Od Spottedtail CD Mistypaw
Kotek spojrzał na mnie oczami przepełnionymi nadzieją ale i iskrą zaintrygowania. Zatrzymał się i stanął przede mną.
-Ty ch-chiałabyś być moim me-entorem?- wychrypiał. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko, a małe, dzielne serduszko biło z dużą prędkością. Jego źrenice rozszerzyły się i zaczął szybciej oddychać. Zaśmiałam się rozbawiona postawą kotka.
- Pewnie! Polubiłam cię młody, i o ile mam jakieś doświadczenie to ty nie, a z chęcią bym spędzała więcej czasu z tobą. Mimo iż nie jestem długo w tym klanie, można mi zaufać. Szkolił mnie najlepszy wojownik w moim...klanie- zawiesiłam się na chwilę na wspomnienie o nim. Blueclaw...dlaczego choroba musiała i ciebie dopaść. Mistypaw zauważył nagłą zmianę mojego zachowania. Szturchnął mnie łapką sprawdzając czy jestem przytomna. Potrząsnęłam łebkiem i wstałam ze śniegu. Nie zwracając uwagi na kociaka zaczęłam iść w stronę klanu. W mojej głowie pojawił się wir wspomnień. Ojciec, siostry, matka, mój klan, przyjście choroby, śmierć bliskich...cierpiący Blueclaw. Zacisnęłam powieki i skuliłam się słysząc błagalny ton byłego mentora. ,,Uciekaj mój Nakrapiany skarbie, nie patrz w tył. Musisz żyć, dla nas". Nigdy nie byłam pewna czy łączyło nas coś więcej niż tylko relacja ,,mistrz i uczeń". Zawsze miałam co do niego mieszane uczucia. W końcu westchnęłam i otworzyłam ślepia. Byliśmy już prawie w obozie. Mistypaw skakał przez zaspy, wlekąc się za mną. Było mi szkoda tego kociaka więc podeszłam do młodzika i chwyciłam go w zęby. Był już dość ciężki, więc ból karku dość szybko zaczął mi doskwierać.
- Puść mnie! Umiem sam chodzić!- awanturował się szary kotek. Jakoś specjalnie nie zwracałam uwagi na jego niezadowolenie i wiercenie się. Mistypaw obijał się o moje przednie łapy, co też ani mi ani jemu się nie podobało. Gdy śnieg był już dość ,,płytki" pomyślałam by odłożyć młodego. Postawiłam go delikatnie na ziemi i pogładziłam po główce. Mistypaw wydał z siebie syk niezadowolenia i zaatakował mnie. Udałam, że przewracam się na plecy, co oznaczało uległość. Kotek stanął na moim brzuchu i przeskoczył na prawą stronę. Przyjął bojową postawę czekając na mój ruch. Podniosłam się z ziemi i nawet nie zdążyłam się otrzepać ze śniegu, kiedy kociak mnie zaatakował. Rzucił się na mój kark, jednak zrobiłam szybko unik w bok. Gdy Mistypaw lądował w śniegu ja obróciłam się gwałtownie i jedną łapą przycisnęłam go do ziemi. Byłam już prawie pewna tryumfu, kiedy kotek ugryzł mnie w łapę i wydostał się spot ucisku. Wydałam z siebie warknięcie, to naprawdę zabolało! Mistypaw w jednej chwili rzucił się na mnie i udrapał mnie w drugą łapę. Odskoczyłam i uniosłam łapki, ten kociak zaczął walczyć naprawdę! Już poddenerwowana wydałam cichy pomruk po czym uniknęłam kolejnego natarcia. Mistypaw wylądował obok drzewa i nim wstał pochwyciłam go w zęby i potrząsnęłam nim delikatnie a następnie rzuciłam w dużą zaspę śniegu. Gdy kociak leciał słyszałam jak miauczał niezadowolony. Gdy wylądował w zaspie jednym skokiem znalazłam się obok i nawet nie dałam mu się z niej wygramolić. Ponownie porwałam go w zęby i podrzuciłam do góry. Mistypaw wylądował w śniegu, a ja stanęłam nad nim. Kotek dyszał ze zmęczenia, nic mu nie było. Podniósł się na łapki i rzucił mi wściekłe spojrzenie, nie było ono jednak wrogie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i polizałam swoją łapę. Sączyła się z niej mała stróżka krwi. Kotek podrapał mnie dość głęboko.
-Masz zamiar długo tak nade mną stać i pokazywać jaka to ty jesteś wspaniała i wielka? Już zrozumiałem, nie mam szans- fuknął zdenerwowany, jednak dało się wyczuć w jego głosie smutek. Odsunęłam się na długość łapy i siadłam nadal wpatrując się w Mistypaw.
-Powiem szczerze jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Nawet jako młody kot wykazujesz niebywałe zdolności. Odznaczasz się szybkim podejmowaniem trafnych decyzji oraz siłą. Tak dalej!- odparłam z uśmiechem na mordce. Moja wypowiedź zbiła z tropu kotka. Siedział z osłupiałym wzrokiem wbitym w śnieg, jednak po chwili wyprężył się i odparł z dumą w głosie:
-No a jak! Przecież jestem przyszłym wojownikiem!
Zaśmiałam się i powstałam. Przechodząc obok napuszonego kotka szturchnęłam go nosem w bok i wskazałam głową obóz.
-Chodź wojowniku, pójdźmy się ogrzać zanim zamarzniemy- odparłam i skierowałam się w stronę obozu.
-Pf! Ja nigdy nie zamarznę, mam ciepłe futro!- żachnął się uczeń idąc za mną. Po chwili zrównaliśmy się i razem wkroczyliśmy do obozu. Niektóre koty rzuciły na nas okiem, jednak nie wzbudzaliśmy sensacji.
-Myślisz, że Warstar pozwoli ci zostać moim mentorem?- spytał nagle kiedy przechodziliśmy obok legowiska wojowników. Zamyśliłam się chwilę, może zbyt szybko wyskoczyłam z tym ,,mentorem"? Jednak naprawdę polubiłam kotka i z chęcią bym go uczyła.
-Prawdopodobnie mi pozwoli, aczkolwiek nie jestem pewna.
-Ale zapytasz ją, prawda?- młodzik znowu zadał pytanie. Kiwnęłam tylko głową na znak iż wykonam to zadanie. Znaleźliśmy się obok legowiska uczniów. Mistypaw wszedł do środka rzucając mi ostatnie spojrzenie. Gdy jego szary ogonek zniknął za zaroślami odwróciłam się i wyszłam z obozu. Był czas na polowanie więc wybiegłam w poszukiwaniu pożywienia. Chodź moje łapy odmawiały mi posłuszeństwa to starałam się jednak zmusić ich do maksimum wysiłku. Szybko wytropiłam zająca. Przyczaiłam się na niego. Przywarłam do ziemi pod wiat, by stworzenie mnie nie wyczuło. Powoli sunęłam w jego stronę, szurając przy okazji brzuchem o zimny śnieg. Nagle skoczyłam na zająca i zakończyłam jego życie.
---------------------------------------*---------------------------------------
Przywlekłam do obozu jednego tłustego zająca i dwie myszki, to dobry wynik jak na porę Nagich Drzew. Rzuciłam je na stertę pożywienia i siadłam obok. Gdy praktycznie każdy wziął zdobycz dla siebie, ja wzięłam tłustą myszkę, która została. Byłam zmęczona i jedyne o czym marzyłam to sen. Gdy już miałam wgryźć się w soczystą myszkę obok mnie pojawił się Mistypaw. Rzucił on swoją ziębę niedaleko mnie i siadł.
-Mogę?- zapytał swym głosikiem. Kiwnęłam łebkiem na znak iż się zgadzam. W końcu zatopiłam kły w stworzonku. Bardzo było mi miło iż kotek chciał ze mną zjeść posiłek. Gdy skończyliśmy usieliśmy obok siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Zmęczenie mnie nie opuściło, jednak nie chciałam by Mistypaw odszedł.
-Powiedz mi młody, Wolfstar był dobrym liderem?- zapytałam z czystej ciekawości. Oczka kotka zapłonęły wściekłością.
- Oczywiście! To był najlepszy kot jakiego znałem! Jak można pytać o tak oczywiste rzeczy!- wybuchnął nagle. Położyłam uszy i skuliłam się. Ton głosu kotka nie spodobał mi się, jednak wiedziałam ile łączyło go z Wolfstar.
-Przepraszam...ja po prostu nie znam całej historii tego klanu, jestem świeżuchem. Może mógłbyś mi ją opowiedzieć?- poprosiłam. Mistypaw rzucił mi smutne spojrzenie, to chyba naprawdę dla niego ciężkie wspominać o byłym mentorze.
- Dobrze, zatem słuchaj. Nie mam zamiaru powtarzać!- warknął z udawaną złością. Kiwnęłam głową i nadstawiłam uszy.
<< Mistypaw, przyjacielu?>>
Kotek spojrzał na mnie oczami przepełnionymi nadzieją ale i iskrą zaintrygowania. Zatrzymał się i stanął przede mną.
-Ty ch-chiałabyś być moim me-entorem?- wychrypiał. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko, a małe, dzielne serduszko biło z dużą prędkością. Jego źrenice rozszerzyły się i zaczął szybciej oddychać. Zaśmiałam się rozbawiona postawą kotka.
- Pewnie! Polubiłam cię młody, i o ile mam jakieś doświadczenie to ty nie, a z chęcią bym spędzała więcej czasu z tobą. Mimo iż nie jestem długo w tym klanie, można mi zaufać. Szkolił mnie najlepszy wojownik w moim...klanie- zawiesiłam się na chwilę na wspomnienie o nim. Blueclaw...dlaczego choroba musiała i ciebie dopaść. Mistypaw zauważył nagłą zmianę mojego zachowania. Szturchnął mnie łapką sprawdzając czy jestem przytomna. Potrząsnęłam łebkiem i wstałam ze śniegu. Nie zwracając uwagi na kociaka zaczęłam iść w stronę klanu. W mojej głowie pojawił się wir wspomnień. Ojciec, siostry, matka, mój klan, przyjście choroby, śmierć bliskich...cierpiący Blueclaw. Zacisnęłam powieki i skuliłam się słysząc błagalny ton byłego mentora. ,,Uciekaj mój Nakrapiany skarbie, nie patrz w tył. Musisz żyć, dla nas". Nigdy nie byłam pewna czy łączyło nas coś więcej niż tylko relacja ,,mistrz i uczeń". Zawsze miałam co do niego mieszane uczucia. W końcu westchnęłam i otworzyłam ślepia. Byliśmy już prawie w obozie. Mistypaw skakał przez zaspy, wlekąc się za mną. Było mi szkoda tego kociaka więc podeszłam do młodzika i chwyciłam go w zęby. Był już dość ciężki, więc ból karku dość szybko zaczął mi doskwierać.
- Puść mnie! Umiem sam chodzić!- awanturował się szary kotek. Jakoś specjalnie nie zwracałam uwagi na jego niezadowolenie i wiercenie się. Mistypaw obijał się o moje przednie łapy, co też ani mi ani jemu się nie podobało. Gdy śnieg był już dość ,,płytki" pomyślałam by odłożyć młodego. Postawiłam go delikatnie na ziemi i pogładziłam po główce. Mistypaw wydał z siebie syk niezadowolenia i zaatakował mnie. Udałam, że przewracam się na plecy, co oznaczało uległość. Kotek stanął na moim brzuchu i przeskoczył na prawą stronę. Przyjął bojową postawę czekając na mój ruch. Podniosłam się z ziemi i nawet nie zdążyłam się otrzepać ze śniegu, kiedy kociak mnie zaatakował. Rzucił się na mój kark, jednak zrobiłam szybko unik w bok. Gdy Mistypaw lądował w śniegu ja obróciłam się gwałtownie i jedną łapą przycisnęłam go do ziemi. Byłam już prawie pewna tryumfu, kiedy kotek ugryzł mnie w łapę i wydostał się spot ucisku. Wydałam z siebie warknięcie, to naprawdę zabolało! Mistypaw w jednej chwili rzucił się na mnie i udrapał mnie w drugą łapę. Odskoczyłam i uniosłam łapki, ten kociak zaczął walczyć naprawdę! Już poddenerwowana wydałam cichy pomruk po czym uniknęłam kolejnego natarcia. Mistypaw wylądował obok drzewa i nim wstał pochwyciłam go w zęby i potrząsnęłam nim delikatnie a następnie rzuciłam w dużą zaspę śniegu. Gdy kociak leciał słyszałam jak miauczał niezadowolony. Gdy wylądował w zaspie jednym skokiem znalazłam się obok i nawet nie dałam mu się z niej wygramolić. Ponownie porwałam go w zęby i podrzuciłam do góry. Mistypaw wylądował w śniegu, a ja stanęłam nad nim. Kotek dyszał ze zmęczenia, nic mu nie było. Podniósł się na łapki i rzucił mi wściekłe spojrzenie, nie było ono jednak wrogie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i polizałam swoją łapę. Sączyła się z niej mała stróżka krwi. Kotek podrapał mnie dość głęboko.
-Masz zamiar długo tak nade mną stać i pokazywać jaka to ty jesteś wspaniała i wielka? Już zrozumiałem, nie mam szans- fuknął zdenerwowany, jednak dało się wyczuć w jego głosie smutek. Odsunęłam się na długość łapy i siadłam nadal wpatrując się w Mistypaw.
-Powiem szczerze jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Nawet jako młody kot wykazujesz niebywałe zdolności. Odznaczasz się szybkim podejmowaniem trafnych decyzji oraz siłą. Tak dalej!- odparłam z uśmiechem na mordce. Moja wypowiedź zbiła z tropu kotka. Siedział z osłupiałym wzrokiem wbitym w śnieg, jednak po chwili wyprężył się i odparł z dumą w głosie:
-No a jak! Przecież jestem przyszłym wojownikiem!
Zaśmiałam się i powstałam. Przechodząc obok napuszonego kotka szturchnęłam go nosem w bok i wskazałam głową obóz.
-Chodź wojowniku, pójdźmy się ogrzać zanim zamarzniemy- odparłam i skierowałam się w stronę obozu.
-Pf! Ja nigdy nie zamarznę, mam ciepłe futro!- żachnął się uczeń idąc za mną. Po chwili zrównaliśmy się i razem wkroczyliśmy do obozu. Niektóre koty rzuciły na nas okiem, jednak nie wzbudzaliśmy sensacji.
-Myślisz, że Warstar pozwoli ci zostać moim mentorem?- spytał nagle kiedy przechodziliśmy obok legowiska wojowników. Zamyśliłam się chwilę, może zbyt szybko wyskoczyłam z tym ,,mentorem"? Jednak naprawdę polubiłam kotka i z chęcią bym go uczyła.
-Prawdopodobnie mi pozwoli, aczkolwiek nie jestem pewna.
-Ale zapytasz ją, prawda?- młodzik znowu zadał pytanie. Kiwnęłam tylko głową na znak iż wykonam to zadanie. Znaleźliśmy się obok legowiska uczniów. Mistypaw wszedł do środka rzucając mi ostatnie spojrzenie. Gdy jego szary ogonek zniknął za zaroślami odwróciłam się i wyszłam z obozu. Był czas na polowanie więc wybiegłam w poszukiwaniu pożywienia. Chodź moje łapy odmawiały mi posłuszeństwa to starałam się jednak zmusić ich do maksimum wysiłku. Szybko wytropiłam zająca. Przyczaiłam się na niego. Przywarłam do ziemi pod wiat, by stworzenie mnie nie wyczuło. Powoli sunęłam w jego stronę, szurając przy okazji brzuchem o zimny śnieg. Nagle skoczyłam na zająca i zakończyłam jego życie.
---------------------------------------*---------------------------------------
Przywlekłam do obozu jednego tłustego zająca i dwie myszki, to dobry wynik jak na porę Nagich Drzew. Rzuciłam je na stertę pożywienia i siadłam obok. Gdy praktycznie każdy wziął zdobycz dla siebie, ja wzięłam tłustą myszkę, która została. Byłam zmęczona i jedyne o czym marzyłam to sen. Gdy już miałam wgryźć się w soczystą myszkę obok mnie pojawił się Mistypaw. Rzucił on swoją ziębę niedaleko mnie i siadł.
-Mogę?- zapytał swym głosikiem. Kiwnęłam łebkiem na znak iż się zgadzam. W końcu zatopiłam kły w stworzonku. Bardzo było mi miło iż kotek chciał ze mną zjeść posiłek. Gdy skończyliśmy usieliśmy obok siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Zmęczenie mnie nie opuściło, jednak nie chciałam by Mistypaw odszedł.
-Powiedz mi młody, Wolfstar był dobrym liderem?- zapytałam z czystej ciekawości. Oczka kotka zapłonęły wściekłością.
- Oczywiście! To był najlepszy kot jakiego znałem! Jak można pytać o tak oczywiste rzeczy!- wybuchnął nagle. Położyłam uszy i skuliłam się. Ton głosu kotka nie spodobał mi się, jednak wiedziałam ile łączyło go z Wolfstar.
-Przepraszam...ja po prostu nie znam całej historii tego klanu, jestem świeżuchem. Może mógłbyś mi ją opowiedzieć?- poprosiłam. Mistypaw rzucił mi smutne spojrzenie, to chyba naprawdę dla niego ciężkie wspominać o byłym mentorze.
- Dobrze, zatem słuchaj. Nie mam zamiaru powtarzać!- warknął z udawaną złością. Kiwnęłam głową i nadstawiłam uszy.
<< Mistypaw, przyjacielu?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz