeśli może zapewnić szczęście swojej partnerce w ten sposób, to nie ma co się wahać.
Polizał ją po karku.
- Czy kocięta cię uszczęśliwią? -zapytał.
- Byłabym najszczęśliwszą matką na świecie, wierz mi. - zapewniła Pręgowane Piórko. Jeszcze raz ją polizał, po czym lekko złapał skórę na karku.

<Prynga? Sry za gniot>

Od Borsuczego Gońca



Borsuczy Goniec obudził się bardzo wcześnie. Przeciągając swój grzbiet usłyszał głośne chrupnięcie w kręgosłupie. Zaniepokoiło go to z lekka, czyżby już był aż tak stary? Spróbował to zignorować, ale słysząc podobny dźwięk przy wyciąganiu zdrętwiałej łapy w przód zmarkotniał a jego czoło zakryły chmury. I tak dobry humor prysł pozostawiając jedynie grymas i niesmak.  Wyszedł z legowiska i pozdrowiwszy skinieniem głowy Burzowe Futro, wyszedł na środek rozglądając się za kimś na poranny patrol. Szybko dostrzegł Wierzbowy Nos która akurat przypadkiem kroczyła obok Liliowej Łodygi. Przywołał dwie panie do siebie i zlecił wspólny patrol. Chciał wysłać z nimi Srebrny Deszcz oraz jego ucznia, Orlą Łapę, ale nigdzie nie widział srebrzystego wojownika. ,,Zapewne śpi, no trudno” mruknął markotnie zabierając głos:
- Zabierzcie jeszcze Orlą Łapę ze sobą,  musi w końcu wyjść i zacząć pracować aby być wojownikiem, prawda?
Wierzbowy Nos skinęła łebkiem i poszła wraz z towarzyszką do legowiska uczniów. Borsuk jeszcze szybko wyznaczył patrol popołudniowy, w którym sam miał zamiar wziąć udział, oraz ten nocny. Chciał zabrać Błotnisty Pysk, w celu zakomunikowania mu tego przeszedł się po obozie rozglądając się za kocurem. Nigdzie nie mógł go znaleźć, jakby rozpłynął się w powietrzu. Na szczęście, wystarczyła chwila aby odnaleźć miejsce pobytu zguby bowiem ze żłobka wydobyło się paskudne warczenie przepełnione jadem i wściekłością:
- Co to znaczy, że jeszcze nie złapałeś mi myszy w jeżynach?! W tej chwili po nią idź!- furia ustała dając miejsce żałobnemu tonowi- jestem królową, matką twych przyszłych dzieci, a ty nawet nie chcesz spełnić mej jednej prośby…tej jednej, jedynej…
Różane Pole. Oczywiście, tam gdzie ona tam i jej partner. Borsuczy Goniec podszedł pod wejście czekając aż Błotnisty Pysk wywlecze się stamtąd z markotną miną. W istocie, stało się tak. Brązowy kocur szurał ciężkimi łapami po ziemi, jego pysk wykrzywiła trwoga. Zastępcy niemalże zrobiło się żal biedaka, sam nie chciałby mieć takiej partnerki jak jego córka, Milcząca Gwiazda nie miała takich wahań nastrojów! Więc skąd miała je jej córeczka? Borsuk podgonił ociężałego młodego wojownika witając się z nim.
- Oh, cześć Borsuczy Gońco- mruknął mu w odpowiedzi- wybierasz się ze mną na polowanie?
- Jasne, wszystko dla naszej królowej- zaśmiał się kocur wychodząc wraz z kompanem- chciałem cię zabrać na patrol, ale widzę, że bardziej się przydasz tutaj, w obozie…
- Nie, błagam! Pójdę na ten patrol z wielką chęcią!- miauknął żałośnie Błotnisty Pysk a jego oczy błysnęły- wszystko aby uwolnić się chodź na chwilkę od niej!
Borsuczy Goniec ściągnął uszy do tyłu. Rozumiał, że Różane Pole była teraz naprawdę nie do zniesienia, ale i tak nie chciał słyszeć aby ktokolwiek mówił tak o jego córeczce, każdej córce. Młody wojownik zrozumiał swój błąd szybko, nawet nie musiał patrzeć na ,,swojego ojca”. Szybko się zatem poprawił.
- Znaczy…to nie tak, że już mi się ,,odwidziała” czy coś w tym stylu. Kocham ją dalej, tak samo jak na początku, moja miłość co do niej nie zna granic, ale ah! Ileż można znosić jej fochy i dąsy, wściekłość łamaną na smutek i szczęście?! Doprawdy, kto tworzył kotki?
- Jakiś szaleniec mój synu, jakiś obłąkaniec- odpowiedział mu z poważną miną Borsuczy Goniec. Błotnisty Pysk zaśmiał się delikatnie, obaj czuli się w swoim towarzystwie co raz lepiej. Potrafili ,,nadawać na tych samych falach”. Okazało się, że niewiele się różnią, a miłość do tej samej osoby tylko związywała ich samych mocniej. Szybko odnaleźli mysz którą zręcznie złapał brązowy wojownik. Borsuczy Goniec przechwycił ją po czym udali się obaj na poszukiwanie krzaku jeżyn. Musieli przejść dość spory kawałek aby w końcu wyczuć słodką woń owoców.  Co zabawne, zapach dochodził z miejsca w którym przed chwilą byli, dlatego musieli się wracać. Przy krzaku napotkali sarenkę która skubała trawę, kopytkiem zgniotła kilka jeżynek co było przyczyną tego, że uwolniły swój zapach. Słysząc szeleszczenie w krzakach zwierzę skoczyło i w mgnieniu oka znikło im z pola widzenia. Borsuczy Goniec wrzucił martwego gryzonia do soku czekając aż futro nim przesiąknie.
- Nigdy nie widziałem sarny na żywo- przyznał Błotnisty Pysk- wiem jak wyglądają ale…nie sądziłem, że są tak piękne.
- Są i to bardzo- odpowiedział mu zastępca biorąc mysz w zęby- to jedne z najpiękniejszych stworzeń chodzących po ziemi, nie licząc Różanego Pola.
Obaj zaśmiali się po czym obrali kurs na obóz. Błotnisty Pysk zdążył jeszcze złapać zająca, dość tłustego jak na takie stworzonko. Borsuk nie mógł ukryć dumy, z dziwnych powodów zaczął czuć się jak ojciec młodego wojownika, a przynajmniej jego wuj. Więź naprawdę się pojawiła, mimo tego haniebnego napadu ze strony zastępcy oraz chamskich przytyków i morderczych spojrzeń. Błotnisty Pysk puścił to w niepamięć, nie chował urazy i traktował ojca partnerki jak przyjaciela nie zważając na jego błędy w bliskiej przeszłości.
Kiedy dwa kocury wkroczyły do obozu panował tam nie lada ruch. Borsuczy Goniec ogarnął wzrokiem podekscytowane koty. Szeptały coś między sobą rzucając okiem na żłobek. W końcu z legowiska medyka wyskoczyła Liliowy Płatek niosąc jakieś zioła. Wskoczyła do miejsca w którym leżała Różane Pole znikając tak szybko jak się pojawiła. Wtedy dopiero Borsuczy Goniec zrozumiał. ,,Na Klan Gwiazd…oh nie!” pisnął rzucając się pędem do żłobka. Zaraz za nim pobiegł Błotnisty Pysk. Obaj zatrzymali się przy wejściu, a słysząc miauczenie pełne bólu byli pewni co się dzieje. Różane Pole rodziła.
- Zaczekaj tutaj, zajrzę- polecił młody wojownik wchodząc na wpół do kociarni. Zastępca tylko pokiwał głową siadając ciężko. Zrobiło  mu się duszno, bardzo duszno. Dyszał próbując odzyskać normalną temperaturę ciała.  Jego towarzysz powrócił szybko. Miauknął niezadowolony siadając obok pocierając łapą nos.
- Udrapała mnie! Burzowe Futro mnie udrapała i kazała ,,nie wtykać nosa tam gdzie nie powinienem”- poskarżył się ale widząc mętne oczy ojca partnerki zrozumiał, że ten kompletnie nie przyjmuje do siebie żadnych wiadomości. Po chwili Borsuk już leżał jak długi na ziemi z zamkniętymi powiekami. Błotnisty Pysk szturchnął go łapą na co ten powstał tak szybko jak się przewrócił.
- Zemdlałem!- oznajmił żywszym głosem- ale już mam się dobrze! Oh na Klan Gwiazd, moja mała córeczka rodzi…
- Nie jest taka mała…
- Moje biedactwo przeżywa katusze i cierpienie bo zachciało się jej romansów! Czy ja jej nie wytłumaczyłem czegoś?
- Sądząc po tym jak to się wszystko wydarzyło śmiem twierdzić, że była uświadomiona aż za dobrze…
- Moje dziecię!- miauknął żałośnie Borsuk kompletnie ignorując słowa Błotnistego Pyska. Położył swój łeb na głowie kocura zamykając oczy. Partner jego córki spróbował zamruczeć aby dodać mu otuchy, ale sam był przerażony nie na żarty. Z legowiska uczniów wyszła Popielata Łapa wraz z Jaskółczą Łapą. Uczennica zastępcy widząc w jakim jest on stanie podbiegła do niego trącając go nosem w bok. Po szybkim pytaniu ,,co się stało” została ,,zaatakowana” bowiem Borsuczy Goniec przytulił się do niej zawodząc żałośnie:
- Moja córka rodzi, boję się bardzo Popielata Łapo!
- Nie ma czego!- zapewniała go Jaskółcza Łapa spoglądając mu w oczy- Różane Pole to dzielna i silna kotka, da sobie radę.
- Tak, tak, dzielna kotka- powtórzył Borsuczy Goniec prostując się- masz rację moja droga, jesteś bardzo mądra. Ona da sobie…
W tej samej chwili ze żłobka wybiegła Burzowe Futro wbiegając do legowiska medyków, wracała tym samym tempem do miejsca porodu niosąc pęczek liści. Widząc to zastępca przeraził się ponownie. Jego oczy zmętniały a uśmiech zniknął. Pisnął cichutko wbijając pazury w ziemię. Bardzo się bał. Nie zniósłby straty kolejnego dziecka. Czy słabością jest troska o życie kogoś z rodziny? Oczywiście, że nie. Borsuczy Goniec nie był słabym kotem, on po prostu zamartwiał się na zapas, strach towarzyszy każdemu  w różnych sytuacjach, dla niego najbardziej przerażające były momenty w których coś niebezpiecznego spotykało jego rodzinę, a poród należał do jednej z tych chwil.
Kocur w towarzystwie Popielatej Łapy, która próbowała go uspokoić cichym mruczeniem trzymając swoją głowę na jego łbie, spędził czas aż do wieczora, popołudniowy patrol odbył się co prawda, ale poszedł na niego jedynie Srebrny Deszcz i Burzowy Kwiat. Zastępca musiał czuwać. Obecność jego uczennicy działała na niego kojąco. Leżał obok siedzącej młodej kotki słuchając jej miarowego mruczenia. Wiedział, że robiła to tylko dlatego, że są przyjaciółmi, ale coś w tej całej sytuacji nie dawało mu spokoju. Tak odprężony nie czuł się od dawna, żadna troska nie kołatała jego myśli, po za porodem córki. ,,Co się dzieję, nic dobrego na pewno. Dlaczego ona tak działa, co w niej tak kojącego i miłego memu sercu? Czy to dalej przyjaźń czy…nie, zamknij się kupo futra, oczywiście, że to przyjaźń, cóż by innego?! Mógłbyś spokojnie być jej ojcem, a nawet dziadkiem, jeśli szybciej postarałbyś się o dzieci” skarcił się w myślach otwierając oczy. Do legowiska wojowników, w którym właśnie przebywał, przyszedł Błotnisty Pysk z tak pięknym uśmiechem, który mógł zwiastować tylko jedno. Borsuczy Goniec wstał natychmiast dziękując za pomoc uczennicy. Pognał ile sił w łapach do żłobka. Wszedł do ciemniej nory skąpanej jedynie blaskiem zachodzącego słońca. Różane Pole leżała dysząc ciężko, jednak jej wzrok jak i uśmiech zdradzały, że jest szczęśliwa. Obok niej były dwie, malutkie postacie. Widok kociąt rozczulił zastępcę. Padł on wręcz nisko na swoje łapy przyglądając się im uważnie. Z oczami wypełnionymi łzami zetknął się nosem z córką która zamruczała głośno. Oboje byli szczęśliwi, Błotnisty Pysk także. Położył się za partnerką łasząc się do niej. Borsuczy Goniec znowu przeniósł wzrok na dwójkę kociąt. Były wielkości jego łapy, no może trochę większe. Obok niego przysiadła Biegnący Strumień. Uśmiechnęła się do ojca kładąc łeb na jego głowie.
- Macie imiona?- zapytał cicho zastępca spoglądając na szczęśliwą parę. Różane Pole powolnie kiwnęła głową zamykając ciężkie powieki.
- Dla jednego na pewno, dla którego to się okaże. Nazwiemy go Borsuk- wymruczał w odpowiedzi Błotnisty Pysk. Oczy Borsuczego Gońcy zaświeciły od łez. Jego córka nazwie dziecko po nim! Czy jest piękniejszy dowód miłości i oddania jakim może darzyć rodzica dziecko? Zastępca kiwnął łbem wstrzymując swe emocje. Spojrzał po raz ostatni na kociaki oraz ich matkę po czym odwrócił się z zamiarem wyjścia, nie chciał męczyć jej zbyt długo. Zauważył w przejściu postać srebrnej kotki. Milcząca Gwiazda stała w progu patrząc na nich. I w jej oczach świeciły łzy. Borsuczy Goniec przeszedł obok niej zatrzymując się na wysokości jej pyska.
- Udały nam się wnuki, co?- zaśmiał się przyjaźnie ocierając się lekko o bok liderki. Wąsy Biegnącego Strumienia zadrżały a na pysk Różanego Pola wszedł szczery uśmiech. Może jednak ta rodzina nadal istniała, głęboko zakorzeniona w ich sercach? Jeśli tak, to właśnie zyskała nowych dwóch członków.