Kotka zachichotała, kładąc się przy nim. Mogłaby siedzieć tu z kocurem wieczność, było tak przyjemnie!
– W sumie jak zachoruję, będę mogła być tu z tobą cały czas – mruknęła beztrosko, jednak szybko pożałowała swoich słów.
Czarna Łapa spojrzał na nią z lekką złością, po czym pacnął ją ogonem w głowę.
– Nawet mi się nie waż – zachrypiał, po czym jego spojrzenie złagodniało – Będę chorował za nas obojga.
Oczy Wschodzącej Łapy zalśniły czułym blaskiem. Nawet przy zmienionym przez chorobę głosie, nadal brzmiał tak ciepło, że rozgrzewał kotkę od środka. Przez moment przez jej głowę przebiegła myśl, jak ona przeżyje w czasie pory zielonych liści. Będzie jej wtedy za gorąco.. Dostrzegała w nim tak wiele nowych rzeczy. Wydoroślał, na pewno stał się pewniejszy siebie. No i nie bał się już pokazywać samego siebie! A ona przestała się bać jego ciemnych oczu, które teraz sprawiały, że gdy w nie spojrzała w momencie roztargnienia lub zdenerwowania, odprężała się na tyle, by móc sensownie myśleć. W niektórych sytuacjach było jednak zupełnie odwrotnie. Przy okazji zauważyła, że czasem patrzy na niego zbyt długo, kładąc się tuż obok i wtulając w czarne futro kocura. Czuła wtedy dziwne łaskotanie w brzuchu, które nasilało się z każdą chwilą, powodując, że szylkretka musiała aż wstać.
Czy tak właśnie wyglądała miłość? Sama nie wiedziała, nigdy nie pytała mamy o takie sprawy, wiedząc, że szylkretowa wojowniczka od razu wzięłaby sprawy w swoje łapy.
– Nieładnie jest zabierać wszystko dla siebie – burknęła zdenerwowana, lecz po chwili zamruczała smutno – Będzie mi dziwnie spać samej w legowisku...
Kocur spojrzał zdziwiony na zmarkotniałą kotkę, która westchnęła ciężko.
– Wschodząca Łapo... – zaczął, lecz nagle zakaszlał chrapliwie, doprawiając to kichnięciem.
Kotka przysunęła się bliżej niego, gładząc go łapą po grzbiecie. Fuknęła na siebie w myślach zła, że wyciągnęła go w mroźną noc na śnieg. Po krótkiej chwili napad kaszlu minął, a kocur oddychał chrapliwie. Wschodząca Łapa pomyślała o tym, by znaleźć coś na półce medyczki, co by mu pomogło. W końcu przecież powinna jeszcze pamiętać nauki Fenkułowego Serca.
Nagle z legowiska za skałą dało się słyszeć ciche szmery i ziewnięcie jednej z medyczek. Uszy szylkretki zwróciły się w kierunku dźwięku, a ona sama wzdrygnęła się nieznacznie. Przypominała sobie słowa Różanego Kwiatu, która prosiła ja o wyjście z lecznicy tuż po zachodzie słońca, gdy Czarna Łapa jeszcze spał.
– Wiesz, lepiej pójdę, zanim Fenkułowe Serce mnie tu nakryje – powiedziała, siląc się na wesołość, by nie sprawić kocurowi niepotrzebnych zmartwień – Jestem tu trochę nielega–
– No więc zmykaj Wschodząca Łapo – mruknęła ciepło starsza medyczka, wychylając się nagle zza skały, na co dwójka uczniów podskoczyła – Różany Kwiat nie potrafi jeszcze zbyt dobrze wyrażać swojego zdania, dlatego ja wciąż stoję na straży.
Czarno–biała kotka spojrzała na charczącego Czarną Łapę zmartwiona, podchodząc do półki z ziołami. Szylkretka widziała, jak medyczka sięgała pewnie po poszczególne zioła, nie zastanawiając się nawet czy czasem się nie pomyliła. Podeszła do kocura, podając mu na liściu żółtawą substancję i kilka cierpko pachnących, niebieskawych owoców. Jak dobrze pamiętała, owoce były z jałowca, a to żółte coś to chyba miód.
Czarna Łapa zlizał słodką substancję z liścia, a po paru chwilach przestał tak okropnie chrypieć. Po zjedzeniu jagód skrzywił się okropnie, jęcząc cicho.
– Skoro jest gorzkie, to znaczy, że działa – mruknęła medyczka, wracając do swojej półki, wyciągając z niego zdrewniałą łodygę. Nasiona w środku zagrzechotały, przypominając Wschodzącej Łapie swoją nazwę.
Fenkułowe Serce wstrząsnęła lekko makówką, a przed kocura wypadły dwa czarne ziarenka maku.
– A teraz spróbuj zasnąć – powiedziała kotka ciepło, zanosząc grzechotkę na swoje miejsce.
Czarna Łapa spojrzał na Wschód z niemą prośbą, lecz kotka mogła tylko uśmiechnąć się pocieszająco. Medyczka ma władzę absolutną w swoim legowisku. Podeszła do kocura i liznęła go w ucho.
– Na zdrowie – mruknęła troskliwie – Zobaczysz, jutro będzie tylko lepiej!
Kocur westchnął dobitnie, przytakując na słowa kotki. Wykrzywił pysk, patrząc nienawistnie na ciemne nasionka, lecz zlizał je posłusznie. Chwilę później Czarna Łapa spał w najlepsze zwinięty w kłębek na swoim legowisku.
Wschodząca Łapa patrzyła na jego uśpiony pysk, mimowolnie się uśmiechając. Siedziała zamyślona przy przyjacielu tak długo, aż nie poczuła lekkiego szturchnięcia w bok.
–Nie jesteś drzewem moja droga, możesz się przemieścić – usłyszała rozbawione miauknięcie Fenkułowego Serca obok siebie – Idź już spać do swojego legowiska. Ten tutaj wróci do ciebie w przeciągu kilku wschodów słońca.
Wschodząca Łapa spojrzała na medyczkę speszona, otwierając i zamykając pyszczek, jakby chciała coś powiedzieć. Poddała się jednak, kierując wzrok na swoje łapy.
– Gdybym go nie wyciągnęła w mroźną noc na śnieg teraz by nie chorował –burknęła cicho, a poczucie winy znów spadło na jej barki, przez co kotka się nachmurzyła.
– Nikt nie wie co zgotuje nam los –odpowiedziała medyczka po chwili ciszy – Jednak wiem co zrobi tobie, jeśli nie pójdziesz teraz do legowiska i się nie wyśpisz. Zmykaj Wschodząca Łapo, bo zawołam Zabluszczone Futerko...
Szylkretka słysząc tak straszną groźbę z pyska medyczki, wstała natychmiastowo. Jeśli jej mama dowie się, że kotka praktycznie cały dzień siedziała przy śpiącym Czarnej Łapie, będzie zasypywana pytaniami, na które ona sama nie zna jeszcze odpowiedzi.
– N-nie trzeba, już idę –miauknęła pośpiesznie – Dobranoc Fenkułowe Serce.
Czarno-biała medyczka patrzyła jeszcze chwilę za odchodzącą uczennicą. Księżyc, który do tej pory lśnił jasno na Srebrnej Skórce, przysłoniły ciemne chmury. Kotka zadrżała, gdy mroźny wiatr zawiał od strony morza. Spojrzała jeszcze na znikające gwiazdy, wzdychając cicho, po czym wstała i wróciła do swojego legowiska.
***
Wschodząca Łapa drzemała w legowisku uczniów spokojnie. Dziś Wierzbowe Serce postanowiła dać jej dzień wolny, a Wschodząca Łapa dziękowała jej z rana uradowana. Dodatkowo usłyszała, że Muchomorowe Serce z Pylnym Czołem dostali przeziębienia po swoim nocnym czuwaniu. Nie dziwiła się, noce były przecież okropnie mroźne, a im trafiła się warta akurat w trakcie najzimniejszej pory. Znalazł się tam też Omszona Skóra, pokasłując raz po raz. Jednak Pora Nagich Drzew zbliżała się ku końcowi, szylkretka czuła to całą sobą.
Spojrzała tęsknie w kierunku lecznicy, jednak teraz nie mogła odwiedzić Czarnej Łapy. Musiała się czegoś upewnić. Podeszła jeszcze szybko do stosu, biorąc z niego dwie piszczki.
Ruszyła wolno w stronę żłobka, wzdychając ciężko. Sekret jej siostry – Błękitnej Łapy – w końcu się wydał. Osmolony Brzuch od razu zauważył, że z jego podopieczną dzieje się coś nie tak. Na początku śmiał się z tego, że jak na Porę Nagich Drzew, jego uczennica wygląda całkiem pulchnie. Po jakimś czasie wydawało mu się to dziwne, że mimo iż zwierzyny ledwo co starczało dla wszystkich, ona nie chudła ani trochę. Inni klanowicze również się tym zainteresowali. W końcu pod naporem Zabluszczonego Futerka i Fenkułowego Serca, Błękitna Łapa z płaczem przyznała się do tego, że spodziewa się kociąt. Na pytanie, kto jest ojcem, kręciła głową. Królowa nie ma obowiązku zdradzać, kto nim jest, jeśli tego nie chcę.
Stanęła w wejściu do szczeliny, przez moment próbując się uspokoić. Wypuściła ciężko powietrze, wchodząc do ciemnego legowiska.
Jak na Porę Nagich Drzew było tu przyjemnie ciepło. Mech był suchszy, im głębiej się do niego wchodziło. Wschodząca Łapa zauważyła leżąca blisko wejścia Sójcze Skrzydło i kiwnęła jej głową w pozdrowieniu. Brzuch młodej królowej był wielki, poród mógł się zacząć lada chwila. Ona sama wyglądała na okropnie zmęczoną. Wschodząca Łapa podeszła do niej żwawo i uśmiechając się, położyła przed nią małego gila.
– Oh, dziękuję Wschodząca Łapo – powiedziała Sójcze Skrzydło z wdzięcznością – Tego mi brakowało.
Po czym zaczęła obskubywać małe piórka.
Szylkretka kątem oka zauważyła błysk niebieskich oczu w najdalszym kącie żłobka. Błękitna Łapa wpatrywała się w nią wyczekująco. Czarno–ruda ruszyła w jej kierunku, uśmiechając się pocieszająco. Położyła przed nią wychudzoną myszkę, przysuwając ją lekko łapą w stronę jej pyska.
– Dzień dobry, Błękitna Łapo – powiedziała troskliwie, siadając naprzeciw siostry – Jak się czujesz?
Błękitna Łapa pociągnęła cicho nosem, kładąc głowę na łapach, nie spuszczając wzroku z siostry ani na jedno bicie serca. Skrzywiła się, spoglądając na piszczkę, po czym otworzyła pyszczek:
– Źle – odpowiedziała obojętnie – Bardzo źle.
Wschodząca Łapa stuliła uszy, spoglądając na swoje łapy.
Bała się o siostrę, okropnie. Fenkułowe Serce i Różany Kwiat coś ukrywają przed jej uszami, dobrze o tym wie. Widziała to w oczach starszej medyczki, która spoglądała na Błękitną Łapę z mieszaniną strachu i współczucia.
Szylkretka odgoniła od siebie niepotrzebne myśli, skupiając się na kotce przed nią. Podsunęła jej myszkę pod samo nos i polizała uczennice czule między uszami.
– Zobaczysz, wszystko będzie dobrze – powiedziała jej wesoło – Kiedy przyjdę tu ponownie, ma to być zjedzone – powiedziała z udawaną groźbą.
Błękitna Łapa mruknęła coś cicho, kiwając głową w odpowiedzi.
Wschodząca westchnęła dobitnie, a jej ogon opadł na ziemię. Z bezsilności nie wiedziała co zrobić. Minęła wiercącą się na legowisku Sójcze Skrzydło, gdy nagle usłyszała cichy pisk. Zastrzygła uszami w stronę królowej, odwracając pyszczek.
– Wschodząca Ła–apo – usłyszała cichy głos pointki – Pobiegłabyś po Różany Kwiat l–lub Fenkułowe Serce?
– A co się–
Sójcze Skrzydło spojrzała na nią jak na głąba, po czym drgnęła lekko po raz kolejny.
Uczennice oświeciło. Otworzyła szeroko oczy i ruszyła pędem do wyjścia. W trakcie biegu poślizgnęła się na śniegu i wpadła do lecznicy z głuchym łoskotem, lądując pyszczkiem w mchu. Wszyscy chorzy odwrócili w jej stronę głowę. Kotka podniosła się, otrząsnęła, po czym nabrała powietrza w płuca.
– Wschodząca Łapo? – zapytał zaspanym głosem Czarna Łapa – Co się st–
– Fenkułowe Serce! Różany Kwiecie! – krzyknęła, na co koty w lecznicy stuliły uszy – Kociaki! Już! Teraz! Idą!
W jamie obok rozległ się cichy łomot i szuranie łap.
– Bierz ziółka Różany Kwiecie! – usłyszała wesoły głos biało–czarnej medyczki – Czas powitać nowe mordki w klanie!
Kilka bić serca później, Fenkułowe Serce ruszyła szybkim krokiem do żłobka.
Wschodząca zadowolona z tego, że wypełniła zadanie, odwróciła pyszczek w kierunku czarnego ucznia. Uśmiechnęła się zatroskana, podchodząc do niego.
– Wybacz, że cię obudziłam – mruknęła przepraszająco, liżąc go w polik – To była nagła sprawa.
– Nie zaprzeczam – mruknął zachrypnięty, po czym kichnął – Jednak mogłaś iść prosto do medyczek i powiedzieć im to ciszej.
Kotka zamruczała rozbawiona, ocierając się głową o pierś kocura.
– Miałabym dalej do ciebie – powiedziała niewinnie, kładąc głowę między jego łapy, obracając się przy tym na plecy.
<Czarna Łapo? Wybacz, że kazałam tak długo czekać na swój odpis ;^;>