BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 lipca 2017

Od Szkarłatnego Wichru CD Kryształki

Szary kocur z wielką szramą przecinającą jego pysk zniknął za drzewami. Malinowa Gwiazda jednak wysłała za nim kilku wojowników, żeby go dogonili. Nie był tu potrzebny, a już na pewno mile widziany, żaden samotnik na tyle odważny, by wchodzić na tereny klanu i walczyć z wojownikiem.
Rany pozostawione przez niego niemiłosiernie piekły Szkarłatnego. Wiedział jednak, że są na tyle powierzchowne, że szybko się zagoją. Nawet pomimo braku pomocy medyka.
Spojrzał na Kryształkę, stojącą obok liderki i wbijającej w niego swój jasny wzrok, który teraz wydawał się jakby być pełen radości.
Niedługo później Kryształka została przyjęta do klanu i oficjalnie stała się członkinią Klanu Nocy. Chciała szkolić się na medyka, jednak jako że nie było od kogo pobierać nauk w klanie, Malinowa Gwiazda szukała medyka w innych klanach, skorego do uczenia Kryształki.
Szkarłatny cieszył się, że dzięki ich tamtemu spotkaniu, kilka wschodów słońca temu jego klan zyskał nowego kota. Nawet,jeśli ów kot był tak wątpliwego pochodzenia jak ona.
Tak oto została uczniem medyka i zyskała nowe imię jako członkinia klanu - Kryształowa Łapa.

<Możesz coś napisać jak chcesz>

Od Miętowej Łapy C.D. Szkarłatnego Wichru

- Nie obchodzi mnie gdzie była wcześniej! - krzyknął ze złością kocur - Złapałeś ją już na terenach tego klanu!
Zezłoszczony zmarszczyłem nos.
- Ale to moja zdobycz! Nie wiesz ile musiałem się za nią nabiegać! Ja ją złapałem i nie oddam Ci jej. Może i jest to nie zgodne z Kodeksem Wojownika, ale na prawdę się starałem i powinna się ona należeć mnie! - syczałem.
- Głupi uczniu! Co z Ciebie za wojownik wyrośnie, skoro już teraz bezczelnie ignorujesz zasady Kodeksu! - ryknął - A może nauczyć cię nieco pokory?
Pręgowany skoczył na mnie i powalił jednym ruchem łapy. Potem podszedł do mnie i wziął mnie za kark i miotnął mną. Odleciałem kawałek. Zobaczyłem, że kocur znów gotowy na kolejny atak biegnie do mnie. Szybko się podniosłem i odskoczyłem w bok, a kocur nie wyhamował i wpadł w wyższą trawę. Kocur wyszedł z trawy i spojrzał na mnie zezłoszczony. Nie lubiłem walk, a raczej nie umiałem walczyć, ale teraz była sytuacja kryzysowa i musiałem przynajmniej się bronić. Kot z Klanu Nocy znów ruszył do ataku. Zrobiłem kolejny unik i potem skoczyłem mu na plecy. Mocno wczepiłem się pazurkami i kłami.
- Zejdź ze mnie! - syknął.
Zeskoczyłem z niego. Oboje staliśmy w odległości króliczego skoku od siebie i ciężko dyszeliśmy. Wymienialiśmy spojrzenia pełne groźb i chęci do dalszej walki. Ja jednak wolałem nie tracić sił, więc postanowiłem go przechytrzyć. Spojrzałem na mysz, a potem na mojego przeciwnika. Zacząłem biec w kierunku myszy, ten stanął mi na drodze, tak jak myślałem. Chciałem przez niego przeskoczyć, ale nie miałem tyle siły na skok, więc potknąłem się o kocura i wylądowałem na ziemi, całe szczęście obok myszy. Znów ją złapałem w pyszczek i potem zacząłem uciekać w stronę swojego Klanu. Kocur zaczął mnie doganiać, ale na szczęście poczułem zapach patrolu swojego Klanu. Pręgowany był coraz bliżej, ale do granicy brakowała mi długość lisa. Po kilku uderzeniach serca skoczyłem a większą trawę i znalazłem się na terenie swojego terytorium. Patrol mojego Klanu był już blisko, więc kocur pewnie ich wyczuł i nie odważył się podejść bliżej. Usłyszałem ostatecznie szelest w krzakach i ciche kroki idące w głąb Klanu Nocy. Odszedłem kawałek od granic i zobaczyłem Lisią Duszę, Niedźwiedziego Pazura i Spadającego Liścia.
- Co tutaj robisz Miętowa Łapo? - spytał Niedźwiedzi Pazur.
- I co Ci się stało? Wyglądasz jakbyś z kimś walczył. Do tego zapach Klanu Nocy... - powiedział podejrzliwie Spadający Liść.
- Polowałem sobie, bo chciałem pokazać Zabluszczonemu Futerku, że umiem już polować. Niestety mysz mi uciekła i znalazła się na terenach Klanu Nocy, gdzie ją upolowałem. Potem jakiś kocur... - opowiedziałem wojownikom całą historię, która mi się przydarzyła.
Wróciliśmy do obozu. Odłożyłem swoją mysz na stertę z jedzeniem, a potem poszedłem do medyka obadać moje rany. Musiałem tam niestety zostać jedną noc, aby rany przestały krwawić oraz leki zaczęły działać.
***
Około księżyca później znów udałem się na granice z Klanem Nocy, w celu polowania. Tym razem miałem nadzieję, że zdobycz nie ucieknie mi za granice. Po chwili usłyszałem znajomy szelest w trawie i znajmy zapach.

Szkarłatny? (ostatnie kilka zdań do dupy :/)

Liliowa Łodyga urodziła!

Rosa

Skra

Mały

30 lipca 2017

Od Szkarłatnego Wichru CD Porannej Łani

Ona chyba oszalała!
- W życiu! - krzyknął - Nie jestem taki jak ty, czy Pszczeli Miód. Nie preferuję kar fizycznych.
Kotka zmrużyła oczy.
- A jakie preferujesz? - zapytała, niespokojnie machając ogonem.
Szkarłatny prychnął.
- Możesz, na przykład, zostawić mnie w świętym spokoju - odparł.
- Słuchaj... - jej ton był nader spokojny i opanowany. - chcę się po prostu z tobą pogodzić. Naprawdę, nie chcę mieć cię za wroga.
- Na to chyba już za późno - mruknął wojownik. - O co wam chodzi? Najpierw Pszczeli Miód, teraz ty...
- Pszczeli Miód? - kotka przechyliła lekko głowę, patrząc na niego zdziwiona. - Przyszła do ciebie? - następne słowo wypowiedziała powoli, jakby się bała, że wojownik go nie zrozumie - Przeprosić?
- Nie, nie - odparł szybko. - Przeprosić? Ona? No co ty! Chciała pójść ze mną na polowanie.
Wojowniczka ze zdziwienia przestała machać ogonem i lekko odchyliła głowę.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu. Przyszła i chciała iść na polowanie. Oczywiście, nie zgodziłem się - westchnął - A teraz mnie śledzi.
Kotka, chyba zdziwiona jeszcze bardziej, zastrzygła uszami.
- To znaczy?
- Łazi za mną i siedzi w każdych krzakach, tylko czekając na dobry moment by złapać mnie na jakimś polowaniu. Oczywiście nie jestem na tyle głupi by nie umieć jej uciec... - odpowiedział.
Dziwiło go, że nagle tak się rozgadał. Poczuł się swobodnie w towarzystwie Porannej Łani jak kiedyś. Wciąż nie zapomniał jednak o wyrządzonych mu krzywdach, nie miał też w zwyczajach od razu przebaczać. Kotka poruszyła się niespokojnie.
- Może mam z nią porozmawiać żeby prze...
- Nie, nie! - przerwał - Myślisz że sam sobie nie umiem z nią poradzić? - w tym momencie przypomniał mu się moment gdy był przygnieciony gałęzią do ziemi, a kotka bezlitośnie rozdrapywała mu skórę. - Nie tym razem.
Szkarłatny zastanawiał się czy Pszczela nie siedzi własnie w krzakach i nie obserwuje ich rozmowy. Miał szczerą nadzieję, że nie.

<Poranna Łaniu?>

Od Szkarłatnego Wichru CD Pszczelego Miodu/Miętowej Łapy

Szkarłatny widział, że kotka ruszyła za nim. Nie podobało mu się to. Jak w ogóle tak można? Po tym co mu zrobiła tak po prostu, jakby nigdy nic, przychodzi do niego i chce z nim pójść na polowanie! Nie miał najmniejszej ochoty nawet z nią rozmawiać, a co dopiero gdzieś z nią pójść.
Kotka jednak była uparta. Przed wejściem do legowiska wojowników dogoniła go.
- Nie uciekaj! - krzyknęła - Chcę jedynie pójść z tobą na polowanie.
Szkarłatny ze złością parsknął.
- Nie mam najmniejszego zamiaru nigdzie z tobą wychodzić!  - odparł ze złością - I na Gwiezdny Klan, nie chodź za mną!
Kotka, oczywiście, nijak chciała zastosować się do tych słów. Szkarłatny więc, widząc, że to jedyna forma ucieczki od natrętnej szylkretki, nagle zmienił kurs i wręcz rzucił się ku wyjściu z obozu.
Pobiegł przed siebie, po chwili jednak do jego uszu dotarły dźwięki, których tak naprawdę nie spodziewał się. Odwrócił lekko głowę, by zobaczyć i upewnić się, że...
Na osty i ciernie!
Biegła za nim!
Szkarłatny myślał, że gdy tylko wybiegnie z obozu kotka zostawi go. Nie był więc przygotowany na to, że ta spróbuje go dorwać. Zaczął biec z taką prędkością o jaką nawet by się nie posądzał i przeskakiwał ponad korzeniami, zgrabnie omijając drzewa i większe krzewy. Przedzierał się przez rosnące wszędzie paprocie i czuł i słyszał jak myszy i ptaki, i całe leśne życie, czmycha przed jego głośnym biegiem.
Do czego to doszło! Że też musi uciekać przed kotką z własnego klanu...
Dłuższa chwila minęła zanim spostrzegł się, że głos pogoni dawno ucichł. Przystanął. Na wszelki wypadek jednak, jakby niespodziewanie Pszczela miała wyskoczyć zza drzewa, schował się w krzaki. I wtedy nastawił uszy i zaczął nasłuchiwać. Faktycznie, słyszał jedynie szum tańczących na wietrze drzew, mieszający się z lekkim szumem oddalonej rzeki. Już chciał wyjść z krzaków, gdy usłyszał dźwięk. Trawa zaszeleściła, wyraźnie słyszał również, że ktoś biegnie. Do jego nozdrzy doszedł zapach kota przesiąknięty zapachem Klanu Klifu.
Nagle zza zarośli wyskoczyła niewielka mysz, a zaraz za nią rzucił się rudy kocur. Złapał ją i zacisnął na niej zęby. Nie cieszył się jednak długo zdobyczą, gdyż nagle nastroszył sierść i zaczął rozglądać się niespokojnie, lekko kładąc uszy. Tak samo jak również jego niewielki wzrost, świadczyło to o tym, że kocur był niedoświadczony. Zapewne był uczniem, dorosły wojownik bowiem nie używałby wyłącznie wzroku, ale również innych zmysłów, by zlokalizować potencjalnego napastnika.
Krzaki w których siedział Szkarłatny nie było wystarczająco gęste, by ochronić się przed jego wzrokiem. Gdy kocurek go spostrzegł, nastroszył sierść jeszcze bardziej i wystawił pazury. Była to oczywista zachęta do ataku. Szkarłatny więc skoczył, a ten aż upuścił z pyszczka mysz. Wojownik czuł zapach jego strachu, nieprzyjemną, silną woń. Stanął więc jedynie nad nim, chcąc zapytać co tutaj robi. Ale kocurek niespodziewanie uderzył go łapą w pysk i korzystając z chwili czasu wziął mysz i odskoczył od niego, sycząc i strosząc sierść chyba najbardziej jak się dało.
- Co tutaj robisz, mały? - Szkarłatny mówiłby spokojniejszym głosem, jednak ten drobny atak ucznia naprawdę go zdenerwował.
Rudy kocurek wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, szczerząc kły, jednak nie odpowiadał.
- Zapytałem co tutaj robisz - warknął wojownik, po czym skierował wzrok na mysz leżącą między łapami ucznia. - Jak śmiesz polować na terenie Klanu Nocy?!
O dziwo, tym razem kocurek się odezwał.
- Była na terenach mojego klanu gdy...
- Nie obchodzi mnie gdzie była wcześniej! - krzyknął ze złością - Złapałeś ją już na terenach tego klanu!

<Miętowa Łapo?>

Od Bursztynowej Łapy

Był to spokojny dzień. Niczym nie wyróżniający się z pozoru. Promienie słoneczne wpadały radośnie do dużego pokoju w którym spałem wraz z moim właścicielem. Chris był cudownym chłopcem o błękitnych oczach. Zajmował się mną i okazywał szacunek. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Jednak... od jakiegoś czasu coś... Cos zaczęło się zmieniać. Chłopiec nie dotykał już mojego futerka jak dawniej. Nie śmiał się on na widok moich nieudanych sztuczek. Stal się ponury. Coraz częściej odpychał mnie w kąt. Jego dotyk nie był już pełen miłości.
Tego dnia Chris obudził się w wyjątkowo złym humorze. Bez zastanowienia oznajmił, że musimy wybrać się na długi spacer. Ahh jaka sprawiło mi to radość. Kochałem spacery, uwielbiałem zapach świeżego powietrza i widok wirujących liści na wietrze.
Radośnie podreptałem za swoim panem w głąb ciemnego lasu. Wszystko wyglądało dość zwyczajnie. Ptaszki fruwały nad naszymi głowami. W pewnym momencie dostrzegłem go... Czerwonego, dużego ptaka, który wyglądał tak.... Apetycznie. Bez zastanowienia pognałem za nim. Jednak dzikie zwierzę okazało się dużo szybsze. Łatwo straciłem je z oczu. Lekko zawiedziony zacząłem wracać na miejsce gdzie zgubiłem mojego właściciela. Jak się okazało nigdzie go nie było a ja... zostałem całkiem sam. Bez jedzenia i picia. Zacząłem błąkać się po ciemnym i mrocznym lesie. Wszędzie dostrzegałem jakieś ponure cienie. Aż nagle... dotarłem na malutka polanie. Byla ona oświetlona przez promienie zachodzącego słońca. W oddali zobaczyłem jakiś cień. Strach objął me male ciałko. Lapy odebrały posłuszeństwa.. Oddech mi przyspieszył. Nagle usłyszałem jakieś słowa...

<Szkarłatny Wicher?>

Cieniste Futro i Bursztynowa Łapa! (Klan Nocy)

Cieniste Futro | Wojownik | Klan Nocy

Bursztynowa Łapa | Uczeń | Klan Nocy

29 lipca 2017

Od Piórka

Zaburczało mi w brzuchu. Głód był nie do zniesienia. Szłam z nisko zawieszonym łebkiem, prawie dotykając pyskiem ciemnej gleby. Łapki mnie bolały od marszu, a wokół nie widziałam żadnego potencjalnego schronienia. Igły drzew kryjące się w ściółce leśnej nieprzyjemnie kuły mnie w poduszki. Wielkie sosny otaczały mnie sprawując, że czułam się jeszcze mniejsza niż byłam. Nagle, do moich nozdrzy dotarł jakiś zapach. Zatrzymałam się i podniosłam łebek by bardziej poczuć woń. Otworzyłam lekko pyszczek. Poczułam kota. Nie jednego, parę. Zjeżyłam sierść i w panice rozejrzałam się za kryjówką. Pusto. Może jest jakaś stara nora gdzieś dalej? Usłyszałam szelest ściółki leśnej po czym zobaczyłam czwórkę dorosłych kotów. Jeden z nich wyglądał podobnie do lisa, drugi był wielkim czarnym kotem z białą kitą. Trzeci natomiast był szarym kotem w pręgi o wątłej budowie. Czwarta była jasnorudą kotką. Niemal od razu mnie zauważyli.
* * *
- Krucza Gwiazdo – zawołał jeden z kotów. Zostałam przyniesiona do czegoś przypominającego obóz. Było tu więcej kotów. Czułam się strasznie nieswojo. 

<Krucza Gwiazdo? >

(liczyłam, to serio więcej niż 150 słów)

Od Szepciku CD Płomienia

Głośne głosy i szturchania wybudziły Szepcik z głębokiego snu. Choć tak naprawdę te głośne głosy były jedynie szeptami, wypowiadanymi jej prosto do ucha przez Rdzawą.
- Szepcik! - wołała - Nie bądź popielica! Wstawaj!
Pręgowana kotka mruknęła, niezadowolona pod nosem, że przecież wstaje. Jej siostra nie musiała jednak długo, czekać, bo kotka, jak to miała w zwyczaju, wybudziła się szybko, a chwilę później już tryskała energią.
Rdzawa, niemal ją targając, odciągnęła ją trochę dalej od obserwujących je matki. Widać było, że była czujna po ich wczorajszym wybryku. Szepcik wciąż jednak nie rozumiała, dlaczego jej matce tak nie podobał się pomysł polowania. Przecież chcieli zrobić coś dobrego dla klanu! Powinna dostać pochwałę za ten pomysł, a nie ochrzan! W tym momencie mała kotka już wiedziała, że to nie było jej pierwsze podejście, wiedziała również, że następnym razem się uda. Tylko wtedy nie weźmie już z sobą Płomienia. Była naprawdę zawiedziona jego zachowaniem. Ona go wzięła, nie zważając na ostrzeżenia siostry, a ten nie dość, że zauważyli ich przez jego rude futro, to jeszcze bezczelnie chciał ukraść jej zasługę! To był jej pomysł, a nie jego! Jeśli jego celem było zdobycie chwały, powinien sam sobie wymyślić plan!
Przez długą chwilę bawiła się z Rdzawą, obie udawały, że są silnymi wojownikami broniącymi swoich granic. W końcu jednak zabawa im się znudziła. Gdy siedziały tak, próbując się zdecydować w co pobawią się następnie, kątem oka Szepcik zobaczyła rude futerko brata. Płomień siedział z boku, wpatrzony w swoje łapy i wyglądał jakby intensywnie myślał. Szepcik uśmiechnęła się pod nosem. Cóż za dogodna okazja! Przywarła brzuchem do ziemi i imitując skradanie podchodziła do niego od tyłu. Niestety, nie była zbyt dobra w skradaniu, czemu trudno było jej się dziwić, w końcu to był jeszcze mały kociak. Płomień najwidoczniej ją usłyszał, jednak Szepcik była jednak szybka. Odwrócił głowę idealnie w momencie w którym pręgowana kotka na niego skoczyła. Próbowała przyszpilić go do ziemi swoimi małymi łapkami, jej brat jednak był od niej silniejszy, toteż odrzucił ją na bok. Szepcik jednak utrzymała się na łapach i stanęła w - a tak jej się przynajmniej wydawało - pozycji bojowej.
- Co robisz?! - warknął Płomień, a jego ostry i jednocześnie zimny ton wyraźnie sugerował, że był zły. Lecz ta złość była zbyt głęboka by jej przyczyną był jedynie atak siostry, który zresztą zdarzał się dość często.
Szepcik wbiła w niego swe błękitne oczy, lekko przekrzywiając łepek.
- Dlaczego jesteś zły? - zapytała
Kocurek prychnął.
- Zgadnij.
Szepcik teraz się zezłościła. Jemu na pewno chodzi o tamto wczoraj! To ona powinna być zła, nie on!
- Głupi jesteś! - oznajmiła, podsumowując - A teraz się ze mną pobaw!
Napięła mięśnie, gotowa by znów na niego skoczyć, gdyby się opierał.
Kątem oka zobaczyła Rdzawą, patrzącą na nią zażenowanym wzrokiem, wyraźnie mówiącym ,,Znów marnujesz na niego czas?". Teraz Szepcik była zła nie tylko na Płomienia, ale również na siostrę. Może się przecież bawić z kim chce! Nawet, jeśli jej bratu się to nie podobało.

<Płomień?>

Od Zabluszczonego Futerka C.D. Miętowej Łapy

-Zobaczysz!- uśmiechnęłam się i dałam mu znak ogonem by szedł za mną. Kiedy byliśmy na miejscu, odwróciłam się do swojego ucznia.
-Czyli..Co będziemy robić?
-Nauczysz się polować.- Odpowiedziałam. Akurat wyczułam obok mysz. Idealnie.- Na początek popatrz.- Zaczęłam się do niej skradać, a Miętowa Łapa mnie obserwował z tyłu. Szłam starając się stawiać kroki jak najlżej. Tak jak uczyła mnie Sowa. Złapałam mysz w kły i mocno je zacisnęłam, po czym położyłam mysz przed uczniem.
-Teraz ty. Na razie poćwicz na martwej.
Kocur pokiwał posłusznie głową i oddalił się na dwie długości lisa.
-Musisz stawiać lekkie kroki. I zawsze się upewnij, że wiatr wieje ci w pysk. Inaczej zdobycz cię wyczuje. Mysz wyczuje drganie ziemi. I niżej ogon. Już, tak jest dobrze. Wolniej. Bardzo dobrze. Teraz na nią skocz i przytrzymaj ją do ziemi.- Uczeń posłusznie wykonywał wszystkie rozkazy. Bardzo się z tego powodu cieszyłam. Widziałam, że miał zapał do nauki.- W tym momencie trzeba piszczka ugryźć. Wszystko rozumiesz?- Rudy kocur pokiwał głową.- To jeszcze raz, ale teraz sam.
Miętowa Łapa po raz kolejny się cofnął. Wykonywał wszystkie moje poprzednie polecenia. Kiedy skończył, poprosiłam go, żeby powtórzył to jeszcze dwa razy by się upewnić że wszystko umie.
-Teraz już wiesz co robić?
-Tak...Chyba tak.
-Bardzo dobrze. To teraz spróbujesz na żywej. Chodź.
Poszliśmy trochę dalej, i znaleźliśmy to, co chcieliśmy.
-Czujesz?
-Tak...
-To dawaj. I pamiętaj, jak ci się nie uda, to nic się nie stanie. Dopiero się uczysz, masz do tego prawo, najwyżej będziesz próbował dalej, zgoda?
-Dobrze...
Powiedział i przystąpił do działania. Robił wszystko dobrze, ale gdy skoczył upadł długość żyjątka na które polował obok. Pobiegłam po nią i ją złapałam. Zawsze może sie przydać klanu. Zakopałam ją i podeszłam do ucznia.
-Przepraszam cię...-Zasmucił się uczeń.
-Nie martw się! Wiesz ile razy mi uciekła mysz?
<Mięta?>

Od Kucyka CD Szkarłatnego Wichru

Gniot pisany podczas głupawki, bez sensu i składniej, nieocenzurowane przekleństwa, adminów prosi się o nie edytowanie niczego, gdyż wszystko było zamierzone. Z góry dziękuję. A, i nie zmieniać mi koloru pisma. Limonkowy jest mój i oznacza przypisek "pisarza", w tym wypadku mnie. Do tego jest praktycznie nie widoczny i to jest fajne >:3
Burz przyglądał się Szkarłatnemu Wichrowi. Należał do Klanu Nocy, ale miał to gdzieś. Równie dobrze mógłby należeć do Klanu Burzy, Wilka czy Klifu, lub nawet być samotnikiem. Młodszy kocur wydawał się być zdezorientowany, lub przynajmniej zaskoczony. Kuc widząc to, jedynie się do niego przysunął, cicho mrucząc, jednak, obliźniony kocur szybko przed nim czmychnął.
- Wróć w Porę Nowych Liści! - krzyknął Burz do oddalającego się kocura. - Będzie okazja do złapania tłustych myszy!
Nie obchodziło go, czy będzie chciał z nim polować. Ważne, żeby wrócił.
- ̗̀ /ᐟ\ ̖́-
Burz siedział na powoli porastającej trawą ziemi. Od kilku dni przychodził tu, czekając na białego wojownika Klanu Nocy, mając nadzieję, że kiedyś się zjawi. Nie, żeby w to wierzył, ale życie jest długie i nudne, więc, dlaczego miałby tego nie robić? Nie miał nic lepszego do roboty, a przecież była iskierka nadziei, że kocur zjawi się któregoś dnia...
Więc tak jak już mówiłam, Kuc siedział na glebie która miejscami porastała zielenią, wypatrując swojego (nie)przyjaciela. Trwało to dostatecznie długo, by po pewnym czasie rozmyślił się i wrócił o swoich codziennych zadań . Jak pomyślał tak zrobił. Wziął w pysk mysz, którą upolował dla  kocura i już miał odchodzić, kiedy usłyszał za sobą kroki.
Odwrócił się, widząc Szkarłatnego Wichra, stojącego kilka króliczych skoków od niego, patrzącego się na niego z nieodgadniętym wyrazem pyska.
- Więc jednak przyszedłeś - kocur uśmiechnął się zalotnie.
<Szkarli?>

Od Osmolonej Łapy

Smołek świetnie bawił sie z swoim braciszkiem, a wszystko to rozgrywało sie pod okiem Piaskowej Mgły. Czarny kocurek trącił co jakiś czas swojego brata i na odwrót. Mieli zajecie praktycznie na cały dzień.

-kilka ksieżyców później-

Czarny kocurek razem ze swoim bratem nie byli już tylko kocietami, teraz szkolili sie na wojowników. Co prawda, Mietowa Łapa był bardziej opanowany niż Osmolona Łapa, każdy kot zachowywał sie inaczej podczas takiej ceremonii. Po całym zamieszaniu Osmolona Łapa niecierpliwie wyczekiwał Kruczej Gwiazdy. Ucznia nie za bardzo obchodził stan lidera, bardziej jego pierwsze polowanie.
W końcu lider wynurzył się spod zwalonego pnia zwracając wzrok ku uczniowi. Osmolona Łapa czekał tym razem na podejście Kruczej Gwiazdy, nie chciałby zrobić kolejnej głupoty przed nowym mentorem.
- Krucza Gwiazdo, to co z moim treningiem? - Zapytał spokojnie, lecz nie dało sie ukryć, że uczeń był podekscytowany.
- Chodź, ćwiczymy poza obozem. - Wyjaśnił lider i zaczął kierować sie w strone wyjścia z obozu, zerkając na Osmoloną Łape czy podąża za nim. Uczeń ruszył za nim nieco spokojnym krokiem. Idąc za mentorem Osmolona Łapa słyszał śpiew ptaków i cichy szum drzew. Co chwila zerkał na otoczenie i Kruczą Gwiazde. Kocur był łudząco podobny do ucznia, można było powiedzieć, że byli jak dwie krople wody.
- Od czego zaczniemy? - Zapytał uśmiechniety uczeń.

<Krucz? Przepraszam, że takie krótkie, naprawde nie wiem co pisać>

Od Różanej Łapy

Uczennica medyka właśnie szła do legowiska medyka na trening.
- Fenkułowe Serce? - spytała Różana Łapa.
Cisza.
- Może wyszła zbierać zioła - powiedziała kotka do siebie szeptem.
Zaczęła przechadzać się po obozie, nagle usłyszała głos.
- Jesteś taka wychudzona! - krzyknęła Fenkułowe Serce.
- Jjja... - Piórko zaczęła się jąkać, nie wiedziała co powiedzieć.
Różana Łapa weszła do kociarni, gdzie była Fenkułowe Serce i liliowa kotka. Miała pomarańczowe oczy, długi ogon, oraz widoczne żebra.
- Musiałam sprawdzić jak się czuje. To obowiązek każdego medyka.-rzekła medyczka.
Uczennica medyka tylko kiwnęła łebkiem i zerknęła w kierunku kociaka.
- Nie chcesz dowiedzieć się czegoś o klanach? - szepnęła
Pomarańczowe oczy spojrzały na nią zdziwione.
- Cco? - spytała liliowa.
- Nie chcesz dowiedzieć się czegoś o klanach? - powtórzyła Różana Łapa tym razem głośniej.
- Ta-ak - powiedziała kotka.
- W klanach jest kilka rang. Przywódca, zastępca, medyk, uczeń medyka, wojownicy, uczniowie, królowe i kocięta - rzekła uczennica medyka bardzo cicho.
- Mmożesz po-owtórzyć? - spytała zaciekawiona liliowa.
Fenkułowe Serce uśmiechnęła się na ten widok.
- W klanach jest kilka rang. Przywódca,zastępca, medyk, uczeń medyka, wojownicy, uczniowie, królowe i kocięta - powiedziała raz jeszcze Różana Łapa.
- Różana Łapo, są jeszcze starsi - poprawiła uczennicę medyka, medyczka Klanu Klifu.
- Ja nie wiedziałam - przyznała szylkretka smutno.
- Miałaś prawo nie wiedzieć - Fenkułowe Serce położyła swoją łapkę na jej grzbiecie. W naszym klanie nie ma starszych - dodała czarno-biała. - Możesz przyjść do żłobka jutro, po treningu.- zmieniła temat.
- Nie mogę dzisiaj? - spytała Różana Łapa rozczarowana.
- Oczywiście, że możesz - uśmiechnęła się Fenkułowe Serce.
Po chwili obie kotki wyszły na trening.
<Piórko?> (możesz przesunąć czas i napisać co się działo po treningu.)

Piórko! (Klan Klifu)


Piórko | kocię | Klan Klifu

28 lipca 2017

Od Lamparciego Kroku C.D. Mysiego Nosa

 Lamparci Krok był zaskoczony. I przerażony. I zdruzgotany. Mysi Nos? Czy to naprawdę ona? Nadal nie zrozumiał, że to nie był zły sen, ani że nie umarł. Był cały i zdrowy, jego siostra też. To niesamowite!
A te kociaki? Mysi Nos nazwała je jego siostrzeńcami. Srebrny Pysk jednak nie żyła od kilku księżyców, a te maluszki... Nagle kocur zrozumiał, że te dzieci to rodzone potomstwo Mysiego Nosa.
- To niemożliwe - szepnął sam do siebie. - Ale... Jak? Kiedy?
Mysi Nos wyraźnie chciała mu to powiedzieć, ale wyraźnie sygnalizowała, że nie zrobi tego w obecności reszty klanu. Ciekawość wzięła górę nad cierpliwością jej brata. Odesłał patrol do obozu z dobrymi wieściami i obiecał zaraz do nich dołączyć. Kiedy ich głosy ucichły Mysi Nos uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Zanim porwali mnie dwunożni, stało się coś niezwykłego - zaczęła.
- Porwali cię? - przejął się nagle jej brat. - Jesteś cała? Wszystko w porządku?
- Tak. Ci dwunożni byli nawet mili, ale... - Mysi Nos urwała nagle. - Och! Nigdy nie zgadniesz! Mieszkał z nimi Droździa Łapa!
Lamparci Krok był niezwykle zaskoczony. Droździa Łapa? Jego były uczeń! Ale przecież tylko on i Fioletowa Chmura wiedzieli, że nie zginął tylko odszedł do dwunożnych. A teraz wie Mysi Nos?
- Ale... On nie żyje - powiedział, jakby ciągnąc swoje kłamstwo.
- Żyje! - zawołała żywo kotka. - I ma się świetnie. Wiesz, on dobrowolnie odszedł z Klanu Burzy. Sam wybrał tamto życie.
- Ale zaraz... Czekaj... - powstrzymał ją Lamparci Krok, ale nagle coś głośnego się do nich zbliżyło. Oboje naprężyli mięśnie, kiedy spomiędzy gałęzi wynurzył się kociak dwunożnych. Przestraszeni wojownicy w panice chcieli uciekać, kiedy szybko oprzytomnieli. Wrócili się, chwycili maluszki w pyszczki i pobieli, jak najdalej. Mysi Nos jednak zatrzymała się i odłożyła kociaka, który zapiszczał.
- Wicherek! Zostawiliśmy Wicherka! - zaszlochała. Wróciła się po kociaka, a Lamparci Krok podszedł do płaczącej siostrzenicy i położył obok niej drugiego maluszka.

<Mysi Nosie?>

Od Płomienia C.D Szepciku

    Trójka rodzeństwa ruszyła w stronę wyjścia ze żłobka. Rdzawa uparła się, by Płomień szedł w środku, bo będzie się wlókł na końcu i wszystko zepsuje. Kocurek miał wiele wątpliwości co do ich "wypadu", ale w głębi duszy chciał przeżyć jakąś przygodę. dreptał więc posłusznie, starając się być jak najmniejszym, by zostać niezauważonym. Było to daremne działanie, bo był największą kluską z rodzeństwa i w dodatku miał całkowicie rude futro. Na razie wszystko szło jak po maśle, koty nie zauważyły tego małego pochodu. Już mieli przed sobą wyjście z obozu - Szepcik podbiegła tam i nie napotykając żadnych przeszkód, pisnęła radośnie i już miała przekroczyć wyjście, gdy przed nią pojawiła się wielka łapa jakiegoś wojownika. Kotka odskoczyła, zaskoczona i automatycznie spojrzała w górę, co też uczyniło jej rodzeństwo. Jakiś bliżej nieznany rudemu synowi Milczącej Gwiazdy kocur patrzył się na nich surowo.
- Dokąd się wybieracie, co?- zapytał.
- Co tu się dzieje? - odezwał się inny głos. A był to głos ich matki, liderki we własnej osobie. Kocięta odwróciły się w stronę kotki, tracąc zainteresowanie wojownikiem.
- Wybieraliśmy się na polowanie! - zaszczebiotała Rdzawa, unosząc dumnie głowę. Milcząca Gwiazda już otworzyła pysk, by coś powiedzieć, gdy nagle z legowiska wypadła Liliowa Łodyga, przerażona. Mimo ogromnego brzucha biegła bardzo szybko. Zdyszana zaczęła się tłumaczyć, że tylko na chwilkę zasnęła i gdy otworzyła oczy, kociąt nie było, gdy ujrzała trzy zguby stojące obok ich matki. Wydała głośne westchnienie ulgi. Milczka za to liznęła ją w kark i powiedziała, by wracała do żłobka. Potem spojrzała na kocura i rzekła poważnym, ale przyjaznym tonem:
- Dziękuję, że ich powstrzymałeś. - kocur krótko skinął łbem i odszedł, a kociaki zostały sam na sam z karmicielką.
- Kto to wymyślił? - rzuciła. Płomień widział, że nadeszły konsekwencje ich zachowania. Chciał uratować siostry i wziął winę na siebie. Szepcik spojrzała na niego z oburzeniem, widocznie nie rozumiejąc, o co chodzi i krzyknęła:
- Ty kłamco, to ja to wymyśliłam, nie przywłaszczaj sobie cudzych pomysłów! Chcieliśmy iść upolować mysz, byś była z nas dumna i mianowała nas na uczniów. - skierowała się do swojej mamy, na co ta powiedziała zupełne przeciwieństwo tego, na co tak wyraźnie czekała koteczka.
- Mogłam się domyślić. Nie powinniście tego robić. I tak nie udałoby wam się nic upolować, bo jesteście na to za młodzi, za to ktoś mógłby was porwać lub nawet zabić! - kociaki wstrzymały oddech, zmrożone na samą myśl o obcym kocie, który mógłby ich upolować z dziecinną wręcz łatwością. - Płomień, nie spodziewałam się tego po tobie. - dodała, patrząc na swego jedynego syna z zawodem. - Wracajcie do żłobka i bądźcie grzeczni, dość już złego narobiliście. - odprowadziła ich wzrokiem po czym wróciła do swoich obowiązków.
- Widzisz, mówiłam że wszystko zepsuje! - syknęła Rdzawa. - Trzeba było go nie zabierać.
- Przywłaszczacz cudzych pomysłów! - odburknęła tylko Szepcik, kładąc się koło Liliowej Łodygi i zapadając w sen. Druga szylkretka zrobiła to samo.
I tylko Płomień nie spał, przepełniony goryczą. Przecież chciał dobrze, a naraził się na gniew sióstr i zawód ukochanej Milczącej Gwiazdy. W dodatku nawet ciężarna przyjaciółka matki patrzyła na niego spode łba, jednak raczej obarczała winą wszystkich, niżeli tylko jego. w złotych ślepiach malował się gniew, iskry wściekłości błyskały w ciemności, zanim i on zapadł w sen.

<Szept? Rdzawa? Milczka?>

Od Porannej Łani

Poranna Łania nie mogła zapomnieć o całej sprawie ze Szkarłatnym Wichrem. Mimo to, starała się ukrywać swoje poczucie winy i smutek przed przyjaciółką, Pszczelim Miodem. Kto by pomyślał, że te dwie tak się do siebie zbliżą. Łaciata kotka spała przy niej każdej nocy, wychodziła z nią na większość polowań oraz patroli. Czuła się nieswojo w klanie, bała się odezwać do innych, jakby sądziła, że znają jej sekret. Czasem czuła przenikliwe spojrzenia innych na swoim karku, była to w prawdzie fikcja, ale jej wydawała się zbyt rzeczywista jak na wymysł jej mózgu. Dopadała ją powolna paranoja, wiedziała, że jedynym sposobem aby się jej pozbyć jest rozmowa z samym poszkodowanym kocurem. Mimo to nie było to takie proste, Poranna Łania przeraźliwie bała się z nim rozmawiać, tak samo jak on. Kotka jednak czuła, że Szkarłat chętnej chodził z nią na patrole niż z Pszczelim Miodem. Kiedyś Malinowa Gwiazda wyznaczyła nocny patrol składający się z Porannej Łani, Pszczelego Miodu i Szkarłatnego Wichru. Kocur zasymulował ból brzucha uciekając do nory medyka. Wojowniczka wcale mu się nie dziwiła. Jedynym uczuciem jakim darzyła kocura był żal.
W ostatnich dniach, za namową, wręcz przymusem Pszczelego Miodu, Poranna zaczęła się uaktywniać w klanie. Pomagała w zbieraniu medykamentów, zbierała mech dla karmicielek i zaczęła na nowo odbudowywać relacje z kotami z klanu. Była z siebie dumna, pierwszy raz od incydentu z pręgowanym kocurem poczuła się wolna od oskarżycielskich spojrzeń i cichych docinek kierowanych w jej stronę, których tak naprawdę nigdy nie było. Dużo czasu spędzała także z Czarnym Piórkiem i jej młodymi, polubiła Jastrzębia za jego cięty język i trafne komentarze które pojawiają się bardzo rzadko, najczęściej syczane pod nosem, Bobra za jego uprzejmość oraz uśmiech który nie schodzi mu z mordki oraz małą Paprotkę za jej porywczy charakter. Widziała w nich przyszłość klanu Nocy, każde z nich przyda się i znajdzie swoje miejsce, była tego pewna.
Pewnego dość ciepłego dnia Poranna Łania wychodząc od Czarnego Piórka wpadła na Płomienną Pręgę. Kocur odsunął się zaskoczony tym nagłym spotkaniem. Poranna Łania zaśmiała się speszona spoglądając w bok.
- Przepraszam, powinnam uważać pod łapy- miauknęła z krzywym uśmiechem. Zastępca nie wykazywał złości, skinął łbem a kąciki jego pyska uniosły się delikatnie w górę. Zmierzył kotkę wzrokiem po czym pociągnął rozmowę dalej:
- Widzę, że zaczynasz zaprzyjaźniać się z Czarnym Piórkiem?
- Tak, lubię jej towarzystwo, po za tym młode są tak urocze- odpowiedziała już ośmielona łaciata kotka. Kocur kiwnął ponownie łbem spoglądając w bok na inne koty. Utkwił spojrzenie w Jagodowym Futrze do którego odszedł pożegnawszy się wpierw ze swą chwilową towarzyszką. Poranna Łania odprowadziła go wzrokiem, po czym spostrzegła w kącie białą postać. Szkarłatny Wicher. Jak zawsze siedział sam, nie było obok niego żywej duszy. Nie było to spowodowane jego wyglądem, plotki o jego ,,swawolnym żywocie” powoli się rozeszły, to była prawdziwa przyczyna. Kotce zrobiło się przykro na widok opuszczonego kocura. Postąpiła krok w jego kierunku po czym zawiesiła się, nie była pewna czy jest gotowa na rozmowę z nim. Nie sądziła nawet, że kot odezwie się chodź słowem, zapewne nadal był na nią wściekły. Po chwili była już w drodze do niego, nie mogła się długo zastanawiać. Kiedy tylko zbliżyła się na ,,niebezpieczną odległość” Szkarłatny Wicher wstał chcąc odejść.
- Zostań, proszę. Nie możemy się tak unikać- zaczęła delikatnie Łania nie spuszczając oczu z wojownika. Ten rzucił jej oskarżycielskie spojrzenie po czym ciężko usiadł na ziemi dając jej mówić.
- Chciałam przeprosić…
- Przeprosić? I to ma naprawić mój wygląd?!- syknął ze złością wypisaną na mordce- dostałaś czego chciałaś, więc czego tu jeszcze szukasz?
- Przebaczenia. Wiem, postąpiłam źle, ale nie wiedziałam, że ona chce zrobić aż tak okropną rzecz! To miała być tylko ,,nauczka” a nie ogromne rany które zostaną na zawsze! Nie chciałam tego- broniła się kotka, lecz Szkarłatny Wicher nie zamierzał jej wierzyć tak szybko.
- Dlatego siedziałaś i nic nie robiłaś, tak? Ona mnie atakowała a ty? Rozsiadłaś się jak królowa i przyglądałaś się temu! Widziałem tą radość w twoich oczach, nie wywiniesz się. Cieszyłaś się z tego- wychrypiał oskarżycielsko po czym splunął na bok- wy stworzenia z piekła rodem.
Poranna Łania tylko spuściła łeb wzdychając cicho. Fakt, cieszył ją taki wymiar kary. Ale im więcej dni mijało, tym większe wątpliwości co do tego miała. Z pewnego siebie kocura który wyróżniał się na tle innych swym szarmanckim charakterem i przystojnym wyglądem został obdrapany kocmołuch z poranionym pyskiem i złamanym duchem. Szkarłatny Wicher się zmienił, to fakt, mimo to Poranna Łania nie potrafiła wybić sobie go z głowy. Dalej był w jej oczach kimś kto mógłby dać jej szczęście, nawet po tym co uczyniła Pszczeli Miód…po tym co obie zrobiły.
- Szkarłatny Wichrze, nadal cię szanuje. Nie ukrywam, że byłam szczęśliwa z tego co się stało, ale teraz widzę potworne skutki tego. Nie chciałam abyś tak cierpiał, to nawet ponad to co my przeżyłyśmy- odparła Poranna Łania po czym zniżyła głos do szeptu- jeśli ma to poprawić ci humor czy dać satysfakcję, pozwalam ci uczynić to samo ze mną.
- Słucham?!- zdziwił się pręgowany wojownik wlepiając osłupione spojrzenie w swoją dawną towarzyszkę. Ta nawet nie podnosząc oczu by spojrzeć swej ofierze w oczy mruknęła:
- Możesz mnie oszpecić, chcę abyś mi przebaczył, nawet jeśli to ma być cena tego.
<<Szkarłatny Wichrze? ;v>>

Od Mysiego Nosa

Od chwili gdy pierwszy raz stanęłam w siedlisku dwunożnych czas dłużył się nieublagalnie. Nie mogłam robić tego co kochałam. Wróble siadały spokojnie na trawie wprost przede mną, ale "okno" nie pozwalało mi się wydostać. Każde bicie serca było jakby dłuższe, a nie miałam ochoty na nic i poza wyglądaniem na dwór cały czas siedziałam w legowisku. Czas pomiędzy jednym, a drugim szczytowaniem słońca wydawał się być wiecznością. W dodatku samo to, że dwunodzy wołali na mnie Migotka było przytłaczające. Tylko ta długowłosa kotka o imieniu Palmira zdawała się chceć mnie przyzwyczaić do otaczającego świata, ale... nie. Moje miejsce było w lesie i zawsze tak będzie.
Nowy obrót spraw dopiero pojawił się jak mój brzuch zaczął rosnąć. Z początku myślałam, że to przez te mysie bobki, które o dziwo wydawały się smaczne, bo od początku wiedziałam, że mają jakieś skutki uboczne. W końcu dlaczego starsi wojownicy Klanu Burzy cały czas powtarzali, że to nic innego jak wronia strawa dla grubych worków kości, jakimi były pieszczochy? Ale tym brzuch rósł, tym bardziej byłam pewna, że to jedna z konsekfencji tak bliskiego kontaktu ze Szkarłatnym Wichrem. Ze stresu poddenerwowana dreptałam po siedlisku dwunogów i coraz częściej przesiadywałam w dziwnych zakątkach z dala od innych. W końcu nadszedł ten czas.
O świcie, gdy blask słońca wpadał do siedliska ja drżałam w legowisku. Ból raz po raz przeszywał moje ciało. Wiedziałam, że przypłacę wielkim bólem, które było nadal niską ceną za urodzenie aż trójki zdrowych kociąt. Najbardziej martwiło mnie jednak, że widać w nich było podobieństwo do wojownika Klanu Burzy. Najbardziej przypominał mi go ten mały kociak... Od razu wiedziałam jak go nazwę i już o szczytowaniu słońca byłam pewna, że przed moimi oczami jest kilka cudownych kociaków noszących imiona Tygryska, Pręga i Wicherek. Dwunożni nazywali je inaczej, ale co z tego? Ważne, że ja znałam ich cudowne, klanowe imiona.
Mijały dni, a kocięta coraz bardziej wyrastały. Ich uszka nie były już oklapnięte, powoli otwierały oczka, a ich futerko stawało się coraz dłuższe. Już jutro skończą księżyc, więc powoli zaczynałam myśleć o ucieczce. I, o dziwo, rozwiązanie samo nadeszło.
Pewnego dnia gdy dwunodzy wyszli z domu zostawili uchylone wejście. Małe smugi światła wpadały na moje zamknięte oczy, gdy spałam. Gdy tylko to zauważyłam ostatni raz spojrzałam na Barwinka i zabierając kociaki ze sobą wymknęłam się. Wicherka trzymałam w pyszczku, a Tygryska i Ptęga siedziały mi na grzbiecie. Szybko przemknęłam przed Drogę Grzmotu i znalazłam się na terytorium Klanu Burzy. Wreszcie byłam w domu! Usłyszałam za sobą jednak ujadanie psa, więc szybko odwróciłam głowę. Wielkie stworzenie warczało na mnie i szczerzyło kły. Moje serce nawet nie zdążyło zabić, bo już zaczęłam biec przed siebie. Jeśli, by mnie dopadł nie umarłabym tylko ja, ale i kilka dusz odeszłoby do Klanu Gwiazdy.
Zaczęłam przedzierać się przez wysoką trawę, która zdążyła wyrosnąć pod moją nieobecność. I gdy chciałam już pożegnać się ze swoimnżyciem zobaczyłam jak czwórka kotów rzuca się na psa. Jałowcowy Krzew, Nocna Łapa, Fioletowa Chmura i Lamparci... Lamparci Krok! Stanęłam jak wryta, aż moją zadumę przerwało wołanie dwunożnego. Stworzenie uciekło w stronę siedliska dwunożnych.
- Oh, na Gwiezdny Klan, Mysia! Czy ja umarłem? - Czarny kształt pojawił się przede mną, a ja pokręciłam przecząco głową. - A co to, za kociaki?
Odstawiłam Wicherka na trawkę, a ten zapiszczał, dlatego polizałam go czule i uspakająco.
- To twój siostrzeniec, Wicherek. A to jego siostry, Tygryska i Pręga.

27 lipca 2017

Od Srebrnej Łapy

Coś zaczęło mnie szturchać i wybijać ze snu. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem Łabędzią Łapę wychodzącą z legowiska. A faktycznie... Mówiłem jej, by mnie obudziła. Dziś mój pierwszy dzień bycia uczniem. Skoczyłem na równe łapy i wyskoczyłem z legowiska uczniów. Ruszyłem w stronę legowiska Milczącej Gwiazdy, gdyż to ona została moją mentorką. Zajrzałem do środka.
- Wejdź - miauknęła Milcząca Gwiazda. Zrobiłem tak jak kazała i rozpłaszczyłem się przed nią.
- Jesteś gotowy na pierwsze szkolenie? - spytała spokojnie.
- Tak, jestem - odparłem i podniosłem się. Skinięciem ogona pokazała, że wychodzimy.
Wyszedłem, a ona za mną. Skierowaliśmy się do wyjścia z obozu. Zapachy lasu uderzały mi prosto w nos.
- Najpierw przejdziemy się i poznasz terytoria klanów... - zaczęła Milcząca Gwiazda.
- Ja znam terytoria klanów - miauknąłem. - Przechodziłem je całe w poszukiwaniu schronienia.
- Tak? - zapytała z zaciekawieniem. - Więc już wiesz, gdzie nie wchodzić?
- Tak jest - odpowiedziałem dumnie.
- To w takim razie zaczynamy od polowania. Co czujesz?
Otworzyłem pyszczek i wyczułem znajomą zwierzynę.
- Czuję wróbla - miauknąłem cicho.
- Teraz ustaw się do pozycji - zaczęła mentorka. - Łowieckiej... Czyli to też umiesz?
- Tak - potwierdziłem kucając przy ziemi. - Raczej przez tyle księżyców nie żyłem na żołędziach.
Milcząca Gwiazda zaśmiała się cicho.
- To teraz złap mi tego wróbla - rozkazała. Zacząłem się skradać do ptaka. Gdy byłem blisko, przygwoździłem go łapami i zacisnąłem zęby na jego małej szyi. Podniosłem go i w podskokach podszedłem do kotki. Ułożyłem wróbla u jej łap.
- Dobra robota - pochwaliła mnie. - A teraz zakop go, by nikt go nie zwęszył.
Zacząłem kopać dołek, a do niego włożyłem łup i zakopałem.
- Co teraz? - spytałem z zaciekawieniem.

<Milcząca Gwiazdo?>

Od Szepciku

Dni zawsze były takie same: nudne i bez wyrazu. Co prawda Szepcik już nauczyła się chodzić, a raczej biegać, przeszkadzając i denerwując wszystkich naokoło, oraz krzyczeć bawiąc się z rodzeństwem, nudziły ją ściany żłobka. Codziennie zabawa z Rdzawą, przeplatane wspólnym dopiekaniem Płomieniowi były rutyną. Szepcik już nie mogła doczekać się aż zostanie uczniem. Będzie mogła wtedy do woli wychodzić z obozu, nikt na nią za to nie nakrzyczy. Nauczy się walczyć, zostanie najlepszym wojownikiem w klanie. Będzie mogła robić co tylko zechce. Życie terminatora naprawdę musi być cudowne!
W tym momencie mała kotka zauważyła jak pomiędzy liśćmi przedziera się Liliowa Łodyga, a Milcząca Gwiazda, jej matka, wstaje. Liderka liznęła jedynego znajdującego się blisko niej Płomienia i skierowała się do wyjścia. Szepcik błyskawicznie pobiegła za nią, zmuszając tym samym siedzącą obok Rdzawą, by biegła za nią.
- Mamoo, gdzie idziesz? - zapytała podnosząc łepek, by móc spojrzeć w oczy matki.
Ta popatrzyła na nią tym swoim kojącym spojrzeniem.
- Muszę coś załatwić, słonko, zostanie z wami Liliowa Łodyga.
Szepcik nadęła policzki i tupnęła tylną łapką tak mocno jak tylko umiała. Czyli, jak możecie sobie wyobrazić, nie wzleciał nawet kurz.
- Ale ja nie chcę!
Milcząca Gwiazda uśmiechnęła się i liznęła córkę po łebku.
- Wieczorem wrócę, nie martw się. Idź się pobawić z rodzeństwem.
Nie czekając na kolejne protesty córki, odwróciła się i odeszła.
Szepcik również nie czekając, odwróciła się, licząc, że będzie za nią stać jej siostra i równocześnie dziwiąc się, że kotka nie wtrącała się do rozmowy. Wyjaśnienie tej sprawy było jednak proste - Rdzawa wcale nie stała za nią, tylko siedziała obok Płomienia, wysłuchując słów Liliowej Łodygi. Szepcik, zaciekawiona, szybko do nich dołączyła.
- ...a gdy już uda ci się coś upolować, nie możesz zjeść tego od razu, tylko musisz wpierw zanieść to do klanu - powiedziała biała kotka.
- Dlaczego? - zapytała Rdzawa z zaciekawieniem machając rudym ogonem.
- Tak mówi kodeks, który winien przestrzegać każdy kot.
Szepcik usiadła pomiędzy rodzeństwem.
- A co się stanie gdy nie będzie się przestrzegać kodeksu? - zapytała.
- Wtedy nie trafi się do Gwiazdnego Klanu...
- A gdzie? - przerwała
- Do Miejsca Gdzie Brak Gwiazd. - wyjaśniła wojowniczka.
Tym razem głos zabrał Płomień.
- A jak tam jest?
Biała kotka pochyliła się nad nimi i zmrużyła swe ciemne, pomarańczowe oczy.
- Strasznie. Nie ma tam gwiazd, ani żadnych świateł, jest tam okropnie. Naprawdę, nie chcielibyście tam trafić.
Szepcik stanęła przestraszona i machnęła pręgowanym ogonkiem.
- O nie! - krzyknęła - A co jeśli przez przypadek złamie się kodeks?
Wojowniczka zaśmiała się.
- Nie da się przez przypadek złamać kodeksu. Więc jeśli go przestrzegasz, działasz według woli Klanu Gwiazd.
I wtedy Rdzawa zadała wiszące już w powietrzu pytanie.
- A jakie oprócz polowań są zasady kodeksu?
Liliowa Łodyga na chwilę zamilkła, zapewne intensywnie myśląc.
- Jesteście jeszcze za mali, gdy zostaniecie uczniami wasz mentor wszystko dokładnie wam opowie.
Tym razem oprócz Szepcika z niezadowoleniem tupnęła również Rdzawa. Jednak Szepcik była szybsza.
- Opowiedz nam teraz!
Wojowniczka pokręciła swoim białym łbem.
- Nic nie zrozumiecie, musicie trochę podrosnąć...
- To nam wytłumaczysz! - krzyknęła Rdzawa
Liliowa Łodyga westchnęła.
- Opowiem wam następnym razem, dobrze? - powiedziała spokojnym głosem - A teraz pobawcie się.
Ułożyła się wygodnie i zwinęła w kłębek, na tyle, na ile pozwalał jej na to ogromny już brzuch. Zamknęła na chwilę oczy, jednocześnie trzepiąc uszami i próbując odgonić bzyczącą obok muchę.
Szepcikowi odpowiedź kotki jednak nie wystarczała. Była gotowa wciąż toczyć walkę, wpadła jednak na pewien pomysł. Nagłym ruchem rzuciła się na swoją siostrę i obie poturlały się aż do wystającego nieopodal korzenia.
Rdzawa już chciała machnąć łapką by jej oddać, ta jednak szybko powiedziała.
- Poczekaj! Mam plan! - w jej oczach zaczęły latać iskierki ekscytacji - Jak to zrobimy to Liliowa Łodyga od razu nam wszystko opowie, a mama na pewno mianuje nas na uczniów!
Rdzawa uwolniła się spod uścisku siostry i przybliżyła się do niej.
- Co chcesz zrobić?
Na pysku Szepcika widniał szeroki uśmiech.
- Upolujemy mysz! - powiedziała.
Wtem za nią odezwał się lekko drwiący głos.
- Co chcesz zrobić?
Odwróciła się. Za nią stał Płomień.
Szepcik posłała mu spojrzenie mówiące, że jeśli coś wygada to jego upoluje następnego.
- Nie wtrącaj się! - powiedziała Rdzawa.
- I tak wam się nie uda - odpowiedział - zresztą nie wolno nam nawet wychodzić z obozu.
Szepcik uśmiechnęła się, jednocześnie śmiejąc się drwiąco.
- Jeszcze zobaczysz! Wrócimy z myszą, zostaniemy uczniami, a ty wciąż będziesz kociakiem!
Rudy kocurek zmrużył swoje złote oczy.
- Też chcę być uczniem!
- No to chodź z nami! - kotka uśmiechnęła się.
Jednak tą obustronną radość zniszczyła Rdzawa.
- Nie ma mowy! - niemal krzyknęła - on wszystko zepsuje!
Szepcik stanęła niemal na końcówkach opuszek łap, próbując popatrzeć na swoją siostrę z góry.
- To był mój plan! - oznajmiła z dumą - więc idziemy wszyscy! Ja dowodzę!
Rdzawa mruknęła coś pod nosem, niezadowolona. Zawsze powtarzała, że Płomień jest nudny i nie umie się bawić. Za to Szepcik zawsze próbowała wciągnąć go w zabawę. Niewiadomo dlaczego, ale on nazywał to wciąganie go siłą do zabawy dokuczaniem. Powinien jej dziękować, że o nim myśli!
Zerknęła zobaczyć czy Liliowa Łodyga przypadkiem czegoś nie usłyszała. Na szczęście kotka wyglądała na senną i nic nie wskazywało na to, by znała ich plan...

<Rdzawa? Płomień?>
Nie ma to jak opko o 2 w nocy :")

26 lipca 2017

Od Gradowej Łapy (Gradowej Mordki)

Był wieczór, słońce powoli znikało za odległymi klifami. Zapowiadała się bezchmurna noc. To tylko bardziej stresowało Gradową Łapę. Widział na niebie pazur. Mocny i wyraźny. Napełniało go to niezwykłym lękiem. Kwiecisty Wiatr przygotowała go na to jakiś czas temu. Zawiadomiła Widmowego Wilka i Fenkułowe Serce... Mieli się spotkać tej nocy w Księżycowej Zatoczce. Gradowa Łapa głupi nie był. Wiedział, że to spotkanie oznacza dla niego koniec treningu. Martwił się tym niezwykle.
- Wiele księżyców temu twoja ciotka i mnie zabrała do Księżycowej Zatoczki - odezwała się Kwiecisty Wiatr. - Byłam bardziej zestresowana niż ty teraz.
- Bardziej się nie da - mruknął Gradowa Łapa. - Jesteś pewna, ze jestem gotowy?
- Na pewno nie jesteś najlepszym medykiem na świecie - powiedziała medyczka. - Ani najładniejszym. Wiem jednak, że braki szybko uzupełnisz, a może i wyładniejesz?
- Oby Klan Gwiazdy wziął sobie twoje życzenia do serca - powiedział kocur przestępując z łapy na łapę.
Zaraz potem zjadł zioła wzmacniające od mentorki i oboje ruszyli w kierunku wyjścia z obozu. Zanim odeszli Gradowa Łapa rozejrzał się jeszcze po obozie. Wojownicy powoli kładli się spać. Tylko Biała Gwiazda zwracała ni nich uwagę. Skinęła głową uczniowi dodając mu tym samym otuchy. Gradowa Łapa był gotów ruszyć w drogę.
Słońce prawie zaszło, kiedy dotarli do Wielkiego Drzewa, miejsca spotkań klanów w każdą pełnię. Zaczęło się robić zimno, więc Kwiecisty Wiatr popędziła ucznia. Musieli przejść jeszcze całą Głęboką Ścieżkę. Gradowa Łapa bardzo się bał. Ostatni raz pokonywał te drogę jako bardzo młody uczeń i przytłaczały go zapachy Klanu wilka i Klanu Klifu. Wiedział, że nie ma się czego bać w tę świętą noc, ale mimo wszystko obawiał się najgorszego.
Po bardzo długim spacerze w końcu dotarli do zejścia do Księżycowej Zatoczki. Gradowa Łapa ślizgał się na żwirze schodząc w dół i w dół... Nagle dostrzegł dwa cienie i bardzo się wystraszył, jednak szybko zrozumiał, ze to Widmowy Wilk i Fenkułowe Serce już czekają. Medycy przywitali się serdecznie.
- Zdrowie w Klanie Klifu jest na niezwykle wysokim poziomie - pochwaliła się Fenkułowe Serce. - Ponadto mam teraz uczennicę. Mam nadzieję, że niebawem spotkamy się tutaj na jej pasowaniu.
- To cudowne moja droga - mruknął Widmowy Wilk. - Bardzo mnie cieszy, że w lesie przybywa medyków. Myślałem, że już dawno porzucono tę szlachetną pozycję.
- Myliłeś się Widmowy Wilku - powiedziała Kwiecisty Wiatr. - A Gradowa Łapa jest tego dowodem.
Uczeń zawstydził się lekko, że to o nim mowa. Wolał się nie wychylać w obliczu obcych kotów, ale to przecież była jego noc! Jego święto!
- Zaraz księżyc będzie szczytować - oznajmiła Fenkułowe Serce. - Zaczynajmy, niech Klan Gwiazdy pozna nowego medyka.
Gradowa Łapa przełknął ślinę. Czuł wyniosłość tej chwili. Kwiecisty Wiatr usiadła tyłem do wody, a przodem do ucznia. Pozostali medycy usiedli po bokach. Światło księżyca wynurzyło się zza krawędzi klifu i oświetliło wodę zatoczki tak, ze lśniła niczym kryształy. Kwiecisty Wiatr z dumą zaczęła swoją przemowę.
- Ja, Kwiecisty Wiatr, medyk Klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zrozumieć drogę medyka, i z Waszą pomocą służyć swojemu klanowi przez wiele przyszłych księżyców.
Gradowa Łapa zadrżał słysząc te słowa. Nadal , gdzieś w głębi siebie czuł, że nie jest godny, ale z drugiej strony ufał decyzji swojej mentorki.
- Gradowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać
- Przysięgam - powiedział Gradowa Łapa niepewnym głosem.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaje ci imię medyka. Gradowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Gradowa Mordka. Klan Gwiazdy docenia twoją pilność i ciepłe serce, oraz wita cię, jako pełnoprawnego medyka Klanu Burzy.
Kwiecisty Wiatr dotknęła pyszczkiem czoła swojego przyjaciela. Gradowa Łapa wiedział doskonale, że teraz musi ją polizać po barku, co zrobił.
- Gradowa Mordka! - zawołała Fenkułowe Serce, po czym Widmowy Wilk przyłączył się. - Gradowa Mordka!
- Teraz mój uczniu czeka nas niezwykłe zdarzenie - powiedziała Kwiecisty Wiatr.
- Były uczniu - zaśmiała się Fenkułowe Serce.
- Nie ważne - prychnęła medyczka Klanu Burzy. - Liczy się to, że teraz pierwszy raz w życiu będziesz dzielił sny z Klanem Gwiazdy. Czy to nie ekscytujące?
- Będę dzielił sny? - zdziwił się kocur.
- Każdy nowy medyk to robi - powiedział Widmowy Wilk. - Swojego czasu moja mentora zabrała mnie do Księżycowego Kamienia. Śniłem wtedy o strumieniu krwi. To był omen walki, która nastała niebawem.
Gradowa Mordka wystraszył się nieco tej perspektywy. Miał oglądać omeny? Okropność!
- Mój sen był bardziej pozytywny - powiedziała Fenkułowe Serce widząc lek świeżego medyka. - Zwiastował koniec chorób w moim klanie związany z objęciem przeze mnie funkcji medyka. A twój sen Kwiecisty Wietrze?
- Ja nie dostałam przepowiedni - powiedziała kotka. - W moim śni odwiedziła mnie Uschnięty Liść. Była pierwszą medyczką Klanu Burzy. Złożyła mi życzenia i obiecała opiekować się mną i naszym klanem.
- Symboliczny gest - oznajmił Widmowy Wilk. - Czy dotrzymała obietnicy?
- Żaden wojownik jeszcze nie umarł u moich łap - przyznała kotka. - To prawdziwe błogosławieństwo.
Medycy skinęli głowami. Gradowa Mordka wiedział, ze pora na niego. Podszedł do tafli wody i polizał ją. Zobaczył, że inni medycy robią to samo. Szybko poczuł się błogo. Ułożył się na brzegu i zasnął.

Kiedy otworzył oczy nie był już w zatoczce ukrytej przed wszystkimi na świecie. Teraz znajdował się daleko. Bardzo daleko na wzgórzu obrośniętym wysoka trawą. Zapach kwiatów był tutaj wszechobecny. Kocur z zachwytem chwytał zapachy.
Nagle stanął przed nim biały wojownik. Kocur zląkł się jego widoku, ale ten uśmiechnął się doń serdecznie.
- Witaj Gradowa Mordko - powiedział słodkim głosem. Kocur szybko zrozumiał, że stoi przed nim jakaś kotka. - Nie znasz mnie, ale ja znam ciebie doskonale. Na pewno o mnie słyszałeś. Jestem Królicza Skóra.
Gradowa Mordka tworzył szeroko swoje wielkie ślepia. Nie mógł w to uwierzyć! To naprawdę jego ciotka? Jego wielka ciotka medyczka? A niech to!
- Mmiło mi cię poznać Królicza Skóro - powiedział niepewnie. Kotka uśmiechnęła się serdecznie.
- Chodź ze mną, pokażę ci coś.
Kotka odeszła, a młody medyk podążył za nią. Był niezwykle ciekaw tego, gdzie Królicza Skóra chce go zabrać, a także niezwykle interesowało go to miejsce. Rozległe terytoria Klanu Gwiazdy... Niebywałe, że się tam znalazł!
W końcu podeszli pod drzewo. Było ono wysokie, a kilka długości lisa nad ziemią widniała dziupla. Po chwili wyjrzała z niej sowa.
- W dawnych czasach nikt nie musiał być medykiem, by wiedzieć, że sowa to zły omen - powiedziała chłodno biała kotka.
- Dlaczego mi ją pokazujesz? - spytał Gradowa Mordka.
- To przesłanie Klanu Gwiazdy dla was. Sowie skrzydła nie świszczą na wietrze, tak samo nowe zagrożenie milczy i obserwuje klany z ukrycia.
- Nowe zagrożenie?
- Tak Gradowa Mordko. Ta sowa to omen dla ciebie. Strzeż się nocnego ptaka, on nigdy nie ma nic dobrego do pokazania. Teraz żegnaj Gradowa Mordko, na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy...

Medyk otworzył swoje oczy i ze zdziwieniem odkrył, że noc dobiega końca. Dziwne. Był w Klanie Gwiazdy ledwie parę uderzeń serca, a tu upłynęła cała noc? Szybko zauważył Kwiecisty Wiatr. Ona i inni medycy już nie spali. Widmowy Wilk i Fenkułowe Serce odchodzili właśnie do swoich klanów.
- No, Gradowa Mordko. Teraz opowiadaj - powiedziała Kwiecisty Wiatr radośnie, a jej byłemu uczniowi ciężko zrobiło się na sercu na myśl, o omenie, który musi jej przekazać...

Od Borsuczego Gońcy C.D. Ukrywającej Łasicy

Borsuka zdziwiło zachowanie samotniczki, mimo swego młodego wieku była bardzo pewna siebie oraz zadziorna. W uszach dźwięczało mu słodko, czy też niewinnie wypowiedziane słowo ,,kochanie”. Był niemal pewien, że nie niosło za sobą ani miłości ani szacunku. Point zbliżył się ponownie do szarej kotki która bez skrępowania wpatrywała się w jego oczy. Mimo niepozornego wyglądu, wiedział, że samotniczka została jakkolwiek wytrenowana i może być niebezpieczna. Odczekał chwilę zanim coś powiedział, ciszę rozpraszał i wyłącznie szum gałęzi na których pojawiały się już nowe pąki.
- Nie pozwalaj sobie. Dla ciebie Borsuczy Goniec, nie ,,kochanie”- syknął przez zaciśniętą szczękę odsłaniając kły, musiał jej pokazać, że nie jest tutaj mile widziana- czego chcesz, zabrać nam zwierzynę? Czy bardziej jesteś na czyiś usługach?
-Jak możesz mnie podejrzewać o takie rzeczy!- oburzyła się złotooka unosząc dumnie ogon oraz łepek- może jestem samotnikiem ale mam swój honor.
- Nie podejrzewam aby obejmował on zakaz kradzieży- mruknął dalej lekko poddenerwowany kocur nie spuszczając oczu z ,,przybłędy”. Ruszył w jej kierunku obchodząc ją dookoła. Miała srebrne futro połyskujące w bladych promieniach słońca, chodź na jej pysku malował się uśmiech nie wyglądała na przyjazną, bardziej gotową wyszarpać komuś serce, jeśli ten zrobi o jeden krok za wiele. Pomimo tego, że jej oczy były kontrastem dla całego ciała, jakimś sposobem przyprawiały o zimny dreszcz. Borsuk wiedział, że ma dziwną słabość do szarych czy srebrnych kotek, lecz musiał zachować trzeźwość umysłu, pamiętał jak skończyła się ostatnia przygoda z samotniczką. W końcu zatrzymał się przed nią cicho mrucząc:
- Mam nadzieję, że odejdziesz. Teraz.
Łasica poruszyła się lekko, jakby jej ciałem szarpnął nagły chłód, nie był to powiew wiatru, Pora Nagich Drzew się skończyła a sam klimat się ocieplał. Borsuczy Goniec był pod wrażeniem jak groźnie zabrzmiał, do tego wszystkiego dochodziła także sroga mina. Gdzieś w duchu go to rozbawiło, ale nie pozwolił sobie na uśmiech. Szara kotka westchnęła cichutko po czym przeszła obok kocura przewracając oczami.
- Ale z ciebie nudziarz Borsuczku. A moglibyśmy tyle zrobić- miauknęła powoli się oddalając. Wojownik ściągnął brwi i wlepił swe spojrzenie w odchodzącą towarzyszkę. W jego sercu obudziła się ciekawość, musiał się dowiedzieć o co chodziło Łasicy.
- Co masz na myśli?- zapytał głośniej tak aby szara samotniczka usłyszała. Jej ucho poruszyło się, po czym odwróciła pysk z uśmiechem. Zachichotała podchodząc wolno do kota, ewidentnie miała jakiś chytry plan, być może znała słabość Borsuka i była gotowa ją wykorzystać?
- Chciałabym poodwiedzać tereny, nic wielkiego. Na pewno znasz fajne zakamarki- miauknęła zadowolona a widząc minę wojownika szybko dodała- ah ty nierozumny kocurze! Nie masz się o co bać, jestem zwykłą samotniczką, nie przyprowadzę ci tutaj bandy, jestem za młoda aby takim czymś kierować.
- Ale możesz być tylko pachołkiem w łapach kogoś bardziej kompetentnego- dokończył jej wypowiedź kiwając głową, dał znak, że może iść za nim. Łasica ruszyła dość szybko, mimo tego, że była mniejsza dotrzymywała kroku wojownikowi, poruszała się dziarsko z uniesioną głową, widać było, że jest bardzo dumna z tego kim jest, bądź została tego nauczona.
- Uraziłeś mnie Borsuku, podejrzewać mnie o coś takiego? Nazwać pachołkiem?- rzekła dramatycznie zamykając oczy a na jej pysk wstąpił grymas smutku. Nie ruszyło to zbytnio Borsuczym Gońcą, wiedział, że wszystko jest na pokaz.
- Mogę ci pokazać tylko jedno miejsce, obok granic, nie będziemy wchodzić w głąb. Potem odprowadzę cię tam gdzie mieszkasz, muszę mieć pewność, że nie uciekniesz, lub nie wrócisz, zgoda?- zapytał zniżając łeb do jej poziomu, wpatrzył się w jej świecące, złote oczy szukając w nich odpowiedzi. Nie znalazł praktycznie nic po za zaskoczeniem oraz ciekawością.

<<Ukrywająca Łasico? ;v>>

Od Złotej Łapy C.D. Gradowej Łapy

Kotka spojrzała na niego z pod łba. Nie chciała powiedzieć mu prawdy. Bała się, że uzna ją za wariatkę. Jednak medycy znają się na Klanie Gwiazd i Mrocznym Lesie, to może powie jej co w tej sprawie zrobić?
- Dobrze - odparła cicho nie patrząc mu w oczy.
- To co cię tak skaleczyło?
- A nie uznasz mnie za wariatkę?
- Żależy w jakiej sprawię - zażartował kocurek.
Terminatorka spojrzała na niego smutno.
 - To może lepiej tego ci nie powiem.
- Nie no, opowiadaj! Ja tylko żartowałem, nie bierz tego na poważnie.
Złota Łapa wymusiła z siebie uśmiech, siadając jednocześnie na swoim posłaniu. Jej ranna szyja powoli przestawała ją boleć, więc czuła się coraz lepiej. Jednak słowa ojca, wciąż krążyły jej w myślach.
- Jesteś żałosna - powtórzyła cicho.
- Co?!
- Nie, nic, nieważne - przekręciła łbem, żeby pozbyć się na chwilę swoich myśli. - Gdy się zostanie rannym w Mrocznym Lesie, to może ta rana przejść tutaj? - spojrzała na owinięta pajęczyną szyję. Spróbuj spojrzeć na swoją szyję
- Czy ja dobrze słyszałam!? - do dwójki uczniów podeszła szylkretowa medyczka. - Byłaś w Mrocznym Lesie?!
- T-Tak. Tam jedynie mogę spotkać się z ojcem - miauknęła cicho. - Ale ja nie chcę już tam wracać. Nie po tym co mi zrobił.
Zgromadzenie spojrzeli na siebie dużymi oczami. Kotka widziała w ich oczach strach, widniejący również na ich pyskach. Zerknęła na swoje łapy, które z strachu drżały, jak galaretka.
- Proszę, nie mówcie temu nikomu, a szczególnie Białej Gwieździe.
<Gradowa Łapa?>

Od Różanej Łapy

Minął już jeden księżyc odkąd uczennica medyka dołączyła do Klanu Klifu. Krucza Gwiazda wciąż nie wybrał zastępcy, co bardzo niepokoiło Fenkułowe Serce. Różana Łapa nie za bardzo wiedziała dlaczego, może i to było ważne, ale to tylko jeden księżyc, czyż nie?
Była Pora Szczytowania Słońca, uczennica spała jeszcze w legowisku uczniów.
 - Ghe -rzekła Różana Łapa śpiąc, nie zdając sobie z tego sprawy. - Mamo, jeszcze trochę - powiedziała częściowo śpiąc - Dziś mam trening z Fenkułowym Sercem! - krzyknęła jednocześnie się budząc i wybiegła z legowiska uczniów, kierując się w stronę legowiska medyka.
Weszła do środka widząc, medyczkę Klanu Klifu przed układanymi kupkami ziół.
- Gotowa? - spytała czarno-biała kotka z uśmiechem na pyszczku.
Różana Łapa kiwnęła łebkiem, co znaczyło "Tak."
Fenkułowe Serce wyciągnęła trzy zioła z ich miejsc, po czym wskazała łapką na jedno z nich.
- To jest kocimiętka - powiedziała medyczka Klanu Klifu - Leczy biały i zielony kaszel - dodała czarno-biała.
Różana Łapa słuchała bardzo uważnie, wiedziała, że jeśli chce być dobrą medyczką to musi słuchać swojej mentorki.
- A to pajęczyna - mówiąc to Fenkułowe Serce wskazała łapą na ową "roślinę". -Tamuje krew - rzekła medyczka.
- To zaś są ziarna maku - powiedziała czarno-biała, wskazując na ziarna łapą. - Łagodzą ból i usypiają kota po ich zjedzeniu.
- To tyle na dzisiaj - powiedziała medyczka.
Różana Łapa z radością wyszła z legowiska. Zapamiętała to z łatwością.
Wiedziała, że czeka ją jeszcze wiele księżycy treningu...

Od Miętowej Łapy

Był słoneczny dzień. Dziś ja i Zabluszczone Futerko mieliśmy ,,dzień bez treningu". Moja mentorka chciała spędzić dzień z Borsuczym Cieniem, a potem musiała iść na nocny patrol. Również pomyślałem, że przyda nam się dzień odpoczynku. Mimo tego nie chciałem nie zaniedbywać swojego treningu, więc postanowiłem sam zapolować. Jak na razie wraz z moją mentorką omawialiśmy techniki polować i Zabluszczone Futerko pokazywała mi jak to robić. Jeszcze nie polowałem sam, więc postanowiłem wybrać się do lasu i coś upolować, aby kotka była ze mnie dumna. Osmolona Łapa przyniósł wczoraj do obozu nornika, więc postanowiłem nie być gorszy. Udałem się do lasu, a gdy byłem już w głębi, zacząłem nasłuchiwać jakiegoś szmerania lub coś w podobnie. Po 20 uderzeniach serca wyczułem mysz. Zlokalizowałem ją wzrokiem i zacząłem się na nią czaić. Byłem już blisko, nawet bardzo blisko, ale chyba wyczuła mój zapach, bo zaczęła uciekać. Zacząłem ją gonić, aż w końcu złapałem ją. Potem zacisnąłem swoje zęby na jej szyi. Nagle z orientowałem się, że nie jestem na swoich terenach. Zapach był całkiem inny, niż ten, który był w obozie. Nastroszyłem sierść i powoli zacząłem się rozglądać. Nagle zobaczyłem błyszczące ślepia, które należały do jakiegoś kota kryjącego się w krzakach. Wystawiłem pazury gotowy do walki, chociaż nigdy tego nie robiłem. Kot wyskoczył z rośliny i skoczył w moją stronę. Ze strachu wypuściłem mysz z pyszczka, ale gdy kocur stał już nade mną i otwierał pysk, (może chciał coś powiedzieć) otrząsnąłem się i trzepnąłem go łapą z wystawionymi pazurami w pysk. Gdy ten odwrócił wzrok, wydostałem się spod niego i zabrałem swoją zdobycz. Nastroszyłem sierść jeszcze bardziej i wypuściłem mysz z pyszczka pod swoje łapy, a potem zacząłem syczeć. Kocur spojrzał na mnie i znów otworzył pysk.

Szkarłatny?

Od Gradowej Łapy C.D. Złotej Łapy

- Moja droga, ty chyba zgłupiałaś! - krzyknęła Kwiecisty Wiatr biegnąc do składziku. - Jak to się stało? Gdzie? Gradowa Łapo! Nie stój jak badyl tylko zbadaj koleżankę!
Wystraszony uczeń od razu zabrał się do panicznego oglądania rany Złotej Łapy. Wyglądała niezwykle dziwnie, jakby ktoś ją ugryzł, a jednak nie pachniała żadnym kotem, ani zwierzęciem. Powiedział o tym swojej mentorce, kiedy wróciła żując zioła.
- Nawłoć - powiedziała wypluwając papkę na ranę. - Opowiadaj, jak to się stało?
- Jja nie wiem! - zająknęła się Złota Łapa. - Obudziłam się z tym...
Kotka wyraźnie kłamała, jednak Kwiecisty Wiatr nie drążyła tematu, zajęła się owijaniem ran.
- Gradowa Łapo! - zawołała nagle. - Biegniesz do Białej Gwiazdy powiedzieć jej, że Złota Łapa dzisiaj nie trenuje.
- Ale... - wtrąciła ruda kotka, jednak medyczka ja zignorowała.
- Słyszałeś? - warknęła szylkretka.
- Tak Kwiecisty Wietrze - odpowiedział jej uczeń.
- To co tu jeszcze robisz ty kupo kłaków? - syknęła. Gradowa Łapa szybko wybiegł z legowiska i pobiegł do Białej Gwiazdy, która już szła po swoją uczennicę.
- Biała Gwiazdo! - zawołał zwalniając obok kotki.
- Czy coś się stało? - zapytała liderka.
- Nic wielkiego... Złota Łapa źle się poczuła - wyjaśnił nieco pokrętnie uczeń medyka.
- Czy to coś poważnego? - zapytała zatroskana kotka. Kocurek pokręcił głową.
- Tto nic wielkiego! Zwykłe skaleczenie! Ale rozumiesz, Kwiecisty Wiatr się martwi i nalegała, żeby dzisiaj nie trenowała.
- No cóż... Skoro to były słowa Kwiecistego Wiatru - westchnęła. - Jak byś czegoś potrzebował jestem w swoim legowisku.
Gradowa Łapa kiwnął głową i wrócił do legowiska medyka, gdzie Kwiecisty Wiatr skończyła już opatrywać kremową uczennicę. Złota Łapa leżała nieszczęśliwa na posłaniu dla chorych, a Gradowa Łapa cicho prześlizgnął się do miejsca, gdzie przypuszczał znaleźć swoja mentorkę, czyli do składziku. Kwiecisty Wiatr istotnie tam stała.
- Wiesz już co się stało? - spytał cicho.
- Niestety, nie chce mi tego powiedzieć - westchnęła medyczka. - Muszę przystać na wersję, że w jej legowisku jest jakiś cierń lub coś, co mogło ją skaleczyć. Sprawdzisz to?
- Mogę potem? Może ja zdołam z niej coś wydusić - zaoferował się uczeń.
- Dziękuję. Tylko nie wystrasz jej swoją wstrętną mordą! - zaśmiała się.
- Ej! Nie jest aż tak wstrętna! - oburzył się kocurek. - Pyszczek mam tylko lekko przekrzywiony...
- Dobra pięknisiu, idź! - powiedziała kotka ze śmiechem.
Gradowa Łapa wyszedł z legowiska i powędrował do Złotej Łapy. Kotka uśmiechnęła się do niego krzywo.
- Ty i Kwiecisty Wiatr macie tak świetną relację! - westchnęła kotka. - Chciałabym się tak pośmiać z Białą Gwiazdą...
- Słyszałaś o czym rozmawiamy? - spytał podejrzliwie kocur.
- Nie, ale słyszałam jak się śmiejecie - powiedziała.
- Złota Łapo, wygodnie ci się dzisiaj spało? - wypalił nagle.

<Złota Łapo?>

Od Złotej Łapy

Złota Łapa szła tym samym szlakiem co przedtem, na spotkanie z ojcem. Trawa wokół niej była czerwona jak krew, jak i większość rzeczy w tym lesie. Chmury nad niebie całkowicie zasłaniały księżyc i gwiazdy, jakby próbowały je chronić przed tym miejscem. Kotka mimo bycia w tym miejscu wielokrotnie, bała się go. Niechętnie stawiała kolejne kroki w głąb Mrocznego Lasu. Kiedy dotarła na miejsce spotkania i dostrzegła co tam się dzieje, jej serce zaczęło mocniej bić a po policzku spłynęła mała łezka. Kilka króliczych skoków stąd, leżał mały kocur. Jego czarne niczym noc futro, było całe zlepione krwią i piaskiem. Rany na jego ciele, wyglądały na zadane niedawno, więc na pewno gdzieś w pobliżu znajduję się jego oprawca. Terminatorka cała zadrżała na tą myśl, ale mimo strachu o własne życie postanowiła pomóc nieznajomemu. Pobiegła szybko w niedalekie krzaki, wyrywając sobie przy tym kłębek kremowego futra. Szukała pajęczyny, która choć trochę zatamowała by krwawienie. Po dłuższej chwili znalazła co szukała i szybkim krokiem poszła do rannego. Na miejscu oprócz niej i tamtego kota, znajdował się jej ojciec, patrzący z złowieszczym uśmieszkiem na ledwie żyjącego kocura.
- O, jesteś - miauknął, kiedy zauważył zbliżającą się do niej uczennicę. - Po co ci ta pajęczyna?
- Żeby zatamować krwawienia.
Starszy popatrzył na nią w ogniem w oczach.
- Nie po to go atakowałem, żebyś go uratowała!
- Za- Zaraz, to ty mu...
- Jasne, że ja! - podszedł do niej i liznął zachęcającą w uchu. - Teraz ty. Zakończ to co zacząłem.
Złota Łapa odskoczyła od niego, jak najdalej ją łapy poniosły i zwróciła swe spojrzenie na nieznajomego, który coraz gorzej łapał kolejne oddechy.
- Ja nie mogę, tato.
- Że co?! - zdenerwowany podbiegł do niej i z całej siły przygwoździł do ziemi. - Jesteś moją córką! Masz robić co ci każę!
- Może i w moich żyłach płynie twoja krew, ale nie jestem tobą!
- Masz mysie serce, Złota Łapo.
- A ty masz lisie! - kopnęła z całej siły, tylnymi łapami kocura i zaczęła uciekać. Niestety po paru sekundach, ponownie została przygwożdżony do ziemi.
- Jesteś żałosna - po tych słowach, mocno ugryzł ją w szyję.
Terminatorka krzyknęła z bólu, próbując wydostać się z uścisku. Nagle przed jej oczami nastała ciemność a ona sama poczuła, że znowu śni. Otworzyła szybko swoje błękitne oczy i rozejrzała się po terenie. Znajdowała się w swoim legowisku. Promyki słońca, spadające na jej futro sygnalizowała, że nastał dzień. Ból jaki miała w śnie nie zniknął, więc spojrzała na swoją szyję.
- Ojejku!
Rana, jaką zadał jej ojciec w Mrocznym Lesie mocno krwawiła, robiąc przy tym dużą kałuże krwi koło jej łap. Przestraszona pobiegła szybko do legowiska medyczki.
- J-Jest tam ktoś? - weszła chwiejnym krokiem do środka. - Halo?
- Jasne, że tak. - za skały, pojawiła się drobna kotka a za nią podobny do jej wieku kocurek.
- To pewnie Gradowa Łapa - pomyślała, patrząc się w prost na niego. Nocne Niebo wiele jej o nim opowiadał, więc od razu go poznała.
- Na Klan Gwiazd! Co ci się stało!? - krzyknęła medyczka, zapewne kiedy zauważył jej krwawiacą ranę.
- Eeee...Nic takiego. Macie może pajęczynę, na zatamowanie krwawienia? Bo zaraz idę na polowanie z Białą Gwiazdą i muszę na nie być gotowa.
<Gradowa Łapa?>

Od Lamparciego Kroku C.D.

Następnego dnia po rozmowie Lamparciego Kroku i Białej Gwiazdy Srebrny Pysk odeszła z Klanu Burzy. Pożegnanie jej i brata z pewnością było jedną z najbardziej wzruszających chwil w ich życiu. Oboje złożyli sowie wtedy życzenia szczęścia i powodzenia, po czym kotka opuściła obóz, by nigdy więcej żywa do niego nie wrócić. Ale o tym wtedy nikt w Klanie Burzy nie wiedział.
Klan szybko zaczął się zachowywać tak, jakby Srebrnego Pyska nigdy w obozie nie było. Tylko zastępca nadal przeżywał jej stratę. Stratę jedynej swojej rodziny. Ciężko było mu to przyjąć. Z każdym uderzeniem serca tylko bardziej bał się o siostrę. A co jeśli coś ją zaatakowało? A co jeśli gdzieś utknęła?
W końcu musiał przyznać, że troszczy się o swoją starszą siostrę bardziej niż o własnego ucznia. Z takim wyrzutem niemal zapadł się pod ziemię ze wstydu, kiedy zobaczył jak Nocna Łapa wchodzi do obozu z wróblem w pysku. Uczeń zapowiadał się być dobrym wojownikiem i lada dzień mógł liczyć na pasowanie. Lamparci Krok będzie musiał powiedzieć o tym Białej Gwieździe, ale może lepiej później. Nie miał teraz ochoty jej widzieć. Wiedział doskonale, że nie jej winą było odejście jego siostry, ale nie umiał przyjąć do siebie jej zamysłu na sojusz z Klanem Nocy.

Kiedy słońce zniknęło za horyzontem, a następnego dnia znów wzniosło się na szczyt niebios, Lamparci Krok wyruszył na poranny patrol wraz ze swoim uczniem i Iskrzącym Futrem. Towarzystwo jego przyjaciół wpływało na niego niezwykle pozytywnie. Ani chwili podczas patrolu nawet nie pomyślał o Srebrnym Pysku. Zdołali przejść niemal całą granicę Klanu Nocy, ale w końcu żadne szczęście nie trwa wiecznie, a w przypadku Lamparciego Kroku nigdy nie był to okres długi.
Wymieszane zapachy Srebrnego Pyska i Malinowej Gwiazdy szybko dopadły umysł zastępcy, gdy tylko zobaczył ich zmieszane ślady.
- Och, nie! - zawołała Iskrzące Futro, gdy tylko zrozumiała, do czyjego spotkania tutaj doszło. Lamparci Krok milczał. Przyglądał się śladom na śniegu, próbując odtworzyć zdarzenia. Srebrny Pysk pobiegła w kierunku terenów Klanu Nocy, tu się zatrzymała, opadła... Plama krwi przeraziła go, choć nie wiedział tak na prawdę, czy była to krew jego siostry, czy jej przeciwniczki. A dalej... Lamparci Krok nie mógł na to patrzeć. Ciało jego siostry leżało w topniejącym śniegu, w otoczeniu czerwieni. Nie chciał płakać przy kotach, które szkolił. Nie miał zamiaru pokazywać im słabości... Ale nie potrafił z tym dłużej walczyć. Szarpnął nim szloch, jakiego towarzysze nigdy wcześniej u niego nie słyszeli. Lamparci Krok rzadko płakał, prawie nigdy. Niewiele było chwil w jego życiu, kiedy z oczu płynęły mu szczere łzy. Od kiedy był małym kociakiem nie chciał pozwolić sobie na słabość. W ostatnich dniach emocje rozrywały go jednak od środka. Oboje jego towarzysze nie zdziwili się reakcją wojownika.
- Proszę cię, nie patrz - szepnęła Iskrzące Futro przytulając się do mentora. Była taka ciepła! I taka czuła! Zaczęła delikatnie lizać kocura po barku.
Lamparci Krok uspokoił się nieco pod jej wpływem. Zamknął oczy i drżąc powstrzymywał łzy. Wtedy od drugiego boku przytulił go Nocna Łapa. Widok ten był dla niego podobnym wstrząsem. Był to chyba pierwszy martwy wojownik, jakiego uczeń widział w życiu. Kiedy mentor zrozumiał, w obliczu czego stoi jego podopieczny sam go mocno przytulił.
Kiedy Lamparci Krok się uspokoił i był w stanie mówić oznajmił Iskrzącemu Futru:
- Zawiadom Białą Gwiazdę, aby wwysłała pattrol na granicę z Klanem Wwilka - wyjąkał. - I ppowiedz Kwiecistemu Wiatru, żeeby ddała coś Nocnej Łapie na uspokoojenie.
- Nie zostawię cię tutaj samego - powiedziała kotka. - Nie w takim stanie...
- Wszystko w pporządku - oznajmił zastępca. - Jja pochowam ją...
Iskrzące Futro, choć z ciężkim bólem opuściła swojego przyjaciela prowadząc Nocną Łapę do obozu. Czarny wojownik natomiast pozostał przy Srebrnym Pysku. Kiedy tamci odeszli podszedł do siostry, usiadł obok niej i zaczął cicho płakać.
Jakie to było okrutne i niesprawiedliwe! Ledwie odzyskał siostrę, a już ją utracił! Co więcej stracił je obie. Czuł, że to jego wina, a mimo wszystko nie umiał sobie tego wyjaśnić. Nigdy nie czcił specjalnie Klanu Gwiazdy, może za to został ukarany? Jego matka zginęła, gdy miał ledwie księżyc; jego ojciec zginął, gdy on był uczniem; w ostatnich dniach stracił dwie siostry i wiedział też, że nie żyło dwoje jego siostrzeńców. Tylko jeden z nich, Jagodowe Futro pozostał przy życiu i był wojownikiem. Lamparci Krok go nie znał. Widział go raz w życiu, gdy ten był mały i niewinny. Choć był teraz jego ostatnim krewnym nie umiał spojrzeć na to realnie. Malinowa Gwiazda zabiła Srebrny Pysk. Czy powie o tym klanowi? Jak zareaguje na to syn zamordowanej? A co pomyśli o tym Złota Łuska, która wykarmiła ją i patrzyła na jej upadek? Lamparci Krok nie znał Klanu Nocy. Wiedział tylko to, co przekazała mu w ostatnich dniach siostra. Wiedział, że tylko te dwa koty za nią zapłaczą. A reszta? Czy wszyscy w Klanie Nocy nienawidzili Srebrnego Pyska? Czy nie miała tam nikogo bliskiego? Podobno wszyscy jej ukochani zmarli w ostatnim czasie. Miała tylko jego. A on miał tylko ją.
- Jakie nasze życie jest beznadziejne - powiedział kocur, do martwego ciała. - Jak smutne rzeczy nas spotkały. Ileż bym dał, za szczęśliwe życie Srebrny Pysku. Za takie, jakim do czasu musiało być twoje. Dopiero teraz to zrozumiałem, jak wiele straciłem... Kiedy tata chciał mnie ratować... Odebrał mi całe szczęście, jakie ty miałaś. Nie miałem licznego rodzeństwa, nie miałem prawdziwej matki. Miałem tylko tatę i Mysi Nos, ale tatę szybko Klan Gwiazdy mi odebrał. Może i miałem przyjaciół, ale co mi było po nich? Nikt mnie nie wyróżniał. Coś więcej znaczyłem tylko dla Mysiego Nosa. Zazdroszczę ci twojego życia Srebrny Pysku. Musiało być piękne. Miałaś rodzinę, prawdziwych przyjaciół, trójkę dzieci... Jak okropna rzecz się stała, kiedy wszyscy kolejno pomarli! Ani chwili nie dziwię się, że odebrałaś Malinowej Gwieździe życie. Widziałaś w niej winowajczynię całego tego zła. Każdy widziałby winnego w swoim wrogu. Szkoda tylko, że nie było to jej ostatnie życie. Może gdyby tak się stało... Nie musiałbym teraz patrzeć na twoje ciało... - Lamparcim Krokiem znów szarpnął szloch. - Przepraszam was. Was obie. Miałem chronić swoich bliskich i zawiodłem. Wybaczcie mi. I ty także wybacz tato, że nie dotrzymałem obietnicy...
Szum wiatru poruszył gałęziami okolicznych drzew. Lamparci Krok wyczuł w nim coś niezwykłego, coś mistycznego. Podmuch był ciepły. Jakby gest przebaczenia? W końcu podniósł się. Nadeszła pora, aby zakopać ciało siostry. Znalazł dogodne miejsce i zaczął rozgrzebywać śnieg i błoto. Robił to z takim skupieniem, że nawet nie zauważył, jak ktoś przy nim siada. Aż do momentu, kiedy jego łapy nie przyłożyły się do kopania.

<Biała Gwiazdo?>

25 lipca 2017

Od Bobra C.D. Paprotki

   Liznął swoją siostrzyczkę po nosie, chcąc ją uspokoić. Ach, laski, najpierw gadają, że kogoś zabiją, a po chwili wyskakują, że one tego nie zrobią, bo się boją! Mimo to, kochał Paprotkę i nie chciał, by kiedykolwiek czuła lęk przed czymkolwiek.
   — Nie martw się. Nasza mama jest wspaniałą wojowniczką, tak samo jak tata. A my jesteśmy tacy jak oni, damy radę tym dzieciożercom. Kto wie, może Gwiezdni nam pomogą i nawet ich nie spotkamy? — uśmiechnął się Bóbr, wtulając pyszczek w klatkę piersiową kotki.
   — M-może masz rację — uśmiechnęła się słabo Paprotka, ocierając łzy. — Ale to nie zmienia faktu, że musimy być cicho, bo nawet z pomocą wszystkich naszych przodków te koty nas znajdą i pożrą, jak Jastrzębia.
   Bóbr nastroszył sierść, ale nie chcąc okazywać swojej słabości, przejechał dwa razy językiem po policzku czekoladowego kociaka i miauknął:
   — Dobry pomysł, lepiej już nie będę się wydzierał. Tylko pytanie, czy wracamy do domu, czy dalej szukamy tego bobka? Przecież on mógł dawno się umrzeć!
   — Właściwie — westchnęła Paprotka — nie mam pojęcia. Ale jeśli te koty zjadły Jastrzębia, to nas też zjedzą, jak myszki albo wróble! Chyba lepiej uciekajmy, dla naszego głupiego brata już nie ma ratunku...
   Bóbr drżąc, odsunął się od siostry. W duchu miał nadzieję, że kotka postanowi kontynuować poszukiwania Jastrzębia, bo jakby go złapali, dostałby od czarnego taki ochrzan, że nigdy by już nie próbował uciekać. Ale było też ryzyko, że stracą życie.
<Paprotko, Jastrzębiu?? ^^>

Od Miętowej Łapy C.D. Zabluszczonego Futerka

- Bardzo dobrze, Miętowa Łapo. Teraz czas przepytać Cię z Kodeksu Wojownika - powiedziała Zabluszczone Futerko.
Uśmiechnęłam się, ponieważ gdy mama uczyła nas w żłobku, byłem w tym lepszy niż Osmolona Łapa.
- A więc... Jak brzmi pierwszy punkt Kodeksu? - spytała kotka.
- Kot powinien być wierny swojemu klanowi - odpowiedziałem bez wahania.
- Dobrze. A drugi?
- Drugi brzmi... Każdy kot powinien przyjąć wiarę w Klan Gwiazd.
Zabluszczone Futerko przepytywała mnie, aż skończyły się punkty. Potem wróciliśmy do obozu i mogłem coś zjeść, a następnie czekałem na Osmoloną Łapę.
***
Minęło trochę czasu. Agrestowa Gwiazda umarł, a Kruczy Wąs został Kruczą Gwiazdą. Ja i mój brat trochę podrośliśmy i wiedzieliśmy trochę więcej. Powoli też nabierałem podejrzeń co do Kruczej Gwiazdy, a dokładnej do tego czy nie jest naszym ojcem. On i Osmolona Łapa wyglądali tak samo. Ale to może tylko moje podejrzenia... Może nasz ojciec nie żyje, lub... jest z innego klanu. Szybko odsunąłem od siebie te myśli. Mama jest lojalną wojowniczką i nigdy nie dopuściłaby się zdrady! Ale teraz nie na ten temat... Nastał kolejny dzień. Mało tego, dzień ten był piękny i ciepły z powodu Pory Nowych Liści. Słońce dobrze oświetlało legowisko uczniów. Osmolonej Łapy już nie było, więc pewnie trochę dłużej pospałem. Wyszedłem z legowiska i podbiegłem do Zabluszczonego Futerka, która jak zawsze czekała na mnie przy wyjściu z obozu.
- Dzień dobry, Zabluszczone Futerko - powiedziałem z uśmiechem.
Już nie czułem się przy kotce tak przytłoczony jak przy pierwszych treningach.
- Co dziś robimy? - spytałem.

Zabluszczona?

Od Paprotki C.D. Jastrzębia

Niuchałam i niuchałam, aż w końcu wyniuchałam! Ale nie Jastrzębia, ale jakieś inne koty.
- JAAAASTRZĄB! - Zawołał Bóbr. Najwyraźniej nie wyczuł kogoś innego.
- Bóbr - powiedziałam ciszej - Bóbr, nie krzycz, wyczułam jakieś inne koty i Jastrzębia! Ch-chyba go pożarły! - ostatnie słowo powiedziałam głośniej. Myśl o tym, że mój brat został zjedzony przez inne koty wycisnęła ze mnie łzy. Ale nie można płakać! Trzeba go pomścić! Bóbr stał jak wryty, chyba też go to przeraziło. Sam zaczął wąchać.
- Nie, to niemożliwe. Oni go... Chyba nie zjedli, nie?
- Nie wiem. Ale musimy go pomścić! - powiedziałam z determinacją w oczach
- Ale jak?
- Normalnie. Musimy ich podrapać! I zagryźć! I uderzyć! - krzyknęłam, po czym zmusiłam brata by poszedł dalej. Martwiłam się o Jastrzębia. Niby był głupi, ale to jednak brat! Nagle pomyślałam, że nie damy rady pomścić brata, sami zostaniemy zjedzeni! Po paru krokach zauważyłam że kompletnie nic nie rozróżniam! No na początku też nie rozróżniałam, ale teraz jeszcze bardziej! Bóbr prowadził. Czułam Jastrzębia.
- B-Bóbr... Boję się - przytuliłam brata z nadzieją, że mnie pocieszy.
<Bóbr?>

Od Jastrzębia C.D. Bobra

- JAAAAASTRZĄĄĄB! - usłyszał z oddali krzyk, choć z tej odległości brzmiało to jak szept. Jednak nawet tego szeptu nie dało się pomylić z żadnym innym. Bober. Jastrząb z pewnością strzeliłby teraz jakiegoś łaparyja, ale... cóż, był kotem, a nie człowiekiem. Tym dzikim wrzaskiem jednak na pewno zwróci na siebie czyjąś uwagę. Na przykład patrolu, czy innego drapieżnika. No ale... z drugiej strony matka by go chyba zamordowała, a jego flaki wyrzuciła potworom dwunożnych na pożarcie, gdyby dowiedziała się, że Bobra coś zeżarło, bo wylazł gdzieś w świat, by ratować jego nieodpowiedzialne dupsko. Wydał z siebie przeciągły jęk zażenowania, wijąc się na krawędzi pomiędzy ruszeniem się z miejsca i pomocą bratu, a zwyczajnym spacerkiem dalej. No bo nie miał żadnego zaplutego obowiązku, żeby ratować jego tępą facjatę przed byciem rozszarpaną przez pięćdziesiąt różnych drapieżników i zgwałconą przez jakieś Borsuki, czy coś. Wkurzony do granic możliwości wrzaskami brata zwyczajnie go olał, idąc dalej, oddalając się od szczyn swoich pobratymców jeszcze dalej. Jednak krzyki Bobra nie oddalały się, a wręcz przeciwnie - stawały się głośniejsze z każdą chwilą. Postanowił więc iść naokoło i przestraszyć rodzeństwo, żeby wróciło i nie interesowało się nieswoimi sprawami. Ale nie lubił się wysilać, więc zamiast całą drogę się skradać, jak na mądrego kota przystało po prostu szedł pod wiatr, upewniając się, że nie idzie po swojej poprzedniej ścieżce. Trochę się gubił, ale wrzask brata znów pozwalał mu się zorientować w przestrzeni. W sumie nie zdziwiłby się, gdyby nie zdążył, a jakiś patrol zabrał małego skurczybobra do obozu, aby zrobić mu jakieś bardzo niemiłe wywody, jak to poza obozem jest niebezpiecznie. A matka pewnie już sobie kłaki wyrywa, bo ten głupi kurdupel polazł za bratem, sprytniejszym i przede wszystkim MYŚLĄCYM nad każdym swoim kolejnym ruchem, a nie idącym na pałę, byle dalej, nie ważne, co może stać się potem. Jednak nie zdążył dotrzeć do rodzeństwa, gdy usłyszał kroki. Schował się w krzakach, upewniając się, że jest pod wiatr do nieznajomego i przyczaił się, nadstawiając uszu.
- Na osty i ciernie, co się tak drze? - spytała jakaś kotka pod nosem. Kotka! Czyli to pewnie ktoś z klanu. Upewnił go w tym fakt, że śmierdziała wręcz na kilometr Klanem Nocy.
- Brzmi jak wrzask jakiegoś bachora. - stwierdził kocur o znajomym głosie. Jagodowy Cośtam!
- Tyle wiem. - westchnęła, po czym powiedziała coś jeszcze, ale Jastrząb nie dosłyszał, bo poruszała się szybko. Za nimi szedł jeszcze jakiś kocur, ten nowy, czy coś. Nie był przesiąknięty zapachem Nocy, ale go nosił, więc najwyraźniej nie był tu długo. Ale... skoro to patrol, to co się stanie z jego rodzeństwem?

<Bóbr, Paprotka, łotewer>

Mysi Nos urodziła!

Pręga
Tygryska
Wicherek

Mysi Nos urodziła 2 kotki i 1 kocura.

Od Zabluszczonego Futerka C.D. Miętowej Łapy

- Zabluszczone Futerko... - szepnął mi ktoś do ucha. Dobrze znałam ten głos. To coś musnęło kilka razy moja wąsy. Otworzyłam szeroko swoje zielone oczy. Siedział przede mną Borsuczy Cień, czule się na mnie patrząc, a na jego pysku gościł uśmiech. Ja również się uśmiechnęłam i polizałam go po czole, na co kocur zamruczał.
- Masz trening z Miętową Łapą - powiedział i trochę zmarkotniał. Położyłam swoją łapę na jego łapie.
- Obiecuję, że jeżeli pojawią się tutaj jakieś nowe kociaki, będę prosić Kruczego Wąsa, żeby porozmawiał z Agrestową Gwiazdą o uczniu dla ciebie - Powiedziałam i wstałam. - Muszę już iść. Wieczorem, przy dzieleniu języków?
Kocur uśmiechnął się szerzej niż wcześniej i pokiwał głową, na co się zarumieniłam. Wyszłam szczęśliwa, spotykając mojego dawnego mentora.
- Dzień dobry, Kruczy Wąsie! Proszę, mógłbyś przekazać Miętowej Łapie, że czekam przed obozem, kiedy będziesz szedł po Osmoloną Łapę?
- Tak, jasne.
- Dziękuje!
Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam przed obóz. Pamiętam, jak kiedyś siedziałam tu, jako Zabluszczona Łapa, czekając na Kruczego Wąsa.
- Dzień dobry Zabluszczone Futerko.
- Dzień dobry! Gotowy na pierwszy trening?
- Um... Tak, chyba tak...
- To chodź!
Ruszyłam z uśmiechem w głąb terenów Klanu Klifu.
- Pokażę ci tereny. I pozadaję ci parę pytań.
- Py...tań? - Zapytał trochę zdenerwowany.
- Yhym. A więc, jakie są rangi w klanie?
- Lider, zastępca, medyk, uczeń medyka, wojownik, uczeń, karmicielka...
- ...No i starszy - dokończyłam, gdy uczeń się zawiesił.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. Wszyscy uczą się na błędach. A wiesz, jak się nazywa  nasz lider?
- Agrestowa Gwiazda?
-Tak. Zastępca?
- Kruczy Wąs.
- Medyk?
- Fenkułowe Serce.
- Bardzo dobrze!
<Mięta? Przepraszam, że to tyle trwało>

Kochanie, te "opowiadanie" to w 3/4 sam dialog, bez żadnych dopisków, opisów, niczego. A liderem Klanu Klifu już może od ponad 2 tygodni jest Kruczy.

Od Bobra C.D. Paprotki

   Nie zdążył się nawet wydrzeć, kiedy ktoś inny się wydarł - siostra Jastrzębia i Bobra, Paprotka. Na dźwięk jej głosu aż podskoczył.
   — Nie możemy się bawić, Paprotko! — pisnął, rozglądając się nerwowo na boki. — Jastrząb albo został zjedzony przez tego wielkiego, strasznego, brązowego kocura w białe łatki, albo uciekł! Uznajmy, że to wersja druga, dlatego idę go szukać, bo pewnie coś go zje znowu i nasz głupi brat się umrze! — zakończył dramatycznie Bóbr.
   Czekoladowa kotka aż nastroszyła futerko i rozdziawiła pyszczek. Musiało ją to przerażać tak samo jak Bobra albo jeszcze bardziej, w końcu była kotką, a według czarnego kocurka kotki zawsze są trochę bardziej tchórzliwe. Nie twierdził, że są słabe i nie nadają się do walki, przykładem była jego mamusia.
   — A-ale to straszne! — mruknęła. — Jastrząb jest dziwny i nie lubi się bawić, ale...
   — Właśnie! Musimy i tak go znaleźć! — oznajmił śmiało Bóbr. — Ja będę go wołał, a ty rozglądaj się, czy nigdzie nie ma lisów albo borsuków albo patroli.
   — Patroli? Ale przecież gdybyśmy poprosili ich o pomoc, byłoby o wiele łatwiej.
   — Ha! Oni by nam nie uwierzyli, zabrali do obozu i zjedli, mówię ci. Z resztą — westchnął dzieciak — niedługo będziemy mianowani na uczniów, wtedy takie wyprawy będą codziennością, bez niczyjej pomocy!
   — No dobrze — pisnęła Paprotka. — Ale później się ze mną pobawisz?...
   Bóbr zachichotał, a następnie złapał siostrę za ucho i pociągnął lekko, co miało być potwierdzeniem. Kotka, uśmiechnąwszy się, pacnęła go w nos, po czym wyruszyli na poszukiwania.
   Tak, jak zostało ustalone - kocurek wydzierał się "JAAASTRZĄB!", a Paprotka rozglądała się, czy nic ich nie goni. 
<Paprotko, Jastrzębiu?>

Od Paprotki C.D. Bobra

Dzień był ładny, ptaszki śpiewały... Słonko świeciło. Właśnie się obudziłam i... Hmmm Co on robi? Przyglądałam się bratu który robił... Coś. Patrzył na ściany, ruszał je, patrzył. Znalazł coś! Ale co? ... Dziura! Po co dziura? Ja też chcę! Hmm... on wychodzi! Ale fajnie! To nowa zabawa? Bóbr wymyśla fajne zabawy, Jastrząb też. A morze on chce bym za nim poszła? TAK! na pewno tak. To fajna zabawa. A gdzie świetlik? Też powinna pobawić się z nami w tą fajną zabawę! To zabawa nie? Bez namysłu poszłam za bratem, ale... to nie żłobek, ani nie obóz. To chyba coś innego... Gdzieś indziej. To jest za obozem! Ale super! Tyle zapachów... Trochę się przeraziłam. Ale później pomyślałam przygoda! Więc przecisnęłam się przez lukę i podreptałam za bratem. Nie zauważył mnie jeszcze. Bał się, ale czego? Podeszłam do niego i:
- Bóóbr! - krzyknęłam. Brat podskoczył i obrócił się szybko ze strachem. - Nie bawimy się?
<Wyprawa rodzinna! Jej. Bóbr?>