Wystrzeliła jak z procy i pognała do pokoju w którym to z relacji Tuni ukrywało się stworzenie. Minęła obok grubo ubranych dwunożnych z ekscytacji nawet nie zauważając, że ci otwierają drzwi wychodząc. Przed wejściem do pokoju, teraz uważanego przez nią za swój, zwolniła i weszła do niego bezszelestnym krokiem. Rozwarła lekko pyszczek, nastawiła uszu i powąchała powietrze. Wśród zwyczajnych zapachów czuć było jeden, choć słaby to wyróżniający się, dobrze znany, przywodzący kotce na myśl las i obóz Klanu Wilka - zapach myszy. Nie minęło wiele czasu nim ją namierzyła.
Mysz jednak również namierzyła kotkę i nim ta cokolwiek zdążyła zrobić, czmychnęła pod szafkę.
Szepczący Wiatr podbiegła do niej i przyłożyła łeb do ziemi, zaglądając pod spód. W rogu siedziała malutka postać. Coś jednak różniło ją od zwykłych, leśnych myszy i od razu wzbudziło w kotce zdziwienie i wątpliwości czy to aby na pewno jest mysz. Była ona biała. Nie brązowa, czy szarawa, tylko zupełnie biała i patrzyła ona na wojowniczkę okrągłymi, czerwonymi, przestraszonymi oczami. Jednak zapach, choć nie taki sam jak leśnych gryzoni, bez wątpienia nie należał do żadnego innego stworzonka.
Niesamowite! Nie dość, że zawędrowała tu mysz, to jeszcze jest biała! Oj będzie co opowiadać, gdy już wróci do domu! Ale póki jeszcze tu jest, musi ją złapać.
Gryzoń jednak najwyraźniej nie miał zamiaru wychodzić spod bezpiecznej szafki. Szepczący Wiatr włożyła więc pod nią łapę, wyciągając się. Na nic jednak nie natrafiła, mysz wciąż była za daleko. Nic z tego! Musi wejść tam cała! Położyła się płasko na podłodze i próbowała wcisnąć pod szafkę. Nie było to proste, lecz, jak się okazało, nie niewykonalne. Wpełzała do środka szurając pazurami po deskach (przy okazji robiąc na ich gładkiej powierzchni kilka nowych rys) i zmiatając swoim puchatym futrem cały kurz, w tym dziwne kłaki z pewnością nie kociego pochodzenia, wgramoliła się na tyle głęboko, że mysz w popłochu uciekła spod szafki. Szepczący Wiatr szybko chciała ruszyć za nią, okazało się jednak, że wyjście z tej dziury nie było tak proste jak wejście tam. Łbem i grzbietem jednocześnie dotykała zimnych desek podłogi jak i od góry dolnej części szafki.
- Yyy... Arsi...? - rozległ się nagle za nią zdziwiony głos Tuni. Dopiero wtedy wojowniczka uświadomiła sobie jak to dziwnie musi wyglądać: leżała płasko pod szafką, a wystawał jedynie jej tyłek i puchata kita.
- Tunia! - zawołała. - Bo ten tego... chyba utknęłam... Pomóż mi stąd wyjść!
- Yyy... Jak?
- Pociągnij mnie! - miauknęła. - Ała, ale nie za ogon!
Po kilku chwilach szarpania Szepczącego Wiatru za łapę i wpatrywania się przez Tunię w jej zad, wojowniczka była już wolna.
- Widziałaś gdzie uciekła mysz? - zapytała pieszczoszki stając na równe łapy z czystą determinacją i zacięciem na pysku.
- Tak, przebiegła tuż obok mnie. Chyba biegła w kierunku salonu.
- Salon! - powtórzyła radośnie Szepczący Wiatr. - Idziemy tam!
Ruszyła sprintem w jego kierunku, a gdy tam dotarła zatrzymała się, by znaleźć trop. Unosił się tu zapach jej ofiary, jednak niewyraźny przez wypełniające pomieszczenie inne, wyraziste wonie urządzeń dwunogów jak i jedzenia.
- Gdzie dwunożni? - zapytała Tunię, która właśnie zdyszana podbiegła do niej.
- Wyszli... Nie zauważyłaś? - wysapała, najwyraźniej zmęczona wycigąganiem towarzyszki, a później gonitwą za nią. Ale co się dziwić, tam gdzie Szepczący Wiatr robiła jeden sus, pieszczoszka robiła ich pięć.
- Cudownie! Nie będą mi przeszkadzać w łowach! - zawołała z uśmiechem. Miała też zamiar trochę się zabawić tym polowaniem. Znała ten teren już na tyle dobrze, by mysz nie była w stanie nigdzie się przed nią ukryć. Nie będzie jej od razu łapała i zabijała, bo to zajęłoby jej ledwo kilka uderzeń serca i tyle by z tego było. Mama zawsze mówiła - nie baw się jedzeniem. Tu jednak wszystko było inne, Szepczący Wiatr nie chodziła głodna, a brakowało jej właśnie polowania. A taka okazja jak mysz w gnieździe dwunożnych może się już nie powtórzyć, trzeba więc było wykorzystać to w pełni. Przy okazji porusza się i dobrze, gdyż bała się, że przez ten pobyt tutaj zupełnie wyjdzie z formy i wprawy, zmarnieje i stanie się tłusta jak nafaszerowany mysimi bobkami pieszczoch.
Ruszyła za zapachem prowadzącym do kuchni. Tam, przy szafce, pod którą na szczęście już nie dało się wejść, gdyż była cała zabudowana, siedziała biała myszka obgryzając jakieś okruszki.
Szepczący Wiatr zaczaiła się, po czym szybko skoczyła, gryzoń jednak czmychnął i poleciał w dal, a kotka ruszyła za nim. W końcu skoczyła i złapała go i przyszpiliła pazurami jednej łapy do ziemi.
- To było za proste! - burknęła po czym puściła mysz. Ta uciekła i schowała się gdzieś pod dziwnym krzesłem owiniętym materiałem. Szepczący Wiatr podeszła swobodnym krokiem i wskoczyła na nie, po czym położyła łapy na oparciu i przechyliła stołek tak, że ten wywrócił się. Zaskoczyła z niego już gdy się przechylał i ujrzała uciekającą mysz. Biegła prosto na krótkołapą pieszczoszkę.
- Tunia! Idzie do ciebie! - krzyknęła wojowniczka. Pobiegła za myszą i skrzywiła się miną wyrażającą bezwzględne zdumienie, gdy ta przebiegła tuż obok jej towarzyszki, która to tylko siedziała patrząc na nią. - Co ty, na mysz nigdy nie polowałaś?! - Westchnęła głośno, gdy w odpowiedzi pieszczoszka pokiwała przecząco głową. - To polowanie jest niezwykle nudne, ta mysz nie umie biegać. W takim razie zjem ją od razu, tylko poczekam aż poczuje się swobodnie i wyjdzie szukać jedzenia.
Po tych słowach nie czekając na odpowiedź Tuni wskoczyła na blat kuchenny. Było na nim wiele dziwnych urządzeń, podeszła więc do nich przyjrzeć się im z bliska.
- Niczego nie dotykaj! - krzyknęła z dołu pieszczoszka.
- Bo co?
- Bo Pan i Pańcia zawsze mówiłą, że to niebezpieczne!
Szepczący Wiatr prychnęła. Co ją obchodzą słowa dwunożnych?
Pierwszym celem był jakiś przezroczysty przedmiot w którym to widać było wodę. Idealnie, akurat chciało jej się pić! Trąciła to nosem. Nie było ani trochę wilgotne! Może trzeba tracić mocniej? Popchnęła to silniej, nie zauważyła jednak, że blat kończył się w tamtym miejscu i przedmiot spadł rozsypując się we wszystkich kierunkach na kilkanaście kawałków.
- Arsi! - krzyknęła gniewnie zjeżona od nagłego hałasu Tunia. Szepczący Wiatr chciała zeskoczyć, jednak kotka znowu się odezwała. - Nie, czekaj! Powbijasz sobie szkło w łapy!
Perspektywa wbijania sobie w łapy czegokolwiek nie brzmiała zachęcająco, więc wyjątkowo bez żadnych sprzeciwów posłuchała się pieszczoszki. Rozglądnęła się. Naprawdę zachciało jej się pić.
- Tunia! Jest tu gdzieś woda?
- Woda?
- No woda!
- Poczekaj chwilę... - mruknęła po czym zaczęła się rozglądać. W końcu podbiegła do jakiegoś małego siedziska, wskoczyła na nie, a z niego na krzesło i stół. Wciąż jednak była zbyt daleko od blatu, a z tak krótkimi łapkami nie była w stanie przeskoczyć tej odległości. - Trudno, poinstruuję cię stąd! A więc... widzisz takie duże, kwadratowe wgłębienie?
Szepczący Wiatr rozejrzała się i szybko natrafiła na coś zgodnego z opisem. Podeszła do tego i obwąchała.
- Mam!
- To teraz... Nie wiem dokładnie jak to zrobić, ale Pan i Pańcia często ruszają tym takim czymś co jest nad tym wgłębieniem i wtedy leje się z tego woda. Nazywają to zlewem i kranem. Spróbuj!
Kotka idąc wedle instrukcji nachyliła się i przednimi łapami opierając się na przeciwległej ściance chwyciła zębami zimny, błyszczący przedmiot. Ani rusz.
- Nic z tego! - krzyknęła do Tuni.
- Tam są dwa te takie wystające, widzisz?
- Widzę.
- To spróbuj ruszyć ten drugi.
Wojowniczka chwyciła w zęby ten kawałek z góry i wtedy... Poruszyło się! Jednak woda wciąż nie leciała.
- Chyba zepsute! - oceniła.
- Próbuj dalej!
Poruszała tym jeszcze kilka razy i w końcu, gdy przechyliła to w górę, woda poleciała grubym strumieniem, a w kuchni zaczął odbijać się dźwięk szumiącej wody.
- Udało się! - krzyknęła do Tuni.
Niebywale dumna ze swego osiągnięcia - w końcu rozszyfrowała i pokonała kolejną pułapkę dwunogów, którzy to zablokowali dostęp do wody, by wraz z Tunią zdechły z pragnienia - wzięła kilka łyków. Woda była niezwykle zimna, ale Szepczący Wiatr była już do tego przyzwyczajona, nie robiło więc to dla niej większej różnicy. Gdy zaspokoiła pragnienie stanęła wyprostowana i rozglądnęła się. Obok zlewu stały różne płaskie, białe, okrągłe przedmioty na których to znajdowały się drobne kawałeczki pysznego mięsa. Powąchała je, pachniały smacznie. Polizała je po czym wzięła kęs. Już uderzenie serca później poczuła jak jej język i podniebienie płoną żywym ogniem. Pali się!
Zaczęła dziko skakać z otwartym szeroko pyskiem, chcąc ugasić ostry smak w pysku. Jednak jedyne co to dało to to, że przypadkiem zrzuciła kilka tych białych spodków z tą pułapką. I dobrze! Skoczyła ku strumieniowi wody i zaczęła łapczywie nabierać kranówkę na język. To jednak zamiast ugasić, jedynie nasilała ten efekt.
- Tunia, ratuj! - krzyknęła z przestrachem. - Pysk mi płonie!
Rzuciła się z blatu prosto na oparcie krzesła, a z niego skoczyła na stół pokryty białym obrusem. Chciała zeskoczyć z niego, jednak jej pazury zaczepiły się o materiał i skończyło się tak, że zsunęła się razem z nim na ziemię. Następnie próbowała się spod niego wydostać, a gdy już jej się udało (robiąc przy tym kilka dziur), pobiegła przed siebie.
- Arsi! - zawołała za nią Tunia. Szepczący Wiatr stanęła i odwróciła się do kotki.
- Czuję jakbym miała ogień w pysku! Muszę go ugasić!
- Ale ty nie płoniesz. To tylko taki smak, Pan i Pańcia czasami jadają takie baaardzo ostre rzeczy...
- Ohyda! Muszę szybko zmyć to! Coś zjeść! - Rozglądnęła się, nigdzie jednak nie widziała kurczaka. Za to węch podpowiadał jej, że znajdzie coś w tym wielkim, dziwnym kuble. Podbiegła do niego i popchnęła go tak, że ten od razu się wywrócił. Wysypały się z niego jakieś papiery, niezidentyfikowane przedmioty oraz jedzenie. Cuchnące starocią, zgnilizną i pleśnią jedzenie. Szepczący Wiatr skrzywiła nos z obrzydzeniem i jak najdalej odeszła od źródła uwolnionego smrodu.
- Arsi! - odezwała się znów Tunia. - Nie rozwalaj tak wszystkiego, bo gdy właściciele wrócą będą źli!
Wojowniczka zignorowała jej słowa. Co ją obchodzą jacyś dwunożni? Sami ją porwali to niech teraz żałują!
- Tunia, nauczę cię polować - powiedziała nagle.
- Co?
Szepczący Wiatr zmierzyła ją wzrokiem od łap po uszy i od razu zwątpiła w sens tej nauki.
- Albo w sumie jednak nie. Mysz mogłaby usiąść ci na nosie i zacząć tańczyć, wystawić ci tyłek, a potem sobie pójść, a ty i tak nie zdołałabyś jej złapać. - parsknęła z uśmiechem. - Ale może przydasz się w inny sposób. Znajdź mi ją, pamiętasz zapach, to się z tobą podzielę. - po tych słowach znów wskoczyła na stół, by jeszcze raz napić się zimnej wody z nadzieją, że to choć trochę pomoże jej biednemu językowi. - Hmm... Ciekawe czy taka biała mysz smakuje tak samo jak ta normalna...
Gdy już była na blacie kuchennym podeszła do zlewu. Zauważyła, że woda lejąca się z kranu wypełniła już całe wgłębienie i zaczęła się z niego wylewać. Po chwili woda ciurkiem zaczęła lać się z blatu na podłogę. Szepczący Wiatr jedynie wzruszyła ramionami, pochyliła się nad taflą wody i wzięła kilka łyków.
- Mam ją! - rozległ się uradowany głos Tuni. Wojowniczka od razu wskoczyła na oparcie krzesła, stół, a następnie podłogę i pognała ku towarzyszce.
- Nie krzycz tak, bo ją spłoszysz - mruknęła jej cicho do ucha na co ta pokiwała głową na znak, że zrozumiała, po czym wskazała na dół stojącej przed nią biblioteczki.
Szepczący Wiatr pochyliła się i zajrzała pod nią, a ujrzawszy w głębi bielutką mysz podniosła głowę i spojrzała na Tunię. - No znowu się schowała! Teraz ty tam włazisz. Przepędź ją tak, by stamtąd wylazła.
Mówiąc to zaczęła się powoli odsuwać, nie chcąc by mysz mogła ją zauważyć i uciec inną stroną. Ustawiła się gotowa na skok za wybiegającą spod szafki myszą.
- Dawaj, Tunia! Wchodź!
- Mam ją! - rozległ się uradowany głos Tuni. Wojowniczka od razu wskoczyła na oparcie krzesła, stół, a następnie podłogę i pognała ku towarzyszce.
- Nie krzycz tak, bo ją spłoszysz - mruknęła jej cicho do ucha na co ta pokiwała głową na znak, że zrozumiała, po czym wskazała na dół stojącej przed nią biblioteczki.
Szepczący Wiatr pochyliła się i zajrzała pod nią, a ujrzawszy w głębi bielutką mysz podniosła głowę i spojrzała na Tunię. - No znowu się schowała! Teraz ty tam włazisz. Przepędź ją tak, by stamtąd wylazła.
Mówiąc to zaczęła się powoli odsuwać, nie chcąc by mysz mogła ją zauważyć i uciec inną stroną. Ustawiła się gotowa na skok za wybiegającą spod szafki myszą.
- Dawaj, Tunia! Wchodź!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz