*dawno temu*
Stał u boku swojego przyjaciela, wykrzykując nowe imię świeżo mianowanej uczennicy - Północnej Łapy. W oczach Górskiego Szczytu lśniła duma. Czekoladowy wiedział, że mimo że kotka nie była biologicznym dzieckiem srebrnego, ten i tak traktował ją jak córkę. No, a przynajmniej próbował.
- Nie zrozum mnie źle, ale… cieszę się, że opuszcza żłobek. Może będzie miała trochę łatwiej… - miauknął, spuszczając wzrok. Wróblowe Serce doskonale wiedział, co wojownik miał na myśli. Jego partnerka nigdy nie lubiła kociąt a teraz, gdy została matką dla całej gromadki… Cieplejsze uczucia okazywała chyba tylko swoim dzieciom. Góra musiał czuć się winny, że nie potrafił nic z tym zrobić.
Bury spuścił łeb. Podobnie jak i on. Od kiedy w kociarni zamieszkała Wężowy Wrzask, unikał jej jak ognia, nie dając się tam zapraszać nawet przyjacielowi. A przecież obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby być wsparciem dla koteczki.
Z ciężkim sercem obserwował, jak tłum rzednie, a kolejne koty znikają z miejsca zgromadzeń. Po chwili poza ich dwójką, jego bratem i samą uczennicą nie było już nikogo.
- Górski Szczycie! - rozległ się wrzask. Adekwatnie do imienia kocicy, która go wydała.
Jego przyjaciel poruszył się niespokojnie.
- Muszę iść - miauknął przepraszająco.
Wróblowe Serce skinął głową. Rozumiał. Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że miał nadzieję, że kocur pójdzie pogratulować swojej córce awansu.
Wojownik rzucił ostatnie niepewne spojrzenie w stronę vanki, skinął przyjacielowi i pobiegł w stronę żłobka, poganiany przez kolejny krzyk.
Bury przyjrzał się stojącym w oddali kotom. Był dumny z brata, że został mentorem i to tak niedługo po mianowaniu. Tak samo dumny był z córki Wawrzynka. Nawet nie zauważył, kiedy urosła na tyle, żeby zostać uczennicą.
Dwa koty, przy których go nie było wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowały. Dwie zaniedbane relacje. Dwa wyrzuty sumienia.
Spuścił łeb. Naprawi to wszystko, naprawdę! Zabierze Kawkę na polowanie, pogadają, pożartują trochę.
“Jak dawniej” chciał dodać. Tylko że dawniej też nie spędzali ze sobą wiele czasu. Ostatnio sam na sam rozmawiali chyba wtedy, gdy Cętkowany Liść poprosiła go o zaprowadzenie brata do medyka. Ciągle nie rozumiał, dlaczego mały postanowił zjeść wtedy pokrzywy, ale nie zastanawiał się nad tym. Kocięta miewają różne dziwne pomysły. Sam kiedyś…
Z zamyślenia wyrwał go ruch zauważony kątem oka. Świeżo upieczony mentor widocznie skończył rozmowę ze swoją uczennicą, bo skierował się w stronę legowiska. Podniósł się i ruszył w stronę Północnej Łapy.
Zdecydowanie urosła od czasu, gdy widział ją ostatnio. Była wysoka jak na ucznia, ale za to przeraźliwie chuda. Kolor futra odziedziczyła po tacie, a przynajmniej tam, gdzie nie było białe. Miała znudzoną minę, ale w jej ślepiach błyszczała inteligencja.
- Cześć - miauknął przyjaźnie. - Chciałem ci pogratulować. - Uśmiechnął się szeroko do kotki.
Zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
Nie do końca takiej reakcji się spodziewał. Chrząknął zmieszany. Może go nie pamiętała i stąd ta podejrzliwość?
- Możesz mnie nie pamiętać, byłaś całkiem mała, kiedy się poznaliśmy… Jestem Wróblowe Serce, twój tata był moim przyrodnim bratem. - Uśmiechnął się ciepło.
- Miło cię poznać, przyrodni bracie mojego ojca - wysyczała najzimniejszym tonem, jaki kiedykolwiek słyszał. - Lepiej późno niż wcale, prawda?
W jej ciemnych brązowych oczach nie było nawet iskierki ciepła.
Wróblowe Serce spojrzał na nią szeroko rozwartymi ślepiami, nie wiedząc co powiedzieć. Ona też milczała, przyglądając mu się tylko. I miał wrażenie, że dostrzegł w jej oczach cień pogardy.
- Jeśli będziesz kiedyś czegoś potrzebowała… - zaczął spłoszony, naprawdę nie wiedząc, jak z nią rozmawiać. Przerwała mu.
- Zabijesz mnie? - zapytała absolutnie poważnym tonem.
- Nie! - miauknął od razu, spanikowany. Skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł?!
- W takim razie mi się nie przydasz. Możesz wracać do swojego legowiska, do zobaczenia na moim mianowaniu na wojownika - miauknęła i odwróciła się do niego tyłem, ruszając w stronę leża uczniów.
- Cz-czekaj! - zawołał za nią, ale za późno. Zostawiła go. Tak po prostu. Nie mógł w to uwierzyć.
Nie tak wyobrażał sobie ich spotkanie.
Ruszył w stronę wyjścia z obozu, próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz