Pszczoła została mianowana. Uau.
Ogólnie, to szylkretka zaczęła tracić nadzieję na ten przywilej, bowiem nie ukończyła wszystkich treningów z Czarnym Piórkiem. Ale klanowi potrzebni są wojownicy, no i nie może być uczniem wiecznie...chyba.
Kotka postanowiła wyjść z rana na polowanie. Gdy tylko wyczuła pierwszy poranny powiew wiatru otworzyła oczy i wstała powoli, rozciągając się. Większość spała, choć część kotów już dreptała po obozie. Wychyliła głowę z legowiska wojowników i zauważyła swojego ojca dumnie stojącego w pobliżu centrum obozu i rozglądającego się. Przez chwilę przypatrywała się kocurowi, a potem odwróciła głowę i spojrzała na śpiące koty.
-Au! Co ty odwalasz?- syknął ze złością biały kot, która nasza kotka mocno pacnęła łapą.
-Wstawaj. Idziesz na polowanie?- zapytała prosto z mostu, nawet nie myśląc o przepraszaniu.
-Obudziłaś mnie!
-No tak, bo obudzenie kolegi z legowiska jest absolutnie złe i niepraktykowane przez nikogo.-zakpiła Pszczela, ale uśmiechnęła się.- To co, idziesz?
-Jeśli mnie ładnie poprosisz to może się zgodzę.-odparł znudzony. Widocznie koleżce zachciało się udawać "oschłą szynkę*" czy jakoś tak, ale nie pozbył się humoru, co kotkę ucieszyło.
Oczywiście większość samic za takie coś naplułaby mu w twarz i obraziła by się na kilka księżyców, ale szylkretka nie widziała w tym nic złego, zwłaszcza, że sama jako kociak robiła takie "fochy" do rodzeństwa. Przybliżyła się więc, zaczęła kręcić w kółko łapą i słodkim głosem rzekła:
-Proooooooooooszę. Będę grzeczna. Chyba. Chociaż nie wiem, to zależy od ciebie. Ale jak będziesz spoko gościu to ja też będę spoko.
-Nawet o tym nie myśl.- uśmiechnął się kocur w taki sposób, jakby szykował jakiś niecny plan.- No to chodźmy.-dodał.
Zadowoleni wyszli z obozu.
-W ogóle to jestem Pszczeli Miód, a ty? Bo jesteś nowy, co nie?- kocur odpowiedział jedynie uśmiechem.
<Szkarłat? :P>
* Chodzi tu o oschłego chama (ham=szynka), ale że Pszczoła ma niecodzienny sposób myślenia to czemu nie użyć słowa szynka?
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 maja 2017
Od Pustułkowego Dziobu CD Milczącej Sadzawki
Nowina o nowej zastępczyni była entuzjastycznie zaskakująca, gdyż Milcząca Sadzawka nie tak dawno dołączyła do Klanu i już została tak zwaną "prawą łapą" liderki. Szczególnie, że sądząc po stanie Miodowej Gwiazdy, niebieskawa koteczka już niedługo będzie mogła odbyć wyprawę do Księżycowego Kamienia. Z tego powodu Pustułkowy Dziób chciał z nią porozmawiać.
Gdy koty już odeszły do swoich spraw po gratulacjach, szarak podszedł do zastępczyni i zaprosił ją na spacer. Milcząca Sadzawka westchnęła na jego widok z błyszczącymi oczami, po czym zgodziła się. Pustułek wiedział, że niebieskawa koteczka wciąż darzyła miętowookiego wojownika uczuciami, przez co okropnie się czuł, ponieważ nigdy takich poważnych spraw nie lubił. Zawsze wielbił kotki, owszem, ale tylko z kultury zachowania, a żeby pokochać...
Nie, to już dla niego zbyt wiele.
Powoli krocząc wśród drzew, rozmawiali o klanie. Pustułkowy Dziób, rozgadany jak nigdy, pytał w stylu "Jak to jest, zostać zastępczyni?" albo "Wiesz, że teraz będziesz musiała ogarniać cały klan?". Kocur nie zauważał, jak bardzo takie pytania męczyły Milczącą Sadzawkę, ta jednak postanawiała odpowiadać krótkimi zdaniami.
Gdy doszli do Siedliska Owiec, zatrzymali się. Pustułek wskoczył na płot i usiadł na nim, a po krótkiej chwili począł wylizywać łapę. Nowa zastępczyni zrobiła to samo, a jakże kruchą ciszę przerywał odgłos tytułowych owiec. Biała, puchata chmurka z łapami, przyozdobionymi kopytami, podbiegła do kotów z tępą miną. Wojownik napuszył się i zasyczał do stworzenia, na co Milcząca Sadzawka zareagowała głośnym śmiechem. Owca uciekła, zostawiając po sobie ledwo kłębek swojej niezadbanej wełny.
– Masz ochotę na małe polowanie? – zapytał po krótkiej chwili Pustułkowy Dziób u znajomej.
– Wiesz... W sumie... Można... – cicho odparła zastępczyni i wyskoczyła na ziemię w tym samym czasie, co puszysty szarak, przez co jakimś zbiegiem okoliczności zderzyli się łapami, a potem pyskami. Pustułek trafił na niebieskawej kotce, co nie od razu pojął, jednak zostali w swoich pozycjach.
Błękitno-krystaliczne ślepia Milczącej Sadzawki patrzyły prosto w miętowe oczy wojownika. Znowu ten wzrok. Znowu. Kocur odskoczył od niej zmieszany i krótko powiadomił, że wraca do obozu.
<Milcząca Sadzawko?>
Nie, to już dla niego zbyt wiele.
Powoli krocząc wśród drzew, rozmawiali o klanie. Pustułkowy Dziób, rozgadany jak nigdy, pytał w stylu "Jak to jest, zostać zastępczyni?" albo "Wiesz, że teraz będziesz musiała ogarniać cały klan?". Kocur nie zauważał, jak bardzo takie pytania męczyły Milczącą Sadzawkę, ta jednak postanawiała odpowiadać krótkimi zdaniami.
Gdy doszli do Siedliska Owiec, zatrzymali się. Pustułek wskoczył na płot i usiadł na nim, a po krótkiej chwili począł wylizywać łapę. Nowa zastępczyni zrobiła to samo, a jakże kruchą ciszę przerywał odgłos tytułowych owiec. Biała, puchata chmurka z łapami, przyozdobionymi kopytami, podbiegła do kotów z tępą miną. Wojownik napuszył się i zasyczał do stworzenia, na co Milcząca Sadzawka zareagowała głośnym śmiechem. Owca uciekła, zostawiając po sobie ledwo kłębek swojej niezadbanej wełny.
– Masz ochotę na małe polowanie? – zapytał po krótkiej chwili Pustułkowy Dziób u znajomej.
– Wiesz... W sumie... Można... – cicho odparła zastępczyni i wyskoczyła na ziemię w tym samym czasie, co puszysty szarak, przez co jakimś zbiegiem okoliczności zderzyli się łapami, a potem pyskami. Pustułek trafił na niebieskawej kotce, co nie od razu pojął, jednak zostali w swoich pozycjach.
Błękitno-krystaliczne ślepia Milczącej Sadzawki patrzyły prosto w miętowe oczy wojownika. Znowu ten wzrok. Znowu. Kocur odskoczył od niej zmieszany i krótko powiadomił, że wraca do obozu.
<Milcząca Sadzawko?>
30 maja 2017
Od Lawendowej Łapy C.D Motylej Łapy
Lawendowa Łapa słysząc słowa nowego terminatora, spojrzała w jego
zielone oczy, które zwróciły się ku ziemi. Poczuła się jakoś dziwnie,
ona mu... współczuła. Przecież nikomu nie okazywała takiego uczucia!
Wyjątkiem była najbliższa rodzina, ale nie zawsze tak się działo.
Uczennica odwróciła pysk, by nikt po niej tego nie poznał.
Cisza trwała dłuższą chwilą, a po niej do akcji wkroczyła Księżycowa Łapa.
- Uszy do góry, Motylku! - wykrzyknęła do biało-czarnego ucznia - Teraz my jesteśmy twoimi nowymi przyjaciółmi!
Po tych słowach, śmiała uczennica chwyciła Borsuczą Łapę oraz Lawendową Łapę, obejmując Motylą Łapę, z spływającą łzą. Nie dość, iż Księżycowa Łapa zawsze przytulała za mocno, to dziś niebieskawa uczennica nie miała najmniejszej ochoty na przytulaski. Właściwie jak zawsze. Lawendowa Łapa pamiętała, jak często przytulała się z siostrą oraz Nietoperzym Skrzydłem. Jednak teraz nie chciała się przytulać.
Niebieskooka poczuła czyjeś wiercenie oraz warczenie. Był to Borsucza Łapa, próbujący uwolnić się z uścisku Księżycowej Łapy. Widząc to, brązowa kotka puściła uczniów. Borsucza Łapa odbiegł dobrą mysią długość od pozostałych, dysząc przy tym ciężko i łakomie połykając powietrze, Motyla Łapa uśmiechnął się w stronę burmskiej kotki, zaś Lawendowa Łapa wysłała przenikliwe spojrzenie do Księżycowej Łapy, po czym odeszła dokończyć jeść swojego ptaka.
- Możesz nam ufać - kontynułowała Księżycowa Łapa, kierując się ku wyjściu z legowiska uczniów - W końcu teraz należysz do naszego klanu!
Chwilę później dodała:
- Chodź no, Borsuczku! Nasi mentorzy nas wołają!
Po czym, Borsucza Łapa wraz brązową kotką wybiegli z legowiska. W nim zostali już tylko Motyla Łapa oraz Lawendowa Łapa, która za nowym uczniem nie przepadała. Przecież to może samotnik albo jakiś pieszczoch! Niebieskooka poczuła na sobie jego wzrok. Nie miała zamiaru się do niego odzywać, kontynuowała swoją czynność - jadła swoje upolowane pożywienie.
- Umm... Ty jesteś... Lawendowa Łapa? - usłyszała za sobą zmieszany głos
- Tak - odpowiedziała stanowczo, nie odwracając nie w jego stronę - A teraz, bądź taki uprzejmy i zjedz swoją zdobycz.
- Eee, nie jestem głodny... - odpowiedział po dłuższej chwili
- To chociaż się nie odzywaj! - prychnęła w jego stronę, znacznie ostrzej niż zwykle
Lekko obróciła pysk, patrząc na biało-czarnego ucznia. On cofnął się, patrząc na niebieską kotkę z lekkim przerażeniem. Lawendowa Łapa sama za chwilę przeraziła się swoim zachowaniem. Przecież taka nie była!
- Ech... przepraszam - powiedziała ciszej, po czym ponownie zaczęła kończyć swój posiłek.
<Motyla Łapo, Księżycowa Łapo, Borsucza Łapo?>
Cisza trwała dłuższą chwilą, a po niej do akcji wkroczyła Księżycowa Łapa.
- Uszy do góry, Motylku! - wykrzyknęła do biało-czarnego ucznia - Teraz my jesteśmy twoimi nowymi przyjaciółmi!
Po tych słowach, śmiała uczennica chwyciła Borsuczą Łapę oraz Lawendową Łapę, obejmując Motylą Łapę, z spływającą łzą. Nie dość, iż Księżycowa Łapa zawsze przytulała za mocno, to dziś niebieskawa uczennica nie miała najmniejszej ochoty na przytulaski. Właściwie jak zawsze. Lawendowa Łapa pamiętała, jak często przytulała się z siostrą oraz Nietoperzym Skrzydłem. Jednak teraz nie chciała się przytulać.
Niebieskooka poczuła czyjeś wiercenie oraz warczenie. Był to Borsucza Łapa, próbujący uwolnić się z uścisku Księżycowej Łapy. Widząc to, brązowa kotka puściła uczniów. Borsucza Łapa odbiegł dobrą mysią długość od pozostałych, dysząc przy tym ciężko i łakomie połykając powietrze, Motyla Łapa uśmiechnął się w stronę burmskiej kotki, zaś Lawendowa Łapa wysłała przenikliwe spojrzenie do Księżycowej Łapy, po czym odeszła dokończyć jeść swojego ptaka.
- Możesz nam ufać - kontynułowała Księżycowa Łapa, kierując się ku wyjściu z legowiska uczniów - W końcu teraz należysz do naszego klanu!
Chwilę później dodała:
- Chodź no, Borsuczku! Nasi mentorzy nas wołają!
Po czym, Borsucza Łapa wraz brązową kotką wybiegli z legowiska. W nim zostali już tylko Motyla Łapa oraz Lawendowa Łapa, która za nowym uczniem nie przepadała. Przecież to może samotnik albo jakiś pieszczoch! Niebieskooka poczuła na sobie jego wzrok. Nie miała zamiaru się do niego odzywać, kontynuowała swoją czynność - jadła swoje upolowane pożywienie.
- Umm... Ty jesteś... Lawendowa Łapa? - usłyszała za sobą zmieszany głos
- Tak - odpowiedziała stanowczo, nie odwracając nie w jego stronę - A teraz, bądź taki uprzejmy i zjedz swoją zdobycz.
- Eee, nie jestem głodny... - odpowiedział po dłuższej chwili
- To chociaż się nie odzywaj! - prychnęła w jego stronę, znacznie ostrzej niż zwykle
Lekko obróciła pysk, patrząc na biało-czarnego ucznia. On cofnął się, patrząc na niebieską kotkę z lekkim przerażeniem. Lawendowa Łapa sama za chwilę przeraziła się swoim zachowaniem. Przecież taka nie była!
- Ech... przepraszam - powiedziała ciszej, po czym ponownie zaczęła kończyć swój posiłek.
<Motyla Łapo, Księżycowa Łapo, Borsucza Łapo?>
Od Nocka CD Deszczu
Nocek usłyszał głosy innych kotów. Czwórka jego, od teraz rodzeństwa, zaczęła szeptać między sobą:
- Co to robi z mamą?
- Nie wiem, ale nie wygląda to dobrze.
- Widzieliście? Niema oczu!
- I nic nie robi, tylko piszczy!
- Po co to w ogóle tu przyszło?
- Dziwnie pachnie. Jak kot, ale inaczej.
Rozmowa, a raczej wymiana zdań trwała w najlepsze, kiedy Fioletowa Chmura podeszła do małej kulki i liznęła Nocka między uszami. Kociak zamruczał krótko, wyraźnie zadowolony. Kotka wyraźnie chciała chwilę jeszcze zostać. Biała Gwiazda widząc to jedynie poruszyła wąsami i wyszła, liżąc na pożegnanie Blady Świt. Szara wojowniczka położyła się na ziemi, przyglądając się ssącej mleko małej kulce. W jej niebieskich oczach można było zobaczyć czułość podobną do tej, jaką okazuje matka swojemu kocięciu. Zresztą, sama za bardzo nie wiedziała czemu – znalazła go leżącego na trawie, piszczącego, pozbawionego jakiejkolwiek ochrony kociaka samotników. Jednak czuła, że od teraz jest odpowiedzialna, za tą puchatą kulkę.
Nocek jeszcze raz zamruczał, gdy Fioletowa Chmura polizała go na pożegnanie.
<Fioletowa Chmuro?>
- Co to robi z mamą?
- Nie wiem, ale nie wygląda to dobrze.
- Widzieliście? Niema oczu!
- I nic nie robi, tylko piszczy!
- Po co to w ogóle tu przyszło?
- Dziwnie pachnie. Jak kot, ale inaczej.
Rozmowa, a raczej wymiana zdań trwała w najlepsze, kiedy Fioletowa Chmura podeszła do małej kulki i liznęła Nocka między uszami. Kociak zamruczał krótko, wyraźnie zadowolony. Kotka wyraźnie chciała chwilę jeszcze zostać. Biała Gwiazda widząc to jedynie poruszyła wąsami i wyszła, liżąc na pożegnanie Blady Świt. Szara wojowniczka położyła się na ziemi, przyglądając się ssącej mleko małej kulce. W jej niebieskich oczach można było zobaczyć czułość podobną do tej, jaką okazuje matka swojemu kocięciu. Zresztą, sama za bardzo nie wiedziała czemu – znalazła go leżącego na trawie, piszczącego, pozbawionego jakiejkolwiek ochrony kociaka samotników. Jednak czuła, że od teraz jest odpowiedzialna, za tą puchatą kulkę.
Nocek jeszcze raz zamruczał, gdy Fioletowa Chmura polizała go na pożegnanie.
<Fioletowa Chmuro?>
Od Deszcza CD Nocka
Ta mała kulka była dziwna. Oddychała ale nie miała oczu i jedyne co robiła to piszczała. Mamusia mówiła, że ja niedawno też tak wyglądałam. Też byłam taką bezbronną kruszynką, znaczy, ja nadal nią jestem, ale nie aż tak. najgorsze było to, że ono się dobiera do naszego jedzenia, ale przecież to moja mama! Tylko ja i moje rodzeństwo może się do niej przytulać! Zrobiłabym coś ale jest tu za dużo dorosłych, mogliby mi coś wtedy powiedzieć. Jednak nie przeszkadzało to Gradzikowi i Sztormowi. Zaczęli oni szturchać młode, one zaczęło wtedy głośniej piszczeć i przebierać łapkami. Najpierw nikt nie zauważył zachowania braci, jednak kiedy piski młodego zaczęły być okropnie głośne w ich stronę odwróciła się Blady Świt, Biała Gwiazda i Fioletowa Chmura. Mama byłą trochę zdenerwowana, liderka rozbawiona zachowaniem kociaków, a w oczach najmłodszej wojowniczki było widać troskę i strach o tego piszczka.
- Grad! Sztorm! Zostawcie go, dajcie mu odpocząć! - podniesionym głosem powiedziałam mamusia. Obydwoje skulili się pod mocnym tonem rodzicielki. Natychmiast odeszli od Nocka, a Blady Świt łapą popchnęła go bliżej swojego brzucha. Kiedy poczuł zapach ciepłego mleka zaczął ssać. Reszta rodzeństwa nie była chyba zachwycona nowym towarzyszem, jednak dla mamy był to kolejny skarb, którym trzeba się opiekować.
<Fioletowa, Nocek, Rodzinka?>
- Grad! Sztorm! Zostawcie go, dajcie mu odpocząć! - podniesionym głosem powiedziałam mamusia. Obydwoje skulili się pod mocnym tonem rodzicielki. Natychmiast odeszli od Nocka, a Blady Świt łapą popchnęła go bliżej swojego brzucha. Kiedy poczuł zapach ciepłego mleka zaczął ssać. Reszta rodzeństwa nie była chyba zachwycona nowym towarzyszem, jednak dla mamy był to kolejny skarb, którym trzeba się opiekować.
<Fioletowa, Nocek, Rodzinka?>
29 maja 2017
Od Lisiej Duszy CD Spadającego Liścia
Poszłam za nim nic nie mówiąc. Dalej czułam złość do samej siebie, że nie powstrzymałam się przed skokiem na "zdobycz". Szliśmy w milczeniu, a ja dalej układałam myśli. O czym ja wtedy myślałam? Zachowałam się niczym niedouczony terminator, który od niczego się nie powstrzymuje! Muszę się widocznie jeszcze wiele nauczyć..
Młody wojownik odwracał się czasem w moją stronę. Miał jednak rację z jednym. Skoro już tu jesteśmy, powinniśmy przestać się wygłupiać i zająć się najważniejszym - Polowaniem dla Klanu. Węszyliśmy wokoło i nasłuchiwaliśmy, czy nie ma w pobliżu jakiś mniejszych zwierząt. Po kilkunastu biciach serca zatrzymaliśmy się i przylegliśmy do ziemi. Dobrze się złożyło, bowiem blisko nas była mysz i stado drozdów. Kiwnięciem pyszczka ustaliliśmy, że od poluje na mysz, ja na ptaki. Wiedząc, że mam wprawę w łapaniu ich, nie powinno być żadnych komplikacji.
Polowanie przebiegło bez problemów. Udało mi się złapać dwa drozdy, a mu mysz. Po drodze jeszcze złapał wiewiórkę. Zmierzaliśmy w inną stronę lasu, gdyż uznaliśmy, że to bezsens wracać tylko z takimi małymi zdobyczami do obozu, kiedy była nas dwójka!
Dalej niezbyt się odzywaliśmy. Nie było mi jakoś do rozmowy, po tym jednym pechowym zdarzeniu. Widocznie ma to samo zdanie.. albo po prostu nie ma dzisiaj ochoty z nikim rozmawiać.
Młody wojownik odwracał się czasem w moją stronę. Miał jednak rację z jednym. Skoro już tu jesteśmy, powinniśmy przestać się wygłupiać i zająć się najważniejszym - Polowaniem dla Klanu. Węszyliśmy wokoło i nasłuchiwaliśmy, czy nie ma w pobliżu jakiś mniejszych zwierząt. Po kilkunastu biciach serca zatrzymaliśmy się i przylegliśmy do ziemi. Dobrze się złożyło, bowiem blisko nas była mysz i stado drozdów. Kiwnięciem pyszczka ustaliliśmy, że od poluje na mysz, ja na ptaki. Wiedząc, że mam wprawę w łapaniu ich, nie powinno być żadnych komplikacji.
Polowanie przebiegło bez problemów. Udało mi się złapać dwa drozdy, a mu mysz. Po drodze jeszcze złapał wiewiórkę. Zmierzaliśmy w inną stronę lasu, gdyż uznaliśmy, że to bezsens wracać tylko z takimi małymi zdobyczami do obozu, kiedy była nas dwójka!
Dalej niezbyt się odzywaliśmy. Nie było mi jakoś do rozmowy, po tym jednym pechowym zdarzeniu. Widocznie ma to samo zdanie.. albo po prostu nie ma dzisiaj ochoty z nikim rozmawiać.
***
Chodzenie w kółko nie ma sensu, nawet we dwójkę, jeśli nie ma się nic, o czym można byłoby porozmawiać. Poza tym niewiele złapaliśmy przez ten czas. Dlatego uznaliśmy, że powinniśmy wracać. Przystanęłam, by zwrócić uwagę kocura. Nie chciałam całej tej drogi ponownie przejść w milczeniu, ta trasa była dla mnie po prostu przytłaczająca.
<Spadający Liściu?>
Od Płomiennej Pręgi do Milczącej Sadzawki
On i niebieska kotka patrzyli na siebie w zdziwieniu. Co też musiało się stać, żeby z pokojowego spotkania liderka wybiegła przerażona i zła, a "pani gospodarz" rzucała przekleństwami?
-Idź i nigdy nie wracaj, wronia strawo!- to i tym podobne dało się usłyszeć od liderki Klanu Wilka.- Ty i ten twój zapchlony zastępca!- krzyczała wniebogłosy. Jeśli członkowie Klanu już wcześniej nie wyszli im się przyglądać, to teraz z pewnością robili to wszyscy. Kocur położył uszy po sobie i syknął na brązową kotkę, ale postanowił nie atakować. Będą tylko mieli problemy na zebraniu.
- Idziemy! Widać Miodowa Gwiazda nie potrafi dobrze podejść do sprawy- rzuciła z godnością partnerka kocura. Nadal była wściekła, ale na jej pysk wróciła dawna ambicja, więc wyglądała prawie normalnie.
-To ty nie potrafisz sobie poradzić, Malinowa- tu splunęła- Gwiazdo!
Kotki znowu wszczęły kłótnie. Płomień wiedział, że zaraz będzie musiał zareagować. Zwrócił się do wojowniczki. Była zesztywniała i wyglądała, jakby z jednej strony była zawstydzona, a z drugiej miała w żołądku płonące węże. W każdym razie przypominała w tamtym momencie posąg z lodu.
- Miło było cię poznać, Milcząca Sadzawko. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Ja też, ale nie chcę czekać do zebrania.-odparła. Kocur się zdziwił.
- Co masz na myśli?-zapytał. Kotka radykalnie zmieniła się- jej ton był lodowaty, ale lekko drżał:
- Może spotkalibyśmy się w okolicy czterech drzew niedługo?- kocur wahał się, ale w końcu szepnął:
- No dobrze. Będę tam chadzał.-nie podał żadnej konkretnej daty, bo nawet wtedy jeszcze nie był pewien, czy to dobry pomysł. Chociaż z drugiej strony- jedno spotkanie nie zaszkodzi, w dodatku na terenach wspólnych. Grunt, żeby propozycja niebieskiej wojowniczki nie była pułapką. Kotka kiwnęła głową. Płomienny uznał rozmowę za zakończoną i poszedł rozdzielić rzucające obelgami liderki.
*Time skip*
Kocur wyszedł na polowanie. Nie miał zamiaru nigdzie zbaczać, chadzać tylko po swoich terenach. Nagle przypomniała mu się obietnica, którą jakiś czas temu złożył Milczącej Sadzawce. Stanął i rozejrzał się, czy nikogo nie ma. nic też nie wyczuł, poza zapachem krwi zdobyczy. Zakopał więc ją i zaczął niepewnie podążać ku granicy swojego klanu- tego kawałka, który nie łączył Nocników z innymi klanami. Po pewnym czasie wędrówki zobaczył niebieską sylwetkę- to ona!
- No nareszcie, tak długo czekam!-rzekła.
<Milczka?>
-Idź i nigdy nie wracaj, wronia strawo!- to i tym podobne dało się usłyszeć od liderki Klanu Wilka.- Ty i ten twój zapchlony zastępca!- krzyczała wniebogłosy. Jeśli członkowie Klanu już wcześniej nie wyszli im się przyglądać, to teraz z pewnością robili to wszyscy. Kocur położył uszy po sobie i syknął na brązową kotkę, ale postanowił nie atakować. Będą tylko mieli problemy na zebraniu.
- Idziemy! Widać Miodowa Gwiazda nie potrafi dobrze podejść do sprawy- rzuciła z godnością partnerka kocura. Nadal była wściekła, ale na jej pysk wróciła dawna ambicja, więc wyglądała prawie normalnie.
-To ty nie potrafisz sobie poradzić, Malinowa- tu splunęła- Gwiazdo!
Kotki znowu wszczęły kłótnie. Płomień wiedział, że zaraz będzie musiał zareagować. Zwrócił się do wojowniczki. Była zesztywniała i wyglądała, jakby z jednej strony była zawstydzona, a z drugiej miała w żołądku płonące węże. W każdym razie przypominała w tamtym momencie posąg z lodu.
- Miło było cię poznać, Milcząca Sadzawko. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Ja też, ale nie chcę czekać do zebrania.-odparła. Kocur się zdziwił.
- Co masz na myśli?-zapytał. Kotka radykalnie zmieniła się- jej ton był lodowaty, ale lekko drżał:
- Może spotkalibyśmy się w okolicy czterech drzew niedługo?- kocur wahał się, ale w końcu szepnął:
- No dobrze. Będę tam chadzał.-nie podał żadnej konkretnej daty, bo nawet wtedy jeszcze nie był pewien, czy to dobry pomysł. Chociaż z drugiej strony- jedno spotkanie nie zaszkodzi, w dodatku na terenach wspólnych. Grunt, żeby propozycja niebieskiej wojowniczki nie była pułapką. Kotka kiwnęła głową. Płomienny uznał rozmowę za zakończoną i poszedł rozdzielić rzucające obelgami liderki.
*Time skip*
Kocur wyszedł na polowanie. Nie miał zamiaru nigdzie zbaczać, chadzać tylko po swoich terenach. Nagle przypomniała mu się obietnica, którą jakiś czas temu złożył Milczącej Sadzawce. Stanął i rozejrzał się, czy nikogo nie ma. nic też nie wyczuł, poza zapachem krwi zdobyczy. Zakopał więc ją i zaczął niepewnie podążać ku granicy swojego klanu- tego kawałka, który nie łączył Nocników z innymi klanami. Po pewnym czasie wędrówki zobaczył niebieską sylwetkę- to ona!
- No nareszcie, tak długo czekam!-rzekła.
<Milczka?>
Od Milczącej Sadzawki C.D Motylej Łapy
Niebieskawa zastępczyni Klanu Wilka zmrużyła swe krystalicznie niebieskie ślepia. Faktycznie, młody kocur przesadził, lecz ona doskonale wie, jakie to musi być dla niego trudne. Po krótkim milczeniu, wsłuchując się w oddech pozostałych kotów, odparła lodowatym tonem:
-Motylu, wiem, iż to dla Ciebie trudne, ale proszę Cię, dla własnego dobra, następnym razem trzymaj swe emocje na wodzy.
Czarno-biały kot skulił się pod naporem tych słów. Mogło go to trochę zaboleć, ale Milcząca Sadzawka była już wystarczająco zdenerwowana, więc tylko ogonem pokazała mu jego nowe legowisko. Po tym powlekł się tam, jakby na egzekucję. Miała tylko nadzieję, iż nie zrobi nic głupiego podczas ceremonii mianowania.
-/-
Na szczęście, uczeń zachowywał się wzorowo. Nawet się ucieszył, gdy zobaczył swego nowego mentora- a został nim Jaszczurzy Ogon. Rudawy kocur, z wieloma bliznami, lekko się uśmiechnął na widok tej czarno-białej puchatej kulki, lecz potem zaraz posmutniał. Czyżby przypomniał sobie swoich byłych uczniów? Milcząca Sadzawka skrzywiła się na te myśl i podeszła do Motylej Łapy, aby mu pogratulować.
-Motyla Łapo, gratuluję. -odparła po prostu, odeszła na bok i poczekała, aż każdy złoży mu wyrazy uznania.
Sosnowy Ogon po prostu przeszła obok kociaka, coś do niego syknęła, lecz on to zignorował. Był zbyt szczęśliwy, dumny i wniebowzięty, by zwracać uwagę na zazdrosną wojowniczkę. Kiedy cała czara kotów przelała się na czarno-białego ucznia, ten szybko umknął do niebieskawej kotki. Ta powitała go uśmiechem i zaprosiła, aby usiadł obok niej. Po kilku minutach męczącej ciszy, uczeń zapytał cicho i nieśmiało:
-Co będziemy robić?
Widziała jego drgające ciałko, był bardzo podekscytowany. Na niebieską sierść Milczącej Sadzawki lało się światło księżyca, a sama kotka patrzyła na nocne niebo. Jedna gwiazdka jakby mocniej błysnęła, a wtedy ta odezwała się:
-Porozmawiamy, Motyla Łapo.
Na dźwięk tych słów kocur zatrząsnął się i bąknął coś niewyraźnie pod nosem. Czyżby się czegoś obawiał? Przypomniała mu się matka?
-Wpierw, powiem Ci, co powinieneś wiedzieć, jeżeli chcesz żyć w Klanie. -zaczęła cicho.- Szanuj koty, niezależnie od rangi i nigdy nie krzycz na wojowników, ani na żadnego innego kota.
Zielonooki zwiesił swój łeb i jego uszy powędrowały w tył. Lecz po chwili z uwagą słuchał dalej.
-Po za tym, o świcie masz pierwszy trening. Zrób jak najlepsze wrażenie, staraj się. Instynkt Ci podpowie.
Motyla Łapa skinął krótko łbem.
-Te rady na początek Ci wystarczą. Jakbyś miał jakieś kłopoty, chętnie Ci pomogę z nich wyjść.
Po tych słowach kotka zostawiła go sama, idąc na spoczynek.
-/-
Poranne polowanie się udało! Nawet bardzo, a Milcząca Sadzawka wróciła z pyskiem pełnym piszczek i musiała dwa razy wracać do obozu, aby przynieść wszystko. Mocno zgłodniała, więc wzięła szybko ze stosu jakąś chudą myszkę. Poczęła chrupać jej kruche ciałko i skrzywiła się, gdy poczuła coś twardego. Trafiła na kość, co nie było przyjemne. Przeciągnęła się, głęboko ziewając, a kątem krystalicznie niebieskiego ślepia, zauważyła wracającego czarno-białego ucznia. Natychmiast do niego podbiegła, a widząc jego rany, spytała:
-No, no, Motyla Łapo! Coś się stało na treningu?
Uczeń spojrzał nad nią spod byka i zwiesił swój łeb. Wyglądał na zrozpaczonego, aż po chwili westchnął, a z jego pyska wydobyły się słowa...
<Motyla Łapo?>
-Motylu, wiem, iż to dla Ciebie trudne, ale proszę Cię, dla własnego dobra, następnym razem trzymaj swe emocje na wodzy.
Czarno-biały kot skulił się pod naporem tych słów. Mogło go to trochę zaboleć, ale Milcząca Sadzawka była już wystarczająco zdenerwowana, więc tylko ogonem pokazała mu jego nowe legowisko. Po tym powlekł się tam, jakby na egzekucję. Miała tylko nadzieję, iż nie zrobi nic głupiego podczas ceremonii mianowania.
-/-
Na szczęście, uczeń zachowywał się wzorowo. Nawet się ucieszył, gdy zobaczył swego nowego mentora- a został nim Jaszczurzy Ogon. Rudawy kocur, z wieloma bliznami, lekko się uśmiechnął na widok tej czarno-białej puchatej kulki, lecz potem zaraz posmutniał. Czyżby przypomniał sobie swoich byłych uczniów? Milcząca Sadzawka skrzywiła się na te myśl i podeszła do Motylej Łapy, aby mu pogratulować.
-Motyla Łapo, gratuluję. -odparła po prostu, odeszła na bok i poczekała, aż każdy złoży mu wyrazy uznania.
Sosnowy Ogon po prostu przeszła obok kociaka, coś do niego syknęła, lecz on to zignorował. Był zbyt szczęśliwy, dumny i wniebowzięty, by zwracać uwagę na zazdrosną wojowniczkę. Kiedy cała czara kotów przelała się na czarno-białego ucznia, ten szybko umknął do niebieskawej kotki. Ta powitała go uśmiechem i zaprosiła, aby usiadł obok niej. Po kilku minutach męczącej ciszy, uczeń zapytał cicho i nieśmiało:
-Co będziemy robić?
Widziała jego drgające ciałko, był bardzo podekscytowany. Na niebieską sierść Milczącej Sadzawki lało się światło księżyca, a sama kotka patrzyła na nocne niebo. Jedna gwiazdka jakby mocniej błysnęła, a wtedy ta odezwała się:
-Porozmawiamy, Motyla Łapo.
Na dźwięk tych słów kocur zatrząsnął się i bąknął coś niewyraźnie pod nosem. Czyżby się czegoś obawiał? Przypomniała mu się matka?
-Wpierw, powiem Ci, co powinieneś wiedzieć, jeżeli chcesz żyć w Klanie. -zaczęła cicho.- Szanuj koty, niezależnie od rangi i nigdy nie krzycz na wojowników, ani na żadnego innego kota.
Zielonooki zwiesił swój łeb i jego uszy powędrowały w tył. Lecz po chwili z uwagą słuchał dalej.
-Po za tym, o świcie masz pierwszy trening. Zrób jak najlepsze wrażenie, staraj się. Instynkt Ci podpowie.
Motyla Łapa skinął krótko łbem.
-Te rady na początek Ci wystarczą. Jakbyś miał jakieś kłopoty, chętnie Ci pomogę z nich wyjść.
Po tych słowach kotka zostawiła go sama, idąc na spoczynek.
-/-
Poranne polowanie się udało! Nawet bardzo, a Milcząca Sadzawka wróciła z pyskiem pełnym piszczek i musiała dwa razy wracać do obozu, aby przynieść wszystko. Mocno zgłodniała, więc wzięła szybko ze stosu jakąś chudą myszkę. Poczęła chrupać jej kruche ciałko i skrzywiła się, gdy poczuła coś twardego. Trafiła na kość, co nie było przyjemne. Przeciągnęła się, głęboko ziewając, a kątem krystalicznie niebieskiego ślepia, zauważyła wracającego czarno-białego ucznia. Natychmiast do niego podbiegła, a widząc jego rany, spytała:
-No, no, Motyla Łapo! Coś się stało na treningu?
Uczeń spojrzał nad nią spod byka i zwiesił swój łeb. Wyglądał na zrozpaczonego, aż po chwili westchnął, a z jego pyska wydobyły się słowa...
<Motyla Łapo?>
28 maja 2017
Od Spadającego Liścia CD Lisiej Duszy
Kocur usiadł, uważnie lustrując rudą kotkę. Wiatr wiał mu w tylne łapy, dlatego nie mógł wyczuć Lisiej Duszy, lecz ta odwrotnie - miała możliwość całkowitego rozpoznania tego, kto się do niej zbliża. Spadający Liść zmrużył zielone oczy, zawiedziony postawą wojowniczki. Niby była od niego starsza, lecz zachowywała się jak świeżo mianowany uczeń.
- Nic mi nie jest - syknął przez zaciśnięte zęby. - Powinnaś bardziej uważać - stwierdził, unosząc lekko głowę.
Ostatnimi czasy zielonooki zachowywał się bardziej agresywnie niż zazwyczaj, co skutkowało tym, iż większość członków Klanu Klifu odczuwało niechęć w stosunku syna Spopielonej Gwiazdy. Jego to jednak zbytnio nie ruszało, bowiem nie interesowała go opinia innych kotów.
- Wiem, zamyśliłam się... To ostatni raz, na prawdę, przyrzekam - obiecała zakłopotana.
- Nie przepraszaj. Po prostu tak nie rób - odparł chłodnym tonem, spoglądając na pewien punkt w oddali, gdzieś pomiędzy drzewami.
Chwilę później kocur westchnął, przymykając oczy. Odwrócił się ponownie w stronę Lisiej Duszy, a następnie uchylił powieki, niezauważalnie uśmiechając się. Przypomniało mu się, jak to on kiedyś był nierozważnym lisim bobkiem, denerwującym wszystkich, którzy z nim przebywali - a szczególnie Kruczego Wąsa. Nie, żeby coś się zmieniło...
- Skoro tu już jesteś to nie ociągaj się, tylko poluj - powiedział, podnosząc się. Wojownik rozciągnął swe młode kości, po czym ruszył przed siebie, dając znak rudej kotce, aby ta podążyła za nim.
- Nic mi nie jest - syknął przez zaciśnięte zęby. - Powinnaś bardziej uważać - stwierdził, unosząc lekko głowę.
Ostatnimi czasy zielonooki zachowywał się bardziej agresywnie niż zazwyczaj, co skutkowało tym, iż większość członków Klanu Klifu odczuwało niechęć w stosunku syna Spopielonej Gwiazdy. Jego to jednak zbytnio nie ruszało, bowiem nie interesowała go opinia innych kotów.
- Wiem, zamyśliłam się... To ostatni raz, na prawdę, przyrzekam - obiecała zakłopotana.
- Nie przepraszaj. Po prostu tak nie rób - odparł chłodnym tonem, spoglądając na pewien punkt w oddali, gdzieś pomiędzy drzewami.
Chwilę później kocur westchnął, przymykając oczy. Odwrócił się ponownie w stronę Lisiej Duszy, a następnie uchylił powieki, niezauważalnie uśmiechając się. Przypomniało mu się, jak to on kiedyś był nierozważnym lisim bobkiem, denerwującym wszystkich, którzy z nim przebywali - a szczególnie Kruczego Wąsa. Nie, żeby coś się zmieniło...
- Skoro tu już jesteś to nie ociągaj się, tylko poluj - powiedział, podnosząc się. Wojownik rozciągnął swe młode kości, po czym ruszył przed siebie, dając znak rudej kotce, aby ta podążyła za nim.
<Lisia Duszo?>
Od Czarnego Piórka
Czarna kotka zgrabnie poruszała się pomiędzy zielonymi krzewami. Podczas pobytu w kociarni bardzo zatęskniła za prawdziwym klanowym życiem, dlatego przez pierwsze księżyce od wyjścia ze żłobka praktycznie cały swój czas spędzała na polowaniach lub patrolach. Tego dnia nie było inaczej - już od wschodu słońca mknęła przez las, który swoją drogą bardzo dobrze znała. Udało jej się dzisiaj złapać chudą wiewiórkę i gila. Uważała, że to ciągle za mało, dlatego uporczywie starała się znaleźć coś większego i bardziej sycącego. Chciała udowodnić, że jest ważna dla Klanu Nocy, w którym ostatnimi czasy nie toczyło się dobrze. Wojowniczka zamyśliła się, skutkiem czego dotarła aż pod samą granicę z Klanem Klifu. Jej przemyślenia przerwał czyjś głos. Natychmiast się odwróciła, a jej oczom ukazał się jasny kocur o złotych oczach. Kojarzyła go. Był to nowy członek Klanu Nocy. Szczerze powiedziawszy Czarne Piórko ani trochę nie była nim zainteresowana. Jak już wcześniej było wspomniane, ostatnio skupiała się wyłącznie na obowiązkach i rzadko z kimś rozmawiała. Kocica zmarszczyła nos.
- Śledzisz mnie? - rzuciła oschle.
<Szkarłatny Wichrze?>
- Śledzisz mnie? - rzuciła oschle.
<Szkarłatny Wichrze?>
Sorry Winnetou
Było się ratować? Było? Było!
Pięć kotów z listy prosiły o chwilę czasu. Dały znak życia, usprawiedliwiły się, zrobiły to na czas... I poczekamy. Bo jak ktoś ładnie poprosi to się go nie kopie.
Koty, które zostały na liście:
- Śnieżna Łapa - perfidnie zignorowana, pomimo upomnienia i przypomnienia, które widziała (zauważono aktywność na Howrse.pl) - umiera
- Jaszczurczy Ogon - właścicielka oddała postać decyzji administracji wyrzekając się do niej praw - zostaje NPC
- Klonowe Futro - go już dawno olano - umiera
No. I Aby nie było znów takich ekstremalnych wywalań od dzisiaj na blogu funkcjonował będzie system upomnień. Dzisiaj nikt nie ma na koncie żadnego, ale sytuacja może się bardzo szybko zmienić.
WYWALAMY!
28 maja wywalamy na zbity ryj wszystkie postacie z brakami w formularzach lub aktywności.
Na liście znajdują się:
- Fenkułowe Serce (nieaktywna od 19 marca)
- Śnieżna Łapa (nieaktywna od 18 kwietnia, zagrożony trening!)
- Płomienna Pręga (nieaktywny od 13 kwietnia)
- Czarne Piórko (nieaktywna od 14 kwietnia)
- Pszczela Łapa (GDZIE FORMULARZ???)
- Przejrzysta Łapa (GDZIE FORMULARZ???)
- Jaszczurczy Ogon (nieaktywny od 7 marca)
- Klonowe Futro (nieaktywny od 17 kwietnia)
Wykreślone postacie się ocaliły, szare poddano decyzji administracji, niebieskie dały znak życia z prośbą o chwilę czasu, a czerwone wylatują z grona grywalnych.
A z takich pozytywnych wiadomości... Na blogu pojawiła się ankieta ustalająca wprowadzenie systemu upomnień, czyli takiej notki, która zawiera 3 szanse dla każdej postaci. Jeżeli ktoś coś zawali dostaje upomnienie i jedną z szans. Po 3 upomnieniu traci postać.
Głosujcie, czy jesteście za wprowadzeniem takiego systemu! Oczywiście; każdy startuje z czystym kontem :)
Od Wrzosowej Łapy CD Księżycowej Łapy
Terminator sam nie wiedział, co zaciągnęło go w okolicę Wielkiego Drzewa. Sunął przed siebie w poszukiwaniu ofiary, Srebrny Pysk wysłała go na polowanie. Nie zdawał sobie sprawy jak daleko się zapuścił, dopóki nie poczuł, jak mieszają się zapachy czterech klanów. Odbił mocno w prawo, omijając miejsce zebrań i wysunął się w stronę Klanu Burzy. Kierował się jednak do przodu, zbliżając się do terytorium Miodowej Gwiazdy. Naturalnie, niezrażony, uniósł puchaty ogon ponad trawy. Otworzył szerzej pysk, chcąc łatwiej wyłapać woń jakiegoś gryzonia. Klan Nocy polował zwykle na ryby. Sierść kocura była już przyzwyczajony na wody i dzięki śliskim stworzeniom nabrała połysku, ale lubił odskocznie w formie innego jedzenia. Wydawało mu się też, że jeśli złapie coś takiego, mentorka go pochwali. Wytężył wszystkie zmysły, wciąż idąc do przodu. Zawiał wiatr, a do nozdrzy Wrzosowej Łapy trafił nieprzyjemny, lecz znajomy zapach. Wyprostował się, bo do tej pory trzymał się nisko przy ziemi. Zamrugał kolorowymi ślepiami. Trawa nie była tu już tak wysoka, więc dobrze wiedział wszystko przed sobą. Długość drzewa dzieliła go od... kotki, uczennicy Klanu Wilka. Szybko połączył fakty i skojarzył, że ją zna. Powiła się na ostatnim zebraniu. Wydawała się wtedy szczególnie oburzona zachowaniem kocura i obelgami rzucanymi w stronę jej rodziny. Zauważył, jak napina mięśnie i mruży oczy. On sam poczuł rozbawienie. Patrzył na nią z góry. Pierwsze wrażenie podsuwało mu, że to uczennica, którą wyjątkowo łatwo zdenerwować. Tak samo jak jego.
Oboje stali bez ruchu.
- Co tu robisz? - rzucił czekoladowy, robiąc wreszcie krok w przód. Ciężko było mu obrać jakikolwiek temat. Obecność kotki wprawiała go w złość, ale nie chciał rzucać się na nią z pazurami na samym początku.
- Poluję - odparła obojętnie, ale jej ogon drgał, co zauważył drugi kot. No tak, przecież była na swoim terenie. Długim susem podskoczył do nieznajomej, starając się przypomnieć sobie, co o niej wie. Właściwie, pamiętał tylko, że jest uczennicą tej wroniej strawy, z którą miał okazję porozmawiać. Nie znał nawet jej imienia, choć niespecjalnie go to obchodziło. Nie czuł się zagrożony. Przewyższał kotkę siłą, więc w walce miał większe szanse.
<Księżycowa Łapo?>
Od Kaczej Łapy C.D Zabluszczonego Futerka
Buro-biała kotka przymknęła swe dwukolorowe oczy, a następnie wysunęła
pyszczek do góry, w stronę słońca, aby wygrzać się w porannych
promieniach światła. Uwielbiała ten moment, w którym cała przyroda
budziła się do życia wraz z nią samą, bowiem uczennica czuła się jeszcze
lekko senna. Chwilę później opuściła głowę i zwróciła ją w stronę
Zabluszczonego Futerka.
- Nigdy nie byłam na zgromadzeniu klanów... - oznajmiła smętnie Kacza Łapa, wbijając wzrok w wydeptaną ziemię.
- Oh, nie przejmuj się! Na pewno na jakieś pójdziesz, lecz ostrzegam cię od razu; było inaczej, niż sobie wyobrażałam. - odpowiedziała wojowniczka.
- Hm? Co masz na myśli mówiąc "inaczej"? - zapytała Kaczuszka, przechylając lekko głowę na bok.
- Noo... myślałam, że wywrze na mnie większe wrażenie, a tymczasem zostałam tam bójkę pewnej członkini Klanu Wilka i jakiegoś ucznia należącego do Klanu Nocy. - rzekła szylkretka, nieco się krzywiąc.
- W takim razie mam nadzieję, że na tym zgromadzeniu, na którym będę, będzie panował spokój. Nie lubię kłótni... Porozmawiajmy o czymś innym, bo ten temat jest dość przygnębiający. - zażądała uczennica.
- Doskonale cię rozumiem. - odparła Zabluszczone Futerko, ocierając się o Kaczą Łapę.
- A co powiesz na polowanie? Albo spacer na klify? Może dołączymy do jakiegoś patrolu? - Kaczuszka zaczęła się nakręcać.
Wojowniczka zachichotała w reakcji na zachowanie przyjaciółki. Cóż, dla uczennicy był to właściwie widok sprawiający ulgę, ponieważ miała pewność, że jej towarzyszka jest w dobrym humorze. Kotka nienawidziła towarzystwa gburowatych i ciągle znudzonych kotów, gdyż otaczały się złą aurą, która w tedy udzielała się młodej, a tego nikomu nie życzyła.
<Zabluszczone Futerko?>
- Nigdy nie byłam na zgromadzeniu klanów... - oznajmiła smętnie Kacza Łapa, wbijając wzrok w wydeptaną ziemię.
- Oh, nie przejmuj się! Na pewno na jakieś pójdziesz, lecz ostrzegam cię od razu; było inaczej, niż sobie wyobrażałam. - odpowiedziała wojowniczka.
- Hm? Co masz na myśli mówiąc "inaczej"? - zapytała Kaczuszka, przechylając lekko głowę na bok.
- Noo... myślałam, że wywrze na mnie większe wrażenie, a tymczasem zostałam tam bójkę pewnej członkini Klanu Wilka i jakiegoś ucznia należącego do Klanu Nocy. - rzekła szylkretka, nieco się krzywiąc.
- W takim razie mam nadzieję, że na tym zgromadzeniu, na którym będę, będzie panował spokój. Nie lubię kłótni... Porozmawiajmy o czymś innym, bo ten temat jest dość przygnębiający. - zażądała uczennica.
- Doskonale cię rozumiem. - odparła Zabluszczone Futerko, ocierając się o Kaczą Łapę.
- A co powiesz na polowanie? Albo spacer na klify? Może dołączymy do jakiegoś patrolu? - Kaczuszka zaczęła się nakręcać.
Wojowniczka zachichotała w reakcji na zachowanie przyjaciółki. Cóż, dla uczennicy był to właściwie widok sprawiający ulgę, ponieważ miała pewność, że jej towarzyszka jest w dobrym humorze. Kotka nienawidziła towarzystwa gburowatych i ciągle znudzonych kotów, gdyż otaczały się złą aurą, która w tedy udzielała się młodej, a tego nikomu nie życzyła.
<Zabluszczone Futerko?>
Od Motylej Łapy
Byłem z siebie bardzo dumny. Zostałem honorowym członkiem Klanu Wilka! Moim mentorem został Jaszczurczy Ogon. Pomyślałem, że pójdę spytać się o jutrzejszy trening. Niestety wojownika nie było w obozie. Gdzie on się podział? Dopiero co go widziałem. Może wyszedł na wieczorny patrol? No trudno... Dowiem się wszystkiego następnego dnia!- pomyślałem po czym zacząłem kierować się do legowiska uczniów. Wszedłem nie zwracając uwagi na innych. Ułożyłem się na posłaniu z mchu i zamknąłem oczy.
Wszystko było czarne. Nagle z ciemności zaczął wyłaniać się zarys kota i zielone ślepia. Po chwili było już dokładnie widać kota. To była moja matka. Pobiegłem w jej stronę. Im byłem bliżej tym gorzej wyglądała i coraz bardziej zanikała. Z każdym moim krokiem w jej stronę, na jej ciele pojawiały się kolejne rany, kolejna krew. Zatrzymałem się. Ona umierała. Zacząłem płakać. Po chwili zobaczyłem jeszcze śmierć taty i Malinki.
Otworzyłem oczy. To był sen. Najokropniejszy jaki mógł mi się przyśnić. Poczułem jak po moich policzkach spływają łzy. Nie maż się! - skarciłem siebie w myślach.To była już przeszłość, czasu cofnąć się nie da. Wyszedłem z legowiska i skierowałem się do miejsca, gdzie śpią wojownicy. Jaszczurczy Ogon siedział przed nim liżąc łapę.
- Zaczynamy trening? - spytałem. Nie chciałem patrzeć wojownikowi w oczy, bo jeszcze by zobaczył, że płakałem.
- Coś się stało? - spytał lekko zaniepokojony kocur.
- Nic nic - rzuciłem szybko.
-No dobrze, skoro tak twierdzisz. - mruknął - Jeśli chodzi o trening, to dzisiaj poznasz tereny i granice. - powiedział po czym wstał i ruszył w kierunku wyjścia z obozu.
Podążyłem za nim. Szliśmy dłuższą chwilę po czym się zatrzymaliśmy. Poczułem nieznany zapach. Gdy tylko go poczułem moja sierść instynktownie się zjeżyła.
-Co to za zapach?
- To zapach psów - odpowiedział mi mentor.
Psy... To te okropne stworzenia z opowieści mamy. Tylko co one tu robiły? To przecież zagrożenie, a wojownik udzielił mi odpowiedzi ze straszną obojętnością. To było dziwne. Ale po chwili uzyskałem odpowiedzi.
- Tu jest jedna z granic Klanu Wilka. To siedlisko owiec. Pilnują go psy, dlatego też tak wyraźnie je czuć.
- Czyli tu jest niebezpiecznie, tak?
- Tak.
Ruszyliśmy dalej. Następnym punktem była Głęboka Ścieżka. Mentor wyjaśnił mi, że ten wąwóz to granica z Klanem Klifu. Potem była jeszcze granica z Klanem Burzy. Ona nie wyróżniała się niczym specjalnym. Po prostu koniec terenów Klanu Wilka i początek Klanu Burzy. I jeszcze ostatnie miejsce granicy, które już znałem. Koniec terenów Klanu Wilka i początek terenów niczyje. Nie słuchałem przez chwilę mentora i wpatrywałem się w dal. Po chwili jednak oprzytomniałem.
- ...Z tymi terenem niczyim stykają się granice wszystkich czterech klanów. - Dokończył swoją opowieść wojownik. Ja kiwnąłem głową, żeby nie myślał, że nie słuchałem.Jednak wojownik chyba widział jak wpatrywałem się w tamtą stronę. - Znasz to miejsce, prawda? Widziałem jak się tam patrzyłeś. Mieszkałeś tam?
- T-tak.
Wojownik chyba nie chciał drążyć tematu.
-No dobrze... Robi się późno. Wracajmy do obozu. Po drodze przepytam cie jeszcze z rang w klanie.
Kiwnąłem głową. Spojrzałem na słońce. Rzeczywiście, słońce zbliżało się do zachodu. Ruszyłem za mentorem w kierunku obozu. Tak jak powiedział, przepytał mnie jeszcze z rang w klanie. Udzieliłem poprawnych odpowiedzi, za co kocur pochwalił mnie. W końcu doszliśmy do obozu.
- No dobrze. Teraz idź coś zjeść - powiedział po czym podszedł do sterty zwierzyny, wziął dla siebie mysz i ruszył w kierunku legowiska wojowników. Ja również podszedłem do sterty i wziąłem z niej wróbla i skierowałem się w stronę legowiska uczniów. Usiadłem przed nim. Siedziały już tam dwie kotki. Po chwili dosiadł się jeszcze kocur. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, ale cisze przerwała niebieskooka kotka o imieniu Księżycowa Łapa.
- A tak właściwie - zwróciła się w moją stronę. - To dlaczego nie jesteś z rodziną tylko dołączyłeś do Klanu Wilka?
Inni wszyscy spojrzeli na mnie zaciekawieni.
- Nie mam już rodziny - odparłem, a moje oczy zamgliły się.
<Księżycowa Łapo? Lawendowa Łapo? Borsucza Łapo?>
27 maja 2017
Od Nocka CD Fioletowej Chmury
Nocek poczuł ciepło. Nie to ciepło, które czuł na samym początku przez bardzo krótką chwilę, ani nie to trochę szorstkie ciepło, które towarzyszyło mu przez część nocy. To było całkiem obce ciepło, jednak przyjemne i kociak łatwo się do niego przyzwyczaił. Słyszał kilka głosów, część niższych i część wyższych, jednak żadnemu z nich nie towarzyszyło większe uczucie. Jednak po chwili odezwał się najniższy ze wszystkich głosów – głos jego „Matki”, a przynajmniej kotki, którą tak określał. Wtulił się mocniej w jej futerko, ogrzewając się nieco bardziej.
- Dobrze, zaopiekuję się nim – miauknęła.
- Dziękuję ci – odezwał się inny. Jego zapach był trochę znajomy, jednak tylko trochę… chwila. To ten kot przyniósł go do tego miejsca! Nocek pisnął cicho i zaczął nerwowo poruszać wąsami. Kim była ta osoba? I czy miała coś związanego z mamą? Oraz kim było pięć pozostałych głosów? Kociak chciał to wiedzieć jak najszybciej.
Jeszcze przez chwilę toczyła się rozmowa, jednak Nocek był zbyt mały, by zrozumieć jakiekolwiek słowo.
- Dobrze, zaopiekuję się nim – miauknęła.
- Dziękuję ci – odezwał się inny. Jego zapach był trochę znajomy, jednak tylko trochę… chwila. To ten kot przyniósł go do tego miejsca! Nocek pisnął cicho i zaczął nerwowo poruszać wąsami. Kim była ta osoba? I czy miała coś związanego z mamą? Oraz kim było pięć pozostałych głosów? Kociak chciał to wiedzieć jak najszybciej.
Jeszcze przez chwilę toczyła się rozmowa, jednak Nocek był zbyt mały, by zrozumieć jakiekolwiek słowo.
<Fioletowa Chmuro? Blady Świcie? A może Wichuro, Sztormku, Deszczu, Burzo lub Gradziku?>
Od Borsuczej Łapy CD Pustułkowego Dziobu
Borsucza Łapa poczuł jak w środku robi mu się cieplej. Mentor nie tylko go pochwalił ale i podniósł na duchu, nareszcie czuł, że ktoś go docenia. Takie emocje towarzyszyły mu podczas treningów z Mgiełką, ale teraz kiedy odeszła, nie miał nikogo, po za swym nowym przyjacielem. Kocurek uniósł łepek i spojrzał w rozświetlone oczy mentora, czuł, że między nimi zaczyna tworzyć się więź, Borsuk nie chciał jej za nic w świecie zniszczyć, mógł tylko błagać aby rosła w siłę. Nagle do młodego ucznia dotarły słowa Pustułkowego Dziobu. Zauważył jego znajomość technik łowieckich, nie dało się tego przeoczyć. To nie dziwne aby samotny kociak umiał polować, jednak jasne było, że ktoś musiał go tego nauczyć. Borsucza Łapa zaczął przebierać łapkami zastanawiając się czy ma opowiedzieć o wszystkim mentorowi. Szary kocur właśnie kończył swoją mysz kiedy podniósł wzrok na zdenerwowanego podopiecznego. Z ewidentną troską spytał:
- Czy wszystko w porządku?
-Słucham?- ocknął się łaciaty kotek- tak, tak, wszystko w normie. Odpłynąłem na chwilkę.
Kocurek uraczył mentora promiennym uśmiechem, lecz nawet pod taką maską szarak zauważył, że coś jest na rzeczy. Postanowił nie drążyć jednak tematu i polecił uczniowi aby poszedł odpocząć. Co prawda, dzień jeszcze trwał więc Borsucza Łapa mógł się na coś przydać, ale po treningu był trochę zmęczony. Ułożył się wygodnie przed wejściem do legowiska uczniów i zamknął oczy kierując pysk w stronę słońca. Pochłaniał promienie czując ich przyjemne ciepło na swej mordce. Cenił sobie chwile spokoju, ale chciałby na coś się jeszcze przydać. Niestety w klanie nie było starszyzny dla której można by zbierać świeży mech, czy karmicielek którym można nieść pomoc przy kociętach. Klan Wilka posiadał wielu wojowników, ale fakt, że brakło w nim młodych trochę smucił Borsuczą Łapę. Już zdążył się nauczyć, że potomstwo to wielkie szczęście dla klanu, słyszał jak na zebraniu liderzy chwalili się nowymi miotami w klanie, w przeciwieństwie do nich. Kocurek postanowił nie zadręczać się myśleniem o tym i ruszył sprawdzić czy przypadkiem medyk nie wymaga od niego pomocy. Wszedł do jego legowiska widząc jak Widmowy Wilk miesza jakieś zioła. Pręgowany kot odwrócił się gwałtownie rzucając lekko przerażone spojrzenie na przybysza.
- Oh Borsucza Łapo, nie skradaj się tak!- skarcił go lekko medyk- coś się stało? Mogę jakoś pomóc?
- Bardziej ja o to chciałem zapytać. Nie potrzebujesz czasem kogoś do pomocy przy zbieraniu ziół?
- Miło, że pytasz, wydajesz się niezwykle pomocnym kotem, chwała ci za to- pochwalił go Widmowy Wilk, lecz zaraz odwrócił głowę z lekkim prychnięciem- ale nie mam dla ciebie pracy, Klonowe Futro ruszył po medykamenty, wróci niedługo, było przyjść szybciej, przykro mi.
Borsucza Łapa posmutniał kiwając łebkiem. Pozdrowił medyka i z cichym ,,przepraszam” oddalił się aby ponownie wygrzewać się na słońcu. Dzień minął dość szybko na robieniu niczego, wspomógł tylko Klonowe Futro kiedy temu z pyska wypadło kilka liści. Mimo swych starań Borsuk czuł się mało potrzebny.
Kolejnego dnia wyszedł z Pustułkowym Dziobem na polowanie. Został postawiony przed próbą samodzielnego złapania myszy. Mentor stwierdził, że skoro idzie mu tak dobrze, to z chęcią zobaczy czy młodemu uda się złapać zdobycz. W istocie tak było. Borsuk przypomniał sobie wszystko czego zdążyła go nauczyć Mgiełka i Pustułkowy Dziób. Wywęszył gryzonia, za radami mentora, po czym ruszył na niego powoli, podchodząc pod wiatr. Przyczaił się w trawie opuszczając ogon. Posuwał się powoli do przodu aż w końcu znalazł idealny moment. Kiedy w połowie jego lotu mysz zorientowała się, że trzeba uciekać, było już za późno. Jedno uderzenie serca później wylądowała pod jego pazurami. Łaciaty uczeń z dumą sprezentował mentorowi swą zdobycz który z podziwem na nią spojrzał.
-Dobra robota Borsucza Łapo!- pochwalił go z entuzjazmem- szybko się uczysz, naprawdę szybko.
Kocurek kiwnął łebkiem w znaku podzięki, nadal zastanawiał się, czy ma powiedzieć o sprawie z Mgiełką, czy ma zachować milczenie. Wolał nie opowiadać o tym, chciał aby Pustułkowy Dziób był przekonany, że wszystko czego jego uczeń się nauczy przekazał mu i wyłącznie on. Nie chciał niszczyć jego planów, czy ambicji. Borsuk dobrze wiedział ile znaczy dla szaraka, nie chciał mu tego psuć. W zamian tego ruszył w z nim w dalszą drogę.
Nie odzywali się wiele do siebie, aż do momentu kiedy doszli do małej kotlinki w lesie. Uczeń nie pamiętał aby to miejsce nosiło nazwę. Było tu dość płasko, oraz znajdował się tu też piasek. Było to idealne miejsce na trening walki, właśnie po to tu przybyli. Pustułkowy Dziób kazał zakopać mysz po czym poprosił aby Borsucza Łapa ustawił się naprzeciw niego. Kot posłusznie wykonał polecenie i widząc jak mentor przybiera bojową postawę uczynił to samo.
- Bardzo dobrze, rozumiemy się bez słów!- pochwalił go ponownie szary kocur- teraz, rzuć się na mnie, nie przejmuj się jak nie wyjdzie, nie od razu klany zbudowano!
Młokos zachęcony tym chwytliwym powiedzeniem ustawił się odpowiednio i wybrał cel. Miał zamiar zaatakować bok, było to ryzykowne i śmiałe posunięcie, ale postanowił je wykonać. Zebrał się w sobie, pokiwał na boki sprawdzając z której strony będzie mu najwygodniej po czym ruszył od prawej. Z początku parł na przód lecz w ostatniej chwili skoczył w bok zwracając się w stronę wojownika, który bez problemu zrobił unik odkręcając się w bok. Pazur ucznia ledwie musnął pysk szaraka. Nim Borsucza Łapa zdążył się odwrócić poczuł na swym karku ciężką łapę wojownika która opadła na niego jakby znikąd przyciskając do piachu.
- Martwy- mruknął Pustułkowy Dziób przystawiając pysk do szyi ucznia- byłbyś martwy, ale nie jesteś, dostajesz kolejną szansę.
-Masz mnie, umieram i konam, ale się odrodzę jeśli tego chcesz- zaśmiał się uczeń nieco zawiedziony tym, że jego taktyka nie zadziałała, mimo tego nie miał zamiaru się poddać. Podszedł bliżej do mentora wsłuchując się uważnie w to co miał do powiedzenia.
- Próba była śmiała, zaskakująca i niespodziewana, ale dla twojego rówieśnika. Od razu wiedziałem co chcesz zrobić, przez to kiwanie się, nie mniej jednak ruszenie najpierw w przód było dobrym pomysłem. Zwód jest ważny, dobrze, że o nim pomyślałeś. Jesteś zwinny, to widzę, zwrot był naprawdę wyśmienity. Gdybyś popracował bardziej nad skokiem mógłbyś już równać się z młodym wojownikiem! Ale pamiętaj, aby się tak nie kiwać.
- Wiem, wiem Pustułkowy Dziobie! Po prostu chciałem sprawdzić jak mi wygodniej…
- W prawdziwej walce tak nie będzie Borsucza Łapo- ostudził jego zapał mentor zbijając argument- musisz przyjąć, że to co tutaj robimy to nie tylko zabawa, owszem próbowanie nowych rzeczy jest dobre, ale musisz zrozumieć, że masz zachować tu powagę.
- Dobrze, obiecuję, że następnym razem tak zrobię!- krzyknął z zapałem uczeń odbiegając na swoje miejsce. Pustukłkowy Dziób z dumą popatrzył na oddalającego się kociaka, można było wyczuć ewidentne szczęście wypisane na jego pysku z powodu tak ambitnego ucznia. Ponownie powrócili na stanowiska. Borsucza Łapa przybrał teraz inną technikę, postanowił zaatakować zwinnością próbując wskoczyć na grzbiet. Nim sam pierwszy ruszył, do walki przystąpił Pustułkowy Dziób. Parł szybko w stronę ucznia w ostatnim momencie robiąc niespodziewany unik skręcając gwałtownie i pozostawiając kota z przodu po czym skoczył na niego, zrobił niemalże to samo co chciał Borsuk. Jednak uczeń nie poddawał się tak szybko, czując jak łapy mentora napierają na jego grzbiet odwrócił pysk w stronę łba szaraka i szarpnął za skórę za uszami próbując odrzucić silnego wojownika. Zadziałało, bo Pustułkowy Dziób cofnął się na własne łapy lekko sycząc, dało to ułamek sekundy do ataku, Borsuk wykorzystał go rzucając się kocurowi do gardła. Niestety zdołał jedynie musnąć szyję kocura bo zaraz został ponownie powalony na plecy szybkim pchnięciem łapy.
-Martwy!- ryknął Pustułkowy Dziób kładąc ponownie ucznia. Borsucza Łapa zamknął oczy i odetchnął ciężko, starał się jak mógł, ale nie wychodziło mu tak jak by tego chciał. Postanowił chwilę poleżeć i poczekać na dalszy rozwój akcji.
<<Pustułkowy Dziobie?>>
- Czy wszystko w porządku?
-Słucham?- ocknął się łaciaty kotek- tak, tak, wszystko w normie. Odpłynąłem na chwilkę.
Kocurek uraczył mentora promiennym uśmiechem, lecz nawet pod taką maską szarak zauważył, że coś jest na rzeczy. Postanowił nie drążyć jednak tematu i polecił uczniowi aby poszedł odpocząć. Co prawda, dzień jeszcze trwał więc Borsucza Łapa mógł się na coś przydać, ale po treningu był trochę zmęczony. Ułożył się wygodnie przed wejściem do legowiska uczniów i zamknął oczy kierując pysk w stronę słońca. Pochłaniał promienie czując ich przyjemne ciepło na swej mordce. Cenił sobie chwile spokoju, ale chciałby na coś się jeszcze przydać. Niestety w klanie nie było starszyzny dla której można by zbierać świeży mech, czy karmicielek którym można nieść pomoc przy kociętach. Klan Wilka posiadał wielu wojowników, ale fakt, że brakło w nim młodych trochę smucił Borsuczą Łapę. Już zdążył się nauczyć, że potomstwo to wielkie szczęście dla klanu, słyszał jak na zebraniu liderzy chwalili się nowymi miotami w klanie, w przeciwieństwie do nich. Kocurek postanowił nie zadręczać się myśleniem o tym i ruszył sprawdzić czy przypadkiem medyk nie wymaga od niego pomocy. Wszedł do jego legowiska widząc jak Widmowy Wilk miesza jakieś zioła. Pręgowany kot odwrócił się gwałtownie rzucając lekko przerażone spojrzenie na przybysza.
- Oh Borsucza Łapo, nie skradaj się tak!- skarcił go lekko medyk- coś się stało? Mogę jakoś pomóc?
- Bardziej ja o to chciałem zapytać. Nie potrzebujesz czasem kogoś do pomocy przy zbieraniu ziół?
- Miło, że pytasz, wydajesz się niezwykle pomocnym kotem, chwała ci za to- pochwalił go Widmowy Wilk, lecz zaraz odwrócił głowę z lekkim prychnięciem- ale nie mam dla ciebie pracy, Klonowe Futro ruszył po medykamenty, wróci niedługo, było przyjść szybciej, przykro mi.
Borsucza Łapa posmutniał kiwając łebkiem. Pozdrowił medyka i z cichym ,,przepraszam” oddalił się aby ponownie wygrzewać się na słońcu. Dzień minął dość szybko na robieniu niczego, wspomógł tylko Klonowe Futro kiedy temu z pyska wypadło kilka liści. Mimo swych starań Borsuk czuł się mało potrzebny.
Kolejnego dnia wyszedł z Pustułkowym Dziobem na polowanie. Został postawiony przed próbą samodzielnego złapania myszy. Mentor stwierdził, że skoro idzie mu tak dobrze, to z chęcią zobaczy czy młodemu uda się złapać zdobycz. W istocie tak było. Borsuk przypomniał sobie wszystko czego zdążyła go nauczyć Mgiełka i Pustułkowy Dziób. Wywęszył gryzonia, za radami mentora, po czym ruszył na niego powoli, podchodząc pod wiatr. Przyczaił się w trawie opuszczając ogon. Posuwał się powoli do przodu aż w końcu znalazł idealny moment. Kiedy w połowie jego lotu mysz zorientowała się, że trzeba uciekać, było już za późno. Jedno uderzenie serca później wylądowała pod jego pazurami. Łaciaty uczeń z dumą sprezentował mentorowi swą zdobycz który z podziwem na nią spojrzał.
-Dobra robota Borsucza Łapo!- pochwalił go z entuzjazmem- szybko się uczysz, naprawdę szybko.
Kocurek kiwnął łebkiem w znaku podzięki, nadal zastanawiał się, czy ma powiedzieć o sprawie z Mgiełką, czy ma zachować milczenie. Wolał nie opowiadać o tym, chciał aby Pustułkowy Dziób był przekonany, że wszystko czego jego uczeń się nauczy przekazał mu i wyłącznie on. Nie chciał niszczyć jego planów, czy ambicji. Borsuk dobrze wiedział ile znaczy dla szaraka, nie chciał mu tego psuć. W zamian tego ruszył w z nim w dalszą drogę.
Nie odzywali się wiele do siebie, aż do momentu kiedy doszli do małej kotlinki w lesie. Uczeń nie pamiętał aby to miejsce nosiło nazwę. Było tu dość płasko, oraz znajdował się tu też piasek. Było to idealne miejsce na trening walki, właśnie po to tu przybyli. Pustułkowy Dziób kazał zakopać mysz po czym poprosił aby Borsucza Łapa ustawił się naprzeciw niego. Kot posłusznie wykonał polecenie i widząc jak mentor przybiera bojową postawę uczynił to samo.
- Bardzo dobrze, rozumiemy się bez słów!- pochwalił go ponownie szary kocur- teraz, rzuć się na mnie, nie przejmuj się jak nie wyjdzie, nie od razu klany zbudowano!
Młokos zachęcony tym chwytliwym powiedzeniem ustawił się odpowiednio i wybrał cel. Miał zamiar zaatakować bok, było to ryzykowne i śmiałe posunięcie, ale postanowił je wykonać. Zebrał się w sobie, pokiwał na boki sprawdzając z której strony będzie mu najwygodniej po czym ruszył od prawej. Z początku parł na przód lecz w ostatniej chwili skoczył w bok zwracając się w stronę wojownika, który bez problemu zrobił unik odkręcając się w bok. Pazur ucznia ledwie musnął pysk szaraka. Nim Borsucza Łapa zdążył się odwrócić poczuł na swym karku ciężką łapę wojownika która opadła na niego jakby znikąd przyciskając do piachu.
- Martwy- mruknął Pustułkowy Dziób przystawiając pysk do szyi ucznia- byłbyś martwy, ale nie jesteś, dostajesz kolejną szansę.
-Masz mnie, umieram i konam, ale się odrodzę jeśli tego chcesz- zaśmiał się uczeń nieco zawiedziony tym, że jego taktyka nie zadziałała, mimo tego nie miał zamiaru się poddać. Podszedł bliżej do mentora wsłuchując się uważnie w to co miał do powiedzenia.
- Próba była śmiała, zaskakująca i niespodziewana, ale dla twojego rówieśnika. Od razu wiedziałem co chcesz zrobić, przez to kiwanie się, nie mniej jednak ruszenie najpierw w przód było dobrym pomysłem. Zwód jest ważny, dobrze, że o nim pomyślałeś. Jesteś zwinny, to widzę, zwrot był naprawdę wyśmienity. Gdybyś popracował bardziej nad skokiem mógłbyś już równać się z młodym wojownikiem! Ale pamiętaj, aby się tak nie kiwać.
- Wiem, wiem Pustułkowy Dziobie! Po prostu chciałem sprawdzić jak mi wygodniej…
- W prawdziwej walce tak nie będzie Borsucza Łapo- ostudził jego zapał mentor zbijając argument- musisz przyjąć, że to co tutaj robimy to nie tylko zabawa, owszem próbowanie nowych rzeczy jest dobre, ale musisz zrozumieć, że masz zachować tu powagę.
- Dobrze, obiecuję, że następnym razem tak zrobię!- krzyknął z zapałem uczeń odbiegając na swoje miejsce. Pustukłkowy Dziób z dumą popatrzył na oddalającego się kociaka, można było wyczuć ewidentne szczęście wypisane na jego pysku z powodu tak ambitnego ucznia. Ponownie powrócili na stanowiska. Borsucza Łapa przybrał teraz inną technikę, postanowił zaatakować zwinnością próbując wskoczyć na grzbiet. Nim sam pierwszy ruszył, do walki przystąpił Pustułkowy Dziób. Parł szybko w stronę ucznia w ostatnim momencie robiąc niespodziewany unik skręcając gwałtownie i pozostawiając kota z przodu po czym skoczył na niego, zrobił niemalże to samo co chciał Borsuk. Jednak uczeń nie poddawał się tak szybko, czując jak łapy mentora napierają na jego grzbiet odwrócił pysk w stronę łba szaraka i szarpnął za skórę za uszami próbując odrzucić silnego wojownika. Zadziałało, bo Pustułkowy Dziób cofnął się na własne łapy lekko sycząc, dało to ułamek sekundy do ataku, Borsuk wykorzystał go rzucając się kocurowi do gardła. Niestety zdołał jedynie musnąć szyję kocura bo zaraz został ponownie powalony na plecy szybkim pchnięciem łapy.
-Martwy!- ryknął Pustułkowy Dziób kładąc ponownie ucznia. Borsucza Łapa zamknął oczy i odetchnął ciężko, starał się jak mógł, ale nie wychodziło mu tak jak by tego chciał. Postanowił chwilę poleżeć i poczekać na dalszy rozwój akcji.
Od Deszcza
Ciemność. Wszędzie ciemność. Nagle wielki huk, jakby ktoś uderzył w żłobek wielkim głazem. Potem cuchnący smród, bardzo gryzący. Następnie niewyobrażalny chłód, brak ciepła, które dawało futro matki. Sama Blady Świt gdzieś zniknęła. Poczucie samotności, ogromny strach, ściskanie w żołądku. Na końcu wielki ból w karku, mocne szczęki zwierza zaciskające się na nim.
~*~
Para zielonych ślepi otworzyła się i momentalnie zasnuła je ściana zrobiona z łez. W całym obozie można było usłyszeć szloch kocięcia. Oczy otworzyła również matka płaczliwej kotki, jednak te były przepełnione troską i zaniepokojeniem. Lekko zdezorientowana przysunęła młode bliżej siebie. Obok było można usłyszeć ciche piski reszty rodzeństwa, które najwyraźniej zostały zbudzone ze snu. Opiekuńcza kotka polizała córkę po łepku, jednocześnie cicho pomrukując. Po dłuższej chwili Deszcz uspokoiła się. Jej oddech był jeszcze przyśpieszony, a serce biło nieregularnie. Kocię kilka razy pociągnęło noskiem, potem do jego uszu dobiegł spokojny głos matki.
- Deszcz, co się stało? Dlaczego płakałaś? - cichy i melodyjny głos kotki, sprawiał, że kotka czuła się przy jej boku bezpiecznie. Mama była taka cieplutka. Przed odpowiedzią błękitna Deszcz przesunęła się jeszcze bliżej karmicielki.
- Ja mia-miałam zły sen. Było tak ciemno, wszędzie. A ciebie nie było. Potem coś mnie ugryzło, ale tak mocno. - młoda prawie znów się rozpłakała. Jednak przeszkodziło jej w tym kolejne liźnięcie matki. Kocię wtuliło się w jej ciepłe futro i zamknęło swoje szafirowe oczy.
- Ja nigdy cie nie opuszczę, zawsze będę z tobą - to ostatnie słowa jakie usłyszała młoda. Potem znów zawitała w świecie snów.
~*~
Jeszcze tej samej nocy, do żłobka wpadła wojowniczka. Cała zdyszana, niosła coś w pysku. Za nią z elegancją stąpała Biała Gwiazda. Głośny oddech błękitnej kotki zbudził innych. Już drugi raz, oczka jednej z córek Bladego Świtu otworzyły się tej nocy. Młodsza postawiła coś na ziemi, było czarne i oddychało. Od razu rozbudzone kociaki przyglądały się "temu czemuś" zaciekawione. Nagle "to" się poruszyło. W oczach jedynej karmicielki widniała troska, jednak sprawniejsze oko wychwyci tam też cień zaniepokojenia. Liderka zaczęła rozmawiać z Bladym Świtem, gdy tylko głos białej kotki ucichł odezwała się Deszcz.
- Mamusiu, kto to jest?
<Blady Świt, Fioletowa Chmuro, Biała Gwiazdo, Nocek, Rodzeństwo?>
~*~
Para zielonych ślepi otworzyła się i momentalnie zasnuła je ściana zrobiona z łez. W całym obozie można było usłyszeć szloch kocięcia. Oczy otworzyła również matka płaczliwej kotki, jednak te były przepełnione troską i zaniepokojeniem. Lekko zdezorientowana przysunęła młode bliżej siebie. Obok było można usłyszeć ciche piski reszty rodzeństwa, które najwyraźniej zostały zbudzone ze snu. Opiekuńcza kotka polizała córkę po łepku, jednocześnie cicho pomrukując. Po dłuższej chwili Deszcz uspokoiła się. Jej oddech był jeszcze przyśpieszony, a serce biło nieregularnie. Kocię kilka razy pociągnęło noskiem, potem do jego uszu dobiegł spokojny głos matki.
- Deszcz, co się stało? Dlaczego płakałaś? - cichy i melodyjny głos kotki, sprawiał, że kotka czuła się przy jej boku bezpiecznie. Mama była taka cieplutka. Przed odpowiedzią błękitna Deszcz przesunęła się jeszcze bliżej karmicielki.
- Ja mia-miałam zły sen. Było tak ciemno, wszędzie. A ciebie nie było. Potem coś mnie ugryzło, ale tak mocno. - młoda prawie znów się rozpłakała. Jednak przeszkodziło jej w tym kolejne liźnięcie matki. Kocię wtuliło się w jej ciepłe futro i zamknęło swoje szafirowe oczy.
- Ja nigdy cie nie opuszczę, zawsze będę z tobą - to ostatnie słowa jakie usłyszała młoda. Potem znów zawitała w świecie snów.
~*~
Jeszcze tej samej nocy, do żłobka wpadła wojowniczka. Cała zdyszana, niosła coś w pysku. Za nią z elegancją stąpała Biała Gwiazda. Głośny oddech błękitnej kotki zbudził innych. Już drugi raz, oczka jednej z córek Bladego Świtu otworzyły się tej nocy. Młodsza postawiła coś na ziemi, było czarne i oddychało. Od razu rozbudzone kociaki przyglądały się "temu czemuś" zaciekawione. Nagle "to" się poruszyło. W oczach jedynej karmicielki widniała troska, jednak sprawniejsze oko wychwyci tam też cień zaniepokojenia. Liderka zaczęła rozmawiać z Bladym Świtem, gdy tylko głos białej kotki ucichł odezwała się Deszcz.
- Mamusiu, kto to jest?
<Blady Świt, Fioletowa Chmuro, Biała Gwiazdo, Nocek, Rodzeństwo?>
Od Fioletowej Chmury C.D. Nocka
Uznałam, że nocny spacer dobrze mi zrobi. Zdecydowanie byłam typem nocnego marka. Kiedy byłam tak z dziesięć długości lisa od obozu otworzyłam pysk by wyczuć jakikolwiek zapach. Do moich nozdrzy wleciał zapach, którego nie spotyka się na co dzień, zapach samotników. Zanim jednak zdążyłam przetworzyć tą informację, usłyszałam pisk. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zaledwie długość kociego ogona ode mnie leży mała, czarna kuleczka.
Cholera! Przecież to kociak!- pomyślałam. Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się czy go wziąć z powodu, iż ewidentnie jest kociakiem samotników, tylko czy nigdzie nie ma jego matki, jednak nikogo oprócz niego nie poczułam. Jak najdelikatniej go chwyciłam i pobiegłam do obozu.
-|-
Położyłam delikatnie kociaka przed legowiskiem wojowników. Ten pisnął, a ja uspokajająco powoli go liznęłam. Szybko wbiegłam do legowiska i podbiegłam do Iskrzącego Futra.
-Zawołaj Białą Gwiazdę.- szepnęłam a ta obudziła się.
-Jest późno...- zdziwiła się.
-Wiem. Ale proszę.
W końcu kotka wstała i ruszyła do nory oświetlonej blaskiem księżyca.
Usadziłam się przed legowiskiem przed i czekałam. W końcu podeszła do mnie biała kotka.
-O co chodzi Fiolet?
-Biała Gwiazdo, przed naszym obozem był kociak, nie mogłam go tam zostawić...
-Kociak?
-Tak.- jakby w odpowiedzi dla liderki kociak pisnął.- Musi się ktoś nim zająć.
Liderka przez chwilę wpatrywała się w pręgowanego kociaka.
-Przeprowadzam go tu na własną odpowiedzialność.- dodałam.
-Dobrze, ale i tak trzeba go jakoś nazwać.
-Może Nocek? Przecież jest noc. A Blady Świt może go karmić.
-Zgoda
-Dziękuję-kiwnęłam głową.- I przepraszam że cię budziłam.
Nocek?
Cholera! Przecież to kociak!- pomyślałam. Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się czy go wziąć z powodu, iż ewidentnie jest kociakiem samotników, tylko czy nigdzie nie ma jego matki, jednak nikogo oprócz niego nie poczułam. Jak najdelikatniej go chwyciłam i pobiegłam do obozu.
-|-
Położyłam delikatnie kociaka przed legowiskiem wojowników. Ten pisnął, a ja uspokajająco powoli go liznęłam. Szybko wbiegłam do legowiska i podbiegłam do Iskrzącego Futra.
-Zawołaj Białą Gwiazdę.- szepnęłam a ta obudziła się.
-Jest późno...- zdziwiła się.
-Wiem. Ale proszę.
W końcu kotka wstała i ruszyła do nory oświetlonej blaskiem księżyca.
Usadziłam się przed legowiskiem przed i czekałam. W końcu podeszła do mnie biała kotka.
-O co chodzi Fiolet?
-Biała Gwiazdo, przed naszym obozem był kociak, nie mogłam go tam zostawić...
-Kociak?
-Tak.- jakby w odpowiedzi dla liderki kociak pisnął.- Musi się ktoś nim zająć.
Liderka przez chwilę wpatrywała się w pręgowanego kociaka.
-Przeprowadzam go tu na własną odpowiedzialność.- dodałam.
-Dobrze, ale i tak trzeba go jakoś nazwać.
-Może Nocek? Przecież jest noc. A Blady Świt może go karmić.
-Zgoda
-Dziękuję-kiwnęłam głową.- I przepraszam że cię budziłam.
Nocek?
26 maja 2017
Od Nocka
Była ciemna noc. Atramentowy Dym leżał koło krzaków otulając swojego jedynego syna puszystym ogonem. Był to niepozorny mały kociak, jedyny który z całego miotu. Kocur przyniósł go tu, mając nadzieję, że jakiś kot przestrzegający Kodeksu Wojownika, zabierze go do swojego Klanu, gdzie młody będzie miał szanse na przeżycie. Podczas tego całego czekania, zdążył umyć syna już trzy razy, a siebie samego dwa, z obawy przed wykryciem jego lub matki, co w tym momencie było już praktycznie niemożliwe, bo cały zapach zdążył zniknąć. Węgielek – a raczej nocek pisnął przeciągle pokazując swoje małe jeszcze ząbki. Kociak zaczął trząść się, więc ojciec ponownie polizał go, aby trochę ogrzać swój mały skarb. Wiedział, że oddając go Klanowi prawdopodobnie nigdy już nie zobaczy syna, jednak nie dbał o to. Wiedział, że to jedyny sposób aby młodziak mógł przeżyć. Chciał mocniej wtulić w siebie Nocka, jednak poczuł zapach kota. Ostatni raz liżąc kociaka po głowie, odbiegł z myślą, że widzi syna ostatni raz w życiu. Natomiast fioletowa kotka podeszła do Nocka, i zaczęła mu się przyglądać.
<Fioletowa Chmuro?>
<Fioletowa Chmuro?>
25 maja 2017
Od Srebrnego Pyska
Był piękny, słoneczny dzień. Srebrna Łapa i Szczawiowa Łapa ścigali się po lesie poszukując pajęczyn na opatrunki, jak prosiły Lodowe Serce i Tajemniczy Kwiat. Oboje co chwila zahaczali futrem o gałęzie, albo przewracali się jak małe kocięta. Śmiali się przy tym wesoło i strząsając błoto ochlapywali siebie nawzajem.Trzydzieści sześć księżyców później dumna z siebie Srebrny Pysk wróciła z polowania z tłustym karpiem. Tego dnia była to jej trzecia zdobycz, ale pierwsza od dawna takich rozmiarów. Kotka miała wolny dzień. Pozwoliła Wrzosowej Łapie na pójście na patrol z Czarnym Piórkiem i Wybladłym Wspomnieniem. Dawno nie czuła się tak wypoczęta i pełna energii. Trening z Świetlikową Ścieżką ją przytłaczał. Uczennica była męcząca i trudna w wychowaniu. Wrzosowa Łapa był uczniem zupełnie innym.
- Znalazłam! - zawołała uczennica wskazując na błyszczącą w promieniach siatkę. Szczawiowa Łapa szybko ja zebrał.
- Masz bystry wzrok! - pochwalił ją.
- Wojownik Klanu Nocy musi mieć bystry wzrok! - oznajmiła kotka z dumą.
- Chyba możemy już wracać... Mamy dość dużo pajęczyn - powiedział uczeń medyczek. - Chodź!
Srebrna Łapa otarła się bokiem o sierść brata i ruszyła przodem. Oboje podążyli w kierunku obozu.
Kiedy byli już niedaleko usłyszeli tupot łap. Odwrócili się w tamtym kierunku i dostrzegli Wodnego Ogona i goniącego go Gepardzią Łapę.
- Wodny Ogonie?! Coś się stało? - zawołała spanikowana uczennica, ale on biegł dalej, do obozu. Przyspieszyła, aby go dogonić.
Kiedy wbiegła do środka zobaczyła zastępcę stojącego po środku obozu i przemawiającego donośnym tonem:
- Widzieliśmy patrol Klanu Burzy na naszym terytorium! - zawołał kocur. - Ci niegodni wojownicy naszli nasz klan! Tak nie może być! Czarna Gwiazdo, proszę, pozwól mi poprowadzić grupę uderzeniową!
Lider bez wahania skinął głową. Wodny Ogon szybko wybrał kilkoro wojowników i wraz z nimi wybiegł z obozu. Kiedy Srebrna Łapa zgłosiła swój udział kocur tylko na nią prychnął.
Przygnębiona kotka została w obozie. Wtedy podszedł do niej Płomienna Łapa. Uśmiechnął się do zgnębionej, starszej bratanicy.
- Wiesz Srebrna Łapo, kiedyś to my będziemy walczyć przeciwko Klanowi Burzy - zaczął. - Kiedy będziemy dorośli zostaniemy wojownikami. Cała nasza szóstka.
- Jest nas piątka - prychnęła kotka. - Szczawiowa Łapa będzie medykiem. Najlepszym w lesie! Wyleczy wszystkie choroby!
- Ale są też choroby i rany, których nie da się wyleczyć - mruknął rudy kocurek. - Wiesz, mama mówiła mi, ze nawet najwięksi wojownicy muszą kiedyś umrzeć. I żaden medyk ich nie ocali.
- Szczawiowa Łapa ocali, zdziwisz się jeszcze!
- Kiedyś nie zdoła, a ty będziesz płakać!
Srebrna Łapa chciała mu się odgryźć, ale w tej chwili zawołała ją Lodowe Serce. Szybko pobiegła do legowiska medyków. Czarna kotka polizała ją po głowie.
- Dziękuję, ze pomogłaś Szczawiowej Łapie z pajęczynami - powiedziała. - Pracowita z ciebie uczennica.
Srebrna Łapa zachichotała cicho.
- To nic wielkiego! - miauknęła. Lodowe Serce uśmiechnęła się ciepło, ale po chwili przybrała poważną minę.
- Tajemniczy Kwiat chce z tobą rozmawiać - powiedziała wskazując wejście do legowiska. Srebrna Łapa przełknęła ślinę i weszła do środka. W głębi legowiska leżała jasna kotka o lśniących w ciemności, błękitnych oczach.
- Srebrna Łapo - powiedziała rzeczowym tonem.
- Przyszłam - odparła uczennica.
- Klan Gwiazdy do mnie przemówił - powiedziała kotka. - To była zła przepowiednia. To był omen.
Ton, z jakim powiedziała ostatnie słowa upewnił Srebrną Łapę, że to co coś naprawdę złego.
- Gdy byłam nad rzeką szukając ziół zobaczyłam w wodzie coś dziwnego - opowiadała Tajemniczy Kwiat. - Z wody wypływały kolejno martwe ryby. Wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana... Nagle inna, żywa ryba wyskoczyła z wody i wpadła w rosnące na brzegu maliny. Gdy do niej podbiegłam zauważyłam, że kiedy opadła na ziemi uderzyła głową o spory kamień i umarła. Wiesz co to wszystko znaczy?
Uczennica pokręciła głową.
- Ryby to członkowie naszego klanu, umierający kolejno... Ta ostatnia to taka jakby desperacka próba uratowania się przed śmiercią, ale nieudana. Czuję, że nasz klan czeka zagłada.
- Dlaczego mi to mówisz? - spytała wystraszona kotka. - Czemu nie powiesz Czarnej Gwieździe?
- Bo mam jednoczesne przeczucie, że to dotyczy przyszłości, której mi i jemu nie będzie dane zobaczyć - wyjaśniła. - Czasami medycy wiewali wizje czegoś, co działo się wiele pokoleń po ich śmierci. Wtedy starsi mawiali, że dawno dawno temu jakiś medyk to przewidział... Musiałam przekazać to młodemu pokoleniu.
- Ale... Dlaczego nie Szczawiowej Łapie? To on jest uczniem medyka!
- Wiesz, mimo wszystko mam też przeczucie, że on jest jedną z ryb.
Odkładając zdobycz na stos kątem oka dostrzegła Szczawiowego Pąka wchodzącego do swojego legowiska. Nie miałam nic ciekawszego do roboty. Od razu pobiegłam w kierunku drzewa.
Kocur siedział tyłem do wejścia i przeglądał zioła. Podbiegłam do niego i otarłam się o jego bok.
- Och! Srebrny Pysku! - zawołał zdziwiony kocur, kiedy mnie zauważył.
- Co porabiasz? - spytałam.
- Eh... Przeliczam zapasy... Potrzebuję dużo ziół. Teraz kwitną, trzeba je zebrać, aby mieć czym leczyć chorych w porze nagich drzew.
- Ty zawsze myślisz do przodu! - skomplementowałam go.
- Jak tam trening Wrzosowej Łapy? - zapytał nagle.
- Ehhh - westchnęłam. - Czwarty uczeń to już przesada. Chciałabym też robić inne rzeczy, a nie w kółko kogoś szkolić. Wiesz, chyba znów przeniosę się do żłobka. Oczywiście nie teraz, nie jestem jeszcze w ciąży, ale moim dzieciom przydałoby się rodzeństwo... A mi odpoczynek.
- Chyba się nie pomylę, jak powiem, że kocięta to jednak nie odpoczynek? - zaśmiał się Szczawiowy Pąk. Uśmiechnęłam się razem z nim.
- Chyba masz rację - powiedziałam. - Z resztą i tak nie mam dla nich ojca...
- A ten co ostatnio? Tatuś Jagodowego Futra, Strumiennej Łapy i Potokowe_ ___?
- On by się raczej na to nie zgodził - mruknęłam, nieco zmieszana, ze o tym rozmawiamy. - Wiesz, mam jednego kocura na oku, ale on się raczej nie zgodzi...
- A to dlaczego? - zdziwił się medyk.
- Będzie miał problemy z przełamaniem się...
- Problemy? Musiałby mieć naprawdę dziwny gust, bo jesteś bardzo śliczna i pociągająca. Zapytaj go, może się zgodzi.
- Taa... Chyba masz rację...
Odwróciłam wzrok i pozwoliłam mu dalej pracować. Nie śmiałabym mu tego powiedzieć. Jak zareagowałby na moją propozycję? Ale powiedział, że jestem śliczna i pociągająca... Ale czy na tyle by złamał dla mnie Kodeks Medyka? Chyba nie... Szczawiowy Pąk był zawsze taki honorowy i szlachetny... Nawet Czarna Gwiazda raz pochwalił jego postawę! A jego mentorki były z niego takie dumne...
- Dobrze. Wybieram się na dłuższą wyprawę. Wrócę wieczorem. W razie problemów zajęłabyś się klanem? - zapytał.
- Oczywiście! - odpowiedziałam bez wahania. Kocur uśmiechnął się i opuścił legowisko.
Dzień nie był trudny. Tylko raz wpadła do mnie Nakrapiany Kwiat narzekając na obolałe stawy. Wyjaśniła mi jak Szczawiowy Pąk robił maść przynoszącą jej ulgę i jej pomogłam. Byłam taka dumna, że będę miała się czym mu pochwalić kiedy wróci!
Ale on nie wracał. Nawet po zachodzie słońca stałam w wyjściu z obozu i wypatrywałam go, ale on nie wracał. Martwiłam się. A co jak mu się coś stało? Gdzie on może być? Ze zdenerwowania sama nie wiedziałam już co robię. Pobiegłam do Nakrapianego Kwiatu. Kotka spała, ale ją obudziłam.
- Szczawiowy Pąk jeszcze nie wrócił! - jęknęłam. - Musimy go poszukać! Gdzie on jest?
- Srebrny Pysku, uspokój się - powiedziała starsza odpychając mnie. - Na pewno zaraz przyjdzie!
- Ale on powinien wrócić już dawno temu! Zbliża się pora górowania księżyca, a go nadal nie ma! - zaszlochałam. - Coś musiało się stać!
- Idź niepokoić wojowników, a nie biedną, starą Nakrapiany Kwiat... Zobaczysz, on zaraz wróci.
Ale nie potrafiłam uwierzyć, że tak będzie. On nigdy się nie spóźnia. A co jak porwali go dwunożni? Albo zaatakował jakiś samotnik? A może leży na Drodze Grzmotu, od dawna nieżywy? Albo utonął? Nie mogłam się pozbyć czarnych myśli. Aż kręciło mi się w głowie. W całej panice nawet nie zauważyłam, kiedy stanęłam w wejściu do legowiska Malinowej Gwiazdy. Po równym oddechu dobiegającym z wnętrza poznałam, że liderka śpi. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Martwiłam się o brata. Powoli weszłam do legowiska i niechętnie zbliżyłam się do Malinowej Gwiazdy.
- Liderko? - spytałam cichutko szturchając kotkę w głowę. Obudziła się i podniosła na mnie zmęczone spojrzenie.
- Srebrny Pysk? - spytała zaskoczona. Szybko się rozbudziła i przeciągnęła. - Co się stało? Dlaczego tu przyszłaś? Mamy środek nocy!
- Szczawiowy Pąk nie wrócił z wyprawy... Martwię się o niego!
<Malinowa Gwiazdo?>
Wszystkie ryby jeszcze żyją. Zaczynamy od Szczawia.
24 maja 2017
Od Fioletowej Chmury C.D. Sztorma
Z zauroczeniem spojrzałam na kociaka który otworzył właśnie swoje ślepka.
-Oooj one naprawdę są urocze.- stwierdziłam siadając na łapach.- Ciekawe kto będzie ich mentorem. Pewnie Iskrzące Futro dostanie jednego bo jeszcze żadnego nie miała, tak samo Korowa Brzoza i Jałowcowy Krzew, więc możesz liczyć na dobrych mentorów.
Gdzieś w sercu zabłysł jednak mały płomień nadziei, że ja rownież kogoś dostanę.
Pod moje szare łapy podreptała mała czarna kuleczka. Patrzyła się chwile na nie po czym podniosła żółte oczka na mnie. Następnie postawiła niepewny krok na nią i pomalutku zaczęła się wspinać, a ja się nie spierałam.
-To właśnie Wichura.- powiedziała Blady Świt. Delikatnie dotknęłam szarym nosem jej boku na co ona pisnęła coś niewyraźnie. Ktoś za nią pisnął. Stał tam mały szaro-pregowno-biały kocur, który rownież podjął wspinaczkę. Wichura była już mniej więcej na grzbiecie a jeden z synów Bladego Świtu gdzieś na barkach doszła jeszcze długowłosa szara kuleczka i Sztorm. W końcu byłam oblężona przez kociaki, mając Wichurę na głowie, depczącego jej po piętach Grada, Burze niedaleko ucha, i Sztormika na swojej wielkiej okrągłej dupie. W końcu jednak Blady Świt zaczęła je zdejmować, jedno po drugim, by otoczyć je z troską ogonem, gdzie pozostała wześniej tylko Deszcz Zazdrościłam jej. Też chciałam mieć takie małe kuleczki u boku. Tylko był malutki problem.
Z kim?
-Oooj one naprawdę są urocze.- stwierdziłam siadając na łapach.- Ciekawe kto będzie ich mentorem. Pewnie Iskrzące Futro dostanie jednego bo jeszcze żadnego nie miała, tak samo Korowa Brzoza i Jałowcowy Krzew, więc możesz liczyć na dobrych mentorów.
Gdzieś w sercu zabłysł jednak mały płomień nadziei, że ja rownież kogoś dostanę.
Pod moje szare łapy podreptała mała czarna kuleczka. Patrzyła się chwile na nie po czym podniosła żółte oczka na mnie. Następnie postawiła niepewny krok na nią i pomalutku zaczęła się wspinać, a ja się nie spierałam.
-To właśnie Wichura.- powiedziała Blady Świt. Delikatnie dotknęłam szarym nosem jej boku na co ona pisnęła coś niewyraźnie. Ktoś za nią pisnął. Stał tam mały szaro-pregowno-biały kocur, który rownież podjął wspinaczkę. Wichura była już mniej więcej na grzbiecie a jeden z synów Bladego Świtu gdzieś na barkach doszła jeszcze długowłosa szara kuleczka i Sztorm. W końcu byłam oblężona przez kociaki, mając Wichurę na głowie, depczącego jej po piętach Grada, Burze niedaleko ucha, i Sztormika na swojej wielkiej okrągłej dupie. W końcu jednak Blady Świt zaczęła je zdejmować, jedno po drugim, by otoczyć je z troską ogonem, gdzie pozostała wześniej tylko Deszcz Zazdrościłam jej. Też chciałam mieć takie małe kuleczki u boku. Tylko był malutki problem.
Z kim?
<Blada i jej kociaki?>
Od Zabluszczonego Futerka C.D. Kaczej Łapy
Podskoczyłam delikatnie uradowana. Cieszyłam się, że w końcu znalazłyśmy czas by to wszytko przegadać. Uuuuh jak ja dawno z nią nie gadałam!
-Wiesz, jest super! Można wychodzić z obozu samemu, prowadzić patrole, no i spać z innymi wojownikami! A Borsuczy Cień? No wiesz jaki on jest, znasz go, nie zbyt da się coś z niego wyciągnąć, ale twierdzi, że jest dumny z tego że został wojownikiem.
-Szczerze, podoba ci się?- zapytała prosto z mostu Kacza Łapa. Zrobiłam taki słodki skurczony uśmieszek i lekko się zarumieniłam podnosząc kilka centymetrów nad ziemie swoją rudą łapę.
-Yhym. Szczerze mówiąc tak. No ale, to zostawmy dobrze?- zakończyłam temat lekko zawstydzona.- Jak trening z Lisią Duszą?
-Aaa całkiem dobrze.
-Uważam że ty też niedługo będziesz wojownikiem.- uśmiechnęłam się. Tu kotka się zamyśliła.
-Fajnie by było.- odparła. Liznęłam ją przyjacielsko w bok.- Nie mogę się doczekać następnego zgromadzenia.
Kotka pokiwała głową z aprobatą, a jej biało-brązowe futro zalśniło w słońcu.
<Kaczuszko?>
-Wiesz, jest super! Można wychodzić z obozu samemu, prowadzić patrole, no i spać z innymi wojownikami! A Borsuczy Cień? No wiesz jaki on jest, znasz go, nie zbyt da się coś z niego wyciągnąć, ale twierdzi, że jest dumny z tego że został wojownikiem.
-Szczerze, podoba ci się?- zapytała prosto z mostu Kacza Łapa. Zrobiłam taki słodki skurczony uśmieszek i lekko się zarumieniłam podnosząc kilka centymetrów nad ziemie swoją rudą łapę.
-Yhym. Szczerze mówiąc tak. No ale, to zostawmy dobrze?- zakończyłam temat lekko zawstydzona.- Jak trening z Lisią Duszą?
-Aaa całkiem dobrze.
-Uważam że ty też niedługo będziesz wojownikiem.- uśmiechnęłam się. Tu kotka się zamyśliła.
-Fajnie by było.- odparła. Liznęłam ją przyjacielsko w bok.- Nie mogę się doczekać następnego zgromadzenia.
Kotka pokiwała głową z aprobatą, a jej biało-brązowe futro zalśniło w słońcu.
<Kaczuszko?>
Od Szkarłatnego Wichru C.D Iskrzącego Futra
- Ej, ej! co od razu tak agresywnie? - Wybełkotał Szkarłatny wciąż nieudolnie próbując się oswobodzić spod ciężaru obcej kotki.
- Jeszcze pytasz, dupku jeden? - Odwarczała mu prosto do ucha napastniczka - Wszedłeś na niewłaściwe tereny! To terytorium Klanu Burzy, nie Nocy!
- Wybacz, jestem nowy, chyba nie do końca znam jeszcze granice...
- Domyślam się - Kotka chyba nie miała zamiaru zejść ze Szkarłatnego, ani tym bardziej przestać mówić mu prostu do ucha.
- Słuchaj, może zrobimy tak: ty mnie puścisz, ja sobie pójdę, nauczę się dokładnie granic i zapomnimy o tej całej sprawie, co? - Mówiąc to szczerze spodziewał się tylko jednej odpowiedzi. I właśnie taką otrzymał.
- Chyba śnisz.
W tym momencie Szkarłatny wykonał jeden szybki ruch mający na celu zrzucenie z siebie napastniczki i szybką ucieczkę w siną dal. Jednak ruda kotka zdecydowanie nie chciała pozwolić mu zwiać. Ruchem równie szybkim jak ruch Szkarłatnego znów wbiła kły w jego biedne, poharatane już ucho. Jednak tym razem kocur nie pozwolił się powalić, tylko odwdzięczył się kotce i przewracając się na bok podrapał ją z całej siły w łapę. Korzystając z krótkiej okazji, że kotka na chwilę go puściła, skoczył na równe nogi.
- Tak oto sen stał się prawdą! - Rzucił za siebie i nie zważając na cieknącą mu z poharatanego ucha krew pobiegł pędem przed siebie.
Zatrzymał się dopiero, gdy nie mógł już złapać tchu. I wtedy usłyszał coś przez co wstrzymał oddech.
- Hej, słyszałeś? - odezwał się nieznajomy głos
- Ale co? - odpowiedział mu drugi
Przez chwilę panowało milczenie.
- Przez chwilę wydawało mi się, że słyszałem dyszenie...
Na osty i ciernie! - Szkarłatny miał ochotę walnąć łbem w drzewo. Co prawda wciąż nie pamiętał wszystkich kotów ze swojego klanu, jednak był pewien, że te dwa osobniki z pewnością do niego nie należały. - Naprawdę musiałem pobiec w złym kierunku!?
Szkarłatny, wciąż nie dowierzając w swojego ogromnego pecha, a raczej w swoją tragiczną orientację w terenie, wstał najciszej jak potrafił. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Kartą tą była szybka ewakuacja. Ostrożnie wycofał się do tyłu i gdy myślał, że jest już poza zasięgiem słuchu tamtej dwójki znów rzucił się w ucieczkę.
- Tym razem mi się nie wydawało! Szybko! - Usłyszał za sobą, ale był w stanie jedynie jęczeć w myślach, pytając samego siebie dlaczego go to spotyka.
Jednak to nie był koniec. Po zaledwie kilkudziesięciu uderzeniach serca jego drogę zagrodził nie kto inny, jak ta sama, ruda kotka co wcześniej. Miała poharataną łapę i aż płonące z wściekłości oczy.
I wtedy Szkarłatny był już pewien. Był pewien, że zasługuje na miano kota o największym pechu w klanach. A raczej kota o najgorszej orientacji w terenie.
< Iskrzące Futro? Nie pogłębiaj jego pecha x'D>
- Jeszcze pytasz, dupku jeden? - Odwarczała mu prosto do ucha napastniczka - Wszedłeś na niewłaściwe tereny! To terytorium Klanu Burzy, nie Nocy!
- Wybacz, jestem nowy, chyba nie do końca znam jeszcze granice...
- Domyślam się - Kotka chyba nie miała zamiaru zejść ze Szkarłatnego, ani tym bardziej przestać mówić mu prostu do ucha.
- Słuchaj, może zrobimy tak: ty mnie puścisz, ja sobie pójdę, nauczę się dokładnie granic i zapomnimy o tej całej sprawie, co? - Mówiąc to szczerze spodziewał się tylko jednej odpowiedzi. I właśnie taką otrzymał.
- Chyba śnisz.
W tym momencie Szkarłatny wykonał jeden szybki ruch mający na celu zrzucenie z siebie napastniczki i szybką ucieczkę w siną dal. Jednak ruda kotka zdecydowanie nie chciała pozwolić mu zwiać. Ruchem równie szybkim jak ruch Szkarłatnego znów wbiła kły w jego biedne, poharatane już ucho. Jednak tym razem kocur nie pozwolił się powalić, tylko odwdzięczył się kotce i przewracając się na bok podrapał ją z całej siły w łapę. Korzystając z krótkiej okazji, że kotka na chwilę go puściła, skoczył na równe nogi.
- Tak oto sen stał się prawdą! - Rzucił za siebie i nie zważając na cieknącą mu z poharatanego ucha krew pobiegł pędem przed siebie.
Zatrzymał się dopiero, gdy nie mógł już złapać tchu. I wtedy usłyszał coś przez co wstrzymał oddech.
- Hej, słyszałeś? - odezwał się nieznajomy głos
- Ale co? - odpowiedział mu drugi
Przez chwilę panowało milczenie.
- Przez chwilę wydawało mi się, że słyszałem dyszenie...
Na osty i ciernie! - Szkarłatny miał ochotę walnąć łbem w drzewo. Co prawda wciąż nie pamiętał wszystkich kotów ze swojego klanu, jednak był pewien, że te dwa osobniki z pewnością do niego nie należały. - Naprawdę musiałem pobiec w złym kierunku!?
Szkarłatny, wciąż nie dowierzając w swojego ogromnego pecha, a raczej w swoją tragiczną orientację w terenie, wstał najciszej jak potrafił. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Kartą tą była szybka ewakuacja. Ostrożnie wycofał się do tyłu i gdy myślał, że jest już poza zasięgiem słuchu tamtej dwójki znów rzucił się w ucieczkę.
- Tym razem mi się nie wydawało! Szybko! - Usłyszał za sobą, ale był w stanie jedynie jęczeć w myślach, pytając samego siebie dlaczego go to spotyka.
Jednak to nie był koniec. Po zaledwie kilkudziesięciu uderzeniach serca jego drogę zagrodził nie kto inny, jak ta sama, ruda kotka co wcześniej. Miała poharataną łapę i aż płonące z wściekłości oczy.
I wtedy Szkarłatny był już pewien. Był pewien, że zasługuje na miano kota o największym pechu w klanach. A raczej kota o najgorszej orientacji w terenie.
< Iskrzące Futro? Nie pogłębiaj jego pecha x'D>
23 maja 2017
Od Iskrzącego Futra do Szkarłatnego Wichru
Był normalny ciepły dzień. Słońce grzało, i sprawiało, że moje futerko sprawiało wrażenie, jakby tańczyły po nim iskierki. Pomyślałam że dobrą myślą będzie polowanie. Tak, wciąż te polowania i polowania. No ale cóż miałam robić? Nie miałam ucznia, a jeśli chodzi o patrole, to byłam wyznaczona dopiero do wieczornego, a był poranek. Wyszłam z obozu. Dzień miałam już rozplanowany. Polowanie, patrol, jedzenie, spanie. Jak zwykle. I tak w kółko. Każdego dnia powtarzany ten sam schemat. Przydał by się uczeń... Być może niedługo takowego dostanę, bo Blady Świt niedawno urodziła. A teraz sio z marzeń i wracamy do schemaciku! - pomyślałam. Może na polowaniu spotka mnie coś ciekawego? Postanowiłam już mniej myśleć, więcej robić. Wyszłam truchtem z obozu i ruszyłam na południe z nadzieją, że wrócę do obozu z dużą ilością zwierzyny w pysku.
-*-
Jak na razie złapałam jednego królika i mysz, a słońce zbliżało się ku górowaniu. Miałam jeszcze trochę czasu. Byłam właśnie na południowym zboczu, kiedy poczułam obcy zapach - Klan Nocy. Od razu ruszyłam w stronę zapachu. Nie szukałam długo. Kot czaił się właśnie na mysz. Na terenie Klanu Burzy!? Nie pozwolę na to! Kocur właśnie miał skoczyć na zwierzątko, gdy ja skoczyłam mu na grzbiet. Ten próbował mnie zrzucić, ale moje pazury nadal pozostawały wbite w jego skórę. Po chwili wycelowałam zębami w jego ucho. Kot zawył z bólu. Ugryzłam go jeszcze parę razy i zadałam decydujący cios. Przeciwnik padł na ziemię powalony moim ciężarem. Miał około 25 księżyców. Dla porównania, ja miałam 32, Musiał być nowy w Klanie Nocy, bo jeszcze nigdy go nie widziałam. Zapewne nie znał dobrze granic. Ale mnie to ie obchodziło. Naruszenie granicy to naruszenie granicy. Jakby to był uczeń, to nie atakowała bym od razu, ale jako iż był to kot dorosły i do tego polujący to bez wahania zaatakowałam.
- Co ty tu robisz?! - warknęłam mu do ucha.
<Szkarłatny Wichrze?>
-*-
Jak na razie złapałam jednego królika i mysz, a słońce zbliżało się ku górowaniu. Miałam jeszcze trochę czasu. Byłam właśnie na południowym zboczu, kiedy poczułam obcy zapach - Klan Nocy. Od razu ruszyłam w stronę zapachu. Nie szukałam długo. Kot czaił się właśnie na mysz. Na terenie Klanu Burzy!? Nie pozwolę na to! Kocur właśnie miał skoczyć na zwierzątko, gdy ja skoczyłam mu na grzbiet. Ten próbował mnie zrzucić, ale moje pazury nadal pozostawały wbite w jego skórę. Po chwili wycelowałam zębami w jego ucho. Kot zawył z bólu. Ugryzłam go jeszcze parę razy i zadałam decydujący cios. Przeciwnik padł na ziemię powalony moim ciężarem. Miał około 25 księżyców. Dla porównania, ja miałam 32, Musiał być nowy w Klanie Nocy, bo jeszcze nigdy go nie widziałam. Zapewne nie znał dobrze granic. Ale mnie to ie obchodziło. Naruszenie granicy to naruszenie granicy. Jakby to był uczeń, to nie atakowała bym od razu, ale jako iż był to kot dorosły i do tego polujący to bez wahania zaatakowałam.
- Co ty tu robisz?! - warknęłam mu do ucha.
<Szkarłatny Wichrze?>
Od Motyla C.D Milczęcej Sadzawki
- Jak się czujesz? - spytała kotka. Przez chwilę nie odpowiedziałem. Po prostu rozglądałem się po obozie. Zaciekawione koty nadal skupiały się na nas. Niestety nie wszystkim już przeszło, i jak na nich spoglądałem to pokazywali kły lub syczeli. Przez to stałem się jeszcze bardziej nie pewny. Po chwili ciszy odpowiedziałem na pytanie niebieskookiej wojowniczki.
- Chyb-ba o-ok... Ale dlaczego o-oni mnie nie l-lubią? Przecież nic im nie z-zrobiłem, nawet mnie nie p-poznali...- wyjąkałem.
- No wiesz... Na razie nie jesteś oficjalnym członkiem klanu... Można powiedzieć, ze jesteś intruzem... A poza tym jesteś samotnikiem...
- Jestem samotnikiem, to coś złego?! - warknąłem pewniej.
- N-nie o to mi chodziło... chciałam powiedzieć... - próbowała się wytłumaczyć niebieskawa kocica.
- No co chciałaś powiedzieć?! To, że skoro urodziłem się jako samotnik, to jestem słabszy od kotów z klanu?! To chciałaś powiedzieć?! - wybuchnąłem. Nie obchodziło mnie, co chciała powiedzieć. Zabrzmiało tak jak zabrzmiało i kropka. Nie chciałem, żeby się na mnie obraziła, ale nie miałem zamiaru słuchać tego, że bycie samotnikiem jest złe. Po chwili zdałem sobie sprawę co powiedziałem. Wszyscy, którzy byli aktualnie na polance patrzyli się na mnie. Położyłem uszy do tyłu i spojrzałem w ziemię speszony. - P-przepraszam - szepnąłem i spojrzałem na wojowniczkę. Widać było, że w jej głowie kłębi się mnóstwo myśli. Po chwili odezwała się.
<Milcząca? Motylek żałuje xc>
- Chyb-ba o-ok... Ale dlaczego o-oni mnie nie l-lubią? Przecież nic im nie z-zrobiłem, nawet mnie nie p-poznali...- wyjąkałem.
- No wiesz... Na razie nie jesteś oficjalnym członkiem klanu... Można powiedzieć, ze jesteś intruzem... A poza tym jesteś samotnikiem...
- Jestem samotnikiem, to coś złego?! - warknąłem pewniej.
- N-nie o to mi chodziło... chciałam powiedzieć... - próbowała się wytłumaczyć niebieskawa kocica.
- No co chciałaś powiedzieć?! To, że skoro urodziłem się jako samotnik, to jestem słabszy od kotów z klanu?! To chciałaś powiedzieć?! - wybuchnąłem. Nie obchodziło mnie, co chciała powiedzieć. Zabrzmiało tak jak zabrzmiało i kropka. Nie chciałem, żeby się na mnie obraziła, ale nie miałem zamiaru słuchać tego, że bycie samotnikiem jest złe. Po chwili zdałem sobie sprawę co powiedziałem. Wszyscy, którzy byli aktualnie na polance patrzyli się na mnie. Położyłem uszy do tyłu i spojrzałem w ziemię speszony. - P-przepraszam - szepnąłem i spojrzałem na wojowniczkę. Widać było, że w jej głowie kłębi się mnóstwo myśli. Po chwili odezwała się.
<Milcząca? Motylek żałuje xc>
Od Szkarłatnego Wichru
Czas przed dołączeniem Szkarłatnego do Klanu Nocy
Gdy słońce coraz bardziej zmierzało ku porze szczytowania, a jego, jakby się wydawało, ostre od gorąca promyki bezlitośnie muskały okolicę w końcu dotarły też do grubej gałęzi starego kasztanowca. Pech, a raczej niedopatrzenie sprawiło, że promienie przeciskające się pomiędzy liśćmi trafiły prosto na pewnego śpiącego kocurka o jasnym futrze. Kocurek ten zwał się Szkarłatnym Wichrem i był niezmiernie niezadowolony ze świecącego mu prosto w oczy słońca. Jednak jak zwykle jego niezadowolenie trwało jedynie przez krótki moment, gdyż chwilę później był już zbyt rozbudzony, by dalej leniwie leżeć na drzewie. Przeciągnął się i ziewnął, oraz spoglądając w słońce przeklął samego siebie za to, że znów zamiast spać w nocy, przespał pół dnia. Z gracją przystającą kotu, zszedł z drzewa i ruszył na zachód. Nie szedł długo, gdyż w pewnym momencie na jego drodze pojawiła się przeszkoda, a zwała się ona drogą grzmotu. Szkarłatny Wicher jednak nie chciał dać za wygraną. Ostrożnie zbliżył się do pełnej pędzących potworów drogi i nie zważając na to czy nadjeżdża potwór, czy nie, puścił się pędem przez środek jezdni. Już miał szczęśliwie dotrzeć na drugą stronę, gdy jeden z potworów, zamiast zwyczajnie go minąć, ryknął przeraźliwie i gwałtownie skręcił prosto na kocurka, zapewne z chęcią rozjechania go. I udałoby mu się to, gdyby nie refleks Szkarłatnego i jego szybki odskok. Potwór wpadł więc na pobliskie drzewo z ogromnym hukiem rozwalając jednocześnie połowę przedniej maski.
Ha! Cóż za szczęście, nie dość, że udało mu się przeżyć atak żądnego jego krwi potwora, to jeszcze doprowadził do unieszkodliwienia go. Szkarłatny byłby dumał tak, zadowolony z siebie jeszcze przez chwilę, gdyby nie kolejny potwór, który zatrzymał się obok tego unieszkodliwionego, zapewne z chęcią dobicia biednego kocurka. Jednak on na to nie czekał, tylko szybko czmychnął w las.
Po paru krokach zamiast okropnego smrodu drogi grzmotu zaczął czuć również coś innego. Zapach kotów. Wielu, wielu kotów. Zapach był świeży, ale był na tyle mocny, że koty musiały być tu od bardzo długiego czasu. Czyżby jakiś klan? Pomyślał.
- Kim jesteś? - Szkarłatny aż drgnął na dźwięk nieznajomego głosu. Nie słyszał żeby ktoś szedł, a z roznoszących się wokół różnych nowych zapachów ciężko było kogoś wyczuć. Odwrócił się. Za nim stał kot, a konkretniej kotka patrząca na niego z niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
- Witaj - zaczął z udawanym uśmieszkiem, jednak gotowy do szybkiego ataku, bądź równie szybkiej ucieczki
<Srebrny Pysku?>
Gdy słońce coraz bardziej zmierzało ku porze szczytowania, a jego, jakby się wydawało, ostre od gorąca promyki bezlitośnie muskały okolicę w końcu dotarły też do grubej gałęzi starego kasztanowca. Pech, a raczej niedopatrzenie sprawiło, że promienie przeciskające się pomiędzy liśćmi trafiły prosto na pewnego śpiącego kocurka o jasnym futrze. Kocurek ten zwał się Szkarłatnym Wichrem i był niezmiernie niezadowolony ze świecącego mu prosto w oczy słońca. Jednak jak zwykle jego niezadowolenie trwało jedynie przez krótki moment, gdyż chwilę później był już zbyt rozbudzony, by dalej leniwie leżeć na drzewie. Przeciągnął się i ziewnął, oraz spoglądając w słońce przeklął samego siebie za to, że znów zamiast spać w nocy, przespał pół dnia. Z gracją przystającą kotu, zszedł z drzewa i ruszył na zachód. Nie szedł długo, gdyż w pewnym momencie na jego drodze pojawiła się przeszkoda, a zwała się ona drogą grzmotu. Szkarłatny Wicher jednak nie chciał dać za wygraną. Ostrożnie zbliżył się do pełnej pędzących potworów drogi i nie zważając na to czy nadjeżdża potwór, czy nie, puścił się pędem przez środek jezdni. Już miał szczęśliwie dotrzeć na drugą stronę, gdy jeden z potworów, zamiast zwyczajnie go minąć, ryknął przeraźliwie i gwałtownie skręcił prosto na kocurka, zapewne z chęcią rozjechania go. I udałoby mu się to, gdyby nie refleks Szkarłatnego i jego szybki odskok. Potwór wpadł więc na pobliskie drzewo z ogromnym hukiem rozwalając jednocześnie połowę przedniej maski.
Ha! Cóż za szczęście, nie dość, że udało mu się przeżyć atak żądnego jego krwi potwora, to jeszcze doprowadził do unieszkodliwienia go. Szkarłatny byłby dumał tak, zadowolony z siebie jeszcze przez chwilę, gdyby nie kolejny potwór, który zatrzymał się obok tego unieszkodliwionego, zapewne z chęcią dobicia biednego kocurka. Jednak on na to nie czekał, tylko szybko czmychnął w las.
Po paru krokach zamiast okropnego smrodu drogi grzmotu zaczął czuć również coś innego. Zapach kotów. Wielu, wielu kotów. Zapach był świeży, ale był na tyle mocny, że koty musiały być tu od bardzo długiego czasu. Czyżby jakiś klan? Pomyślał.
- Kim jesteś? - Szkarłatny aż drgnął na dźwięk nieznajomego głosu. Nie słyszał żeby ktoś szedł, a z roznoszących się wokół różnych nowych zapachów ciężko było kogoś wyczuć. Odwrócił się. Za nim stał kot, a konkretniej kotka patrząca na niego z niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
- Witaj - zaczął z udawanym uśmieszkiem, jednak gotowy do szybkiego ataku, bądź równie szybkiej ucieczki
<Srebrny Pysku?>
Od Lisiej Duszy CD Kaczej Łapy
Wiem, jak bardzo poruszający i trudny jest ten temat dal Kaczuszki. Z całą pewnością nie chciała o tym rozmawiać, jednak zmusiła się.. dla mnie.
Spojrzałam na terminatorkę. Widać, że była lekko zmieszana i zestresowana. Szturknęłam ją lekko w bok, żeby się rozweseliła.
-Wiem, że to dla Ciebie trudny temat.. - Rzuciłam po chwili. - Mi też jest czasem ciężko, no ale widzisz.. życie brnie dalej i nie wiemy co możemy się od niego spodziewać - Miauknęłam entuzjastycznie. Kacza Łapa spojrzała na mnie i kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.
- Chciałabym, żebyś spróbowała coś upolować. Co ty na to? - Dopytałam. Ona aż prawie podskoczyła z radości. Z jej twarzy można było wyczytać, że bardzo czekała na ten moment.
-Jasne! - Zamruczała głośno.
Zaczęłyśmy kierować się w głąb lasu. Oczywiście nie zamierzałam się zatrzymać. Czekałam, aż kotka sama rozpozna jakiś zapach. Po cichu kroczyła za mną, co chwila patrząc na boki. Od czasu do czasu się zatrzymywała i coś węszyła. Raz po cichu zawołała:
-Lisia Duszo! Czuję zapach drozdów! - W tym momencie przycupnęła nisko i przyległa do ziemi. Zrobiłam to samo, wiedząc dokładnie gdzie znajdują się ptaki.
-Jak myślisz, powinnyśmy podejść? - Spytałam uczennicy. Ta się chwilę zastanowiła.
-Myślę.. że powinnyśmy podejść.. jednak proszę Lisia Duszo, abyś zatrzymała mnie na odpowiedniej odległości - Wysłuchałam słów terminatorki. Oczywiście zgodziłam się i ruszyłyśmy powolnym krokiem w stronę grupy niewielkich, zajadających się ziarnami ptaków. Po chwili zatrzymałam Kaczuszkę. Kazałam jej robić to co ja. Widocznie zapamiętała coś z poprzedniego polowania, gdyż, po mimu wielu błędów, mniej więcej potrafiła przyjąć poprawne ułożenie. Specjalnie dla niej, zaczęłam odliczać.
-Na trzy skaczemy jasne? Raz.. - Widać było zniecierpliwienie i ekscytację na twarzy kotki, większą, niż wcześniej.
-Dwa.. - Już szykowała się do skoku.
-Trzy! - Skoczyła próbując złapać skrzydło jednego z drozda. Postanowiłam nie skakać, by dać szansę młodej uczennicy.
Prawie już go miała. Nie chciałam pomagać terminatorce, jednak gdy zauważyłam, że wyślizguje jej się z łap, postanowiłam jej pomóc. Doskoczyłam do niej i szybko złapałam jeszcze żywą zdobycz.
-Dobrze Ci poszło. Widać, że dokładnie przeanalizowałaś moje poprzednie polowanie - Miauknęłam wesoło. - Tylko pamiętaj. Za wszelką cene zdobycz będzie chciała się wydostać. Nie możesz na to pozwolić, jeśli chcesz, aby polowanie było udane. - Wytłumaczyłam i położyłam ptaka obok niej.
-Weź go. Zaniesiemy do obozu - Zaczęłam iść w stronę obozu.
<< Kaczuszka? ;3 >>//
Spojrzałam na terminatorkę. Widać, że była lekko zmieszana i zestresowana. Szturknęłam ją lekko w bok, żeby się rozweseliła.
-Wiem, że to dla Ciebie trudny temat.. - Rzuciłam po chwili. - Mi też jest czasem ciężko, no ale widzisz.. życie brnie dalej i nie wiemy co możemy się od niego spodziewać - Miauknęłam entuzjastycznie. Kacza Łapa spojrzała na mnie i kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.
- Chciałabym, żebyś spróbowała coś upolować. Co ty na to? - Dopytałam. Ona aż prawie podskoczyła z radości. Z jej twarzy można było wyczytać, że bardzo czekała na ten moment.
-Jasne! - Zamruczała głośno.
Zaczęłyśmy kierować się w głąb lasu. Oczywiście nie zamierzałam się zatrzymać. Czekałam, aż kotka sama rozpozna jakiś zapach. Po cichu kroczyła za mną, co chwila patrząc na boki. Od czasu do czasu się zatrzymywała i coś węszyła. Raz po cichu zawołała:
-Lisia Duszo! Czuję zapach drozdów! - W tym momencie przycupnęła nisko i przyległa do ziemi. Zrobiłam to samo, wiedząc dokładnie gdzie znajdują się ptaki.
-Jak myślisz, powinnyśmy podejść? - Spytałam uczennicy. Ta się chwilę zastanowiła.
-Myślę.. że powinnyśmy podejść.. jednak proszę Lisia Duszo, abyś zatrzymała mnie na odpowiedniej odległości - Wysłuchałam słów terminatorki. Oczywiście zgodziłam się i ruszyłyśmy powolnym krokiem w stronę grupy niewielkich, zajadających się ziarnami ptaków. Po chwili zatrzymałam Kaczuszkę. Kazałam jej robić to co ja. Widocznie zapamiętała coś z poprzedniego polowania, gdyż, po mimu wielu błędów, mniej więcej potrafiła przyjąć poprawne ułożenie. Specjalnie dla niej, zaczęłam odliczać.
-Na trzy skaczemy jasne? Raz.. - Widać było zniecierpliwienie i ekscytację na twarzy kotki, większą, niż wcześniej.
-Dwa.. - Już szykowała się do skoku.
-Trzy! - Skoczyła próbując złapać skrzydło jednego z drozda. Postanowiłam nie skakać, by dać szansę młodej uczennicy.
Prawie już go miała. Nie chciałam pomagać terminatorce, jednak gdy zauważyłam, że wyślizguje jej się z łap, postanowiłam jej pomóc. Doskoczyłam do niej i szybko złapałam jeszcze żywą zdobycz.
-Dobrze Ci poszło. Widać, że dokładnie przeanalizowałaś moje poprzednie polowanie - Miauknęłam wesoło. - Tylko pamiętaj. Za wszelką cene zdobycz będzie chciała się wydostać. Nie możesz na to pozwolić, jeśli chcesz, aby polowanie było udane. - Wytłumaczyłam i położyłam ptaka obok niej.
-Weź go. Zaniesiemy do obozu - Zaczęłam iść w stronę obozu.
<< Kaczuszka? ;3 >>//
22 maja 2017
Od Księżycowej Łapy
Wiele się zmieniło. W legowisku uczniów stało się ciszej; przez brak
Łososiowej Łapy. Za to przybyło dwóch nowych, dokładniej Borsucza Łapa
oraz Motyla Łapa, choć są nowi, zdążyłam się z nimi poznać. Ale nie moja
siostra. Lawendowa Łapa stała się trochę jak jakiś odludek, chociaż próbuję ją przywrócić do dawnego stanu. Cóż wie, może znajdzie w tych
dwóch nowego przyjaciela, a może nawet i przyszłego partnera? Ok,
przesadzam trochę, ale któż wie? Ja natomiast dowiedziałam się wiele
nowych rzeczy od teraz już zastępczyni mojego klanu. Byłam z niej
ogromnie dumna i zaszczycona, iż ona, godna zastępczyni liderki, mogła
mnie uczyć. I tak mijało moje życie, którego nie chciałam w żaden sposób
zmieniać.
~~~
Późne popołudnie, jedyny czas, w którym mogę sobie pozwolić na swoje przyjemności. Tak było i tym razem. Postanowiłam się wybrać na spacer samotnie, zostawiając Lawendową Łapę z innymi uczniami.
Przeszłam się dziś do miejsca między Klanem Klifu a Burzy; prosto przed Klanem Nocy. Pierwszy raz poszłam w to miejsce. Wyglądało ono piękne. Dlaczego nie przyszłam tu wcześniej? Kroczyłam przed siebie, napajając się pięknym widokiem, gdy nagle poczułam. Tu gdzieś jest inny kot... Nie, to nie może być on.
Podążyłam za zapachem, licząc w nadziei by nie był to ten mały terminator o lisim sercu. Z każdym krokiem, bacznie wysłuchiwałam. Ten kot również, kroczył w moją stronę. Przeszłam między kłujące krzewy i go zobaczyłam. To był Wrzosowa Łapa. W moich jak i jego oczach pojawił się gniew. Nie był na moim terenie, ja nie byłam na jego. Jednak coś czułam, że nie rozejdziemy się w pokoju...
<Wrzosowa Łapo? Tak jak mówiłam, tak jest :P I nie, Księżycowa się nie da!>
~~~
Późne popołudnie, jedyny czas, w którym mogę sobie pozwolić na swoje przyjemności. Tak było i tym razem. Postanowiłam się wybrać na spacer samotnie, zostawiając Lawendową Łapę z innymi uczniami.
Przeszłam się dziś do miejsca między Klanem Klifu a Burzy; prosto przed Klanem Nocy. Pierwszy raz poszłam w to miejsce. Wyglądało ono piękne. Dlaczego nie przyszłam tu wcześniej? Kroczyłam przed siebie, napajając się pięknym widokiem, gdy nagle poczułam. Tu gdzieś jest inny kot... Nie, to nie może być on.
Podążyłam za zapachem, licząc w nadziei by nie był to ten mały terminator o lisim sercu. Z każdym krokiem, bacznie wysłuchiwałam. Ten kot również, kroczył w moją stronę. Przeszłam między kłujące krzewy i go zobaczyłam. To był Wrzosowa Łapa. W moich jak i jego oczach pojawił się gniew. Nie był na moim terenie, ja nie byłam na jego. Jednak coś czułam, że nie rozejdziemy się w pokoju...
<Wrzosowa Łapo? Tak jak mówiłam, tak jest :P I nie, Księżycowa się nie da!>
Od Milczącej Sadzawki C.D Palącego Pioruna
Niebieskawa kocica uniosła w górę brwi. Co on sobie myślał? Jest więźniem, wyszedł z nią na spacer, żeby rozprostować kości i mięśnie, a nie polować. To terytoria Klanu Wilka, a nie Klanu Nocy- a to duża różnica. Zdziwiła ją jego zuchwałość i rozluźnienie, chociaż był więźniem. Praktycznie powstrzymała się od jego przyduszenia.
-Nie, idziemy już do obozu -syknęła zniecierpliwiona, bijąc ogonem o suchą glebę.
Kocur podniósł swe żółte oczy na błękitne niebo, a następnie spojrzał kotce głęboko w ślepia. Ta automatycznie opuściła łeb, w duchu ganiąc się, że poprosiła go o wspólne wyjście. Przecież widać jak na dłoni, że Palący Piorun ją kocha! Ten bez słowa podszedł do niej i wykonał bezczelny gest. Polizał ją po uchu. Wtedy zdecydowanie przegiął, zastępczyni Klanu Wilka wykręciła się spod jego dotyku i dosłownie warknęła:
-Idziemy do obozu, czego nie rozumiesz?
Biało-czarny kot spuścił łeb, z cichym westchnieniem. Zdaje się, iż mruknął jeszcze coś o jej chłodzie, lecz posłusznie potruchtał za wojowniczką. Próbował jeszcze ją jakoś zagadać, lecz zbywała go lakonicznymi zdaniami. Dalsza droga przebiegła im w milczeniu, zagłuszanym śpiewem ptaków i szumem liści.
-/-
Następnego dnia, o świcie, Milcząca Sadzawka postanowiła zdać krótki raport o tym, co się dzieje w obozie swojej liderce. Wiedziała, że Miodowa Gwiazda ją natychmiast uciszy i każe odejść, aby nie zakłócać jej spokoju. Lecz był to obowiązek zastępczyni, który trzeba było wykonywać.
-Miodowa Gwiazdo, mogę...? -niebieskawa kocica szepnęła cichutko, wystawiając łeb zza bluszczu.
Złocista liderka niecierpliwie trzepnęła długim, lekko puszystym ogonkiem, a w jej ślepiach błyszczała złość. Jej uszy poszły do tyłu, łapy podwinęła pod siebie i syknęła:
-Czego chcesz?
Wtedy wojowniczka wzięła w pierś głęboki oddech i wyrecytowała cały wczorajszy dzień. Powiedziała, że polowania są udane, a trening uczniów postępuje. Jednak przekazała jej wieść, na którą liderka Klanu Wilka nadstawiła uszu. Mianowicie, po tych dobrych wiadomościach, opuściła łeb i powiedziała lodowatym tonem:
-Tylko... Twój uczeń nie wrócił z polowania.
Miodowa Gwiazda popatrzyła gdzieś w ścianę i tam utkwiła swój wzrok. Ślepia zamgliły jej się, a na ziemię opadła łza. Po chwili zamknęła swe złote oczy, pozwalała, aby słone łzy ściekały po jej pysku i moczyły posłane z mchu. Potem tylko sapnęła:
-Co chcesz przez to powiedzieć, Milcząca Sadzawko?
Zastępczyni Klanu Wilka podniosła na nią wzrok i odparła:
-Widziano jego ciało, lecz było zbyt zmasakrowane, aby je unieść. To zrobił albo lis, albo borsuk.
W tym momencie złocista kotka zaczęła rechotać i mamrotać coś o Klanie Gwiazdy. Milcząca Sadzawka wycofała się z legowiska liderki, z przerażeniem stwierdzając, iż jej przywódczynię pochłania szaleństwo.
-/-
Milcząca Sadzawka była odpowiedzialna za opiekę nad Palącym Piorunem. Pod wieczór ponownie go odwiedziła, niosąc w pyszczku tłustego królika i mech nasiąknięty wodą. Starannie położyła pożywienie i wodę obok kocura, omiotła wzrokiem pniak i westchnęła ciężko. Wojownik Klanu Nocy w ogóle nie dbał o swoją higienę, ani higienę legowiska. Kocur chyba usłyszał jej sapanie i zapytał, ciut zdziwiony:
-Coś się stało, ko-, znaczy Milcząca Sadzawko?
Niebieskawa kotka tylko potrząsnęła bezsilnie łbem. Ułożyła się przy wejściu pniaka, dzisiaj miała go pilnować. Podwinęła zgrabnie łapy pod siebie i zaczęła niechętnie skubać swoje pożywienie. Po kilku ciężkich kęsach odsunęła od siebie ze wstrętem małego gryzonia, którym była mysz.
-Nie będziesz tego jadła? -usłyszała za sobą głos Palącego Pioruna, który przysiadł się obok niej.
Skinęła łbem na ''nie'', a kocur przytulił się do niej. Ta popatrzyła na niego pytająco.
<<Palący Piorunie?>>
-Nie, idziemy już do obozu -syknęła zniecierpliwiona, bijąc ogonem o suchą glebę.
Kocur podniósł swe żółte oczy na błękitne niebo, a następnie spojrzał kotce głęboko w ślepia. Ta automatycznie opuściła łeb, w duchu ganiąc się, że poprosiła go o wspólne wyjście. Przecież widać jak na dłoni, że Palący Piorun ją kocha! Ten bez słowa podszedł do niej i wykonał bezczelny gest. Polizał ją po uchu. Wtedy zdecydowanie przegiął, zastępczyni Klanu Wilka wykręciła się spod jego dotyku i dosłownie warknęła:
-Idziemy do obozu, czego nie rozumiesz?
Biało-czarny kot spuścił łeb, z cichym westchnieniem. Zdaje się, iż mruknął jeszcze coś o jej chłodzie, lecz posłusznie potruchtał za wojowniczką. Próbował jeszcze ją jakoś zagadać, lecz zbywała go lakonicznymi zdaniami. Dalsza droga przebiegła im w milczeniu, zagłuszanym śpiewem ptaków i szumem liści.
-/-
Następnego dnia, o świcie, Milcząca Sadzawka postanowiła zdać krótki raport o tym, co się dzieje w obozie swojej liderce. Wiedziała, że Miodowa Gwiazda ją natychmiast uciszy i każe odejść, aby nie zakłócać jej spokoju. Lecz był to obowiązek zastępczyni, który trzeba było wykonywać.
-Miodowa Gwiazdo, mogę...? -niebieskawa kocica szepnęła cichutko, wystawiając łeb zza bluszczu.
Złocista liderka niecierpliwie trzepnęła długim, lekko puszystym ogonkiem, a w jej ślepiach błyszczała złość. Jej uszy poszły do tyłu, łapy podwinęła pod siebie i syknęła:
-Czego chcesz?
Wtedy wojowniczka wzięła w pierś głęboki oddech i wyrecytowała cały wczorajszy dzień. Powiedziała, że polowania są udane, a trening uczniów postępuje. Jednak przekazała jej wieść, na którą liderka Klanu Wilka nadstawiła uszu. Mianowicie, po tych dobrych wiadomościach, opuściła łeb i powiedziała lodowatym tonem:
-Tylko... Twój uczeń nie wrócił z polowania.
Miodowa Gwiazda popatrzyła gdzieś w ścianę i tam utkwiła swój wzrok. Ślepia zamgliły jej się, a na ziemię opadła łza. Po chwili zamknęła swe złote oczy, pozwalała, aby słone łzy ściekały po jej pysku i moczyły posłane z mchu. Potem tylko sapnęła:
-Co chcesz przez to powiedzieć, Milcząca Sadzawko?
Zastępczyni Klanu Wilka podniosła na nią wzrok i odparła:
-Widziano jego ciało, lecz było zbyt zmasakrowane, aby je unieść. To zrobił albo lis, albo borsuk.
W tym momencie złocista kotka zaczęła rechotać i mamrotać coś o Klanie Gwiazdy. Milcząca Sadzawka wycofała się z legowiska liderki, z przerażeniem stwierdzając, iż jej przywódczynię pochłania szaleństwo.
-/-
Milcząca Sadzawka była odpowiedzialna za opiekę nad Palącym Piorunem. Pod wieczór ponownie go odwiedziła, niosąc w pyszczku tłustego królika i mech nasiąknięty wodą. Starannie położyła pożywienie i wodę obok kocura, omiotła wzrokiem pniak i westchnęła ciężko. Wojownik Klanu Nocy w ogóle nie dbał o swoją higienę, ani higienę legowiska. Kocur chyba usłyszał jej sapanie i zapytał, ciut zdziwiony:
-Coś się stało, ko-, znaczy Milcząca Sadzawko?
Niebieskawa kotka tylko potrząsnęła bezsilnie łbem. Ułożyła się przy wejściu pniaka, dzisiaj miała go pilnować. Podwinęła zgrabnie łapy pod siebie i zaczęła niechętnie skubać swoje pożywienie. Po kilku ciężkich kęsach odsunęła od siebie ze wstrętem małego gryzonia, którym była mysz.
-Nie będziesz tego jadła? -usłyszała za sobą głos Palącego Pioruna, który przysiadł się obok niej.
Skinęła łbem na ''nie'', a kocur przytulił się do niej. Ta popatrzyła na niego pytająco.
<<Palący Piorunie?>>
Od Lisiej Duszy
Słońce pięknie wznosiło się nad drzewami, lekko rażąc w oczy. Dziś był piękny dzień. Nie mam w planach uczyć dzisiaj Kaczuszki, jednak nie mogę siedzieć bezczynnie.. To nie w moim stylu!
Lekko ułożyłam futro. Pomyślałam, że najlepiej będzie, jeżeli pójdę polować na klify. Tam zawsze jest piękny widok, a do tego często przesiadują tam różnorakie ptaki.
Wyszłam z legowiska i zaczęłam kierować się w stronę zagęszczonego obszaru drzew. Po drodze spotkałam Kruczego Wąsa. Przywitałam się z nim i po chwili ruszyłam dalej.
Ciepły wiatr otulał mnie z każdej strony. To przyjemne uczucie, ani na krok mnie nie opuszczało. Po jakimś czasie doszłam do klifów. Skryłam się w pobliżu krzaków, oczekując mojej zdobyczy. Było nadzwyczaj pusto. Oczekiwałam tak dobre kilka minut, aż w końcu moja niecierpliwość się odezwała.
- Lisia, musisz być cierpliwa! - Mówiłam sama do siebie. Po chwili usłyszałam szelest w krzakach, a po chwili posturę jakiegoś zwierzęcia. Wiedząc, że jestem w odpowiedniej odległości, skoczyłam, nawet nie wiedząc na co. Na pewno było mniejsze ode mnie. Po chwili zrozumiałam kto to... To Spadający Liść!
Szybko odskoczyłam od kocura. On wstał i otrzepał się z ziemi.
-Wybacz Spadający Liściu! - powiedziałam, trochę zawstydzona i zła na siebie.
-W porządku - rzucił obojętnie. Nie wyglądał na złego, aczkolwiek na trochę zdziwionego zaistniałą sytuacją.
- Dobrze się czujesz? Coś Ci się stało? - dopytałam, trochę zatroskana.
<< Spadający Liściu? >>
Lekko ułożyłam futro. Pomyślałam, że najlepiej będzie, jeżeli pójdę polować na klify. Tam zawsze jest piękny widok, a do tego często przesiadują tam różnorakie ptaki.
Wyszłam z legowiska i zaczęłam kierować się w stronę zagęszczonego obszaru drzew. Po drodze spotkałam Kruczego Wąsa. Przywitałam się z nim i po chwili ruszyłam dalej.
Ciepły wiatr otulał mnie z każdej strony. To przyjemne uczucie, ani na krok mnie nie opuszczało. Po jakimś czasie doszłam do klifów. Skryłam się w pobliżu krzaków, oczekując mojej zdobyczy. Było nadzwyczaj pusto. Oczekiwałam tak dobre kilka minut, aż w końcu moja niecierpliwość się odezwała.
- Lisia, musisz być cierpliwa! - Mówiłam sama do siebie. Po chwili usłyszałam szelest w krzakach, a po chwili posturę jakiegoś zwierzęcia. Wiedząc, że jestem w odpowiedniej odległości, skoczyłam, nawet nie wiedząc na co. Na pewno było mniejsze ode mnie. Po chwili zrozumiałam kto to... To Spadający Liść!
Szybko odskoczyłam od kocura. On wstał i otrzepał się z ziemi.
-Wybacz Spadający Liściu! - powiedziałam, trochę zawstydzona i zła na siebie.
-W porządku - rzucił obojętnie. Nie wyglądał na złego, aczkolwiek na trochę zdziwionego zaistniałą sytuacją.
- Dobrze się czujesz? Coś Ci się stało? - dopytałam, trochę zatroskana.
<< Spadający Liściu? >>
Od Lawendowej Łapy C.D Liliowej Łodygi
Uczennica zaczęła gorączkowo zastanawiać się nad pytaniem Liliowej Łodygi. Takie miejsce, które osłabiło by wroga jednym uderzeniem. Pamiętała opowiadania Nietoperzego Skrzydła, głównie o walkach kotów. Ino nie mogła sobie przypomnieć, gdzie uderzały koty z opowieści. Uporczywie nad tym myślała, dość długo, więc Liliowa Łodyga stwierdziła, iż Lawendowa Łapa nie wie.
- Takimi miejscami są dla przykładu brzuch i gardło - rzekła mentorka - Chociaż jest ich dużo więcej. Tym razem nad tym poćwiczymy. Spróbuj zaatakować mnie w czułe miejsce.
Lawendowa Łapa przypomniała sobie pewną sytuację z Milczącą Sadzawką i Księżycową Łapą, gdzie mentorka siostry wylądowała u medyka. Tym razem uczennica postanowiła nie skrzywdzić swojej mentorki. Rzuci się na czułe miejsce, ale nie zrani.
Liliowa Łodyga ustawiła się przed uczennicą. Niebieskooka spojrzała w jej ciemnopomarańczowe ślepia, po czym powoli zaczęła się skradać do białej kotki. Skoczyła ku brzuchu Liliowej Łodygi. Jednak mentorka z łatwością odepchnęła ją swoją łapą. Uczennica przeturlała się w odległości dwóch mysich długości. Szybko stanęła na łapach, obierając następny cel - gardło. Jednak inaczej opracowała atak. Ruszyła biegiem w stronę mentorki, która przygotowywała się na odepchnięcie uczennicy. Ku jej zdziwieniu, Lawendowa Łapa przebiegła między jej łapami, atakując z tyłu. Liliowa Łodyga upadła na ziemię, widząc niebieskooką, trzymającą przednie łapki na jej szyi z wysuniętymi pazurkami, które jednak nie wbijały się w ciało.
< Liliowa Łodygo ( ͡° ͜ʖ ͡°) >
- Takimi miejscami są dla przykładu brzuch i gardło - rzekła mentorka - Chociaż jest ich dużo więcej. Tym razem nad tym poćwiczymy. Spróbuj zaatakować mnie w czułe miejsce.
Lawendowa Łapa przypomniała sobie pewną sytuację z Milczącą Sadzawką i Księżycową Łapą, gdzie mentorka siostry wylądowała u medyka. Tym razem uczennica postanowiła nie skrzywdzić swojej mentorki. Rzuci się na czułe miejsce, ale nie zrani.
Liliowa Łodyga ustawiła się przed uczennicą. Niebieskooka spojrzała w jej ciemnopomarańczowe ślepia, po czym powoli zaczęła się skradać do białej kotki. Skoczyła ku brzuchu Liliowej Łodygi. Jednak mentorka z łatwością odepchnęła ją swoją łapą. Uczennica przeturlała się w odległości dwóch mysich długości. Szybko stanęła na łapach, obierając następny cel - gardło. Jednak inaczej opracowała atak. Ruszyła biegiem w stronę mentorki, która przygotowywała się na odepchnięcie uczennicy. Ku jej zdziwieniu, Lawendowa Łapa przebiegła między jej łapami, atakując z tyłu. Liliowa Łodyga upadła na ziemię, widząc niebieskooką, trzymającą przednie łapki na jej szyi z wysuniętymi pazurkami, które jednak nie wbijały się w ciało.
< Liliowa Łodygo ( ͡° ͜ʖ ͡°) >
21 maja 2017
Od Sztorma Cd Fioletowej Chmury
- Też tak uważam - zaśmiała się Blady Świt, patrząc jednocześnie na swoje maleństwa.
Młody Sztormek słyszał rozmowy dwóch kotek, nie mógł jej jednak zobaczyć. On, jako jedyny z rodzeństwa nie otworzył jeszcze swoich ślepi, przez co Blady Świt zaczynała się troszkę martwić. Znał już imiona swoich braci i sióstr, swojej matki, ojca, a nawet znał ich głosy. Jednak jeszcze nie miał szansy ich zobaczyć. Rodzeństwo szeptało coś do siebie, a kocurek udawał, iż śpi. Tak, udawał. Tak na prawdę nie mógł się doczekać zobaczenia pięknego świata, jakiego opisała Blady Świt.
Nagle Sztorm poczuł na sobie czyiś wzrok, zapewne kotki, niejakiej Fioletowej Chmury. Patrzyła też na inne kocięta, ale szczególnie na niego. Rodzeństwo mogło ją zobaczyć, a on nie, z czego poczuł się jeszcze gorzej.
I wtedy nastąpił długo wyczekiwany przez Blady Świt moment. Młody kocur podniósł swój łebek, jednocześnie otwierając duże, zielone oczy. Zobaczył swoją mamę Blady Świt, ciemnoszarą Fioletową Chmurę, swoje różnorakie rodzeństwo, patrzące na niego. A także i żłobek, w którym wszystkie postacie się znajdowały. Sztorm z zaciekawieniem rozglądał się po wszystkich rzeczach, po czym wrócił go obserwowania nieznajomej. Ona uśmiechnęła się , spoglądając na Blady Świt.
<Fioletowa Chmuro, Blady Świcie? A może Wichuro, Deszczyku, Burzo, Gradziku?>
Młody Sztormek słyszał rozmowy dwóch kotek, nie mógł jej jednak zobaczyć. On, jako jedyny z rodzeństwa nie otworzył jeszcze swoich ślepi, przez co Blady Świt zaczynała się troszkę martwić. Znał już imiona swoich braci i sióstr, swojej matki, ojca, a nawet znał ich głosy. Jednak jeszcze nie miał szansy ich zobaczyć. Rodzeństwo szeptało coś do siebie, a kocurek udawał, iż śpi. Tak, udawał. Tak na prawdę nie mógł się doczekać zobaczenia pięknego świata, jakiego opisała Blady Świt.
Nagle Sztorm poczuł na sobie czyiś wzrok, zapewne kotki, niejakiej Fioletowej Chmury. Patrzyła też na inne kocięta, ale szczególnie na niego. Rodzeństwo mogło ją zobaczyć, a on nie, z czego poczuł się jeszcze gorzej.
I wtedy nastąpił długo wyczekiwany przez Blady Świt moment. Młody kocur podniósł swój łebek, jednocześnie otwierając duże, zielone oczy. Zobaczył swoją mamę Blady Świt, ciemnoszarą Fioletową Chmurę, swoje różnorakie rodzeństwo, patrzące na niego. A także i żłobek, w którym wszystkie postacie się znajdowały. Sztorm z zaciekawieniem rozglądał się po wszystkich rzeczach, po czym wrócił go obserwowania nieznajomej. Ona uśmiechnęła się , spoglądając na Blady Świt.
<Fioletowa Chmuro, Blady Świcie? A może Wichuro, Deszczyku, Burzo, Gradziku?>
Od Liliowej Łodygi C.D Lawendowej Łapy
Wojowniczka spojrzała na uczennicę zdziwiona, lecz po chwili jej wzrok złagodniał, a na pyszczku pojawił się delikatny uśmiech. Zbliżyła się do szarej koteczki, delikatnie trącając ją nosem w polik.
- Nie martw się. Wszystkiego cię nauczę - przysięgła Liliowa Łodyga. - A jak będziesz miała z czymś problem to od razu powiedz. Lepiej nauczyć się czegoś dobrze, niż usuwać później błędy. - dodała po krótkiej chwili, wracając na swoje poprzednie miejsce.
Lawendowa Łapa pod wpływem słów mentorki wyprostowała się, a kąciki jej pyska delikatnie uniosły się. Potem pokiwała głową na znak, że rozumie i powie, kiedy coś jej sprawi trudności.
- Dobrze, więc już wiesz, w jaki sposób można wykorzystać teren - stwierdziła. - Uważam, że nie musisz tego ćwiczyć, bowiem są to bardzo łatwe czynności. Teraz przejdźmy do tego, gdzie powinno się uderzać wroga. Masz może jakiś pomysł?
Uczennica zamyśliła się, a z jej gardła wymknął się cichy pomruk. Liliowa Łodyga dostrzegła, że Lawendowa Łapa czuje stres i niepewność. Jej błękitne oczy zdradzały wszystko, co w pewnym sensie było złą cechą, albowiem wrogiemu kotu nie powinno się prezentować strachu.
- Spokojnie, mamy mnóstwo czasu, nie musisz się tak denerwować - zapewniła młodą.
- Um... N-no więc może w oczy?... W tedy przeciwnik nie będzie mógł mnie z-zobaczyć - zaproponowała lekko drżącym głosem.
Pomarańczowo-oka wojowniczka kiwnęła głową, potwierdzając słowa terminatorki.
- Owszem, lecz nie zapominaj, że pozostaje jeszcze słuch i węch. A jeśli chcesz zadać cios, który ma na prawdę osłabić wroga, to gdzie byś uderzyła? - zapytała, przekrzywiając lekko łebek.
Ciało kota miało wiele miejsc, które są wrażliwe. Dajmy na przykład brzuch - jest tam cienka warstwa skóry, przez którą łatwo się przebić pazurami. Albo takie gardło - niektóre silne osobniki potrafią jednym atakiem zabić przeciwnika uderzając właśnie w to miejsce.
< Lawendowa Łapo?>
- Nie martw się. Wszystkiego cię nauczę - przysięgła Liliowa Łodyga. - A jak będziesz miała z czymś problem to od razu powiedz. Lepiej nauczyć się czegoś dobrze, niż usuwać później błędy. - dodała po krótkiej chwili, wracając na swoje poprzednie miejsce.
Lawendowa Łapa pod wpływem słów mentorki wyprostowała się, a kąciki jej pyska delikatnie uniosły się. Potem pokiwała głową na znak, że rozumie i powie, kiedy coś jej sprawi trudności.
- Dobrze, więc już wiesz, w jaki sposób można wykorzystać teren - stwierdziła. - Uważam, że nie musisz tego ćwiczyć, bowiem są to bardzo łatwe czynności. Teraz przejdźmy do tego, gdzie powinno się uderzać wroga. Masz może jakiś pomysł?
Uczennica zamyśliła się, a z jej gardła wymknął się cichy pomruk. Liliowa Łodyga dostrzegła, że Lawendowa Łapa czuje stres i niepewność. Jej błękitne oczy zdradzały wszystko, co w pewnym sensie było złą cechą, albowiem wrogiemu kotu nie powinno się prezentować strachu.
- Spokojnie, mamy mnóstwo czasu, nie musisz się tak denerwować - zapewniła młodą.
- Um... N-no więc może w oczy?... W tedy przeciwnik nie będzie mógł mnie z-zobaczyć - zaproponowała lekko drżącym głosem.
Pomarańczowo-oka wojowniczka kiwnęła głową, potwierdzając słowa terminatorki.
- Owszem, lecz nie zapominaj, że pozostaje jeszcze słuch i węch. A jeśli chcesz zadać cios, który ma na prawdę osłabić wroga, to gdzie byś uderzyła? - zapytała, przekrzywiając lekko łebek.
Ciało kota miało wiele miejsc, które są wrażliwe. Dajmy na przykład brzuch - jest tam cienka warstwa skóry, przez którą łatwo się przebić pazurami. Albo takie gardło - niektóre silne osobniki potrafią jednym atakiem zabić przeciwnika uderzając właśnie w to miejsce.
< Lawendowa Łapo?>
Od Palącego Pioruna C.D Milczącej Sadzawki
-Motyl będzie dobrym uczniem.-zapewniłem wojowniczkę. Ach te oczy! ...Co?... Dobra cicho tam. (on jest w Klanie Wilka jako więzień, Malinowa Gwiazda ani Płomienna Pręga nie interesują się tym.)
-Nie wtrącaj się. -parsknęła. Czemu musi być aż tak nie miła.
-Jesteś bardziej hm... lodowata niż wcześniej?- zasugerowałem.
I wtedy ją obraziłem.
-Nie nazywaj mnie tak. -orzekła chłodno.
-Ktoś cię odrzucił. -rzekłem.
Szliśmy w ciszy. Widziałem tyle drzew i kwiatów. Podobało mi się tu, ale tęskniłem za domem. Moja czarna sierść czuła przyjemny wiaterek.
-...Tak... - powiedziała. Z jej krystalicznych oczu zaczęły wydobywać się łzy.
-Ciii -szepnąłem.- Nie płacz. Jesteś zastępczynią Klanu Wilka. -dodałem.
-Masz rację. -odparła i wytarła łzy.
-Idziemy na polowanie? -spytałem po chwili.
< Milcząca Sadzawko?>
-Nie wtrącaj się. -parsknęła. Czemu musi być aż tak nie miła.
-Jesteś bardziej hm... lodowata niż wcześniej?- zasugerowałem.
I wtedy ją obraziłem.
-Nie nazywaj mnie tak. -orzekła chłodno.
-Ktoś cię odrzucił. -rzekłem.
Szliśmy w ciszy. Widziałem tyle drzew i kwiatów. Podobało mi się tu, ale tęskniłem za domem. Moja czarna sierść czuła przyjemny wiaterek.
-...Tak... - powiedziała. Z jej krystalicznych oczu zaczęły wydobywać się łzy.
-Ciii -szepnąłem.- Nie płacz. Jesteś zastępczynią Klanu Wilka. -dodałem.
-Masz rację. -odparła i wytarła łzy.
-Idziemy na polowanie? -spytałem po chwili.
< Milcząca Sadzawko?>
Od Iskrzącego Futra C.D Lamparciego Kroku
Było mi smuto, że czarny kocur i szara kotka wyszli z legowiska medyka. Teraz zostałam sama z Kwiecistym Wiatrem, a z nią nie było o czym gadać. Ogólnie bała bardzo oschła, więc nawet jak było, to nieprzyjemnie się z nią rozmawiało. Strasznie mi się nudziło. nie mogłam wstać i przejść się po obozie więc co robić? Po dłuższej chwili nudy zasnęłam.
*tajm skip do teraźniejszości*
Wszystko się zmieniło. Ataki lisów zabrały nam dwóch uczniów. Droździa Łapa stchórzył i uciekł do dwunożnych. Nawet nie wie, że jego siostry nie żyją! Chociaż w moich oczach nie miał za grosz szacunku, to Fioletowa Chmura strasznie za nim tęskniła, nie spała po nocach. Lamparci Krok też był smutny, bo obwiniał się po części za jego ucieczkę. Ale były też pozytywy. Blady świt pięć zdrowych kociaków. Jeszcze ich nie widziałam, ale postanowiłam, że odłożę to na następny dzień. Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie polowanie. Wyszłam z obozu. Jako, iż był poranek pory zielonych liści, to byłam brawie pewna że wrócę do obozu z dużą ilością zwierzyny. I tak też było. Słońce zbliżało się ku zachodowi, a ja wróciłam do obozu z trzema królikami i dwiema nornicami. Cały dzień na polowaniu. Nieźle. No ale skoro nie byłam wyznaczona do żadnego patrolu to co miałam robić? Odłożyłam zdobycze na stertę, wzięłam jedną mysz i skierowałam się do legowiska wojowników. Położyłam się przed nim i zaczęłam skubać mysz. Po chwili dosiadł się do mnie mój były mentor, Lamparci krok.
<Lampart?>
*tajm skip do teraźniejszości*
Wszystko się zmieniło. Ataki lisów zabrały nam dwóch uczniów. Droździa Łapa stchórzył i uciekł do dwunożnych. Nawet nie wie, że jego siostry nie żyją! Chociaż w moich oczach nie miał za grosz szacunku, to Fioletowa Chmura strasznie za nim tęskniła, nie spała po nocach. Lamparci Krok też był smutny, bo obwiniał się po części za jego ucieczkę. Ale były też pozytywy. Blady świt pięć zdrowych kociaków. Jeszcze ich nie widziałam, ale postanowiłam, że odłożę to na następny dzień. Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie polowanie. Wyszłam z obozu. Jako, iż był poranek pory zielonych liści, to byłam brawie pewna że wrócę do obozu z dużą ilością zwierzyny. I tak też było. Słońce zbliżało się ku zachodowi, a ja wróciłam do obozu z trzema królikami i dwiema nornicami. Cały dzień na polowaniu. Nieźle. No ale skoro nie byłam wyznaczona do żadnego patrolu to co miałam robić? Odłożyłam zdobycze na stertę, wzięłam jedną mysz i skierowałam się do legowiska wojowników. Położyłam się przed nim i zaczęłam skubać mysz. Po chwili dosiadł się do mnie mój były mentor, Lamparci krok.
<Lampart?>
Od Kaczej Łapy C.D Zabluszczonego Futerka
Kotka przebudziła się późnym porankiem. Wczorajszego dnia Lisia Dusza oznajmiła swej uczennicy, że dzisiaj nie będzie treningu, bowiem Fenkułowe Serce poprosiła ją i Wilcze Futerko o pomoc w wyprawie po zioła. Skutkiem tego była późna pobudka Kaczej Łapy. Aktualnie legowisko dzieliła tylko ze Śnieżną Łapą, dlatego każdej było wygodnie. Inaczej było, kiedy znajdowali się tutaj jeszcze Borsuczy Cień oraz Zabluszczone Futerko... W tym momencie uczennica wpadła na pomysł odwiedzenia szylkretowej wojowniczki. Z powodu obowiązków dawno ze sobą nie rozmawiały, lecz rankiem większość kotów była w obozie, więc i córka Kolorowego Liścia powinna tu być. Kacza Łapa - oczywiście po uprzednim wylizaniu całego futerka do czysta - zgrabnie opuściła legowisko uczniów, po czym eleganckim krokiem dotarła do stosu ze świeżą zdobyczą. Aktualnie był on ubogi, bowiem znajdowały się na nim tylko dwie wiewiórki oraz jeden szpak, dlatego buro-biała kotka zrezygnowała z posiłku. Energiczne zamachała łebkiem, rozglądając się po całym obozie Klanu Klifu. Niemalże natychmiast w jej dwukolorowe oczy rzuciło się rudo-czarne futerko młodej wojowniczki, przy której stał Borsuczy Cień. Obydwoje się zaśmiali, po czym czarny kocur odszedł, uprzednio zapewne żegnając się z przyjaciółką. Chwilę później Kacza Łapa paroma wesołymi susami znalazła się przy Zabluszczonym Futerku. Polizała wojowniczkę po czole na znak przywitania, a następnie ulokowała się obok niej. Na jej pyszczku widniał szeroki uśmiech zadowolenia. Ona wprost uwielbiała towarzystwo!
- Hej, hej, Zabluszczone Futerko! Co tam? Jak tam? Jak się czujesz będąc wojownikiem? Fajnie? A co słychać u Borsuczego Cienia? Aaa! Mamy tyle tematów do omówienia! - zapiszczała, mówiąc wszystko bardzo szybko i lekko niezrozumiale.
(Zabluszczone Futerko?)
- Hej, hej, Zabluszczone Futerko! Co tam? Jak tam? Jak się czujesz będąc wojownikiem? Fajnie? A co słychać u Borsuczego Cienia? Aaa! Mamy tyle tematów do omówienia! - zapiszczała, mówiąc wszystko bardzo szybko i lekko niezrozumiale.
(Zabluszczone Futerko?)
20 maja 2017
Od Fioletowej Chmury
Po utracie Droździej Łapy prawie wcale nie spałam. Cały czas o nim myślałam; co, jeżeli Dwunożni mu coś zrobią, co jeżeli skrzywdzą, lub, co gorsza, zabiją? Codziennie przechodzę obok Drogi Grzmotu licząc, że wróci. Chciałam go jeszcze zobaczyć, kochałam go. Oprócz niego prawie nikogo w klanie nie mam. Ale czy tak naprawdę w tym klanie nie mam nikogo? Czy mam kogoś na rym świecie? Nikt nie przyjdzie, nie pocieszy, wszystkim wiszę. Z rodziny żyje bodajże tylko ojciec-zdrajca. Tak, nikogo nie mam, nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi. Choć ja im się nie dziwie. Weźmy na przykład taką Iskrzące Futro; przebywa z każdym, jest towarzyskim motylkiem. A ja? Wszystko robię sama, a na patrole biorą mnie tylko wtedy, gdy Lamparci Krok każe. Mogłabym się nawet zrzucić z drzewa, nikt by za mną nie płakał. Powoli wstałam, każdy mięsień mnie bolał. Zachowywałam się jak starsza! Ruszyłam przed siebie, musiałam coś upolować. Poza obozem wiało tak, że początkowo odebrało mi oddech. Tam to chociaż ściany z uschniętych traw tamowały wiatr, a tutaj już gorzej. Mimo to było ciepło, więc pół biedy. Może Pora Nowych Liści przysporzy zwierzyną?
-|-
Jak się okazało, tak, przysporzy. Chyba dłużej zanosiłam zdobycz niż ją złapałam, bo te cztery zające były strasznie ciężkie. Weszłam do obozu kiedy słońce zachodziło. Odłożyłam zdobycz na stos. Następnie z nudów poszłam do żłobka. Wydaje mi się że jako jedyna z klanu nie widziałam jeszcze kociąt Bladego Świtu.
Weszłam przez trzcinowe wejście. Od razu poczułam tą uspokajającą woń mleka. Jako jedyna siedziała tam łaciata kotka i jej kocięta.
-Dzień dobry Blady Świcie!
-O, cześć Fioletowa Chmuro.
-Jak kocięta?
-Całkiem dobrze.
-Jak je nazwałaś?
-Grad, Wichura, Sztorm, Deszcz i Burza.
-Idealnie dla przyszłych wojowników Klanu Burzy!- zaśmiałam się. Miałam nadzieję, że królowa nie przyjmie tego w ten sposób, że moim zdaniem kocięta powinny się nazywać Byk, Osioł, Muł, Koń, i Owca. To nie był sarkazm.
<Blady Świt? Deszcz? Grad? Wichurka? Sztorm? Burza?>
Fiolet użalatus maksimus
-|-
Jak się okazało, tak, przysporzy. Chyba dłużej zanosiłam zdobycz niż ją złapałam, bo te cztery zające były strasznie ciężkie. Weszłam do obozu kiedy słońce zachodziło. Odłożyłam zdobycz na stos. Następnie z nudów poszłam do żłobka. Wydaje mi się że jako jedyna z klanu nie widziałam jeszcze kociąt Bladego Świtu.
Weszłam przez trzcinowe wejście. Od razu poczułam tą uspokajającą woń mleka. Jako jedyna siedziała tam łaciata kotka i jej kocięta.
-Dzień dobry Blady Świcie!
-O, cześć Fioletowa Chmuro.
-Jak kocięta?
-Całkiem dobrze.
-Jak je nazwałaś?
-Grad, Wichura, Sztorm, Deszcz i Burza.
-Idealnie dla przyszłych wojowników Klanu Burzy!- zaśmiałam się. Miałam nadzieję, że królowa nie przyjmie tego w ten sposób, że moim zdaniem kocięta powinny się nazywać Byk, Osioł, Muł, Koń, i Owca. To nie był sarkazm.
<Blady Świt? Deszcz? Grad? Wichurka? Sztorm? Burza?>
Fiolet użalatus maksimus
Nowi członkowie Klanu Gwiazdy!
BŁYSZĄCY KAMYK
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Utopienie przez Szramę.
Odeszła do Klanu Gwiazdy.
CIEPŁA PIEŚŃ
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Zabicie przez borsuka.
Odeszła do Klanu Gwiazdy.
ZWĘGLONA ŁAPA
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Potrącenie przez Potwora Dwunożnych.
Odszedł do Klanu Gwiazdy.
OSIA ŁAPA
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Skręcenie karku przez psa.
Odszedł do Klanu Gwiazdy.
STRUMIENNA ŁAPA
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Infekcja.
Odeszła do Klanu Gwiazdy.
CIERNISTA ŁAPA
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Wykrwawienie; walka ze Szramą.
Odszedł do Klanu Gwiazdy.
Od Piaszczystej Mgły CD Kruczego Wąsa
Wszystkie myśli przeleciały kotce przez głowę. Może jednak nie było jej dane umrzeć godnie u boku partnera?
-Ym... Kompletnie nie wiem co powiedzieć... Znaczy... Chciałabym mieć kocięta. - Wyszeptała kotka nieśmialej. Nie miała pojęcia co ma więcej dodać, czy się zgodzić? To brzmiało tak dziwnie, ale gdyby jednak miałaby kociaki, to jakby miała powiedzieć im kto jest ojcem? Chociaż nie musiałyby wiedzieć. Po dość długiej chwili Piasek się zdecydowała.
- No to pomóż. - Spojrzała na kocura, a po chwili się położyła, a Kruczy Wąs podszedł bliżej.
Po wszystkim Piaskowa Mgła odgoniła kocura od siebie i uciekła do obozu.
- Nie wiem czy to był dobry pomysł... Ale chcę te kociaki! - Wymruczała sobie w myślach kotka. Położyła się o otarła kilka razy o ziemię, a po kilku biciach serca wstała i ponownie zaczęła iść do obozu. To uczucie było bardzo dziwne, ale musiała się pogodzić z tym, że między nią a Kruczym nigdy nic nie będzie, mimo wszystko, zostaną jej jeszcze kociaki...
<Krucz? Trochę krótkie ale serio nie wiedziałam jak to napisać>
Od Lawendowej Łapy CD Liliowej Łodygi
Lawendowa Łapa rozejrzała się po otaczających obie kotki terenach, zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie Mentorki. Bardzo chciała znać odpowiedź, jednak miała mętlik w głowie. Pragnęła także, by Liliowa Łodyga była dumna ze swojej uczennicy. W oko Niebieskookiej terminatorki wpadły drzewa.
- M-można - zaczęła niepewnie, patrząc w pomarańczowe oczy Liliowej Łodygi - Można odbić się od drzew...
Mentorka przechyliła swój łeb, patrząc na uczennicę dziwnym wzrokiem. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Uczennica położyła uszy na sobie, czekając na reakcję białej kotki. Ta pokiwała głową mówiąc:
- Nie jest to zły pomysł - rzekła, mniej chłodnym tonem, niż przeczuwała Lawendowa Łapa - Jednak wymaga to dużej zwinności, zręczności i skoczności. Jednak prościej oślepić przeciwnika piaskiem, lub wślizgnąć się pod jego brzuch z pomocą błota, prawda?
Niebieska uczennica pokiwała twierdząco łebkiem, nie wpadła na takie pomysły, postanowiła je zapamiętać już teraz.
- A więc - Mentorka kontynułowała swoją przemowę - wiesz już jak można zdezorientować wroga za pomocą otaczającego cię środowiska. Każde tereny można w jakiś sposób wykorzystać... - tutaj przerwała, widząc pewnie, iż uczennica czymś się martwi - Lawendowa Łapo?
Młoda kotka popatrzyła na Liliową Łodygę. To prawda, czegoś się obawiała. Mentorka spojrzała na nią pytająco.
- B-bo - Niepewnie popatrzyła na mentorkę - W ogóle, t-to wszystko trudne... i się boję, ż-że nie dam rady...
Liliowa Łodygo?
- M-można - zaczęła niepewnie, patrząc w pomarańczowe oczy Liliowej Łodygi - Można odbić się od drzew...
Mentorka przechyliła swój łeb, patrząc na uczennicę dziwnym wzrokiem. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Uczennica położyła uszy na sobie, czekając na reakcję białej kotki. Ta pokiwała głową mówiąc:
- Nie jest to zły pomysł - rzekła, mniej chłodnym tonem, niż przeczuwała Lawendowa Łapa - Jednak wymaga to dużej zwinności, zręczności i skoczności. Jednak prościej oślepić przeciwnika piaskiem, lub wślizgnąć się pod jego brzuch z pomocą błota, prawda?
Niebieska uczennica pokiwała twierdząco łebkiem, nie wpadła na takie pomysły, postanowiła je zapamiętać już teraz.
- A więc - Mentorka kontynułowała swoją przemowę - wiesz już jak można zdezorientować wroga za pomocą otaczającego cię środowiska. Każde tereny można w jakiś sposób wykorzystać... - tutaj przerwała, widząc pewnie, iż uczennica czymś się martwi - Lawendowa Łapo?
Młoda kotka popatrzyła na Liliową Łodygę. To prawda, czegoś się obawiała. Mentorka spojrzała na nią pytająco.
- B-bo - Niepewnie popatrzyła na mentorkę - W ogóle, t-to wszystko trudne... i się boję, ż-że nie dam rady...
Liliowa Łodygo?
Subskrybuj:
Posty (Atom)