Świetlista Łapa opuściła obóz tuż za swoim mentorem, Deszczowym Porankiem. Od kilku dni ćwiczyli walkę, co nie bardzo jej się podobało; oczywiście wiedziała, że musi posiąść bitewne umiejętności, by dobrze bronić klanu, jednak bardziej fascynowało ją co innego. Kotka miała wielką nadzieję, że tym razem popracują na technikami polowania. Tfu, nie nad technikami. Nad samym polowaniem.
Był ładny, gorący dzień. Na niebie było kilka chmur, jednak zbyt wątłych, by stawić choć niewielki opór palącym promieniom słońca. Sucha trawa trzaskała cicho pod łapami dwójki kotów.
Kiedy kocur oddalił się z uczennicą wystarczająco daleko od obozu, zatrzymał się.
- Dzisiaj poćwiczymy… - zawahał się lekko. Polowanie. To musi być polowanie. - …technikę łowiecką. – Tak. Teraz nawet Dwunożny mógłby się pojawić w samym środku ich terytorium; nic nie zepsuje już Świetlistej Łapie nastroju. – A więc, Świetlista Łapo, jak podchodzimy królika?
- Króliki mają niezwykle dobry słuch – zaczęła cicho kotka, ledwie mogąc powstrzymać niecierpliwe szuranie łapami po ziemi. – Trzeba podchodzić do nich bardzo cicho, od strony przeciwnej do tej, z której wieje wiatr, by nie wyczuły naszego zapachu. Są szybkie, więc trzeba podejść blisko, by zdążyć do nich doskoczyć.
- Doskonale – przytaknął Deszczowy Poranek z roztargnieniem. Kiedy otrząsnął się lekko, pokazał uczennicy niuanse technik polowania na inną zwierzynę, która co prawda nie występowała na terenach Klanu Burzy tak często, jak króliki, jednak możliwości jej łapania nie można było zlekceważyć. Świetlista Łapa starała się skupić na słowach mentora, chociaż łapy świerzbiły ją już do działania. Wreszcie nadeszła upragniona chwila.
- Teraz możesz zapolować sama; zdobycz zanieś do starszych, na pewno się ucieszą – oznajmił wreszcie kocur. Uczennica skinęła głową i jeszcze tylko chwilę patrzyła, jak oddala się w stronę obozu, po czym co sił w nogach pobiegła na Północne Zbocze.
Wiedziała, że króliki bardziej aktywne są o zmierzchu, niż w południe, jednak nie przeszkadzało jej to spróbować. Zatrzymała się w kępie wyższej trawy nieopodal króliczych nor. Nie widziała żadnej zwierzyny, po chwili jednak wyłapała w powietrzu woń zdobyczy, do jej uszu natomiast dotarł cichy chrobot ugniatanej łapkami trawy. Lokalizując królika bardziej za pomocą słuchu i węchu niż wzroku, zaczęła wolno skradać się w jego stronę. Jej wyćwiczone łapy zwinnie omijały bardziej wyschnięte łodygi roślin; całe jej ciało, każdy napięty mięsień czekał w gotowości na ostateczny ruch. Wreszcie dostrzegła zwierzę; młody, pulchny królik pożywiał się właśnie kępą stokrotki. Niedoświadczone zwierzę, idealnie. Kotka szybko oceniła odległość, po czym skoczyła.
Królik zastrzygł uszami i spłoszył się na uderzenie serca przed jej atakiem, szybkość nigdy nie należała jednak do słabych stron kotki. Nie musząc już zwracać uwagi na lekki krok, zachowanie ciszy… właściwie na nic, pędziła przed siebie niczym huragan. Świst powietrza w uszach był jej ulubioną melodią, dotyk ziemi pędzącej pod łapami był jej miły niczym łagodne pieszczoty matki. Biegnąc, czuła się wolna niczym ptaki krążące po niebie, jakby zaraz miała rozpostrzeć skrzydła i dołączyć do nich; w tym pędzie drzemała dla niej jakaś dzika, nieujarzmiona radość. Odbiła się mocno po raz ostatni, w powietrzu wyciągając pazury – kiedy wbiły się mocno w puszystą sierść, dla królika nie było już nadziei. Spadła na niego niczym orzeł na bezbronne kocię, w kilka chwil skręcając kark.
Kiedy stała nad nim, dysząc ciężko, czuła, jak opuszcza ją napięcie i ta dziwna euforia, uwalniająca się z każdym wybiciem w łowieckim galopie. Każde polowanie budziło w niej tyle emocji, że aż ciężko było uwierzyć, że gonitwa trwała tylko kilka uderzeń serca. Pochyliła głowę, żeby podnieść królika, kiedy nagle w trawie na lewo od niej coś zaszurało. Zanim zdążyła uchwycić jego zapach, z niskich krzewów wyszedł ku niej kot. Zmrużyła oczy. Czy ktoś ją śledził?
Był ładny, gorący dzień. Na niebie było kilka chmur, jednak zbyt wątłych, by stawić choć niewielki opór palącym promieniom słońca. Sucha trawa trzaskała cicho pod łapami dwójki kotów.
Kiedy kocur oddalił się z uczennicą wystarczająco daleko od obozu, zatrzymał się.
- Dzisiaj poćwiczymy… - zawahał się lekko. Polowanie. To musi być polowanie. - …technikę łowiecką. – Tak. Teraz nawet Dwunożny mógłby się pojawić w samym środku ich terytorium; nic nie zepsuje już Świetlistej Łapie nastroju. – A więc, Świetlista Łapo, jak podchodzimy królika?
- Króliki mają niezwykle dobry słuch – zaczęła cicho kotka, ledwie mogąc powstrzymać niecierpliwe szuranie łapami po ziemi. – Trzeba podchodzić do nich bardzo cicho, od strony przeciwnej do tej, z której wieje wiatr, by nie wyczuły naszego zapachu. Są szybkie, więc trzeba podejść blisko, by zdążyć do nich doskoczyć.
- Doskonale – przytaknął Deszczowy Poranek z roztargnieniem. Kiedy otrząsnął się lekko, pokazał uczennicy niuanse technik polowania na inną zwierzynę, która co prawda nie występowała na terenach Klanu Burzy tak często, jak króliki, jednak możliwości jej łapania nie można było zlekceważyć. Świetlista Łapa starała się skupić na słowach mentora, chociaż łapy świerzbiły ją już do działania. Wreszcie nadeszła upragniona chwila.
- Teraz możesz zapolować sama; zdobycz zanieś do starszych, na pewno się ucieszą – oznajmił wreszcie kocur. Uczennica skinęła głową i jeszcze tylko chwilę patrzyła, jak oddala się w stronę obozu, po czym co sił w nogach pobiegła na Północne Zbocze.
Wiedziała, że króliki bardziej aktywne są o zmierzchu, niż w południe, jednak nie przeszkadzało jej to spróbować. Zatrzymała się w kępie wyższej trawy nieopodal króliczych nor. Nie widziała żadnej zwierzyny, po chwili jednak wyłapała w powietrzu woń zdobyczy, do jej uszu natomiast dotarł cichy chrobot ugniatanej łapkami trawy. Lokalizując królika bardziej za pomocą słuchu i węchu niż wzroku, zaczęła wolno skradać się w jego stronę. Jej wyćwiczone łapy zwinnie omijały bardziej wyschnięte łodygi roślin; całe jej ciało, każdy napięty mięsień czekał w gotowości na ostateczny ruch. Wreszcie dostrzegła zwierzę; młody, pulchny królik pożywiał się właśnie kępą stokrotki. Niedoświadczone zwierzę, idealnie. Kotka szybko oceniła odległość, po czym skoczyła.
Królik zastrzygł uszami i spłoszył się na uderzenie serca przed jej atakiem, szybkość nigdy nie należała jednak do słabych stron kotki. Nie musząc już zwracać uwagi na lekki krok, zachowanie ciszy… właściwie na nic, pędziła przed siebie niczym huragan. Świst powietrza w uszach był jej ulubioną melodią, dotyk ziemi pędzącej pod łapami był jej miły niczym łagodne pieszczoty matki. Biegnąc, czuła się wolna niczym ptaki krążące po niebie, jakby zaraz miała rozpostrzeć skrzydła i dołączyć do nich; w tym pędzie drzemała dla niej jakaś dzika, nieujarzmiona radość. Odbiła się mocno po raz ostatni, w powietrzu wyciągając pazury – kiedy wbiły się mocno w puszystą sierść, dla królika nie było już nadziei. Spadła na niego niczym orzeł na bezbronne kocię, w kilka chwil skręcając kark.
Kiedy stała nad nim, dysząc ciężko, czuła, jak opuszcza ją napięcie i ta dziwna euforia, uwalniająca się z każdym wybiciem w łowieckim galopie. Każde polowanie budziło w niej tyle emocji, że aż ciężko było uwierzyć, że gonitwa trwała tylko kilka uderzeń serca. Pochyliła głowę, żeby podnieść królika, kiedy nagle w trawie na lewo od niej coś zaszurało. Zanim zdążyła uchwycić jego zapach, z niskich krzewów wyszedł ku niej kot. Zmrużyła oczy. Czy ktoś ją śledził?
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz