BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 października 2020
Od Potrójnego Kroku cd Fasolowej Łodygi
Od Fasolowej Łodygi CD. Potrójnego Kroku
— Wypuście mnie, proszę. — załkała pointka, podchodząc do młodszego z kocurów. Syn Strzyżykowej Pręgi posłał jej jedynie zimne spojrzenie, po czym nastroszył futro, odwracając wzrok. Oddech młodej kotki przyspieszył, ze łzami w oczach rozglądając się po przyozdobionym czaszkami i kośćmi obozie. To nie miało się tak skończyć. Spodziewała się, że wiele się od niej odwróci gdy się dowiedzą, w co wierzy, jednak cały klan? Dawny mentor? Rodzina? Kociaki bawiły się w kałuży krwi, która spływała z już gotowego ołtarza, a wojownicy przyglądali się temu zamurowani, niezdolni do ruchu.
— Proszę! Potrójny Kroku! — wrzasnęła przeraźliwie córka Iglastej Gwiazdy, gdy dwójka kocurów zaczęła prowadzić ją prosto na stos. Trójłapy skrzywił się jedynie na jej błagania. Fasolowa Łodyga znów próbowała się usprawiedliwić. Po raz kolejny. Wraz z wierzącymi, związali ją giętkimi gałązkami. To było nic. To co ją czekało było znacznie gorsze.
— Zamilcz! Dopuściłaś się złamania kodeksu, wyparłaś się przodków przed ich obliczem, głosiłaś herezję i chciałaś kocięta. Nic co powiesz cię nie usprawiedliwi. — warknął cętkowany, wściekle bijąc ogonem o ziemię. Stos był już gotowy, a wojownicy wciągnęli Fasolową Łodygę na sam jego szczyt i przywiązali do pnia drzewa. Kotka chaotycznie próbowała się oswobodzić, wyrwać z więzów. Potrójny Krok stanął przed nią, napawając się tym widokiem. Wszystko zamarło. Wiatr przestał wiać, a ptaki odleciały z pobliskich drzew otaczających obozowisko. Każdy czekał na to co się wydarzy. Niebo zrobiło się czarne, zasnute chmurami, a wśród nich można było dostrzec przeskakujące z obłoku na obłok wyładowania elektryczne.— Przodkowie! Dumny Klanie Gwiazdy! Oto ta co was zdradziła! Oto ta co nawoływała do niezgody! Błagam was o ogień! Ześlijcie go i zakończcie życie tej wroniej strawy! Niech jej dusza przepadnie w mrocznym lesie! — zawołał donośnym i wzniosłym tonem Trójka, wznosząc swe modły ku górze.
— C-co ty robisz? N-nie! — krzyknęła drżącym głosem, ledwo mogąc się dłużej ruszać. — J-jeśli zginę, będę cię prześladować! D-dzień i noc! T-to niesp— zanim jednak zdążyła dokończyć rozpaczliwe próby przekonania Trójki żeby tego nie robił, z czarnego jak smoła nieba spłynął jasny błysk, który rozpalił gałęzie pod jej łapami. Instynkt kazał jej uciekać, jednak nie miała jak. Każda jej łapa była przywiązana i nawet ostatnimi siłami nie mogła nic zrobić. Ogień powoli podciągał się bliżej i bliżej, aż czuła na skórze parzący gorąc. Myśli biegły przed jej oczami, aż w końcu jej spanikowany wzrok natrafił na oglądającego rytuał Trójkę. Kotka wbiła w niego spojrzenie wściekłych i przerażonych, morskich ślepi podświetlonych szkarłatnym światłem ognia. Była pewna, że zauważył.
— Przeklinam cię, Potrójny Kroku! Już nigdy nie zaznasz spokoju w życiu, ani po śmierci! — wrzasnęła, wypowiadając ostatnie słowa. W końcu, ogień zaczął ją pochłaniać, powoli od łap, aż w końcu doszedł do głowy. Dym doprowadził ją do łzawienia, pozbawiając możliwości wypatrywania i tak nieprzychodzącej pomocy, a płuca powoli odmawiały posłuszeństwa. Dusiła się. Po obozie rozległ się siarkowy zapach palonego futra i dźwięk rozpaczliwego, pełnego bólu wrzasku, aż w końcu po liliowej pointce nie zostało nic, oprócz prochu i czarnej duszy, która trafiła do Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd. Poczuła, jak smolista ciecz pokrywa jej ciało i przez sierść dostaje się na skórę, bawiąc ją na czarny kolor. Powoli podniosła się, prostując przednie łapy. Z wciąż zamkniętymi ślepiami siedziała tak chwilę, próbując objąć myślami to, co właśnie się stało. Została spalona. Na stosie. Przez Potrójny Krok i Klan Gwiazdy. Po ponownym otworzeniu powiek, szybko zrozumiała, gdzie się znalazła. Teraz na jej drodze do zemsty był tylko jeden problem - wydostanie się z tego miejsca.
Od Potrójnego Kroku cd Fasolowej Łodygi
Zgromadzenie!
Dnia 31 października o godzinie 18:30 odbędzie się zgromadzenie! Liderów i opiekunów klanów prosimy o uzupełnienie listy.
Chabrowa Bryza
Jeżowa Ścieżka
Orlikowy Szept
Drżąca Ścieżka
Jesionowy Wicher
Biały Kieł
Fasolowa Łodyga
30 października 2020
Od Zimorodkowej Łapy cd Kwaśnej Łapy
Od Drżącej Ścieżki cd Ryjówczej Łapy
Zeszła z niego, dumnie unosząc ogon ku górze. Odbiegła, a on został sam. Leżał tam jeszcze jakąś chwilę upewniając się czy na pewno odeszła. Tak. Ale... Był jeden problem. Ten ból... Nie pozwalał mu się podnieść. Jęcząc usiadł, przez co wyrwał mu się okrzyk. Ał. Ał. Ruszał jednak łapami, no... prócz jednej. Czyli miał szansę na życie. Tylko... Ile to potrwa? Może jeszcze nie skończyła z nim? Zrobił krok. Ał. Nie. To tak bardzo bolało! Na dodatek był na patrolu! Czy oni się nim nie zainteresowali? Musiał wrócić do obozu. Musiał. Wujek. On. Mu pomoże. Yh. Zrobił krok, trzymając łapę w powietrzu. Nie mógł dopuścić, aby dotknęła ziemi. To byłby już koniec. Chyba drugi raz by się nie podniósł. Dziś chyba przodkowie byli dla niego łaskawi, bo zauważył swoją siostrę. Ta na jego widok szybko podbiegła i zaprowadziła do Jeżowej Ścieżki. Był jej naprawdę wdzięczny. Oszczędziła mu samotnej wędrówki, zapełnionej krzykami agonii.
Od Zimorodkowej Łapy cd Tańczącej Pieśni
Od Drżącej Ścieżki cd Jeżowej Ścieżki
- Chciałbym. Właśnie odbywa się czuwanie, powinieneś na nim być, Dreszczyku. - położył pysk na jego głowie. - To był nieszczęśliwy wypadek. Nie mogliście przewidzieć, że do tego dojdzie. Ośle Ucho nie chciałby, żebyś długo za nim rozpaczał. Ja... wiem, że to boli, ale... jedyne co mogę ci obiecać to to, że pewnego dnia się ponownie spotkacie.
Jego oczy od razu wypełniły się łzami. Nie. Nie, nie, nie. On chciał, aby tata był tu z nim teraz! Pociągnął nosem. Dlaczego. Czemu to się stało? Podniósł się na drżących łapach i wyszedł z legowiska uczniów. Przed ciałem stał tłum, który żegnał martwego wojownika. Zatrzymał się. A co jeśli uważają, że to jego wina? Gdzieś rzucił mu się w oczy ogon mamy. A jeśli go o to obwini? Jeżowa Ścieżka stanął obok, a on poczuł się lepiej. Da radę. Zbliżyli się, a koty zasłaniające Ośle Ucho się rozstąpiły. Mogli go pożegnać. Ten ostatni raz. Widok martwego sprawił, że powróciły do niego wspomnienia wylewającej się z ojca krwi. Umarł. Na jego oczach. Znów poczuł chęć zwymiotowania i oddania się objęciom snu. Nie da rady. Od razu po policzkach spłynęły mu łzy, a z pyska wydobył się szloch. Tatusiu... Czemu mnie zostawiłeś? Co takiego zrobił? Nic. Właśnie. Nic. Nie był w stanie go ocalić.
29 października 2020
Od Kwaśnej Łapy
— Wronko... znaczy Wronia Łapo — zawołał w stronę siostrę.
Kwaśny przeprosił cicho, by ponownie spojrzeć na siostrę zwiniętą w ciasny kłębek.
Kotka niechętnie podniosła łeb.
— Mogę do ciebie podejść już?
— Na uderzenie serca.
— Zapomniałem.
Od Kwaśnej Łapy
— Co zatkało cię? — syknęła rozbawiona, kładąc się na legowisku lisi ogon od niego. — Lepiej uważaj, żeby i ci kamień łba nie odciął.
— Berberysowa Gwiazda mówiła, że kamienie aż tak często się nie osuwają — miauknął do kotki.
— Nie unoś się tak, mysia pokrako — warknął na nią Bluszczowy Poranek. — Jesteś bachorem znajd, nie płynie w tobie krzta Klanu Klifu.
Arlekin słysząc słowa brata, jeszcze bardziej się zjeżył.
Kwaśny korzystając z tego całego zamieszania, podszedł po cichu do Zimorodkowej Łapy. Bystre żółte ślipia spojrzały na niego.
— Z-zimorodku — miauknął cicho. — Co teraz z Lisią Łapą? Przecież Lisia Gwiazda umarł...
Od Fasolowej Krzywicy (Fasolowej Łodygi) CD. Potrójnego Kroku
Powoli budziła się ze snu. Delikatnie poruszyła uchem, słysząc Potrójny Krok niedaleko. Czyli już nie spał. Nie odezwał się jednak słowem, a gdy Krzywica zaczęła się przeciągać, próbując przygotować stawy i kości do codziennej pracy, jej dawny mentor wyszedł z legowiska, nosząc na pysku niezbyt zadowoloną minę. Wrócił jednak zaraz, niosąc w pysku dwie piszczki - ptaka i mysz. Ku zdziwieniu młodszej, Potrójny Krok rzucił jej mysz prosto pod łapy. Chwilę wpatrywała się w martwą piszczkę, nie wiedząc, jak zareagować. Cisza dzwoniła jej w uszach, a myśli biegły jak szalone. Zaraz zerknęła na trójłapego kocura, rzucając mu zdziwione, niepewne spojrzenie. Nie rozumiała go. Naprawdę, nie potrafiła zrozumieć jego działań ani toku myślenia. Wczoraj się kłócili. Ich interakcje nadal zagradzała dziwna bariera pleciona z ciszy i braku wzajemnego zrozumienia. A teraz? Dawny mentor przynosi jej coś do jedzenia, nie wywalając z legowiska żeby sama coś sobie przyniosła? Próbował się jakoś z nią pogodzić? Jednak jego pysk nic takiego nie zdradzał. Potrójny Krok wysyłał jej tyle sprzecznych znaków, aż w końcu przestała sobie z nimi radzić. Może nie powinna próbować odgadnąć sposobu bytowania Trójki? Tylko pogodzić się z tym, że już zawsze tak miało być? Fasolowa Krzywica opuściła łeb, kierując spojrzenie morskich oczu z powrotem w mysz. Mimowolnie kąciki jej ust uniosły się, a na jej mordce zamajaczył słaby uśmiech. Bez słowa zajęła się konsumowaniem myszy, by zaspokoić grający w jej brzuchu marsza głód.
Po skończeniu, dokładnie wylizała pysk od metalicznie pachnącej, gęstej cieczy, po czym wyszła na chwilę, zakopać szczątki zwierzątka poza legowiskiem. Dobrze wiedziała, że Trójka nie byłby zadowolony, gdyby zostawiła po sobie bałagan, szczególnie po gryzoniu. Zagrzebawszy ostatki, kotka rozejrzała się po obozie. Było... spokojnie. Tęskniła za tym. Nawet jeśli był to tylko pozorny spokój. Ich klan w końcu odżywał na dobre. Delikatne promienie słońca ostrożnie gładziły ją po grzbiecie, dając jej przyjemne poczucie ciepła. Zapowiadała się ładna pogoda na dzień dzisiejszy. Ciesząc się złotym kręgiem jeszcze parę uderzeń serca, Fasola w końcu skierowała swój lekki krok do legowiska medyków. Pierwszym, co zwróciło jej uwagę był Trójka, siedzący już nie na swoim posłaniu, a przy rodzinnym domu ich, a raczej jego pająka - Tkacza i jej potomstwa. Sporo już te robaczki żyły. Ciekawe, ile jeszcze zostaną u nich i czy w ogóle kiedykolwiek opuszczą bezpieczną jamę. Fasolowa Krzywica dostrzegła, że Potrójny Krok majstruje coś przy ich mieszkanku. Czyżby renowacja? Pointka chwilowo zatrzymała się a progu, aż w jej płuca wpuściła sporą dawkę powietrza. Może to był sposób? Zacząć wszystko... od nowa? Jak kiedyś? Liliowa pozwoliła sobie na niewielki uśmiech podchodząc bliżej cętkowanego, który nastawił uszu, słysząc jej kroki.
— Nie chciał byś mieć pomocnika?
Od Ciernistej łapy
Od Wróblowego Serca
Od Wróblowego Serca cd. Kawczego Lotu
Wróblowe Serce skulił się mocniej, próbując obronić się przed atakującym go chłodem, ale to nic nie dało. Ogarniające go zimno nie pochodziło z zewnątrz. Silniej zacisnął powieki.
Co się z nim stało?
Zadawał sobie to pytanie coraz częściej. Zawsze miał się za pogodnego, towarzyskiego i mocno związanego ze swoją rodziną kota. Miał wielu lepszych bądź gorszych znajomych, kochającą rodzinę, gotową zrobić dla niego wszystko i spokojne miejsce, które mógł nazwać domem. Miał też zaszczytne miano wojownika, a także dobrą opinię wśród klanowiczów. Miał wszystko, czego potrzebował, by być szczęśliwym.
Dlaczego więc nie potrafił?
Zmienił się, czuł to doskonale. Jasne zasady, w które wierzył bez wahania, nagle traciły ostrość, raz po raz przekraczane. Odsunął się od najbliższych, coraz więcej czasu spędzając w samotności. Jego relacja z mamą, Małym, Kawką, a już szczególnie Północą to był jakiś żart. Z przyjaciółmi także. Kiedy ostatni raz spędził trochę czasu z Fasolką? Górą? Modrzewikiem? Kiedy zrobił dla nich coś więcej, niż wynikało to z jego obowiązków jako wojownika? Kiedy zagadał do cioci Miedzi, wujka Igły, kiedy odwiedził mamę?
Nie. Zamiast tego wolał szwędać się po lesie i spędzać całe dnie na bezmyślnym leżeniu i gapieniu się w przestrzeń marząc, żeby coś w końcu się zmieniło. A później rzucał im krótkie "cześć" i szedł spać, żeby rano znów zniknąć.
Nie zasługiwał na to, co miał. Cętkowany Liść powinna urodzić kogoś innego, kto będzie potrafił docenić to wszystko, co ma, kto będzie dla niej oparciem i pomocą.
Dużo lepiej by było, gdyby zniknął. Bliscy nie zmarnują na niego ani uderzenia serca dłużej, może nawet znajdą kogoś lepszego niż on.
Powinien umrzeć. Nie był godny bycia Wilczakiem. Synem i bratem. Dzieckiem swojego ojca.
Nie próbował hamować łez. Noc była jedyną porą, w której mógł sobie na nie pozwolić.
Czasami chciał się zwierzyć. Wyrzucić z siebie wszystko, co go przygniatało. Chciał, żeby ktoś nareszcie go zrozumiał. Zobaczył coś więcej niż tylko szeroki, sztuczny uśmiech na jego pysku. Ale nie potrafił. Nikt nie nauczył go mówić o emocjach, zresztą… Cholernie się bał. Bliscy nie zasługiwali na prawdę o nim, leniwym, bezużytecznym i zapatrzonym w siebie kocurze. Nie mógł być dla nich ciężarem. Mieli wystarczająco dużo problemów. W których oczywiście ich nie wspierał, zajęty sobą.
Czasami marzył, że znajduje kogoś, kto go zrozumie. Kto zmusi go do wyznania całej prawdy, a po wszystkim przytuli i powie, że to przecież nie ma znaczenia. Kogoś, z kim będzie mógł dzielić duszę. Kto wywoła uśmiech na jego pysku wtedy, gdy zabraknie mu siły. Wiedział, że poświęciłby mu całe swoje życie. Czasem wstydził się egoizmu tego marzenia.
Zresztą nie miał co się łudzić. Wszyscy widzieli w nim tylko wiecznie uśmiechniętego głuptasa, naiwniaka nie znającego prawdziwego życia, nie rozumiejącego problemów. Błazna.
Widział to w oczach rodzeństwa, wujka i cioci, matki. Żabiego Skoku, Fasolki, czasem miał wrażenie, że nawet Modrzew tak go postrzegał. Nieszkodliwy głupek. Idealny do żartów. Nie trzeba go brać na serio.
Śmiech. Jego myśli poszybowały w stronę poprzedniego zgromadzenia. Tak właśnie było. Śmiech i żarty.
I uśmiech, który roztopił jego serce.
Pokręcił głową.
Nikt nie zechce błazna.
- Kawko? - Uśmiechnął się, widząc zirytowanego brata. Niedawno został wojownikiem i bury był z niego cholernie dumny. Co nie zmieniało faktu, że wciąż chyba nie pogodził się z myślą, że jego braciszek dorósł. - Coś nie tak?
W odpowiedzi otrzymał parę burkniętych pod nosem, niezbyt cenzuralnych słów. Posłał przepraszające spojrzenie Róży. Kotka tylko się uśmiechnęła i taktownie wycofała mając świadomość, że z jakiegoś powodu czarny nie życzył sobie jej obecności.
To wszystko jego wina. Zostawił go. Wtedy, gdy brat najbardziej go potrzebował.
- Nie wiem, co ci nie pasuje w Róży. Może to ciągłe towarzystwo Północ ci nie służy? Jak idzie jej trening? - zapytał, nie doczekawszy się reakcji na (dosyć kiepski) żart.
28 października 2020
Od Mokrej Gwiazdy CD Niebiańskiej Łapy
Od Płonącej Łapy CD Pierzastej Mordki
Od Stokrotkowej Łapy cd. Drżącej Łapy (Drżącej Ścieżki)
- Musisz je znaleźć w tej stercie i poukładać- wyjaśniłam.
- Dobrze... Powój... zaraz...już jest na miejscu. Hm... Liście ogórecznika. - mówiłam w myślach.
Usłyszała ciche ziewnięcie.
- Pewnie mu się nudzi. Dla uczniów medyków takie zajęcie jest normą, ale dla przyszłych wojowników może być to trochę nudne. W końcu oni mają inne zadania. Polują, walczą, patrolują granice... i mogą mieć partnera i kocięta. - pomyślałam i westchęłam - Skup się.
Brałam rośliny w pysk i odkładałam na miejsce.
Po skończonej pracy odwróciłam głowę. Gdzie jest Drżąca Łapa? Uciekł? Przestraszył się roślinek?
Usłyszałam ciche pochrapywanie? Dreszcz? Dreszcz, żyjesz?!
- Żyj... Żyje. Przyszedł już Jeżowa Ścieżka?
- No... Jeszcze nie.
- Tak długo? Może coś mu się stało. - zmartwił się uczeń.
- Robimy zakład?
- No.. dobrze. Tylko o co?
- Może o tę kupkę ziół? Jeśli wygram, to ty będziesz musiał je poukładać. - powiedziałam pod nosem. - Założę się, że wróci jeszcze przed zachodem słońca.
- Niech będzie. Mam nadzieję, że nie przegram.
- Nieważne kto wygra. Coraz bardziej zaczynam się martwić o wujka. A co jeśli nie wróci? - westchnął.
- Wróci. Na pewno.
W wejściu stanął medyk.
- Jest tu kto? - miauknął, niosąc w pysku zioła.
- Wujku! Jesteś. Tak się martwiłem. - krzyknął kremowy, biegnąc w stronę dorosłego kocura. - Pomogę ci.
Pręgowany przejął zioła od krewnego.
- Wygrałam zakład. - zamruczałam cicho.
Wyszłam z legowiska medyków, zmierzając do sterty jedzenia.
Słońce nadal zachodziło. Już można było zobaczyć niektóre gwiazdy.
<Dreszczu? Chyba możemy kończyć sesję?>
Od Wróblowego Serca
Od Orlikowego Szeptu
Został wybrany jako jeden z tych, którzy mieli za zadanie obronić Klan Wilka spod pazurów niejakiego Stwórcy. Nadeszła pierwsza taka walka w jego życiu.
Wszystko przez pojawienie się trójnogiego, liliowego kocura, nie bez powodu posiadającego imię Potrójny Krok. Opowiedział o całej sytuacji Mokrej Gwieździe. Historia medyka rozniosła się po spokojnym Klanie Burzy w mgnieniu oka. Wkrótce na językach każdego z wojowników, uczniów czy królowych widniał tylko jeden temat: więźniowie z lasu.
Biały został jednym z wybranych, którzy mieli zapisać się w karty losu, pisanego przez nich samych. Jeden z wyzwolicieli. Być może, dzięki jego pazurom, zdoła przyczynić się do wymierzenia sprawiedliwości oprawcom.
- Orliku, wiem o decyzji Mokrej Gwiazdy - zagadała białego Konwaliowe Serce. Zapach kotki wydawał się mniej intensywny niż zazwyczaj, każdy kosmyk futra odstawał w innym kierunku, a żółte oczy wyglądały na zmęczone i smutne. - Proszę cię o jedno, przekaż Świtającej Masce, że nadal o nim pamiętam. I nigdy nie zapomnę. Burza i Stokrotka rosną i... Wszystko z nimi dobrze.
Biały zacisnął zęby. Cała sytuacja go denerwowała. Ćwiczył od szóstego księżyca walkę, uśmiercił tyle zwierząt, widział śmierć bliskich sobie kotów, a wizja świadomego pozbawienia życia innego rozumnego kota nie uśmiechała mu się wcale. Gdyby Koniczynka żyła, nie opuszczałaby najmłodszego syna ani o krok, uspokajałaby go. Teraz to część cynamonki, gdzieś zatopiona w duszy Orlikowego Szeptu, próbowała ukoić nerwy kocura. Serce biło mu rytmicznie, a pełne troski słowa czarnej medyczki nie uspokoiły tego mięśnia.
- Nawet nie wiem, jak on wygląda - odpowiedział zgodnie z prawdą Orlik. Nie chciał robić na złość przyjaciółce, ale po prostu zapominał detali wyglądu u ukochanego Konwalii. Nie przykładał do tego głowy. Pamiętał jedynie, że widział go jako ucznia na jednym ze zgromadzeń. Już wtedy próbował poderwać Konwaliowe Serce. Taka drobna próba zaimponowania kotce skończyła się zakazanym uczuciem i trójką dzieci-wpadek.
- Morskie oczy, płowa sierść. Na pewno go rozpoznasz - miauknęła czarna.
Odszedł w milczeniu, po drodze zaglądając do Cętkowanego Kwiatu i swoich dzieci. Pożegnał się z nimi, czując na karku chłodny powiew śmierci. Nikt nie obiecał mu, że wróci żywy. Mógł paść na ziemię podczas pierwszej bijatyki i umrzeć na skutek wykrwawienia.
Postanowił walczyć, chociaż z wątpliwościami i strachem we własnym sercu.
***
Walka się zaczęła. Mokra Gwiazda poprowadził burzaków na tereny Klanu Wilka. Gdy dotarli do obozu, Stwórca i jego popleczniczy od razu zaatakowali.
Orlikowy Szept nie zauważył, kiedy zaczął się bronić. Czując ostrość czyiś pazurów, odpychał własnymi kończynami niechcianych wrogów. Syczał, wściekle machał ogonem, drapał i gryzł każdego, kto się do niego zbliżył.
Nikogo nie próbował zabić. Nie chciał, lecz wiedział, że w końcu ta chwila nadejdzie, szybciej niż grom od Klanu Gwiazdy.
Wziął kilka głębokich oddechów, chcąc się uspokoić, by panować nad każdym swoim ruchem. Jedno złe posunięcie, a trafi na drugą stronę. Umrze, zostawiając dzieci i Cętkowany Kwiat samych.
Pod nogami wylądowało mu ciało jednego z klifiaków.Orlikowy Szept odskoczył, sycząc złowrogo. Gęste, półdługie futro zwiększyło swoją długość o co najmniej połowę. Każdy zmysł wojownika się wyostrzył, przygotowując się do bójki. Nieco ochłonął, widząc, że ktoś inny, z Klanu Wilka, szarpał się z klifiakiem. Osobnik ze zniewolonego stada z lasu gryzł wroga i zadawał mu rany.
- Doskonale.... Rób tak dalej, a padniesz szybciej - mruknął spokojnym tonem więzień, dotykając językiem krwi, wypływającej z ran kocura z Klanu Klifu. Następnie roześmiał się i dostrzegł obecność białego.
Orlik rozpoznał go od razu. Połowe futro, morskie oczy. Świtająca Maska.
On. Ten, który przysporzył Konwaliowemu Sercu tyle cierpienia. Ten, w którym medyczka bezgranicznie zakochała. Cały pysk płowego pokryty był plamami czerwonej posoki, a wzrok wydawał się pełen wściekłości i żądzy zemsty.
- Orlikowy Szept... No, no, nie spodziewałem się, że spotkamy się w tak krwawym momencie - miauknął point, wstając i szepcząc coś do ucha klifiakowi.
Orlikowy Szept chciał się cofnąć. Widział w sposobie poruszania się nowopoznanego dzikość, pewność i grację. Przełknął ślinę. Skupił się całym sobą na Świtającej Masce nie wiedząc, czego się po nim spodziewać. Z opowieści czarnej płowy wydawał się delikatny i uczuciowy, lecz przed chwilą ranił, bez żadnych zachamować, jednego z popleczników Stwórcy, czym zaprzeczał wcześniejszym słowom Konwalii. Bitwa o wolność stała się tylko tłem, a odgłosy szarpaniny i jęków wyciszyły się.
- Skąd mnie znasz? - odruchowo miauknął biały, wzdychając cicho. - Świtająca Maska... To ty.
-No, no, jednak masz jakąś tam mądrość w tej główce. Znasz tajemnicę Konwalii, pomagałeś jej podobno przez większość życia... Więc nie obawiaj się mnie - mówił spokojnym tonem płowy. - Mam za to idealną propozycję... Zabij tego kocura. Pokaż mi swoje umiejętności. Chcę cię poznać, a w czasie bitwy wychodzą najlepsze cechy każdego kota... Co patrzysz takim wzrokiem, godnym wystraszonego pisklęcia? Ofiara leży plackiem. Lepiej, żeby kolejny zły stracił życie. Świat stanie się piękniejszy! - dodał po chwili, śmiejąc się głośno.
Burzak przełknął ślinę. Nie spodziewał się takiego zagrania ze strony wilczaka, który sam wyglądał na pełnego wrogości.
- P-po co? Sam możesz go zabić. W końcu... To... Jeden z tych, którzy cię gnębili - odpowiedział Orlikowy Szept. Starał się podtrzymać kontakt wzrokowy z płowym.
- Ojoj, chyba nie znasz powagi sytuacji. Otóż... Zobacz. Jesteś na polu bitwy. Mokra Gwiazda przybył tutaj ze swoją własną zgrają, która ratuje Klan Wilka. Każdy klifiak to twój wróg, nasz wróg - mówił Świt, dokładnie akcentując każdy wyraz. Dopiero w tej chwili Orlikowy Szept zauważył, że płowy nie posiada ogona. Przeszedł go dreszcz, co biedny morskooki musiał przeżyć, tracąc go. Konwaliowe Serce nie miauczała nic o kalectwie pointa, więc leśny kocur musiał utracić kawałek ciała niedawno. - Jesteś na polu walki. Wyglądasz na dorosłego kocura, który dawno ukończył swój trening. Zabiłeś tysiące zwierząt, a przed pozbawieniem życia wrogiego kota zaczynasz wątpić? Mleczowy Kwiat - mówił płowy, pokazując ogonem na leżącego. - zasługuje na śmierć.
- N... Nie. Sam widziałem, jak się nim zajmowałeś, więc... Chyba to twoja ofiara. Nie moja - powiedział niespokojnym tonem biały.
Powieka pointa drgnęła z irytacji. Nie wyglądał na cierpliwego.
Uwaga, dalej może być mniej przyjemnie dla wrażliwszych czytelników, dlatego dalsza część czytana na własną odpowiedzialność.
- Jednak to prawda... Każdy z Klanu Burzy to cholerny pacyfista... - mruknął pod nosem Świtająca Maska. W ułamku chwili podszedł do towarzysza i wgryzł się w lewe ucho białego, z frędzelkami na szczycie. Zrobił to tak mocno, że Orlikowy Szept odskoczył, drapiąc pointa po pysku. Krzyk niebieskookiego zlał się z dźwiękami bitwy. Kocur z Klanu Burzy widział przed sobą mroczki. Czuł okropny ból, a następnie spływające krople krwi. Mało brakowało, by stracił fragment własnego ucha. Wiedział, że po bitwie będzie zmuszony do udania się do medyków. Inaczej wda się zakażenie.
- To ostrzeżenie. Następnym razem się mnie posłuchaj od razu. Nie wiesz, co oni mi uczynili, więc nie baw się w myśliciela, tylko działaj! - mówił Świtająca Maska. Odwrócił głowę w stronę Mleczowego Kwiatu. Klifiak wstał i zamierzał zaatakować kogoś z Klanu Burzy. - DZIAŁAJ! BIEGNIJ, ZABIJAJ GO! - krzyknął wściekły płowy.
Orlikowy Szept działał pod wpływem impulsu. Zaczął biec, nie zwracając już uwagi na pointa. Skoczył na Mleczowy Kwiat, wbijając mocno pazury w jego ciało. Następnie dwa kocury stanęły do ciężkiej walki. Każde z nich korzystało z nabytej wiedzy. Szastali pazurami, ostrymi jak nigdy, w kierunku słabych punktów przeciwnika. Syczeli, warcząc przy okazji raz po raz. Z tego pojedynku mógł wyjść żywy tylko jeden kot.
Był nim Orlikowy Szept.
27 października 2020
Od Iskry
Od Ciernistej Łapy cd. Gepardziej Cętki
Od Ciernistej Łapy
Od Ciernistej Łapy
Od Miedzianej Iskry CD Iglastej Gwiazdy
Na szczęście jej bijatyka myśli została przerwana przez samego Igłę. Wyszedł chwiejnym krokiem z legowiska, a gdy tylko ją zobaczył, rzucił się jej w ramiona, niemalże od razu mocząc jej jasne futro toną gorzkich, przepełnionych żalem i smutkiem, przezroczystych łez. Odwzajemniła uścisk, a jej oczy również zaczynały napełniać się słoną cieczą. Musiała być dla partnera teraz wsparciem, jednak nie mogła już dłużej trzymać w sobie tych wszystkich emocji. Musiała go podnieść na duchu, jednak nie umiała. Poddała się, rozklejając się na dobre.
Wybudziła się z lekkiego snu, przeciągnęła się, ziewając beztrosko. Na chwilę obecną zapomniała o całym złu tego świata i o wszystkich zmartwieniach. Powiedziała sobie, że dziś będzie dobry dzień, i takim ten dzień zamierzała uczynić. A do szczęścia potrzebowała teraz jednego. Pewnego liliowego kocura. Wstała z posłania i wyłoniła się z legowiska wojowników. Z zadowoleniem stwierdziła, że miała jeszcze trochę czasu, zanim weźmie Cierniową Łapę na trening. Pokicała żwawo w stronę legowiska lidera. Zajrzała tam nieśmiało, jakby wciąż była niesfornym uczniem objawiającym się konsekwencji spotkania z liderem. Zachichotała cichutko na tę myśl.
Igła otworzył nieznacznie oczy, zauważając poruszenie w wejściu.
– Miłoości potrzebuję – Miedź wyszczerzyła białe ząbki w szerokim uśmiechu.
26 października 2020
Od Ryjówczej Łapy CD. Drżącej Ścieżki
Dobry łowca nigdy nie spuszcza swej zwierzyny z oczu. Przyglądała mu się z cienia, kryjąc się w trawie, poruszanej z lekkim wiatrem. Chociaż częściej skupiała się na sobie. Domyślała się, że boidupa unika jej, a na najmniejszy szelest reaguje zjeżeniem futra. Bał się i to sprawiało jej nieukrywaną satysfakcję. Był myszą, na którą się czaiła, żeby w odpowiednim momencie wykonać skok. Ta chwila nadeszła szybko, podczas wspólnego patrolu. Skręciła wraz z nim, wchodząc w drugie krzewy, żeby szybciej dotrzeć za kremowym. Nie była znowu taka mała, miała wiek i rozmiar odpowiedniej wojowniczki, jej ciało także przybrało na masie, przez częste posiłki. Jadła z przyzwyczajenia wtedy, kiedy potrzebowała, ale większe, bardziej obfite w mięso porcje, nie żałując sobie choćby kęsa.
Niczym łowca przyczaiła się. "Mysz" była jej.
- No... Nie sądziłam, że tak szybko zostaniemy sami.
Wśród ciszy rozległ się jej głos. Drżąca Ścieżka natknął się na jej wrogi wzrok. Zlustrowała go od góry do dołu, nie ukrywając pogardy jego istnieniem. Kalekie myszy długo nie przeżyją z drapieżnikiem.
Nadepnęła mu na ogon, zanim ten zdążył rzucić się do biegu, unieruchamiając go w miejscu. Przełknął ślinę. Czekała na jego krzyk, ten się jednak nie rozległ. Zamiast tego z jego pyszczka wydobyło się przerażone miauknięcie.
- J-j-ja... J-j-ja n-nie n-nie chci-a-ałem ci-cię wk-k-k-kurzyć...
- Więc było trzymać pysk zamknięty i nie podskakiwać, boidupo. - wycharczała głosem tak zimnym, że Drżącą Ścieżkę przeszedł ledwo dostrzegalny dreszcz.
W jej chłodnych ślepiach koloru błota, odbiła się rządza drapieżnika, która skłaniała do doprowadzenia ofiary do ostateczności. Owinęła swój pazur wokół koniuszka jego ogona. Grymas pojawił się na mordce kremowego na moment, zanim ten znowu spojrzał na nią z przerażeniem. Wiedział, że była do wszystkiego zdolna. Nie bała się konsekwencji, czy też przelewu krwi.
- Ostrzegałam... - przybliżyła się do jego ucha, racząc go ciepłym oddechem. -...żebyś nie chodził samotnie. A ja zawsze dotrzymuje słowa.
Chwyciła za jego paliczek nagłym ruchem, wbijając w niego ostre pazury. Drżąca Ścieżka pisnął z przestrachu, jednak było za późno na okazanie litości. Ba, nawet by tego nie zrobiła. Prychnęła. Przybliżyła jego pysk bliżej tego jej, żeby mógł spojrzeć w jej oczy.
- I co teraz zrobisz, myszko? Nigdy nie wygrasz z prawdziwym drapieżnikiem. Możesz próbować udawać, że tak nie jest, ale jesteś zbyt słaby żeby przetrwać. - pogładziła jego policzek. - Dowiedziałam się, że od kociaka masz paranoje. Może i ja jestem tylko twoim wyobrażeniem? Największym lękiem?
- N-n-nie r-rób m-mi k-k-krz-krzywdy. - pisnął kremowy.
Machnął łapą, odrzucając od siebie uczennicę. Szylkretka poleciała dalej, lądując na czterech łapach. Wojownik był doświadczony w walce, musiała zajść go sprytem. Drżąca Ścieżka ruszył do biegu, chcąc ją zgubić. Od razu rzuciła się w jego kierunku, przemierzając szybko dystanse. W jej żyłach płynęła krew najszybszych kotów w lesie, ale również napędzało ją pragnienie zemsty.
Dorwać.
Dorwać.
Powtarzała sobie biegnąć po wrzosowiskach. Pustą polanę bez żadnych drzew, mogących stanowić potencjalne ukrycie. Była coraz bliżej, aż wreszcie wybiła się z tylnych łap, wskakując prosto na Drżącą Ścieżkę. Przeturlali się kawałek dalej i to ona ostatecznie wylądowała na wojowniku. Coś skrzyknęło. Chwilę później wydobył się pełen bólu wrzask wojownika. Zrobiła mu krzywdę.
Zrobiła mu krzywdę!
Poczuła niemal chorą satysfakcję. Coś było nie tak z jego barkiem. Widziała jak krzywi się z bólu, podczas gdy ona wciąż go trzymała przy ziemi, nie dając mu okazji do ucieczki. Pewnie mógłby łatwo ją zrzucić, korzystała więc z tych uderzeń serca.
- Pamiętasz co drapieżnik robi ze zwierzyną? Niech ten ból będzie dla ciebie przypomnieniem, że nigdy nie powinno się zadzierać z Ryjówką. - syknęła.
Zeszła z niego, dumnie unosząc ogon ku górze. Odbiegła z powrotem do patrolu, po drodze łapiąc wiewiórkę. Nie przejmowała się wojownikiem. Jej cel na ten moment został zakończony.
<Dreszcz?>
Od Tańczącej Pieśni CD Zimorodkowej Łapy
Zakończyła swój wywód, machnąwszy ogonem na swojego ucznia. Chciała odejść stąd jak najszybciej, żeby kocurek nie zadawał już więcej zbędnych pytań. Chrząknęła krótko i ruszyła żwawym krokiem do przodu, w kierunku pierwszej granicy. Miauknęła do Zimorodka, aby się pospieszył. Czeka ich jeszcze duuuużo trasy. A dnia mieli coraz mniej.
– A więc, gdzieś tam o leży sobie granica z Klanem Nocy…
Podniosła gwałtownie głowę, potrząsając nią szybko. Otworzyła oczy. Przyśniła jej się bardzo dziwna sytuacja, jednak przestała o niej myśleć w ciągu następnych kilku uderzeń serca. Nowa energia wstąpiła w jej ciało, pobudzając do działania. Wstała sprężyście na nogi, uprzednio się przeciągając. Tylko, że… było jeszcze trochę za wcześnie. Zamrugała kilkukrotnie, gdyż jej mózg nie chciał przyjąć do świadomości faktu, że świt nawet jeszcze nie nadszedł. Prychnęła zirytowana. Co miała teraz robić? Usiadła z powrotem na swoim mchowym, lekko zużytym już legowisku, jednak nie zamierzała znowu iść spać. Prawdopodobieństwo, że ten dziwny sen wróci, było zbyt duże. Zaczęła więc myśleć nad bardziej szczegółowym planem na dzisiejszy trening z jej uczniem – Zimorodkową Łapą.
Nareszcie, słońce wyłoniło się zza horyzontu, dając drogę ucieczki pierwszym jego promieniom. Tańcząca uśmiechnęła się mimowolnie, czując ciepłe promyki skaczące po jej futrze. Wyprostowała długie, szczupłe łapy. Po cichu udała się w stronę legowiska uczniów, gdyż dzisiaj nie zamierzała czekać, aż Zimorodek sam wstanie. Pobudka parę chwil wcześniej nie wyrządzi mu żadnej szkody.
– WSTAWAJ KŁAKUUU – krzyknęła mu nad uchem.
Na dzisiejszy trening walki miała świetny humor.
Od Jeżowej Ścieżki CD. Drżącej Ścieżki
- Jeżowa Ścieżko!
Czekoladowy kocur oderwał wzrok od łapy Krowiego Ogona. Kotka nie uważała na patrolu łowieckim, przez co wpadła w kopiec kreta. Nieszczęśliwie zwichnęła sobie kończynę. Na szczęście dała radę doczłapać do obozu i nie było aż tak poważnie. Szybko powinno się zagoić, o ile młoda wojowniczka będzie porządnie odpoczywać, żeby jej nie przemęczać.
Poruszył wąsami z rozbawieniem, gdy chwyciła między łapy jego ogon jak wtedy, gdy bawili się za jej czasów dzieciństwa. Uśmiechnęła się do niego figlarnie, wracając następnie spojrzeniem do swojej łapy. W jej oczach odbiło się niezadowolenie. Maść musiała ją szczypać, ale była konieczna.
- Odpoczywaj, Krowi Ogonie. - miauknął medyk Klanu Burzy.
Pożegnał machnięciem ogona kotkę, która ruszyła do wyjścia. Minęła się w nim z Orzechowym Futrem. Jeżowa Ścieżka uśmiechnął się do wojownika szeroko. Sikorkowy Śpiew, córka Pląsającej Sójki, spodziewała się potomstwa i z tego co mówił klan, były to młode właśnie Orzecha. Pewnie bardzo się cieszył na myśl, że zostanie ojcem, tak jak burzaki na to, że ich klan powiększy się o kolejne maluchy.
Uśmiech natychmiast zszedł mu z pyska, gdy dostrzegł przerażenie w ślepiach wojownika. Jego nerwowe szuranie łapami, machnięcia ogonem oraz wykrzywiony w smutku pysk, były oczywistym znakiem - stało się coś strasznego.
- Co się stało? - mruknął.
Pośpieszył do składziku z ziołami, żeby podczas tłumaczeń wojownika, chwytać potrzebne medykamenty. Czas jak zawsze mógł odegrać we wszystkim kluczową rolę. Milczenie Orzechowego Futra zaniepokoiło go jeszcze bardziej. Usłyszał ciężkie westchnięcie. Jeżowa Ścieżka odwrócił się w jego kierunku, posyłając mu pytające, a wręcz zmartwione spojrzenie.
- Znaleźliśmy Ośle Ucho. Nie żyje. Na ciele ma krwawiące ślady. Drżąca Ścieżka był z nim, jest przerażony tak bardzo, że nie może nam wytłumaczyć, co się wydarzyło.
Ta wiadomość była ciosem w serce czekoladowego. Jego przybrany starszy brat... odszedł. Zostawił ich. Klan, kociaki, partnerkę, rodzeństwo... Jeżowa Ścieżka zamknął oczy, żeby zebrać wirujące w jego głowie tysiące myśli. Był najstarszym kocurem w całym klanie, ale sądził, że umrze ze starości, za wiele księżyców, otoczony wnukami, w spokoju. Oboje przeżyli ciężko śmierć Kucykowego Ogona i nim żałoba zdążyła minąć, nadchodziły kolejne śmierci. A teraz jeszcze on.
Klanie Gwiazdy miejcie go w swej opiece.
Złożył cichą modlitwę do przodków, zanim wybiegł z legowiska. Zaskoczył go spokój. Jego własne opanowanie. Zawsze przy śmierciach zalewał się łzami, trzęsły mu się łapy, a tęsknota była najgorszą rozpaczą. Tym razem zachował się spokojnie. Może po tylu śmierciach, po prostu był już odporny. Zauważył zrozpaczona Rzeczny Nurt, tulącą się do futra Tańczącej Zorzy. Ośle Ucho, gdy byli malutcy, spędzał z nimi bardzo dużo czasu. Opowiadał im najróżniejsze historię i wiedzieli, że zawsze mogą liczyć na starszego brata. Nigdy ich nie zawiódł. Właśnie takim będą go pamiętać. Aż pewnego dnia, ponownie się spotkają wśród gwiazd.
Drżąca Ścieżka mógł dojrzeć jego zaniepokojony wyraz pyska, kiedy zobaczył jego łapy we krwi. Wiedział, że to nie bratanek zabił wojownika. To musiał być wypadek. Byli ze sobą bardzo zżyci. Po śmierci ojca czuł, że w Dreszczu coś raz na zawsze się zmieni. Kazał zaprowadzić go do legowiska.
Kremowy pociągnął nosem, a z oczu wylał się wodospad łez. Stokrotkowa Łapa podała mu ziarenka maku. Zjadł je. Poczuł się lepiej. Z daleka widział jak zasypia. Chociaż przez chwilę się uspokoi. Nie na długo, bo gdy tylko się obudzi, śmierć ojca stanie się dla niego cierniem w sercu.
Podszedł do ciała brata, przyglądając mu się uważnie. Krwawa smuga przebiegająca przez jego szyję, wskazywała na wykrwawienie. Wyciągnął mały fragment szkła. Musiał się potknąć i nieszczęśliwie wpaść w rzecz Dwunożnych.
- Powiadomcie Mokrą Gwiazdę. Powinniśmy odbyć czuwanie. - miauknął.
Jeżowa Ścieżka pochylił się nad ciałem brata, wsuwając nos w jego gęstą sierść, w łagodnym geście, żegnając się z nim. Usłyszał dźwięk oddalających kroków, ale nawet się nie podniósł. Wydawało mu się, że wiatr zawiał mocniej, niosąc ze sobą słowa "Zaopiekuj się nim". Ośle Ucho... w Klanie Gwiazdy zapewne ich właśnie obserwuje i wini się za to, że syn był świadkiem jego śmierci.
- Zaopiekuje. - obiecał. Zamierzał dotrzymać złożonej obietnicy.
Słodki zapach dotarł do jego nosa. To brat przyszedł się z nim pożegnać. Odpowiedział mruczeniem, zamykając oczy, by lepiej wczuć się w obecność zmarłego. Jako medyk miał lepszy kontakt z Klanem Gwiazdy. Otworzył niebieskie ślepia, gdy poczucie bliskości przeminęło. Koty gromadziły się już, gotowe odbyć czuwanie. Musiał pójść po Drżącą Ścieżkę.
Sunął ogonem po ziemi, dotarł do swojego legowiska. Wsunął głowę do środka, dostrzegając niemal od razu śpiącego kremowego kocura. Dopiero gdy jego łapy przekroczyły "próg", pozwolił pierwszym łzą pociec po czekoladowym futrze na policzkach. Usiadł, nagle odebrany z sił, płacząc. Stracił kolejnego członka rodziny. Kto będzie następny? Pokręcił łbem, zwieszając go następnie. Smutek i tęsknota zapanowały nad jego ciałem, na chwilę odbierając mu oddech.
Gdy ten powrócił, Drżąca Ścieżka już przekręcał się na mchowym posłaniu. Jeżowa Ścieżka z trudem podniósł się na łapy, podchodząc do bratanka i dotykając łapą jego boku, żeby go obudzić. Kiedy tylko wojownik otworzył oczy, które zatrzymały się na nim, dostrzegł w nich strach.
- W-wujku... p-powiedz, że t-to nie-nieprawda...
- Chciałbym. Właśnie odbywa się czuwanie, powinieneś na nim być, Dreszczyku. - położył pysk na jego głowie. - To był nieszczęśliwy wypadek. Nie mogliście przewidzieć, że do tego dojdzie. Ośle Ucho nie chciałby, żebyś długo za nim rozpaczał. Ja... wiem, że to boli, ale... jedyne co mogę ci obiecać to to, że pewnego dnia się ponownie spotkacie.
Chciał go pocieszyć. Ale obecnie sam nie potrafił wymówić właściwych słów, jak przy śmierci Kucykowego Ogona. Chyba najlepszym co mógł dla niego zrobić, była po prostu obecność obok i pokazanie, że nie jest w tym wszystkim sam. Pozbyć się jego wyrzutów sumienia.