BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 lipca 2018
Od Deszczowej Łapy CD. Łzawej Łapy
Z drugiej jednak strony miał ochotę wydrapać medykowi oczy za to, co powiedział o kotce. Jak on śmiał ją obrazić? Było widać wyraźnie, jakie ma nastawienie do własnej uczennicy. Tylko dlaczego? Nie chce mieć ucznia? Słyszał już od Łezki, że jego wcześniejsza uczennica została znaleziona martwa w rzece. Może nie chciał kolejnej uczennicy, bo bał się, że skończy jak poprzednia?
Idiotycznym było jednak zachowywać się w taki, a nie inny sposób. Jeśli medyk zginie, to nie będzie nikogo na jego zastępstwo!
— Deszczowa Łapo proszę, nie patrz tak na mnie — miauknął lekko zirytowany medyk — Gdyby ci to podała, nie byłoby za przyjemnie dla niej i dla ciebie…
Niebieski burknął coś pod nosem, wbijając pazury w mech pod nimi. Dryfujący Obłok zmierzył ucznia wzrokiem, mrucząc cicho coś o niewychowanych uczniach. Deszcz niewzruszony siedział jak na szpilkach, gdy medyk robił swoje. Syknął raz po raz, po czym, gdy tylko sok z jaskółczego ziela skapnął mu do oka.
— No dobrze, do jutra powinno przejść — miauknął medyk, odwracając się do ucznia — Możesz już-
Gdy tylko wrócił wzrokiem z powrotem, w wejściu do dziupli znikał już puszysty ogon Deszczowego.
Westchnął cicho, wracając do swoich spraw.
— Łzawa Łapo! — miauknął głośno kocur, rozglądając się po obozie — Łezko!
Nie widział jej nigdzie, przy czym denerwował się niesamowicie. Jego siostrze mogło wpaść do głowy coś głupkowatego, a on nie był nigdzie w pobliżu, by jakkolwiek jej pomóc. Nie no, wiedział, że nie jest na tyle nierozsądna, by pchać się do rzeki, by nauczyć się pływać. Prawda? Futro na jego grzbiecie uniosło się z przerażenia.
— Deszczowa Łapo — miauknął w jego stronę Rozżarzony Popiół — Widziałem, jak wychodziła przez przejście do obozu!
— Dziękuje ci bardzo, Rozżarzony Popiele! — zawołał do niego z ulgą.
Za obozem będzie ją o wiele łatwiej znaleźć! Kocur ruszył natychmiastowo w kierunku wyjścia. Kolcolist wczepiał się w jego półdługie, powodując, że wstrząsnął się ze wstrętem. To było tak okropnie nieprzyjemne uczucie.
Złapał jej zapach od razu po paru krokach. Cieszył się, że wiatr wiał akurat z korzyścią dla niego. Biegł przy brzegu rzeki, co chwila przystając, gdy usłyszał jakieś zwierzę blisko siebie. Zbywał każdą szansę na polowanie, kierując się do Wodnych Głazów.
Po chwili był już na miejscu. Wychylił się spomiędzy rosnących tam trzcin, rozglądając się dookoła.
Zauważył vankę na jednym z największych kamieni tuż przy brzegu. Siedziała zgarbiona, wpatrzona w przepływającą wodę. Deszczyk zauważył, jak kotka wkładała raz po raz łapę do wody.
Podszedł cicho do głazu, wskakując na niego, by usadowić się tuż obok siostry. Szturchnął ją leciutko barkiem, uśmiechając się do niej lekko.
— Łzawa Łapo, pamiętasz, jak zadałem ci pewne pytanie? — miauknął ciepło kocur, okrywając swoje masywne łapy puszystym ogonem.
Bura vanka zastrzygła uszami, spoglądając na brata zdezorientowana. No tak, oczywiście, że zapomniała. Nie był o to zły, minęło już od tamtej chwili nieco czasu.
— No wiesz, nie chciałabyś… zmienić mentora?
Łezka spojrzała na kocura rozeźlona, po czym trzepnęła ogonem o kamień.
— Gdybym mogła dawno bym wymieniła Dryfa na innego — prychnęła gniewnie — Problem w tym, że nie mamy innego medyka!
Niebieski spojrzał na nią zdezorientowany, po czym zaśmiał się głośno.
— A pal licho bycie medykiem! Mnie chodzi o to, byś zmieniła swoje przeznaczenie — miauknął rozbawiony — Zostań wojownikiem.
<Łezko?>
Od Dymka C.D Lasu
- Kochanie, nic ci nie jest… - matka przytuliła się do syna, roniąc łzy szczęścia, ojciec się dołączył. Tęcza stała z tyłu, najprawdopodobniej onieśmielona kotami z Klanu Klifu.
- Lasek! - kocurek podbiegł do siostrzyczki.
- Dymek! Jak ja się cieszę, że cię widzę… myślałam, że już cię nigdy nie zobaczę! - kotka wtuliła się w puszyste futro braciszka, on jej odpowiedział tym samym.
- A-Ale, gdzie jest twoje ucho…? - nagle wyszeptała Tęcza z tyłu całej tej całej sceny. Rodzina spojrzała na ucho kocurka. Dopiero teraz zauważyli, że brakuje jego części.
- Ptak mi je odgryzł… - powiedział Dymek, zawstydzony. Mógł nie doprowadzić do całego tego zajścia, gdyby tylko został w obozie. Jakiż on był głupi…
- Podziękuj każdemu ode mnie i mojej rodziny każdemu, kto się przyczynił do uratowania mojego wnuka. Liderowi, za przyjęcie go. Medyczce, za wyleczenie. I oczywiście członkom patrolu, którzy go w porę odnaleźli.
- Tak naprawdę, jednemu możesz podziękować osobiście. - wspomniał Czarny Potok.
- To Skoczna Łapa. - z tymi słowami spojrzał kątem oka na ucznia. Lider skinął porozumiewawczo w kierunku kocura, ten odpowiedział tym samym.
- Słońce schyla się ku ziemi. Będziemy musieli już iść. - Szumiące Zbocze przerwał tę chwilę.
- Dobrze. W takim razie niech Klan Gwiazd ma was w opiece. - pierwszy raz odezwał się Błotnisty Pysk, wcześniej siedzący w ciszy.
- Wzajemnie. - odpowiedział Skoczna Łapa. Z tymi słowami odeszli w gąszcz. Za to szczęśliwa rodzina poszła w głąb obozu.
<...Lasek?...>
Od Dymka C.D Skocznej Łapy
Jednak nie były idealne. Był daleko od rodziny. Rodziny, która zamartwiała się o niego, która mogła myśleć, iż już nigdy nie wróci.
***
Trzeciego poranku obudził go Skoczek.
- Hej Dymku, jak się czujesz?
- W porządku… co się stało, że mnie tu odwiedziłeś?
- Skoro w porządku, to mam dla ciebie dobrą wiadomość. Wracasz do domu! - kocur uśmiechnął się do czarnucha, a ten podskoczył niczym zając. Popędził podekscytowany na śniadanie, po czym stawił się do wyjścia. Czekał na niego Skacząca Łapa i Czarny Potok, zapewne by prezentować pokojowe zamiary Klanu Klifu… lub coś w tym rodzaju. Potem dołączyli kocur i kotka, którzy się przedstawili jako Szumiące Zbocze i Klonowa Sadzawka.
- Gotowi? - spytał najstarszy z obecnych. Wszyscy kiwnęli głowami. Ruszyli.
***
Doszli do drzewa upadłego nad Głęboką Ścieżką, Przeprawy. Wszystkie koty przeszły, został tylko Dymek. Z drżącymi łapami wlazł na pień drzewa i tak szybko na ile pozwalały mu łapy i rozsądek przebiegł przez pień. Potem minęli zagajnik brzóz. Po dłuższej chwili trafili do obozu Klanu Wilków.
Od Deszczowej Łapy
Była chyba wtedy nie w humorze. Nie miał zielonego pojęcia, czemu ona tak bardzo go nie lubi. Jeszcze, gdy był kociakiem, rzucała mu zirytowane spojrzenia, gdy podchodził do Szron i Dzika, by porozmawiać. No w sumie nie tylko ona, zawsze czuł za sobą mroczną aurę Łezki, gdy krótkołapa szylkretka do niego podchodziła. Tylko zastanawiał się, co złego zrobił?
Nie rozmawiał on ze starszą uczennicą za często, ona też najczęściej go unikała. Tylko Ognista Łapa zwracała na niego czasem uwagę.
Zamyślony szedł ze spuszczoną głową, nie zauważając kompletnie uwagi na swoje otoczenie. Wtedy to w wejściu wpadł prosto na nią, sprawiając, że się od siebie odbili. Deszczowa Łapa praktycznie usiadł na ziemi, oszołomiony patrząc na zachwianą niebieską. Gdy tylko zmierzyła go morderczym wzrokiem, pożałował swojego myślenia o niebieskich migdałach.
— Wybacz Oblodzona Łapo, nie chciałem-
— Patrz, jak leziesz! — syknęła na niego, strosząc sierść na karku.
Deszczowy stulił uszy, spuszczając głowę. Przecież przeprosił, o co ona się tak właściwie wścieka?
— Hej Lodziku, to moja wina, zagadałam cię… — miauknęła ciepło Ognista Łapa, chcąc udobruchać siostrę — Nie gniewaj się na niego-
— To ten mysi móżdżek nic nie widział — mruknęła w kierunku szylkretki — Mógłbyś chociaż trochę się wysilić i zwracać uwagę na wszystko, co się dookoła ciebie dzieje. Na treningach też tak robisz, a potem uderzasz głową w drzewo?
Zazwyczaj nie odpowiadał na zaczepki lub docinki, lecz słysząc potok słów pod jego adresem z pyska uczennicy, syknął rozzłoszczony.
— Przecież przeprosiłem, o co ci na Klan Gwiazd chodzi?! — po chwili jednak jego głos stracił ton zirytowania — Zazwyczaj się nie zamyślam, na następny raz zauważę kogoś, kto również nie patrzy, gdzie idzie…
Źrenice Oblodzonej zwężyły się w cienkie kreski, lecz kotka nie wyglądała już na tak zdenerwowaną, jak wcześniej. Deszczowa Łapa przełknął ślinę zalegającą mu w gardle, po czym cofnął się o krok. Ich oczy były praktycznie tego samego koloru, jednak lodowatych tęczówek kotki przestraszył się nie na żarty. Wiedział, że nie powinien się w ten sposób do niej odzywać, jednak trochę jej się należało. Nie tylko on jest nieuważny!
Nie chciał wdać się w bójkę, słowną czy jakąkolwiek inną. W życiu nie uderzyłby kotki, wiedząc dobrze, jak niektóre są delikatne. Tak jak wtedy, gdy Łezka tylko się przewróciła, a po chwili płakała z bólu. Jednak może się mylił? Lodzik wyglądała na delikatną, jednak miał wrażenie, że bardzo łatwo mogłaby go zbić na kwaśne jabłko. Nawet jeśli Deszcz znacznie przewyższa ją wielkością.
Ognista Łapa, widząc jego zdenerwowanie podeszła do kocurka, liżąc go w polik.
— No już, nie przejmuj się — uśmiechnęła się szeroko — Każdemu zdarza się zamyślić.
Ostatnie słowo zaakcentowała, kierują wymowne spojrzenie w stronę siostry. Ta tylko prychnęła lekko i odwróciła wzrok.
Deszczowa Łapa skinął głową, kierując się w stronę wejścia do żłobka. Ominął starsze uczennice, lecz jego droga została po chwili zatarasowana przez Oblodzoną.
— Co znowu?! — krzyknął już kompletnie wytrącony z równowagi.
— Zawilec i dzieciaki śpią — miauknęła chłodno, mierząc kocura wzrokiem — Także nie masz po co tam wchodzić.
Deszcz chował i wysuwał niezauważalnie pazur, całą siłą woli powstrzymując się od nagadania uczennicy. Wypuścił jednak zalegające w jego płucach powietrze, rozluźniając napięte łapy. Jedynym znakiem jego zirytowania była końcówka ogona, która rzucała się to w jedną, to w drugą stronę.
— Przyjdę później — wycedził cicho przez zęby, momentalnie odwracając się w drugą stronę.
Zostawił dwie uczennice daleko za sobą, kierując się w stronę jednego z pni wystających z ziemi. Wbił w nie mocno swoje pazury, przejeżdżając po nim, pakując w to całą swoją nagromadzoną złość.
Wiedział, że nie powinien denerwować się byle kłótnią, ale Oblodzona Łapa działała mu na nerwy.
— Co ci zrobił ten pieniek, że tak go nienawidzisz? — usłyszał za sobą rozbawiony głos.
Niebieski zastrzygł uszami, nie odwracając pyska w stronę stojącego za nim kocura. Wbijał ostre pazury w starą korę, kręcąc nosem raz po raz.
— Po prostu ostrzę sobie pazury, wujku Srebrny — mruknął cicho, wzdychając z lekka cierpiętniczo.
Nie chciał, by ktokolwiek bliski widział go w takim stanie. Dodatkowo średnio chciał, by Oblodzona Łapa mu w jakiś sposób podpadła. Był chyba jedynym z miotu Żurawinowego Krzewu, który nie miał o Srebrnym Porożu złego zdania. Łezka mówiła mu często, jak van ją denerwuje swoim sposobem bycia. On jednak traktował kocura jak starszego brata, który zawsze w jakiś sposób świecił mu dobrą radą.
<Srebrny? uvu>
Od Lasu C.D. Dymka
- Bawisz się z nami? - spytała, przyduszając braciszka do ziemi. Jak tak dalej pójdzie, to wygra, ha! Już teraz widać, że będzie świetną wojowniczką! Wypięła dumnie pierś do przodu, nadal oczekując odpowiedzi od pręgowanego.
- Nie bawię się z dziećmi - bąknął tamten, wracając do swojego poprzedniego zajęcia, którym było rysowanie czegoś pazurem na piachu.
- Krzewiku, chyba zapomniałeś, ale ty też jesteś dzieckiem - parsknęła, po czym zeszła z czarnego i odbiegli kawałek tylko po to, aby kontynuować zabawę.
*~*~*
Dramat, jaki rozegrał się w jej rodzinie, był nie do opisania. Poranny patrol doniósł Borsuczej Gwieździe, że widziano ogromnego ptaka, który odleciał w stronę Klanu Klifu z kocięciem w szponach. Na początku myślano, że to przypadkowy maluch, jednak kiedy nigdzie nie można było znaleźć Dymka sprawa stała się jeszcze bardziej poważna, lider podejrzewał, że to właśnie jego porwało ptaszysko.
- Tak mi przykro córeczko... - szepnął Borsuk, tuląc do siebie Różane Pole, a ta załkała prosto w bark ojca. Las powoli zaczęła rozumieć, co się dzieje. Zrozpaczona wtuliła się w Krzewika, który mimo początkowego protestu w końcu odpuścił i pozwolił się kotce do niego przytulić.
- Dymku... B-błagam... Wróć do mnie... - dymną targnął gorzki szloch. W tym momencie wręcz modliła się do Klanu Gwiazdy, aby jego życie zostało ocalone.
< Dymek? >
Od Skocznej Łapy C.D. Dymka
- Jesteś głodny? - zagadnął Skoczna Łapa.
- No... tak trochę. - miauknął kociak.
- Dobrze, pójdę po coś dla ciebie. - kocur wstał i ruszył do wyjścia. Na stercie zwierząt leżał ładny, tłusty wróbelek. Z pewnością dobry. Kocur uniósł go w pysku i udał się ponownie do lecznicy. Dymek przypatrywał się zaciekawiony medyczce, lecz gdy tylko do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach zdobyczy, odwrócił się w tamtą stronę.
- Smacznego! - miauknął uczeń i położył przed kocięciem kąsek. Z początku powoli zaczął podgryzać skrzydełko, by już po jednym uderzeniu serca z wielkim zapałem rozkoszować się smakiem ptaka. Musiał być nie lada zmęczony wszystkim wydarzeniami, bo jak na malucha bardzo szybko zjadł stworzenie.
- Dzięmki! - powiedział, przeżuwając ostatni kęs.
- Czujesz się już lepiej? - zapytał członek klanu Klifu.
- Zdecydowanie, nie wiem, co by się stało, gdybyście się nie pojawili.
- Skończyłbyś w brzuchu swojego potencjalnego obiadu. - skomentował kocur.
- Najprawdopodobniej... - odpowiedział nieco ciszej.
- Mam nadzieję, że przy odprowadzaniu cię do obozu Klanu Wilka nie oskarżą nas o atak na ciebie... - burknął.
- Też bym tego nie chciał, słabo by było, jednak myślę, że wszystko powinno być dobrze.
<Dymku?AAAA JAKI GNIOT>
Od Deszczowej Łapy
Pora Zielonych Liści wreszcie na dobre zawitała w lesie, więc rzeka była do ich całkowitej dyspozycji.
Nauki pływania nigdy za wiele były jego ulubionymi.
— Bardzo dobrze Deszczowa Łapo, tak trzymaj! — zawołał Bursztynowa Bryza, spoglądając z dumą na płynącego ucznia — Bij mocniej łapami wodę, walcz z prądem!
Niebieski kocur prychnął głośno, po czym wyzwolił z siebie resztkę sił. Jakiś czas temu ledwo co unosił się na powierzchni wody, z lekka panikując, gdy fala oblewała mu pysk. Teraz potrafił przepłynąć parę długości kociego ogona pod prąd. I to tylko z lekką zadyszką! Gdy usłyszał miauknięcie mentora mówiące o końcu treningu, dał się ponieść nurtowi. Wiedział, że ten, w którym się znajduje, zakręca akurat w kierunku Błotnistej Zatoczki. Pchany wodą bez większego problemu dobił do brzegu, strząsając z siebie resztki wody, gdy wychodził.
Uwielbiał uczucie mokrego futra, które przyjemnie chłodziło w gorące dni. Rzeka była jego żywiołem, co było wyraźnie widać, gdy patrzyło się na wszystko z boku.
— Świetna robota Deszczowa Łapo — miauknął wesoło liliowy kocur — Jak ryba w wodzie!
— Dziękuje Bursztynowa Bryzo — odpowiedział mu uszczęśliwiony.
Mentor uczniaka wymienił jeszcze kilka błędów, które popełnił, by na następny raz poćwiczyć nad ich unikaniem. Deszczowa Łapa przetworzył sobie w głowie wszystkie wskazówki, zauważając wszystko dopiero teraz.
Bursztyn rozporządził jeszcze małe polowanie, po czym zostawił ucznia sam na sam z przyrodą.
Niebieski nie musiał szukać długo zdobyczy. Chwilkę po tym, gdy stracił z oczu swojego mentora, natrafił na starego wróbla przy drzewie. Piórka ptaszka były matowe, a on sam był pulchny i powolny.
Już szykował się do skoku, gdy nagłe poruszenie w krzakach wybiło go z rytmu. Nadepnął na suchą gałązkę, której pęknięcie słychać było zapewne w całej okolicy. Stary wróbel wzbił się powolnym ruchem, jednak niebieski nie wyskoczył już w jego kierunku. Było już zdecydowanie za późno, by go dosięgnąć.
Poczuł wyraźny odór Grzmiącej Ścieżki zmieszanej z nieznanym mu zapachem, który gryzł w nos bardziej niż smród potworów. Spojrzał ze złością wymalowaną na pysku w kępę krzaków. Co za pajac śmiał mu przerywać polowanie!
— Czuć cię stamtąd mysi bobku! — warknął wrogo, strosząc sierść na karku — Kim jesteś i co-
Nie zdążył dokończyć pytania, gdy łapy obcego kota wystrzeliły znienacka w jego kierunku. Ledwie się spostrzegł, a już leżał rozciągnięty na ziemi z rozciętym uchem i małą szramą nad okiem. Przed nim stał chudy czekoladowy kocur, który uśmiechał się szyderczo, lecz w jego żółtych oczach tańczyły iskierki strachu. Na szyi miał śmieszną zieloną obręcz, która wydzielała ten okropny gryzący zapach. Deszczowy syknął rozgniewany, podnosząc się do pionu, lecz pazury samotnika uderzyły ponownie. Tym razem jednak uczeń w ostatniej chwili zdążył odsunąć głowę.
— Tchórz! — wrzasnął zaciekle, skacząc w jego kierunku.
Nagle jednak jego umysł przyćmiła pustka. Przecież on kompletnie nie wie, co mógłby teraz zrobić! Nie znał żadnych strategii ani ruchów, jak on ma niby go pokonać? Stary pieszczoch wykorzystał zawahanie kocura, rzucając się pewnie w stronę ucznia. Machał zawzięcie, sprowadzając kocura do obrony i uników, przez co bardzo szybko się męczył. Pływanie nie było kaszką z mleczkiem. Uczeń przerażony odskoczył po raz kolejny, potykając się lekko. Co to ma znaczyć tak w ogóle. Da się pokonać jakiemuś piecuchowi, co nigdy w walce nie uczestniczył?! Nie ma mowy, by leśny kot przegrał! Niebieski spojrzał na niego z gniewem w oczach, po czym trzepnął lewą łapą z całą swoją siłą, trafiając czekoladowego w pysk. Ten zawył wściekle z bólu, odskakując do tyłu.
— Ty mały- — miauknął zdenerwowany, prężąc się do kolejnego skoku.
Deszczowa Łapa próbował złapać oddech po wykonaniu tylu uników. Zrobił to jeszcze tak nieumiejętnie, że zmęczył się podwójnie.
Zamknął oczy, przygotowany na kolejny atak, gdy nagle usłyszał kolejny szum liści i głośny krzyk piecucha. Otworzył momentalnie oczy, widząc przed sobą przyszpilonego do ziemi czekoladowego. Deszczowa Łapa spojrzał na kolejnego kota, który stał nad nim, po czym wypuścił z ulgą powietrze.
— Bursztynowa Bryzo — jęknął niebieski, padając z powrotem an ziemię. Był potwornie zmęczony po treningu, a dodatkowa walka wyssała z niego resztę życiowej energii. Adrenalina powoli opuszczała jego ciało, a rany dopiero teraz zaczęły dawać uczniowi się we znaki.
— Widzę, że trafiłem w porę — miauknął obojętnie liliowy kocur, mierząc pieszczocha morderczym wzrokiem.
Deszczowa Łapa nie wiedział, że Bursztyn w ogóle potrafi patrzeć w ten sposób na innego kota.
— I coś ty zrobił mojemu uczniowi? — warknął, przyciskając czekoladowego do ziemi jeszcze bardziej, przyglądając się mu — Chociaż przynajmniej odpłacił ci się z nawiązką i porządnie skopał ogon, mimo że nigdy jeszcze nie walczył.
Oczy niebieskiego zaświeciły się na pochwałę mentora.
— Co ty niby robisz na terenie Klanu Nocy? — zapytał wojownik zdziwiony, dając dojść do głosu kocurowi znajdującemu się na ziemi.
Pieszczoch leżał z podkulonym ogonem, unikając wzroku leśnych kotów. Po chwili jednak przekonany lekkim podduszeniem liliowego miauknął w proteście.
— Chciałem mu tylko zabrać jedzenie i tyle! — jęknął płaczliwie, pociągając nosem — Zgubiłem się… Przepraszaaam!
Chwilę później zapłakany czekoladowy kocur został przez nich odprowadzony aż do Drogi Grzmotu, gdzie Bursztynowa Bryza pomógł mu przedostać się na drugą stronę. Deszcz widział, jak wojownik instruuje zagubionego pieszczocha, jak ma wrócić do domu. Gdy jego mentor bezpiecznie wrócił na teren swojego klan, niebieski nie wytrzymał i parsknął głośno.
— Głupi pieszczoch — miauknął Deszczowa Łapa prześmiewczo — Jak w ogóle zdołał się tu dostać?
Bursztynowa Bryza zmienił swój wyraz pyska momentalnie, spoglądając ze smutkiem na swojego ucznia.
— Uważasz, że pieszczochy są gorsze? — zapytał cicho, mierząc ucznia wzrokiem.
Deszczyk spojrzał na mentora zaskoczony jego reakcją. Powiedział coś złego? Przytaknął jednak, nie zmieniając swojego zdania.
— Takie kocuchy nic nie potrafią — mruknął pewnym głosem — Tylko by zawadzali i zabierali nam zdobycz. Nie przeżyliby tu długo.
— Czyli ja, Dryfujący Obłok albo Jasny Kieł nic nie potrafimy? — spytał liliowy, łapami ugniatając ziemię. Próbował nie prychnąć żalem na dymnego ucznia, lecz jego ogon nie potrafił ustać w miejscu.
Deszczowa Łapa nie rozumiał, co Bursztyn próbował mu przekazać. Co ma z tym wspólnego on, Dryf czy Jasny Kieł? Słyszał, jak niektórzy klanowicze mruczą pod nosem na płowego kocura, ale przecież Jasny to bardzo dobry wojownik!
— Ale dlaczego tak twierdzisz Bursztynowa Bryzo? — zapytał kocur, nie rozumiejąc powodu, dla którego mentor może się irytować.
— Ponieważ sam mieszkałem u dwunogów — miauknął, uśmiechając się, lecz jego oczy skrywał cień smutku.
Deszczowa Łapa otworzył oniemiały pysk, wpatrując się w kocura. Bursztynowa Bryza pieszczochem? Przecież nawet nie wygląda jak domowy kot! Był silny i odważny, i wierzył w Klan Gwiazdy! Uznałby to za bardzo dobry żart, jednak wiedział też, że jego mentor brzydził się wszelakim kłamstwem. Gdyby już miał mu zrobić psikusa, nigdy by w żaden sposób go nie oszukał.
Poczucie winy uderzyło go ze zdwojoną siłą, kiedy zobaczył smutny wzrok mentora. Powiedział tyle okropnych rzeczy…
— Przepraszam Bursztynowa Bryzo, nie chciałem cię urazić! — miauknął przepraszająco, skłaniając głowę przed kocurem.
Liliowy przyjął przeprosiny w milczeniu, po czym na jego pysku momentalnie zatańczył lekki uśmieszek, kierując go w stronę ucznia.
— Zmieniając temat — miauknął wesoło Bursztyn — Jak podobała ci się twoja pierwsza lekcja walki?
Deszczowa Łapa parsknął cicho, spoglądając na wojownika z rozbawieniem. O wiele lepiej! Jego mentor nie powinien być smutny z jego powodu
— Poszło mi okropnie, może najpierw poćwiczymy w teorii?
— Wydaje mi się, że to raczej praktyka czyni mistrza — liliowy zaśmiał się tubalnie, trącając kocurka w bark i spoglądając na niego zmartwiony — Dryfujący Obłok powinien to obejrzeć, paskudne rozcięcie…
— A tam, przeżyję — młody uśmiechnął się, po czym ziewnął głośno, potrząsając przy tym głową.
Bursztynowa Bryza spojrzał na młodego kocura troskliwie, popychając go lekko głową w stronę obozu.
— Koniec na dziś, gdzie twoja zdobycz? Zabiorę ją i idziemy do obozu…
Uczeń i mentor dotarli do obozu dawno po szczytowaniu słońca. Liliowy pożegnał się, tarmosząc lekko niebieskiego po głowie, po czym skierował się od razu raźnym krokiem w stronę Rybiego Ogona, która siedziała wyczekująco przy legowisku.
Deszczowa Łapa udał się z lekka chwiejnym krokiem w kierunku legowiska medyka, ledwo wdrapując się do dziupli. Rozmawiał razem z Łezką w czasie, gdy Dryf zakładał mu opatrunki na rany. Pokręcił trochę nosem na to, że jego siostrzyczka znów układa roślinki.
Gdy wyszedł razem z Łzawą Łapą z dziupli medyka, słońce chowało się już za drzewami. Ostatnie co pamiętał, to wejście do legowiska uczniów i usypiający zapach ziół, który przyniosła ze sobą jego siostra. Ten dzień na pewno zapamiętał na długo, a mała blizna nad okiem będzie przypominać mu o jego pierwszej prawdziwej walce.
Od Deszczowej Łapy
Wychodzący w tamtym czasie z legowiska Jastrzębi Szpon spojrzał na niego rozbawiony, po czym parsknął, śmiejąc się szyderczo. Kocurek drgnął, jednak nie dał po sobie poznać, że w jakiś sposób go to dotknęło.
Gdy tylko zastępca zniknął w wyjściu z obozu, kocur najeżył swoje futro na karku. Znielubił go od pierwszego wejrzenia, nawet nie musiał z nim porozmawiać. Nie powinno się nigdy oceniać po pozorach, ale Deszczowa Łapa wiedział swoje. Nie podobał mu się i koniec!
— Coś ty taki sztywny? — zawołał wesoły głos obok niego, na co kocurek odskoczył z cichym sykiem — Hej, hej bez atakowania! Jestem pacyfistką!
Przed niebieskim kocurem stała Ognista Łapa, która swoim uśmiechem rozświetlała wszystkich dookoła. Deszcz pamiętał ją jeszcze ze żłobka, kiedy Zawilec przybyła do Klanu. Posiedziały z nimi razem z Oblodzoną Łapą przez parę wschodów słońca w żłobku. Czarne Piórko była wtedy jeszcze Pierzastą Gwiazdą i to ona przyjęła kotki do klanu.
— Nie rób tak następnym razem — miauknął z lekka zdenerwowany kocurek — Nie lubię takiego czegoś…
— Jasne maluszku, nie ma sprawy! — zachichotała, dreptając w miejscu — Pierwszy dzień nauki co? Ja też pamiętam swój pierwszy, kiedy Żwirowa Ścieżka zabrała mnie na przechadzkę po terenach. Płaczący Strażnik to najlepszy postój, słowo ucznia! Błotnista Zatoczka też wygląda całkiem nieźle, ale przy Wodnych Głazach to nic! Tylko uważaj, żeby się-
Deszczowa Łapa siedział w miejscu kompletnie oszołomiony potokiem słów szylkretki. W którymś momencie po prostu się wyłączył, wpuszczając słowa kotki jednym uchem, a wypuszczając drugim. Nie mógł jej przecież powiedzieć, by przestała gadać, ponieważ miałby przerąbane u Oblodzonej Łapy na wieki wieków. Kiwał więc grzecznie głową, na każde mocniej zaakcentowane słowo kotki. Cieszył się też, że Łzawa Łapa jeszcze spała. Kto wie, co mogłaby zrobić, gdyby zobaczyła go rozmawiającego ze starszą kotką.
— Ognista Łapo, bo zepsujesz mu całe zwiedzanie! — miauknęła wesoło Jagodowa Skórka, która właśnie wyszła z legowiska. Widząc atakowanego słowami kocura, przyszła z szybką pomocą — Żwirowa Ścieżka poprosiła, byś zaczekała na nią przy wyjściu.
— Oh, dzięki! — zawołała Ognista, obracając się na pięcie — Do zobaczenia Deszczowa Łapo!
Kocur kiwnął jej głową, uśmiechając się lekko, po czym obrócił pyszczek w kierunku wojowniczki.
— Dziękuje — szepnął cicho, wypuszczając z ulgą powietrze.
— Nie ma za co — odpowiedziała kotka, uśmiechając się szeroko — Ognista Łapa czasem się zapomina i przekaże więcej, niż powinna.
Deszczowa Łapa speszył się, odwracając wzrok od lilijki. Od jakiegoś czasu zauważył, że gdy tylko na horyzoncie pojawiała się młoda wojowniczka, serce młodziaka trzepotało jak szalone. Wyglądała tak ślicznie, gdy się uśmiechała! Gdy miał zaledwie cztery księżyce nie patrzył na nią w ten sposób, lecz im bliżej był mianowania, tym więcej zwracał na nią uwagę.
Dziwił się, dlaczego kotka nie ma jeszcze partnera. Chociaż przynajmniej jest to jakiś plus, może jak będzie starszy, to będzie miał jakieś szanse? Na razie mógł tylko w ukryciu spoglądać na kotkę.
— Halo, Deszczowa Łapo, jesteś tu ze mną? — miauknęła liliowa, sprowadzając kocura na ziemię — Tata powinien zaraz do ciebie przyjść, także poczekaj jeszcze chwilę, dobrze?
Niebieski skinął wolno głową, łapami tarmosząc trawę pod nimi, nie patrząc na kotkę, gdy odchodziła. Zaraz, Bursztynowa Bryza to jej ojciec?! O rany, teraz to już na pewno musi pokazać i uczyć się jak najlepiej, by już na wstępie wyrobić sobie reputację!
— Sztywniak — usłyszał za sobą cichą drwinę Tonącej Łapy, na którą uśmiechnął się do siostry z wytkniętym językiem.
Niebieska koteczka odwzajemniła gest, po czym pobiegła w stronę Dębowego Futra, który czekał na nią niedaleko. Zmierzył swoją terminatorkę od łap po ogon, po czym z zarządził wyjście z obozu. Futro na karku dymnego podniosło się lekko, widząc wzrok, jakim obdarzył jego siostrę czekoladowy kocur. Nie przejmował się tym jednak za bardzo, ponieważ wiedział dobrze, że Tonąca Łapa nie da sobą pomiatać w żaden sposób. Już prędzej martwił się o Łezkę, którą Dryfujący Obłok uraczył niezbyt miłym spojrzeniem w trakcie ceremonii.
Nagle przy wyjściu z legowiska wojowników nastąpiło poruszenie. Liliowy kocur wyszedł w towarzystwie Rybiego Ogona, liżąc partnerkę po uchu i żegnając się z nią. Deszczowa Łapa wyprostował się niczym struna, próbując opanować drżenie łap.
Bursztynowa Bryza obrócił się w jego kierunku z uśmiechem, który szybko zniknął z jego pyska, zastępując go zdziwieniem.
— Masz jakiś skurcz w grzbiecie czy jak? — zapytał zmartwiony, na co niebieski kocur parsknął cicho.
— N-nie Bursztynowa Bryzo — miauknął speszony, garbiąc się lekko.
— To dobrze, rozluźnij się! — zawołał wesoło jego mentor — Bo zmęczysz się szybciej, niż powinieneś.
Pogodny głos liliowego sprawił, że uczeń szybko odrzucił od siebie poważną postawę. Cyjanowe oczy zaświeciły blaskiem podziwu do starszego wojownika. Po tym jednym spojrzeniu wywnioskował, że ten kocur to najlepszy materiał na mentora, jaki mógłby sobie wymarzyć. To nic, że nie zrobił jeszcze nic niesamowitego, dla Deszcza po prostu większość wojowników w klanie była godna podziwu.
— To co, może my też wreszcie się ruszymy? — zapytał liliowy, uśmiechając się ciepło do kocurka.
Deszczowa Łapa pokiwał pewnie głową, czując, jak energia wręcz rozpiera go od środka. Nie pokazywał tego, lecz już nie mógł się doczekać, aż zobaczy Klan Nocy.
Od Tuni C.D Karzełka
- Sz-szczerze mówiąc to dwu-dwunodzy o tym-tym decydują, a ja je-jedynie mogę swoją postawą prze-przekazywać im moje odczucia. Po za tym nie-nie wiem jakie-kie będą... - miauknęła kotka. Gdy coś za nimi zaszeleściło, szybko oboje odwrócili mordki nieco się jeżąc. Na szczęście był to tylko Virus machający przez sen jedną ze swoich kończyn. Karzełek westchnął z ulgą.
- Ro-rozumiem, Tu-Tuniu. - odpowiedział i uniósł główkę spoglądając na zasłonięte okno.
- Powinnam powiedzieć o mojej ciąży Virusowi... - mruknęła kotka. - Ale to dopiero jak on i Fenix się obudzą. - kocur kiwnął łepkiem i zmrużył oczy.
- Jeśli masz tu z nami mieszkać, powinieneś wiedzieć parę ważnych i przydatnych rzecz. - Tunia zaczęła nowy temat, by rozluźnić atmosferę. Dawny uczeń wpatrzył się w nią czekając na jakieś rady.
- Po pierwsze... z pewnością powinieneś zachowywać czystość, a do tego służy kuweta. - kotka wskazała lekkim ruchem głowy przedmiot. - Nie załatwiamy swoich potrzeb gdzie popadnie, bo nasz dom zmieni się w brud i smród. Kolejną ważną sprawą, są pazurki, bo wiesz, u nas nie można drapać co popadnie, mamy drapak. Na nim możemy wydziwiać ile chcemy. Hym... z pewnością przydadzą Ci się znaki. Jeśli na przykład chcesz na dwór, musisz oprzeć się przednimi łapkami o drzwi i wtedy nasi właściciele powinni Ci otworzyć, podobnie jest z jedzonkiem, ale wtedy musimy stać nad miską i rzucić błagalne spojrzenie. - Kocur najwidoczniej nie nadążał, bo zrobił nieco głupkowatą minę. Tunia postanowiła zaprezentować kocurowi "Wielkie oczy" i zrobiła błagalny pyszczek.
- Spróbujesz powtórzyć? - zapytała i trąciła go w policzek.
- T-ta... - mruknął i zrobił coś na wzór "Pomocy, zaraz mnie zamordują".
- Nie jest najlepiej, ale wiem, że to moja wina, bo jeszcze jesteś osłabiony... wybacz, nie powinnam... po prostu chciałabym, żebyś jakoś się przystosował, a im wcześniej, tym lepiej... - powiedziała kotka i polizała go po czółku. Ten nieco skrępowany dał jej nerwowy znak, że Virus właśnie gapi się na nich z wielkim grymsem. Tunia szybko odsunęła się od kocura i podeszła do syna.
- K-kochanie, w-wczoraj Ci nie powiedziałam al-ale ja... jestem w ciąży. - nerwowo miauknęła kotka.
- Mamo! - pisnął Virus i tupnął łapką. - Czemu nic mi nie powiedziałaś? - przez chwilę świdrował wzrokiem dawnego Małą Łapę, a gdy skończył podszedł i wtulił się w matkę.
- A... kto jest ojcem? - zapytał ciszej. Tunia przez parę bić serca milaczała, zastanawiając się, jak dobrze dobrać słowa.
- Nie ja o tym zdecydowałam i nie chcę by moje dzieci znały jego tożsamość. - burknęła. Kocury pokiwała głowami. Młodsza kopia Karzełka dalej podejżliwie spoglądała na swojego Ojca.
- Idę sprawdzić czy nasi właściciele wstali, nie zróbcie sobie krzywdy. - powiedziała i ruszyła ku drzwiom, by już po chwili na nimi zniknąć. Tak jak myślała - Pan, z kubkiem "kawy" w dłoni siedział na kanapie patrząc się w telewizor. Pani w swoim szlafroku w łapki robiła sobie śniadanie, a gdy zobaczyła podopieczną, otworzyła lodówkę i wyjęła z niej kawałek kurczaka. Tunia wiedziała, że to oznacza, iż za chwilę będzie śniadanie, więc ruszyła w drogę powrotną do jej "Ostoi spokoju". Gdy tylko przekroczyła próg pokoju, ujrzała, jak Virus natarczywie podgryza swoją zabawkę. Łaciata przewróciła oczami i ze świstem wypuściła powietrze.
- Już za niedługo śniadanie!
***
Minęło już około dwóch księżycy, od tamtego wydarzenia. Karzełek już dobrze sobie radził, jednak ograniczał się do ich pokoju i łazienki. Zaś z Virusem i jego rudym przyjacielem było przeciwnie. Ciągle biegali po domu, bawili się razem, byli już nawet u weterynarza, który zaszczepił ich. A Tunia... A Tuni w ciąż rósł brzuszek. Była coraz mniej kontaktowa, a najwięcej czasu spędzała w drapaku. Poznosiła tam sobie kocyki i siedziała w tym gnieździe wychodząc tylko by się załatwić, lub coś zjeść.
Dzień zaczął się niewinnie, jednak pieszczoszka już czuła, że to TEN dzień. Rankiem nawet nie wyszła na śniadanie! Koło południa powoli zaczęły odchodzić jej wody, przez co jeszcze bardziej się przeraziła. Nigdy tak naprawdę nie rodziła, było to dla niej zupełnie nowe odczucie. Co jakiś czas czuła, jak coś ją kopie. I nie, nie tak jak wcześniej. Ono chciało już, natychmiast, wyjść. Wszystko trwało godzinkę, jednak przez ten czas nic takiego się nie działo. Dopiero po trzynastej zaczął się horror. Było strasznie. Wszystko ją bolało, ale była cicho. Wreszcie nie wytrzymała i wydarła się na całe gardło, co skutkowała zbudzeniem Karzełka.
- Co-co się dzieje?! - miauknął przerażony kocur.
- RODZĘ, JA RODZĘ - wrzasnęła kotka, jeszcze bardziej denerwując kocura, który o porodzie guzik wiedział.
- C-co ja mam zrobić?!
- ZAAAAWOŁAAAAAAJ KOGO--AAAAAŚ
Pieszczoch zaczął przeklinać pod nosem, by po chwili przyłączyć się do jakże pięknego śpiewu, który doszedł również do młodszych kocurów, bo już byli w drzwiach.
- COŚ TY Z NIĄ ZROBIŁ, KRETYNIE! - ryknął Virus.
- TWOJA MATKA RODZI, USPOKÓJ SIĘ, KOCIE!
- Virus, on ma racje może lepiej...
- Weźcie przestańcie, wrzaskami nic mi nie pomaaaaaa-- powiedziała Tunia czując kolejny mocny kop.
- MAMO, NIE UMIERAJ TAM! - Czarny kocur wleciał i przysiadł blisko rodzącej.
- Fenix, jesteś z nas największy, weź coś zrób! - krzyknął klon Karzełka.
- Ale-ale... - zaczął szeptać maine-coon, że aż ze stresu się posikał. Na szczęście, do pokoju wkroczyli zdenerowani właściciele, patrząc się na tą dziką scenę, rodem wyjętą ze średniowiecza.
I tak o to, w blasku lampy, między krzykami, na świat przyszły dwa kocięta - pierwsza była urocza koteczka, a drugi naprawdę bardzo malutki kocurek. Mary i... Maleństwo. Te dwa imiona, ze wszystkich wymienionych przez dwunogów najbardziej pasowały do maluchów. Tunia była z siebie ogromnie dumna, ale i bardzo zmęczona, więc gdy tylko to się skończyło, ucięła sobie wraz z dziećmi długą, cichą, spokojną
drzemkę. Nareszcie wszyscy byli razem, a przyjmniej na tamtą chwilę.
<Karzełku?>
Od Spopielonej Łapy
- Dzisiaj nauczę cię walczyć - powiedział optymistycznie. Moje oczy wyszły z orbit. NAUCZĘ SIĘ WALCZYĆ. W końcu coś nowego. Zaczęłam skakać wokół mojego mentora, aż dotarliśmy do Białych Pni.
- Zaatakuj mnie, ale nie wyciągaj pazurów. - powiedział Borsuczy Kieł. Zdziwiłam. Tak bez przygotowania? Nie byłam pewna, ale posłuchałam się mentora. Skoczyłam w stronę jego łapy, a ten zrobił unik i odskoczył na bok.
- Nie patrz w miejsce, gdzie chcesz skoczyć, bo to zdradza twój zamiar - powiedział łagodnie. Postanowiłam patrzeć mu w oczy. Jakbym patrzyłam na inną część, pewnie każdy doświadczony wojownik, wiedziałby, że tam nie zaatakuje.
- Spróbuj jeszcze raz - Według planu, wpatrywałam się w jego niebieskie oczy. Tym razem skoczyłam w górę i musnęłam łapką po jego grzbiecie, nie zdążył odskoczyć, więc zaatakował mnie i odepchnął łapami do tyłu. Przewróciłam się, a on stał nade mną. Odepchnęłam go z całej siły tylnymi łapami, a gdy leciał, jak nie marnowałam czasu i wstała, po czym pobiegłam w stronę leżącego mentora i położyłam łapkę na jego brzuchu zwycięsko.
- Jak na pierwszy raz dobrze ci poszło, jesteś wyjątkowo silna jak na uczennice, ale trzeba u ciebie popracować nad skocznością. To też jest ważne - Powiedział z dumą - Ale teraz ćwiczymy dalej.
Borsuczy Kieł pokazał mi dużo sztuczek. Wydawało mi się, że coraz lepiej walczę. Tak spędziliśmy czas do końca treningu. Z radością wróciłam do obozu i od razu pobiegłam do stosu ze zwierzyną. Wzięłam na szybko jakiegoś drozda. Podeszła do mnie Gardeniowa Łapa.
- Pójdziesz na patrol myśliwski ze mną - spytała radośnie.
- Tak, tylko dokończę jeść - odpowiedziałam optymistycznie. Na polowaniu złapałam królika, dwa węże i mysz. Byłam z siebie bardzo dumna. Jednak skokami nie dorównywałam Gardenii. Wreszcie wróciliśmy do obozu. Całą drogę powrotną rozwialiśmy, a koty upominały nas, że wystraszymy całą zwierzynę. Kocham życie w klanie. Jest takie wspaniałe i magiczne. Dziękuje Klanie Gwiazdy, że urodziłam się w Klanie Wilka.
Od Spopielonej Łapy
- Dzisiaj nauczę cię walczyć - powiedział optymistycznie. Moje oczy wyszły z orbit. NAUCZĘ SIĘ WALCZYĆ. W końcu coś nowego. Zaczęłam skakać wokół mojego mentora, aż dotarliśmy do Białych Pni.
- Zaatakuj mnie, ale nie wyciągaj pazurów. - powiedział Borsuczy Kieł. Zdziwiłam. Tak bez przygotowania? Nie byłam pewna, ale posłuchałam się mentora. Skoczyłam w stronę jego łapy, a ten zrobił unik i odskoczył na bok.
- Nie patrz w miejsce, gdzie chcesz skoczyć, bo to zdradza twój zamiar - powiedział łagodnie. Postanowiłam patrzeć mu w oczy. Jakbym patrzyłam na inną część, pewnie każdy doświadczony wojownik, wiedziałby, że tam nie zaatakuje.
- Spróbuj jeszcze raz - Według planu, wpatrywałam się w jego niebieskie oczy. Tym razem skoczyłam w górę i musnęłam łapką po jego grzbiecie, nie zdążył odskoczyć, więc zaatakował mnie i odepchnął łapami do tyłu. Przewróciłam się, a on stał nade mną. Odepchnęłam go z całej siły tylnymi łapami, a gdy leciał, jak nie marnowałam czasu i wstała, po czym pobiegłam w stronę leżącego mentora i położyłam łapkę na jego brzuchu zwycięsko.
- Jak na pierwszy raz dobrze ci poszło, jesteś wyjątkowo silna jak na uczennice, ale trzeba u ciebie popracować nad skocznością. To też jest ważne - Powiedział z dumą - Ale teraz ćwiczymy dalej.
Borsuczy Kieł pokazał mi dużo sztuczek. Wydawało mi się, że coraz lepiej walczę. Tak spędziliśmy czas do końca treningu. Z radością wróciłam do obozu i od razu pobiegłam do stosu ze zwierzyną. Wzięłam na szybko jakiegoś drozda. Podeszła do mnie Gardeniowa Łapa.
- Pójdziesz na patrol myśliwski ze mną - spytała radośnie.
- Tak, tylko dokończę jeść - odpowiedziałam optymistycznie. Na polowaniu złapałam królika, dwa węże i mysz. Byłam z siebie bardzo dumna. Jednak skokami nie dorównywałam Gardenii. Wreszcie wróciliśmy do obozu. Całą drogę powrotną rozwialiśmy, a koty upominały nas, że wystraszymy całą zwierzynę. Kocham życie w klanie. Jest takie wspaniałe i magiczne. Dziękuje Klanie Gwiazdy, że urodziłam się w Klanie Wilka.
Od Dymka C.D. Skocznej Łapy
Dymkowi się nudziło, był wczesny poranek. Wszyscy spali, on jednak wstał i nie miał co ze sobą zrobić. Nagle wyczuł przyjemny zapach w lesie. Postanowił się mu przyjrzeć, a raczej przywąchać. Wymknął się z kociarni. Udało mu się przejść około trzech lisich długości, gdy napotkał koty szykujące się do patrolu. Na osty i ciernie! Szybko przebiegł za krzak. Nie zauważono go. Droga jest wolna! Popędził prędko do potencjalnego wyjścia. Teraz był dwie długości drzewa od granicy obozu. Wyciągnął szyję w górę i zaciągnął powietrze. Poszedł w kierunku z którego wydobywał się zapach. Pobiegł, mając nadzieję na znalezienie źródła woni.
---
Idąc przed siebie, nie zdawał sobie sprawy jak daleko zadziera łapki, a tym samym - jak bardzo oddala się od domu. Dymek, jako kociak, nie ma wielkiej siły. Zmęczył się.
"Eh, chyba nie znajdę źródła cudownego zapachu. Może powinienem wrócić do obozu…"
Jednak, gdzie był obóz? Kocurek rozejrzał się po okolicy. GDZIE BYŁ OBÓZ?
Słońce wspinało się wysoko na niebo i świeciło prosto na kocura. Zmęczenie i gorąc wzięły górę, i czarnuch ułożył się pod konarem jednego z drzew. "Znajdą mnie. Jestem pewien." A potem zmróżył ślepia...
- Puszczaj! Zostaw mnie w spokoju, ty… ptaku! - kocurek próbował się wydostać jednak, jednak ptaszysko dziobnęło go kilka razy. Odgryzło przy tym kawałek jego ucha. Kocurek miał zamiar ugryźć ptaka, gdy nagle pojawiło się przed nimi drzewo. Kocur oberwał jego gałęzią i stracił przytomność.
---
Obudził się gdy ptaszor zamierzał lądować.
- AUA! - wykrzyknął kocurek, gdy ptak niedelikatnie obił go siadając na ziemi. Stworzenie spojrzało złowrogo na Dymka, jakby chciało powiedzieć “piśnij raz jeszcze a tym razem stracisz oko”, po czy, wciąż go przytrzymując, zajęło się czesaniem piór. Nagle kot, jak i ptak, usłyszeli szelesty w zaroślach. Wyskoczył z nich młody, lecz o wiele starszy od Dymka kocur o czarno-białej sierści. Ptak już chciał się poderwać do góry, gdy nowo poznany kot rzucił się na jego grzbiet. Kotek upadłby na ziemię, gdyby nie zgrabny skok kotki, która pojawiła się niespodziewanie na planie akcji. Delikatnie odłożyła go na ziemię. Mówiła coś do Dymka, lecz ten, ogłuszony, nie zrozumiał ani słowa. Nie mógł też wydusić z siebie słowa. Tak więc leżał, cały drżąc, nie mogąc nic zrobić. Zamknął oczy i łapami zakrył uszy, miał dość. Dlaczego w ogóle wyszedł z obozu? Powinien był zostać, mógłby teraz, chociażby, bawić się z rodzeństwem. No i mieć całe ucho! Ktoś smyrnął go w bark poczym delikatnie uniósł do góry. Ah to ta kotka. Rozejrzał się trochę po otoczeniu. Na ziemi leżał martwy ptak. Obok stały inne koty, a wybawiciel trząsł się z wyczerpania, pokryty krwią. Powoli wracał mu słuch.
- Powinniśmy… medyka… - powiedział rudy kocur.
- Tak… stanie… kotek - poparła starsza kotka. Wywnioskował to z kiwania głową.
- Ty… najlepiej - czarny kot zwrócił się do najmłodszego członka grupy.
Cokolwiek mieli na myśli, nieśli gdzieś właśnie małego kocurka, a ten nie był pewny, czy to dobrze.
---
Dymek leżał na wygodnym posłaniu z liści, zaraz obok kocura który go uratował. Z toku rozmowy wynikało, że ma na imię Skoczna Łapa. Teraz medyczka zajmowała się małym kocurkiem.
- Witaj mały, jak masz na imię?
- D-Dymek.. - wciąż zmieszany odpowiedział czarnuch.
- Ja jestem Różany Kwiat, będę odkażać ci rany, a ty mi powiedz, jak znalazłeś się w szponach jastrzębia? - medyczka uśmiechnęła się. Dymek opowiedział historię, wstydząc się jednak swojej głupoty. Po zabiegu podszedł do Skoczka.
- Skoczku… dziękuję. Dziękuję za uratowanie życia.
<... Skoczek?...>
Od Laska C.D Migoczącego Nieba
-A gdzie byłeś?- spytała siostra.
-Yyyy…- kociak zastanawiał się co powiedzieć.-Więc, wyszedłem z obozu, żeby zobaczyć jak polują prawdziwi wojownicy i…-stwierdził, że zmieni historie na korzyść Migoczącej.-I wtedy ta kotka, którą mama lubi, chyba Migocząca Łapa czy jakoś tak zauważyła, że ja gdzieś idę i mnie tu przyprowadziła.
Siostra na szczęście uwierzyła w te historyjkę, obiecała ni e mówić nikomu i po prostu dała mu spokój. Kociak dokładnie analizował co powiedziała mu kotka. „-Gdyby lis cię znalazł... mógłby zrobić Ci krzywdę i mógłbyś stać się... taką gwiazdą.” Kociak nie mógł zrozumieć o co jej chodziło. Przecież nie można być gwiazdą! Musi spytać się mamy!
-Mamo, a można stać się gwiazdą?
Mama nie wiedziała co powiedzieć, więc zwyczajnie spytała:
-A kto ci tak powiedział?
-A nic, tak się pytam…
Od Burzowego Serca C.D Tulipanowej Łapy
Burzowe Serce spojrzał się na Ciernistą Łodygę.
- Chcesz iść razem z nami Ciernista Łodygo? – Zapytał spokojnym głosem medyk.
- Co o tym sądzisz Ziołowa Łapo? – Kotka spojrzała zaciekawiona na własnego ucznia.
- Jak chcecie.. Mogę iść. – Odpowiedział lekko wściekły.
- Zatem chodźmy, będziemy szli za tobą Burzowe Serce.. Ale czego szukamy? – Zapytała się wojowniczka, już wiele razy była z kocurem na poszukiwaniu ziół. On jak i ona bardzo to lubili, mogą wtedy pooglądać ich piękne terytorium oraz się odprężyć.
- Szukamy rumianku.. Na szczęście jest nawet blisko obozu. – Zamruczał Burza po czym zaczął iść w stronę rośliny. Ziołowa Łapa i Tulipanowa Łapa gadali o sprawach uczniów aż nagle Tulipanek się przewrócił. Burzowe Serce szybko do niej podbiegł i pomógł jej wstać.
-Wszystko dobrze Tulipanku? – Zapytał się lekko zmartwiony. Za medykiem podbiegła wojowniczka.
- Tulipanku.. Jak się masz? – Zapytała lekko zdezorientowana.
- Wszystko dobrze.. Przewróciłam się o kamień. Dam sobie radę, chodźmy dalej! – Zamruczała idąc za Ziołową Łapą. Kocur i wojowniczka spojrzeli na siebie i poszli dalej. Nagle z daleka ujrzeli rumianek.
- To rumianek? – Zapytał się Ziołowa Łapa. Burzowe Serce kiwnął głową i do niego podbiegł.
- Nie zmieszczę wszystkiego do buzi. Pomożesz mi Tulipanowa Łapo? – Zapytał się miło. Kotka kiwnęła głową i wzięła trochę rośliny, to samo zrobił medyk. – Zatem wracajmy i podziwiajmy nasze cudowne terytorium. – Powiedział Burza odwracając się w stronę obozu. Uczniowie wyprzedzili wojowniczkę i medyka. Przez chwile zapadła wielka cisza między nimi. – Jak się szkoli Ziołowa Łapa? – Zapytał kot.
- Dobrze. Pytasz się mnie o to zawsze, coś przede mną skrywasz. Tylko jeszcze nie wiem co, ale się dowiem. – Odpowiedziała Ciernista Łodyga patrząc się cały czas przed siebie. Burzowe Serce przez parę sekund milczał aż nagle musiał coś powiedzieć.
- Jak tam u.. – Powiedział nie kończąc zdania.
- U Brzoskwiniowej Gałązki? Wszystko dobrze.. Jest bardzo miła. – Odpowiedziała kotka. Czy Burzowe Serce jest naprawdę aż tak nudny, że kotka zna jego wszystkie pytania?
< Ciernista Łodygo, Ziołowa Łapo, Tulipanowa Łapo? Co teraz robimy? ( ͡° ͜ʖ ͡° ) >
Od Karzełka C.D Tuni
30 lipca 2018
Od Ostrokrzewu C.D Wąsatej Łapy
- Znowu ty... - syknął bury kocur.
- Hej, Ostrokrzewie! Jak się masz?Mam nadzieje, że dobrze, bo ja się czuję fantastycznie. - To szyderstwo, ta obrzydliwa pewność siebie działała mu na nerwy. Ostrokrzew przewrócił oczami i skoczył na rudaska. Oboje potoczyli się kawałek, po czym uderzyli w drzewo. W tym momencie młodszy z nich był na górze i wbijał się łapkami w gardło świeżo upieczonego ucznia.
- Słuchaj, wrzodzie. To, że cię mianowali, nie znaczy, że jesteś lepszy!
Wąsata Łapa zaśmiał się cicho, po czym kopnął Krzewika w brzuch, zrzucając go z siebie w ten sposób. Rudy kocurek zerwał się i stanął na łapach. Obrzucił zwijającego się z bólu Ostrokrzewa szyderczym uśmiechem i mrugnął do niego.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć, świeżaku.
- Wal się na pysk - zawarczał młody kociak.
<Wąsik? Już żyję!>
Od Gardeniowej Łapy CD Wąsatej Łapy
- Hej Gardeniowa Łapo! Już po treningu? - zapytał radośnie.
- Co...oh, cześć Wąsata Łapo- przywitała się przyjaźnie kotka- tak, już po. Borsucza Gwiazda pokazywał mi dziś techniki polowania, to była fajna zabawa.
- A masz ochotę przejść się na krótki spacer? Muszę sobie z kimś pogadać i akurat wypadło na ciebie- zaśmiał się rudasek potrącając głową- to lecimy?
- Oczywiście! - krzyknęła uczennica i skoczyła gotów obok przyjaciela. Ten szybko pobiegł w stronę wyjścia z obozu, a Gardenia jak najszybciej pognała za nim.
Kiedy byli już na tyle daleko, że stracili obóz z oczu zwolnili. Kotka oddychała szybko, ale była szczęśliwa, nie czuła się jak po pogoni za zającem. Wąsata Łapa nie wydawał się taki zmęczony. Spojrzał na zasapaną koleżankę, która łapała dech, a łapy jej drżały.
- Ktoś tu chyba powinien częściej biegać, co Gardenijko? - zakpił dla zabawy kocur. Uśmiechnął się chytrze i podniósł łebek wysoko. Kotka przeniosła na niego swój wzrok. Patrzyła na niego karcąco, ale rudasek nic sobie z tego nie robił.
- Masz po prostu długie nogi, no i nie spędziłeś ponad 4 księżyców leżąc w legowisku medyka - burknęła liliowa. Wypuściła głośno powietrze i pokręciła głową. Usiadła udając obrażoną, owijając sobie ogon wokół przednich łap. Podniosła wysoko pysk oraz wydęła policzki.
- No już, nie dąsaj się aż tak. Przecież żartowałem - powiedział Wąsik i podszedł do koleżanki. Dotknął jej barku nosem, a kotka zadarła łbem jeszcze bardziej do góry. Kocur wypuścił głośno powietrze i przymknął ślepia. Nagle na jego pyszczek wpełzł chytry uśmieszek - Ej! Wiesz, że znam takie ładne miejsce.
- Nie, nie znam - powiedziała chłodno.
- Tam latają motylki, kwitną kwiatki i słońce grzeje... - ciągnął kocur, wiedząc jak Gardenia uwielbia kwieciste łąki. Uczennica mimowolnie zerknęła na przyjaciela. Na jej pyszczku zawitał ukryty uśmieszek - To niedaleko, byłem tam raz z siostrami i mamą. Wtedy był tam jeszcze śnieg, ale teraz na pewno wszystko już urosło i zabarwiło się kolorowymi płatkami. Spodoba ci się. Lubisz takie miejsca podobno. Błękitne Futro czasem nam się skarżyła ile gadasz o kwiatach.
- Skoro ci tak zależy to prowadź.
<Wąsata Łapa?>
Od Gardeniowej Łapy
Tak jak zwykle czekała na swojego mentora przy wyjściu z obozu. Kiedy zobaczyła kocura jak wychodzi ze swojego legowiska zadrżała. Lider wymienił parę słów z swoim zastępcą-Płonącym Grzbietem, a po chwili ruszył w moją stronę. Borsucza Gwiazda posłał swojej uczennicy przyjazny uśmiech, który kotka szybko odwzajemniła z radością.
- Witaj Gardeniowa Łapo - Kocur usiadł obok niej i polizał swoją łapę szorstkim językiem parę razy.
- Dzień dobry Borsucza Gwiazdo - odpowiedziała szybko, szarpiąc zieloną trawę pazurkami. Kocur i kotka często rozmawiali prze, w czasie i po treningu. Jeszcze w obozie lider opowiadał kotce co ma zamiar z nią przećwiczyć tego dnia. Podczas przerw w polowaniu czy walce, Gardenia pytała mentora czy mógłby pokazać jej jakieś sztuczki lub inne pomocne rzeczy. Kiedy wracali często dyskutowali o jej postępach, ale nie zawsze, czasami lubili po prostu luźno pogawędzić.
- Jak wspominałem ci wczoraj, dzisiaj polujemy. Nie ma co siedzieć w obozie, kiedy w lesie tyle zwierzyny czai się w krzakach - lider wstał i przeciągnął się, ziewając długo. Otrzepał ogon od pyłu i kurzu. Wskazał głową na wyjście z obozu, a Gardeniowa Łapa szybko wstała i pognała do przodu.
Mentor razem z uczennicą dotarli na małą, leśną polankę. W wyższej trawie, mokrej od porannej rosy skakały koniki polne. Na niebie latały ptaki i motyle, a pod łapami brzęczały mi puchate pszczółki. Kocur wszedł na polankę i usiadł na środku. Liliowa kotka stała przed kocurem. Lider zamknął oczy i otworzył pysk. Gardenia przyglądała się kocurowi.
- Powiedz mi co czujesz - odezwał się cicho, jakby nie chciał żeby usłyszała go zwierzyna, ukryta w wysokim gąszczu. Uczennica wciągnęła powietrze mając otwarty pysk. Czuła mocny zapach myszy polnej. Gdzieś dalej musiał nasłuchiwać zając, ale jego woń była znacznie słabsza. Najgorzej czuła ptaki, które szukały materiału na swoje gniazdo. W tej trawie na pewno usłyszałyby jej kroki, więc złapanie ic byłoby bardzo trudne, a wręcz niemożliwe, zwłaszcza dla początkującej uczennicy. Gardeniowa Łapa ostatni raz otworzyła pysk, żeby na pewno wyczuć wszystko. Nic więcej już nie poczuła.
- Mysz, niedaleko nas. Zając, jest przy lesie, po drugiej stronie polany. Para ptaków na skraju, blisko krzaków - powiedziała, patrząc na lidera który dalej nasłuchiwał odgłosów lasu z zamkniętymi oczami. Pokiwał niemo głową na co Gardenia uśmiechnęła się radośnie.
- Chociaż mysz jest dalej niż ci się zdaję - powiedział otwierając ślepia. Wstał lekko na równe łapy i przyjrzał się liliowej - Bardzo pomocną i ważną rzeczą w polowaniu jest sposób w jaki ofiara dowiaduje się o twojej obecności. Zając cię usłyszy, więc trzeba być bardzo cichym podczas polowania na nie. Mysz poczuje twój zapach, dlatego należy zabrać się od tej strony, żeby wiatr nie niósł woni w jej stronę. Ptaki mają świetny wzrok oraz najczęściej kryją się w gałęziach drzew. Najtrudniej je upolować, bo one cie zobaczą zanim zdążysz wskoczyć na pień drzewa. Warto to zapamiętać, na pewno ci się przyda.
- Pamiętam wszystko co mi mówiłeś, Borsucza Gwiazdo! Każda twoja rada jest dla mnie bardzo ważna! - powiedziała głośno i radośnie uczennica z uśmiechem.
- Właśnie spłoszyłaś zająca - zaśmiał się lider
- Oh! Przepraszam. Już nie będę tak krzyczeć - spochmurniała kotka. Kocur podszedł i położył pysk między jej uszy mrucząc. Był to prosty gest, który sprawiał, że uczennica szybko odzyskała humor. Gardeniowa Łapa uśmiechnęła się, a lider musiał poczuć zmianę jej nastroju, bo po chwili odsunął się od niej.
- Spróbuj złapać tą mysz. Tam jest utarta ścieżka, więc będziesz mogła ciszej się do niej przedostać. Najpierw jednak chce zobaczyć twoją łowiecką pozycję. - kocur wlepił ślepia w kotkę, która przykucnęła na łapach - Niżej, tak każde zwierzę cię dostrzeże
Gardenia bardziej zgięła łapy, niemal czuła jak cienkie źdźbła trawy gilgoczą ją w brzuch. Podniosła wzrok na kocura, który pokiwał łbem. Pręgowana podniosła się i ruszyła cicho w stronę myszy. Kiedy była już na tyle blisko, opadła i zaczęła się skradać. Cicho przesuwała swoje łapy zaraz nad ziemią, żeby nie wydawać niepotrzebnego hałasu, który dla niej ledwo słyszalny, dla myszy mógł być ostatecznym ratunkiem. Jeszcze raz otworzyła pysk i zaciągnęła się (kocham). Mysz musiała być bardzo blisko, ponieważ jej zapach był bardzo intensywny. Wsunęła łapy między wysokie pasma trawy, później zrobiła to samo z pyskiem i drugą kończyną. Gryzoń skubał jakieś źdźbło nie zważając na resztę otaczającego świata. Uczennica wlepiła w niego swoje jasne ślepia i przygotowała się do skoku. Napięła wszystkie mięśnie i wyskoczyła lekko w górę. Spadła delikatnie na łapy, przyciskając zdobycz do ziemi. Mysz piszczała i próbowała się wyswobodzić, jednak kotka szybko zakończyła jej cierpienie. Uśmiechnięta wzięła ją do pyska i w podskokach wróciła do Borsuczej Gwiazdy, który dalej siedział na swoim miejscu. Na widok swojej uczennicy niosącej w pysku swoją pierwszą zdobycz wyszczerzył się wesoło, a jego oczy błyszczały swojego rodzaju dumą. Gardeniowa Łapa też była z siebie dumna.
- Świetna robota. Wróćmy teraz do lasu. Zakopiesz tam mysz i może uda ci się coś jeszcze upolować. Daje ci wolną łapę, bo wiem jak wzrok mentora rozprasza uczniów, zwłaszcza tych młodych - kotka szybko pokiwała głową i pognała do lasu, nie czekając na Borsuczą Gwiazdę, który jeszcze tylko krzyknął, żeby wróciła do obozu przez szczytowaniem księżyca.
Uczennica wykopała dołek i włożyła do niego gryzonia i szybko zakopała. Czuła jak rozsadza ją energia, miała wrażenie, że jest w stanie opustoszyć cały las ze zwierzyny. Kotka poczuła zapach zająca. Pomyślała, że mała pogoń za nim będzie świetnym rozpoczęciem polowania, i że będzie dobrym sposobem na rozładowanie tej całej energii. Przypadła nisko na łapy i zaczęła przedzierać się przez leśne runo. Była pewna, że zajączek jest już bardzo blisko. Wyjrzała zza krzewu i zobaczyła parę szarych uszu. Nie chciała skradać się bliżej, więc wyskoczyła daleko w przód, ofiara zerwała się nagle i zaczęła gnać przez las. Kotka nie była dłużna, szybko biec za nim. Zając był cholernie szybki, a uczennica nie miała w zwyczaju długich biegów. Prędko opadła z sił, więc zwolniła, co zwierz wykorzystał i uciekł zostawiając ją daleko w tyle. Gardeniowa Łapa zaprzestała i zaczęła łapać oddech. Było jej przykro, że nie dała rady dogonić zająca, ale szybko o tym zapomniała, ponieważ usłyszała szelest w krzakach. Zasmakowała powietrza i wyczuła jakiegoś gryzonia. Pachniał trochę inaczej od myszy, ale na pewno było to coś podobnego. Kotka znów przyjęła łowiecką pozę i zaczęła przemieszczać się w stronę nowej ofiary. Była w wysokiej trawie, nie widziała nic, ale słyszała i czuła, że gryzoń jest przed jej pyskiem. Niemal mogła go posmakować. Oddychała tak delikatnie, jakby zwierzak mógł poczuć jej oddech i uciec w krzaki. Uczennica wyskoczyła do góry i złapała w pysk grubego gryzonia. Przyjrzała się mu i zaśmiała pod nosem. Gardeniowa Łapa spojrzała na niebo i pomyślała, że jak na pierwsze polowanie dwie zdobycze to wystarczająco. Wzięła nornicę za skórę na szyi i wróciła po mysz. Zaczęła kierować się do obozu.
Od Tulipanowej Łapy C.D Burzowego Serca
Ona mogła patrzeć innym w oczy, ale inni w jej nie mogli i już! Kocur lekko się uśmiechnął i wrócił do swoich ziół.
- Hm... Burzowe Serce, a może... Musisz zrobić jakieś zapasy? Nie brakuje ci niczego? - spytała zaciekawiona.
- Nie... Raczej wszystko mam. Czemu pytasz? - spytał i znów popatrzył na kotkę.
- No bo... Sztormowe Niebo powiedział, że chciałby sobie zrobić dzisiaj ode mnie przerwę, więc mam wolne. W sumie natknęłam się też na Nocną Gwiazdę i powiedział, że jeśli mi się nudzi, to mogę pomóc medykom pozbierać zioła lub wymienić mech u starszych. Wizja zbierania roślinek bardziej mi się spodobała, więc jestem. - opowiedziała, jak to dokładnie było.
Medyk spojrzał na nią lekko zamyślony i małym zdziwieniem na pyszczku. Po chwili uśmiechnął się jednak i powiedział:
- W sumie to przydałoby się uzupełnić zapasy rumianku. Powinien rosnąć nie daleko obozu.
- Jupi! Więc idziemy. Będę czekać przy wyjściu! - zawołała i niczym strzała wybiegła z obozu, o mało nie wpadając na Ziołową Łapę.
Już po chwili była po drugiej stronie wejścia do obozu, a zaraz po niej pojawił się szaro-biały kocur.
- Cześć Ziołowa Łapo! - zawołała z uśmiechem.
- Co to miało być? - spytał jakby zły.
- Ale co? - spytała.
- No to w obozie.
- Ah! Wybacz Ziołowa Łapo. Nie widziała cię. Dosłownie wszedłeś mi pod łapy. Całe szczęście, że jestem zwinna i cię ominęłam!
- Ta! Chyba ja jestem uważniejszy. - fuknął i pokazał kotce język, ale po chwili go schował.
Tulka pacnęła kocura łapką w ucho, a potem usłyszała za sobą chrząknięcie. Była to Ciernista Łodyga i Burzowe Serce. Pointka uśmiechnęła się tylko do dwójki starszych kotów, a potem podskoczyła do boku medyka.
- Oni też idą z nami? - spytała cynamonka.
Od Lasu C.D Ostrokrzewu
- Ja... - kotka zawahała się chwilę, marszcząc nosek i ugniatając ziemię łapkami - Nawet o tym nie myślałam - odparła spokojnie, przymykając oczka. Uciec z klanu? Tak po prostu zostawić tu całą rodzinę? To... To nie mieściło się w jej dziecinnej główce - Może jak zostaniemy wojownikami albo chociaż uczniami. Bo jak ma razie może zostać z nas jedynie martwa kupa futra - zaśmiała się cicho na własne słowa, kątem oka dostrzegając Spopieloną Łapę. Westchnęła z zachwytu wręcz wpadając na krzewika.
- Ej! Co ci? Złaź ze mnie! - wydarł się bury tak głośno, że praktycznie cały klan mógł ich usłyszeć. Zaraz jednak powiódł wzrokiem w kierunki obiektu westchnięć kotki - No nie gadaj... Zabujałaś się! Ha! - starszy kociak wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, nawet nie kryjąc swojego rozbawienia. Las jedynie zmarszczyła gniewnie brwi, po czym wstała, odwróciła się na pięcie i wróciła do kociarni, zadzierając nosek do góry.
- Goń się mysi bobku! - zawołała, siadając obok ojca, starając się wyglądać dumnie. Zmrużyła oczy i pokazała pręgowanemu język, na co ten odpowiedział tym samym gestem. Zapewne posłał w jej stronę kilka nieprzyjemnych obelg, jednak młoda miała to gdzieś. Foch to foch.
Od Srebrnego Poroża
Usłyszał plusk, a już po chwili głowa jego uczennicy wynurzyła się z wodnej tafli, z rybą w zębach. Widząc to, pokiwał głową z uznaniem, na co ta uśmiechnęła się lekko, patrząc w żółte oczy swojego mentora.
Niewątpliwie coś zmieniło się w ich relacji. Oboje to odczuwali. Lód nie traktowała go już z rezerwą, jak wyrośnięte dziecko. Odnosiła się do niego w podobny sposób, w jaki rozmawiała z Zawilcem, czy Ognistą Łapą. Srebrne Poroże także traktował swoją uczennicę odrobinę poważniej. Sporadycznie zdarzało mu się z niej pożartować, jednak wszystko było zachowane w granicach zdrowego rozsądku i nawet nie przeszkadzało kotce tak bardzo, jak kiedyś.
Jego wzrok powędrował na stosik, umiejscowiony przy kotce. Znajdowała się tam niezła ilość pożywienia. Van z wolna podszedł do Lód.
— Wystarczy — oznajmił — do jutra tego nie doniesiemy.
Niebieska przewróciła oczami.
— Myślę, że w klanie nie będą wybrzydzać — stwierdziła. Syn Sarenki uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
— Oni nie. Ja tak. Uwierz mi, że będę ci jojczyć całą drogę powrotną, jeśli zamierzasz kontynuować — w jego głosie brzmiała zupełna powaga, co sprawiło, że uczennica uśmiechnęła się lekko.
— Zatem, wracamy — rzuciła, pochylając się, aby zebrać tyle ryb, ile zdoła.
Jakaś część Srebrnego nie mogła się już doczekać, aż dostanie to, na co zasłużyła. Aż zostanie wojowniczką. Inna zaś, krzyczała głośno, że wcale tego nie chce. Byłe jego pierwszą uczennicą i zawsze będzie widział w niej kocię, które poznał. To będzie takie dziwne, gdy nie będą już codziennie razem trenować.
~*~
Żeby nie skłamać, zapolował. Zrobił to od razu po wyjściu z obozu, a pozyskaną zdobycz zakopał. Nie był to jednak cel jego wędrówki. Tak tylko powiedział przyjaciołom. To było... coś zupełnie innego.
Dziecinne, ale Srebrny miał nadzieję, że jeśli pójdzie do Płaczącego Strażnika, graniczącego z Klanem Nocy i trochę poczeka, może zobaczy Skoczną Łapę? Widzieli się tylko dwa razy, z czego ten drugi bardzo krótko, a mimo to wojownik chciał więcej. Cóż można powiedzieć? Polubił tego kocura. Chciał spędzać z nim swój czas częściej. A to, że był z Klanu Klifu? Co z tego? Przecież wolno mu mieć przyjaciół w innych klanach.
Przyjaciele to nic złego. Wie, gdzie leży jego lojalność.
Tak więc skrył się przed skwarem w cieniu strażnika i czekał. Po prostu czekał, a może się uda? Jak nie dziś, to za parę dni. Obojętnie.
<Skoczna Łapo?>
Od Nocnej Łapy
- Mało brakowało, a byś się spóźniła - powiedziała na dzień dobre mentorka.
- Ale się nie spóźniłam - odpowiedziałam z uśmiechem na buzi.
Mentorka odpowiedziała mi tylko uśmiechem i bez dalszych wyjaśnień ruszyła w głąb lasu, a ja za nią. Jak zwykle postarała się obrać jak najgęściej usianą drzewami drogę, do czego, prawdę mówiąc, się nawet przyzwyczaiłam, a przy trudniejszych fragmentach nauczyłam się przechodzić z drzewa na drzewo (Szepczący Wiatr przymykała na to oko, o ile ją doganiałam). Po jakimś czasie zorientowałam się, że przechodzimy tuż obok strumyka, a Szepczący Wiatr zaczyna powoli zwalniać.
Na szczęście brzeg był tu obrośnięty drzewami i korzenie mocno trzymały ziemię, żeby się nie osuwała lub nie zamieniła się w błoto tak jak ziemia po drugiej stronie strumyczka. Jedynymi drzewami, jakie można było, zobaczyć na tamtym płaskim terenie były cztery brzozy zupełnie takie jak z Białych Pni. Z tą różnicą, że były tylko cztery. Ten teren był naprawdę przedziwaczny i taki... pusty. Nawet słońce tutaj wydawało się takie upalne, gorące i nieprzyjazne. Popatrzyłam głębiej w strumyk i przypomniało mi się, jak zawsze mu się przyglądałam, gdy byłam jeszcze kociakiem. Wymykałam się spod opiekuńczych łap mamy i wspinałam się na najbliższe drzewo, by z wysokości oglądać tereny wokół obozu i snuć marzenia o moich podróżach w te jak mi się wydawało odległe miejsca. Ledwo zauważyłam, kiedy obydwie stanęłyśmy. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na swoje odbicie w tafli wody. Nagle w moją stronę coś wyskoczyło. Przestraszona pisnęłam i walnęłam tę rzecz łapą. Małe zwierzątko przeleciało kawałek w powietrzu i uderzyła z cichym plaśnięciem o drzewo. Zdziwiona schyliłam się nad tym stworzeniem, które zaczęło be opamiętania wyginać się na wszystkie strony. Niepewna zrobiłam kilka kroków do tyłu, na co moja mentorka zaśmiała się szczerze.
- To ryba kupo futra.
W odpowiedzi tylko cicho prychnęłam i ostrożnie trąciłam tą "rybę" łapą. Moja mentorka na to tylko pokręciła głową i złapała piszczkę (o ile tym mianem określa się także ryby) za kark (gdzie one go w ogóle mają?).
Ofiara była mała, ale i tak nie mogłam się doczekać, aż rodzeństwo zobaczy moje znalezisko. Ciekawe czy oni też mają takie interesujące lekcje? Pomimo moich próśb nie poszliśmy dalej by coś jeszcze upolować, ale zamiast tego zrobiliśmy sobie jeszcze kilka biegów przełajowych, póki zmęczona nie położyłam się rozgrzana w strumyku przy Drodze Grzmotu. Mentorka, ignorując moje położenie, zaczęła mi, zamiast biegów zadawać pytania, dotyczące innych klanów.
- Jaki jest największy atut wojowników Klanu Burzy?
- Szybkość.
- Kto jest liderem Klanu Nocy?
- Pewnie jakaś Gwiazda.
- Nocna Łapo za niedługo zebranie wysil się.
- Agrestowa Gwiazda?
- Nie, Jagodowa Gwiazda.
- OK. Jagodowa Gwiazda jest liderem Klanu Nocy.
I tak w kółko do czasu aż chwilowo przestały mnie boleć łapy, moje futro przestało chociaż trochę przypominać jeden wielki zlepek, a mój mózg zamienił się w papkę. W drodze powrotnej upolowałam jeszcze jednego powolnego gołębia i powolnym marszem dotarliśmy do obozu, gdzie chwyciłam rybę i jakiegoś zajączka, którego zjadłam ze smakiem. W legowisku czekało już sporo uczniów, którzy wymieniali się wrażeniami z dzisiejszego dnia. Opowiedziałam trochę rodzeństwu o rybie, którą złapałam i szybko zasnęłam.
Od Nocnej Łapy C.D Spopielonej Łapy
- I macie się nie ruszać z miejsca - jeszcze na odchodne krzyknął za nami Borsuczy Kieł. Słysząc te słowa, moja siostra wytrzeszczyła na niego oczy, że o mało gałki jej nie wyszły z orbit. Widząc to, jej mentor o mało nie skręcił się ze śmiechu i ledwo co powiedział kilka słów, o mało się nie dusząc.
- Spokojnie (powstrzymywany śmiech) możecie upolować kilka myszy. Tylko nie ruszajcie się z Wielkiej Polany - powiedział i ruszył za Szepczącym Wiatrem. Kilkanaście uderzeń serca później trochę dalej od nas za drzewami słychać było śmiech.
- No to jak zapolujemy jakiegoś królika? - zaczepiłam siostrę i lekko trzepnęłam ją ogonem w pyszczek i dodałam, widząc jej lekko naburmuszoną minkę - Chodź, pokarzemy tym wojownikom, że jesteśmy zdolne do czegoś więcej niż siedzenia w miejscu, kiedy tuż przed nosem latają nam przyszłe piszczki - i dla podkreślenia słów wskazałam na małego ptaszka, który właśnie niczego nie świadom śpiewał po drugiej stronie polany. Spopielona Łapa nie dawała się długo namawiać i już po paru chwilach biegałyśmy w najlepsze za wszelkimi małymi zwierzątkami. Wprawdzie połowa uciekała za nim, zdążyliśmy je złapać, ale i tak udało nam się złapać kilka ładnych sztuk między innymi tłusty króliczek. Na chwilę się zatrzymałyśmy w polowaniu, słysząc, jak ktoś nadchodzi i czując nieznajomy zapach. Spomiędzy drzew wysunął się jakiś rudy podłużny pysk.
< Spopielona Łapo? Może lis urozmaici opowiadanie? >
Od Skocznej Łapy
- Jak k-kocię? - zapytał powoli roztrzęsiony uczeń, ostrożnie wstając do pozycji siedzącej.
- Ma parę ran, więc jak najszybciej musimy przetransportować go do medyka. - wtrąciła kotka.
- Ty również nie jesteś w najlepszym stanie... - stwierdził zastępca.
Wszyscy zgodnie stwierdzili, żeby zawrócić i odprowadzić do medyka oba kocury, a dopiero potem ponowić patrol. Kocię jedynie dalej niepewne siedziało cicho w pysku zmęczonej wojowniczki, nerwowo się rozglądając. Był to z pewnością członek Klanu Wilka, bo był przesiąknięty ich intensywnym zapachem.
<Dymku?>
Od Tulipanowej Łapy C.D Migoczącego Nieba
- Oh Migocząca Sadzawko... Tego jest zbyt dużo! Jak ja się tego wszystkiego nauczę? - spytała, próbując poukładać sobie wszystko w głowie.
- Dasz radę. Tylko się wydaje, że jest tego dużo. - odpowiedziała wojowniczka chyba nie wiele starsza od uczennicy.
Tulipanowa Łapa kiwnęła jej głową i wstała, a potem miała udać się do legowiska uczniów, ale zatrzymał ją głos kotki.
- Ej, a te kości? - usłyszała za plecami.
- Oh wybacz. Zapomniałam o tym. - odpowiedziała i wzięła szczątki myszy - Pokażesz mi, gdzie mogę to zakopać?
Wojowniczka kiwnęła głową i również wstała, a następnie udała się do wyjścia z obozu, a pointka szła za nią. Po dłuższej chwili obie kotki wróciły do obozu.
- Dobranoc Migoczące Niebo. - powiedziała Tulka i uśmiechnęła się lekko do Migotki.
- Dobranoc. - odpowiedziała wojowniczka z lekkim uśmiechem.
Następnie obie kotki rozeszły się do swoich legowisk. Pointka nie patrząc na innych uczniów, położyła się na jakiś mech i poszła spać.
***
Od dołączenia Tulipanowej Łapy do Klanu Burzy minął prawie księżyc. Kotka podrosła, ale nie wiele. Za to wiele nauczyła się o Klanie Gwiazd oraz klanowych obyczajach. Zaczęła też naukę Kodeksu Wojownika i, mimo że już co nieco umiała, to do ideału brakowało jej dużo. Poznała też tereny oraz granice swojego klanu, oraz imiona wszystkich kotów, mimo że nie mogła jeszcze spamiętać ich wszystkich. Aktualnie kotka była ze swoim mentorem na treningu. Tulipanowa Łapa nie lubiła kocura, w sumie ze wzajemnością, ale na szczęście umieli dogadać się na tyle, aby nie skończyć z ranami po każdym treningu.
- Nie Tulipanowa Łapo. Znów źle. - powiedział Sztormowe Niebo, podchodząc od tyłu do kotki.
- Co znów zrobiłam nie tak? - spytała lekko zirytowana kotka, patrząc w oczy mentora.
- Podchodziłaś z wiatrem. Gdyby to była mysz, już dawno by zwiała. Pysk miał ustawiony w twoją stronę.
- A skąd mam niby wiedzieć, gdzie ten kamień ma pysk, a gdzie ogon? - fuknęła zirytowana, dotykając kamienia.
- Nie pyskuj. - odpowiedział jej Sztorm swoim jak zwykle szorstkim głosem - Spróbuj jeszcze raz.
Kotka przewróciła oczami i skoczyła w trawę. Przykucnęła dość nisko, położyła uszy po sobie, ogon trochę niżej i zawęszyła. Nie było czuć wiatru, jakby całkowicie wyparował.
- Nie machaj tak tym ogonem! - usłyszała głos mentora.
Końcówka jej ogona lekko drgała, ale teraz jakby stała w miejscu. Przeniosła też ciężar ciała na tylne łapy. Gdy kotka upewniła się, że wszystko jest dobrze, wybiła się w powietrze, a następnie skoczyła na kamień.
- Miałaś szczęście, że nie było wiatru. Popracuj jeszcze nad wyskokiem i szybszym ustawieniem ciała. Zwierzyna nie będzie na ciebie czekać wieczność. - podsumował kocur.
Tym razem jej nie zganiał, więc było to prawie równe pochwale. Kotka uśmiechnęła się lekko i wstała na równe łapy.
- Jeśli chcesz coś jeszcze dzisiaj zrobić, to znajdź trzy myszy ukryte w pobliżu. Ja wracam do obozu, wrócisz z dziennym patrolem. Nie długo powinni wracać, więc się pospiesz. - burknął kocur tonem obojętności i skierował się w stronę obozu.
Kotka odpoczęła chwilę, a potem zebrała się i zaczęła węszyć za myszami. Wytropiła jedną już jedną i poszła w jej stronę. Po chwili zobaczyła ją i wzięła w pyszczek, następnie udała się na poszukiwania drugiej. Zamiast myszy znalazła jednak patrol, na którego czele stała Ćmi Trzepot. Tulka podbiegła do niej i położyła na chwilę mysz na ziemi.
- Sztormowe Niebo kazał mi z wami wracać. - powiedziała do wojowniczki.
- Dobrze. - kiwnęła głową kotka trochę podobna do niej - Weź swoją zdobycz i chodź z nami.
Cynamonka wzięła mysz i poszła gdzieś na tył. Zobaczyła Migoczące Niebo, więc podskoczyła do niej, mimo że była już strasznie zmęczona. Uśmiechnęła się do kotki i powiedziała z pełnym pyszczkiem:
- Cefić!
<Migoczące Niebo?>
Od Burzowego Serca
- Witaj Tulipanowa Łapo. Co cię sprowadza do legowiska medyka? – Zapytał ze spokojnym i
przyjemnym głosem.
- Chciałem Ci podziękować za pomoc w znalezieniu mi kogoś do rozmowy na zgromadzeniu. Skoczna Łapa.. Tak z tego, co pamiętam, to tak miał na imię. Był naprawdę miły i opowiedział mi o
zgromadzeniach. Mam nadzieję, że jeszcze go spotkam i z nim porozmawiam. – Zamruczała kotka,
liżąc swoje łapki.
- Nie ma za co Tulipanowa Łapo. Jeśli chodzi o spotkanie.. Bardzo możliwe. Kto wie, może się
spotkacie na zgromadzeniu. – Odpowiedział kocur, przeliczając zioła.
- Jak tam u ciebie Burzowe Serce? – Zapytała nagle uczennica.
- Dobrze.. – Skłamał kocur. Cały czas rozmyślał o Ciernistej Łodydze i jej związku. – Właśnie liczę zioła, wiesz.. Żeby widzieć czy jakiś mi nie brakuje albo jest ich za mało. – Zamruczał kocur, wpatrując się głęboko w oczy kotki.
< Tulipanowa Łapo? Chcesz o czymś porozmawiać? :D >
Od Blasku(Lśniącej Łapy) C.D Ciszy (Cichej Łapy)
- Mamo? - spytał, opierając swoje łapki o klatkę piersiową kotki. Faktem było, iż urósł, ha! Nawet nadrobił braki, kiedy był kocięciem, teraz był prawie taki jak Słoneczny Blask, z czego był niezwykle dumny! Młodziak otarł się pyszczkiem o jej policzek, mrucząc przy tym donośnie. Za wszelką cenę chciał poprawić matce humor, nie lubił, kiedy była smutna.
- Moje malutkie szkraby... Oh, jak wy wyrośliście... - szepnęła Poplamione Piórko, tuląc do siebie całą trójkę rodzeństwa.
- Rodzinny uścisk maluchy! - zawołał uratowany Słoneczny Blask, rzucając się na resztę i tuląc ich, najmocniej jak tylko potrafił. Blask i Cisza popatrzyli na siebie zdziwieni. Oboje nie rozumieli, o co chodziło ich rodzicom, jednak na pewno nie przeszkadzał im taki grupowy uścisk. Mimo iż byli ściśnięci trochę za mocno, to trójka kociąt nie protestowała.
- O! O! Na Klan Gwiazdy! Patrzcie, kto tu przyszedł! - zawołał kocur, puszczając całą roześmianą gromadkę, tylko po to, aby praktycznie staranować czarnego przybysza z białą plamką na piersi. Blask zaśmiał się cicho, jeśli to były czulsze pieszczoty Słonecznego to zdecydowanie wolał ich nie poznawać - Chodź tu! Niech no cię wyciskam! - wykrzyknął uradowany, wręcz dusząc biednego poszkodowanego.
- Kochan... SŁONECZNY, zostaw go! - zawołała Poplamione Piórko, podchodząc do dwójki kocurów, nawet Wierzbowe Serce zaśmiała się na ich poczynania, zakrywając pyszczek łapką - Wybacz Czarny Potoku, sam wiesz, jakim myśli móżdżkiem bywa ten narwaniec - mówiąc to, posłała winowajcy mordercze spojrzenie, po czym trzepła go ogonem po nosie.
- Dziwisz mi się? Mój uczeń został zastępcą! Czarnuszku, a jeszcze niedawno uczyłem cię polować! Gratulacje!
- Ciszej, bo obudzisz dzieci Wierzby! - syknęła kocica, kładąc po sobie uszy i patrząc poirytowana na Słoneczny Blask. Chyba wszyscy klanowicze zdążyli zauważyć, że jest coś między tą dwójką, jednak oni usilnie twierdzili, że tylko się przyjaźnią. Czarny kocur wstał z ziemi, po czym otrzepał się z kurzu i stwierdził tylko, że nic się nie stało, po czym podszedł do swojej siostry, witając się z nią czule i pytając o samopoczucie. Kociak westchnął cicho, przeglądając się całemu zajściu. Starał się dokładnie przeanalizować zaistniałą sytuację, jednak wszystko działo się tak szybko, że miał z tym niemały problem. Postanowił więc dać sobie spokój i pobawić się z siostrą. A dlaczego tylko z siostrą? Dobre pytanie, szczerze powiedziawszy, to nie czuł on jakiejś silnej więzi z Obłoczkiem. Traktował go na zasadzie, był to był, nie było, to nie było.
- I jak? Już wiesz, kim chcesz zostać? - spytała koteczka, gryząc brata w ucho. Ten pisnął cicho i wyrwał się z uścisku szylkretki, po czym przygwoździł ją do ziemi. Mimo wszystko jej pytanie lekko go zabolało? Tak, to właściwe słowo. Przypomniał sobie, jak to wczoraj planował, że gdy tylko Czarny Potok ich odwiedzi, poprosi go o radę. Fakt, nadal nie czuł się komfortowo w towarzystwie osobników tej samej płci, jednak dzięki swojemu domniemanemu tacie bardzo polubił zastępcę, stawiając go sobie za drugi wzór cnót wszelakich, który trzeba naśladować.
- Nie, jeszcze nie... - odparł, zupełnie tracąc humor i zainteresowanie czymkolwiek.
- Przecież widzę, że bycie medykiem ci się podoba, zostań uczniem Różanego Kwiatu prze... - zaczęła spokojnie, jednak niedane jej było skończyć, bowiem głos Niedźwiedziej Gwiazdy rozszedł się po całym obozie Klanu Klifu. Poplamione Piórko wstała szybko, popędzając kocięta ku wyjściu z kociarni, a następnie przed samo oblicze lidera. Blask przełknął mysią żółć, która podeszła mu do gardła. Czy to był ten moment? O nie, nie, nie! On jeszcze nie zdążył zapytać o radę! Liliowy poczuł, dosłownie jak łapki mu się rozjeżdżają. Opuścił ogon między tylne nogi, kładąc po sobie uszy, można powiedzieć, że wyglądał on dosłownie jak sponiewierana kupa futra.
- Blasku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Lśniąca Łapa. Twoim mentorem będzie Pyliste Czoło. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę - bury kocur uśmiechnął się delikatnie, po czym zwrócił się do rudego kocura, który wyłonił się z tłumu kotów - Jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Sójczego Skrzydła doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją zwinność i spryt. Będziesz mentorem Lśniącej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę - pręgowany kot podszedł w stronę świeżo upieczonego ucznia, dotykając jego nosa swoim. To było... Dziwne, aczkolwiek przyjemne uczucie. Oboje uśmiechnęli się do siebie nawzajem. A więc nie było już odwrotu, zrobi to, zostanie wojownikiem... Musi. Krew szumiała mu w uszach, w głowie kotłowało się od myśli, zupełnie się wyłączył aż do momentu, kiedy Cisza, a właściwie Cicha Łapa rzuciła się na niego cała w skowronkach.
- Już koniec? - szepnął bardziej do siebie, niż do niej, po czym ruszył przed siebie, prosto do legowiska uczniów. Dosłownie czuł, jak mysia żółć podchodzi mi do gardła. Nie był na to gotowy... Zdecydowanie nie. Ostatni raz posłał tęskne spojrzenie w stronę legowiska medyka, po czym ułożył się wygodnie i zasnął.
< Cisza? >
29 lipca 2018
Od Szron
— Go-Gołąb! J-jak mo-mogłeś się ta-tak dać?
— Mi też miło cię widzieć Szron...Po prostu jestem zmęczony treningiem, tak to bym dał radę uniknąć ataku z twojej strony...— stwierdził cicho kocurek, próbując być pewny siebie chociaż nie wychodziło mu to zbytnio.
— Ja-jasne, ja-jasne — zaśmiała się cicho Szron i z niego sturlała. — Ale po-pobawmy się, bo mu-muszę za-zapomnieć o dzi-dzisiaj. Łe-Łezka znów mi-miała minę ja-jakby ch-chciała mnie za-zabić, bo Og-Ognista ka-kazała mi si-się o coś spy-spytać De-Deszczowej Ła-Łapy, a tro-trochę mi się na nie-niego za-zagapiło...
— Łzawa Łapa pewnie nie patrzy się tak na ciebie, tylko ci się zdaje. Ona czasami jest w porządku...— stwierdził cicho Gołębia Łapa, przyzwyczajony do słuchania tych dwóch kocic, co ciągle nadawały na siebie.
— T-ta na pe-pewno — Szron cicho westchnęła, przewracając oczami. — Ni-nie ga-gadajmy o niej. Po-pooglądamy ch-chmurki?
<Gołębia Łapo?>
Od Dymka C.D. Lasu
- Lasku, mam się martwić…? - troskliwie zapytał kotkę Dymek. Nie było to typowe dla niej zachowanie.
- Nie, nic się nie stało. Kocham cię, wiesz braciszku? - wciąż wtulona w brata odpowiedziała Las. Sam czarnuch nie był tego pewien. Może… znalazła kocimiętkę!? Słyszał o jej właściwościach. To możliwe, mogła się niepostrzeżenie włamać do medyczki, a tam na pewno jej trochę jest. Albo… jest bardzo osamotniona. Musi z nią spędzać trochę więcej czasu. Możliwe jest, że coś ją boli, i nie chce o tym mówić. To by pasowało do dumnej Lasek. Ojej, jest tyle możliwości, a on nie wie, co jej dolega!
- Eee, Dymku? Znowu odleciałeś? - Las już nie tuliła się na brata, a siedziała przed nim. On sam sztywno stał, z pyskiem takim, jakby zobaczył ducha.
- C-Co? Aaa, nie, nie. Co znaczy “znowu”? Jestem kotem, jak mógłbym latać?
- Oj, Dymku, Dymku… “odleciałeś” znaczy, “zamyśliłeś się”. - Lasek pokręciła głową.
- Oh… w takim razie, owszem, odleciałem. Przepraszam. A ty, jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- Oczywiście, czuję się świetnie! Tylko… jestem trochę zazdrosna, też bym już chciała wyjść ze żłobka tak jak Wąsik czy Noc…
- Eee tam. Możesz jeszcze troszkę poczekać. Jeszcze księżyc i sami zostaniemy terminatorami! Znaczy, wy zostaniecie.
- Wy…? A co z tobą.
- Będę medykiem. Nie chce być wojownikiem, to nie dla mnie…
- Jesteś tego pewny? No wiesz, jeśli będziesz mnie leczył, musisz to robić porządnie. Jeszcze coś mi się stanie! - żartobliwe odpowiedziała niebieska kotka i uśmiechnęła się do braciszka.
- Oczywiście, że jestem pewny! I dam sobie radę, o to się nie martw. Przypilnuje, byś była zdrowa! I inni też! - przy tych słowach dumnie wypiął pierś i także odpowiedział uśmiechem.
---
Dymek wskoczył na Lasek, ta zaś natychmiast go zrzuciła.
-Co to miało być, ty… kupo futra! - oburzona okrzyczała brata.
- Przepraszam… ostatnio mówiłaś o tym, że jesteś zazdrosna o starsze koty, bo są uczniami. Pomyślałem, że będziesz chciała poćwiczyć...
Lasek na te słowa uśmiechnęła się zawiadacko do czarnucha i z okrzykiem bojowym wskoczyła na grzbiet, przygryzając mu kark. Ten zaś przeturlał się o lisią długość i wpadł na kota. Kot zaś okazał się Ostrokrzewem, który nie był zbytnio zadowolony taki zwrotem akcji. Kocur prychnął na kociaki i spojrzał na nie krzywo.
< Lasek? ;3 >
Zgromadzenie!
Wrzosowy Kieł
Bursztynowa Bryza
Dębowe Futro
Jagodowa Skórka
Żmijowa Łapa
Tonąca Łapa
Deszczowa Łapa
Mysi Noc
Korowa Skóra
Deszczowy Poranek
Ciernista Łodyga
Ćmi Trzepot
Ziołowa Łapa
Tulipanowa Łapa