Kwaśny korzystając z tego całego zamieszania, podszedł po cichu do Zimorodkowej Łapy. Bystre żółte ślipia spojrzały na niego.
— Z-zimorodku — miauknął cicho. — Co teraz z Lisią Łapą? Przecież Lisia Gwiazda umarł...Jak to umarł? Zamrugał nie rozumiejąc o czym mówił jego przyjaciel. Przecież to niemożliwe! Pomimo szpetności całkiem dobrze się trzymał! A może nie? Musiał przyznać, że ta informacja dotarła do niego z opóźnieniem. Kaszlnął kilka razy, aby uwolnić płuca od krwawej flegmy. No tak. Był chory. A może Lisia Gwiazda też był chory?
- A jak umarł?
Kwaśna Łapa wzruszył łapkami. Czyli nie wiedział? To może wujek Bluszczowy Poranek im powie? Powoli skierował się w stronę wojownika. Ten nadal kłócił się z jego tatą. Szybko im przerwał, próbując dowiedzieć się więcej o tej dziwnej śmierci przywódcy.
- No Klan Gwiazd zesłał lawinę i ucięło mu łeb - szybko i łatwo wytłumaczył wujek.
Znając już powód śmierci, wrócił do przyjaciela, który oczekiwał na to ważne pytanie. Co z Lisią Łapą?
- Dobrze. A więc... Dowiedziałem się, że odpadła mu głowa. Pewnie na jej miejscu wyrosną kolejne, więc nie ma czego się bać. On żyję i ma się dobrze. Może ta głowa co odrośnie będzie Lisią Łapą? No bo wiesz. Skoro za dnia był szkaradą, a w nocy pięknością, to po ucięciu takiej głowy, musi ta ładna wyjść, co nie?
Płaskopyski chwilę myślał nad sensem jego słów, po czym przytaknął. No i idealnie! Dostał odpowiedź! Od razu się jakby rozluźnił.
- A... a myślisz, że ile będziemy tu siedzieć? - zadał kolejne pytanie czarno-biały.
- No... Póki nie przestaniemy kasłać. Ale, ale! Nie musimy tu się nudzić! Zróbmy imprezkę!
- Impre... co? - Młodszy przekrzywił głowę.
- Imprezkę! Dalej, Kwaśna Łapo! Śpiewaj coś, a ja będę tańczył! - miauknął wstając na łapy.
Syn Słodkiego Języka zastanowił się przez chwilę i pokręcił stremowany głową.
- J-j-ja wolę nie...
-No jak to nie? To razem! Dalej! Rozkręcimy tych schorowanych staruszków! O hej! O hej! Bawmy się do białego rana! O hej! O hej! Zdobędziemy fana! O hej! O hej! Bawmy się do białego rana! O hej! O hej! Zdobędziemy fana! Słuchaj mordko mojaaa, masz tu imię wojaaa. Dziś twe mianowanieee! Kocimiętki ćpanieee! O hej! O hej! Bawmy się do białego rana! O hej! O hej! Zdobędziemy fana! Fana. Fana. Dzisiaj jesteś choryyy, choroba to dama. Przyjdzie i opuściii, niczym brudna plamaaa! Tańczmy, tańczmy, tańczmy aż się zerwie ziemia. Tańczmy, tańczmy, aż się skończy epidemia. Dzisiaj słonko, będę twoim superbohaterem. A nie jakimś mysio móżdżkowym zerem. Oło, oło! Klaszczemy! Oło, oło! Oł yea! - Ukłonił się. - Ej... Czemu nie śpiewaliście? - Machnął niezadowolony ogonem. To on tu tak się starał, a nikt nie przyszedł się bawić! - Było fajnie? - zapytał się przyjaciela, oczekując od niego pochwały. Najwyraźniej dorośli nie rozumieli imprezek, ale Kwaśna Łapa tak! Musiał! W końcu byli razem! Przyjaciele na zawsze! Musiało mu się udać pobudzić kocura do rozerwania się! Jeśli nie... To czy podryw jeszcze kiedykolwiek zadziała?
<Kwaśna Łapo?>
Tok myślenia Zimorodka mnie rozbraja xD
OdpowiedzUsuń