BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 sierpnia 2018

Od Łzawej Łapy

Nie miała farta do patroli. Oj tak, zdecydowanie go nie miała. Najpierw Oszroniona Łapa i jej brat, a teraz ona i ta krótkołapa? To musiały być kpiny. Już stawiając pierwsze kroki poza granice obozu obracała się, tęsknie nań spoglądając. Gołębia Łapa uśmiechnął się do niej, a następnie do tej dziwaczki, co jeszcze bardziej zdenerwowało buraskę. Chciałaby mieć swojego przyjaciela tylko dla siebie, a nie musieć się nim dzielić, i to z nią. Czyżby kocica próbowała dobrać się do każdego, na kim Łzawej zależało? Litości, zaraz podbierze jej ciotki, Rybkę i matkę, a potem zmizia puszysty ogon Pstrokatego Serca! Posłała zdezorientowanemu Gołąbkowi obrażony grymas i z naburmuszoną minką przyspieszyła kroku. Chciała to mieć jak najszybciej za sobą.
Patrolem miał dowodzić mentor Gołębia, Rozżarzony Popiół. Łzawa nie za wiele o nim wiedziała, chociaż był jej "wujkiem". Mimo iż bardzo lubiła ciocię Żwirkę, jej partner nazbyt przypominał Srebrne Poroże, a przynajmniej w momentach, kiedy Łzawa akurat miała z nim do czynienia. Kolejnym członkiem patrolu był Wrzosowy Kieł, mentor brata tej nachalnej jąkały, co od razu czyniło z niego wroga. Co za tym idzie? Łezka była otoczona! Neutralny, acz średnio lubiany Śmieszek i dwójka wrogów o poranku... Zapowiada się pyszny patrol.
Najpierw obeszli tereny przylegające do Klanu Klifu, w tym uwielbianego przez Łzawą Płaczącego Strażnika! Jej zdaniem to miejsce było tak niezwykle piękne i romantyczne, w dodatku jesienne barwy i opadające liście nadawały mu jeszcze więcej magii! A jak pięknie musiało tutaj być zimą?Chciałaby, aby kiedyś jakiś kocur zabrał ją właśnie tutaj i mówił jej ściszonym głosem, jak bardzo uwielbia jej uroczą, delikatną osóbkę... Na to się jednak za szybko nie zapowiadało. Miała tylko nadzieję, że jej wizja nie spełni się ze Szron i jej kochanym Deszczykiem w roli głównej, bo w życiu sobie tego nie podaruje! Idąc nieopodal miejsc zgromadzeń z niejaką ulgą pomyślała, że kolejne takowe ją ominie. Szczerze powiedziawszy, jako uczennicy medyka wcale jej się one nie podobały. Były nudne, a w dodatku Dryf ciągle jej pilnował, więc nie mogła z nikim porozmawiać! Do bani. Łzawa Łapa cały czas obserwowała niewielką kocicę, nie wymawiając jednak w jej kierunku chociażby słowa. Chciała dostać się do jej durnego łba i dowiedzieć się, co tamta knuje, jednak bezskutecznie. Mimika kotki wyrażała jedynie lekko skrywany smutek.
Mimo iż Łezka nigdy by się do tego nie przyznała, było jej trochę szkoda tej kocicy. Kilka dni temu zginęła Zawilec. Łzawa nawet sobie nie wyobrażała, co by było, gdyby pewnego dnia zabrakło Żurawiny. Zresztą, w przeciwieństwie do jej dzieciarni, królową całkiem lubiła. Pamiętała wciąż, jak w kociarni pomagała ich mamie w oporządzaniu swoich pociech, wyczekując na własne dzieciaki. Miała podobnie dziwne łapy, co Szron, ale Łzawa nie wyczuwała w niej ani krzty zagrożenia. To była po prostu miła, niska kotka, ot co. Szkoda, że zginęła.
Po dłuższym czasie patrolu Łzawa wychwyciła podobieństwo pomiędzy tym rudzielcem, Żarem, a jej drogim przyjacielem, Gołębiem. Oboje tak łatwo dawali sobą pomiatać... Mimo że to kocur miał zarządzać patrolem, cały czas robił to za niego starzy wojownik, Wrzosowy Kieł, wcinając się mu w słowo i wtrącając swoją opinię. Nawet szedł kilka kroków przed nim. Biało-rudy zdawał się to ignorować, raz po raz próbując rozruszać atmosferę i zagadać do którejś z uczennic, żadna jednak nie była specjalnie rozmowna, przez co jedynie się błaźnił, co widocznie go frustrowało. Biedaczek był równie szczęśliwy, co oszołomiony faktem, że został ojcem i wszelkie czynności wykonyał  okropnym roztargnieniu.
— Co jest, Łezko? — zapytał — Wszyscy zawsze mówią, że jesteś w stanie przegadać samą Rybi Ogon, a teraz ciągle milczysz.
Kocica przewróciła niebieskimi oczami.
— Nie mam godnego towarzystwa do rozmów — mruknęła, na tyle cicho, aby tylko Żar to usłyszał, nie chciała bowiem skazać się na złość starszego z kocurów. 
Wojownik chciał coś odpowiedzieć, ale zrezygnował po ponownym spojrzeniu na wyraz pyska rozmówczyni. Zdecydowanie nie była w sosie.
Przeskoczyli po kamieniach i niestety niema modlitwa Łzawej, aby szylkretka przewróciła się i wpadła do wody nie zadziałała, Oszroniona przeszła po kamieniach be mokrego włoska na futerku. Samej vance natomiast omsknęła się na moment łapa, zanurzając ją w zimnej cieczy, szybko jednak złapała równowagę, w myślach przeklinając towarzyszy. Uczennice miały już zaznaczać teren, gdy dobiegł je głos Wrzosowego Kła.
— Oznaczcie trochę dalej.
Młode uczennice ze zdziwieniem wlepiły wzrok w kocura. Przecież dalej znajdował się teren Klanu Burzy! Dlaczego miałyby to robić?
— No co jest, nie słyszycie mnie? Poszerzcie oznaczenie o fragment terenu Klanu Burzy. Zalecenie od lidera.
Czekały na jakąkolwiek oznakę, że kocur żartuje, żadna jednak nie nadeszła.

<Szron? uvu?>

Nowa Członkini Klanu Gwiazd!

ZAWILEC
Powód Odejścia: Zabójstwo 
Przyczyna Śmierci: Zabicie przez Jagodową Gwiazdę 
Odeszła do Klanu Gwiazd

Od Czereśni C.D Ostu

Czereśnia nie mogła powstrzymać śmiechu słysząc pytanie burego kocura, może starał się często być dla niej wredny, ale w sumie to oprócz dzieci tylko on ją rozbawiał po śmierci Lavika. W końcu to było takie rozkoszne, gdy Oset uważał, że wie wszystko i jest najmądrzejszy w klanie, a tak naprawdę był jeszcze głupiutkim kociakiem, który musiał się wiele nauczyć.
— Z czego się śmiejesz głupia kupo futra? — mruknął Oset, machając ogonem niezadowolony, w końcu nienawidził jak ktoś się z niego śmiał, szczególnie starsze koty, a szczególnie Czereśnia. W końcu od dziecka chciał być na równi z nią, a nawet być lepszym, na co czarno-biała kotka nie miała zamiaru pozwolić, chyba już to w genach potomków Sowy było zapisane, że chcą być najlepsi.
— Po prostu jesteś taki niewinny -stwierdziła czarno-biała kotka z uśmiechem i spojrzała na swoje szkrab, które wciąż męczyły ogon swojego wujka, a potem zaczęła szukać wzrokiem swojej siostry, Płomykówki. Gdy ją znalazła zadowolona wróciła wzrokiem do dzieciaków i Osta.
— Ważko skarbie weź brata i idź do cioci.
— Dobsze mamusiu — Mała kotka kiwnęła głową i ugryzła swojemu braciszkowi ogon, by po chwili pociągnąć go do swojej ciotki, na co Księżyc fuknął niezadowolony, ale dał się grzecznie poprowadzić do bliźniaczki jego mamy. Na co Czereśnia spojrzała na nich rozczulona, chociaż nikt by tego nie powiedział, widząc jej dzieci, ona w nich widziała Lavika, w końcu Ważka miała jego oczy, a Księżyc miał przy nosie taką samą plamkę jak on, tylko białą.
— Czemu kazałaś im iść do tej swojej pomyłki znaczy do Płomykówki?
—Ty durny...— zaczęła Czereśnia, ale potem wpadła na inny pomysł. — No jak to po co?By pokazać tobie jak się robi dzieci, zapraszam — Była uczennica Sarny uśmiechnęła się i podeszła do niego bliżej, by po chwili odejść i go smyrnąc ogonem.
— Co?! Czekaj! — Oset pobiegł za nią i pociągnął za ogon. — Co ty odwalasz?!
— Nic, chciałam sprawdzić jak zareagujesz. W końcu przecież nie chciałabym z tobą nic robić — stwierdziła rozbawiona, chociaż w środku czuła, że niedługo będzie miała dość tych kłamstw i w końcu będzie musiała powiedzieć Osetowi, co tak naprawdę czuję. Chociaż sama nie wiedziała co tak dokładnie czuje do swojego kuzyna.
— Jak nic?
— Och naprawdę jesteś taki niewinny, to przeurocze! Chociaż trzeba cię uświadomić, bo jeszcze przyprowadzisz nam do klanu małe Osty, a ja tego nie przeżyje, w sumie nikt nie przeżyje — mruknęła ze śmiechem i przybliżyła się do burego kocura, by zacząć mu szeptać do ucha jak się robi kociaki. Odsunęła się i zadowolona spojrzała na jego mordkę, która wyrażała teraz wielki szok, może lekkie obrzydzenie, ale też wstyd.
— I co jesteś zadowolony z odpowiedzi? Czy pragniesz jeszcze więcej szczegółów, a może spróbować? — Czereśnia spytała z cichym śmiechem.


<Oset?>

Od Oszronionej Łapy C.D Dziczej Łapy

Wieczorem gdy Oszroniona Łapa wróciła do legowiska uczniów, spojrzała na swojego brata, chciała do niego podejść jakoś zagadać, ale nie mogła. Wiedziała o tym doskonale, że jakby podeszła do niego ten, by uznał, że znów ma nad nią kontrolę i zakazał spotykania się z Gołąbkiem lub Lipą, albo co gorsza z Deszczową Łapą. Szylkretka nie rozumiała w ogóle co jej brat, ale też jej przyjaciółka mają do Deszczyka, w końcu według niej, był on świetnym kocurem przy którym mogła być sobą, uważała, że jakby Dzik i Lipa chcieli to mogli się spotykać w szóstkę, bo jeszcze pewnie byłaby ta straszna Łzawa Łapa, ale ją by Oszroniona Łapa zdzierżyła, jakby mogła być blisko syna Żurawinowego Krzewu. Dlatego też po prostu cicho westchnęła, kręcąc zrezygnowana łebkiem i położyła się na swoim miejscu, koło swojej matki i wtuliła się w jej futro. Jakby wiedziała, że tej nocy będzie ostatni raz to robiła, to zrobiła to mocniej, by Zawilec nie mogła się wydostać i pójść prosto do Klanu Gwiazd.
Rano obudziły Oszronioną Łapę, uderzenia deszczu, szylkretka nie spieszyła się z obudzeniem, chciała jeszcze poczuć ciepło matki, ale zorientowała się, że go nie ma.
Zrezygnowana wstała i chciała obudzić Gołąbka, ale zauważyła jakieś poruszenie na zewnątrz, a że jej ciekawska natura była silniejsza to wyszła tam i od razu pożałowała. Widziała ciało swojej matki, ukochanej mamy do której się tuliła za dzieciaka, a za ucznia szczególnie w nocy też się jej zdarzało. Czuła, że jej oczy zachodzą łzami, a ona w ogóle nie może się poruszyć. Po chwili zobaczyła swojego brata, który również był w takim szoku, a może nawet jeszcze większym. W końcu Oszroniona Łapa miała przyjaciół, a on miał tylko ją i Zawilca oraz swojego marudnego mentora, nawet z Lód i Ognik nie był tak blisko jak jego siostra, a teraz, teraz z najbliższych została mu tylko ta mała szylkretka. A właśnie co do tej małej szylkretki to została przytulona przez Deszczową Łapę, kocur chciał pokażać, że może na niego liczyć i pewnie miał nadzieję, że Łezka za to nie zabije córki Zawilca, w końcu to nie był zwykły dzień, to był pierwszy dramat w życiu Oszronionej Łapy. Młoda szylkretka wtuliła się w miękkie futro syna Żurawinowego Krzewu, słuchając jak jej mentor, a lider całego Klanu Nocy opowiada jak byli z Zawilcem na treningu, ale ją zaatakował jakiś podły samotnik i nic się nie dało zrobić, chociaż Jagodowa Gwiazda się starał ratować Zawilca, och jakby Oszroniona Łapa wiedziała, że to było kłamstwo nie patrzyła się z wdzięcznością na swojego mentora i nie podeszła do niego, dziękując, że próbował ratować jej matkę. Gdy było po przemowie Jagodowej Gwiazdy, młoda szylkretka zaczęła szukać swojego brata w tłumie kotów, które się zebrały, a gdy go zauważyła spojrzała na Deszczyka.
— Mu-muszę iść do ni-niego...
— Jasne, idź. To twój brat powinniście być teraz razem, ale pamiętaj możesz na mnie liczyć zawsze — oznajmił Deszczową Łapą kiwając łebkiem i liznął delikatnie ją po łebku nim ta oddaliła się do Dziczej Łapy. Cicho westchnęła i spojrzała smutno na brata, by po chwili się do niego przytulić.
— Och Dzi-Dzik...Te-teraz je-jesteśmy sami...Ko-kocham cię bra-braciszku...Co te-teraz będzie?


<Dzicza Łapo?>

Od Ostu C.D Tulipanowego Pąku

W trakcie rozmowy ze swoją matką dowiedział się o tym, że gdy on był jeszcze małym kotem, Klan Lisa z Sarną na czele dołączył do zgromadzenia, czyli wydarzenia, które odbywało się co miesiąc i uczestniczyły w nim te wszystkie klany z lasu, o których oni nie mieli za dobrej opinii. W każdym bądź razie Jemioła powiedziała mu o miejscu, w którym się ono odbywało, a Oset z charakterystycznym dla siebie brakiem myślenia i ciekawością udał się do niego, bowiem chciał się przekonać, w jaki sposób ono wyglądało. Co prawda, gdy powiedział o tym swojej matce, ta nie była za bardzo ucieszona, a wręcz próbowała go odwieść od tego pomysłu, jednak on olał to ciepłym moczem i z rana wyruszył w stronę czterech klanów, mając za wskazówkę jedynie to, by iść po granicy tych znad klifu i Klanu Wilka, z którym podobno Klan Lisa był spokrewniony. Jemioła, opowiadając mu o zgromadzeniu, wspomniała, że odbywa się ono tam, gdzie leży na ziemi duże drzewo, a więc i to Oset postanowił wykorzystać do swoich poszukiwań. Gdyby nie to, iż nie znał drogi do tego miejsca, zapewne dotarłby tam przed górowaniem słońca, lecz, jak to on, musiał zbłądzić i dotarł tam dopiero po dobrych kilku godzinach. I tak nie miał nic lepszego do roboty, bowiem jego trening z Jemiołą skończył się i teraz czekał tylko na to, aż Jaś zepnie swoje poślady i postanowi go mianować. Nie czuł się dobrze z tym, że Czereśnia była od niego wyżej rangą. W jego mniemaniu Sarna, Jaś czy - o przodkowie - Zając nie nadawali się na liderów, bowiem ta pierwsza była leniwa i nawet nie wyglądała jak kot, zaś ci drudzy to niepewni siebie i swoich przekonań wojownicy, nie budzący wśród nikogo respektu oraz szacunku. Według Ostu, najlepszym wyborem na lidera Klanu Lisa był Szerszeń. Kocur o długim, burym futrze nie rozumiał, z jakiego powodu Jaś czy Sarna nie wybrali go na zastępcę, choć... Może byli oni po prostu głupi? Oset z pewnością by w to nie zwątpił.
Gdy w jego oczy rzuciła się polana z drzewem na środku, przyspieszył, acz po chwili się zatrzymał, widząc, że ktoś się na nim znajduje, a po chwili z niego spada. Wzbudziło w nim to rozbawienie, bo nawet on nie był tak nierozwinięty, by spaść na swój ogon z takiej małej wysokości. Zaśmiał się, będąc zadowolonym z tego, że w końcu to on może się z kogoś ponabijać, a widząc rozbawioną kotkę, poczuł jeszcze większe zażenowanie. Śmiech z siebie był czymś, do czego Oset raczej nigdy by nie upadł, więc po chwili praktycznie tarzał się po ziemi, co nie umknęło uwadze tego, kto spadł z drzewa. Kotka o znajomym dla niego wyglądzie wybiła się z tylnych łap i skoczyła w jego stronę, a następnie na samego kocura, przez co oboje się przeturlali o długość lisa dalej. Kot z Klanu Lisa syknął i z irytacją w oczach spojrzał na pyszczek tej, która go w tej chwili przyciskała do ziemi swoimi przednimi łapami. Stanowczość z niej wypłynęła, gdy rozpoznała tego, kto znajdował się pod nią. Od razu zeszła z Ostu, wyglądając na lekko zawstydzoną i zdenerwowaną.
- Co ty tu robisz? - zapytała, odwracając od niego wzrok.
- Patrzę na kociaka, który chyba dopiero zaczyna chodzić - zarechotał, na co ta posłała ku niemu wrogie spojrzenie i zadarła swój nos do góry. - Ta twoja krzywa morda mi kogoś przypomina, znamy się?

< Tulipanowy Pąku? >

Od Oszronionej Łapy C.D Lipy

Szylkretka cicho westchnęła i spojrzała na swoich przyjaciół, czyli Gołabka i Deszczyka oraz na resztę, czyli w sumie Dzika, który prawie spał, chociaż jedno oko miał otwarte, by patrzeć wściekle na panów Oszronionej Łapy. No i była jeszcze Łezka, ale w sumie córka Zawilca powoli zaczęła się przyzwyczajać, że ona jest prawie wszędzie gdzie jej brat, w którym krótkołapka się durzyła oraz gdzieś z tyłu siedziały Toń oraz Żmijka.
— Wi-więc to są moi prze-przyjaciele, Go-Gołębia Łapa oraz Deszczyk — oznajmiła, ale widząc wzrok Łzawej Łapy, lekko zadrżała. — Zn-znaczy Desz-Deszczowa Łapa...— poprawiła szybko pod wpływem tego złowrogiego wzroku.
— O hej, a reszta to kto? — spytała Lipa, rozglądając się ciekawsko.
— Tam to mó-mój brat Dzi-Dzicza Łapa — oznajmiła cicho kotka, nie będąc pewna nawet czy Dzik się nimi zainteresuje, w końcu ostatnio unikał swojej siostry jak ognia, co trochę bolało. Bo może Oszroniona Łapa pragnęła mieć trochę luzu i spotykać się z kim chce, ale też chciała znów mieć tak dobry kontakt z bratem jak w dzieciństwie. Dlatego też tylko zerknęła na swojego brata, który kiwnął głową. Oszroniona lekko się uśmiechnęła i zaczęła przedstawiać resztę, aż nie doszła do Łezki.
— A tam si-siedzi Łz-Łzawa Łapa, je-jest trochę stra-straszna i ko-kocha ba-bardzo mo-mocno swo-swojego brata, De-Deszczyka i cią-ciągle przy ni-nim jest, ni-nie da-dając mi chwi-chwili spo-spokoju, bym mo-mogła z ni-nim być sa-sam na sa-sam — mruknęła cicho, lekko zawstydzona córka Zawilca, by słyszała ją tylko Lipa. W sumie Oszroniona Łapa nie wiedziała dlaczego jej to powiedziała, w końcu nie każdemu kotu w klanie mówiła, że podoba jej się Deszczowa Łapa, ale może zrobiła to bo poczuła, że w Lipie może znaleźć przyjaciółkę, której potrzebowała. Bo chociaż kochała Gołąbka jak brata, to nie wyobrażała sobie, by z nim plotkować na temat kocurów. Lipa słysząc kiwnęła cicho głową z lekkim uśmiechem, chociaż zmierzyła wzrokiem Deszczyka, a potem Łezkę, przez co uczennica Jagodowej Gwiazdy zaczęła się zostawiać co ona kombinuje.
— J-jeszcze jest Ogni-Ognisty Krok, al-ale ją ju-już zna-znasz i Oblo-Oblodzona Sadzawka, al-ale one są wojo-wo-wojowniczkami i są za-zajęte spra-sprawami dla kla-klanu...
— Ale muszą mieć fajnie — stwierdziła z uśmiechem Lipa. — Ciekawe czy ja zostanę kiedyś wojownikiem...
— Na pe-pewno w ko-końcu Ja-Jagodowa Gwiazda zro-zrozumie, że je-jesteś su-super — stwierdziła z delikatnym uśmiechem Oszroniona Łapa.
— No pewnie masz rację. Hej, jak jest nas tak dużo to pobawmy się w wojowników!
— N-nie wiem czy to do-dobry po-pomysł Li-Lipo...
— No weź będzie super!
— Ni-niech będzie. A wy? Be-będziecie się ba-bawić? — Uczennica Jagodowej Łapy spojrzała na resztę kotów, czekając na ich odpowiedz.


<Lipa?>

Od Leśnej Łapy

Podczas spożywania posiłku Leśna Łapa rozmyślał o jego losie. Ciekawe, kiedy będzie wojownikiem. Na pewno o wiele później niż jego rodzeństwo. Nie szło mu aż tak dobrze, jak im. Myliło mu się wszystko, ale jego mentorka mówiła, że robi postępy. Może i tak było. Liliowy wstał i podszedł do mamy.
- Mamo, kiedy zostaje wojownikiem? - spytał ze smutkiem w oczach.
- Błękit i Czapla zostaną niedługo więc pewnie ty też- odpowiedziała matka ze spokojem.
- Nie ja nie! Ja nie jestem taki jak oni! Nie umiem zapolować! Nigdy nie będę wojownikiem! – dosłownie wykrzyczał uczeń.
- Spokojnie, na pewno nim zostaniesz. Tak jest, że jedni uczą się szybciej, jedni gorzej.
Te słowa uspokoiły Leśną Łapę. Lepiej, nie będzie o tym tyle myślał, tylko lepiej przyłoży się do treningu. Poszedł usiąść do legowiska i ułożyć sobie w głowie te wszystkie zasady, sposoby polowania i wszystkie rzeczy, których nauczył się podczas treningów. Później przyszła po niego Migoczące niebo, chodziło oczywiście o trening. Poszli więc na ćwiczenia i udało mu się nawet złapać kilka myszy. Mentorka stwierdziła, że są jakieś postępy i powoli uczeń przybliża się do zostania wojownikiem. Ta myśl bardzo rozpromieniła ucznia. Gdy wrócili do obozu, udał się oczywiście do legowiska uczniów. Było tam też jego rodzeństwo, przywitał się z nimi, po czym Błękitna Łapa spytała:
- Jak idzie ci z treningiem?

<Błękitna Łapa?>

Od Nocnej Łapy C.D Błękitnej Łapy


Wąsata Łapa ciągle naburmuszony mruczał coś pod nosem cały napięty, Popiół w skupieniu śledziła ruchy wszystkich kotów, a ja siedziałam na drzewie, obserwując wszystko z góry i agresywnie ostrząc sobie pazury o gałąź, na której siedziałam aż dziw, że koty na dole tego nie słyszały. Mało brakowało mi do paniki.
Chciałam się zapaść pod ziemię i walić głową o drzewo. Zrobić cokolwiek! Cała ta afera tylko dlatego, że pobiegłam za jakimś głupim zwierzakiem! Teraz biedna lilijka stoi sama naprzeciwko tym wszystkim kotom, a ta czarna bengalka za chwilę ją pożre żywcem! Z trudem próbowałam się uspokoić i usłyszeć rozmowę przez głośne dudnienie mojego serca. Chciałam wyskoczyć przed te koty wykrzyczeć im w twarz, że to moja wina i spokojnie odejść.
- Uspokójmy się wszyscy! - ku mojemu własnemu zdziwieniu uspokoiłam się, słysząc ten krzyk. Spojrzałam w dół na prowadzenie przeszła jakaś niebieska kotka zapewne uczennica, była w wieku zbliżonym do mojego, więc tym bardziej zmotywowałam się do opanowania. Odetchnęłam kilka razy i czekałam na rozwój zdarzeń.
- Może wytłumaczymy sobie wszystko, a potem każde z nas wróci do swojego obozu? - dalej na dole przemawiała niebieska burzowiczka.
- Wszystko idzie dobrze - podniosłam siebie na duchu, dziwiąc się teraz, jak mogłam tak łatwo się ponieść panice i karcąc się za to w duchu. Prawdziwa wojowniczka nie może tak panikować z byle powodu!
Teraz już całkowicie opanowana obserwowałam koty na dole. Wszystko szło pomyślnie, uczennica właśnie pytała się Gardenii czy to ona wchodziła na ich tereny.
- Tt-t-tak właściwie to zz-zrobiła to N-nocna - lekko się trzęsąc, odpowiedziała.
- Czyli jest was tu więcej!! Chcieliście sobie urządzić małą wycieczkę i skraść nam zapasy na zimę - znowu zaczęła syczeć kocica.
- Żmijowa Łusko przestań! Przecież to dopiero uczennica ta druga zresztą też - powiedział jakiś kremowy wojownik stojący dotychczas bardziej z tyłu, w odpowiedzi otrzymał tylko donośne prychnięcie. Zanosiło się znowu na sprzeczkę. Zaniepokojona stałam w bezruchu. Jeśli ta wojowniczka przekona resztę patrolu, Gardeniowa Łapa niechybnie skończy jako strawa wron. Czując nieprzyjemną miękkość w łapach, zeszłam powoli z drzewa i pomimo sprzeciwu brata wyszłam przed obcy patrol.
Stojąc przed tą liczną grupą kotów, zrozumiałam, czemu Gardenia tak mocno opierała się, wystawieniu się przed nimi. Czując, jak moje łapy powoli zamieniają się w miękką watę szybko (zanim ten heroizm ze mnie wyparuje), ale spokojnie zaczęłam wyjaśniać, co się stało i czemu tu jesteśmy. Pod koniec wypowiedzi czułam, że uszło ze mnie już prawie całe powietrze, ale nadal trzymałam się na nogach. Rozejrzałam się dookoła, koty z Klanu Burzy próbowały zrozumieć, co tak szybko powiedziałam, nawet tej Żmijowej Łusce zamknął się pysk, a Gardeniowa Łapa ku mojemu zdziwieniu znowu stała wyprostowana i spokojna patrzyła na mnie. Widząc to, sama szybko nabrałam otuchy i już normalnie powiedziałam do burzowiczów:
- Sami widzicie, że to po prostu zwykłe nieporozumienie i mój uczniowski błąd. Nie mieliśmy wobec was żadnych wrogich zamiarów i obiecuję w przyszłości nie popełniać tego samego błędu. Nie rozpętamy przecież kolejnej wojny z powodu mojej głupoty i zająca.
Gdy skończyłam, usiadłam i czekałam na ich ruch, przypominając sobie na wszelki wypadek wszystkie lekcje Szepczącego Wiatru dotyczące walki. W końcu odpowiedzieli.

<Czapla Łapo? Błękitna Łapo? Spleciona Łapo?>

Od Leśnej Łapy C.D Migoczącego Nieba

Liliowy uczeń szedł za swoją mentorką. Tak bardzo chciał być już wojownikiem! W praktyce wszystko pamiętał, lecz w rzeczywistości nie było tak fajnie. Uczeń cały czas się mylił, plątały mu się sposoby polowania... Ech, gdyby tylko był równie dobry co jego rodzeństwo... Nie chciał zawieźć mamy, ale również mentorki, Migoczącego Nieba. Od teraz musi wziąć się w garść! Chciał, aby mama była z niego dumna... Z zamyślenia wyrwał go głos mentorki:
- Dziś poćwiczymy jeszcze polowanie i przypomnimy ci techniki.
Przytaknął. Zresztą i tak nie miał nic do gadania w tej sprawie. Oczywiście Leśna Łapa, jak to Leśna Łapa musiał pomylić się w sposobie polowania i pomóc musiała mu jego mentorka. Później mentorka zostawiła ucznia samego i powiedziała mu, że będzie go śledzić. Co!? On, on nie da rady sam! Ale jeśli chce zostać wojownikiem, to musi nauczyć się polować samodzielnie. Wziął się w garść. Szedł z nosem przy ziemi, gdy nagle poczuł znajomy zapach. Mysz! Tak, to była z pewnością mysz. Skup się, skup! Pozycja łowiecka i trach! Złapana! Mentorka będzie dumna. Zakopał ją w ziemi, aby później po nią wrócić. Szedł dalej, szedł i nic, gdy coś zaszeleściło w krzakach. Uczeń wciągnął uważnie powietrze. Co to może być? O nie! To zając! Ostatnim razem go nie złapał, lecz miał nadzieję, że teraz mu się uda. Po cichu zakradł się bliżej, tylko chwila! Jaka była pozycja łowiecka do zająca!? I teraz wszystko zaczęło mu się mieszać... W końcu usłyszał, że stworzenie wybiega. Nie mógł się tak długo zastanawiać! I do tego świadomość, że mentorka go obserwuje... W akcie desperacji rzucił się za królikiem, już go miał, lecz... Popełnił ten sam błąd i królik wymknął mu się spod łap. Trudno, musi iść dalej. Mentorka nadal go obserwuje, więc może jeszcze coś zdobyć. Wciągnął uważnie powietrze, po czym ruszył dalej. O! Czyżby kolejna mysz? Tak! To jest to! W tym przypadku udało złapać mu się mysz, ale oczywiście musiał się mocno skoncentrować. Tak jak poprzednio wykopał dziurę i zakopał w niej mysz, aby wrócić po nią później. Gdy zaczął wąchać, nic już nie poczuł. Nagle zza krzaków wyszła jego mentorka.

<Migoczące niebo?>

Od Błękitnej Łapy C.D Czaplej Łapy

Błękitna Łapa zachichotała cicho, a po chwili śmiałą się już na całe gardło.
- Masz rację, należało jej się! – wykrztusiła wciąż chichocząc.
Wzięła dwa głębokie wdechy, po czym znów zaczęła się śmiać na widok miny Czapli usiłującego jeszcze bardziej rozbawić siostrę.
- Przestań! – pisnęła kotka. –Bo nie wytrzymam i pęknę!
Ze śmiechu aż się zatoczyła.
- Moglibyście przestać?! Niektórzy tu próbują spać! – Błękit i Czaplę dobiegł rozgniewany głos Splecionej Łapy.
- Już, już. Nie denerwuj się! – zachichotała Błękitna Łapa powoli się uspokajając.
Rodzeństwo przysiadło w wejściu obserwując krople deszczu. Czapla Łapa cofnął się nieco aby nie być zmoczonym, za to Błękit wysunęła się tak, że wewnątrz został tylko jej ogonek. Pyszczek kotki natychmiast zmoczyły słodkie krople, które bardzo skrupulatnie zlizała.
- To o wiele lepsze niż spijanie z mchu! – oświadczyła kotka patrząc na brata. – Chodź spróbuj!
Kocur niechętnie przybliżył się do wyjścia, ale musiał przyznać siostrze rację. Woda nie miała ohydnego, błotnistego posmaku.
Błękitna Łapa przymknęła oczy, pozwalając, aby krople deszczu spłynęły po jej powiekach, całkowicie rozbudzając organizm. Czapla Łapa przysunął się bliżej siostry klepnął ją lekko w bark. Kotka ze złością otworzyła oczy i już miała powiedzieć bratu co  myśli o wybudzaniu jej z cudownego otępienia. Miękki podbródek Czapli musnął jej policzek i usłyszał głos brata.
- Mamy kłopoty.
- Co?
Błękit odwróciła głowę i dojrzała dwie kotki kierujące się w ich stronę. Były to bez wątpienia Złota Melodia i Brzoskwiniowa Gałązka – mentorka Czaplej Łapy i jednocześnie partnerka Ciernistej Łodygi. W strugach deszczu ich futra wydawały się dwa razy ciemniejsze niż zazwyczaj.
- Dzisiaj macie trening razem! – zdołała przekrzyczeć wiatr Brzoskwiniowa Gałązka.
- Tak! – dodała Złota Melodia. – Musicie umieć polować w każdych warunkach pogodowych!
Błękitna Łapa ochoczo podskoczyła i wybiegła na ulewę. Perspektywa wspólnego treningu z bratem wydawała się ekscytująca.  Kotka odwróciła się i machnęła ogonem na Czaplą Łapę, który wyglądał jakby nie zamierzał ruszyć się z miejsca. 

<Czapla :P>

Od Błękitnej Łapy

Błękitna Łapa ustawiła się przy wejściu do obozu, z niecierpliwością wpatrując się w Złotą Melodię. Dlaczego, och dlaczego jej mentorka musiała akurat teraz zacząć toaletę. W przejściu minęła ją Migoczące Niebo, prowadząc Leśną Łapę na trening. Błękitna Łapa spojrzała z niecierpliwością na swoją mentorkę, dopiero zbierającą się z ziemi i idącą w jej kierunku. Obie kotki wyszły z obozu, a Błękit od razu skierowała się do kotliny treningowej, ale Złota Melodia powstrzymała ją ruchem ogona.
- Dzisiaj nie trenujemy walki.
Błękitna Łapa zatrzymała się czekając na dalsze instrukcje.
- To będzie sprawdzian – powiedziała Złota Melodia. – Będziesz polować, a ja co jakiś czas będę do ciebie zaglądać i sprawdzać jak sobie radzisz.
Kotki omówiły wstępnie trasę i Błękitna Łapa wyruszyła na polowanie. Szła powoli co jakiś czas otwierając pyszczek, by sprawdzić gdzie jest jej mentorka. Nie wyczuła jej jednak, więc skupiła się na polowaniu. Złapała dwie myszy, zakopała je i ruszyła dalej do czasu, aż nie zobaczyła wróbla. Po chwili on też zwisał w jej szczękach. Nadstawiła uszu i zaczęła się skradać. Z nory wynurzył się królik. Stanął słupka, a nie zobaczywszy kotki ukrytej w wysokiej trawie, zaczął zjadać mlecze. Błękitna Łapa starała poruszać się jak najciszej Stawiała ostrożnie łapy, a gdy znalazła się możliwie jak najbliżej swojej ofiary wyskoczyła w powietrze. Już prawie zacisnęła zęby na jego gardle, ale królik wykonał gwałtowny skok znajdując się o długość lisa od niej. Zaczął się szalony pościg. Błękit starała się robić jak najciaśniejsze zakręty i jednocześnie nie tracić królika z oczu. Niestety potknęła się o jeden z wystających korzeni, a kiedy podniosła wzrok ssak zniknął w jednej z wielu nor. Kotka prychnęła ze złością i stanęła nad otworem, machając ogonem ze złością. Teraz wszystkie króliki na terenach Klanu Burzy będą miały z niej pośmiewisko! Krzaki za nią zaszeleściły i spomiędzy nich wynurzyła się Złota Melodia.
- I tak nieźle ci szło – powiedziała delikatnie mentorka, dotykając nosem barku swojej uczennicy. – Chodź, wracamy do obozu.
Błękitna Łapa pokręciła lekko głową. Wciąż buzowała od niespożytej energii.
- Nie mogłabym jeszcze zostać? – poprosiła delikatnie.
Złota Melodia po chwili namysłu skinęła głową.
- Ale wróć za niedługo – powiedziała jeszcze kotka znikając w pobliskich krzewach.
Błękitna Łapa nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Jeszcze nigdy (nie licząc obozu) nie chodziła po terenach Klanu Burzy sama, bez nadzoru!
Podskoczyła radośnie i puściła się biegiem. Cieszyła się wiatrem i własną szybkością. Zatrzymał ją dopiero niespodziewany dźwięk w pobliskich krzewach. Natychmiast przypadła do pozycji łowieckiej. Coś co siedziało w tamtych krzewach było z całą pewnością duże. Spięła tylne nogi, aby po chwili uwolnić mięśnie i z całą siłą wyskoczyć w plątaninę liści i gałęzi. Nic nie widziała, widok przysłaniały jej liście, więc na oślep wgryzła się w coś miękkiego. To coś zaczęło się szarpać i wydawać z siebie dźwięki zaskakująco podobne do kociego miauczenia. Błękit szeroko otworzyła pyszczek uwalniając ogon stworzenia.
Następnie wyskoczyła z krzaków i gorączkowo wpatrzyła się w miejsce, gdzie gałęzie najbardziej się trzęsły. Po chwili wynurzyła się stamtąd czarno-biała kotka, otrzepując futro z liści. Błękitna Łapa poczuła, że się czerwieni. Jak mogła pomylić zwierzynę z innym kotem?!
– Bardzo przepraszam, tam po prostu było tyle gałęzi. Nic nie widziałam… Wszystko w porządku z twoim ogonem?
W tym momencie wiatr zawiał od strony biało-czarnej i Błękitna Łapa wciągnęła jej zapach głęboko w płuca. Ta kotka z całą pewnością nie pachniała Klanem Burzy!
Błękit poczuła wielką ekscytację. Jeszcze nigdy, jeśli nie liczyć pierwszego, pechowego treningu  nie spotkała nikogo spoza swojego klanu. Ciekawie nadstawiła uszu, aby nie uronić ani słowa czarno-białej kotki.
-Ty chyba nie jesteś z Klanu Burzy, co?

Czereśnio?

Od Migoczącego Nieba C.D Ciernistej Łodygi

- Hm... Bardzo ciekawa historia - stwierdziła.
Właśnie zorientowała się, że bura królowa tak właściwie wiedziała o Rdzawym Ogonie znacznie więcej, niż jej własna córka. W sumie co się dziwić, w końcu szylkretowa odeszła z tego świata, gdy Migotka była małym kociakiem, a Cierń młodą wojowniczką, wcześniej uczennicą żółtookiej. Zamruczała cicho, szybko przypominając sobie ciepły i przyjemny rudawy ogon, który grzał ją co noc i ukajał. Och, to były piękne czasy... Gdy nie martwiła się o nic i beztrosko spędzała swoje dzieciństwo otoczone matczyną miłością. Ta kotka była kimś naprawdę niezwykłym, lecz długołapa uświadomiła sobie jedno - dlaczego tak właściwie tak bardzo myślała o niej, skoro tak naprawdę praktycznie jej nie znała? Owszem, była to mama, postać, która ją urodziła i opiekowała się nią, lecz nigdy tak naprawdę nie wiedziała o niej zbyt wiele. Tak właściwie jedynymi informacjami o Rdzawym Ogonie, która niemal całkowicie wymazała się z jej pamięci, były fakty, że była mentorką i przyjaciółką zielonookiej, prawdopodobnie partnerką tego całego Alberta, i przez jakiś czas żyła jako samotniczka na terenach niczyich. Nie znała jednak znaczących informacji o niej, chociażby tych o prawdziwej rodzinie karmicielki, a co za tym idzie, młodej wojowniczki. W jej łebku krążyło mnóstwo pytań bez jakichkolwiek odpowiedzi. Przez chwilę miała ochotę zadać je wszystkie Ciernistej Łodydze, lecz zrezygnowała, nie chcąc teraz jej zasmucać  mocnymi wspomnieniami o zmarłej. Westchnęła więc cicho i postanowiła, że przełoży to na inny raz. Teraz o smutku niepowinno być mowy, a jedynie o szczęściu jej pręgowanej przyjaciółki. Jeszcze raz ją liznęła.
-  Nie mogę się doczekać, gdy te maluchy urosną. Z pewnością będą wspaniałą przyszłością dla Klanu Burzy... Po rodzicach - zamruczała.
- I po ciotce - zaśmiała się Brzoskwiniowa Gałązka, która właśnie weszła do kociarni. - Przynajmniej w przypadku Fiołka, ona naprawdę do ciebie lgnie.
Słysząc te słowa, wojowniczka przypomniała sobie wypowiedź córki Białej Sadzawki na ten temat, i od razu zachichotała, witając się jednak z... drugą matką kociąt? Cóż, można tak powiedzieć. Obróciła się i nagle uświadomiła sobie, że za nią leży Pręgowane Piórko ze swoimi kociętami, uśmiechająca się do przybranej córki. Długołapa odwzajemniła jej uśmiech, jednak wzrokiem wróciła do burej. Przez chwilę miała wrażenie, że od porodu przyjaciółki zaniedbuje starszą kotkę, lecz odgoniła od siebie te myśli.
- Jak to jest być mamą, Brzoskwiniowa Gałązko? - uśmiechnęła się do kremowej.
- To okropne i wspaniałe jednocześnie - odparła z powagą, jednak nie wiedzieć czemu wywołała lekki chichot Migoczącego Nieba.
- Taaa... Dobrze mówi, wytrzymanie z tymi niby miłymi kluskami jest koszmarem... Ale to zarazem cudowne - dodała zielonooka.
- W ogóle to widać, że kociaki wolą mamę Ciernistą Łodygę i ciocię Migotkę - zażartowała szylkretka, komentując wygląd kociaków. 
Faktycznie, Księżyc miała futerko idealne po 'cioci', a Orzełek - po matce. Fiołek natomiast nie przypominała raczej nikogo, kto będzie miał na maluchy potem większy wpływ. Cętkowana zachichotała na to, kiwając łbem. Długołapa znowu się uśmiechnęła, czując się idealnie w tym towarzystwie.

***

Minęło trochę czasu, a dzieci Ciernistej Łodygi podrosły i sprawiały jeszcze więcej problemów niż wcześniej. Gdy wieczorem wróciła z treningu Leśnej Łapy i zjadła kolację, ruszyła do kociarni, jak codziennie. Chętnie odwiedzała przyjaciółkę, a ta nie miała nic przeciwko jej częstych wizyt. Gdy weszła do środka, cała trójka maluchów smacznie spała i nie miała zamiaru ich budzić.
- Hej - zamruczała na powitanie do obydwóch karmicielek.
Pręgowane Piórko odpowiedziała skinieniem łba, a buraska również zamruczała. Niebieskooka podeszła do niej, siadając obok i przejeżdzając językiem po jej łebku.
- Przed chwilą wróciłam z treningu twojego brata, więc stwierdziłam, że wpadnę - miauknęła.
- Dobrze, miło cię widzieć - odparła. - A Leśna Łapa? Ostatnio go nie widziałam... Jak sobie radzi? 
- Cóż... Z pewnością jest gorszy od swego rodzeństwa, ale po prostu ciężej mu przyswoić wiedzę. Zakończy szkolenie w swoim czasie, możliwe, że dużo później od Błękitnej Łapy i Czaplej Łapy, ale chce mieć pewność, że poradzi sobie jako wojownik - stwierdziła. 
Karmicielka pokiwała łbem, a w głowie zakiełkowało pewne pytanie. Uważała je za ryzykowne i bała się reakcji towarzyszki, ale postanowiła je zadać.
- A jak to właściwie jest... Yhm... Przechodzić przez ciąże, rodzić i zajmować się kociakami?

Ciernista?

Od Błękitnej Łapy C.D Gardeniowej Łapy

Błękitna Łapa fuknęła ze złością. Kiedy Złota Melodia powiedziała jej, że idą na patrol niebieska prawie skakała z radości. Uśmiech zszedł jej z pyszczka, dopiero kiedy dowiedziała się jaki jest skład patrolu. Ona, Złota Melodia, Brzoskwiniowa Gałązka, Czapla Łapa, Spleciona Łapa i ta zmora, kotka której Błękitna Łapa nienawidziła z całego serca – Żmijowa Łuska.
Aktualnie cały patrol przedzierał się przez trawy, niedaleko terytorium Klanu Wilka. Błękit, wraz z Czaplą wlokła się na końcu. Mieli obejść granicę z Klanem Wilka, ale niebieskiej to nie ciekawiło. Znała już terytorium Klanu Burzy prawie na pamięć. Teraz, więc ignorując wzrok Żmijowej Łuski beztrosko rozmawiała z Czaplą Łapą. Zaśmiała się z ostatniego żartu powiedzianego przez czekoladowego.
- Zamknijcie się wy, nic nie warte bobki! Przez was nam uciekła!
Błękitna Łapa przez jedno uderzenie serca zaszczyciła czarną spojrzeniem. Kotki zupełnie nie obchodziło kto, lub co im uciekło. Wróciła, więc do przerwanej rozmowy z bratem. Po kilkunastu uderzeniach serca, przerwała jej cisza. Wszyscy wojownicy skierowali wzrok w stronę granicy z Klanem Wilka. Krzaki zatrzęsły się, wszyscy usłyszeli stłumiony pisk, po czym spomiędzy gałęzi wynurzyła się liliowa kotka, silnie pachnąca Klanem Wilka.
- Teraz trochę powrzeszczy, mamy spokój – stwierdził Czapla Łapa.
Błękit bez słowa skinęła głową. Żmijowa Łuska aż trzęsła się z gniewu wyrzucając z siebie kilka obelg. Niebieska nie porozmawiała zbyt długo z kocurem, gdyż znów przerwała jej cisza. Uniosła lekko wzrok. Najwyraźniej  wszyscy oczekiwali wytłumaczeń od liliowej. Czapla Łapa spojrzał ze złością na węglową, westchnął głęboko i ruszył do przodu. Błękit odprowadziła go wzrokiem. Kocur stanął przed Żmijową Łuską, przodem do członkini Klanu Wilka.
- Nie ma co się przejmować taką pokraką, jest mniejsza niż kociaki Pręgowanego Piórka, nic nam nie zrobi. Kto to w ogóle z obozu wypuścił. Może powinniśmy ją odprowadzić, dzieci nie powinny się szwendać po terenach samotnie, może im się coś stać.
Kotka pokręciła głową. Gdyby nie cała sytuacja zaczęłaby się śmiać. Czekoladowy kocur usiłował na swój pokraczny, choć skuteczny sposób rozsierdzić Żmijową Łuskę. Chyba mu się udało, bo węglowa zatrzęsła się z gniewu i nadepnęła kocurkowi na ogon.
W Błękitnej Łapie aż się zagotowało. Miała dość Żmijowej Łuski, która traktowała jej brata w ten sposób. Najchętniej z miejsca wróciłaby do obozu, ale postanowiła wziąć sprawy we własne łapy. Uważnie zlustrowała sytuację i wybrała możliwie najprostsze rozwiązanie. Rozwiązać sytuację, odesłać liliową do obozu Klanu Wilka, zrobić w tył zwrot i wrócić do obozu Klanu Burzy. Postanowiła działać spokojnie, ale stanowczo i przede wszystkim nie dać Żmijowej Łusce kolejnego powodu do jej ukarania. Ruszyła do przodu. Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się lepiej liliowej kotce. Widać było, że nie wytrzymuje już presji otoczenia. Drżała i łapki się pod nią ugięły, choć Błękitna Łapa stwierdziła, że przed Żmijową Łuską każdy wyglądał podobnie. Niebieska wyczuła, że kotka wcale nie jest w „wieku kociąt Pręgowanego Piórka”, ale postanowiła nie dzielić się tym odkryciem z resztą burzowiczów.
- Uspokójmy się wszyscy! – krzyknęła Błękitna Łapa, a reszta kotów wbiła w nią wzrok. – Może wytłumaczymy sobie wszystko, a potem każde z nas wróci do swojego obozu?
Niebieska wypięła dumnie pierś, szczęśliwa, że tak szybko zażegnała konflikt.
– O i jeszcze ty! – syknęła Żmijowa Łuska. – Bratasz się z wrogiem!
- Nie bratam się z żadnym wrogiem! – parsknęła Błękit. – Chcę tylko wyjaśnić nieporozumienie i wrócić do obozu.
Po tych słowach Błękitna Łapa z uśmiechem otuchy na pyszczku odwróciła się do liliowej kotki.
- Powiedz nam tylko jak się nazywasz i co tu robiłaś. Jeśli nie jest to wykroczeniem, puścimy cię wolno. Bo to ty byłaś na naszych terenach, prawda?

<Gardeniowa Łapa?, Spopielona Łapa?, Nocna Łapa?, Wąsata Łapa?>

Od Leśnej Łapy C.D Spospielonej Łapy

Bierz przykład z ciotki! Też coś! Młoda terminatorka już miała prychnąć pogardliwie, jednak powstrzymała się w ostatniej chwili, a z jej gardła wydobył się tylko niski pomruk, słyszalny tylko dla niej. Wystarczyło, że już po drodze musiała znosić śmieszki-heheszki Spopielonej Łapy i jej przydupasa, ale nieeeee, musiała teraz sterczeć w tym miejscu i czekać aż łaskawie będzie mogła iść zapolować. Jednak najgorsze było uczucie zazdrości, które czuła gdzieś tam głęboko w serduszku, za każdym razem, kiedy widziała tych dwoje razem. Kiedy nareszcie Jaskółczy Śpiew skinęła głową na znak, że mogą ruszać, dymna kotka czym prędzej zniknęła w pobliskich krzakach.
- Zostaw coś dla mojej uczennicy, ble ble ble - fuknęła pod nosem, wlokąc łapę za łapą. Starała się za wszelką cenę wyczuć zapach jakiejś pokrak. Hah ani trochę by się nie pogniewała, gdyby coś większego wpadło jej między pazury. Pokazałaby innym, że polowanie to jej żywioł!
W pewnym momencie usłyszała szelest. Drgnęła nieznacznie, po czym szybko przywarła do ziemi, uważnie nasłuchując. Może nie była jeszcze nauczona rozpoznawania wszystkich odgłosów swoich ofiar, jednak wiedziała jedno. Chrupanie = obiad.
Córka Różanego Pola ruszyła powoli w kierunku, z którego dochodził ten przedziwny odgłos. Starała się podejść najbliżej, jak się tylko da, aby pochwycić swoją ofiarę jednym zwinnym ruchem. Kiedy nareszcie dostrzegła rudą kitę nieznanego jej stworzenia, poruszyła barkami, po czym wybiła się, z całej siły odpychając się tylnymi łapami od leśnego podłoża. Wystarczyła tylko chwila, a już miałaby to coś, kiedy nagle jakiś duży obiekt uderzył w nią z impetem, a następnie dodusił do ziemi. Kotka wściekła się nie na żarty. Co za nędzna kupa futra przeszkodziła jej w polowaniu?!
- Złaś ze mnie! - prychała, szamocząc się na boki, jednak napastnik najwidoczniej nie ogarniał zbytnio, co się dzieje. Kiedy pierwsza fala szoku minęła, Leśna Łapa zrozumiała, że to jej ciotka - Spopielona Łapa wpadła nią - Złaś! - wykrzyknęła, jakimś cudem wygrzebując się spod ciała oszołomionej kotki. Prychnęła wściekle, kiedy dostrzegła tę rudą kupę futra, którą miała pozbawić życia, siedzącą wygodnie na gałęzi. Popatrzyła na ciotkę, oczekując jakichkolwiek słów z jej pyska.

< Popiołku? Angry Las alert :') >

Od Fiołka C.D Księżyca

Próbowała się wymknąć. Znowu. Nawet kiedy była ledwie ślepą, małą kluską, która nie jest niczego świadoma, to odruchowo pełzała w stronę wyjścia. Już wtedy trzeba było ją ostro pilnować, a co dopiero teraz, kiedy poznała taką cudowną sztukę, jaką chodzenie.
Tym razem nie było inaczej, Cierń spała, Orzełek i Księżyc też, do tego tato-mamy lepiej znaną jako Brzoskwiniowa Gałązka nie było w pobliżu więc... Droga wolna. Mała szylkretowa ciamajda wstała powoli i niezdarnie ruszyła przed siebie tam, gdzie niosły ją jej serdelkowe łapki. Wszystko byłoby cudownie i pięknie, gdyby nie jeden mały kleszcz, który usiłował zepsuć jej plan.
Księżyc.
Calico pisnęła głośno, kiedy to jej cudowna siostrzyczka capnęła w pyszczek ogon małej rozrabiaki i nie wyglądała na taką, która ma go szybko puścić. Fiołek jednak zaparła się łapkami, kiedy to druga szylkretka zaczęła ją ciągnąć, próbując iść do przodu.
- Puscaj! - pisnęła ponownie, znowu zrobiła krok do przodu, jednak tym razem łapka niefortunnie jej się podwinęła i upadła plackiem na pyszczek.
- To słuchaj mamy - odparła Księżyc, najwidoczniej zadowolona z osiągniętego efektu. Kolejna próba ucieczki udaremniona. Po prostu cudownie. Do tego na jej nieszczęście dźwięk, który wcześniej z siebie wydała, obudził burą kotkę.
Nic tylko czekać aż przetrzepie jej tyłek.
- Co wy znowu wymyślacie? - spytała, wstając i lustrując swoje pociechy bystrym wzrokiem. Machnęła przy tym ogonem, co dodało swego rodzaju powagi całej sytuacji. Do tego atmosfera w kociarni zrobiła się mocno napięta.
Chyba mama się wkurzyła...
Ups...
- Eeeeem... Bo ciałam do wujka Buzy! - miauknęła bicolorka, mając nadzieję, że siostra jej nie wyda, albo też matka się nie skapnie. Jeszcze tylko tego do szczęścia brakowało.
- Kłamiesz! - zaprotestowała Księżyc, marszcząc gniewnie nosek. Fiołek natomiast przewróciła oczami, jej siostra miała chyba jakiegoś fizia na punkcie zasad! Przecież to tylko ogranicza, zabrania robić wiele ciekawych rzeczy czy też poznawać świat. A on przecież jest taki niesamowity i ciekawy!
- Zdlajca... - prychnęła naburmuszona, spuszczając główkę w dół i czekając na reprymendę od Ciernistej Łodygi. W duchu błagała wręcz, aby przyszła ich druga mama - Brzoskwiniowa Gałązka. Wnuczka Nocnej Gwiazdy wychodziła z założenia, że kremowa rodzicielka jest jedynym kotem na świecie, który może zmniejszyć złość pręgowanej, a także złagodzić karę.
- Co tu się wyrabia? - i nagle, niczym zbawienie zesłane przez Klan Gwiazdy, w kociarni pojawiła się wcześniej wspomniana wojowniczka. Młoda kocica zastrzygła uszami, oczekując na jakąkolwiek odpowiedź.
- Twoja córka próbowała uciec. Znowu. - Ciernista Łodyga usiadła, unosząc dumnie głowę i lustrując swoje kocięta surowym spojrzeniem. Tak, zdecydowanie Fiołek ma przegwizdane. Po co Księżyc ją zatrzymywała!
- Ja-a... Nie zwalaj winy na mnie! Charakterek ma po tobie! Mam ci przypomnieć co robiłaś za kociaka? - miauknęła kremowa, wyraźnie protestując słowom swojej partnerki.

< Księżyc? Bezwen to zło >

30 sierpnia 2018

Od Ostu C.D Czereśni

Gdy kotka o długim, czarnym futrze z białymi plamami go w policzek swoim językiem, wzbudziło to u Ostu uczucie, którego nie doświadczył nigdy wcześniej. Ciepło z miejsca, które zostało polizane przez Czereśnię, rozlało się po jego całym ciele - zaczynając od głowy, a kończąc na palcach u przednich i tylnych łap oraz ogonie. Było to dla niego nowe doznanie, choć w tej chwili nie mógł określić, czy przyjemne, czy takie, przez które by nie chciał przejść jeszcze raz. Zajęło mu to chwilę, by przyjąć do wiadomości to, co się przed chwilą z nim stało, acz nadal nie mógł zrozumieć tego uczucia. W poszukiwaniu odpowiedzi spojrzał na spokrewnioną z nim kotkę, jednak nie ze wzrokiem, którym ją zwykł obdarowywać - tym razem był on jakby cieplejszy i łagodniejszy, co nie umknęło uwadze Czereśni. Nie byłaby sobą, gdyby nie wtrąciła w ich rozmowę kolejnego tekstu, który by miał na celu podrażnienie się z Ostem.
- Coś ty taki rozmarzony? Zakochałeś się, czy co? - zapytała, a na jej pyszczku pojawił się charakterystyczny dla niej uśmiech.
Z tymi słowami Oset wrócił do rzeczywistości, co zwiastowało pokręcenie przez niego głową na boki i zmianę ze wzroku ciepłego i przyjemnego na ten, do którego Czereśnia zdołała się już przyzwyczaić. Ślady po ciepłym uczuciu od razu zniknęły z głowy kocura o długim, burym futrze, a zastąpiły go myśli o tym, w jaki sposób dopiec siedzącej obok niego kotce.
- Chciałabyś - prychnął.
Jedna z córek Srebrnej jakby się zachmurzyła, a jej uśmiech pomniejszył się. Oset był na tyle głupi, że nie zauważył tej zmiany, dlatego gdy Czereśnia mu nie odpowiadała, sam postanowił pociągnąć dalej tę rozmowę.
- A tak w ogóle to jak mają na imię te twoje smrody? - zerknął na tulące się do jego ogona kocięta, a gdy to zobaczył, potrząsnął nim, na co one jęknęły, aczkolwiek nie poddawały się i uparcie próbowały go złapać w swoje ostre ząbki.
- To jest Księżyc - wskazała na kocurka o czarnym futerku. - Zaś ona ma na imię Ważka - dodała, kierując swój pyszczek w stronę niebieskiej kotki z cętkami i nietypową plamą na głowie.
Kocięta na wspomnienie o ich imionach uniosły łebki znad puchatego ogona Ostu, a następnie spojrzały na Czereśnię, uśmiechając się przy tym z dumą. Uwagę przykuwał Księżyc, który dla lepszego efektu wdrapał się na swoją siostrę przednimi łapami i wypiął do przodu pierś. Ważka mruknęła coś pod nosem i wysunęła się spod brata, przez co ten upadł na ziemię z jękiem, a wszystko to zwieńczył śmiech Czereśni, który wydał się w tej chwili lekko smutny, jakby przypomniała sobie o czymś, co sprawiało jej zarówno ból jak i radość. Oset nie lubił jej widzieć w takim stanie, dlatego na poczekaniu wymyślił kolejne pytanie i bez zastanowienia je zadał.
- Jak się robi takie coś? No wiesz, kociaki, pisklaki i inne te pełzające takie.

< Czereśnio? >

Od Świetlistej Łapy C.D. Ciernistej Łodygi

Na dźwięk pytania królowej szylkretka zatrzymała się i odwróciła.
- Deszczowy Poranek radził mu popracować nad pewnością siebie i swoich ruchów. Ale idzie mu bardzo dobrze, po tym treningu jeszcze długo będzie mnie wszystko bolało - wymruczała, widząc iskierki dumy w oczach Ciernistej Łodygi. Mimowolnie przeniosła spojrzenie na dzieci burej. W kociętach, szczególnie tych małych, było coś takiego, co sprawiało, że z jej zwykle oziębłego serduszka zostawała mokra plama zachwytu. A te były i małe, i takie puchate, i takie śliczne... Czasem Świetlistej Łapie ciężko było sobie wyobrazić, że nawet najbardziej okrutne i złośliwe koty były kiedyś takimi słodkimi kuleczkami.
Pożegnała się ze starszą kotką, by ta mogła odpocząć i w spokoju zjeść, po czym opuściła żłobek. Sama również była głodna, więc skierowała się do stosu zdobyczy. Jednak kiedy tylko zaczęła spożywać nornika, pojawił się Kaczeńcowy Pazur, który powiadomił jej o wyjściu na popołudniowy patrol. Pośpiesznie skończyła więc jeść i z lekkim zawodem dołączyła do grupki zbierającej się przed wyjściem z obozu. Patrole graniczne były dla niej co prawda odskocznią od treningów, ale w tym momencie wolałaby akurat odpocząć sobie w cieniu ostrokrzewu. Cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, pomyślała Świetlista Łapa i spróbowała pocieszyć się myślą, że może łapy będą potem boleć ją mniej, jeśli dodatkowo je rozprostuje. Po chwili do kotów wybranych na patrol dołączył ostatni z nich i wszyscy opuścili kotlinkę.

* * *
Łaciata uczennica z trudem dowlokła się do obozu. Zaczynało się już ściemniać. Po obejściu granic (calutkich granic, jakby mało było jednej, pomyślała) wyciągnięto ją jeszcze na polowanie wraz z... a, Klan Gwiazdy wie z kim, nie ma siły się nad tym teraz zastanawiać, a potem jeszcze to całe znoszenie zdobyczy na stos.... Po przejściu połowy obozu - słowo 'przejście' jest może nieadekwatne, bo z perspektywy osoby postronnej musiało to wyglądać bardziej jak chód ślepego zająca, który dodatkowo utyka na wszystkie łapy - zatrzymała się pod krzewem ostrokrzewu i ciężko padła na ziemię. Zaraz, zaraz, jest przecież uczennicą, nie może wyglądać jak zdechły strzępek sierści! Wstawać!
Alarm części jej świadomości poskutkował tym, że kotka uniosła się niemrawo do pozycji siedzącej, poegzystowała tak kilka uderzeń serca, wlepiając nieprzytomne spojrzenie gdzieś w dal, po czym znów pacnęła plackiem na trawę. Jej myśli zajmowało jedno słowo. Spać.
Toteż po chwili zasnęła.

* * *
Zamrugała i szerzej otworzyła oczy. Była już noc, chociaż niezbyt ciemna - księżyc jasno świecił na niebie. Świetlista Łapa zastanowiła się, co mogło ją obudzić. Nie padało, nie słyszała niczego niepokojącego. Wstała i przeciągnęła się, żeby zmienić pozycję i lepiej się ułożyć (przy okazji z ubolewaniem zauważając, że łapy bolą ją bardziej, nie mniej, pewnie z powodu zakopywania i odkopywania zdobyczy). Już miała z powrotem zapaść w sen, kiedy nagle jej uszy podrażnił cichy szelest, dobiegający ze żłobka. Wytężyła słuch.
- ...ale mama mówiła, ze nie moziemy! W nocy latają sowy, mogą nas zjeść!
- Jak się tylko jakaś pokazie, to popamięta! No choć! - jednemu głosikowi odpowiedział następny.
Kotka wolała się nie zastanawiać nad tym, jakie niebezpieczeństwa prócz sów mogą czyhać nocą na takie maleńkie kocięta. Całkowicie rozbudzona ruszyła w stronę kociarni, by odwieść dzieci Ciernistej Łodygi od zostania rozszarpanym na strzępy.

<Cierń? Sorry, wena mi się wyczerpała ;w;>

Od Migoczącego Nieba CD. Leśnej Łapy

Bez słowa opuściła legowisko uczniów, czekając na liliowego terminatora przed ostrokrzewem. Zapach Świetlistej Łapy i Ziołowej Łapy nieco ją odpychał, tym bardziej, że towarzyszyły mu myśli o tym, że obydwoje rodzeństwa nadal nie zostało wojownikami. Skrycie marzyła, by stało się to jak najszybciej, gdyż bała się, że brat znowu się od niej odwróci.
Wkrótce Leśna Łapa pojawił się obok niej. Szkolił się od 3 księżyców, lecz nie robił zbyt dużych postępów. Czy Migoczące Niebo była złą mentorką? Albo po prostu to przez trudny charakter jest podopiecznego i to on nie przyswajał sobie wiedzy tak samo, jak ona za czasów nauki? Wiedziała, że nie może patrzyć na wszystkich tak samo, idealnym przykładem było porównanie szylkretki do jej rodzeństwa. W milczeniu patrzyła, jak brązowooki szybko zjada nornicę. Po chwili podszedł do niej. Bez słowa machnęła mu ogonem i podążyła do wyjścia z obozu. I tak było już dość późno, bo tak właściwie obydwoje zaspali. Nie chciała tracić więcej czasu, więc szła dość żwawym krokiem, jedynie co jakiś czas obracając się, by sprawdzić, czy młody za nią nadąża.
- Dziś poćwiczymy jeszcze polowanie i przypomnimy ci techniki - miauknęła, nie zwalniając.
Pokiwał tylko łbem. Po jakimś czasie dotarli na Północne Zbocze. W końcu się zatrzymali i niebieskooka dała mu chwilę odpocząć, po czym odezwała się znów:
- Dobrze... Tu możemy zacząć. Wytrop mi zająca i spróbuj upolować, okej?
- O-okej - mruknął nieśmiało i zaczął uważnie węszyć, by wyczuć zapach zdobyczy.
Obserwowała z przymrużonymi oczyma, jak Leśna Łapa zaczął się skradać. Uch... Znowu myliły mu się ruchy do skradanie się na zająca i na mysz. Syknęła cicho. Spojrzał się na nią ze strachem i rozumiejąc błąd, przyjął prawidłową pozycję. Miała nadzieję, że tym razem kocurek tego nie zepsuje. Sama czuła zapach zwierzyny i wiedziała, że on jest już blisko. Po chwili, skoczył, więc spoglądała z uwagą na niego. Chwycił zdobycz za kark, szarpiąc się. Natychmiastowo podbiegła do niego, widząc, że zając zaraz mu się wyrwie. Chwyciła go w pysk i przegryzła szyję, kładąc go na ziemię i zakopując.
- Następnym razem musisz szybciej reagować i zabijać, bo gdyby nie ja, zwiałby ci - stwierdziła.
- Yhm... - odpowiedział. - Będę pamiętał.
- Mam nadzieję. W każdym razie idzie ci to coraz lepiej. Teraz spróbuj sam, będę cię śledzić. Powodzenia! - oznajmiła, chowając się w wysokiej trawie i zostawiając liliowego samego na polanie.

<Leśna Łapa? Sr, bezwenie totalne>

Od Obłocznej Łapy

Obłoczna Łapa wstał tego poranka, smutny. Czuł się samotny, gdyż nie miał przyjaciół. Lubił jednak bardzo swojego mentora. Jednak ktoś inny był dla niego najważniejszy. Lśniąca Łapa ciągle go unikał. Nie wiedział co myśleć o bracie. Blask lubił leczyć. On sam był dobrze nastawiony, lecz nie interesowało go. Nie wtrącał się w życie brata. Zaś Cisza... Trudno mu było powiedzieć, czy nadal ma rodzeństwo. Cisza była bardziej żyta z Blaskiem, niż nim samym, co go smuciło. Rozejrzał się dokoła. Chciałby kiedyś się dowiedzieć, kim jest jego prawdziwy ojciec. Ale Poplamione Piórko nie pozwoliłaby mu iść samemu. Jeśli by w ogóle się na to zdecydował. Jego nieśmiałość nie pozwalała mu, na jakiekolwiek słowo do kota z jego klanu. Musiał też coś, przyznać. Był nieszczęśliwy... Nie miał jak się otworzyć do innych kotów. Cóż, może był nieśmiały, ale inne koty często mówiły do niego, że minął się z przeznaczeniem. Nigdy nie marzył o byciu medykiem, więc jego reakcja na te słowa... Milczenie... Nie lubił rozmawiać... Sekretnie zawsze marzył o byciu wojownikiem... Czemu w niego nie wierzyli? Czuł się zawiedziony brakiem wiary w niego. Smuciło go to, gdyż bał się, że nigdy nie zostanie wojownikiem. On chciał być przydatny. Tylko jak mógł to zrobić? Nie wiedział co teraz robić...

<Ktoś?>

Od Łzawej Łapy

Stało się. Najokropniejsza rzecz w historii Klanu Nocy właśnie dochodziła do skutku. Łzawa nie wierzyła, że to się dzieje. To było okrutne. Niewybaczalne. Wypełniające jej małe, zazdrosne serce bólem i rozpaczą. Nadal stała jak wryta, wpatrywając się w miejsce, z którego odeszli.
Południowy Patrol wystartował. Skład: Dębowe Futro, Spieniona Fala, Deszczowa Łapa i (o zgrozo) Oszroniona Łapa.
Kotka nie mogła tego znieść. Czemu. Dlaczego ktoś na to pozwolił? Czemu ktokolwiek chciałby, aby jej brat miał patrol z tą krótkołapą, jąkającą się natarczywą kocicą? Czyżby zastępca klanu zgłupiał do reszty? Ta mała zołza mogła bez problemu uwieść jej ukochanego braciszka! To niedopuszczalne. Po niedowierzeniu nastała nerwowość. Kocica chodziła w kółko, czekając na ich powrót i odliczając mijające bicia serca. Miała wrażenie, że ma za sobą już całe wieki, kiedy naprawdę tamci ledwo wyruszyli. Nie umiała... Nie, nie chciała tego zaakceptować. Poszli na patrol. Razem. We dwoje, oraz z ciocią Pianką! Łzawa uwielbiała niebieską, ale była pewna, że tamta nie upilnuje dziewictwa jej kochanego braciszka. W końcu odpuściła sobie oczekiwanie. Musiała coś zrobić. Musiała uratować Deszczową Łapę, nim ta rozpustnica się do niego dobierze, zrobi mu kocięta i każe wychowywać, na zawsze rozdzielając rodzeństwo! Rozejrzała się czujnie, nikt jednak nie zwracał uwagi na byłą uczennicę medyka. Dobrze. Co tam, "dobrze", doskonale! Koteczka wolnym krokiem opuściła obóz, aby zaraz puścić się z biegiem. Odnajdzie ich i sprawdzi, czy wszystko gra! Och, tak, to jest plan. Zaczęła węszyć, starając się złapać zapach pobratynców. Zaraz złapała z zadowoleniem ich trop. Ruszyła tym śladem. Podróżując sama przez las, nagle dostrzegła pewne piękno tej chwili. Ostatnio, gdy robiła coś samodzielnie, szukała tych durnych ziółek, dla wciąż olewającego swoją uczennicę Dryfującego Obłoka. Teraz nie miała go nad sobą. Nie musiała się nim stresować. Rybka była dobrą mentorką, Łzawa zawsze cieszyła się na treningi z nią. Chociaż owe zmieniały się często w ploteczki pomiędzy dwiema rozgadanymi kocicami. To także bardzo lubiła, jednak nie mogła się doczekać zostania niezależną wojowniczką. Bura zdała sobie sprawę, że ich zgubiła. Niech to, zgubiła trop! Jak mogła sobie na to pozwolić? Teraz pewnie ta szylkretowa kocica mizia w najlepsze jej braciszka! Biedny Deszczowa Łapa!
Nie, nie, nie.
Łzawa Łapa nie może się poddać. Zgubiła ich, okej, ale zaraz odnajdzie ich zapachy! Musi się tylko postarać... Chyba.
Jak się okazuje, chyba było idealnym słowem, bowiem kocica nawet po dłuższym poszukiwaniu nie mogła znaleźć przedstawicieli swojego klanu. Nagle jednak poczuła zupełnie obcy jej zapach. To na pewno nie był nikt z Klanu Nocy. Zaintrygowana ruszyła w tamtym kierunku, aby po chwili dostrzec jasny łeb jakiegoś kocura. Stał on na obrzeżu ich terenu, rozglądając się za czymś.
To na pewno jakiś intruz-złodziej, chcący zabrać ich cenne zapasy! Co to, to nie, terminatorka n i g d y na to nie pozwoli. Musi ratować swój klan!
Wyskoczyła więc do przodu, rycząc.
— Cofnij się! — Kocur spojrzał na nią zdziwiony, zaraz jednak wywrócił oczami, widząc, że grozi mu jakaś nadąsana panna.
— Bo co mi zrobisz? — zapytał, spokojnie, trochę kpiącą.
No właśnie. Co mu zrobi? Tego nie przemyślała. Nie mogła jednak się za długo się zastanawiać. Ten kocur mógł by zagrażać jej bratu, albo Gołąbkowi!
Postanowiła więc przybrać najpewniejszą siebie postawę, na jaką mogła się zdobyć. A do tego trzeba było mieć odpowiedziednią rangę.
— Jako wojowniczka Klanu Nocy, deklaruję, że skopię ci tyłek, jeśli zaraz nie usuniesz się z naszego terenu!
Nie była wojowniczką, ale co z tego? Pewnie za jakiś czas nią zostanie, a brzmiało to o wiele bardziej bojowo, niż taki "uczeń". Musi tylko wymyślić sobie fajne imię, aby wziął ją na poważnie. Łzawe Oko, czy inny Łzawy Strumień  Kocur wyglądał jednak na niewzruszonego.

<Szpaku? uvu>

Od Strzyżyka

Wysoki kocur przeciągnął się w dziupli i ziewnął przeciągle.
- Wstawaj grubasie. - rzucił w stronę śpiącego obok przyjaciela. Ten tylko coś burknął pod nosem i trzepnął ogonem. Strzyżyk za to wyszedł z dziupli i skoczył na najbliższą gałąź. Strzepnął łapą kilka suchych liści, które opadły na dół i spojrzał na już wschodzące słońce.
- Ach... Kolejny piękny dzień. - powiedział sam do siebie i wziął głęboki wdech oraz wydech, następnie spojrzał w dół - Ej Stasiu! Wstajemy! - zawołał i zszedł z drzewa.
Ku jego zdziwieniu na dole nie było nikogo, podczas gdy powinien być tam jego drugi przyjaciel.
- Nie drzyj się tak. - usłyszał głos dochodzący z dziupli.
- Burzaaa... Jaśmina gdzieś wywiało! - zawołał w odpowiedzi kot z blizną.
Nie minęło pół minuty, a ze starego legowiska sowy wychylił się czarno-biały łeb.
- Jak to wywiało? - spytał kocur wyżej.
- No nie ma go. - odpowiedział ten niżej.
- Może poszedł się gdzieś szlajać?
- No oby. Może w końcu znajdzie sobie jakąś kotkę. Chodź na dół.
Już po chwili koło szczupłego kocura pojawił się drugi czarno-biały kocur. Burza jednak był niższym, ale za to dobrze zbudowanym i silnym kotem. Strzyżyk za to był wysoki i szczupły, jego zaletą była zwinność.
- Chodź poszukać czegoś do jedzenia. - zaproponował.
Potem nie czekając na odpowiedź, kropkowany kocur skoczył sobie w krzaki i zaczął węszyć. Wyczuł jakiegoś ptaka, więc zaczął się skradać. Gdy już był blisko zaatakował go. Kocur miał już ptaka w łapach i miał go capnąć, ale poczuł, jak coś wbiega w jego poraniony bok i wywraca go na ten zdrowy. Ptaszek oczywiście uciekł, a kocur trochę wkurzony zrzucił z siebie napastnika i szybko wstał.
- Jaśmin? Co tu robisz? Gdzie ty byłeś? - wypytywał Strzyżyk.
- G-gonili m-mnie. O-oni... - mówił spanikowany rudas.
- Kto? - spytał i przyjrzał się przyjacielowi.
Jego długa dymno-ruda sierść na klatce piersiowej szybko i nie równomiernie upadała i podnosiła się. Jego ogon w podobnych kolorach, ale z białą końcówką był napuszony i drgał z nerwów.
- T-tam. - wskazał biało-rudą łapą w krzaki.
Strzyżyk powąchał powietrze i wyczuł kota, a nawet całe stadko.
- Zmykaj stąd. - rozkazał i pomógł wstać wystraszonemu kocurowi - Szybko znajdź Burzę. Dołączę do was potem.
- A-ale...
- Nie ma żadnego ,,ale". Idź już.
Było jednak za późno. Po chwili z krzaków wyskoczyły 3 koty. Czarno-biały kocur podkulił lekko ogon i zasłonił rudego.
- O-oh... Witam. - powiedział potulnie.

Ktoś? Obojętnie jaki klan.

Od Spopielonej Łapy C.D Nocnej Łapy

- Myślisz, że pozwolą nam spać poza obozem? - spytałam niepewna. A Nocna Łapa zlustrowała mnie wzrokiem.
- Chcesz, żebyśmy tam się udusiły? - spytała zirytowana. Jej odpowiedź rozwiała moje wątpliwości i pomogłam siostrze dokończyć układanie białych kręciołków. Dziupla była dość obszerna, w przeciwieństwie do naszego legowiska.
- Wrócę do obozu, zgłodniałam - powiedziałam i wyskoczyłam z drzewa, o mało nie zleciałam z cienkiej gałęzi, lecz szylkretka złapała mnie za kark i ustawiła na równe łapy.
- Ale nic nie mów Wąsikowi, na pewno nam nie pozwoli - rzuciła Noc. Biegłam radośnie przez las. O nie! A co z treningiem? Powinien się już zacząć. Już chciałam zawracać, aby przypomnieć o tym siostrze, ale drogę do wyjścia z obozu zagrodził mi tata.
- Borsuczy Kieł cię szukał, gdzie się podziewałaś? - spytałam poważnym głosem.
- Bawiłam się z siostrą - powiedziałam szybko i zanim zdążył odpowiedzieć, pędziłam już do mentora. Nie chciałam słuchać jego problemów, więc spróbowałam taktyki brata i zaczęłam mówić bez przerwy, by nie wciął mi się w zdanie.
- Co dzisiaj robimy? Może popolujemy dla królowych! Aj zapomniałam, że takowych nie mamy... A dla starszych? Nauczysz mnie kolejnej wskazówki do walki? Przepytasz z kodeksu? Nie ma po co!! Już wszystko umiem!! Naprawdę! Hmmmm!!!! Ale dzisiaj śliczny dzionek... Może wyślesz mnie na patrol graniczny! A! A! A! - kończyły mi się pomysły, gdy Nocna Łapa weszła do obozu, szybko pobiegłam do niej, nie martwiąc się krzykiem Borsuczego Kła.
- Tata, zły, spóźnienie, trening - rzuciłam hasłami, bo w moim gardle była pustynia, a sapałam, gorzej od psa. Cały trening nudziłam się. Borsuk wymyślił kolejną lekcję teoretyczną. Wydawało mi się, że to, co mówi, już gdzieś słyszałam. Hmmm. Ach tak! To Świerk mi to mówił. Nie chciałam przerywać mentorowi, wolałam nic nie robić, niż biegać po całych terenach. Byłam zbyt zmęczona. Świerk! Dawno z nim nie rozmawiałam. Prawdę mówiąc, był wysoki jak wojownik, a z tego, co słyszałam, jego treningi nie miały już większego sensu. Po treningu pobiegłam do siostry, czekała już w kryjówce, dziś miałyśmy spać tam po raz pierwszy. Długo czekałyśmy na noc. Do obozu weszłyśmy, tylko by coś zjeść. Całe szczęście nie musiałyśmy iść na żaden patrol. Wreszcie słońce znikło za horyzontem. W dziupli było ciepło i mięciutko, nie musiałam długo leżeć, by zasnąć. Rano obudziłyśmy się prawie w tym samym momencie. Wróciłyśmy do obozu, a przy wejściu czekał na nas tata.
- Gdzie byłyście - powiedział zdenerwowanym głosem, a przy nim stała Jaskółczy Śpiew wraz z Wąsikiem. Nie wiedziała co powiedzieć, a tata zniecierpliwiony czekał. Nocna Łapa przejęła sprawy w swoje ręce.
- W kryjówce..
- Jakiej kryjówce?
- Bo w legowisku nie da się spać, wszędzie ciasno, ledwie się mieścimy, a na treningi wstajemy zmęczone, odkąd dzieci Różanego Pola zostały mianowane, więc zbudowałyśmy sobie kryjówkę, w opuszczonej dziupli i wyłożyliśmy puszkiem - szylkretka odpowiedziała, z naciskiem na słowo opuszczonej, by tata nie robił wywodów, o tym, że mogły tam mieszkać niebezpieczne ptaki, tata zlustrował na sobie wzrokiem.
- Musicie ponieść karę, starszyzna skarży się na kleszcze - O nie kleszcze największa zmora to pracy - to nie wszystko, pomożecie Burzowemu Kwiatowi, pozbierać niektóre zioła, więc jutro nie będziecie miały treningu, do tego dzisiaj nie dostaniecie porcji. A co do ciasnoty, jeszcze dzisiaj temu zaradzę - odszedł wraz z matką, a Wąs spojrzał na nas współczującym wzrokiem.
- Z kryjówki nic nie wyszło, ale możemy przenieść do legowiska owczą sierść. Gdy układałam przyniesione przez Noc kłębki, po naszej stronie legowiska, tata zaczął mówić donośnym wzrokiem.
- Wszystkie koty zdolne, aby samodzielnie polować, zbiorą się - przed nim stali Wróbla Łapa i Świerkowa łapa, którzy dumnie wypinali pierś - Ja, Borsucza Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tych uczniów. Trenowali pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ich wam jako kolejnych wojowników. Wróbla Łapo, Świerkowa Łapo, czy przysięgacie przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgamy
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję wam imię wojownika. Wróbla Łapo, od tej pory będziesz znany jako Wróbla Pieśń. Klan Gwiazdy cieni twoją lojalność i wytrwałość oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka - zwrócił się do szylkretki i dotknął pyszczkiem jej głowy, następnie zwrócił się do jej syna - Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Świerkowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Świerkowa Kora. Klan Gwiazdy cieni twój refleks i niezłomność ducha oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
- Świerkowa Kora! Wróbla Pieśń - klan zaczął wykrzykiwać ich imiona. Wszyscy do nich podeszli i zaczęli gratulować. Przybyłam do swojego przyjaciela, a ten położył mi pysk na główce, był znacznie większy, długo czekał na mianowanie, myśl o tym, że będę czekać tak samo długo, trochę mnie dobijała. Wetknęłam swój pyszczek w jego cynamonową sierść. Bardzo polubiliśmy się od niedawna. Był o wiele cichszy od mojego rodzeństwa i robił wszystko z rozwagą, w przeciwieństwie do mnie. Poszliśmy spać. Świeżo upieczeni wojownicy, zajmowali dużo miejsca, więc jak zapowiadał tata, zrobiło się bardzo dużo miejsca. Rano wstałyśmy przerażone.
- No to musimy iść do starszyzny - powiedziałam smutno.

<Nocka?>

Od Dziczej Łapy C.D Oszronionej Łapy

Dziczej Łapie nie podobało się to, że Oszroniona Łapa wymykała się spod jego łap. Wyprowadzało to go z równowagi i ledwo się powstrzymywał od tego, by nie zaatakować kotów, z którymi kotka się zadawała. Nie rozumiał, dlaczego on jej nie wystarczał do towarzystwa i czemu Oszroniona Łapa go nie słuchała. Czy była to zazdrość? Być może Dzicza Łapa tak o nią zabiegał, bowiem był zazdrosny i sam nie umiał zawierać znajomości z innymi kotami? On sam tego nie wiedział, a nawet jeśli - i tak by się nie przyznał, nawet przed samym sobą. Nie lubił być zależnym od innych kotów, a więc cała ta sytuacja była dla niego dość niekomfortowa. Niby zostawała mu do rozmów Zawilec, jednak kocur o burym futrze nie chciał wyglądać w oczach klanowiczów na maminsynka. Mimo wszystko wolał mieć neutralną opinię wśród Klanu Nocy, niż być jego pośmiewiskiem.
Gdy Oszroniona Łapa podjęła się próby odgonienia swojego brata od niej i Gołębiej Łapy, Dzicza Łapa prychnął w stronę kocura o czarnym futrze w białe plamy i odwrócił się od nich, posyłając starszemu uczniowi nienawistne spojrzenie, a następnie skierował swoje kroki do legowiska dla uczniów, chcąc się zdrzemnąć i choć na chwilę odciąć od niekorzystnej dla niego rzeczywistości.

~*~

Od tego wydarzenia minęło z kilka księżyców, a Dzicza Łapa nadal nie zmienił swojego nastawienia wobec tego, w jaki sposób zachowywała się Oszroniona Łapa. Z każdym dniem było widać, jak coraz bardziej się od siebie oddalają. Zmartwiło to Zawilec, a to, że jej syn nie miał kontaktu z nikim innym poza nią samą i jego mentorem dodawało jej tylko kolejnych powodów do rozmyślań i niepokoju, dlatego też postanowiła porozmawiać o tym ze swoim dzieckiem.
- Dziku!
Kocur o burym futrze odwrócił się w stronę, z której dobiegał znajomy mu głos, a gdy zobaczył, że zbliża się do niego biała kotka z ciepłym uśmiechem na pyszczku, zgarbił się lekko i rozejrzał, by być pewnym, iż nikt nie zwraca na nich uwagi. Ten gest nie umknął uwadze Zawilca, więc gdy znalazła się o długość ogona przy swoim synu, uniosła jedną z przednich łap i uderzyła nią w bark kocura, bowiem wyżej nie mogła dosięgnąć. Dzicza Łapa zachwiał się, o mało nie wywalając się na ziemię. Spojrzał z ukosa na matkę, której słodki uśmiech tylko jeszcze bardziej się poszerzył.
- Co to był za wzrok? Wstydzisz się mnie, czy co? - zaśmiała się i na przekór uczniowi otarła się polikiem o jego bok, co wywołało u niego wzdrygnięcie się.
- Coś się stało, Zawilcu? - zwrot, którego Dzik użył do określenia jego matki nie spodobał się białej kotce, dlatego na jej czole pojawiły się dwie zmarszczki.
- Nie nazywaj mnie tak - powiedziała. - Jestem twoją mamą i to, że jesteś uczniem, nie zmienia tego.
Dzicza Łapa nie odpowiedział, co Zawilec uznała za czekanie na odpowiedzenie na zadane jej pytanie. Kocica o krótkich łapach wypuściła ze świstem powietrze przez nos i odnalazła wzrokiem swoją córkę, rozmawiającą z Gołębią Łapą. Zauważyła, jak jej syn dostrzegł ich, a jego ciało od razu się spięło.
- Co się dzieje między waszą dwójką? - zapytała, zwracając się ku kocurowi, przez co lekko musiała unieść głowę, bowiem był on od niej wyższy. - Nie widzę, byście rozmawiali ze sobą, a na dodatek ty wyglądasz tak, jakbyś chciał do niej podejść, ale nie mógł.
Nie odpowiedział, bo nawet nie wiedział jak. On sam nie miał pojęcia, w jaki sposób nazwać to, co się dzieje między nim a Oszronioną Łapą. Milczał i nie wyglądało na to, by się miał za chwilę odezwać, przez co Zawilec kolejny raz westchnęła.
- Chcę ci pomóc - oznajmiła. - Ale nie zrobię tego, dopóki mi nie powiesz o co chodzi.
- To sprawa moja i Szron - warknął, wstając i odchodząc od Zawilca, wyraźnie poirytowany jej nastawieniem.
Gdyby tylko wiedział o tym, co się stanie później... Z pewnością porozmawiałby z nią dłużej.

< Oszroniona Łapo? >

Od Burzowego Serca C.D Ciernistej Łodygi

Burzowe Serce sortował zioła aż ujrzał Pliszkę. Uśmiechnął się do niej a ona do niego. Kociak szybko do niego podbiegł.
- Ciernista Łodyga rodzi! – Krzyknęła szczęśliwa, nawet nie była zdenerwowana faktem, że niedługo będą mieli nowe kociaki w klanie.  Kocur spojrzał się na nią dziwnie po czym pobiegł do żłobka. Mokry spojrzał się na przyjaciółkę. Podszedł do niej bliżej.
- To ten czas? – Zapytał się jej zdenerwowany. Jak on nie lubi przyjmować porodów, to jest takie denerwujące..  Kotka w, której się kochał ma kociaki z innym.. I teraz on musi jej pomóc!
- Ch- Chyba tak.. – Pisnęła głośno z bólu. Nagle kocur ujrzał coś małego.. To kociak! Kocur szybko wziął kociaka bliżej siebie i zaczął go wylizywać. Ujrzał, że kolejne kocie wychodzi na świat dlatego podał pierwszego kociaka Pręgowanemu Piórkowi.
- Liż! – Mruknął do niej głośno i zaczął lizać kolejnego kociaka. Przez parę minut każdy myślał, że to już koniec.. A jednak nie. Ciernista Łodyga znowu zaczęła piszczeć z bólu. – Ile tych kociąt? – Pomyślał po czym odłożył kociaka, którego lizał obok matki. Ostatniego kociaka podał Ciernistej Łodydze.. Burzowe Serce nie wytrzymał. Gdy Pręgowane Piórko nie patrzyła to medyk podszedł do przyjaciółki.. Spojrzał się na nią smutno. – Ciernista Łodygo.. Od zawsze Cię.. Kochałem, lecz nie mogłem tego wyznać ponieważ jestem medykiem i nie mogę mieć partnerki. To jedyny minus tego stanowiska.. – Oznajmił smutny kocur, nie zakończył mówić a do legowiska weszła wesoła Pliszka. Pręgowane Piórko oddała kociaka Ciernistej. Burza skorzystał z tego i podał kotce zioło. – Zjedz to. – Mruknął do przyjaciółki podając jej zioło. – To jest Liść Ogórecznika, przez to będziesz produkowała więcej mleka o lepszej jakości. Musisz to przeżuć i zjeść. – Powiedział do kotki i usiadł gdzieś z boku.

 
< Ciernista Łodygo? Czy Burza robi dobrze? :O >

Od Czaplej Łapy C.D. Dziczej Łapy

– Może dlatego, że wy zamiast jak normalne koty trzymać się lądu, taplacie się w tej waszej rzece jak jakieś wydry – fuknął Czapla Łapa.
Dzicza Łapa burknął coś tylko pod nosem, a uczeń Klanu Burzy stwierdził, że i tak już nie miał ochoty na dalszą rozmowę z intruzem. 
Szli w napiętej ciszy. Czapla musiał co paręnaście kroków zatrzymywać się i czekać aż wlokący się Dzik do niego dołączy. Ten ziomuś był co najmniej irytujący.
– A właśnie – odezwał się nagle buras ku niezadowoleniu Czapli. – Co tak dokładnie sobie tutaj robiłeś? Znaczy się, jasne, rozumiem, twoje tereny, możesz tu sobie odwalać co dusza zapragnie, ale jesteś tutaj na zwykłym spacerku, polowaniu czy raczej odłączyłeś się od patrolu? – mruknął intruz, a czekoladowy kocur dosłyszał w jego głosie lekką obawę.
– Może jestem tu sam, a może cały czas obserwują nas wojownicy Klanu Burzy, którzy tylko czekają, by wyskoczyć z zarośli i złoić ci dupę – odpowiedział Czapla przewracając oczami.
– Chyba bardziej podoba mi się ta pierwsza opcja – burknął niezbyt wyraźnie Dzicza Łapa marszcząc nos.
– Wiesz – zaczął nagle czekoladowy uczeń nieco rozbawionym tonem – polowałem tutaj w samotności, ale nie mogę cię zapewnić, że jesteśmy tu sami. Jak chcesz, mogę nam znaleźć nieco bardziej ustronne miejsce.
Dzicza Łapa spojrzał na niego dziwnie, a Czapla puścił mu oczko. Buras szybko odwrócił głowę zdezorientowany.
– Kocur z kocurem, obrzydliwe – wymamrotał zdegustowany.
– Dobra, weź, na żartach się nie znasz – westchnął ciężko Czapla.
– Obrzydlistwo, nie żarty – warknął Dzicza Łapa.
<Dzik brzydal ropuch leniuch???>

Od Burzowego Serca C.D Błękitnej Łapy

Burzowe Serce przez chwile patrzył się przerażony na kotkę po czym się zaśmiał.
- Wiedziałem, że jesteś szalona, ale nie żeby aż tak! – Zachichotał medyk i pacnął lekko łapką nosek uczennicy.
- Ty też byłeś kiedyś szalony, czyż nie? – Zapytała się go patrząc na niego jej wielkimi i niebieskimi oczkami.
- Można tak powiedzieć. – Mruknął Burza po czym wypiął dumnie klatę jakby znalazł zioło, które uleczy wszystko.
- Jak tam u ciebie Burzowe Serce? – Zapytała się go po czym go okrążyła i otarła się o niego z każdej strony. Burza się zarumienił po czym znowu zrobił poważną minę, wstał i podszedł do ziół.
- Nie najgorzej.. Nie najgorzej.. – Pisnął patrząc na zioła. Błękitna Łapa podeszła do niego i również patrzyła na zioła jakby zaraz coś z nich miało wylecieć.
- Coś się stało? – Zapytała się go uśmiechając się. – Muszę go pocieszyć! – Pomyślała i podniosła swój ogonek do góry.
- Nie, nie.. Po prostu trochę nudno tutaj bez nikogo. Znaczy.. Fajnie jest, ale.. Czegoś mi brakuje. – Powiedział cicho Burzowe Serce patrząc się na uczennice od dołu do góry. Błękit przez chwile stała cicho aż pacnęła go łapką w ucho.
- A czego ci brakuje? Może uda mi się to coś.. Em.. Zrobić, przynieść, dać?– Pisnęła niepewnie uczennica patrząc się na wielkiego kocura.
- Sam nie wiem czego mi brakuje Błękitna Łapo.. Sam nie wiem. – Mruknął po czym spojrzał na swoje brudne łapki.

< Błękitna Łapo? :D>

Od Nocnej Łapy C.D Spopielonej Łapy

Na szczęście Borsuczy Kieł nie zorientował się o naszym incydencie z puchatym zwierzakiem i bardzo dobrze jeszcze by się zrobiła afera na cały klan i na sto procent musiałabym wtedy oddać swoją zdobycz. Skręcone, białe futro na razie czekało na mnie pod konarem drzewa ledwie zdążyłam je tam wcisnąć, gdy skoczyliśmy w stronę drzew. Nie miałam dużo czasu, bo prawie od razu zauważył nas mentor mojej siostry, więc zrobiłam to bardzo niedokładnie i kryjówka nie mogła służyć na dłużej niż kilkadziesiąt uderzeń serca.
Szybko uwijaliśmy się z zostawionym mchem pod czujnym okiem wojownika i już po kilku uderzeniach serca byliśmy gotowi do powrotu. Szłam przodem. Trochę nadłożyłam specjalnie drogi, by przejść obok drzewa, pod którym zostawiłam to dziwne futerko. Gdy w końcu ujrzałam biały kłębek, potknęłam się i rozsypałam mech. Szybko przeprosiłam resztę i powiedziałam, żeby poszli dalej. Gdy tylko zniknęli za najbliższym drzewem, wyjęłam kłębek i zawinęłam go w mech. Szybko dogoniłam resztę razem z pakunkiem. Wszystko poszło bardzo gładko i nikt nic nie zauważył.

***

Wieczorem już prawie zapomniałam o mojej zdobyczy, dla której znalazłam już lepszą kryjówkę. Głównie, dlatego że teraz bardziej się przejmowałam tym gdzie mam się położyć. Legowisko powoli zaczynało pękać w szwach. W końcu znalazłam jakieś miejsce obok mojej siostry i trochę już zmęczona zaczęłam z nią gadać. Rozmawiałyśmy razem bardzo długo, a przy okazji w mojej głowie zaczął kiełkować pomysł, który mógłby rozwiązać problem ciasnoty.
Rano obudziłam się bardzo wcześnie, ledwo otworzyłam oczy i od razu wybiegłam z legowiska. W kilka uderzeń serca obleciałam wszystkie drzewa w obozie. Gdy w końcu znalazłam odpowiednio dużą dziuplę, szybko zeskoczyłam na ziemię podekscytowana. Nasze legowisko będzie jeszcze lepsze od tego należącego do taty! Podekscytowana poleciałam obudzić siostrę.
- Chodź - krzyknęłam. Na szczęście nie było potrzeba więcej zachęty. Niebieska od razu wstała i pobiegła za mną. Nie czekając na nią, wzięłam kłębek z kryjówki i nie odpowiadając na pytania siostry, wspięłam się na drzewo, w którym znajdowała się upatrzona dziupla. Czekając na Spopieloną Łapę, która jeszcze wspinała się po drzewie, weszłam do dziupli. Ogon aż trząsł mi się z podekscytowania.
Wzięłam kilka wdechów. Czemu ja się zawsze tak wszystkim jaram, jak kociak? Nie zdążyłam sobie odpowiedzieć na to pytanie, bo do dziupli już weszła trochę zasapana siostra. Szybko zaczęłam jej objaśniać, jak chcę w dziupli, zrobić legowisko wykładając podłoże tym dziwnym skręconym futrem.

<Spopielona Łapa?>

Od Nocnej Łapy

Leniwie otwarłam ślepia i rozejrzałam się po legowisku. Ostatnio do grupy uczniów doszły jeszcze moje siostrzenice. Chyba. Pomimo tych wszystkich księżyców, podczas których je znałam nadal, nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że jestem ich ciocią. Niedawno jeszcze przed nimi dołączył Ostrokrzew, a raczej jak teraz powinnam mówić Ostrokrzewiowa Łapa. Bura znajdka o wywiniętych oczach z niewiadomych powodów prychająca na wszystkich. Z jednym wyjątkiem! Leśną Łapą. Tych dwoje łączyła przyjaźń, a jedno przy drugim zachowywało się milej. Ostrokrzew tak nie prychał przy Lesie, a Las się tak nie obrażała przy Ostrokrzewiu. Ta para bardzo dobrze na siebie działała.
Cała nowa kompania spała aktualnie obok siebie. Jeszcze raz przesunęłam leniwie po legowiskach wzrokiem i przeciągle ziewnęłam. Po woli wygrzebałam się z legowiska, uważając, żeby nie zbudzić rodzeństwo chrapiące przy mnie i niebieskiej kotki. Zamaszystym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Poranek był jeszcze naprawdę wczesny i nikt nawet się jeszcze nie krzątał po obozie. Na niebie nie było jeszcze widać słońca, tylko łunę nad koronami drzew. Pojedyncze gwiazdy świeciły jeszcze, próbując się przebić przez światło powolutku nadchodzącego dnia, a chyba cały świat był mory od porannej rosy.
Chwilę popatrzyłam w wyczekiwaniu na słońce, ostrząc sobie pazurki. Jednak szybko znudziłam się tym wyczekiwaniem i bez namysłu wskoczyłam na drzewo. Czując szorstką korę starego drzewo pod poduszkami łap, od razu się ożywiłam. Wielki banan od razu wskoczył mi na buzię i już całkowicie obudzona zaczęłam szybko piąć się w górę. Kolorowe liście szelściły na poruszanych przeze mnie gałęzi i niczym jesienny deszcz spadał powoli na ziemię razem. Poczułam się w tej chwili jak kociak, radośnie skacząc z gałęzi na gałąź od czasu do czasu, łapiąc jakiś kolorowy liść. Nim się zorientowałam, stanęłam na czubku drzewa akurat w momencie, gdy nieśmiałe słońce wynurzyło się spod drzewnej pierzyny i oświetliło mnie. Czując miłe ciepełko na futrze, cicho się zaśmiałam i z zamkniętymi oczami delektowałam się porannym słońcem. Ciekawe jak coś takiego może dawać tak potężne ciepło, żeby ogrzać całą ziemię?
Spróbowałam spojrzeć na słońce. No tak. Zapomniałam, że to jest niemożliwe. Spojrzałam na ziemię, żeby odgonić świecidełka, które zaczęły mi się pojawiać przed oczami. Przy konarze drzewa na samym dole poruszał się jakiś mały punkcik. Nie to pewnie ciągle te świecidełka od patrzenia się w słońce. Schyliłam się bardziej. Z tej wysokości trudno było stwierdzić co lub kto to jest. Kolor miał taki szaroniebieski, a może bardziej czarno. Lekko przechyliłam głowę, próbując się skupić na... małym kocie. To chyba był mały kot.
- Nocna Łapo - doszło do mnie wołanie i w końcu mnie olśniło (na szczęście nie słońce) to przecież latorośl Różanego Pola! Pewnie wcześniej się obudziło.

<Leśna Łapa? Zadymiona Łapa? Tęczowa Łapa?>

Od Czereśni

Minęło już kilka wschodów słońca od śmierci Lavika i narodzin dzieci, a Czereśnia dalej była pogrążona w smutku. Chociaż starała się tego nie pokazywać przy najbliższych, nie chciała ich martwić swoim samopoczuciem. W końcu Płomykówka powinna się skupić na Krogulcu, a Srebrna to była Srebrna, niby dobra matka, ale też nie lubiła okazywania słabości, tu była podobna do swojej zmarłej siostry, chociaż Srebrna była chyba bardziej radosna niż Sarna, no gdy nie podrywała ciągle partnerów jej córek, wtedy było widać powagę w jej oczach, w końcu nowe dzieci musiały być, aby rozwinąć klan. Dlatego też Czereśnia płakała w samotności najczęściej w nocy, wychodząc na zewnątrz stodoły przy lesie, jak już dzieci spały. Właśnie dzieci, rosły w oczach, a czarno-białej kotce przypominały ją i Płomykówkę jak też były małe, widać było, że kociaki mają z sobą silną więź, szczególnie jak planowały razem przemieścić się do wyjścia ze stodoły. Czasami Czereśnia nie miała siły ich już łapać, więc pozwalała im podreptać chwiejnie do wyjścia, bo wiedziała, że inne koty w sumie zwrócą jej dzieci, szczególnie, że Ważka i Księżyc z niewiadomych powodów wybrały sobie Szerszenia, by zostać jego cieniem, co wkurzało bardzo starszego kocura, chociaż czasami pozwalał się bawić im swoim ogonem. Czereśnia podejrzewała, że może to nowa partnerka rudzielca ma na niego taki dobry wpływ, albo po prostu kociaki jej i Lavika są takie urocze, że nikt nie może im odmówić, albo po prostu te dwie opcje łączyły się w jedno.
Dlatego pewnego razu Czereśnia zmęczona całym dniem łapania kociaków, dała pójść dzieciom się przejść na chwilę zamykając oczy, chociaż w swoich snach wciąż widziała Lavika i, że są szczęśliwy. Ale nie mogła wpaść w objęcia Morfeusza, to co to nie, bo usłyszała głos, głos kocura, który wkurzał ją od kilkunastu księżyców, ale był bliski jej sercu.
— Ej ty kupo futra pilnuj swoich bachorów, a nie wchodzą pod nogi prawdziwym wojownikom — fuknął, na co Czereśnia się zaśmiała i podeszła do niego i swoich dzieci, które polizała.
— Och Krogulec lub Płomykówka już wrócili? Bo ja dalej widzę tu tylko marnego, chociaż prawdziwego ucznia swojej mamusi.
— Ty głupia strawo wron, zobaczysz jeszcze mnie mianuje ten durny lider!
— Ej nie obrażaj naszej mamy! — zawołała Ważka i spojrzała na Osta zła.
— Właśnie mama jest prawie tak super jak ja — oznajmił Księżyc, prostując się dumnie.
— No chyba jak ja — fuknęła córka Czereśni.
— Ale zrobiłaś sobie armię małych narcyzów — mruknął bury kocur, przewracając oczami.
— Może narcyzi, ale moi. Lepiej miej teraz nadzieję, by nie dostać żadnego z nich na ucznia wujku Oście — stwierdziła rozbawiona czarno-biała kotka i go liznęła. A Księżyc i Ważka widząc to przytuliły się do swojego nowego wujka.
— Chociaż szybciej pewnie oni zostaną wojownikami nim ciebie mianują — stwierdziła Czereśnia z wrednym uśmiechem, w końcu nie byłaby sobą, jakby mu nawet w takiej sytuacji nie dogryzła.

<Oset?>

Od Tulipanowego Pąku

Kolejny jesienny dzień w Klanie Burzy. Dni robiły się coraz chłodniejsze, a czasu do przygotowania się na pierwsze śniegi coraz mniej. Tulipanowy Pąk wyszła z legowiska wojowników i otrzepała się z mchu. Następnie ziewnęła i usiadła, aby zacząć poranną toaletę. Gdy skończyła, udała się do stosu zwierzyny i wzięła z niego małą mysz. Odeszła gdzieś na bok i zaczęła ją sobie konsumować. Gdy skończyła, postanowiła iść na mały spacer. Po drodze zakopała resztki zwierzyny. Szła sobie przez wysoką trawę i wsłuchiwała się w pobliskie dźwięki. Nagle poczuła zapach zająca, zlokalizowała go również wzrokiem i przykucnęła przy ziemi. Powoli i cicho zaczęła się skradać w jego stronę. Gdy była już blisko przeniosła ciężar ciała na tylne łapy i miała już skoczyć, ale z nieba rozległ się ostrzegawczy pisk jakiegoś ptaka. Cynamonka podczas skradania się musiała niechcący przepłoszyć stadko wróbli. Zając zaczął uciekać, ale pointka nie chciała się poddać. Wyskoczyła z trawy i zaczęła biec za zwierzęciem. Będąc pochłonięta goPtwą, nie zauważyła, jak bezkresna polana zaczęła zmieniać się w las. Zając uciekł do jakiejś nory, a kotka trochę zirytowana dopiero teraz zauważyła, że nie jest na terenach Klanu Burzy. Przestraszona przełknęła ślinę i rozejrzała się trochę wystraszona. Po kilkudziesięciu uderzeniach serca zorientowała się jednak, że zna to miejsce. Powalone drzewo oraz lekko przestarzały zapach wielu kotów wskazywały na to, że kotka jest w miejscu, gdzie odbywały się comiesięczne zgromadzenia klanów. Dawno tu nie była, więc postanowiła się trochę rozejrzeć. Przecież to nic złego, prawda? Zaciekawiona wskoczyła na drzewo. Chciała zobaczyć, jak to jest być tam na górze. Kiedy już się wdrapała na drzewo, spojrzała w dół. Widok był super!
- Ekhem. A więc pozwolicie, że teraz ja zabiorę głos. - przemówiła dostojnym głosem, udając lidera, który przemawia do tłumu kotów - A więc Klan Burzy ma się świetnie. Żłobek znów jest pełen kociaków, a nasi uczniowie stają się wspaniałymi materiałami na przyszłych wojowników. Mamy również nowego lidera, jak widać. Moim zastępcą została za to Migoczące Niebo.

Potem kotka zaczęła się śmiać. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że ktoś mógł ją podsłuchiwać. Dalej śmiejąc się, spadła z drzewa upadając na ogon. Szybko podskoczyła i syknęła. Spojrzała na swój obon, który był lekko wygięty w lewo. Dotknęła zgięcie i syknęła ponownie. Po chwili jednak zdała sobie sprawę ze swojej głupoty i znów zaczęła się śmiać. Wypad poza obóz, który miał być spacerem, okazał się świetną zabawą! No... może poza tym ogonem.

Chce ktoś na to odpisać?