Denerwowała się. Wyraźnie to czuła - jej serce biło szybciej niż zwykle, w żołądku zadomowiło się łaskoczące napięcie, a ogon bez jej woli wędrował miarowo raz w prawo, raz w lewo. Odetchnęła głębiej, próbując wyswobodzić się od targających jej ciałem uczuć. Na próżno. Było nawet gorzej niż wtedy, gdy szukała Jeżyka, jakby jakaś jej część była pewna najgorszego.
Siostra nie żyła. A jeśli żyła, była na nią wściekła, nie chciała jej oglądać. Zostawiła ją. Nie chciała jej dłużej znać, bo wtedy, gdy najbardziej jej potrzebowała, Iskra zniknęła, zrzucając na nią cały ból, strach i rozpacz. Miały tylko siebie, nierozłączne od początku.
Obwiniała ją o zniszczenie Klanu, o śmierć Muszelki. Śmierć rodziców.
Tak, właśnie tego się obawiała. Przez te wszystkie księżyce starała się o niej nie myśleć. Nowe wyzwania i miejsca zaprzątały jej głowę do tego stopnia, że nie było to trudne. Wtedy było łatwiej. Problem znikał, gdy swoje uczucia zamknęła w najgłębszym kącie swojego serca.
Tylko że od jakiegoś czasu tego nie potrafiła. Siostry gościły w jej myślach coraz częściej, zaburzając jej spokój, zatruwając myśli. Sprawiając, że coraz częściej oglądała się za siebie, zamiast przeć naprzód. Przepełniona sprzecznymi emocjami, stawała się zagadką dla samej siebie. Nie mogła tak dalej żyć. Nie potrafiła.
Coraz częściej myślała o śmierci. Towarzyszyła jej prawie od zawsze, krocząc za nią jak cień, ale pierwszy raz naprawdę uświadomiła sobie, że ona też umrze. I to nie kiedyś, za księżyce tak długie, że wydają się wiecznością. Choćby i teraz.
Pierwszy raz dotarło do niej, że oprócz tego oczywistego długu wobec świata, ma też kilka innych i nie wybaczyłaby sobie, gdyby odeszła bez ich spłacenia.
- Iskro? - miękki głos wyrwał ją z zamyślenia. - O czym myślisz?
Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła lekko.
- O śmierci.
Kocur spojrzał na nią szeroko rozwartymi ślepiami. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Dlaczego?
- To już ten wiek - zażartowała.
Towarzysz spojrzał jej w oczy. Jego niemal czarne ślepia zdawały się być wyprane z emocji, ale czekoladowa nauczyła się w nich czytać. Wyglądało z nich… przerażenie.
- Jak możesz mówić o tym tak spokojnie? - miauknął. Głos mu zadrżał.
Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Wiesz, dokąd wędruję?
- Znaleźć siostrę - odmiauknął. Jego głos brzmiał tylko trochę pewniej.
Zaśmiała się i pokręciła głową, rozbawiona.
- Tak, teraz faktycznie po to idziemy. Ale nie o to chodziło. - Spojrzała mu w oczy. - Wiesz, dokąd wędrowałam wcześniej?
Nie odpowiedział, patrząc na nią uważnie. Zauważyła, że jeśli czegoś nie wiedział, wolał milczeć niż zgadywać. Tak też było i tym razem. Odczekała chwilę i kontynuowała.
- Ja też nie wiem. - Widząc jego zaskoczoną minę, dodała. - To nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Liczył się tylko wiatr w futrze, czyste niebo nade mną i ziemia pod moimi łapami. To wszystko. A dokąd mnie zaprowadziły… To zupełnie inna sprawa. Miejsca, które widziałam, zostały ze mną na zawsze, tu. - Wskazała na pierś, na której wciąż odznaczał się żółty ślad barwidła. - Wiesz już?
Ciemne ślepia przyglądały jej się uważnie. Dostrzegła w nich zaskoczenie i błysk zrozumienia, ale wciąż…
- Każda wędrówka ma swój kres, a koniec jednej jest równocześnie początkiem kolejnej. Życie to cykl, krąg ciągłych przemian, końców i początków. Nic nie trwa wiecznie. Nawet śmierć. - Uśmiechnęła się łagodnie. - Wszystko, co żyje, musi umrzeć, a co umiera… będzie żyć. Takie jest prawo Wszechmatki. Takie jest prawo istnienia.
Zamilkła. Nagle wydała się kocurowi zupełnie inna, wiele bliższa, ale równocześnie z zupełnie innego świata niż on. Nieosiągalnego.
Zrozumiał, dlaczego wtedy wyskoczył przez okno. Dlaczego wędrował z nią od kilku księżyców, dlaczego znosił jej humory, dni milczenia, ból łap. Dlaczego chłonął każde jej słowo, nawet to rzucone mimochodem. Dlaczego dla niej polował, sypiał w dziwnych miejscach, a czasem wcale. Walczył ze sobą każdego dnia, wychodząc do obcego dla niego świata, mając tylko ją za przewodniczkę.
Uśmiechnęła się, jakby znając jego myśli.
- Już niedaleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz