Jakby na zawołanie, Jastrzębi Cień pojawił się tuż obok. Podskoczyła, bo nie spodziewała się go tutaj. Jego drugi człon imienia zdecydowanie pasował do sposobu, w jakim się przemieszczał. Był momentami zbyt cichy. Nie cierpiała, kiedy tak się do niej skradał, a tym bardziej, gdy dawała się tak łatwo podejść. Zmierzyła go wzrokiem, w pełni zbulwersowana. Przerwał jej właśnie trening, a przecież musiała jak najlepiej udowodnić, że jest lepszym mentorem od niego.
- Witaj, siostro. Czemu trenujesz ze swoją uczennicą tutaj? To nie słyszałaś o nowinach? - zapytał, patrząc na nią z pewnym zainteresowaniem. Skałę zaskoczył tylko brak Suślej Łapy, ale wzięła pod uwagę to, że bury po prostu za nią szedł od początku. Poczuła upokorzenie. Dlaczego go wcześniej nie zauważyła?
- Śledzisz mnie czy jak? Nie. Nie słyszałam. A jakie to nowiny co? Kolejny królik na naszych terenach?
Historia z tymi skaczącymi futrzakami pozostanie w jej głowie na zawsze. Nigdy nie tknie tego typu pokarmu, wręcz ją skręcało na samą myśl.
- Nie. Gorzej. Dzik. – odparł najspokojniej w świecie, jakby ta nowina nie była niczym zaskakujących.
- Dzik? Tu nie ma dzików! – miauknęła oburzona. Prawdopodobnie próbował pokazać jej uczennicy, że z czarnej jest zwykły koci móżdżek. Wpierw fuknęła, po czym lekko spięła mięśnie. Przecież on nie mógł mieć racji, gdyby te zwierzęta z wielkimi kłami tu bytowały, to dawno zostałoby to już odkryte.
Spojrzała na niego, szukając jakiegokolwiek potwierdzenia dla jej słów.
Jak zawsze jego wyraz pyska pozostał niewzruszony. Gdyby był tak ekspresyjny jak większość kotów, to jego kolejny plan zostałby z łatwością przejrzany. Skalny Szczyt niby wiedziała, że coś kombinuje, aczkolwiek nigdy nie potrafiła odkryć, co ten krętacz kombinuje.
- To, że ty czegoś nie widziałaś, nie oznacza, że tego nie ma – oświadczył spokojnie.
Wtem zza krzaków usłyszała szelest i głośne łamanie gałązki. Przeżyła kilkusekundowy zawał, wbijając wytrzeszczone oczy w uczennicę. Powinna ją ratować, tak postąpiłaby przecież dobra mentorka.
- Słuchaj, nie mam czasu na twoje durnoty! – wypaliła, prawie że niezauważalnie się kuląc. – I tak Świetlista Łapa wiele się dzisiaj nauczyła, więc my już wracamy do obozu. A ciebie niech te dziki zeżrą – warknęła. Odwróciła głowę i krzyknęła w głębinę między drzewami: – Smacznego!
Znowu zza krzaków rozbrzmiały dziwne dźwięki. Czarna miała dosyć. Pochyliła się do młodszej i szepnęła jej na ucho:
- Biegnij.
Kiedy ta ruszyła, rzuciła się za nią. Nie chciała nawet sama przed sobą przyznać, że mogłaby uwierzyć w te dziki. Liczyła, że skoro Jastrząb tam został, to chociaż go dopadną i zadowolą się nim, bo ona czuła się zbyt pożyteczna na umieranie.
W obozie przystanęła, oddychając ciężko. Dawno łapy nie poniosły jej tak szybko, jak tego dnia. Przełknęła ślinę, uśmiechając się niemrawo do białej.
- Idź, odpocznij. Zrobiłaś dzisiaj kawał dobrej roboty – pochwaliła ją, wciąż nierównomiernie oddychając.
- Dziękuję – wypaliła, po czym wbiła spojrzenie we własne łapki. – A… A czy tam serio był dzik? I czy dziki naprawdę mają ostre kły do zabijania? – zapytała.
- Nie wiem, nie widziałam nigdy dzika, ale… raczej go tam nie było – stwierdziła, choć sama wciąż nie była niczego pewna. – Nie martw się, w obozie nas nic nie znajdzie, jesteśmy tu bezpieczne – rzuciła słowa otuchy, otulając ogonem drobne ciałko uczennicy.
- Ja wiem, ale… Twój brat uczy mojego brata, a był w lesie sam. Czy... czy Suślą Łapę już coś zjadło? Czy straciłam brata? – Popatrzyła na nią ze łzami w oczach.
- Oh, oczywiście, że nie! Jastrzębi Cień pewnie sam poszedł za nami, bo zazdrości, że trafiła mi się najlepsza uczennica, która bardzo szybko się uczy. Chciał podkraść metodę na sukces – dodała.
Świetlista Łapa wydawała się niepewna, dopóki przez wejście do obozu nie wparował bury i czekoladowy. Młodszy wydawał się być czymś bardzo rozbawiony.
- Ale miałyście miny! – zaśmiał się donośnie. – Naprawdę się bałaś siostro? – zapytał białej, choć w jego głosie dało się teraz wyczuć troskę.
- To był żart? – Skała przerwała im te uroczą, rodzinną scenkę. Wbiła mordercze spojrzenie we własnego brata. – Ty chyba sobie żartujesz – wypaliła z irytacją.
- Ale o co ci chodzi? – Jastrząb jak zwykle zgrywał niewinnego. – Czyżbyś wystraszyła się dzika?
- Chyba sobie żartujesz! – powtórzyła ostrzej. – Oczywiście, że niczego się nie bałam, ty mysi bobku, od początku wiedziałam, że coś było nie tak! – warknęła.
Niestety, dała się nabrać. Tylko przez chwilę myślała o tym, że wojownik coś planował, ale nie wpadłaby, że akurat coś takiego.
Napuszyła się i uderzyła go łapą w bok. Była tak zdenerwowana, że nie sposób tego opisać.
<Jastrzębi Cieniu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz