Spała głęboko. Spokój ogarniał jej rozchwianą emocjonalnie duszę. Jednak nic jej się nie śniło. Była otoczona pustką. Najczarniejsza z pustek unosiła się delikatnie nad ciałem czarno-białej. Jej spokój przerwał nagły krzyk. Otworzyła delikatnie zaspane oczy. Zamrugała. Spojrzała na legowisko mentora. Spał. Znaczy, nic się nie dzieje. Znaczy, ona też może spać. Zmęczenie przyćmiło jej zmysły. Zamknęła oczy i ponownie oddała się krainie Morfeusza. Zasnęła. Znów ogarnęła ją pustka.
***rano***
Wstała pierwsza. Poranna Zorza jeszcze spał. Rozciągnęła się i opuściła swoje posłanie. Miała przeczucie, że ten dzień nie będzie dobry. Coś unosiło się w powietrzu. Niewątpliwie. Weszła do izby, w której spali chorzy. Musiała skontrolować stan pacjentów. W końcu dwójka z nich nie była w dobrym stanie, a wręcz byli w krytycznym stanie. Jednak tego widoku się nie spodziewała. Nikt by się nie spodziewał. Jej ogon zaczął nerwowo drgać, za to Mglista Łapa stała w miejscu. Wmurowało ją. Czuła, jakby jej serce stanęło, lecz tak się nie stało, bo nadal żyła. Chyba zaczynała tego powoli żałować. Chwilę stała w niepewności, a jej oczy nie mogły oderwać się od przedziwnego i przerażającego widoku. Otóż Malinowa Łapa, ta, która dostawała ataków szału i codziennie brała ziarenka maku na uspokojenie, spała skulona przy dwóch nieoddychających kotach. W dodatku te dwa koty to byli jej pacjenci w bardzo ciężkim stanie. W dodatku akompaniował temu krajobraz bałaganu w legowisku. Zioła były porozrzucane po całej podłodze. Mgiełka zaczęła się obawiać o to, co się wydarzyło tej nocy. Czy Malinowa Łapa, czyli córka zastępcy Klanu Nocy wpadła w nocy w szał i w jego napadzie szukała leków, a jak jej się nie udało, to w akcie desperacji zabiła dwóch innych śpiących pacjentów? Czy Malinowa Łapa była mordercą? Co tu się wydarzyło? Zresztą kto to wie, co może zrobić taka kotka w tak dużym napadzie... Nie wiedziała, co ma aktualnie zrobić. Podeszła do trójki kotów. Powąchała zmarłych, by się upewnić, że na pewno są zmarli. Byli. Postanowiła coś zrobić. Musiała coś zrobić. Szturchnęła łapą uczennicę.
— Co ty zrobiłaś? — zapytała się z wyrzutem.
Malinowa Łapa otworzyła powoli oczy, w legowisku było pusto.
— Nic — odparła oschle. — Umarli. Chciałam znaleźć zioła dla Szakłaka, bo spaliście. Rozumiesz, zespół niespokojnych łap nadal działa. Kiedyś przez niego umrę, medyczko, gdy będziesz spać. — Mgiełka nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Może nie musiała? Słowa Malinowej Łapy ją dobiły. Wiedziała, że ten dzień będzie zły, ale żeby aż tak? Mogła przecież podejść... nie spała... bo się obudziła przez krzyk uczennicy. Stała teraz jak wryta i patrzyła na kotkę. Jeszcze to ostatnie zdanie... Co miała odpowiedzieć? Jej uszy skuliły się. Była wściekła i to bardzo. Nie wiedziała, czy bardziej na siebie, że wtedy postanowiła spać smacznie dalej, czy na córkę zastępcy, że nie pofatygowała się po pomoc do medyków, tylko działała na własną łapę. Oczywiście lepiej i łatwiej zawsze jest oskarżać innych, tak więc ta chęć oskarżenia uczennicy w połączeniu ze złością Mgiełki, doprowadziły do jej wybuchu.
— A ty nie mogłaś nas obudzić, skoro jesteś taka mądra? Weź się zastanów kocico, co zrobiłaś! Mogłaś do nas pobiec, nie było tak daleko, ale nie — ty wolałaś sama bawić się w medyka! Coś ty sobie myślała, kociaku? — W desperacji i szale użyła takiego sformułowania. Musiała gdzieś wyżyć ten żal i nienawiść do siebie, a teraz, o zgrozo, najbardziej adekwatna do tego była właśnie Malinowa Łapa.
— Nie nazywaj mnie tak! Jesteś... — Malinka nie skończyła, bo przerwała jej znów Mgiełka.
— Jaka jestem, co? A tak — bardziej ogarnięta od ciebie! Pomyśl, że właśnie przyczyniłaś się do śmierci dwóch kotów! — Nerwowo strzepnęła ogonem.
— Co tu się dzieje? — Obudzony medyk wparował do pomieszczenia, lecz po chwili zamarł, chyba widząc dwa martwe koty. Zaniepokojona Mgiełka spojrzała na Poranną Zorzę, po czym przeniosła wzrok na Malinową Łapę. Będzie się działo. Przełknęła gulę w gardle.
<Malinka?>
hoho, Mgiełka mądrze powiedziane
OdpowiedzUsuń