Przyjrzała się uważnie kocurkowi, który ich odwiedził. Delikatna, skromna sylwetka o nieułożonym, odstającym futrze. Zapadnięte, chuderlawe boki zdobiły ciemniejsze wiry, malowane podobnym wzorem jak u niej samej. W jego szmaragdowych ślepiach widziała wiele emocji, a jego zdezorientowana mina zdradzała, że prawdopodobnie nie spodziewał się takiej propozycji ze strony drugiej karmicielki. Wrzos z równie sporą niepewnością skakała wzrokiem po wybiegających za żłobek przyjaciołach. Każdy pysk znikający z wnętrza kociarni wydawał się kipieć radością i ekscytacją, z zaciekawieniem obserwując nowe otoczenie. Mimo wszystko uszka burego kocięcia opadły, a na jej mordce nieprzerwanie malowało się wahanie. Mogli? Tak po prostu wyjść? Za pozwoleniem wymknąć się spod czujnego oka opiekunek i wyjść na nieznane zewnątrz z obcym jej kotem? Wciąż nie znała tego miejsca. Wciąż jedyne tutejsze koty, jakie poznała to Jemioła, Popielaty Grzbiet i Firletkowy Płatek. Kotka machnęła nerwowo krótkim ogonkiem, spoglądając w oczy nieznajomego. Nie wyglądał na groźnego. Jego nieśmiałe stęki, drżący głos i przerażony wzrok nie wskazywał na to, by miał im zrobić krzywdę. W jakimś stopniu nawet przypominał jej kogoś.
Chociaż nie znała jego imienia, miała wrażenie, że nie musiała się go bać. Słowik się go nie bała, reszta się go nie bała, karmicielki też nie. Więc czy był powód, by się obawiać? By niepokoić się wyjściem z nim na spacer? Nie chciała mu też sprawić przykrości swoim ociąganiem się z decyzją. Szybko obejrzała się za siebie, a jej spojrzenie spoczęło na Niedźwiadku. Nie oczekiwała, że on pójdzie, nawet jeśli Dzik wyszedł. Wiedziała, że nie przepadał za takimi wyprawami. Jednak jej nic nie już nie powstrzymywało, gdy odsunęła wątpliwości na bok. Posłała mu ciepły uśmiech, po czym zwróciła się do przybysza.- Poproszę - z cichym słowem na ustach podreptała do łap nieznajomego, popychana skromnie błyskającą chęcią poznania zarówno przybysza, jak i nowego świata za wejściem do żłobka.
- T-to ch-chodźmy wtedy… - chude nogi burego kocura ruszyły się z dozą niepewności. Wrzos podążyła za nim, ostrożnie wyglądając zza rogu kociarni. Jej oczom ukazał się wielki obóz osłonięty krzewami, nagimi skałami i młodymi drzewkami. Obraz ten wciąż wprawiał w ją zdziwienie, nawet jeśli widziała go przelotnie już parę razy. Reszta kociąt z uśmiechami zwiedzała otoczenie, zaglądając do coraz to nowej jamki, gdy Wrzos zatrzymała się w zaskoczeniu. Onieśmielona mimowolnie przysunęła się bliżej do burego, chowając się przed widokiem innych. Przez to, że jej przyjaciele wybiegli pierwsi, w pobliżu nie było innego kota, który mógł odwrócić jej uwagę od konfuzji, jaka robiła bałagan w jej umyśle.
- Jak masz na imię? - zapytała, uniósłszy łepek, próbując skupić się na jednej kwestii.
- S...Srocza Łapa - uczeń przełknął ślinę, poprzedzając wypowiedź cichym westchnieniem.
- Bardzo ładnie - uśmiechnęła się do niego jasno, ciesząc się nową wiadomością. Skoro teraz już go znała, nie musiała się niczym martwić. Kto wie, może nawet kocurek wytłumaczy jej co nieco o tym miejscu? Nie była przekonana do zwiedzania ów miejsca na własną łapę, a burasek, nawet jeśli nieśmiały, sprawiał wrażenie całkiem miłego. - Mógłbyś mi coś opowiedzieć o… Klanie Klifu, tak? Proszę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz