Blogger to gnojek nie ufajcie mu
Fałszywy skulił się delikatnie na posłaniu z mchu. Chłodne powietrze dostało się do środka, a on ze swoją krótką sierścią marzł co nie co. Musiał iść na patrol. Już wczoraj ustalił to z Miętowym Strumieniem, że z samego rana wylezie z cieplutkiego legowiska i obejdzie ich tereny. Nie wiedział co prawda, czy idzie ktoś jeszcze, ale miał to pod ogonem. Przymknął na chwilę oczy, ciesząc ostatnimi momentami w ciepełku.
Siedział i czekał na pozostałych. Spodziewał się zobaczyć Zajęczy Omyk. Partnerka zastępcy chyba go nieoficjalnie adoptowała, bo zachowywała się jak prawdziwa matka wobec niego. Nie, żeby narzekał, szylkreta była naprawdę cudowna, jednak on jako silny wojownik, nie potrzebował matczynej miłości (albo tylko tak sobie wmawiał). Westchnął cicho na własne myśli. Dlaczego się tym przejmował? Przecież miłość była przereklamowana i nie dla niego.
Podniósł głowę, kiedy usłyszał kroki. Dostrzegł, o dziwo, Miętowy Strumień, a za nim szła cała w motylkach Zajęczy Omyk. Oho, czyżby wielki pan zastępca postanowił skontrolować ich pracę? A może Zając coś mu na ucho szepnęła o adopcji Fałszywego i Miętowy chce wybić jej to z głowy? Kto wie, ale point czuł, że powinien mieć się na baczności. Niby zastępca był stary, ale wciąż mógł mieć sporo siły.
Już mieli ruszać, kiedy usłyszeli wysoki głos, na którego dźwięk Fałszywemu zjeżyła się sierść. Orła Łapa biegł za nimi na krótkich łapkach, a gdy był długość zająca od nich, wyjebał się na ryjek. Zajęczy Omyk niemal od razu podeszła i zaczęła uspokajać ucznia, którego oczy zaszły łzami. Arlekin wiedział, że wygłupił się przed ważnymi kotami. Po pierwsze, zastępcą, po drugie, jego partnerką, a po trzecie, przed swoją miłością. Gorzej być nie mogło!
- D-dzień dobry. - Miauknął nieco niepewnie.
- Dla kogo dobry dla tego dobry - mruknął Fałszywy, idąc przed siebie.
Dlaczego Orła Łapa był tam, gdzie on? Mało mu było miejsc w klanie? Albo innych kotów? Dlaczego do cholery padło na niego?
Zirytowany szedł na przedzie, a za nim Miętowy Strumień, na samym końcu zaś Orzełek z Zając, która go zagadywała. Fałszywy odważył się zacząć rozmowę z Miętowym. Nie była jakaś zobowiązująca, kocur nie pałał do niego miłością, bardziej neutralnością oraz wkurwieniem na wszystko dookoła. Ale co prowadzić, point i tak starał się nie wchodzić mu pod łapy.
Szli przy granicach z Klanem Nocy. Nikt nie miał uśmiechu na pysku, poza Orlą Łapą. Zając, Miętowy i Fałszywy szli, poważnym wzrokiem patrząc na zabrane im tereny.
- Dlaczego jesteście tacy poważni? Mamy piękny dzień! - Orzełek zagaił temat do Fałszywego.
- To granica z Klanem Nocy. Naszym odwiecznym wrogiem. - Odpowiedział Fałszywy, a w jego głosie pobrzmiewała nienawiść.
- Przecież Lwia Gwiazda nie chce wojny.
- To się stało, kiedy Lew nie był liderem. - Mruknął smętnie. - Rozpętała się walka pomiędzy naszym Klanem, a Klanem Nocy. Zabrali nam wtedy te tereny.
Wskazał ogonem polanę. W oddali mógł dostrzec nawet sylwetki jakichś nocniakow, których najchętniej by pomordował.
- Nie wiedziałem - miauknął cicho.
- Bywa. - Odparł obojętnym tonem point.
Wrócili do obozu. Fałszywy polazł na ubocze, żeby odpocząć po patrolu. Umył swoje wielobarwne futro, by olśniewać wszystkich dookoła. Nagle pojawiła się przed nim piszczka.
- Czy ty jesz cokolwiek? - Orzełek zapytał z lekka zmartwiony.
- Skoro żyję to coś tam jem - burknął niebieskooki.
- Musisz jeść więcej. Jesteś za chudy - mówił dalej młodszy.
- Nie mów mi co mam robić - Fałszywy odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu, uderzając ogonem o ziemię.
- Martwię się po prostu - mruknął pokornie Orzełek.
- Nie masz o co. - Point odwrócił głowę.
- To zjedz chociaż to. Wybrałem najładniejszą ze stosu! - Pochwalił się.
Fałszywy chciał protestować, jednak wbite w niego żółte oczy kazały mu jeść. Orzełek w tej jednej kwestii był zdecydowany. Trzeba jeść, jeść i jeszcze raz jeść! Pewnie dlatego był taki tłusty, chyba, że to wina karłowatości.
Kiedy zjadł, Orzełek mył swoje futro. Syn Łabędziego Plusku nie wiedział, czemu arlekin nadal tu siedział. Miał to w nosie, jednak obecność ucznia go irytowała.
- C-Chcesz iść na spacer? - Usłyszał.
- A gdzie? - Zapytał, unosząc brew.
- W nasze miejsce! - Szepnal Orzełek, jakby to była największa tajemnica świata.
- Nasze…? A, tam - Fałszywy po chwili ogarnął. Nie podobało mu się nazywanie tamtych kilku krzaków "ich miejscem". Orzełek dopowiadał sobie zdecydowanie zbyt wiele.
- To jak? - Zapytał z nadzieją żółtooki.
- Nie mogę. Biorę na trening Piegowatą Łapę. - Odparł. - Ale…
- Ale??
- Jutro o zachodzie słońca. - Miauknął, podnosząc się. Nadal grał na uczuciach Orzełka, ale kto mu zabroni? Przynajmniej miał zajęcie.
- Z-zgoda! - Uczeń kiwnął głową, a jego oczy dziwnie świeciły.
Fałszywy tego nie skomentował. Musiał iść z tym małym diabłem na trening. Przygotował się psychicznie, nim nie ruszył do legowiska uczniów.