Przez moment nie do końca wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Miał wrażenie, że istota, która sprowadziła go na ten świat — ta sama, do której miał tak cholernie mieszane uczucia, że jest niezniszczalna. Że nic nigdy nie będzie w stanie zabić Sarny, wielkiej Przywódczyni Klanu Lisa. A tu proszę, bęc, taka nowina. Najpierw ginie Miętus, jego znienawidzona siostra, a potem matka, o której ciężko mu cokolwiek jednoznacznie powiedzieć. To było takie... dziwne. Najdziwniejsze było jednak to, że Srebrnego oplotła za razem gorycz, jak i ulga. Niejednokrotnie spotykał się z opinią, jakoby łaciata była szalona w swoich czynach i trochę bał się o swoich bliskich z Klanu Nocy, ze względu na to, że przecież zdradził kocicę o trzech łapach. Jednak ten delikatny, cichy pierwiastek kociaka szukającego atencji zawył wewnątrz niego, zawył najwyraźniejszym żalem, na jaki stać kogoś, kto od księżyców nie miał styczności z tamtą częścią swojego życia na dłużej, niż kilka chwil. To było zupełnie tak, jakby umarł jakiś bardzo dawny, zapomniany przyjaciel z dzieciństwa. Nie, przyjaciel to złe słowo. Nauczyciel. Nie taki, jak Żar, miły i zabawny nauczyciel-przyjaciel. Taki, który wiele od ciebie wymaga i daje ci w kość na każdym kroku, ale w gruncie rzeczy dobrze cię szkoli i wiesz, że nie ma wobec ciebie złych zamiarów, po prostu wymaga. Chyba właśnie tak widział Sarnę przez te wszystkie księżyce. Jak wymagającą nauczycielkę z młodości, o której śmierci nagle się dowiadujesz. Kocur spojrzał na smutny wyraz pyszczka Czereśni i nabrał wrażenia, że ona widziała jego matkę w bardzo podobny sposób. Ciekawe, jak to było być jej uczennicą? Kocur nigdy tak naprawdę się o tym nie przekona.
— Cóż... — Spojrzał na moment gdzieś w dal, aby szybko powrócić wzrokiem do towarzyszki — co mogę rzec? Przykro mi, Czereśnio.
Czarno-biała spojrzała nań, przechylając głowę. Jakby nie tego się spodziewała. Ale czegóż innego mogła? Srebrny nie miał silnej relacji ze zmarłą. Ba! Nie miał z nią ż-a-d-n-e-j relacji. Wydała go na świat i tyle, było, minęło.
— Naprawdę ci przykro? — zapytała z nie dowierzeniem. Van uśmiechnął się ponuro.
— Trochę... tak myślę. Nigdy nie była dla mnie faktycznie kimś, jak matka, ale pomimo wszystko, gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj. No, poza tym, na pewno dobrze cię wyszkoliła. Może i miała nie lada charakterek, ale była zdolna. A przynajmniej tak ją pamiętam.
Kocica uśmiechnęła się w równie smutny sposób, w jaki zrobił to jej kuzyn.
— Tak... Rozumiem to. Pewnie mi również na twoim miejscu ciężej byłoby myśleć o niej w cieplejszy sposób — Spojrzała za siebie, a następnie na niebo. Srebrny martwił się o to, jak przetrwa te dwa dni drogi powrotnej. W końcu, była w ciąży!
Wychodzi na to, że odczytał to, o czym myślała, bo zaraz po tym usłyszał jej słowa:
Wychodzi na to, że odczytał to, o czym myślała, bo zaraz po tym usłyszał jej słowa:
— Chyba będę się już zbierać. Będą się o mnie niepokoić, a wasz lider raczej mnie nie przenocuje — oznajmiła. Srebrny i Żwira pokiwali głowami, słysząc ostatnie zdanie. Mało który lider w ogóle by na coś takiego zezwolił, a Jagodowa Gwiazda musiałby być pod wpływem kocimiętki, aby w ogóle pomyśleć w podobny sposób. Najlepiej więc było, aby Czereśnia poszła w swoim kierunku, nim ktokolwiek zauważy przyjaźnie gawędzącą trójcę. Srebrny delikatnie otarł się łbem o jej futro. Jego zapach i tak zejdzie z niej przez te kilka dni.
— Do zobaczenia, Czereśnio — powiedział ciepło — uważaj na siebie. I na tego... umm, Lavika? Jeśli w coś cię wpakuje, skontaktuj się ze swoim wspaniałym kuzynem, a już on się nim zajmie — dodał, puszczając jej oczko. Kocica roześmiała się serdecznie.
— Proszę cię! — zawołała — Prędzej to ja wpakuję w coś jego. — Wszyscy roześmiali się, słysząc to. — Miło było ciebie zobaczyć... oraz poznać ciebie, Żwirowa Ścieżko — dodała, patrząc wesoło na najlepszą przyjaciółkę Van'a.
— I wzajemnie — oznajmiła szylkretka — wpadaj częściej, nawet i z dzieciarnią. Znajdzie się jakieś ustronne miejsce.
— Jasne — przytaknęła jej młodsza. Po chwili oboje obserwowali, jak zgrabna, długowłosa młoda mama odchodzi, zostawiając za sobą niewielkie ślady. Srebrne Poroże poczuł w sercu dziwne ukłucie. Nie widział jej jakieś dwadzieścia księżyców. Kiedy zobaczy ją ponownie? Za kolejnych dwadzieścia? Spojrzał na Żwirę, która również spoglądała w ślad za jego krewną i wtedy do jego głowy powróciło pytanie sprzed kilku chwil.
— Hej, Żwirko — zagadał, lekko trącając ciężarną — co to są te "okna" i niby czemu przechodzenie przez nie jest bardziej super, niż bycie mną?
Odpowiedział mu gromki śmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz