Dzień zaczynał się tak jak zwykle. Niewyspana wstała, by znów wyjść albo komuś opatrzyć ranę lub znaleźć potrzebne zioła. Dzisiaj nawet nie wiedziała co będzie, bo Wschód położył się bardzo późno i pewnie miał spać cały ranek. Widząc, że jej mentor wciąż śpi, wzięła się za pospieszną toaletę. W takich momentach, gdy dopiero co był świt, a w legowisku medyków było tak cicho, miała ochotę z kimś porozmawiać. Ostatnio niezbyt integrowała się z innymi, tylko chodziła robić swoje... eksperymenty. Tak. Od kiedy została uczennicą Wschodu, strasznie zaciekawiły ją zioła... Ale bardziej te trujące. Fajnie, nagietek na rany, kora olchy na zęby, a takie na przykład jagody cisu, których o mało co nie zjadła w dzieciństwie? One mogły spowodować śmierć. Szybką śmierć, trzeba dać odpowiednią dawkę i gotowe. Jako, że jej mentorowi niezbyt by się to spodobało, tak samo jej siostrze, musiała swoje trutki trzymać poza obozem. A dokładniej ujmując, obok Ogrodzenia. Zawsze gdy chciała pójść pomieszać różne ciekawe rzeczy, kierowała się w najdalszy zakątek Owocowego Lasu, więc z obozowiska wysuwała się cichaczem, tak by nikt nie widział... Nagle obok siebie poczuła ruch. Jej siostra właśnie wstała, rozciągając się. Zresztą, ciekawe, że Wschód jeszcze nie wstał. Rana przecież się już zagoiła.
— Cześć! — usłyszała za plecami. Pręguska wpatrywała się w nią spokojnym wzrokiem. Odwróciła się, by mieć ją przed sobą i skinęła głową.
— Ładnie jest dzisiaj... — zagaiła, spoglądając w niebo, które mieniło się żółtymi odcieniami. Choć ten widok zasłaniały drzewa, wszystko było świetnie widać. Promienie słońca powoli przenikały przez liście, a ciepła poranna bryza jeszcze bardziej dodawała uroku tej scenie. Kochała poranki, ale ten był jednym z najładnieszych. Wszystko budziło się do życia, pojawiała się pierwsza rosa... Nawet obozowicze powoli wstawali, by pójść na polowanie, trening lub patrol, albo żeby po prostu zostać w obozie. Śliwka powoli kiwała głową. Jej też się to podobało. Coraz to większy szelest trochę dalej zdradził, że medyk Owocowego Lasu także kończy czas snu. Zapewne znowu zleci jej skoczenie do żłobka, by zobaczyć jak się mają dzieci Szyszki oraz ona sama. Zresztą, to była rodzina kotki, więc raczej by nie narzekała. Jeszcze zważając na fakt, że pomagała w porodzie kociaków! No ale rudy miał inny plan.
— Dzisiaj wyjdziemy za Ogrodzenie z Brzoskwinką. Śliwko, mogłabyś posortować zioła i zostawić te, które są zdatne do użycia? My nazbieramy nowych zapasów. — Wschód szybko zlecił czekoladowej szylkretce zadania, po czym odwrócił się do drugiej uczennicy. — No to chodźmy!
***
Brzoskwinka szybko truchtała obok medyka. Niosła w pysku znaczne ilości ziół, z czego kilku nawet nie poznała tak dobrze, ale rozpoznawała z nich nagietek czy krwawnik. Czuła się świetnie, jedynie martwiła się o Cichą, która dzisiaj była jeszcze bardziej marudna niż zawsze. Jeszcze do tego Wschód chciał, by zwiększyła swoje zdolności łowieckie, więc postarała się złapać mysz. Teraz także nią niosła, ciągnąc za ogonek. Przerażające krzyki nagle rozległy się wokół niej. Z przerażeniem wbiegła do obozu, gubiąc po drodze liście. Dysząc ciężko, dotarła do legowiska medyków. W wejściu o mało co nie przewróciła się o Cichą, która wpatrywała się w jeden punkt. A tym punktem okazało się... martwe ciało Śliwki. Z zaskoczeniem wyrzuciła resztę ziół obok siebie i popędziła do środka. Kałuża krwi spływała z szyi kotki. Odwróciła się, lecz zamiast niemej, która pewnie już uciekła z miejsca zdarzenia, zobaczyła zielone oczy mentora. Łzy spływały jej po policzkach, nie mogła opanować bezbrzeżnego smutku, który powoli ogarniał jej duszę. Skuliła się, zamykając ślepia, by nie widzieć tego, co się tam stało. Znowu ktoś bliski z jej rodziny odszedł. Najpierw tata, teraz jej kochana Śliwka... Pamiętała pierwszego gołębia, którego złapały, pierwsze znalezione zioła, to, jak pierwszy raz wyleczyły kota, nawet ostatnie dni, gdy opiekowały się Wschodem, gdy on skręcił łapę. To, jak jako kociaki razem się bawiły, spożywały posiłki, i inne te najzwyklejsze zdarzenia. To tylko zostało po Śliwce. Wspomnienia. Nie mogła teraz razem z nią porozmawiać. Nie mogła się poprzekomarzać. Nie mogła nawet z nią potrenować!
— Kto... t-to...— wychrypiała do starszego. Może on o tym coś wiedział...
— Nornica — wydukał tylko i tak samo jak ona podszedł do ciała jego uczennicy. Brzoskwinka miała ochotę napchać tą durną Nornicę czymkolwiek, by tylko mogła leżeć pod jej łapami kręcąc się z bólu! Chciała ją zabić. Ale ona czmychnęła. Pewnie do tego głupiego Czermienia, który musiał być wygnany z Owocowego Lasu za zaatakowanie Pędraka. Gdyby tylko mogła za nią pobiec, dorwać ją w swoje łapy... Lecz to nie było możliwe. Jedyne co mogła zrobić, to patrzeć na to, co zrobiła. Szylkretka zaklęła cicho pod nosem, po czym wyszła. Po prostu wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz