BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 marca 2016

Sowo, sowo, sowo... co ty odwalasz?

Hm.
Patrzyłam na modele kociąt i tak pomyślałam.
Że wtedy, zamiast się uczyć, ja robiłam te gufna.
I żeby to zmienić...
poprawiłam je!
Na chwilę obecną mam 8 wersji kociąt - 4 masywne i 4 szczupłe. Dodatkowo udało mi się zrobić 2 masywne karmiące (które wyglądają jakby były wciąż w ciąży >n<) królowe - krótko- i długowłosą. Pokażę może, nie? xD
Ten obrazek kota przy "kits and queen zapomniałam "s" przy queen >n<" jest najlepszy. :u
Ale, hola, hola! Czy ja coś wspominałam o szczupłych i masywnych? Tak. Od wprowadzenia nowych modeli, kot będzie wyglądać zgodnie z jego PU. Kot o dużym skoku i sile? Proszę bardzo, budowa masywna. Szybki i zwinny - koteł szczupły się kłania. Pomyślę jeszcze nad zrobieniem sylwtki zwykłej, jeśli przeważać będą np. siła i zwinność.
Sowie nie chce się wymyślać pożegnań i stawiać falki i sobie idzie :I

Od Thunder Heart'a CD. Flashwhisker'a

Spojrzałem na kota i uśmiechnąłem się.
- Jak widzę kolega się z tego nie cieszy.- Zaśmiałem się patrząc na minę kociaka.
- Ja wręcz przeciwnie. Mam dla kolegi mały prezent. A właściwie dla klanu w którym mieszka.- Powiedziałem i poszedłem w stronę Sowiego Drzewa.
- Kolega nie idzie?- Rzuciłem przez ramię. Kot pognał za mną. Po kilku minutach byliśmy już przy celu naszej podróży. Z dziur pod korzeniami drzewa wyciągnąłem dwa króliki.
- A imię jakieś kolega posiada?- Zapytałem.
- Flashwhisker.
- Miło mi jestem Thunder Heart.- Powiedziałem. Kocur kiwnął głową.
- A tu masz Flash prezent od Plemienia Krwawego Księżyca dla Klanu Klifu. Mam nadzieję że dwa zające się przydadzą. Zawsze więcej jedzenia.

<Flashwhisker?>

Od Flashwhisker'a

Obudziłem się wczesnym rankiem. Od razu wstałem i pobiegłem się przywitać z innymi kotami z mojego klanu, ale najwyraźniej wszyscy jeszcze spali. Postanowiłem, że się gdzieś przejdę i może znajdę odpowiednie miejsce do polowania. Znalazłem się w nieznanym mi miejscu, ale nie było to raczej terytorium żadnego klanu, więc wróciłem do polowania. Gdy złapałem swoją zdobycz przede mną zjawił się dość duży kocur z czarną, długą sierścią, za nim stała kotka, która wyglądała zupełnie jak ryś.
- Co robisz na naszych terenach? - spytał kocur.
- Poluję - odpowiedziałem szybko - to tereny niczyje.
- Teraz należą do nas - powiedziała kotka wychylając się zza kocura.
- Nie wiedziałem - oznajmiłem - mogę skończyć polować?
Kot spojrzał na mnie z ostrym wzrokiem, ale zaraz odszedł, kotka zrobiła to samo. Gdy skończyłem polować wróciłem na tereny Klanu Klifu. Przywitałem się z nimi i podzieliłem się moją zdobyczą. Postanowiłem im nie mówić o tym, co się stało. Nikomu nie było to potrzebne. Następnego dnia też postanowiłem polować na terenach, na których dostrzegłem tamte koty. Myślałem, że polowanie przejdzie bez żadnych problemów, ale jak zawsze się myliłem. Znowu dostrzegłem jakiegoś kota, prawdopodobnie był to ten sam, z którym spotkałem się wczoraj.
- Znowu się spotykamy - powiedziałem do kota.

<Thunder?>

Od Thunder Heart'a CD. Lynx Eyes

Wyjrzałem z mojej dziupli.
- Schowaj ją do dziury pod korzeniami.- Krzyknąłem do kotki. Po kilku chwilach usłyszałem odgłos, który towarzyszył wspinaniu się mojej nowej towarzyszki. Po chwili Lynx westchnęła moszcząc się wewnątrz dziupli. Po chwili odgłosy ustały a ja zasnąłem. Następnego dnia spacerowałem po terenach samotników. Kiedy zbliżała się Pora Szczytowania Słońca wróciłem do Sowiego Drzewa. Czekała tam już na mnie Lynx trzymając łapę przyciśniętą do kawałka mchu.
- Co Ci się stało?- Zapytałem.
- Skaleczyłam się na jakimś przedmiocie Dwunogów.- Powiedział. Kiwnąłem głową i podszedłem do drzewa. Spomiędzy jego korzeni wyjąłem pajęczyny, śmiertelne jagody, krwawnik oraz nagietka. Przygotowałem okład i nałożyłem go na łapę Lynx Eyes.
- Czy Śmiertelne Jagody nie są trujące?
- Są ale nauczyłem się od pewnego kota jak je przerabiać aby nie szkodziły lecz leczyły.- Powiedziałem nakładając pajęczynę na łapę.

<Lynx Eyes?>

Od Lynx Eyes CD. Thunder Heart'a

Uśmiechnęłam się do kocura.
- Masz jeszcze nieco miejsca?- Zapytałam podchodząc bliżej niego.
- Miejsca jest sporo bo nie siedzimy w jednym miejscu, nie mamy terenów.- Powiedział kocur i zaczął czyścić łapę. Uśmiechnęłam się lekko.
- To sobie spędzimy nieco czasu chyba w tym drzewie. Jakieś dziuple wolne?- Zapytałam po chwili dość krępującego milczenia.
- Jest wolnych kilka tylko uważaj na sowy.- Powiedział kocur i poszedł w kierunku drzewa. Po chwili zaczął się wspinać aż w końcu znikną pośród gałęzi drzewa. Ruszyłam za nim ale po drodze trafiłam na sowę. Ptaszysko przestraszyło się i nie wiem jakim cudem uderzyło głową o gałąź. Spadło na ziemię a ja zeskoczyłam i dobiłam ptaka.
- Chyba załatwiłam nam śniadanie.- Krzyknęłam kocurowi.

<Thunder?>




Od Grayfang'a CD Spottedflower

-W jakim sensie? Zapytałem wychodząc z trawy. Otrzepałem się na wypadek kleszcza lub muchy, które mogłyby mnie zarazić jakimś choróbskiem. Na szczęście nic nie było, i mogłem przyglądać się kotce. W moich oczach wyglądała pięknie, a to co ładne chyba nie poszatkuję cię i nie zje, prawda?
-Czekaj, przypomniało mi się coś. Pójdziemy do Słonecznych Skał? Po chwili dodałem.
-Oczywiście. Odpowiedziała kotka. Pamiętałem o pewnej rzeczy, którą zgubiłem będąc w jednym z pierwszych dni tutaj. Był to duży, błyszczący i zielony kamień, który był najprawdopodobniej jakiś kamień szlachetny, którego nazwy nie zdołałem spamiętać.
-Jest tam trochę mało myszy i dużo wron. Na pewno chcesz tam iść? Zapytała Spottedflower przechylając głowę na bok w pytającym geście.
-Tak, przy okazji jak zwracasz na to uwagę to możemy nawet na coś zapolować, może i zwierzyny jest mało, ale kto powiedział że nie ma wcale. I uśmiechnąłem się chytrze.


<Pani Spottedflower, daj się pani przekonać>

Od Eveningkit'a

Po raz pierwszy otworzyłem oczy. Zobaczyłem szare futro mamy, a obok mnie leżało moje rodzeństwo. Najbliżej był szary kociak w ciemniejsze plamki. Dalej czarno-biały. Przedostatni leżał szary kociak. Na samiutkim końcu leżała szara kotka. Jako jedyna w naszym rodzeństwie. Leżałem z brzegu, przytulony do brzucha mamy. Ktoś wszedł do środka. Spojrzał na nas i się uśmiechnął. Był to biały kocur z szarymi znaczkami. Przyniósł dla mamy mysz, podał jej, a potem usiadł niedaleko. Trochę z nią porozmawiał i spojrzał na mnie. Poczołgałem się troszkę w jego kierunku. Jego zapach był mi obcy, prawdopodobnie pierwszy raz przyszedł nas odwiedzić. W połowie drogi do kocura zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Patrzyłem tak krótką chwilę, bo zaraz później mama złapała mnie delikatnie w pyszczek i zostałem przeniesiony do rodzeństwa.

<ktoś z mojego rodzeństwa?>

30 marca 2016

Od Frostedfern CD. Blackstar'a

Kocur się zatrzymał.
- Znajdziemy to tu? - Zapytał zniecierpliwiony lider. Popatrzyłam na niego i kiwnęłam potwierdzająco łebkiem.
- Powinniśmy znaleźć tu pajęczyny, przydadzą się, zwłaszcza, że ten klan dość dużo walczy. - Stwierdziłam i zabrałam się za szukanie.
- A te jagody? - Wskazał łapą grupkę jagód na krzaku.
- Nie, one są trujące, tego nie potrzebujemy. - Oznajmiłam.
Na łące znaleźliśmy trochę pajęczyna w lesie zioła przydatne do wyleczenia bólów głowy i innych chorób.
Udało zebrać się trochę lekarstw, kiedy ruszyliśmy Blackstar węszył za wrogami.

Gdy dotarliśmy do obozu, zauważyłam Morningdew, który karmiła swoje małe kociątka a także widziałam nowych wojowników klanu Nocy. Dotarłam do jaskini medyka a właściwie to mojej i odłożyłam nowo zebrane leki. Usiadłam i ziewnęłam zaspana.
- Trochę się szło... - Powiedziałam sama do siebie.
Nagle obudził mnie jakiś kot, był to nasz lider. Od razu wstałam na cztery łapy.
- O co chodzi? - Zapytałam, zmęczona.

<Blackstar?>

Od Spottedflower cd. Wolfsong'a

Do klanu dołączyła dwójka kocurów. Już ich widziałam, kojarzyłam po zapachu i wyglądzie, ale nie za dużo rozmawialiśmy.
- Spottedflower, Wolfsong gdzieś zniknął. Mogłabyś go poszukać? Nikomu nie mówił, gdzie idzie. - mruknął lekko poddenerwowany Blackstar.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się i wybiegłam z obozu, szukając zapachu brązowego kocura. Po chwili udało mi się złapać jego nikły ślad. Wiatr robi swoje. Pobiegłam lekkim krokiem w kierunku tropu. Jakiś czas później udało mi się zobaczyć jego futro wśród krzewów, ale wyczułam coś niepokojącego... Zapach krwi?
- Tu jesteś! - podbiegłam do niego. Machnęłam ogonem z niepokojem. - Myślałam, że cię już nie znajdę. Blackstar wysłał mnie na poszukiwania, bo nikomu nie powiedziałeś, gdzie idziesz i... Na Gwiezdny Klan, co ci się stało? - od razu doskoczyłam do niego i popatrzyłam, jak wielkie miał rany. Walczył? Z kim?
- To nic, Spottedflower. Miałabyś może ochotę na polowanie? - uśmiechnął się, jakby nic się nie stało.
- Frostedfern musi opatrzyć ci te rany. - powiedziałam, lekko poważniejąc.
- Naprawdę nic mi nie jest. Nie daj się prosić. - nalegał.
- Ehh... - przewróciłam oczami. - Ale następnym razem... Siłą cię zaciągnę do medyka. - powiedziałam półżartem i ruszyłam parę kroków do przodu. - Na co czekasz? Wolisz, żebym cię ciągnęła do Frostedfern? - uśmiechnęłam się.
- Już idę. - podbiegł lekkim krokiem do mnie.
- Chwila. - zatrzymałam się nagle.
- O co chodzi? - przewrócił oczami.
- Nie możemy iść. A co, jeśli się zaczną denerwować? Powinniśmy wrócić, chociaż się pokazać. - rozejrzałam się. Nagle z krzaków wyszła Nightshadow, jednak gdy nas zobaczyła, tylko zmieniła kierunek. - Czekaj, Nightshadow! Mogłabyś powiedzieć Blackstar'owi, że znalazłam Wolfsong'a, a teraz poszliśmy na polowanie? Proszę. - poprosiłam.
- Yhym. - mruknęła i zawróciła w stronę obozu.
- Tooo... Gdzie zaczynamy? - spytałam z uśmiechem, gdy tylko Nightshadow zniknęła z pola widzenia.

<Wolfsong?>

Od Spottedflower cd. Grayfang'a

Do klanu dołączyli ostatnio nowi członkowie. Ciekawe... Dwa kocury... Przydadzą się silne łapy, tym bardziej teraz, gdy w klanie są kocięta Morningdew. Jeden nowy - Grayfang - chyba nie za bardzo się w klanie. Rozdzielił upolowane jedzenie na równe części i dał każdemu. On nie był w żadnym klanie, nie?
Szłam wydeptaną ścieżką obok obozu, gdy poczułam zapach biało-szarego kocura. Dodatkowo coś poruszyło się w krzakach. Obróciłam ucho w jego kierunku. Zwróciłam w jego stronę głowę i odezwałam się:
- Wiem, że tam jesteś.
Kocur jednak nie wychodził z ukrycia. Przewróciłam oczami i podeszłam do miejsca, w którym się ukrył.
- Grayfang, tak? Ja jestem Spottedflower. Nie wyglądasz mi na typowego... Klanowicza. - uśmiechnęłam się lekko. Głowa kocura powoli wysunęła się zza trawy. Zmierzył mnie wzrokiem, po czym niepewnie się uśmiechnął.

<Grayfang?>

Pisanie sowim piórem #1

Otwieram taką mini serię pisania na blogu, ze względu na to, że niektóre osoby dają błędy, od których oczy pieką. Dzisiejszy temat poświęcimy znakom interpunkcyjnym. Zaczynajmy!
Wstęp

W języku polskim używane są następujące znaki przestankowe: kropka (.), przecinek (,), dwukropek (:), średnik (;), wykrzyknik (!), pytajnik (?), wielokropek (…), myślnik (reprezentowany przez półpauzę: – lub pauzę: —; często również, niepoprawnie, przez dywiz: -), nawiasy (zwykłe: ( ), kwadratowe: [ ], klamrowe: { } lub ostrokątne: < >) oraz znaki cudzysłowu (podwójne apostrofowe: „ ”, pojedyncze apostrofowe: ‘ ’ oraz szewrony stosowane w dwóch kombinacjach: « » lub » «). (W typografii tradycyjnej stosowane były również cudzysłowy przecinkowe: , ’, które wraz z nastaniem typografii komputerowej zostały definitywnie wyparte przez cudzysłowy apostrofowe pojedyncze).
Ze względu na pełnioną funkcję znaki interpunkcyjne można podzielić następująco:
  • znaki oddzielające (kropka, średnik, przecinek),
  • znaki prozodyczne (wielokropek, myślnik, pytajnik),
  • znaki emocji (wykrzyknik, wielokropek, myślnik, pytajnik),
  • znaki opuszczenia (wielokropek, myślnik),
  • znaki wyodrębniające (dwukropek, para znaków cudzysłowu, para nawiasów, para myślników lub para przecinków).
~Wikipedia.
Dobrze, czyli z ogólną funkcją się już zapoznaliśmy? A teraz przedstawię wam poprawnie i niepoprawnie napisane zdania w przykładowym opowiadaniu.
Woodpeckerfeather zatrzymał się przed Goldenstar. Kotka spojrzała na kocura wyczekująco. Czarno-rudy westchnął, a mówiąc to, jego potężne mięśnie zadrżały.
- Niestety... Ale Crowkit zmarł. Z miotu Beeleg została tylko dwójka kociąt, Fishkit i Frostkit. Boję się, że z siódemki zostanie jedynie jedno kocię.
- A co z resztą? - spytała liderka z zamglonym spojrzeniem.
- Zielony kaszel dopadł już starszyznę, nie przeżył nikt. Flyingbird jest w stanie krytycznym, uczeń medyka padł. Jedynie Tigerpelt i Sunstripe nie wykazują żadnej oznaki zarażenia nawet białym kaszlem - Woodpeckerfeather mówiąc to ledwie powstrzymywał się od płaczu. Zastępca nigdy nie płakał.
Goldenstar po prostu rzuciła się do kota i wtuliła się w jego gęste futro zalewając się łzami. Kocur usiadł i położył swoją białą jak śnieg łapę na jasnorudych palcach liderki. Nie, nie, nie! To wszystko nie mieściło mi się w głowie! Mój brat nie żyje? Mama może za kilka minut umrzeć?! Rainpaw ma zostać sama?! Z płaczem odwróciłam się i pognałam przez obóz, prosto do wyjścia. Trzeba ostrzec inne klany.
I co? Dobrze napisane? To teraz przedstawię wam teraz dwie źle napisane wersje.


Woodpeckerfeather zatrzymał się przed Goldenstar.Kotka spojrzała na kocura wyczekująco.Czarno-rudy westchnął,a mówiąc to,jego potężne mięśnie zadrżały.
-Niestety...Ale Crowkit zmarł.Z miotu Beeleg została tylko dwójka kociąt,Fishkit i Frostkit.Boję się,że z siódemki zostanie jedynie jedno kocię.
-A co z resztą?-spytała liderka z zamglonym spojrzeniem.
-Zielony kaszel dopadł już starszyznę,nie przeżył nikt.Flyingbird jest w stanie krytycznym,uczeń medyka padł.Jedynie Tigerpelt i Sunstripe nie wykazują żadnej oznaki zarażenia nawet białym kaszlem-Woodpeckerfeather mówiąc to ledwie powstrzymywał się od płaczu.Zastępca nigdy nie płakał.
Goldenstar po prostu rzuciła się do kota i wtuliła się w jego gęste futro zalewając się łzami.Kocur usiadł i położył swoją białą jak śnieg łapę na jasnorudych palcach liderki.Nie,nie,nie!To wszystko nie mieściło mi się w głowie!Mój brat nie żyje?Mama może za kilka minut umrzeć?!Rainpaw ma zostać sama?!Z płaczem odwróciłam się i pognałam przez obóz,prosto do wyjścia.Trzeba ostrzec inne klany.
***

Woodpeckerfeather zatrzymał się przed Goldenstar . Kotka spojrzała na kocura wyczekująco . Czarno-rudy westchnął , a mówiąc to , jego potężne mięśnie zadrżały.
- Niestety ... Ale Crowkit zmarł . Z miotu Beeleg została tylko dwójka kociąt , Fishkit i Frostkit . Boję się , że z siódemki zostanie jedynie jedno kocię .
- A co z resztą? - spytała liderka z zamglonym spojrzeniem .
- Zielony kaszel dopadł już starszyznę , nie przeżył nikt . Flyingbird jest w stanie krytycznym , uczeń medyka padł.  Jedynie Tigerpelt i Sunstripe nie wykazują żadnej oznaki zarażenia nawet białym kaszlem - Woodpeckerfeather mówiąc to ledwie powstrzymywał się od płaczu . Zastępca nigdy nie płakał.
Goldenstar po prostu rzuciła się do kota i wtuliła się w jego gęste futro zalewając się łzami . Kocur usiadł i położył swoją białą jak śnieg łapę na jasnorudych palcach liderki . Nie , nie , nie ! To wszystko nie mieściło mi się w głowie ! Mój brat nie żyje ? Mama może za kilka minut umrzeć ? ! Rainpaw ma zostać sama ? ! Z płaczem odwróciłam się i pognałam przez obóz , prosto do wyjścia . Trzeba ostrzec inne klany .
Widać różnicę? Ja tak. Spację stawiamy po znaku (wyjątek: ?!, ..., !!! Piszemy te znaki razem i dopiero po nich spacja). Wyjątkowo ważnymi znakami są też kropki, pytajniki i wykrzykniki. Jedynie po nich piszemy zdania z wielkiej litery, i określają emocję oraz barwę. Kropka nadaje naszemu zdaniu zwykłą barwę, taką jak czytamy większość zdań. Nie musimy nadawać im szczególnej barwy czy tonacji. A czy jest jakaś osoba, która nie wie, że jeśli piszemy pytanie, kończymy je pytajnikiem, wymawiając końcówkę zdania nieco wyższą barwą? Aczkolwiek rozkaz i zadnie wykrzykujące pisz z wykrzyknikiem na końcu i nadawaj mu silną i głośną tonację! Wymienione wcześniej znaki można ze sobą w jakiś sposób mieszać. Wynikiem 3 kropek na raz będzie wielokropek, czyli ten zgrabny pan "...". Używamy go, kiedy nasza wypowiedź jest wypowiedziana sennie, bądź ktoś nam niespodziewanie przerwie... Cicho kocie, zamknij się! Zdanie po nim pisze się również wielką literą. Inną krzyżówką jest "?!". Nadajemy go, kiedy nasza postać wykrzykuje jakiś pytanie. Przykładowo:
- Zabiłeś ją! Rozumiesz?! Ona nie żyje, przez ciebie! Jesteś z siebie dumny?! - wrzasnęła Finchwing na brata, a łzy skapywały bo jej futrze, pysku i zębach.
***
Wiatr wył głośno, zagłuszając słowa kotów zrozpaczonych kotów.
- Rainstorm, gdzie jesteś?! - Reedtail próbował przekrzyczeć wicher, byleby tylko usłyszeć ciche miauknięcie siostry. Kotka natomiast rozpaczliwe próbowała się wygrzebać spod wciąż padającego śniegu. Zaczęła się dusić.
- Gwiezdny Klanie, okażesz pomoc?! - jęknęła rozpaczliwie, bo tylko to była w stanie wydusić.
No, wiadome? Jeszcze jedną taką mieszaniną jest "!!!". Dajemy to, kiedy kotek bardzo głośno krzyczy, wręcz wrzeszczy.
- GWIE-ZDNY KLA-NIE!!! - wypalił Oakfur, kiedy ujrzał zmasakrowany żłobek, a w środku dwa borsuki, rozszarpujące coś, co zapewne chwilę temu było jeszcze radosnym i puchatym kociakiem. W kącie dwie królowe sparaliżowane ze strachu chroniły  poplamionymi krwią przyjaciół ciałami nieliczne kocięta, które ocalały. 
 Creepypasta dla klanowych kotów <3
No dobrze, naszła mnie wena, a ja ją wykorzystuję na pisanie o ataku Bożenki. Sowo, co robisz ze swoim życiem? No, ale skończmy już! W następnym poście ofiarą padną przecinki i początek nowego tematu - dialogi... *złowieszczy śmiech*
~Owlpaw


Od Witheredleaf

Po ataku samotnika byłam niezwykle zmęczona i chyba trzy dni minęły zanim doszłam do siebie, oczywiście wykonywałam swoje obowiązki. Po moich powrotach zwykle byłam pokaleczona i zadrapana, Silverstar powoli martwiła się o mnie i  kazała chodzić z Imperceptibleshade by bronił mnie w razie niebezpieczeństwa.
Ten dzień był chyba jednym z najgorszych, szłam z wojownikiem by nazbierać ziół i szukać pajęczyn, dotarliśmy do Czterech Dębów, gdzie kilka dni temu spotkałam Szarego kota z wydrapanymi oczami, jego zapach wciąż się unosił.
Poszłam rozkojarzona do przodu, gdzie przy tym z oczu zniknął mi Imperceptibleshade, nie słyszałam ani gałązki, tylko ptaki i szum wiatru, podkuliłam ogon i uszy położyłam po sobie. Znów słyszałam ten okropny śmiech, to był ten kocur, ten sam którego widziałam kilka dni temu. Głowę miał obróconą w moją stronę a oczu nie widziałam, widok nie był jednym z najprzyjemniejszych. On tylko zeskoczył z wysokiego głazu i usiadł obok mnie, byłam przerażona, i nie mogłam się ruszyć.
- Poznajesz mnie? - Wyszeptał mi do ucha.
- T.. tak. - Zawahałam  się i odskoczyłam w bok. Zupełnie nie czułam się sobą, byłam taka przerażona, to nie była ta Witheredleaf, tylko inna...
- Uważaj bo moje imię utkwi ci w pamięci. - Zaśmiał się kocur.
- Jestem Stoneclaw. - Głos się zniżył.
Kot zaczaił się na mnie i skoczył, ja się dałam jak jakaś ciamajda, ale szybko odskoczyłam. On się tylko zaśmiał i nie drgnął, choć po chwili znowu zaatakował. Machnął łapą w moją lewą nogę a potem rozdrapał oko, na szczęście było całe.
Odskoczyłam i zadałam mu kilka ciosów ostrymi pazurami, po czym szybko odskoczyłam. Stoneclaw wymierzył pozycje i skoczył, jednak udało mi się go uniknąć. Po chwili wbiegł Imperceptibleshade który rzucił się na samotnika, ugryzł go parę razy i podrapał, niestety Kocur go zrzucił i walnął nim o drzewo, zaszarżował na mnie, bo właśnie o mnie mu chodziło. Popatrzyłam na wojownika który leżał nie przytomny i naskoczyłam wściekła na Stoneclaw'a.
- To za Imperceptibleshade'a! - Krzyknęłam i machnęłam kilka razy łapą, kot z łatwością tego uniknął.
-Zaczynasz się robić wnerwiająca! - Parsknął i uśmiechnął się pod nosem. Szybkim krokiem podbiegłam za samotnika bez szelestnie, on nic nie widział więc miałam szansę, naskoczyłam i trzymałam się tak na jego grzbiecie wduszając kły w jego kark. Kot po paru sekundach mnie zwalił i naskoczył, teraz to on górował, jednak ja byłam sprytna. Kopnęłam go w brzuch i wstałam szybko. Ten kocur nie wyglądał na zadowolonego, wskoczył na drzewo pod którym się znajdowałam i przełamał gałąź.
Straciłam przytomność i przyśniła mi się właśnie ta walka, kiedy się obudziłam przede mną stał Stoneclaw. Zaśmiał się na mój widok i czekał na moją reakcję, zobaczyłam, że mój ogon przygniata ciężka gałąź, kocur wydawał się pomagać bo chwycił mój ogon i próbował wydostać spod gałęzi, w końcu mu się udało, już myślałam że jestem cała, ale kiedy tylko się obróciłam moim oczom ukazał się straszliwy widok. Zamiast ogona widziałam jedynie mały kikutek. Napadła mnie fala złości, chciałam wydrapać mu oczy których zresztą już nie miał. Samotnik drapnął pazurami w moje prawe oko, wtedy poczułam tak okropny ból, że nie wytrzymałam i znów zemdlałam.

Obudziłam się w moim legowisku, już myślałam że to sen, ale to nie był sen tylko rzeczywistość. Popatrzyłam przez chwilę przed siebie, zorientowałam się że nie widzę tak jak wcześniej, coś było nie tak...
Obejrzałam się w kałuży przed moją jaskinią i dostrzegłam moje odbicie, nie miałam oka, ucha, jedno oko było podrapane, wyglądałam okropnie, do tego obróciłam się i dostrzegłam ten mały kikut zamiast mojego ogona. Dlaczego ja? - Powiedziałam do siebie. Później usłyszałam krzyk i to chyba radosny.
- Witheredleaf się obudziła! - Zawołał jakiś kot.
Nie dostrzegłam że obok mnie leży mój towarzysz z wyprawy, rany jego były do zgojenia był tylko nieprzytomny.
Podeszła do mnie Torntail.
- Wszystko dobrze? Jak się czujesz? - Zapytała czule staruszka.
- Kto mnie leczył? - Zapytałam lekko zdziwiona.
- Ja. - Odpowiedziała Torntail.
Uśmiechnęłam się do niej krzywo i popatrzyłam na towarzysza. Imperceptibleshade się obudził i popatrzył na mnie, po chwili się położył, i zrobił dobrze, Stoneclaw to nie łatwy przeciwnik.

Koty wpatrywały się we mnie z uśmiechem, nie byłam pewna czemu... w końcu straciłam oko, ogon i ucho a ci się cieszyli.
Podeszła do nas Silverstar.
- Jak to się dzieje Witheredleaf, że jesteś taka pechowa, czarna nie jesteś. - Uśmiechnęła się liderka.
- Nie wiem... - Spuściłam łeb.
Podeszła też do mnie Torntail, lekko niepewna.
- Więc ty mnie leczyłaś przez ten czas kiedy byłam nieprzytomna? - Zapytałam i uśmiechnęłam się do kotki.
- Ja... ci dziękuję. - Powiedziałam.
Po tym zemdlałam, koty wpatrywały się we mnie, znów podeszła Torntail, która dała mi trochę złocieniu, bo zaczęła boleć mnie głowa i miałam dość wysoką gorączkę kiedy się obudziłam. Ta stara kotka czule się mną zajmowała mimo, że byłam dla niej chamska. Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam jak w futro mamy, której praktycznie nie znałam. Po tej czułości znów zaczęła boleć mnie głowa i się położyłam.

<Ktoś z klanu Burzy?>

Od Amethystcloud CD Onyxhunter'a

  Uśmiechnęłam się zmęczona. Obok mojego brzucha leżało kilka kłębków rudych odcieni. Polizałam jednego z nich i zaczęłam murczeć z uśmiechem. 
  Moje kochane kociaki...
  – Są piękni.– Do żłobka wszedł mój partner, Onyxhunter, a zarazem ojciec Sandkit, Redkit i Radialkit. 
  – Wiem.– Kocur podszedł do mnie i potarliśmy się noskami.– Zawsze marzyłam o kociakach. Mam nadzieję, że to będzie tak, jak ja sobie wyobrażałam.
  – To wspaniale!
  Po tych słowach nastąpiła cisza. Westchnęłam.
  – Cóż... Zostaniesz na chwilę z małymi? Chciałabym pospacerować, wiesz, wyrównać łapy, porozciągać się.
  – Oczywiście!– Onyx się uśmiechnął, a ja wstałam. Kociaki już szykowali zabawę.
  Wyszłam ze żłobka do obozu i zatrzymałam się, ciągnąc łapy do przodu i do tyłu.

<Ktoś?>

Od Blackstar'a CD Bonefur'a

Ostatnio planowałem zagarnąć tereny do Sowiego Drzewa, na początek. Jednak na razie zobaczę jak często i z jakich klanów przybywają tam wojownicy na polowanie. Wyszedłem więc z obozu zaraz po świcie. Kiedy słońce wschodziło, a w lesie szumiał delikatny wiatr zrobiło mi się przyjemnie. Zatrzymałem się na chwilę i wziąłem głęboki oddech. Byłem niedaleko. Znów ruszyłem biegiem. Niedługo potem znalazłem się na Kładce. Zwolniłem i po chwili przeszedłem przez nią spokojnie. Potem kłusem pobiegłem prosto do Czterech Dębów. Wtedy poczułem zapach wojownika Klanu Klifu. Musiał polować niedaleko na swoim terenie. Jego zapach był mi dotąd nie znany. Postanowiłem więc sprawdzić kto to. Dotarłem do Drogi Grzmotu i rozejrzałem się. Po upewnieniu, że w pobliżu nie ma żadnego potwora przebiegłem przez nią. Po czym zacząłem się skradać. Niedługo potem ujrzałem białego wojownika, jadł spokojnie nie spodziewając się, że wpatruję się w niego. Wiatr wiał w mój pysk, więc nie powinien mnie wyczuć. Po chwili jednak wiatr zmienił kierunek i kot natychmiast mnie wyczuł. Podniósł łeb i zaczął się rozglądać. Spojrzał prosto w moje oczy. Wiedziałem już, że moja kryjówka została spalona, jednak wciąż pozostawałem w bezruchu.
- Wiem, że tam jesteś. - powiedział, po czym wstał. Widząc to gwałtownie się uniosłem ciągnąc za sobą kilka malutkich gałązek, które przyczepiły mi się do ogona.

<Bonefur?>

Od Sandkit

Leżałam sobie na brzuszku wtulona w czyjeś futro, kiedy otworzyłam oczka zauważyłam, że była to moja mama, wpatrywała się we mnie i w moich braci, wylizując nasze futerka. Przytuliłam się do niej i leżałam z nią przez większość czasu. Niestety mama musiała czasem wychodzić i ja zostawałam z braćmi którzy razem się bawili. Radialkit i Redkit mieli kawałek myszki i rzucali nią do siebie, zabrałam im i wyrzuciłam z krzaki. Obydwoje popatrzyli na mnie zdziwieni.
- Czemu to zrobiłaś?! - Wykrzynął Redkit.
Ja przewróciłam oczami i usiadłam z tyłu. Obserwowałam co robią.
Radialkit ugryzł Red'a w szyję a Red Radial'a w łapkę, zaśmiałam się, bo tak śmiesznie wyglądali.
Kiedy moja mama wróciła natychmiest całe rodzeństwo podeszło do niej by napić się mleka. Oczywiście Radial jak to on wepchnął się do najlepszego mleka.
Westchnęłam cichutko i usiadłam obok. Redkit i Radialkit popatrzyli się na mnie gotowi do wspólnej zabawy.
Ich błagający wzrok był już przytłaczający.
- No ok. - Uśmiechnęłam się.

<Redkit, Radialkit?>

Od Witheredleaf CD. Torntail

Leżałam w swojej jaskini. Moją uwagę przykuła Torntail. Ta starucha wracała do obozu? Nie powinna się oddalać. - Pomyślałam. Kiedy podeszła do legowiska starszych wyczułam pewien zapach, pomieszał się z Torn. On nie należał do żadnego klanu, czyli do samotnika... Wstałam i zaczęłam śledzić tę starą kotkę, było mi głupio, ale nie powinna opuszczać obozu nawet o długość ogona. Staruszka się położyła, wyskoczyłam do niej i zawołałam.
- Gdzie byłaś?! - Parsknęłam z gniewem.
- Co sugerujesz? - Zapytała spokojnie.
Popatrzyłam na nią gniewnie.
- Nie powinnaś się oddalać od obozu! W ogóle nie powinnaś go opuszczać! - Syknęłam, kotka przechyliła łeb jakby nigdy nic.
- Ciesz się, że Silverstar cię nie zauważyła! Miałabyś problemy staruszko. - Pokręciłam stanowczo łbem, ta jednak nic nie odpowiedziała.

Poszłam do liderki by powiedzieć jej, że wybieram się poszukać ziół, kotka się zgodziła i ruszyłam poza obóz klanu Burzy. Do mojego nosa dotarł dziwny zapach. Szczerze? Nie podobał mi się. Zauważyłam szarego wielkiego kocura, może nie aż tak, ale z pewnością większego ode mnie. Wpatrywał się z wrednym uśmieszkiem, zaczęłam się powoli irytować.
- No, witam, witam. A cóż to za kotka zawitała w te progi? - Zapytał z chamskim uśmiechem.
- Hah! Nie będę z tobą gadać. Widzę że jesteś samotnikiem, a ja nie gadam z gburami. - Zaśmiałam się równie chamsko jak on. Kocur tylko wydał z siebie szyderczy śmiech i zaatakował. Unikałam jego ciosów, a nie były one zbyt ''superowe''.
- Nie unikaj mnie tak! - Zaśmiał się szary kocur. Uśmiechnęłam się do niego wrednie i zaatakowałam. Machnęłam jedną łapą a potem drugą i tak przez kilkanaście sekund. Kot w końcu uderzył, chwycił mnie za kark i rzucił o ziemię. W miejscu gdzie poczułam ostre jak brzytwa kły zaczęło coś cieknąć, była to ta czerwona substancja, której nigdy nie lubiłam. Do moich nozdrzy powędrował zapach krwi, myślałam że już po mnie, ale szybko skoczyłam na nogi i rozpędziłam się na kocura.
- Nie tak szybko, bo cię nie złapie! - Zachichotał wrednie szary ślepy kot.
- A żebyś wiedział, że nie złapiesz! - Parsknęłam i kopnęłam go w podbródek, kocur upadł, ale się szybko podniósł, wyglądał na dość wkurzonego, lecz uciekł.
- To nie jest koniec marna koteczko! - Parsknął.
Zobaczyłam jak kot znika w zaroślach, był dziwny, może to ten zapach czułam na Torntail?
Wracając do obozu nazbierałam trochę ziół, Silverstar siedziała w swoim legowisku i dumnie wpatrywała się w koty. Odłożyłam zioła i nałożyłam je na swoje rany, także nałożyłam pajęczynę by zatamować krwawienie. Popatrzyłam na chwilę na miejsce gdzie stoją lekarstwa i przypomniało mi się jak bezczelnie stara kotka poukładała leki.

Po paru godzinach podeszłam do Torntail.
- Co ci się stało Witheredleaf? Czemu jesteś tak ranna? Pomóc ci? - Zapytała lekko przekrzywiając łeb.
- Nie nie chce od ciebie pomocy. - Zaprotestowałam.
Kotka wyglądała na zdziwioną, popatrzyła na mnie i odwróciła wzrok.
- Hej! Dlaczego czułam od ciebie smród kota z poza klanów?! - Skrzywiłam się lekko.
Eh, bo widzisz... - Kotka zaczęła się jąkać.
- To pewnie twój koleżka mnie zaatakował?!
- Kto? - Zdziwiła się Torntail.
Ten szary kot bez oczu! - Obróciłam oczami.
- Storm jest szary, może i ślepy, ale ma oczy. - Wykrztusiła kotka.
- Zdaje mi się że kłamiesz... Zresztą to mało istotne. Nie mam czasu na ciebie, dobrze że o tym nie powiedziałam liderce. - Parsknęłam
Już miałam się oddalić kiedy staruszka szturchnęła mnie łapą.
- Co znowu?! - Syknęłam, rozwścieczona.
- Nie dość ci, że twój kolega mnie zaatakował? - Zapytałam z złością w oczach. Torntail położyła po sobie uszy.

<Torntail? >:)>

Od Thunder Heart'a

Spacerowałem po okolicach Sowiego Drzewa. Od czasu mojej śmierci sporo się zmieniło. Klan Burzy zajął moje stare terytorium z którego zostały jedynie Cztery Dęby gdzie rozsiadł się Stoneclaw i Sowie Drzewo gdzie aktualnie pomieszkiwałem. Postanowiłem się przejść i poszukać Morningdew, zobaczyć jak się jej powodzi. Łaziłem po terenach wszystkich klanów co wcześniej nie było możliwe w poszukiwaniu kotki. Nigdzie jej nie znalazłem.
- Może to i dobrze?- Zapytałem sam siebie. Postanowiłem wrócić do Sowiego Drzewa na noc. Coś było jednak nie tak. Wyczułem obecność innego kota. Po chwili zobaczyłem w ciemności lśniące ślepia. "Ryś? Nie możliwe co by tutaj robił ryś?" Po chwili jednak zobaczyłem w ciemności kotkę.
- Cześć jestem Lynx.- Powitała mnie.
- Thunder Heart.- Powiedziałem uśmiechając się.
- Jesteś samotnikiem?
- Tak, w sumie to przywódcą plemienia samotników.- Powiedziałem uśmiechając się.
< Lynx Eyes?>

Od Bonefur'a

Bonefur przeciągnął się, ziewając przeciągle, gdy wygramolił wielkie cielsko z wojowniczego leża. Słońce świeciło wysoko na niebie, a delikatny wiatr uderzył leciutko w żółtawe ślepia. Na białej sierści osiadła warstwa kurzu i pyłu, którą strzepnął jednym krótkim ruchem (a może było ich więcej, kto wie...?). Nie zwracając zbytniej uwagi żółtawych ślepi, udał się w na tereny poza obozem, by sprawdzić czy przypadkiem nie kręci się tam żaden pchlarz z obcego klanu i czy granice są solidnie zaznaczone. Pociągnął nosem, kilka liści i innych pierdołek przypadkiem znalazło się na jego pysku, gdy przyśpieszając kroku, trzepnął potężnym łbem, prawie zahaczając nim o ziemię. No co? Ciężko zachować pełną grację w biegu komuś jego rozmiarów. Dotarłszy w miejsce, do którego nie dochodził już obozowy gwar, zwolnił kroku, zniżając się na łapach, by zapolować. Wojownik ułożył ogon prawie przy samej ziemi, nie szurał nim jednak po podłożu. Był wprawniejszym wojownikiem niż łowcą, ale tym razem los mu sprzyjał, bo jego ślepiom ukazał się niezłych rozmiarów ptak, który przysiadł na niskim pniaku, by najwyraźniej wyczyścić szare pióra. Kosteczka oblizał się. Niezbyt elegancki widok - wiem, wiem. Zwrócił się w kierunku zwierzęcia, ale nie podniósł z leżąco/wyczekującej pozycji, gdy skradał się powolnymi kroczkami ku niemu. W końcu masywna łapa natrafiła na drobny patyczek, łamiąc go i powodując cichy trzask. Cichy a jednak wystarczył, by przeklęte ptaszysko machnęło skrzydłami, chcąc ulecieć, wymykając się z jego zasięgu. Kocur momentalnie rzucił się do susu, wyciągając łapy przed siebie, gdy stworzenie znalazło się tuż, tuż przed nim. Ofiara nie wykazała się żadnym instynktem samozachowawczym, gdy w desperacji uleciała prosto w kierunku białego wojownika, chcąc zapewne przelecieć tuż nad nim. On poderwał się wówczas do kolejnego susu, ale tym razem w górę. Złapał stworzenie za szare skrzydło, zęby ześlizgnęły mu się po piórach, ale na jego pysk poleciały niewielkie kropelki krwi, zawiadamiając go o tym, że zdołał zranić ptaka. Zacisnął kły mocniej, coś chrupnęło. Szarpnięty zwierzak wylądował na ziemi tuż u jego łap, skrzydło najpewniej było złamane. Bonefur zanurkował pyskiem w jego kierunku, szybko pozbawiając go życia, a jednocześnie przytrzymując za pomocą jednej ze swych łap i wgniatając w ziemię. Stworzenie nie cierpiało długo zgaszone szybkim ugryzieniem. Bone oblizał pysk, powstrzymując się od wzięcia kęsu. Co jak co, ale trzeba to teraz zanieść do obozu. Podniósł ptaka za cienki grzbiet, kichając tylko, gdy pióra połaskotały go po pobliźnionym nosie. Wkrótce dotarł do miejsca docelowego, gdzie położył mięso na stos zwierzyny. Splunął nieelegancko tuż obok siebie, pozbywając się resztek piór z pyska i odrzucając łapą jakiś kamyk na bok. Potem wziął ze stosu jakąś nornicę. Ścisnął poszarpany kawałek mięsa zębami, gruchocząc wstępnie kosteczki i odszedł z nim, by pożreć go w spokoju, nie bacząc nawet na to, że przydałoby się oczyścić pysk z krwi. To zrobi się później. Biały kocur ułożył się w cieniu jakiegoś krzaka i zanurzywszy pysk w zdobyczy, zaczął swój posiłek.
<Ktoś?>

Od Warstar

Przechadzałam się po terenach klanu, którym niegdyś zarządzał Wolfstar.
To były inne czasy, i, zdawać się mogło, nie powinno się do nich wracać. Ja jednak nigdy tak nie uważałam i wracałam do nich w każdej wolnej chwili. Teraz cały obowiązek spadł na mnie, i nie ukrywam, łatwe to nie było. Do tego martwiło mnie zachowanie innych kotów z klanu, i rzecz jasna - samotników... Jedno było pewne - coś ktoś planował, a ja za wszelką cenę musiałam to rozgryźć.
Westchnęłam.
Dlaczego ja?, pomyślałam, po czym spojrzałam wymownie w niebo.

~*~

Poczułam pojedyncze krople deszczu na mojej sierści. Z chwilą było ich coraz więcej, aż cała przesiąkłam wilgocią.
Ale nie przeszkadzało mi to. Teraz nie miało to znaczenia, bowiem to i tak nic nie zmieni. Bo co niby? Skierowałam się w prawo, lustrując dokładnie teren. Coś mi nie pasowało, ale nie miałam pojęcia co.

~*~

Przeskakiwałam kolejny krzak w celu odkrycia źródła mojego zaniepokojenia. Może i powinnam siedzieć cicho, ale jak najprędzej chciałam odkryć, co mnie niepokoi.
Czekałam, wytężając zmysły.
Po chwili usłyszałam krzyk. Bez wahania pobiegłam najszybciej jak mogłam w kierunku miejsca, skąd go usłyszałam.

<Ktoś? Ktokolwiek? Nikt mnie nie lubi, no cóż, takie przeznaczenie forever alone'a ;-; Co do opka wyszło jak wyszło, bo mam wyjątkowo mało czasu i weny. Cóż, zdarza się. >

29 marca 2016

Od Longkit

Po raz pierwszy się ''obudziłam''. Do moich oczu docierały kolory i nawet widziałam koty których ciepło mnie otulało. Leżałam obok szarej kotki, która była moją mamą, podpełzłam do jej pyszczka i wtuliłam się w jej futerko. Miałam w głowie mnóstwo pytań, tyle, że już nie chciałam zawracać mojej mamie głowy. Poczułam to ciepło, było przyjemne.
- Mamo? Co mnie tak ogrzewa? - Zapytałam z małym nieświadomym uśmieszkiem.
- Cóż... To są promienie słoneczne. - Odpowiedziała moja mama, która odwzajemniła uśmiech.
Tym razem było mi nie ciepło, ale trochę zimno, był to szorstki język kotki która właśnie zaczęła wylizywać swoje kocięta, w tym także mnie.
Mrugnęłam kilka razy i popatrzyłam na swoje rodzeństwo, moich czterech braciszków. Poczułam się trochę dziwnie, nie miałam siostry która by ze mną pogadała, jedyna była mama.
Cztery pary ślepi wpatrywały się we mnie, trochę było mi nieswojo i powtórnie wtuliłam się w futerko mamy.
- Czemu mam tylu braci i żadnej siostry? - chrząknęłam.
Kotka się zaśmiała i otuliła mnie ogonkiem. To całe życie, było jakieś dziwne, przynajmniej dla mnie.

Po serii pytań, powoli zasypiałam gdy obudził mnie mój braciszek Bluekit, dziabnął mnie w uszko a ja odruchowo uciekłam z mamę, po chwili kiedy mały kocurek się położył naskoczyłam na niego i dziabnęłam w ogon.
- Akuku! - Krzyknęłam z radością.
Bluekit się uśmiechnął, reszta rodzeństwa spała.

<Bluekit?>

Od Wolfsong'a

Zanim Wolfsong zdołał się choćby zorientować w sytuacji, na jego plecach wojownik Klanu Wilka zdążył już złapać równowagę i gryzł go zażarcie w kark, a pazurami wydzierał kępki krótkiej sierści. Brązowy kocur zasyczał wściekle, próbując zszarpać z siebie wściekłego szarego napastnika. Żaden z nich nie zamierza dać za wygraną, choć dla Wolfsonga walka ta była z góry przesądzona – w oddali słychać już było nadchodzącą pomoc – potężnych wojowników Klanu Wilka. Wolfsongowi duma nie pozwalała jednak się wycofać, zwłaszcza, że straciłby cenną zdobycz.
Zając przebiegł przez drewniany pomost i wbiegł pomiędzy drzewa, zanim brązowy kot zdołał go dosięgnąć, nie zamierzał jednak zrezygnować, zwłaszcza, że gryzoń był ranny i należał do Klanu Nocy. Jak można odpuścić taki smaczny posiłek i oddać go Klanowi Wilka? Rozumowanie Wolfsonga nie wydawało się błędne, niestety patrol Klanu Wilka, który akurat przechodził w pobliżu Sowiego Drzewa uznał, że zdobycz należy się ich Klanowi. Zając znajdował się wprawdzie na terytorium niczyim, toteż bójka była nieunikniona.
Wolfsong dopadł czyszczącego zadrapanie na łapie zająca z łatwością. Gryzoń kopnął go raz czy dwa w brzuch, nie zniechęciło to jednak głodnego wojownika. Kiedy tylko krew zalała trawę i jasnobrązowe futerko zająca, z zarośli wyskoczył czarny smukły kocur z blizną na oku. Nie zamierzał nawet rozmawiać, podszedł i wyrwał Wolfsongowi zdobycz spod łap. Orientalniak, jako kot szybki, rzucił się do przodu i odebrał zasłużoną zdobycz. Wróg najwidoczniej był na to przygotowany, bo chwilę później na grzbiecie Wolfsonga wylądował inny, szary kot z pręgami na nogach i czarnym ogonem.

Czy opłaca się tracić życie o zająca?, pomyślał Wolfsong, zadając ostateczny cios; gdyby nie zdołał dosięgnąć szarego kota tym razem, prawdopodobnie nie dostałby kolejnej szansy – padał ze zmęczenia, nawet krótka walka potrafiła wypompować z niego wszelkie siły. Na szczęście zahaczył pazurem o ciało wojownika, ten zaskrzeczał przeraźliwie i chwilę później wylądował na ziemi, Wolfsong natomiast uciekał już ile sił w łapach w kierunku swojego terytorium. Wojownicy Klanu Wilka nie zdawali się interesować uciekającym kotem, bo wymienili jednie radosne, zadowolone spojrzenia i wspólnie zaciągnęli zająca w gęstwiny.
Wolfsong patrząc na tę scenę, prychnął pod nosem, nie mogąc pogodzić się z przegraną. Wszelkie porażki odbijały się mocno na jego samoocenie, znaczyły jego duszę niczym pazury drapią ciało przeciwnika. Musiał tym razem przyznać Klanowi Wilka wygraną, nic nie mógł zrobić, by zając znalazł się na górze świeżej zdobyczy jego Klanu.
Bieg zakończył dopiero wtedy, gdy dotarł na kładkę. Wsłuchując się w uspokajający szum wody, przysiadł przy jednej z belek, oparł się o nią i spojrzał na swoje poharatane plecy. Rany okazały się zaskakująco małe – po piekącym bólu górnej partii grzbietu Wolfsong spodziewał się strumieni krwi, zobaczył natomiast cztery dłuższe, ale ledwo widoczne zadrapania na obu łopatkach, z których upłynęły może dwie cienkie strużki krwi. Zadowolony z faktu, że odniesione obrażenia zdołałby przeżyć nawet kociak, postanowił ponownie zapolować, pomimo wyraźnego smrodu krwi, który mógłby odstraszyć ofiary. Wierzył w swoje zdolności łowieckie, poza tym musiał dostarczyć Klanowi pożywienia. Nie miał już ochoty wdawać się w żadne ewentualne bójki, dlatego na miejsce kolejnej próby łowów wybrał tereny zasiedlone przez konie, w głębi terytorium Klanu Nocy. Słoneczne Skały wydawały się obiecujące, bo od kilku dni nikt nie polował w tamtym regionie, wiadome jednak było zagrożenie ze strony patroli Klanu Wilka. Wolfsongowi wystarczyło jedno przetrzepanie skóry przez wrogi Klan. Komu śpieszyłoby się do kolejnej bójki?
Wolfsong szybko, choć z trudem, wylizał poranione miejsca i podniósł się, by wyruszyć na dalsze łowy. Pora Szczytowania Słońca jeszcze nie nadeszła, nie musiał więc śpieszyć się z powrotem do Obozu. Zanim zrobił choćby krok do przodu, usłyszał za sobą szyderczy chichot i pełne dezaprobaty słowa:
– Oberwałeś i boisz się odegrać, co? - chichot przybrał na sile i zaczął przypominać rechot umierającej żaby, niż faktyczny śmiech. Wolfsong wiedział doskonale, kto szydzi z jego przegranej.
– Witaj, Hawkcry. Też się cieszę, że cię widzę – fuknął w pysk czarnego kota, obróciwszy się gwałtownie w jego kierunku.
– Zgłupiałeś? Ja się nie cieszę – mruknął stary kocur, udając znudzonego. Wysunął już od dawna nieostry pazur i podrapał się nim po klatce piersiowej. – Wiesz, przechodziłem obok, gdy dałeś się pokonać. Pomyślałem, że dam ci kilka dodatkowych lekcji i pomogę zaopatrzyć Klan w jedzenie.
Wolfsong cofnął się, kładąc uszy wzdłuż głowy. Trenować z nim? Wolfsongowi wystarczyły te minione księżyce przedłużanego przez Hawkcry'a treningu. Ojciec brązowego kota od samego początku składał do Blackstara zażalenia, że Wolfpaw nie może zostać wojownikiem, bo nie spisał się na egzaminie, kiedy właśnie spisał się doskonale. W ten sposób Wolfpaw dostał swoje imię wojownika znacznie później niż reszta jego kompanów.
– Nie zamierzam akceptować twojej pomocy. Odejdź stąd, w przeciwnym razie przyozdobię twoje uszy o kilka dodatkowych dziur! – warknął Wolfsong, wysuwając pazury. Nie miał zamiaru ograniczać się w przypadku walki z Hawkcry'em. Powoli zbliżał się czas, by pokazać staremu czarnemu kocurowi, gdzie jego miejsce. Na zbyt wiele sobie pozwalał ostatnimi czasy.
– Wolfsong! – rozległ się znany wojownikowi głos. Obrócił się, by sprawdzić, jak daleko od niego znajduje się nawołujący. Nikogo nie dostrzegł, postanowił więc kontynuować dyskusję z ojcem. Gdy ponownie spojrzał przed siebie, nikogo nie dostrzegł. Hawkcry ponownie uciekł przed ewentualnym kontaktem z kotem z Klanu Nocy. Bał się. Był jednym z tych kotów o prawdziwym mysim sercu. Gdyby mógł, zakopałby się w jednej z zajęczych nor, byleby umknąć przed wzrokiem swoich dawnych kompanów, ale by podejść ich i wszystkich wymordować.
Wolfsong rozejrzał się szybko, by posłać Hawkcry'owi chociaż jedno nienawistne spojrzenie, nigdzie jednak nie dostrzegł postrzępionego czarnego futra przeoranego wieloma bliznami. Hawkcry zniknął, tak jak miał to w swoim zwyczaju.
Wolfsong obrócił się, słysząc za sobą ciche kroki.
– Tu jesteś! – zawołała szylkretka z białym brzuchem, podchodząc do Wolfsonga. – Myślałam, że cię już nie znajdę. Blackstar wysłał mnie na poszukiwania, bo nikomu nie powiedziałeś, gdzie idziesz i... Na Gwiezdny Klan, co ci się stało? – Spottedflower dostrzegła rany na grzbiecie Wolfsonga, które od pewnego czasu krwawiły nieco bardziej niż dotychczas, ale zajęty ojcem kot nie zwrócił na to uwagi.
– To nic, Spottedflower. Miałabyś może ochotę na polowanie? – uśmiechnął się ciepło. Kotka zmierzyła go czujnym spojrzeniem.
– Frostedfern musi opatrzyć ci te rany.
– Naprawdę nic mi nie jest. Nie daj się prosić – nalegał. W kodzie genetycznym zapisaną miał upartość i zażartość we wszystkich działaniach, toteż odmówienie mu równało się z niekończącą się falą: „proszę, no proszę, proszę, proszę”.

<Spottedflower?>

Od Grayblaze'a

Został ojcem i wciąż nie miał o tym pojęcia. Może to nawet lepiej? W końcu Mousewhisker jest z innego klanu, więc za to grozi mu nawet śmierć. Ale to go nie obchodziło. Miłość jest najważniejsza i niedawno to zrozumiał. W Klanie Wilka pełzały jego kocięta, a on tym czasem robił to co zwykle – polował, patrolował, oraz zajmował się innymi obowiązkami wojownika, bo nic innego w zasadzie nie miał do roboty. Codziennie przychodził na granicę z Klanem Wilka mając nadzieję, że zobaczy tam Mousewhisker – ale po kotce nie było nawet śladu. To trwało już od dłuższego czasu. Czy zrobił coś nie tak? Czy ona już go nie kocha? A może coś jej się stało? Szczerze wolałby już, żeby go nie kochała, niż na przykład była ranna. Nieważne co ona zrobi, on zawsze będzie ją kochał. Był tego pewien. Tego dnia znów przyszedł na granicę. Usiadł i już pozbawiony nadziei, że ją zobaczy, patrzył na tereny Klanu Wilka. Nagle jednak zobaczył to tak dobrze mu znajome biało-rudo-brązowe futerko i od razu się uśmiechnął. Czyli jednak wróciła! Wstał od razu i nie chcąc przekroczyć granicy, zaczął na nią patrzeć i czekać, aż podejdzie bliżej. Na pewno ona też go zauważyła. Znów się spotykają!

< Mousewhisker? >

Od Honeykit

Właśnie rozpoczęła się historia Honeykit. Kotka, niedawno urodzona, nie wiedziała jeszcze co się wokół dzieje. Zawsze była pierwsza do jedzenia, bo przepychała się pomiędzy rodzeństwem i nie pozwalała ani siostrzyczce ani braciszkowi spać blisko mamy, bo to ona zajmowała to najwygodniejsze miejsce, wtulona w jej ciepłe futerko. Tak właśnie mijał czas. Aż pewnego dnia Honeykit zorientowała się, że dzieje się z nią coś dziwnego. Nie wiedziała jeszcze co. Otworzyła oczy! Na początku nie mogła się przyzwyczaić do tego światła i wszystkich kolorów, ale po chwili zaczęła się zachwycać... swoim przepięknym futerkiem! Na pewno miała je po mamie, bo było prawie takie samo. Rozglądała się wokół, patrzyła na wszystko ze zdziwionym wyrazem pyszczka, po czym postanowiła, że pozwiedza świat. Usiadła, po czym powoli wstała. Upadła. Znów spróbowała. Ponownie upadła. Bardziej zdenerwowana koteczka nareszcie stanęła na łapkach i uśmiechnęła się lekko jakby do samej siebie. Radzi sobie doskonale. Chciała wyjść z kociarni, ale ktoś jej przeszkodził. Jej siostra i jakieś dwie nieznane kotki! Co one tutaj w ogóle robią i jak mogą jej przeszkadzać w robieniu pierwszych kroków? Zrobiła zdenerwowaną minę i niezdarnie podeszła do siostrzyczki. Prawie się przewróciła, ale usiadła, udając, że to było planowane. Spojrzała w górę, na nieznajome. Nagle jedna z nich wzięła jej siostrę i odłożyła. Ale ona nie da się tak nosić przez nieznajomych! Co one sobie w ogóle myślą?
- Dz... dzen... dzen... dzen dobly! - miauknęła cichutko w ich stronę, nadal nie zmieniając miny z wyraźnie zdenerwowanej. - Kim... jestesce? - sądziła, że mówi już doskonale, choć wciąż nie szło jej to najlepiej. Ale przynajmniej się starała. Potem, czekając na ich odpowiedź, kilka razy polizała futerko na piersi, po czym znów spojrzała w górę. Nie znała ich, nie do końca wiedziała, gdzie jest, bo w końcu widzi po raz pierwszy.

< Owlpaw, Crystalkit, Spottedtail, Mousewhisker? >

Bonefur! (Klan Klifu)

Bonefur|wojownik|Klan Klifu

Thunder Heart Shadow, Eyes of the Lynx (Samotnicy)


Thunder Heart Shadow|uzdrowiciel|samotnik (Plemię Krwawego Księżyca)

Eyes of the Lynx|łowca|samotnik (Plemię Krwawego Księżyca)

Od Owlpaw CD Spottedtail, Crystalkit

Kotce łzy napłynęły do oczu, kiedy usłyszała słowa Spotted. Znały się zaledwie kilka księżycy, a ona już chce jej pomagać... Powstrzymując płacz, podeszła do nakrapianej kotki i przytuliła ją przyjacielsko.
- Dziękuję - wyszeptała, bo tylko do tego była zdolna - dziękuję...
***
Owlpaw obudziła się z dziwnym uczuciem pustki. Czyżby kocięce czasy dały o sobie znać? Kilka wschodów słońca temu Mousewhisker urodziła kocięta, a Owl jako medyk powinna zajmować się takimi sprawami. Wstała ze swojego miękkiego legowiska, przeciągnęła się i ziewnęła w międzyczasie szeroko. Może Spottedtail już wstała? Medyczka truchtem podążyła do legowiska wojowników. Immortal, Dark i Leaf już wstali, ale w cieniu, za wojownikami siedziała... O, Gwiezdny Klanie, Spottedtail! Gdy tamta tylko spostrzegła brązową kotkę, uśmiechnęła się i podbiegła do niej radośnie. Brak ogona już coraz mniej jej doskwierał.
- Dzień dobry, jakieś plany na dzień, księżniczko zielska? - przywitała się Spotted.
Medyczka odpowiedziała nerwowym śmiechem.
- Idę zobaczyć co u Mousewhisker. A tobie chyba się przyda zobaczyć, jak wygląda kociak, żebyś się nie zdziwiła! - z ostatnimi słowami Owlpaw spojrzała na Mistyshade'a, zaś wojowniczka zarumieniła się lekko.
- Tak, z pewnością! - fuknęła na brązową kotkę, ale ruszyła spacerkiem w stronę żłobka. Sowa zachichotała i dołączyła do kotki, od czasu do czasu coś mówiąc. Nawet się nie obejrzały, gdy były u celu. Przez wąskie przejście trudno było wejść wspólnie, więc Owlpaw ustąpiła kotce. Kiedy wojowniczka już weszła, również medyczka wkroczyła do żłobka. Gdy tylko postawiła nogę na ziemi, została przywitana szaro-rudo-białą, puchatą kulką skutecznie wycelowaną w jej nogę. Spojrzała nieco zdziwiona w dół, gdzie spoglądały na nią dwa niebieskie oczka.
- Dzień dobly! - pisnęła koteczka, gdy zorientowała się, że Owl przeszywa ją spojrzeniem limonowych oczu. Jej radość była zaraźliwa, więc uczennica medyka nie mogła się powstrzymać od lekkiego uśmiechu. Zwróciła brązowy łebek w stronę Mousewhisker:
- Hej, panno królowo! Znalazła się zguba!
Spotted złapała kociaka i odłożyła go do reszty rodzeństwa, zaś szylkretowa królowa uśmiechnęła się lekko.
- Kto jest ich ojcem? - wypaliła nagle Owlpaw. Argh! Ciekawość pierwszym stopniem do piekła...
<Spottedtail, Crystalkit, Mousewhisker? ^^>

Od Mistyshade'a CD Spottedtail

Pacnąłem ją łapą i wstałem.
- Wracajmy do obozu, robi się już późno - odparłem, spoglądając na nieboskłon, który barwił się lekkim fioletem. Spotted prychnęła żartobliwie.
- Dobrze panie władzo - przewróciła oczami. Przeszliśmy przez przejście. Większość kotów szykowała się do spania. Wieczorna porcja nas ominęła, jednak moje przybrane rodzeństwo zachowało coś dla nas. Spotted wzięła do pyszczka grubą nornicę, a ja zadowoliłem się chudym wróblem.
Do legowiska wojowników zajrzała Warstar. Omiotła wszystkich zimnym wzrokiem, po czym odparła:
- Immortalspirit, Darkheart i Mistyshade, idziecie dzisiaj jako nocny patrol
Imm i Dark westchnęli, a ja poważnie przytaknąłem. Wstałem energicznie, po czym dotknąłem nosem nosa Spottedtail.
- Śpij dobrze Księżniczko - ruszyłem szybko za oddalającymi się kotami. Darkheart prowadził, jako iż najdłużej był wojownikiem, miał większe doświadczenie. Immortal dorównywał mi kroku. Zdałem sobie sprawę, ża dawno nie rozmawiałem z przybranym braciszkiem. Zagadałem dziarsko.
- No jak tam Duszku? Co tam u twojej tygrysicy, Owl?
Imm wysłał mi kluczowe spojrzenie.
- Jeszcze nie jesteśmy razem, poza tym ona jest uczniem medyka...
- JESZCZE - podkreśliłem, ruszając brwiami. Imm pacnął mnie łapą.
- A jak tam ci się układa ze Spotted? - westchnął rozbawiony. - Nigdy bym nie pomyślał, że znajdziesz sobie kobitkę. Myślałem, ża ambicja całkowicie zasłoniła ci oczy.
- Ja też nie- zaśmiałem się cicho. Darkheart szedł dalej przodem rozglądając się na boki. Skoczyłem parę susów przed obserwując teren. Noc była spokojna, cisza lasu przerywana nielicznymi pochukiwaniami sów. Śnieżne futro Duszka, wydawało się świecić w ciemności.
- Zamierzasz założyć rodzinę? - zapytał poważnie. Przystanąłem. - Wiesz, klanowi przydadzą się nowi wojownicy...
- Wiem - mruknąłem ostrożnie. - Ale obawiam się... siebie. Obawiam się tego, że chcąc być dobrym ojcem, stanę się potworem. Dobrze wiesz jaki mam charakter - potrafię brnąć do celu nie zatrzymując się. To dla kociąt dobre nie będzie. Nie chce być złym ojcem.
Przybrany brat mruknął cicho.
- Byłbyś wspaniałym ojcem.
Nagle stanąłem gwałtownie. Machnąłem ogonem dając znać pozostałym, aby również stanęli. Coś poruszało się w krzakach...
Bez zatrzymania podszedłem do krzaków i rozgarnąłem je. Odetchnąłem tylko gdy ujrzałem, że to tylko zając z potomstwem, który czmychnął z nimi szybko.
<><><><>
Po powrocie zaglądnąłem do Spotted. Spała, uśmiechnąłem się lekko.
< Spotted? XD>
Misty dał do tego linka xD

Od Beigesoul

Niedawno Klan Nocy podobno się rozrósł. Najpierw te kocięta, a teraz dwóch nowych członków... ech, jak ja bym chciała mieć kocięta. Ale chyba nigdy nie będę miała, bo Braveheart nie jest w moim typie, a innych nie znam.
Postanowiłam więc, że pójdę na granicę, może się czegoś dowiem. Kiedy dotarłam zobaczyłam kota. Był biały, a tylko ogon i części łapy miał ciemno szare. Na głowie miał jasno szarą sierść. Podeszłam bliżej. Będąc już prawie na terytorium Klanu Nocy zatrzymałam się. Kot odwrócił się gwałtownie. Wydawało mi się, że nie wie czy jestem zagrożeniem czy przyjacielem.
- Jestem Beigesoul, z Klanu Burzy. - oznajmiłam. Kot spojrzał na mnie trochę podejrzliwie. - Mamy ze sobą jako taki sojusz, nie zostałeś o tym powiadomiony? - dodałam. Kot zdziwił się troszkę.
- Nie. - odpowiedział krótko. Spojrzałam wyczekująco na kota. Może by się przedstawił przynajmniej...
- A jak się nazywasz? - zapytałam.
- Grayfang. - odpowiedział. - Jestem nowy, dopiero dołączyłem. - oznajmił.

<Grayfang?>

Od Crystalkit

To było dziwne. Cały świat był pogrążony w ciemności, przez pierwsze dni mojego kruchego życia. Ale dzisiaj to się zmieniło. powieki mi drgnęły. Zobaczyłam kolory! I kształty! Zobaczyłam siostrę i brata. Spali. Może oni wcześniej otworzyli oczy i zasnęli czekając na mnie? Podniosłam wzrok. Koło mnie leżało coś wielkiego, i brązowo-pomarańczowego. Dopiero po kilku uderzeniach serca, załapałam że to mama. Przyjrzałam się swojej sierści. Miała rudo-szaro-białą barwę. Ale ona nie miała szarego! Ani tak dużo rudego! Coś w takim razie było nie tak... Zmrużyłam oczy. Wciąż leżałam na mchu. Powoli zaczęłam się podnosić. Ale po kilku uderzeniach serca znów zaczynałam od nowa. Łapki miałam jak z galarety. Dłuższą chwilę walczyłam z grawitacją, by w końcu nie upaść. Ruszyłam chwiejnym krokiem przed siebie, zostawiając za sobą matkę, brata i siostrę. Stanęłam wejściu, które prowadziło do kociarni. Przede mną migały różne kolorowe koty. Zrobiłam jeszcze jeden krok. Zaczęłam się turlać w dół. Po co ja wychodziłam! Chyba miałam farta, bo wpadłam na czyjąś łapę. I ten ktoś dziwnie pachniał...
<Owlpaw :3>

Od Spottedtail

Spacerowałam sobie aktualnie po obozie. Była piękna pogoda, słońce świeciło tak mocno, jak nigdy. Wiele kotów wyszło z legowisk by chodź na chwilę spojrzeć na czyste niebo. Usiadłam na środku obozu i zamknęłam oczy. Wiatr przyjemnie targał mi białe futerko. Nagle wyczułam niedaleko uczennicę medyczki. Spojrzałam na nią, wyglądała na lekko przygnębioną. Niosła w pyszczku zawiniątko z leczniczymi ziołami. Jednym susem znalazłam się obok. Kotka spojrzała na mnie swoimi zielonymi, jak świeża trawa, oczami. Świecił z nich dziwny blask.
- Dobrze się czujesz?- zapytałam ją. Owlpaw kiwnęła łebkiem.
- Tak...ja po porostu...a w sumie co cię to obchodzi!- nagle uczennica się ożywiła, machnęła ogonem i odeszła kilka kroków by ponownie się zatrzymać. Spojrzała na mnie po czym kiwnęła łebkiem bym szła za nią.
- Chodź, miałam ci spojrzeć na ten...ogon- wychrypiała. Ruszyłam za nią do nory medyków. O dziwo, nie spotkałam tam Dryfern. Nawet mnie ten fakt ucieszył, pamiętając jaka to ona jest ,,milutka". W sumie, Owlpaw zaczynała ją przypominać. Uczennica wskazała mi jedno z posłań. Wskoczyłam na nie i położyłam się kładąc blisko niej to co pozostało z mojego ogona, czyli nie za wiele. Owl przyjrzała się mu dokładnie i kiwnęła głową.
- I co?- spytałam zaciekawiona swym stanem. Nie czułam się źle, ale wolałam się upewnić.
- Cóż...um...- widać było, że Owlpaw jest dość zmieszana- ugh! Nie wiem! Nie widzę żadnego zakażenia, ani nic! Ja po prostu...
Tutaj kotka urwała. Usiadła i zakryła łapy swym brązowym ogonem z białą końcówką. Znowu posmutniała i zanim się odezwała minęła chwila.
- Po prostu wiem, że mogę ci zaufać. No bo, jak zaufał ci ten kołek, Mistyshade, to ja też mogę- zaśmiała się po raz pierwszy w tym dniu. Odwzajemniłam uśmiech i kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
- Tak, Mistyshade naprawdę jest cudowny. Taki czuły i kochany! Uwielbiam z nim chodzić na polowania, tylko on i ja. Nie odtrącił mnie mimo mojego braku ogona, troszczy się o mnie i kocha całym sercem, ja jego też.
Nagle przestałam mówić bo wyczułam, że Owl aż kipi ze złości.
-Myślisz, że to miłe dla medyczki!? HA! może dla tych głupiutkich, ale i ja mam kogoś, Immortalspirit to mój partner i nic tego nie zimni, nawet moje zakichane stanowisko!- wybuchła. W pewnym momencie zrozumiała, wyjawiła swą tajemnice. Skuliła się lekko i położyła uszy.
-Ja...nic nie słyszałaś!- syknęła do mnie i odwróciła łeb. Otrząsnęłam się z szoku i trąciłam ją łapą.
-Owlpaw...rozumiem, że wbrew sobie zostałaś medykiem, tak jak rozumiem, że kochasz Immortalspirit. Nie zakazuje ci, jednak to łamanie kodeksu!- wyjaśniłam powoli spokojnym głosem. Kotka nie odzywała się, patrzyła tylko na swoje łapy.
- Spotted...wiem. Ale ja go kocham, po za tym i tak jest za późno. Zrobiłam wszystko by był moim partnerem, nie cofnę się. Proszę...nie mów nikomu- poprosiła mnie Owlpaw. W jej oczach widziałam smutek i rozdarcie. Nie mogłam jej zostawić trąciłam ją przyjaźnie nosem.
-Spokojnie, możesz mi ufać- mruknęłam do niej. Na jej pyszczku pojawił się uśmiech.
-Dziękuje. Ah i Spotted...jeżeli kiedykolwiek miałabym kociaki...
-Będę przy tobie, będę cię kryła, obiecuje- zaśmiałam się i wstałam z posłania. Wiedziałam, że kotka łamie kodeks, jednak rozumiałam ją. Spojrzałam na nią i czekałam aż coś odpowie.

<< Owlpaw? :3>>

Od Grayfang'a

Jeden z pierwszych dni w klanie nie były łatwe. Dostałem porcje wiedzy która pomogła mi przeżyć. Chodziłem przy rzece. Dobiegł mnie zapach mięsa. Pobiegłem w tamtym kierunku. Musiałem przeskoczył przez rzekę, wziąłem rozbieg. Skoczyłem. I cudem wylądowałem na 4 łapach, bo wielka ryba postanowiła mieć porę obiadową.
Zapłacisz za to, moja rybko - pomyślałem i wbiłem pazur rybie prosto w oko. Nagle wpadłem do wody z rybą która pociągnęła mnie ku sobie. Zacząłem się szamotać a wolną łapą rozrywałem stworzeniu płetwy. W wodzie widać było maleńkie światełka które, były łuskami. Zadałem krytyczny cios prosto w skrzela a ryba wystrzeliła wprost na ląd. Wyplułem wodę i pociągnąłem rybę do siebie. Płuca piekły mnie niesamowicie, a pierwszy oddech poczułem jak oddech życia. Zauważyłem, że mam maleńką rankę na łapie.
- Za karę rozdam twoje mięso wszystkim w Klanie Nocy - powiedziałem a ryba przestała się ruszać i zdechła z powodu braku tlenu zawartego w wodzie. Wysunąłem pazur i pociachałem rybkę na idealne cząstki. Wszystkie wziąłem w pyszczek i poszedłem poszukać nor.
- Szemu muchi by ha bogaco - westchnąłem. Słońce parzyło, było wręcz upalnie. Wreszcie zobaczyłem małe drzewko ozdobne, podobne do tych które posadzili kiedyś Dwunogi w swojej części lasku która była odgrodzona. Widziałem też tam srebrne pudło, zwane przez nich koszem. Wrzucało się tam piszczki które przyniosłem. Co do ryby, to zaczynała skwierczeć dziwnie i raniła w język. Wreszcie doszedłem do obozu, każdemu członkowi dałem po tyle samo ryby, łącznie z kociętami. Dla mnie została chrząstka z kawałkiem mięsa. Długo żułem mięso by żołądek nie dopominał się o jedzenie. Nagle dobiegł mnie zapach innego kota i bezinteresownie skoczyłem w wysoką trawę. Zobaczyłem kotkę a ona...
< Spottedflower?>

Grayfang, Wolfsong! (Klan Nocy)

Grayfang|wojownik|Klan Nocy
Wolfsong|wojownik|Klan Nocy

Mousewhisker urodziła!


Do Klanu Wilka przybyły dwie nowe kotki i jeden kocurek!


Od Beigesoul

Ostatnio rzadko widywałam się z Braveheart'em. Może go uraziłam tym co mu odpowiedziałam? Ale sądzę, że musi się tylko pozbierać i będzie jak dawniej. Ogólnie znam tylko jego i trochę Silverstar. Czas chyba z kimś lepiej się zapoznać. Wiem tylko, że jest jeszcze w starsza kotka. Była ciemnobrązowa w jaśniejsze plamki. Miała mnóstwo ran i nie miała części ogona. Widziałam ją kilka razy i nawet słyszałam jak się nazywa - Torntail. Widziałam też parę razy naszą medyczkę. Podobno nazywa się Witheredleaf. Kotka ta była powiedzmy brązowawa. Miała białe oznaczenia na klatce piersiowej, łapach, ogonie i na pyszczku. Jednak największą zagadką dla mnie był ciemny kocur z czarnymi oznaczeniami na grzbiecie i pasek przy oku. Ma też jaśniejszą sierść na brzuchu, klatce piersiowej, pod pyszczkiem i na części łap. Jako jedyny wojownik ze mną często się dziwiłam, że nie mieliśmy jeszcze jako takiej okazji się poznać. Nie wiedziałam także jak się nazywa. Postanowiłam więc zacząć najpierw wzmocnić więzi z poznanymi mi kotami. Braveheart'owi muszę dać chyba trochę czasu, więc porozmawiam z Silverstar.
Postanowiłam więc jej poszukać.

<Silverstar?>

Od Flashwhsiker'a CD Unexpectedstar

- Mi pasuje - powiedziałem próbując uwodzicielsko się uśmiechnąć.
Później kotka zaprowadziła mnie do legowiska wojowników Klanu Klifu. W sumie ten klan wydawał się być odpowiedni jak dla mnie. Położyłem się w kącie i po jakiejś chwili zasnąłem. Następnego dnia postanowiłem, że zapoznam się z innymi kotami, które są w tym klanie. Podchodziłem do wszystkich i zacząłem rozmowę, jeden nawet opowiedział mi całą historię o terenach, innych klanach i Klanie Klifu. Po jakiejś godzinie postanowiłem coś upolować. Gdy już miałem złapać jakąś mysz, przede mną zjawił się jakiś kot. Wydawało mi się, że go nie znałem, ale się myliłem. Był on kiedyś członkiem mojego starego klanu. Po chwili odezwał się:
- Witaj Flash.
- Cześć Jaystorm - odezwałem się - Co ty tutaj robisz?
- Nic szczególnego - zaśmiał się - po prostu zrobiłem to co ty.
- Czyli? - zapytałem zdziwiony.
- Uciekłem ze starego klanu - przewrócił oczami.
- Zostałeś samotnikiem? - zapytałem, a moje oczy rozjaśniały.
- W pewnym sensie tak - odpowiedział - powiedzmy, że szukam klanu.
Cicho westchnąłem, ale kot odezwał się:
- A co z tobą?
- Dołączyłem do Klanu Klifu - powiedziałem z dumą w głosie.
Naszą rozmowę ktoś usłyszał i podszedł do nas. Była to przywódczyni klanu Klifu.
- Witaj - powiedziałem do niej z miną w stylu "( ͡°v ͡°)".

< Unex? Ni mam weny >.< >

Zmiany!

Dobrze, ludziki. Postanowiłam wprowadzić kilka zmian, a tyczą się one głównie ciąży, lecz dodane zostaną też walki, polowania i punkty umiejętności, a dla medyków poziom medyczny.
***
Ciąża
Adopcje
Teraz radzę częściej zaglądać do zakładki "Gotowe koty", bo jeśli kotka będzie w ciąży i wyrazi na to zgodę, to będzie można wziąć kotka z miotu! :3 Adopcje będą trwały przez 8 tygodni. 2 tygodnie, gdy kotka będzie jeszcze w ciąży, i postać można wykreować od zera, i przez 6, gdy to kociaki się urodzą, i gdzie wygląd, płeć i umiejętności są już zrobione. Koty, które nie trafią do nowych właścicieli, zostają postaciami NPC, które są wciąż gotowe do adopcji. Przed zmianami jednak będzie ankieta i możliwość głosowania.
Dosyć wolności!
Więc... kociaki są kreowane teraz przez administrację. Żeby nie było z czarnego i białego kota rudasa, bo jakiś tam jego praprapraprapradziadek był rudy. OK, rozumiem, dziadek był pręgowany, więc kociak ma ledwo widoczne pręgi, ale nie cofajmy się kilka pokoleń wstecz! Co z tego, że praprapraprababcia była szylkretowa, a następne koty miały tylko nieliczne łatki i po za nią nie miały szylkreta w linii i nie mają szans na takiego kociaka! Zdradź partnera albo zrób sobie nowego kota. Na temat tego nie będzie ankiety.
NPC
Czyli koty, które "automatycznie" rodzą kociaki, gdy jeden z klanów ma za mało członków. Kocięta z pary NPC można adoptować i grać nimi jak normalną postacią. Kociaki, które nie znajdą nowych właścicieli, zostaną kolejnymi NPC.
Walki i PU
Walki
Od dzisiaj walki realistyczniejsze. Uczeń nie zdoła pokonać zastępcy, a PU zależy od ataku. Dodatkowo, dzielą się na zwykłą szamotaninę, i poważną walkę. Przydaje się tu silne rozwinięcie siły i zwinności. Jednakże walkę trzeba szczegółowo opisać, wziąć pod uwagę PU przeciwnika i rangę (uczeń nie da rady pozbawić wszystkich żyć lidera). Źle opisana walka (np. kot z przeważającą szybkością zrzucił z siebie bardzo silnego kota) zostanie odesłana do poprawy.
Polowania
Polowania są realistyczniejsze, czyli kot o dużej szybkości i zwinności może złapać jakiegoś małego gryzonia, jaszczurkę czy małe płazy, ale ma mniejszą nadzieję by złapać dorosłego i silnego zająca. Myślałam też nad dodaniem spisu zwierzyny, ale chyba nie przejdzie.
Punkty umiejętności
Każdy kot dostanie do rozdzielenia 100 punktów, wedle wyboru. Ma do uzupełnienia Siłę (Si), szybkość (Sz), zwinność (Z) i skok (Sk). Zacytuję tutaj Morningdew:
PU byłyby dobrym obrazem sprawności fizycznej kota. Ale! Tylko wtedy, kiedy byłoby ich 100(%) i nie dochodziłyby. Na ich zasadzie można by oszacować szanse kota w pojedynku. Np. Morning w walce z Onyxem byłaby szybka i łatwo robiłaby uniki, ale gdyby tylko on ją złapał już by nie wyszła z tego żywa. I przy polowaniu: silny, lecz z lekka wolny kot nie złapie myszy tak łatwo jak zwinny, ale zwinny kot miałby mały problem ze złapaniem dorosłego zająca. Ok. Mam taki pomysł: statystyki dzielimy na cztery cechy. Każdy ma do rozdzielenia 100 pkt., z tym że jedna cecha musi mieć więcej niż 26%, mozna wyróżnić dwie. Kot o podwyższonej zwinnosci będzie łatwiej polował na myszy, ryjowki, nornice... i wiewiorki. Będzie zwinny, ale słaby, więc lepiej by unikał walk. Szybki kot może polować na króliki, wiewiorki, ryby i małe ptaki. Atakuje szybko i nieprzewidywalnie. Szybki kot może polować na króliki, wiewiorki, ryby i małe ptaki. Atakuje szybko i nieprzewidywalnie
Poziom medyczny
Super pieszczochy
Poziom medyczny wprowadziłam, żeby kot, który się z choinki urwał i w nie ma nawet kropli krwi wojownika w sobie, nagle umiał wyleczyć zielony kaszel, w 5 minut wymyśleć skuteczną odtrutkę na trujące jagody albo wyleczyć ledwo żyjącego kota. Poziom medyczny będzie się trudniej "nabijało". 10 opowiadań na temat leczenia kota = 1 poziom. Leczenia a nie dania jakiś roślinek i dalej tylko pitu pitu. Poziomów medycznych będzie 5, a poziom będzie zależał od tego, co kot wyleczy. Kot z 1 poziomem może co najwyżej dać jakieś zioła na odporność, a medyk z 5 - ma zdolność leczenia zielonego kaszlu i poważnych ran.
~Dziękuję, Owl

28 marca 2016

Od Spottedtail CD Mistyshade

Minęło kilka dni od czasu kiedy Mistyshade został moim partnerem. W klanie ta informacja rozeszła się z prędkością wiatru. Rodzeństwo kocura szturchało go i zaczepiało co raz patrząc na niego tym dziwnym wzrokiem kiedy to siedział ze mną i rozmawiał. Nocami usypialiśmy obok siebie na jednym posłaniu. Ogółem, jakoś się żyło.
W końcu pewnego, słonecznego dnia wybraliśmy się razem na polowanie. Wybraliśmy Mokre Oczy, gdyż od dawna tego miejsca nie odwiedzaliśmy. Biegliśmy przez budzące się do życia pola a nad naszymi głowami latały rozśpiewane ptaki. Słońce świeciło z góry i grzało mi grzbiet. Jak ja kocham wiosnę! Nareszcie mnóstwo zwierzyny do połowu, a nie jakieś nędzne resztki. O dziwo, cały klan przeżył zimę, żadnych chorób ni nawet kichania. Gdyby mój były klan był na tyle odporny...Odrzuciłam tamte wspomnienia, teraz miałam nowy dom. Mam tutaj przyjaciół no i partnera. Znalazłam dom.
- Spottedtail! Co tak się wleczesz, wszystko dobrze?- spytał mnie Mistyshade który był już daleko przede mną. Potrząsnęłam głową i podbiegłam do niego. Szturchnęłam go nosem i zamruczałam.
- Nie, spokojnie. Zamyśliłam się tylko- mruknęłam i podreptałam dalej. W końcu znaleźliśmy się nad jeziorkami. Przysunęłam na brzeg i wpatrzyłam się w wodę. Czekałam na jakąś rybkę. W końcu wypatrzyłam ją, śliczna, pomarańczowa rybka. Wyczekiwałam momentu w którym będę mogła ją schwytać. W końcu rybka ustawiła się idealnie a ja jednym ruchem łapy złowiłam go wbijając w niego pazury. Ryba zakleszczyła się na nich. Wyjęłam go z wody i przycisnęłam do ziemi, kończąc jego żywot przegryzieniem go. Mistyshade spojrzał na mnie z podziwem. Trzymał on w zębach średniej wielkości, srebrną rybkę, która jeszcze się ruszała. Rzucił ją na ziemię obok mojej i przycisnął łapą, jakby nie chciał pozwolić im uciec.
- No, no! Nieźle jak na poturbowanego kota!- zażartował Mistyshade. Warknęłam przyjaźnie i rzuciłam się na niego. Przygniotłam go do ziemi, nie dając szansy na ucieczkę.
- Zobaczymy kto tu jest poturbowany!- zaśmiałam się i ugryzłam go w łapę. Kocur miauknął i zrzucił mnie. Wstał pośpiesznie i skoczył. Wylądował mi na karku lekko muskając mnie pazurami. Zaśmiałam się i zrzuciłam go prostu do jeziorka. Zanim zdążył się wygramolić z wody skoczyłam do niego. Wylądowałam idealnie na kocurze. Postarałam się go nie podtopić. Kot przebierał łapkami tak by jego głowa nie zanurzyła się. Zeszłam z niego i wygramoliłam się na brzeg. Otrzepałam się z wody i ległam na trawie. Mistyshade położył się obok mnie i otarł się o mnie pyszczkiem.
-Musiałaś mnie wepchnąć do tej wody? Będziemy się teraz suszyć kupę czasu!- warknął przez uśmiech. Spojrzałam na niego rozbawiona.
- Oh, wiesz, że lubię dobrą zabawę!- mruknęłam w jego stronę. Przytuliliśmy się do siebie i czekaliśmy aż chodź trochę się wysuszymy. Mistyshade machał ogonem w prawo i lewo, jakby się nudził. Ziewnął potężnie i położył łeb na łapkach. Zamknął swoje niebieskie oczka i zaczął spokojnie oddychać. Szturchnęłam go łapą i zaczęłam miauczeć.
- Nie śpij! Nie pora na to!- zaprotestowałam po czym wstałam na równe łapy- idziemy!
Kocur podniósł się ociężale i złapał w zęby rybkę.
Zanieśliśmy je do obozu po czym ponownie poszliśmy na krótki spacerek. Nie oddalaliśmy się daleko, raptem kilka ogonów. Siedliśmy przy samotnym drzewie ciesząc się piękną pogodą. Oparłam się o kocura i mruknęłam do niego:
- Jak ty sobie wyobrażasz naszą przyszłość?
- Wiesz...będziemy chodzić, polować, jeść i spać- wyjaśnił bardzo prostu. Przewróciłam oczami ciut rozbawiona jego odpowiedzią.
- No tak. Ale wiesz, że po tym przyjdzie kiedyś czas na młode- zaśmiałam się szyderczo. Mistyshade znowu zmarł.
- Jak to...kocięta?- wychrypiał przestraszony. Rozśmieszyło mnie jego zachowanie. Zaczęłam się śmiać.
- Nie teraz, kiedyś!- wyjaśniłam.

<< Mistyshade? XD>>

27 marca 2016

Od Mistyshade'a CD Spottedtail

To było niespodziewane, niczym atak dzisiejszego kruka. Zamilknąłem gwałtownie, nie mogąc wydusić z siebie choćby grama słowa. Patrzyłem się tylko w jej oczy zaszokowany. Osobiście - też coś do niej czułem, jednak myślałem, że to tylko przyjaźń. Że skrywane uczucie jakim ją dażyłem, nigdy nie będzie miłością, dlatego bałem się jej cokolwiek wyznać. Jedyce co zdołałem ostatecznie wydusić to:
- Ja ciebie też.
To była dla mnie nowość, nie znałem tego uczucia. Nagle przestraszyłem się, a co jeśli kotka żartowała?! Jednak szybko moje obawy zostały rozbite w proch, gdyż Spottedtail wtuliła się w moje futro. Nadal byłem oszołomiony i jedyne na co mnie było stać to zwykłe polizanie jej w głowę. Usłyszałem jak kotka mruczy, uśmiechnąłem się w duchu. . Czy to nazywa się szczęście? Nie wiem, jestem chyba zbyt oszołomiony. Położyłem się na nowej, wiosennej trawie. Spottedtail przycupnęła przy mnie i położyła swoją główkę na moich łapkach. Uśmiechnąłem się do niej i polizałem za uszami. -Ja ciebie też- ponownie szepnąłem do jej ucha. Położyłem łeb na jej główce. I tak siedzieliśmy pod osłoną nocy czekając na nowy dzień
< Spotted? Najdłuższe opowiadanie ever, ale nie mam weny xDDD>

26 marca 2016

Od Spottedtail CD Mistyshade

Westchnęłam ze smutkiem. Przyziemne zwierzęta nie są takim wyzwaniem jak te mieszkające w koronach drzew, jednak Mistyshade miał racje. Był dla mnie taki dobry i troskliwy.
- Dzięki- mruknęłam- przyda mi się twoja pomoc. No i będę polować na te małe stworzonka chodzące po ziemi.
Kocur uśmiechnął się i podszedł do mnie przy okazji trąciliśmy się nosami.
- Cieszę się, że mnie posłuchałaś- odparł i odwrócił się powoli. Obrócił łepek by zobaczyć czy za nim idę, albo czy się czołgam. Zaczęłam powoli stawiać łapy i uważać na każdy krok. Po chwili jednak zaczęłam biec. Mistyshade przyśpieszył i znalazł się obok.
- Ty tak nie szarżuj, dobrze? Zwolnij- polecił. Przewróciłam oczami i zwolniłam tępo do wolnego truchtu. Czasem mi się łapki myliły, ale to przez ból głowy, jeszcze nie ustał. Kocur chyba zobaczył mój wykrzywiony pysk bo jednym susem znalazł się obok mnie pytając:
- Wszystko ok? Może wrócisz do medyczki....
- Nie, nie, nie! Dam sobie radę! To tylko lekki ból głowy...przejdzie zaraz- skłamałam. Trzymało się to już od kilku dni, nieprzerwanie. Chyba naprawdę powinnam odpocząć.
- Skoro tak mówisz księżniczko- miauknął Mistyshade- to spróbuj złapać tamtą nornicę.
Wskazał łapą małe stworzonko które ledwo szło. Widać było, że jest schorowane.
- Naprawdę chcesz jeść chore zwierze?! Nie wiadomo czy to nie zaraźliwe!- zaprotestowałam. Kot potrząsnął łbem przecząco.
- To tylko tak dla treningu. Nie jestem tak szalony by jeść chore zwierze- zaśmiał się po czym usiadł pod jednym z rozłożystych drzew. Westchnęłam i przybrałam postawę do łowienia. Przywarłam do ziemi i powoli sunęłam w stronę nornicy. Jej mały nosek poruszał się niespokojnie próbując wyczuć obecność jakiejś kreatury, jednak nic nie zwęszył. Oczka błyszczały trawione chorobą. Położyła się na boku, nie mając siły już dalej żyć. Zdenerwowało mnie to trochę, czy kocur myślał, że jestem jakimś inwalidą?! Uspokoiła oddech po czym skoczyłam na rozchorowaną nornicę. Ta podniosła się tylko na łapki po czym zginęła przebita mymi pazurami. Podniosłam łapę na której ugrzęzło małe truchło i potrząsnęłam nim by spadło. Mistyshade siadł obok mnie, jego pysk rozpromienił uśmiech.
- Brawo!
- Czuje się jak mały kociak chwalony przez swego mentora- prychnęłam z niezadowoleniem. Kocur położył mi swoją łapę na mojej.
- To wiesz jak ja się czułem- zaśmiał się- przy okazji złapałem tą myszkę.
Teraz to już naprawdę było mi przykro, czy kiedyś zaczną mnie normalnie traktować? Mimo wszystko uśmiechnęłam się, ktoś o mnie się troszczy i tym kimś był właśnie on. Podwójne szczęście. Zaśmiałam się i wtuliłam się w niego.
- Dziękuje, że jesteś przy mnie.
Poczułam nagłą zmianę w zachowaniu Mistyshade, serce zaczęło mu mocniej bić. Wyczułam lekki strach jak i zmieszanie.
- Uh...ja...no wiesz...nie mógłbym cię zostawić samej- jąkał się szukając słów.
- Mógłbyś. To nie takie ciężkie zostawić kogoś, prawda?- spytałam ocierając się o niego łebkiem. Kocur powoli się uspokajał.
- Nie mógłbym....nie ciebie- mruknął cicho i wstał. Poszedł i siadł obok drzewa. Kiwnął na mnie bym przyszła. Usiadłam obok i położyłam łepek na nim.
- Jestem ciekawy jak Gwiezdny Klan nas widzi...- mruknął i sam położył łeb na moim. Uśmiechnęłam się w duchu.
- Nie wiem...Mistyshade...- zaczęłam niepewnie.
- Tak?- zapytał i spojrzał na mnie. Kiedy czułam jego wzrok na sobie ciężko mi było zebrać myśli.
- Ja...- przysunęłam swój pysk do jego i stuknęłam go nosem- ja ciebie kocham..

<< Mistyshade, dziku? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>>

Amethystcloud urodziła!

Amethystcloud urodziła 3 małe kociątka.







Klan Klifu powiększył się o 2 kocurki i jedną kotkę!

Od Onyxhunter'a

Dzień był spokojny i w miarę słoneczny nawet jak na porę nowych liści. Słońce grzało w moje grube futro, po tym jak zrobiło mi się dość duszno, podszedłem do najbliższego drzewa by schronić się w cieniu. Kilka minut później usiadłem pod drzewem, kiedy nagle usłyszałem lekkie miauknięcia, tak ciche, że ledwo je można było dosłyszeć. Liderka klanu Klifu siedziała u siebie.
- Unexpectedstar? Gdzie jest Amethystcloud? - Zapytałem lekko zniecierpliwiony.
- Wydaje mi się że w jaskini królowych. Chciałbyś ją zobaczyć? - Kotka się uśmiechnęła.
Skinąłem głową i ruszyłem do jaskini królowych.
Kiedy byłem na miejscu obok Amethyst dostrzegłem trzy kociątka. Dwa rudziutkie i jednego biszkoptowego.
Jak je nazwiemy? - Zapytałem.
- Może ten mały rudzielec będzie Redkit? - Zaproponowała Amethyst z uśmiechem.
- Ja mam pomysł na imię dla tej malutkiej żółtej kuleczki. Co ty na Sandkit? - Uśmiechnąłem się.
- Jest ładne.
- To ten tutaj będzie Radialkit.
Byłem bardzo szczęśliwy, prawdopodobnie najszczęśliwszy w klanie Klifu.

Od Mistyshade'a CD Spottedtail

Spottedtail zasnęła. Ciało unosiło się łagodnie wraz z jej oddechem. Powolutku wstałem, odstępując od niej. Podeszłem do Owlpaw. Podniosła wzrok, obrzucając mnie dziwnym, niezdentfikowanym spojrzeniem - lekko zimnym, lekko rozbawionym.
- Wyjdzie z tego?
Przybrana siostrzyczka westchnęła lekko.
- Musi odpocząć. Na następny dzień powinna swobodnie już chodzić. Na początku mogą być małe trudności ze wspinaczką na drzewa, ale po dniu powinno być już okej.
Spojrzałem na śpiącą przyjaciółkę. Spuściłem głowę, moje oczy przez chwilę zaszły się cieniem. Po chwili uniosłem wzrok.
- Dzięki - odparłem tylko, po czym wybiegłem z polany medyka. Postanowiłem coś upolować, jeszcze przed posiłkiem. Opuściłem obóz, wbiegając na rozłożyste tereny klanu. Od razu pobiegłem do jednego miejsca - Suchego Drzewa. To moje ulubione miejsce do polowania. Małej ofiary jest pełno w trawie, czasem nadarzy się większy ptak.
Chociaż byłem daleko, do moich nozdrzy dochodził gorzki zapach Drogi Grzmotu. Rzuciłem srogie spojrzenie w tamtym kierunku. Poruszyłem uchem, gdy dotarł do mnie cichy szmer przejeżdżającego potwora. Machnąłem ogonem, po czym skoczyłem przed siebie. Od razu wyczułem cienką woń ptaszyska - po chwili i go dostrzegłem. Kruk. Trudna zdobycz, jednak nie zaszkodzi spróbować.
Opadłem na barki przywierając brzuchem do ziemi, skradając się szybko, sięgając krokami jak najdalej. Czarny ptak zauważył mnie po chwili. Zaskrzeczał, trzepnął skrzydłami po czym wzniósł się na niską wysokość, atakując. Uchyliłem się przed jego dziobem. Po nieudanej szarży kruk odleciał. Westchnąłem, wypluwając pióra, które wyrwałem mu przypadkowo.
Lekko poirytowany spróbowałem poszukać czegoś łatwiejszego. Jako iż zaczęła się wiosna, słońce coraz bardziej dokuczało. Mój grzbiet zmienił się w piekarnik, a ziemia w rozgrzane bryłki węgla. Aby uchronić się przed żarem, postanowiłem schronić się pod Drzewem. Łagodny, chłodny cień spłynął na mnie, dając ulgę. Ułożyłem się pod nim, i zanim się spostrzegłem, zasnąłem...
<> <> <>
Obudził mnie dziwny zapach. Jak na wojownika powstało zbudziłem się zwarty i gotowy. Krew od razu rozpłynęła się po mięśniach. Rozejrzałem się. Nic się nie zmieniło - zasnąłem pod Suchym Drzewem, w upale wiosny. Jednak coś mi nie pasowało. Lekka woń krwi...
Ile spałem? Mam nadzieję, że nie przespałem posiłku. Wstałem, rozprężając kręgosłup i łapy. Wtedy to wyczułem - krew świeżej ofiary. Ktoś tu polował.
Spróbowałem się przejść po okolicy, aby zobaczyć kto to. Coś szurnęło w krzakach. Bez strachu podszedłem do rośliny o odgarnąłem ją. Za nim znajdowała się mniejsza polanka, a na niej...
- Spotted, co ty tu robisz?! - krzyknąłem, paroma susuami znajdując się na polance. - Powinnaś leżeć i odpoczywać!
Rudo-biała kotka daremnie próbowała wdrapać się na drzewo, na które prawdopodobnie czmychnęła ofiara, którą wcześniej zraniła. Dziwne, żadko się zdarzało, aby Spotted pozwalała uciec zdobyczy.
- Nie mogę gnić w jednym miejscu - warknęła. - Nie mam zamiaru tam siedzieć, aż zrosną mi się kości ze sobą, i w ogóle się nie ruszę!
Powoli podszedłem do przyjaciółki. Kotka podskoczyła, wbijając pazury w korę, podciągając się niezgrabnie. Lecz gdy stanęła na gałęzi, straciła równowagę. Ześlizgnęła się gwałtownie, i stety niestety ja stałem na jej drodze. Kotka przygniotła mnie. Prychnęła zirytowana, po czym bez przeprosin wstała otrzepując futro.
- Ogon odpowiada za równowagę. Dzięki niemu kot może balansować bez problemu na cienkich powierzchniach, jak gałęzie, czy płoty. Dzięki niemu mogą też robić dalekie skoki.
- Dzięki, panie wikipedio - warknęła. Siedziałem przez chwilę przyglądając się jak kotka próbuje od nowa wdrapać się po swoją ofiarę. Westchnąłem.
- Nie martw się. Pomogę ci wrócić do formy. Jednak będziesz musiała polować na przyziemne zwierzęta.
<Spottedtail?>

Od Owlpaw

Nienawidzę jej. W głowie wciąż majaczyło mi jej "Ić do lasó po śioła śiem kończom". Nie mówiła nawet jakie. mówiła tylko, że mogę wziąć kogoś do pomocy. Trawa szeleściła pod moim ciężarem, kiedy zmierzałam do legowiska wojowników. Kogoś do pomocy? Oczywiście! Gdy tylko wkroczyłam do "jaskini", spojrzenie limonowych oczu spoczęło na białym futrze Immortalspirit'a. Śmiał się razem z moim bratem. Na mój widok jego oczy błysnęły.
- Mam iść po jakieś zioła. Dryfern powiedziała, że mogę kogoś wziąć ze sobą. Idziesz, teraz - rozkazałam, kierując potok słów na białego kocura.
Zapewne ton mojego głosu trochę ich zdziwił, ale z pretensjami do Dry! Nie ja, do cholery jasnej, wysyłam ucznia na szukanie medycznych pierdół, o których nawet Gwiezdni pojęcia nie mają! Badger szepnął coś do ucha kocura, ale Immy nawet nie zdążył się uśmiechnąć, bo moje wściekłe syknięcie przywołało go do mojego boku.
***
- To może królewna jakże wspaniała zechce w końcu wyjawić, co się stało? - ponownie zadał pytanie kocur.
Było już późno, delikatny deszczyk padał, a my byliśmy kij wie gdzie. Zadrżałam, i wtuliłam się w ciepłe białe futerko kocura.
- Już mówiłam. Dry mnie zdenerwowała.
Immy zachichotał irytująco. Capnęłam go delikatnie w ucho, a on liznął mnie w nos. Nagle, jak na złość, gdzieś obok uderzył piorun, i w tym momencie deszcz rozpadał się na dobre. Fuknęłam wściekle. Teraz nawet węch Immy'ego się nie przyda.
- Nic nie wyczujemy ani nie zobaczymy! A gdzieś wcześniej widziałam norę, chyba była opuszczona! Chodźmy! - starałam się przekrzyczeć deszcz. Przez wodę spływającą po oczach udało mi się zobaczyć tylko rozmazany biały kształt, którego chyba głowa kiwnęła potwierdzająco.
***
Wciąż lało, wciąż drżałam z zimna, wciąż byliśmy w norze i wciąż mi się nudziło. Przez deszcz nie widziałam na zewnątrz prawie nic. Immortal leżał w kącie, przeszukując swoimi niebieskimi oczami norkę, mając nadzieję, że znajdzie coś ciekawego. Coś ciekawego, tak? Podeszłam do niego i położyłam się obok.
- Nudzi ci się? - spytałam.
- Tak, ale jakże mam się nudzić, w obecności królewny trujących zielsk? - nie ma to jak na pytanie odpowiedzieć pytaniem, nie, Immy?
Zaśmiałam się cicho i liznęłam kocura w nos, jeszcze mocniej się przytulając.
- Owl, dusisz mnie! - kot wydusił z udawaną rozpaczą.
- Podła strawa wron nie ma prawa istnieć! - wykrzyknęłam i capnęłam go w łopatkę.
- O nie, tylko nie łopatka! Umieeeeramm... - w tym momencie kocur zasymulował duszenie i śmierć.
W tym momencie zacisnęłam zęby na karku białego kota i szarpnęłam tak, że przeturlał się po norze. Wstał nieco zaniepokojony, jednak wciąż z tym irytującym uśmieszkiem na pyszczku.
- Hej, księżniczko, nie wczuwaj się tak... - zaczął niewinnie.
Cooo? Ze względu, że norka była bardzo duża, i zapewne musiała należeć do wilka albo czegoś większego, skoczyłam na kocura. Warknęłam mu do ucha:
- Księżniczka, tak? Chcesz zobaczyć, na co stać księżniczkę?
Złapałam go pazurami i ponownie rzuciłam. Immortal uderzył głucho o ziemię i podniósł głowę z otępiałym wzrokiem. Podeszłam do niego.
- Chciałeś kiedyś złamać kodeks wojownika? Ja chciałam. Szczególnie teraz - mówiąc to, uśmiechnęłam się zalotnie.
Kocur oblał się słabym rumieńcem.
- Ooo, czyżbyś się bał? - nadałam mojemu głosowi dziecinną barwę.
<Immy? Jak uciekniesz, to osobiście się zabiję ( ͡° ͜ʖ ͡ °) )

Od Spottedtail CD Mistyshade

Udałam, że się zastanawiam po czym zaśmiałam się.
- Do ciebie pasuje po prostu Dzik- odparłam i lekko szturchnęłam go w bok. Kocur zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Aha, ja cię nazywam księżniczką a ty mnie jakimś prostackim dzikiem!- oburzył się i z udawaną złością tupnął łapą. Zaśmiałam się i otarłam się o jego bok.
- no już, już. Chodź książę bo jestem głodna- mocniej złapałam zdobycz w zęby i pognałam przez las. Słyszałam jak Mistyshade biegnie za mną, a niedługo zrównał się ze mną. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, był już naprawdę duży! Praktycznie zaraz mnie przerośnie. W jednej chwili wpadłam na pomysł. Zatrzymałam się i dałam mu biec do przodu. Zatoczyłam łuk i znalazłam się z boku, czyhając w krzakach.
-Spottedtail? Gdzie jesteś?- zawołał mnie trochę zagubiony. Wyczuwał mój zapach, lecz nie wiedział gdzie znikłam. Zakradłam się i skoczyłam na niego. Widać było, że zaskoczyło go to, lecz szybko zdobył kontrolę i przewrócił mnie na plecy.
- A to za co niby?- zapytał rozbawiony. Zaśmiałam się po czym odpowiedziałam:
- Tak dla zabawy.
Szturchnęłam go swoim nosem i zaczęłam mruczeć. Wstałam, otrzepując się ze śniegu. Przyśpieszyłam chód dzięki czemu wróciliśmy szybko do obozu. Odłożyliśmy zdobycze i siedliśmy by pogadać.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Otworzyłam powolnie oczy i rozejrzałam się. Byłam u medyczki już czwarty dzień. Nie czułam bólu, gdyż nie miałam czucia. Otępiona spróbowałam wstać na łapy, bezskutecznie. Przystałam na wiszeniu w połowie podniesiona. Czułam wiosenną woń kwiatów, która z wiatrem dostała się do ten nory. Przeklinałam los za to co się stało, gdybym była uważniejsza....
Nigdzie nie widziałam Dryfern ani Owlpaw. ,,Chyba poszły po zioła" pomyślałam. Nagle zza rogu wyłoniła się uczennica, jednak była. Widząc, że nie śpię podeszła do mnie.
- Jak się czujesz?- spytała z troską w głosie, może jednak nie była taka zimna.
-Ja? Dobrze...trochę jest mi słabo- przyznałam po czym padłam na posłanie.
- Może chcesz ziarna maku na ból...
- Nie, nie obejdzie się. Nic mnie nie boli, po prostu czuje rozbicie- wyjaśniłam. Owlpaw kiwnęła łebkiem i znowu zniknęła mi z pola widzenia. Zamknęłam oczy chcąc pójść spać kiedy do moich nozdrzy wbił mi się znajomy zapach, jakby zapach leśnych jeżyn. Mimowolnie odwróciłam łeb i zobaczyłam Mistyshade. Niósł w pyszczku kwiaty. Widząc, że nie śpię przestał się skradać. Usiadł obok i położył kwiaty.
- Ja...przyniosłem je dla ciebie- zaczął nieśmiało- jak się czujesz?
- Jak kot potrącony przez samochód- odpowiedziałam bezpośrednio. Mistyshade zaśmiał się mimo wyrazu strachu jaki gościł na jego pysku.
- Bałem się….że nie przeżyjesz- przyznał się i spuścił łeb. Pacnęłam go łapą i uśmiechnęłam się od niego serdecznie.
- Hej, nie tak prosto mnie zabić, zapamiętaj to sobie- zaśmiałam się mimo bólu jaki rozsadzał mi głowę. Zamknęłam oczy by chwilę odpocząć. Nagle poczułam na sobie ciepłe futro. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że kocur leży obok mnie z łebkiem przysuniętym do mojego. Obserwował mnie swoimi błękitnymi oczami. W końcu się uśmiechnął. Westchnęłam i wtuliłam się w jego futro.
- Dziękuje…- mruknęłam. Cieszyłam się, że jest obok, potrzebowałam go. Słyszałam jak Mistyshade mruczy, od razu zrobiło mi się milej. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
<< Mistyshade? :3>>